Reszta przerwy świątecznej minęła w mgnieniu oka. Odbyło się kilka rozmów na temat konfrontacji Harry’ego z Ministrem, a większość zakończyła się tuż po rozpoczęciu, ponieważ Syriusz nie mógł długo powstrzymywać śmiechu. Syriusz uznał, że cała scena, gdy to Scrimgeour był upominany przez nastolatka, była bardzo zabawna. Jedyne, czego Syriusz żałował to, to, że nie ugryzł Scrimgeoura, kiedy miał okazję. Z drugiej strony Remus był bardziej powściągliwy w swojej opinii, chociaż pochwalił Harry’ego za to, jak sobie poradził. Niewielu mogło tak zbić z tropu Ministra Magii, jak to zrobił Harry.
Inne
dyskusje dotyczyły nowej misji Syriusza dla Dumbledore’a i co to oznaczało dla
Harry’ego i Remusa. Właściwy szlaban Harry’ego zakończył się jakiś czas temu,
mimo to nadal spędzał najwięcej czasu w Kwaterach Huncwotów, by w spokoju
odrobić pracę domową. Gdy Syriusz wyjedzie, treningi Harry’ego miały się
zmniejszyć do dwóch razy w tygodniu z Remusem. Mieli kontynuować zaklęcia niewerbalne,
ale właściwy pojedynek miał się odbywać wtedy, gdy Tonks miała czas, ponieważ
nie chcieli ryzykować, że zbłąkane zaklęcie wpłynie na powrót Remusa do
zdrowia.
Ze
względów bezpieczeństwa Harry’emu nie powiedziano, czym jest misja Syriusza,
ale Syriusz zapewnił go, że nie było to nic zbyt niebezpiecznego i obiecał
pozostać w kontakcie. Harry zwalczył nieprzyjemne uczucie w żołądku i
zaakceptował nakaz Syriusza. W miarę postępu wojny było to nieuniknione.
Syriusz był prawdopodobnie jednym z najbardziej zaufanych i cennych członków
Zakonu, ponieważ wiedział więcej. Był również jednym z najniebezpieczniejszych.
Syriusz działał szybko i pewnie, nie zawracając sobie głowy jakimkolwiek
ryzykiem. Harry walczył z Syriuszem wystarczająco wiele razy, by wiedzieć, że
kiedy Syriusz był w szczycie swojej formy, przeciwnik rzadko miał jakąś szansę.
Z
ulgą dowiedział się, że „rozmowa o wilkołakach” miała miejsce w zeszłym roku,
zanim Remus został ranny. Nie zaszła dalej niż hipotetyczna możliwość.
Dumbledore chciał jedynie zrozumieć, czego potrzeba, by zostać zaakceptowanym
przez wilkołaki. Dumbledore był optymistą, że Remus może być światłem nadziei
wśród wilkołaków pragnących normalnego życia. Oczywiście było to przed
zatruciem Remusa srebrem i zanim Fenrir Greyback zaczął stawać się bardziej
aktywną postacią w rządach Voldemorta.
Harry
rozmawiał również z Syriuszem i Remusem o pokazaniu Radzie wspomnień o
pojedynku z Voldemortem w Ministerstwie. Syriusz i Remus bardzo wspierali to,
co Harry próbował zrobić i zgodzili się, że było to potrzebne, by udowodnić, że
„standardy Ministerstwa” nie wystarczają. Jeśli ludzie chcieli przetrwać tę
wojnę, musieli pójść o krok dalej… GD musiało pójść o krok dalej i z pomocą
Rady byłoby to możliwe.
Nim
Harry się zorientował, nadszedł czas na powrót do Hogwartu. Harry, Syriusz i
Remus wyruszyli wcześniej zamówionym świstoklikiem do Kwater Huncwotów, by
uniknąć scen. Podczas gdy Harry wprowadzał ostatnie poprawki do swojej pracy
domowej, Syriusz i Remus spotkali się z profesorem Dumbledorem. Ostatecznie nie
miało to znaczenia, ponieważ Syriusz i Remus powiedzieli Harry’emu wszystko, co
im przekazano i przekazali mu zwój pergaminu, który zawierał datę i godzinę
następnej lekcji Harry’ego z Dumbledorem. Percy przekazał sporo informacji o
tym, co dzieje się w Ministerstwie. Posunięcie Scrimgeoura, by zdobyć lojalność
Harry’ego było ostatnią próbą zwiększenia uznania społeczeństwa i
zagwarantowania milczenia Harry’ego. Harry i Dumbledore nie byli jedynymi
osobami, które kwestionowały to, czy tych kilka schwytanych osób rzeczywiście
była śmierciożercami. Jednak tylko oni o tym głośno mówili. Problem polegał na
tym, że Harry i Dumbledore znów byli szanowanymi członkami społeczeństwa, więc
byli bardziej godni zaufania niż Ministerstwo.
Kiedy
nadszedł czas powrotu reszty uczniów, Harry czekał w sali wejściowej, mając
mimo wszystko nadzieję, że w pociągu nic się nie wydarzyło między Ronem a
Hermioną. Rozmawiał z Ronem po odejściu Scrimgeoura i zaskakująco skupiło się
to na Hermionie. Ron zadał całkiem dużo niewygodnych pytań na temat możliwych
związków, w których mogła być Hermiona i czy nienawidziła go za dokuczanie jej.
Harry postanowił powstrzymać się od odpowiadania na tak wiele pytań, jak mógł,
ale nie czuł sensu ukrywać, jak bardzo Hermiona była zraniona z powodu
zachowania Rona. Miał nadzieję, że to wystarczy, by Ron zajął się resztą.
-
Harry!
Harry
został wyrwany z myśli, gdy ciasno owinęły się wokół niego ramiona, a jego
wzrok przysłoniły krzaczaste włosy. Uśmiechnął się, odwzajemniając uścisk.
Otoczyły go fale radości i ulgi, pozwalając mu się odprężyć. Przesunął głowę,
żeby spojrzeć za jej włosy i zobaczył uśmiechającą się do niego, zaróżowioną
Cho. Wiedział, z kim siedziała Hermiona w pociągu, więc skinął z podziękowaniem
Cho, która, zamiast odpowiedzieć skinięciem, zrobiła kilka kroków i uścisnęła
jedną ręką Harry’ego, gdy Hermiona się przesunęła.
-
Miałyście przyjemne święta? – zapytał Harry, zauważając zbliżającą się pewną
wysoką, rudowłosą osobę.
Hermiona
skinęła głową, zdejmując rękawiczki.
-
Ron przeprosił – powiedziała cicho z uśmiechem. – Powiedział, że chce spróbować
naprawić sprawy między nami.
-
Naprawdę? – zapytał Harry, próbując brzmieć na zaskoczonego. Cho przewróciła
oczami, ale nic nie powiedziała. Harry musiał dostrzec otaczające ją fale
ostrożności i opiekuńczości. Najwyraźniej Cho nie wierzyła, że Ron był szczery,
przez co Harry zaczął się zastanawiać, czy będą jakieś problemy między nią a
chłopakiem. Nie wiedział, czy poradzi sobie z dalszym napięciem między przyjaciółmi.
-
Hej, Harry – powiedział Ron, wchodząc między Hermionę a Cho, żeby blokowały go
przed przybywającymi uczniami. Jak rękawiczka otaczały go intensywne fale
nerwowości i zakłopotania. – Jak reszta twojej przerwy świątecznej? Miałeś
jakieś kolejne starcia z Ministrem?
Harry
roześmiał się. Szczerze wątpił, by Minister kiedykolwiek próbował z nim
ponownie porozmawiać.
-
Nie, sądzę, że raz mi wystarczy – powiedział. – Nie poradzę sobie z większą
dozą rozczarowania.
Cho
i Hermiona wymieniły niespokojne spojrzenia.
-
Czy on naprawdę jest taki zły, Harry? – zapytała Hermiona.
Harry
spojrzał na Rona, który niepewnie wzruszył ramionami. Czy Scrimgeour był
naprawdę taki zły? Prawdopodobnie nie. Harry po prostu nie zgadzał się z
poglądami Scrimgeoura, zwłaszcza jeśli chodziło o więzienie niewinnych ludzi.
-
Cóż, nie jest taki zły jak Knot, ale nie jest kimś, z kim bym się zjednoczył –
powiedział Harry zgodnie z prawdą. – Powiedzmy, że gdyby Scrimgeour postawił na
swoim, mielibyśmy jedynie możliwość uczyć się obrony podczas szkolenia na
aurorów. Skupia zbyt wiele uwagi na małej grupie ludzi, kiedy reszta z nas nie
ma żadnych szans.
-
W takim razie dziękuję Merlinowi, że kontynuowałeś GD, Harry – powiedziała
poważnie Cho.
