Harry
poczuł gorąco, ale i wygodę w miękkim łóżku z górą koców i poduszek. W oddali
mógł usłyszeć stłumione głosy i ukrył twarz głębiej w poduszkę, próbując trochę
zagłuszyć hałas, który dosłyszał. Było mu wygodnie i nie miał w najbliższym
czasie zamiaru odpuszczać tego miejsca. Podobało mu się tu. Był bezpieczny.
Bezpieczny.
Chciał
tylko odpłynąć w zapomnienie, ale coś go powstrzymywało. Coś dotykało jego
włosów. Ruch był zarazem znany, jak i obcy. Zamęt wdarł się w jego umysł,
sprawiając, że Harry jęknął z irytacją. Chciał tylko spać. Automatycznie,
próbował klepnąć drażniącą rzecz, ale jego ramiona były zdrętwiałe.
-
Myślę, że odzyskuje przytomność.
Odzyskuje
przytomność? Dlaczego ludzie czekali, aż się obudzi? Harry był teraz jeszcze
bardziej zdezorientowany. Myśląc tak mocno, jak pozwalał mu na to osłabiony
umysł, Harry próbował poskładać poprzednią noc. Myśląc o tym, nawet nie
pamiętał, by szedł do łóżka. Nawet nie pamiętał wejścia do Wieży Gryffindoru.
SYRIUSZ
BLACK!
Pamiętał.
Przypomniał sobie Blacka przyciskającego go do ściany, żądającego, by wpuścił
go do Wieży Gryfonów. Przypomniał sobie, jak próbował się uwolnić i poległ.
Przypomniał sobie, że coś uderzyło go w tył głowy.
Harry
szybko przewrócił się na plecy i usiadł, panika utrudniła mu oddychanie.
Zignorował zawroty, które zalały jego głowę. Rozmazani ludzie pospieszyli do
jego łóżka, a dwie pary rąk próbowały delikatnie ułożyć go z powrotem. Harry
walczył z nimi, jak tylko potrafił. Nie da się. Syriusz Black nigdy nie
dostanie nic od niego.
-
Uspokój się, Harry – nakłonił go znajomy głos. – Nie zamierzamy cię skrzywdzić.
Blacka tu nie ma. Jesteś już bezpieczny.
Harry
przestał walczyć, ale jego ciało nadal było napięte, wciąż odpychał dłonie,
które próbowały go położyć z powrotem. Nadal ciężko oddychał, gdy rozglądał się
wokół nerwowo.
-
Bezpieczny? – spytał cicho. – Odszedł?
Na
jego twarz zostały wsunięte okulary, sprawiając, że pokój nabrał ostrości.
Harry zobaczył, że to profesor Dumbledore i profesor Lupin byli tymi, którzy
próbowali go położyć. Za nimi byli profesor McGonagall, pani Pomfrey i profesor
Snape. Harry powoli zwrócił uwagę na profesora Lupina, po czym odwrócił wzrok,
gdy jego oczy zaczęły piec od łez.
- Czy
wszystko w porządku, Harry? – spytał profesor Dumbledore łagodnie.
Harry
przytaknął.
-
Ch-chciał dostać się do wieży Gryffindoru – powiedział trzęsącym się głosem. –
Wciąż p-powtarzał, że „on jest tutaj, w Hogwarcie”. Był zaniepokojony. Myślał,
że w Wieży Gryffindoru jest ktoś, kto zraniłby mnie…
- W
porządku, Harry – powiedział profesor Lupin. – Jesteś pewny, że Black nie
próbował cię skrzywdzić?
Harry
przytaknął ponownie, patrząc na swoje dłonie. Nagle poczuł się jak dziecko,
które zostało przyłapane na zabawie na ulicy po tym, jak zostało mu to
zabronione. Czuł się tak, jakby rozczarował swoją „rodzinę”. Harry nie lubił
tego uczucia w ogóle.
-
Przepraszam – powiedział cicho. – N-nie sądzę, by był w zamku. Nigdy nie
powinienem opuszczać uczty.
