Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 14 kwietnia 2018

ZS - Rozdział 6 - Szlabany i sny



Mimo nocnego czuwania, Severus zdołał wstać o siódmej trzydzieści. Po wzięciu prysznica i ubraniu się, podał jastrzębiowi kolejne eliksiry i upewnił się, że ptak zje mielonego królika zmieszanego z miodem z miski oraz wypije wodę, po czym wezwał Twixie, by przyniosła mu jego własne śniadanie. Jastrząb i Mistrz Eliksirów jedli w przyjaznej ciszy, po czym Severus założył ptaku kaptur i kazał mu się zdrzemnąć – sam miał niedokończone sprawy, którymi musiał się zająć. Opuścił odpływającego myszołowa i skierował się do biura.
Była ósma trzydzieści, a zostało mu kilka esejów do ocenienia, jak również przygotowanie rozkładu szlabanów, zanim pojawi się trójka złoczyńców. Severus wiedział, że przybędą szybko – nie odważyliby się narażać na jego złość, nie pojawieniem się.
Cała trójka wkroczyła do biura w momencie, gdy zegar wybił dziewiątą, wyglądając, jakby spędzili całą noc całkiem obudzeni w stanie niszczącego nerwy przerażenia. Severus nie miał co do tego wątpliwości, jednak nie czuł do nich współczucia. Mieli szczęście, że był w całkiem niezłym nastroju, dzięki temu, że jastrząb przeżył.
- Siadajcie, panowie – rozkazał lodowato.
Trójka, blada i nieco zielona, opadła na krzesła przed biurkiem niczym kamienie.
Severus wskazał różdżką na drzwi, zatrzasnął je bezdźwięcznie i zamknął na klucz. Machnął nią raz i aktywował osłony dające prywatność. Potem zaczął piętrzyć się nad trzema łobuzami, jak mściwy ptak drapieżny nad zdobyczą, zmuszając ich do wciśnięcia się jak najdalej w ich krzesła.
Jego różdżka zniknęła – przynajmniej tak wydawało się trzem trzęsącym się chłopakom, choć w rzeczywistości Snape wykonał błyskawiczną sztuczkę ręką i wsunął ją do rękawa.
- Więc, panie Malfoy. Uznał pan za dopuszczalne wślizgnięcie się do mojego laboratorium po godzinach i ukradnięcie składników z moich osobistych zbiorów, czy to prawda?
Draco przełknął ciężko, zastanawiając się, jak długo będzie jeszcze członkiem Slytherinu. Albo Hogwartu. Albo ludzkiej rasy, ponieważ Snape był na tyle wściekły, żeby zamordować go samym spojrzeniem.
- Profesorze, to nie był tylko mój pomysł. Crabbe pomyślał, że dobrym pomysłem będzie przygotowanie eliksiru, żeby zrobić żart Weasleyowi, najlepszemu kumplowi Pottera…
- Co masz na myśli, że to był mój pomysł, Malfoy? – krzyknął drugi chłopiec. – To ty byłeś na niego zdenerwowany za to, że powiedział, że twój ojciec liże tyłek Czarnego Pana, nie ja!
Draco spiorunował wzrokiem swojego partnera w zbrodni.
- No i? To ty miałeś książkę, Vince!
- Wystarczy!
Głos Snape’a trzasnął nad nimi jak bicz i wszyscy podskoczyli.
- Tak lub nie. Panie Malfoy, proszę odpowiedzieć na pytanie.
- T-tak, profesorze. A-ale, profesorze, tak naprawdę nie kradliśmy, zamierzaliśmy…
- Oszczędź mi swoje żałosne wymówki, chłopcze! Zostaliście złapani na gorącym uczynku przez moje osłony. To haniebne! Nie tylko jesteście winni kradzieży, ale też naruszenia mojej prywatności oraz celowego zranienia mojego zwierzaka. A może będzie pan utrzymywał, że to też był wypadek, panie Malfoy? – wypluł zirytowany nauczyciel, a jego ciemne oczy błyszczały dziko. – Może to był tylko pech, że wpadł pan na żerdź, mój jastrząb stracił przytomność i nie zauważył pan tego, ponieważ był pan zbyt skoncentrowany na ucieczce z moich kwater, tak?
Draco wiedział, że jest zgubiony.
- P-pana zwierzaka? A-ale nigdy wcześniej nie miał pan żadnego, profesorze…
- A jakie to ma znaczenie? – Severus pochylił się, póki jego nos niemal nie dotknął Malfoya, który wyglądał, jakby miał się zmoczyć – tak potężne było niezadowolenie Snape’a. – Czegoś takiego spodziewałbym się po szaleńczym idiotyzmie Gryfonów, nie członków mojego własnego Domu, którzy powinni lepiej wiedzieć, że nie należy okradać mnie, waszego Opiekuna Domu. Sądziliście, że się nie dowiem? Naprawdę jesteście tak tępi?
Cała trójka potrząsnęła głowami na nie. Nagle Severus odwrócił się, jego dłonie zacisnęły się w pięści i przeszedł całą długość biura, pozornie po to, by w jakiś sposób ochłodzić temperament, gdy w rzeczywistości był znacznie spokojniejszy niż się wydawał. Wciąż był wściekły na trójkę uczniów, ale nie na tyle, by ich udusić.
Pozwolił, by byli dręczeni przez niekończące się trzy minuty, po czym odwrócił się, jego czarne szaty zafalowały imponująco i wskazał w nich jednym palcem.
- Gdybyście byli w innym Domu, panowie, już tego ranka pakowalibyście się i wsiadali do pierwszego pociągu, a wasze kariery w tej szkole byłyby skończone.
Usta Draco otworzyły się.
- Wydaliłby pan nas z powodu żartu?
- Żartu? Żartu? Okradliście swojego Opiekuna Domu, niemal zabiliście mojego chowańca, a ośmielacie się nazwać to żartem? Czymś, co można zamieść pod dywan i o tym zapomnieć? Albo śmiać się na ten temat w dormitorium? – Oczy Snape’a były jak bliźniacze baseny magmy o północy. – Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni, Malfoy!
Crabbe żałował, że nie może przekląć języka Draco za każdym razem, gdy blondyn otwierał usta, głębiej wykopując swój grób.
- Merlinie, Draco, ty dupku, zamknij się, do diabła! – syknął do drugiego chłopca. – Nie chcę dzisiaj umierać.
-Nie ośmieliłby się nas skrzywdzić… nasi ojcowie…
- Zostaną poinformowani o waszej małej eskapadzie, gdy tylko będę w stanie położyć pióro na pergaminie, panowie. Do waszych domów zostaną napisane listy, informujące o waszym haniebnym zachowaniu, które jest sprzeczne z każdym czystokrwistym kodem postępowania. Otrzymają dwa listy, jeden od was i potwierdzający ode mnie.
Nagle Draco stracił swoją wyższość i zaczął skomleć.
- Profesorze Snape, nie! Nie może pan… mój ojciec mnie zabije…
- Proszę, profesorze… - zaczął Goyle. – Pilnowałem tylko drzwi, nawet niczego nie dotknąłem…
- Tchórz! – krzyknął Crabbe. – Nie próbuj wyglądać na cholerne niewiniątko, Greg! – Rzucił wzrokiem na Snape’a. – Proszę pana, niech pan nie karze im mówić…
Snape, choć wiedział doskonale, jak rygorystyczne są kody, których trzymały się rodziny śmierciożerców, nie ustąpił. Normalnie nigdy nie poinformowałby ślizgońskich rodzin o ich złych czynach, woląc zajmować się samodzielnie taką dyscypliną, ale w tym wypadku zrobił wyjątek.
- Powinniście byli o tym pomyśleć, panowie, zanim podążyliście za panem Malfoyem do mojego laboratorium, czyż nie? Ale zamiast tego zachowaliście się jak puchońskie owce i gryfońscy idioci, więc teraz zapłacicie za swoje zachowanie.
- Tak jest – wymamrotali z ponurymi minami Crabbe i Goyle, rzucając Malfoyowi wściekłe spojrzenie.
 - Powtarzam, wszyscy powinniście być wydaleni – w tej instytucji nie tolerujemy złodziejstwa i zanim z wami skończę, będziecie żałować, że nie przełamałem waszych różdżek. Od teraz macie szlaban ze mną, Filchem i Hagridem aż do końca semestru. Będziecie odpracowywać szlabany osobno, pięć wieczorów w tygodniu i będzie zawierał unieważnienie przepustki do Hogsmeade i, w przypadku pana Malfoya, zakaz gry w Quidditcha. – Draco zaskomlał, a Snape to zignorował. – Będziecie odrabiać w następujący sposób – najpierw wyszorujecie i zdezynfekujecie Sowiarnię, bez magii i używając mugolskich rzeczy do czyszczenia – mydła, wody i szczoteczek do zębów – pod nadzorem pana Filcha. Będziecie także pomagali Hagridowi w opiece nad zwierzakami, robiąc wszystko, cokolwiek wam powie, włączając w to przerzucanie obornika i karmienie sklątek tylnowybuchowych, dzięki czemu zrozumiecie, co oznacza odpowiednia opieka nad innym żywym stworzeniem, zamiast pozostawiać go, by uderzył się aż do nieprzytomności – tu Severus wbił w Malfoya ostre jak brzytwa spojrzenie.
- Profesorze, ten cholerny ptak mnie ugryzł! – zawył Draco. – Prawdopodobnie będę miał bliznę na całe życie! – uniósł swój obandażowany palec.
- Oszczędź mi dramatyzmu, chłopcze. Nigdy nie zostałby pan ugryziony, gdyby trzymał się pan z daleka od mojego laboratorium. Jastrząb został sprowokowany, podejrzewam tak jak hipogryf na pana trzecim roku, więc niech pan nie oczekuje ode mnie żadnego współczucia! – warknął Severus. – Pana zachowanie jest niewybaczalne, Malfoy, a tym razem dowie się pan, że pana rodzina nie ochroni pana przed konsekwencjami. Gdyby mój jastrząb zginął, oberwałbym pana ze skóry, zrozumiano?
Draco szybko pokiwał głową, nie będąc w stanie wypowiedzieć słowa, bo spojrzenie Snape’a było okropne.
- Dobrze – warknął Snape. – Będziecie również pracować ze mną przy zbieraniu pewnych rzadkich składników do eliksirów, a kilka z nich wymaga zwierzęcych odchodów, jajników ropuch, oczu raków, dwurzędu i ropy czyrakobulwy. Niektóre mogą wymagać wycieczki lub dwóch do Zakazanego Lasu. Te zadania potrwają do końca semestru. Macie też być w pokoju wspólnym do dziewiątej, żadnych spotkań towarzyskich, ucząc się tylko do zgaśnięcia świateł. Panie Crabbe, ponieważ przynajmniej próbował pan pomóc mojemu zwierzakowi, zamiast zostawić go na pewną śmierć, jak pan Malfoy, zostanie pan zwolniony z kary tydzień wcześniej – to łaska.
- CO? – wrzasnął Draco, nie będąc w stanie się powstrzymać. – To niesprawiedliwe, profesorze!
- Cisza, panie Malfoy! Moja kara nie jest sprawą dyskusyjną. Pan, ponieważ pan wymyślił całą eskapadę i naraził mojego ptaka, będzie służył przez dwa tygodnie jako nieoficjalny skrzat domowy Slytherinu, sprzątając pokój wspólny, dormitoria oraz będzie pan przynosił przedmioty całego Domu, który cały dowie się o pana wyczynie i zobaczymy, czy to nauczy pana szacunku do zasad i prywatności Opiekuna pana Domu. Podczas tego okresu, nie będzie pan widziany, słyszany, ani nikt ze Slytherinu nie będzie z panem rozmawiał. Będzie tak, jakby pan nie istniał. Nie jest pan ponad wszystkimi, panie Malfoy, bez względu na to, czy jest pan synem Lucjusza i moim chrześniakiem. Lepiej szybko się tego naucz.
Przywołał trzy kawałki pergaminu z biurka i podał je chłopcom.
- Oto wasz terminarz szlabanów. Dokładnie się go trzymajcie, bo jeśli spóźnicie się jedną minutę, następnego dnia będziecie odrabiać dodatkową godzinę szlabanu. Dziś wieczorem przynieście mi po zajęciach swoje listy. O ósmej będziemy mieli spotkanie Domu. To wszystko, panowie. Jesteście wolni.
Trójka skarconych chłopców wypadła z biura jak wychłostane szczeniaki, choć gdy tylko drzwi się zamknęły, Snape mógł słyszeć, jak ich głosy podnoszą się w kłótni.
- Mówiłem ci, że nie powinniśmy tego robić – jęczał Goyle.
- Och, wypchaj się, Goyle! – splunął Malfoy.
- A może ty się wypchasz, Malfoy? – warknął Crabbe. – To i tak głównie twoja wina, zarozumiały idioto. Mówiłem ci, żebyś nie dotykał tego jastrzębia! A teraz przez ciebie, mój tata rozerwie mnie na strzępy, gdy wrócę do domu, nie wspominając o tym, co profesor już zrobił!
- Zamknij się, Crabbe! Przynajmniej ty nie musisz grać cholernego skrzata domowego przed całym Domem. Będę miał szczęście, jeśli uda mi się wykonać cały szlaban, bo jeśli wszyscy w Domu się dowiedzą, nie dadzą mi żyć… - jęknął Draco.
Pomimo swojej surowej postawy, Snape był bardzo szanowany przez swoje węże, więc występek Malfoya nie będzie przez nich tolerowany i uznają to za zniewagę honoru ich Opiekuna. Życie Malfoya będzie całkowicie nieprzyjemne, pomyślał z satysfakcją Snape, po czym skończył ocenianie esejów i skierował się do gabinetu dyrektora, by poinformować Dumbledore’a o wymierzonej dyscyplinie, a także przedyskutować z nim możliwy stan psychiczny Pottera.
Jako nauczyciel miał obowiązek poinformować dyrektora o wszelkich podejrzeniach niestabilności psychicznej i depresji, które mogły doprowadzić do samobójstwa ucznia, bez względu na to, czy był Ślizgonem, czy nie, i chociaż nie znosił Pottera, nie mógł zignorować trudnej sytuacji chłopca. Dumbledore musiał być świadom, ale po tym, to, co zrobi z tą informacją, było jego sprawą.
Severus wciąż miał nadzieję, że ten cholerny dzieciak wyjdzie z ukrycia i przestanie doprowadzać szkołę do szaleństwa swoimi wybrykami. Jedynym momentem, gdy widział tak poruszonego dyrektora, było po incydencie z wilkołakiem we Wrzeszczącej Chacie na jego szóstym roku, gdy obawiał się ujawnienia stanu Lupina. Wargi Severusa zacisnęły się, gdy przypomniał sobie, w jaki sposób dyrektor rozczulał się nad losem wilkołaka, nakazując Severusowi trzymać buzię na kłódkę albo ktoś inny może zaryzykować wydalenie. Nie powiedziano ani słowa o bliskiej śmierci Severusa w zębach wspomnianego wilkołaka. Wtedy Severus uświadomił sobie, że ani odrobinę nikogo nie obchodzi – Black, Potter i Pettigrew nie zostali ukarani za swoją złośliwą głupotę, a Dumbledore’a dręczyło tylko to, czy jego drogocenny Gryfon jest bezpieczny. To była kropla przelewająca czarę, rzecz, która rozdarła wrażliwy stan emocjonalny Severusa na kawałki, a gdyby nie Hagrid, Mistrz Eliksirów nie stałby w tym miejscu.
- Kwachy – wymamrotał do kamiennego gargulca, który strzegł schodów do biura dyrektora. Gargulec prześlizgnął się na bok, więc Severus wkroczył na ujawnioną klatkę schodową. Poinformuje Dumbledore’a o swoich podejrzeniach, a potem zajmie się swoimi sprawami – nie było wątpliwości, że Dumbledore nie zignoruje Pottera, swojego ukochanego Złotego Chłopca, w taki sposób, jak kiedyś Snape’a. Nie, gdy Potter wróci z miejsca, gdziekolwiek był, co z pewnością zrobi dziś wieczorem, Dumbledore będzie grał ubóstwiającego dziadka i powita w domu marnotrawnego zbawiciela czarodziejskiego świata z otwartymi ramionami, wciskając mu cytrynowe dropsy, pomyślał kwaśno Severus. Zapewne zorganizuje wspaniałe przyjęcie powitalne, będzie świętować jego powrót i nikt nie powie ani jednego złego słowa na temat tego, że ten cholerny książę piekielnie wszystkich przeraził. Dokładnie jak jego ojciec, Potter nie może zrobić czegoś złego. W przeciwieństwie do mnie, skoro za moje pojedyncze błędziki potępiano mnie cały czas. Podążyłem za Lucjuszem, Averym i Mulciberem przez pragnienie, by w końcu gdzieś należeć, by nie być wyrzutkiem, nie dlatego, że naprawdę kiedykolwiek wierzyłem w te bzdury o czystości krwi. Ale zaoferowali mi coś, czego nikt inny nigdy mi nie dał – miejsce, gdzie mogłem należeć, a tylko sześć miesięcy potem zorientowałem się, że chcieli tylko wykorzystać moje doświadczenie z eliksirami i moją magię, to wszystko. To wtedy dowiedziałem się, że mam tylko jednego prawdziwego przyjaciela, który nigdy mnie nie zdradził, więc poszedłem do Hagrida, wyznałem swój idiotyzm i powiedział mi, żebym porozmawiał z Dumbledorem.
To były początki jego dni jako szpiega, roli, którą grał do dzisiaj. Niewdzięcznie niebezpieczne zadanie, za które nie ma żadnej nagrody poza jedną – zniszczeniem Voldemorta. I jeśli cholerny chłopiec, który przeżył nie osiągnie tego, cel będzie niemal niemożliwy do wypełnienia, pomyślał z irytacją Severus. Zapukał do drzwi biura Dumbledore’a.
- Wejdź, mój chłopcze.
Severus przeszedł przez próg, zastanawiając się, czy dyrektor ma osłony na drzwiach biura, które powiadamiają go, kim jest gość, zanim drzwi zostaną otworzone. Albo to, albo starzec mógł widzieć przez ściany i podczas gdy Dumbledore był potężny, Snape wątpił, czy posiadał takie umiejętności. Wyczuł, że większość uczniów i nauczycieli uważa, że do dyrektora pasuje zmysł jasnowidzenia. Ale Severus wiedział, że to założenie było kłamstwem, inaczej wiedziałby, jak przygnębiony i samotny był Snape, gdy miał szesnaście lat, jak Potter teraz. Dumbledore mógł być mądry, ale Snape dawno przestał wielbić ziemię, po której starzec kroczył.
- Ach, Severus. Czy jest coś, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać?
Severus skinął głową, myśląc: oczywiście, w innym wypadku, dlaczego miałbym tu być?
- Tak. Po pierwsze przyszedłem cię poinformować, że trójka członków mojego Domu będzie odrabiała przygotowawczy szlaban ze mną, Filchem i Hagridem. – Potem przeszedł do opisywania tego, na czym zostali złapani i kim byli. Zgodnie z przewidywaniami, dyrektor wydawał się całkiem zadowolony tym, że Severus znalazł zwierzaka.
- To bardzo dobrze, mój chłopcze. Zawsze mówiłem, że potrzebujesz chowańca, który by ci towarzyszył. Zbyt długo byłeś samotny, Severusie.
Bycie samemu jest bezpieczniejsze, Snape zmarszczył brwi, ale tylko skinął głową.
- Jest jeszcze jedna sprawa, którą musimy przedyskutować, dyrektorze. Odnośnie twojej zaginionej gwiazdy.
Albus usiadł bardziej prosto, a jego mgliste spojrzenie zostało zastąpione skupionym i pełnym nadziei.
- Odkryłeś, gdzie jest Harry? Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?
Ponieważ Potter nie powinien być jedynym uczniem, o którego się martwisz, Mistrz Eliksirów musiał przygryźć wargę, by powstrzymać się od warknięcia. Jest jeszcze dwustu dziewięćdziesięciu dziewięciu innych.
- Nie, Albusie, nie odkryłem, gdzie ukrywa się ten nieszczęsny bachor. Zamiast tego przyszedłem do ciebie z teorią, dlaczego Potter zniknął. Hagrid ostatnio poinformował mnie, że zauważył, że Potter wydaje się nieco przygnębiony i zdenerwowany po powrocie z wakacji.
- Harry? Przygnębiony? – Brwi Dumbledore’a uniosły się aż po linię włosów. – Nie zauważyłem.
Ani nie zauważysz, ponieważ jesteś zbyt zajęty planowaniem następnych ruchów w grze, zamiast jej kawałkami, pomyślał kwaśno Severus.
- Hagrid rozpoznał objawy. Ja także – powiedział bez ogródek. – Zachowanie Pottera raptownie zmieniło się od początku semestru.
- Tak, powiedziałeś, że zachowywał się na twoich zajęciach.
- To wielka anomalia.
- No już, Severusie, chłopiec wie, jak się zachowywać, zwyczajnie nie wiesz, jak na to zareagować – zaczął Dumbledore.
- Albus, jest różnica między świadomym wyborem, by się zachowywać a apatią. Potter unikał też przyjaciół – oświadczył Severus. Nie mógł uwierzyć, że Albus jest tak niepamiętny. Szybko wyszczególnił inne ostrzegające objawy, jak również fakt, że Potter nie pojawił się do teraz w wieży Gryffindoru.
- Ale uważasz, że jest gdzieś na błoniach?
- Tylko to jest logiczne. Mógł iść tylko do Hogsmeade, ponieważ jest zbyt młody na aportację, nawet
jeśli osłony zostały zdjęte. Jego miotła wciąż jest w jego posiadaniu, więc nigdzie nie odleciał.
- Co sądzisz o porwaniu?
- Możliwe, choć Potter jest tak irytujący, że nikt nie wytrzymał z nim przez więcej niż dwie godziny – powiedział Severus lekceważąco. – I zanim to zasugerujesz, nie, śmierciożercy go nie mają. To bym wiedział.
- Więc dlaczego nie wrócił?
- Nie jestem w stanie zrozumieć powodów, dlaczego tak hormonalny nastolatek, jak Potter, robi różne rzeczy. Chciałem tylko, żebyś był świadom faktu, że Potter może być niestabilny emocjonalnie. – Wstał, obowiązek wykonany.
- Masz ochotę na herbatę? Cytrynowego dropsa?
- Nie, dziękuję. Muszę już iść, dyrektorze. Mój zwierzak potrzebuje mojej uwagi. Dobrego dnia.
Wypadł z pokoju, zostawiając raczej zszokowanego Albusa Dumbledore’a, który zastanawiał się, czy jego nauczyciel eliksirów ma rację w ocenie swojego najmniej lubianego ucznia.
Ale Snape nie poszedł natychmiastowo do swoich kwater, a zamiast tego skierował się do Hagrida, by poinformować gajowego, że Potter wciąż się ukrywa, jak również zobaczyć, czy wielkolud będzie chętny do opieki nad jastrzębiem, choć bardzo bolało go oddawanie ptaka.
Hagrid był wyraźnie zaniepokojony nieobecnością Pottera, a próbując uspokoić nerwy, Severus po raz kolejny wykonał serię czarów lokalizujących i wykrywających z takim samym rezultatem jak wcześniej.
Hagrid potrząsnął głową.
- Po prostu tego nie rozumiem. Dlaczego zwyczajnie nie wróci?
- Może pokłócił się z Weasley i Granger albo o Granger, i się dąsa – rzucił Snape. To byłoby podobne do Pottera – dąsanie się jak czterolatek o dziewczynę, tak jak jego ojciec walczył o Lily, bez względu na swoją godność.
Hagrid potrząsnął głową.
- No nie wiem, Severusie. To zwyczajnie nie podobne do Harry’ego.
- Pff! Może i tak jest, ale mam do ciebie inną prośbę. – Opowiedział Hagridowi o kryzysie jastrzębia, który miał miejsce zeszłej nocy i jego obawach związanych z tym, czy jest w stanie troszczyć się o zwierzaka. – Ja nie… nie chcę, żeby był zmuszony, a z moim obecnym harmonogramem zajęć… jak również innymi obowiązkami… może nie jest ze mną bezpieczny.
Hagrid spojrzał uważnie na drugiego mężczyznę, wyczuwając wewnętrzną walkę Mistrza Eliksirów – tęsknota za towarzyszem walczyła ze strachem, że kolejna rzecz, którą kochał, zostanie mu odebrana.
- Jesteś pewny, że tego chcesz, psorze? Do teraz dobrze się nim zajmowałeś. Tak dobrze, jak ja bym to robił.
- Nie chodzi o to, czego ja chcę, tylko o to, co jest najlepsze – powiedział Severus, starając się utrzymać swoją powierzchowność.
- A najlepsze dla ciebie to samotność?
- Wiesz, jaki jestem, Hagridzie. Gdy następnym razem zostanę wezwany, nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek słabości albo…
- Severusie, dbanie o inne stworzenie nie jest słabością. W przyjaźni jest wielka siła, nieważne czy chodzi o człowieka czy stworzenie. I jeśli zostaniesz wezwany, zajmę się twoim jastrzębiem do twojego powrotu.
- Byłoby lepiej, gdybyś go wziął.
Ale Hagrid potrząsnął stanowczo głową.
- Jeśli ponownie uratowałeś mu życie, psorze, jest do ciebie przywiązany. Nawet gdybym chciał, nigdy nie będzie ze mną szczęśliwy. Będzie usychał za tobą z tęsknoty, a to nie będzie dobre dla jego powrotu do zdrowia. On cię potrzebuje – dodał miękko. – Zaryzykuj ponownie, Severusie. On cię nie zostawi, jastrzębie są na zawsze lojalne.
Severus zacisnął wargi w wąską linię, nagle podniósł się z krzesła przy stole gajowego i przeszedł przez jednopokojową chatkę. Czy Hagrid miał rację? Jeśli jastrząb się do niego przywiązał, jak zakładał gajowy, byłoby okrutne odmawiać ptakowi wyboru. Nieszczęśliwy zwierzak nie będzie zdrowiał i może nawet umrzeć z tęsknoty – niektóre ptaki mogły życzyć sobie własnej śmierci, a Severus nie po to spędził całą noc walcząc ze śmiercią, tylko po to, by jastrząb sam się zniszczył.
Jakoś podczas tej długiej nocy, jastrząb zdołał prześlizgnąć się przez jego ostrożnie ustawione bariery i dotknął jego serca – serca, które sądził, że jest martwe i wypalone dawno temu przy grobie pewnej rudowłosej czarownicy. I choć każdy instynkt krzyczał do niego, żeby wypuścić jastrzębia, żeby zaangażowanie pozostawiło go bezbronnego, dając przeciwnikom broń przeciwko niemu – nie mógł tego zrobić. Mimo że nie chciał tego przyznać, Hagrid miał rację. Jastrząb go potrzebował, a on potrzebował jastrzębia. Jesteś głupcem, Severusie! Głupim, sentymentalnym głupcem!, zbeształa go zjadliwie pewna część jego umysłu.
Mimo że przeklął się za słuchanie odruchu jego samotnego serca, odwrócił się do Hagrida i skinął powoli głową.
- W porządku. Jastrząb zostaje. Na razie.
Broda Hagrida rozdzieliła się w autentycznym uśmiechu zadowolenia i mężczyzna poklepał chudego czarodzieja tak mocno po plecach niemal sprawiło, że Snape prawie uderzył w stół.
- No to się cieszę, Severusie! Nie pożałujesz tego. Zaufaj mi.
Snape ukrył skrzywienie i prychnął. Niech cię, Hagridzie! Ale wewnętrznie mały kawałek jego serca radował się.
W międzyczasie jastrząb, który kiedyś był Harrym Potterem odpłynął i śnił na wygodnej żerdzi w kwaterach Mistrza Eliksirów. Eliksir Uspokajający, który Severus tego ranka podał ptakowi przed wyjściem służył, by wysłać ptaka w dziwny podobny do snu stan, choć zamiast zwykłych jastrzębich snów – wznoszenia się w powietrze, opadania na jakiegoś pechowego gryzonia albo pożerania smacznego zająca, przemieniony czarodziej śnił o tym, co kiedyś się wydarzyło.
- Chłopcze! Podnieś swój leniwy tyłek i zacznij robić śniadanie! Muszę uczestniczyć w spotkaniu Kobiecego Doradztwa! – zawołała piskliwym głosem kobieta o wychudzonej twarzy, więc drgnął w swoim ubitym, mrocznym gnieździe i zmrużył oczy, gdy drzwi do komórki zostały otwarte. – Wstawaj i rusz się, leniwy bachorze! Chyba że chcesz, żeby wuj cię do tego przekonał?
- Już idę, ciociu Petuniu!
I wyskoczył, niemal uderzając głową o framugę drzwi, by wpaść do kuchni i zacząć codzienną rutynę obowiązków.
Potem scena zniknęła i została zastąpiona inną.
- Harry, jeszcze nie skończyłeś swojego zadania? – zapytała mała dziewczyna o krzaczastych włosach, jej twarz była ściągnięta dezaprobatą. – Esej dla Snape’a jest na jutro, a nie napisałeś ani stopy.
- Ach, przestań, Hermiono – nakazał wysoki rudzielec. – Bez względu na to, czy go zrobi czy nie, Snape da mu za niego zero, tłusto włosy długonosy dupek.
- Niekoniecznie, Rolandzie. Gdybyście obaj dokładali więcej wysiłku w swoje zadania, zamiast lenić się i rozmawiać obsesyjnie o Quidditchu, może profesor Snape P od czasu do czasu.
- Och, dobra. Jakby to kiedykolwiek miało się stać. Snape oceniający sprawiedliwie Gryfonów. Snape musiałby zmienić się mózgami z normalną osobą, żeby to się kiedykolwiek stało. Albo zmienić tą bryłę lodu w jego piersi na prawdziwe serce – zadrwił Ron.
Hermiona sapnęła.
- Rolandzie Weasley! Jak możesz tak mówić?
- Ponieważ to prawda. Czasami zastanawiam się, czy w ogóle jest człowiekiem…
Jastrząb poruszył się niespokojnie. A co ze mną? Czym ja jestem?
Nagle scena znów się zmieniła, a tym razem usłyszał zimny, syczący głos, nakazujący:
- Zabij niepotrzebnego!
- NIE!
Ale było zbyt późno.
- Avada Kedavra!
Zielone światło wybuchło i uderzyło w pierś oszołomionego Cedrica, po czym chłopak upadał, upadł na ziemię, jego oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem.
- Nie! Cedric!
Jastrząb rzucił się na żerdzi, wydając ostre, pełne lamentu, dźwięki.
- Krwi wroga, odebrana siłą.
I poczuł ostre szarpnięcie sztyletu, przecinającego jego ciało, a krew skapała do kamiennej misy, podczas gdy wszyscy wokół niego, ciemne postacie w ohydnych, pobielanych żelaznych maskach obserwowały i śmiały się kpiąco.
Walczył, ale liny wiązały go, był bezradny, odrzucił głowę i krzyknął…
Kree-eear!
Jastrząb obudził się, trzęsąc się ze strachu przed jakąś bezimienną grozą, jego bursztynowe oczy zakręciły się w oczodołach. Co dziwne, ciemność, która wcześniej go pocieszała, teraz sprawiła, że czuł się nieswojo, więc uniósł szpon, próbując zdjąć kaptur. Muszę widzieć!
Jego szpony poszarpały skórę, ale kaptur był dobrze zapięty i nie chciał zejść. Ciche odgłosy wydobyły się z młodego jastrzębia, podczas gdy jego pazury chwytały za zaczarowaną skórę.
Taki widok napotkał Severus, gdy wrócił od Hagrida po obowiązkowej filiżance herbaty i bułeczce jagodowej.
Przez chwilę, czarodziej patrzył na to z niedowierzaniem, po czym ruszył, by uspokoić poruszonego ptaka.
- Spokojnie, już spokojnie. Co jest nie tak?
Jastrząb rozluźnił się nieco, słysząc znajome ciche stąpanie i jedwabisty głos. Porzucił drapanie kaptura i odwrócił się w kierunku głosu Mistrza Eliksirów.
- Odpręż się. Nigdy wcześniej nie walczyłeś z kapturem – uspokajał go wysoki mężczyzna, delikatnie gładząc jastrzębia i odpinając kaptur.
Jasne, bursztynowe oczy zaczęły się w niego wpatrywać. Jastrząb wydawał się czuć ulgę… jeśli takie wrażenie mogło się zobaczyć w ptasich oczach.
Znowu widzę, dzięki Merlinowi!, pomyślał jastrząb i z jakiegoś powodu od razu poczuł się lepiej.
Severus wciągnął rękawicę, która spoczywała na haku poniżej żerdzi, rozwiązał linki i zacmokał językiem.
- Zachowujesz się jak zaskoczony zając. Co się, do licha, z tobą dzieje? – Wyciągnął nadgarstek i jastrząb wszedł na niego.
Przerażenie. Zielone światło. I Cedric… umierający…
Zaskoczony Severus obserwował, jak młody jastrząb pełza w górę jego ramienia i kuli się w zgięciu jego łokcia.
Severus łagodnie uniósł drugą rękę i podrapał ptaka w tył głowy.
- Jesteś bardzo dziwnym jastrzębiem, wiesz o tym? Żeby tulić się do mnie, ze wszystkich ludzi. – Jastrząb ukrył głowę w miękkich szatach, fukając cicho.
Mistrz Eliksirów potrząsnął głową ze zdumieniem. W książce o sokolnictwie nie mówiono nic o jastrzębiach cierpiących na lęk separacyjny.
- Gdybym nie wiedział lepiej, powiedziałbym, że miałeś zły sen lub coś w tym stylu. Ale to śmieszne, jastrzębie nie mają koszmarów. Nie sądzę, że jesteś w stanie przypominać sobie rzeczy w ten sposób, w końcu jesteś tylko ptakiem, a większość ptaków nie jest znana ze swojej inteligencji – Au!
Jastrząb uniósł głowę od ramienia Snape’a i zaskrzeczał z oburzeniem.
- Za co to było, do diabła? – warknął czarodziej, pocierając uszczypnięcie na ramieniu. Ptak skubnął go, choć nie na tyle mocno, żeby przerwać skórę.
Nazwałeś mnie głupim! Nie jestem głupi, miałem tylko zły sen, syknęło sokole.
- Na litość Merlina, zachowujesz się, jakbym cię obraził. A może jesteś zwyczajnie głodny?
Jastrząb kłapnął znacząco dziobem. Oba, niemądry dupku.
- Przestań. Jesteś nadwrażliwy – burknął profesor i potarł ręką grzbiet jastrzębia, wygładzając potargane pióra. – Może nie jesteś takim ptasim móżdżkiem, hymm? Nie możesz, skoro jesteś moim chowańcem. Zrozum, ze wszystkich jastrzębi w Brytanii, tylko ja mogłem utknąć z przeczulonym, temperamentnym podlotkiem, który jest zbyt mądry, jak na ptaka.
Jastrząb spojrzał mu prosto w oczy i zaskrzeczał.
Pasujemy do siebie.
Severus poczuł, że kącik jego ust wykrzywia się w górę w niechętnym, krzywym uśmiechu.
- Ach, podejrzewam, że będziemy się dogadywać. – Przywołał resztę królika, na które wcześniej rzucił zaklęcie konserwujące i rzucił urok, by pokroić go w małą kostkę, którą potem nakarmił, kawałeczek po kawałeczku, swojego nowego zwierzaka.
Ku jego zaskoczeniu, jastrząb delikatnie brał kawałki z jego dłoni bez przygryzania jej.
- Huh. Wygląda na to, że twój poprzedni pan, kimkolwiek był, nauczył cię przynajmniej niektórych manier.
Tak. Nie zostałem wychowany w stodole, pomyślał czerwono-ogoniasty jastrząb, rzucając czarodziejowi oburzone spojrzenie, po czym ochoczo wrócił do łykania swojego obiadu, choć jego część zaczęła się zastanawiać, czym jest stodoła.
Po wszystkim, Severus pomógł ptakowi wrócić na żerdź, żeby jastrząb mógł wyczyścić dziób i potrzeć nim o drewno, w jakiś sposób go piłując – było to instynktowne zachowanie, chroniące przed zarośnięciem dzioba. Ale gdy skończył, jastrząb jasno się wyraził, że chce usiąść na pięści Severusa, więc Mistrz Eliksirów zgodził się, pozwalając jastrzębiowi usiąść na swoim ramieniu, podczas gdy on sam pracował przy biurku, pisząc trzy zestawy listów, dotyczących złego zachowania Ślizgonów.
Ciche skrobanie pióra o pergamin było całkiem kojące, więc jastrząb odpłynął, jego głowa opadła na plamistą pierś i wtulił się w kurtynę czarnych włosów.


Wybaczcie, że tak rzadko cokolwiek publikuję. Ostatnio mam wiele nauki i innych rzeczy na głowie i ciężko mi cokolwiek tłumaczyć czy pisać. Mam nadzieję, że w maju to się zmieni. Zaczynam wtedy praktyki, co oznacza mniejszą ilość kolokwiów i nieco więcej czasu dla siebie ;) Życzcie mi powodzenia, żeby przetrwać ten miesiąc! :D

4 komentarze:

  1. Witam.Twoje FF są świetne,pisane ładnie i super.Czekam na nie zawsze.To opowiadanie jak dla mnie jest najlepsze.
    Niestety masz problem z rozróżniania płci bohaterow.W gabinecie prof.Sneipa siedzi trzech chłopców ,nie trojka. Trójka to są dwie dziewczyny i chłopak lub dwóch chłopaków i dziewczyna.Chłopcy,mężczyźni to zawsze trzej,dziewczęta to trzy,pary mieszane (grupy mieszane)to trójka właśnie.
    A w rozmowie z uczniami prof.Snape "stoi nad nimi jak kat nad dobrą duszą" ewentualnie,bo "piętrzyc" to można przed kimś kłopoty.
    Niestety dużo autorów nie rożnia płci postaci a to jednak uwiera.
    Przepraszam za tak długą pogadanek ale chcę abyś pisała bez podstawowych błędów stylistycznych.
    W sumie jestem pełna podziwu dla Twojej weny twórczej.Regularnie dodawanych części. Pisz dalej,naprawdę czekam na następne cześci.A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za radę, postaram się przykładać więcej uwagi do liczebników zbiorowych, bo więcej osób już wytknęło mi ten błąd ;)
      Chcę jeszcze tylko naprostować, że nie "piszę" tego opowiadania, tylko je tłumaczę ;)
      Pozdrawiam i dziękuję szczerze za komentarz,
      Ginger :D

      Usuń
  2. hej jesteś i publikujesz hurra rozdział cudo zwłaszcza dwa wątki besztanie włamywaczy szczególnie Draco (po przeczytaniu poprzedniego rozdziału zastanawiała się którą część zamku będą czyścić szczoteczkami:) sowiarnia o fuj (odchody ptaków są ohydne i okropnie śmierdzą wiem z doświadczeń z kurami i ich odchodami ale to inna historia) drugi wątek to Severus i sokół i "rozmowa" zachowanie Severus'a cudowne a i wisienka no torcie tego opowiadania czyli Hagrid tak on często pomijany w opowiadaniach lub niemarginalizowany w tym opowiadaniu jest wspaniały i taki jak go sobie zawsze wyobrażalnym. Bardzo dziękuje za tłumaczenie skup się na studiach poczekam na kolejne rozdziały wiem jak to jest też studiowałam życzę ci powodzenia spokoju cierpliwości i uśmiechu na co dzień pozdrawiam Gosia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, o tak te kary... naprawdę... Malfloy skrzatem domowym bosko no i Crabbe za pomoc ptakowi, złagodzonie kary... och severusie masz bardzo mądrego ptaka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń