Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 12 stycznia 2024

PoO - Rozdział 20 – Wybrana droga

Następnego ranka Harry wstał przed świtem i wkrótce potem opuścił wieżę Gryffindoru, zabierając ze sobą wszystko, czego potrzebował na pierwsze spotkanie. Harry najszybciej jak to możliwe udał się do gabinetu profesor McGonagall, a jego kroki odbijały się echem po pustych korytarzach. Spędził połowę nocy, przeglądając swoje pytania i prośby oraz wskazówki, o których musiał pamiętać. W tej chwili Harry wiedział, że ma przewagę nad wieloma innymi w swoim wieku i to nie dzięki swojej roli w wojnie.

Dotarłszy do posągu gargulca, Harry ze zdziwieniem zauważył, że ten już odsunął się na bok, ujawniając kręcone, kamienne schody. To się nigdy nie zdarzało. Instynkt natychmiast wziął górę. Jednym ruchem nadgarstka Harry chwycił w dłoń różdżkę, ostrożnie zaczął wspinać się na górę po schodach, które zaczęły poruszać się w chwili, gdy stanął na pierwszym stopniu. Jego umysł już rozważał możliwe scenariusze, każdy bardziej katastrofalny od poprzedniego.

W okamgnieniu dotarł do wypolerowanych, dębowych drzwi z mosiężną kołatką w kształcie gryfa. Próbował słuchać, ale z pokoju nie wydobywał się żaden dźwięk. Nie było łatwo zdecydować, czy zapukać, czy wbiec do pomieszczenia z różdżką w pogotowiu. Voldemort nie żyje, idioto. Zagrożenie minęło. Zawahał się przez chwilę, po czym zapukał i poczekał tylko sekundę, nim drzwi się otworzyły, ukazując duży, okrągły pokój.

- Panie Potter – głos profesor McGonagall odbił się lekkim echem, po czym wyszła z korytarza prowadzącego do prywatnych komnat. – Nie spodziewałem się, że przyjdzie pan tak wcześnie, ale myślę, że tak będzie lepiej. Jest kilka rzeczy, które powinieneś wiedzieć. – Profesor McGonagall podeszła do biurka i usiadła, gestem wskazując Harry’emu, by siadł na krześle naprzeciwko. – Jak wiesz, Poppy była jedną z osób, które cię zreferowały, a twoje lekcje z nią zostały udokumentowane w twoim życiorysie. Członkowie Zarządu poprosili o rozmowę z Poppy, ale ona nie jest pewna, co chcesz ujawnić.

Harry’emu nie umknęło jej zdezorientowane spojrzenie. Był świadomy, że profesor McGonagall wiedziała, że w Harrym jest coś innego, ale nie wiedziała, co to było. Naprawdę nie było potrzeby jej informować. Poza tym profesor McGonagall nigdy nie wierzyła w jego nienormalność.

- Pani profesor, nie mam problemu z byciem szczerym wobec Członków Zarządu, o ile zgodzą się na złożenie Przysięgi Wieczystej – powiedział w końcu Harry.

- Harry! – sapnęła profesor McGonagall. – Czy to naprawdę konieczne?

Harry westchnął, przeczesując dłonią włosy.

- Tak – powiedział zgodnie z prawdą. – Nie mogę ryzykować, że niewłaściwe osoby wykorzystają przeciwko mnie moje sekrety.

Profesor McGonagall wpatrywała się w Harry’ego przez dłuższą chwilę, po czym westchnęła.

- Mogę się z tobą nie zgadzać, Harry, ale to twoja decyzja – powiedziała ze współczuciem. – Byłeś świadkiem najgorszego, co czarodziejski świat ma do zaoferowania. Przypuszczam, że naturalnym jest, że jesteś podejrzliwy. Czy mam rację, zakładając, że ode mnie też życzysz sobie Przysięgi Wieczystej?

Harry nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu.

- Nie, pani profesor – powiedział rozbawiony. – Po tym wszystkim, co się stało, myślę, że mogę ci zaufać. – Profesor McGonagall rzuciła mu ostrzegające spojrzenie, ale bijący od niej zapał zniwelował niewielki niepokój, jaki to spojrzenie mogło wywołać. – Chyba pamięta pani wybuchy, które miewałem kilka lat temu?

Profesor McGonagall zmarszczyła ze zdziwieniem brwi, po czym skinęła głową.

- Odniosłam wrażenie, że odeszły – powiedziała energicznie.

- Mniej więcej – przyznał Harry. – Już ich nie mam, ale one… cóż… w pewnym sensie pozostawiły coś po sobie… zdolności, na które nie każdy byłby otwarty. Widzi pani, jestem empatą i naturalnym uzdrowicielem.

Profesor McGonagall sapnęła.

- A-Ale to niemożliwe! To…

- Historia mojego życia – stwierdził Harry. – Zdaję sobie sprawę, jak nieprawdopodobne może to być, ale taka jest prawda.

Profesor McGonagall spojrzała na Harry’ego podejrzliwie.

- Albus wiedział, prawda? – zapytała. – Dlatego poprosił cię w zeszłym roku o pomoc, kiedy przyjechali uczniowie. Wiedział, że dowiesz się, kto stanowi zagrożenie.

- Mniej więcej – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Profesor Dumbledore pomyślał, że to będzie dobry test, biorąc pod uwagę, że codziennie będę otoczony ludźmi.

Profesor McGonagall wpatrywała się w Harry’ego przez dłuższą chwilę, po czym pokręciła głową i przeniosła wzrok na stos pergaminów na biurku.

- Normalnie byłabym wysoce sceptyczna w stosunku do istnienia takich umiejętności u nastolatka, ale nigdy nie pozwolono ci być „tylko nastolatkiem”. Rozumiem twoje zawahanie, Harry, i jestem wdzięczna, że zaufałeś mi wystarczająco w kwestii swojego sekretu. Będę cię wspierać, cokolwiek zrobisz.

