Nawet
po tym, jak pani Pomfrey wyleczyła guzy i siniaki, które pierwszoroczni zdobyli
w walce, Snape nie był przekonany, że z Harrym wszystko w porządku. Oczywiście
z Weasleyem było wszystko w porządku – był przyzwyczajony do awanturowania się
ze swoimi braćmi, - a walka stworzyła rzeczywiście niespotykaną bliskość między
nim a Percym. Podobnie, Malfoy rozkoszował się swoją nową popularnością, jako
ulubieniec Domu Slytherinu.
Arogancja
chłopaka, którą pysznił się od pierwszego dnia w Hogwarcie została
katastrofalnie przyjęta przez kolegów z wyższych klas – jedna rzecz to promować
ślizgońską wyższość wśród innych Domów; zupełnie inna promować wyższość Malfoya
w Slytherinie – i mieli absolutną przyjemność ograniczając młodszego chłopaka
przy każdej okazji. Zanim Draco uświadomił sobie, że jego zachowanie
odseparowuje cały Dom, było już za późno, by to poprawić, a szepty o jego
traktowaniu tylko potęgowały zniewagę. Snape wiedział aż nadto dobrze, jak
fachowo cały Dom Slytherinu może dręczyć jednego ze swoich i chociaż Draco miał
przynajmniej bezmyślną lojalność Crabbe’a i Goyle’a – czyli coś, czym Snape
nigdy się nie ciszył, - było jasne, że życie chłopaka w Slytherinie było
samotne i nieprzyjemne.
Ale
jego dzisiejsze zachowanie było uosobieniem ślizgońskich wartości – ochrona
współdomownika , powrót ze wsparciem zamiast samemu (jak robili Gryfoni), zaprezentowanie odwagi
fizycznej, gdy jest to potrzebne i złośliwe pokazanie wcześniej nieodkrytych
wykroczeń pokonanego wroga, tym samym dodatkowo niwecząc swoją potencjalną
przyszłą szkodliwość – a wszystko to było wystarczające, by jego współdomownicy
zapomnieli o dawnych urazach. Draco wygrzewał się w oczywistej zgodzie Flinta i
Jones – choć prefekci po cichu mu wyjaśnili, że jeśli w jakiś sposób powróci do
swojego zarozumiałego snucia się, znów mógł sprawić, że jego tyłek zostanie
wcielony do służby jako cel wszystkich kolegów, którzy lubili ćwiczyć swoje
piekące klątwy.
Swojego
ósmego wieczora w Hogwarcie, Draco popełnił błąd zakładając, że dziedzictwo
Malfoyów upoważnia go do wsunięcia się przed trzecioklasistów w kolejce pod
prysznic. Flint był świadkiem tego zdarzenia i, zamiast pozwolić wściekłym
trzeciorocznym wepchnąć głowę Draco do toalety, przechylił Draco przez oparcie
sofy w pokoju wspólnym, przykleił go do tego miejsca i nazwał posiedzenia jako
„Domowa Tarcza do Praktyk”. Kolejne dwadzieścia minut przekonująco pokazały
Draco, że a) ręcznik wokół bioder (który pozwolono mu zachować po wielu
panicznych błaganiach) jest całkiem niewystarczającym zabezpieczeniem przed
palącymi klątwami, b) takt i skromność są decydującymi umiejętnościami
przetrwania oraz c) przyszłe przemądrzałe uwagi o wyższości Malfoyów nieuchronnie
doprowadzą do niezwykle bolącego i piekącego tyłka. Był również absolutnie
pewny, że nie chce powtarzać tego
doświadczenia. W rezultacie, Draco był bardzo wdzięczy za swoją nową pozycję w
Domu i było mało prawdopodobne, że zrobiłby cokolwiek, by jej zagrozić.
Hermiona
również znalazła nową reputację „lodowatej panny kopiącej tyłki”, co było
znacznie przyjemniejsze niż w przypadku „świętoszkowatej przemądrzałej”, a
posiadając aprobatę Jones rzeczy stawały się słodsze. Oczywiście wtedy, Snape
zdecydował, że inne dzieci nie doznały trwałych uszkodzeń przy spotkaniu – w
rzeczywistości, wręcz przeciwnie.
Natomiast
Harry znowu miał rozbite nierzeczywiste wrażenie o bezpieczeństwie Hogwartu.
Chłopak dopiero co zaczął czuć się bezpiecznie po maltretowaniu przez jego
wstrętnego kuzyna, gdy został brutalnie zaatakowany, przez co musiał czuć się
jak podczas kolejnej rundy tego nikczemnego „Polowania na Harry’ego”. Snape
zacisnął zęby z wściekłości. Ta czwórka Krukonów niewątpliwie spowodowała
ogromne psychiczne szkody kruchemu bachorowi Potterowi i to ponownie Snape
będzie tym, który pomoże mu się pozbierać.
Po
odeskortowaniu innych uczniów z powrotem do ich pokoi, Snape wkroczył z Harrym
do swoich kwater. Chłopiec zdziwił się, że nie wrócił do swojego dormitorium z
Ronem i Hermioną, ale Snape nich miał ochoty, by zbliżające się załamanie
nastąpiło, gdy chłopak będzie sam, pomijając jego zidiociałych rówieśników. Że
niby Longbottom albo Weasley mogliby wiedzieć, jak zareagować na pourazowe
przebłyski wspomnień! Snape prychnął z drwiną na sam pomysł.
Harry
spojrzał przez ramię na opiekuna. Tak jak się spodziewał, Snape w skrzydle
szpitalnym pochylał się nad panią Pomfrey przez cały czas badania Harry’ego.
Uzdrowicielka była nawet coraz bliżej przeklnięcia go, gdy twierdził, że
powinna rzucić zaklęcie diagnostyczne dwukrotnie, na wypadek, gdyby przypadkowo
coś przeoczyła. W końcu przykleiła profesora do krzesła przy łóżku Harry’ego i
zagroziła mu zaklęciem wyciszającym, jeśli dalej będzie próbował mówić jej, jak
ma wykonywać swoją pracę.
Harry
spojrzał na czarownicę – jak śmiała mówić do jego profesora, jakby był małym
dzieckiem! – ale ona pomyliła jego gniew z bólem i dała mu dodatkowy eliksir
przeciwbólowy. Harry westchnął; musiał ciężej popracować nad swoim grymasem,
jeśli miał nadzieje, że będzie kiedyś tak zastraszający, jak jego opiekuna.
Snape
spojrzał na małego dzieciaka obok siebie i zmarszczył brwi. Dlaczego bachor
wzdychał i wyglądał na tak ponurego? Martwił się swoją popularnością jako cel?
Bał się, kto będzie następnym, by go zaskoczyć?
Harry
rzucił kolejne spojrzenie Snape’owi. O-ho, profesor wyglądał na ponurego. Czy
nadal był zły na uzdrowicielkę albo czy zamierzał skarcić Harry’ego za
bezczelność, gdy prosił, by zjedli kolację zanim pójdą do szpitala? Harry
przygryzł wargę. Nie miał zamiaru kłócić się ze swoim opiekunem w takim miejscu
publicznym, ale po prostu nie chciał wyglądać jak beksa lala i naprawdę był strasznie głody… Po prostu
wypalił bez zastanowienia, a potem, zanim zdążył cofnąć to i przeprosić, Ron
zaczął trąbić na prawo i lewo, a wtedy profesor Dumbledore odrzucił pomysł
profesora Snape’a na oczach wszystkich.
Harry
pokręcił się. Nie był dokładnie nieposłuszny, ale na prawo nie był grzeczny.
Gdyby kiedykolwiek odpyskował tak Dursleyom (dodatkowo w miejscu publicznym!),
dostałby co najmniej tydzień podwójnych obowiązków, a także pas wuja na swoje
pośladki. Był przekonany, że profesor Snape go tak nie potraktuje, ale to nie
groźba kary sprawiała, że czuł się tak okropnie; to wiedza, że zawiódł
profesora i sprawił, że źle wyglądał na oczach innych nauczycieli.
Snape
mocniej zmarszczył brwi, kiedy oblicze bachora stało się jeszcze bardziej
nieszczęśliwe. Miał rację – dzieciak był bliski załamania. Ledwo drzwi do jego
kwater się zamknęły, Harry odwrócił się do Snape’a ze zdławionym krzykiem.
-
Przepraszam! – wypalił, a łzy już zaczęły spływać po jego policzkach. – Proszę,
niech pan nie będzie bardzo zły!
Snape
zamrugał zaskoczony.
- Za
co, do licha, ty przepraszasz, głupi dzieciaku? – chciał wiedzieć, ciągnąć
Harry’ego do sypialni chłopaka i wyciągając piżamę.
Harry
pociągnął nosem i zawiesił głowę.
- Przepraszam,
że byłem niedobry.
Snape
zazgrzytał zębami i usiadł na łóżku, przyciągając pochlipującego chłopca, by
stanął przed nim. Czy chłopak szczerze myślał, że ściągnął na siebie atak?
Albo, że pomylił się walcząc? W takim tempie, nigdy nie będzie w stanie
powstrzymać Voldemorta. Czarny Pan musiałby jedynie zaskowyczeć fałszywie przy
ich pierwszym spotkaniu, a Harry speszyłby się, zalany przestrachem i wyrzutami
sumienia. Tak mi przykro! Czy to bolało?
Wiedziałem, że nie powinienem używać tak złośliwego zaklęcia! To wszystko moja
wina!
- Nie
byłeś niedobry. To działanie tych czterech Krukonów było naganne.
Teraz
była kolej na Harry’ego, by zamrugać w niezrozumieniu.
- Co?
- Co,
co? – chciał wiedzieć Snape. Jak Harry mógł nie zrozumieć takiego stwierdzenia? Och, może „naganne” to zbyt wielkie słowo jak
dla Gryfona. Uścisnął nasadę nosa. – Nie byłeś zły – powtórzył powoli, mając
nadzieję, że trzy proste słowa będą wystarczająco jasne. Jeśli nie to, co
mógłby jeszcze zrobić? Narysować obrazek?
-
Byłem – wykłócał się Harry, marszcząc brwi.
- Nie
byłeś! – Typowe maltretowane dziecko – zawsze myśli, że jest winne sposobu, w
jaki zostało potraktowane.
-
Byłem! – Harry miał już trochę dość tego, że profesor zawsze przymyka oko na
zachowanie, zwłaszcza, gdy robił mu złe uwagi. Profesor Snape musiał przestać
być dla wszystkich tak miły! Pozwalał dyrektorowi, uzdrowicielce i tak, nawet
Harry’emu, być traktowanym ze zbyt małym szacunkiem. Musiał bardziej stanąć w
swojej obronie!
-
Potter – wycedził Snape, - to nie była twoja wina, że ci chłopcy cię
zaatakowali.
-
Och, to wiem! – Harry przewrócił
oczami. Nagle pojaśniał. – Widział pan, jak z nimi walczyłem? Tak jak pan
powiedział, prawda? Nawet Marcus powiedział, że byłem naprawdę niezły! I użyłem
tego nowego zaklęcia i w ogóle!
- Ee,
tak – Teraz Snape był bardzo zdezorientowany. Czy ci, którzy przeżyli traumę
powinni mieć takie straszne wahania nastroju?
Pokrzepiony
oczywistą zgodą opiekuna, Harry wspiął się na kolana mężczyzny.
-
Powinien mnie pan widzieć! – powiedział z entuzjazmem, przygotowując się, by na
nowo przeżyć bitwę na korzyść profesora. – Jeffreys zrobił tak, a ja wtedy pow! I powinien pan zobaczyć jak krwawił
mu nos! A wtedy użyłem tego całego „Accio!”
i różdżka tego drugiego chłopaka, jakby, poleciała wszędzie, a to wtedy ten
kolejny chłopak trzask i później
próbowali złapać mnie tak… - Harry zaczął kręcić się tak bardzo, że Snape
przestraszył się, że ma jakiś napad. Złapał dzieciaka zanim ten strząsł się z
jego kolan na ziemię. -… i nie mogli mnie przytrzymać! I wtedy ja haja! – Harry naprawdę niesamowicie
oddał wrażenie krzyku karate i kapnięcia, wbijając się w pierś swojego
opiekuna. - A potem…
-
Tak, tak, panie Potter. Doskonale rozumiem – przerwał mu pospiesznie Snape. – Właśnie
tak było… dobra robota. – Zdołał wykrztusić niezwykłą pochwałę, a Harry
zajaśniał z dumy. – Ale w takim razie za co przepraszasz, głupi dzieciaku? –
chciał wiedzieć.
- Och
– Harry zachmurzył się. – Za to, że byłem niegrzeczny.
Snape
zmarszczył brwi, próbując wydedukować, o czym chłopak bełkotał.
Harry
przełknął na widok grymasu, który przeszedł przez oblicze profesora. Miał
rację; mężczyzna był zirytowany.
- Nie
chciałem być bezczelny – tłumaczył się. – Byłem po prostu głodny i nie
pomyślałem…
-
Twoja pospolita wada, Potter. Musisz pomyśleć
zanim zadziałasz – warknął automatycznie Snape, próbując nawet zrozumieć, co
dzieciak ma na myśli.
-
Tak, proszę pana – wymamrotał Harry żałośnie, spoglądając na mężczyznę
spomiędzy grzywki. – Nigdy więcej nie będę się z panem kłócił przy ludziach.
Nie chciałem, by źle pan wypadł. Proszę, niech pan nie będzie bardzo wściekły.
Snape
zamrugał. Chłopiec został zaatakowany przez wyższe roczniki, czterech na
jednego, mających kilkanaście kilogramów przewagi i kilka lat magicznego
doświadczenia. Uciekł przed poważnymi ranami, jeśli nie śmiercią, i to tylko ze
względu na nieoczekiwany sojusz między rywalizującymi Domami. Zarobił tyle
guzów i siniaków, że zwykły jedenastolatek padłby na łóżko ze łzami, a jedyną
rzeczą, która go niepokoiła było to, że przez pobitewną adrenalinę był nieco
bezczelny w stosunku do swojego opiekuna?
Snape
zmarszczył brwi. Oczywiście chłopak wypierał to i przenosił się do bezsensownej
obawy, że sprawił, że Snape źle wypadł. Jakby Potter kiedykolwiek dbał o coś
takiego!
-
Proszę, profesorze! – Niepokój Harry’ego wzrósł, gdy zobaczył grymas
nauczyciela. Przekonał tym mężczyznę, by się go pozbył? Harry mógł zrozumieć,
dlaczego profesor nie chce mieć tak niegrzecznego podopiecznego. – Przepraszam!
Jeśli pan chce, przeproszę jutro przed wszystkimi albo…
-
Cicho, Potter – skarcił go Snape. Tak, chłopak oczywiście uwznioślał swoje
uczucia. Lepiej włożyć go do łóżka i pozwolić odpocząć. Ściągnął szatę
Harry’ego, krzywiąc się, jak bardzo stała się zakurzona przez walkę.
-
Chce mnie pan uderzyć? – zaproponował Harry, zaskoczony, ale nie niechętny.
Jeśli profesor zdjął jego szatę, by go uderzyć, może znaczy to, że zamierza go
zatrzymać.
- Nie
bądź śmieszny, Potter! – Snape spiorunował go wzrokiem, wściekły na dowód, że
dzieciak myśli, że zasłużył na bycie napadniętym i pobitym. – Doskonale nasz
zasady dotyczące kar cielesnych. Nie zrobiłeś nic, by zasłużyć na bicie.
-
Ale… ale… powiedziałem… - słowa Harry’ego zostały stłumione, gdy Snape ściągnął
jego sweter. – Aj! – krzyknął, gdy kołnierz przejechał po bolącym miejscu na
jego czaszce.
-
Hmf. – Snape poczuł – zaskakująco delikatnymi palcami, - pozostały guzek z tyłu
głowy Harry’ego. – Będę musiał dać ci na to kolejny eliksir. Panie Potter, to
oczywiste, że dostałeś urazu głowy w walce. W rezultacie, trudno pociągnąć
cię do odpowiedzialności za to odrobinę
impulsywne późniejsze wystąpienie.
Harry
zamrugał.
-
Naprawdę?
-
Tak. A teraz przestań stać, jakbyś właśnie zobaczył bazyliszka i właź w piżamę.
- Ale
jest za wcześnie, by iść do łóżka! – poskarżył się automatycznie Harry. – Nie
jestem zmęczony!
-
Oczywiście, że jesteś – poinformował go Snape stanowczo, poluzowując krawat
chłopca. – Niedawno byłeś poddany wielkiej próbie.
Harry
podrapał się po nosie i myślał nad tym, podczas gdy profesor Snape kontynuował
przebieranie go w piżamę, jakby był małym dzieckiem. Wielką próbę? Naprawdę? To
wszystko nie wydawało się Harry’emu niezwykłe. Był długo przyzwyczajany do
odskakiwania w każdej chwili – jeden z niepożądanych objawów posiadania Dudleya
jako kuzyna. Jedyną rzeczą, która się różniła było to, że nie tylko pozwolono
mu walczyć, ale miał również do pomocy cały szereg sojuszników.
Ale
może profesor Snape był zaniepokojony, że tak wiele emocji – nawet dobrych emocji, - było wyczerpujące.
Gdyby to była prawda, to tak, Harry będzie bardzo zmęczony, bo nigdy wcześniej
w całym swoim życiu, nie czuł się tak bezpieczny i chroniony jak w Hogwarcie. A
to wszystko dlatego, że profesor Snape zorientował się, jacy są Dursleyowie i
zabrał go z dala od nich.
Snape
parsknął cicho z satysfakcją, przeciągając piżamę przez ta niesforną czarną
czuprynę. Przebieranie krnąbrnych dzieciaków w ich nocne ciuchy nie było aż tak
trudne, jak pisali w książce. Oczywiście musiało się po prostu mieć zdecydowane
podejście do małych potworów.
Sięgnął
po pasek Harry’ego, a chłopak pisnął i odskoczył, łapiąc się za spodnie.
-
Profesorze! Mogę to zrobić sam! –
zaprotestował z oburzeniem.
Snape
wstał.
- Więc
natychmiast to zrób. Wrócę za chwilę z eliksirem na twoją głowę i jeśli nie
będziesz w pełni przebrany, będą… - przerwał dramatycznie, - konsekwencje. –
Wyślizgnął się z pokoju, powiewając szatami.
Harry
popatrzył za nim będąc pod wrażeniem. Konsekwencje? Wow. Nigdy wcześniej mu
nimi nie grożono. Nie był nawet pewny, czym były, ale brzmiały na tyle
złowieszczo, że zaczął szamotać się ze spodniami od piżamy.
Snape
wrócił do pokoju i zobaczył ubranego w strój nocny dzieciaka, otoczonego przez
pogniecione ubrania.
-
Przebrałem się! – zauważył Harry z dumą, zadowolony, że pobił powrót profesora
o całe 30 sekund.
-
Gratulacje – powiedział Mistrz Eliksirów srogo. – Wypij to.
Harry
mruknął, wiedząc, że będzie to okropnie smakować, ale nadal był zdenerwowany
tymi Konsekwencjami, więc zrobił, co mu kazano.
-
Fuj! Dlaczego nikt inny nie musiał brać dodatkowych eliksirów? – jęknął,
rzucając Snape’owi raczej wykalkulowane spojrzenie z ukosa.
Tak,
jak miał nadzieję, profesor dał się nabrać.
-
Ponieważ, bachorze, nikt inny nie jest moim podopiecznym, pod moją opieką i
ochroną – warknął na niego Snape. Harry poczuł błysk szczęścia na te słowa.
Uwielbiał, gdy profesor był tak opiekuńczy i pokazywał, jak bardzo mu zależy. –
Teraz marsz do łazienki i umyj się. – Odwrócił Harry’ego za ramię i lekko
pchnął. – Pospiesz się – jak możesz oczekiwać, że pozbędziesz się smaku napoju,
jeśli nie umyjesz zębów, głupi dzieciaku?
Harry
radośnie skierował się do łazienki. To tak podobne do profesora – dać mu
eliksir tuż przed myciem zębów, dzięki
czemu miętowa pasta usunie nieprzyjemny smak. Pani Pomfrey nie była tak
troskliwa. Dała im po prostu wszystkie eliksiry lecznicze na ich rozcięcia i
siniaki bez czegoś więcej niż późniejsza szklanka wody. Tak, była bardzo
zajęta, ale profesor Snape nigdy by nie zapomniał czegoś takiego.
Snape
rozejrzał się po sypialni i skrzywił z irytacją. Dzieciak mieszkał tu zaledwie
kilka dni, a już wyglądało, jakby przeszło tu stado hipogryfów. Schylił się, by
zebrać ubrania chłopca i ułożyć je prawidłowo. Czy tak to jest z dorastającymi
chłopakami, rozrzucającymi tu i tam ubrania? Ktoś powinien napisać referat na
ten temat: Podświadoma produkcja pól
chaosu przez nastoletnich chłopców.
Kiedy
odwrócił się od szafy, ułożywszy równo buty Harry’ego na podłodze, bachor
wyszedł z łazienki, rumieniąc się i uśmiechając. Stracił uśmiech, gdy spojrzał
na łóżko.
- Nie
chcę spać! – jęknął. – Jest za wcześnie!
-Właź.
Do. Łóżka.
Harry
popatrzył na podłogę, ale powoli poczłapał do łóżka i – znów z obraźliwą
powolnością, - wspiął się na nie.
-
Nie będę spać! – oświadczył wyzywająco. – Będę tu siedział i patrzył w sufit i
się nudził. Nie może pan kazać mi
zasnąć.
Snape
uniósł na to brew i Harry nagle zastanowił się, czy nie posunął się za daleko.
Tylko dlatego, że nie chce iść spać, nie oznacza, ż powinien być tak bezczelny.
Czyż nie przeprosił za to samo? I choć tym razem nie byli w miejscu publicznym,
profesor Snape może nie być tak wyrozumiały – nie ważne, czy ma uraz głowy, czy
nie.
Harry
poniewczasie przypomniał sobie, że gdy ostatni raz był w kwaterach profesora i
skarżył się na nudę – raczej mając nadzieję, że profesor załapie aluzję i
zaproponuje grę z nim w Eksplodującego Snape’a albo w mini-quidditcha, -
zamiast tego został odeskortowany do stołu, obdarowany piórem i atramentem i
miał przepisywać Kompendium Mistrza
Eliksirów o Składnikach Eliksirów: 1500 Magicznych Ingrediencji, Bez Których
Nie Możesz Żyć. Spędzenie kolejnych 45 minut na przepisywaniu kompendium
nauczyło go, że narzekanie Mistrzowi Eliksirów na nudę, nie było
najbystrzejszym pomysłem na świecie. Z drugiej strony, przekonał potem mężczyznę, by pozwolił mu wykorzystać swoją nową
wiedzę, pomagając Snape’owi przygotowywać składniki. Ku zadowoleniu Harry’ego,
to sprawiło, że spędzili razem prawie trzy godziny w laboratorium.
Ale
ponieważ wątpił, że dzisiaj profesor pozwoliłby mu być w jego laboratorium,
Harry naprawdę nie miał ochoty na siedzenie i przepisywanie strona po stronie
informacji o składnikach. Gdyby to był jego wybór, wolałby raczej leżeć w
wygodnym łóżku i przeżywać Wielką Bitwę w swoim umyśle. Spojrzał nerwowo na
profesora. Zepsuł to? Czy mężczyzna zamierza kazać mu przynieść kompendium?
Snape
zmrużył oczy na bezkompromisowość chłopca. Nic dziwnego, że mały diabeł kręcił
się jak chochlik kornwalijski na sterydach – na pewno w jego systemie wciąż
biegło dużo adrenaliny, a jego gwałtowne wahania nastrojów – od przepraszających
łez do ponurego uporu, - były kolejnym dowodem na przemęczenie, zestresowanie i
emocjonalne zmącenie stanu umysłu. Mógłby zaaplikować mu eliksir uspokajający,
ale dzieciak był już zalany miksturami leczniczymi. Lepiej poradzić sobie z tym
mugolskimi sposobami – twardą ręką.
-
Odwróć się na brzuch – rozkazał, siadając na łóżku.
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się. Dobrze, technicznie, był nieposłuszny – a
przynajmniej groził, że będzie, - ale tak naprawdę nie oczekiwał, że profesor
będzie tak zdenerwowany. Jednak oczywiście, mężczyzna zdecydował, że ma już
dość pyskówek Harry’ego. Głupio, Harry!
Tak głupio! Tak chcesz mu podziękować za opiekę? Bardziej się kłócąc?
Harry
przełknął i zrobił, co mu kazano, chwytając poduszkę i chowając w niej twarz.
Poczuł, że ręce profesora ściągają przykrycie i przygotował się na nadchodzący
klaps. Wiedział, że tyłek bardzo nie zaboli, ale ból w klatce piersiowej
sprawił, że pomyślał, że znowu zezłościł i rozczarował mężczyznę.
Dziwne,
jednak profesor nie odkrył jego tyłka, pozostawiając przykrycie tuż nad nim. Czy profesor upewnia się, że klaps nie
zaboli tak bardzo przez koce? Gdy Harry zastanawiał się, co się dzieje,
zdecydowana ręka profesora opadła i zaczęła pocierać jego plecy.
-
Rozluźnij mięśnie, niemożliwy bachorze – nakazał Snape szorstko. Mógł
poklepywać małego potwora, ale to nie oznacza, że stał się ckliwy i
sentymentalny. – Oczyść umysł. Zrelaksuj się.
Harry
pisnął z zaskoczenia, gdy zamiast dostania piekącej nagany, ręka jego profesora
zacząła ugniatać mięśnie jego pleców, odganiając wszystkie napięcia dnia. Po
raz kolejny Harry dziwił się, jak mężczyzna jest kiepski, jeśli chodzi o
dyscyplinę i martwił się, że inni uczniowie muszą pewnie z tego korzystać. Ale
potem wszystkie spójne myśli zostały szybko odegnane przez aksamitny głos i
silne palce wolno usuwające uścisk i stres.
-
Mrglph – wymamrotał Harry w zupełnej błogości, gdy profesor wyciągnął rękę i
delikatnie pomasował skórę głowy. Czuł się tak, jakby unosił się na chmurze,
gdy jego mięśnie rozsupływały się, a stres wysączał się z niego.
-
Oczyść umysł. Wyobraź sobie, że jesteś otoczony przez aksamitną ciemność.
Jesteś otoczony przez nią, unosisz się w pustce. Nic nie może cię skrzywdzić.
Nic się nie kłopota. Nic nie może cię dotknąć. Jesteś bezpieczny i chroniony –
niski głos profesora mruczał hipnotycznie i Harry rozluźnił się jeszcze
bardziej, praktycznie topniejąc na materacu, gdy zarówno umysł i ciało zostały
opuszczone przez dzisiejsze emocje.
-
Pływasz w głębokiej czarnej pustce…
-
Latam – wymamrotał Harry, dając znać ostatnią iskierką świadomości.
-
Co?
-
Nie pływam. Latam – powiedział niewyraźnie Harry. – Lubię latać.
Snape
przewrócił oczami.
-
Jasne, latasz. Latasz w pustce. Umysł
jest spokojny, ciało rozluźnione. Nic nie może cię dotknąć. Nic nie może
zobaczyć. – Pod palcami poczuł, że mięśnie chłopca rozluźniają się, a jego
oddech spowalnia i pogłębia. Ha! To tyle,
jeśli chodzi o Pana „Nie Pójdę Spać i Nie Możesz Mi Kazać”, pomyślał z
zadowoleniem. To powinno pokazać bachorowi, kto ma władzę. Dalej powoli,
delikatnie masował i przekonująco mruczał, aż był pewny, że dzieciak głęboko
śpi.
Cóż.
To było obrzydliwie łatwe. A był zaniepokojony uczeniem dzieciaka Oklumencji.
Oczywiście taka umiejętność była niezbędna Chłopcu, Który Przeżył, w razie
gdyby jakiś Czarny Legilimenta próbował rozerwać jego umysł, ale Snape obawiał
się, że z przeszłością dzieciaka, będzie niemożliwe, by rozwinął na tyle
zaufania do drugiej osoby, by podążać jej instrukcjami, w jaki sposób oczyścić
umysł. Najwyraźniej nie musiał się tym martwić. Jeśli to była jakaś wskazówka,
Harry był wręcz zbyt ufny, podążając
za instrukcjami Snape’a bez sprzeciwu.
Snape
zdecydował, że będą musieli zrobić z tego regularną procedurę – przyzwyczaić
chłopca do oczyszczania przed snem umysłu. To nauczyłoby go podstaw Oklumencji
i jednocześnie ułatwiłoby głęboki, spokojny sen. I unikać przyszłych szczeniackich postaw „nie jestem zmęczony”.
Fakt, że oznaczałoby to, że będzie musiał zaangażować się przed snem w
regularny rytuał z małym potworem był, oczywiście, irytujący. Miał wiele
ważniejszych rzeczy, które mógłby robić zamiast siedzenia przy łóżku małego
bachora, uspokajając go i tuląc do snu swoimi słowami. Czemu, nieświadomy
obserwator mógłby nawet pomyśleć, że przytula bachora!
Snape
popatrzył wilkiem. Nie był czuły i
opiekuńczy; relaksujący masaż to jedynie pomoc w nauce Oklumencji. To wszystko.
Spojrzał
w dół, gdzie jego ręka, w niewytłumaczalny sposób, lekko odsuwała włosy małej
okropności z twarzy. Spał w taki sposób, że można było niemal zapomnieć, jak
bachor był niemożliwy – zawsze wpadał w kłopoty i siał spustoszenie,
gdziekolwiek się udał. Snape skrzywił się, myśląc o wydarzeniach wieczoru. Jak
ci Krukoni śmieli wyobrażać sobie, że
mogą zaatakować Pottera? Gdyby Granger i chłopcy nie trafili przypadkiem na
nich… Snape wzdrygnął się, a jego ręka stała się jeszcze bardziej delikatna,
gdy z roztargnieniem pogłaskał głowę Harry’ego. Najwyraźniej zaczął opiekować
się dzieciakiem w ostatniej chwili.
Usłyszał
ryk kominka, po czym zawołał go głos dyrektora. Szybko wstał z łóżka – to nie
byłoby do zaakceptowania, gdyby był znaleziony siedząc tutaj i głaszcząc
bachora. Albus na pewno źle to zrozumiał i wyobrażałby sobie, że Snape raczej
staje się sentymentalny, niż tylko stosuje techniki niezbędne do prowadzenia
nauki Oklumencji.
Snape
zamknął za sobą drzwi do sypialni i podszedł na spotkanie z dyrektorem.
-
Tu jestem, Albusie – zawołał.
-
Ach, tu, mój chłopcze. Czy z Harrym wszystko w porządku? – Dumbledore próbował
zajrzeć mu przez ramię, ale został pokonany przez zamknięte drzwi.
-
Śpi.
-
Hymm. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda?
-
Jeśli uważasz zasadzkę i napad na pierwszorocznego przez czterech starszych
studentów za „ciekawe”.
Błysk
w oku Dumbledore’a nieco wyblakł.
-
Tak, muszę przyznać, że trochę niedoceniałem zagrożenia Harry’ego od strony
jego kolegów. Nie przewidywałem, że niektórzy rodzice tak uszkodzili umysły
swoich dzieci nienawiścią…
Snape
uniósł brew.
-
Nie? – W rzeczywistości, Snape nie był bardzo zaskoczony. W oczach Snape’a,
największą wadą Dumbledore’a była jego nieograniczona wiara w najlepsze, co w
każdym. Dając ludziom przywilej wątpliwości, dając drugą (i trzecią, i
czwartą…) szansę, wszyscy byli specjalnością Dumbledore’a. Głęboko w sercu
dyrektor był romantykiem, bez końca wierzącym, że każdy w końcu zrobi dobry
uczynek, jeśli da się mu wystarczająco dużo możliwości. Natomiast podejrzliwa
natura Snape’a znaczyła, że nie ufał wszystkim w zasięgu wzroku i, niestety,
miał aż nazbyt często rację. Z drugiej strony to oznaczało, że rzadko był
zaskoczony.
-
Niezależnie od twojego zdziwienia, dyrektorze, ufam, że teraz docenisz
zagrożenie czyhające na mojego podopiecznego i wesprzesz jego przyspieszoną
naukę zaklęć obronnych? – Twarz Dumbledore’a wyrażała smutek, ale skinął
przyzwalająco.
-
I oczywiście, miałeś wydalić tę czwórkę Krukonów – kontynuował Snape, choć
nadal miał niewielką nadzieję, że Dumbledore już podjął to działanie. Dyrektor
brzydził się wydalania kogokolwiek i wykorzystywał każdą ilość czasu, by
uniknąć tej ostatecznej kary, co Snape doskonale wiedział. Z drugiej strony,
Mistrz Eliksirów niemal nie umiał się doczekać możliwości wyegzekwowania swojej
zemsty na czterech chłopakach – nie mówiąc już o tym, co jego Dom i lwy
Gryffindoru mogą zrobić, gdy nie będzie w pobliżu kogoś z kadry. Wiedząc, że mają
milczącą aprobatę Snape’a, jego uczniowie upewnią się, że dla reszty szkoły
będzie jasne, że zabieranie się za Ślizgona było bardzo złym pomysłem.
Przyjemne
fantazje Snape’a zostały brutalnie zniszczone, gdy Albus westchnął.
-
Tak, miałem niewielki wybór w tej sprawie.
Szczęka
Snape’a opadła.
-
Co? Naprawdę? Wydaliłeś ich? Całą czwórkę?
Albus
odzyskał odrobinę iskierek w oczach na widok zdumionej twarzy Mistrza
Eliksirów.
-
Cóż, Severusie, doskonale wiedziałem, że nie pozwoliłbyś mi zrobić inaczej.
Nawet, jeśli atak chłopców nie miał tak wyraźnie morderczych intencji, jasno
wyjaśniłeś, że bierzesz bezpieczeństwo Harry’ego bardzo poważnie. Wiedziałem,
że nie pozwolisz mu zostać w Hogwarcie, jeśli jego napastnicy zostaną na
wolności, a biorąc pod uwagę okoliczności, to jedynym sprawiedliwym wyjściem
jest, by to jego napastnicy odeszli. – Albus rzucił mu ostre spojrzenie. –
Chłopcy nie kłócili się z moją decyzją. Wszyscy byli zbyt zalęknieni tym, co
może się z nimi stać, gdyby zostali w szkole. Myślę, że czuli, że ich własne
bezpieczeństwo jest… zagrożone.
-
Ojoj – Snape uniósł brew. – Dlaczego mieliby tak myśleć?
Albus
nie raczył odpowiedzieć. Zamiast tego, kontynuował:
-
W związku z tym przekonaniem, cała czwórka była nawet zbyt skłonna do pełnego
wyznania. Nie miałem wyboru – aurorzy zostali wezwani i zabrali chłopców.
Podejrzewam, że panowie Peterson i O’Leary zostaną zwolnieni do rodziców po
przesłuchaniu, ale Jeffreys i Smythe prawdopodobnie trafią do więzienia.
-
Dobrze – warknął Snape nieprzychylnie.
Dumbledore
westchnął ze znurzeniem.
-
Nie, Severusie. To nie dobrze. To bardzo smutne zobaczyć, by taka młodość i
potencjał zostały roztrwonione przez gorycz i stare urazy.
-
Wybrali, dyrektorze, i są teraz pociągnięci do odpowiedzialności za swoje
działania. Czy nie to powinieneś
zaszczepić w takich dzieciach?
Albus
lekko szarpnął ramionami.
-
Myślę, że tak…
-
A jaką wiadomość przekazałbyś innym uczniom, nie mówiąc o Har… eee, bachorze
Pottera… gdybyś nie usunął ich ze szkoły.
Dumbledore
poklepał go po ramieniu.
-
Dziękuję, że próbujesz mnie rozweselić, mój chłopcze. – Snape skrzywił się;
wcale nie miał takiego zamiaru! – Ale
muszę przyznać, że nie przyszedłem tu tylko dla twojego dobrego samopoczucia.
Mam złe wieści.
Snape
zesztywniał.
-
Co?
-
Kiedy przybyli aurorzy, by zabrać chłopców, powiedzieli, że Syriusz Black
uciekł z Azkabanu. – Dumbledore przerwał, patrząc na młodszego mężczyznę z
głęboką troską.
Snape
podtrzymał swoją charakterystyczną chłodną maskę.
-
Wiedzą, jak Blackowi udało się dokonać takiego wyczynu? – zapytał głosem
pozbawionym wszelkich emocji.
-
Ministerstwo stara się utrzymać tą sprawę w tajemnicy, dlatego nie zostałem
wcześniej poinformowany, ale jeden z aurorów powiedział mi, że kilka dni temu
odkryli podobiznę Blacka w jego celi. Nie byli w stanie dowiedzieć się, jak
Black uzyskał dostęp do różdżki – najwięcej mogli powiedzieć, że ktoś wsunął mu
jedną, pod pozorem wizyty u innego więźnia. Już przesłuchują wszystkich gości
więzienia z ciągu ostatnich kilku miesięcy, ale nie dokonali żadnych
aresztowań.
-
Na pewno odpowiedź jest oczywista – zadrwił Snape, ciesząc się z kodeksu
etycznego Albusa, który zabraniał mu użycia na nim swoich umiejętności
Legilimenty. – Wilkołak musi być w to zamieszany.
Albus
westchnął.
-
Och, mój chłopcze, gdybyś tylko potrafił nie zwracać uwagi na dawne obelgi.
Aurorzy już przesłuchali Remusa dwukrotnie – drugi raz pod Veritaserum, - i nie
wiedział nic na temat aktualnej lokalizacji Blacka, ani nie był w Azkabanie,
ani nie był zaangażowany w ucieczkę.
Snape’owi
udało się powstrzymać westchnienie ulgi. Nie spodziewał się, że użyją
Veritaserum, choć biorąc pod uwagę chorobę Remusa, nie powinien być zaskoczony.
Łatwo było dostać pozwolenie na użycie Veritaserum na wilkołakach.
Stłumił
niechętny podziw dla Lupina. Oczywiście jego status, jako Huncwota był
zasłużony, jeśli udało mu się zmylić aurorów nawet będąc pod wpływem serum
prawdy – nie, że w ogóle musiał kłamać, ale Remus najwyraźniej odpowiadał
bardzo ostrożnie. Dobrze, że Snape nie powiedział wilkowi czegoś więcej o
ucieczce albo o tym, gdzie schował Blacka.
-
Co więcej, Remus podjął pracę na kontynę cie – Włochy są bardziej tolerancyjne
dla likantropii, - i był w stanie udowodnić, że rozpoczął rozmowy z nowym
pracodawcą przed ucieczką Syriusza. Nie ma sposobu, by mógł być w to
zaangażowany, choć wyobrażam sobie, że będziesz zadowolony, wiedząc, że wkrótce
będzie mieszkał za granicą. – Snape uśmiechnął się ironicznie. – Obawiam się,
że Ministerstwo jest na całkiem straconej pozycji jeśli chodzi o odnalezienie
Syriusza, a wieść o jego ucieczce zaczyna wyciekać – to dlatego ten Auror czuł,
że mógłby mi powiedzieć. Jestem pewny, że ta informacja cię denerwuje,
Severusie, ale nie mogę uwierzyć, że Syriusz byłby tak głupi, by przyjść po
Harry’ego – albo ciebie.
-
W przeciwieństwie do ciebie, Albusie, jestem przekonany, że idiotyzm Blacka
jest nieograniczony. Uczynię pewne kroki w celu upewnienia się, że nic nie
zaszkodzi bachorowi albo mnie.
Dumbledore
skinął głową i odwrócił się do wyjścia. Przy kominku zatrzymał się i odwrócił.
-
Ten Auror wspomniał coś dziwnego, Severusie. – Na widok uniesionej brwi Mistrza
Eiksirów, Dumbledore kontynuował: - Pod wpływem Veritaserum Remus stwierdził,
że jest pewny, że Syriusz był niewinny. Amelia Bones, która była tam obecna,
jest bardzo zainteresowana tym, dlaczego ktokolwiek mógłby żywić jakieś
wątpliwości co do przypadku, który był od dawna uważany za otwarty i zamknięty,
i – jako że jest sumienną czarownicą, - wznawia wstępne dochodzenie w sprawie
śmierci Petera i mugoli. – Spojrzał na niego niezręcznie. – Obawiam się, że to
może wskrzesić stare i bolesne wspomnienia, mój chłopcze. Oczywiście, postaram
się zrobić co mogę, by ich od tego powstrzymać, ale…
-
Nie – Snape spojrzał gniewnie na Albusa. – Nie zrobisz nic, by utrudnić Bones
dochodzenie, dyrektorze. – Świetnie –
wpadłem w te wszystkie kłopoty z uwolnieniem kundla z Azkabanu, a Albus już
utrudnia całą moją pracę.
Starszy
czarodziej spojrzał na niego ze zdumieniem.
-
Ale myślałem, że pamiętając te straszne dni – morderstwo Lily i Jamesa, -
byłoby to dotkliwie bolesne dla ciebie i Harry’ego.
Snape
zacisnął zęby.
-
Lepiej dla chłopca pogodzić się teraz z perfidią Blacka i śmiercią rodziców,
niż być rozpuszczonym przez jakąś fikcję, taką jak pojęcie, że jego rodzice
byli pijani, gdy zginęli w wypadku samochodowym – zadrwił, patrząc na
dyrektora.
Dumbledore
zaczerwienił się na to przypomnienie nieprzydatności Dursleyów.
-
Rozumiem twój punkt widzenia, Severusie. Być może lepiej dla Harry’ego, by
poznał prawdę, nawet tą bolesną. – Spojrzał uważniej na Snape’a. – A ty, mój
chłopcze? Co będzie z tobą, gdy po raz kolejny usłyszysz o tym, jak Lily
została zdradzona?
Snape
zmusił się do pogardliwego uśmiechu.
-
Słuchanie o nikczemności i tchórzliwych działaniach Blacka będzie dla mnie niezbyt bolesne, Albusie. To o
Minervę powinieneś się martwić.
Dumbledore
westchnął na ten kolejny dowód uporczywej goryczy Snape’a.
-
Tak, chyba masz rację. Cóż, w takim razie, dobrze, że zostawiłem ci opiekę nad
Harrym. – Odwrócił się ostatni raz. – Masz dużo powodów, by być dziś dumnym ze
swojego Domu, mój chłopcze – podobnie jak z reszty szkoły.
Snape
starał się nie wyglądać na zbyt zadowolonego.
-
Tak, to było całkiem imponujące, nieprawdaż?
Dumbledore
mrugnął do niego.
-
Całkiem.
Snape
tylko zrelaksował się, gdy dyrektor użył Fiuu. Cóż. Zrobił to – albo wydawało
mu się, że zrobił. Będzie nieuniknione poruszenie, gdy rozniesie się wieść o
ucieczce Blacka, ale szybko będzie wyparta przez najnowszy skandal sław albo
zwycięstwo w Quidditchu. Spodziewał się, że Lupin skontaktuje się z nim lada
dzień, a wtedy przeniesie wilkołaka do Blacka i pozwoli mu zadbać o tego
idiotę, by wrócił do zdrowia. Za kolejny tydzień lub dwa, polowanie na Blacka
powinno ucichnąć i wkrótce po tym, Black będzie mógł zacząć pracować nad
mugolami. Snape zwalczył uśmieszek – udało mu się dostać dwóch Huncwotów za
cenę jednego. Rzeczywiście Dursleyowie będą bardzo
nieszczęśliwi.
CDN…
Dzięki za każdą opinię ;)
Lubię takie rozdziały, bo dużo się działo. No i było dużo Severusa z Harrym. I dyrektor wreszcie choć raz zrobił to, co mu Severus zasugerował i to w tak kluczowej sprawie jak wyrzucenie uczniów ze szkoły! I przecudowniesłodki był opis tego, jak Harry bez skrępowania wpakował się na kolana Severusa i jak opowiadał w przejęciu i jak go Sev objął! To był chyba najfajniejszy fragment. Choć podobało mi się też, jak po uśpieniu Harry'ego Sev sobie rozmyślał o tym jak to miał rację i jak to nie mógł młodemu "kazać" spać. Strasznie to urocze! Bardzo mi się podobał ten rozdział. Czekam z niecierpliwością na to, aż szum wokół Syriusza ucichnie i zacznie nawiedzać Dursleyów ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
A jeszcze bardziej czekam na to, aż padną magiczne słowa "tata" i "syn" :D
UsuńHihi!! Wersja Harry'ego opowiadana Seviemu była świetna. Ale i tak chyba najbardziej rozwala mnie Sev z tym jego "ja się wcale nie troszczę o tego bachora", "NIE jestem czuły i opiekuńczy" i innymi tego typu tekstami. To jest po prostu genialne, jak Sev za wszelką cenę stara się oszukać nawet samego siebie. Nie mogę się doczekać, aż w końcu sobie uświadomi, że nie ma się co wypierać - dba o Harry'ego z własnej woli i JEST w stosunku do niego opiekuńczy.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta. Weny, czasu i chęci~!
~Daga ^.^'
Jedyna godna reakcja do tego rozdziału to.... "awww" xd
OdpowiedzUsuńJejku moment kiedy Harruś siedzi na kolanach Seva i opowiada z przejęciem no po prostu cudo *-*
Czekam na dalsze tłumaczenie ;*
Pozdrawiam <3
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak Severus musi zobaczyć świataopogląd Harrego, bo cały czas będą nieporozumienia, świat dowiedział się o ucieczce Blacka, śledztwo, mam nadzieję, że prawda wyjdzie na jawi jaki opiekuńczy Severus...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nieźle się wyłgał i wyrorował Dumbeldore'a. I do tego Remus zrobił swoje weny życzę Agnieszka😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale Severus musi zobaczyć świataopogląd Harrego, bo cały czas tutaj będą nieporozumienia, no i świat dowiedział się o ucieczce Blacka... mam nadzieję, że prawda wyjdzie na jaw i i jaki opiekuńczy Severus... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniałyrozdział, Severus musi ogarnąć świataopogląd Harrego, bo cały czas będą tutaj nieporozumienia, jaki opiekuńczy Severus... ;) i mam nadzieję, że wyjdzie prawda na temat Syriusza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza