Mimo
nocnego czuwania, Severus zdołał wstać o siódmej trzydzieści. Po wzięciu
prysznica i ubraniu się, podał jastrzębiowi kolejne eliksiry i upewnił się, że
ptak zje mielonego królika zmieszanego z miodem z miski oraz wypije wodę, po
czym wezwał Twixie, by przyniosła mu jego własne śniadanie. Jastrząb i Mistrz
Eliksirów jedli w przyjaznej ciszy, po czym Severus założył ptaku kaptur i
kazał mu się zdrzemnąć – sam miał niedokończone sprawy, którymi musiał się
zająć. Opuścił odpływającego myszołowa i skierował się do biura.
Była ósma
trzydzieści, a zostało mu kilka esejów do ocenienia, jak również przygotowanie
rozkładu szlabanów, zanim pojawi się trójka złoczyńców. Severus wiedział, że
przybędą szybko – nie odważyliby się narażać na jego złość, nie pojawieniem
się.
Cała
trójka wkroczyła do biura w momencie, gdy zegar wybił dziewiątą, wyglądając,
jakby spędzili całą noc całkiem obudzeni w stanie niszczącego nerwy
przerażenia. Severus nie miał co do tego wątpliwości, jednak nie czuł do nich
współczucia. Mieli szczęście, że był w całkiem niezłym nastroju, dzięki temu,
że jastrząb przeżył.
-
Siadajcie, panowie – rozkazał lodowato.
Trójka,
blada i nieco zielona, opadła na krzesła przed biurkiem niczym kamienie.
Severus
wskazał różdżką na drzwi, zatrzasnął je bezdźwięcznie i zamknął na klucz.
Machnął nią raz i aktywował osłony dające prywatność. Potem zaczął piętrzyć się
nad trzema łobuzami, jak mściwy ptak drapieżny nad zdobyczą, zmuszając ich do
wciśnięcia się jak najdalej w ich krzesła.
Jego
różdżka zniknęła – przynajmniej tak wydawało się trzem trzęsącym się chłopakom,
choć w rzeczywistości Snape wykonał błyskawiczną sztuczkę ręką i wsunął ją do
rękawa.
- Więc,
panie Malfoy. Uznał pan za dopuszczalne wślizgnięcie się do mojego laboratorium
po godzinach i ukradnięcie składników z moich osobistych zbiorów, czy to
prawda?
Draco
przełknął ciężko, zastanawiając się, jak długo będzie jeszcze członkiem
Slytherinu. Albo Hogwartu. Albo ludzkiej rasy, ponieważ Snape był na tyle
wściekły, żeby zamordować go samym spojrzeniem.
-
Profesorze, to nie był tylko mój pomysł. Crabbe pomyślał, że dobrym pomysłem
będzie przygotowanie eliksiru, żeby zrobić żart Weasleyowi, najlepszemu
kumplowi Pottera…
- Co masz
na myśli, że to był mój pomysł, Malfoy? – krzyknął drugi chłopiec. – To ty
byłeś na niego zdenerwowany za to, że powiedział, że twój ojciec liże tyłek
Czarnego Pana, nie ja!
Draco
spiorunował wzrokiem swojego partnera w zbrodni.
- No i?
To ty miałeś książkę, Vince!
- Wystarczy!
Głos
Snape’a trzasnął nad nimi jak bicz i wszyscy podskoczyli.
- Tak lub
nie. Panie Malfoy, proszę odpowiedzieć na pytanie.
- T-tak,
profesorze. A-ale, profesorze, tak naprawdę nie kradliśmy, zamierzaliśmy…
-
Oszczędź mi swoje żałosne wymówki, chłopcze! Zostaliście złapani na gorącym
uczynku przez moje osłony. To haniebne! Nie tylko jesteście winni kradzieży,
ale też naruszenia mojej prywatności oraz celowego zranienia mojego zwierzaka.
A może będzie pan utrzymywał, że to też był wypadek, panie Malfoy? – wypluł zirytowany
nauczyciel, a jego ciemne oczy błyszczały dziko. – Może to był tylko pech, że
wpadł pan na żerdź, mój jastrząb stracił przytomność i nie zauważył pan tego,
ponieważ był pan zbyt skoncentrowany na ucieczce z moich kwater, tak?
Draco
wiedział, że jest zgubiony.
- P-pana
zwierzaka? A-ale nigdy wcześniej nie miał pan żadnego, profesorze…
- A jakie
to ma znaczenie? – Severus pochylił się, póki jego nos niemal nie dotknął
Malfoya, który wyglądał, jakby miał się zmoczyć – tak potężne było
niezadowolenie Snape’a. – Czegoś takiego spodziewałbym się po szaleńczym
idiotyzmie Gryfonów, nie członków mojego własnego Domu, którzy powinni lepiej
wiedzieć, że nie należy okradać mnie, waszego Opiekuna Domu. Sądziliście, że
się nie dowiem? Naprawdę jesteście tak tępi?
Cała
trójka potrząsnęła głowami na nie. Nagle Severus odwrócił się, jego dłonie
zacisnęły się w pięści i przeszedł całą długość biura, pozornie po to, by w
jakiś sposób ochłodzić temperament, gdy w rzeczywistości był znacznie
spokojniejszy niż się wydawał. Wciąż był wściekły na trójkę uczniów, ale nie na
tyle, by ich udusić.
Pozwolił,
by byli dręczeni przez niekończące się trzy minuty, po czym odwrócił się, jego
czarne szaty zafalowały imponująco i wskazał w nich jednym palcem.
-
Gdybyście byli w innym Domu, panowie, już tego ranka pakowalibyście się i
wsiadali do pierwszego pociągu, a wasze kariery w tej szkole byłyby skończone.
Usta
Draco otworzyły się.
-
Wydaliłby pan nas z powodu żartu?
- Żartu? Żartu? Okradliście swojego Opiekuna
Domu, niemal zabiliście mojego chowańca, a ośmielacie się nazwać to żartem?
Czymś, co można zamieść pod dywan i o tym zapomnieć? Albo śmiać się na ten
temat w dormitorium? – Oczy Snape’a były jak bliźniacze baseny magmy o północy.
– Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni, Malfoy!
Crabbe
żałował, że nie może przekląć języka Draco za każdym razem, gdy blondyn
otwierał usta, głębiej wykopując swój grób.
-
Merlinie, Draco, ty dupku, zamknij się,
do diabła! – syknął do drugiego chłopca. – Nie chcę dzisiaj umierać.
-Nie
ośmieliłby się nas skrzywdzić… nasi ojcowie…
- Zostaną
poinformowani o waszej małej eskapadzie, gdy tylko będę w stanie położyć pióro
na pergaminie, panowie. Do waszych domów zostaną napisane listy, informujące o
waszym haniebnym zachowaniu, które jest sprzeczne z każdym czystokrwistym kodem
postępowania. Otrzymają dwa listy, jeden od was i potwierdzający ode mnie.
Nagle
Draco stracił swoją wyższość i zaczął skomleć.
-
Profesorze Snape, nie! Nie może pan… mój ojciec mnie zabije…
- Proszę,
profesorze… - zaczął Goyle. – Pilnowałem tylko drzwi, nawet niczego nie
dotknąłem…
- Tchórz!
– krzyknął Crabbe. – Nie próbuj wyglądać na cholerne niewiniątko, Greg! –
Rzucił wzrokiem na Snape’a. – Proszę pana, niech pan nie karze im mówić…
Snape,
choć wiedział doskonale, jak rygorystyczne są kody, których trzymały się
rodziny śmierciożerców, nie ustąpił. Normalnie nigdy nie poinformowałby
ślizgońskich rodzin o ich złych czynach, woląc zajmować się samodzielnie taką
dyscypliną, ale w tym wypadku zrobił wyjątek.
-
Powinniście byli o tym pomyśleć, panowie, zanim podążyliście za panem Malfoyem
do mojego laboratorium, czyż nie? Ale zamiast tego zachowaliście się jak
puchońskie owce i gryfońscy idioci, więc teraz zapłacicie za swoje zachowanie.
- Tak
jest – wymamrotali z ponurymi minami Crabbe i Goyle, rzucając Malfoyowi
wściekłe spojrzenie.
- Powtarzam, wszyscy powinniście być wydaleni
– w tej instytucji nie tolerujemy złodziejstwa i zanim z wami skończę,
będziecie żałować, że nie przełamałem waszych różdżek. Od teraz macie szlaban
ze mną, Filchem i Hagridem aż do końca semestru. Będziecie odpracowywać
szlabany osobno, pięć wieczorów w tygodniu i będzie zawierał unieważnienie
przepustki do Hogsmeade i, w przypadku pana Malfoya, zakaz gry w Quidditcha. –
Draco zaskomlał, a Snape to zignorował. – Będziecie odrabiać w następujący
sposób – najpierw wyszorujecie i zdezynfekujecie Sowiarnię, bez magii i
używając mugolskich rzeczy do czyszczenia – mydła, wody i szczoteczek do zębów
– pod nadzorem pana Filcha. Będziecie także pomagali Hagridowi w opiece nad
zwierzakami, robiąc wszystko, cokolwiek wam powie, włączając w to przerzucanie
obornika i karmienie sklątek tylnowybuchowych, dzięki czemu zrozumiecie, co
oznacza odpowiednia opieka nad innym żywym stworzeniem, zamiast pozostawiać go,
by uderzył się aż do nieprzytomności – tu Severus wbił w Malfoya ostre jak
brzytwa spojrzenie.
-
Profesorze, ten cholerny ptak mnie ugryzł! – zawył Draco. – Prawdopodobnie będę
miał bliznę na całe życie! – uniósł swój obandażowany palec.
-
Oszczędź mi dramatyzmu, chłopcze. Nigdy nie zostałby pan ugryziony, gdyby
trzymał się pan z daleka od mojego laboratorium. Jastrząb został sprowokowany,
podejrzewam tak jak hipogryf na pana trzecim roku, więc niech pan nie oczekuje
ode mnie żadnego współczucia! – warknął Severus. – Pana zachowanie jest
niewybaczalne, Malfoy, a tym razem dowie się pan, że pana rodzina nie ochroni
pana przed konsekwencjami. Gdyby mój jastrząb zginął, oberwałbym pana ze skóry,
zrozumiano?
Draco
szybko pokiwał głową, nie będąc w stanie wypowiedzieć słowa, bo spojrzenie
Snape’a było okropne.
- Dobrze
– warknął Snape. – Będziecie również pracować ze mną przy zbieraniu pewnych
rzadkich składników do eliksirów, a kilka z nich wymaga zwierzęcych odchodów,
jajników ropuch, oczu raków, dwurzędu i ropy czyrakobulwy. Niektóre mogą
wymagać wycieczki lub dwóch do Zakazanego Lasu. Te zadania potrwają do końca
semestru. Macie też być w pokoju wspólnym do dziewiątej, żadnych spotkań
towarzyskich, ucząc się tylko do zgaśnięcia świateł. Panie Crabbe, ponieważ
przynajmniej próbował pan pomóc mojemu zwierzakowi, zamiast zostawić go na
pewną śmierć, jak pan Malfoy, zostanie pan zwolniony z kary tydzień wcześniej –
to łaska.
- CO? –
wrzasnął Draco, nie będąc w stanie się powstrzymać. – To niesprawiedliwe,
profesorze!
- Cisza,
panie Malfoy! Moja kara nie jest sprawą dyskusyjną. Pan, ponieważ pan wymyślił
całą eskapadę i naraził mojego ptaka, będzie służył przez dwa tygodnie jako
nieoficjalny skrzat domowy Slytherinu, sprzątając pokój wspólny, dormitoria
oraz będzie pan przynosił przedmioty całego Domu, który cały dowie się o pana
wyczynie i zobaczymy, czy to nauczy pana szacunku do zasad i prywatności
Opiekuna pana Domu. Podczas tego okresu, nie będzie pan widziany, słyszany, ani
nikt ze Slytherinu nie będzie z panem rozmawiał. Będzie tak, jakby pan nie
istniał. Nie jest pan ponad wszystkimi, panie Malfoy, bez względu na to, czy
jest pan synem Lucjusza i moim chrześniakiem. Lepiej szybko się tego naucz.
Przywołał
trzy kawałki pergaminu z biurka i podał je chłopcom.
- Oto
wasz terminarz szlabanów. Dokładnie się go trzymajcie, bo jeśli spóźnicie się
jedną minutę, następnego dnia będziecie odrabiać dodatkową godzinę szlabanu.
Dziś wieczorem przynieście mi po zajęciach swoje listy. O ósmej będziemy mieli
spotkanie Domu. To wszystko, panowie. Jesteście wolni.
Trójka
skarconych chłopców wypadła z biura jak wychłostane szczeniaki, choć gdy tylko
drzwi się zamknęły, Snape mógł słyszeć, jak ich głosy podnoszą się w kłótni.
- Mówiłem
ci, że nie powinniśmy tego robić – jęczał Goyle.
- Och, wypchaj
się, Goyle! – splunął Malfoy.
- A może
ty się wypchasz, Malfoy? – warknął Crabbe. – To i tak głównie twoja wina,
zarozumiały idioto. Mówiłem ci, żebyś nie dotykał tego jastrzębia! A teraz
przez ciebie, mój tata rozerwie mnie na strzępy, gdy wrócę do domu, nie
wspominając o tym, co profesor już zrobił!
- Zamknij
się, Crabbe! Przynajmniej ty nie musisz grać cholernego skrzata domowego przed
całym Domem. Będę miał szczęście, jeśli uda mi się wykonać cały szlaban, bo
jeśli wszyscy w Domu się dowiedzą, nie dadzą mi żyć… - jęknął Draco.
Pomimo
swojej surowej postawy, Snape był bardzo szanowany przez swoje węże, więc
występek Malfoya nie będzie przez nich tolerowany i uznają to za zniewagę
honoru ich Opiekuna. Życie Malfoya będzie
całkowicie nieprzyjemne, pomyślał z satysfakcją Snape, po czym skończył
ocenianie esejów i skierował się do gabinetu dyrektora, by poinformować
Dumbledore’a o wymierzonej dyscyplinie, a także przedyskutować z nim możliwy
stan psychiczny Pottera.
Jako
nauczyciel miał obowiązek poinformować dyrektora o wszelkich podejrzeniach
niestabilności psychicznej i depresji, które mogły doprowadzić do samobójstwa
ucznia, bez względu na to, czy był Ślizgonem, czy nie, i chociaż nie znosił
Pottera, nie mógł zignorować trudnej sytuacji chłopca. Dumbledore musiał być
świadom, ale po tym, to, co zrobi z tą informacją, było jego sprawą.
Severus
wciąż miał nadzieję, że ten cholerny dzieciak wyjdzie z ukrycia i przestanie
doprowadzać szkołę do szaleństwa swoimi wybrykami. Jedynym momentem, gdy
widział tak poruszonego dyrektora, było po incydencie z wilkołakiem we
Wrzeszczącej Chacie na jego szóstym roku, gdy obawiał się ujawnienia stanu
Lupina. Wargi Severusa zacisnęły się, gdy przypomniał sobie, w jaki sposób
dyrektor rozczulał się nad losem wilkołaka, nakazując Severusowi trzymać buzię
na kłódkę albo ktoś inny może zaryzykować wydalenie. Nie powiedziano ani słowa
o bliskiej śmierci Severusa w zębach wspomnianego wilkołaka. Wtedy Severus
uświadomił sobie, że ani odrobinę nikogo nie obchodzi – Black, Potter i Pettigrew
nie zostali ukarani za swoją złośliwą głupotę, a Dumbledore’a dręczyło tylko
to, czy jego drogocenny Gryfon jest bezpieczny. To była kropla przelewająca
czarę, rzecz, która rozdarła wrażliwy stan emocjonalny Severusa na kawałki, a
gdyby nie Hagrid, Mistrz Eliksirów nie stałby w tym miejscu.
- Kwachy
– wymamrotał do kamiennego gargulca, który strzegł schodów do biura dyrektora.
Gargulec prześlizgnął się na bok, więc Severus wkroczył na ujawnioną klatkę
schodową. Poinformuje Dumbledore’a o swoich podejrzeniach, a potem zajmie się
swoimi sprawami – nie było wątpliwości, że Dumbledore nie zignoruje Pottera,
swojego ukochanego Złotego Chłopca, w taki sposób, jak kiedyś Snape’a. Nie, gdy
Potter wróci z miejsca, gdziekolwiek był, co z pewnością zrobi dziś wieczorem, Dumbledore
będzie grał ubóstwiającego dziadka i powita w domu marnotrawnego zbawiciela
czarodziejskiego świata z otwartymi ramionami, wciskając mu cytrynowe dropsy,
pomyślał kwaśno Severus. Zapewne
zorganizuje wspaniałe przyjęcie powitalne, będzie świętować jego powrót i nikt
nie powie ani jednego złego słowa na temat tego, że ten cholerny książę
piekielnie wszystkich przeraził. Dokładnie jak jego ojciec, Potter nie może
zrobić czegoś złego. W przeciwieństwie do mnie, skoro za moje pojedyncze
błędziki potępiano mnie cały czas. Podążyłem za Lucjuszem, Averym i Mulciberem
przez pragnienie, by w końcu gdzieś należeć, by nie być wyrzutkiem, nie
dlatego, że naprawdę kiedykolwiek wierzyłem w te bzdury o czystości krwi. Ale
zaoferowali mi coś, czego nikt inny nigdy mi nie dał – miejsce, gdzie mogłem
należeć, a tylko sześć miesięcy potem zorientowałem się, że chcieli tylko
wykorzystać moje doświadczenie z eliksirami i moją magię, to wszystko. To wtedy
dowiedziałem się, że mam tylko jednego prawdziwego przyjaciela, który nigdy
mnie nie zdradził, więc poszedłem do Hagrida, wyznałem swój idiotyzm i
powiedział mi, żebym porozmawiał z Dumbledorem.
To były
początki jego dni jako szpiega, roli, którą grał do dzisiaj. Niewdzięcznie
niebezpieczne zadanie, za które nie ma żadnej nagrody poza jedną – zniszczeniem
Voldemorta. I jeśli cholerny chłopiec, który przeżył nie osiągnie tego, cel
będzie niemal niemożliwy do wypełnienia, pomyślał z irytacją Severus. Zapukał
do drzwi biura Dumbledore’a.
- Wejdź,
mój chłopcze.
Severus
przeszedł przez próg, zastanawiając się, czy dyrektor ma osłony na drzwiach
biura, które powiadamiają go, kim jest gość, zanim drzwi zostaną otworzone. Albo
to, albo starzec mógł widzieć przez ściany i podczas gdy Dumbledore był
potężny, Snape wątpił, czy posiadał takie umiejętności. Wyczuł, że większość
uczniów i nauczycieli uważa, że do dyrektora pasuje zmysł jasnowidzenia. Ale
Severus wiedział, że to założenie było kłamstwem, inaczej wiedziałby, jak
przygnębiony i samotny był Snape, gdy miał szesnaście lat, jak Potter teraz.
Dumbledore mógł być mądry, ale Snape dawno przestał wielbić ziemię, po której
starzec kroczył.
- Ach,
Severus. Czy jest coś, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać?
Severus
skinął głową, myśląc: oczywiście, w innym
wypadku, dlaczego miałbym tu być?
- Tak. Po
pierwsze przyszedłem cię poinformować, że trójka członków mojego Domu będzie
odrabiała przygotowawczy szlaban ze mną, Filchem i Hagridem. – Potem przeszedł
do opisywania tego, na czym zostali złapani i kim byli. Zgodnie z
przewidywaniami, dyrektor wydawał się całkiem zadowolony tym, że Severus
znalazł zwierzaka.
- To
bardzo dobrze, mój chłopcze. Zawsze mówiłem, że potrzebujesz chowańca, który by
ci towarzyszył. Zbyt długo byłeś samotny, Severusie.
Bycie samemu jest bezpieczniejsze, Snape zmarszczył brwi, ale tylko skinął
głową.
- Jest
jeszcze jedna sprawa, którą musimy przedyskutować, dyrektorze. Odnośnie twojej
zaginionej gwiazdy.
Albus
usiadł bardziej prosto, a jego mgliste spojrzenie zostało zastąpione skupionym
i pełnym nadziei.
-
Odkryłeś, gdzie jest Harry? Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?
Ponieważ Potter nie powinien być jedynym
uczniem, o którego się martwisz, Mistrz Eliksirów musiał przygryźć wargę, by
powstrzymać się od warknięcia. Jest
jeszcze dwustu dziewięćdziesięciu dziewięciu innych.
- Nie,
Albusie, nie odkryłem, gdzie ukrywa się ten nieszczęsny bachor. Zamiast tego
przyszedłem do ciebie z teorią, dlaczego Potter zniknął. Hagrid ostatnio
poinformował mnie, że zauważył, że Potter wydaje się nieco przygnębiony i
zdenerwowany po powrocie z wakacji.
- Harry?
Przygnębiony? – Brwi Dumbledore’a uniosły się aż po linię włosów. – Nie
zauważyłem.
Ani nie zauważysz, ponieważ jesteś zbyt
zajęty planowaniem następnych ruchów w grze, zamiast jej kawałkami, pomyślał kwaśno Severus.
- Hagrid
rozpoznał objawy. Ja także – powiedział bez ogródek. – Zachowanie Pottera
raptownie zmieniło się od początku semestru.
- Tak,
powiedziałeś, że zachowywał się na twoich zajęciach.
- To
wielka anomalia.
- No już,
Severusie, chłopiec wie, jak się zachowywać, zwyczajnie nie wiesz, jak na to
zareagować – zaczął Dumbledore.
- Albus,
jest różnica między świadomym wyborem, by się zachowywać a apatią. Potter
unikał też przyjaciół – oświadczył Severus. Nie mógł uwierzyć, że Albus jest
tak niepamiętny. Szybko wyszczególnił inne ostrzegające objawy, jak również
fakt, że Potter nie pojawił się do teraz w wieży Gryffindoru.
- Ale
uważasz, że jest gdzieś na błoniach?
- Tylko
to jest logiczne. Mógł iść tylko do Hogsmeade, ponieważ jest zbyt młody na
aportację, nawet
jeśli
osłony zostały zdjęte. Jego miotła wciąż jest w jego posiadaniu, więc nigdzie
nie odleciał.
- Co
sądzisz o porwaniu?
-
Możliwe, choć Potter jest tak irytujący, że nikt nie wytrzymał z nim przez
więcej niż dwie godziny – powiedział Severus lekceważąco. – I zanim to
zasugerujesz, nie, śmierciożercy go nie mają. To bym wiedział.
- Więc
dlaczego nie wrócił?
- Nie
jestem w stanie zrozumieć powodów, dlaczego tak hormonalny nastolatek, jak
Potter, robi różne rzeczy. Chciałem tylko, żebyś był świadom faktu, że Potter
może być niestabilny emocjonalnie. – Wstał, obowiązek wykonany.
- Masz
ochotę na herbatę? Cytrynowego dropsa?
- Nie,
dziękuję. Muszę już iść, dyrektorze. Mój zwierzak potrzebuje mojej uwagi. Dobrego
dnia.
Wypadł z
pokoju, zostawiając raczej zszokowanego Albusa Dumbledore’a, który zastanawiał
się, czy jego nauczyciel eliksirów ma rację w ocenie swojego najmniej lubianego
ucznia.
Ale Snape
nie poszedł natychmiastowo do swoich kwater, a zamiast tego skierował się do
Hagrida, by poinformować gajowego, że Potter wciąż się ukrywa, jak również
zobaczyć, czy wielkolud będzie chętny do opieki nad jastrzębiem, choć bardzo
bolało go oddawanie ptaka.
Hagrid
był wyraźnie zaniepokojony nieobecnością Pottera, a próbując uspokoić nerwy,
Severus po raz kolejny wykonał serię czarów lokalizujących i wykrywających z
takim samym rezultatem jak wcześniej.
Hagrid
potrząsnął głową.
- Po
prostu tego nie rozumiem. Dlaczego zwyczajnie nie wróci?
- Może
pokłócił się z Weasley i Granger albo o
Granger, i się dąsa – rzucił Snape. To byłoby podobne do Pottera – dąsanie się
jak czterolatek o dziewczynę, tak jak jego ojciec walczył o Lily, bez względu
na swoją godność.
Hagrid
potrząsnął głową.
- No nie
wiem, Severusie. To zwyczajnie nie podobne do Harry’ego.
- Pff!
Może i tak jest, ale mam do ciebie inną prośbę. – Opowiedział Hagridowi o
kryzysie jastrzębia, który miał miejsce zeszłej nocy i jego obawach związanych
z tym, czy jest w stanie troszczyć się o zwierzaka. – Ja nie… nie chcę, żeby
był zmuszony, a z moim obecnym harmonogramem zajęć… jak również innymi
obowiązkami… może nie jest ze mną bezpieczny.
Hagrid
spojrzał uważnie na drugiego mężczyznę, wyczuwając wewnętrzną walkę Mistrza
Eliksirów – tęsknota za towarzyszem walczyła ze strachem, że kolejna rzecz,
którą kochał, zostanie mu odebrana.
- Jesteś
pewny, że tego chcesz, psorze? Do teraz dobrze się nim zajmowałeś. Tak dobrze,
jak ja bym to robił.
- Nie
chodzi o to, czego ja chcę, tylko o to, co jest najlepsze – powiedział Severus,
starając się utrzymać swoją powierzchowność.
- A
najlepsze dla ciebie to samotność?
- Wiesz,
jaki jestem, Hagridzie. Gdy następnym razem zostanę wezwany, nie mogę pozwolić
sobie na jakiekolwiek słabości albo…
-
Severusie, dbanie o inne stworzenie nie jest słabością. W przyjaźni jest wielka
siła, nieważne czy chodzi o człowieka czy stworzenie. I jeśli zostaniesz
wezwany, zajmę się twoim jastrzębiem do twojego powrotu.
- Byłoby
lepiej, gdybyś go wziął.
Ale
Hagrid potrząsnął stanowczo głową.
- Jeśli
ponownie uratowałeś mu życie, psorze, jest do ciebie przywiązany. Nawet gdybym
chciał, nigdy nie będzie ze mną szczęśliwy. Będzie usychał za tobą z tęsknoty,
a to nie będzie dobre dla jego powrotu do zdrowia. On cię potrzebuje – dodał
miękko. – Zaryzykuj ponownie, Severusie. On cię nie zostawi, jastrzębie są na
zawsze lojalne.
Severus
zacisnął wargi w wąską linię, nagle podniósł się z krzesła przy stole gajowego
i przeszedł przez jednopokojową chatkę. Czy Hagrid miał rację? Jeśli jastrząb
się do niego przywiązał, jak zakładał gajowy, byłoby okrutne odmawiać ptakowi
wyboru. Nieszczęśliwy zwierzak nie będzie zdrowiał i może nawet umrzeć z
tęsknoty – niektóre ptaki mogły życzyć sobie własnej śmierci, a Severus nie po
to spędził całą noc walcząc ze śmiercią, tylko po to, by jastrząb sam się
zniszczył.
Jakoś
podczas tej długiej nocy, jastrząb zdołał prześlizgnąć się przez jego ostrożnie
ustawione bariery i dotknął jego serca – serca, które sądził, że jest martwe i
wypalone dawno temu przy grobie pewnej rudowłosej czarownicy. I choć każdy
instynkt krzyczał do niego, żeby wypuścić jastrzębia, żeby zaangażowanie
pozostawiło go bezbronnego, dając przeciwnikom broń przeciwko niemu – nie mógł
tego zrobić. Mimo że nie chciał tego przyznać, Hagrid miał rację. Jastrząb go
potrzebował, a on potrzebował jastrzębia. Jesteś
głupcem, Severusie! Głupim, sentymentalnym głupcem!, zbeształa go zjadliwie
pewna część jego umysłu.
Mimo że
przeklął się za słuchanie odruchu jego samotnego serca, odwrócił się do Hagrida
i skinął powoli głową.
- W
porządku. Jastrząb zostaje. Na razie.
Broda
Hagrida rozdzieliła się w autentycznym uśmiechu zadowolenia i mężczyzna
poklepał chudego czarodzieja tak mocno po plecach niemal sprawiło, że Snape
prawie uderzył w stół.
- No to
się cieszę, Severusie! Nie pożałujesz tego. Zaufaj mi.
Snape
ukrył skrzywienie i prychnął. Niech cię,
Hagridzie! Ale wewnętrznie mały kawałek jego serca radował się.
W
międzyczasie jastrząb, który kiedyś był Harrym Potterem odpłynął i śnił na
wygodnej żerdzi w kwaterach Mistrza Eliksirów. Eliksir Uspokajający, który
Severus tego ranka podał ptakowi przed wyjściem służył, by wysłać ptaka w
dziwny podobny do snu stan, choć zamiast zwykłych jastrzębich snów – wznoszenia
się w powietrze, opadania na jakiegoś pechowego gryzonia albo pożerania
smacznego zająca, przemieniony czarodziej śnił o tym, co kiedyś się wydarzyło.
- Chłopcze! Podnieś swój leniwy tyłek i
zacznij robić śniadanie! Muszę uczestniczyć w spotkaniu Kobiecego Doradztwa! –
zawołała piskliwym głosem kobieta o wychudzonej twarzy, więc drgnął w swoim
ubitym, mrocznym gnieździe i zmrużył oczy, gdy drzwi do komórki zostały
otwarte. – Wstawaj i rusz się, leniwy bachorze! Chyba że chcesz, żeby wuj cię
do tego przekonał?
- Już idę, ciociu Petuniu!
I wyskoczył, niemal uderzając głową o framugę
drzwi, by wpaść do kuchni i zacząć codzienną rutynę obowiązków.
Potem
scena zniknęła i została zastąpiona inną.
- Harry, jeszcze nie skończyłeś swojego
zadania? – zapytała mała dziewczyna o krzaczastych włosach, jej twarz była
ściągnięta dezaprobatą. – Esej dla Snape’a jest na jutro, a nie napisałeś ani
stopy.
- Ach, przestań, Hermiono – nakazał wysoki
rudzielec. – Bez względu na to, czy go zrobi czy nie, Snape da mu za niego zero,
tłusto włosy długonosy dupek.
- Niekoniecznie, Rolandzie. Gdybyście obaj
dokładali więcej wysiłku w swoje zadania, zamiast lenić się i rozmawiać
obsesyjnie o Quidditchu, może profesor Snape P od czasu do czasu.
- Och, dobra. Jakby to kiedykolwiek miało się
stać. Snape oceniający sprawiedliwie Gryfonów. Snape musiałby zmienić się
mózgami z normalną osobą, żeby to się kiedykolwiek stało. Albo zmienić tą bryłę
lodu w jego piersi na prawdziwe serce – zadrwił Ron.
Hermiona sapnęła.
- Rolandzie Weasley! Jak możesz tak mówić?
- Ponieważ to prawda. Czasami zastanawiam
się, czy w ogóle jest człowiekiem…
Jastrząb
poruszył się niespokojnie. A co ze mną?
Czym ja jestem?
Nagle
scena znów się zmieniła, a tym razem usłyszał zimny, syczący głos, nakazujący:
- Zabij niepotrzebnego!
- NIE!
Ale było zbyt późno.
- Avada Kedavra!
Zielone światło wybuchło i uderzyło w pierś
oszołomionego Cedrica, po czym chłopak upadał, upadł na ziemię, jego oczy
rozszerzyły się z niedowierzaniem.
- Nie! Cedric!
Jastrząb
rzucił się na żerdzi, wydając ostre, pełne lamentu, dźwięki.
- Krwi wroga, odebrana siłą.
I poczuł ostre szarpnięcie sztyletu,
przecinającego jego ciało, a krew skapała do kamiennej misy, podczas gdy
wszyscy wokół niego, ciemne postacie w ohydnych, pobielanych żelaznych maskach
obserwowały i śmiały się kpiąco.
Walczył, ale liny wiązały go, był bezradny,
odrzucił głowę i krzyknął…
Kree-eear!
Jastrząb
obudził się, trzęsąc się ze strachu przed jakąś bezimienną grozą, jego
bursztynowe oczy zakręciły się w oczodołach. Co dziwne, ciemność, która
wcześniej go pocieszała, teraz sprawiła, że czuł się nieswojo, więc uniósł
szpon, próbując zdjąć kaptur. Muszę
widzieć!
Jego
szpony poszarpały skórę, ale kaptur był dobrze zapięty i nie chciał zejść.
Ciche odgłosy wydobyły się z młodego jastrzębia, podczas gdy jego pazury
chwytały za zaczarowaną skórę.
Taki
widok napotkał Severus, gdy wrócił od Hagrida po obowiązkowej filiżance herbaty
i bułeczce jagodowej.
Przez
chwilę, czarodziej patrzył na to z niedowierzaniem, po czym ruszył, by uspokoić
poruszonego ptaka.
-
Spokojnie, już spokojnie. Co jest nie tak?
Jastrząb
rozluźnił się nieco, słysząc znajome ciche stąpanie i jedwabisty głos. Porzucił
drapanie kaptura i odwrócił się w kierunku głosu Mistrza Eliksirów.
- Odpręż
się. Nigdy wcześniej nie walczyłeś z kapturem – uspokajał go wysoki mężczyzna,
delikatnie gładząc jastrzębia i odpinając kaptur.
Jasne,
bursztynowe oczy zaczęły się w niego wpatrywać. Jastrząb wydawał się czuć ulgę…
jeśli takie wrażenie mogło się zobaczyć w ptasich oczach.
Znowu widzę, dzięki Merlinowi!, pomyślał jastrząb i z jakiegoś powodu od
razu poczuł się lepiej.
Severus
wciągnął rękawicę, która spoczywała na haku poniżej żerdzi, rozwiązał linki i
zacmokał językiem.
-
Zachowujesz się jak zaskoczony zając. Co się, do licha, z tobą dzieje? –
Wyciągnął nadgarstek i jastrząb wszedł na niego.
Przerażenie. Zielone światło. I Cedric…
umierający…
Zaskoczony
Severus obserwował, jak młody jastrząb pełza w górę jego ramienia i kuli się w
zgięciu jego łokcia.
Severus
łagodnie uniósł drugą rękę i podrapał ptaka w tył głowy.
- Jesteś
bardzo dziwnym jastrzębiem, wiesz o tym? Żeby tulić się do mnie, ze wszystkich
ludzi. – Jastrząb ukrył głowę w miękkich szatach, fukając cicho.
Mistrz
Eliksirów potrząsnął głową ze zdumieniem. W książce o sokolnictwie nie mówiono
nic o jastrzębiach cierpiących na lęk separacyjny.
- Gdybym
nie wiedział lepiej, powiedziałbym, że miałeś zły sen lub coś w tym stylu. Ale
to śmieszne, jastrzębie nie mają koszmarów. Nie sądzę, że jesteś w stanie
przypominać sobie rzeczy w ten sposób, w końcu jesteś tylko ptakiem, a
większość ptaków nie jest znana ze swojej inteligencji – Au!
Jastrząb
uniósł głowę od ramienia Snape’a i zaskrzeczał z oburzeniem.
- Za co
to było, do diabła? – warknął czarodziej, pocierając uszczypnięcie na ramieniu.
Ptak skubnął go, choć nie na tyle mocno, żeby przerwać skórę.
Nazwałeś mnie głupim! Nie jestem głupi,
miałem tylko zły sen, syknęło sokole.
- Na
litość Merlina, zachowujesz się, jakbym cię obraził. A może jesteś zwyczajnie
głodny?
Jastrząb
kłapnął znacząco dziobem. Oba, niemądry
dupku.
-
Przestań. Jesteś nadwrażliwy – burknął profesor i potarł ręką grzbiet
jastrzębia, wygładzając potargane pióra. – Może nie jesteś takim ptasim
móżdżkiem, hymm? Nie możesz, skoro jesteś moim chowańcem. Zrozum, ze wszystkich
jastrzębi w Brytanii, tylko ja mogłem utknąć z przeczulonym, temperamentnym
podlotkiem, który jest zbyt mądry, jak na ptaka.
Jastrząb
spojrzał mu prosto w oczy i zaskrzeczał.
Pasujemy do siebie.
Severus
poczuł, że kącik jego ust wykrzywia się w górę w niechętnym, krzywym uśmiechu.
- Ach,
podejrzewam, że będziemy się dogadywać. – Przywołał resztę królika, na które
wcześniej rzucił zaklęcie konserwujące i rzucił urok, by pokroić go w małą
kostkę, którą potem nakarmił, kawałeczek po kawałeczku, swojego nowego
zwierzaka.
Ku jego
zaskoczeniu, jastrząb delikatnie brał kawałki z jego dłoni bez przygryzania
jej.
- Huh.
Wygląda na to, że twój poprzedni pan, kimkolwiek był, nauczył cię przynajmniej
niektórych manier.
Tak. Nie zostałem wychowany w stodole, pomyślał czerwono-ogoniasty jastrząb,
rzucając czarodziejowi oburzone spojrzenie, po czym ochoczo wrócił do łykania
swojego obiadu, choć jego część zaczęła się zastanawiać, czym jest stodoła.
Po
wszystkim, Severus pomógł ptakowi wrócić na żerdź, żeby jastrząb mógł wyczyścić
dziób i potrzeć nim o drewno, w jakiś sposób go piłując – było to instynktowne
zachowanie, chroniące przed zarośnięciem dzioba. Ale gdy skończył, jastrząb
jasno się wyraził, że chce usiąść na pięści Severusa, więc Mistrz Eliksirów
zgodził się, pozwalając jastrzębiowi usiąść na swoim ramieniu, podczas gdy on
sam pracował przy biurku, pisząc trzy zestawy listów, dotyczących złego
zachowania Ślizgonów.
Ciche
skrobanie pióra o pergamin było całkiem kojące, więc jastrząb odpłynął, jego
głowa opadła na plamistą pierś i wtulił się w kurtynę czarnych włosów.
Wybaczcie, że tak rzadko cokolwiek publikuję. Ostatnio mam wiele nauki i innych rzeczy na głowie i ciężko mi cokolwiek tłumaczyć czy pisać. Mam nadzieję, że w maju to się zmieni. Zaczynam wtedy praktyki, co oznacza mniejszą ilość kolokwiów i nieco więcej czasu dla siebie ;) Życzcie mi powodzenia, żeby przetrwać ten miesiąc! :D