-
Mon-Ron! – zapiszczał donośny głos. Ron jęknął cicho, gdy Lavender Brown minęła
Cho i Hermionę, by rzucić ramiona na szyję Rona. – Dlaczego tak szybko
wysiadłeś? – Na widok czerwonej twarzy Rona, Lavender uśmiechnęła się. – Chodź
– powiedziała słodko i pociągnęła go. – Mamy tak wiele do nadrobienia.
Harry
zaniemówił, obserwując, jak Lavender odciąga wyjątkowo niechętnego Rona. W Sali
Wejściowej słychać było chichoty i śmiechy. Harry powoli przeniósł wzrok na
Hermionę i Cho, i dostrzegł, że robią wszystko, żeby powstrzymać się od
śmiechu. Hermiona przygryzała policzek, podczas gdy Cho zasłaniała usta obiema
dłońmi.
-
Czy tylko mi się wydaje, że to miejsce kompletnie zbzikowało? – zapytał.
Cho
potrzebowała kilka chwil, żeby się uspokoić, po czym potrząsnęła głową.
-
Nie tylko tobie – powiedziała szczerze. – Mon-Ron? Kto przy zdrowych zmysłach
mówi w ten sposób?
-
Najwyraźniej Lavender – powiedziała sucho Hermiona, odgarniając włosy z twarzy
i spoglądając w miejsce, gdzie Ron i Lavender zniknęli z pola widzenia. – Co
będzie dalej?
-
Chyba nie chcę wiedzieć – powiedział Harry, pocierając z niepewnością kark. –
Eee… czy to normalne, że zwraca się do ukochanej osoby jak do dziecka?
Hermiona
i Cho popatrzyły na siebie z przerażeniem.
-
Merlinie, mam nadzieję, że nie – powiedziała Cho. – Rozumiem „kochanie”,
„słońce”, ale „Mon-Ron”? – Zastanowiła się przez chwilę, po czym wzruszyła
ramionami. – Nie sądziłam, że Lavender może wydawać się głupsza… ale się
myliłam.
Harry
i Hermiona nie mogli powstrzymać śmiechu, pożegnali się z Cho i wycofali się do
wieży Gryffindoru. Zostali zatrzymani przez Grubą Damę, która w Boże Narodzenie
przesadziła ze swoją przyjaciółką, Violet, z pięćsetletnim winem. Gdy weszli do
pokoju wspólnego, Harry i Hermiona zauważyli, że koło kominka siedzą Dean i
Ginny, podczas gdy Ron i Lavender prowadzili jakiegoś rodzaju zapasy. Jedyna
różnica polegała na tym, że Lavender chichotała, a Ron naprawdę wydawał się
próbować ją odepchnąć. Harry był zdumiony tym, jak dobrze Hermiona radzi sobie
z widokiem Rona i Lavender. Nie patrzyła w ich kierunku, ale też nie pobiegła
do swojego dormitorium, by przed nimi uciec.
Proste
przeprosiny naprawdę potrafią wiele zdziałać.
^^^
Następnego
ranka Harry wstał wcześnie na ostatnią sesję treningową, zanim Syriusz wyruszy
na swoją tajemniczą misję. Chciał spędzić z Syriuszem tak wiele czasu, jak
mógł, ale wiedział, że będzie to trudne, skoro poniedziałki były takie pełne
roboty. Syriusz powiedział, że spędzi dzień na zamykaniu luźnych spraw, co
oznaczało, że ponownie będzie dyskutował o wszystkim z Remusem i będzie prosić
Dumbledore’a, by zapewnił Harry’emu bezpieczeństwo w Hogwarcie.
Czasami
Syriusz był po prostu zbyt opiekuńczy. Przecież to nie tak, że wszyscy będą
siedzieć i wpuszczać śmierciożerców do Hogwartu, gdy jego nie będzie.
Wychodząc
z pokoju wspólnego, Harry zauważył, że w nocy do tablicy ogłoszeń został
przypięty duży znak.
LEKCJE TELEPORTACJI
Jeśli masz siedemnaście lat
albo skończysz siedemnaście lat przed 31 sierpnia, możesz się zapisać na
dwunastotygodniowy kurs teleportacji prowadzony przez instruktora z
Ministerstwa Magii. Chętni niech się wpiszą poniżej. Koszt: 12 galeonów.
Harry
wyciągnął pióro i wpisał swoje imię. Teleportacja z pewnością była pożyteczna.
Harry nie zapomniał, jak Voldemort teleportował się podczas ich pojedynku,
utrudniając Harry’emu próby uderzenia go czymkolwiek. Kolejna umiejętność, którą muszę opanować szybciej niż inni. Był to
fakt i Harry musiał to zaakceptować. Jakiś czas temu zdał sobie sprawę, że
będzie tak, póki Voldemort jest zagrożeniem. Nie mógł dalej polegać, że
świstokliki, kominki i inne osoby wyciągną go z kłopotów.
Wielka
Sala była całkowicie pusta poza kilkoma nauczycielami. Profesor McGonagall była
całkowicie skoncentrowana na pergaminie przed sobą, a profesor Flitwick czytał
dość grubą książkę. Żaden z nich nie zauważył, że w dużym pomieszczeniu był
ktoś inny. Zakrywając dłonią zmęczone ziewnięcie, Harry usiadł przy stole
Gryffindoru i mechanicznie zjadł śniadanie. Trudno było mu wyobrazić sobie dni
w Hogwarcie bez Syriusza, który by się nim opiekował. Tak, było to momentami
irytujące, ale nadopiekuńczość Syriusza pomagała Harry’emu poczuć się
bezpiecznie w miejscu, gdzie mogło się zdarzyć tak wiele niebezpieczeństw.
Ręka
na jego ramieniu wyrwała Harry’ego z myśli. Unosząc wzrok, Harry odprężył się
na widok uśmiechniętych twarzy Syriusza i Remusa. Nie musieli nic mówić,
siadając po obu stronach Harry’ego i zaczynając układać jedzenie na swoich
talerzach. Po raz kolejny dotarli do tematu, który nie był omawiany. Jeśli nie
mówili o wyjeździe Syriusza, nie było powodu do obaw, że Syriusz mógł być w
niebezpieczeństwie. Nikt nie wspomniał, że Remus będzie musiał stawić czoła
pełni samotnie.
Profesor
Snape wciąż co miesiąc zapewniał eliksir tojadowy, ale to nie łagodziło bólu.
Po zatruciu srebrem przemiana w wilka była jeszcze bardziej bolesna, a wilka
jeszcze trudniej było kontrolować. Syriusz przypadkowo wygadał, że Lunatyk
musiał być przykuty w pierwszych miesiącach, ponieważ wilk odczuwał zbyt wielki
ból, by rozpoznać kogokolwiek lub cokolwiek, nawet po eliksirze. Teraz nie było
aż tak źle, ale było to przypomnienie, jak wiele przeszedł Remus od samego
dotknięcia srebrną dłonią Pettigrew. Było przypomnieniem, ile może kosztować
rozproszenie.
-
Co ci chodzi po głowie, Harry? – zapytał cicho Remus w końcu przerywając ciszę.
Harry
wzruszył ramionami. Naprawdę nie sądził, że mądrze będzie być prawdomównym.
-
Cóż, zastanawiałem się, czy nie zostać animagiem – powiedział Harry z nadzieją.
– Jak trudne to było?
Drzwi
otworzyły się i weszło kilku Krukonów, rozmawiających ze sobą. Syriusz
odchrząknął nerwowo.
-
Nie jest to do końca trudne, Harry – powiedział szczerze, gdy nowi przybysze
usiedli przy stole Ravenclawu. – To po prostu niezwykle skomplikowane… i
niebezpieczne.
Harry
spojrzał na Syriusza z uniesioną brwią.
-
Czy to nie jest definicja czegoś trudnego? – zapytał. – Posłuchaj, po prostu
jestem ciekawy, czy jest to coś, czego mógłbym się nauczyć. Mogłoby to być
przydatne w ciężkiej sytuacji. Oraz mógłbym pomóc, jeśli gdzieś będziesz i…
eee… ktoś będzie musiał pomóc podczas pełni…
-
Absolutnie nie! – przerwał Remus przyciszonym głosem. – Nie ma mowy, żebym ci
się tak pokazał, zwłaszcza teraz. Lunatyk jest zbyt ciężki do kontrolowania.
Zapach się nie zmienia, Harry. Lunatyk wciąż rozpoznałby cię jako swojego
szczeniaka. Mógłby cię spróbować przemienić, nawet pomimo eliksiru tojadowego.
– Harry poruszył się, żeby zaprotestować. – Nie, Harry – nalegał Remus. – Po
prostu mi w tym zaufaj. Wiem, że chcesz pomóc i doceniam to, ale to nie jest
dla ciebie bezpieczne.
-
Jednakże – dopowiedział Syriusz, rzucając szybkie spojrzenie Remusowi, – to nie
oznacza, że się temu nie przyjrzymy, jeśli naprawdę tego chcesz, dzieciaku.
Jest wiele zwierząt, które stanowią większe ryzyko niż pomoc.
Drzwi
otworzyły się ponownie i tym razem weszło kilka grupek uczniów. Do pierwszej
dołączyła kolejna grupa Krukonów, większe zbiorowisko Puchonów przeniosła się
do ich stolika i mała grupka Gryfonów z drugiego roku usiadła przy najdalszym
końcu stołu Gryffindoru.
-
A jak można się dowiedzieć, co jest twoją formą? – zapytał ciekawie Harry.
Remus
pociągnął łyk ze swojego kielicha i uśmiechnął się.
-
Jest kilka metod – powiedział rozmyślnie. – Jest kilka zaklęć i kilka mikstur.
Eliksiry są bardziej niezawodne, ale niezwykle trudne do uwarzenia. Myślę, że
próbowaliśmy przygotować eliksir cztery razy, nim nam się udało. Warzenie
zajęło dwa tygodnie, coco było niezwykle trudne w związku z zajęciami.
Musieliśmy wszystko perfekcyjnie zaplanować, żebyśmy mogli dodać składniki we
właściwym czasie. Za eliksir byliśmy odpowiedzialni ja i James. Peter był zbyt
roztrzepany, żeby powierzyć mu składniki, a Syriusz… cóż… Syriusz nienawidził
eliksirów z wielką pasją.
Syriusz
prychnął.
-
Delikatnie mówiąc – powiedział pod nosem.
-
Logicznie byłoby poczekać do końca semestru – kontynuował Remus, – chyba że
chcesz zająć się tym wcześniej.
Harry
wzruszył ramionami.
-
To była tylko myśl – powiedział nonszalancko. Prawdę mówiąc tak było. Nie
chodziło o to, że Harry nie chciał podążyć śladem ojca i zostać animagiem.
Harry nie wierzył, że miał czas zająć się tym samodzielnie. Nie zamierzał kazać
Syriuszowi i Remusowi wykonywać całej roboty. Byli już wystarczająco
zestresowani.
Trening
był taki, jak wiele innych sesji w Dworze Blacków. Najpierw Harry i Syriusz
trenowali, podczas gdy Remus obserwował, dopowiadając coś od czasu do czasu. Po
niewerbalnym pojedynku, Remus przejmował trening i dyskutował z Harrym o
strategiach. Przećwiczyli nawet kilka z nich, ale było to nic w porównaniu z
intensywnym fizycznym pojedynkiem, który Harry znosił pod opieką Syriusza.
Remus zawsze był typem człowieka, który preferował rozum zamiast mięśni, co
było przeciwne z mentalnością Syriusza „najpierw działaj, potem myśl”. Wciąż
było całkiem zabawnie obserwować, jak dwójka kłóciła się, gdy ich punkty
widzenia zderzały się.
Kiedy
Harry spotkał się z Hermioną i Nevillem na zajęciach z zaklęć, wszyscy rozmawiali
o lekcjach teleportacji. Ron stał obok Lavender, która rozmawiała radośnie z
Parvati. Harry był zaskoczony, widząc, że Ron nie wyglądał na szczęśliwego ze
swojego położenia. Wyglądał na kompletnie znudzonego i dyskretnie próbował
uwolnić swoją rękę od Lavender. Spoglądając na Hermionę, Harry zauważył, że nie
tylko on dostrzegł dylemat Rona. Hermiona wydawała się mieć zadowolony wyraz
twarzy, ale zanim Harry zdążył się dowiedzieć, co czuje, profesor Flitwick
otworzył drzwi i zaprosił wszystkich do klasy.
Teleportacja
wciąż chodziła po głowach wszystkich, gdy podczas zajęć pracowali nad
wytworzeniem fontanny czystej wody. Wszyscy byli ciekawi, jak wygląda
teleportacja, a Harry mądrze trzymał język za zębami. Już się wcześniej
teleportował, ale pamiętał tylko, jakie to uczucie, gdy Syriusz zabrał go
teleportacją łączną. Był zbyt skupiony na unikaniu miecza Voldemorta, by w
Ministerstwie interesować się, jakie to uczucie teleportować się.
Pod
koniec dnia Harry usłyszał tak wiele teorii na temat teleportacji, że nie był
pewny, czy chciał dowiedzieć się wcześniej. Wydawało się, że wszyscy mają inne
zdanie na temat tego, jakie to uczucie i co trzeba zrobić, by się nie
rozszczepić. Pewna liczba szóstoklasistów była bardzo przerażona teleportacją i
rozważali usunięcie nazwisk z listy. Harry poczuł ulgę, słysząc, że nie było to
aż tak skomplikowane, jak wszyscy sobie wyobrażali, kiedy spotkał się z
Syriuszem i Remusem po obiedzie. Syriusz wspomniał coś o „CE-WU-EN”, ale Harry
szczerze wątpił, by aportację miała coś wspólnego z imionami dziewczyn*.
Nim
Harry się zorientował, wychodził z kominka Dumbedore’a i znalazł się w
uspokajających ramionach dyrektora. Lampy w gabinecie były już zapalone, a
poprzedni dyrektorzy chrapali cicho w swoich ramach. Harry odzyskał równowagę i
strzepnął popiół z ubrań. Fale zmęczenia, opiekuńczości i niepokoju spłynęły z
Dumbledore’a. Harry spojrzał na niego nerwowo, niepewny, co powiedzieć, jeśli w
ogóle miał coś mówić.
Na
szczęście Dumbledore pierwszy przerwał ciszę.
-
Dziś rano spędziłem kilka godzin z Syriuszem i Remusem – powiedział, wskazując
Harry’emu poczerniałą ręką, by usiadł. – Dali mi przywilej obejrzenia wspomnień
dotyczących twojego spotkania z Ministrem Magii w Boże Narodzenie. – Dumbledore
przeniósł się na swoje siedzenie, gdy Harry ruszył do swojego. – Muszę
powiedzieć, że doceniam to, że przemawiasz w mojej obronie. Twoja wiara we mnie
jest przytłaczająca.
Harry
unikał wzroku Dumbledore’a, siadając. Nie rozumiał, dlaczego Dumbledore robi z
tego taką wielką sprawę.
-
Powiedziałem prawdę, proszę pana – stwierdził Harry, wzruszając ramionami. –
Nie ufam Ministerstwu i nie chcę być ich „Wybrańcem”. Scrimgeour to tylko
chodząca sprzeczność. – Wypuścił długi oddech i zmusił się do spokoju. Nie był
tu po to, by gadać o swoich opiniach na temat Ministra. – Przepraszam,
profesorze. Po prostu nienawidzę, jak ludzie próbują zepchnąć swoje problemy na
innych.
Dumbledore
skinął głową.
-
Nic się nie stało, mój chłopcze – powiedział uprzejmie. – Twoja reakcja jest
całkowicie zrozumiała. Rufus zachował się całkowicie nieodpowiednio, Harry.
Niesłusznie prosił cię o tak wiele. Masz rację. Rufus ma tendencję przeczyć
samemu sobie. Mówi o podążaniu za wytycznymi dotyczącymi aresztowania i
więzienia śmierciożerców, jednak więzi trójkę niewinnych ludzi, by poprawić
wizerunek Ministerstwa wśród ludzi. Trzy aresztowania i uwięzienia – bez
względu jak są błędne – brzmią o wiele atrakcyjniej niż trzy aresztowania i
wypuszczenia.
Harry
uszczypnął grzbiet nosa z irytacją. Nie obchodziło go to, jak atrakcyjnie to
brzmiało. To wciąż było złe. Stan nie powinien być w więzieniu.
-
Może powinienem jeszcze raz porozmawiać z Ritą Skeeter – mruknął gorzko Harry.
– Wydaje się, że to jedyny sposób, w jaki można cokolwiek załatwić.
Dumbledore
zachichotał.
-
Powstrzymam się od komentarza – powiedział mądrze. – Teraz powinniśmy przejść
dalej. Mamy dziś wiele do omówienia. Przeczytałem list, który mi zostawiłeś,
dotyczący twojej wizji o profesorze Snapie i Draco Malfoyu. Zdaję sobie sprawę,
że masz pytania, Harry, ale muszę nalegać, żebyś nie martwił się sytuacją.
Zostały podjęte działania, by się upewnić, że Draco nie zrealizuje swojego
planu.
Harry
stłumił niezliczone pytania, które miał na końcu języka. Nie chodziło o to, że
Harry chciał lekceważyć autorytet. Po prostu nie uważał, że Hogwart pokazałby
mu konfrontację, gdyby nie miał powodu.
-
Zostawię to w spokoju, profesorze – powiedział Harry ostrożnie, – ale jeśli
Hogwart mi cokolwiek pokazuje, muszę zadziałać. Hogwart mi ufa, że obronię jego
dzieci. Po prostu nie potrafię jej ignorować.
Profesor
Dumbledore przez dłuższy moment spojrzał na Harry’ego przez okulary połówki, po
czym skinął głową.
-
No dobrze, Harry – powiedział łagodnie. – Chyba o tylko tyle mogę cię prosić.
Nigdy bym nie poprosił, żebyś zignorował swoje połączenie z Hogwartem. Proszę
jedynie, jeśli ponownie stanie się coś takiego, żebyś porozmawiał z kimś, zanim
skonfrontujesz się z nimi. Rzadko słyszy się o tego typu połączeniu i wolałbym,
żeby tak zostało, dla twojego bezpieczeństwa i zdrowia psychicznego.
Harry
zgodził się z tym. Nie chciał dodawać do listy kolejnego tytułu, jak „Rozmawiający
z Hogwartem”.
-
Dobrze – powiedział uprzejmie Dumbledore. – A teraz przejdźmy do głównego
powodu, dlaczego się spotkaliśmy. Mam ci do pokazania dwa wspomnienia, oba były
niezwykle trudne do zdobycia. – Wstał i powoli obszedł biurko, żeby nic się
między nimi nie znajdowało. – Kontynuujemy opowieść o Tomie Riddle’u, który na
naszej ostatniej lekcji miał zaledwie jedenaście lat. Mam nadzieję, że pamiętasz,
jak bardzo był podekscytowany, że jest czarodziejem, że był wyjątkowy. Wierzę
też, że pamiętasz, jak odmówił mojego towarzystwa podczas wizyty na ulicy
Pokątnej i że kiedy przybył ostrzegłem go przed kradzieżami.
Harry
skinął głową, wiedząc, że lepiej nie przerywać, kiedy się rozkręcił.
-
Nadszedł początek roku szkolnego – kontynuował Dumbledore, – a wraz z nim Tom
Riddle. Był cichym chłopcem w używanych szatach. Został umieszczony w
Slytherinie niemal w momencie, gdy Tiara Przydziału dotknęła jego głowy. –
Machnął poczerniałą ręką w kierunku półki, gdzie spoczywała Tiara Przydziału,
zużyta i nieruchoma. – Nie jestem pewny, jak szybko Riddle dowiedział się, że słynny
założyciel potrafił rozmawiać z wężami, ale nie mam wątpliwości, że ta
wiadomość dała mu poczucie zarozumiałości. Można tylko zgadywać, czy pokazał
swój talent kolegom z klasy, czy nie. Żaden z personelu nie wiedział o
wyjątkowych zdolnościach utalentowanego i bardzo przystojnego sieroty. Był
uprzejmy, cichy i niezwykle spragniony wiedzy. Prawie cały personel był pod
ogromnym wrażeniem.
-
Manipulował nimi? – zapytał Harry.
Dumbledore
uśmiechnął się.
-
Bardziej chodziło o to, że wykorzystywał swoje mocne strony, Harry –
powiedział. – Na początku istniała możliwość, że Riddle żałował tego, jak się
zachował i postanowił otworzyć nowy rozdział. Postanowiłem dać mu szansę,
jednak uważnie go obserwowałem, ale niewiele się dowiedziałem. Riddle był
bardzo ostrożny, co doprowadziło mnie do przekonania, że żałuje, że tak wiele o
sobie wyjawił. Nie mógł cofnąć tego, co powiedział mi z panią Cole. Dlatego
Riddle nigdy nie próbował mnie oczarować, jak oczarował wielu moich kolegów.
Nie
zaskoczyło to Harry’ego. Aż nazbyt dobrze pamiętał nastoletniego Riddle’a z
pamiętnika, który opętał Ginny. Riddle dokładnie wiedział, co powiedzieć i
pokazać Harry’emu, żeby przekonać go, że Hagrid otworzył Komnatę Tajemnic ponad
pięćdziesiąt lat temu. Riddle zdołał przekonać Ginny, że był tylko zaniepokojonym
pamiętnikiem, a nie wspomnieniem, które powoli odbierało jej życie.
-
W miarę upływu lat Riddle zgromadził wokół siebie grupę oddanych przyjaciół –
powiedział ostrożnie Dumbledore. – Nazywam ich „przyjaciółmi”, ponieważ nie
potrafię wymyślić innego określenia. Riddle nic w ich kierunku nie odczuwał. Po
prostu cieszył się mocą, którą mu dawali. Grupa ta składała się z mieszanki
osób słabych, szukających ochrony, ambitnych poszukujących wspólnej chwały i
agresorów przyciąganych do przywódcy, który mógłby im pokazać bardziej
wyrafinowane formy okrucieństwa. Byli prekursorami śmierciożerców, a niektórzy
nawet nimi zostali, gdy opuścili Hogwart. Mając Riddle’a za przywódcę, nigdy nie zostali przyłapani na jakimkolwiek
rzeczywistym przewinieniu, mimo że ich lata w Hogwarcie były naznaczone ogromną
liczbą okropnych incydentów, w tym otwarciem Komnaty Tajemnic, która
spowodowała śmierć dziewczyny oraz niesłuszne oskarżenie Hagrida.
Dumbledore
przez chwilę patrzył na swoją myślodsiewnię, po czym zwrócił uwagę z powrotem
na Harry’ego.
-
Ciężko jest znaleźć wspomnienia o Riddle’u za czasów Hogwartu – powiedział
spokojnie. – Nieliczni, którzy znali go w tym czasie są zbyt przerażeni, by o
nim mówić. Większość z mojej wiedzy o nim została odzyskana, gdy już opuścił
Hogwart, a nawet wtedy wiązało się to z dużym, żmudnym wysiłkiem. Dowiedziałem
się, że Riddle miał obsesję na punkcie swojego pochodzenia, co było zrozumiałe,
biorąc pod uwagę jego wychowanie. Riddle szukał w Hogwarcie jakichkolwiek
śladów Toma Riddle’a seniora i musiał w końcu zaakceptować to, że jego ojciec
był mugolem. Wierzę, że to właśnie wtedy Riddle porzucił swoje imię i stworzył
tożsamość Lorda Voldemorta. Jego poszukiwania skupiły się na rodzinie jego
znienawidzonej matki. Miał jedynie imię „Marvolo”, które poznał od ludzi
prowadzących sierociniec, które było imieniem jego dziadka ze strony matki. Po
intensywnych badaniach Riddle odkrył istnienie ocalałej linii rodu Slytherina.
Miał szesnaście lat, było lato, kiedy Riddle opuścił sierociniec, by znaleźć swoją
rodzinę Gauntów. – Dumbledore wyciągnął kryształową butelkę wypełnioną
wirującą, perłową substancją. Wlał ją do myślodsiewni, po czym odwrócił się do
Harry’ego. – Będę zaraz za tobą, mój chłopcze.
Harry
wstał i podszedł do myślodsiewni. Odetchnął głęboko, wyciągnął rękę i dotknął
srebrzystej substancji. Natychmiast poczuł znajome uczucie spadania w
ciemności, nim wylądował na brudnej, kamiennej podłodze. Rozglądając się w
przyćmionym świetle, Harry zdał sobie sprawę, że stoi w domu Gauntów. Wyglądał
na całkowicie brudny, jakby nikt nie sprzątał go od lat. Wszędzie były
pajęczyny. Podłoga była pokryta brudem. Stół był zastawiony spleśniałymi i
zaschniętymi garnkami, w których pozostawało gnijące jedzenie. Jedynym źródłem
światła była pojedyncza świeca, która umieszczona była u stóp mężczyzny z
włosami i brodą tak zarośniętymi, że niezwykle trudno było dostrzec jego oczy i
usta. Spał w fotelu przy kominku. Harry był tak zdumiony widokiem przed jego
oczami, że podskoczył w szoku, gdy Dumbledore wylądował koło niego.
Rozległo
się głośne pukanie do drzwi, przyciągając uwagę Harry’ego z powrotem do miejsca
zdarzenia, gdy to mężczyzna obudził się gwałtownie. Uniósł on szybko różdżkę w
prawej ręce i krótki nóż w lewej, przygotowany do obrony tego, co zostało z
domu Gauntów. Drzwi powoli otworzyły się ze skrzypnięciem, ukazując wysokiego,
bladego i ciemnowłosego chłopca, którego Harry natychmiast poznał. Był to
szesnastoletni Voldemort.
Voldemort
zauważył mężczyznę siedzącego w fotelu i przez dłuższą chwilę wpatrywali się w
siebie. Wreszcie mężczyzn wyprostował się, kołysząc się lekko. Puste butelki na
podłodze zabrzęczały i potoczyły się od jego stóp.
-
TY! – krzyknął mężczyzna. – TY! – Rzucił się w kierunku Riddle’a z różdżką i
nożem przygotowanymi do uderzenia.
-
Stop – powiedział spokojnie Riddle w wężomowie.
Mężczyzna
odsunął się do stołu. Zapleśniałe garnki upadły na podłogę, gdy popatrzył na
Riddle’a z całkowitym niedowierzaniem. Gdy łomot i brzdęk ustały, powietrze
wypełniła cisza, przyglądali się sobie nawzajem. Mężczyzna pierwszy ją
przerwał.
-
Mówisz tym? – zapytał.
-
Tak, mówię tym – powiedział Riddle, wchodząc do pokoju. Drzwi zamknęły się za
nim, przez co pokój wydawał się ekstremalnie mały. Riddle rozejrzał się wokół i
spojrzał ponownie na mężczyznę z obrzydzeniem i rozczarowaniem widocznym na
twarzy.
-
Gdzie jest Marvolo?
Czegokolwiek
mężczyzn się spodziewał, nie było to to.
-
Umarł – powiedział. – Wiele lat temu, co, nie wiesz?
Riddle
zmarszczył czoło.
-
Więc kim ty jesteś? – zapytał.
Mężczyzna
wyprostował się.
-
Jestem Morfin, bo co?
Riddle
spojrzał krytycznie na Morfina.
-
Syn Marvola?
Morfin
odgarnął włosy z oczu, żeby lepiej przyjrzeć się Riddle’owi. Ten ruch pozwolił
Harry’emu dostrzec, że Morfin nosił teraz na prawej ręce pierścień Marvola z
czarnym kamieniem.
-
Myślałem, że jesteś tym mugolem – wyszeptał Morfin. – Jesteś bardzo podobny do
tego mugola.
To
przykuło uwagę Riddle’a.
-
Jakiego mugola? – zapytał ostro.
Morfin
prychnął.
-
Tego, w którym zabujała się moja siostra, tego, który mieszka w wielkim domu za
drogą – powiedział, po czym splunął na podłogę między nimi. Wyglądasz całkiem
jak on. Ale on jest starszy, co nie? Musi być starszy… - Morfin miał daleki
wyraz twarzy i zachwiał się lekko. Chwycił się krawędzi stołu, żeby złapać
równowagę. – Bo on wrócił.
Zainteresowanie
Riddle’a znacznie wzrosło.
-
Riddle wrócił? – zapytał cicho, ale stanowczo, pochodząc bliżej.
-
No, zostawił ją, plugawą zdzirę, z którą się ożenił, i dobrze jej tak! –
powiedział Morfin i splunął ponownie. – Okradła nas, zanim z nim uciekła. Gdzie
jest medalion, co? Gdzie jest medalion Slytherina? – Kiedy Riddle nie
odpowiedział, Morfin wciągnął gwałtownie powietrze, machając nożem ze złością.
– Okryła nas hańbą, mała dziwka! – krzyknął. – I kim ty w ogóle jesteś, że
przychodzisz tu i zadajesz pytanie na ten temat? To koniec, co nie… Koniec…
Morfin
odwrócił wzrok i ponownie się zachwiał. Riddle zrobił krok i nagle zapadła
ciemność, jakby zgasło całe światło w pokoju. Harry poczuł rękę na ramieniu i
został wyciągnięty ze wspomnienia do teraźniejszości. Złote światło lamp
wydawało się zbyt jasne w porównaniu z ciemnością, którą właśnie opuścili. Mrugając
kilka razy, Harry odwrócił się do Dumbledore’a ze zdezorientowanym wyrazem
twarzy.
-
Voldemort coś zrobił, prawda? – zapytał.
Dumbledore
uśmiechnął się lekko, wskazując Harry’emu, żeby usiadł.
-
Tak, Morfin nie pamiętał niczego, aż nie obudził się następnego ranka, leżąca
na podłodze – powiedział. – Voldemort zniknął wraz z pierścieniem Marvola.
Jednak w wiosce Little Hangleton, pokojówka Riddleów wybiegła na High Street,
krzycząc, że jej pracodawcy i ich syn nie żyją. Mugolsce władze były oszołomione.
Nie potrafili wyjaśnić, jak zginęli Riddle’owie, ponieważ klątwa Avada Kedavra
zwykle nie pozostawia śladów uszkodzeń. Oczywiście, są wyjątki. – Dumbledore
uśmiechnął się do Harry’ego, a oegj wzrok zatrzymał się na chwilę na jego
bliźnie. – Jednak Ministerstwo wiedziało, że Riddle’ów zamordował czarodziej.
Wiedzieli też o historii Morfina, więc naturalnie go przesłuchali.
Harry
rozumiał, dokąd to zmierzało. Wiedział już, że Voldemort zabił Riddle’ów, co
oznaczało, że Morfin był niewinny. Jednak Ministerstwo o tym nie wiedziało.
-
Ministerstwo nie musiało używać żadnej siły, żeby wymusić z Morfina przyznanie
się do winy – kontynuował Dumbledore. – Sam przyznał się do morderstwa, podając
szczegóły, które mógł znać tylko morderca. Morfin twierdził, że czekał wszystkie
te lata, żeby zabić mugoli. Ministerstwo nie szukało dalej, kiedy Morfin podał
im różdżkę, użytą do zabicia Riddle’ów – swoją własną różdżkę. Bez walki został
zabrany do Azkabanu. Jedyną rzeczą, która go niepokoiła było to, że zniknął
pierścień jego ojca.
Harry
roześmiał się gorzko. Riddle z pewnością zatarł ślady.
-
Więc Voldemort ukradł różdżkę Morfina, zabił Riddle’ów, zmodyfikował pamięć
Morfina i ukradł pierścień – powiedział, po czym potrząsnął głową. To było tak
proste, a tak dokładne.
-
Zgadza się, Harry – powiedział z dumą Dumbledore. – Morfin przeżył resztę życia
w Azkabanie i został pochowany obok więzienia, wraz z innymi, którzy zginęli w
murach. Nigdy nie zdał sobie sprawy z tego, że tak naprawdę nie zabił
Riddle’ów. Mam to wspomnienie tylko dlatego, że użyłem legilimencji, by je z
niego wydobyć. Gdy odkryłem prawdę, próbowałem zapewnić uwolnienie Morfina, ale
niestety Morfin zmarł, zanim Ministerstwo podjęło decyzję.
-
Dlaczego Ministerstwo nie zorientowało się, że magii użył ktoś inny niż Morfin?
– zapytał ciekawie Harry. – Z pewnością magiczny podpis można wyśledzić za
pomocą odpowiednich zaklęć. – Dowiedział się od Syriusza, że Ministerstwo mogło
śledzić tylko magię, nie rzucającego. To dlatego nikt nie wiedział, że to
Syriusz użył różdżki Harry’ego w noc, kiedy zabrał go z Privet Drive, póki
Vernon Dursley nie poinformował o tym obecnych aurorów. To dlatego Ministerstwo
wierzyło, że Harry rzucił zaklęcie unoszące, gdy w rzeczywistości cztery lata
temu zrobił to Zgredek.
-
Ponieważ Morfin się przyznał, Harry – powiedział cierpliwie Dumbledore. –
Dlaczego miałbyś zadawać pytania, skoro uważasz, że znasz wszystkie odpowiedzi?
– Przez chwilę cisza wypełniła pokój, nim Dumbledore znów się odezwał. – Chyba
robi się późno, a wciąż ma jeszcze jedno ważne wspomnienie do pokazania. –
Dumbledore wyciągnął kolejną kryształową fiolkę z kieszeni. Ta fiolka wyglądała
inaczej niż pozostałe. Zamiast gładkiej cieczy, srebrzysta substancja wydawała
się nieco twardsza, powodując, że substancja wlewała się do myślodsiewni raczej
nierównomiernie. – Będę za tobą, Harry.
Harry
ponownie wstał i wszedł do myślodsiewni. Kiedy wylądował, natychmiast
rozpoznał, gdzie jest, Był w gabinecie profesora Slughorna, a przed nim stał
znacznie młodszy Horacy Slughorn. Profesor eliksirów miał gęste i lśniące włosy
w kolorze słomy za wyjątkiem łysiny wielkości galeona na czubku głowy. Jego
wąsy nie były tak duże jak teraz oraz miały rudawo-blond kolor zamiast szarego.
Młody Slughorn nie był tak duży, jak obecny, ale wciąż miał sporą nadwagę.
Slughorn siedział w wygodnym fotelu z nogami opartymi na aksamitnej pufie. W
jednej ręce trzymał mały kieliszek wina, a drugą przeszukiwał pudełko
krystalizowanego ananasa.
Dumbledore
przybył, gdy Harry przyglądał się szóstce chłopców, siedzących wokół Slughorna.
Był wśród nich Voldemort, wyglądający na bardziej odprężonego, niż jakikolwiek
nastolatek mógłby być w gabinecie nauczyciela. Harry szybko zauważył znajomy
złoto-czarny pierścień na prawej ręce Voldemorta. Riddle’owie już nie żyli. Voldemort
w końcu przerwał ciszę.
-
Czy to prawda, że profesor Merrythought przechodzi na emeryturę, profesorze? –
zapytał z ciekawością.
Slughorn
potrząsnął głową smutno.
-
Tom, Tom, nawet gdybym wiedział, nie mógłbym ci powiedzieć – powiedział,
potrząsając pokrytym cukrem palcem i mrugnął. – Muszę powiedzieć, że chciałbym
wiedzieć, skąd czerpiesz informacje, chłopcze, bo jesteś bardziej obeznany niż
połowa personelu. - Riddle uśmiechnął
się, a inni chłopcy zachichotali. – Masz niesamowitą zdolność do dowiadywania
się rzeczy, których nie powinieneś i ostrożnego przymilania się ludziom, którzy
mają znaczenie… swoją drogą dziękuję za ananasa, masz rację, to mój ulubiony.
Kilku
chłopców zachichotało, po czym całe pomieszczenie szybko wypełniło się
niezwykle gęstą, białą mgłą. Harry nie widział absolutnie nic poza twarzą
Dumbledore’a. Nim Harry mógł zakwestionować tą dziwność, głos Slughorna
rozbrzmiał we mgle nienaturalnie głośno:
-
Źle skończysz, chłopcze, zapamiętaj moje
słowa!
Mgła
natychmiast zniknęła, ale nikt na nią nie zareagował. Harry podejrzewał, co się
stało. To wspomnienie zostało zmodyfikowane, a Harry miał pewnym pomysł, kto to
zrobił.
Zegar
stojący na biurku Slughorna wybił godzinę jedenastą.
-
Dobry boże, to już ten czas? – zapytał ze zdumieniem Slughorn. – Lepiej się
zbierajcie, chłopcy, albo wszyscy będziemy mieć kłopoty. Lestrange, chcę do
jutra twój esej albo będzie szlaban. To samo dotyczy ciebie, Avery. – Slughorn
z trudem podniósł się z fotela, podczas gdy chłopcy wychodzili. Pozostał jednak
jeden chłopak. Voldemort celowo pozostał w tyle, czekając, aż Slughorn go
zauważy. – Uważaj, Tom – powiedział Slughorn, odwracając się. – Nie chcesz być
przyłapany poza łóżkiem po godzinach, a jesteś prefektem…
Voldemort
nie wydawał się speszony.
-
Chciałem o coś pana zapytać – powiedział nonszalancko.
Slughorn
uśmiechnął się.
-
Pytaj więc, mój chłopcze, pytaj – powiedział uprzejmie.
Voldemort
odetchnął głęboko, jakby przygotowywał się do czegoś dużego.
-
Zastanawiałem się, czy wie pan coś o… o horkruksach – powiedział z wahaniem.
Harry
zamarł, a jego oddech zaczął przyspieszać. Słyszał to słowo już wcześniej, ale
gdzie? Gdzie słyszał to określenie i dlaczego napawało go takim strachem i
przerażeniem? Ledwie zauważył, że gęsta mgła ponownie wypełniła pokój, blokując
wszystko oprócz profesora Dumbledore’a. Dopiero głośny głos Slughorna wyrwał
Harry’ego z niepokojących myśli.
-
Nie wiem nic o horkruksach, a nawet
gdybym wiedział, nic bym ci nie powiedział! A teraz natychmiast się stąd wynoś
i żebym nigdy nie usłyszał, jak ponownie o tym wspominasz!
-
Czas iść, Harry – powiedział łagodnie profesor Dumbledore i opuścili
myślodsiewnię. W chwili, gdy wrócili do biura dyrektora, Harry powrócił na
swoje siedzenie, bardzo zdezorientowany. Jak jedno słowo mogło na niego tak
bardzo wpłynąć, zwłaszcza takie, którego nigdy wcześniej nie słyszał?
Odrzucając swoje pytania, Harry skupił uwagę z powrotem na Dumbledorze, który
wpatrywał się w niego z zatroskaniem.
-
Dlaczego Slughorn miałby modyfikować swoje wspomnienia? – zapytał Harry
zdezorientowany.
Dumbledore
uśmiechnął się, ale troska wciąż była obecna w jego oczach i emocjach.
-
Sądzę, że wstydzi się tego, co pamięta – powiedział uprzejmie. – Jak na pewno
zauważyłeś, modyfikacja jest bardzo prymitywnie wykonana. Rzeczywiste
wspomnienie wciąż tam jest. Aby uzyskać do niego dostęp, potrzebna jest tylko
większa koncentracja. – Dumbledore spojrzał na Harry’ego z niepokojem, nim
kontynuował. – Chciałbym dać ci pracę domową, Harry. Twoim zadaniem jest
odzyskanie prawdziwego wspomnienia od profesora Slughorna. To niezwykle ważne,
Harry. Ta informacja jest niezbędna; nie prosiłbym o to, gdyby było inaczej.
Harry
wpatrywał się w Dumbledore’a z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, o co prosi
go Dumbledore.
-
W razie, gdyby pan nie zauważył, profesorze, ja i profesor Slughorn nie do
końca się dogadujemy – powiedział prosto z mostu. – Musiał mnie zaszantażować,
żebym wziął udział w jednym z jego głupich przyjęć.
Profesor
Dumbledore tylko uśmiechnął się, siadając za biurkiem.
-
Zdaję sobie z tego sprawę, Harry – powiedział łagodnie. – Wiem, że proszę o
wiele, ale naprawdę wykorzystałem wszystkie dostępne mi środki, aby odzyskać to
wspomnienie. Profesor Slughorn wie, że je chcę i jest przygotowany oprzeć się
legilimencji i Veritaserum. Wierzę, że jesteś jedyną osobą, która potrafi
przebić się przez jego obronę. On cię podziwia, Harry. Jest również zazdrosny o
twoją władzę publiczną. Zaufaj mi. Mam wrażenie, że relacja między tobą a
Horacym nie jest tak zła, jak ci się wydaje.
Harry
tylko potrząsnął głową z niedowierzaniem. Nie zgodził się, ale nie miał zamiaru
się na ten temat kłócić. Zrobi, co może, ale jeśli to nie zadziała, będzie mógł
przynajmniej powiedzieć, że próbował. To ma znaczenie, prawda?
Nie mając sobie nic więcej do powiedzenia,
pożegnali się. Ponownie te lekcje
jedynie dezorientowały Harry’ego. To niesamowite, jak zwyczajne spojrzenie w
przeszłość mogło przyprawić go o większy ból głowy niż jakiekolwiek inne
zajęcia.
^^^
Ponieważ
lekcja z Dumbledorem skończyła się późno, Harry nie miał czasu przekazać
wszystkiego Syriuszowi i Remusowi, nim musiał wrócić do wieży Gryffindoru na
noc. Poza tym Harry bardziej martwił się wyjazdem Syriusza niż powtarzaniem
wszystkiego, czego był świadkiem. Tajemnica horkruksów i zadanie, które zlecił
mu Dumbledore mogły poczekać. Nie zamierzał obciążać Syriusza rzeczami, które
mogłyby go rozproszyć. Pomimo tego, jak często Syriusz zapewniał Harry’ego, że
jego misja nie była niebezpieczna, Harry chciał, żeby Syriusz pozostał skupiony
na swoim zadaniu. W końcu im bardziej skoncentrowany był Syriusz, tym szybciej
zakończy swoją misję i wróci do domu.
Tej
nocy Harry nie spał wiele. Spędził większość czasu w pokoju wspólnym, czytając
podręczniki w próbie oderwania myśli od wszystkiego. Oprócz tego, co wydarzyło
się w ciągu ostatnich kilku godzin, Harry musiał porozmawiać z Hermioną i Cho o
pokazaniu Radzie wspomnień z pojedynku z Voldemortem, popracować nad nowym
planem zajęć dla GD i pomyśleć nad nowymi strategiami w Quidditchu. Może
nadszedł czas, by dać GD trochę swobody w nauce pojedynków. W ten sposób mogli
włączyć wszystko, czego się nauczyli, a reszta mogłaby zobaczyć, czego nie
robić podczas pojedynku.
Nim
nadszedł ranek, Harry miał przygotowany plan dla GD, który chciał zaproponować
Remusowi i Radzie oraz kilka taktyk dla drużyny Quidditcha. Jedyne, co
pozostało mu to patrzenie za okno i myślenie, póki wszyscy się nie obudzą.
Wydawało się niemożliwe myśleć o Hogwarcie bez Syriusza spacerującego po
korytarzach, żartującego, by spróbować ukryć swoją nadopiekuńczość. Harry
wiedział, że to dopiero początek i będzie tylko gorzej. Misje w miarę upływu
czasu będą stawać się coraz bardziej niebezpieczne.
Nie myśl o tym. Syriusz wie,
co robi. Nic mu nie będzie.
Hermiona
pierwsza zeszła po schodach z dormitorium i wydawała się natychmiast wiedzieć,
że Harry był czymś wcześniej zajęty. Wyszli razem do Wielkiej Sali i Harry po
cichu przekazał jej wszystko z wczorajszej lekcji z Dumbledorem. Powiedzenie,
że Hermiona była zszokowana zleconym Harry’emu zadaniem było niedopowiedzeniem.
-
Slughorn musi naprawdę desperacko chcieć ukryć, co naprawdę się stało, skoro
chciał zmienić swoje wspomnienie – powiedziała w zamyśleniu Hermiona, gdy
weszli do Wielkiej Sali. – Przyznaję, że nigdy wcześniej nie słyszałam o horkruksach…
-
Ja tak – powiedział cicho Harry, powodując, że Hermiona spojrzała na niego z
niepokojem. – Po prostu nie pamiętam, gdzie. Nie potrafię tego wyjaśnić. Jakby
ta informacja była zamknięta, ale wiem, że cokolwiek to jest, jest to złe. Jest
to coś, o czym Voldemort nie chce, żebyśmy się dowiedzieli.
Hermiona
wpatrywała się w Harry’ego z zaciekawieniem, gdy siadali przy stole
Gryffindoru. Po chwili ciszy wypuściła długi oddech.
-
Harry, czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, co się działo, kiedy byłeś więziony?
– zapytała ostrożnie. Harry zesztywniał lekko na to pytanie. – Powiedziałeś, że
przez większość czasu byłeś nieprzytomny. – Harry skinął głową. – Co jeśli tak
nie było albo byłeś częściowo przytomny? Ludzie rzadko pamiętają wszystko, co
słyszą, gdy nie są całkowicie obudzeni, ale pamiętają nastrój, który
towarzyszył tym słowom. Dlatego zachęca się ludzi po śpiączkach do rozmów.
Harry
nerwowo potarł ręce. Przypomniał sobie, że słyszał coś podobnego, kiedy
pracował w szpitalu. Myśl o tym, co mogło się wydarzyć, gdy był nieprzytomny
wywoływała u niego dreszcz. To, że był w stanie wyłapać nastroje i słowa
oznaczało, że nie był sam. Ktoś był z nim w celi albo blisko niej.
-
Czy jest jakiś sposób, żeby sobie przypomnieć…
Hermiona
wzruszyła ramionami.
-
Naprawdę nie wiem wiele na ten temat, Harry – powiedziała zgodnie z prawdą,
rzucając mu współczujące spojrzenie. – Wiem tylko to, co pani Pomfrey
powiedziała nam po trzecim zadaniu. Powiedziała, że jeśli usłyszysz nasze głosy
to pomoże ci się uspokoić, że byłeś z ludźmi, na których ci zależało. Wiem, że
Syriusz i Remus wzięli sobie jej radę do serca. Mówili do ciebie cały czas. –
Westchnęła i powoli zaczęła nakładać jedzenie na talerz. – Nie dziwię się, że
nie pamiętasz. Byłeś pod wpływem wielu eliksirów.
W obu przypadkach byłem pod
wpływem eliksirów.
Więc szanse, że sobie przypomni były znikome, co sprawiało, że odzyskanie
informacji od Slughorna było dla niego jeszcze ważniejsze, bez względu na jego
osobiste odczucia na ten temat.
-
Więc co mam zrobić ze Slughornem? – zapytał cicho Harry, gdy kilku Gryfonów
usiadło w pobliżu. Skorzystał z okazji, by szybko się rozejrzeć. Przy każdym
stole było kilka grupek uczniów, ale nie wystarczająco, by przerwali rozmowę.
Wszystkie grupy były zbyt pochłonięte własnymi dyskusjami, by martwić się tym,
co mówią. – Wątpię, by chętnie mi to dał, bez względu na to, jak bardzo
chce, żebym był członkiem Klubu Ślimaka.
Hermiona
zakręciła widelcem między palcami i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego
w zamyśleniu.
-
Wszystko, co mi powiedziałeś sprawia, że uważam, że horkruksy muszą być
naprawdę zaawansowaną czarną magią – powiedziała cicho. – Zgadzam się z tobą.
Slughorn nie odda wspomnienia bez walki. Nie możesz go z niego wymusić, bo…
cóż… klątwa Imperius jest nielegalna. Mogę zajrzeć do biblioteki…
-
Niczego nie znajdziesz – przerwał jej ponuro Harry. – Jeśli jest to
zaawansowana czarna magia, nie będą jej trzymać w bibliotece, żeby setki
uczniów miały do tego dostęp. Gdyby ta wiedza znajdowała się w bibliotece, Voldemort
nie pytałby o to Slughorna.
-
Ale to było pięćdziesiąt lat temu! – zaprotestowała Hermiona.
-
Naprawdę sądzisz, że przepisy zmieniły się od tamtego czasu? – odparował Harry.
– Teraz są prawdopodobnie bardziej restrykcyjne z powodu Voldemorta. Poza tym,
Dumbledore już by tego spróbował. On chce wspomnienie. – Harry machinalnie
ułożył kilka jajek i kiełbasek na talerzu. Wiedział, że czegoś mu brakowało. W
zadaniu Dumbledore’a było coś jeszcze. Jęknął i ukrył twarz w dłoniach. – To
będzie wymagało cudu.
Hermiona
ze współczuciem poklepała go po ramieniu.
-
A ile masz na to czasu? – zapytała. Dobre
pytanie. – Podejrzewam, że do następnej lekcji – powiedział Harry
niepewnie. – Nie dostałem żadnych konkretnych ram czasowych.
Hermiona
skinęła głową.
-
Ale zwykle jest między nimi trochę czasu – powiedziała z namysłem. – To
oznacza, że mamy czas, żeby wymyślić strategię. Na twoim miejscu nie
spieszyłabym się z tym. Zrobienie albo powiedzenie niewłaściwej rzeczy mogłoby
tak przestraszyć Slughorna, że zamilknie. – Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły
się i weszła duża grupa Gryfonów, w tym większość szóstego roku. – Porozmawiamy
o tym później. Na razie prawdopodobnie nie zaszkodziłoby ci być trochę bardziej
przyjaznym w kierunku Slughorna. Kiedy zostanie przełamany most znajomości,
może będzie bardziej otwarty.
Harry
popatrzył na nią z uniesioną brwią.
-
Kiedy zaczęłaś mówić jak Dumbledore? – zapytał z niepokojem.
Hermiona
skrzywiła się.
-
Bardzo zabawne – powiedziała z irytacją, ale efekt został zniweczony, gdy na jej
twarzy pojawił się niewielki uśmiech. – Po prostu postaraj się bardziej… no
cóż… akceptować Slughorna. Jeśli uważa, że jesteś bardziej chętny do bycia
częścią Klubu Ślimaka, może być bardziej towarzyski, tak jak z nami.
Choć
Harry nienawidził tego przyznawać, Hermiona miała rację. Gdyby tak uparcie nie
unikał opinii publicznej, prawdopodobnie nie byłby to taki problem. Musiał
najpierw zbliżyć się do Slughorna, a Klub Ślimaka był najłatwiejszym sposobem.
Musiał tylko znaleźć sposób na zrobienie tego bez wzbudzania podejrzeń. Nikt by
nie uwierzył, że Harry nagle zmienił zdanie na temat Klubu Ślimaka. Nikt by nie
uwierzył, że nagle zmienił zdanie na temat profesora Slughorna.
Kiedy
tego popołudnia nadeszły zajęcia z eliksirów, Harry zajął swoje zwyczajowe miejsce
między Hermioną a Ronem. Hermiona posłała Harry’emu uspokajający uśmiech,
jednocześnie delikatnie ściskając jego ramię. Kątem oka Harry zauważył, że Ron
zerka na niego z ciekawością. Nie było okazji powtórzyć wszystkiego Ronowi,
zwłaszcza, że Lavender ciągle kręciła się w pobliżu. Wydawało się, że im
bardziej Ron starał się zdystansować od swojej dziewczyny, tym mocniej
próbowała się go trzymać.
Zanim
cokolwiek mógł powiedzieć, profesor Slughorn poprosił o ciszę z przodu sali.
-
Uspokójcie się wszyscy! – powiedział radośnie. – Dzisiaj mamy dużo pracy do
wykonania, więc czy ktoś może mi powiedzieć, czym jest Trzecie Prawo
Golpalotta? – Ręka Hermiony wystrzeliła w górę. – Oczywiście, panna Granger!
Hermiona
uśmiechnęła się podekscytowana.
-
Trzecie-Prawo-Golpalotta-mówi-że-antidotum-na-złożoną-truciznę-to-więcej-niż-sama-suma-antidotów-na-każdu-z-jej-składników
– powiedziała na jednym wdechu.
Slughorn
uśmiechnął się do niej z dumą.
-
Dokładnie, panno Granger! – wykrzyknął. – To będzie dziesięć punktów dla
Gryffindoru! Jeśli przyjmiemy, że trzecie prawo Golpalotta jest prawdziwe… co
oznacza, że naszym głównym celem jest nie stosunkowo prosty wybór antidotów na
poszczególne składniki, ale znalezienie takiego składnika, którego dodanie
przekształci w procesie alchemicznym te odmienne elementy. Zakładamy też, że
uda nam się poprawnie zidentyfikować składniki eliksiru za pomocą zaklęcia
Revela autorstwa Scorpina. Więc chcę, żeby każdy z was podszedł i wziął jedną
fiolkę z mojego biurka. Przed końcem lekcji macie stworzyć antidotum na wybraną
truciznę. Powodzenia wszystkim i nie zapomnijcie założyć rękawic ochronnych!
Harry
podążył za Hermioną do biurka Slughorna, złapał dwie fiolki z trucizną i wrócił
do biurka. Podał jedną Ronowi, który wciąż był całkiem zdezorientowany. Ron
wyraźnie nie miał pojęcia, co się działo. Harry musiał przyznać, że on też
byłby zagubiony, gdyby już nie przerabiał trucizn z Remusem i panią Pomfrey.
Omówili Trzecie Prawo Golpalotta kilka miesięcy temu. Pani Pomfrey upierała
się, że umiejętność zwalczania trucizn jest jedną z najważniejszych i
najczęściej pomijanych umiejętności w uzdrawianiu.
Zdeterminowany,
by nic go nie rozproszyło, Harry powoli wlał różowo zabarwioną zawartość swojej
fiolki do kociołka. Miał już kilka pomysłów, czym mogła być trucizna ze względu
na jej kolor i teksturę. Machnięciem nadgarstka Harry chwycił różdżkę w dłoń i
machnął nią nad kociołkiem, skupiając się na słowach: Specialis Revelio. Pojawiła
się lista składników i Harry natychmiast je spisał. Nie chciał popełnić
głupiego błędu. Dobre wykonanie zadania mogło być pierwszym krokiem do
odrobienia strat u Slughorna.
Kiedy
wszyscy chwytali różne składniki i rozkładali je, Harry skoncentrował się na
pergaminie przed sobą. Miał dość dobre pojęcie, czym jest trucizna i wiedział,
że jest ona wrażliwa na ciepło z powodu dwóch składników. Kiedy im zaradzi,
będzie mógł rozpalić ogień pod kociołkiem. Wyciągając swoje składniki, Harry
dodał pięć, które miały przeciwdziałać dwóm składkimom z trucizny i zauważył,
że różowawy odcień zmienił się na bardziej przejrzysty. Ostrożnie rozpalił
ogień nad swoim kociołkiem w chwili, gdy Slughorn rozpoczął pierwszy obchód, by
sprawdzić postępy.
Slughorn
nawet nie ukrywał rozbawienia z powodu okropnego zapachu mikstur z kociołków
Rona i Erniego, ani szaleńczego tempa, w jakim pracowała Hermiona. Jednak kiedy
dotarł do Harry’ego, twarz Slughorna zmieniła się z rozbawionej w zdumioną,
zwłaszcza gdy zobaczył, w jaki sposób Harry radził sobie z zadaniem. Harry
robił wszystko, by zignorować Slughorna i skupić się na pozostałej części
zadania. Wciąż miał mnóstwo składników, którym musiał przeciwdziałać.
Proces
ten był niezwykle powolny i nim Harry się zorientował, Slughorn przypomniał
wszystkim, że zostały tylko dwie minuty. Potrzebował każdej uncji
powściągliwości, by nie przyspieszyć tak, jak inni. Nie chciał teraz zrobić
głupiego błędu. Jeśli nie skończył to nie skończył. Lepiej tak niż zrobienie
czegoś niekompetentnego, co wyjdzie całkowicie źle.
-
Koniec czasu! – ogłosił radośnie profesor Slughorn, po czym zaczął chodzić po
pokoju, badając różne antidota. Kiedy się odwrócił, Hermiona próbowała
dyskretnie dodać kilka dodatkowych składników do swojego kociołka, przestając
chwilę później, gdy Slughorn odwrócił się. Kiedy Slughorn w końcu dotarł do ich
stolika, uniknął kociołków Erniego i Rona, posłał Hermionie rozbawione
spojrzenie, po czym skupił się całkowicie na kociołku Harry’ego. Przyglądał się
teraz niebieskawej substancji przez dłuższą chwilę, po czym pogratulował
Harry’emu klepnięciem po plecach.
-
Dobra robota, Harry, dobra robota! – powiedział podekscytowany Slughorn. – I to
jedna z najtrudniejszych trucizn z całej grupy. Z pewnością masz talent po
swojej matce!
Na
dźwięk dzwonka wszyscy zaczęli się pakować. Slughorn tylko potrząsnął głową,
chichocząc i powlókł się do swojego biurka. Harry skinął na Rona i Hermionę, by
szli przodem, wiedząc, że będzie musiał wykonać pierwszy ruch, gdy Slughorn
będzie w wyjątkowo dobrym nastroju. Zacznie od wspólnego obszaru zainteresowań
i dalej jakoś pójdzie.
Kiedy
tylko oni zostali w pomieszczeniu, Harry wyciągnął swój dziennik eliksirów i
podszedł do Slughorna.
-
Profesorze? – zapytał niepewnie Harry. – Miałem nadzieję, że mogę o coś
zapytać.
Profesor
Slughorn spojrzał na Harry’ego z uśmiechem na twarzy, zatrzaskując złote
zapięcia swojej teczki ze smoczej skóry.
-
Więc pytaj, mój chłopcze, pytaj – powiedział radośnie.
Harry
wypuścił nerwowy oddech. Wspólne
zainteresowania, Harry. Tylko to.
-
Mam kilka pytań dotyczących eliksirów miłosnych – powiedział.
Slughorn
spojrzał na Harry’ego ze zdziwieniem.
-
Eliksirów miłosnych? – zapytał. – Do czego potrzebujesz eliksirów miłosnych,
mój chłopcze?
Harry
wpatrywał się w Slughorna całkowicie przerażony oskarżeniem.
-
Och, nie potrzebuję ich, profesorze – powiedział szybko. – Zastanawiałem się,
jak się im przeciwdziałać. W naszym podręczniku nie ma o tym wiele, a w tym
roku są dość popularne. To jeden z najpopularniejszych przedmiotów z Magicznych
Dowcipów Weasleyów.
Slughorn
uśmiechnął się porozumiewawczo.
-
Ach – powiedział, siadając. – Rozumiem problem, mój chłopcze. Widzisz, w
podręczniku nie ma wiele o miksturach miłosnych, żeby uniemożliwić młodym
czarownicom i czarodziejom ich użycie. Antidota mogą być niezwykle
niebezpieczne, jeśli są niewłaściwie uwarzone, ponieważ tak jak same eliksiry
miłosne, zmieniają bardzo szybko czyjś stan emocjonalny.
Harry
wyciągnął pióro ze szkolnej torby i zaczął robić notatki.
-
A więc antidotum zbyt silne może kogoś wpędzić w depresję? – zapytał ze
zdumieniem.
Profesor
Slughorn skinął głową.
-
Obawiam się, że tak – powiedział poważnie. – Istnieje też problem z siłą
eliksir miłosnego. W przeciwieństwie do większości eliksirów, miłosne
wzmacniają się z czasem. Wyobraź sobie, mój chłopcze, że w ciągu sekund
przechodzisz od euforii do depresji. Jeśli ktoś spożył wzmocniony eliksir
miłosny, zmienia on całkowicie skład antidotum. Wierzę, że w podręczniku jest
łagodna wersja powszechnie używanego antidotum na wszystkie eliksiry miłosne.
Wypicie słabszego antidotum tłumi zauroczenie do bardziej znośnego poziomu.
Oczywiście, jeśli eliksir miłosny jest spożyty po zalecanej dacie, może być
mało przydatny.
Harry
zadał jeszcze kilka pytań dotyczących identyfikacji mikstur miłosnych, grając
rolę grzecznego i dociekliwego ucznia. Kiedy skończył, przeprosił za zajęcie
czasu Slughorna, ale Slughorn upierał się, że to była przyjemność.
-
Niezwykle rzadko można znaleźć kogoś, kto ma takie pragnienie informacji o
eliksirach w tak młodym wieku – rozpromienił się Slughorn. – Jeśli masz jeszcze
jakieś pytania, mój chłopcze, możesz je śmiało zadać.
Opuszczają
lochy, Harry mógł myśleć tylko o jednym. Krok
pierwszy zakończony.
*W oryginale „three ‘D’s’”
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, uch no ciekawe co to za misja Syriusza, krok pierwszy wykonany ciekawe czy Slughorn jednak przekaże to wspomnienie, och Ron... Lavender go całkiem zdominowała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika