Następnego ranka członkowie GD mogli mówić tylko o ostatnim spotkaniu. Syriusz omówił sporo materiału i powiedział im, że to od nich zależy, jak szybko pójdą do przodu. Członkowie już planowali spotkania na ten tydzień, żeby ćwiczyć. Taktyka Syriusza polegająca na uczynieniu nauki zabawą z pewnością opłaciła się, pokazując, jak najprostsze umiejętności mogą uratować życie. Niestety Ron był asystentem Syriusza i z tego powodu leczył kilka siniaków.
Spotkanie
zakończyło się przeglądem tego, co omówili w zeszłym roku, co przejęła od
Syriusza Rada i Harry oraz przygotowali wszystkich na następny tydzień, w
którym zaczną omawiać nowy materiał. Szósty i siódmy rok miał omawiać zaklęcia
niewerbalne, podczas gdy piąty i młodsi koncentrowali się na Patronusach i
innych zaklęciach, których jeszcze się nie uczyli. Ponieważ większość członków
Rady była na szóstym lub siódmym roku, Syriusz zgłosił się na ochotnika, by
pomóc Ginny i Lunie uczyć garstkę uczniów, którzy wciąż walczyli ze swoimi
Patronusami.
Całe
to podekscytowanie wywołało spore zamieszanie wśród osób niebędących członkami,
zwłaszcza gdy ci odkryli, co omawia GD. Najbardziej wytrwały był Cormac
McLaggen, który ponownie robił wszystko, co w jego mocy, by przekonać
Harry’ego, że zasługuje na szczególne warunki, co naprawdę chłopca zirytowało.
McLaggen był taki, jakim Harry nie chciał być, chwytał się sławy i naprawdę
wierzył, że zasługiwał na specjalne traktowanie z powodu tego, kogo znali jego
krewni. McLaggen naprawdę lubił imprezy u Slughorna i miał czelność prosić
Harry’ego, żeby nie planował treningów Quidditcha podczas jakiejś z imprez.
Harry oczywiście poinformował McLaggena, że Quidditch był obowiązkiem, który był
przed jakimiś przyjęciami czy innymi imprezami rekreacyjnymi, a jeśli mu się to
nie podobało, mógł z miłą chęcią opuścić drużynę.
Po
tym McLaggen zostawił Harry’ego, ale nie odszedł z zespołu. Harry nie był
pewny, jak się z tym czuć. McLaggen był dobrym graczem, ale jego osobowość
pozostawiała wiele do życzenia. Nie było zaskoczeniem, że McLaggen i Slughorn
tak dobrze się dogadywali. Obaj byli siebie warci.
Harry
nie był zaskoczony, gdy poproszono go, by został po zajęciach obrony przed
czarną magią. Z powodu tego całego zamieszania, Harry spodziewał się, że jakiś
nauczyciel go zapędzi w kozi róg. Był tylko zdumiony, że został do tego wybrany
profesor Snape. Może to dlatego, że był ona nauczycielem obrony, a może temu,
że profesor McGonagall była zbyt zajęta ukrywaniem zniknięcia profesora
Dumbledore’a. Harry nie był pewny. Wiedział tylko, że próba konwersacji będzie
niezwykle męcząca.
Profesor
Snape stał przed biurkiem, jak zwykle uśmiechając się szyderczo w kierunku
Harry’ego. Po dyskusji, którą odbyli dwa tygodnie temu, Snape robił wszystko,
by całkowicie uniknąć Harry’ego.
-
Wygląda na to, że jest problem z twoją małą grupką, Potter – powiedział chłodno
Snape. – Kilku uczniów wyraziło niechęć, że nie pozwolono im dołączyć, chociaż
nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego.
Harry
poważnie w to wątpił. Snape doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Harry
nienawidził całego nonsensu „chłopca, który przeżył, by zostać wybrańcem”.
-
Ja potrafię i jestem pewny, że pan również – powiedział szczerze Harry. – Proszę
mi coś powiedzieć, profesorze. Są tu inne grupy. Ludzie mogą robić dokładnie
to, co my i stworzyć własną grupę. Dlaczego muszą dołączyć do mojej?
Snape
spojrzał na Harry’ego groźnie, po czym parsknął.
-
Ponieważ jest twoja – powiedział z obrzydzeniem. – Wszyscy chcą być blisko
„Wybrańca”.
-
Dokładnie, proszę pana – powiedział cicho Harry. Nienawidził tego, jak profesor
Snape potrafił sprawić, by każdy nadany mu tytuł brzmiał jak zniewaga. Przecież
się o to nie prosił. Nigdy tego nie robił. Czasami Harry się zastanawiał, czy
Snape nie pomylił go z McLaggenem. – Ludzie, o których rozmaimy nie pojmują
ryzyka, jakie grupa podjęła w zeszłym roku, dołączając do grupy, która była
sprzeczna z naukami Umbridge. GD wierzyło we mnie, kiedy wszyscy inni
kwestionowali moje zdrowie psychiczne. Nie zadręczali mnie o informacje, co się
stało z Umbridge albo tamtej nocy w Ministerstwie. Im ufam. Widzą mnie takiego, kim jestem.
Harry
nie mógł uwierzyć, że ze wszystkich ludzi tak wiele ujawnił akurat profesorowi
Snape’owi. Może to przez całą tą frustrację, która przejęła nad nim kontrolę.
Może to dlatego, że chociaż Snape był tłustym dupkiem i bardzo nienawidził
Jamesa Pottera, na swój własny złośliwy, sarkastyczny i niechętny sposób ciągle
miał oko na Harry’ego. Snape nadal był Snapem. Naprawdę nie było innego
sposobu, jak to wyjaśnić i Harry naprawdę nie wiedział, czy chce.
-
A kim pan jest? – zapytał profesor Snape, chociaż jasne było, że nie mogłoby go
to mniej obchodzić.
-
Człowiekiem – powiedział spokojnie Harry i odwrócił się, by wyjść. Nie miał nic
więcej do powiedzenia. Oboje wiedzieli, że to bardziej formalność. Harry nie
zamierzał się poddawać, a profesora Snape’a to nie obchodziło. Podchodząc w
stronę drzwi, Harry zwalczył chęć sięgnięcia i zobaczenia, co czuje Snape. Robił
to już wcześniej i był zszokowany, ale czytanie emocji kogoś takiego jak Snape
było jak czytanie drugiemu człowiekowi w myślach. Było kuszące, ale tak złe.
Harry
był już niemal przy drzwiach, gdy nagle poczuł przytłaczające go fale
niepokoju, naglącej potrzeby i strachu, które sprawiły, że upadł na kolana. Ogarnęła
go panika, gdy próbował wymyślić jakiś sposób na zablokowanie tego wszystkiego,
ale to było coś, czego nie był w stanie zrobić. Strach narastał, aż nie mógł
czuć nic innego, jednak momentu później uczucia zniknęły i zastąpiła je silna
opiekuńczość. Ktoś był w niebezpieczeństwie. Ktoś cierpiał. Ktoś go
potrzebował.
-
Moje dziecko… lider… potrzebuje cię…
Harry
znał ten głos. Słyszał już ten dziwny, odbijający się echem głos w chwilach
wielkich potrzeby, ale tym razem nie była to jego potrzeba. Ktoś inny go
potrzebował. Harry wstał powoli. Nie wiedział gdzie idzie, kiedy się odwrócił i
potykając się, ruszył w stronę gabinety profesora Snape’a, w którym znajdował
się najbliższy kominek. Czuł się prawie tak, jakby ktoś inny kontrolował jego
ciało, zachęcając go do ruchu pomimo otaczających go, pulsujących emocji. Z
każdym krokiem jego chód stawał się coraz bardziej stabilny, aż był w stanie
wbiec do gabinetu profesora Snape’a, złapał szczyptę proszku Fiuu, wrzucił go
do kominka i krzyknął:
-
Biuro dyrektora, kwachy!
Ogień
zmienił się w szmaragdowozielony z głośnym rykiem i zwiększył się, nim Harry
wkroczył w płomienie i natychmiast poczuł, jakby został wessany do dużego
odpływu. Kręcił się i wirował, ale ledwie był tego świadom. Tak naprawdę nic
nie czuł, póki wirowanie nie ustało i nie wpadł do gabinetu profesora
Dumbledore’a. Wrażenie bycia kontrolowanym zniknęło, więc Harry obiegł biurko i
zobaczył, że profesor Dumbledore klęczy w skrajnej agonii, trzymając się za
prawą rękę, która wyglądała na niemal czarną.
Kierując
się instynktem, Harry podbiegł, by jakoś pomóc, jednak wbiegł w barierę, która
posłała go na najbliższy regał. Wylądował na podłodze z hukiem, jego plecy i
głowa krzyknęły z bólu, a regał przewrócił się na niego. Jego umysł był
zamgloną masą. Wydawało mu się, że słyszy głosy, ale były zbyt zniekształcone,
by je rozpoznać. Jęcząc z bólu, Harry próbował odzyskać zmysły i wydostać się
spod regału. Profesor Dumbledore potrzebował pomocy. Musiał się do niego
dostać.
Regał
był niezwykle ciężki, co utrudniało jakikolwiek ruch. Jednym ruchem nadgarstka
Harry chwycił różdżkę w dłoń, delikatnie machnął nią, myśląc: „Windgardium
Leviosa”. Regał powoli uniósł się w powietrze, pozwalając Harry’emu ostrożnie
się wyczołgać, jednocześnie nadal celując różdżką w regał. Przy każdym ruchu
bolały go plecy, a głowa pulsowała. Wydawało się, że minęły wieki, nim
przesunął się na tyle daleko, by zwolnić regał, który spadł z trzaskiem na
ziemię.
Otrząsając
się ze zdezorientowania, Harry natychmiast spojrzał w kierunku profesora
Dumbledore’a i zobaczył, że profesor Snape przyszedł za nim i pomagał teraz
wyczerpanemu Dumbledore’owi (który najwyraźniej odczuwał ogromny ból) usiąść na
pobliskiej kanapie. Harry jak najszybciej wstał na trzęsące się nogi i zatoczył
się w kierunku Dumbledore’a i Snape’a, a gdy Harry opadł przed Dumbledorem na
kolana, ten drugi prychnął:
-
Wyjdź, Potter! – warknął profesor Snape.
Harry
rzucił Snape’owi piorunujące spojrzenie, po czym uniósł różdżkę i rzucił
zaklęcie, które pani Pomfrey pokazała mu, żeby sprawdzić stan pacjenta.
Wiadomość nie była dobra. Nie kłopocząc się spoglądaniem na profesora Snape’a,
Harry podbiegł do kominka i skontaktował się ze skrzydłem szpitalnym, mimo
wszystko mając nadzieję, że pani Pomfrey była w pobliżu.
Była.
Chwilę później głowa pani Pomfrey pojawiła się w płomieniach.
-
Pan Potter! – krzyknęła zaskoczona pani Pomfrey. – Co się stało?
-
Coś się stało z profesorem Dumbledorem – powiedział szybko Harry. – Proszę
przynieść silny eliksir przeciwbólowy, uspokajający, wzmacniający, maść łagodzącą
i coś, potrzebnego do regeneracji tkanek.
-
Czy ktoś jeszcze został ranny? – zapytała pilnie Pomfrey.
-
Nie stało się nic, co wymagałoby natychmiastowej uwagi – powiedział wymijająco
Harry. Jego własne obrażenia były ostatnią rzeczą, o jakiej teraz myślał.
Pani
Pomfrey wpatrywała się w Harry’ego przez krótką sekundę, po czym skinęła głową.
-
Dobrze – powiedziała, ale nie spuszczała wzroku z Harry’ego. – Niedługo będę.
Postaraj się ułożyć go jak najwygodniej, bez pogarszania jego obrażeń. – Nie
czekając na odpowiedź, jej głowa zniknęła z cichym pyknięciem.
Harry
podbiegł do boku profesora Dumbledore’a, ignorując zaskoczony wyraz twarzy
profesora Snape’a. Profesor Dumbledore był przytomny, ale wyraźnie nieświadomy
tego, co się wokół niego działo. Harry powoli nakłonił Dumbledore’a do
położenia się i złapał za pobliski podnóżek, żeby położyć na nim zranioną rękę
Dumbledore’a, aby pani Pomfrey mogła ją zbadać. Wszystko, czego nauczył się od
pani Pomfrey i w skrzydle szpitalnym, miało teraz na niego wpływ. W ten sposób
mógł powstrzymać się od paniki.
Kominek
ożył i pani Pomfrey weszła do pokoju, po czym podbiegła do boku Harry’ego.
Spojrzała na dłoń Dumbledore’a, po czym bezpośrednio na profesora Snape’a.
-
Usunąłeś przedmiot, który to spowodował? – zapytała, odkładając torbę z
eliksirami i wyjmując różdżkę. – Proszę wyciągnąć środek przeciwbólowy, panie
Potter.
Harry
wykonał polecenie, przy okazji odsuwając się pani Pomfrey z drogi. Sięgnął do
torby i wyciągnął odpowiedni eliksir, wyjął korek i podał go. Zrobił to samo z
każdym eliksirem, o który poprosiła, obserwując, jak kobieta nieustannie macha
różdżką nad zranioną ręką profesora Dumbledore’a. Profesor Snape przez cały
czas milczał z bezstronnym wyrazem twarzy. Harry po raz kolejny walczył z
chęcią sięgnięcia i odkrycia, co czuje Snape, ze strachu, że zostanie
przytłoczony bólem profesora Dumbledore’a.
Pani
Pomfrey w końcu opuściła różdżkę i westchnęła długo i ze zmęczeniem.
-
Obawiam się, że niewiele więcej mogę zrobić – powiedziała ze znużeniem. – To
najgorsza czarna magia. Podejrzewam, że powinniśmy być wdzięczni, że to tylko
pana ręka, dyrektorze. Gdyby przeszła wyżej…
Harry
szybko podniósł głowę i zobaczył, że profesor Dumbledore spogląda ze zmęczeniem
na panią Pomfrey. Jego wzrok przeniósł się na poczerniałą dłoń, która teraz
spoczywała na piersi Dumbledore’a. Wyglądała na martwą, jakby przez wiele
godzin tkwiła w prawdziwym ogniu. Harry nerwowo przygryzł dolną wargę. Czy
mógłby coś zrobić, skoro eliksiry i maści zawiodły? Ostrożnie sięgnął po poczerniałą
dłoń, ale pani Pomfrey chwyciła go i pomogła Harry’emu wstać.
-
Przepraszam na moment – powiedziała pani Pomfrey i pociągnęła Harry’ego w
kierunku kominka. – Panie Potter, wiem, że chce pan pomóc dyrektorowi, ale nie
mogę pozwolić panu spróbować czegoś tak potężnego. Czarna magia jest zupełnie
inna niż zatrucie srebrem. Może pan równie dobrze zginąć, wykonując takie
zadanie. Rozumiesz?
Harry
niechętnie skinął głową. Choć nienawidził tego przyznać, wiedział, że pani
Pomfrey ma rację. Czarna magia różniła się od zatrucia srebrem i mugolskich
chorób lub urazów. Póki nie dowie się więcej o swoich zdolnościach i
ograniczeniach, było to zbyt ryzykowne, aby spróbować na ślepo wyleczyć taką
kontuzję. Musiał przestać wskakiwać w sytuacje bez zastanowienia. Tak jak właśnie zrobiłem. Gdyby profesor
Snape za mną nie poszedł…
Po
tym, jak pani Pomfrey obejrzała plecy Harry’ego, dostał kilka eliksirów na ból
i siniaki, po czym został odprawiony z ostrzeżeniem, by nie mówić o tym, co się
stało. Powiedzenie, że Harry czuł się zraniony, było niedopowiedzeniem. Rozumiał,
że profesor Dumbledore potrzebował odpoczynku, ale gdy odprawiono go bez
jakiegokolwiek wyjaśnienia lub wdzięczności (nie, żeby się tego spodziewał),
Harry poczuł się niesamowicie pusty, czego nie czuł od bardzo dawna.
Reszta
dnia minęła w mgnieniu oka. Harry nie powiedział nikomu, co się stało. Tak
naprawdę niewiele było do powiedzenia. Był zbyt pochłonięty własnymi myślami,
by naprawdę zwracać uwagę na cokolwiek innego. Nie mógł zrobić nic innego, żeby
pomóc profesorowi Dumbledore’owi. Byłby tylko przeszkodą. Jeśli chodzi o
wyjaśnienie, jakie miał prawo, by żądać odpowiedzi? Od kiedy Dumbledore mówił
mu o wszystkim, co się działo? Nigdy i
błędem jest myśleć, że kiedykolwiek zrobi coś innego.
Problem
polegał na tym, że logika nie tłumiła jego zmartwienia albo strachu, który
nadchodził każdym razem, kiedy Harry przypominał sobie tak bezradnego profesora
Dumbledore’a. Jak mogło mu się to przytrafić…
^^^
Przez
następnych kilka tygodni wydawało się, że nic się nie wydarzyło. Profesor Snape
był normalnym, złośliwym sobą, pani Pomfrey nie wspomniała o wydarzeniu, a
profesora Dumbledore’a rzadko widywano. W rzeczywistości widział go tylko kilka
razy, a jego zraniona ręka wyglądała na tak czarną, jak przedtem. Harry unikał
spojrzenia profesora Dumbledore’a i próbował ignorować fakt, że czuł, jak
dyrektor go obserwuje. Domyślił się, że Dumbledore też ma pytania, zwłaszcza
dotyczące tego, skąd Harry wiedział, że Dumbledore jest w niebezpieczeństwie.
Na
szczęście Harry nie miał zbyt wiele czasu, żeby się tym martwić. Niekończące
się zajęcia, Quidditch, treningu, lekcje uzdrawiania i spotkania GD oznaczały
bardzo małą ilość czasu na cokolwiek innego niż prace domowe. Trzy dni w
tygodniu odbywały się treningi Quidditcha, przez co wszyscy w drużynie byli
obolali i wyczerpani. Członkowie Rady z szóstego i siódmego roku nadal ciężko
pracowali nad opanowaniem zaklęć niewerbalnych poza mugolską obroną, by mogli
pomóc Syriuszowi i Harry’emu podczas spotkań. Ginny i Luna również próbowały
rzucać zaklęcia bez wypowiadania słów, ale żadna z nich nie miała szczęścia,
więc skupiły się na Patronusach. Treningi Syriusza poszły o krok dalej, odkąd
Harry powoli opanował umiejętność rzucania prostych zaklęć niewerbalnych bez
wielkiego wysiłku. Pani Pomfrey również zwiększyła trudność, ucząc Harry’ego
magicznego obchodzenia się z pacjentami. Pod koniec każdego tygodnia Harry był
tak wyczerpany psychicznie i fizycznie, że nie mógł się zmusić do przejmowania
się, co się dzieje z Dumbledorem, Voldemortem czy Ministerstwem.
Remus
powoli robił postępy i nim nadszedł październik, był w stanie udać się do
biblioteki i wrócić do Kwater Huncwotów bez żadnego zmęczenia. To pozwoliło
Remusowi poszerzyć swoje badania dla Zakonu, jak również niekończące się poszukiwania
dotyczące tożsamości Księcia Półkrwi i informacji o empatach, zwłaszcza po tym,
jak dowiedział się, jak Hogwart przytłoczył Harry’ego… ponownie. Harry nie
wdawał się w szczegóły tego, co się stało, ale powiedział im podstawy, ponieważ
przyrzekł, że nigdy więcej niczego przed nimi nie ukryje. Zawdzięczał im
chociaż tyle.
Ku
wielkiej uldze Harry’ego, profesor Sluhorn osaczył go tylko raz, żeby zapytać o
książkę do eliksirów, którą Harry pożyczył. Harry nie miał wyboru i musiał
ujawnić, że pożyczył ją Remusowi, który pomagał Harry’emu z przedmiotem.
Profesor Slughorn był wyraźnie zaskoczony, słysząc, że jeden z jego najlepszych
uczniów w rzeczywistości miał korepetycje, ale natychmiast to zatuszował,
chwaląc Harry’ego za podjęcie inicjatywy i poproszenie o pomoc. Wyglądało na
to, że Harry według Slughorna nie mógł zrobić nic innego, co bardzo go
irytowało.
Gdy
drugi tydzień października dobiegł końca, powód do radości większości uczniów
przyniósł pierwszy weekend w Hogsmeade. Przez te wszystkie ograniczenia dla ich
bezpieczeństwa, wszyscy byli chętni uciec od tego wszystkiego… wszyscy poza
Harrym, który wciąż był „uziemiony”. Miał spędzić cały dzień z Syriuszem i
Remusem, nadrabiając pracę domową i kończąc ostatnie przygotowania do
wieczornego spotkania GD.
Prawdę
mówiąc, Harry był wdzięczny za wymówkę, by mógł zostać. Mimo że z chęcią
wykorzystałby przerwę od ochrony, nie był zbyt chętny do wychodzenia tam, gdzie
na pewno będą gapiący się i szepczący ludzie. W Hogwarcie wreszcie zaczęło się
uspokajać. Dlaczego znów miałby przez to przechodzić?
Kiedy
nadszedł poranek, Harry wstał wcześnie, by potrenować z Syriuszem, jednak
przenieśli się do Pokoju Życzeń z powodu okropnej pogody na zewnątrz. Spędzili
dwie godziny na sposobach rozpoznawania zaklęć niewerbalnych, by odpowiednio
się bronić, a następnie wrócili do Kwater Huncwotów na wczesne drugie śniadanie
z Remusem. Remus czekał na nich ze zwiniętym kawałkiem pergaminu dla Harry’ego
ze znajomym ukośnym pismem. Jego następna lekcja z profesorem Dumbledorem
została zaplanowana na poniedziałkowy wieczór, co spotkało się z mieszanymi
reakcjami. Harry wiedział, że musi kontynuować te lekcje, ale nie był pewien,
czy poradzi sobie z siedzeniem naprzeciwko Dumbledore’a, zachowując się, jakby
nic się nie stało. Ale właśnie tego
Dumbledore chce.
Po
szybkim śniadaniu, Harry zanurkował do zadania domowego z transmutacji, od
czasu do czasu prosząc o wyjaśnienie czegoś, co znalazł, a czego nie rozumiał.
Było zabawne patrzeć, jak Remus wchodzi w „tryb nauczyciela”, a Syriusz cicho
naśladował go za jego plecami. Powstrzymanie się od śmiechu było wyzwaniem, co
Remus dostrzegł i skończyło się na tym, że Syriusz miał wyczarowany dość
znajomo wyglądający, długi, krzywy nos.
To
był początek najdziwniejszego pojedynku, jaki Harry kiedykolwiek widział. Nim
zawarli rozejm, Syriusz wyglądał jak mieszanka profesora Snape’a i McGonagall,
co z pewnością miało wywołać u Harry’ego koszmary przez dłuższy czas. Remus nie
miał się lepiej i obecnie wyglądał jak żeńska wersja Lockharta, kolejny widok,
który z pewnością wywoła u Harry’ego koszmary. Było w życiu kilka rzeczy,
których nie powinno być się świadkiem, a ten pojedynek był jedną z nich.
Gdy
wszystko zostało naprawione, Harry był w stanie dopracować swój esej, po czym
dołączył do Syriusza i Remusa na spacerze po korytarzach. Były one raczej
puste, co było dość zaskakujące, biorąc pod uwagę pogarszające się warunki
pogodowe. Padał deszcz ze śniegiem, a przenikliwy wiatr również nie wyglądał
zachęcająco. Harry zaczął się zastanawiać, jak się mają Ron i Hermiona w
Hogsmeade. Mógł ich sobie wyobrazić w Trzech Miotłach, jak popijają piwo
kremowe, sprzeczając się o różnice zdań albo może rozmawiając o nowym
zainteresowaniu Lavender Brown Ronem… a może nie. Kiedy tylko pojawiała się
Lavender ze swoją chichoczącą obecnością, Hermiona nagle stawała się niezwykle
cicha i rozdrażniona.
Byli
w pobliżu biblioteki, kiedy Harry ponownie został przytłoczony znajomym
uczuciem strachu i paniki, przez co się potknął. Ponownie poczuł, jak ktoś jest
w niebezpieczeństwie… ktoś odczuwał silny ból… ktoś go potrzebował. Zawroty
głowy zmusiły Harry’ego do sięgnięcia po coś, czego mógłby się przytrzymać.
Stłumił chęć walki z intensywnymi emocjami, ponieważ w przeszłości to nie
działało, mimo że chciał jedynie, żeby ten ból się skończył.
-
Moje dziecko… niebezpieczeństwo… pomóż…
twoja lwia przyjaciółka… wioska…
W
rozbłysku płomieni pojawił się Fawkes, sprawiając, że Harry, Syriusz i Remus
odskoczyli z zaskoczeniem. Fawkes wydał z siebie krótki tryl, po czym podleciał
do ramienia Harry’ego, gdzie wylądował. Harry nagle poczuł dziwne uczucie déjà
vu. Było jasne, że Fawkes miał go zabrać gdziekolwiek tylko potrzebował, ale
ostatnie kilka razy, gdy feniks podróżował z nim przez ogień, zakończyło się
katastrofalnymi skutkami.
-
Harry, co się dzieje? – zapytał Syriusz.
Harry
potarł czoło, nim napotkał spojrzenie Syriusza.
-
Jakaś Gryfonka ma kłopoty w Hogsmeade – powiedział ze zmęczeniem. Miał
przeczucie, że Syriuszowi wcale się to nie spodoba. – Hogwart chce, żeby Fawkes
mnie do niej zabrał… żeby pomóc.
-
Absolutnie nie! – zaprotestował Syriusz, chwytając Harry’ego za ramiona. –
Nigdzie nie idziesz.
Remus
złapał Syriusza za ramię i odsunął go.
-
Syriuszu, uspokój się! – powiedział z mocą i poczekał, aż Syriusz spojrzy na
niego ze złością. – Jeżeli ktoś, zwłaszcza dziecko, ma kłopoty i możemy coś
zrobić, by pomóc, to to zrobimy. Idź z Harrym. Powiadomię Poppy i Minervę. –
Remus odwrócił się do Harry’ego, gdy Syriusz chwycił chłopca za ramię. –
Uważaj, szczeniaku. Słuchaj Syriusza.
Nim
Harry mógł odpowiedzieć, jego wzrok zablokowały płomienie. Gdy płomienie
zniknęły, Harry’ego natychmiast uderzył lodowaty wiatr i deszcz ze śniegiem. Syriusz
szybko wyciągnął różdżkę i machnięciem utworzył barierę, która pozwoliła im
zobaczyć Katie Bell, unoszącą się w powietrzu i krzyczącą. Ból słyszany w jej
krzyku był wszystkim, czego Harry potrzebował, by nie sięgać po emocje wokół
siebie. Ron, Hermiona i inna dziewczyna, próbowali złapać Katie za kostkę, żeby
ją ściągnąć, ostrzegając Harry’ego i Syriusza, że muszą działać szybko.
Harry
szybko wyciągnął różdżkę i wycelował ją w Katie, ruszając w stronę Gryfonów. Liberacorpus. Niewerbalne zaklęcie
zadziałało. Katie upadła w chwili, gdy Syriusz odepchnął trójkę Gryfonów z
drogi, by ją złapać. Katie miotała się i krzyczała w ramionach Syriusza, a
Harry ukląkł obok niej i rzucił zaklęcie diagnozujące. Duża ilość czarnej magii
w jej organizmie była zaskakująca. Harry szybko odwrócił się do Rona i
Hermiony.
-
Co spowodowało jej stan? – zapytał pilnie.
Ron,
Hermiona i druga Gryfonka wskazali na rozdartą paczkę na ziemi zaledwie kilka
kroków dalej. Harry podbiegł do niej i przykucnął. Z papieru wystawał ozdobny
naszyjnik z opalu. Harry poczuł falę uczucia, że zna tą rzecz, ale zignorował
to. To nie był czas na martwienie się, gdzie mógł to wcześniej widzieć.
Rozglądając się, Harry zobaczył na ziemi szalik Katie, podniósł go i owinął go
wokół przedmiotu. Następnie podbiegł z powrotem do Syriusza, który wciąż
próbował trzymać Katie, i zawołał Fawkesa.
Feniks
zanuci, ponownie wylądował na ramieniu Harry’ego. Syriusz szybko spojrzał na
trójkę zszokowanych Gryfonów.
-
Biegnijcie z powrotem do zamku – nakazał. – Profesor McGonagall będzie na was
czekać. Nie rozmawiajcie z nikim innym, rozumiecie?
Trójka
Gryfonów skinęła głowami, po czym Harry, Syriusz i Katie zniknęli w
płomieniach, by po chwili pojawić się w skrzydle szpitalnym przed czekającą
panią Pomfrey, profesor McGonagall i Remusem. Szybko wybuchł chaos, gdy pani
Pomfrey i profesor McGonagall próbowali uzyskać odpowiedzi, których nie mieli,
podczas gdy Syriusz i Remus trzymali Katie w łóżku. Hary podał naszyjnik
zawinięty w szalik Katie profesor McGonagall, po czym zaczął wyciągać eliksiry,
o które prosiła pani Pomfrey. Profesor McGonagall wyszła jako pierwsza, żeby
spotkać się z trójką świadków, a następnie Remus, by zanieść naszyjnik
profesorowi Snape’owi.
Harry
nie wiedział, jak długo próbowali, metoda po metodzie, wyleczyć Katie. Wiedział
tylko, że w jednej chwili skrzydło szpitalne wypełniało naturalne światło, a w
następnej pani Pomfrey zapaliła latarnie. Przyszedł profesor Snape i spróbował
kilka rzeczy, kiedy pani Pomfrey zabrakło pomysłów. Katie w końcu przestała
krzyczeć, a jej rzucanie się znacznie osłabło, ale było oczywiste, że wciąż nie
jest w dobrym stanie nastroju. Wydawało się beznadziejnie niewiarygodne, że
Katie kiedykolwiek zostanie całkowicie uzdrowiona.
Spoglądając
na zegarek, Harry zauważył, że wkrótce ma zacząć się spotkanie GD i jęknął.
Naprawdę nie oczekiwał na morze niekończących się pytań, które miały nadejść.
Wszyscy będą chcieli wiedzieć, co z Katie i co się z nią stało. Pani Pomfrey
poinformowała Harry’ego o prawach uzdrowiciela/pacjenta, co oznaczało, że Harry
miał zakaz rozmawiać o osobach, które leczył. Nie oznaczało to jednak, że ludzi
będzie obchodzić ta reguła. Uczniowie Hogwartu mieli talent do bycia
wścibskimi.
Wystarczyło
jedno spojrzenie i Syriusz opuścił skrzydło szpitalne, by poinformować GD, że
spotkanie będzie odwołane, chyba że Rada chciała poprowadzić spotkanie. Zarówno
Harry, jak i Syriusz byli zbyt wyczerpani, by cokolwiek zrobić. Opadając na
krzesło obok Katie, Harry wpatrywał się w swoją koleżankę z drużyny… swoją
koleżankę drużyny… swoją przyjaciółkę. Ponownie nakazano mu nie podejmować prób
wyleczenia jej, ponieważ w grę wchodziła czarna magia. Jak miał poznać swoje
granice, skoro nigdy nie pozwalano mu spróbować? Jak miał się nauczyć to
kontrolować?
Pyszny
zapach kurczaka wyrwał Harry’ego z myśli w samą porę, by zobaczyć, jak Remus
zbliża się z tacą jedzenia. Harry ze zmęczeniem potarł twarz, a Remus usiadł na
pobliskim łóżku i skinął na Harry’ego, by do niego dołączył.
-
Wyglądasz, jakby przydała ci się zasłużona przerwa – powiedział Remus, podając
mu tacę. – Rozmawiałem z profesor McGonagall. Najwyraźniej Katie zachowywała
się dziwnie po pójściu do łazienki w Trzech Miotłach, skąd wróciła z paczką w
ręce. Katie powiedziała swojej przyjaciółce, Leanne, że paczka jest
niespodzianką dla kogoś i musi ją dostarczyć. Oczywiście Leanne uznała to za
podejrzane i próbowała z Katie dyskutować. Pokłóciły się o paczkę, przez co ją
rozerwały, narażając część skóry Katie na dotyk naszyjnika.
Harry
pomyślał przez chwilę, po czym westchnął.
-
Więc ktoś, najprawdopodobniej kobieta, rzucił na Katie klątwę Imperius, żeby
przyniosła do szkoły mroczny przedmiot – podsumował, podnosząc widelec i nóż.
Jak spodziewali się, że przejdzie obok Filcha i jego Wykrywacza Tajemnic?
-
To bardzo dobre pytanie – powiedział Remus ze zmęczonym uśmiechem. – Ktokolwiek
dał Katie ten naszyjnik, albo nie był świadom nowego zabezpieczenia, albo nie
przemyślał swojego planu…
-
Albo potrzebował odwrócenia uwagi – zaproponował Harry i natychmiast otrzymał
od Remusa podejrzliwe spojrzenie. – Jeden z facetów, z którymi pracowałem w
szpitalu, J.J., robił wszystko, żeby praca była przyjemna. Pewnego razu włamał
się do gabinetu lekarskiego, ukradł im stetoskop i próbował sprawdzić, ile
dziewczyn pozwoli mu osłuchać sobie serce, ale żeby to zrobić, musiał odwrócić
uwagę, żeby wyciągnąć lekarzy z gabinetu. Spowodowało to sporo kłopotów i J.J.
został zawieszony na dwa dni, ale powiedział, że było warto.
Remus
wyszczerzył się i potargał włosy Harry’ego.
-
To brzmi jak coś, czego spróbowaliby Syriusz i twój ojciec, gdy byli w twoim
wieku – powiedział, po czym spojrzał na Harry’ego krytycznie. – Ufam, że nie
miałeś nic wspólnego z tą małą przygodą?
Harry
potrząsnął głową, przełykając kawałek kurczaka.
-
Wywinął to kilka dni po tym, jak zacząłem pracę – powiedział zgodnie z prawdą.
– J.J. twierdził, że mam dużo więcej do stracenia, gdybym został przyłapany,
ale myślę, że to była jego wymówka, ponieważ zdawał sobie sprawę, że nie chcę
mieć z tym nic wspólnego. J.J. taki był. Zawsze używał eufemizmów. Jeśli
cierpiał na kaca, twierdził, że doświadczał następstw niezapomnianej nocy.
Jeśli został przyłapany na robieniu kawałów, J.J. mówił, że to doświadczenie
edukacyjne, które można wykorzystać w przyszłości. Muszę ci powiedzieć, że
życie z J.J’em obok nigdy nie było nudne.
Remus
uśmiechnął się, kładąc dłoń na ramieniu Harry’ego i ściskając ją lekko.
-
Tęsknisz za nimi, prawda? – powiedział cicho.
To
było bardziej stwierdzenie, niż pytanie, ale Harry i tak czuł potrzebę
odpowiedzieć.
-
J.J. i doktor Rolands sprawili, że ten miesiąc był bardziej znośny – powiedział
szczerze. – Cieszę się, że ich spotkałem i zobaczyłem mugolską perspektywę. Nie
różnią się od nas i z pewnością nie zasługują na spustoszenie tworzone przez
Voldemorta. – Harry spojrzał na Katie i westchnął. – Tak wielu ludzi zostało
rannych i zabitych przez niego. Po prostu nie rozumiem, jak Voldemort może się
tym cieszyć.
Remus
owinął ramię wokół Harry’ego i pociągnął go bliżej.
-
Nienawiść jest bardzo silnym czynnikiem motywacyjnym, szczeniaku – powiedział
cicho. – Dla tych, którzy czują potrzebę polowania na słabszych, by poczuć się
silniejszym… cóż, przypuszczam, że śmierć ludzi, których postrzega jako
nieważnych rzadko ma znaczenie. – Remus przechylił głowę tak, by spoczywała na
głowie Harry’ego. – Voldemorta to nie obchodzi, Harry. Wątpię, czy kiedykolwiek
w życiu dbał o kogoś poza sobą i to właśnie czyni go tak niebezpiecznym.
Ramiona
Harry’ego opadły, gdy kontynuował jedzenie. Miało to sens, jeśli się nad tym
zastanowiło. Harry nie mógł sobie wyobrazić, jakie to musiało być uczucie.
Zachowywał się dokładnie odwrotnie. Dbał o wszystko, bez względu na to, jak
bardzo starał się tego nie robić. Co się musiało wydarzyć, że ktoś w ogóle o
nikogo nie dbał.
-
A jak się trzymasz? – zapytał Remus, przerywając ciszę. – Patrzenie na
przyjaciela w takim stanie nie może być łatwe.
Harry
wzruszył ramionami. Naprawdę nie chciał rozpoczynać długiej dyskusji, z której wiedział,
jaki wyjdzie wniosek, ale miał przeczucie, że Remus nie odpuści tematu, póki
nie porozmawiają.
-
Chciałbym tylko móc zrobić coś więcej – powiedział cicho Harry. – Wiem, że
mógłbym zrobić więcej, ale pani Pomfrey mi nie pozwala. Nie dałaby mi spróbować…
-
Wiem, Harry – powiedział cicho Remus. – Wiem, że musi to być dla ciebie trudne,
ale jeśli nie wiesz dokładnie, co robisz, możesz być w tym samym stanie, co
ona. Chcesz tego? Czy jesteś gotów podjąć takie ryzyko? Wiem, że jesteś
sfrustrowany, ale musisz zacząć od małych rzeczy, tak jak w szpitalu. Jeśli
chcesz zachować to w tajemnicy, musimy być dyskretni. Nie możemy powtórzyć
tego, co się stało, kiedy uzdrowiłeś mnie, dobrze?
Harry
skinął głową i niechętnie wrócił do obiadu. Rozumiał, dlaczego pani Pomfrey,
Syriusz i Remus nie chcieli, żeby próbował wyleczyć profesora Dumbledore’a i
Katie Bell. To nie oznaczało, że mu się to podobało.
^^^
Katie
Bell została przeniesiona do św. Munga następnego ranka. Harry spędził noc w
Kwaterach Huncwotów, co oznaczało, że wszyscy szukali go podczas śniadania.
Wszyscy chcieli wiedzieć, co się stało z Katie, gdzie znalazł feniksa i jak był
w stanie pozostać w skrzydle szpitalnym, podczas gdy wszyscy inni zostaliby
wyrzuceni. Harry nie odpowiedział ani słowa i ostatecznie musiał opuścić Wielką
Salę na chwilę spokoju.
W
rezultacie Harry spędził większość dnia w częściowej samotności. Miał ćwiczenia
z panią Pomfrey, podczas których spędzili czas z Remusem, omawiając jego
badania nad naturalnymi uzdrowicielami, a następnie Harry próbował uzyskać
dostęp do zdolności, używając Remusa jako przedmiotu testowego. Harry’emu
zajęło niemal pół godziny nim w końcu poczuł błysk ciepła, który zawsze
nadchodził, zanim zaczynało się leczenie. Kiedy się rozpoczęło, Harry musiał
skoncentrować się tylko na bólu głowy i zmęczeniu Remusa. Było to niezwykle
trudne i męczące, ponieważ Harry nigdy wcześniej nie miał nad tym takiej
kontroli. Nie miał pojęcia, czy to zadziała, czy nie i po kwadransie musiał się
wycofać, kiedy poczuł, że zaraz zemdleje. W końcu odniósł częściowy sukces, ale
jasne było, że kontrolowanie i skupienie się na zdolności z pewnością zajmie
trochę czasu.
Po
wyczerpujących ćwiczeniach, Harry i Remus wrócili do Kwater Huncwotów, gdzie
czekali na nich Syriusz, Ron i Hermiona. Ron i Hermiona wznowili rozmowę o
Quidditchu i zadaniach domowych, co było mile widzianą niespodzianką. Katie
została tylko wspomniana, gdy Ron wyraził obawę, czy Dean będzie odpowiednim
zastępcą. Oboje wiedzieli, że Katie była ich najsilniejszą ścigającą, a także
czasami występowała jako pomocnik kapitana, by dopomóc Harry’ego. Bez Katie,
Harry będzie musiał polegać na Ronie, który tak naprawdę nie mógł sprostać
wyzwaniu dodatkowej presji.
Harry
miał niezły ubaw, kiedy Hermiona poinformowała go, że następne przyjęcie
Slughorna było zaplanowane na poniedziałkowy wieczór, które na szczęście Harry
miał przegapić ze względu na lekcje z Dumbledorem. Po raz kolejny uniknął
paradowania jak trofeum przez swój łut szczęścia. Hermiona próbowała przekonać
Harry’ego, że te imprezy są całkiem interesujące, ale przerwała, gdy zauważyła
zazdrosne spojrzenie Rona. W rezultacie Ron przez resztę dnia był wyjątkowo
cichy.
Kiedy
nadszedł poniedziałkowy wieczór, Harry zaczął się zastanawiać, czy odrzucenie
zaproszenia Slughorna nie było błędem. Co miał powiedzieć Dumbledore’owi? Jak
mógł się zachowywać, jakby nic się nie stało? Było to łatwe, gdy Dumbledore’a
nie było, ale podczas lekcji Harry miał być w tym pokoju, siedzieć naprzeciwko mężczyzny, którego Hogwart obawiał
się, że był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Rozumiał, że Dumbledore
potrzebuje prywatności i był gotów jej przestrzegać aż do incydentu z Katie
Bell. Po raz kolejny Hogwart wezwał Harry’ego, by ten kogoś uratował, kogoś,
kto był w śmiertelnym niebezpieczeństwie, przypominając Harry’emu, jak bliski
był Dumbledore wysłania do św. Munga, podobnie jak Katie. Harry nie mógł się
zmusić do myślenia o tym.
Była
dokładnie ósma godzina, kiedy Harry wszedł do gabinetu profesora Dumbledore’a
przez kominek i zobaczył, że dyrektor czeka na niego, wyglądając na wyjątkowo
zmęczonego. Harry z trudem unikał patrzenia na poczerniałą rękę, powstrzymywał
się od zadawania pytań, które od tygodni krążyły mu po głowie. To nie jest moja sprawa. Ja nie powiedziałem
mu wszystkiego o swoim życiu, więc nie mogę oczekiwać, że opowie mi wszystko o
swoim.
-
Dobry wieczór, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, wskazując
chłopcu, żeby usiadł. – Wygląda na to, że mamy dzisiaj sporo do omówienia.
Harry
zajął swoje zwykłe miejsce przed biurkiem i zauważył, że myślodsiewnia już była
na biurku, rzucając plamy światła na sufit. Walczył ze sobą, by odepchnąć
oczekiwani i nerwowość, które z pewnością sprawiały, że jego żołądek był
zwinięty w supeł. To, że Dumbledore chciał porozmawiać, nie oznaczało, że
chciał rozmawiać o tym.
Profesor
Dumbledore usiadł za biurkiem i spojrzał na Harry’ego przez chwilę, po czym
wypuścił długi oddech.
-
Jestem ci winien przeprosiny, Harry, i moją wdzięczność – powiedział szczerze.
– Przepraszam, że nie porozmawiałem z tobą wcześniej o tym, co się stało. Gdyby
nie ty i Severus, moja rana mogłaby okazać się śmiertelna. Popełniłem błąd
starego człowieka, wierząc, że jestem przygotowany na konsekwencje swoich
czynów. Zapewniam cię, że powiem ci więcej, gdy nadejdzie odpowiedni czas,
ponieważ to łączy się z tym, co robimy.
Harry
zerknął na poczerniałą dłoń, po czym z powrotem na twarz profesora
Dumbledore’a.
-
Czy jest coś, co można zrobić, proszę pana? – zapytał z zaciekawieniem. – To
wygląda boleśnie.
-
Obawiam się, że nie, mój chłopcze – powiedział profesor Dumbledore poważnym
tonem. – Czarna magia ma tendencję do pozostawiania po sobie czegoś, czego nie
da się usunąć, chociaż nie wszystkie pozostałości są widoczne. Zdaje mi się, że
byłeś świadkiem tego, co stało się z Katie Bell. Też ma szczęście, że
zadziałałeś tak szybko. Rozmawiałem o tym z twoimi opiekunami, więc jestem
świadom, że Hogwart poinformował cię o tych wydarzeniach, nie twoja empatia.
Cieszę się, że Hogwart ci ufa i jestem wdzięczny za stworzenie z nim takiego
połączenia, ale nie mogę przestać się tym martwić. Twoi opiekunowie i profesor
Snape powiedzieli mi, że byłeś całkowicie „przytłoczony”. Zdaję sobie sprawę,
że Hogwart najprawdopodobniej chciał zwrócić twoją uwagę, ale obawiam się
konsekwencji, gdy to dalej będzie miało miejsce.
Harry
nie wiedział, co powiedzieć. Mógł zrozumieć, że Dumbledore się martwił, ale co
miał z tym zrobić? Hogwart był zaczarowanym zamkiem! Miał szczęście, że miał z
nim więź. Przecież to nie tak, że mógł usiąść i przeprowadzić z nim uprzejmą
rozmowę przy herbatce, by omówić bardziej realne sposoby ostrzegania go.
-
Naprawdę nie wiem, czego pan ode mnie oczekuje – powiedział szczerze Harry. –
Hogwart odzywa się do mnie, kiedy on tego chce.
Światło
zamigotało, a Harry natychmiast został otoczony przez delikatne fale
opiekuńczości i poczucia winy. Stłumił uśmiech, cicho zapewniając Hogwart, by
się tym nie martwił. Razem znajdą najlepszy środek.
-
Myślę, że zranił pan jego uczucia, proszę pana – powiedział otwarcie Harry.
Profesor
Dumbledore skrzywił się lekko.
-
Proszę o wybaczenie – powiedział, po czym uśmiechnął się. – Rozmawia z tobą
teraz?
Harry
potrząsnął głową.
-
Czuję go – powiedział, po czym zdecydował się zmienić temat. Naprawdę nie
chciał mówić dalej o czymś, czego tak naprawdę nie potrafił wyjaśnić. Jego
połączenie z Hogwartem było dziwne, ale nie zmieniłby go na nic innego. –
Proszę pana, czy profesor Snape o wszystkim wie? Nie powiedział nic…
-
Dzięki odrobinie perswazji, profesor Snape wierzy, że ten epizod był niczym
innym tylko wahaniem magii – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore. – Może
podejrzewać, że coś się kroi, ale Severus wie, że ma milczeć, póki nie
potwierdzą się jakiekolwiek podejrzenia. – Dumbledore pochylił się na swoim
krześle z intensywnym spojrzeniem. – Jednak był raczej zirytowany, że twoje
szkolenie z Poppy było utrzymywane w tajemnicy. Poppy nigdy nie wzięła ucznia
pod swoje skrzydła, chyba że wykazał się jakimiś niezwykłymi zdolnościami.
Severus o tym wie, więc nalegam, żebyś był ostrożny, jeśli wciąż nalegasz, by
ukrywać umiejętność.
Harry
nagle miał dziwne wrażenie, że w tym stwierdzeniu było coś więcej niż to, co
zostało wypowiedziane.
-
Jestem ostrożny, proszę pana – powiedział stanowczo, – ale czasami trzeba
odrzucić ostrożność, by pomóc potrzebującym. Narażam się na ryzyko, ale nie
zrobiłbym tego inaczej, gdyby ceną było zdrowie psychiczne Katie albo pana
życie.
Profesor
Dumbledore uśmiechnął się dumnie i skinął głową.
-
Dobrze powiedziane, Harry – powiedział uprzejmie. – Bardzo dobrze powiedziane. Masz
rację. Czasami trzeba podjąć ryzyko, ale powtarzające się ryzykowne zachowania
mogą prowadzić do założeń i wniosków, które normalnie nie zostałyby osiągnięte.
Mówię tylko, Harry, żebyś był uważny, że jesteś obserwowany. Jeśli pojawiasz
się zawsze tam, gdzie jest mroczna aktywność, ktoś może zadawać pytania, na
które wolałbyś nie odpowiadać.
-
Rozumiem, proszę pana – powiedział Harry, mówiąc szczerze. W przeszłości starał
się być ostrożny. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było Ministerstwo na
swoich plecach.
-
Świetnie – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, wyciągnął dwie fiolki,
wylał zawartość do myślodsiewni i zaczął obracać misę w dłoniach. – Teraz
przejdźmy do lekcji. Jestem pewien, że pamiętasz, ostatni raz zakończyliśmy,
gdy Tom Riddle senior porzucił Meropę i jej nienarodzone dziecko w Londynie, po
czym wrócił do swojego rodzinnego domu w Little Hangleton. – Harry otworzył
usta, by skomentować. – Zanim zapytasz, Harry, wiem, że Meropa była w Londynie,
ponieważ powiedział mi Caractacus Burkes. Jest właścicielem sklepu, który
wszedł w posiadanie pewnego naszyjnika.
Harry
patrzył, jak Dumbledore lekko potrząsa myślodsiewnią, po czym zobaczył, jak w
srebrzystej masie unosi się mały staruszek, obracając się powoli. Postać była
całkowicie srebrna i solidna, a jej oczy zakrywały pasma włosów.
-
Tak, zdobyliśmy go w dziwnych okolicznościach – powiedziała postać. –
Przyniosła go młoda wiedźma tuż przed Bożym Narodzeniem, och, wiele lat temu.
Powiedziała, że bardzo potrzebuje złota, cóż, to było oczywiste. Pokryta
szmatami i daleko jej do piękności… Miała urodzić, rozumiesz. Powiedziała, że
medalion należał do Slytherina. Cóż, cały czas słyszałem tego typu historie:
„Och, to należało do Merlina, tak jest, to jego ulubiony imbryk”, ale kiedy na
niego spojrzałem, miał jego znak, a proste zaklęcia powiedziały mi prawdę.
Oczywiście dzięki temu był praktycznie bezcenny. Wydawała się nie mieć pojęcia,
ile jest wart. Cieszy mnie, że dałem za niego dziesięć galeonów. Najlepsza
okazja w całej historii!
Dumbledore
ponownie potrząsnął myślodsiewnią i postać opadła z powrotem w wirującą,
srebrzystą masę. Harry spojrzał zdziwiony na misę, po czym powoli przeniósł
wzrok na profesora Dumbledore’a.
-
Desperacja może spowodować, że nawet najmądrzejsi z mądrych zgodzą się na
wszystko, Harry – powiedział Dumbledore ze smutnym uśmiechem. - Caractacus
Burkes nie był znany ze swojej dobroci. Medalion Slytherina był wszystkim, co
miała i po stracie męża, myślę, że Meropa odwróciła się od swojego magicznego
dziedzictwa. W końcu bycie czarownicą kosztowało ją miłość jej życia. Odmówiła
ponownego uniesienia różdżki, nawet kosztem własnego życia.
Harry
wiedział, że nadchodzi jakieś odkrycie, ponieważ wiedział już, że matka
Voldemorta umarła podczas jego porodu, ale wciąż był zszokowany, słysząc, że
Meropa nie chciała żyć dla swojego syna.
-
Nie mogła zmusić się do tego, by radzić sobie z ciągłym przypomnieniem, co
mogła mieć – powiedział cicho. Dumbledore spojrzał na Harry’ego ze zdziwieniem.
– Dużo się widzi, gdy się pracuje w szpitalu.
Dumbledore
skinął głową na ten komentarz.
-
Przypuszczam, że tak – powiedział uroczyście. – I przypuszczam, że odczuwanie
ich rozpaczy nieco wzmacnia zrozumienie. – W pokoju zapadła chwila ciszy, po
czym Dumbledore odchrząknął i wstał. – Uważam, że powinniśmy zacząć, Harry. Tym
razem wejdziemy wspólnie do jednego z moich wspomnień.
Harry
wstał i zbliżył się do myślodsiewni. Po chwili wahania, Harry wyciągnął rękę i
natychmiast zaczął wpadać w ciemność, by znaleźć się na twardej ziemi kilka
oddechów później. Otwierając oczy, Harry zobaczył, że profesor Dumbledore jest
już u jego boku, gdy stali na ruchliwej, konwencjonalnej londyńskiej ulicy.
Szybko zauważył młodszą wersję profesora Dumbledore’a, przechodzącą przez ulicę
przed zaprzężonym w konie wozem z mlekiem. Włosy i broda tego Dumbledore’a,
mimo że wciąż były bardzo długie, miały kasztanowy kolor oraz nosił ohydny,
śliwkowy, aksamitny garnitur, który sprawiał, że Dumbledore pasował do tego
miejsca jak wół do karety. Harry powstrzymał chęć skomentowania, kiedy podążali
za młodszym Dumbledorem przez żelazną bramę i pusty dziedziniec w kierunku
ponurego budynku otoczonego wysokim płotem.
Młodszy
Dumbledore szedł dalej, wchodząc pod schodach, by dotrzeć do frontowych drzwi,
w które raz zapukał. Czekali długą chwilę, nim drzwi się otworzyły, ukazując
niechlujnie ubraną dziewczynkę w fartuchu.
-
Dzień dobry – powiedział uprzejmie młodszy Dumbledore. – Jestem umówiony na
spotkanie z panią Cole, która, jak sądzę, jest tutaj opiekunką.
Dziewczynka
popatrzyła szeroko otwartymi oczami na Dumbledore’a, wyglądając na zszokowaną
jego wyglądem.
-
Och – powiedziała niespokojnie. – Hymm… Chwileczkę… PANI COLE!
Odległy
głos krzyknął coś i pozwolono im wejść. Weszli do korytarza wyłożonego
czarno-białymi kafelkami. Harry skorzystał z okazji, by się rozejrzeć i
zauważył, że chociaż miejsce wyglądało na czyste, było wyraźnie zaniedbane.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, chuda, wyglądająca na zmęczoną kobieta
pospieszyła w ich kierunku. Wyglądała na wyjątkowo przepracowaną, mówiła przez
ramię do swojej innej współpracownicy. Kiedy skończyła, przyjrzała się dobrze
Dumbledore’owi i miała taki sam wyraz twarzy, jak dziewczynka, która otworzyła
drzwi. Wymieniono powitania i zaprowadziła ich do małego pokoiku, który wyglądał
na połączenie salonu i biura. Był tak zaniedbany, jak korytarz, z poszarpanymi
meblami.
Pani
Cole poprosiła młodszego Dumbledore’a, żeby usiadł, po czym sama usiadła za
biurkiem, wciąż dziwnie na niego patrząc. Młody Dumbledore nie wydawał się obrażony
z powodu tych spojrzeń.
-
Jestem tutaj, jak powiedziałem w liście, żeby omówić sprawę Toma Riddle’a i
ustalić pewne rzeczy, dotyczące jego przyszłości – powiedział uprzejmie.
To
zwróciło uwagę pani Cole.
-
Jesteście rodziną? – zapytała.
Dumbledore
potrząsnął głową.
-
Nie, jestem nauczycielem – powiedział. – Przyszedłem zaoferować Tomowi miejsce
w mojej szkole.
Harry
obserwował, jak młodszy Dumbledore wyjaśnia podejrzliwej kobiecie, co to
Hogwart. Był zaskoczony, kiedy zobaczył, jak Dumbledore używa magii, żeby ją
przekonać i nie mógł powstrzymać się od ukradkowego spojrzenia na starszego
Dumbledore’a, który nie odrywał wzroku od sceny przed sobą. Szok Harry’ego
powiększył się, kiedy zobaczył pojawiające się na biurku butelkę dżinu i dwie
szklanki. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ludzie mają skłonność do ujawniania
zbyt wielu informacji, gdy są pijani, ale czy rozsądnie jest to proponować
komuś, kto opiekuje się dużą grupą dzieci?
Pani
Cole z niecierpliwością powiedziała młodszemu Dumbledore’owi, w jaki sposób Tom
Riddle zamieszkał w sierocińcu: o przybyciu Meropy, narodzinach Toma, nadaniu
mu imienia i śmierci Meropy. Następnie ujawniła, że Tom był raczej dziwny, a po
tym, jak Dumbledore wyjaśnił, że Tom nie zostanie odrzucony, jeśli chodzi o
Hogwart, ujawniła, że Tom przeraża inne dzieci. Najwyraźniej było kilka
incydentów z udziałem uczniów, z którymi Tom miał konflikt, ale Tom nie został
przyłapany na gorącym uczynku, więc nie można go było za to ukarać. Wspomniała
o incydencie z królikiem chłopca, a także o incydencie dotyczącym dwóch uczniów
i jaskini, co sprawiło, że Harry się wzdrygnął. Voldemort był okrutny zanim
choćby wszedł w czarodziejski świat.
Harry
został wyrwany z myśli, kiedy zauważył, że pani Cole i młodszy Dumbledore
wstają z miejsc. Wyszedł za nimi z biura i po kamiennych schodach, nie
słuchając rozkazów i nagan, które wypowiadała do mijanych pracowników i dzieci.
Dlaczego Dumbledore wciąż był tak zdeterminowany, żeby wprowadzić Toma Riddle’a
do czarodziejskiego świata, skoro jasne było, że jest kłopotliwy? To nie jego decyzja, by wybierać, kto
zostanie przyjęty, a kto nie. Jest tylko nauczycielem. Nie ma wyboru.
Wszystkie
sieroty były ubrane tak samo, w szarawe tuniki. Wszystkie wyglądały na zadbane,
ale nikt nie wyglądał na wyjątkowo szczęśliwego. Wchodząc na drugie piętro,
zatrzymali się przed pierwszymi drzwiami długiego korytarza. Harry zmusił się
do skupienia na teraźniejszości, podczas gdy pani Cole zapukała dwa razy,
weszła i przedstawiła młodszego Dumbledore’a, chociaż jasne było, że duża ilość
wypitego dżinu wpłynęła na nią bardziej niż początkowo sądziła. Mogła
wypowiedzieć całe zdanie bez jąkania.
Harry
wszedł do pokoju z dwoma Dumbledore’ami i zobaczył siedzącego na łóżku chłopca,
przykrytego szarymi kocami, z książką w rękach. Pokój był mały i pusty. Oprócz
łóżka była tylko szafa, która wydawała się w każdej chwili gotowa, żeby się
rozlecieć oraz drewniane krzesło. Harry skupił uwagę na chłopaku i szybko
dostrzegł, że Tom Riddle wygląda dokładnie jak jego ojciec. Nie było w nim
śladu Gauntów.
Ciemnowłosy
chłopak wpatrywał się w ekscentrycznie wyglądającego Dumbledore’a ze zmrużonymi
oczami. Harry natychmiast wiedział, że będzie to pouczająca rozmowa. Na
pierwszy rzut oka Tom Riddle nie wydawał się typem osoby, która byłaby uprzejma
względem obcych. Był typem dzieciaków, których Harry zawsze unikał w młodości.
-
Jak się masz, Tom? – zapytał młody Dumbledore, podchodząc i wyciągając rękę.
Riddle zawahał się na moment, po czym przyjął rękę i uścisnął ją. Dumbledore
przesunął drewniane krzesło do łóżka i usiadł. – Jestem profesor Dumbledore.
Riddle
spojrzał na niego podejrzliwie.
-
Profesor? – zapytał. – W sensie „doktor”? Po co tu jesteś? Wpuściła cię, żebyś
na mnie spojrzał? – Riddle wskazał na drzwi, odnosząc się do pani Cole.
Profesor
Dumbledore uśmiechnął się. Każda normalna osoba pomyślałaby, że Dumbledore
uważa to za zabawne, ale Harry dostrzegł, że uśmiech nie sięga jego oczu.
-
Nie, nie – powiedział uprzejmie Dumbledore.
Riddle
mu nie uwierzył.
-
Nie wierzę ci – powiedział mocno. – Chce, żebyś mnie obejrzał, prawda? Powiedz
mi prawdę!
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się na to rządanie. Oto jedenastoletnie dziecko
traktowało dorosłego mężczyznę jak kogoś niższego sobie. Harry nagle
przypomniał sobie swojego kuzyna, Dudleya, który zawsze domagał się jedzenia,
prezentów urodzinowych i ciszy podczas programów telewizyjnych. Rodzice Dudleya
zawsze zaspokajali jego potrzeby. Czy wszyscy robili to samo dla Toma? Nie, nie dorośli, ale może dzieci.
Młodszy
Dumbledore nie wydawał się speszony rozkazem, uśmiechając się uprzejmie, póki
Riddle nie uspokoił się, wciąż mając powściągliwy wyraz twarzy.
-
Kim jesteś? – zapytał Riddle.
Dumbledore
wciąż nie wydawał się speszony postawą Riddle’a.
-
Powiedziałem ci – stwierdził tym samym uprzejmym tonem. – Nazywam się profesor
Dumbledore i pracuję w szkole o nazwie Hogwart. Przyszedłem zaoferować ci
miejsce w mojej szkole – twojej nowej szkole, jeśli będziesz chciał przyjechać.
Harry
spojrzał na Riddle’a, który ponownie doszedł do wniosku, że Dumbledore jest w
zakładu psychiatrycznego. Dumbledore próbował uspokoić Riddle’a, po czym zaczął
informować, jakim typem szkoły jest Hogwart. Zmiana w zachowaniu Riddle’a była
zdumiewająca. Nie był już nastawiony defensywnie, był podekscytowany. Ujawnił,
że może sprawić, że wydarzy się to, czego zechce. Mógł kontrolować zwierzęta,
sprawiać, że rzeczy się poruszały i ludziom przytrafiały się złe rzeczy. Ta
ostatnia rzecz sprawiła, że Harry się skrzywił. Stresujące było usłyszenie, że
dziecko było podekscytowane krzywdzeniem ludzi.
Jeszcze
bardziej szokujące było to, jak Riddle sam siebie określał.
-
Wiedziałem, że jestem inny – szepnął Riddle. – Wiedziałem, że jestem wyjątkowy.
Zawsze wiedziałem, że coś w tym jest.
Po
raz pierwszy uśmiech zniknął z twarzy Dumbledore’a.
-
Cóż, miałeś całkowitą rację – powiedział, obserwując uważnie Riddle’a. – Jesteś
czarodziejem.
Riddle
natychmiast znów przyjął postawę defensywną, żądając od Dumbledore’a, żeby ten
to udowodnił. Harry myślał, że Dumbledore odmówi, ale ostatecznie czarodziej
wyciągnął różdżkę, wycelował ją w szafę i machnął nią. Szafa stanęła w
płomieniach, zaskakując Riddle’a, który skoczył na równe nogi. Płomienie szybko
zniknęły, odsłaniając nieuszkodzoną szafę. Riddle szybko zapytał, skąd może
wziąć własną różdżkę, ale Dumbledore szybko zignorował to pytanie,
oświadczając, że coś próbuje wydostać się z szafy.
Jak
na zawołanie z wnętrza szafy wydobyło się ciche grzechotanie. Dumbledore
przejął dowodzenie, instruując Riddle’a, żeby wyjął grzechoczący przedmiot ze
środka. Riddle wyciągnął trzęsące się pudełko i przyznał, że w środku są
przedmioty, które nie należą do niego. Po zdjęciu wieka i wyrzuceniu zawartości
na łóżko, Harry zszokowany zobaczył kolekcję małych, nieistotnych przedmiotów.
Było tam jo-jo, srebrny naparstek, zmatowiałe organki i kilka innych rzeczy. Po
wyjęciu przedmiotów z pudełka wszystko ucichło. Na chwilę w pokoju zapadła
cisza.
-
Zwrócisz je właścicielom z przeprosinami – powiedział spokojnie Dumbedore,
odkładając różdżkę. – Dowiem się, czy tak się stało. I ostrzegam. W Hogwarcie
kradzież nie jest tolerowana.
Riddle
nie okazywał żadnych oznak poczucia winy ani nie wydawał się myśleć o
ostrzeżeniu. Z jakiegoś powodu Harry miał wrażenie, że Riddle zrobi to, co
zechce, bez względu na to, co powie Dumbledore. Dumbledore dał Riddle’owi
kolejne ostrzeżenie dotyczące sposobu, w jaki Riddle używał swojej magii.
Riddle również nie wydawał się martwić tym ostrzeżeniem, nawet gdy Dumbledore
wspomniał o wydaleniu i ukaraniu przez Ministerstwo. Gdyby Harry nie wiedział,
kim stanie się Riddle, zakładałby, że Riddle był zwyczajnie podekscytowany.
Ale
Harry wiedział. Wiedział, że prawdopodobnie Riddle’a to nie obchodzi. Zrobiłby
wszystko, żeby dostać to, czego chciał, i nic, co powiedziałby Dumbledore, by
tego nie zmieniło. Dlatego nie było zaskoczeniem, że kiedy omawiali przybory
szkolne, Riddle oświadczył, że może je odebrać sam. Po prostu wziął zaoferowane
przez Dumbledore’a pieniądze i zapytał o drogę na ulicę Pokątną. Kiedy pojawił
się temat Dziurawego Kotła i barmana, Harry ponownie nie był zaskoczony, kiedy
Tom okazał zirytowanie odkryciem, że ktoś ma tak samo na imię, jak on. Było
jasne, że Tom Riddle chciał się wyróżniać w tłumie, nawet mając jedenaście lat.
Potem
pytania wróciły do rodziców Riddle’a. Harry był zaskoczony, słysząc, że Riddle
zakładał, że jego ojciec był czarodziejem, ponieważ jego matka nie umarłaby,
gdyby była czarownicą. Brzmiało to tak, jakby myślał o matce gorzej niż o człowieku.
Pytania szybko skupiły się na pociągu, nim Riddle zdecydował się wyjawić
jeszcze jedną rzecz: mógł rozmawiać z wężami. Jasne było, że Riddle próbuje
zaimponować Dumbledore’owi, ale jeśli coś, młodszy Dumbledore wydawał się
bardziej ostrożny niż wcześniej. Gdy się pożegnali, Harry poczuł dłoń na swoim
ramieniu, po czym wzbił się w ciemność i wylądował w gabinecie Dumbledore’a.
Umysł
Harry’ego był przeładowany informacjami. Nie wiedział, co myśleć ani nawet, czy
chciał coś myśleć. To nie miało sensu. Im więcej dowiadywał się o Voldemorcie,
tym bardziej był zdezorientowany. Sierociniec nie wydawał się tak okropnym
miejscem do dorastania, więc co się stało, że Voldemort tak bardzo nienawidził
mugoli i mugolaków?
-
Harry, proszę, usiądź – powiedział łagodnie profesor Dumbledore.
To
była ostatnia rzecz, jakiej chciał. Wciąż oszołomiony Harry podszedł do
kominka.
-
Myślę, że powinienem iść, proszę pana – powiedział cicho. Harry nie chciał o
tym rozmawiać. Nie wiedział jeszcze, o czym chciał mówić. Potrzebował czasu,
żeby wszystko uporządkować, przemyśleć posiadane pytania. Najpierw musiał
porozmawiać z Syriuszem i Remusem. Potrzebował, by ktoś inny mu powiedział, że
ma prawo czuć odrazę.
Dumbledore
położył dłoń na ramieniu Harry’ego.
-
Musimy o tym porozmawiać, Harry – stwierdził. – Proszę, powiedz mi, co cię tak
zdenerwowało.
Ramiona
Harry’ego opadły, gdy wpatrywał się w płomienie. Dotknęły go subtelne fale
troski… troski Dumbledore’a. Gdzie miał zacząć?
-
Był okrutny – powiedział cicho Harry. – Jak mógł być tak okrutny w tak młodym
wieku? Nawet Dudley nie był taki zły. Lubił ranić ludzi. Używał swoich
zdolności, by zadawać ból… i cierpienie.
Dumbledore
westchnął i łagodnie pociągnął Harry’ego bliżej.
-
Riddle był tyranem, Harry – powiedział, obejmując Harry’ego ramieniem. – Nie
miał w swoim życiu ludzi takich, jak twoje wujostwo, którzy sprawili, że
obawiałeś się swoich umiejętności. Był w stanie eksperymentować… dostosować je
do robienia tego, czego chciał. Już wcześniej uważał się za kogoś lepszego niż
reszta dzieci. Zauważyłem to. Dlatego miałem go na oku. Jego instynkt
okrucieństwa, tajemnicy i dominacji sprawił, że poczułem się nieswojo.
Harry
podświadomie potarł czoło.
-
Chciał być inny – powiedział bardziej do siebie niż kogoś innego. – Voldemort
zawsze mówił, że jesteśmy do siebie podobni, ale nie jestem ani trochę, jak on.
-
Maci podobne pochodzenie, Harry – powiedział profesor Dumbledore, prowadząc
Harry’ego do najbliższego krzesła. – Obaj jesteście sierotami i potraficie
rozmawiać z wężami, ale na tym podobieństwa się kończą. Teraz Voldemort zdaje
sobie z tego sprawę. To dlatego zaprzestał prób rekrutowania cię. Nie masz
takiego pragnienia władzy, jak on. Nie jesteś chętny zadawać ból, by dostać to,
czego chcesz. – Kiedy Harry nic nie powiedział, Dumbledore kontynuował: – Jest
kilka rzeczy, na które muszę zwrócić twoją uwagę, zanim się dzisiaj
rozstaniemy. Ufam, że pamiętasz, jak wspomniałem, że dzieli z kimś innym swoje
imię?
Harry
skinął głową.
-
Nawet w wieku jedenastu lat Riddle chciał być inny niż wszyscy – kontynuował
Dumbledore. – Jak wiesz, kilka lat później porzucił swoje imię i stworzył
tożsamość „Lorda Voldemorta”, za którą się skrył. Jestem też pewien, że
dostrzegłeś, że Tom Riddle polegał tylko na sobie, co oznaczało brak
jakichkolwiek przyjaciół. Wolał nie ufać nikomu, poza samym sobą, a dorosły
Voldemort jest taki sam. Nigdy nie miał przyjaciela i nigdy żadnego nie chciał.
Wreszcie, Voldemort lubił zbierać trofea, przedmioty po swoich ofiarach, jako
pamiątki. Wiem, że może ci się to wydawać nieważne, ale później okaże się
niezwykle istotne.
Harry
ponownie skinął głową. W tej chwili prawdopodobnie zgodziłby się sprzedać
własną nerkę, jeśli to by oznaczało, że może odejść.
-
Dobrze – powiedział Dumbledore i wyciągnął zdrową rękę w kierunku Harry’ego,
który przyjął ją, by dyrektor pomógł mu wstać. – Wydaje mi się, że już czas do
łóżka. Gdybyś miał jakieś pytania, możesz przyjść się ze mną zobaczyć. Gdybyś
nie umiał mnie znaleźć, wyślij mi wiadomość przez Fawkesa. Ma talent do
znajdowania tego, co zaginęło.
-
Tak jest – powiedział Harry, po czym ponownie podszedł do kominka, chwycił
szczyptę proszku fiuu i zniknął w eksplozji zielonych płomieni. Po tym przez
długi czas w gabinecie nie padło żadne słowo. Po raz kolejny odejście Harry’ego
pozostawiło Dumbledore’a i portrety kompletnie oniemiałych.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, zastanawiam się skąd Hogwart wie że dzieje się coś złego... jeszcze sprawę z Dumbledorem to rozumiem ale z Kate już nie, i to wspomnienie o młodym Tomie który już w tak młodym wieku był okrutny... a co chciano osiągnąć tym naszyjnikiem?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, uważam że te reakcje Harrego są dobre bo teraz to przyjaciele, a co gdyby ktoś kto chce go naprawdę zaatakować, łatwiej jest opuścić różdżkę niż po nią sięgnąć w razie niebezpieczeństwa... ciekawe czy Dumbledore zda sobie sprawę że jest jednak siedem horkruksów i jednym z nich jest Harry... radzi sobie dobrze z teleportacją...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika