Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 24 stycznia 2024

PDJ - Rozdział 47 – Nowy dyrektor

Tydzień później

Wtorkowy poranek

Harry obudził się we wtorek wcześnie i ubrał w najlepsze szaty, garnitur i krawat, gdyż chciał wyglądać reprezentatywnie na spotkanie z Knotem. Wcześniej nie widział się z Ministrem twarzą w twarz w sprawie powrotu Voldemorta, ale teraz to była kwestia dyskusyjna i Harry był skłonny zapomnieć o tępocie Knota, by móc z nim porozmawiać. Miał nadzieję, że Minister zechce go wysłuchać, okaże wilczakom zasłużony szacunek i uwolni je z Mrocznego Lasu. Poza tym było to sprawiedliwe i honorowe posunięcie oraz jedyny sposób, by ponownie spotkać się z Meadowsweet.

Dotknął bransoletki z wplecionymi w nią jej włosami i kamieniem księżycowym. Czasami, gdy jej dotykał, niemal słyszał w myślach jej głos, a samo dotknięcie sprawiało, że drżał z tęsknoty. Knot musi zrozumieć. Po prostu musi. Mamy wobec wilczaków wielki dług. Bez nich nigdy nie ukończylibyśmy naszego zadania. W rzeczywistości Darkmoon zniszczył dla nas jeden z horkruksów. Nie są potworami, nie tak jak wilkołaki, które ich spłodziły. Zasługują na szansę na wolne życie tak, jak wszyscy inni.

Po rozczesaniu włosów na płasko, zbiegła na śniadanie, a Severus już nie spał, przygotowując jajka, tosty i bekon dla nich dwóch.

- Mogłem dzisiaj ugotować – powiedział, widząc ojca przy kuchence.

- Miałem na to ochotę – odparł Severus, odwracając bekon. – Jutro możesz coś ugotować.

- Dobra – zgodził się Harry, nalewając sobie szklankę soku pomarańczowego. To nowość, do której jeszcze nie do końca się przyzwyczaił – gotował ktoś inny. Albo sprzątał.

- Czy jesteś gotowy na wizytę u Ministra? – zapytał Severus, gdy skończyli śniadanie i umyli naczynia w zlewie za pomocą zaklęcia czyszczącego.

- Tak, Sev. Mam tylko nadzieję, że wysłucha, co mamy do powiedzenia na temat wilczaków.

- Harry, musisz uważać, jak przedstawisz mu ten pomysł. Nie możesz go o nic oskarżać, nawet jeśli to, co robił, było złe – przestrzegł Severus. – Knot jest bardzo tradycyjnym i paranoicznym czarodziejem, nie będzie mu się podobało, jeśli będziesz go pouczał, chociaż zasługuje na pstryczka w ucho. Musisz okazywać szacunek, rozumiesz?

- Tak. Spróbuję opanować swój temperament – zgodził się Harry. – Jeśli… zacznę przesadzać, możesz mnie… kopnąć pod stołem, czy coś?

- Tak – skinął głową Severus. – Pamiętaj, im bardziej jesteś rozsądny, tym większe prawdopodobieństwo, że Knot cię wysłucha. Więcej wróżek złapiesz na miód niż ocet.

Harry przekrzywił głowę.

- Nie miałeś na myśli much, Sev?

- W świecie mugoli są to muchy. W świecie czarodziejów wróżki. – Wyciągnął rękę i na nowo związał złoty krawat Harry’ego z herbem Gryffindoru. – No. A teraz chodźmy do Ministerstwa.

Przybyli pośród porannego ruchu, czarodzieje i czarownice wlatywali siecią Fiuu z różnych kominków w całej Wielkiej Brytanii, a także aportowali się w określonych punktach aportacji, przychodzili do pracy lub wychodzili na lunch. Pośród całego zgiełku nikt tak naprawdę nie zauważył, jak Harry i Severus idą do windy i jadą na poziom biura Ministra Magii.

Kiedy szli korytarzem, Harry poczuł, jak jego żołądek zaczyna się zaciskać, jak zawsze, gdy był nerwowy lub podekscytowany, więc dotknął bransoletki z kamieniem księżycowym i zmusił się do normalnego oddychania. Naprawdę nie miał powodu się tak denerwować. Już wcześniej spotkał Knota i ten człowiek tak naprawdę nie zrobił na nim wrażenia. Był też teraz prawdziwym bohaterem czarodziejskiego świata i miał wsparcie innego bohatera czarodziejskiego świata. Knot nie odważy się zlekceważyć ich wspólnej prośby.

Zerknął na Severusa, który miał na sobie miękkie szmaragdowozielone szaty i czarny garnitur z krawatem we wzór wężowej skóry. Severus wcale nie wyglądał na zdenerwowanego, miał na twarzy swoją spokojną, nieprzeniknioną maskę. Szedł powoli i statecznie korytarzem, a Harry próbował utrzymać jego tempo, choć pragnął pobiec.

Kiedy dotarli do gabinetu w kolorze lawendy i złota, sekretarka podniosła głowę znad swojego terminarza i powiedziała pełnym podziwu tonem:

- A niech mnie, to Harry Potter i Severus Snape! – To była inna czarownica niż ta, z którą wcześniej się umawiali. – W czym mogę pomóc, panowie?

- Mamy spotkanie z Ministrem o dziesiątej trzydzieści czy jedenastej – powiedział gładko Severus.

Sekretarka sprawdziła kalendarz.

- Tak, ale… obawiam się, że musimy to przełożyć. Minister ma nadzwyczajne spotkanie ze swoją Radą i spóźnia się. I nie może was potem zmieścić, bo musi spotkać się z Międzynarodowym Komitetem do spraw Stosunków Magicznych, którzy w tym roku organizują benefit i chcą poznać jego opinię w kilku kwestiach.

Harry poczuł się zdradzony i zły. Czekał cały tydzień na spotkanie z Ministrem, odłożył napisanie listu do Sashy, bo chciał jej po spotkaniu przekazać dobre wieści, a teraz musieli przełożyć rozmowę z powodu jakiegoś głupiego spotkania, które się przeciągnęło.

- Ale proszę pani, cały tydzień czekaliśmy na spotkanie z Ministrem. To bardzo ważne, żebyśmy porozmawiali z nim chociaż przez kilka minut. Nie mam zamiaru zajmować mu dużo czasu.

- Przykro mi, panie Potter, ale mam ścisłe rozkazy co do harmonogramu Ministra i nie mogę go naginać, nawet dla pana.

- Chcę jedynie pięciu minut – warknął Harry.

Sekretarka z żalem zmarszczyła brwi.

- Nie mogę panu pomóc. Może teraz zobaczymy, co ma wolne w przyszłym tygodniu? – zaczęła otwierać kalendarz.

Harry zacisnął zęby, czując, że jego frustracja wzrasta. Otworzył usta, żeby powiedzieć jej, że nie chce być przerzucany jak kawałek pergaminu, kiedy Severus celowo nadepnął mu na stopę. Stłumił krzyk i odwrócił się, by spojrzeć gniewnie na ojca, kiedy przypomniał sobie nakaz Severusa i uspokoił się, rumieniąc.

- Weźmiemy pierwszy dostępny termin – wtrącił Severus.

- Więc poniedziałek rano, dziewiąta. Pierwsze spotkanie dnia.

- Bardzo dobrze. Dziękuję, proszę pani. – Potem mocno chwycił syna za łokieć i wyprowadził go z biura.

Gdy zniknęli z pola widzenia, odwrócił się do  wzburzonego i rozczarowanego nastolatka, po czym rzucił surowo:

- Harry, co się ze zgodą, że będziesz uprzejmy i rozsądny?

- Odnosiło się to do Ministra. Który następnie zdecydował się po prostu nas odwołać, jak jakąś niedogodność! Czekałem wieczność, żeby się z nim spotkać. Dlaczego, do cholery, nie powiadomił nas wcześniej, żebyśmy nie musieli lecieć tu Fiuu na darmo?

- Być może sekretarka miała nadzieję, że uda mu się dotrzymać terminu, jeśli wcześniej opuści poprzednie spotkanie.

- Dlaczego nie mogli po prostu powiedzieć tym ludziom, żeby poczekali, by mógł się z nami spotkać? To byłoby bardziej sprawiedliwe niż przełożenie nas na inny termin. – Nadąsał się Harry.

- Przestań – zbeształ go Severus. – To, że znów jesteś bohaterem nie oznacza, że możesz zachowywać się jak nadęty osioł i oczekiwać uprzywilejowanego traktowania. Minister jest człowiekiem zajętym, rządzi krajem i niestety pewne sprawy przeważają  nad twoimi potrzebami.

- To cholernie do bani! – mruknął pod nosem Harry.

Severus rzucił mu Spojrzenie.

- Uważaj na język, pisklaku. Nie ma sensu się dąsać i marudzić. Wracajmy do domu.

- Dobrze. Powinienem wiedzieć, że to będzie cholerna strata czasu – warknął Harry, wciąż wściekły.

Severus nic nie powiedział, nie chcąc wdawać się w publiczną kłótnię.

Kiedy dotarli do domu, Harry bez słowa poszedł do swojego pokoju.

Severus pozwolił mu na to, chociaż postawa chłopca sprawiła, że Severus miał ochotę nim potrząsnąć. Myślał, że Harry nauczył się radzić sobie z niepowodzeniami znacznie lepiej. Z drugiej strony wiedział, że chłopiec z niecierpliwością czekał na okazję, by przedyskutować swoją sprawę z Ministrem, a także rozumiał, że Harry tęskni za Meadowsweet. Niemożność zobaczenia dziewczyny, którą kochał, była dla niego ciężka, zwłaszcza że teraz miał szansę o niej myśleć.

Mistrz Eliksirów westchnął i zastanowił się, czy Harry’emu dobrze zrobi zaproszenie kilku przyjaciół. Postanowił poruszyć tę kwestię później i udał się do swojego laboratorium, by uwarzyć kilka eliksirów.

W międzyczasie Harry jeszcze przez chwilę chodził w tę i z powrotem, wściekając się, aż Hedwiga obudziła się i ze złością kazała mu przestać tupać jak wkurzony słoń i pozwolić jej spać w spokoju. Rzucił się wtedy na krzesło, mamrocząc ze złością pod nosem, jakim bezmyślnym kretynem był Knot i prawdopodobnie zrobił to celowo, nim w końcu się uspokoił.

Następnie wyjął pióro, bardzo ładny atrament i zaczął pisać list do Meadowsweet.

 

Droga Sasho,

Przepraszam, że nie napisałem do ciebie wcześniej. Nie zapomniałem o tobie ani o obietnicy złożonej Darkmoonowi. Prawdę mówiąc, myślę o Tobie prawie codziennie i gdybym mógł, już tydzień temu rozwiązałbym tę cholerną sytuację. Jednak mój Minister  był zbyt zajęty na rozmowę, więc poszedłem do niego dziś rano na umówione spotkanie, ale dowiedziałem się tylko, że musi ono zostać przełożone, ponieważ był on już spóźniony i musiał spotkać się z inną komisją, więc nie miał już miejsca, by mnie dzisiaj przyjąć.

Nie mogę uwierzyć, że mógł nas tak wystawić. Chciałem tylko pięciu cholernych minut na przedstawienie mojej sprawy i tyle. Zaczynam się zastanawiać, czy nas nie unika. Czy podejrzewa, o czym chcemy porozmawiać i myśli, że może tego uniknąć, jeśli poprzerzuca nas w tę i z powrotem?

Mówię ci, Sasha, jestem tym tak sfrustrowany, że gdybym był w swojej jastrzębiej formie, pewnie traciłbym pióra ze stresu. Spodziewałem się, że problem zostanie rozwiązany tydzień temu, a zamiast tego sprawa przeciąga się na całe lato. Gdybym mógł, poleciałbym już dzisiaj przez Kanał do Mrocznego Lasu. Tak bardzo za tobą tęsknię!

Czasami nie śpię w nocy i wyobrażam sobie, że jestem z powrotem w Sylvanorze i śpię w twojej chatce. Spinner’s End to fajne miejsce, a Severus i ja dobrze się dogadujemy, ale są chwile, w których pragnę latać między drzewami i czuć wiatr świszczący w skrzydłach tak bardzo, że prawie nie mogę tego znieść. Nie chcę mówić Severusowi, że wariuję… nie chcę, żeby pomyślał, że nie doceniam tego, że dał mi dach nad głową, a zwłaszcza własny pokój. Był dla mnie bardziej niż hojny.

Odkąd wróciłem do domu, niewiele robię poza nauką i odrabianiem zadań na lato. Wiem, że to konieczne, ale tęsknię za dniami pełnymi latania i polowania z Warriorem, choć nie za wilkołakami i maldecorvae. Nie wiem, dlaczego tak się czuję… niespokojny i… niezadowolony. Czy nie powinienem się cieszyć, że Voldy’ego nie ma, podobnie jak jego śmierciożerców? Razem z Sevem odnieśliśmy wielkie zwycięstwo i teraz możemy odpocząć i wrócić do normalnego życia, prawda?

Problem jest taki, że nie wiem już, czym jest norma. Nigdy nie miałem normalnego życia, a teraz, kiedy mogę je mieć, nie wiem, co z nim zrobić. Brzmię jak idiota, prawda? Marudzę, że nie muszę walczyć z mrocznym czarodziejem. Jestem takim dupkiem!

Chciałbym, żebyś tu była.

Gdy tylko porozmawiam z Ministrem, dam ci znać. Nie pozwolę mu wiecznie się unikać. Tak czy inaczej, rozwiążę tę kwestię przed końcem lipca. Obiecuję ci na mój czarodziejski honor. Knot jest mi to winien.

Śnij o mnie tak, jak ja śnię o tobie, Meadowsweet.

Zawsze twój,

Harry

 

Po zapieczętowaniu koperty, odwrócił się do Hedwigi i powiedział cicho:

- Hedwigo? Nie śpisz? Czy mogłabyś wyświadczyć mi przysługę i dostarczyć ten list? Jest dla Meadowsweet.

Sowa poruszyła się na swojej grzędzie, więc poczekał, aż otworzy jedno złote oko i spojrzy na niego z lekką irytacją.

- Zakłócasz mój odpoczynek i teraz prosisz mnie o przysługę? Szczerze, czy Severus nie nauczył cię żadnych manier, pisklaku?

- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić, po prostu… byłem tak zły, ponieważ Minister nie chciał się dziś rano ze mną spotkać.

- Odmówił spotkania z tobą? Dlaczego?

Harry wyjaśnił sprawę przełożonego spotkania.

- Naprawdę mnie to niepokoi, Hedwigo, bo miałem nadzieję natychmiast uwolnić wilczaki i zatwierdzić patent Jaspera. Myślałem, że teraz, gdy Voldemort zniknął, Knot będzie mnie szanował, ale chyba się myliłem. Myślę, że może mnie unikać.

Sowa zahukała cicho.

- Być może masz rację. A może jest zwyczajnie przytłoczony obowiązkami. Tak czy inaczej, wpadnie w szał nie pomoże, Harry. Gdzie ten list do Meadowsweet? Muszę już lecieć, jeśli mam wrócić do jutrzejszego poranka.

- Proszę – ostrożnie wsunął kopertę do cylindra i przymocował go do jej nogi. – Nie spiesz się w drodze powrotnej, żebyś nie została ranna, Hedwigo. Leć i wracaj bezpiecznie.

- Zawsze, pisklaku. – Zanim wyleciała przez okno, uszczypnęła go lekko w ucho.

Harry rzucił się na łóżko i zapatrzył w chmury namalowane na ścianach i suficie. Następnie zamknął oczy i próbował medytować.

Później tego samego wieczoru, podczas kolacji, Harry przeprosił Severusa za swoje zachowanie, a potem, gdy pomagał umyć naczynia, zapytał starszego czarodzieja, co zrobi z ofertą Dumbledore’a.

- Naprawdę uważam, że powinieneś ją przyjąć, Sev. Znaczy, nie ma w Hogwarcie nikogo z personelu, kto wykonałby tak dobrą robotę. I nie mówię tego dlatego, że potrafisz sprawiać, że dzieciaki się zachowują. Myślę, że nadszedł czas, by Hogwartem zarządzał ktoś, kto będzie w stanie… zjednoczyć wszystkie domy i utrzymać je w takim stanie. Zgodnie z zamierzeniami Założycieli. Czytałem o nich i dowiedziałem się, że wszyscy byli przyjaciółmi oraz na początku nauczali każdego studenta, za wyjątkiem tych, których uznawali za specjalnie utalentowanych i przyjmowali ich jako nadzwyczajnych praktykantów.

- Gdzie to przeczytałeś? Nie było to szczegółowo opisane w „Historii Hogwartu”.

- Przeczytałem w innej książce: „Czterej Założyciele – dogłębne spojrzenie” autorstwa profesora Thotha – odpowiedział Harry. – Napisał też, że Salazar Slytherin nie nienawidził mugolaków, nienawidził faktu, że większość z nich w tamtym czasie była bardzo przesądna i nie umiała czytać ani pisać, upierali się, że są przeklęci, a niektórzy próbowali zdradzić czarodziejów i nasyłać na nich łowców czarownic. Dlatego musieli zachować lokalizację Hogwartu w tajemnicy. Twierdził, że dalsze przyjmowanie mugolaków, którzy mogliby ich wydać łowcom ze względu na religię lub rodzinę, stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa. Myślał, że większości nie można ufać.

- Też to czytałem. Salazar Slytherin był skomplikowanym człowiekiem, nie był prostym, nietolerancyjnym potworem, jak wieku wierzy. Nie był taki jak Godryk Gryffindor, który pochodził ze szlacheckiej rodziny i został wyszkolony na rycerza, zanim odkrył, że jest czarodziejem. Salazar pochodził z rodziny kupieckiej, szanowanej, ale bez tytułów. Rowena Rawenclaw była szlachetną damą, ale Helga Hufflepuff urodziła się w klasztorze z kobiety, która szukała schronienia podczas burzy. Jej matka zmarła, a mnisi oddali ją do opactwa, gdzie na szczęście tamtejsza Matka Przeorysza znała oznaki osoby Obdarowanej i odpowiednio ją wychowała.

- O tym też czytałem. Dlatego wolała brązowo-żółte kolory, lojalność i ciężką pracę ponad inne cnoty – powiedział Harry. – Ale poważnie, Sev, myślę, że powinieneś przyjąć ofertę. Pokazałeś światu, że nie wszyscy Ślizgoni są mroczni i źli, jesteś bohaterem, ludzie będą szczęśliwi, że zostałeś wybrany na miejsce Dumbledore’a. Ślizgoni z pewnością zaufają ci bardziej niż kiedykolwiek Dumbledore’owi, a to coś wspaniałego.

Harry patrzył na ojca poważnie, jego zielone oczy były pełne podziwu i Severus poczuł się dziwnie dumny, szczęśliwy, że jego syn uznał go za godnego tego stanowiska.

- Czy naprawdę myślisz, że uczniowie będą szczęśliwi, jeśli ich dyrektorem zostanie ich zgryźliwy nauczyciel eliksirów?

- Może na początku nie, ale to dlatego, że nikt nie zna cię tak jak ja. No cóż, może za wyjątkiem Jace’a i Vince’a. Nie musisz już zgrywać paskudnego szpiega, Sev. Teraz możesz po prostu być… sobą.

- Czy mogę zapytać, co to znaczy?

- Surowym draniem, kiedy trzeba, ale sprawiedliwym – powiedział szczerze Harry. – Tym, który nie zawaha się dać szlabanu nawet swojemu ulubionemu uczniowi.

Brwi Snape’a uniosły się pod jego włosy.

- Sugerujesz, że faworyzuję uczniów?

- Cóż, razem z Ronem myśleliśmy, że faworyzujesz Malfoya, ale wiem, że tak nie jest po tym, jak przetrzepałeś mu skórę za zranienie mnie, gdy byłem jastrzębiem – odpowiedział Harry. – Ale teraz myślę, że uczniowie mogą pomyśleć, że mnie faworyzujesz, ponieważ jestem teraz twoim synem.

- Mam nadzieję, że nie spodziewasz się lepszego traktowania.

- Oczywiście, że nie. Nigdy być mnie nie faworyzował, Sev, nawet teraz, gdy nie jesteśmy w szkole.

- Cieszę się, że o tym wiesz. Bo gdybyś kiedykolwiek tak pomyślał, dyrektor czy nie, czekałoby cię brutalne przebudzenie, panie Potter-Snape.

Harry zachichotał i uniósł rękę.

- Spokojnie, Warrior. Nie jestem głupi i rozumiem. I tak nie chciałbym lepszego traktowania. Nigdy tego nie chciałem, nawet gdy połowa nauczycieli w szkole uważała, ze na nie zasługuję, bo jestem chłopcem, który przeżył albo dlatego, że mnie żałowali z powodu bycia sierotą czy jakiegokolwiek innego. Zawsze czułem się z tym niekomfortowo.

- Cóż, nie musisz się tym martwić z mojej strony – powiedział po prostu Severus. – Jutro rano mam zamiar złożyć dyrektorowi wizytę, nadal powinien być w Hogwarcie, gdzie się pakuje i finalizuje wszystkie rzeczy.

- Czy mogę iść? Nie muszę być obecny na spotkaniu, ale… trochę mną trzęsie, bo tyle czasu nie latałem – przyznał cicho Harry.

- Dlaczego nie mówiłeś nic wcześniej? Zaaranżowałbym dla ciebie trochę czasu na przemianę i lot, Harry.

Harry wzruszył ramionami.

- Nie chciałem ci przeszkadzać.

- Harry, informowanie mnie, że twoja klaustrofobia narasta, ponieważ zbyt długo przebywałeś w zamknięciu, nie jest przeszkadzaniem mi.

- Nie mam klaustrofobii, Severusie! – sprzeciwił się ostro Harry.

- Nie ma się czego wstydzić, Harry. Biorąc pod uwagę twoje wychowanie, można się spodziewać, ze cierpisz na jakiś rodzaj fobii – uspokoił Severus.

- Nie prawda. Po prostu staję się… niespokojny, gdy całymi dniami siedzę w domu. Więc mogę iść? Zmienię się we Freedoma i polatam po błoniach, napiję się herbaty i zjem bułeczki z Hagridem, podczas gdy ty porozmawiasz sobie z profesorem.

- Dobrze. A następnym razem, gdy poczujesz się… niespokojny, synu, masz mi powiedzieć. Przeprowadzka tutaj nie oznacza, że musisz wszystko trzymać dla siebie. Nie zabraniam ci wychodzić na zewnątrz ani rozmawiać z innymi ludźmi. W rzeczywistości, jeśli zaprzyjaźnisz się z kilkoma sąsiadami, pomoże to utrzymać wrażenie, że jesteś tak normalny jak oni.

- Są tu jeszcze jakieś inne dzieciaki?

- Tak, dwa, chyba mieszkają naprzeciwko. Nie mam nic przeciwko, żebyś się z nimi zaprzyjaźnił.

- Czy ty rozmawiasz z sąsiadami?

- Oczywiście. Nie urządzam przyjęć, żeby ich pozapraszać, ale jestem wobec nich uprzejmy i grzeczny, znam ich imiona, nazwiska i czym się zajmują. Uważają, że uczę w szkole z internatem w Szkocji, co jest prawdą. Jeśli chcesz, możesz im powiedzieć, że jesteś moim nowo adoptowanym podopiecznym, synem, którego rodzice niedawno zmarli i również chodzisz do tej samej szkoły, w której obecnie uczę. W ten sposób zniesiemy plotki i nie będziesz musiał się obawiać tego, że pomyślą, jacy jesteśmy dziwni.

- Dobra. Tak zrobię – powiedział Harry. Nigdy wcześniej nie miał mugolskich przyjaciół, głównie dlatego, że dzieciaki z sąsiedztwa przywykły uważać go za dziwaka i młodocianego przestępcę z więzienną kartoteką, a także dlatego, że Dudley odstraszał każdego, kto okazywał choćby odrobinę zainteresowania Harrym. Pobiła Marka Evansa, kiedy przyłapał go na pożyczaniu Harry’emu komiksu, więc potem Mark trzymał się z daleka. Harry szybko zdecydował, że nie warto mieć przyjaciół na lato.

Ale teraz wszystko było inaczej i może choć raz mógł mieć to, co najlepsze z obu światów.

Severus popatrzył na niego z troską, myśląc, że musi przekonać chłopca, by ten wkrótce zobaczyć Psychouzdrowiciela. Łagodna klaustrofobia może stać się ciężką, jeśli nie będzie leczona, podobnie jak strach Harry’ego przed ciemnością. Nadszedł czas, gdy Harry otrzymał pomoc, której potrzebował i Severus postanowił porozmawiać z nim na ten temat ponownie po wizycie u Dumbledore’a.

Następnego ranka obaj Snape’owie udali się do Hogwartu, do kwater Mistrza Eliksirów. Następnie udali się po schodach na wyższe poziomy zamku i Harry zostawił Severusa przy kamiennym gargulcu, wyszedł na zewnątrz i w mgnieniu oka stał się Freedomem.

W ciągu kilku chwil jastrząb wzniósł się w niebo, wydając charakterystyczny pisk radości, gdy wślizgnął się po prądzie wstępującym. Minął tydzień od jego ostatniego lotu, więc gwałtownie tęsknił za niebem. Okrążył zamek i poszybował do chatki Hagrida. Miał nadzieję, że gajowy jest w domu, gdyż chciał zaskoczyć wielkoluda.

Hedwiga wróciła tego ranka wcześnie i teraz spała, wszyscy w Sylvanorze czuli się dobrze, a Sasha obiecała, że wkrótce odpisze. Wilki zawyły, by uczcić zwycięstwo, a Darkmoon powiedział Hedwidze, aby ta przekazała Harry’emu, że od czasu porażki Czarnego Pana wampiry Drakuli nie najeżdżały już lasu.

Harry ulżyło, gdy usłyszał, że wszystkie wilczaki miały się dobrze, ale to tylko sprawiło, że jeszcze bardziej nie mógł się doczekać upragnionego spotkania z Knotem. Leciał leniwymi spiralami nad domem Hedwiga, z radością odnotowując kłęby szarego dymu wydobywające się z komina. Hagrid był w domu. Tłumiąc złośliwy chichot, Freedom wleciał do przez otwarte okno kuchenne wielkoluda.

Severus zapukał do drzwi biura i powitało go wesołe:

- Wejdź.

Stary czarodziej klęczał obok pudełka i ostrożnie umieszczał w nim niektóre swoje pamiątki i zdjęcia. Wyglądał na dość zmartwionego, jego kapelusz był przekrzywiony, a na jego szatach były okruchy, nie zadając sobie trudu, by je strzepnąć.

Rozpromienił się, gdy zobaczył, kto stoi w drzwiach.

- Severus! Dzień dobry! Właśnie miałem sobie zrobić przerwę, żeby coś przekąsić. Dołączysz do mnie na śniadanie? – Pomachał ręką w stronę biura, które wyglądało jakby przeszło przez nie tornado. Pudełko, rolki taśmy i stare dywany walały się wszędzie, półki były w połowie puste, a Dumbledore wyglądał, jakby włożył palec do gniazdka i włosy mu się zjeżyły na całej głowie.

- Trudno mi zdecydować, co chcę zabrać, a co zostawić. Przez lata zebrałem tak wiele rzeczy i aż do teraz nie zdawałem sobie sprawy, jak dużo, dopóki nie musiałem tego wszystkiego usunąć.

Severus rozejrzał się powoli.

- Dlaczego nie pozwolisz skrzatom domowym, żeby ci pomogły, Albusie? Mogą ci wszystko zorganizować.

- Wiem, ale chciałem spróbować zrobić to sam. Nie mogę teraz polegać na skrzatach domowych we wszystkim, skoro poświęciłem swoją magię. – Stary czarodziej wstał, krzywiąc się lekko.

- Wszystko w porządku?

- Tak, od czasu do czasu odczuwam mrowienie w dolnej części pleców. – Dumbledore machnął na niego ręką. – Muszę się tylko przeciągnąć. – Rozejrzał się po pokoju. – No cóż, trochę się w tym pogubiłem.

Severus zamrugał. Jeśli to nazywał pogubieniem, nie chciałby wiedzieć, jak wyglądało tu wcześniej. Mimo to trzeba było przyznać staruszkowi punkty za próbę.

- Może moglibyśmy się przenieść do salonu, Severusie? – zaproponował były dyrektor. – Jest tam znacznie mniej kurzu.

Wyszli z biura przez tajny tunel i weszli do kwater dyrektora. Najwyraźniej były już spakowane, ponieważ miejsce było schludne, choć puste, więc Severus i Albus usiedli przy małym stoliku, a Albus zawołał skrzata domowego, by ten przyniósł im śniadanie.

Zjedli w swoim towarzystwie, po czym Severus powiedział:

- Zakładam, że znasz powód, dlaczego przyszedłem, Albusie.

Oczy starszego czarodzieja zaczęły błyszczeć.

- Przyszedłeś przyjąć moją ofertę, prawda?

- Tak.

Uśmiech pojawił się w brodzie Albusa.

- Wspaniale! Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie, Severusie. Naprawdę czuję, że najbardziej nadajesz się na to stanowisko.

- Podobnie jak Harry – skomentował ironicznie Severus.

- I ma rację. Teraz poczekaj chwilę i pozwól mi przynieść papiery. Mam je na biurku. – Dumbledore wstał i wślizgnął się z powrotem do biura.

Wrócił po kilku minutach z plikiem pergaminów, piórem i atramentem.

- Proszę. Oto dokumenty stwierdzające, że składam rezygnację ze stanowiska z powodu nieprzewidzianych okoliczności i rekomenduję cię na swoje zastępstwo. Otrzymałem podpis od Minervy, która popiera moją decyzję i potwierdza, że jestem zdrowy na umyśle i ciele. Możesz tu podpisać, Severusie. – Wskazał linię na dole pergaminu.

Severus wziął go i przeczytał, nim podpisał. Zasadniczo było tam napisane, że Albus rezygnuje i wybiera na swojego następcę Severusa Tobiasza Snape’a, Mistrza Eliksirów w Hogwarcie i bohatera Drugiej Wojny z Voldemortem. Powściągliwy czarodziej skrzywił się na to określenie, ale nie wytknął go i z rozmachem podpisał się, akceptując nominację.

- Teraz wyślę to do Ministerstwa w celu złożenia wniosku i to wszystko. Mogę zamieścić artykuł w gazecie, żeby ludzie wiedzieli, że przejmujesz ode mnie stery, a teraz możemy omówić politykę szkoły i Rady Gubernatorów – powiedział z zapałem Albus. – Przyswojenie tego wszystkie może zająć ci trochę czasu, mój chłopcze, ale pomogę ci najlepiej, jak potrafię.

Rozmawiali przez trzy godziny. Albus wyjaśnił, w jaki sposób każdy kolejny dyrektor realizował swoją własną politykę akademicką wraz z zatwierdzaniem programu nauczania.

- Nie znalazłem powodu, by zmieniać ten program, który stosował mój poprzedni, dyrektor Dippet, ale w nowym roku możesz poczuć, że zrobisz inaczej.

- Właściwie rozważałem kilka rzeczy, które warto dodać do programu nauczania – zaczął Severus.

- Na przykład jakie?

- Uważam, że czystokrwiści czarodzieje skorzystaliby na obowiązkowym studiowaniu mugoloznastwa przez wszystkie lata Hogwartu, ponieważ pomogłoby to więcej zrozumieć i nauczyć się tolerować mugoli i mugolaków. Większość ich nietolerancji wynika z braku kontaktu i ignorancji. Wierzą, że mugole są gorsi, ponieważ powiedzieli im to ich rodzice, a oni nigdy nawet nie spotkali mugola ani nie studiowali ich kultury. Ignorancja rodzi nietolerancję. Chcę im pokazać, że nie ma tak dużej różnicy między czarodziejem a mugolem, jak im się może wydawać.

- To bardzo pouczające, Severusie! Jestem pewny, że Charity Burbage będzie szczęśliwa, mogąc ci pomóc.

- Tak. Chcę też wprowadzić nowe zajęcia dla uczniów urodzonych w mugolskich rodzinach i półkrwi, wychowanych głównie przez mugoli, takich jak Harry czy ja. W moim Domu zawsze zapewniałem dodatkowe korepetycje tym mugolakom, którzy zostali mi przydzieleni, zaczynając od podstawowej nauki pisania. Chcę rozszerzyć te korepetycje i przekształcić je w zajęcia, które będą wprowadzać mugolaków do świata czarodziejów i pomagać im lepiej się zaadaptować. Będą obejmowały takie rzeczy, jak prawidłowe noszenie szat, pisanie na pergaminie i piórem zamiast na papierze i długopisem, a także uczenie zwyczajów rodzin czarodziejów czystej krwi, typowych zabaw i wyrażeń, bajek i historii, wszystkich tych rzeczy, które sprawiają, że na pierwszym roku mugolaki pasują tu jak wół do karety. Pomogłoby im to łatwiej przejść z mugolskiego świata nauki i technologii do świata magii.

- Nie wiem, dlaczego nigdy o tym nie pomyślałem. Jesteś bardzo mądry, Severusie.

- Być może nigdy nie przyszło ci to do głowy, ponieważ sam nie musiałeś aklimatyzować się w naszym świecie, podczas gdy ja tak – zauważył Severus.

- Prawda. Kogo zatrudnisz do prowadzenia tych zajęć?

- Siebie samego, a Harry będzie moim asystentem – odparł Severus. – W tej chwili jestem jedyną osobą z personelu, która posiada kwalifikacje wystarczające, by tego uczyć, a Harry może być moim praktykantem, jak również może nadal pomagać nowemu profesorowi eliksirów, jeśli będzie sobie tego życzył. Planuję prowadzić te zajęcia raz w tygodniu, podczas podwójnych lekcji. To samo dotyczy mugoloznawstwa. Myślę, że nazwę te zajęcia czaroznawstwem.

- Myślisz, że poradzisz sobie z zajęciami mając wszystkie inne obowiązki?

Severus skinął głową.

- Tak, z pomocą Harry’ego. Ty dałeś sobie radę z wojną, Albusie, więc myślę, że poradzę sobie z kilkoma dodatkowymi zadaniami domowymi i testami.

- Miło mi to słyszeć. Teraz rzeczywiście masz kilka wolnych stanowisk do obsadzenia – powiedział Albus. – Obecnie będziesz potrzebować nauczyciela transmutacji i opiekuna Gryffindoru na miejsce Minervy. Zapytałem ją, czy może kogoś polecić, a ona zaproponowała jednego ze starszych chłopców Weasleyów.

- Charlesa albo Williama – zadumał się Severus. – Wolałbym Charliego, bo jest kawalerem i niedawno doznał kontuzji, która może mu uniemożliwić obecną pracę poskramiacza smoków. William ma dobrą robotę w banku Gringotta, więc wątpię, czy zostawiłby ją dla nauczania, ponieważ to poważne zmniejszenie pensji. Charlie otrzymuje wynagrodzenie za pracę niebezpieczną, ale może teraz życzyć sobie czegoś bardziej stabilnego. Jest zrównoważony, spokojny i wierzę, że dobrze sobie poradzi jako opiekun Gryfonów, wie, jak być odpowiedzialnym i sprawować władzę bez arogancji i nie ma żadnych uprzedzeń w kierunku Ślizgonów, o ile dobrze mi wiadomo. Zakładam, że musiał uzyskać ponadprzeciętne wyniki na swoich OWTMach, skoro Minerva zaproponowała go na swoje zastępstwo.

- Tak. Są w jego dokumentach – powiedział Dumbledore. – Sądzę, że Charlie to mądry wybór.

- Dziś po południu wyślę mu sowę i zobaczymy, co powie – przekazał mu Severus.

- Masz jeszcze wolne stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią, które już nie jest związane klątwą oraz…

- Eliksiry, wiem. Być może będę mógł zaproponować je mojemu byłemu uczniowi, który właśnie skończył swoją praktykę na poziomie mistrza – powiedział Severus. – Gabriel Stevens…

- Poczekaj chwilę, Severusie. Ja… eee… w pewnym sensie pozwoliłem sobie… pomóc ci w tym i już… porozmawiałem z prawdopodobną kandydatką na twoje stanowisko. Wierzę, że już wcześniej się poznaliście.

Severus zmarszczył brwi.

- O kim mówisz?

- Powiedziała mi, że spotkaliście się w Rzymie, wiele lat temu na konferencji, chociaż ona nigdy o tobie nie zapomniała. Nie uczęszczała do Hogwartu, ale wróciła do Brytanii, by zająć się swoim starzejącym się ojcem, Angusem. Jest siostrzenicą Minervy…

- Thea! Thea McGonagall! – sapnął Severus.

Poczuł, jak serce bije mu w piersi jak pędzący pociąg. Thea… jego Thea, kobieta, która nawiedzała go w snach od lat, miała teraz zostać Mistrzynią Eliksirów. Nie było mowy, by kwestionować jej odpowiedniość na to stanowisko, ponieważ wiedział, że nawet wtedy była geniuszem jeśli chodziło o posługiwanie się kociołkiem, być może nawet równym jemu.

Thea. Jedyna kobieta, poza Lily, do której pozwoliłem sobie zbliżyć. Jedyna kobieta, którą pokochałem, odkąd Lily mnie zostawiła.

Zacisnął szczękę. Niemal krzyknął: „Nie, Albusie! Nie będzie tu przebywać. Ja na to nie pozwolę.” Ale nic nie powiedział. Nie wiedział nawet, czy Thei jeszcze na nim zależy. Minęły lata, od kiedy się widzieli, a on odszedł dość nagle. Od tego czasu nigdy więcej o niej nie usłyszał i przypuszczał, że wróciła do Włoch, gdzie objęła stanowisko w tamtejszym Instytucie Magii i zapewne wyszła za mąż.

- Mówiłeś, że wróciła zająć się swoim ojcem. Jest mężatką?

- Nie sądzę. Minerva żartowała, że jest poślubiona kociołkowi, dokładnie jak ty, Severusie. Najwyraźniej jej matka zmarła kilka lat temu, a ojciec wrócił do Szkocji, bo nie mógł znieść mieszkania w Rzymie bez żony. Thea została we Włoszech, chyba była prywatną nauczycielką u zamożnej rzymskiej rodziny, ale teraz przyjechała do Wielkiej Brytanii i szukała pracy, a ma bardzo dobre referencje. Pomyślałem, że będzie jej tu dobrze i ponowiłem zaproszenie, by dołączyła do naszej kadry. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, Severusie. Pomyślałem, że zaoszczędzę ci trochę czasu, jeśli ją mianuję.

Severus spojrzał na niego ostro, zastanawiając się, czy Dumbledore podejrzewał, że coś między nimi było. Czy nie porzucił roli starego lisa, by zacząć bawić się w swatkę.

- Dziękuję, Albusie. Ale następnym razem porozmawiaj ze mną, zanim zrobisz coś w tym stylu.

- Przepraszam, jeśli cię uraziłem.

- Nie ma za co. Thea McGonagall jest całkowicie akceptowalną kandydatką na Mistrzynię Eliksirów – westchnął Severus. Chociaż obawiam się, że skomplikuje mi to życie w sposób, którego nawet nie potrafię sobie wyobrazić. Ciekawe, czy nadal wygląda tak samo? I czy nadal dobrze wspomina Rzym? Potrząsnął głową. Nie było sensu błądzić ścieżką wspomnień. Zatrudnienie Thei na Mistrzynię Eliksirów było posunięciem czysto zawodowym, a nie po to, by miał pretekst, by codziennie na nią patrzeć. Merlin jeden wiedział, czy nie gardziła nim za to, że ją tak zostawił. Prawie pragnął, by była komuś poślubiona. Ale jednocześnie jego serce cieszyło się, że tak nie było.

- Jedynym problemem jest teraz to, że potrzebuję zastępstwa na opiekuna Slytherinu – stwierdził Severus. – Ponieważ Thea nigdy nie chodziła do Hogwartu, nie może być Głową Domu.

- Masz kogoś na myśli?

Severus zastanowił się. Przyszła mu do głowy jedna osoba.

- Myślę, że starszy Vincent Crabbe będzie dobrym Opiekunem, skoro Ministerstwo go ułaskawiło i złożył przysięgę lojalności nowej władzy. – Knot ułaskawił wszystkich, którzy brali udział w Ostatecznej Bitwie przeciwko Voldemortowi, a jeśli byli śmierciożercami to zażądał od nich złożenia wiążącej magicznie przysięgi lojalności, obiecując, że nie podniosą więcej różdżki przeciwko czarodziejom światła, bo w przeciwnym razie trafią prosto do Azkabanu. Crabbe senior dobrowolnie złożył przysięgę.

- Nie pomyślałem o nim. Co za nowatorski pomysł.

- Nie tylko będzie dobrym wzorem do naśladowania dla naszych Ślizgonów, ale mógłby też uczyć przedmiotów fakultatywnych, takich jak zaklinanie albo kowaloznawstwo, skoro z zawodu jest magi-kowalem. Myślę, że byłaby to dobra gałąź magii do uczenia naszych studentów. To znaczy, jeśli tylko zgodzi się on objąć stanowisko.

- Zgadzam się. Myślę, że w przyszłym roku wprowadzicie wiele wspaniałych zmian i naprawdę zaszokujecie Knota oraz tych staruszków z Rady. – Dumbledore brzmiał na uszczęśliwionego.

- Myślę, że jeśli chodzi o ostatnie stanowisko, zaproponuję je ponownie aurorowi Remusowi Lupinowi. Od czasu jego bohaterskiego pokonania Greybacka, nie powinno być żadnych sprzeciwów wobec nauczyciela wilkołaka, zwłaszcza jeśli ja albo Thea będziemy co miesiąc warzyć eliksiry tojadowy. Niedawno poprosił Nimfadorę Tonks o rękę i myślę, że wolałby pracę, która wymaga mniej podróżowania i ryzykowania, podobnie jak ona – powiedział Severus. A jeśli Harry nakłoni Ministra, aby pozwolił wilczakom opuścić Mroczny Las, będą musiały uczęszczać do szkoły i wolałbym, żeby Lupin był w pobliżu, by pomóc im się dostosować, a także pokazać im, że istnieją też porządne wilkołaki, nie tylko złe bestie.

- Cieszę się, że pozbywasz się dawnych uraz.

- Humph! Miałem problem z Blackiem i Potterem, Albusie, nie z Lupinem. Nie można go winić za ich żart, nie panował nad sobą. To, że nie wziął eliksiru tojadowego i niemal zaatakował uczniów było powodem, dlaczego kilka lat temu uznałem, że nie można mu ufać w szkole. Myślę jednak, że już więcej nie popełni tego błędu. W bitwie dobrze sobie radził i nie ma wątpliwości, że ponownie poradzi sobie w klasie.

Albus wyglądał, jakby właśnie otrzymał milion cytrynowych dropsów.

- Och, tak, z pewnością. Nie mogę się doczekać, jak potoczy się dla ciebie nowy rok, Severusie. Naprawdę życzę ci wszystkiego najlepszego. Myślę, że ten rok będzie rokiem cudów.

Severus zakaszlał, czując się nieswojo z powodu wylewnych pochwał, którymi Albus go obsypywał. Jedyne, co zrobił do tej pory to nominowanie kilku osób do kadry. Czas pokaże, czy zadziałają.

- Jesteś wiecznym optymistą, Albusie – powiedział sucho.

- A jak inaczej, twoim zdaniem, przetrwałbym dzień? – odparł starszy czarodziej.

Wtedy Severus poczuł się winny, przypominając sobie, co drugi stracił.

- Masz rację, wybacz.

- Nie mam ci nic do wybaczenia, stary przyjacielu. Nadszedł czas, żebym przeszedł na emeryturę i przeżył resztę swoich dni w spokoju. Długo czekałem na ten dzień i nigdy nie pomyślałem, że go zobaczę… dzień, w którym cień Voldemorta zostanie pokonany na dobre i w końcu wszyscy będziemy mogli żyć w pokoju.

- Tak. Myślę, że zapomnieliśmy, co to oznacza i będziemy musieli nauczyć się tego na nowo. – Severus wstał. – Chodź, Albusie. Pomogę ci się spakować, żebyś wyrobił się do września.

- Och, wątpię, żeby zajęło mi to aż tyle czasu – sprzeciwił się.

- Nie? Biorąc pod uwagę, jak ci szło… Skończyłbyś w okolicach następnych Świąt – parsknął były Mistrz Eliksirów, wychodząc przez drzwi do biura.

Wspólnie stary i nowy dyrektor zabrali się do pracy, reorganizując biuro i pakując pamiątki z całego życia, podczas gdy na zewnątrz, na niebie, po błoniach przelatywał jastrząb, ciesząc się pędem wiatru i słońcem oświetlającym jego pióra.

 

piątek, 12 stycznia 2024

PoO - Rozdział 20 – Wybrana droga

Następnego ranka Harry wstał przed świtem i wkrótce potem opuścił wieżę Gryffindoru, zabierając ze sobą wszystko, czego potrzebował na pierwsze spotkanie. Harry najszybciej jak to możliwe udał się do gabinetu profesor McGonagall, a jego kroki odbijały się echem po pustych korytarzach. Spędził połowę nocy, przeglądając swoje pytania i prośby oraz wskazówki, o których musiał pamiętać. W tej chwili Harry wiedział, że ma przewagę nad wieloma innymi w swoim wieku i to nie dzięki swojej roli w wojnie.

Dotarłszy do posągu gargulca, Harry ze zdziwieniem zauważył, że ten już odsunął się na bok, ujawniając kręcone, kamienne schody. To się nigdy nie zdarzało. Instynkt natychmiast wziął górę. Jednym ruchem nadgarstka Harry chwycił w dłoń różdżkę, ostrożnie zaczął wspinać się na górę po schodach, które zaczęły poruszać się w chwili, gdy stanął na pierwszym stopniu. Jego umysł już rozważał możliwe scenariusze, każdy bardziej katastrofalny od poprzedniego.

W okamgnieniu dotarł do wypolerowanych, dębowych drzwi z mosiężną kołatką w kształcie gryfa. Próbował słuchać, ale z pokoju nie wydobywał się żaden dźwięk. Nie było łatwo zdecydować, czy zapukać, czy wbiec do pomieszczenia z różdżką w pogotowiu. Voldemort nie żyje, idioto. Zagrożenie minęło. Zawahał się przez chwilę, po czym zapukał i poczekał tylko sekundę, nim drzwi się otworzyły, ukazując duży, okrągły pokój.

- Panie Potter – głos profesor McGonagall odbił się lekkim echem, po czym wyszła z korytarza prowadzącego do prywatnych komnat. – Nie spodziewałem się, że przyjdzie pan tak wcześnie, ale myślę, że tak będzie lepiej. Jest kilka rzeczy, które powinieneś wiedzieć. – Profesor McGonagall podeszła do biurka i usiadła, gestem wskazując Harry’emu, by siadł na krześle naprzeciwko. – Jak wiesz, Poppy była jedną z osób, które cię zreferowały, a twoje lekcje z nią zostały udokumentowane w twoim życiorysie. Członkowie Zarządu poprosili o rozmowę z Poppy, ale ona nie jest pewna, co chcesz ujawnić.

Harry’emu nie umknęło jej zdezorientowane spojrzenie. Był świadomy, że profesor McGonagall wiedziała, że w Harrym jest coś innego, ale nie wiedziała, co to było. Naprawdę nie było potrzeby jej informować. Poza tym profesor McGonagall nigdy nie wierzyła w jego nienormalność.

- Pani profesor, nie mam problemu z byciem szczerym wobec Członków Zarządu, o ile zgodzą się na złożenie Przysięgi Wieczystej – powiedział w końcu Harry.

- Harry! – sapnęła profesor McGonagall. – Czy to naprawdę konieczne?

Harry westchnął, przeczesując dłonią włosy.

- Tak – powiedział zgodnie z prawdą. – Nie mogę ryzykować, że niewłaściwe osoby wykorzystają przeciwko mnie moje sekrety.

Profesor McGonagall wpatrywała się w Harry’ego przez dłuższą chwilę, po czym westchnęła.

- Mogę się z tobą nie zgadzać, Harry, ale to twoja decyzja – powiedziała ze współczuciem. – Byłeś świadkiem najgorszego, co czarodziejski świat ma do zaoferowania. Przypuszczam, że naturalnym jest, że jesteś podejrzliwy. Czy mam rację, zakładając, że ode mnie też życzysz sobie Przysięgi Wieczystej?

Harry nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu.

- Nie, pani profesor – powiedział rozbawiony. – Po tym wszystkim, co się stało, myślę, że mogę ci zaufać. – Profesor McGonagall rzuciła mu ostrzegające spojrzenie, ale bijący od niej zapał zniwelował niewielki niepokój, jaki to spojrzenie mogło wywołać. – Chyba pamięta pani wybuchy, które miewałem kilka lat temu?

Profesor McGonagall zmarszczyła ze zdziwieniem brwi, po czym skinęła głową.

- Odniosłam wrażenie, że odeszły – powiedziała energicznie.

- Mniej więcej – przyznał Harry. – Już ich nie mam, ale one… cóż… w pewnym sensie pozostawiły coś po sobie… zdolności, na które nie każdy byłby otwarty. Widzi pani, jestem empatą i naturalnym uzdrowicielem.

Profesor McGonagall sapnęła.

- A-Ale to niemożliwe! To…

- Historia mojego życia – stwierdził Harry. – Zdaję sobie sprawę, jak nieprawdopodobne może to być, ale taka jest prawda.

Profesor McGonagall spojrzała na Harry’ego podejrzliwie.

- Albus wiedział, prawda? – zapytała. – Dlatego poprosił cię w zeszłym roku o pomoc, kiedy przyjechali uczniowie. Wiedział, że dowiesz się, kto stanowi zagrożenie.

- Mniej więcej – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Profesor Dumbledore pomyślał, że to będzie dobry test, biorąc pod uwagę, że codziennie będę otoczony ludźmi.

Profesor McGonagall wpatrywała się w Harry’ego przez dłuższą chwilę, po czym pokręciła głową i przeniosła wzrok na stos pergaminów na biurku.

- Normalnie byłabym wysoce sceptyczna w stosunku do istnienia takich umiejętności u nastolatka, ale nigdy nie pozwolono ci być „tylko nastolatkiem”. Rozumiem twoje zawahanie, Harry, i jestem wdzięczna, że zaufałeś mi wystarczająco w kwestii swojego sekretu. Będę cię wspierać, cokolwiek zrobisz.

Płomienie w kominku profesor McGonagall zaryczały, więc szybko zakończyli rozmowę. Profesor McGonagall prędko wstała i podeszła do kominka. Harry cofnął się, nie próbując nawet słuchać, co mówi cichym głosem. Płomienie zmieniły kolor na zielony i powiększyły się, po czym zgasły, gdy w kominku pojawiła się wysoka wiedźma w średnim wieku z dłuższymi ciemnobrązowymi włosami przetkanymi siwizną. Otrzepując bordowe szaty, kobieta odsunęła się na bok i pojawiła się kolejna. Ona także była w średnim wieku, ale była dość pulchna, miała krótkie, piaskowe włosy i ciemnoniebieskie szaty. Kiedy odsunęła się na bok, Harry zobaczył wychodzącego z kominka wysokiego, surowego mężczyznę w okularach, z siwymi włosami zaczesanymi do tyłu, co odsłaniało każdą zmarszczkę na jego twarzy.

Harry wstał i szybko wkradła się w niego nerwowość. Fale zmęczenia, ciekawości i zapału spływały z nowoprzybyłych, gdy ich spojrzenia skupiły się na nim. Cisza wypełniła powietrze, nim profesor McGonagall odchrząknęła i podeszła do boku Harry’ego.

- Pani Johnson, pani Fischer, panie Williams, chcę wam przedstawić, oto Harry Potter – powiedziała profesjonalnie McGonagall. – Harry, członkowie zarządu Szpitala Magicznych Chorób i Urazów Świętego Franciszka w Nowym Jorku.

- Miło was poznać – powiedział cicho Harry.

Wysoka kobieta, pani Johnson, uśmiechnęła się i wystąpiła naprzód.

- Nie ma powodu do zdenerwowania, panie Potter. Chcemy jedynie wyjaśnić kilka obszarów, które nie zostały ujęte w pańskim wniosku.

Profesor McGonagall wyciągnęła różdżkę i kilkoma ruchami wyczarowała trzy dodatkowe krzesła dla członków zarządu. Wszystkie krzesła ustawiły się tak, że trzy z nich były częściowo zwrócone twarzą w stronę pozostałych dwóch. Profesor McGonagall skinęła na członków zarządu, by usiedli, a następnie poprosiła, by Harry zajął miejsce obok niej.

Gdy członkowie zarządu usiedli, każde z nich wyciągnęło coś, co wyglądało jak skurczona tablica z klipsem, która powiększyła im się w dłoniach.

- Panie Potter – zaczęła pani Fischer – w pana wniosku widnieje informacja, że pracował pan w mugolskim szpitalu pod kierownictwem doktora Henry’ego Rolandsa, nim rozpoczął pan staż u pani Pomfrey. Czy mógłby pan porównać dla nas swoje doświadczenia?

- Eee… cóż… myślę, że główną różnicą była atmosfera – powiedział Harry zgodnie z prawdą. – Bez względu na powagę obrażeń, tutaj istnieje pewność, bo ludzie zakładają, że magia może wyleczyć wszystko. W świecie mugoli nie ma tej pewności. Leczenie złamanych kości wymaga czasu. Trzeba wiele, by zorientować się, co jest nie tak, ponieważ nie mają rzeczy podobnych do zaklęć diagnostycznych. W rezultacie wiele mugoli może polegać jedynie na wierze. Myślę, że to jedna z największych różnic. Mugole wierzą w cuda, a świat czarodziejów nie.

Każdy członek zarządu wyciągnął pióro i pisał coś na pergaminie, póki nie przemówiła pani Johnson.

- Z ciekawości, panie Potter, które środowisko pan woli? – zapytała z ciekawością.

Harry zawahał się. To było trudne pytanie, ale nie z tego powodu, co wszyscy myśleli.

- Porównanie ich byłoby niesprawiedliwe, pani Johnson – powiedział szczerze Harry. – Moje obowiązki były zupełnie inne. Czy wolałbym być uzdrowicielem niż sanitariuszem? Oczywiście. Wolałbym realnie przyłożyć rękę do pomocy ludziom. Ciężko było przebywać w otoczeniu osób, którzy potrzebowali pomocy i nie móc nic z tym zrobić.

- Można pomagać w różnym stopniu, panie Potter – stwierdziła pani Fischer. – Wiele osób docenia tych, którzy oferują wsparcie pozamedyczne.

Harry spojrzał na profesor McGonagall, która zrozumiała aluzję.

- Zanim powiemy coś więcej, prosimy o Przysięgę Wieczystą dla bezpieczeństwa pana Pottera – powiedziała surowo McGonagall.

Członkowie zarządu wyglądali na zszokowanych.

- Co proszę! – krzyknął pan Williams.

Profesor McGonagall podniosła rękę, by uciszyć protest.

- Jedyne, czego wymagamy to przysięga, żeby nigdy nie wyjawić tajemnic pana Pottera bez jego zgody – nalegała.

Atmosfera natychmiast się zmieniła, niemal magicznie. Członkowie zarządu wyciągnęli różdżki i złożyli Przysięgę. Harry musiał przyznać, że był zaskoczony, że zgodzili się tak szybko. Większość nalegałaby na jakąś wskazówkę co do tego, czego mieli się dowiedzieć, by się chronić. Kiedy przysięga została złożona, trzy pary oczu skierowały się na Harry’ego, przez co poczuł się niesamowicie zdenerwowany. Proszę, tylko nie zwariujcie.

- Cóż, chciałem tylko, żebyście wiedzieli, że jeśli po tym nie będziecie chcieli mieć ze mną nic wspólnego, zrozumiem to – powiedział Harry, z pewnością brzmiąc na bardziej pewnego siebie niż się czuł. – Widzicie, mam zdolności empaty. Od prawie dwóch lat. – Fale szoku i zdumienia zawirowały wokół członków zarządu, zmuszając Harry’ego do kontynuowania. – Jestem też naturalnym uzdrowicielem.

Panom Johnson i Fischer opadły szczęki, podczas gdy pan Williams pochylił się do przodu. Fale podekscytowania szybko dołączyły do mieszanki.

- Istnieją pewne granice – dodał szybko Harry. – Uzdrawianie działa tylko poprzez dotyk, kiedy mu się chce. Uczę się, jak to kontrolować, ale głównie metodą prób i błędów, kiedy pani Pomfrey na to pozwala. Była raczej niechętna tej umiejętności ze względu na sposób, w jaki wyczerpuje ona moją energię.

- Ale masz nad tym pewną kontrolę, tak? – zapytał pan Williams. Harry skinął głową. – A empatia? Czy masz nad nią kontrolę?

Harry zawahał się. Jak można kontrolować empatię? Zawsze była aktywna.

- Cóż, nie przytłacza mnie już, jeśli o to panu chodzi – powiedział ostrożnie Harry i była to prawda. Nie wiedział dlaczego, ale od śmierci Voldemorta jego zdolności się w zasadzie ustabilizowały. By może Voldemort nie był jedyną osobą, która polegała na magii innych.

- Niezwykłe – powiedziała cicho pani Fischer. – Rozumiem już dlaczego chcesz bardziej aktywnie pomagać ludziom. Potrafisz poczuć, co czują. Poppy Pomfrey jest świadoma tych zdolności?

Harry skinął głową.

- Podjęła się bycia moim osobistym uzdrowicielem. Moi opiekunowie uznali, że najlepiej będzie być z nią szczerym, zwłaszcza gdy moje zdolności się zmieniały.

Członkowie zarządu wymienili długie spojrzenia, po czym skupili się ponownie na Harrym.

- Panie Potter – zaczął pan Williams – czy mamy pozwolenie na przedyskutowanie pana zdolności z Poppy Pomfrey i ewentualnie zapoznać się z dokumentacją, którą mogłaby sporządzić na podstawie swoich obserwacji?

Harry spojrzał nerwowo na profesor McGonagall, która dyskretnie skinęła głową.

- Jeśli pani Pomfrey się zgodzi – odpowiedział, - ale obowiązują takie same ograniczenia. Nie jestem pewny, jak to jest w Ameryce, ale tutaj ludzie nie mają problemu z wykorzystywaniem innych do rozwijania własnej kariery.

Oczy pani Fischer wyrażały współczucie.

- Panie Potter, rozumiemy pańską potrzebę zachowania tajemnicy. Wierzę jednak, że przekona się pan, że poza tym obszarem ludzie nie będą pana nękać. W Ameryce z pewnością słyszeliśmy o Voldemorcie i Harrym Potterze, ale wielu uważa to za dzikie kłamstwo, rzecz coraz bardziej naciąganą, im więcej się ją opowiada.

Harry musiał przyznać, że pani Fischer ma rację. W końcu kto szczerze uwierzy, że ktoś w jego wieku mógł przeżyć połowę tego, co przeżył? Sam to przeżyłem i czasem sam w to nie wierzę.

- Ale nadal rozpoznają imię Harry’ego Pottera, prawda? – zapytał ostrożnie Harry.

Pani Johnson popatrzyła na Harry’ego z uniesioną brwią.

- Będziesz miał problem znaleźć w magicznym świecie jednej osoby, która go nie zna – powiedziała otwarcie. – Jeśli tak bardzo panu zależy na unikaniu jakiejkolwiek uwagi, może pan rozważyć pseudonim. Przyjmowaliśmy już w przeszłości stażystów, którzy wymagali podobnych swobód .

Profesor McGonagall pochyliła się do przodu z uwagą.

- Mieliście już wcześniej uczniów takich jak pan Potter? – zapytała ostrożnie.

Pan Williams odchrząknął.

- Mieliśmy kilku stażystów pochodzących ze znanych rodzin – odpowiedział łatwo. – Na przestrzeni lat mieliśmy także kilku naturalnych uzdrowicieli. Obecnie mamy w naszym zespole naturalną uzdrowicielkę. Prowadzi ona kilka kursów na temat opieki nad pacjentem. Jeśli wybierzesz naszą placówkę, moglibyśmy zaaranżować z nią kilka prywatnych lekcji.

- Zdecydowanie – dodała pani Johnson. – Rzadko zdarza się zyskać stażystę z doświadczeniem i potencjałem pana Pottera.

Harry poczuł się niekomfortowo na swoim siedzeniu, czując ciepło na karku.

- Nie chcę, żeby zabrzmiało to niegrzecznie, ale to wydaje się zbyt piękne, by było prawdziwe – powiedział ostrożnie. – Gdzie jest haczyk?

- Nie ma haczyka – odpowiedział spokojnie pan Williams. – Jednakże będziemy od pana wymagać tego samego, co od każdego stażysty. Będzie musiał odbyć pan rok stażu w świętym Franciszku. Będzie pan także zobowiązany do przestrzegania zasad podanych w książce wprowadzającej, którą otrzyma pan na miesiąc przed rozpoczęciem zajęć.

- Taki jest wymóg każdego szpitala w czarodziejskim świecie, panie Potter – stwierdziła profesor McGonagall.

Spotkanie nie trwało długo, po czym Harry musiał wyjść szybko na śniadanie, nim zaczną się zajęcia. Harry szczerze nie wiedział, co o tym myśleć. To było tak dziwne, że za tak niewiele można zaoferować tak dużo. Członkowie zarządu praktycznie oferowali mu szansę na nowe życie, szansę na pozostawienie za sobą wszystkiego, czego nienawidził w byciu chłopcem, który przeżył, by być zbawicielem czarodziejskiego świata.

To niemal więcej niż kiedykolwiek mógł mieć nadzieję.

Harry’emu cały dzień ciężko było skoncentrować się na czymkolwiek poza rozmowami kwalifikacyjnymi. Podczas lunchu, Harry, profesor McGonagall i pani Pomfrey spotkali się z przedstawicielami szpitala świętej Bernadety, którzy byli aż zbyt chętni do przyjęcia „słynnego Harry’ego Pottera”, by Harry w ogóle rozważył powiedzenie im o swoich zdolnościach. Profesor McGonagall i pani Pomfrey również nie były pod ich wrażeniem i nie miały problemu z wyrażeniem swoich opinii.

Podsumowując, Francja nie mogła konkurować z tym, co miał do zaoferowania Nowy York.

Ostatnie spotkanie odbyło się po kolacji z przedstawicielami szpitala świętego Vincenta w Australii. Tym razem profesor McGonagall i pani Pomfrey przejęły inicjatywę, zadając pytania, które Harry uważał za dość niegrzeczne. Jeszcze bardziej zaskakujące były jednak reakcje przedstawicieli. Uśmiechali się i komentowali, jaka odświeżająca i rzadka jest taka opiekuńczość wobec przyszłości ucznia.

Dalsza cześć spotkania minęła podobnie jak spotkanie z Amerykanami. Członkowie zarządu byli bardziej zainteresowani potencjałem Harry’ego niż tym, kim on był, zadając pani Pomfrey więcej pytań niż innym. Harry nie mógł powstrzymać uczucia, że jest bardziej obserwatorem niż rzeczywistym uczestnikiem, co nieco go irytowało. Pani Pomfrey wiedziała sporo o jego szkoleniu, ale nie znała go lepiej niż on sam… przynajmniej tak mu się wydawało.

Harry pomyślał, że jego irytacja musiała być widoczna, gdy jeden z członków zarządu spojrzał na niego, po czym zaczął zadawać mu pytania na temat jego osobistych doświadczeń. To właśnie wtedy Harry zdał sobie sprawę, co się właściwie dzieje. Członkini zarządu, który przepytywała panią Pomfrey, nie chciała wyjść na protekcjonalną. Po prostu próbowała dobrze zrozumieć styl uczenia się Harry’ego z punktu widzenia nauczyciela.

Jednak uwaga była całkowicie skupiona na Harrym, kiedy ujawniono jego zdolności (oczywiście po złożeniu Wieczystej Przysięgi). Podobnie jak Amerykanie, członkowie zarządu byli oszołomieni, gdy usłyszeli o dwóch niezwykle rzadkich i poszukiwanych umiejętnościach uzdrowicieli. Niestety święty Vincent nie miał u siebie naturalnych uzdrowicieli, ale członkowie zarządu zapewnili Harry’ego, że zorganizują wszystko, czego będzie potrzeba, jeśli wybierze ich placówkę.

Harry musiał się zastanowić, czy kiedykolwiek dowie się, co to jest prowadzić „normalne” życie. Sądząc po otrzymanej reakcji, po prostu zmieniłby jeden rodzaj sławy na inny. Strach przed odrzuceniem obrócił się przeciwko niemu… w zły sposób. Zamiast być odrzuconym za zdolności naruszające prywatność, traktowano go jak chodzące lekarstwo na zarazę. Jasne, zdolności te były rzadkie, ale tak naprawdę nie były tak wspaniałe, jak wszyscy sądzili.

Spotkanie nie zakończyło się dla Harry’ego wystarczająco szybko. To był wyjątkowo długi dzień i najprawdopodobniej będzie to jeszcze dłuższa noc. Oprócz zadań, które musiał przygotować do OWTMów, musiał podjąć decyzję dotyczącą swojego życia. W ciągu najbliższych kilku dni musiał wybrać między Australią a Nowym Yorkiem, więc musiał usiąść z Syriuszem i Remusem, by przeprowadzić dyskusję, której się obawiał. Syriuszowi nie spodoba się żadna z decyzji Harry’ego, ale faktem było, że musiał to zrobić. Harry potrzebował przyszłości z daleka od tego całego szaleństwa, a Syriusz i Remus zasługiwali na szansę na przyszłość, która nie będzie się kręciła wokół chłopca, który przeżył.

Harry został szybko wyrwany ze swoich myśli, gdy dotarł do wieży Gryffindoru i zobaczył, że Ron i Hermiona czekają na niego. Ron nie wyglądał na szczęśliwego, wylewały się z niego fale gniewu i zdrady, przez co Harry wiedział już, co nadchodzi. Hermiona wyjawiła już decyzję Harry’ego o odejściu. Świetnie. Już wiem, że ta dyskusja nie będzie przyjemna.

Harry uśmiechnęła się współczująco.

- Pomyśleliśmy, że będziesz miał ochotę na krótki spacer, Harry – powiedziała, wyciągając różdżkę i rzucając wokół nich zaklęcie prywatności.

Harry rzucił Ronowi ostrożne spojrzenie, po czym skinął głową. Szczerze mówiąc, „spacer” wydawał się ostatnią rzeczą, na którą Ron miał w tej chwili ochotę, nie żeby Harry go winił. Reakcja Rona jest prawdopodobnie taka sama, jak będzie Syriusza. Obaj są w stanie uwierzyć, że Harry porzucał ich dla życia, którego nie chciał z nimi wiązać. To jednak było dalekie od prawdy. Harry nie miał zamiaru porzucać przyjaciół i rodziny tylko dlatego, że studiował za granicą.

- No więc – zaczęła Hermiona, kiedy razem odchodzili pustymi korytarzami. – Jak poszło?

Harry nie mógł powstrzymać prychnięcia.

- Świetnie – mruknął sucho. – Francja nie może się doczekać, aż położy ręce na słynnym Harrym Potterze, podczas gdy Australia i Nowy York ślinią się na myśl, że dostaną naturalnego uzdrowiciela. Jedyna nadzieja na bycie traktowanym jak wszyscy inni zostaje oficjalnie spuszczona w rury.

Hermiona zerknęła na Harry’ego z niepokojem.

- Nie może być aż tak źle – powiedziała ostrożnie.

Harry westchnął.

- Szczerze, nie wiem – stwierdził cicho. – Chyba jestem po prostu w szoku. Spodziewałem się, że zostanę nazwany dziwadłem, a zamiast tego zaproponowano mi cały świat. Amerykanie zaoferowali nawet, że zapewnią mi inną tożsamość.

- A Australijczycy nie? – zapytała Hermiona.

Harry wzruszył ramionami.

- Nie zapytałem – przyznał. – Chciałem po prostu jak najszybciej stąd wyjść.

Hermiona i Ron wymienili długie spojrzenia, nim Ron się odezwał.

- Więc podjąłeś już decyzję?

Harry powstrzymał się od odpowiedzi, gdy zalały go fale strachu. Ron i Hermiona nie zasługiwali na to, by znaleźć się na linii jego frustracji. Istniało duże prawdopodobieństwo, że zareagował przesadnie na całą sytuację. Dwie z trzech jego możliwości nie interesowało to, co zrobił, tylko co mógł zrobić. Być może mylił się kiedykolwiek sądząc, że jego życie mogło być normalne.

- Harry – zaczęła ostrożnie Hermiona – czy to naprawdę takie złe, że ludzie chcą ci pomóc? Po tym wszystkim, sądzę, że zasługujesz na przerwę.

- Nigdy nie prosiłem o przerwę – sprzeciwił się Harry ze zmęczeniem. – Chcę, żeby przyjęto mnie ze względu na moje własne zasługi. Czy proszę o zbyt wiele?

Ron zdezorientowany zmarszczył brwi.

- Ale zostałeś przyjęty – powiedział cicho. – Nie chcę wytykać oczywistości, Harry, ale nie jesteś taki jak wszyscy inni i nie mówię tu o twoich umiejętnościach. Masz doświadczenie w medycynie, które niewielu ma przed rozpoczęciem szkolenia. Ci uzdrowiciele zwyczajnie dostrzegają całą twoją pracę w realizację marzeń.

Harry i Hermiona patrzyli na Rona ze zdumieniem. To była ostatnia rzecz, jaką spodziewali się usłyszeć z jego ust. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego reakcję na całą sytuację.

- Co? – zapytał zirytowany Ron. – Wiesz, potrafię być tak samo racjonalny jak Hermiona.

Harry mógł tylko patrzeć na Rona. Rzadko używał słów „racjonalny” i „Ron” w tym samym zdaniu, ale Harry musiał przyznać, że kiedy nadchodził ten rzadki moment, Ron zwykle miał rację. Coś tu jest poważnie nie tak. Ron zachowuje się logicznie i zgadza się z Hermioną. Teraz potrzebuję jeszcze, żeby Snape wrócił do Hogwartu i przyznał się do wszystkiego, co zrobił.

- Więc co powinienem zrobić? – zapytał w końcu Harry.

Ron i Hermiona wymienili długie spojrzenia.

- To musi być twoja decyzja, Harry – odpowiedziała Hermiona. – Wiem, co byśmy powiedzieli. Powiedzielibyśmy ci, że całe to szaleństwo z czasem mini i żebyś zaaplikował do świętego Munga. Zrobiłbyś to po to, żebyśmy byli szczęśliwi  i byłbyś całkowicie nieszczęśliwy. Spójrzmy prawdzie w oczy, Harry. Choć nie chcieliśmy tego przyznać, wiedzieliśmy, że to nadchodzi. Za bardzo cenisz sobie swoją prywatność, by przez resztę życia znosić codzienny rozgłos.

- Poza tym – dodał Ron, - to nie tak, że nigdy więcej cię nie zobaczymy. Istnieje sieć Fiuu… i świstokliki… i sowy… i… i… pomóż mi, Hermiono.

Hermiona popatrzyła na Rona z uniesioną brwią.

- Do czego jestem ci potrzebna? – zapytała sucho? – Wygląda na to, że nie masz problemu z chlapaniem głupot.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

- Rozumiem, co miałeś na myśli, Ron. Nadal będziemy przyjaciółmi, bez względu na to, gdzie pójdę. Czy możecie mi coś obiecać? – Ron i Hermiona szybko pokiwali głowami. – Cokolwiek się stanie, gdziekolwiek pójdę, obiecaj mi, że zawsze będziecie ze mną szczerzy w kwestii tego, co się  tutaj dzieje?

Hermiona wyciągnęła rękę i wzięła dłoń Harry’ego, ściskając ją uspokajająco i uśmiechając się do niego.

- Zawsze, Harry – powiedziała cicho. – Oczywiście chcielibyśmy tego samego w zamian. Samotny wyjazd do innego kraju… cóż, nawet strach o tym myśleć.

Harry musiał przyznać, że myśl o wyjeździe do obcego kraju i wszystkim, co się z tym wiązało, tak naprawdę nigdy nie przyszła mu do głowy. Był tak zajęty zamartwianiem się szerszą perspektywą, że nawet nie rozważał szczegółów. Cholera. W co ja się pakuję?

- Myślę, że przemyślę to, gdy nadejdzie czas – powiedział szczerze. – A co z wami? Podjęliście już jakieś decyzje?

Hermiona rozpromieniła się podekscytowana.

- Cóż, mam nadzieję, że zostanę przyjęta do departamentu Badań i Rozwoju w Ministerstwie. Naprawdę trudno się tam dostać, zwłaszcza jak się jest z mugolskiej rodziny. Niektórzy wciąż mają wrażenie, że mugolaki nie wiedzą tyle samo, co ci, którzy wychowali się w świecie czarodziejów.

- To niedorzeczne – powiedział natychmiast Harry. – Hermiono, wiesz więcej o czarodziejskim świecie niż większość uczniów tej szkoły. Każdemu, kto choćby rozważał powiedzenie czegoś przeciwnego, należy zbadać głowę.

Hermiona zarumieniła się lekko, po czym przeniosła wzrok na Rona.

- Co z tobą? – zapytała z zaciekawieniem. – Tak naprawdę nie powiedziałeś nic o swojej przyszłości.

Ron wzruszył ramionami.

- Jeszcze nie podjąłem decyzji – powiedział nonszalancko. – Tata wspominał, że Scrimgeour próbował rekrutować tak wielu członków GD, ilu był w stanie, ale nie sądzę, by bycie aurorem było dla mnie… przynajmniej jeszcze nie. Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, myślę, że potrzebuję z tym zerwać. Właściwie rozważałem współpracę z Fredem i Georgem w ich sklepie lub może spróbowanie sił w profesjonalnym Quidditchu. Pewnie nie dostałbym się do drużyny, ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?

Hermiona wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale robiła wszystko, co w jej mocy by nie wyrazić swojej opinii. Z drugiej strony Harry pojmował rozumowanie Rona. Ron zwyczajnie chciał odpocząć od całego stresu, tak jak Harry, wyjeżdżając. Nie każdy mógł poradzić sobie z niekończącą się nauką tak, jak Hermiona.

- Nie, Ron – powiedział Harry z uśmiechem. – Absolutnie nie ma nic złego w próbowaniu.

Nie ma nic złego w dążeniu do spełnienia swoich marzeń.

^^^

W głębi duszy Harry wiedział, ze decyzja została już podjęta. Spośród dwóch opcji tylko jedna była mu w stanie zapewnić to, czego rzeczywiście potrzebował przez ostatnie dwa lata, miała w przeszłości do czynienia z ludźmi takimi jak on oraz wydawała się bardziej zainteresowana robieniem tego, co najlepsze dla niego, a nie dla instytucji. To oczywiście mogło się zmienić, ale na razie pokładał pewne zaufanie w złożonych obietnicach.

Następnego ranka przed śniadaniem, Harry poinformował profesor McGonagall o swoim wyborze i wspólnie stworzyli listy informujące trzy instytucje o jego decyzji oraz podziękowania za poświęcony czas. Zostawiając zapieczętowane listy w rękach McGonagall, by je wysłała, Harry opuścił biuro, czując jak ciężko wisi nad nim kolejny krok. Mimo że OWTMy rozpoczynały się w poniedziałek, Harry wiedział, że nie będzie w stanie skoncentrować się na egzaminach, jeśli ciągle będzie się martwił, co powie Syriuszowi i Remusowi. Bez względu na to, jak długo będzie czekał, będzie źle.

Będzie tylko gorzej, jeśli prasa dowie się o tym wcześniej.

Przez resztę dnia Harry’emu trudno było skupić się na czymkolwiek innym, poza przekazaniem wieści swoim opiekunom. Powiedzenie Syriuszowi, że muszą porozmawiać po kolacji, było jedną z najtrudniejszych rzeczy, do jakich Harry się zmusił i mógł stwierdzić, że Syriusz zrozumiał, sądząc po falach obawy.

Przez cały dzień Ron i Hermiona starali się podtrzymać optymizm Harry’ego, chociaż jasne było, że oni również spodziewali się najgorszego. Syriusz był jedynym ojcem, jakiego Harry kiedykolwiek znał, tak jak Harry był człowiekiem najbliższym synowi Syriusza. Żaden rodzic nie chce słyszeć, że jego dziecko się wyprowadza.

Wydawało się, że minęła sekunda i kolacja dobiegła końca, więc Harry ruszył do Kwater Huncwotów. Z każdym krokiem Harry skupiał się na powodach swojej decyzji. Niezależnie od reakcji Syriusza, nie mógł ustępować. Musiał mieć pewność, że podjął właściwą decyzję z właściwych powodów… a tak jest. To była decyzja najlepsza dla niego i jego rodziny.

Wchodząc do Kwater Huncwotów, Harry natychmiast zauważył, że Syriusz i Remus siedzą na fotelach przed kominkiem, skupieni na portrecie Łapy, Lunatyka i Rogacza, bawiących się w świetle księżyca. Obaj mieli już w rękach piwo kremowe, przez co Harry czuł się jak intruz podczas czegoś, co najpewniej było nocnym rytuałem. Kusiło go, żeby dać im spokój, ale wiedział, że nie może. Musieli wiedzieć.

Harry odchrząknął i ruszył do przodu, a Syriusz i Remus obejrzeli się w swoich fotelach i uśmiechnęli do niego. To właśnie wtedy Harry dostrzegł, jak na jak zmęczonego i kruchego wyglądał Remus. Jego ruchy były sztywne, a na twarzy widać było ślady bólu. Dla Harry’ego ten widok był niemal bolesny.

- Cześć, Harry – powiedział delikatnie Remus, wyciągając różdżkę i machając nią. Fotel uniósł się w powietrze i odwrócił w stronę Harry’ego, po czym opadł z powrotem. – Co ci chodzi po głowie?

Syriusz odwrócił swój fotel, podczas gdy Harry podszedł powoli podszedł do kanapy naprzeciwko i usiadł. Nie ma już odwrotu.

- Przepraszam, że do was nie wpadałem…

- Harry, wiemy, jak wymagające są przygotowania do OWTMów – przerwał mu cierpliwie Remus.

Harry westchnął.

- To nie dlatego was nie odwiedzałem – odparł. – Po konferencji prasowej zacząłem myśleć o przyszłości… nas wszystkich. Szczerze mówiąc, nie potrafiłem sobie wyobrazić, że będę musiał codziennie spotykać się z prasą, póki nie znajdą sobie kogoś innego do dręczenia albo będę musiał żyć jak pustelnik. Zrobiłem to, co wszyscy uważali za moją pracę. Teraz, gdy spełniłem ich marzenia, chciałbym mieć szansę na spełnienie swoich.

- To całkowicie zrozumiałe, Harry – stwierdził Remus, po czym przeniósł wzrok na Syriusza. – Nie zgodzisz się, Syriuszu?

- Oczywiście, że się zgadzam – odparł natychmiastowo Syriuszu. – Jak myślisz dlaczego odrzucam wszystkie oferty, by imię Harry’ego było skojarzone z każdym znanym magicznym produktem?

Harry westchnął głęboko.

- Doceniam to bardziej, niż sobie wyobrażasz, Syriuszu – powiedział szczerze. – Obaj zrobiliście dla mnie o wiele więcej, niż kiedykolwiek będę w stanie się wam odwdzięczyć. – Syriusz i Remus poruszyli się, by zaprotestować, ale Harry kiwnął na nich, by zaczekali. – Wiem, że się nie zgadzacie, ale to nie zmienia tego, co czuję. Oboje macie teraz szansę na normalne życie… własne rodziny.

Syriusz pochylił się do przodu, podczas gdy Remus opadł głębiej w fotel.

- Harry – ostrzegł Syriusz. – Ty jesteś naszą rodziną. Każde dziecko, które kiedykolwiek będę miał będzie miało ciebie za starszego brata. – Syriusz rzucił znaczące spojrzenie Remusowi, niemal błagając go, by ten go poparł.

Remus w zamyśleniu popatrzył na Harry’ego, po czym odezwał się:

-  Wiesz, że jesteś naszą najbliższą rodziną, Harry. W tej chwili spotykanie się z kimś jest daleko w moich planach, ale podejrzewam, że masz coś jeszcze do dodania.

Harry popatrzył na Remusa tylko przez sekundę, orientując się, czego Remus nie mówił. Remus wiedział. Już się domyślił i był całkowicie spokojny z tego powodu. Nie było w nim śladu złości czy poczucia zdrady, tylko cierpliwe zrozumienie.

- Syriuszu, widziałem cię w Trzech Miotłach z madame Rosmertą – powiedział cicho, przesuwając na niego wzrok. – Chciała twojego towarzystwa, ale byłeś zbyt skupiony na mnie, żeby to zauważyć. Jak długo będziesz odkładać swoje życie dla mnie, Syriuszu?

Usta Syriusza otwierały się i zamykały, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

- Doszedłem do wniosku, że jeśli mam zachować choć odrobinę zdrowia psychicznego, muszę oddzielić się od tego szaleństwa – kontynuował Harry, spuszczając wzrok, by uniknąć nadchodzących spojrzeń. – Z pewną pomocą wysłałem swoją aplikację do kilku szpitali. Trzy odpowiedziały. Rozmowy kwalifikacyjne odbyły się wczoraj. – Podniósł wzrok i napotkał spanikowane spojrzenie Syriusza. – Dziś rano wysłałem do szkół swoją decyzję. Wybrałem Szpital Magicznych Chorób i Urazów świętego Franciszka w Nowym Yorku. Zaproponowali mi zorganizowanie innej tożsamości, żebym nie musiał się martwić byciem słynnym Harrym Potterem. Mają nawet w swoim zespole naturalnego uzdrowiciela, który pomoże mi zrozumieć swoje umiejętności.

Oczy Syriusza zwęziły się lekko, usta zacisnęły. Jego ciało pozostało całkowicie nieruchome, ale nie było sposobu, by zignorować fale strachu, złości, niedowierzania i zdrady, które go zalewały.

- Syriuszu – ostrzegł cicho Remus. – To niesamowita szansa, prawda?

Oddech Syriusza przyspieszył, a jego dłonie zacisnęły w pięści. Harry czuł, jak emocje Syriusza nasilają się, grożąc wybuchem bez ostrzeżenia. Fakt, że Syriusz próbował powstrzymać ten wybuch mówił wiele, ale nic nie mogło wymazać wirujących wokół jego dzikich emocji. Szybko go przytłoczyły i Syriusz zerwał się na nogi.

- JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ?! – krzyknął.- CO TY SOBIE MYŚLAŁEŚ?! JAK MOŻESZ NAS W TAKI SPOSÓB ZOSTAWIAĆ?!

- SYRIUSZU! – ryknął Remus. – Wystarczy!

Harry odwrócił wzrok, jego ciało zapadło się w sobie. Wiedział… spodziewał się tego… ale rzeczywiście to usłyszeć i poczuć… to było prawie nie do zniesienia. Owijając się ramionami, Harry mógł jedynie zamknąć oczy i modlić się, by burza emocji wkrótce się skończyła, co się stało, jednak nie tak, jak by tego Harry chciał. Fale emocji zaczęły słabnąć dopiero, gdy trzask drzwi wyrwał Harry’ego z jego więzienia.

Remus wciąż siedział w swoim fotelu ze współczującym wyrazem twarzy. Z drugiej strony Syriusza nigdzie nie było.

- Przepraszam za zachowanie Syriusza, chociaż wygląda na to, że spodziewałeś się czegoś takiego – powiedział cicho Remus. – Powiedz mi jedno, Harry. Czy tego właśnie chcesz? Zapomnij o potrzebach wszystkich dookoła, zwłaszcza naszych. Czy tego naprawdę chcesz?

Harry zawahał się tylko przez ułamek sekundy, nim odpowiedział.

- Nie chcę zostawiać przyjaciół i rodziny, ale nie mogę żyć w bańce przez całe swoje życie. Muszę uciec od całego tego szaleństwa, jeśli mam mieć jakąkolwiek szansę na zostanie uzdrowicielem. Nie będę tu traktowany uczciwie. Ludzie będą wobec mnie wyrozumiali, bo będą czuli, że są mi coś winni. Muszę wiedzieć, że zostanę pchnięty tak mocno jak wszyscy inni. Jedynym sposobem na osiągnięcie tego wydaje się wyjazd gdzieś daleko.

Remus patrzył na Harry’ego przez czas, który wydawał się być wiecznością, po czym skinął głową.

- Więc jestem z ciebie dumny, Harry – powiedział szczerze. – Sądziłem, że minie jeszcze co najmniej kilka miesięcy, nim będziesz miał dość całej tej uwagi i może kolejny rok, nim zdobędziesz się na odwagę, by stawić czoła Syriuszowi.

Harry popatrzył na Remusa z niedowierzaniem.

- Ty… co?

Remus uśmiechnął się.

- Harry, od lat wiedziałem, że nie będziesz tu szczęśliwy, gdy skończysz Hogwart. Zbyt cenisz sobie prywatność, żeby znosić to każdego dnia do końca życia. – Pochylił się lekko do przodu, a jego uśmiech zniknął. – Syriusz też to wie, rozumiesz? Wierzę, że myślał, że odegra rolę w procesie decyzyjnym. Fakt, że wszystko zorganizowałeś bez niego tylko dowodzi, że nie potrzebujesz go tak, jak kiedyś.

- Ależ potrzebuję go! – zaprotestował Harry.

Remus uniósł ręce, żeby go uciszyć.

- Wiem, że tak. Po prostu nie jesteś już tym samym maltretowanym chłopcem. Nie potrzebujesz Syriusza, żeby chronił cię przed światem. Potrzebujesz go, żeby się wycofał i wspierał w twoich wyborach.

Brwi Harry’ego zmarszczyły się lekko w zdezorientowaniu.

- Remusie, Syriusz nigdy nie będzie tego typu opiekunem. To zawsze byłeś ty. – Remus unikał wzroku Harry’ego, kręcąc się niekomfortowo w fotelu, wylewała się z niego nerwowość i strach. Harry nagle poczuł bardzo złe przeczucie w dole brzucha. – Remusie, czego mi nie mówisz? Też planujesz wyjechać?

Remus westchnął, przeczesując palcami płowe włosy, które wydawały się mieć o kilka pasm siwizny więcej, niż Harry zapamiętał.

- Harry, wiem, że to może być trudne, ale muszę cię prosić, byś na razie to odpuścił – błagał. – To nie jest coś, czym chcę cię obciążać, kiedy musisz skupić się na egzaminach.

Z pewnością nie było mowy, by Harry mógł teraz „odpuścić”.

- Remusie, po prostu mi powiedz. I tak będę się martwić. Czy pani Pomfrey odkryła, co się z tobą dzieje?

Remus wstał z wyraźnym wysiłkiem i powoli usiadł obok Harry’ego. Wyciągnął rękę i chwycił jego dłoń, zwiększając okropne uczucie, które nie chciało opuścić żołądka Harry’ego.

- Harry, wciąż jest wiele niewiadomych na temat wilkołaków i tego, co klątwa robi z ludzkim ciałem. Niektórzy z nas mogą przetrwać dziesięciolecia, a inni tylko kilka lat. Wiemy, że ci, którzy posługują się magią, żyją dłużej, ale nie ma sposobu na określenie, jak długo dana osoba może wytrzymać przemiany.

Harry poczuł, jak oddech więźnie mu w gardle. Rozumiał, co mówił Remus, ale nie mógł tego przetworzyć. Nie było ku temu powodu. To nie była prawda. Nie mogła być. Harry poczuł, jak zaczynają go piec oczy, a klatka piersiowa boleć. Nieważne, jak bardzo próbował zaprzeczyć słyszanym słowom, jego ciało mówiło mu, że za słowami Remusa kryje się prawda.

- Zacząłem zauważać, że coś jest nie tak pół roku temu – kontynuował cicho Remus. – Mój powrót do zdrowia trwał dłużej niż zwykle, a ból w stawach nie chciał ustąpić. Poppy zaopatrzyła mnie w eliksiry, które pomagały mi utrzymać dolegliwości w ryzach tak długo, jak to konieczne, bym mógł brać udział w wojnie. Gdy Voldemort został pokonany, zdecydowaliśmy, że najlepiej, jeśli natura zrobi swoje. Może odczuwam większy ból niż zwykle, ale przynajmniej nie muszę się już martwić o skutki uboczne.

- Skutki uboczne? – wychrypiał Harry. Remus uśmiechnął się uspokajająco.

- Nie martw się. Przestałem pić eliksiry zanim wydarzyło się coś drastycznego. – Harry otworzył usta, ale uciszyło go spojrzenie Remusa. – Zanim w ogóle zaczniesz, Harry, musisz zdawać sobie sprawę, że nie mogłeś temu w żaden sposób zapobiec. To część klątwy, o której wie każdy wilkołak, ale nie chcemy o tym rozmawiać. Dlatego właśnie tego nie robiłem. Nie chcę, żebyś używał na mnie swoich umiejętności. Wiem, że jak zaczniesz, nie przestaniesz, póki nie zapadniesz w śpiączkę.

Harry uparcie pokręcił głową, nagle polały się łzy. To się nie działo. nie mogło. Wojna się skończyła! Miało nie być już więcej śmierci!

- Ale mógłbym..

- Nie, Harry – przerwał mu stanowczo Remus. – To mój wybór. Jedną z pierwszych lekcji jako uzdrowiciel musisz się nauczyć, że niezależnie od wszystkiego, twój pacjent ma prawo zgodzić się na leczenie lub go odmówić. Możesz się z tym nie zgadzać, ale musisz podporządkować się tej decyzji. Zdecydowałem, że powitam każdy dzień, który mi został na tym świecie. Kiedy nadejdzie mój czas, zaakceptuję to ze świadomością, że twoi rodzice czekają, by mnie powitać, a moja rodzina, która przeżyła to wszystko, będzie żyć dalej, wspierając się nawzajem, póki nie nadejdzie czas, by do nas dołączyli.

- Jak możesz być tak spokojny? – zapytał Harry łamiącym się głosem, ukrywając twarz w wolnej ręce. – Jak możesz tak po prostu… po prostu…

Remus zwolnił uścisk na dłoni Harry’ego, objął go ramieniem i przyciągnął do siebie.

- Miałem sześć miesięcy na zaakceptowanie tego, Harry – powiedział cicho. – Wiem, że ciężko ci to słyszeć, ale musisz zrozumieć, że nie spodziewałem się, że będę żył aż tak długo. Ty, Harry, dałeś mi coś najcenniejszego, co mogłem posiadać. Pozwoliłeś mi doświadczyć radości bycia częścią rodziny i tego, co było najbliższe ojcostwu. Nie sądzę, że kiedykolwiek będę w stanie ci się za to odwdzięczyć.

Cisza wypełniła pomieszczenie, gdy Harry próbował wymyślić coś – cokolwiek, co zmieniłoby zdanie Remusa, ale stwierdził, że ma pustkę w głowie. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby Remus był zły albo zachowywał się w jakikolwiek sposób irracjonalnie. Nie było sposobu na kłótnię z Remusem, gdy ten jest spokojny. Każdy, kto próbował, wykazywał się głupotą. Jedno jednak było pewne. Harry nie miał zamiaru…

- Zanim w ogóle przyjdzie ci to do głowy, Harry, nie pozwolę ci odkładać swojej przeszłości dla mnie – powiedział Remus wszystkowiedzącym tonem, powodując, że Harry usiadł i popatrzył na niego z niedowierzaniem. – Chcę, żebyś podążał za marzeniami. Żebyś żył swoim życiem. Tak ciężko pracowaliśmy, by dać ci życie bez Voldemorta. Nie odrzucaj tego wszystkiego tylko po to, by patrzeć, jak powoli więdnę. To byłaby najgorsza rzecz, którą możesz mi zrobić.

Harry nadal wpatrywał się w Remusa, próbując stłumić rozpacz, która groziła, że go pochłonie. W ogóle nie myślał o życiu bez Remusa. Czas nagle stał się jego konkurentem i działał przeciwko niemu, a zwycięzca otrzymywał Remusa. Niestety czas miał przewagę, nie pozostawiając Harry’emu innego wyboru, jak jedynie opóźniać jego zwycięstwo.

Czasami Harry marzył, by choć raz w życiu, los dał mu święty spokój.