Severus Snape chwycił się za swój świeżo złamany, krwawiący nos, powoli opadając na ziemię. Przebiegała przez niego furia, przytłaczając wszelkie poczucie bólu. Snape wściekle próbował wyciągnąć różdżkę wolną ręką, jednak zatrzymał się, gdy spojrzał w górę i zobaczył różdżkę oraz sai już wycelowane w jego głowę. Spoglądając poprzez broń, Snape zauważył przepełnione nienawiścią spojrzenie szmaragdowych oczy Harry’ego Pottera. W oczach Harry’ego pojawił się ogień, którego Snape nigdy wcześniej nie widział, a to jasno wskazywało, że jakikolwiek ruch to zły pomysł.
Harry
zrobił krok do przodu, ale pozostał na tyle daleko, by zareagować, gdyby Snape
zrobił coś głupiego.
-
Daj mi powód, Snape – warknął. –
Zaryzykuj. – Oczy Snape’a zwęziły się, ale był to jego jedyny ruch. – Postawmy
sprawę jasno, jestem tu tylko w ostateczności. Gdybym miał własny sposób,
byłbyś martwy, gnijący jak szumowina, którą jesteś. Profesor Dumbledore mógł ci
ufać, ale ja nie ufam. Jesteś tylko przebiegłym, zgorzkniałym dupkiem, który
nie potrafi zapomnieć przeszłości.
Snape
prychnął, podnosząc się na nogi i potykając lekko. Szok i gniew wylewały się z
niego niemal widocznymi falami.
-
Widzę, że nadal jesteś bezczelnym bachorem, który wierzy, że zna wszystkie
odpowiedzi – odwarknął.
Harry
mocniej zacisnął dłoń na różdżce, a jego oczy zwęziły się.
-
Nie kuś mnie, Snape – powiedział powoli. – Mógłbym zrobić wszystko, co zechcę i
nikogo by to nie obchodziło. Nikt by za tobą nie tęsknił. Jeśli chodzi o Ministerstwo,
musieliby się martwić o jednego śmierciożercę mniej.
Snape
mądrze milczał i Harry wiedział, dlaczego. Bez względu na to, co wierzył
Dumbledore o motywach Snape’a, jego działania podczas bitwy o Hogsmeade
sprawiły, że wielu w czarodziejskim świecie wierzyło, że rzeczywiście był
wierny Voldemortowi. Nikt w Ministerstwie nie dbał o jego rzekomy status
szpiega Dumbledore’a. Dla nich, Snape nie był ich szpiegiem, więc wcale nim nie
był.
-
Wyjaśnijmy jedną rzecz – kontynuował Harry, kładąc sai z powrotem za pasem,
pozwalając mu automatycznie się skurczyć. – Jedynym powodem, dlaczego jeszcze
żyjesz jest to, że Syriusz jeszcze nie wie o twoim „błędzie”, ale ja o nim nie
zapomniałem. W momencie, gdy ta wojna się skończy, masz wiele rzeczy do
odpokutowania. – Nie czekając na odpowiedź Snape’a, Harry włożył z słuchawkę
powrotem do ucha i skrzywił się na głośny głos Syriusza, rozbrzmiewający w jego
głowie.
-
Harry! Co się dzieje?!
-
Nic – odpowiedział Harry, nie spuszczając wzroku ze Snape’a. – Czy dalej czysto?
-
Jak na razie – odpowiedział Kingsley,
– ale im dłużej tu jesteśmy, tym większe
ryzyko podejmujemy. Zbierz informacje szybko, Harry.
-
Zrozumiano – potwierdził Harry. – Zacznij mówić, Snape, i lepiej, żeby to było
coś dobrego.
Snape
prychnął gorzko, a uraza zdawała się wokół niego wirować.
-
Nie słucham twoich rozkazów, Potter – wypluł. – Ty potrzebujesz mojej pomocy, a
nie na odwrót. Jeśli się nie mylę, potrzebujesz lokalizacji Czarnego Pana, by
kontynuować swoją wojnę. Mogę ci ją zapewnić, ale chcę czegoś w zamian.
Harry
przewrócił oczami, nie będąc w najmniejszym stopniu zaskoczony. Snape był
Ślizgonem, troszczył się o swój własny interes, przede wszystkim dlatego, że
osoby, która go chroniła, nie było już w pobliżu. Tak jak Malfoy, nie miał nikogo, kto by się nim zaopiekował.
-
Oślizgły dupek! – szczeknął Syriusz w
słuchawkę. – Wystarczy! Wchodzę, Harry!
Nie obchodzi mnie, co ustaliliśmy. Po tym wszystkim, co zrobił, myśli, że jest
w stanie czegokolwiek żądać!
-
Syriuszu! – skarcił go Remus. – Wysłuchamy go! To, że o coś prosi nie
oznacza, że musimy mu coś dać.
Harry
skrzyżował ręce na piersi, wpatrując się w Snape’a z uniesioną brwią. Remus
miał rację, ale to wcale nie ułatwiało sytuacji. Stanie w tym samym
pomieszczeniu ze Snapem było dość trudne, ale pozwolenie mu na wysuwanie żądań
to inna sprawa. Harry chciał jedynie przekląć mężczyznę i skończyć z tym
wszystkim.
-
Zacznij mówić – powiedział przez zęby.
Snape
przyglądał się Harry’emu krytycznie przez dłuższą chwilę, wokół nich narastała
podejrzliwość.
-
Black i Lupin z tobą rozmawiają, prawda? – splunął z niesmakiem.
Harry
po prostu patrzył na Snape’a.
-
Zacznij mówić – powtórzył. – Jeśli w ciągu następnej minuty nie powiesz czegoś
wartościowego, wychodzę. Nie mam czasu na gierki.
-
To nawet nie jest bliskie gierek, Potter – zadrwił Snape. – Mogę podać ci
lokalizację Czarnego Pana… jednak zostanie to zrobione na moich warunkach. Nie
spodziewam się, byś ty, ze wszystkich ludzi, zdołasz oczyścić w Ministerstwie
moje imię. Wolę nie marnować czasu na beznadziejne cele.
Oczy
Harry’ego zwęziły się, gdy powstrzymywał chęć uduszenia mężczyzny. Wiedział, że
w głębi duszy Snape’owi się to podobało. Cieszył się pomysłem ponownego
posiadania władzy nad synem swojego szkolnego wroga. Może powinienem po prostu pozwolić Syriuszowi i Remusowi samym
porządzić. To z pewnością by go zamknęło.
- Jedyne, czego potrzebuję od ciebie i tobie powiązanych
osób, Potter - kontynuował Snape, – to ustalenia dotyczące odblokowania mojej
skrytki w Gringocie, bym mógł opuścić kraj, gdy tylko Czarny Pan przestanie
działać. Nikt ma nie wiedzieć o naszej umowie. Jeśli ci się nie uda, wrócę
dokładnie tam, gdzie zacząłem. Jeśli ci się uda, nie będę musiał patrzeć przez
ramię do końca życia.
- On prosi o
niemożliwe, Harry – przerwał mu cicho Remus. – Potrzebowalibyśmy upoważnienia kogoś na wysokim szczeblu w
Ministerstwie, którego nie posiadamy. Musielibyśmy zaangażować w to
Scrimgeoura, a wiesz, co on myśli o „mrocznych czarodziejach”. Natychmiast
uczyniłby Snape’a kozłem ofiarnym, gdyby coś poszło nie tak.
- Wyjaśnij mi,
dlaczego to jest problemem – odparował Syriusz. – Zgadzam się, że będą potrzebne zewnętrzne źródła, ale od kiedy obchodzi
nas Snape? Ten facet to zgorzkniały dupek w za ciasnych gaciach.
Harry nie mógł powstrzymać drżenia. To z pewnością mentalny
obraz, bez którego mógłby żyć, a z jęków, które usłyszał w słuchawce, Harry
wiedział, że Remus i Kingsley czuli to samo. Syriusz naprawdę, NAPRAWDĘ
potrzebował hobby… zdrowego hobby.
- Jak mamy to zrobić, Snape, skoro nikt z nas nie ma
zezwolenia Ministerstwa? – zapytał w końcu Harry.
Snape prychnął.
- To ty masz to rozgryźć – powiedział chłodno. – Jeśli nadal
czujesz, że ktoś musi cię trzymać za rączkę to czarodziejski świat z pewnością
skazany jest na zagładę. – Na twarzy Snape’a pojawił się zadowolony uśmieszek.
– Oczywiście wcale mnie to nie dziwi. Zawsze ktoś inny musiał posprzątać za
ciebie bałagan.
W mgnieniu oka Harry zacisnął dłoń na gardle Snape’a.
- Wyjaśnij mi, kiedy Voldemort stał się jedynie moim
problemem? – warknął przez zęby. – Twoja sytuacja jest tylko twoją winą, Snape!
Potrzebujesz mnie bardziej niż ja ciebie. Mogę znaleźć Voldemorta bez ciebie, a
ty nie uzyskasz wolności beze mnie! Pamiętaj o tym za każdym razem, gdy
będziesz musiał całować szaty swojego Mistrza.
- Ładnie powiedziane,
Harry – powiedział dumnie Remus.
- Przychodzi mi na
myśl kilka dobrze umieszczonych klątw…
- Syriuszu! Nie
pomagasz! Najpierw informacje; przeklęcie go tak, że nigdy go nikt nie pozna
może przyjść później.
- Jestem pewny, że możesz go znaleźć, Potter – zadrwił
Snape, chociaż nie dało się zaprzeczyć lekkiemu drgnięciu w jego głosie. –
Jednak ilu zginie, zanim zdążysz go zlokalizować? Ilu jeszcze z twoich
„obrońców” upadnie, zanim w końcu zdecydujesz się użyć mózgu?
Dość. Snape posunął się za daleko. Nim Harry się
zorientował, co robi, trzymał Snape’a przy ścianie, z różdżką wycelowaną między
oczy Snape’a. Snape wypuścił zduszony oddech, gdy dłoń Harry’ego zacisnęła się
na jego szyi. Stan Tonks nadal był drażliwym tematem i wszyscy o tym wiedzieli…
cóż, wszyscy oprócz Snape’a.
- Pozwól, że wyjaśnię ci jedną rzecz, Snape – powiedział
lodowato Harry. – Nigdy więcej nie wspominaj o Tonks. Kiedy chowałeś się pod
płaszczem swojego mistrza, ona robiła wszystko, co w jej mocy, by upewnić się,
że zadanie profesora Dumbledore’a zostanie ukończone. Pamiętasz Dumbledore’a?
Człowieka, który poręczył za ciebie, kiedy nikt inny by tego nie zrobił?
Snape spojrzał na niego groźnie, ale milczał. Fale
wściekłości stłumiły każdą inną emocję, dając jasno do zrozumienia, że Snape’a
dzielił tylko jeden komentarz od stracenia kontroli. Wspomnienie Dumbledore’a z
pewnością było ciosem poniżej pasa. Harry wiedział, że Dumbledore był
najprawdopodobniej jedyną osobą, którą Snape kiedykolwiek szanował. Nie było
wątpliwości, że Snape rozmawiał z Harrym tylko z powodu jakiegoś porozumienia z
Dumbledorem przed jego śmiercią, ale miał dość dużą swobodę w tym, jak wypełnić
układ.
- Harry…
- Pozwól mu na to,
Kingsley – przerwał mu Syriusz. – Snape
musi być ustawiony do pionu.
- Syriusz ma rację – dodał Remus. – Nie możemy sobie pozwolić na rozproszenie przez problemy Snape’a „jaki
to on nie jest biedny”. Dokonał własnych wyborów. Nie ma nikogo, kogo mógłby
winić za konsekwencje tych wyborów.
- Niestety nie mamy czasu na karcenie Snape’a za zachowywanie się jak
rozpieszczone dziecko – upierał się Kingsley. – Nie możemy sobie pozwolić na nieuwagę. Zdobądź informacje!
Z wielkim wysiłkiem, Snape
odepchnął Harry’ego, kipiąc gniewem.
- Nic o mnie nie wiesz,
Potter! – prychnął.
- A ty nie wiesz nic o mnie, a jednak to nie powstrzymało
cię od zakładania różnych rzeczy – odparował Harry. – To się rozegra inaczej.
Prześlemy ci wiadomość przez pergaminu, który mi wysłałeś, kiedy uznamy, że
jesteśmy gotowi do uderzenia. Następnie wyślesz lokalizację Voldemorta i
wszystkie inne informacje niezbędne do infiltracji. Pod warunkiem, że uderzenie
się powiedzie, znajdziemy sposób, by się upewnić, że będziesz wystarczająco
bezpieczny finansowo, by opuścić kraj. Ponieważ nie chcesz, by ktokolwiek
wiedział o twojej roli, to od ciebie zależy, czy będziesz się bronić, kiedy
zaatakujemy tak samo, jak do nas należy bronienie się przed tobą.
Snape prychnął, a
jego blade policzki zarumieniły się lekko z wstrętu. Prawdopodobnie mogliby się
kłócić przez całą noc, ale jasne było, że zarówno Harry, jak i Snape, ledwie
tolerowali swoją obecność. Po dłuższej chwili, Snape prychnął i poprawił swoje
czarne szaty.
- Dobrze, Potter – powiedział niechętnie. – Jeśli muszę na
ciebie czekać…
- Po prostu idź, Snape – warknął Harry. – Idź, zanim zrobię
coś, czego prawdopodobnie nie pożałuję.
Snape w końcu zrozumiał aluzję i wyślizgnął się z
pomieszczenia jak przerośnięty nietoperz. W chwili, gdy zniknął z pola
widzenia, Harry upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. To będzie
trudniejsze, niż myślał. To było bezsensowne spotkanie, ale to wszystko, co
Harry mógł znieść. Tak było lepiej. Dla Snape’a lepiej było po prostu przekazać
informacje przez pergamin, niż twarzą w twarz. Widok Snape’a przywołał zbyt wiele
bolesnych wspomnień.
Delikatne ramię owinęło się wokół jego ramion i przyciągnęło
go do ciepłego ciała. Harry powoli uniósł głowę i stanął twarzą w twarz z
pełnymi zrozumienia oczami Remusa. Nic nie zostało między nimi powiedziane, nie
musiało. Remus rozumiał działania Harry’ego, a Harry rozumiał, że trzeźwość
umysłu była aktem desperacji, by powstrzymać wilka.
- Wszystko z wami w porządku? – zapytał z ciekawością
Syriusz od progu.
Harry i Remus wymienili spojrzenia, po czym skinęli głowami.
Byli dalecy od „w porządku”, ale powiedzenie inaczej spowoduje tylko więcej
problemów. Podejrzliwość wirowała wokół Syriusza tak gwałtownie, że były prawie
widoczne. Harry pomyślał, że Remus musiał wyczuć to samo, ponieważ natychmiast
wstał, pomagając Harry’emu się podnieść i zmienić temat… nieco zbyt szybko, by
zgasić podejrzenia.
Harry milczał przez całą podróż powrotną do Hogwartu, a jego
umysł powtarzał wszystko, co musieli zrobi, by choćby rozważyć zaatakowanie
Voldemorta. Nagle wszystko wydawało się nadchodzić tak szybko. Jedyną rzeczą,
która ich teraz powstrzymywała, było stworzenie ich brygady uderzeniowej. Bez
względu na to, co przekazał Snape, Harry wiedział, że nie ma wystarczającej
liczby aurorów ani członków Zakonu, by zmierzyć się ze wszystkimi wyznawcami
Voldemorta oraz nie było wystarczająco dużo czasu, by wyszkolić jakichkolwiek
ochotników lub sprawdzić ich lojalność.
To pozostawiało tylko jedną możliwą opcję i Harry
nienawidził się, że w ogóle ją rozważał. Wojna była bezlitosna i brutalna.
Mogło pchnąć nawet najlepiej przygotowaną osobę poza punkt krytyczny i z
pewnością nie było to miejsce dla niewinnych uczniów Hogwartu. Jednak GD było
jedynym logicznym wyborem. Byli już częściowo przeszkoleni i wiedzieli, jak
dochować tajemnicy.
Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż byli dziećmi, a już
na pewno nie zmieniało to tego, o co będzie ich prosił. Będzie prosił
niektórych swoich najlepszych przyjaciół, by poświęcili swoje życie w wojnie,
którą powinni toczyć za nich ich rodzice.
Harry nienawidził się za samo pomyślenie o tej opcji. Nie
mógł nie nienawidzić Ministerstwa, że konieczne było choćby rozważenie tej
opcji. Sprowadzało się to do tego: zaangażować przyjaciół i być może wybrać lub
chronić ich i prawie na pewno przegrać. W głowie Harry wiedział, że tak
naprawdę nie ma wyboru, ale jego serce nie chciało w to uwierzyć.
Po powrocie do Hogwartu, Harry zostawił Syriusza, Remusa i
Kingsleya, by przekazać wydarzenia wieczoru w swoich odosobnionych kwaterach.
Miał wiele do przemyślenia i wiedział, że musi to wszystko rozpracować sam. Nie
mógł słuchać opinii wszystkich innych, dopóki nie sformułuje własnej. Bez względu na wszystko, nie mogę sobie
pozwolić, by przeszkadzały mi osobiste uczucia. Dzisiejszy wieczór był wyraźnie
błędem. Atakując Snape’a udowodniłem, że nie jestem gotowy stawić czoła
Voldemortowi. Udowodniłem, że nie jestem lepszy od Snape’a.
Nagle ostateczny cel pokoju wydawał się tak bardzo odległy.
^^^
Kiedy ktoś mierzył się z niewyobrażalnymi przeciwnościami, robi
się wszystko, by przetrwać. Niestety to zadanie było dla Harry’ego trudniejsze,
niż powinno być. Trudno było nie pozwolić, by uczucia przeszkadzały, zwłaszcza,
że wszystko się czuło. Wiedział, że Remus jest zmartwiony, Syriusz pełen
podejrzliwości, Kingsley zaniepokojony, profesor McGonagall zaciekawiona,
Malfoy niespokojny, a Ron i Hermiona ledwie powstrzymywali chęć pytania o
szczegóły.
Oczywiście bycie empatą nie było wymogiem w kwestii Rona i
Hermiony. Ich zniecierpliwienie było wyraźnie wypisane na ich twarzach. Harry
miał wrażenie, że jedynym powodem, dla którego jeszcze go nie osaczyli, było
to, że Remus coś powiedział, choć nie miał pojęcia, co to mogło być. Uciszenie
Rona, Hermiony i Syriusza było czymś
bardzo dobrym.
Kolejne dni były co najmniej stresujące. Snape wysłał im
sporo informacji na temat zaczarowanego pergaminu, który powoli rósł wraz ze
wzrostem napisanych linijek. Byli w stanie potwierdzić, że mały klan wampirów,
który spotkali na ulicy Pokątnej był w rzeczywistości jedynym, który Voldemort
zwerbował, wilkołaki nie były tak aktywne, jak przez „Proroka Codziennego”
wierzyli ludzie, istniał spisek twierdzący, że Ministerstwo zostanie
zaatakowane, a ostatecznym celem było przejęcie Hogwartu.
Spotkanie z Scrimgeourem w celu przekazania informacji było
co najmniej trudne. Nie mogli dać żadnej wskazówki, skąd wzięli swoje
informacje, więc Ministerstwo nie miało możliwości udowodnienia, że były zgodne
z prawdą. Scrimgeour musiał zaufać Harry’emu, a zaufanie nie było czymś często
praktykowanym w czasie wojny. Niemniej jednak na szczęście Harry otrzymał
kredyt zaufania, co pozwoliło im przejść do planowania, co było potrzebne do
ataku na Voldemorta. Ze względu na poprzednie problemy z bezpieczeństwem,
wszyscy aurorzy otrzymali rozkaz złożenia przysięgi wieczystej przed
dołączeniem do brygady uderzeniowej.
Harry bardzo wahał się, czy zgodzić się na tak drastyczne
polecenie, ale ostatnie wydarzenia udowodniły, że jest to konieczne.
Potrzebowali sprawnych osób, ale bardziej potrzebowali też elementu
zaskoczenia. Nic by im nie dało, gdyby Voldemort był gotowy i czekał na ich
przybycie.
Kiedy Scrimgeour wyszedł, Harry w końcu zapytał, co myślą
Syriusz i Remus o włączeniu do walki GD. Zarówno Syriusz, jak i Remus zgodzili
się, że ciężko było powiedzieć, czy to dobry, czy zły pomysł, ponieważ
niektórzy członkowie wciąż byli „dziećmi”. Ci, którzy ukończyli siedemnaście
lat, mogli sami podjąć decyzję, czy chcą pomóc, ponieważ byli pełnoletni. Osoby
poniżej siedemnastego roku życia potrzebowaliby zgody rodziców – której nigdy
by nie dostali. Który rodzic chętnie wysłałby swoje nieletnie dziecko na wojnę?
Ron i Hermiona również rozumieli niechęć włączenia GD, ale
zgodzili się, że zaangażowanie ich było konieczne. Członkowie GD najprawdopodobniej
byli jedynymi, którzy zastosują się do instrukcji Harry’ego bez pytania.
Patrzyli na Harry’ego jak na przywódcę. Z drugiej strony aurorzy i Zakon byli
starsi od Harry’ego i mieli tendencję do postrzegania go jako chłopca, który
przeżył, który potrzebował ochrony.
To była trudna rzeczywistość i Harry wiedział, że może
spowodować problem. Byli skazani na porażkę, jeśli wszyscy mieli kwestionować
każdą podjętą przez niego decyzję. Harry wiedział, że Zakon nie będzie tak zły
jak aurorzy, ale każde wahanie może kosztować kogoś życie. W tym GD pomogłoby
wypromować Harry’ego jako lidera. Właściwie to dość ironiczne, że „dzieci”
miałyby być wzorem do naśladowania dla dorosłych w tym stresującym czasie
wojny.
Ron i Hermiona zaangażowali spotkanie dla GD, która miała
się odbyć w Pokoju Życzeń w piątek po zakończeniu zajęć. Zwerbowali również
Ginny, by dyskretnie skontaktowała się z członkami GD, którzy już nie chodzili
do Hogwartu i poinformowała ich o spotkaniu. Harry docenił ten gest, chociaż
wiedział, że pojawią się problemy. Większość byłego GD pracowała teraz w
Ministerstwie. Prośba o ich udział mogła każdą osobę kosztować pracę.
Mając pracę domową, treningi i planowanie, dla Harrye’go
piątek nadszedł bardzo szybko. On, Ron i Hermiona zostali wrzuceni w bardzo
intensywny program treningowy, który obejmował wszystko, czego nie nauczyli się
w krótkim czasie. Harry spędził większość swojego czas treningowego z
Kingsleyem, broniąc się przed wszystkim, co Kingsley mógł w niego rzucić,
podczas gdy Moody warczał instrukcje, stojąc z boku z Malfoyem. Każda sesja
sprawiała, że Harry był posiniaczony, obolały i wyczerpany, podczas gdy Malfoy
robił się coraz bardziej blady. Nic nie zostało powiedziane, ale Harry mógł
powiedzieć, że Malfoy był niezwykle wdzięczny, że nie będzie brał udziału w
walce.
W końcu sytuacje między życiem a śmiercią nie były zwykle
omawiane w wychowaniu rodziny Malfoyów.
Wchodząc do Pokoju Życzeń, który stał się zwykłym pokojem
wspólnym, Harry nie mógł powstrzymać się od wspomnień. Wiele się zmieniło w
ciągu ostatnich dwóch lat. Niezależnie od wszystkiego, co robiła Umbridge,
wszystko było wtedy o wiele prostsze. W wieku piętnastu lat nadal był
dzieckiem, skupionym bardziej na własnych problemach niż na problemach
czarodziejskiego świata. Był rozwalony emocjonalnie po śmierci Cedrica
Diggory’ego i koszmarach spowodowanych przez swoją nadmierną wyobraźnię. Dwa
lata temu Harry nigdy nie przypuszczał, że poprowadzi brygadę uderzeniową
przeciwko Voldemortowi.
Nigdy nie
sądziłem, że będę przywódcą.
Gdy zaczęli przybywać ludzie, Harry szybko zauważył, że nie
był jedynym, który się zmienił. Wszyscy wyglądali na starszych, mądrzejszych i
z pewnością bardziej poważnych. Wszyscy wyraźnie zostali dotknięci wojną w taki
czy inny sposób. Niektórzy stracili ukochaną osobę, niektórzy mieli bliskich
zaangażowanych w wojnę, a pozostali po prostu znali kogoś, kogo wojna dotknęła.
Co zaskakujące, to mugolacy byli najmniej dotknięci… jak na razie.
Odgłos chrząknięcia Hermiony szybko wyrwał Harry’ego z
myśli. Całe rozmowy ucichły i wszyscy szybko zwrócili uwagę na Harry’ego, Rona
i Hermionę z przodu sali. Hermiona wzięła głęboki oddech, po czym podeszła i
wyciągnęła z tornistra rolkę pergaminu. Przed nimi pojawił się mały stolik wraz
z atramentem i piórem, zaskakując wszystkich.
- Zanim zaczniemy – powiedziała w końcu Hermiona, – chcemy,
żeby wszyscy podpisali umowę o zachowaniu poufności. Nie chodzi o to, że wam
nie ufamy. Po prostu nie chcemy ryzykować, że ktokolwiek dowie się o tym, o
czym będziemy dyskutować dziś wieczorem.
Ginny jako pierwsza wystąpiła na przód, a za nią reszta
Rady. Hermiona rozwinęła pergamin i przytrzymała go, gdy został do niego
dodawany podpis za podpisem. Po Radzie reszta GD utworzyła kolejkę i szybko
dodawali swoje imiona do pergaminu. Kiedy ostatnie zostało złożone, Hermiona
zwinęła pergamin i skinęła głową do Harry’ego, który wypuścił uspokajający
oddech i zrobił krok do przodu.
- Jak wielu z was wie, Voldemort z każdym dniem staje się
coraz silniejszy – powiedział Harry bez ogródek. – Ministerstwo nie jest już
wystarczająco silne, by samotnie z nim walczyć. Pracowaliśmy z grupą profesora
Dumbledore’a – Zakonem Feniksa – by pomóc jak najlepiej możemy. Zaczęliśmy
planować atak na Voldemorta, który miejmy nadzieję raz na zawsze zakończy tę
wojnę.
Kilka osób zaczęło wiwatować, podczas gdy inni szeptali do
siebie podekscytowani. Fale zapału i nadziei praktycznie odbijały się od ścian.
- Wystarczy! – warknął niecierpliwie Ron. – Dajcie mu
dokończyć!
Wszyscy wpatrywali się w Rona w szoku, zwłaszcza Fred i
George. Końcówki uszu Rona zaróżowiły się ze wstydu, ale nie ustąpił. Harry
walczył, by nie pokazać zdumienia na twarzy. Ron nigdy nikomu nie rozkazywał. Cóż, lepiej późno niż wcale.
- Jak mówiłem – kontynuował Harry, – organizujemy atak, ale
potrzebujemy pomocy. Nie mamy dokładnej liczy, ale wiemy, że nie wystarczy
aurorów i członków Feniksa, by samodzielnie poradzić sobie z atakiem.
Potrzebujemy osoby, którym możemy zaufać – osoby wytrenowane na więcej niż
jeden sposób. Wiemy, że to duża prośba, ale potrzebujemy waszej pomocy. Chcemy
reaktywować GD.
- Tak? – zapytał niegrzecznie Michael Corner z tyłu. – Tylko
dlatego, że nagle nas potrzebujesz, mamy skoczyć? Gdzie byłeś na początku roku,
kiedy chcieliśmy utrzymać działanie grupy? – Nagle włosy Cornera błysnęły
tęczą, a jego usta zamknęły się.
- Pomagał w wojnie, dupku – warknął Neville. – Myślę, że Sam
Wiesz Kto jest nieco ważniejszy od ciebie, Corner.
Corner spiorunował Neville’a wzrokiem, unosząc różdżkę i
naprawiając usta, chociaż jego błyszczące włosy pozostały. Słychać było kilka
chichotów, ale nikt nic nie powiedział, by powiadomić go o zmianie wyglądu.
Harry westchnął, ściskając grzbiet nosa. To naprawdę nie szło tak, jak się spodziewał.
- Posłuchajcie – stwierdził głośno Harry, by ponownie
zwrócić na siebie uwagę wszystkich, – rozumiem, jeśli nie chcecie pomóc. To
wasz wybór. Nikt nie pomyśli o was gorzej, jeśli nie weźmiecie udziału. Wiemy
też, że jest to duża decyzja, więc jeśli potrzebujecie czasu na przemyślenie to
też jest w porządku. Jednakże wkrótce potrzebujemy odpowiedzi, ponieważ ci,
którzy chcą pomóc zaczną trening z Syriuszem, Remusem, profesorem Shackleboltem
i Alastorem Moodym tak szybko, jak to możliwe. Chcemy, by wszyscy byli
przygotowani, ponieważ to, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, sprawi, że bitwa
o Hogsmeade będzie wyglądać jak dziecinna zabawa. Wkroczymy do obcego
środowiska, by stawić czoła tym, którzy chcą nas zabić. Nie będzie pomocy.
Harry wiedział, że wszyscy zrozumieli, co sugerował, a czego
nie mówił. Z tych, którzy wyruszą w bitwę było całkiem pewne, że nie wszyscy
wrócą. Będą ryzykować własne życie, co było przerażające dla każdego
nastolatka. Dla wszystkich w pomieszczeniu ich życie dopiero się zaczęło, ale
nie mieli błędnego przekonania, jaki będzie świat, jeśli Voldemort wkrótce nie
zostanie zatrzymany. To był wybór między zaryzykowaniem życia lub poddaniem
się, by żyć w strachu przed rządami Voldemorta.
Tak naprawdę nie było wielkiego wyboru.
Ponieważ wszyscy powoli przetwarzali informacje, Harry
wiedział, że musi omówić jeden drobny problem, który niewątpliwie spowoduje
chaos. Spojrzał na Hermionę, która podała mu mały kawałek pergaminu, który
zawierał listę czterech imion.
- Zanim zostawimy was z przemyśleniami, musimy poruszyć
jeszcze jedną sprawę – dodał Harry. – Profesor McGonagall bardzo nam pomogła,
więc musimy odwdzięczyć się za przysługę. Zgodnie z prawem nie może zwolnić
żadnego ucznia, który nie jest pełnoletni, co oznacza, że Colin Creevey, Dennis
Creevey, Luna Lovegood i Ginny Weasley muszą zostać…
- CO? – krzyknęła Ginny, zrywając się na równe nogi. – Nie
możesz tego zrobić!
Harry wzruszył ramionami.
- Nie mam wyboru – powiedział spokojnie. – Jeśli chcemy
współpracować z Ministerstwem, musimy grać według ich reguł oraz reguł
ustalonych przez Radę Naczelną.
Ginny prychnęła gniewnie, opadając na fotel, na którym
siedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Miała zmrużone oczy i nie chciała na
nikogo patrzeć. Harry rzucił zmrużone spojrzenie na Rona, który tylko
przewrócił oczami i wzruszył ramionami. Ron oczywiście był tak sfrustrowany jak
Harry. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, była konfrontacja temperamentów
Weasleyów.
Harry wypuścił długi oddech, nerwowo pocierając kark. Mógł
powiedzieć, że bracia Creevey też chcieli zaprotestować, ale wydawało się, że
zdają sobie sprawę, że jeśli Ginny nie zostanie potraktowana w specjalny sposób
to oni też nie zostaną.
- Cóż, jeśli macie jakieś pytania, wiecie, gdzie nas znaleźć
– powiedział Harry, przerywając ciszę. – Zostawimy was, żeby to przemyśleć.
Nikt nie powiedział ani słowa, gdy Harry, Ron i Hermiona
wyszli z pokoju życzeń. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Harry oparł się o
ścianę i ukrył twarz w dłoniach. To było co najmniej trudne. Chociaż Harry nie
chciał tego przyznawać, nadal istniała w nim część nadziei, że GD odmówi
pomocy, ale wiedział, że pobożna życzenie. GD nigdy nie opuściło członka w
bitwie. Stali razem, póki ostatni nie padnie.
Jedyne, co mógł teraz zrobić to upewnić się, że będą ciągle
stać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz