Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 16 maja 2022

PoO - Rozdział 11 – Ruszając do przodu

To była długa noc; nie było co do tego wątpliwości. Po powrocie do Hogwartu, Harry skoczył do pomagania pani Pomfrey z rannymi. Razem pracowali nad Tonks prawie dwadzieścia minut, nim zaczęli przybywać członkowie Zakonu. Bill i Fleur przybyli jako pierwsi, a następnie Fred i George, Elfias Doge i Hestia Jones. Harry i pani Pomfrey musieli się rozdzielić, więc Harry zajął się mniejszymi obrażeniami. Wszystko było tak chaotyczne, że Harry miał trudności ze zrozumieniem, kto wchodził, a kto wychodził.

Pomiędzy pacjentami Harry ciągle sprawdzał, co z Tonks, mając nadzieję, że mimo wszystko pojawią się jakieś oznaki poprawy. Po trzech miksturach uzupełniających krew, dwóch stabilizujących i wielu miksturach odżywczych, Tonks ustabilizowała się, ale również zapadła w śpiączkę. Jedyne, co mogli teraz zrobić, to czekać i mieć nadzieję, że jej obrażenia nie pozostawią żadnych trwałych uszkodzeń.

Hermiona przyszła z pomocą wkrótce po przybyciu Remusa i Rona, udowadniając, że jest nieoceniona dzięki swoim umiejętnością warzenia eliksirów. Zabrakło im już eliksirów uspokajających i pieprzowego, których pani Pomfrey niewątpliwie będzie potrzebować wkrótce dla uczniów. Zapas eliksiru bezsennego snu również się wyczerpał, zmuszając ich do używania innych mikstur, które dawały podobne rezultaty.

Nim Harry się zorientował wschodziło słońce i nie było więcej pacjentów, którymi można się było zająć. Wszyscy albo spali w łóżkach, albo zostali odesłani do domu. Pani Pomfrey wycofała się do swojego biura, a Remus rozmawiał z profesor McGonagall, więc Harry jako jedyny w skrzydle nie spał. Ron i Hermiona spali w łóżkach, ulegając zmęczeniu godzinę temu. Syriusz i Kingsley jeszcze nie wrócili, co zaczynało go niepokoić. Co oni mogli robić?

Obolały i zmęczony, Harry opadł na krzesło przy łóżku Tonks i chwycił jej bezwładną dłoń. Widzenie jej w tym stanie było tak dziwne, brakowało jej dziarskości i niezdarności. Przez ostatnie siedem miesięcy Tonks była takim pozytywem w jego życiu, że Harry nie wyobrażał go sobie bez niej, czuwającej nad nim i wyśmiewającej ze wszystkiego, co mogła. To dzięki niej Harry nie ulegał frustracji wszystkim w jego życiu.

I nigdy jej za to nie podziękowałem.

Wpatrując się w bladą twarz Tonks, Harry zdał sobie sprawę, że w jego życiu było sporo rzeczy, które uważał za oczywiste. Tak, wiedział, że od czasu do czasu zbliżał się do punktu krytycznego, ale nie tylko on. Syriusz i Remus wzięli na siebie tak wiele, większość z tego to drobne szczegóły, o których nigdy nie rozmawiali. Kingsley „prosił” o tak wiele przysług, a Harry nigdy mu za to nie podziękował. Profesor McGonagall w zasadzie narażała cały Hogwart na ryzyko, tylko żeby m pomóc.

No i byli też jego przyjaciele. Hermiona wpadła w podobny stan, w jakim była na trzecim roku, ze względu na to, czego się podjęła, ale nigdy nie narzekała. Ron dokładał się w każdy możliwy sposób, nigdy nie mówiąc nic na temat godzin, w których wykonywali badania, chociaż wszyscy wiedzieli, że były one czymś, czego Ron nienawidził. Oboje tak wiele znosili, nigdy nie narzekając i nigdy nie pozwalając Harry’emu się poddać.

Nie zasługuję na nich… na żadne z nich.

Harry westchnął ze zmęczeniem, zamykając oczy i oparł ciężką głowę na krawędzi łóżka Tonks. Tak desperacko chciał spróbować uleczyć Tonks, ale wiedział, że prawdopodobnie sam zapadłby w śpiączkę z wyczerpania i napięcia związanego z próbą znalezienia tego, co musiał uleczyć. Wszystkie skany dawały jedną odpowiedź. Rany Tonks zostały uleczone. Nie było żadnego medycznego powodu jej śpiączki.

Ręka spoczęła na jego ramieniu, powodując, że podskoczył i odwrócił się, by zobaczyć zmęczoną twarz Syriusza. Harry zamrugał kilkukrotnie, próbując odeprzeć atakujące zmęczenie, które dręczyło go przez ostatnie kilka godzin. Fale wyczerpania, frustracja z nutą bólu wylewały się z Syriusza, dając Harry’emu znać, że jego praca nie została jeszcze ukończona. Wstając, Harry skinął na Syriusza, by zajął najbliższe dostępne łóżko, po czym podszedł do szafki na eliksiry, by wziąć kilka podstawowych. Kiedy Syriusz nie zaprotestował, dowodziło to tylko, jaki był zmęczony. Pytania mogą nadejść później… może po kilku godzinach odpoczynku.

Między nimi nie padło ani jedno słowo, gdy Harry łatał Syriusza, poza prośbą, by Syriusz poruszył się, by dać dostęp do niektórych poważniejszych cięć. Po nałożeniu maści leczniczej Harry podał Syriuszowi niezbędne eliksiry, po czym zostawił go za parawanem, by przebrał się w piżamę, którą przyniósł skrzat domowy. Kiedy Harry wrócił, Syriusz siedział na krawędzi łóżka, pocierając ręce. Było jasne, że Syriusz miał coś do powiedzenia, ale nie był pewny, jak to sformułować.

- Odpocznij trochę, Syriuszu – powiedział Harry, wręczając mu eliksir nasenny. – Możemy porozmawiać o wszystkim później.

Syriusz przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Harry’ego, po czym przeniósł wzrok na łóżko Tonks.

- Tonks jest w śpiączce, Syriuszu – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Ostatniej nocy została zaatakowana przez wampira. Myślę, że powinniśmy być wdzięczni, że wciąż żyje. – Wręczył mu eliksir nasenny i zaczął sprzątać swoje miejsce pracy. – Pani Pomfrey powiedziała, że skontaktuje się dzisiaj ze świętym Mungiem, żeby dowiedzieć się, czy da się coś jeszcze zrobić, by jej pomóc.

Syriusz skinął głową ze zmęczeniem, po czym skierował wzrok z powrotem na Harry’ego.

- Co z tobą? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami. – Czy ktoś cię zbadał?

Harry stłumił skrzywienie się, jego blizna lekko pulsowała z bólu, więc wypuścił długi, uspokajający oddech. Naprawdę nie chciał w tej chwili przejmować się gniewem Voldemorta.

- Nic mi nie jest, Syriuszu – powiedział szczerze, prowadząc Syriusza do łóżka. – Pani Pomfrey nalegała na rzucenie kilku zaklęć, nim zabrałem się do pracy. Miałem szczęście. Miałem kilka drobnych cięć, ale zasklepiły się po kilku zaklęciach. Jak tylko przybędzie Kingsley i go zbadam, prawdopodobnie dołączę do was we śnie.

Syriusz jęknął nisko, gdy jego głowa uderzyła w poduszkę.

- Nie martw się o Kingsleya – powiedział zmęczonym głosem, podczas gdy Harry naciągnął kołdrę. – Po spotkaniu z Scrimgrourem miał iść do świętego Munga. – Syriusz przesunął się lekko i skrzywił. – Chciałbym być na tym spotkaniu. Scrimgeour nie powiedział nam, że wampiry dołączyły do Voldemorta, nawet jeśli był to tylko mały klan.

Harry znieruchomiał na to stwierdzenie. To z pewnością byłaby użyteczna informacja nim wejdą do legowiska węża.

- Scrimgeour musi nam wiele wyjaśnić, Syriuszu – zgodził się Harry. – Porozmawiamy za kilka godzin. Weź swój eliksir i prześpij się. – Syriusz otworzył usta, by zaprotestować. – Nie kłóć się ze swoim uzdrowicielem, bo będę zmuszony wezwać swoją przełożoną – powiedział Harry z uśmiechem.

Syriusz skrzywił się i wziął eliksir.

- Jesteś okrutny, wiesz? – zapytał, powoli zamykając oczy. – Powinienem wiedzieć, że zorganizowanie tych lekcji z Poppy było błędem.

Harry pozostał przy Syriuszu, póki się nie upewnił, że Syriusz śpi, po czym przeniósł się do pustego łóżka i ostrożnie zdjął koszulkę. Powiedział prawdę o cięciach. Te były już uzdrowione. Musiał poczekać jednak, aż zagoją się siniaki i obolałe mięśnie. Nie pamiętał nawet, jak został uderzony, ale walka odbyła się tak szybko, że Harry większości nie pamiętał.

Zdjęcie butów było ciężkim zadaniem i Harry poczuł ulgę, gdy je wykonał, by móc odprężyć się na miękkim, szpitalnym łóżku. Potrzebował snu, ale mógł myśleć tylko o tym, jak wiele trzeba było zrobić. Horkruks musiał zostać zniszczony, musieli zorganizować drużynę szturmową, zlokalizować Voldemorta, przeszkolić ludzi, by poradzili sobie ze zniszczeniem Nagini na wypadek, gdyby ktoś dotarł do niej pierwszy, Charliemu trzeba było powiedzieć o Tonks oraz musiał ukończyć rosnącą górę zadań domowych.

A ten dokuczliwy ból pochodzący z blizny umożliwiał Harry’emu choćby pomyślenie o śnie. Niemożliwe było rzucanie się i obracanie w łóżku bez bólu, a eliksir nasenny tylko osłabiłby jego obronę psychiczną. Jęcząc z frustracją, Harry wstał z łóżka, przebrał się i wyszedł ze skrzydła szpitalnego do Kwater Huncwotów. Przynajmniej nie musiał się martwić, że ktokolwiek mu przeszkodzi.

Wciąż było wcześnie rano, zbyt wcześnie, by jacyś uczniowie wędrowali korytarzami. Nauczyciele za niedługo będą chodzić, ale nigdzie w pobliżu jego celu. W końcu wszyscy najprawdopodobniej zakładali, że będzie w skrzydle szpitalnym. Harry miał nadzieję, że nim ktoś zauważy jego nieobecność, jego ból głowy będzie jedynie wspomnieniem.

Z jakiegoś dziwnego powodu podróż do Kwater Huncwotów trwała dłużej niż zwykle. Kiedy w końcu wszedł do pustego pokoju wspólnego, Harry opadł na najbliższe krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Gniew i frustracja naciskały na niego, ale Harry odepchnął je. Nie pozwoli, by obce emocje go przytłoczyły. Nie wpuści Voldemorta.

Wybuch zielonych płomieni w kominku sprawił, że Harry podskoczył. Szybko podnosząc wzrok, Harry rozluźnił się nieco, gdy zobaczył pokrytą bliznami twarz Moody’ego, unoszącą się w płomieniach.

- Proszę o pozwolenie na wejście, Potter – warknął Moody.

Harry westchnął. Radzenie sobie z Malfoyem było w tej chwili ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował.

- Udzielam pozwolenia – powiedział niechętnie.

Głowa Moody’ego zniknęła, jednak została zastąpiona Malfoyem, który wszedł do pokoju, potykając się lekko, chociaż Malfoy nigdy by się do tego nie przyznał. Moody pojawił się sekundę później, a jego przybycie było stanowcze i precyzyjne. Harry wstał, tłumiąc grymas, ponieważ jego ból głowy narastał. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było okazanie bólu przed kimś, kto będzie go dręczył z tego powodu przez lata.

- Czego chcesz, Malfoy? – zapytał Harry przez zęby. – Jest wcześnie, a ja nie spałam całą noc.

Malfoy skrzywił się, strzepując sadzę ze swoich prostych spodni i koszuli.

- Udało się? – zapytał bez ogródek.

Oczy Harry’ego zwęziły się ze złości. Naprawdę nie miał cierpliwości, by dzisiaj poradzić sobie z nastawieniem Malfoya.

- Wybacz, że to tak długo trwało, Malfoy – warknął. – Zeszłej nocy byliśmy trochę zajęci śmierciożercami i wampirami.

Malfoy zbladł, podczas gdy Moody wystąpił do przodu.

- Wampirami? – warknął. – Kiedy wampiry dołączyły do wojny?

Harry wzruszył ramionami, próbując pozbyć się trochę bólu z blizny, pocierając ją.

- Kingsley dopytuje o szczegóły Scrimgeoura – odpowiedział. – Słuchajcie, nie chcę być niegrzeczny, ale to była bardzo długa noc. Spędziłem większość zajmując się rannymi w szpitalu. Syriusz powinien obudzić się za kilka godzin. Może wam wtedy wszystko opowiedzieć.

Moody zbliżył się i spojrzał krytycznie na Harry’ego.

- Boli cię, Potter – oświadczył. – Nie zostałeś wyleczony w skrzydle szpitalnym?

- Nic się nie dało z tym zrobić – powiedział sucho Harry, opierając się o poręcz najbliższego fotela. – Mój ból głowy będzie trwał tak długo, jak Voldemort będzie zły za to, co wydarzyło się zeszłej nocy. – Ból nasilił się, zmuszając Harry’ego do zduszenia okrzyku bólu i złapał się za czoło obiema rękami. Silna wściekłość przytłoczyła gniew i frustrację do ego stopnia, że Harry nie wiedział, co było czym. Podkradły się do niego zawroty głowy i nudności, uniemożliwiając mu pozostanie w bezruchu. Harry poczuł, jak traci równowagę i upadłby, gdyby ktoś go nie złapał.

Harry czuł się, jakby został uwięziony w morzu bólu, nie mogąc nic na to poradzić. Czuł, jak pochłania go powoli nieświadomość, ale nim to się stało, Harry został uderzony jednym przerażonym faktem: Voldemort wiedział, jak daleko był Harry w zniszczeniu jego zabezpieczenia w tej wojnie.

Nienawiść Voldemorta do Harry’ego Pottera właśnie wzrosła wykładniczo.

^^^

Stłumione głosy pojawiały się i znikały, a świadomość Harry’ego podążała za nimi. Jego ból głowy na szczęście zniknął, wraz z bólem w jego ciele. Harry z wysiłkiem powoli otworzył oczy, jednak całkowicie przytłoczyło go jasne światło słoneczne. Jęknął z irytacją, naciągając kołdrę na głowę. Jego uszy wypełnił niski chichot, wyrywając go z uporu. Odsuwając szybko kołdrę, Harry podniósł głowę i zobaczył zbliżające się cztery niewyraźne postacie. Z rezygnacją uderzył głową w poduszkę w chwili, gdy zauważył, że pani Pomfrey śpieszy do jego łóżka. Naprawdę nie chciał teraz słyszeć jej besztania.

Delikatna dłoń spoczęła na lewym ramieniu Harry’ego.

- Jak się czujesz, Harry? – zapytał cicho Remus.

- Chyba lepiej – odpowiedział Harry, wzruszając ramionami, czując, jak oplatają go zaklęcia pani Pomfrey. – Nie mam już wrażenia, jakby moja głowa miała eksplodować. – Fale ulgi zmieszały się z niepokojem i strachem, które już krążyły po pokoju. – Jak długo spałem? – zapytał z ciekawością.

Nim Syriusz się odezwał, zapadła nieprzyjemna cisza.

- Prawie osiem godzin, Harry – odpowiedział. – Właśnie wróciliśmy po zniszczeniu kryształowej kuli. Wiem, że chciałeś pomóc, ale pomyśleliśmy, że najlepiej zniszczyć ją tak szybko, jak to możliwe. „Prorok Codzienny” przedstawił dość szczegółowy raport o tym, co się stało oraz że też tam byliśmy. Są szanse, że Voldemort wie, czego szukaliśmy…

- Wie… - przerwał mu Harry, siadając. – Voldemort wie o wszystkim i nie jest z tego powodu szczęśliwy.

Powietrze wypełniła pełna napięcia cisza, a dłoń na ramieniu Harry’ego zacisnęła się lekko. Harry skorzystał z okazji, by wziąć okulary ze stolika nocnego i wsunąć je na nos, by zobaczyć, że Syriusz siedzi w nogach łóżka ze zmęczonym wyrazem twarzy, Kingsley stał z boku, jego twarz jak zawsze pozbawiona była emocji, pani Pomfrey wykorzystała okazję, by podejść do szafki z eliksirami, by wziąć kilka, a Remus próbował pozostać bierny, ale nie można było zaprzeczyć, że narastał wokół niego gniew.

- W porządku – powiedział spokojnie Kingsley. – Jaki jest najgorszy scenariusz? Czy Voldemort tylko zwiększy ochronę na swoim wężu, czy też pójdzie zrobić więcej horkruksów? Jeśli to drugie, musimy natychmiast rozważyć podjęcie ofensywy.

- Nie jesteśmy na to gotowi, Kingsley – sprzeciwił się Remus. – Abyśmy w ogóle mogli rozważyć takie uderzenie, musimy zorganizować wystarczająco dużą grupę uderzeniową, by móc stawić czoła śmierciożercom, olbrzymom, wilkołakom, a teraz jeszcze wampirom. Będziemy mieli na to tylko jedną szansę i wolałbym, żeby to nie była misja samobójcza.

- Zgadzam się – powiedział Syriusz, wstając. – Nie możemy sobie pozwolić na zrobienie głupich błędów. Póki śledztwo nie zostanie zakończone, możemy jedynie planować atak i obliczać, ilu walczących potrzebujemy.

Harry wiedział teraz, że na pewno coś ominął.

- Jakie śledztwo? – zapytał.

Syriusz, Remus i Kingsley wymienili spojrzenia, przez co stało się oczywiste, że „śledztwo” było powiązane z Ministerstwem.

- Minister niechętnie zgodził się przeprowadzić wewnętrzne śledztwo w departamencie aurorów, dlaczego wszystko potoczyło się zeszłej nocy tak, jak się potoczyło – powiedział w końcu Kingsley. – To straszny zbieg okoliczności, że ten jeden raz, gdy włączyliśmy w sprawy Ministerstwo, śmierciożercy byli jeden krok przed nami.

To był logiczny wniosek i najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. To na pewno nie poprawi wizerunku Ministerstwa.

- Czy Scrimgeour wie o Tonks? – zapytał cicho Harry, podczas gdy jego oczy zwęziły się ze złości. – Czy wie, co się dzieje, gdy ktoś nie potrafi trzymać gęby na kłódkę?

- Wie, że jest ranna – burknął Syriusz. – Po prostu nie wie, jak poważnie. My nawet nie wiemy, jak poważne są jej obrażenia. Specjaliści ze świętego Munga byli tu kilka godzin temu, ale nie poznamy wyników badań przez przynajmniej kilka dni. Na razie przenieśliśmy ją do prywatnego pokoju.

- Mogę ją zobaczyć? – zapytał Harry, przenosząc oczy na zamknięte drzwi na końcu skrzydła. Syriusz i Remus wymienili zaniepokojone spojrzenia, a Harry wiedział, dlaczego. Najprawdopodobniej założyli, że Harry spróbuje uleczyć Tonks, sam zapadając w śpiączkę.

W tym momencie wróciła pani Pomfrey i natychmiast zaczęła podawać Harry’emu eliksir za eliksirem. Po szybkim badaniu niechętnie pozwoliła Harry’emu wyjść, pod warunkiem, że obieca, że nie będzie się przemęczał przez co najmniej kilka następnych dni. Harry zgodził się, chociaż nie miał zamiaru odpoczywać, podczas gdy inni zaczynali pracować nad kolejnym krokiem. Był winny Tonks zrobić wszystko, co w jego mocy, by zakończyć tę wojnę tak szybko, jak to możliwe.

W chwili, gdy Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego, natychmiast został zbombardowany przez fale zapału i ciekawości. Wszystkie rozmowy urwały się, gdy wszyscy wpatrywali się w Harry’ego z kopiami „Proroka Codziennego” w rękach. Harry patrzył przed siebie, zdając się ignorować spojrzenia, podczas gdy jego umysł wściekle pracował nad ustaleniem, dlaczego ludzie się na niego gapią. Jak szczegółowy był raport w „Proroku Codziennym”? Czy wspominali o nim?

Dlaczego w ogóle pytam? Oczywiście, że o mnie wspominali.

- Jak źle jest? – zapytał cicho Harry Syriusza.

Syriusz spiorunował wzrokiem grupę uczniów, którzy przechodzili; jego irytacja wirowała wokół niego jak tornado.

- Wystarczająco – mruknął. – Przeżyłeś pojedynek z wampirem z ledwie niewielkimi obrażeniami, Harry. Wampiry są dobrze znane ze swojej zaciekłości i szybkości w walce. Normalnie ludzie nie wytrzymują więcej niż kilka minut przeciwko wampirowi, a tym bardziej nie ma szans, by go prawie pokonali.

To mógł być powód. Mimo wszystko, czy Harry kiedykolwiek był normalny? Prawdę mówiąc, Harry naprawdę niewiele pamiętał z pojedynku. Polegał na swoich zmysłach i instynktach, nic więcej.

- Proszę, nie mów mi, że wymyślili jakieś kolejne przezwisko, żeby mnie nim nazywać – błagał Harry.

- W porządku – powiedział Syriusz, kiwając głową. – Nie powiem ci.

Harry skrzywił się.

- To nie jest śmieszne.

Syriusz wzruszył dobrodusznie ramionami, uśmiechając się szeroko do Harry’ego.

- Nie możesz mnie winić, że jestem dumny z mojego małego „Obrońcy ulicy Pokątnej” – powiedział niewinnie, zdobywając tym piorunujące spojrzenie Harry’ego. Uśmiech Syriusza zmienił się w poważny wyraz twarzy. – Wolałbyś, żebym ci powiedział, jak bardzo jestem zdenerwowany, że wczoraj zlekceważyłeś rozkazy, Harry?

Harry milczał, kiedy docierali do Kwatery Huncwotów. Nie zamierzał przepraszać, że podjął decyzję, którą uważał za właściwą. Nie było mowy, żeby był w stanie wrócić do Hogwartu i po prostu czekać, aż wszyscy wrócą. Syriusz i Remus nauczyli go, jak się bronić. Jaki jest sens treningu, jeśli go nie wykorzystywał?

Temat nie został ponownie poruszony, chociaż było jasne, że Syriusz nie zignorował problemu. Nie miało znaczenia to, że Remus zaznaczył, że z powodu Harry’ego śmierciożercy nie pokonali całkowicie jego i Rona. Nie miało znaczenia to, że Kingsley zauważył, że Tonks wciąż żyje dzięki wysiłkom Harry’ego. Syriusz był tak pochłonięty tym, co mogło się wydarzyć, że nie brał pod uwagę tego, co się stało dzięki działaniom Harry’ego.

Przez te wszystkie szepty i spojrzenia w stronę Harry’ego trudno było się skoncentrować, zwłaszcza gdy Charlie Weasley przybył z Rumunii, by być przy łóżku swojej dziewczyny. Ostateczna diagnoza dla Tonks była taka, że nie było diagnozy. Nie było żadnego medycznego powodu, który usprawiedliwiałby jej śpiączkę.

- Obudzi się, kiedy się obudzi – powiedział uzdrowiciel. Jedyne, co mogli zrobić, to dać jej eliksiry, żeby jej ciało nie zmarniało.

Harry, Syriusz i Remus spotkali się ze Scrimgeourem  na początku tygodnia, by wyłożyć listę żądań. Odmówili kompromisu, co uczyniło Scrimgeoura bardzo nieszczęśliwym Ministrem. Wraz ze wzrostem liczby ataków śmierciożerców, aurorzy byli bardzo rozproszeni. Odciągnięcie „zaufanych” aurorów od ich stanowisk pozostawi kilka obszarów bez ochrony. Scrimgeour nie mógł jednak powiedzieć zbyt wiele, ponieważ „zdrajcą”  był rzeczywiście jednym z „jego aurorów”, młody auror, który rozmawiał ze swoją dziewczyną, która następnie przekazała informacje komuś innemu. Był to tylko głupi błąd, który miał katastrofalne konsekwencje.

Ponieważ Tonks nie mogła pomagać, Harry’emu „przydzielono” nowego ochroniarza, którym okazał się być jego ojciec chrzestny. Ponieważ Syriusz próbował zostać jego cieniem, Harry jeszcze bardziej tęsknił za Tokns. Syriusz próbował. Naprawdę, naprawdę próbował. Po prostu dyskrecja nie była wysoko na liście priorytetów Syriusza. Syriusz też nie zawracał sobie głowy ukrywaniem swoich opinii, zwłaszcza gdy byli w pobliżu szepczących uczniów.

Obliczanie strategicznego uderzenia na bazę operacyjną Voldemorta było niezwykle trudne z powodu braku informacji. Malfoy udzielił im już wszystkich, ale prawda była taka, że było wiele niewiadomych. Potrzebowali informacji, których mogła udzielić tylko jedna osoba. Choć Harry nienawidził tego przyznać, potrzebowali pomocy Snape’a. Mógłby im powiedzieć, z czym mieli do czynienia, jeśli chodzi o liczby oraz wszystko, co zaplanował Voldemort.

Mając niechętną aprobatę Syriusza i Remusa, Harry napisał czas i miejsce spotkania na odwrocie listu od Snape’a, a po kilku godzinach pojawiło się słowo „Dobrze”. Mieli się spotkać za kilka dni w mugolskim Londynie w piwnicy szpitala, w którym Harry pracował przez krótki czas półtora roku wcześniej. Harry miał zamiar wykorzystać swoją wiedzę o budynku na swoją korzyść. Nie miał zamiaru pozwolić Snape’owi na zdobycie przewagi. Mężczyzna miał zbyt wiele do wytłumaczenia, bez względu na to, ile wiary Dumbledore pokładał w Snapie.

Dni mijały szybko i zanim Harry się zorientował, zebrał się z Syriuszem, Remusem i Kingsleyem w gabinecie profesor McGonagall, by przenieść się do Dworu Blacków. Ron i Hermiona chcieli pójść, ale Remus szybko zauważył, że zbyt duża liczba osób z pewnością przyciągnie niechcianą uwagę. Prawdę mówiąc, Remus wiedział, że to spotkanie będzie niezwykle trudne. Harry jeszcze nie powiedział Syriuszowi o „błędzie” Snape’a i mógł winić tylko siebie za własne tchórzostwo. Okazja do powiedzenia Syriuszowi, że osoba, którą już uznaje za zdrajcę jest tą, która przekazała Voldemortowi połowę przepowiedni, nigdy się nie pojawiła i prawdopodobnie nie nadejdzie.

Zwłaszcza, kiedy stało się jasne, że będą potrzebować pomocy Snape’a, by wygrać wojnę.

Syriusz, Remus i Kingsley poszli w ślady Harry’ego przez fiuu do Dworu Blacków. Harry podał im lokalizację szpitala, by mogli się aportować. Po pojawieniu się w szpitalu, Harry wszedł do jednego z wejść dla obsługi technicznej i zszedł po schodach dwa piętra w dół. Syriusz i Remus podążyli za Harrym, podczas gdy Kingsley zaczął patrolować budynek w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak „magicznej” aktywności. Syriusz i Remus zbadali całą piwnicę, a nawet rzucili kilka wybranych zaklęć, które zapobiegły rzucaniu niebezpiecznych zaklęć.

Właśnie skończyli, kiedy Kingsley poinformował ich przez słuchawki, że przybył Snape i wszedł do budynku. Syriusz i Remus natychmiast ustawili się w pozycji z różdżkami w pogotowiu. Sięgając zmysłami, Harry szukał obcej obecności i zatrzymał się, gdy dotarł do mieszanki niecierpliwości zmieszanej z lekką nutą niepokoju. Odłożył tą informację na później, ponieważ Snape pojawił się w końcu w zasięgu wzroku.

Przez dłuższą chwilę żaden nic nie zrobił. Snape popatrzył szyderczo na Syriusza i Remusa, po czym jego wzrok spoczął na Harrym.

- Odwołaj swoje zwierzaki, Potter – wypluł Snape. – Nie byli częścią ustaleń.

Remus machnął kilka razy różdżką, a Snape zerknął przez ramię i skinął na Harry’ego, który odwzajemnił gest. Snape nie miał żadnych magicznych przedmiotów poza różdżką.

- Będziesz miał swoje spotkanie, Severusie – warknął Remus, – ale będziemy w pobliżu. Jeśli zrobisz cokolwiek…

- Użyjesz mnie jako następnego gryzaka – przerwał mu chłodno Snape. – Drżę, Lupin.

Remus ze złością obnażył zęby.

- Daj mi jeden powód – warknął, – tylko jeden.

Syriusz szybko wkroczył i odciągnął Remusa, pozwalając Snape’owi podążyć za Harrym do małej kotłowni. Gdy tylko Snape wszedł do pomieszczenia, Harry zamknął drzwi i wyjął słuchawkę. Zaciskając dłoń w pięść, Harry cofnął rękę, zrobił krok do przodu, a gdy Snape odwrócił się, uderzył prosto w długi, zakrzywiony nos Snape’a. Snape okręcił się i potknął do tyłu, podczas gdy Harry przygotował się do kolejnego uderzenia.

Prawdopodobnie nie było to najmądrzejsze posunięcie, ale z pewnością poczuł się dzięki temu lepiej. Teraz po prostu musiał przebrnąć przez resztę spotkania, nie poddając się chęci zrobienia tego ponownie.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz