Severus obudził się, gdy Harry i Witherspoonowie kończyli śniadanie. Nadal czuł się bardzo słabo i chory, ale był to wynik przeciążenia swojej magii w walce z klątwą sztyletu i zniknie to, gdy jego rezerwy się odbudują. W tym momencie był tylko w stanie powoli pójść tam i z powrotem do łazienki. Kiedy to zrobił, poczuł się wyczerpany, jakby był na nogach trzy noce z rzędu, warząc niekończące się porcje eliksirów dla świętego Munga. Poszedł się położyć, drżąc lekko.
Grace
nagle podniosła wzrok, jakby usłyszała, jak ktoś ją woła, kiedy w
rzeczywistości wyłapała myśli obudzonego Severusa. Wstała i poszła po drugi
talerz jajecznicy, tostów i bekonu.
-
Mamo, dokąd z tym idzies? – zapytała z zaciekawieniem Jilly.
-
Zaniosę profesorowi Snape’owi jego śniadanie – odpowiedziała.
Oczy
Jilly rozbłysły.
-
Plofesol Sevi się obudził? Jej! – Zeskoczyła z krzesła i pobiegła za matką.
Harry
wstał szybko i włożył talerz do zlewu, czując, jak jego serce zaczyna walić
szaleńczo. Severus nie spał. I wkrótce wezwie Harry’ego i powie mu, żeby
spakował swoje rzeczy i odszedł, że ma dość praktykanta, który prawie go zabił.
Jego palce zacisnęły się na krawędzi blatu i zmusił się do wzięcia głębokiego
oddechu.
Severus
usiadł, gdy usłyszał cichy tupot stóp na korytarzu. Jilly wpadła do pokoju z
rozwianymi blond włosami i błyszczącymi oczami.
-
Dzień dobly, plofesorze Sevi! – pisnęła.
-
Dzień dobry, maluchu – powitał się i zrobił coś, co rzadko robił. Uśmiechnął
się, ponieważ przy tym dziecku było prawie niemożliwe się oprzeć. Świeża
niewinność i słodycz promieniowały z niej i wlewały się do pokoju, gdy
wdrapywała się na łóżko i przytuliła go.
Jak
poprzednio, jej dotyk napełnił go światłem i uspokoił. Poklepał ją po plecach i
puścił. Ku jego zdumieniu, wtuliła się w jego bok i powiedziała:
-
Mamusia niesie ci śniadanie.
Dokładnie
w tym momencie przyszła Grace z jego tacą śniadania.
-
Dzień dobry, Severusie. Ufam, że dobrze spałeś.
-
Bardzo dobrze, twoje eliksiry są świetnie zrobione – powiedział szczerze.
Grace
rozpromieniła się, wiedząc, jaki to komplement od Mistrza Eliksirów.
-
Dziękuję. Eliksiry zawsze były moją ulubioną dziedziną. Proszę bardzo! Mam
nadzieję, że lubisz jajecznicę, bekon i tosty.
-
Są w porządku. – Taca została ułożona na jego kolanach i zaczął jeść. Jilly
oparła się o niego, nic nie mówiąc, zwinięta w kłębek jak kot i wcale mu to nie
przeszkadzało.
-
Jilly, może pójdziesz ze mną, ubrać się i pozwolisz profesorowi Snape’owi zjeść
w spokoju? – zasugerowała jej matka.
-
Później, mamusiu – powiedziało tylko dziecko, jej oczy były w połowie
zamknięte. Wyczuła, że profesor potrzebował jej bardziej w tej chwili.
Grace
tylko skinęła głową, słysząc niewypowiedziane myśli swojego dziecka.
-
Powiedz mi, jeśli będzie nie do zniesienia – rzekła do Mistrza Eliksirów. –
Pójdę powiedzieć Harry’emu, że się obudziłeś i jesteś wystarczająco przytomny,
żeby z nim porozmawiać.
-
Dziękuję – powiedział Severus i kontynuował jedzenie. Nadal czuł się trochę
słaby i oszołomiony, ale nie na tyle, żeby potrzebował eliksirów. Rozmowa z
jego praktykantem była już dawno opóźniona i chociaż Severus niezbyt chciał ją
przeprowadzać, było to coś, co musiał zrobić.
Grace
wróciła do kuchni, by przekazać Harry’emu dobre wiadomości, ale okazało się, że
Harry’ego już tam nie ma.
-
Jace, gdzie jest Harry?
Jace
uniósł wzrok znad soku jabłkowego.
-
Poszedł polatać, mamo. Powiedział, że wróci później.
Grace
zacisnęła usta.
-
Chyba ten chłopak unika profesora Snape’a.
Jace
skinął głową, też tak myśląc, ale nie chciał naciskać na tę kwestię.
Jace
poszedł po tacę kilka minut później i powiedział Severusowi, że Harry obecnie
lata i wróci później.
-
Rozumiem – powiedział cicho Severus. – Kiedy wróci, powiesz mu, że chcę z nim
porozmawiać, Jace?
-
Jasne. – Spojrzał na swoją siostrę, wciąż wtuloną do bok profesora. – Jilly,
zostaw profesora Snape’a w spokoju.
Wydęła
wargi.
-
Ale Jace, plofesol Sevi mnie potsebuje.
-
Tak, jasne, że cię potrzebuje. Jak plagi czyraków.
Usta
Severusa drgnęły.
-
W porządku, Jace. Może zostać.
Jace
spojrzał na swoją młodszą siostrę i powiedział:
-
W porządku, lumpie. Ale pamiętaj, żeby się zachowywać przy profesorze Snapie.
-
Okej – powiedziała ze zgodą.
Jace
zostawił ich, idąc do swojego pokoju, by odrobić niektóre ze swoich letnich
zadań domowych.
Severus
usiadł na poduszkach, zastanawiając się nad zachowaniem swojego podopiecznego. Unika mnie, to boleśnie oczywiste. I to nie
jest Harry, którego znam.
Jilly
poruszyła się i spytała cicho:
-
Plofesorze, jesteś zły na Halego?
Czy jestem? – zastanawiał się. Trochę
był, ale nie z powodu, o którym myślał Harry. Był zły na siebie, że nie
zauważył wcześniej, że Harry ma kłopoty i zły na chłopca, że nie powiedział mu
o swoich snach.
-
Ja… tak, trochę, ale bardziej jestem…
- Zasmucony – dokończyła Jilly. – Wiem. Czuję.
– Spojrzała na niego z powagą. – Haly też jest smutny. Nie bądź smutny. –
Przytuliła się do niego i po raz kolejny poczuł, jak przekazuje ona mu swoje
uczucie ciepła, pocieszenia i miłości, próbując pozbyć się negatywnych uczuć.
-
Jilly, nie musisz…
-
Tak, muszę. Pomagam – nalegała, jej usta zacisnęły się w upartą linię. Potem
ziewnęła. – Ale jestem też zmęczona. – Położyła głowę na jego kolanie i
zasnęła.
-
A niech mnie diabli. To się dzieje pierwszy raz – powiedział Mistrz Eliksirów i
ze zdumieniem wpatrywał się w śpiącą dziewczynkę. Potem ostrożnie wyciągnął
rękę i przeczesał palcami jej włosy. Czy
tak bym się czuł, gdybym miał własną małą dziewczynkę? Szkoda, że lata temu
przegapiłeś swoją szansę, Severusie – zadrwiła cyniczna część jego umysłu. Teraz jest za późno na myślenie o tym, co
mogło być, ponieważ jedyne kobiety, które kiedykolwiek kochałeś są albo martwe
albo znalazły gdzieś indziej lepszą perspektywę. Poza tym, jakim byłbyś ojcem,
skoro nie jesteś w stanie poradzić sobie nawet z jednym piętnastoletnim
chłopcem?
Kiedy
dziesięć minut później przyszła Grace, zastała śpiących zarówno profesora, jak
i swoją córkę, z identycznymi wyrazami zadowolenia na twarzy.
Freedom
szybował z wiatrem, powietrze pieściło jego pióra tak delikatnie, jak artysta
płótno malarskie. Szybował i pikował, bez przekonania bawiąc się prądami
wiatru, który wokół niego wirował. I chociaż zwykle rozkoszował się samym
uczuciem lotu, tego ranka stwierdził, że latanie nie relaksuje go tak, jak
zwykle. Dziś osiedliły się w jego piersi strach i niepokój, psując tę
najbardziej porywającą rozrywkę.
Myszołów
zauważył coś poruszającego się w trawie poniżej i instynkt przejął nad nim
kontrolę, spychając ludzkie emocje na dalszy plan. Freedom śledził małą mysz,
która biegała tam i z powrotem, zbierając nasiona i kawałki kwiatów, a jego
oczy były w stanie dostrzec najmniejsze zmarszczenie na futrze myszy.
Krążył,
czekając cierpliwie na mysz jak każdy jastrząb wytrenowany przynętą sokolnika. Oczywiście
właśnie tym był, nim zdał sobie sprawę, że jest kimś więcej niż tylko ptakiem,
kiedy to znał tylko Severusa jako swojego czarodzieja i przyjaciela. Och, jak
bardzo żałował, że nie może wrócić do tych dni, kiedy najgorsze, o co musiał
się martwić to spóźniony powrót z lotu i stawienie czoła łagodnej dezaprobacie
Snape’a i ostrzeżeniu, że zostawi go samego z Umbridge. To były czasu, pomyślał
tęsknie.
Zniósłby
nawet powrót ropuchy, żeby tylko pozbyć się tego okropnego poczucia winy, które
dźgało go do żywego i zatruwało każde szczęśliwe wspomnienie, jakie miał o
sobie i Severusie. Jastrzębie nie płaczą
i nie czują się winne. Ale nie był prawdziwym jastrzębiem. Był animagiem i
po raz pierwszy nie mógł schronić się w prostym umyśle drapieżnika, bez względu
na to, jak bardzo tego chciał.
Patrzył,
jak mysz wybiega zza kępy trawy i przez chwilę wyszła za osłonę, więc zamknął
skrzydła i zanurkował, wyciągając szpony.
Wiatr
pędził obok niego, gdy spadał w stronę ofiary, a potem upadł, chwytając
pazurami nieszczęsną mysz i miłosiernie kończąc polowanie. Usiadł ze
śniadaniem, bo prawie nie zjadł u Witherspoonów, więc teraz był głodny. Szybko
pochłonął mysz, ale gdy tylko to zrobił, poczuł, jak jego wyrzuty sumienia
szturchają go, a posiłek upadł jak kamień na dno jego żołądka.
Tchórz! Myślisz, że jak
daleko musisz zalecieć, by uciec od tego, co zrobiłeś? Nawet krańce ziemi nie
były wystarczająco daleko.
Skulił
się nad szczątkami myszy, każdy jego mięsień drżał. Nie radził sobie, wszystkie
jego dawne niepewności narosły, by dręczyć go, przestraszonego, pełnego
poczucia winy i przerażonego, że zrobił coś, czego Severus nie będzie w stanie
przymknąć na to oka. Jego serce ponownie zostało rozdarte i tym razem obawiał
się, że nie da się tego naprawić.
Nie
mogąc dłużej znieść bycia na ziemi, wzbił się w powietrze i przeleciał nad
wioską, nad wrzosowiskami i między drzewami, lecąc coraz szybciej, aż ból w
jego skrzydłach dorównał bólowi w jego sercu. Kiedy się wyczerpał, wrócił do
chatki, jego skrzydła wydawały się ciężkie i nieporęczne, jakby był złamane tak,
że nie da się ich naprawić, jak jego relacja z Severusem.
^^^
Kiedy
wrócił do domu było późne popołudnie i Severus spał. Jednak Jilly nie spała i
podbiegła do niego, owijając mu ręce w pasie i mówiąc:
-
Gdzie byłeś, Haly? Przegapiłeś obiad! Tęskniłam za tobą!
-
Tak? – spojrzał na nią, a ich oczy, w prawie takim samym odcieniu, spotkały
się.
Nagle
poczuł, jak napływa do niego fala ciepła i szczęścia.
-
Jilly, co…?
-
Ty też potsebujes specjalnego psytulasa, jak plofesol Sevi.
Harry
niemal upadł na podłogę.
-
Profesor Sevi? Nazwałaś tak Severusa?
-
Yhym. A co? To jego imię.
-
Nikt nigdy… Znaczy, nigdy nie słyszałem, by ktokolwiek nazywał go… Sevi.
-
Ty nazwałeś. Słysałam – zauważyła.
-
Kiedy?
-
Wcześniej – wzruszyła ramionami.
-
Tak? – Był przerażony.
Z
powagą skinęła głową.
-
Musiałem stracić rozum. – Harry potrząsnął głową. Świetnie, kolejna rzecz, za którą może mnie nienawidzić. Dałem mu jakiś
przesłodzony pseudonim.
Jilly
przechyliła głowę.
-
Nie martw się, Haly. Sevi nie ma mi tego złe.
-
Jasne, dzieciaku. Skoro tak mówisz – powiedział z powątpiewaniem.
Prychnęła
na niego.
-
Wiem to. Poczułam.
-
Severusa też potrafisz poczuć?
-
Tak. Umiem – uśmiechnęła się. Potem chwyciła go za rękę. – Chodź, Haly. Mama ma
kolację.
Pozwolił
jej zaprowadzić się do kuchni, gdzie Grace właśnie stawiała kolację na stole.
-
Przepraszam, że tak długo mnie nie było – przeprosił. – Po prostu… musiałem się
wydostać.
Jasper
skinął głową.
-
Czasem też się tak czuję. Umyj się i siadaj do kolacji.
Harry
posłuchał, nic nie mówiąc.
Przez
całą kolację czekał, czy go przesłuchają, ale nie zapytali go, gdzie był ani co
robił.
Tylko
Jace wspomniał o Severusie, kiedy razem zmywali naczynia, ponieważ Grace czasem
chciała, żeby jej syn robił rzeczy bez magii.
-
Profesor Snape dziś rano o ciebie pytał, Harry.
Harry
zamarł, susząc naczynia.
-
Czy… powiedział, co chce?
-
Nie, tylko że chce z tobą porozmawiać – powiedział Jace, po czym wyszorował
talerz i podał go Harry’emu, dodając: – Myślę… może powinieneś z nim
porozmawiać, Harry.
Harry
znieruchomiał. Po dłuższej chwili powiedział:
-
Nie rozumiesz. On nie… Ja nie mogę…
-
Harry, może to nie jest moja sprawa, ale nie sądzę, by był na ciebie zły.
-
Nie? Jak może nie być? – zapytał Harry. – Niemal go zabiłem, Jace!
-Sztylet
cię opętał – sprzeciwił się Jace. – To nie to samo.
-
Byłem ostatnią rzeczą, którą widział, nim go dźgnąłem – warknął Harry. – Nie
znasz go tak, jak ja. Nie wybaczy mi, że jestem tak słaby… że go zdradziłem.
Wiem to.
-
Skąd? Mógłbyś przynajmniej spróbować z nim porozmawiać.
-
Nie. Ja… nie jestem gotowy. Jutro – powiedział szybko Harry. – Porozmawia z nim
jutro.
Jace
westchnął. Wiedział, że Harry jedynie przedłużał to, co nieuniknione. Ale mógł
wyczuć intensywną udrękę unoszącą się tuż nad powierzchnią w umyśle chłopaka i
nie chciał jej powiększać. Czytający chciał jedynie szanować prywatność i
uczucia drugiego człowieka.
-
W porządku. Powiem mu, że śpisz albo coś w tym stylu, jeśli o ciebie zapyta.
Ale nie lubię go okłamywać, Harry.
-
Więc po prostu nic nie mów – powiedział apatycznie Harry.
-
Chcesz zagrać w Eksplodującego Durnia? – zapytał wtedy Jace.
Na
początku Harry miał odmówić, był zbyt nakręcony, by zrelaksować się przy grze w
karty. Ale potem doszedł do wniosku, że równie dobrze może zrobić coś dla
zabicia czasu, a cały dzień nie spędził z przyjacielem ani minuty. Ron byłby
wściekły i nadąsany, gdyby mu to zrobił. Ale Jace po prostu bez narzekania
zaakceptował nastroje Harry’ego. To sprawiło, że o dziwo poczuł się jeszcze
gorzej.
-
Dobrze, zagrajmy – zgodził się.
Następnego
ranka Harry ponownie zniknął, tym razem zmieniając się we Freedoma przed
śniadaniem i wylatując na wrzosowisko. Latał do południa, kiedy to wylądował na
jarzębinie Hedwigi. Schował głowę pod skrzydło i zasnął. Ale jego sny były
pełne krwi i bólu, więc obudził się drżąc, znajdując obok siebie Hedwigę, z jej
skrzydłem otaczającym go opiekuńczo.
-
Pisklaku, co cię kłopocze? – syknęła
cicho, muskając go delikatnie. – Wciąż
masz koszmary? Może powinieneś poprosić Severusa o eliksir.
Freedom
potrząsnął głową.
-
Nie.
Coś
w jego tonie i postawie ostrzegło śnieżną sowę, że nie wszystko było w
porządku, więc pochyliła głowę i spojrzała na niego.
-
Czy ty w ogóle z nim rozmawiałeś,
pisklaku?
Freedom
zgarbiła ramiona i odwrócił głowę, nie patrząc jej w oczy.
-
Freedom, naprawdę powinieneś z nim
porozmawiać, pytał o ciebie prawie codziennie – nalegała Hedwiga.
-
Nie mogę. Hedwigo, wiesz, dlaczego. Wiesz.
- Freedom, myślę, że
powinieneś dać mu szansę.
- Jasne, szansę, żeby wysłał
mnie, żebym się spakował
– powiedział ze złością Freedom.
- Skąd wiesz, co zrobi albo co powie, jeśli z
nim nie porozmawiałeś? – zapytała sowa. – Zakładasz coś, a to niesprawiedliwe, że osądzasz go na podstawie tego,
co może powiedzieć, a nie tego, co powiedział.
-
O, jasne. Stań po jego stronie!
- Freedom, jesteś
nierozsądny. Nie staję po żadnej stronie, tylko wysuwam sugestię. Jesteś
nieszczęśliwy i jedyny sposób, żebyś poczuł się lepiej to rozmowa z twoim
opiekunem.
Freedom
kłapnął dziobem i nie chciał nic więcej powiedzieć, nawet gdy Hedwiga go szturchnęła.
-
Uparty pisklak. Jesteście tacy sami, ty i
twój opiekun. – Pacnęła go lekko w głowę.
Potem
przytuliła się do mniejszego ptaka i zamknęła oczy, odsypiając popołudniowy
upał.
Tymczasem
Severus leżał w łóżku, odpoczywając, by odzyskać siły. Jilly wchodziła i
wychodziła z pokoju, trajkocząc do niego słodkim głosem. Grace przyniosła mu
śniadanie i obiad, a kiedy zapytał, gdzie jest Harry, odpowiedziała, że lata.
-
Ach, rozumiem – powiedział tylko Severus, rozumiejąc to, czego nie powiedziała,
że celowo unikał swojego mentora. Głupi
pisklak! Gdybym mógł wyjść z tego łóżka… jestem bardziej zły na siebie, że nie
zauważyłem, że coś jest nie tak niż na ciebie, że uległeś urokowi cholernego
sztyletu. Potrząsnął głową. – Proszę, gdy go znowu zobaczysz, powiedz mu,
że chcę z nim porozmawiać.
-
Tak zrobię – obiecała Grace.
-
Myślę, że częścią naszego problemu jest to, że oboje czujemy się… skażeni
klątwą sztyletu. I nie wiem, jakie zaklęcia mogę rzucić, by rozwiązać ten
problem.
-
Wierzę, że mógłbym z tym pomóc – powiedział Jasper, zatrzymując się w drzwiach.
– Wybacz, ale nie mogłem nie usłyszeć tego, co powiedziałeś, Severusie. I
sądzę, że znam sposób, by ci pomóc. W bibliotece mam księgę opisującą rytuał
oczyszczenia, stary, który był przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie
mojej matki. Pochodziła z Ameryki, a jej przodkowie przed wiekami odprawiali
ten rytuał, kiedy ktoś został dotknięty czarną magią.
-
Mogę go zobaczyć? – poprosił Severus. – Ponieważ nie mam nic produktywnego do
roboty przed snem, chciałbym go przestudiować.
Jasper
skinął głową i przywołał wolumin pstryknięciem palców.
-
Proszę – podał Severusowi książkę. – Mam nadzieję, że to pomoże. Nawiasem
mówiąc, mniej więcej na milę w lesie jest mały staw zawierający czystą,
źródlaną wodę.
-
Dziękuję, Jasperze – powiedział Mistrz Eliksirów. Tytuł małego tomu brzmiał
Rytuał Odnowy.
Dwoje
Witherspoonów zostawiła go samego, by poczytał, upewniając się, że Jace zajmie
się Jilly, by Snape mógł studiować.
Severus
spędził prawie cały dzień czytając książkę, ucząc się o specjalnym rytuale,
który miał swoje korzenie w zwyczajach plemion indiańskich na północnym
zachodzie. Opisywała, jak rytuał powinien być wykonywany i czego będzie
potrzebował – były to specjalne zioła, które trzeba było spalić i rozmazać oraz
miejsce, które było odosobnione i wolne od jakichkolwiek negatywnych wpływów.
Hymm. Staw, o którym
wspominał Jasper, brzmi jakby pasował w wymogi rytuału. Teraz po prostu muszę
skłonić swojego upartego, niechętnego do współpracy podopiecznego, by się na to
zgodził i porozmawiał ze mną o tym, co się wydarzyło. Wiem, że rozdziera go
poczucie winy, co jest jego typową reakcją, gdy komuś bliskiemu dzieje się coś
złego. I choć tym razem ma uzasadniony powód, by się tak czuć, to go zniszczy,
jeśli pozwoli, by to trwało dalej.
Westchnął
ciężko i kontynuował czytanie książki, która oferowała również techniki
uwalniania człowieka od ciężaru poczucia winy, wyrzutów sumienia i żalu, które
tak często dotykały tych, którzy padali ofiarą takiej klątwy jak ta na Sztylecie
Niezgody. Severus czytał to bardzo uważnie, wchłaniając to, co mógł. Kiedy w
końcu skończył książkę, odłożył ją na bok i wziął eliksir Uzupełniający magię,
który zostawiła dla niego Gracce i zasnął. Do jutra rana powinien wyzdrowieć na
tyle, by wstać z łóżka, a jeśli Harry nadal nie będzie do niego przychodził, to
pójdzie i sam go znajdzie.
Harry
wrócił na kolację, po czym spędził resztę wieczora czytając Jilly historyjkę,
po czym zasnął wcześnie, ponieważ latanie go wymęczyło. Grace powiedziała mu,
że Severus chciał się z nim zobaczyć, ale Harry udał, że jej nie słyszał i
poszedł zobaczyć, jak się ma jego mentor dopiero, gdy był pewny, że Sev śpi.
To
właśnie tam Grace go znalazła i zrobiła wszystko, co w jej mocy, by przekonać
go do rozmowy z Severusem.
-
Wiesz, Harry, ucieczka przed problemami nigdy niczego nie rozwiązała. Tylko
tworzy ich więcej.
-
Tak, proszę pani. Ale nie uciekałem, po prostu… unikałem go.
-
Ale efekt końcowy jest taki sam. Ranisz zarówno siebie, jak i Severusa,
odmawiając rozmowy – powiedziała.
-
Dlaczego miałby być tym zraniony? – zapytał nagle Harry. – Pomyślałby, że…
będzie zadowolony, jeśli nigdy więcej nie będzie musiał na mnie spojrzeć.
-
Nie, Harry. Z tego, co widziałam, Severusowi bardzo na tobie zależy.
--
Ale skąd możesz wiedzieć na pewno? Czytałaś mu w myślach?
-
Nie, ale nie trzeba być czytającym, by zobaczyć jego więź z tobą. Jest bardzo
silna.
-
Już nie.
Mocno
ujęła jego podbródek dłonią.
-
Wątpisz tam, gdzie nie powinieneś. Jeśli zaufasz swojemu mentorowi, przekonasz
się, ze niektóre rzeczy się zmieniły, a niektóre nie. A jedną z tych stałych
rzeczy jest jego miłość do ciebie. Pozbądź się winy, Harry. To cię rani
bardziej, niż ci się wydaje. Nie ma w tym ani sensu, ani korzyści. Przeszłość
jest zbudowana na piasku, niech zostanie rozmyta.
Jej
słowa miały sens, zbyt wiele sensu, i przez chwilę pozwolił sobie mieć nadzieję
i pomyśleć, że w końcu wszystko się ułoży. Ale wtedy ogrom jego zbrodni spadł
na niego i wyszarpał brodę z palców Grace i wyszeptał:
-
Mam krew na rękach. Sztylet omal nie uczynił mnie mordercą. Jak mógłby to
wybaczyć? Jak?
-
Nigdy nie poznasz odpowiedzi, jeśli z nim nie porozmawiasz.
Ale
Harry uparcie zachowywał milczenie, strach prawie go dusił. Dopóki nie
skonfrontuje się bezpośrednio z Mistrzem Eliksirów, mógł czuć się tak, jakby
nadal był częścią rodziny i że Snape nadal go w niej chciał.
-
Przepraszam za wszystkie kłopoty – przeprosił. – Dobranoc, Grace. – Potem udał
się do łóżka w pokoju Jace’a.
Ranek
trzeciego dnia był jasny i słoneczny, pogoda idealna na spacery. Harry wstał
przed słońcem i postanowił przejść przez trawnik do jarzębiny. Nie wiedział, że
para onyksowych oczu obserwowała go uważnie z małego okna.
To
był pierwszy poranek, kiedy Severus czuł się wystarczająco dobrze, by wstać z
łóżka i pozostać na nogach dłużej niż dziesięć minut. Czuł się prawie tak, jak
dawny on, szyderczy i w ogóle. Ostrożnie ubrał się w zwykłe spodnie i lekką
koszulę, po czym narzucił na ramiona długi, czarny płaszcz, wyprany z plam krwi
i zacerowany.
Byłem cierpliwy. Czekałem,
myślałem, że do mnie przyjdzie, ale wydaje się, że jest zdeterminowany, by
tarzać się w swojej winie. Jak lubią mawiać mugole, jeśli góra nie przyjdzie do
Mahometa, Mahomet przyjdzie do góry.
Dokończył
ubieranie i był gotów opuścić sypialnię, by raz na zawsze skonfrontować się ze
swoim krnąbrnym podopiecznym. Nigdy nie był szczególnie cierpliwym człowiekiem,
a teraz jego cierpliwość się wyczerpała.
Nadszedł
czas, by chwycić byka za rogi, albo lwa za grzywę i mocno nim potrząsnąć.
Harry
siedział pod jarzębiną, z kolanami podciągniętymi do piersi, opierając na nich
głowę. Zamknął oczy i dopiero zaczynał medytować, kiedy usłyszał znajomy,
jedwabisty głos, mówiący:
-
Nie ucieka pan ode mnie, prawda, panie Potter?
Harry
zamarł. Potem otworzył oczy i zobaczył stojącego przed nim Severusa, raczej
bladego, ale w pełni przytomnego i funkcjonującego.
-
Severus! Wyszedłeś z łóżka! – wypalił, nim zdążył pomyśleć.
-
Oczywiście – powiedział jego opiekun. – Chodź, Harry. Mamy dużo do omówienia. –
Mocno położył dłoń na ramieniu młodzieńca, zmuszając go do wstania. – Chodź ze
mną.
Proszę Sev, otwórz temu Gryfonowi czaszkę i nalej do niej oleju. Chociaż nie jestem pewna czy Harry zasługuje na tytuł Gryfona... Jego zachowania nie można nazwać nawet trochę odważnym, ale myślę że już będzie z górki.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten rozdział
Ciuma