Gdyby nie dłoń Snape’a na jego ramieniu, prowadząca go stanowczo w las za podwórkiem, Harry rzuciłby się do ucieczki. Harry dość często przelatywał nad tym lasem w postaci jastrzębia, ale nigdy nie wszedł do niego na własnych nogach i nie miał pojęcia, dokąd zmierza. Ale Severus wyraźnie miał w głowie cel, jego stopy się nie wahały i szedł szlakiem małej zwierzyny, aż dotarli do dużego stawu, który zasilany był przez czysty, płynący strumień. Staw okrążało kilka wierzb i jarzębin, woda była przejrzysta aż do dna, a skośne promienie słońca sprawiały, że błyszczał i mienił się tęczami na powierzchni.
Harry
wciągnął powietrze, nigdy w życiu nie widział takiego miejsca, było to miejsce,
które czarowało łagodnością i spokojem, było miejscem uzdrowienia i odnowy.
Spojrzał na swojego mentora, nie rozumiejąc, dlaczego Severus zabrał go w takie
miejsce tylko po to, by mu powiedzieć, że ich kontakt zostaje zerwany. Chyba że
chciał złagodzić cios, mówiąc mu to w tak nieskazitelnym otoczeniu, w miejscu,
które szarpało jego emocjami i na chwilę usuwało ciemną plamę, która go
skaziła.
-
Usiądź, Harry – nakazał Severus, delikatnie popychając chłopca, by usiadł
oparty plecami o jarzębinę. Była ona znana ze swoich właściwości ochronnych i
leczniczych, a ten gaj był prawdopodobnie wcześniej używany do rytuałów
oczyszczających. Niewątpliwie Jasper wiedział o tym, kiedy zasugerował to
Severusowi i wskazał, gdzie w swoim laboratorium miał wszystkie zioła potrzebne
do ceremonii, po tym, jak poprzedniej nocy Severus przeczytał około jedną
trzecią książki.
Ale
najpierw musi uwolnić chłopca od trzymającej się go kurczowo winy i zapewnić
go, że skaza sztyletu nie jest czymś stałym. Czuł się też trochę podminowany
tym, że Harry przez cały ten czas go unikał i zły, że niektórych z tych
kłopotów dało się uniknąć, gdyby Harry opowiedział mu o snach. Obdarzył go
łagodnym piorunującym spojrzeniem, które mogło wywołać drżenie tylko u
pierwszaków i nie powinno w najmniejszym stopniu peszyć Harry’ego, ponieważ
wiedział on o prawdziwym temperamencie Severusa.
Harry
spojrzał na swojego opiekuna i przygotował się na ostatnie słowa Severusa w
jego stronę, na odrzucenie, które z pewnością nastąpi. Trwoga spływała po jego
ramionach jak wielka, czarna bestia, a tuż za nią podążał strach. Przełknął
ślinę, ale zmusił się do odważnego spojrzenia w czarne oczy Snape’a. Prawdziwa odwaga to nie brak strachu, ale
stawienie mu czoła, nawet jeśli chce się uciec i ukryć, przypomniał sobie,
cytując jedną z maksym Snape’a. Jesteś
Gryfonem, czy nie jesteś?
-
Myślałem, że nauczyłeś się już, że ucieczka od problemu wyrządza więcej szkody
niż pożytku – zaczął Severus. – Należy stawiać czoła problemom, nie ich unikać.
-
Wiem o tym, proszę pana – powiedział Harry, walcząc z chęcią spuszczenia wzroku
w uległości.
-
Więc dlaczego to robiłeś?
Harry
zawahał się. Severus patrzył na niego z mieszaniną dezaprobaty i rozczarowania,
które zawsze sprawiały, że czuł się niekompetentny.
-
Ponieważ myślałem…
-
Tak? Kontynuuj.
Po prostu to powiedz, Harry, nakazał sobie. Powiedz to i miejmy to z głowy.
Wyczuwając
niechęć Harry’ego do mówienia, Severus podjął przemyślaną decyzję, by go do
tego popchnąć.
-
Może dlatego, że szukałeś łatwego wyjścia?
Ten
pstryczek uderzył w cel i w oczach młodego czarodzieja zapłonął gniew.
-
Łatwego? Czy myślisz, że cokolwiek z tego było dla mnie łatwe? Nie mogąc przychodzić, gdy tylko się obudzisz, nie mogąc z
tobą porozmawiać o tym cholernym źle, które wkradło się w moją duszę? Chciałem,
Sev, tak wiele razy, ale po prostu nie mogłem! Nie mogłem znieść patrzenia na
ciebie, półmartwego i ze świadomością, że to ja ci zrobiłem! Przeze mnie niemal umarłeś! Ponieważ byłem słaby i… - Zakrztusił się i pochylił głowę,
żeby ukryć cholerne łzy w swoich oczach. – Przepraszam, Severusie. Nigdy nie
chciałem, żeby to się stało. Ja… nie winię cię za to, że mnie nienawidzisz. Ja…
nienawidzę samego siebie.
Severus
wyciągnął rękę i uniósł podbródek Harry’ego.
-
Spójrz na mnie, Harry Jamesie Potterze. I słuchaj uważnie. Nie nienawidzę cię.
Dlaczego miałbym cię nienawidzić?
Zielone
oczy były ponure z bólu i rezygnacji.
-
Oczywiście, że mnie nienawidzisz – wysyczał. – Dlaczego miałbyś tego nie robić?
Zdradziłem cię, wpuściłem ten cholerny sztylet do swojej głowy, pozwoliłem mu
działać przeze mnie czarną magię i opętać mnie, a potem cię nim dźgnąłem. Tym
razem naprawdę schrzaniłem i prawie zapłaciłem za to sporą cenę. Jak możesz
mnie nie nienawidzić i nie chcieć, żebym zniknął? Jestem bezużyteczny,
problemem.
-
Naprawdę tak myślisz? Że potępiłbym cię za taki błąd? Ja, który kiedyś byłem
śmierciożercą?
-
Byłem głupi. Słuchałem snów. Zdradziłem nas obu.
-
Tak jak ja, tak dawno temu. Naturą młodych jest bycie głupimi, jak to nazywasz.
Ale mroczna ścieżka tobą nie zawładnęła, Harry. Tak samo jak mną.
-
Skąd o tym wiesz? Czuję się… nieczysty… skażony… Nie wiem, jak Jilly może
znieść przebywanie blisko mnie, skoro usiłowałem cię zabić.
-
Widzi głębiej niż większość. Powinieneś jej zaufać.
-
Humph! Ufasz dwulatce, że zna różnicę między dobrem a złem?
-
Nie różni się to od ufania, że piętnastolatek pokona Czarnego Pana – odparował
Severus. – Czy jestem zły, że nie powiedziałeś mi o swoich snach? Tak, na
pewno. Ile razy ci mówiłem, że jeśli masz dziwne sny, to powinieneś mi o nich
powiedzieć?
-
Myślałem… że to tylko sny – wymamrotał Harry. – Miałeś ważniejsze sprawy na
głowie. Wilkołaki, rozlany eliksir, sztylet…
Dłoń
Severusa zacisnęła się na jego szczęce i sapnął. Oczy czarodzieja błyszczały
gniewem. To jest to. To teraz mi pokaże.
I
Snape dokładnie to zrobił, ale nie tak, jak Harry przypuszczał.
-
Ty głupi pisklaku! Kiedy dotrze do twojej tępej głowy, że jesteś moim
priorytetem? Do diabła z wilkołakami i cholernym sztyletem! To ty się liczysz
najbardziej. Nie rozumiesz? Ta misja to nie tylko zniszczenie mrocznego
czarodzieja, to też danie ci szansy na życie, dorastanie w świecie wolnym od
mroku. Zobowiązałem się cię chronić i to właśnie mnie obchodzi. I jeśli coś
jest z tobą nie tak, muszę to wiedzieć! Nawet jeśli uważasz, że to nieistotne,
chcę, żebyś mi powiedział. Gdybyś mówił o snach, sprawy mogłyby się potoczyć
inaczej.
Łzy
napłynęły do zielonych oczu.
-
Przykro mi.
-
Ano, już to powiedziałeś. – Zgodził się, nieświadomie wkraczając we wzorce mowy
ze swojego dzieciństwa. – Mi też, bo nie zauważyłem, że jesteś w
niebezpieczeństwie. Wiedziałem, do czego jest zdolny sztylet, od lat radziłem
sobie z ciemnością. Nikt nie wie lepiej ode mnie. Ciebie też zawiodłem.
-
Nie, nie mów tak. To wszystko moja wina.
-
Powiem to. Bo to prawda.
Harry
potrząsnął głową albo przynajmniej próbował, bo Severus wciąż trzymał jego
podbródek w dłoni.
-
Nie. Ja jestem tego winny.
-
Zawsze gotów do odgrywania roli męczennika, prawda? Zawsze tak chętny, by wziąć
na barki lwią część poczucia winy. Ale zostałeś tak wychowany, więc powinienem
się tego spodziewać.
-
To prawda! Jestem tego winny!
-
Byłeś opętany! Twój umysł został osłabiony przez starożytny, zły przedmiot. Nie
mogłeś z tym walczyć, Sztylet Niezgody robi to od ponad tysiąca lat. Nie miałeś
szans się przed nim obronić. Jak myślisz, dlaczego nalegałem, żebym to ja go
miał?
-
Bo mi nie ufałeś.
-
Nie, idioto! Bo próbowałem cię
chronić. Moje tarcze są silniejsze i dobrze wiedziałem, jak działa ta klątwa. Ty
nie, a sztylet zawsze próbuje skazić niewinnych, bezbronnych, żyje z tego.
-
Nie jestem niewinny. Mam krew na rękach.
-
W porównaniu do mnie, Potter, jesteś jak noworodek. I on to wiedział. Wierz mi.
Nie jesteś winny czegoś, co zrobiłeś będąc pod wpływem klątwy.
-
Ugodziłem cię. Chciałem, żebyś umarł.
-
Czy jestem martwy, Harry? Czy płaczesz nad moim grobem? Nie. A wiesz dlaczego?
Ponieważ głęboko w środku, w sercu, nie życzyłeś mi śmierci. I chociaż
próbował, sztylet nie mógł zmienić twojego wewnętrznego przekonania. Nie jesteś
zabójcą, Harry. I za to dziękuję wszystkiemu, co święte. Jesteś dobrym
człowiekiem, synu.
-
Tak, wspaniałym – zakpił Harry.
Severus
uwolnił jego brodę, położył ręce na ramionach swojego podopiecznego i
potrząsnął nim.
-
Przestań! Przestań tarzać się w poczuciu winy i użalaniu się nad sobą, do
cholery! Gdybyś był zły, gdybyś naprawdę został zepsuty, nie byłoby mnie tu.
Ale jestem żywy, a sztylet został zniszczony. Twoją ręką, nikogo innego. Jace mi powiedział. Stworzenie sztyletu
nie mogłoby tego zrobić, Harry. Tylko czarodziej z wolną wolą. Ciemność cię
dotknęła, ale nie pochłonęła. Zaufaj mi.
Harry
uparcie milczał.
-
Cholerny Gryfon! – przeklął Mistrz Eliksirów, a potem postawił chłopca na nogi.
– Dobrze! Jeśli słowa nie mogą cię przekonać, może coś innego to dokona. Zostań
tu i nie ruszaj się.
Severus
wyciągnął różdżkę i zaczął chodzić po dużym kręgu wokół stawu, a czubek różdżki
jarzył się dziwnym, niebieskim światłem.
-
Za pomocą pięciu żywiołów rzucam ten krąg. Wyrzekam się was – powietrza, wody,
ognia, ziemi i ducha – byście utworzyły święty krąg i chroniły tych we wnętrzu
przed krzywdą i złymi wpływami. Niech nikt nie widzi, niech nikt nie słyszy. W
imię wszystkiego, co dobre i w imię przywrócenia dobrej mocy, niech tak się
stanie!
Różdżka
pozostawiła po sobie niebieski ślad iskier, który zestalił się w linię, a
następnie Severus związał ją wiecznym węzłem.
-
Niech krąg pozostanie nieprzerwany. – Odwrócił się do Harry’ego. – To początek
Rytuału Odnowy.
-
Co takiego?
-
Coś, czego oboje potrzebujemy – odpowiedział enigmatycznie Severus. – Rozbierz
się do bokserek.
Harry
zagapił się na niego.
-
Co?
Severus
ściągnął płaszcz i koszulę.
-
Rób, co mówię. A może potrzebujesz pomocy?
-
Nie ma mowy! – wymamrotał, a jego policzki zapłonęły. Zaczął się rozbierać.
-
Bądź wdzięczny, że nie każę ci wykonać rytuału skyclad – powiedział Severus,
ukrywając uśmieszek.
-
Skyclad?
-
Całkowicie nago – wyjaśnił Mistrz Eliksirów, zdejmując buty i skarpetki.
Harry
poczuł, że się rumieni aż do stóp. Zdjął tenisówki i jeansy, zastanawiając się,
czy w ten sposób Severus karał go za bycie idiotą. Ale jeśli tak było, to
dlaczego brał w tym udział?
Harry
zerknął na swojego mentora, zauważając noszone przez Mistrza Eliksirów czarne,
jedwabne bokserki. Merlinie! Kto by
pomyślał, że nosi coś takiego pod szatami?
Rumieniąc się wściekle, spojrzał w dół na własną zwykłą parę bawełnianej
bielizny. Zadrżał lekko, gdy chłodny powiew wywołał gęsią skórkę na jego rękach
i nogach.
-
Jesteś pewny, że nikt nas nie zobaczy? Bo nie chcę być aresztowany za obnażanie
się.
Severus
prychnął.
-
Krąg uniemożliwia zobaczenie nas. Podobnie jak drzewa. Czy obchodzi cię, co
myślą ptaki i wiewiórki?
-
Nie.
-
Dobrze. A teraz podejdź do stawu i wejdź do wody.
Harry
wyglądał niepewnie, ale posłuchał, wsuwając paluch do wody.
-
Ach! Jest zimna.
-
Nie obchodzi mnie to. Wchodź.
-
Ty pierwszy.
Oczy
Severusa błysnęły.
-
Proszę się ruszyć, panie Potter!
-
Ale… - Podskoczył, kiedy ręka Severusa mocno uderzyła go w jego tył. – Dobra,
nie musisz być natarczywy. Nie jestem koniem.
-
Nie, jesteś upartym osłem – nadeszła ostra odpowiedź. – A teraz… wchodź… do…
wody.
-
Ale jest zimna. Dostanę zapalenia płuc.
-
Przestań marudzić, bachorze. To nie jest topniejący śnieg z lodowca.
Zaciskając
zęby, Harry wszedł do stawu, trzęsąc się.
-
Jeśli się rozchoruję i umrę to będzie twoja wina – jęknął, wciskając stopy w
miękkie błoto, które przyjemnie układało się między jego palcami. Środek stawu
miał jakieś cztery stopy głębokości, a woda unosiła się nieco ponad talią
Harry’ego. Zatrzymał się, gdy dotarł na środek.
Severus
odwrócił się i schował swoją hebanową różdżkę, chwytając jakiś długi skręt
jakiś rzeczy. Powiedział słowo, a koniec kijka zaczął się tlić i palić, a z
czubka uniósł się dym. Potem również wszedł do wody, zwracając się twarzą na
północ.
-
Wzywam żywioł powietrza oraz wiatr północy, który oczyszcza i odświeża swoim
lodowatym oddechem. Przybądź, powietrze!
Machnął
patykiem w dół i nagle nadszedł świst mroźnego wiatru, który wstrząsnął gałęziami
jarzębin i sprawił, że Harry zadrżał w niekontrolowany sposób.
Severus
zignorował podmuch, po czym przesunął się na wschód, poruszając się zgodnie z
ruchem wskazówek zegara, wokół swojego ucznia.
-
Wzywam cię żywiole wody, cieczy stworzenia. Z wody rodzimy się i dzięki niej
żyjemy. Oczyszcza i leczy. Przybądź, wodo!
Staw
zaczął się poruszać i gejzer wody wystrzelił w pobliżu stóp Snape’a, oblewając
ich oboje swoim strumieniem, który w jakiś sposób był ciepły. Krople przylgnęły
do nich w lśniącym stroju.
Severus
ruszył dalej na południe.
-
Wzywam żywioł ognia, iskrę stworzenia, której światło wypędzi cienie i ujawni
tajemnice ciemności. Przybądź, ogniu!
Harry
poczuł, jak przez jego skórę przechodzi dreszcz gorąca, chociaż stał na środku
stawu.
Severus
przeszedł do ostatniego kwadrantu i zaintonował:
-
Wzywam żywioł ziemi, dawcę życia, wychowawcę mądrości. Z ziemi wychodzimy i do
ziemi powracamy. Daj nam bezpieczeństwo w swoim uścisku. Przybądź, ziemio!
Zielone
pędy zaczęły wyrastać z wody, a Harry przysiągł, że czuje zapach świeżo
przewróconej ziemi i tysiąca kwiatów. Wciągnął powietrze, a jego nozdrza
wypełnił upojny zapach wiosennych kwiatów.
Wokół
stawu błyszczał wielokolorowy krąg – wiosenna zieleń i bursztyn oznaczała
ziemię, karmazyn i pomarańcz – ogień, biel i błękit – powietrze, a turkus i
srebro – wodę. Odbijały się od wody w olśniewającym kalejdoskopie. Harry prawie
zmrużył oczy od blasku. A woda, która była zimna, kiedy pierwszy raz do niej
wszedł, teraz była ciepła, jak do kąpieli i uderzały o niego małe fale.
Potem
Severus cofnął się o cztery kroki, aż stanął obok Harry’ego na środku stawu.
Będąc wyższym, woda sięgała mu ledwie do pępka i Harry mógł zobaczyć, jak blada
skóra na plecach i bokach ma delikatne blizny, jakby od paska. Harry zadrżał,
przypominając sobie rozmowę, którą podsłuchał między Severusem i Hagridem o
dzieciństwie Snape’a, które najwyraźniej było gorsze, niż sobie wyobrażał,
skoro jakieś dwadzieścia pięć lat później mężczyzna miał blizny. Potem Severus
odwrócił się i stanął przed nim, mówiąc tym spokojnym, wykalkulowanym głosem:
-
Wzywam piąty i ostatni żywioł, ducha, wewnętrzny płomień, który płonie w każdym
z nas, ogień rozpalony przez prawdę i magię. Pozwól nam prawdziwie poznać nas
samych i obdarz nas zrozumieniem. Przybądź, duchu!
Fioletowy
blask zaczął pulsować z różdżki, którą trzymał i okrył Harry’ego i Severusa jak
płaszcz, a kiedy go dotknął, Harry poczuł, że wszystkie jego wątpliwości
znikają. Czuł się spokojny, jakby był w ramionach matki, z dala od krzywdy, a
jednocześnie mógł zobaczyć swoim wewnętrznym okiem pulsującą aurę swojej magii
głęboko w swoim wnętrzu. Jego magia była masą chłodnego błękitu, zieleni i złota, tylko na brzegach poczerniała, jakby
przypalona przez ogień.
-
Proszę was, żywioły, byście pomogły mi oczyścić wszystko w kręgu i na zawsze
usunąć skazę ciemności z Harry’ego Jamesa Pottera. Mocą świętej szałwii,
lawendy, cedru i słodkiej trawy, niech twój duch zostanie odnowiony, serce oczyszczone,
a magia uwolniona. Niech wszystkie grzechy, które popełniłeś, zostaną zmyte.
Jesteś uzdrowiony. Jesteś odnowiony. Zostało ci wybaczone.
Przesunął
patykiem po ciele Harry’ego, zaczynając od jego stóp i owiewając go dymem.
Powtórzył
słowa i machnął cztery razy, od czterech kierunków świata.
Harry
pozostał nieruchomo, czując, jak wchodzi w niego dym i powoli zaczyna w nim
rozkwitać uczucie całkowitego spokoju i odnowy. Wpatrywał się w Severusa, który
następnie podał mu patyk. Bez świadomości, instynktownie, Harry chwycił kij i
powtórzył słowa, które wypowiedział Severus.
-
Proszę was, żywioły, byście pomogły mi oczyścić wszystko w kręgu i na zawsze
usunąć skazę ciemności z Severusa Tobiasza Snape’a. Mogą świętej szałwii,
lawendy, cedru i słodkiej trawy, niech twój duch zostanie odnowiony, serce
oczyszczone, a magia uwolniona. Niech wszystkie grzechy, które popełniłeś,
zostaną zmyte. Jesteś uzdrowiony. Jesteś odnowiony. Zostało ci wybaczone.
Cztery
razy powtórzył błogosławieństwo i machnął kijkiem.
Potem
Severus uścisnął jego rękę i krzyknął:
-
Ziemio, powietrze, ogniu, wodo, duchu! Chociaż jesteśmy niegodni, rzuć na nas
swoje błogosławieństwo i ponownie uczyń nas całymi.
Skłonił
błagalnie głowę.
Kijek
powoli spalił się w dym, unoszący się nad nimi w wielkiej kłębiącej się
chmurze, a woda pod ich stopami zaczęła wirować i bulgotać, a potem wypłynęła
łukiem w górę w wielkim, błyszczącym, srebrnym gejzerze i opadła na nich
kaskadą.
Harry
czuł, jak woda go otacza, czysta i chłodna, oczyściła go z ciemnej skazy,
wypełniając go celem, determinacją i nadzieją. Połknął jej trochę i czuł, jak
odnawia go wspaniałym strumieniem ciepła i światła, był cierpki, słodki i
orzeźwiający, jak picie nierozcieńczonego, płynnego światła słonecznego. Cały
żal, poczucie winy, wstręt do samego siebie i niegodność zostały odsunięte, nie
mogąc w stanie wytrzymać fali światła, nadziei i miłości, które wezwał rytuał.
To było tak, jakby był skąpany w niekończącym się świetle, przepełniony
nadzieją i otoczony miłością.
A
trująca skaza sztyletu została zanurzona i utopiona, dusza Harry’ego została na
zawsze oczyszczona ze swojego cienia.
Harry
otworzył oczy i popatrzył na Severusa, woda kapała mu z oczu.
A
jednak widział doskonale i dostrzegł ten sam wyraz radości i podziwu,
odzwierciedlony w onyksowych oczach Snape’a. Severus również został oczyszczony
i odnowiony, jego umysł, ciało i duch.
Palący
się kijek zniknął w obłoku aromatycznego dymu, a staw znowu zastygł.
Harry
wziął głęboki oddech, wciąż ściskając dłoń Severusa jak dziecko szukające
pocieszenia u rodzica.
-
Już skończone – powiedział cicho Severus, z szacunkiem.
Wyprowadził
nastolatka z wody i z powrotem na ląd. Wynurzyli się z wody, ociekając nią.
Harry
potknął się lekko, kiedy jego stopy dotknęły ziemi, ale Severus go podtrzymał.
Severus
jednym gestem wysuszył ich ubrania, a kolejnym wymienił ciuchy.
Potem
Mistrz Eliksirów cofnął się i spojrzał swojemu uczniowi w twarz.
-
Plama zniknęła z nas obu, Harry. Wybaczam ci to, co zrobiłeś. Teraz musisz
nauczyć się wybaczyć samemu sobie.
Jakby
jego słowa były katalizatorem, Harry poczuł, że coś w nim pęka, gdy ostatnie
poczucie winy zostało wygnane przez proste, szczere stwierdzenie i nagle łzy
spłynęły mu po policzkach. Dziką falą przetoczyła się przez niego ulga. Severus
mu wybaczył. Nie zostanie wyrzucony w hańbie i wstydzie, nie umrze samotny i
niekochany. Ta wiedza przeszyła go w serce jak miecz, ale z radością przyjął
ostry ból. To było miłe uczucie.
-
Sev – zdołał tylko powiedzieć, nim wpadł w jego ramiona, płacząc.
Cały
smutek i udręka, które tłumił przez wiele dni, wylała się z niego i przywarł w
jego szerokie ramiona, nie mogąc się powstrzymać.
Severus
przyciągnął go do siebie, chłopak wciąż był lekki jak ptak, pomimo zdrowszych
nawyków żywieniowych, i usiadł, przytulając Harry’ego do siebie. Zaczął kołysać
nim lekko w przód i tył, jedną rękę wsuwając w ciemne włosy i szepcząc:
-
Już w porządku, synu. Ciiii.
Płacz
chłopca szarpał nim, a ból Harry’ego stał się przez krótką chwilę jego własnym
bólem i poczuł, jak jego oczy zachodzą mgłą i kilka łez spłynęło po bladych
policzkach, by zabłysnąć we włosach Harry’ego.
-
Cicho, pisklaku – mruknął, zataczając małe kółka na plecach Harry’ego. –
Wybaczam ci. Zawsze będziesz miał moje wybaczenie, dziecko. Zawsze. Pozwól
poczuciu winy odejść, Harry, niech odchodzi.
Harry
słyszał uspokajający głos Snape’a przez oczyszczające łzy i czuł trzymające go
ręce mężczyzny, i wiedział wtedy, że drugi czarodziej kocha go czystą,
bezwarunkową miłością, taką jak ojciec kocha syna. I pławił się w tym
niezwykłym cieple, zmywając resztki poczucia winy łzami pełnymi skruchy, z
twarzą wtuloną w znajomą, czarną szatę.
Płakał
przez długi czas, a Severus trzymał go, nie zwracając uwagi na to, że
sztywnieje przez to, że jego plecy były przyciśnięte do drzewa albo tego, że
kolana bolały go, nieprzywykłe do ciężaru siedzącego na nim nastolatka. Jego
syn, bo tak zaczął zupełnie nieświadomie myśleć o chłopcu, potrzebował go i
tylko to się liczyło.
Stopniowo
łkanie Harry’ego stawało się pociąganiem nosem, potem przeszło do dreszczy, a w
końcu jego oddech stał się równy i zasnął, w końcu bezpieczny w ramionach
swojego przybranego ojca i opiekuna.
Severus
spojrzał na ciemną głowę, spoczywającą na jego ramieniu i pozwolił sobie na
rzadki uśmiech. Harry miał jeszcze przed sobą długą drogę do wybaczenia sobie
samemu, ale pozwolenie na pocieszenie było pierwszym krokiem w drodze do
uzdrowienia.
Mistrz
Eliksirów oparł się o jarzębinę, rzucił zaklęcie lekkości i przesunął Harry’ego
wygodniej. Rytuał odnowy zadziałał lepiej niż się spodziewał, ale też czuł się
wyczerpany i zmęczony, czując zamęt spowodowany własnymi emocjami, aż dziwił
się, że nie płacze tak, jak Harry. Z drugiej strony tworzona przez lata
dyscyplina zrobiła swoje i nie ronił łatwo łez.
Jakby
dla zaprzeczenia tej myśli, coś mokrego spłynęło po jego policzku.
Severus
skrzywił się, mocno przesunął dłonią po oczach i zamknął je. Znajdzie ukojenie
we śnie.
Słońce
przesunęło się po niebie i zaczęło opadać, podczas gdy Mistrz Eliksirów i jego
podopieczny spali spokojnie pod jarzębiną, znużeni, ale ponownie cali.
Przepraszam bardzo, czy Sev nie był czasem na skraju śmierci dosłownie kilka dni wcześniej? Mało mu jednego zapalenia płuc i ma ochotę na powtórkę?! Ja wiem, że pomoc Harry'emu jest ważna, ale wszystko powinno mieć swoje limity. Jeśli teraz Sev znowu skończy przykuty do łóżka to cały rytuał i wybaczanie nie pomoże Harry'emu odzyskać spokoju ducha
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyjątkowy rozdział
Ciuma