Obaj czarodzieje wrócili do chaty wyczerpani emocjonalnie, ale więź między nimi została przywrócona i odnowiona, aż stała się głębsza niż kiedykolwiek. Chociaż żadne z nich się nie odezwało, oboje wyczuli, że kryzys, który przeszli, wzmocnił ich więź ponad wszystko, co kiedykolwiek się wydarzyło. Teraz byli kimś więcej niż uczniem i mentorem, więcej niż opiekunem i podopiecznym. Teraz byli ojcem i synem, związani miłością, poświęceniem i zaufaniem, chociaż pozostało to niewypowiedziane, oboje czuli to głęboko w swojej duszy.
Harry
mógł powiedzieć, że Witherspoonowie, z ich niesamowitym postrzeganiem
czytającego, również to wyczuwali, bo kiedy weszli do domu, Grace i Jasper
wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a Jace uśmiechnął się z ulgą. Jilly była
najgłośniejsza z całej czwórki, podbiegła do obu krnąbrnych czarodziejów i
objęła ich za kolana.
-
Haly, plofesol Sevi, jest z wami lepiej! Już nie jesteście smutni!
-
Cześć, Jilly! – Harry uśmiechnął się do uroczego dziecka, klękając, by mogła go
łatwiej przytulić.
Jilly
natychmiast zarzuciła na niego swoje małe ramiona i posłała mu swoje własne
szczęście i zachwyt, sprawiając, że się roześmiał.
Śmiech
Harry’ego był balsamem dla ducha Severusa, ponieważ rzadko miał okazję się
cieszyć, a Severus wiedział, że miniony tydzień był dla nastolatka szczególnie
wstrząsający. Po burzy przychodzi słońce,
a po łzach powinien nastąpić śmiech. Cieszę się, że wciąż potrafi czuć radość
po tym, przez co przeszedł. Delikatnie położył dłoń na ramieniu syna. Z drugiej strony jest na świecie niewielu,
którzy byliby w stanie oprzeć się małej Jilly.
Harry
był przepełniony tak wielkim szczęściem, że niemal nie mógł go powstrzymać.
Więc pozwolił sobie wyrazić śmiechem, uczucie, które było mu prawie nieznane,
nim Severus został jego mentorem. Bardzo rzadko śmiał się z przyjaciółmi, ale
przez całe swoje życie nie miał wiele radości, tylko trudy, poświęcenia i
obowiązek. Ale iskrzące się zielone oczy Jilly i zaraźliwy uśmiech były czymś,
czego nie dało się oprzeć. Potem przypomniał sobie przezwisko, którym nazwała
profesora i zaczął się histerycznie śmiać.
-
Sevi! – sapnął. – Nazwała cię Sevi!
Jilly
była zdziwiona.
-
Co jest tak zabawnego, Haly? To jego imię.
Harry
znów zaczął się śmiać, nie mogąc się powstrzymać.
Severus
udał, że się krzywi, ale nie włożył w to serca, nie po przejściu rytuału
odnowy. Nie było w nim miejsca na obrażanie się lub znieważanie.
-
Powiedziała mi, że pan, panie Potter, tak mnie nazwał.
-
Co? – Harry zdołał odzyskać nad sobą kontrolę. – Nigdy… nie pamiętam, żebym cię
tak nazwał…
Jilly
tylko na niego spojrzała.
-
Tak, nazwałeś go tak, Haly. Słyszałam. To było wtedy, gdy plofesol Sevi był
choly. Powiedziałeś, nie zostawiaj mnie, Sevi…
-
Och. – Harry zarumienił się. – Myślę, że mogłem… - Posłał Severusowi
przepraszające spojrzenie.
Severus potargał jego włosy, półuśmiech
wykrzywił kącik jego ust.
-
Przypuszczam, że ta mała nie kłamie. I uważam, że nie przeszkadza mi, jak mnie
tak nazywa… ale lepiej nie zaczynaj, zrozumiano?
-
Tak, Sev – powiedział potulnie Harry, ale błysk psoty zatańczył w jego oczach ,
więc trzymał głowę opuszczoną, by ukryć uśmiech.
Jilly
zsunęła się z jego kolan i wyciągnęła ręce do Severusa, a on – najbardziej
przerażający profesor eliksirów w Hogwarcie – natychmiast podniósł ją i
przytulił.
Oczy
Harry’ego prawie wypadły mu z orbit. Wielki
Merlinie! On naprawdę ją trzyma, a ona kładzie głowę na jego ramieniu. Kto by
pomyślał? Prawie żałuję, że nie mam aparatu. Ron, Hermiona i Syriusz nigdy mi
nie uwierzą, jeśli im powiem, że mistrz złośliwości, Severus Snape, chętnie
trzymał dwulatkę w swoich ramionach. Teraz widziałem już wszystko!
Jae
przyciągnął jego wzrok i uśmiechnął się ironicznie.
-
Bycie empatą ma swoje przywileje.
-
Chyba tak – powiedział Harry, ocierając oczy ściereczką, którą podał mu Jace.
Modlił się, by Witherspoonowie założyli, że łzy pochodzą bardziej ze śmiechu
niż ze smutku.
-
Jesteś głodny, Harry? – zapytała Grace. – Mamy na stole obiad.
-
Tak, proszę pani – powiedział uprzejmie Harry, po czym podążył za resztą domowników
do kuchni, a Severus szedł trochę z tyłu, pławiąc się w spokoju, który ponownie
zapanował w chatce.
Później,
po porywającej grze w szachy z Jacem i gorącym prysznicu, Harry leżał w łóżku,
zmęczony, ale nie na tyle, żeby zasnąć. Zdjęto z niego wielkie brzemię i poczuł
głęboką ulgę. Po raz pierwszy od tygodnia mógł spać spokojnie, bez uścisku w
żołądku. Położył ręce za głowę i wpatrywał się w sufit, odtwarzając w myślach
wydarzenia dnia.
Kiedy
był młodszy, zawsze uważał Dumbledore’a za najodważniejszego czarodzieja,
uosobienie gryfońskiej odwagi, z powodu nieoddanego oddania Światłu i
sprzeciwianiu się ciemności. Ale teraz zobaczył, że istnieje głębszy rodzaj
odwagi, odwaga osoby, która wkroczyła w ciemność, zarówno w swoim wnętrzu, jak
i na zewnątrz, i powróciła, pokryta bliznami, jednak cała. To była prawdziwa
odwaga i dlatego Harry uważał Severusa Snape’a za najodważniejszego mężczyznę,
jakiego kiedykolwiek poznał.
I
to dlatego pozwolił Severusowi zobaczyć, jak płacze, ponieważ ci, którzy błąkali
się w ciemności wiedzieli dobrze o poczuciu winy, wstydzie i łzach wylewanych z
powodu rzeczy, które nigdy nie miały zostać zapomniane. Severus rozumiał go,
rozumiał głębię, w której się zanurzył, rozumiał wyrzuty sumienia i triumf
powrotu światła, pomimo wstydu, który dręczył go od stóp do głów. Dumbledore,
mimo swojego wieku i całej mądrości, nigdy nie poznał pokusy, nigdy się nie
dowiedział, jak to jest być zdegradowanym i bezradnym, pionkiem dla pokręconych
pragnień innych ludzi. Zawsze miał kontrolę, nigdy nie był kwestionowany,
bezpieczny w swojej roli wielkiego przywódcy Światła. Mógł tylko współczuć
trudnej sytuacji Harry’ego, ale to nie to samo co zrozumienie.
Ale
Severus rozumiał i za to Harry kochał go najbardziej.
Harry
zdjął okulary i położył je na stoliku nocnym. Potem odwrócił się i ukrył twarz
w poduszce. Po kilku chwilach zasnął głęboko i po raz pierwszy od przybycia do
Witherspoonów spał bez wyrzutów sumienia, które trzymały go obudzonego.
Następnego
popołudnia Harry i Jace byli w ogrodzie Grace, gdzie pieliki i zbierali kilka
rodzajów ziół i kwiatów, które musiały zostać wysuszone do kilku mikstur. Obaj
chłopcy pracowali w swoim towarzystwie, niewiele mówiąc, ponieważ Jace z natury
był cichy, a Harry tego popołudnia był w nastroju do rozmyślań, co nie zmieniło
się od rytuału odnowy.
Zbieranie
różnych ziół – dzięgiel, werbena, wrzos, majeranek i śniadek – rozluźniło go.
To była praca, do której był przyzwyczajony, zajmował się ogrodem ciotki, odkąd
był na tyle duży, że potrafił odróżnić chwast od łodygi rośliny i władać
kielnią ogrodową. Przesiewając glebę, świeżo odwrócona ziemia napełniała mu
nozdrza bogatym zapachem, kiedy delikatnie odcinał łodygi i kwiaty, i
umieszczał je w koszu, a następnie wyciągał oporne chwasty z zakazanego miejsca,
wpadł w rytm i praca stała się przyjemna i napełniała go poczuciem spełnienia.
W ten sposób chciał odkupić swój dług wobec Grace za opiekę nad nim i
Severusem.
Kiedy
skończyli, byli spoceni, brudni i potrzebowali prysznica.
W
drodze powrotnej z łazienki, Jace szczodrze pozwolił Harry’emu pójść pierwszy,
Harry minął pokój Severusa, gdzie odpoczywał Mistrz Eliksirów. Choć prawie
doszedł do siebie, Grace nalegała, by Severus nie przeciążał się i powiedziała,
że powinien odpoczywać przez dwie godziny każdego popołudnia. Severus zgodził
się niechętnie.
Więc
Harry był zaskoczony, słysząc głos Severusa, dochodzący z sypialni, póki nie
wychylił się za framugę, nie mógł stłumić swojej ciekawości.
I
zobaczył, jak jego nieugięty obrońca czyta Jilly bajkę.
Najmniejsza
Witherspoonówna była zwinięta w kłębek przy Severusie, głowę opierała na jego
ramieniu, jej zielone oczy utkwione były w książce w rękach Mistrza Eliksirów.
Na okładce było zdjęcie rozmytej, zielonej gąsienicy z czerwoną głową, jedzącą
liścia. Harry ledwie mógł rozpoznać tytuł.
-„Z jajka wyszła bardzo maleńka, bardzo głodna
gąsienica. Zaczęła szukać pożywienia” – czytał cicho Snape.
Znam tę historię! – pomyślał podekscytowany
Harry. Ciotka Petunia czasami czytała to
Dudleyowi w pokoju i słyszałem to z komórki, jeśli byłem naprawdę nieruchomy i
cicho. Pochylił głowę i żałował, że nie widzi ilustracji, w które tak
intensywnie wpatrywała się Jilly.
-
„W poniedziałek zjadła jabłko. Ale wciąż
była głodna…” – czytał Severus.
Harry
uśmiechnął się tęsknie. Podobała mu się ta historia, chociaż czasami słuchanie
jej sprawiało, że był głodny, zwłaszcza jeśli nic nie jadł, gdy posyłano go do
komórki. W książce wymieniano różne rodzaje pożywienia, które dzieci lubiły
jeść, które głodna gąsienica w kółko zjadała.
Severus
kontynuował.
-
„W sobotę zjadła jeden kawałek ciasta
czekoladowego, jeden wafelek lodów, jeden ogórek kiszony…”
- „…Jeden kawałek
szwajcarskiego serca!
– oznajmiła głośno Jilly.
-
Bardzo dobrze! – pochwalił Severus. Wskazał na inny obrazek. – I co takiego
zjadła?
- „Ostatni kawałek salami!”
-
Pięknie. A czy dalej była głodna?
-
Tak! Bo zawsze jest głodna! To dlatego, że jest bardzo głodną gą-sie-nicą –
powiedziała, wymawiając słowo gąsienica. – Czytaj dalej, plofesol Sevi.
I
Severus wykonał polecenie.
-
„Jeden kawałek ciasta wiśniowego, jedną
kiełbaskę… jedną babeczkę… i jeden kawałek arbuza.”
Jilly
klasnęła w dłonie.
-
Wiesz co było dalej? Ja wiem! – Odwróciła stronę i powiedziała. – „A tej nocy bolał ją brzuch”.
-
Dlaczego nie jestem zaskoczony? – powiedział rozbawiony Severus. – Każdy, kto
by tyle zjadł, miałby ból brzucha, gąsienica czy dziecko.
Harry
zgodził się. Gąsienica zawsze przypominała mu Dudleya, objadającego się przy
każdym posiłku.
-
Jej mamusia powinna dać mu eliksiry – brzmiała następna uwaga Jilly.
-
Tak. Czy tak się stało?
Potrząsnęła
głową.
-
Nie wiadomo. Ale myślę, że tak. Zjadła tak wiele rzeczy!
-
Jak wiele? Możesz je dla mnie policzyć?
-
Jeden, dwa, trzy, cztery… - liczyła powoli Jilly, wskazując na każdą rzecz.
Kiedy dotarła do szóstej, przerwała i zapytała Severusa, co będzie dalej.
Harry
liczył w myślach razem z nimi i odkrył, że gąsienica zjadła w sobotę dziesięć
rzeczy. Harry zakrył dłonią usta. O tak, gąsienica bardzo przypominała Dudleya!
Nagle Jilly rozejrzała się, po czym powiedziała:
-
Haly, chodź tu! Plofesol Sevi mi czyta bajkę. Chodź, Haly, i słuchaj!
Harry
pozostał w miejscu, powoli rumieniąc się na twarzy.
-
Uch… skąd wiedziałaś, że tu jestem?
-
Wycułam, głuptasku! – odpowiedziała, rzucając mu spojrzenie, które mówiło, że
jest tępy, skoro tego nie wie. Skinęła na niego władczo. – No chodź, Haly! To
najlepsza część!
-
Nie, w porządku, Jilly. Nie muszę… - przerwał, bo posłała mu żałosne spojrzenie,
więc westchnął. – No dobrze. – Potem wszedł do pokoju i przysiadł w nogach
łóżka.
Severus
dokończył historię.
-
„Potem wygryzła sobie drogę i stała się
pięknym…”
-
Motylem! – krzyknęła Jilly. – Tak! Widzisz, Haly? Patrz na motylka!
Harry
przesunął się, by zobaczyć obrazek. Był to po prostu kolorowy rysunek motyla,
jednak wzruszył go i odkrył, że się uśmiecha i pyta, czy mógłby zobaczyć
książkę.
Severus
podał mu ją, a wtedy Jilly powiedziała:
-
Chcesz poczytać, Haly? Mogę pomóc.
Harry
uśmiechnął się i stwierdził:
-
Jasne, Jilly. Przeczytajmy razem. – Potem pomyślał: Chyba tak to jest mieć prawdziwą rodzinę.
Jak
Jasper zabrał Jilly na drzemkę, Severus zapytał Harry’ego, jak się czuje.
-
W porządku – odparł Harry. – Właściwie nigdy w życiu nie czułem się tak dobrze.
Ten rytuał naprawdę działa. Nie czuję się już… skażony. Czy ciemność odeszła na
dobre, Sev?
Mistrz
Eliksirów skinął głową.
-
Tak. Rytuał oczyścił nas obu. Nie masz się czym martwić, Harry. Ostateczna
trucizna sztyletu została pokonana.
Harry
odetchnął z wielką ulgą.
-
To dobrze. Znaczy, tak myślałem, ale… nie byłem pewny… i bałem się, że trochę
jego mocy… no wiesz… wciąż we mnie jest.
Severus
wziął twarz Harry’ego w swoje dłonie.
-
Nie, dziecko. Zaufaj mi. Nie jesteś już dotknięty mrokiem. Tak samo jak ja.
Spójrz. – Podwinął lewy rękaw, wykręcając nadgarstek do góry.
Tam,
gdzie kiedyś naznaczony był Mrocznym Znakiem, był tylko cień, zaledwie plama na
bladej skórze.
-
Prawie zniknął! Ale… jak?
-
Rytuał oczyszcza nawet stare rany – powiedział Severus, pocierając delikatnie
skórę. – Więc jeśli może robić to, Harry, z pewnością może usunąć plamę na
twoim duchu. – Opuścił rękaw.
Tym
razem Harry nie wątpił w starszego mężczyznę.
-
Sev, gdzie jest ostatni?
Severus
przywołał ze swojego plecaka dziennik Toma Riddle’a i przeczytał cicho:
- Ostatni kawałek umieściłem w naczyniu,
którego lojalności i oddania nigdy nie będę kwestionować. Nigdy nie będę
wątpił. Spocznie w katakumbach, bezpieczny i nigdy nie znaleziony, aż dziedzic
otworzy drzwi.
-
Dziedzic otworzy drzwi… Sev, to jest
Hogwart! Jest w Komnacie Tajemnic.
-
Dokładnie tak myślałem. I tam są drzwi, które może otworzyć tylko wężousty.
-
Mogę je otworzyć – powiedział Harry. A potem zapytał: – Ale na dole nie ma już
nic, może za wyjątkiem kilku gnijących kości i zębów bazyliszka. Myślisz, że
ostatnim mógł być bazyliszek?
Severus
zastanowił się.
-
Nie. W przeciwnym razie mój Znak zbladłby całkowicie po zniszczeniu sztyletu.
Ostatni wciąż istnieje. Gdzieś w podziemiach szkoły.
-
Myślisz, że Dumbledore wie?
-
Może, chociaż bardzo w to wątpię.
-
Może powinniśmy mu powiedzieć. Tak na wszelki wypadek.
-
Tak. Mądra decyzja. Napiszę do niego – zgodził się Severus, po czym
bezzwłocznie wezwał pióro, atrament i pergamin.
Czwartego
dnia rekonwalescencji Severusa, Freedom i Warrior płynęli na wietrze, bawiąc
się w berka, ćwicząc mięśnie skrzydeł i zwiększając wytrzymałość, ścigając się
od jednego końca wioski do drugiego. Hedwiga nawet dołączyła do nich w locie,
choć pokonywali ją samą prędkością na krótkich dystansach.
Freedom
i Warrior na zmianę nurkowali na małe zwierzątka na wrzosowiskach, sprawdzając,
kto może najbardziej zbliżyć się do ofiary, nie raniąc jej, co było ćwiczeniem
precyzji, która budziła podziw, a przynajmniej tak powiedział Jace, który
często wychodził na wrzosowiska, by zobaczyć, jak dwa jastrzębie wzlatują w
niebo.
I
chociaż to była zabawa, Freedom wiedział, że nawet z zabawy można się czegoś
nauczyć i być może pewnego dnia precyzja, której się teraz nauczył mu się
przyda, zwłaszcza jeśli musiał walczyć z wrogiem i musiał celować w jakieś
miejsce, na przykład oko, ręka albo coś w tym stylu.
Minęły
dwa dni, odkąd Severus wysłał list do Dumbledore’a i jak dotąd nie nadeszła
żadna odpowiedź. Wysłał go poprzez Rocket, sowę Witherspoonów, ponieważ Hedwiga
zbyt rzucała się w oczy i mogła zostać rozpoznana przez wrogów.
Severus
był nieco zaniepokojony, bo to nie było w stylu staruszka, kazać komuś czekać
na odpowiedź, zwłaszcza w tak ważnej sprawie. Ale może był zajęty szkolnymi
obowiązkami albo Ministerstwem i nie miał jeszcze czasu na odpowiedź.
Tego
popołudnia zapytał Jace’a, czy jego sowa przyniosła mu rano jakąś pocztę.
-
Nie, profesorze. Tylko gazetę, jak zwykle.
-
Czekam na ważny listo od dyrektora – wyjaśnił Severus, widząc pytające
spojrzenie. – Proszę, poinformuj mnie, gdy nadejdzie.
-
Jasne, profesorze – powiedział Jace.
Harry
podniósł wzrok znad gazety, ale nie było w niej wzmianki o jakiejkolwiek
działalności śmierciożerców ani o wilkołakach. Dotknął bransoletki Meadowsweet,
którą zawsze nosił na nadgarstku i zastanowił się, czy wszystko jest w porządku
z nią i jej wilczymi braćmi w Lesie. Nie
zapomniałem o tobie, Sasha. Ani obietnicy, którą złożyłem. Porozmawiam z
Ministrem, kiedy to wszystko się skończy i uwolnię cię. Chociaż tyle mogę
zrobić. Chciałbym, żebyś tu była. Tęsknię.
Przesunął
palcami po księżycowym kamieniu, osadzonym pośrodku i w jakiś sposób jego
chłodny dotyk go uspokoił. Żałował, że nie odważył się do niej napisać, ale
wiedział, że wszelka korespondencja może zostać przechwycona, więc musiał
czekać. Ale tęsknota kręciła się w nim i próbował przestać myśleć o tym, jak
wiatr rozwiewał jej srebrzyste włosy, jak się uśmiechała albo jak brzmiał jej
głos.
-
Myślisz o kimś wyjątkowym? – zapytał cicho Jace.
-
Huh? – Harry poderwał głowę znad gazety i spojrzał na przyjaciela. – Skąd
wiesz?
-
Po twojej twarzy i sposobie, w jaki dotykasz swojej bransoletki – odpowiedział
Jace. – Nie muszę czytać w twoich myślach, Harry. Po prostu uważnie obserwuję.
W ten sposób czytający uczy się większości rzeczy. Obserwując i interpretując
coś, na przykład wyraz twarzy. Zabronione jest czytać w myślach tylko, by
zaspokoić swoją ciekawość.
-
Przepraszam. To chyba siła przyzwyczajenia, że po prostu zakładam, że musisz
czytać w myślach. Chyba po prostu zbyt łatwo jest mnie odczytać.
-
Zawsze pozwalałeś, żeby wszystko, co myślisz lub czujesz rzutowało na twoją
twarz – powiedział Severus. – To nie jest dobra cecha szpiega, więc dobrze, że
nigdy nie musiałeś grać tej roli.
- Wiem. Voldi odkryłby mnie kiedyś za pomocą
Legilimencji – powiedział Harry ze smutnym chichotem. – Jace, czy Legilimencja
jest podobna do twojego talentu?
Jace
szybko potrząsnął głową.
-
Nie. Ani trochę. Legilimencja, jeśli dobrze rozumiem, to zaklęcie, które może
sprawić, że czarodziej przeskanuje umysł innej osoby, ale to prymitywne i
niezbyt subtelne. Używanie na kimś legilimencji jest jak próba otworzenia
fiolki z eliksirem za pomocą łomu, czytający jest dziesięć razy bardziej
subtelny. Wślizgujemy się w cudze myśli i nawet się nie zorientujesz, że w nich
jestem. Z tego, co wiem, Jego Mroczność był jak skłoń w składzie porcelany, a
osoba, którą czytał zawsze wiedziała, że on jest w jej umyśle, rozdzierał ją na
strzępy, zabierając jej wspomnienia. Prawda, profesorze?
Severus
skinął głową.
-
Tak. Jak się tego dowiedziałeś?
-
Dotarła tu jedna z jego ofiar, żeby się podleczyć. Jego umysł… był ciężko
uszkodzony, miał dziury w pamięci jak w serze szwajcarskim. Żaden czytający
nigdy nie zrobiłby czegoś takiego?
-
Nawet ci Władcy Umysłu?
-
Nie. Władca Umysłu jest podstępny, potrafi się wślizgiwać w myśli ludzi w mniej
niż dwie sekundy, podsuwać sugestię i w ogóle, ale nigdy nie zostawiłby kogoś w
takim stanie, w jakim on był. To było zbyt niezdarne, bez finezji. Nic nie
powstrzyma czytającego, który chce się dostać do środka, poza trzema rzeczami.
Pierwszą jest Kodeks Czytającego. Drugą są naturalni oklumencji, mają tak mocne
i szczelne osłony, że czytający nie potrafi ich przeniknąć, jak u profesora
Snape’a. A trzecią rzeczą jest inny czytający z wielowarstwowymi tarczami, ale
nawet one mogą zostać przełamane, jeśli jest się wystarczająco silnym.
-
To dlatego tak długo udało wam się pozostać w ukryciu? – zapytał Harry.
-
Mniej więcej – stwierdził Jace. – Możemy wyczuć, że w pobliżu są jakieś inne
umysły i osłonić się, kiedy to konieczne.
-
Szkoda, że ktoś z was nie mógł przeczytać umysłu Riddle’a, kiedy powrócił.
-
Nie wiem, czy to by zadziałało, Harry. Był szalony, a kiedy próbuje się czytać
kogoś takiego… samemu można oszaleć. Ponieważ ktoś, kto jest tak szalony, nie
ma normalnego umysłu i zwykle jest trudno podążać za jego myślami, a jeszcze
trudniej powstrzymać je, by na ciebie nie wpłynęły. To też jest niebezpieczne.
Można zostać uwięzionym w umyśle i nigdy nie znaleźć drogi wyjścia. Więc, tak,
czytający mógłby posłuchać jego myśli, ale też naraziłby się na
niebezpieczeństwo, że sam by oszalał.
-
Och. Nie zdawałem sobie sprawy…
-
Nie musiałeś tego wiedzieć. Większość ludzi zakłada, że czytający może zrobić
wiele rzeczy, które po prostu nie są możliwe. Na przykład komunikowanie się
przez ocean albo coś takiego.
-
To dobrze, ponieważ w innym wypadku mój wynalazek byłby bezużyteczny – zauważył
Jasper, wchodząc do kuchni. – A mówiąc o amuletach, chciałbym wam coś dać –
sięgnął do kieszeni i wyciągnął dwa podłużne wisiorki z malachitu na srebrnych
łańcuszkach. – Sparowałem je, więc żeby je aktywować musicie tylko założyć je i
przytrzymać na moment, myśląc o drugiej osobie, która trzyma amulet. Twoje
myśli będą mogły zostać usłyszane przez tą osobę z odległości kilku kilometrów.
Zarówno
Severus, jak i Harry, wpatrywali się w prezent. Wiedzieli, jak rzadko Jasper
podarowywał obcemu jeden amulet, nie mówiąc o dwóch.
-
Jasper, to za dużo. Nie moglibyśmy… - zaczął Snape. Czytający stanowczo stłumił
protest mężczyzny, kładąc amulet w dłoń Snape’a. – Nie rozśmieszaj mnie,
Severusie. Wiem, że jesteś na ściśle tajnej misji i nie będę zadawać pytać, ale
mam przeczucie, że będziecie ich potrzebować, zanim to się skończy. Nazwij mnie
jasnowidzem, jeśli chcesz – tu Jasper uśmiechnął się. – Poza tym, jeśli użyjesz
moich amuletów, by pomogły ci w twojej misji, może Minister usiądzie, zwróci na
to uwagę i może podpisze mój patent.
Ich
oczy spotkały się i Severus szybko zorientował się, że Jasper był tak uparty,
jak on i już podjął decyzję.
-
Dobrze. Doceniamy bardzo twoją hojność. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował
moich usług jako Mistrza Eliksirów, tylko poproś.
-
Będę o tym pamiętał. A między Ślizgonami nie ma długów, Severusie – stwierdził
Jasper. – Używajcie ich dobrze.
Starszy
czarodziej został z nimi, by nadzorować, jak obaj aktywują swoje amulety i
testują je.
-
Czy możemy rozmawiać z każdym, kto ma amulet? – zapytał Harry.
-
Tak, jeśli są do ciebie dostrojeni – powiedział Jasper. – Pozwoliłem sobie
dostroić je do całej mojej rodziny. Więc jeśli miałbyś jakieś pytania, nie
wahaj się ich wysłać.
Potem
Jasper wyszedł, idąc do pracy, a Harry eksperymentował ze swoim amuletem wraz z
Jacem i Severusem, aż poczuł się komfortowo, używając go. Jedyną wagą, którą
zauważył było to, że amulet nie mógł być używany w animagicznej formie, działał
tylko, gdy był człowiekiem. Jace powiedział, że to dlatego, że umysł zwierzęcia
różni się od ludzkiego i chociaż umysł Harry’ego kontrolował Freedoma,
jastrzębi umysł wciąż był aktywny i nie współdziałał z amuletem.
Ale
nadal był to wspaniały prezent.
Piątego
dnia Grace ponownie zbadała Severusa, by upewnić się, że jego rezerwy wróciły
do odpowiedniego poziomu i z uśmiechem stwierdziła, że tak się stało, ale to,
co przeczytał w gazecie tego ranka prawie spowodowało nawrót choroby. Jedli
śniadanie, gdy sowa dostarczyła gazetę.
Rocket
dostarczył ją Harry’emu, być może dlatego, że był najbliżej okna, przez które
wleciał, podniósł ją i już miał ją podać Grace, gdy zobaczył nagłówek.
Śmierciożercy
podejrzani o zniknięcie czterech uczniów Hogwartu! Społeczność panikuje! Czy to
oznacza powrót panowania ciemności?
Cztery dni temu departament
aurorów dostał powiadomienie o zaginięciu czterech osób, wszystkie dotyczyły
byłych kolegów Harry’ego Pottera z piątego roku. Zostały one zgłoszone przez
rozgorączkowanych członków rodzin i wydaje się, że wszyscy zaginęli tego samego
dnia, co skutkuje przekonaniem, że był to nalot zaplanowany, a nie tylko
indywidualne porwanie. Zaginionymi uczniami jest mugolaczka Hermiona Granger,
podobno porwana ze swojej sypialni w domu, Vincent Crabbe i Marietta Edgecombe,
oboje zabrani z domu pani Edgecombe, czekający na jej powrót z obiadu w
lokalnej restauracji i Susan Bones, której ciotka, Amelia, jest wybitnym
urzędnikiem Ministerstwa i która odpowiedzialna była za proces i skazanie wielu
śmierciożerców. Susan wyszła na spacer po obiedzie i nigdy nie wróciła.
Podejrzanymi między innymi jest były śmierciożerca Karkarow i Lucjusz Malfoy…
Departament robi wszystko, co w jego mocy, by zlokalizować zaginione dzieci i
zwlekał z poinformowaniem prast w nadziei, że porywacze pozostawią żądania, które
można by było wyśledzić…
-
Wielki Merlinie! Severusie, musisz to przeczytać! – wykrzyknął Harry, pokazując
gazetę swojemu mentorowi.
Jego
umysł kręcił się w kółko, nie mógł uwierzyć, że coś okropnego stało się jego
przyjaciołom – zwłaszcza biednej Hermionie. Vince i Marietta, nawet Susan… to
go zaskoczyło. Sądził, że śmierciożercy skupili się na nim i Severusie, bo oni
byli największym zagrożeniem, więc po co zawracać sobie głowę dzieciakami
takimi, jak Hermiona i Susan? Jaki był w tym cel?
Severus
przeczytał cały artykuł, a jego twarz stawała się z każdym zdaniem coraz
bardziej ściągnięta zmartwieniem. To miało wszystkie znamiona zbierania ciał na
krwawy rytuał, coś, co Severus widział wiele razy podczas dochodzenia
Voldemorta do władzy. Śmierciożercy woleli porwać mugolaki i zdrajców krwi,
twierdząc, że byli bezużyteczni poza mięsem ofiarnym.
Usta
Severusa wykrzywiły się. Lubili też używać młodych, bo niewinność podsycała
ofiarę i czyniła ją silniejszą.
-
To może być powód, dlaczego Dumbledore nie odpowiadał na mój list.
Prawdopodobnie szuka zaginionych dzieci – powiedział Severus.
Właśnie
wtedy przez okno wleciał puchacz wirgilijski, pohukując w pośpiechu. W jego
dziobie znajdował się mały list, zapieczętowany pieczęcią Zakonu Feniksa. Severus
rozpoznał w sowie Serafinę, patriarchę hogwardzkiej Sowiarni. Serafina
przyniosła list bezpośrednio do Severusa i odleciała, zanim mógł ją nagrodzić, najwyraźniej
w pośpiechu.
-
Czy to od Dumbledore’a? – zapytał Harry. Nie było adresu zwrotnego.
-
Cicho, uprzejmie pozwól mi otworzyć wiadomość – prychnął starszy czarodziej,
machając ręką na Harry’ego.
W
pełni spodziewał się, że list będzie napisany szorstkim pismem Dumbledore’a,
ale zamiast tego był wypisany wdzięczną kursywą Minerwy.
Drogi Severusie,
Piszę do ciebie, ponieważ
przypadkiem zobaczyłam twój list na biurku Albusa, gdy przeglądałam jego rzeczy
w poszukiwaniu wskazówek. Wiedziałam, ze musi to być pilne i związane z
Zakonem, więc go otworzyłam. Jeśli przeczytałeś dzisiejszą gazetę – a
prawdopodobnie kto tego nie zrobił – dowiedziałeś się o czterech zaginionych
uczniach. Nikt jeszcze nie wie, że nie są jedynymi.
Albus również zaginął.
Obecnie Moody, Remus i
Syriusz badali sprawę, a Albus im pomagał. Przepytali wszystkich rodziców i
dowiedzieli się kiedy i gdzie były dzieci, nim zniknęły, i czy mieli jakieś
problemy, nim dzieci zaginęły, na przykład czy się pokłócili. Nic.
A jednak Albus nie chciał
porzucić nadziei. Uważa, że wciąż gdzieś tam są. Nie wysłano żadnego żądania
okupu. Przynajmniej nie byłam żadnego świadoma. A wczoraj zniknął Albus i nie
ma możliwości komunikacji. Właśnie dziś rano przeglądałam papiery na jego
biurku i znalazłam zarówno twój list, jak i inny, anonimowy, zakopany pod
stosem czasopism.
Anonimowy list mówił, że
dzieci zostaną zabite, jeśli nie znajdzie się zastępca, to wszystko. Uważam, że
Albus zniknął, ponieważ chciał ich zastąpić, a nie chciał robić zamieszania.
Severusie, wracaj do Hogwartu
tak szybko, jak to możliwe. Potrzebuję twojej chłodnej głowy i analitycznego
umysłu, nie wspominając o twojej magii i wiedzy, przyjacielu.
Z poważaniem,
Minerva McGonagall
Sekretarz Zakonu
Severus
milczał przez dłuższą chwilę, po czym powiedział do Harry’ego:
-
Musimy ruszyć tak szybko, jak to możliwe. Nie możemy pozwolić sobie na opóźnienie
powrotu do Hogwartu dłużej niż to konieczne. – Zdjął swój amulet, po czym
nabazgrał szybką odpowiedź do Minervy i włożył zarówno list, jak i amulet do
koperty. Komunikacja między nimi byłaby dziesięć razy szybsza, gdyby członek
Zakonu miał amulet, a w takiej sytuacji szybka komunikacja była wszystkim.
Wysłał
list i amulet poprzez Rocket.
-
Sev? Dlaczego oddałeś swój amulet? – zapytał Harry.
-
Tymczasowo pożyczyłem go profesor McGonagall. Będziemy potrzebować pomocy
Zakonu, a komunikacja jest najważniejsza. – Szybko wyjaśnił, co McGonagall
powiedziała mu o zaginięciu dyrektora.
-
Och, racja. – Harry poczuł się trochę głupio, ale jego umysł był zamglony,
wypełniony zmartwieniem i strachem. Co, na Merlina, mogło dziać się z jego
przyjaciółmi i Dumbledorem?