- AAA-CIOOO!
Harry
kichnął gwałtownie, wychodząc z kominka i prawie potykając się o kolekcję
kufrów i toreb, które stały przed paleniskiem. Były pokryte cienką warstwą
kurzu, ponieważ leżały w tej samej pozycji prawie miesiąc. Złapał równowagę i
wymamrotał szybkie „Lumos!”, po czym odsunął się na bok, by Severus mógł
przejść.
-
Będę musiał gruntownie wysprzątać to miejsce – powiedział jego nowy ojciec, z
wdziękiem wychodząc z ognia.
Harry
rzucił mu zazdrosne spojrzenie. Bał się, że nawet jeśli dożyje setki, nigdy nie
rozwinie kociego wdzięku Severusa.
-
Pomogę, Sev.
-
Jakieś to troskliwe z twej strony – wycedził Mistrz Eliksirów z lekką nutą
sarkazmu. – W końcu to także twój dom.
Podszedł
do ściany obok kominka i pstryknął włącznik, a światła na suficie nad jego
głową zapaliły się.
-
Elektryczność? – wykrzyknął Harry, tak już przyzwyczajony do czarodziejskich
magicznych kul, że powrót do „mugolskości” wydawał mu się dziwny.
-
Ależ oczywiście, ponieważ tu na północy nie jesteśmy barbarzyńcami, jak wydaje
się myśleć wam, ludziom z Surrey – zadrwił łagodnie Severus.
-
Wiem o tym, po prostu… myślałem, że cały czas żyjesz jako czarodziej.
Severus
posłał mu chytry uśmieszek.
-
Właśnie tak chciałem, żebyś myślał. Wychowałem się w tym domu, Harry, i nadal,
kiedy tu jestem, mam tendencję do robienia rzeczy w mugolski sposób. Powoduje
to mniejszy stres u moich sąsiadów i dla mnie mniej pracy związanej z zaklęciem
pamięci. Byłem szpiegiem przez ponad piętnaście lat, wiem jak się wtopić. Magii
używam tylko w domu, gdy nikt nie może zobaczyć. W końcu to mugolska dzielnica.
Harry
rozejrzał się. Część salonowa była mała, na tyle duża, by pomieścić kanapę w
gustownym odcieniu myśliwskiej zieleni. Sięgała ona prawie do drzwi domu, które
były zakryte wysoką białą zasłoną, by żaden ciekawski gość nie mógł zajrzeć do
prywatnego mieszkania Snape’a. Na prawo od niej znajdowało się duże okno
wykuszowi, również zasłonięte, ale ta zasłona wpuszczała do pokoju nieco
światła. Okno wychodziło na ulicę, która była długa i wietrzna, a po jej
drugiej stronie stało kilka samochodów.
Zapadał
zmrok, ale Harry mógł zobaczyć, że po przeciwnej stronie ulicy stało więcej
domów szeregowych z czerwonej cegły, każdy z mosiężnym numerem i kołatką na
identycznych drewnianych drzwiach, oddzielonych wąską uliczką. Wszystkie miały
wykusz i ganek z kutą balustradą.
Harry
odwrócił się, żeby zbadać resztę pokoju. Oprócz zielonej kanapy, która
wyglądała na miękką i zachęcającą, podobnie jak kanapa Severusa w jego kwaterze
w Hogwarcie, znajdował się tam miękki dywan w kolorze łupkowo szarym, przetarty
w kilku miejscach, ale poza tym przyzwoitej jakości.
Przed
wykuszem stała pięknie rzeźbiona drewniana skrzynia apteczna, wykonana z
czarnego orzecha i zawierała wiele szuflad i jedną, długą szufladę.
-
Czy to tam trzymasz składniki do eliksirów?
Severus
podniósł wzrok znad odkurzanego kufra i skinął głową.
-
Niektóre z nich. Te, które mają charakter leczniczy i nie są trujące, są w tej
skrzyni. Są tam też niektóre awaryjne mikstury, w szufladzie.
Obok
skrzyni stała zakrzywiona lampa z kutego żelaza, której klosz przypominał
zieloną żarówkę, coś w rodzaju trójlistkowej arizemy. To z niej dochodziło
najwięcej światła.
Przed
kanapą stał mały, orzechowy stolik, na którym leżały stosy czasopism i pusty,
ale czysty kubek na kawę. Harry przejrzał czasopisma, wszystkie były
czarodziejskimi publikacjami, za wyjątkiem jednego, „The Yorkshire Times”.
Severus
widział, jak je przejrzał i powiedział:
-
Ważne jest, by być na bieżąco z lokalnymi wiadomościami na wypadek, gdyby jakiś
sąsiad podszedł, gdy spacerujesz i zapytał, co myślisz o tym, a o tym. Dzięki
temu jestem poinformowany.
-
Racja. – Harry odłożył czasopismo. Na kanapie leżało kilka czarnych poduszek,
na tyle dużych, by można było na nich wygodnie oprzeć głowę oraz miękki
zielono-czarny koc, starannie przełożony przez oparcie.
Nad
kanapą wisiał duży obraz przedstawiający morski pejzaż i gdy Harry się
przypatrzył, zobaczył, że fale delikatnie się pieniły na brzegu, chmury
przemykały po niebie, a mewa z piskiem zlatywała w dół, by złapać rybę. Kiedy
patrzył z zachwytem, chudy chłopiec z czarnymi włosami, ubrany w postrzępione
szorty i długą koszulę, przeszedł po piasku w towarzystwie małej, rudowłosej
dziewczynki w sukieneczce, niosącej wiadro i łopatkę. Uklęknęła na piasku i
uśmiechnęła się do chłopca, który zaczął budować zamek z piasku.
-
To dobre miejsce, Lil.
-
Wspaniałe, Sev – zachichotała, po czym zaczęła mu pomagać.
Harry
sapnął. To byli… jego matka i Severus… wyglądali na około osiem lat… na plaży…
Patrzył i patrzył, jak oboje szybko budują zamek z piasku.
Severus
dotknął jego ramienia i Harry podskoczył.
-
Spokojnie – mruknął starszy mężczyzna. – Jesteś bezpieczny. To ja i twoja
matka. Byliśmy na wakacjach w jej nadmorskim domku w Skegness w Lincolnshire.
To był pierwszy raz, gdy byłem gdziekolwiek poza tym domem na Spinner’s End.
-
Moja mama miała dom nad morzem? – Harry był zdumiony. Dlaczego nigdy wcześniej
o tym nie słyszał? Potem przypomniał sobie, jak wiele razy ciotka, wuj i Dudley
wyjeżdżali na wakacje nad morze. Czy szli do tego samego domu? – Kiedy moja
mama zmarła, ciotka Petunia dostała domek, prawda? Ten, w którym mieszkałeś w
te wakacje?
-
Tak, przypuszczam, że tak, skoro rodzice twojej matki już wtedy nie żyli.
-
Czy wiesz… jak umarli, moi dziadkowie? – zapytał ostrożnie Harry.
-
Tak – powiedział ciężko Severus. – Voldemort posłał za nimi śmierciożerców.
Dowiedziałem się o za późno, by temu zapobiec. Aurorzy dotarli za późno.
Evansowie już nie żyli. Ale zaskoczyli tam śmierciożerców i to właśnie tak
Szalonooki Moody dorobił się drewnianej nogi i swojego magicznego oka. To było
kilka miesięcy po twoich narodzinach. To był jeden z powodów, dlaczego twoi rodzice
się ukryli.
-
Och.
Severus
ścisnął ramię Harry’ego.
-
Nie obwiniaj się, synu. To były okropne czasy, Voldemort był zagrożeniem,
atakował mugolaki i ich rodziny, a gdy ich znajdował, był bezwzględny. Podobnie
jak Adolf Hitler w swoim prześladowaniu narodu żydowskiego i Romów.
-
Myślisz, że są spokrewnieni?
Severus
zakaszlał.
-
Być może mieli tą samą przeklętą duszę. W każdym razie, kiedy twoi dziadkowie
umarli, zamładam, że dom przeszedł w ręce Petunii, jako najstarszego dziecka.
-
Tak właśnie myślałem – powiedział Harry, a w jego głos wkradła się gorzka nuta.
– Nigdy go nie widziałem, ilekroć wyjeżdżali na letnie wakacje nad morze,
zawsze zostawiali mnie z panią Figg, Marge albo samego.
Spojrzał
na obraz i zobaczył, że mali Severus i Lily skończyli budowę zamku z piasku i
teraz pluskali się w falach.
-
Sam go zrobiłeś magicznym aparatem?
Severus
pokręcił głową.
-
Nie. To obraz pamięciowy.
-
Co to jest?
-
Obraz namalowany za pomocą wspomnienia, które wydobyłem z umysłu. Umieściłem je
na magicznym płótnie i użyłem specjalnej farby, by „obudzić” wspomnienie.
Jedyny, jaki zrobiłem.
-
To naprawdę coś, Sev.
Severus
wyglądał na zawstydzonego.
-
Nie jestem artystą, Harry. Możemy wybrać się na wycieczkę do Skegness, jeśli
chcesz, kiedy już się zadomowisz i kiedy porozmawiamy z Ministrem. W sierpniu
jest tam bardzo przyjemnie.
-
Bardzo bym chciał – powiedział szczerze Harry. Potem dodał złośliwie: –
Nauczysz mnie, jak budować zamki z piasku? Nigdy się nie nauczyłem.
-
Bezczelny pisklak! – warknął, żartobliwie uderzając syna w tył głowy. – Myślę,
że sobie poradzisz. Chodź, pokażę ci resztę domu, a potem możesz się
rozpakować.
Tuż
obok salonu znajdowała się mała kuchnia i była na tyle duża, że mogła w niej
stanąć jedna osoba, ale zawierała kuchenko-piekarnik, małą lodówko-zamrażarkę i
stół wystarczająco duży dla trzech osób. Obok kuchenki stały białe szafki, w
których znajdowały się garnki, patelnie, naczynia i przybory kuchenne. Wszystko
było schludne, ale pokrywała je warstwa kurzu.
Harry
przesunął palcem po czarnym blacie.
-
Serce ciotki Petunii by nie wytrzymało.
-
Hymph! Lepiej, żeby dostała zawału z powodu tego, jak pozwalała cię traktować,
nie z powodu domu. Ale jak powiedziałem, będziemy musieli posprzątać. Wbrew
popularnym plotkom, nie cieszy mnie życie w ciemnej norze pełnej pajęczyn i
pająków.
-
Czy użyjemy magii do sprzątania? – zapytał Harry, mając wizje zaatakowania
kuchenki miotełką do kurzu i pastą do polerowania.
-
Możesz, chyba że wpadniesz w kłopoty. Wtedy wykonasz obowiązki w mugolski
sposób.
-
Dlaczego zawsze zakładasz, że będę miał kłopoty? – zapytał rozdrażniony Harry.
– Dopiero tu dotarłem!
-
Nie mogę uwierzyć, że zadałeś to pytanie. Harry, masz na drugie imię Kłopoty i
obaj o tym wiemy.
-
Hej, obiecałem, że będę się zachowywał i mówiłem poważnie.
-
Dobrymi chęciami, pisklaku… - drażnił się Severus. Potem wycelował różdżkę,
wypowiedział słowo, a przez kuchnię przeszedł wicher.
Kiedy
zniknął, blat i wszystkie powierzchnie lśniły czystością.
-
Święty Merlinie! – krzyknął Harry. – Musisz mnie nauczyć tego zaklęcia, Sev!
-
Później. Łazienka jest tutaj, tuż przed schodami.
Po
pokazaniu Harry’emu niezbędnych rzeczy, Snape poprowadził go wąskimi schodami
do czegoś, co wyglądało jak biblioteka. Było wypełnione rzędami książek, a
pomiędzy półkami stało biurko, niczym śpiący kot wśród poduszek. W tym pokoju
wisiały w ramkach certyfikaty związane z wszystkimi nagrodami, które Severus
otrzymał za sporządzenie eliksirów, w tym jedną dużą, za swoje mistrzostwo. Był
też jeden certyfikat za pojedynkowanie i kolejny za odkrycie prawie wymarłego
gatunku magicznej rośliny – wrzosu cierniopolowego.
W
przeciwieństwie do parteru domu, w bibliotece nie było kurzu, skórzane grzbiety
ksiąg wręcz lśniły, jakby były wypolerowane, a wokół unosił się przyjemny
zapach cytrynowego środka czyszczącego zmieszany z zapachem skóry i pergaminem.
Nawet drewniana podłoga wyglądała na świeżo nawoskowaną.
-
Zaklęcie ochronne – powiedział Severus. – Rzuciłem go na książki, ale ten pokój
jest tak mały, że powiększył się, aby chronić także biurko i podłogę. Możesz
przeglądać jakie książki chcesz, nie ma tu żadnych niebezpiecznych magicznych
testów. Te trzymam w magicznym sejfie.
Następnie
podszedł do półki z książkami po prawej stronie biurka i wysunął książkę
zatytułowaną „Gałki do łóżka i kije do miotły”. Nagle rozległo się zgrzytnięcie
i półka z książkami odsunęła się na bok, by odsłonić tajne przejście.
-
Na końcu tego korytarza są sypialnie. – Severus wszedł do ciemnego korytarza,
który natychmiast pojaśniał. – Tego tu nie było, gdy dorastałem. Później
dodałem bibliotekę i korytarz za półkami na książki. Nie otworzy się dla nikogo
prócz mnie, a teraz też ciebie, jako mojego adoptowanego przez krew
spadkobiercy.
Harry
wszedł ostrożnie do korytarza, na wpół przestraszony, że uruchomi się jego
strach przed małymi miejscami, ale gdy tylko podążył za Severusem, wcale nie
poczuł się zamknięty. Korytarz był normalnej wysokości i dobrze oświetlony. Na
końcu korytarza znajdowało się troje drzwi.
Jedne
były do kolejnej łazienki mającej prysznic i wannę, w przeciwieństwie do tej
mniejszej na parterze, w której znajdowała się tylko umywalka i toaleta. Po
prawej był się pokój Severusa, który powiedział, że Harry nie może do niego
wchodzić bez jego pozwolenia.
Harry
nie mógł się powstrzymać wtedy przed kolejną bezczelną uwagą.
-
Dlaczego, Sev? Masz tam jakąś dziewczynę przykutą do szafy?
-
Bezczelny szczeniak! – prychnął Severus. – Co za tupet! – Potem odwarknął: –
Nie, mam tam szczątki ostatniego bezczelnego bachora, który mnie od dawna
irytował. I tylko tyle musisz wiedzieć. – Potem złagodniał nieco, widząc
przybitą minę Harry’ego. – Lubię prywatność i… trudno mi się przyzwyczaić do
dzielenia domem po tylu latach samotności. Wybacz, ale potrzebuję swojej
przestrzeni do myślenia i czasem odpoczynku, dlatego proszę cię, żebyś trzymał
się z daleka od mojego pokoju. Uczynię to samo tobie. Chyba że dasz mi powód,
żebym tam wtargnął.
-
Rozumiem – powiedział szybko Harry. Potem zapytał: – Na przykład jaki?
-
Oczekuję, że będziesz utrzymywał w pokoju porządek, co oznacza, że będę mógł
wejść tam, nie brudząc ubrań i tak dalej. I nie oczekuję, że kiedykolwiek do
tego dojdzie, ale jeśli kiedykolwiek będę podejrzewał cię o zażywanie
nielegalnych substancji, takich jak papierosy, marihuana czy innego rodzaju narkotyki,
nie będę miał żadnych skrupułów i przeszukam twój pokój. A wtedy będziesz ego
żałować.
Harry
zadrżał, bo ton Severusa pociemniał niczym północ i nawet nie chciał sobie
wyobrażać piekła, które by nastąpiło, gdyby Severus kiedykolwiek przyłapał go
na braniu czegoś takiego jak trawka czy heroina.
-
Sev, nie jestem ćpunem. I nic nie palę. Wuj Vernon palił fajkę i zawsze tego
nienawidziłem… tego smrodu i bałaganu… więc nie musisz się tym martwić.
-
Nie myślałem tak, ale chciałem cię o tym wcześniej poinformować – powiedział
Severus z ulgą. Pierwszą połowę życia spędził z osobą uzależnioną i nie
zamierzał dopuścić, by to się powtórzyło. Otworzył drzwi na lewo od łazienki. –
A tu jest twój pokój, Harry. Kiedyś był mój, meble zostały odnowione i możesz
go udekorować według swojego uznania. Znasz zaklęcie zmieniające kolor?
Harry
wszedł do pokoju. Nie był tak mały, było w nim mnóstwo miejsca na łóżko,
komodę, szafę, biurko i krzesło. Okno wychodziło na małe, ogrodzone podwórko.
Dywan
miał zwykły, płowy kolor, który nie było łatwo zabrudzić, ale pasował też do
wszystkiego innego. Ściany były w kolorze zwyczajnego beżu. Wszystkie meble
były z litego dębu o barwie mahoniu. Kołdra na łóżku miała kolor królewskiego
błękitu.
-
Nie miałem pojęcia, jakie są twoje preferencje, więc jeśli chcesz kupić nowe
meble, możemy odwiedzić kilka sklepów – zaczął Severus, uznając milczenie
Harry’ego za oznakę, że nie podoba mu się pokój.
Harry
pokręcił głową, przytłoczony.
-
Nie… to… wszystko jest w porządku. W porządku.
-
Jesteś pewny?
-
Tak – powiedział cicho, myśląc w oszołomieniu: To mój pokój. Mój. Nie muszę go z nikim dzielić ani nie otrzymałem
jakiegoś używanego dziadostwa. Wszystko moje. W końcu mam miejsce, które mogę
nazwać swoim. Tego właśnie zawsze pragnął, jednak teraz, gdy to dostał, nie
wiedział jak zareagować. Ku swojemu przerażeniu poczuł, jak łzy napływają mu do
oczu. Bezlitośnie je zdusił. Nie był dziewczyną, żeby rozglądać się po pokoju ze łzami w oczach! Co się z nim,
do cholery, stało? Uparcie patrzył przez okno, dopóki się nie opanował, po czym
odwrócił do ojca i powiedział:
-
To chyba lepiej zacznę się rozpakowywać.
Severus
skinął głową, choć nie dał się zwieźć nonszalanckiej fasadzie Harry’ego.
Widział, jak blisko powierzchni były emocje chłopca, więc zdecydował się dać mu
trochę przestrzeni.
-
Zrobię to samo. Inkantacja zaklęcia, które zmienia kolor brzmi… - machnął
różdżką i wymamrotał dwa słowa po łacinie, a następnie barwa ściany zaczęła się
zmieniać.
-
Rozumiem – powiedział Harry. Zaklęcie było podstawowe.
-
Nie spiesz się, nie ma pośpiechu. Za dwie godziny przyjdę i możemy zjeść
śniadanie.
-
Potrafisz gotować?
-
Założę się, że lepiej od ciebie – powiedział szorstko Mistrz Eliksirów. Szybkim
machnięciem przywołał kufer i torbę Harry’ego oraz grzędę Hedwigi. – Jeśli
będziesz mnie potrzebować, zawołaj. Usłyszę cię, nawet jeśli będę w moim
laboratorium.
-
Gdzie ono jest?
-
Oczywiście, że w piwnicy – odparł Severus, po czym wyszedł.
Harry
zamknął drzwi nie dlatego, że bał się, że Severus wróci bez pytania, ale
dlatego, że po raz pierwszy w życiu rzeczywiście miał prawdziwe drzwi, które
mógł zamknąć. Dało mu to ogromne poczucie prywatności.
Podszedł
do okna i otworzył je na oścież, wpuszczając do środka nocny wiatr. Potem
gwizdnął cicho na Hedwigę.
Sowa
śnieżna powiedziała im jasno, że poleci do Spinner’s End, zamiast przechodzić
przez tę śmiertelną pułapkę, jaką była sieć Fiuu.
Kilka
chwil później wleciała do jego pokoju i wylądowała na swojej grzędzie.
-
Dobry wieczór, pisklaku. Jak mija ci
pierwszy wieczór w nowym miejscu zamieszkania?
-
Na razie mi się podoba, Hedwigo. Podoba ci się, że ta grzęda jest przy oknie? A
może powinienem ją trochę przesunąć?
Sowa
zamyśliła się.
-
Możesz ją przesunąć nieco w lewo, żeby
przeciąg nie wiał bezpośrednio na mnie. Lubię wiatr i chłód, ale nie jestem
odporna na przeziębienia.
Harry
przesunął grzędę zgodnie z jej poleceniem, po czym rozłożył małą płócienną
plandekę, by chronić ją przed przypadkowymi przeciągami. Postawił jej miskę na
jedzenie, napełnił jej naczynie wodą ze zlewu w łazience.
Trąciła
go czule dziobem i usiadła na grzędzie, by się umyć.
Harry
usiadł na swoim łóżku i zastanawiał się, na jaki kolor powinien pomalować
pokój, swój pokój. Chociaż nie przeszkadzały mu barwy Gryffindoru, czuł, że nie
będą tutaj pasować i postanowił zostawić swój dom w szkole. To było inaczej.
Był dumny ze swojego domu, ale jego pokój był miejscem, gdzie mógł pokazać się
z innej strony. Mógł pokazać Harry’ego Pottera-Snape’a, którym nie był w
Hogwarcie.
Zamknął
oczy, wyobrażając sobie, że jest Freedomem, wznoszącym się w górę ku
niekończącemu się błękitnemu sklepieniu idealnego dnia, gdy słońce oświetla
chmury srebrną obwódką i cieniuje błękit i fiolet w kierunku horyzontu.
-
Otóż to! – otworzył oczy i rzucił zaklęcie zmieniające kolor, recytując
najpierw błękit nieba.
Ściany
nabrały miękkiego, stonowanego odcienia błękitu. Potem ponownie wycelował
różdżką i zaintonował zaklęcie, ale tym razem skupił się i dolna połowa ściany
pociemniała do kobaltu, po czym dodał pasek głębokiego fioletu, cieniując go
najlepiej jak potrafił. Stworzył białe chmury, obramowując je srebrem.
Potem
cofnął się i rozejrzał, zadowolony ze swojego dzieła.
Jego
sypialnia wyglądała dokładnie jak otwarte niebo w słoneczny dzień, dokładnie
tak jak zapamiętał z lotu. Teraz nie czuł się już tak zamknięty. Wystarczyło,
że się rozejrzał, a już widział niebo.
-
Hedwigo, co o tym myślisz?
Sowa
podniosła głowę znad czyszczenia i zahukała z aprobatą.
-
Panie Wiatrów, Harry! To znakomite!
Wyszczerzył
się. Potem wykonał nieco absurdalny taniec radości.
-
I to wszystko jest moje – szepnął, czując, jak znów przechodzi go dreszcz.
Następnie
zaczął rozpakowywać swoje szkolne rzeczy i ubrania, układając je starannie w
komodzie, na biurku i w szafie.
Nie
zajęło to wiele i Harry poczuł się nieco zmęczony, więc zrzucił tenisówki i
wyciągnął się na łóżku.
Po
chwili już mocno spał.
Severus
przyszedł i zapukał do drzwi jakieś dwie godziny później, ale kiedy przekręcił
klamkę, okazało się, że są zamknięte.
-
Harry? Jesteś głodny? Na stole jest zupa i kanapki.
Harry
obudził się gwałtownie. Przez moment panikował, nie wiedząc, gdzie się
znajduje. Potem założył okulary, rozejrzał się po pokoju z niebem i uśmiechnął
się. Był tu bezpieczny, w swoim własnym pokoju, pokoju ze ścianami w kolorze
nieba.
-
Harry? Mogę wejść?
Dopiero
wtedy przypomniał sobie, że zamknął drzwi na klucz.
-
Huh? Och, tak. – Wstał, podszedł do drzwi i je otworzył. – Przepraszam, Sev…
Zapomniałem, że zamknąłem drzwi na klucz.
Cofnął
się o krok, żeby Severus mógł wejść i zobaczyć, co zrobił z pokojem.
Severus
wszedł i zamrugał.
-
Podoba ci się? – zapytał Harry, nagle przestraszony dezaprobatą starszego
mężczyzny. – Tęskniłem za niebem, więc… cóż… starałem się, by ściany wyglądał
jak ono…
-
To bardzo dobra robota. Niemal czuję wiatr pod piórami – powiedział szczerze
Severus. – Świetna robota, Harry. Jesteś większym artystą niż ja. Chciałbyś coś
zjeść?
-
Uch… tak. Zasnąłem – przyznał nieśmiało.
-
Nie jestem zaskoczony po tym, co dzisiaj przeżyłeś – stwierdził Severus. –
Zrobiłem zupę wołową z makaronem i kanapki z szynką, sałatą i majonezem oraz
herbatę. – Poprowadził go korytarzem i pokazał Harry’emu mały panel z rzeźbioną
lilią, którego musiał dotknąć, aby półka z książkami się przesunęła.
Razem
zeszli do kuchni i zjedli prostą, ale satysfakcjonującą kolację, pierwszą w
rodzinie na Spinner’s End.
Po
chwili Severus powiedzał:
-
Jutro możemy omówić twoje zadania domowe na lato i kilka obowiązków, które
będziesz musiał wykonać, ale dzisiejszy wieczór należy do ciebie i możesz
robić, co chcesz. Witaj w domu, synu. – Podniósł kubek w geście toastu.
Harry
zrobił to samo ze swoją szklanką wody z lodem.
-
Dziękuję, Sev.
Teraz,
kiedy wreszcie był w domu, w miejscu, do którego należał, czuł, że może zacznie
wracać do zdrowia po wojnie, którą niedawno stoczył. To samo mógł zrobić
Severus. Merlin jeden wiedział, że potrzebowali tego czasu, by zapomnieć o
okropnościach wojny, wygranych bitwach i krwi na ziemi, czasu, by przypomnieć
sobie, jak to jest być normalnym, jeśli którykolwiek z nich kiedykolwiek taki
był.
Harry
wypił, przypominając sobie, by myśleć o jednym dniu na raz. Miał resztę lata na
regenerację i miał niespokojne przeczucie, że potrzebował każdej jego sekundy.
Żyjesz i nareszcie kolejny rozdział bardzo dziękuję czekam na kolejny pozdrawiam gosia
OdpowiedzUsuńAż mi się przypomniało jak sama pierwszy raz dekorowałam pokój... Zazdroszczę Harry'emu tej swobody, ja na początku tak bardzo bałam się zmieniać kolorystykę, że długo ludzie podejrzewali, że pokój od początku był w moim guście
OdpowiedzUsuńDziękuję za uroczy rozdział
Ciuma