- Nie
masz za co przepraszać, Harry – powiedział profesor Dumbledore poważnie. – To
nie twoja wina. Jednak faktem jest, że nie jesteś tutaj tak bezpieczny jak na
początku sądziliśmy. Syriusz Black może próbować zdobyć twoje zaufanie, ale
póki go nie złapiemy, muszę nalegać, byś nie ryzykował chodzenia gdzieś
samotnie.
Gdy
łzy popłynęły, Harry mógł tylko przytaknąć. Nie lubił uczucia, że został
ukarany za coś, tylko dlatego, że Dumbledore powiedział, że to nie jego wina.
To było niesprawiedliwe.
-
Wszyscy wiedzą? – spytał tym samym drżącym głosem.
Nastała
krótka cisza.
-
Duchy poinformowały ich, gdy kończyliśmy kolację – powiedział profesor Lupin
ostrożnie. – Wiem, że nie pragniesz uwagi, Harry, ale teraz nie potrafimy nic z
tym zrobić. Twoi koledzy muszą wiedzieć, że zagrożenie jest realne, ponieważ
nie możemy być przy tobie przez cały czas. Rozumiesz?
- To
się uspokoi po kilku dniach – powiedział miło profesor Dumbledore. – Odpocznij
trochę. Jest jeszcze dość wcześnie rano.
Dorośli
powoli wyślizgnęli się z pokoju, ale kiedy profesor Lupin wstał, Harry instynktownie
chwycił go za rękaw i spojrzał na niego błagając w milczeniu, by został. Harry
nie potrafił tego wyjaśnić, ale po prostu nie chciał być teraz sam. Lupin
wydawał się złapać aluzję i usiadł na skraju łóżka. Kładąc się z powrotem,
Harry dopiero teraz poczuł, że zawroty głowy znowu mrowią w jego głowie. Miał
mnóstwo praktyki w blokowaniu bólu, tak więc był prawie jego drugą naturą.
Lupin
posłał Harry’emu miękki uśmiech, gdy objął chłopca. Powieki Harry’ego zaczęły
już opadać, więc zdjął jego okulary i patrzył, jak Harry powoli odpływa w sen.
- Nie
martw się, szczeniaku – powiedział Lupin cicho. – Przejdziemy przez to.
^^^
To z
pewnością była długa niedziela i jeszcze dłuższy tydzień. Każdy chciał poznać
wszystkie szczegóły na temat tego, co zostało zaklasyfikowane jako usiłowanie
porwania, ale co Harry nie chciał powiedzieć, opowiedział im portret Grubej
Damy (a przynajmniej część, którą widziała). Przed niedzielnym wieczorem, każdy
miał swoją wersję tego, co się naprawdę stało i jak Syriusz Black dostał się do
zamku.
Profesor
Lupin miał rację co do uczniów biorących poważnie zagrożenie. Cała wieża
Gryffindoru wzięła na siebie służenie mu jako ochroniarze, kiedy tylko mogli,
co było dobre częściej niż złe. Ze zbliżającym się meczem Quidditcha, atmosfera
między domami Slitherin i Gryffindor była z pewnością napięta. Wybuchło kilka
walk i zrobienie cokolwiek i wszystko, by przestraszyć Harry’ego Pottera stało
się dla Ślizgonów codziennym wyzwaniem. Niektórzy próbowali przekonać
Harry’ego, że widzieli w zamku Syriusza Blacka, jeszcze inni rozmawiali o tym,
jak boisko do Quidditcha jest łatwym miejscem do zabicia kogoś, tak jak stało
się, gdy Harry poszedł na przechadzkę.
Profesor
McGonagall dołączyła do pani Hooch w nadzorowaniu treningów Quidditcha, które
były dłuższe i bardziej wyczerpujące niż kiedykolwiek przedtem. Oliver Wood
naciskał na drużynę mocniej niż kiedykolwiek, ale nikt nie odważył się
narzekać. Każdy członek drużyny chciał pokonać Ślizgonów tak mocno jak Oliver.
Nikt nie dbał o to, że pogoda była coraz gorsza albo że każdego wieczora
przychodzili przemoknięci do szpiku kości.
Dzień
przed meczem pogoda była tak okropna, że musieli latać na korytarzach. Wchodząc
do klasy OPCM Harry zaczynał mieć złe przeczucia co do gry. Naprawdę nie
wyglądał, by nie mógł się doczekać grania w taką pogodę. Jak nawet miałby być w
stanie zobaczyć znicza? Czy będzie mógł?
Harry
zajął swoje zwykłe miejsce z przodu klasy, mając Rona po prawej, a Hermionę po
swojej lewej stronie, podczas gdy reszta klasy powoli się wypełniała. Wyjęli
swoje rzeczy, gdy drzwi do klasy zamknęły się z trzaskiem, sprawiając, że
wszyscy podskoczyli. Odwracając się, oczy Harry’ego rozszerzyły się gdy
zobaczył profesora Snape’a idącego do biurka nauczyciela, powiewając za sobą
szatami. Profesor Lupin musi być naprawdę
chory.
- To
się nie dzieje – wymamrotał Ron. – Proszę, powiedz, że to się nie dzieje.
Harry
nie zaryzykował odpowiedzi, obserwując, jak profesor Snape przerzuca strony
książki do bardzo odległej.
-
Odwróćcie na stronę 394 – powiedział chłodno. – Dzisiaj omówimy wilkołaki.
Nie
chcąc być obiektem gniewu Snape’a, Harry posłusznie otworzył na właściwej
stronie. Mógł poczuć surowy wzrok profesora Snape’a, gdy Mistrz Eliksirów
obserwował i czekał aż ktoś się mu sprzeciwi. To był test, zaplanowany i
prosty. Harry był zdesperowany, by nie być tą osobą, która Snape da za
przykład.
Niestety,
Hermiona nie mogła się powstrzymać.
-
Ale, proszę pana – sprzeciwiła się. – Nie mieliśmy przerabiać wilkołaków aż do
następnego semestru. Mieliśmy zacząć dzisiaj zwodniki.
Profesor
Snape spiorunował ją wzrokiem, gdy zbliżył się powoli.
-
Dziesięć punktów od Gryffindoru za odzywanie się bez pozwolenia, panno Granger
– syknął. – Teraz, czy ktoś potrafi mi powiedzieć, jak odróżnić wilkołaka od
zwykłego wilka? – Zignorował rękę Hermiony wyrywającą się w powietrze. –
Ktokolwiek? Szkoda. Wydaje się, że wasz ulubiony profesor Lupin zaniedbuje
swoją klasę.
Tym
razem odezwał się Dean.
- To
najlepszy nauczyciel Obrony, jakiego kiedykolwiek mieliśmy – powiedział zuchwale.
Kilka osób przytaknęło, zgadzając się, ale nikt nie był na tyle odważny, by
wyrazić głośno swoją opinię.
-
Dziesięć punktów od Gryffindoru, panie Thomas – powiedział Snape. – Jeśli to
kontynuujecie, Gryffindor nie będzie miał już punktów do odjęcia, nie żebym
narzekał. Teraz, czy jest ktokolwiek,
kto potrafi odpowiedzieć na moje pytanie?
Hermiona
nadal trzymała rękę w powietrzu.
-
Proszę pana – powiedziała. – Pysk wilkołaka jest krótszy…
Profesor
Snape uderzył dłonią o biurko Hermiony i spiorunował ją wzrokiem.
-
Jeszcze raz odezwij się bez pozwolenia, a będziesz miała szlaban do końca
semestru – warknął. – Kolejne dziesięć punktów od Gryffindoru za bycie
nieznośną panną wiem-to-wszystko.
Hermiona
opuściła rękę, spuszczając wzrok. Musiało głęboko zaboleć usłyszenie czegoś
takiego od nauczyciela, niezależnie od faktu, że wszyscy nazywali ją tak, co
najmniej raz w tygodniu. Harry zauważył, że Hermiona jest bliska łez. Zagryzł
wargę, powstrzymując się od powiedzenia czegokolwiek profesorowi Snape’owi. Wracając
uwagą na tekst książki, Harry mógł widzieć kątem oka Rona. Rudzielec kipiał z
wściekłości i chciał bronić Hermiony, więc Harry zrobił jedyną rzecz, o której
pomyślał… nadepnął Ronowi na stopę.
Ron
od razu odwrócił się do Harry’ego, zamrugał oczami, żądając wyjaśnień. Harry
posłał Ronowi błagalne spojrzenie, mając nadzieję, że jego przyjaciel zrozumie
albo przynajmniej przyjmie aluzję. Po chwili Ron przewrócił oczami i skupił
uwagę na profesorze Snape’ie.
Reszta
klasy nic nie powiedziała i nie robili nic oprócz notatek na temat wilkołaków z
podręcznika. Gdy Harry wziął swoje notatki, był zaskoczony, znajdując tak wiele
podobieństw do profesora Lupina. Wilkołaki z trudem zachowywali obciążenie z
powodu transformacji i wyglądały na chore przez dwa tygodnie przed przemianą.
Profesor Lupin był bardzo chudy i chory, ale to nie czyniło go wilkołakiem.
Prawda?
Im
więcej Harry się dowiadywał, tym bardziej był zdenerwowany i jego strach stawał
się bardziej realny. Był po prostu zbyt wiele podobieństw, by to ignorować. Ale jeśli jest wilkołakiem, to dlaczego mi
nie powiedział? Miał być moim opiekunem! Harry natychmiast zbladł. Co jeśli
to dlatego profesor Lupin nic nie powiedział? Co jeśli nikt nie miał wiedzieć?
Pod
koniec lekcji, profesor Snape zadał im dwie rolki pergaminu do napisania na
temat rozpoznawania i zabijania wilkołaków. Cała klasa była oburzona zadaniem.
W ten weekend był mecz Quidditcha! Nie mniej ni więcej Gryffindor kontra
Slytherin! W chwili, gdy Snape wypuścił ich, wszyscy wybiegli z sali. Wszyscy
oprócz Harry’ego.
Harry
ostrożnie podszedł do biurka nauczyciela, gdzie profesor Snape pakował swoje
rzeczy.
-
Profesorze? – zapytał cicho. Profesor Snape obrócił się szybko, zmuszając
Harry’ego do zrobienia przestraszonego kroku w tył. – Nie chciałbym panu
przeszkadzać, ale zastanawiałem się – powiedział Harry niezręcznie, unikając
patrzenia Snape’owi w oczy. – Czytałem, że to niezgodne z prawem, by wilkołaki
miały dzieci. – Harry powoli spojrzał na Snape, prosząc oczami o podniesienie
na duchu. – A co z adopcją?
Profesor
Snape patrzył na Harry’ego przez chwilę, po czym chwycił kawałek pergaminu i
pióro. Zanurzywszy pióro w atramencie, Snape szybko napisał coś i odwrócił się
do Harry’ego.
- Nie
znam każdego prawa, które istnieje, Potter – powiedział z nutką irytacji w
głosie, oddając mu kawałek pergaminu. – Ta książka powinna powiedzieć ci to, co
powinieneś wiedzieć, ale czasami jest lepiej spytać kogoś, kto będzie wiedział.
Harry
spuścił wzrok wkładając notkę do kieszeni. Nawet nie wiedział, czy to prawda,
więc nie miał zamiaru oskarżać profesora Lupina o coś takiego.
-
Chciałbym móc – mruknął. – Dziękuję profesorze.
Wyszedł
nawet nie zerkając na profesora Snape’a. Cały jego świat został wywrócony do
góry nogami. Profesor Dumbledore ostrzegał, że jest to tymczasowe rozwiązanie,
ale Harry miał nadzieję, że jednak zostanie tak na stałe. Harry czuł, że
profesor Lupin zna i rozumie go lepiej niż ktokolwiek inny. Myśl o utracie
tego, była czymś więcej niż Harry mógł znieść.
^^^
Harry
nie spał w nocy dobrze, o ile w ogóle. Jego umysł był zbyt zajęty, a burza
grzmiąca na zewnątrz nie pomagała. Błyskawice rozświetlały pokój, a ostry wiatr
wbijał się w zamek. To będzie świetny
mecz, pomyślał sarkastycznie Harry. W końcu, we wczesnych porannych
godzinach, porzucił myśl o śnie i wycofał się do Pokoju Wspólnego z książką o
Zaklęciach w ręce. Jeśli pogoda się utrzyma to na pewno będzie potrzebował
pomocy.
Zajęło
mu trochę mniej niż godzinę znalezienie zaklęcia, aby jego okulary odpychały
wodę, co było niezbędne. W ten sposób będzie mógł zobaczyć… cóż… tyle, ile ktoś
mógłby zobaczyć w taką pogodę. Nie chciał ryzykować dodania innych zaklęć,
obawiając się, że Ślizgoni mogą oskarżyć go o oszustwo. Przynajmniej teraz on i
Malfoy byli w takim samym położeniu, że tak powie.
Nie
mając naprawdę nic innego do zrobienia, Harry dokończył rozpoczęty esej o
wilkołakach. Wciąż nie mógł iść nigdzie samemu, co zaczynało być irytujące.
Podczas samotnego miesiąca w Hogwarcie, Harry przyzwyczaił się do włóczenia się
po korytarzach ilekroć musiał pomyśleć. W ciągu dwóch miesięcy od rozpoczęcia
szkoły Harry przyzwyczaił się też do chodzenia do gabinetu profesora Lupina,
gdy potrzebował porozmawiać.
Teraz
nie mógł ego zrobić z różnych powodów.
Harry
sprawdził kalendarz i odkrył, że choroby
Lupina zbiegają się z cyklem księżycowym. To było tak, jakby puzzle układały
się na swoje miejsce, mimo że Harry tego nie chciał. Musiał założyć, że wszyscy
nauczyciele wiedzieli, ponieważ brali udział w przekonywaniu Harry’ego w czasie
lata. Jeśli im powiedział, dlaczego nie
mógł powiedzieć mi?
Na
szczęście Harry’ego tak się złożyło, że burza dalej była w pełnej mocy. Cała
szkoła była skulona pod parasolami, które sprawiały wrażenie, że od jednego
podmuchu wiatru zostaną rozerwane na strzępy. Ubrani w ich szkarłatne szaty,
zespół walczył z ostrym wiatrem, gdy udali się na boisko. Deszcz wydawał się
pochodzić z każdego kierunku, ale zadziwiająco wyraźnie widział. Czar działał
niezwykle.
Zespół
Slitherinu pojawił się na przeciwległym końcu boiska powiewając swoimi
zielonymi szatami. Wydawało się być… złym widzieć zespół bez ich ironicznych
uśmiechów, ale było jasne, że Slizgoni są tak samo zaniepokojeni grą w taką
pogodę, jak Gryfoni. Kapitani zbliżyli się do środka boiska i uścisnęli sobie
dłonie, po czym wrócili do swoich drużyn. Harry widział, że wargi pani Hooch
poruszają się, mówiąc coś, co przypominało „Wsiąść na miotły” i szybko, a
jednocześnie dyskretnie rzucił urok ogrzewający, by nie zmarznąć na kość, zanim
przeżuci prawą nogę nad Nimbusem i wzniósł się w momencie, gdy usłyszał odległy
gwizd.
Wznosząc
się szybko, Harry trzymał się mocno na swojej miotle, ignorując gwałtowne
skręty, które miały miejsce z powodu wiatru. Wystarczyło kilka minut, by Harry
był całkowicie przemoczony, ale dzięki urokowi rozgrzewającemu nie czuł zimna.
Niewyraźne czerwone i zielone kształty przelatywały w każdym miejscu, ale Harry
nie zwracał na nich większej uwagi. Był całkowicie skoncentrowany na
poszukiwaniu znicza.
Burza
była coraz gorsza. Stawało się trudne dla każdego, by utrzymać się prosto na
miotle. Harry miał dwa bliskie spotkania z tłuczkami, zanim dźwięk gwizdka pani
Hooch wyciągnął go z koncentracji. Rozejrzawszy się, Harry zauważył, że
członkowie jego drużyny opadają na ziemię i poszedł za ich przykładem.
Wylądowali, ignorując błoto bryzgające na ich szaty i podbiegli pod duży
parasol, by się ukryć.
-
Jaki jest wynik? – krzyknął Harry przez wiatr.
-
Tracimy dziesięcioma punktami! – odkrzyknął Oliver. – Musisz złapać znicza jak
najprędzej albo wszyscy zamarzniemy na śmierć!
Rozejrzawszy
się, Harry zauważył, że wszyscy oprócz niego drżą. Bez kolejnego rozmyślania,
Harry szybko wyciągnął różdżkę i rzucił kilka zaklęć ogrzewających. Wszyscy
przestali drżeć i spojrzeli na Harry’ego tak, że poczuł się nieswojo.
- Co?
– zapytał nerwowo. – To tylko prosty urok ogrzewający.
Dziewczyny
z drużyny wyglądały, jakby chciały go pocałować.
-
Doskonale, Harry! – krzyknął Oliver. – Chodźmy, drużyno!
Wszyscy
nadal byli kompletnie przemoczeni, ale przynajmniej więcej nie marzli. To nie
powstrzymało determinacji Harry’ego, by złapać znicza tak szybko, jak to
możliwe. Nie chciał być w tej burzy dłużej niż musiał. Rozbłysła szybka
błyskawica, a po niej kolejny grzmot, ale to wystarczyło. Harry zobaczył małego
złotego znicza naprzeciwko trybun nauczycieli i natychmiast wystartował.
Harry
był prawie na miejscu, gdy nagle cały szum wokół niego zniknął. Wiatr wciąż
wiał, ale zniknął ryk. Tłum nie wydawał dźwięku. To prawie tak, jakby ktoś
wyciszył wszystkie dźwięki, ale to niemożliwe. Prawda?
Zapomnij! Złap znicza!
Harry
sięgnął małej latającej kuleczki, kiedy znajome uczucie intensywnego zimna
wypełniło jego ciało tak, jakby urok ogrzewający został nagle zdjęty, a on
został uwięziony w ujemnych temperaturach. Zignoruj!
Obraz zaczął zanikać, a oddychanie stało się trudne. Harry wiedział, co się dzieje, gdy znajomy
krzyk wypełnił jego uszy. Poczuł w ręku znicza i natychmiast zacisną wokół
niego palce Zimna było zbyt wiele. Nie mógł go dłużej ignorować.
„Nie Harry, nie Harry, proszę,
nie Harry!”
„Odsuń się, ty głupia dziewczyno…
stań z boku, teraz…”
„Nie Harry, proszę, nie, weź
mnie, zabij mnie zamiast…”
Osunął
się w przód, jego uścisk się rozluźnił. Zanim Harry to wiedział, spadał; spadał
w ciemność; w gorzki chłód, który czekał na niego. Nie mógł nic zrobić.
„Nie Harry! Proszę… miej litość…
miej litość…”
Wysoki
śmiech wypełnił mu uszy. Był znajomy, niepokojąco znajomy. Kolejny krzyk i
pochłonął go mrok.
^^^
Odległe
głosy wypełniły mu uszy. Nie chciał nic więcej, tylko kazać im zamilknąć, żeby
mógł wrócić do snu. Był wyczerpany i bardzo obolały. Każdy cal jego ciała
bolał. Poruszanie się nie wchodziło w rachubę. Wyraźny aromat wisiał w
powietrzu. Harry jęknął, gdy spróbował się przesunąć. Nie zajęło Harry’emu dużo
czasu zorientowanie się, że jest w skrzydle szpitalnym. Chwileczkę… co ja to robię?
- Nie
mogę w to uwierzyć.
- Nie
mogę uwierzyć, że nadal potrafił złapać przy nich znicza.
-
Nigdy w życiu nie byłem tak przerażony.
Przerażony?
Dlaczego ktoś miałby być przerażony? Złapać znicza? O czym te osoby mówiły? Powoli
myśli Harry’ego się oczyściły, a wspomnienia wróciły. Przypomniał sobie mecz
Quidditcha, błagania jego matki i głos Voldemorta. Oczy Harry’ego otworzyły się
i zobaczył rozmyte twarze osób zgromadzonych wokół jego łóżka.
-
Harry! – krzyknął Fred. – Jak się czujesz?
Harry
odwrócił się w kierunku głosu Freda i tylko syknął z bólu. Ktoś chwycił jego
prawą rękę i trzymał ją mocno, podczas gdy ktoś inny wsunął mu okulary na nos.
Twarze nagle nabrały ostrości. Cała drużyna Gryffindoru (wciąż oblepiona błotem
i całkowicie przemoczona), Ron i Hermiona stali wokół niego. Z zaniepokojonych
spojrzeń na ich twarzach, Harry zorientował się, że musi być w fatalnym stanie.
- Co
się stało? – zapytał w końcu Harry szorstkim głosem. Miał ogólne pojęcie o tym,
co się stało, ale z jakiegoś powodu Harry potrzebował potwierdzenia. Musiał
wiedzieć, czy ten koszmar był prawdą.
-
Eee… cóż… spadłeś, Harry – powiedział nerwowo Oliver. – To musiało być co
najmniej pięćdziesiąt stóp; zaraz po tym, jak złapałeś znicza. Było tam tak
wiele dementorów…
-
Dumbledore był wściekły, Harry – powiedziała Hermiona, ściskając dłoń
Harry’ego. – Wszyscy nauczyciele wbiegli na boisko i próbowali spowolnić upadek
i wystrzelili jakieś srebrne zaklęcia w stronę dementorów, odganiając ich. Nie
mieli pozwolenia podejść w pobliże boiska.
-
Choć mimo to mocno uderzyłeś w ziemię – dodał Ron. – Myśleliśmy, że nie żyjesz.
I jeszcze jest kwestia twojej miotły.
Coś w
tonie Rona sprawiło, że żołądek Harry’ego się skręcił. Harry zamknął oczy, ale
nie mógł zrobić wiele więcej.
- Co
się stało z moją miotłą? – spytał.
-
Została zdmuchnięta w stronę Bijącej Wierzby, Harry – powiedziała nerwowo
Hermiona. – Tak mi przykro.
Harry
czuł się, jakby miał się rozchorować. Miał duże doświadczenie z Bijącą Wierzbą,
więc wiedział, w jaki sposób może uderzyć. Jego miotła, jego Nimbus Dwa Tysiące
nie miał szans.
-
Jest zniszczona – powiedział, otwierając oczy i patrząc na Rona. – Prawda?
Ręce
dotknęły jego rąk i nóg i uspokajająco ścisnęły. Ron spojrzał na Hermionę,
która podniosła z podłogi torbę i ułożyła ją na skraju łóżka.
-
Profesor Flitwick właśnie przyniósł ją z powrotem – powiedziała Hermiona ze
współczuciem. – Przykro mi, Harry. Nic nie można zrobić, by ją naprawić.
Profesor Dumbledore już próbował.
Harry
mógł tylko patrzeć na torbę, która zawierała szczątki jego wiernej miotły. Nigdy
nie wiedział, ile się o nią troszczył do tej pory. To był jego drugi prezent w
życiu. Teraz nie była niczym więcej niż drewnem na opał.
Dzięki za wasze opinie ;)
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawe czy zareagowali na słowa Harrego, że Syriusz nic nie chiał zrobić, Severus jaki ma stosunek do Harrego? mecz, no nawet przy obecności dementorów złapał znicza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ach, racja, biedny Nimbus... I biedny Harry... Ugh, upadek z takiej wysokości to... Brr!! A jeszcze dementorzy... Brr!! x2 A Harry i tak złapał znicza... Szacun
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawe czy jednak zareagowali na słowa Harrego, że Syriusz nic nie chiał zrobić, a Severus to jaki ma stosunek do Harrego? a mecz...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam się, czy jednak zareagowali tutaj na słowa Harrego, o tym że Syriusz nic nie chiał zrobić, a tak w ogóle to Severus jaki ma stosunek do Harrego?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza