Minerva McGonagall chodziła w tę i z powrotem za wielką żelazną bramą szkoły z wyciągniętą różdżką i zdecydowanym wyrazem twarzy. Pochodziła z rodziny wojowników, od pokoleń byli góralami, którzy bez wytchnienia walczyli z najeźdźcami, którzy chcieli odebrać im ziemię, domy i życia. Ich nieustraszona odwaga płonęła w jej krwi i była zdecydowana bronić zamku aż do swojej śmierci. I nie tylko zamku. Harry był jej Gryfonem, jej lwiątkiem i uważała go trochę za swojego ulubionego wnuka. Severus również zajmował szczególne miejsce w jej sercu, chociaż ledwo zdawał sobie z tego sprawę, zawsze żałowała samotnego chłopca, którym był, a jeszcze bardziej mężczyzny, który kroczył niebezpieczną, samotną ścieżką, próbując odpokutować błąd popełniony lata temu. Podobnie jak Poppy, instynktownie próbowała mu matkować, chociaż zwykle odrzucał jej wysiłki, starając się zachować kamienną fasadę. Ale Minerva nigdy nie przestawała próbować, małymi sposobami ulżyć ciężarowi młodego kolegi, a teraz modliła się całą sobą, by jej dwa jastrzębie wróciły bezpiecznie do Hogwartu.
Wezwała
cały Zakon, który mogła zebrać w tak krótkim czasie i czekała na ich przybycie.
Mieli przyjść Syriusz i Remus, jak również Moody, Amelia Bones i Dora Tonks.
Mieli przybyć Molly i Artur, podobnie jak Bill i Charlie. Czekał już Kingsley,
a Hagrid szykował kuszę, kiedy ona kroczyła w miejscu. Skontaktowała się
również, bez wiedzy innych członków Zakonu, z jeszcze jednym czarodziejem,
sądząc, że ma on taki sam udział w tej operacji jak każdy z nich, chociaż
wiedziała, że większość Zakonu mu nie będzie ufała. Ale teraz była szefową,
skoro Albus zniknął, a Severusa nie było i od niej zależała decyzja, kogo
wezwać do broni, przypomniała sobie. Była prawie pewna, że będzie to ostateczna
bitwa między siłami Światła i Mroku dla tego pokolenia.
Trzymała
rękę na różdżce, a jej oczy szukały jakichkolwiek śladów dwóch animagów lub
stada wilkołaków prowadzoną przez tę bestię, Greybacka. Gdzie oni są? Muszą być blisko, ale nie ośmielę się próbować
kontaktować z Severusem za pomocą amuletu. Mogłabym utrudnić mu koncentrację, a
to może okazać się śmiertelne.
Wysoko
w swojej wieży, Jasnowidząca również pilnowała, używając starej, wypróbowanej i
prawdziwej metody, misy wróżbiarskiej. Choć jej talent do patrzenia w
przyszłość był nieobliczalny, Sybilla już dawno opanowała sztukę widzenia
zdalnego, przepowiadania przyszłości w misie z czystą wodą. Miała specjalną,
okrągłą, srebrną miskę specjalnie do tego celu, a kiedy chciała, mogła patrzeć
niemal w całym zamku, widzieć i słyszeć wszystko, poza pokojami chronionymi
przed taką magią albo gdy ktoś rzuci zaklęcia, zapobiegające podsłuchiwaniu.
Nie robiła tego często, ponieważ praktykowanie tego zwykle powodowało u niej
przeszywający ból głowy, ale list Dumbledore’a zmartwił ją i poczuła, że musi
wiedzieć, co dzieje się poza wieżą. Próbowała bezskutecznie znaleźć Albusa,
była blokowana przez potężną osłonę, ale może nadal mogłaby obserwować innych w
szkole.
Odetchnęła
trzy razy nad nieruchomą taflą wody i spojrzała w nią, po czym pozwoliła, by
jej umysł wszedł w stan transu. Pokaż mi
Minervę McGonagall. Gdzie ona jest? Co robi?
Nastąpił
blask srebrzystego światła, a potem woda stała się nieruchoma i pokazała jej
zastępczynię dyrektora, kroczącą przed bramą z wyciągniętą różdżką, wyglądającą
jak królowa wojowników z legend, z twarzą zaciętą i twardą.
Gdy
Sybilla ją obserwowała, przed bramą pojawiło się kilka niebieskich błysków, a
Minerva otworzyła się, by wpuścić resztę Zakonu, którzy się tam aportowali.
Oczy
Jasnowidzącej zwęziły się. Wezwała tu
Zakon. To nie może oznaczać nic dobrego. Gdzie są Harry i Severus?
Woda
znowu zafalowała i scena zmieniła się.
Teraz
zobaczyła dwa jastrzębie lecące w szybkim tempie w towarzystwie śnieżnej sowy.
Pod nimi ścigała ich sfora wilkołaków, prowadzona przez olbrzymią, pokrytą
bliznami bestię, której pysk ociekał śliną i krwią, a oczy płonęły straszliwą
żądzą krwi. Ich wycie było okropne, więc Sybilla zadrżała i zatrzęsła się ze
strachu. mimo że była bezpieczna w swojej wieży.
O Merlinie! Lećcie szybko,
moje jastrzębie! Nie dajcie się złapać!
Kontynuowała
obserwowanie, jak gołębiarz i myszołów nabierają nowego przyspieszenia i na
krótką chwilę wzlatują poza zasięg wzrok dzikich wilkołaków.
Rozległ
się delikatny tryl i poczuła, jak Fawkes siada na jej ramieniu i również
zagląda do misy, i razem z feniksem obserwowali rozwój wydarzeń…
Najpierw
przybyli aurorzy, jeden po drugim w tak niedużych odstępach, że wydawało się,
jakby użyli świstoklika. Minerva otworzyła bramę machnięciem ręki i wprowadziła
ich do środka. Potem przyszli Weasleyowie, najpierw Artur, następnie Molly i
ich synowie. Następnie podszedł Hagrid z napiętą i gotową kuszą, z kolejnymi
bełtami spoczywającymi w kołczanie przy jego pasie. Jego zazwyczaj łagodna
twarz stężała i stwardniała.
Minerva
zwięźle pozdrowiła członków Zakonu, wyjaśniając, że czeka na pojawienie się
jeszcze jednej osoby oraz miała nadzieję, że pojawią się również Harry i
Severus.
-
Patrzcie tam! Na niebie! – zawołał nagle Hagrid.
Wszyscy
czarodzieje odwrócili się i spojrzeli tam, gdzie wskazywał gajowy.
Trzy
kropki zbliżały się coraz bardziej, aż w końcu przekształciły się w trzy
drapieżniki lecące z maksymalną prędkością. Gdy się zbliżyły, można było
zauważyć, że jedna z nich to sowa śnieżna, a pozostałe dwa to gołębiarz i
myszołów.
Syriusz
wyszczerzył się i poklepał Remusa po plecach.
-
Widzisz, Lunatyku? Mówiłem ci, że dolecą przed tym cholernym potworem.
Ale
Remus zesztywniał, gdy jego lepszy słuch wychwycił wycie i warczenie stada
wilkołaków, biegnących daleko w oddali.
-
Nie są daleko w tyle – mruknął.
-
Wilkołaki? – zapytała nerwowo Molly.
Remus
skinął głową, czując, jak coś w nim porusza się. Jego oczy nagle zmieniły kolor
z ciepłego brązu na dziko żółty.
-
Luniek – krzyknął Syriusz.
Remus
potrząsnął głową.
-
W porządku, Syri. Nic mi nie jest. Po prostu się przygotowuję.
Moody
zaczął rozkazywać reszcie aurorów, żeby rozeszli się, ponieważ w grupie byli
łatwym celem.
Trzy
drapieżniki zanurkowały, dwa zmieniając się w Harry’ego i Severusa, gdy tylko
znaleźli się za bramą. Obaj animadzy wyglądali na wyczerpanych, ale
zdeterminowanych. Wycie pościgu było teraz słyszalne nawet dla zwykłych uszu.
-
Harry, wszystko w porządku? – zapytał Severus, podchodząc, by przytulić swojego
chrześniaka.
Harry
skinął głową ze znużeniem, uśmiechając się.
-
Dobrze, jestem po prostu zmęczony. Co ty tu robisz?
-
Przyszedłem skopać tłusty tyłek Voldka prosto do piekła – odpowiedział Syriusz.
Harry
rozejrzał się i zobaczył pozostałych członków Zakonu, choć raz ciesząc się ze
zmiany w liczbie.
-
Cóż, wygląda na to, że wszyscy jesteśmy – zaczął Moody.
-
Niezupełnie, Alastorze – poprawiła Minerva. – Przybędzie jeszcze jeden
czarodziej.
-
Kto?
Czarownica
odetchnęła głośno.
-
Vincent Crabbe senior. Skontaktował się ze mną wczoraj i powiedział, że chce
wziąć udział we wszystkim, co planujemy zrobić, by uratować jego syna i resztę.
Powiedziałam mu więc, żeby się ze mną spotkał.
-
Co zrobiłaś? – ryknął Syriusz. – Minerva, ten człowiek jest śmierciożercą!
-
Był – poprawiła go Minerva.
-
Nie można mu ufać! – kłócił się Syriusz. – W każdej chwili może nas zdradzić.
Dobry śmierciożerca to martwy śmierciożerca.
-
Jak szybko zapominasz, Black, że były śmierciożerca uratował cię przed życiem
szaleństwa – wycedził znacząco Severus.
Syriusz
odwrócił się do niego.
-
To coś innego. – Spojrzał gniewnie na Minervę. – Jak mogłaś zaprosić go, nie
pytając o zgodę resztę Zakonu?
Minerva
odpowiedziała lodowato:
-
Byłam na jego czele, gdy Albusa i Severusa nie było, i skoro tak było, to kogo
zwerbuję, zależy ode mnie. Vincent Crabbe ma taki sam interes w pokonaniu
Voldemorta, jak my wszyscy. Nawet większy. Jest utalentowany w pojedynkach i
magicznym kowalem.
-
Nie potrzebujemy tu ludzi jego pokroju…
-
Błąd, Black! – przerwał mu zgrabnie Severus. – Jest tym, czego desperacko
potrzebujemy. Kto jest lepszym kandydatem jak nie człowiek, który dobrze zna
wroga i potrafi znaleźć jego słabe punkty? Nie bądź idiotą!
Syriusz
spiorunował gniewnie wzrokiem drugiego mężczyznę.
-
Zamknij się, Snape! Nie potrzebujemy jego tchórzliwych zaklęć.
Severus
spojrzał na drugiego wzrokiem, który mógłby zabić na miejscu.
-
Crabbe nie jest tchórzem, Black. Żaden tchórz nie miałby odwagi odwrócić się
plecami do mrocznej ścieżki i wrócić do światła. Czy zdajesz sobie sprawę,
jakie to trudne? Skoro każdy czarodziej będzie na niego polował? A ludzie tacy,
jak ty plują na niego za przemianę serca – zadrwił ze złością Mistrz Eliksirów.
– Ma więcej odwagi niż tysiąc aurorów.
Syriusz
prychnął.
-
Niemożliwe!
-
Jedną rzeczą jest rozmyślanie nad opuszczeniem mrocznej ścieżki, a inną
rzeczywiste zrobienie tego, a Crabbe nie tylko odszedł, ale też przeciwstawił
się pozostałym śmierciożercom. Jest to zbrodnia, za którą byłby torturowany i
zabity, gdyby śmierciożercy go znaleźli. Ale stawia syna na pierwszym miejscu i
za to byś go potępił? Spójrz we własną duszę, Black, zanim wytkniesz palcem
cudzą. Ty też nie jesteś doskonały!
Mistrz
Eliksirów odwrócił się, nie ufając swojemu temperamentowi, a gdy to zrobił,
starszy Crabbe pojawił się za bramą.
Vincent
Crabbe senior nie był wysokim mężczyzną, ale krępym i umięśnionym od lat pracy
w kuźni, jego twarz pomalowana była zmartwieniem, ale oczy błyszczały
determinacją. Spojrzał na Minervę i powiedział cicho:
-
Jestem, Minervo, jak sobie życzyłaś. Wpuścisz mnie?
Minerva
otworzyła bramę i Crabbe wszedł do środka.
Syriusz
wydał odgłos protestu, ale został uciszony przez dłoń Remusa na ramieniu.
-
Nie teraz, Łapo!
Crabbe
rozejrzał się po pozostałych, z których większość patrzyła na niego z
nieufnością lub ostrożnością. Wielki kowal westchnął.
-
Jestem tu, by pomóc uratować mojego syna i resztę dzieciaków, które zabrali
Malfoy i ta suka, Lestrange. Nie jestem waszym wrogiem.
-
Wiemy o tym, Vincent – powiedział Severus, po czym ruszył do przodu i mocno
uścisnął jego dłoń. – Witaj w domu… bracie.
Ciemne
oczy spotkały się z orzechowymi i zabłyszczało w nich wspólne zrozumienie,
które mogli pojąć tylko ci, którzy przeszli na mroczną stronę i zawrócili.
-
Dziękuję, Severusie – tylko tyle powiedział śmierciożerca, ale w tych prostych
słowach było bogactwo szczerości i wdzięczności. Przesunął się, by stanąć obok
Severusa i Harry’ego, a nikt z pozostałych nie powiedział nic, pokonany słowami
Mistrza Eliksirów.
Severus
odwrócił się wtedy do Harry’ego i powiedział cicho:
-
Masz trzymać się z daleka od wilkołaków, chyba że powiem ci inaczej. Jeden z
nas musi upewnić się, że ukryty przedmiot jest zniszczony, zrozumiano?
Harry
zarumienił się.
-
Severusie, potrafię walczyć!
Szczupła
dłoń mocno zacisnęła się na jego ramieniu.
-
Zdaję sobie z tego sprawę, panie Potter. Ale mamy wystarczająco dużo osób do
walki, żebyś nie musiał się angażować. Zostaniesz tu z Molly i Arturem,
będziesz się bronić w razie potrzeby, ale pod żadnym pozorem nie możesz
atakować.
-
Ale…
-
Słuchaj mnie, uczniu – powiedział krótko Snape głosem twardym, jak żelazo.
Harry
zacisnął zęby, po czym niechętnie skinął głową. Nie podobała mu się dyktatura
Snape’a, ale rozumiał, dokąd dążył mężczyzna. Jeden z nich musi przeżyć, by
zniszczyć ostatniego horkruksa i pokonać Voldemorta.
-
Jasne, profesorze.
Severus
wziął dłoń z ramienia Harry’ego. Animag spojrzał na swojego opiekuna.
-
Bądź ostrożny.
-
Zawsze.
Wycie
wilkołaków odbijało się echem wśród drzew, a Harry zmrużył oczy i zobaczył
pierwszą z wielkich, szarych postaci, które skakały po ziemi, a ich szponiaste
łapy rozrywały grudy ziemi, gdy pędzili w kierunku bramy.
Wszyscy
czarodzieje chwycili swoje różdżki, a Severus zmienił się w Warriora i wzleciał
w górę, gdy Greyback pojawił się w polu widzenia.
Przywódca
stada był niesamowitym widokiem, jego futro pokryte było spływającą śliną,
pomarszczone bliznami i na wpół zagojonymi ranami od szponów Hedwigi, dwóch
jastrzębi, a także zębów wilczaka. Jego żółte
oczy błyszczały szaleństwem, przebiegłością i płonącą nienawiścią.
Zatrzymał się przy bramie i zawył, wzywając do siebie resztę stada.
Dziesięć
wilkołaków wypełzło spomiędzy drzew i utworzyło za nim krąg, warcząc i
skowycząc, gdy zobaczyły czarodziejów.
Greyback
pociągnął na nosie.
-
Czuję was, czarodzieje! Wyjdźcie, wyjdźcie, gdziekolwiek jesteście! A może mam
chuchnąć i dmuchnąć, i rozsadzić tą cholerną bramę?
-
Możesz spróbować, Greyback! – powiedziała Minerva, kierując różdżkę w jego
serce.
Greyback
zaśmiał się.
-
Uciekaj, stara wiedźmo, zanim zmiażdżę twoje kości na kawałki. Oddaj mi Snape’a
i Pottera, a może nie rozerwę każdemu z was gardła.
-
Idź poszczekać wokół drzewa! – zawołała Tonks, a jej wesołe oczy były twarde.
-
Dobra. Będzie po waszemu – warknął Greyback, potem skrzywił się, przemienił, w
mgnieniu oka stając się większy i bardziej groźny, jego ciało pękło i
przekształciło się w serii okropnych szarpnięciach. – Zabić ich! – zawył, a
potem skoczył w powietrze.
Jego
przednie łapy złapały szczyt bramy, a kute żelazo zaskrzypiało i wygięło się,
gdy wilkołak zaczął się wspinać.
Aurorzy
rzucili na niego zaklęcia, ale przywołał do siebie moc stada i większość zaklęć
odbiła się od jego skóry. Zawył kpiąco, a potem jego tylne łapy popchnęły go w
górę i przez bramę, aż wylądował lekko po drugiej stronie.
-
Chodźcie, robale bez kręgosłupa! Kto chce się ze mną zmierzyć?
Syriusz
zmienił się w Łapę, warknął i skoczył na ogromnego wilkołaka, próbując złapać
go za gardło.
Ale
Greyback odwrócił się jak błyskawica, chwycił mniejszego psa za kark i rzucił
nim przez trawnik z taką łatwością, jakby trzepnął muchę.
Łapa
wylądował skulony, zaparło mu dech w piersiach.
-
Syriusz! – wrzasnął Harry i podbiegłby do niego, ale Molly złapała go i
odciągnęła z powrotem, aż znalazł się za linią aurorów.
Inne
wilkołaki zaczęły wspinać się po bramie, a Moody i Shacklebolt zajęli się
strącaniem ich, podobnie jak bracia Weasley. Warrior zanurkował na wilkołaka,
który prawie przeszedł, wbijając szpony w jego głowę.
Nieludzki
wrzask rozdarł powietrze.
Greyback
poruszył się, unikając transmutującej klątwy Minervy, łamiąc jej prawą rękę,
powodując, że upadła do tyłu.
Zanim
wilkołak zdążył skoczyć na nią i ją ugryźć, Remus wrzasnął:
-
Hej, Greyback, dlaczego nie zmierzysz się z kimś swojego rozmiaru? Ledwie
miałbyś ją na jeden kęs!
Greyback
spojrzał w górę z wyszczerzonymi zębami i zobaczył stojącego tam Remusa, jego
oczy zabłyszczały dziko, a futro powoli pełzło po ramionach, gdy przywoływał
przemianę.
-
No, no. Szczeniak odważył się rzucić wyzwanie alfie. Chodź, ty mały tchórzliwy
draniu! Pozwól, że na dobre cię wykończę!
Remus
nie odpowiedział, zbyt zajęty próbą powstrzymania krzyku, gdy przeszła przez
niego przemiana, przekształcając mięśnie i kości. Wziął eliksir tojadowy przed
tym spotkaniem, wiedząc, że nie może sobie pozwolić na zatracenie się, więc nie
przemienił się w człowieka-wilka, jak inne wilkołaki. Zamiast tego stał się
dużym, brązowym wilkiem z czarnymi uszami i ogonem. Ale obok masywnego
Greybacka wydawał się nie większy niż roczny owczarek niemiecki.
Otrząsnął
się i rzucił na większego wilkołaka, a jego nadprzyrodzona prędkość okazała się
większa niż alfy. Jego zęby zacisnęły się na przedniej nodze Greybacka, ale
chociaż próbował, jego szczęki nie były w stanie złamać kości. Zwolnił uścisk,
unikając uderzenia.
Obaj
krążyli wokół siebie, warcząc, a Remus przyjrzał się swojemu przeciwnikowi.
Greyback był większy, silniejszy i bardziej bezwzględny. W bezpośredniej walce
miał wszystkie atuty. Ale była jedna rzecz, której okrutny wilkołak nie miał.
Sprytnego
mózgu Remusa.
Nie mogę pokonać tego
brutala, więc muszę go przechytrzyć, pomyślał smukły wilk, odskakując w pośpiechu od Greybacka.
Był przepełniony nienawiścią do drugiego wilkołaka, złego stworzenia, które
pewnego letniego wieczoru ukradło jego człowieczeństwo i dzieciństwo z powodu
zwykłej urazy. Ale nie pozwolił, by wściekłość przytłoczyła go tak, jak mogła.
Zmusił się do stłumienia jej i pomyślał o najlepszym sposobie pokonania
szalonego stwora na dobre.
-
Tylko tyle potrafisz, cykorze? – szydził w języku wilkołaków. – Spowolniałeś na
starość.
Greyback
ryknął i skoczył Remusowi do gardła.
Ale
Remus przetoczył się i uciekł przed wielkimi kłami. Potem był już na nogach i
biegł przez trawnik, modląc się, by Greyback podążył za nim.
Zęby
Greybacka zacisnęły się na powietrzu i wilkołak zawył z frustracji. Niech szlak trafi tego oślizgłego tchórza! Zebrał
się w sobie i popędził za uciekającym wilkiem. Tylko poczekaj, aż zatopię zęby w tym nieszczęsnym szczeniaku! W
porządku, nauczę go znaczenia cierpienia! Wyrwę jego wnętrzności i na surowo
zjem jego wątrobę!
Remus
obejrzał się za siebie raz i zobaczył, jak szalony wilkołak rzuca się za nim z
otwartymi szczękami i czarnym, zwisającym językiem, a jego oczy płonęły
straszliwą wściekłością. Wiedział, że jeśli Greyback go złapie, zostanie
rozerwany na kawałki, więc wykorzystał każdą odrobinę szybkości i zwinności, by
upewnić się, że utrzyma się o jeden skok przed dziką bestią.
Kiedy
był uczniem, a Huncwoci towarzyszyli mu w noc pełni księżyca, Remus wędrował po
całych błoniach i tak dobrze poznał ukształtowanie terenu, że do dziś go nie
zapomniał. Poprowadził Greybacka na niewielkie wzniesienie, zatrzymując się, by
przez ramię wykrzyczeć zniewagę, po czym ześlizgnął się na drugą stronę i za
chatę Hagrida.
Greyback
zazgrzytał zębami i ruszył w pościg.
-
Nie masz dokąd uciec, mały wilku! Gdziekolwiek pójdziesz, znajdę cię, a kiedy
to się stanie, umrzesz śmiercią tchórza!
Remus
wydał z siebie dwa krótkie piski, sprawiając wrażenie, jakby chował się na lewo
od miejsca, w którym faktycznie się znajdował.
Usłyszał,
jak Greyback, warcząc, zanurza się w zaroślach, którymi były grządki dyni
Hagrida.
Remus
uśmiechnął się, jego usta otworzyły się szeroko. Nabrał się na to! A teraz do mojego prawdziwego celu.
Zaczął
szybko truchtać do chaty na południowy zachód, poruszając się szybko, ale nie
tak jak wcześniej. Musiał oszczędzać siły, ponieważ będzie ich potrzebować, by
wykonać tą sztuczkę. James, stary
przyjacielu, byłbyś z tego dumny.
Odchylił
ucho, nasłuchując odgłosów wroga.
Już
wkrótce… wkrótce… No chodź, Greyback ty
głupi draniu… użyj swoich cholernych oczu i nosa, które ci diabli dali…
Był
w połowie drogi na pagórek, gdy Greyback go zauważył.
Arrr-ooo! Arrr-ooo!
Wściekłe
wycie Greybacka wypełniło powietrze.
Remus
przyspieszył kroku, teraz na wpół biegnąc. Prawie na miejscu.
Teraz nie za szybko. Nie może
dostrzec pułapki, póki nie będzie za późno. Ale też nie może mnie złapać.
Greyback
skakał wielkimi skokami, jego tylne łapu uderzały w trawnik ze straszliwą
szynkością, szybciej niż jakiekolwiek normalne zwierze mogłoby biec. Jego oczy
były krwistoczerwonym węglem, a wycie sprawiało, że Remus zadrżał, chociaż był
oporny na strach, który wywoływało.
Remus
biegł, okrążając pagórek, na którym stało pewne drzewo, ponure i surowe na tle
nieba. Żaden wiatr nie poruszał jego gałęziami, ale gdy wilkołak się zbliżył,
zaczęły one poruszać się ostrzegawczo.
Remus
warknął i wbiegł na wniesienie, tuż poza jego zasięg.
Remus,
oszalały z żądzy krwi, rzucił się na ślepo za mniejszym wilkiem, prosto na
Remusa, wydając okrzyk bojowy.
Remus
czekał, odsuwając się w ostatniej sekundzie.
Zęby
Greybacka zatrzasnęły się na jego łapie, ale wyrwał się, skowycząc.
Potknął
się, upadając na ziemię ramieniem i turlając się, ignorując palący ból w
prawej, tylnej stopie.
Rozległ
się ostry świst i gwiżdżący dźwięk, a potem ŁUP!
Greyback
krzyknął i odsunął się, jednak tylko po to, by przekonać się, że nie ma
ucieczki przed rozgniewaną Bijącą Wierzbą, która wściekała się na intruzów,
którzy odważyli się wybudzić ją ze snu. Kolejne gałęzie, te wielkości maczug i
najeżone drewnianymi ostrogami, strzeliły w wilkołaka.
Greyback
próbował uchylić się i uciec, ale Wierzba była bardzo szybka i cięła twarz
wilkołaka, sprawiając, że odskoczył do tyłu, ale kolejna uderzyła go w plecy.
Siła
ciosu powaliła wilkołaka płasko na ziemię, łapy wysunęły się spod niego. Z
trudem wstał, ale nie był na tyle szybki, by coś zrobić, nim pięć innych gałęzi
po kolei uderzyło w niego.
Jedna
uderzyła go mocno w bok i złamała kilka żeber, a pozostałe wycelowały w jego
wrażliwe plecy i głowę. Nie mogąc się ruszyć, Greyback próbował ugryźć gałęzie,
ale nawet jego potężne szczęki nie mogły równać się z magicznym drzewem i
wkrótce wilkołak leżał nieruchomo pod atakiem.
Remusowi
udało się wyślizgnąć między dwie gałęzie i odczołgać, zanim drzewo go wyczuło,
więc stał z boku na trzech nogach, drżąc ze zmęczenia i bólu. Za sobą słyszał
ostre uderzenia i szelest, gdy drzewo okładało agresywnego wilkołaka. Wiedział,
że powinno mu być niedobrze, ale czuł tylko nagły przypływ satysfakcji. Demon z
jego koszmarów był martwy, zabity dzięki sprytnej sztuczce. Lupin potrząsnął
głową i obejrzał się przez ramię.
Bijąca
Wierzba stała teraz wysoko na tle nieba, jej gałęzie znów były wyprostowane,
stojąc na straży przed wszystkimi przybyszami.
Lupin
pociągnął nosem i zmarszczył go, czując cuchnący zapach śmierci. Odrzucił głowę
do tyłu i zawył okrzykiem zwycięstwa. Do
widzenia, Fenrirze Greyback. To właśnie dostaje się za próbę zabicia Huncwota.
Z
wysoko uniesioną głową, Lupin ruszył z powrotem w dół pagórka w kierunku
pozostałych, lekko utykając na rozszarpanej łapie.
Przy
frontowej bramie czarodzieje rzucili wszystko, co mieli w zbliżające się
wilkołaki. Zaklęcia leciały gęsto i szybko, były odbijane i unikano ich, a
skowyt i wycie dotkniętych wilkołaków mieszały się z przekleństwami, klątwami i
krzykami aurorów.
Łapa
zerwał się na nogi wkrótce po tym, jak Remus rzucił wyzwanie Greybackowi i
poszedł pomóc Tonks, która była otoczona przez dwa mniejsze wilkołaki. Te dwa
były mniej więcej wielkości animaga, więc ten z radością rzucił się na jednego,
podczas gdy Tonks pokonała drugiego dobrze wycelowaną klątwą oślepiającą.
Z
boku Moody wypluwał z różdżki srebrne kolce i przebił kolejnego wilkołaka.
Tamten umarł niemal natychmiast, kiedy srebro przebiło jego serce.
Shacklebolt
wykończył wilkołaka, którego zaatakował Warrior, a Hagrid strzelił w gardło
kolejnego, gdy ten rzucił się na McGonagall.
-
W porządku, Minervo?
-
Nic mi się nie stało, Hagridzie – odkrzyknęła Minerva, blada, ale nie
zniechęcona.
Harry
został popchnięty za Molly i Artura, skrzywił się i ścisnął różdżkę w pięści,
żałując, że nie odważy się sprzeciwić swojemu opiekunowi i walczyć tak, jak
pragnął. Dobrze policzyli, ale wilkołaków było wiele i nie umierały tak łatwo.
Kolejne
pięć wilkołaków wspięło się po bramie i Harry zobaczył, jak jeden podkrada się
do Łapy, który obezwładniał tego, który zaatakował Tonks.
-
Syriuszu! Uważaj!
Syriusz
odwrócił się, ale byłoby już za późno, by uniknąć szarej bestii, gdyby nie
klątwa błyskawicy, która uderzyła w wilkołaka i wyrzuciła go w powietrze.
Spojrzał w górę, by zobaczyć, kto ją rzucił i zobaczył Crabbe’a, a jego różdżka
wciąż trzeszczała magiczną elektrycznością.
-
Wstrętny gnojek. To mu powinno wystarczyć. – Potem skinął głową Syriuszowi, po
czym odwrócił się, by walczyć z kolejnym wilkołakiem.
Łapa
miał na twarzy wyraz zaskoczenia i Harry prawie się roześmiał. Widzisz, nigdy nie powinno się oceniać
książki po okładce, Syriuszu.
Bitwa
mogłaby trwać jeszcze kilka minut, ale nagłą śmierć Greybacka odczuła cała jego
wataha i wprowadziła wśród nich chaos.
Jeden
po drugim kulili się i uciekali, niektóre do Zakazanego Kasu, a inne przez
błonia, zniechęcone i przerażone. Aurorzy ruszyli w pościg, ale Moody odwołał
ich z powrotem.
-
Zaczekajcie. Mogą się przegrupować, jeśli pójdziecie sami. Wytropimy je
później. Czy ktoś jest ranny?
Czarodzieje
zbadali się.
Minerva
miała podarte szaty, ale nie została ranna. Kilka innych osób miało siniaki,
ale nikt nie został ugryziony ani podrapany, poza Remusem, który przykuśtykał
wkrótce po ucieczce reszty wilkołaków.
Syriusz
przemienił się i dostrzegł swojego przyjaciela.
-
Remus! Co się stało z twoją łapą?
Remus
sapnął cicho i położył się, jego ciało bolało i pulsowało od walki.
-
Daj mi na to zerknąć, Lupin – powiedział Severus, wyjmując zestaw eliksirów z
plecaka i podchodząc do wilkołaka.
-
Możesz go uleczyć, Snape? – zapytał Syriusz.
-
Jeśli zejdziesz mi z drogi, Black, będę mógł lepiej pracować – powiedział
krótko, klękając obok krwawiącego wilkołaka. – Nie ruszaj się, Lupin. I nawet
nie myśl o ugryzieniu mnie.
Remus
dyszał i delikatnie uderzał ogonem, jego bursztynowe oczy błyszczały.
Severus
delikatnie ujął ugryzioną łapę i zbadał ją.
-
Nie jest tak źle, jak sądziłem. – Zdezynfekował ranę fioletowym środkiem antyseptycznym, po czym
wypowiedział szybkie zaklęcie lecznicze. Rozcięcie samo się zamknęło. – No.
Może trochę boleć, ale jest zagojone.
Snape
wstał, chowając zestaw do eliksirów.
Remus
jęknął, po czym zaczął wić się na ziemi, ponownie stając się człowiekiem.
Wstał
ostrożnie, otrzepując się, po czym uśmiechnął się do Severusa.
-
Dziękuję ci.
Snape
wzruszył ramionami.
-
Za co? Ranny nam się nie przydasz.
-
Mimo to jestem twoim dłużnikiem – powiedział Lupin.
-
Greyback nie żyje? – zapytał Severus.
Lupin
skinął głową z ponurą twarzą.
-
Dobra robota, aurorze Lupin! – pogratulował mu Moody. – Musimy się martwić o
jednego śmiecia mniej.
-
Myślę, że wszyscy powinniśmy wrócić do zamku – powiedziała Minerva, a pozostali
zgodzili się.
Harry
odwrócił się, by podążyć za Molly i Arturem, ale zdążył jeszcze zobaczyć, jak
Syriusz zatrzymuje się obok Crabbe’a i mruczy podziękowanie do byłego
śmierciożercy. Ukrył uśmiech. Chyba w
końcu można nauczyć starego psa nowych sztuczek.
Pospieszył
za Weasleyami i prawie dotarł do schodów zamku, kiedy usłyszał cichy, syczący
głos spod krzaka róży.
-
Sss-sss! Mały mówco, chciałabym zamienić
z tobą sssłówko!
Harry
zamarł, po czym odwrócił się i ukląkł przy krzaku róży.
-
Kto mnie woła?
- To ja,
Veraldessheen-sla-Mori, wężowy bracie.
-
Vera! Co ty tu robisz? – Wyciągnął
rękę, a zielony wąż wyskoczył spod krzaka i owinął się wokół jego nadgarstka.
-
Harry, co ty, u licha, robisz? – zapytał z gniewem Snape, podchodząc, by
zobaczyć, co jego podopieczny robi, kucając w brudzie.
Harry
wstał.
-
Patrz, Sev, to jest Vera, wężyca Vince’a.
Brwi
Severusa uniosły się.
-
Jak ona się tu dostała?
-
Nie wiem. Pozwól, że ją zapytam – powiedział Harry, po czym odwrócił się do
zielonego boa, sycząc w wężomowie. – Skąd
się tu wzięłaś, Vero?
Boa
podniosła głowę i spojrzała na niego, jej język zadrgał.
-
Sssłuchaj, bracie… Weszłam do kieszeni
mojego czarodzieja. Jest uwięziony pod ziemią, w pokoju z kamienia, wraz z
innymi. Ssssss. Wyssssłał mnie, bym ci pokazał ssssposób…
Może to głupie pytanie, ale dlaczego Hogwart nie ma zabezpieczenia przeciwko wilkołakom? Nawet odrobina srebra na bramie mocno by ich spowolniła...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Remus osiągnął swój cel i w końcu pokonał Greybacka :D
I Vera jak zwykle pokazała klasę ;)
Dziękuję za fantastyczny rozdział
Ciuma