Płomienie w kominku profesor McGonagall zaryczały, więc szybko zakończyli rozmowę. Profesor McGonagall prędko wstała i podeszła do kominka. Harry cofnął się, nie próbując nawet słuchać, co mówi cichym głosem. Płomienie zmieniły kolor na zielony i powiększyły się, po czym zgasły, gdy w kominku pojawiła się wysoka wiedźma w średnim wieku z dłuższymi ciemnobrązowymi włosami przetkanymi siwizną. Otrzepując bordowe szaty, kobieta odsunęła się na bok i pojawiła się kolejna. Ona także była w średnim wieku, ale była dość pulchna, miała krótkie, piaskowe włosy i ciemnoniebieskie szaty. Kiedy odsunęła się na bok, Harry zobaczył wychodzącego z kominka wysokiego, surowego mężczyznę w okularach, z siwymi włosami zaczesanymi do tyłu, co odsłaniało każdą zmarszczkę na jego twarzy.

Harry wstał i szybko wkradła się w niego nerwowość. Fale zmęczenia, ciekawości i zapału spływały z nowoprzybyłych, gdy ich spojrzenia skupiły się na nim. Cisza wypełniła powietrze, nim profesor McGonagall odchrząknęła i podeszła do boku Harry’ego.

- Pani Johnson, pani Fischer, panie Williams, chcę wam przedstawić, oto Harry Potter – powiedziała profesjonalnie McGonagall. – Harry, członkowie zarządu Szpitala Magicznych Chorób i Urazów Świętego Franciszka w Nowym Jorku.

- Miło was poznać – powiedział cicho Harry.

Wysoka kobieta, pani Johnson, uśmiechnęła się i wystąpiła naprzód.

- Nie ma powodu do zdenerwowania, panie Potter. Chcemy jedynie wyjaśnić kilka obszarów, które nie zostały ujęte w pańskim wniosku.

Profesor McGonagall wyciągnęła różdżkę i kilkoma ruchami wyczarowała trzy dodatkowe krzesła dla członków zarządu. Wszystkie krzesła ustawiły się tak, że trzy z nich były częściowo zwrócone twarzą w stronę pozostałych dwóch. Profesor McGonagall skinęła na członków zarządu, by usiedli, a następnie poprosiła, by Harry zajął miejsce obok niej.

Gdy członkowie zarządu usiedli, każde z nich wyciągnęło coś, co wyglądało jak skurczona tablica z klipsem, która powiększyła im się w dłoniach.

- Panie Potter – zaczęła pani Fischer – w pana wniosku widnieje informacja, że pracował pan w mugolskim szpitalu pod kierownictwem doktora Henry’ego Rolandsa, nim rozpoczął pan staż u pani Pomfrey. Czy mógłby pan porównać dla nas swoje doświadczenia?

- Eee… cóż… myślę, że główną różnicą była atmosfera – powiedział Harry zgodnie z prawdą. – Bez względu na powagę obrażeń, tutaj istnieje pewność, bo ludzie zakładają, że magia może wyleczyć wszystko. W świecie mugoli nie ma tej pewności. Leczenie złamanych kości wymaga czasu. Trzeba wiele, by zorientować się, co jest nie tak, ponieważ nie mają rzeczy podobnych do zaklęć diagnostycznych. W rezultacie wiele mugoli może polegać jedynie na wierze. Myślę, że to jedna z największych różnic. Mugole wierzą w cuda, a świat czarodziejów nie.

Każdy członek zarządu wyciągnął pióro i pisał coś na pergaminie, póki nie przemówiła pani Johnson.

- Z ciekawości, panie Potter, które środowisko pan woli? – zapytała z ciekawością.

Harry zawahał się. To było trudne pytanie, ale nie z tego powodu, co wszyscy myśleli.

- Porównanie ich byłoby niesprawiedliwe, pani Johnson – powiedział szczerze Harry. – Moje obowiązki były zupełnie inne. Czy wolałbym być uzdrowicielem niż sanitariuszem? Oczywiście. Wolałbym realnie przyłożyć rękę do pomocy ludziom. Ciężko było przebywać w otoczeniu osób, którzy potrzebowali pomocy i nie móc nic z tym zrobić.

- Można pomagać w różnym stopniu, panie Potter – stwierdziła pani Fischer. – Wiele osób docenia tych, którzy oferują wsparcie pozamedyczne.

Harry spojrzał na profesor McGonagall, która zrozumiała aluzję.

- Zanim powiemy coś więcej, prosimy o Przysięgę Wieczystą dla bezpieczeństwa pana Pottera – powiedziała surowo McGonagall.

Członkowie zarządu wyglądali na zszokowanych.

- Co proszę! – krzyknął pan Williams.

Profesor McGonagall podniosła rękę, by uciszyć protest.

- Jedyne, czego wymagamy to przysięga, żeby nigdy nie wyjawić tajemnic pana Pottera bez jego zgody – nalegała.

Atmosfera natychmiast się zmieniła, niemal magicznie. Członkowie zarządu wyciągnęli różdżki i złożyli Przysięgę. Harry musiał przyznać, że był zaskoczony, że zgodzili się tak szybko. Większość nalegałaby na jakąś wskazówkę co do tego, czego mieli się dowiedzieć, by się chronić. Kiedy przysięga została złożona, trzy pary oczu skierowały się na Harry’ego, przez co poczuł się niesamowicie zdenerwowany. Proszę, tylko nie zwariujcie.

- Cóż, chciałem tylko, żebyście wiedzieli, że jeśli po tym nie będziecie chcieli mieć ze mną nic wspólnego, zrozumiem to – powiedział Harry, z pewnością brzmiąc na bardziej pewnego siebie niż się czuł. – Widzicie, mam zdolności empaty. Od prawie dwóch lat. – Fale szoku i zdumienia zawirowały wokół członków zarządu, zmuszając Harry’ego do kontynuowania. – Jestem też naturalnym uzdrowicielem.

Panom Johnson i Fischer opadły szczęki, podczas gdy pan Williams pochylił się do przodu. Fale podekscytowania szybko dołączyły do mieszanki.

- Istnieją pewne granice – dodał szybko Harry. – Uzdrawianie działa tylko poprzez dotyk, kiedy mu się chce. Uczę się, jak to kontrolować, ale głównie metodą prób i błędów, kiedy pani Pomfrey na to pozwala. Była raczej niechętna tej umiejętności ze względu na sposób, w jaki wyczerpuje ona moją energię.

- Ale masz nad tym pewną kontrolę, tak? – zapytał pan Williams. Harry skinął głową. – A empatia? Czy masz nad nią kontrolę?

Harry zawahał się. Jak można kontrolować empatię? Zawsze była aktywna.

- Cóż, nie przytłacza mnie już, jeśli o to panu chodzi – powiedział ostrożnie Harry i była to prawda. Nie wiedział dlaczego, ale od śmierci Voldemorta jego zdolności się w zasadzie ustabilizowały. By może Voldemort nie był jedyną osobą, która polegała na magii innych.

- Niezwykłe – powiedziała cicho pani Fischer. – Rozumiem już dlaczego chcesz bardziej aktywnie pomagać ludziom. Potrafisz poczuć, co czują. Poppy Pomfrey jest świadoma tych zdolności?

Harry skinął głową.

- Podjęła się bycia moim osobistym uzdrowicielem. Moi opiekunowie uznali, że najlepiej będzie być z nią szczerym, zwłaszcza gdy moje zdolności się zmieniały.

Członkowie zarządu wymienili długie spojrzenia, po czym skupili się ponownie na Harrym.

- Panie Potter – zaczął pan Williams – czy mamy pozwolenie na przedyskutowanie pana zdolności z Poppy Pomfrey i ewentualnie zapoznać się z dokumentacją, którą mogłaby sporządzić na podstawie swoich obserwacji?

Harry spojrzał nerwowo na profesor McGonagall, która dyskretnie skinęła głową.

- Jeśli pani Pomfrey się zgodzi – odpowiedział, - ale obowiązują takie same ograniczenia. Nie jestem pewny, jak to jest w Ameryce, ale tutaj ludzie nie mają problemu z wykorzystywaniem innych do rozwijania własnej kariery.

Oczy pani Fischer wyrażały współczucie.

- Panie Potter, rozumiemy pańską potrzebę zachowania tajemnicy. Wierzę jednak, że przekona się pan, że poza tym obszarem ludzie nie będą pana nękać. W Ameryce z pewnością słyszeliśmy o Voldemorcie i Harrym Potterze, ale wielu uważa to za dzikie kłamstwo, rzecz coraz bardziej naciąganą, im więcej się ją opowiada.

Harry musiał przyznać, że pani Fischer ma rację. W końcu kto szczerze uwierzy, że ktoś w jego wieku mógł przeżyć połowę tego, co przeżył? Sam to przeżyłem i czasem sam w to nie wierzę.

- Ale nadal rozpoznają imię Harry’ego Pottera, prawda? – zapytał ostrożnie Harry.

Pani Johnson popatrzyła na Harry’ego z uniesioną brwią.

- Będziesz miał problem znaleźć w magicznym świecie jednej osoby, która go nie zna – powiedziała otwarcie. – Jeśli tak bardzo panu zależy na unikaniu jakiejkolwiek uwagi, może pan rozważyć pseudonim. Przyjmowaliśmy już w przeszłości stażystów, którzy wymagali podobnych swobód .

Profesor McGonagall pochyliła się do przodu z uwagą.

- Mieliście już wcześniej uczniów takich jak pan Potter? – zapytała ostrożnie.

Pan Williams odchrząknął.

- Mieliśmy kilku stażystów pochodzących ze znanych rodzin – odpowiedział łatwo. – Na przestrzeni lat mieliśmy także kilku naturalnych uzdrowicieli. Obecnie mamy w naszym zespole naturalną uzdrowicielkę. Prowadzi ona kilka kursów na temat opieki nad pacjentem. Jeśli wybierzesz naszą placówkę, moglibyśmy zaaranżować z nią kilka prywatnych lekcji.

- Zdecydowanie – dodała pani Johnson. – Rzadko zdarza się zyskać stażystę z doświadczeniem i potencjałem pana Pottera.

Harry poczuł się niekomfortowo na swoim siedzeniu, czując ciepło na karku.

- Nie chcę, żeby zabrzmiało to niegrzecznie, ale to wydaje się zbyt piękne, by było prawdziwe – powiedział ostrożnie. – Gdzie jest haczyk?

- Nie ma haczyka – odpowiedział spokojnie pan Williams. – Jednakże będziemy od pana wymagać tego samego, co od każdego stażysty. Będzie musiał odbyć pan rok stażu w świętym Franciszku. Będzie pan także zobowiązany do przestrzegania zasad podanych w książce wprowadzającej, którą otrzyma pan na miesiąc przed rozpoczęciem zajęć.

- Taki jest wymóg każdego szpitala w czarodziejskim świecie, panie Potter – stwierdziła profesor McGonagall.

Spotkanie nie trwało długo, po czym Harry musiał wyjść szybko na śniadanie, nim zaczną się zajęcia. Harry szczerze nie wiedział, co o tym myśleć. To było tak dziwne, że za tak niewiele można zaoferować tak dużo. Członkowie zarządu praktycznie oferowali mu szansę na nowe życie, szansę na pozostawienie za sobą wszystkiego, czego nienawidził w byciu chłopcem, który przeżył, by być zbawicielem czarodziejskiego świata.

To niemal więcej niż kiedykolwiek mógł mieć nadzieję.

Harry’emu cały dzień ciężko było skoncentrować się na czymkolwiek poza rozmowami kwalifikacyjnymi. Podczas lunchu, Harry, profesor McGonagall i pani Pomfrey spotkali się z przedstawicielami szpitala świętej Bernadety, którzy byli aż zbyt chętni do przyjęcia „słynnego Harry’ego Pottera”, by Harry w ogóle rozważył powiedzenie im o swoich zdolnościach. Profesor McGonagall i pani Pomfrey również nie były pod ich wrażeniem i nie miały problemu z wyrażeniem swoich opinii.

Podsumowując, Francja nie mogła konkurować z tym, co miał do zaoferowania Nowy York.

Ostatnie spotkanie odbyło się po kolacji z przedstawicielami szpitala świętego Vincenta w Australii. Tym razem profesor McGonagall i pani Pomfrey przejęły inicjatywę, zadając pytania, które Harry uważał za dość niegrzeczne. Jeszcze bardziej zaskakujące były jednak reakcje przedstawicieli. Uśmiechali się i komentowali, jaka odświeżająca i rzadka jest taka opiekuńczość wobec przyszłości ucznia.

Dalsza cześć spotkania minęła podobnie jak spotkanie z Amerykanami. Członkowie zarządu byli bardziej zainteresowani potencjałem Harry’ego niż tym, kim on był, zadając pani Pomfrey więcej pytań niż innym. Harry nie mógł powstrzymać uczucia, że jest bardziej obserwatorem niż rzeczywistym uczestnikiem, co nieco go irytowało. Pani Pomfrey wiedziała sporo o jego szkoleniu, ale nie znała go lepiej niż on sam… przynajmniej tak mu się wydawało.

Harry pomyślał, że jego irytacja musiała być widoczna, gdy jeden z członków zarządu spojrzał na niego, po czym zaczął zadawać mu pytania na temat jego osobistych doświadczeń. To właśnie wtedy Harry zdał sobie sprawę, co się właściwie dzieje. Członkini zarządu, który przepytywała panią Pomfrey, nie chciała wyjść na protekcjonalną. Po prostu próbowała dobrze zrozumieć styl uczenia się Harry’ego z punktu widzenia nauczyciela.

Jednak uwaga była całkowicie skupiona na Harrym, kiedy ujawniono jego zdolności (oczywiście po złożeniu Wieczystej Przysięgi). Podobnie jak Amerykanie, członkowie zarządu byli oszołomieni, gdy usłyszeli o dwóch niezwykle rzadkich i poszukiwanych umiejętnościach uzdrowicieli. Niestety święty Vincent nie miał u siebie naturalnych uzdrowicieli, ale członkowie zarządu zapewnili Harry’ego, że zorganizują wszystko, czego będzie potrzeba, jeśli wybierze ich placówkę.

Harry musiał się zastanowić, czy kiedykolwiek dowie się, co to jest prowadzić „normalne” życie. Sądząc po otrzymanej reakcji, po prostu zmieniłby jeden rodzaj sławy na inny. Strach przed odrzuceniem obrócił się przeciwko niemu… w zły sposób. Zamiast być odrzuconym za zdolności naruszające prywatność, traktowano go jak chodzące lekarstwo na zarazę. Jasne, zdolności te były rzadkie, ale tak naprawdę nie były tak wspaniałe, jak wszyscy sądzili.

Spotkanie nie zakończyło się dla Harry’ego wystarczająco szybko. To był wyjątkowo długi dzień i najprawdopodobniej będzie to jeszcze dłuższa noc. Oprócz zadań, które musiał przygotować do OWTMów, musiał podjąć decyzję dotyczącą swojego życia. W ciągu najbliższych kilku dni musiał wybrać między Australią a Nowym Yorkiem, więc musiał usiąść z Syriuszem i Remusem, by przeprowadzić dyskusję, której się obawiał. Syriuszowi nie spodoba się żadna z decyzji Harry’ego, ale faktem było, że musiał to zrobić. Harry potrzebował przyszłości z daleka od tego całego szaleństwa, a Syriusz i Remus zasługiwali na szansę na przyszłość, która nie będzie się kręciła wokół chłopca, który przeżył.

Harry został szybko wyrwany ze swoich myśli, gdy dotarł do wieży Gryffindoru i zobaczył, że Ron i Hermiona czekają na niego. Ron nie wyglądał na szczęśliwego, wylewały się z niego fale gniewu i zdrady, przez co Harry wiedział już, co nadchodzi. Hermiona wyjawiła już decyzję Harry’ego o odejściu. Świetnie. Już wiem, że ta dyskusja nie będzie przyjemna.

Harry uśmiechnęła się współczująco.

- Pomyśleliśmy, że będziesz miał ochotę na krótki spacer, Harry – powiedziała, wyciągając różdżkę i rzucając wokół nich zaklęcie prywatności.

Harry rzucił Ronowi ostrożne spojrzenie, po czym skinął głową. Szczerze mówiąc, „spacer” wydawał się ostatnią rzeczą, na którą Ron miał w tej chwili ochotę, nie żeby Harry go winił. Reakcja Rona jest prawdopodobnie taka sama, jak będzie Syriusza. Obaj są w stanie uwierzyć, że Harry porzucał ich dla życia, którego nie chciał z nimi wiązać. To jednak było dalekie od prawdy. Harry nie miał zamiaru porzucać przyjaciół i rodziny tylko dlatego, że studiował za granicą.

- No więc – zaczęła Hermiona, kiedy razem odchodzili pustymi korytarzami. – Jak poszło?

Harry nie mógł powstrzymać prychnięcia.

- Świetnie – mruknął sucho. – Francja nie może się doczekać, aż położy ręce na słynnym Harrym Potterze, podczas gdy Australia i Nowy York ślinią się na myśl, że dostaną naturalnego uzdrowiciela. Jedyna nadzieja na bycie traktowanym jak wszyscy inni zostaje oficjalnie spuszczona w rury.

Hermiona zerknęła na Harry’ego z niepokojem.

- Nie może być aż tak źle – powiedziała ostrożnie.

Harry westchnął.

- Szczerze, nie wiem – stwierdził cicho. – Chyba jestem po prostu w szoku. Spodziewałem się, że zostanę nazwany dziwadłem, a zamiast tego zaproponowano mi cały świat. Amerykanie zaoferowali nawet, że zapewnią mi inną tożsamość.

- A Australijczycy nie? – zapytała Hermiona.

Harry wzruszył ramionami.

- Nie zapytałem – przyznał. – Chciałem po prostu jak najszybciej stąd wyjść.

Hermiona i Ron wymienili długie spojrzenia, nim Ron się odezwał.

- Więc podjąłeś już decyzję?

Harry powstrzymał się od odpowiedzi, gdy zalały go fale strachu. Ron i Hermiona nie zasługiwali na to, by znaleźć się na linii jego frustracji. Istniało duże prawdopodobieństwo, że zareagował przesadnie na całą sytuację. Dwie z trzech jego możliwości nie interesowało to, co zrobił, tylko co mógł zrobić. Być może mylił się kiedykolwiek sądząc, że jego życie mogło być normalne.

- Harry – zaczęła ostrożnie Hermiona – czy to naprawdę takie złe, że ludzie chcą ci pomóc? Po tym wszystkim, sądzę, że zasługujesz na przerwę.

- Nigdy nie prosiłem o przerwę – sprzeciwił się Harry ze zmęczeniem. – Chcę, żeby przyjęto mnie ze względu na moje własne zasługi. Czy proszę o zbyt wiele?

Ron zdezorientowany zmarszczył brwi.

- Ale zostałeś przyjęty – powiedział cicho. – Nie chcę wytykać oczywistości, Harry, ale nie jesteś taki jak wszyscy inni i nie mówię tu o twoich umiejętnościach. Masz doświadczenie w medycynie, które niewielu ma przed rozpoczęciem szkolenia. Ci uzdrowiciele zwyczajnie dostrzegają całą twoją pracę w realizację marzeń.

Harry i Hermiona patrzyli na Rona ze zdumieniem. To była ostatnia rzecz, jaką spodziewali się usłyszeć z jego ust. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego reakcję na całą sytuację.

- Co? – zapytał zirytowany Ron. – Wiesz, potrafię być tak samo racjonalny jak Hermiona.

Harry mógł tylko patrzeć na Rona. Rzadko używał słów „racjonalny” i „Ron” w tym samym zdaniu, ale Harry musiał przyznać, że kiedy nadchodził ten rzadki moment, Ron zwykle miał rację. Coś tu jest poważnie nie tak. Ron zachowuje się logicznie i zgadza się z Hermioną. Teraz potrzebuję jeszcze, żeby Snape wrócił do Hogwartu i przyznał się do wszystkiego, co zrobił.

- Więc co powinienem zrobić? – zapytał w końcu Harry.

Ron i Hermiona wymienili długie spojrzenia.

- To musi być twoja decyzja, Harry – odpowiedziała Hermiona. – Wiem, co byśmy powiedzieli. Powiedzielibyśmy ci, że całe to szaleństwo z czasem mini i żebyś zaaplikował do świętego Munga. Zrobiłbyś to po to, żebyśmy byli szczęśliwi  i byłbyś całkowicie nieszczęśliwy. Spójrzmy prawdzie w oczy, Harry. Choć nie chcieliśmy tego przyznać, wiedzieliśmy, że to nadchodzi. Za bardzo cenisz sobie swoją prywatność, by przez resztę życia znosić codzienny rozgłos.

- Poza tym – dodał Ron, - to nie tak, że nigdy więcej cię nie zobaczymy. Istnieje sieć Fiuu… i świstokliki… i sowy… i… i… pomóż mi, Hermiono.

Hermiona popatrzyła na Rona z uniesioną brwią.

- Do czego jestem ci potrzebna? – zapytała sucho? – Wygląda na to, że nie masz problemu z chlapaniem głupot.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

- Rozumiem, co miałeś na myśli, Ron. Nadal będziemy przyjaciółmi, bez względu na to, gdzie pójdę. Czy możecie mi coś obiecać? – Ron i Hermiona szybko pokiwali głowami. – Cokolwiek się stanie, gdziekolwiek pójdę, obiecaj mi, że zawsze będziecie ze mną szczerzy w kwestii tego, co się  tutaj dzieje?

Hermiona wyciągnęła rękę i wzięła dłoń Harry’ego, ściskając ją uspokajająco i uśmiechając się do niego.

- Zawsze, Harry – powiedziała cicho. – Oczywiście chcielibyśmy tego samego w zamian. Samotny wyjazd do innego kraju… cóż, nawet strach o tym myśleć.

Harry musiał przyznać, że myśl o wyjeździe do obcego kraju i wszystkim, co się z tym wiązało, tak naprawdę nigdy nie przyszła mu do głowy. Był tak zajęty zamartwianiem się szerszą perspektywą, że nawet nie rozważał szczegółów. Cholera. W co ja się pakuję?

- Myślę, że przemyślę to, gdy nadejdzie czas – powiedział szczerze. – A co z wami? Podjęliście już jakieś decyzje?

Hermiona rozpromieniła się podekscytowana.

- Cóż, mam nadzieję, że zostanę przyjęta do departamentu Badań i Rozwoju w Ministerstwie. Naprawdę trudno się tam dostać, zwłaszcza jak się jest z mugolskiej rodziny. Niektórzy wciąż mają wrażenie, że mugolaki nie wiedzą tyle samo, co ci, którzy wychowali się w świecie czarodziejów.

- To niedorzeczne – powiedział natychmiast Harry. – Hermiono, wiesz więcej o czarodziejskim świecie niż większość uczniów tej szkoły. Każdemu, kto choćby rozważał powiedzenie czegoś przeciwnego, należy zbadać głowę.

Hermiona zarumieniła się lekko, po czym przeniosła wzrok na Rona.

- Co z tobą? – zapytała z zaciekawieniem. – Tak naprawdę nie powiedziałeś nic o swojej przyszłości.

Ron wzruszył ramionami.

- Jeszcze nie podjąłem decyzji – powiedział nonszalancko. – Tata wspominał, że Scrimgeour próbował rekrutować tak wielu członków GD, ilu był w stanie, ale nie sądzę, by bycie aurorem było dla mnie… przynajmniej jeszcze nie. Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, myślę, że potrzebuję z tym zerwać. Właściwie rozważałem współpracę z Fredem i Georgem w ich sklepie lub może spróbowanie sił w profesjonalnym Quidditchu. Pewnie nie dostałbym się do drużyny, ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?

Hermiona wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale robiła wszystko, co w jej mocy by nie wyrazić swojej opinii. Z drugiej strony Harry pojmował rozumowanie Rona. Ron zwyczajnie chciał odpocząć od całego stresu, tak jak Harry, wyjeżdżając. Nie każdy mógł poradzić sobie z niekończącą się nauką tak, jak Hermiona.

- Nie, Ron – powiedział Harry z uśmiechem. – Absolutnie nie ma nic złego w próbowaniu.

Nie ma nic złego w dążeniu do spełnienia swoich marzeń.

^^^

W głębi duszy Harry wiedział, ze decyzja została już podjęta. Spośród dwóch opcji tylko jedna była mu w stanie zapewnić to, czego rzeczywiście potrzebował przez ostatnie dwa lata, miała w przeszłości do czynienia z ludźmi takimi jak on oraz wydawała się bardziej zainteresowana robieniem tego, co najlepsze dla niego, a nie dla instytucji. To oczywiście mogło się zmienić, ale na razie pokładał pewne zaufanie w złożonych obietnicach.

Następnego ranka przed śniadaniem, Harry poinformował profesor McGonagall o swoim wyborze i wspólnie stworzyli listy informujące trzy instytucje o jego decyzji oraz podziękowania za poświęcony czas. Zostawiając zapieczętowane listy w rękach McGonagall, by je wysłała, Harry opuścił biuro, czując jak ciężko wisi nad nim kolejny krok. Mimo że OWTMy rozpoczynały się w poniedziałek, Harry wiedział, że nie będzie w stanie skoncentrować się na egzaminach, jeśli ciągle będzie się martwił, co powie Syriuszowi i Remusowi. Bez względu na to, jak długo będzie czekał, będzie źle.

Będzie tylko gorzej, jeśli prasa dowie się o tym wcześniej.

Przez resztę dnia Harry’emu trudno było skupić się na czymkolwiek innym, poza przekazaniem wieści swoim opiekunom. Powiedzenie Syriuszowi, że muszą porozmawiać po kolacji, było jedną z najtrudniejszych rzeczy, do jakich Harry się zmusił i mógł stwierdzić, że Syriusz zrozumiał, sądząc po falach obawy.

Przez cały dzień Ron i Hermiona starali się podtrzymać optymizm Harry’ego, chociaż jasne było, że oni również spodziewali się najgorszego. Syriusz był jedynym ojcem, jakiego Harry kiedykolwiek znał, tak jak Harry był człowiekiem najbliższym synowi Syriusza. Żaden rodzic nie chce słyszeć, że jego dziecko się wyprowadza.

Wydawało się, że minęła sekunda i kolacja dobiegła końca, więc Harry ruszył do Kwater Huncwotów. Z każdym krokiem Harry skupiał się na powodach swojej decyzji. Niezależnie od reakcji Syriusza, nie mógł ustępować. Musiał mieć pewność, że podjął właściwą decyzję z właściwych powodów… a tak jest. To była decyzja najlepsza dla niego i jego rodziny.

Wchodząc do Kwater Huncwotów, Harry natychmiast zauważył, że Syriusz i Remus siedzą na fotelach przed kominkiem, skupieni na portrecie Łapy, Lunatyka i Rogacza, bawiących się w świetle księżyca. Obaj mieli już w rękach piwo kremowe, przez co Harry czuł się jak intruz podczas czegoś, co najpewniej było nocnym rytuałem. Kusiło go, żeby dać im spokój, ale wiedział, że nie może. Musieli wiedzieć.

Harry odchrząknął i ruszył do przodu, a Syriusz i Remus obejrzeli się w swoich fotelach i uśmiechnęli do niego. To właśnie wtedy Harry dostrzegł, jak na jak zmęczonego i kruchego wyglądał Remus. Jego ruchy były sztywne, a na twarzy widać było ślady bólu. Dla Harry’ego ten widok był niemal bolesny.

- Cześć, Harry – powiedział delikatnie Remus, wyciągając różdżkę i machając nią. Fotel uniósł się w powietrze i odwrócił w stronę Harry’ego, po czym opadł z powrotem. – Co ci chodzi po głowie?

Syriusz odwrócił swój fotel, podczas gdy Harry podszedł powoli podszedł do kanapy naprzeciwko i usiadł. Nie ma już odwrotu.

- Przepraszam, że do was nie wpadałem…

- Harry, wiemy, jak wymagające są przygotowania do OWTMów – przerwał mu cierpliwie Remus.

Harry westchnął.

- To nie dlatego was nie odwiedzałem – odparł. – Po konferencji prasowej zacząłem myśleć o przyszłości… nas wszystkich. Szczerze mówiąc, nie potrafiłem sobie wyobrazić, że będę musiał codziennie spotykać się z prasą, póki nie znajdą sobie kogoś innego do dręczenia albo będę musiał żyć jak pustelnik. Zrobiłem to, co wszyscy uważali za moją pracę. Teraz, gdy spełniłem ich marzenia, chciałbym mieć szansę na spełnienie swoich.

- To całkowicie zrozumiałe, Harry – stwierdził Remus, po czym przeniósł wzrok na Syriusza. – Nie zgodzisz się, Syriuszu?

- Oczywiście, że się zgadzam – odparł natychmiastowo Syriuszu. – Jak myślisz dlaczego odrzucam wszystkie oferty, by imię Harry’ego było skojarzone z każdym znanym magicznym produktem?

Harry westchnął głęboko.

- Doceniam to bardziej, niż sobie wyobrażasz, Syriuszu – powiedział szczerze. – Obaj zrobiliście dla mnie o wiele więcej, niż kiedykolwiek będę w stanie się wam odwdzięczyć. – Syriusz i Remus poruszyli się, by zaprotestować, ale Harry kiwnął na nich, by zaczekali. – Wiem, że się nie zgadzacie, ale to nie zmienia tego, co czuję. Oboje macie teraz szansę na normalne życie… własne rodziny.

Syriusz pochylił się do przodu, podczas gdy Remus opadł głębiej w fotel.

- Harry – ostrzegł Syriusz. – Ty jesteś naszą rodziną. Każde dziecko, które kiedykolwiek będę miał będzie miało ciebie za starszego brata. – Syriusz rzucił znaczące spojrzenie Remusowi, niemal błagając go, by ten go poparł.

Remus w zamyśleniu popatrzył na Harry’ego, po czym odezwał się:

-  Wiesz, że jesteś naszą najbliższą rodziną, Harry. W tej chwili spotykanie się z kimś jest daleko w moich planach, ale podejrzewam, że masz coś jeszcze do dodania.

Harry popatrzył na Remusa tylko przez sekundę, orientując się, czego Remus nie mówił. Remus wiedział. Już się domyślił i był całkowicie spokojny z tego powodu. Nie było w nim śladu złości czy poczucia zdrady, tylko cierpliwe zrozumienie.

- Syriuszu, widziałem cię w Trzech Miotłach z madame Rosmertą – powiedział cicho, przesuwając na niego wzrok. – Chciała twojego towarzystwa, ale byłeś zbyt skupiony na mnie, żeby to zauważyć. Jak długo będziesz odkładać swoje życie dla mnie, Syriuszu?

Usta Syriusza otwierały się i zamykały, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

- Doszedłem do wniosku, że jeśli mam zachować choć odrobinę zdrowia psychicznego, muszę oddzielić się od tego szaleństwa – kontynuował Harry, spuszczając wzrok, by uniknąć nadchodzących spojrzeń. – Z pewną pomocą wysłałem swoją aplikację do kilku szpitali. Trzy odpowiedziały. Rozmowy kwalifikacyjne odbyły się wczoraj. – Podniósł wzrok i napotkał spanikowane spojrzenie Syriusza. – Dziś rano wysłałem do szkół swoją decyzję. Wybrałem Szpital Magicznych Chorób i Urazów świętego Franciszka w Nowym Yorku. Zaproponowali mi zorganizowanie innej tożsamości, żebym nie musiał się martwić byciem słynnym Harrym Potterem. Mają nawet w swoim zespole naturalnego uzdrowiciela, który pomoże mi zrozumieć swoje umiejętności.

Oczy Syriusza zwęziły się lekko, usta zacisnęły. Jego ciało pozostało całkowicie nieruchome, ale nie było sposobu, by zignorować fale strachu, złości, niedowierzania i zdrady, które go zalewały.

- Syriuszu – ostrzegł cicho Remus. – To niesamowita szansa, prawda?

Oddech Syriusza przyspieszył, a jego dłonie zacisnęły w pięści. Harry czuł, jak emocje Syriusza nasilają się, grożąc wybuchem bez ostrzeżenia. Fakt, że Syriusz próbował powstrzymać ten wybuch mówił wiele, ale nic nie mogło wymazać wirujących wokół jego dzikich emocji. Szybko go przytłoczyły i Syriusz zerwał się na nogi.

- JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ?! – krzyknął.- CO TY SOBIE MYŚLAŁEŚ?! JAK MOŻESZ NAS W TAKI SPOSÓB ZOSTAWIAĆ?!

- SYRIUSZU! – ryknął Remus. – Wystarczy!

Harry odwrócił wzrok, jego ciało zapadło się w sobie. Wiedział… spodziewał się tego… ale rzeczywiście to usłyszeć i poczuć… to było prawie nie do zniesienia. Owijając się ramionami, Harry mógł jedynie zamknąć oczy i modlić się, by burza emocji wkrótce się skończyła, co się stało, jednak nie tak, jak by tego Harry chciał. Fale emocji zaczęły słabnąć dopiero, gdy trzask drzwi wyrwał Harry’ego z jego więzienia.

Remus wciąż siedział w swoim fotelu ze współczującym wyrazem twarzy. Z drugiej strony Syriusza nigdzie nie było.

- Przepraszam za zachowanie Syriusza, chociaż wygląda na to, że spodziewałeś się czegoś takiego – powiedział cicho Remus. – Powiedz mi jedno, Harry. Czy tego właśnie chcesz? Zapomnij o potrzebach wszystkich dookoła, zwłaszcza naszych. Czy tego naprawdę chcesz?

Harry zawahał się tylko przez ułamek sekundy, nim odpowiedział.

- Nie chcę zostawiać przyjaciół i rodziny, ale nie mogę żyć w bańce przez całe swoje życie. Muszę uciec od całego tego szaleństwa, jeśli mam mieć jakąkolwiek szansę na zostanie uzdrowicielem. Nie będę tu traktowany uczciwie. Ludzie będą wobec mnie wyrozumiali, bo będą czuli, że są mi coś winni. Muszę wiedzieć, że zostanę pchnięty tak mocno jak wszyscy inni. Jedynym sposobem na osiągnięcie tego wydaje się wyjazd gdzieś daleko.

Remus patrzył na Harry’ego przez czas, który wydawał się być wiecznością, po czym skinął głową.

- Więc jestem z ciebie dumny, Harry – powiedział szczerze. – Sądziłem, że minie jeszcze co najmniej kilka miesięcy, nim będziesz miał dość całej tej uwagi i może kolejny rok, nim zdobędziesz się na odwagę, by stawić czoła Syriuszowi.

Harry popatrzył na Remusa z niedowierzaniem.

- Ty… co?

Remus uśmiechnął się.

- Harry, od lat wiedziałem, że nie będziesz tu szczęśliwy, gdy skończysz Hogwart. Zbyt cenisz sobie prywatność, żeby znosić to każdego dnia do końca życia. – Pochylił się lekko do przodu, a jego uśmiech zniknął. – Syriusz też to wie, rozumiesz? Wierzę, że myślał, że odegra rolę w procesie decyzyjnym. Fakt, że wszystko zorganizowałeś bez niego tylko dowodzi, że nie potrzebujesz go tak, jak kiedyś.

- Ależ potrzebuję go! – zaprotestował Harry.

Remus uniósł ręce, żeby go uciszyć.

- Wiem, że tak. Po prostu nie jesteś już tym samym maltretowanym chłopcem. Nie potrzebujesz Syriusza, żeby chronił cię przed światem. Potrzebujesz go, żeby się wycofał i wspierał w twoich wyborach.

Brwi Harry’ego zmarszczyły się lekko w zdezorientowaniu.

- Remusie, Syriusz nigdy nie będzie tego typu opiekunem. To zawsze byłeś ty. – Remus unikał wzroku Harry’ego, kręcąc się niekomfortowo w fotelu, wylewała się z niego nerwowość i strach. Harry nagle poczuł bardzo złe przeczucie w dole brzucha. – Remusie, czego mi nie mówisz? Też planujesz wyjechać?

Remus westchnął, przeczesując palcami płowe włosy, które wydawały się mieć o kilka pasm siwizny więcej, niż Harry zapamiętał.

- Harry, wiem, że to może być trudne, ale muszę cię prosić, byś na razie to odpuścił – błagał. – To nie jest coś, czym chcę cię obciążać, kiedy musisz skupić się na egzaminach.

Z pewnością nie było mowy, by Harry mógł teraz „odpuścić”.

- Remusie, po prostu mi powiedz. I tak będę się martwić. Czy pani Pomfrey odkryła, co się z tobą dzieje?

Remus wstał z wyraźnym wysiłkiem i powoli usiadł obok Harry’ego. Wyciągnął rękę i chwycił jego dłoń, zwiększając okropne uczucie, które nie chciało opuścić żołądka Harry’ego.

- Harry, wciąż jest wiele niewiadomych na temat wilkołaków i tego, co klątwa robi z ludzkim ciałem. Niektórzy z nas mogą przetrwać dziesięciolecia, a inni tylko kilka lat. Wiemy, że ci, którzy posługują się magią, żyją dłużej, ale nie ma sposobu na określenie, jak długo dana osoba może wytrzymać przemiany.

Harry poczuł, jak oddech więźnie mu w gardle. Rozumiał, co mówił Remus, ale nie mógł tego przetworzyć. Nie było ku temu powodu. To nie była prawda. Nie mogła być. Harry poczuł, jak zaczynają go piec oczy, a klatka piersiowa boleć. Nieważne, jak bardzo próbował zaprzeczyć słyszanym słowom, jego ciało mówiło mu, że za słowami Remusa kryje się prawda.

- Zacząłem zauważać, że coś jest nie tak pół roku temu – kontynuował cicho Remus. – Mój powrót do zdrowia trwał dłużej niż zwykle, a ból w stawach nie chciał ustąpić. Poppy zaopatrzyła mnie w eliksiry, które pomagały mi utrzymać dolegliwości w ryzach tak długo, jak to konieczne, bym mógł brać udział w wojnie. Gdy Voldemort został pokonany, zdecydowaliśmy, że najlepiej, jeśli natura zrobi swoje. Może odczuwam większy ból niż zwykle, ale przynajmniej nie muszę się już martwić o skutki uboczne.

- Skutki uboczne? – wychrypiał Harry. Remus uśmiechnął się uspokajająco.

- Nie martw się. Przestałem pić eliksiry zanim wydarzyło się coś drastycznego. – Harry otworzył usta, ale uciszyło go spojrzenie Remusa. – Zanim w ogóle zaczniesz, Harry, musisz zdawać sobie sprawę, że nie mogłeś temu w żaden sposób zapobiec. To część klątwy, o której wie każdy wilkołak, ale nie chcemy o tym rozmawiać. Dlatego właśnie tego nie robiłem. Nie chcę, żebyś używał na mnie swoich umiejętności. Wiem, że jak zaczniesz, nie przestaniesz, póki nie zapadniesz w śpiączkę.

Harry uparcie pokręcił głową, nagle polały się łzy. To się nie działo. nie mogło. Wojna się skończyła! Miało nie być już więcej śmierci!

- Ale mógłbym..

- Nie, Harry – przerwał mu stanowczo Remus. – To mój wybór. Jedną z pierwszych lekcji jako uzdrowiciel musisz się nauczyć, że niezależnie od wszystkiego, twój pacjent ma prawo zgodzić się na leczenie lub go odmówić. Możesz się z tym nie zgadzać, ale musisz podporządkować się tej decyzji. Zdecydowałem, że powitam każdy dzień, który mi został na tym świecie. Kiedy nadejdzie mój czas, zaakceptuję to ze świadomością, że twoi rodzice czekają, by mnie powitać, a moja rodzina, która przeżyła to wszystko, będzie żyć dalej, wspierając się nawzajem, póki nie nadejdzie czas, by do nas dołączyli.

- Jak możesz być tak spokojny? – zapytał Harry łamiącym się głosem, ukrywając twarz w wolnej ręce. – Jak możesz tak po prostu… po prostu…

Remus zwolnił uścisk na dłoni Harry’ego, objął go ramieniem i przyciągnął do siebie.

- Miałem sześć miesięcy na zaakceptowanie tego, Harry – powiedział cicho. – Wiem, że ciężko ci to słyszeć, ale musisz zrozumieć, że nie spodziewałem się, że będę żył aż tak długo. Ty, Harry, dałeś mi coś najcenniejszego, co mogłem posiadać. Pozwoliłeś mi doświadczyć radości bycia częścią rodziny i tego, co było najbliższe ojcostwu. Nie sądzę, że kiedykolwiek będę w stanie ci się za to odwdzięczyć.

Cisza wypełniła pomieszczenie, gdy Harry próbował wymyślić coś – cokolwiek, co zmieniłoby zdanie Remusa, ale stwierdził, że ma pustkę w głowie. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby Remus był zły albo zachowywał się w jakikolwiek sposób irracjonalnie. Nie było sposobu na kłótnię z Remusem, gdy ten jest spokojny. Każdy, kto próbował, wykazywał się głupotą. Jedno jednak było pewne. Harry nie miał zamiaru…

- Zanim w ogóle przyjdzie ci to do głowy, Harry, nie pozwolę ci odkładać swojej przeszłości dla mnie – powiedział Remus wszystkowiedzącym tonem, powodując, że Harry usiadł i popatrzył na niego z niedowierzaniem. – Chcę, żebyś podążał za marzeniami. Żebyś żył swoim życiem. Tak ciężko pracowaliśmy, by dać ci życie bez Voldemorta. Nie odrzucaj tego wszystkiego tylko po to, by patrzeć, jak powoli więdnę. To byłaby najgorsza rzecz, którą możesz mi zrobić.

Harry nadal wpatrywał się w Remusa, próbując stłumić rozpacz, która groziła, że go pochłonie. W ogóle nie myślał o życiu bez Remusa. Czas nagle stał się jego konkurentem i działał przeciwko niemu, a zwycięzca otrzymywał Remusa. Niestety czas miał przewagę, nie pozostawiając Harry’emu innego wyboru, jak jedynie opóźniać jego zwycięstwo.

Czasami Harry marzył, by choć raz w życiu, los dał mu święty spokój.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz