Hagrid
właśnie skończył robić filiżankę herbaty – pomyślał, że mógłby jedną wypić po
usłyszeniu plotek, które krążyły po zamku tego popołudnia. Poszedł, by zanieść
Filchowi tygodniowy zapas suszonych mięsnych przekąsek dla sów w Sowiarni –
zrobił dla nich specjalne z mięsa jelenia, królika i ptaków, które upolował w
lesie. Drapieżniki je uwielbiały, a Hagrid czuł się szczęśliwy, mogąc je karmić
czymś, co im się podobało. Dobrze nakarmiona sowa była szczęśliwą sową, a
szczęśliwa sowa natychmiastowo dostarczała pocztę. Więc w najlepszym interesie
wszystkich było zadowalanie sów.
Powiedział
wiele z tego Crabbe’owi, Goyle’owi i Malfoyowi, gdy mieli z nim szlaban, choć
nie był pewny, czy Malfoy i Goyle przyswoili lekcję. Crabbe owszem, widział
zrozumienie w oczach chłopaka. Zanotował sobie, by powiedzieć Severusowi, że
przynajmniej jeden z jego Ślizgonów czegoś się nauczył. Może chłopakowi dobrze
zrobi, jeśli kontynuuje z nim lekcję – przydałby mu się pomocnik, bo zawsze
było wiele zwierząt, które potrzebowały uleczenia niż mógł nadążyć.
Ale
spodziewał się pojawienia Snape’a w każdej chwili, biorąc pod uwagę plotki,
które usłyszał o straconym chowańcu, które mówiły, że okazał się nim być Harry
Potter w animagicznej formie. Hagrid wiedział, że byłby to wielki cios dla
Severusa, który dość blisko związał się z jastrzębiem. Tak, prędzej czy później tu przyjdzie. Ale Hagrid nie mógł
powstrzymać uczucia ulgi na myśl, że Harry był bezpieczny, cały i tam, gdzie
powinien być. Spodziewał się, że również Harry wkrótce się pojawi – wiedział,
że chłopak kocha jego herbatki i bułeczki, które skrzaty upiekły mu tego samego
popołudnia.
Ale
najwyraźniej, według Hermiony, Harry był zajęty uczeniem się, z czego Hagrid
się ucieszył, ponieważ przez pewien czas, Harry zaczął przejmować nonszalanckie
nastawienie ojca do nauki, a Hagrid zwykł widzieć go częściej na boisku niż w
zamku. Może Harry zaczął rozwijać nowe nawyki w kwestii nauki, dokładnie jak
jego matka. Lily zawsze uważała, że najpierw powinna być praca, a potem zabawa,
jak Severus, choć była jedną z niewielu osób, które przekonały Severusa, że ma
pełne prawo do zabawy, że nie musi cały czas pracować. Była też jedną z niewielu
osób, która sprawiła, że Severus się uśmiechał i śmiał. Hagrid pomyślał
smętnie. Zastanowił się, czy również jej syn odziedziczył ten talent po niej?
Freedom
z pewnością niejednokrotnie wywołał u Severusa uśmiech. Teraz jednak miał tylko
nadzieję, że to wciąż było aktualne. Harry miał w sobie wiele miłości i po
prostu potrzebował kogoś, kto byłby chętny przyjąć tą miłość. A Severus
potrzebował kogoś, kto pokazałby mu, że
jest wart bycia kochanym, ponieważ rozwinął problem z pewnością siebie z powodu
surowego ojca i krytycznego traktowania. I to było coś, z czego zdał sobie
sprawę tylko Hagrid – dowiedział się tego podczas tygodnia, gdy pomagał
Snape’owi wrócić do zdrowia, gdy ten miał szesnaście lat. Snape dobrze ukrywał
swoją wrażliwość pod ostrym językiem, temperamentem i maską nieczułego
Ślizgona, ale jeśli uda się spojrzeć ponad to (co nie było tak łatwe), dało się
ponownie dostrzec skrępowanego szesnastolatka, chcącego przyjaźni, jednak nie
wiedzącego, jak o nią poprosić lub jak ją naprawić, gdy coś poszło źle.
Rozległo
się pukanie do drzwi, więc Hagrid wstał, by je otworzyć.
-
Cześć, Severusie. Przyszedłeś na herbatę?
Twarz
Snape’a była ściągnięta, ale skinął głową i wszedł do chatki.
-
Przyszedłem ci to oddać – powiedział, wyciągając wyposażenie sokolnicze. –
Zakładam, że słyszałeś, że mój… chowaniec już dłużej ze mną nie jest?
Hagrid
obdarzył go dość smutnym spojrzeniem, przyjmując torbę i kładąc ją w kącie
blisko paleniska.
-
Tak. Słyszałem, że Freedom to tak naprawdę Harry. Że jest animagiem.
Snape
skinął głową, zaciskając zęby.
-
To prawda. Niezarejestrowanym animagiem, dokładnie jak jego cholerny ojciec!
Hagrid
zakaszlał.
-
Cóż, nie dokładnie. James był jeleniem.
Severus
skrzywił się.
-
Wiesz, o co mi chodzi. Oszukał mnie.
-
Wiem, że to trudne, Sev, gdy traci się coś, na czym bardzo nam zależało. Ale
może to nie jest strata, chłopaku.
-
Co masz na myśli, Hagrid? – zapytał ostro Snape, przyjmując od mężczyzny
filiżankę herbaty i dodając mleka i dwie kostki cukru. – Freedom odszedł i
nigdy nie wróci. W rzeczywistości, nigdy nie istniał. To był tylko Potter. Syn
Jamesa w formie jastrzębia.
-
Severusie, posłuchaj, co mówisz. Harry jest również synem Lily, pamiętasz?
-
Jak mógłbym zapomnieć? Ma jej oczy.
-
Ma więcej z niej, niż ci się wydaje. Jest cichy i troszczy się o tych, którzy
tego potrzebują.
-
Ach, tak, Święty Potter! – zaszydził Mistrz Eliksirów. – Otoczony czcią przez
samo imię. Zdradził i oszukał mnie, a ty szukasz każdego możliwego sposobu,
żeby go usprawiedliwić.
-
Severusie Snape! – powiedział surowo Hagrid. – Posłuchaj się. Brzmisz jak jeden
ze swoich uczniów, a nie dorosły profesor! Ucisz ten swój język, chłopaku, i
choć raz mnie posłuchaj. – Spojrzał na drugiego mężczyznę z niezwykłą
dezaprobatą.
Severus
skrzywił się. Nie słyszał tego tonu u Hagrida od ponad piętnastu lat, a wciąż
miał w sobie siłę, by poczuł się zawstydzony jak pierwszak.
-
Ja… przepraszam, Hagridzie. To nie na ciebie jestem zły. – Jego przeprosiny były
pełne niezręczności, gdyż nie był przyzwyczajony do przepraszania. W
rzeczywistości, w całym jego życiu istniały trzy osoby, które kiedykolwiek
przeprosił – jego matka, Lily i Hagrid. Tylko ich prawdziwie szanował.
-
Tak, wiem. Jesteś zły na siebie, że znów dopuściłeś kogoś zbyt blisko siebie. I
jesteś zły na Harry’ego, że nie był tym, kim ci się wydawało, że jest. Prawda?
-
Tak. Freedom był… był dobrym towarzyszem. Nigdy nie spodziewałem się… gdy
przemienił się tuż przede mną i tą suką w biurze… nie mogłem tego zrozumieć,
nie na początku… a potem odkryłem, że bachor przez cały czas nas oszukiwał… -
Severus zadrżał. – Oczekujesz, że jak się będę czuł, Hagridzie? Zrobił ze mnie
głupca!
-
Wiem, że to zobaczyłeś w pierwszej chwili, Severusie. I mógłbyś mieć rację,
gdyby był to James zamiast Harry’ego. Ale zapominasz, Sev, że Harry nie jest swoim ojcem.
-
Oczywiście, że nie zapominam!
-
Ależ tak, chłopaku, ponieważ myślisz, że Harry zachowuje się tak, jak się
zachowuje, ponieważ jest synem Jamesa. Tylko że on nigdy nie poznał swojego
ojca, więc jego zachowanie nie jest jamesowe, tylko robi wszystko ze swoich
własnych powódek. Czy rozumiesz, o czym mówię?
Severus
milczał przez chwilę, zastanawiając się nad słowami Hagrida.
Jego
mentor był sprytny – wiedział, że najlepszym sposobem dla Severusa, żeby uznał
prawdę było spokojne przestawienie sprawy i pozwolenie mu na wyciągnięcie
własnych wniosków. Severus nie lubił być zmuszany do wyrażania opinii i stawał
się tylko bardziej uparty, jeśli wciskało mu się na siłę poglądy go gardła. W
taki sposób Dumbledore radził sobie z Severusem w przeszłości i to dlatego
Severus niechętnie udał mężczyźnie i zawsze patrzył na jego nakazy z
podejrzliwością.
-
Mówisz, że tworzę projekcję czynów i nastawienia Jamesa oraz wkładam je w jego
syna.
Hagrid
skinął głową.
-
Tak. Dokładnie. Pozwól, że o coś cię spytam. Kiedy byłeś w tym biurze i
Umbridge nakazała Aurorom cię aresztować, co zrobił Freedom?
Severus
pomyślał nad tym.
-
On… poleciał na nich. Bronił mnie. Nawet… zagroził Umbridge. – Wciąż mógł
słyszeć w głowie wściekły skrzek jastrzębia. Nikt nie skrzywdzi mojego czarodzieja! I nie potrafił powiedzieć,
by Potter nie wiedział, co mówi, ponieważ nawet gdy znów stał się chłopcem,
wciąż przeciwstawiał się złej wiedźmie.
-
Tak. To jest coś, co zrobiłby Harry. Zawsze broni przyjaciół. Dokładnie jak
jego mama.
-
Póki nie zdecydowała, że ten przyjaciel nie jest już dłużej wart ochrony –
powiedział ponuro Severus.
Olbrzym
westchnął.
-
Ach, Severusie. Lily była wściekła, gdy to wszystko ci powiedziała. Wątpię, by
mówiła na poważnie choć połowę rzeczy. Dokładnie tak, jak ty nie zamierzałeś
nazwać jej tą brudną nazwą. Oboje byliście kąpanymi w wodzie głupcami i
pozwalaliście swojej dumie i temperamentowi mówić za was.
-
Tak – przyznał cicho Severus. I boję się,
że ponownie powtórzyłem ten sam błąd. Po raz kolejny rządził mną temperament.
Czy na zawsze jestem skazany na powtarzanie błędów przeszłości?
-
Dlaczego Harry się odmienił?
-
Dlaczego? Ponieważ… w przeciwnym razie oznaczałoby to jego wydalenie.
-
Ale to nie jest jedyny powód, prawda? Co powiedział, gdy się odmienił? –
popędzał Hagrid. No dalej, Severusie,
skończ z tą cholerną upartością, zanim zwiążę cię u sufitu do góry nogami.
Severus
pomyślał o tamtym wieczorze. Kiedy Freedom się przemienił, wycelował różdżką w
Umbridge i powiedział: „Nie dotykaj go, parszywa ropucho! Chcesz wiedzieć,
gdzie jest Harry Potter? Cóż, tu jestem, a jeśli chcesz skrzywdzić Severusa,
musisz najpierw skrzywdzić mnie.”
-
On… zrobił to dla mnie. Umbridge próbowała mnie aresztować z powodu zmyślonych
oskarżeń, a Freedom… wrócił dla mnie.
-
Czy to brzmi jak osoba, której nie obchodzisz? Która chce zrobić z ciebie
głupca?
-
Nie… ale… on wie wszystko, Hagrid. O mojej przeszłości… Czarnym Panie… Lily…
jedno słowo i może zniszczyć wszystko, na co pracowałem…
-
Tak, jak ja, Severusie. Więc dlaczego nie boisz się mnie? – zapytał łagodnie
Hagrid.
Severus
popatrzył na niego.
-
Uratowałeś mi życie. Dwa razy. Gdyby nie ty, byłbym martwy w wieku szesnastu
lat.
-
I ty też go uratowałeś. Dwa razy. A on uratował ciebie. Wtedy powstała więź, Severusie. Sądzę, że powinieneś dać
temu szansę. – Położył swoją dłoń na ręce o długich palcach. – Nie wszyscy z
nas odejdą, wiesz?
Severus
nic nie powiedział, ale jego oczy wwierciły się w drugiego mężczyznę, czujne,
pełne lęku i zranione, jak u tamtego nastolatka. Czy odważę się zaufać? Czy ma rację? Czy Potter… Harry jest kimś więcej
niż swoim ojcem…?
-
No nie wiem. Chyba… może być za późno. Pokłóciliśmy się... Powiedziałem rzeczy,
których nie powinienem był powiedzieć…
Hagrid
uniósł brew.
-
Cóż, chłopaku, w takim razie wiesz, co zrobić, żeby je odwołać. Wystarczą trzy
słowa.
Ale
Snape potrząsnął głową.
-
Nie to.
-
To właśnie powiedziałeś, gdy opowiedziałeś mi o kłótni z Lily. I gdy wróciłeś
od śmierciożerców. Wspomniałeś, że nie zasłużyłeś na wybaczenie, pamiętasz? Ale
się myliłeś. Nie ma nic dość złego, by nie zasłużyć na wybaczenie, póki jesteś
chętny o nie poprosić i zaakceptować. Znam Harry’ego, Severusie. On cię
potrzebuje tak bardzo, jak ty potrzebujesz jego. I jeśli z nim porozmawiasz
tak, jak rozmawiasz ze mną, będzie gotów ci wybaczyć. Nie jest podobny do
Syriusza czy Jamesa, nie trzyma urazy.
-
Powiedział wszystkim, że był moim chowańcem – argumentował Severus, wciąż
przestraszony. – A teraz wszyscy wiedzą, do cholery.
-
No i? To takie złe, Severusie? Że uczniowie wiedzą, że potrafisz pomóc rannemu
jastrzębiowi powrócić do zdrowia?
-
To złe dla mojej przykrywki. Jeśli Jego Mroczność się dowie, że moim chowańcem
był Harry Potter…
Hagrid
zadrżał.
-
Mógłbyś mu nie mówić, że nie wiedziałeś? Że przemieniłeś go z powrotem z powodu
swoich podejrzeń? Znaczy, nikt nie wie, dlaczego się przemienił, poza tobą,
Harrym i Umbridge.
-
Tak, tak przypuszczam. Mógłby w to uwierzyć… a przynajmniej Potter się znalazł.
Ale byłoby lepiej, gdyby chłopak po prostu trzymał gębę na kłódkę w tej sprawie
– burknął Mistrz Eliksirów.
Sięgnął
po bułkę, a jego ramię uderzyło w dzbanek mleka, przewracając go.
Mleko
plusnęło na stół.
-
Cholera! – przeklął Severus i sięgnął do kieszeni po chusteczkę. – Nie wierzę,
że jestem tak niezdarny…
-
Sev, wypadki się zdarzają – uspokoił Hagrid, wstając po szmatkę.
Dłoń
Severusa natrafiła na list, który schował do kieszeni, zamiast na chusteczkę,
której się spodziewał. Huh? Co to?
Wyciągnął. Nie było adresu zwrotnego, tylko jego imię. Wymamrotał kilka zaklęć,
by wykryć nieprzyjemne klątwy i stwierdził, że koperta jest czysta.
Hagrid
otarł rozlane mleko, podczas gdy Severus otworzył kopertę.
W
środku znajdował się pojedynczy arkusz pergaminu.
Severus
rozwinął go i przeczytał następujące:
Drogi profesorze Snape,
Piszę ten list, by coś
wyjaśnić i proszę, żeby najpierw pan go przeczytał, nim wrzuci pan go do
kominka. Wiem, że myśli pan, że powiem wszystkim o pana sekretach, ale
przysięgam na własną magię i grób mojej matki, że NIGDY pana nie zdradzę.
Potrafię zachowywać tajemnice, robiłem to całe moje życie. Pierwszą z nich było
to, że nikt nie wiedział, że jestem magicznym dziwadłem… jednak w każdym razie,
piszę to, żeby panu powiedzieć, że to nie ja powiedziałem wszystkim, że
zostałem ranny i byłem pana chowańcem.
Byłem na obronie i Umbridge
postanowiła wykorzystać mnie jako przedmiot lekcji, jak nie używać magii. ONA
powiedziała klasie, jak stałem się nielegalnym animagiem, zraniłem się, jak
mnie pan znalazł, zadbał o mnie i uczynił swoim chowańcem. Nigdy bym im nie
powiedział – NIGDY! Ron i Hermiona nie wiedzieli aż do tego popołudnia.
Tak bardzo chciałem ją
przekląć, profesorze, za wyciągnięcie czegoś tak prywatnego i zwyczajne
wypaplanie tego całej szkole. Sądzę, że zrobiła to celowo. Przez to mam wielką
ochotę powiedzieć wszystkim, jak przeraźliwie boi się ptaków. Ale nie zniżę się
do jej poziomu.
Proszę pana, proszę mi
uwierzyć. Wiem, że ostatnim razem powiedziałem rzeczy, które były nie na
miejscu i przepraszam. Chcę po prostu, żeby znał pan prawdę, to wszystko.
Z poważaniem,
Harry Potter
Severus
przeczytał to dwa razy, analizując list pod kątem czegoś, co brzmiałoby źle
albo nieprawdziwie. Nic nie znalazł. List był pisany prostym stylem i językiem
piętnastoletniego chłopaka. Piętnastolatka, który nie miał nic do ukrycia,
który był wyraźnie przestraszony, że mu nie uwierzą i który, z jakiegoś
nieznanego powodu, wydawał się szukać aprobaty Mistrza Eliksirów. Który również
był ofiarą tej paskudnej, złośliwej wiedźmy.
Odłożył
list i wymamrotał kilka przekleństw.
Hagrid
spojrzał na niego pytająco.
-
To od Pottera – powiedział mu krótko Severus. – Pisze, że nikomu nie powiedział
o byciu moim chowańcem. To była Umbridge. – Czarne oczy zapłonęły niemal
wulkaniczną intensywnością.
-
Ach. Tak myślałem. Widzisz, że to na nią musisz uważać. Ty i również Harry. Nie
ufam jej tak, że chciałbym ją przekląć, ale wciąż nie mogę używać różdżki.
-
Ufam je jeszcze mniej niż ty, stary przyjacielu.
-
W takim razie czy jesteś skłonny dać Harry’emu drugą szansę? – zachęcił.
Severus
był cicho przez kilka długich minut. Potem powiedział:
-
Pomyślę o tym. Może… źle go oceniam.
Hagrid
rozpoznał, że dumny mężczyzna przyznał się do wielkiego ustępstwa i więcej nie
naciskał. Odniósł dzisiaj małe zwycięstwo. Na razie to wystarczyło.
-
To prawda, Severusie. Poobserwuj chłopca, a może dostrzeżesz coś, co wcześniej
przegapiłeś.
-
Spróbuję. – Wziął bułkę z talerza i zaczął ją jeść.
Hagrid
nalał im drugą filiżankę herbaty i opowiedział Snape’owi o reszcie swojego
dnia, zajmowaniu się zwierzętami i jak pomyślał o tym, że Crabbe mógłby być
dobrym asystentem.
Snape
uniósł na to brew. Nigdy by nie pomyślał, że to Crabbe zostałby pochłonięty
najmocniej przez naukę Hagrida.
-
Jeśli myślisz, że wyniósłby coś z dodatkowych lekcji, Hagridzie, możesz się nim
zająć. Nauczenie go tego, co robisz, może również odwrócić go od ciemności.
Hagrid
rozpromienił się.
-
Dobrze. Jeszcze bułeczki, profesorze?
Snape
machnął ręką na ofertę.
-
Nie. Jeśli zjem za dużo, nie będę w stanie utrzymać swojego wizerunku. Nikt nie
będzie się bał, jeśli będę się toczył po lochach. – Uśmiechnął się ironicznie.
– A teraz naprawdę muszę wrócić do moich testów. – Wstał na nogi, chowając
list. – Dziękuję. Jesteś mądry, Hagridzie, mądrzejszy nawet od Albusa.
Półolbrzym
zarumienił się.
-
Ach, Severusie. Cała moja mądrość pochodzi z uczenia się z moich błędów. Nie
bój się przyznać, gdy się mylisz. Nawet jeśli tylko dla siebie i innych. Jeśli
pożyjesz tak długo, jak ja, też będziesz mądry.
Mistrz
Eliksirów posłał swojemu mentorowi krzywy półuśmiech.
-
Wątpię. Obawiam się, że mój temperament będzie moją zmorą aż do mojej śmierci.
-
Ale przynajmniej wiesz, jak z tym walczyć, Severusie – zauważył mądrze Hagrid.
– Mógłbyś też dać Harry’emu jakieś wskazówki.
Mistrz
Eliksirów prychnął. Jakby chciał je
przyjąć ode mnie. Ale może masz rację. Mimo wszystko, kto da lepszą lekcję
kontroli niż ktoś, kto niemal każdego dnia życia walczy z demonami?
-
Zobaczymy się później, Hagridzie.
Potem
odwrócił się i skierował w stronę zamku, a jego zamaszyste kroki uderzały o
ziemię. Miał wiele rzeczy do przemyślenia.
Wtorek, dzień 6:
Harry
obudził się tego ranka, czując się wycieńczony i wyczerpany. Wiedział, że część
wynika z faktu, że nie spał wiele w nocy. Był w pokoju wspólnym i piekielnie
długo się uczył. Ron zasugerował ponownie grę w czarodziejskie szachy, ale
Harry odmówił, przez co rudzielec zaczerwienił się i wysyczał: „Merlinie,
Harry, zmieniasz się w męskiego klona Hermiony. Za chwilę będziesz przychodził
wcześniej na zajęcia.”
Harry
odłożył wtedy pióro i posłał mu wściekłe spojrzenie na poziomie nauczyciela
eliksirów, jednak o tym nie wiedział.
-
Ron, mógłbyś się, proszę, zamknąć?
Naprawdę myślisz, że chcę się tak
uczyć? Nie tak dokładnie chcę spędzać wolny czas czy przerwy świąteczne, ale
jaki inny mam wybór? Jeśli wszystkiego nie skończę, Umbridge nie zawaha się
złamać mi różdżki. Więc… to oznacza, że muszę się zapracować niemal na śmierć.
Łapiesz? A teraz może pójdziesz zagrać w szachy z bliźniakami. Muszę skończyć
ten cholerny esej z eliksirów.
Wrócił
do pisania różnic między gwiezdnymi strączkami a wróżkowymi fasolkami – nie był
to trudny esej, ale Snape chciał mieć dwie stopy pergaminu, a to oznaczało, że
musiał poszukać więcej różnic, niż przypominał sobie z zajęć. Potarł oczy i
wypił szklankę soku dyniowego, stojącą obok jego łokcia. Nie poszedł spać aż do
około drugiej nad ranem, a potem ponownie śnił o śmierci Cedrica.
Potarł
nadgarstek w miejscu mankietu – był wrażliwy i nieco spuchnięty, a nie
wiedział, co z tym zrobić, więc kontynuował nakładanie niewielkich ilości
szczuroszczeta, gdy tylko mógł. Ale wysypka wciąż wracała i za każdym razem
było gorzej. Nienawidził tego mankietu, ale póki co Umbridge nie wspomniała nic
o zdjęciu go.
Potarł
oczy i zmusił się do wyjścia z łóżka – był zamroczony, miał zapuchnięte oczy i
chciał tylko wrócić do spania na kolejny rok. Spojrzał do swojego tornistra i
skrzywił się ponuro. Pracował bez przerwy przez niemal tydzień, a wyglądało to
tak, jakby nie zrobił nic. To nie było fair! Hermiona miała rację, niemal
niemożliwe było zrobienie tego wszystkiego, rzeczywiście brakowało godzin w
ciągu dnia. Może gdyby po prostu przestał sypiać? Wiedział, że jest eliksir,
który powodował, że nie spało się całą noc – eliksir stymulujący. Może Hermiona
mogłaby go z nim uwarzyć? Albo dla niego?
Ponownie
potarł oczy. Kiedy je otworzył, na jego łóżku siedziała dziwna sowa z małą
kopertą w dziobie.
Harry
wziął ją.
-
Dzięki! – Przywołał smakołyk i nakarmił sowę, która trąciła go dziobem, po czym
odleciała.
Harry
z entuzjazmem otworzył list, natychmiastowo wiedząc, od kogo jest.
Syriusza.
Harry,
Bardzo się cieszę, że nic ci
nie jest. Nawet nie mogę wyrazić, jak bardzo. Kiedy usłyszałem, że zaginąłeś,
niemal oszalałem, zwłaszcza gdy ten stary dureń Dumbledore nie pozwolił mi
szukać cię dłużej po tych kilku pierwszych dniach. Naprawdę, oczekiwał, że będę
siedział na tyłku i nic nie robił! Niemal się cholernie wściekłem, mówię ci. Nienawidzę
być trzymanym w ciasnej klatce. Przypomina mi to o Azkabanie.
Więc jesteś animagiem, co,
dzieciaku? To wspaniałe! Gratuluję! Jesteś nieodrodnym dzieckiem swoich
rodziców, jak James. Odziedziczyłeś jego talent do transmutacji! Nie
wspominając o talencie do miotły oraz jego dobry wygląd. Szczęściarz! Byłby z
ciebie tak dumny, Harry.
Muszę powiedzieć, że byłem
zaskoczony, że Snape naprawdę zajął się tobą, gdy byłeś w formie jastrzębia.
Jakoś Smarkerus nie wydawał mi się typem, który dba o zwierzęta. Bardziej
prawdopodobne mi się wydawało, że użyje ich do swoich eliksirów. Ale cieszę
się, że w końcu zrobił coś dobrego, choć raz.
Co do tego incydentu na
piątym roku ze Snapem, twoim tatą i mną… cóż, mieliśmy piętnaście lat i byliśmy
głupi. Co więcej mogę powiedzieć? Smarkerus zawsze z nami zaczynał, tłusta
gnida. A twój tata popisywał się przed Lily, tak sądzę. Poza tym, nie skrzywdziliśmy
tego małego świrusa. A uwierz mi, chcieliśmy to zrobić po tym, jak nazwał tak
twoją mamę.
James zdołał spuścić nieco z
tonu na siódmym roku, a to w większości dzięki twojej mamie. Dała mu ultimatum
– żadnego więcej przeklinania innych czy żartowania, albo odejdzie i go
zostawi. Twoja mama była jak smok. Wiedzieliśmy wszyscy, że lepiej nie
podchodzić do niej od złej strony. Była szybka w rzucaniu zaklęć i niszczenia
innych ciętym językiem. Jednak nigdy nie zrozumiałem, co takiego widziała w
Snapie. Ach, cóż. Wszyscy popełniamy błędy.
Uważaj na siebie, Harry. Ta
nowa pani dyrektor wydaje się być prawdziwie nikczemnym człowiekiem. Żałuję, że
nie mogę z tobą porozmawiać twarzą w twarz. Nie ma żadnych szans, byś dostał
się do jakiegoś kominka i do mnie zafiukał? Gdybyś mógł, zrób to. Jeśli nie,
nie martw się. Tylko wyślij sowę. Będę kiedy tylko będziesz chciał porozmawiać,
dobrze?
Trzymaj nerwy na wodzy i nie
przejmuj się sumami.
Kocham,
Wąchacz
List
Syriusza w jakiś sposób go pocieszył. Ale to, co powiedział o Snapie wcale mu
nie odpowiadało. Jakim powodem było: mieliśmy
piętnaście lat i byliśmy głupi? Harry skrzywił się. Ja mam piętnaście lat i nigdy bym czegoś takiego innemu nie zrobił –
nawet Malfoyowi, temu zarozumialcowi. Ale to dlatego, że skończyło się moje
prześladowanie od strony Dudleya, Piersa i im podobnych. Jest całkiem inaczej,
gdy jest się lanym każdego dnia.
Zagryzł
dolną wargę. Z tego, co powiedzieli mu Remus i Syriusz, spędzili połowę wolnego
czasu na robieniu ludziom żartów i rzucaniu na Severusa klątw dla zabawy. A
niektóre z ich żartów nie były zbyt zabawne, w przeciwieństwie do Freda i
George’a, którzy postanowili, że celem ich głupich dowcipów będzie każdy, a
efekty nigdy nie trwały dłużej niż godzinę czy dwie. Istniała różnica między
nieszkodliwymi magicznymi żarcikami, a tymi, które Huncwoci wywijali
Severusowi. Wielka różnica i Harry’emu przeszkadzało to, że Syriusz nie
przyznał, że robił cokolwiek złego.
Może
nie wiedział tego jako dzieciak, ale teraz był dorosłym i z pewnością musiał
znać różnicę? To było dziwne, ale Harry nie miał żadnego przyzwoitego dorosłego
wzorca – miał tylko Dudleya i empatię dla innych, a jednak nigdy nie chciał
stać się taki, jak jego kuzyn albo Vernon. Zamiast tego stał się kimś wręcz
odwrotnym.
Harry
zastanowił się, jaki byłby Dudley, gdyby wybrał drogę taką, jak Harry? Czy
zmieniłoby go to na lepsze? A jak by było z Jamesem i Syriuszem? Gdyby poznali
choć ułamek tego, przez co przechodził Snape, czy Syriusz tak szybko wyśmiałby
ten incydent z piątego roku? Albo Wrzeszczącą Chatę? Jakoś Harry w to wątpił.
Nagle
poczuł przebłysk niechęci w kierunku swojego kuzyna, ojca i chrzestnego. Przez
większość dzieciństwa byli uprzywilejowani. Nigdy nie poznali zimna, głodu czy
nieskończonych obowiązków, braku osoby, która by ich przytuliła, czy była z
nich dumna. Nigdy nie nosili używanych ubrań i nie byli nazywani dziwadłami.
Mieli normalne dzieciństwo, a jednak marnowali je na bycie tyranami.
Ja nigdy naprawdę nie byłem
dzieckiem. Nigdy mi nie pozwolono nim być. Razem z Sevem mamy też wiele
wspólnego. Jakiż on musiał mieć za to żal do mojego taty i Syriusza. Mogę to
zrozumieć, ponieważ czasami naprawdę nienawidzę Dudleya za to, że dostawał
wszystko za nic, a ja nigdy nie dostawałem ani odrobiny z tego, bez względu na
to, jak starałem się robić to, co chcieli wuj i ciotka. To naprawdę do bani.
Piętnastolatek
potrząsnął głową – nie było wiele korzyści z przypominania sobie o tamtych
dniach. Szybko nakarmił listem płomienie kominka w pokoju wspólnym, nie chcąc
powtarzać błędu Hermiony. Wyznała mu zeszłego wieczora, że upuściła list od
Syriusza, który rozpoczął szał Umbridge przeciw Snape’owi i doprowadził do
ujawnienia Harry’ego. Była dość skruszona i płakała, że nie chciała, by
profesor Snape został o coś oskarżony przez tą wiedźmę ani aresztowany i nie
chciała też, by Harry został ranny, nawet jeśli naprawdę nie został. Harry
przytulił ją i powiedział, że jej wybacza głupi błąd, gdyż tylko Merlin
wiedział, że popełnił wiele własnych.
Potarł
ręce, po czym wyszedł z pokoju wspólnego i zszedł korytarzem na śniadanie. Choć
raz wstał jako pierwszy ze swoich współlokatorów. Miał dzisiaj podwójne
zaklęcia, opiekę nad magicznymi stworzeniami i podwójną transmutację. Miał
tylko nadzieję, że przetrwa dzień bez drzemki, choć żadna z tych lekcji nie
była w najmniejszym stopniu nudna.
Ale
był tak zmęczony. Czuł się tak, jakby nie spał od miesięcy, a ostatnio, gdy
próbował przywołać swoją magię, żeby rzucić zaklęcie, czuł się… ospały i wolno
reagował. Spojrzał na mankiet na swoim nadgarstku i zastanowił się, czy może to
nie dlatego. Umbridge zapewniła go, że to ogranicza tylko zdolność do
przemiany, ale co, jeśli się myliła? Co jeśli mankiet wpływał na magię też w
inny sposób?
Ziewnął
i pomyślał z żalem, że uczniom nie wolno wypić dobrej, parującej filiżanki
kawy. To by go porządnie obudziło.
Mam nadzieję, że Severus
przeczytał mój list. W innym wypadku na czwartkowych eliksirach będę miał
piekło. Jeśli uda mi się przetrwać dzisiejszy dzień i jutro bez utraty
przytomności.
Reszta
jego Domu wkrótce przybyła na śniadanie i choć początkowo Harry był głodny,
zjadł jeden kęs naleśnika i nagle poczuł odrazę. Odepchnął daleko od siebie
talerz po kilku kolejnych kęsach. Nic już dobrze nie smakowało. Wszystko było
mdłe i niczym trociny. Czy tak było dla wszystkich ani magów? Nigdy nie
widział, by McGonagall traciła apetyt. Może tylko on.
Przy
stole nauczycielskim, Severus obserwował Pottera, choć tak naprawdę to nie
wyglądało i to, co dostrzegł, głęboko go zaniepokoiło. Chłopak wyglądał, jakby
wisiał na włosku, blady, jego twarz ściągnięta i ledwie cokolwiek zjadł. Bez
wątpienia odciskała się na nim presja. Rzucił spojrzenie Minervie. Czy nie
mogłaby zasugerować, by Potterowi pozwolono przejść na jakiś czas półrocze,
póki nie dokończy nadrabiania pracy?
Gdyby
Potter był w Slytherinie, Severus dawałby mu miksturę odżywczą i eliksir
przeciwstresowy wraz z innymi rzeczami. Mógłby jej o tym wspomnieć i mieć
nadzieję, że będzie nalegała, by Potter je zażył. I przespał odpowiednią ilość
godzin.
Muszę też porozmawiać z
chłopcem, ale mój harmonogram jest zapełniony przez następne dwa dni. Mam wolne
w czwartek wieczorem, tak jak Potter. Postaram się go znaleźć i porozmawiać z
nim. Mam tylko nadzieję, że Hagrid miał rację i to nie pogorszy sprawy.
Wtedy
zwrócił się do Minervy i powiedział półgłosem:
-
Minervo, zauważyłaś, że Potter wygląda nieco blado? Apatycznie, na zmęczonego?
Może powinnaś mu dać dawkę lub dwie mikstury odżywczej i eliksiru
przeciwstresowego?
Minerva
wyglądała na zaskoczoną, bo Snape rzadko sugerował środki zaradcze dla uczniów
spoza jego Domu.
-
Tak, sądzę, że to dobry pomysł. Dziękuję, Severusie. Powiedziałabym, ze pan
Potter wziął zbyt wiele na swoje barki.
-
Bez wątpienia. Poślę ci je przez Twixie.
Tego
wieczora McGonagall zawołała Harry’ego do swojego gabinetu i dała mu dwa
eliksiry, pytając go, czy dobrze się czuje.
-
W porządku, profesorze – skłamał gładko Harry. Cóż, może to nie było do końca
kłamstwo, bo czuł się lepiej po dwóch wziętych eliksirach. – Jestem tylko nieco
zestresowany, ale poradzę sobie.
Spojrzała
na niego w zamyśleniu.
-
Jesteś pewny, Potter?
-
Tak, proszę pani. – Podziękował Merlinowi, że to nie Snape go przesłuchiwał, bo
mężczyzna natychmiast zobaczył prawdę przez słabą fasadę. Ale McGonagall nie
była Snapem i ufała, że Harry powie jej, gdy coś się działo, jak zrobiłaby
większość nastolatków. Nie zdawała sobie sprawy, że Harry nie był jak większość
nastolatków i został przeszkolony, jak tłumić wszelkie uczucia bólu i choroby,
już jako małe dziecko, żeby nie być ciężarem dla dorosłych.
-
No dobrze, ale nie zapominaj zjeść jutro śniadania i obiad, czy to jasne?
Potrzebujesz jedzenia, żeby mieć energię do rzucania zaklęć. I chodź do łóżka o
przyzwoitej godzinie, młody człowieku. Nie później niż o jedenastej.
-
Dobrze, pani profesor. – Pójdzie spać o jedenastej, ale obudzi się godzinę
później i będzie uczył, zdecydował.
-
Więc życzę dobrej nocy.
-
Dobranoc. – Pomachał jej, nim wyszedł.
-
A-ale, Harry, przyjmowanie eliksiru stymulującego jest niebezpieczne – spierała
się Hermiona, gdy osaczył ją po tym, jak skończyła zadania domowe w pokoju
wspólnym. – Może być uzależniający i nawet ja ani jednego nie wzięłam.
-
Wiem, ale naprawdę tego potrzebuję.
Musze dokończyć większość nadrabiania pracy. Umiesz go zrobić, Hermiono?
-
Tak, oczywiście, ale Harry… Naprawdę nie sądzę, by to był dobry pomysł. Może
mogłabym pożyczyć ci moje notatki?
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie, nie chcę kopiować od ciebie. Jak długo zajmie wykonanie tej mikstury?
-
Kilka godzin. Mogę go zrobić jutro. Pewnie w lochach numer trzy nie będzie
nikogo, a profesor Snape nie będzie miał zajęć aż do popołudnia.
-
Prawda. Więc uwarzysz go dla mnie?
Brązowowłosa
wiedźma w końcu się zgodziła.
-
Ale zrobię ci tylko jedną fiolkę, Harry, a ty mi musisz obiecać, że ostrożnie
będziesz stosować dawki.
-
Obiecuję. – Posłał jej słodki uśmiech. – Dzięki, Hermiono. Ratujesz mi życie.
Westchnęła.
-
Jakoś w to wątpię. Pójdę i spojrzę na przepis.
Ron
uniósł wzrok znad swojej pracy domowej, gdy czarownica wstała i wyszła z
pomieszczenia.
-
Gdzie ona idzie? Po kolejną książkę z biblioteki?
-
Nie. Zrobić jakieś badania – odpowiedział Harry. – Chcesz mnie przepytać z
wróżbiarstwa, Ron?
-
Pewnie. Wiesz, wróżbiarstwo zrobiło się
dużo łatwiejsze do, uch, zrozumienia, od kiedy Firenzo zaczął nauczać –
zauważył Ron, biorąc przykładowy quiz dla przyjaciela.
-
Mi o tym mówisz. I zauważyłeś, że Umbridge już nie robi tych irytujących
inspekcji?
-
Tak i wiem dlaczego. Ponieważ boi się centaurów. Są półludźmi, a ona ma
pomieszane w głowie, jeśli o nich chodzi. – Ron jeszcze bardziej obniżył głos. –
Bliźniacy mówią, że planują coś wielkiego, żeby doprowadzić ją do szaleństwa,
może na dobre. Ma to coś wspólnego z przenośnym bagnem. I wielką ilością
fajerwerków od Zonka.
Harry
wyszczerzył się.
-
Brzmi fajnie. Może mogliby dodać coś ze skrzydłami, ponieważ inną słabością
Umbridge są… ptaki. Nie może ich znieść.
Nos
Rona drgnął.
-
Powiem moim braciom. Dzięki za radę. – Potem wrócił do pergaminu w swojej
dłoni. – W porządku, jakie są trzy niebiańskie znaki zwiastujące wielką zmianę
lub zamieszanie?
-
Uch… kometa widziana na nocnym niebie, czerwone niebo nocą i… eee…
Środa, dzień 7:
Harry
wracał z zielarstwa, gdy uniósł wzrok znad wiązanego buta i odkrył, że jest
otoczony przez trójkę wyglądających na zdenerwowanych Ślizgonów. Jego dłoń
wsunęła się do kieszeni swoich szat, gdzie trzymał różdżkę, ale jeszcze jej nie
wyjął.
-
Potter, co to był za wielki pomysł, by oszukiwać naszego Opiekuna Domu na bycie
jego chowańcem? – zapytała wściekle wysoka dziewczyna. – Sądzisz, że to było
zabawne?
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie, to nie było zamierzone. Straciłem pamięć, gdy byłem jastrzębiem…
-
Bardzo prawdopodobne – prychnął chłopak, górujący nad Harrym o głowę, choć
pomyślał, że jest on o rok młodszy. – Wygląda to dla mnie jak typowa gryfońska
psota. A nie podoba nam się, że
żartujesz z naszego Opiekuna Domu, Potter.
-
Zrobiłeś to w niezbyt dobry sposób – dodał trzeci, kolejny chłopak, nieco
niższy od pierwszego. Miał wyjętą różdżkę. – Może powinniśmy cię nauczyć, co
się dzieje, gdy ktoś w jaki sposób zadziera z naszym profesorem.
-
Posłuchajcie, nie chcę walczyć – zaczął Harry, wiedząc, że jeśli Umbridge
odkryje, że był zaangażowany w pojedynek albo cokolwiek podobnego, to go
wydali. – To, co się stało, nie było żartem, tylko pechem.
-
Och? Więc teraz myślisz, że pechem było zostanie uratowanym przez profesora
Snape’a? – zapytała gorąco dziewczyna. – Według mojego uznania wydaje się, że
zajął się tobą bardzo dobrze.
-
Nie, nie to miałem na myśli. Jestem mu wdzięczny, że mnie uratował…
Właśnie
wtedy usłyszał znajomy głos, mówiący:
-
Hej, Cummings. Co knujecie?
Był
to Vincent Crabbe.
Większy
chłopak odwrócił się.
-
Dajemy Potterowi nauczkę, Vince. A co? Chcesz pomóc?
Serce
Harry’ego zamarło. Jeśli Crabbe do nich dołączy, był skończony. Gdyby tylko
mógł zmienić się w Freedoma.
-
Nie. Puśćcie go. Słyszeliście, co wczoraj wieczorem powiedział profesor –
rozkazał Crabbe. – Potter jest nietykalny.
Harry
niemal upadł. Snape wydał rozkaz swojemu Domowi, żeby go zostawili w spokoju?
Cummings
pokręcił się.
-
Wiem, Vince, ale…
Crabbe
spiorunował drugiego chłopaka wzrokiem.
-
Nathan, znasz zasady. Jeśli Snape mówi, żeby go zostawić, lepiej tak zrób.
Chyba nie chcesz, żeby wciął się za ciebie,
kumplu?
-
Nie. Merlinie uchowaj. – Odwrócił się do Harry’ego. – Dobra. Teraz możesz
odejść, Potter. Rozkazy Snape’a.
Cofnęli
się i pozwolili oszołomionemu tą odrobiną informacji Harry’emu odejść ścieżką. Domyślam się, że musiał przeczytać list albo
coś w tym stylu. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Jeśli Snape był
chętny bronić go przed Ślizgonami, to może zacznie wierzyć w to, że Harry mówi
prawdę i nigdy by go nie zdradził.
Kiedy
wrócił do wieży Gryffindoru, znalazł małą fiolkę elektrycznie niebieskiego
eliksiru pod swoją poduszką z napisanymi instrukcjami. Włożył fiolkę i notkę do
kufra – weźmie pierwszą dawkę po kolacji i miał nadzieję, że to da mu trochę
więcej energii.
Do diabła, mam wieczorem
szlaban z panią Ropusza Gęba. Znakomicie!
Dołączył
do swoich przyjaciół na korytarzu i zmusił się do zjedzenia kolacji, choć wciąż
nie miał apetytu. Czuł na sobie czyjeś spojrzenie ze strony stołu nauczycielskiego
i przypuszczał, że to McGonagall go obserwuje, by się upewnić, że je tak, jak
mu kazała. Jednak gdyby się odwrócił, zobaczyłby, że to spojrzenie należało do
Severusa.
Postanowił
zrezygnować z użycia mikstury stymulującej, póki nie dokończy szlabanu, obawiając
się, że Umbridge może to zauważyć i to też był dobry pomysł, ponieważ
dzisiejszym szlabanem było pisanie linijek. Podała mu kartkę, na której
napisane było następujące zdanie: Animag
ma duszę bestii, muszę nauczyć się ją kontrolować, abym nią nie został.
-
Dwieście pięćdziesiąt razy, panie Potter – oświadczyła słodko Umbridge. – Może
pan zacząć.
Uniósł
pióro, skrzywił się do pergaminu i zaczął pisać. Zdanie było stekiem bzdur,
jednak wiedział, że Umbridge w to wierzy i w jej maleńkim umyśle, próbowała
nauczyć go tego, w co sama wierzyła. Nie żeby to zadziałało. Wiedział kim i
czym jest, a bestią nie był.
Półtorej
godziny później skończył. Oddał jej kartkę, po czym wyszedł. Praktycznie wbiegł
do wieży Gryffindoru jak na skrzydłach. Potem poszedł prosto do swojego pokoju
i wyjął fiolkę eliksiru. Przeczytał instrukcje – nie więcej niż dwa łyki w
ciągu doby.
Ostrożnie
otworzył fiolkę i wziął jeden łyk.
Eliksir
spłynął w dół jego gardła jak powiew wiosennego powietrza.
W
chwili, gdy uderzył w jego żołądek, poczuł nagły wstrząs, jakby wszystkie jego
mięśnie i ścięgna dostały dodatkowego doładowania. Całe dziwaczne zmęczenie i
wyczerpanie zniknęło, czuł się czujny i gotowy na wszystko. Energia przepływała
przez niego, czuł się, jakby mógł przebiec sto mil bez zatrzymywania się,
praktycznie wibrował w miejscu.
Merlinie, ale to niesamowite!
Chyba mogę zrobić całe moje zadanie i nawet się nie zmęczę. Co za wspaniały
eliksir! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem?
Pobiegł
wziąć torbę i wyjął książki, odkrywając jednak, że nowo nabyta energia nie
pozwoli mu długo siedzieć na miejscu. Więc czytał, chodząc po pokoju, póki nie
minęło pragnienie wybiegnięcia w noc. Wtedy usiadł na łóżku i zaczął kończyć
dzisiejsze zadania. Zawsze robił je najpierw, żeby potem zająć się
nadrabianiem.
Zanim
się zorientował, minęły trzy godziny i Seamus, Dean i Neville weszli na górę,
by przebrać się w piżamy i iść spać.
-
Ciężko pracujesz, Harry? – zapytał Neville.
-
On się staje drugą Hermioną – droczył się Seamus.
Harry
tylko pokiwał głową – nie był w ogóle zmęczony dzięki eliksirowi płynącemu
przez jego żyły.
Wziął
swoje książki, pergaminy i wycofał się do pokoju wspólnego, by dokończyć pracę.
Była
tam Hermiona i rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie.
-
Harry, zrobiłeś, co powiedziałam, kiedy wziąłeś eliksir?
-
Tak i działa świetnie. Czuję się niesamowicie.
-
Och. To chyba dobrze. Tylko z nim nie przesadzaj, dobrze?
Pokiwał
głową z roztargnieniem, po czym usiadł i zaczął gorączkowo pisać, a jego dłonie
poruszały się szybko po pergaminie.
Czwartek, dzień 8:
Gdy
wszyscy inni poszli już spać, on wciąż pisał i czytał. Nie spał całą noc, a gdy
nadszedł świt, wciąż czuł się odświeżony i pełen energii. Zdecydował się
odłożyć książki – tym razem wykonał sporo nadrabiania – po czym ruszył na
spacer. Był niespokojny, potrzebował ruchu.
Ubrał
się w nowy mundurek i pobiegł na zewnątrz. Spędził godzinę przed śniadaniem na
chodzeniu i pozbywaniu się nadmiaru energii, a nawet wtedy nie był zmęczony.
Kolory zdawały się jaśniejsze, obrazy ostrzejsze, nawet powietrze, którym
oddychał, wydawało się czystsze. Czuł się niemal tak, jak gdy był jastrzębiem.
Na
śniadaniu, które praktycznie wciągnął, Hermiona wciąż rzucała mu zmartwione
spojrzenia.
-
Harry, dobrze się czujesz?
-
Nigdy nie było lepiej. Dlaczego?
-
Jesteś pewny?
-
Tak. Przestań się martwić.
Tego
dnia mieli podwójne eliksiry, a Harry’ego nawet nie obchodziło to, czy Snape
będzie go znów ignorował. Był przepełniony wspaniałym pędem energii i
praktycznie podskakiwał wokół kociołka. Ron tylko na niego patrzył.
-
Harry, w porządku?
-
Tak. Czuję się świetnie. Dlaczego?
-
Ponieważ wydajesz się… nie wiem… radosny i nerwowy… a to eliksiry, kumplu.
-
Wiem. Czuję się świetnie. – Wziął mały nożyk i przyciągnął do siebie stertę
korzeni akacji Rona. – Może ja je za ciebie posiekam. Muszę coś zrobić.
Korzenie
zostały szybko posiekane, a potem musieli czekać, aż będą mogli wykonać kolejny
krok. To było ciężkie, ponieważ Harry czuł w sobie niespokojną energię i nie
potrafił siedzieć w miejscu, chciał się ruszać. Jego dłoń wystukiwała nierówny
rytm na jego udzie, a duży palec od nogi uderzał o podłogę, ale było to
częściowo ukryte przez kociołek.
Snape
przechadzał się po pokoju, przyglądając się kociołkom par. Kiedy dotarł do
kociołka Rona i Harry’ego, spojrzał w niego, mamrocząc:
-
Choć raz adekwatnie. – Potem popatrzył na Harry’ego. – Potter, jest jakiś
powód, dlaczego nie możesz usiedzieć choć minutę, tylko musisz się kręcić?
-
Hymm? Co, proszę pana? – odpowiedział Harry. – Och, nie, profesorze. Jestem dzisiaj
tylko trochę podenerwowany.
Snape
zmarszczył mocno brwi.
-
Cóż, kontroluj się.
-
Tak jest.
Severus
odszedł, myśląc ciężko. Co jest nie tak z
tym chłopakiem? Trzęsie się jakby pił miksturę stymulującą. Znał oznaki,
ponieważ okazjonalnie brał dawkę dla siebie w trakcie obowiązków szpiega, kiedy
potrzebował być czujny całą noc i wciąż nauczać cały następny dzień. Jeśli ten głupi dzieciak wziął eliksir, będę
musiał porządnie nim potrząsnąć. Czy on nie zna niebezpieczeństw tego eliksiru?
Sprawia, że człowiek czuje się wspaniale przez dwadzieścia cztery godziny, ale
po tym czasie się wyczerpuje i mocno się upada. To był jeden z powodów,
dlaczego nigdy nie uczył tej mikstury przed szóstym lub siódmym rokiem, choć
mikstura nie była tak trudna do sporządzenia. Był zbyt uzależniający, a jeden
dzień bez eliksiru wywoływał depresję i melancholię na cały dzień, a także
apatyczność.
Mistrz
Eliksirów przez całą lekcję spoglądał na Pottera kątem oka, zauważając więcej
wyraźnych oznak. Chłopak bezwiednie szurał nogami, a jego lewa dłoń drgała co
jakiś czas. Jego oczy również były nienaturalnie jasne, a oddech przyspieszony.
Usta
Severusa zacisnęły się. Był na początku schodzenia drogi wiodącej przez
energetyzującą podróż, którą zapewnił mu eliksir. Będzie potrzebował czegoś neutralizującego, jeśli mam z nim
przeprowadzić jakąkolwiek znaczącą dyskusję. Przygotuję go zanim przyjdzie do
mojego biura.
Severus
ostatni raz sprawdził eliksiry wszystkich swoich uczniów, nim powiedział im, że
mają mniej niż dziesięć minut do końca i mają zabutelkować eliksiry.
Harry
był tym niemal zawiedziony, ale ostrożnie nalał eliksiru do fiolki, a Ron ją
opisał. Nim Ron zdążył ją zanieść do biurka Snape’a, Harry chwycił ją.
-
Ja to zrobię. Nie mam nic przeciwko.
-
No dobra – powiedział Ron, posyłając mu dziwne spojrzenie. Potem szybko się
wycofał, bo klasa Snape’a nie była miejscem, gdzie chciałby się zatrzymywać.
Kiedy
Harry odłożył swój eliksir, Snape pochylił się i powiedział cicho:
-
Panie Potter, musimy coś przedyskutować. Proszę przyjść do mojego biura po
obiedzie, dokładnie o drugiej.
Harry
zamrugał.
-
Chodzi panu, że chce pan ze mną porozmawiać?
-
Czy nie właśnie to powiedziałem?
-
Uch…tak, prawda. O drugiej. Będę tam, proszę pana. Pa! – Praktycznie wybiegł
przez drzwi.
Snape
przewrócił oczami. Potter, po naszej
rozmowie, konfiskuję ten cholerny eliksir. Działa na ciebie gorzej, niż na
mnie. Cholerna Minerva, dlaczego nie powiedziała o niebezpieczeństwach użycia
tego konkretnego eliksiru! Potter prawdopodobnie używa go, jako pomoc w nauce i
odrabianiu zadań.
Właśnie
do tego używa go większość uczniów… na początku. Nim zaczynają używać go do
wszystkiego i stają się od niego uzależnieni.
Harry
skubnął kanapki w porze obiadu, jego apetyt znów zaczął słabnąć, ale mało go to
obchodziło. Musiał ponownie się przejść, bo wciąż był nerwowy. Zaprosił
Hermionę i Rona, ale Hermiona musiała przeczytać coś z numerologii, a Ron
powiedział, że chce się zdrzemnąć.
Harry
wzruszył tylko ramionami i wybiegł na korytarz, i przez podwójne drzwi. Ruszył
szybkim sprintem i wkrótce dotarł do krawędzi terenu za chatką Hagrida.
Rozejrzawszy się uważnie dookoła, zniknął między drzewami, kierując się w
stronę sekretnej polany, którą często odwiedzał z Severusem jako jastrząb oraz
raz czy dwa razy przed przemianą.
Nim
do niej dotarł, większość działania eliksiru się wyczerpała i już dłużej nie
czuł się wypełniony nieograniczoną energią. Czuł się mile zmęczony.
Wślizgnął
się na ładną polanę i usiadł na trawie. Spojrzał na zegarek. Dobrze, miał
przynajmniej godzinę przed spotkaniem ze Snapem. Ciekawe, czego chce? Czy przeczytał list i chce teraz o tym
porozmawiać? A może zawaliłem eliksiry czy coś w tym stylu?
Nagle
poczuł się wyjątkowo zmęczony, a jego strach związany z zawaleniem eliksirów
wzmógł się. Jeśli nie dostanie przynajmniej Z z zajęć, nie będzie spełniał
wymagań do treningu aurora. Oczywiście, zakładając, że aurorzy go zechcą.
Słyszał, że są bardzo wybiórczy i tylko najbardziej zaangażowani nimi zostają.
Położył
głowę na kolanach i zasnął. Ale jego sny szybko przerodziły się w koszmary. Po
raz kolejny widział upadającego Cedrica, usłyszał śmiech Voldemorta, po czym
Czarny Pan zmienił się w Umbridge, która przebiła wierz jego dłoni krwawym
piórem. Karmazynowe krople zalały ziemię… a on wył, ale nikt go nie słyszał,
nikogo to nie obchodziło, wszyscy zniknęli, martwi albo zaginieni, był sam…
porzucony…
Obudził
się z potem spływającym po czole. Spojrzał w górę i ku jego przerażeniu,
dostrzegł, że słońce niemal zaszło. Zerknął na zegarek i zobaczył, że jest po
drugiej. O cholera! Przegapiłem spotkanie
ze Snapem.
Pomyślał
o wstaniu na nogi, ale z jakiegoś powodu był to zbyt duży wysiłek. Był zbyt
zmęczony. Chciał tylko siedzieć w miejscu. Kogo obchodziło to, czy przegapił
małą pogadankę Snape’a? Już nic nie miało znaczenia.
Zalała
go fala miażdżącej rozpaczy i samotności. Ukrył twarz w dłoniach. Kusiły go
łzy, ale to była tchórzliwa droga. A nie był tchórzem, prawda? Potrząsnął
głową. Może był i to dlatego był sam.
Jego
rękaw podwinął się i spojrzał na srebrny mankiet wokół swojego nadgarstka –
ślad swojego wstydu, zwierzęcej duszy i poczuł jeszcze większą gorycz i złość.
Pozwolił jej związać się niczym bestia. Czy to czyniło go czymś więcej niż
tchórzem? Bezużytecznym, niepotrzebnym do niczego dziwakiem, jak powiedziałby
wuj Vernon.
Zamknął
oczy, ale nie było ucieczki. Drwiny odbijały się echem w jego głowie. Był tak
cholernie zmęczony! Już nic go nie obchodziło. Stracił wszystko – swoją
animagiczną formę, przyjaźń z Severusem, rodziców… jaki był sens to
kontynuować? Nigdy nie dokończy swoich przeklętych zadań, ta ropusza sucz
złamie jego różdżkę, zostanie wyrzucony ze szkoły i to będzie koniec. Wtedy
znajdzie go Czarny Pan i zabije go, żeby wypełnić proroctwo będące kłamstwem.
Umrze
tak, jak żył… niekochany.
Wtedy
przytłoczyły go ciemność i zimno, utonął w ich głębiach.
Severus
ponownie spojrzał na zegar i zacisnął zęby trzonowe. Gdzie on był? Było teraz
dziesięć po drugiej, a Potter wciąż się nie pojawił. Czy on myślał, że może
przyjść kiedy tylko ma na to ochotę? Specjalnie powiedział chłopcu, że ma być
na czas. A się spóźniał.
Dam mu jeszcze pięć minut, a
potem pójdę go poszukać. Nie będę tolerował ignorowania mnie albo lekceważenia
mojego autorytetu.
Severus
wrócił do oceniania esejów. Minęło pięć minut. Wciąż nie było Pottera.
Snape
odsunął krzesło z ostrym skrzypnięciem i wstał. Niech tylko znajdzie chłopaka.
Upewni się, że Potter wie, co znaczy być na czas. Wyszedł ze swojego biura i
skierował się do wieży Gryffindoru.
Wymówił
hasło: Płomienne serce i wszedł do
dziury w portrecie, przerażając na śmierć kilku pierwszaków, którzy grali w
Eksplodującego Snape’a.
-
Profesor Snape! – pisnęli.
-
Czy którykolwiek z was wie, gdzie jest Harry Potter? Albo jego przyjaciele,
Weasley albo Granger?
Minęła
chwila, nim ktoś odpowiedział.
-
Weasley śpi, proszę pana. A Hermiona jest w bibliotece i się uczy. Ona tam
niemal mieszka. Ale nie wiem, gdzie jest Harry.
-
Nie wrócił po obiedzie?
-
Nie, proszę pana. Nie wiem nic o tym.
Severus
ostro odetchnął nosem. Potem odwrócił się i wyszedł przez dziurę w portrecie.
-
Oho. Harry na pewno dostanie szlaban – wymamrotał pierwszak za nim. – Wyglądał
na tak wściekłego, by ziać ogniem.
-
On zawsze tak wygląda.
-
Nie, teraz było gorzej.
Portret
zamknął się i Snape nie mógł usłyszeć kolejnych komentarzy. Ale mieli rację.
Severus był teraz na tyle zły, by dać Potterowi szlaban. Gdzie się podział ten
przeklęty dzieciak? Skierował się do wyjścia z zamku, rozumując, że Harry
mógłby iść do Hagrida i stracić poczucie czasu.
Ale
Potter nie był też u Hagrida.
-
Znów zaginął? – zapytał zaniepokojony Hagrid.
-
Tak. Poprosiłem go o spotkanie tak, jak zasugerowałeś i wymigał się od tego! –
warknął Severus. – Bezczelny!
-
Chyba nie myślisz, że znów się przemienił?
-
Mam nadzieję, że nie. Umbridge mu tego zakazała i jeśli go przyłapie…
-
Patrzyłeś na swojej polanie, Severusie?
-
Nie. Ale może powinienem. I jeśli go znajdziesz, pamiętaj… nie pozwalaj, żeby
twój temperament za ciebie przemówił.
-
Postaram się – odpowiedział Severus, po czym wyślizgnął się z chatki i
skierował się do Zakazanego Lasu.
Severus
szedł szybko, ale cicho przez las, jego buty nie wydawały żadnego dźwięku na
szlaku. Lepiej niech tam będzie albo
inaczej go uduszę. Po tym, co się ostatni raz stało, powinien, że do cholery
lepiej w taki sposób się nie oddalać! Zwłaszcza jeśli naprawdę jest pod wpływem
mikstury stymulującej. Kiedy działanie się kończy, jest się w cholernej
rozsypce i ma się potrzebę porozmawiania z kimś.
Jego
osobą z wyboru był jego mentor, któremu bezgranicznie ufał. Albo antidotum,
które zapobiegało szaleństwu z rozpaczy.
Ostrożnie
rozchylił parawan z liści i wszedł w przejście.
-
Tak myślałem, że cię tu znajdę – powiedział utrzymując swój idealnie neutralny
ton.
Harry
podskoczył tak szybko, że niemal upadł.
-
Jak mnie znalazłeś?
-
To była prosta dedukcja. Nie byłeś w wieży Gryffindoru ani u Hagrida. To
oznacza, że musiałeś być tu. – Ruszył na przód, robiąc wszystko, co w jego
mocy, żeby zmiażdżyć swój temperament. Chłopak wyglądał jakby przeszedł piekło,
jego oczy były niczym wypalone dziury w głowie, niczym kałuże rozpaczy i bólu.
Severus nie był pewny, jak wiele z tego było winą eliksiru, a jak wiele
faktycznego stanu mentalnego Pottera. Prawdopodobnie było to połączenie obu
czynników. – Przegapiłeś spotkanie ze mną.
Chłopak
wzruszył apatycznie ramionami.
-
No i? Jakie to ma znaczenie? Może dasz mi szlaban?
-
Myślisz, że dlatego tu jestem? – zapytał cicho Severus. Podszedł jeszcze
kawałek, wyciągając antidotum ze swoich szat.
Harry
odwrócił wzrok i wymamrotał w kierunku ziemi:
-
Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Zostaw mnie w spokoju!
-
Żebyś co robił? Zatonął we własnym poczuciu winy i oskarżeniach?
-
Nie ważne. Czułem się dobrze nim powiedziałeś… powiedział mi pan, żeby się z
panem zobaczyć. Wszystko pan zniszczył.
-
Nie czułeś się dobrze, Potter – wtrącił surowo Severus. – Byłeś pod wpływem
wywaru stymulującego, prawda?
Harry
skinął głową.
-
A teraz przestaje on działać i takie są rezultaty. Czujesz się przygnębiony,
wyczerpany i beznadziejny. To jeden z najgorszych skutków ubocznych eliksiru.
Przyniosłem ci antidotum. Wypij, a trochę ci pomoże.
Wyciągnął
fiolkę w kierunku nastolatka.
Harry
zignorował ją, podnosząc się na nogi i wpatrując gniewnie w nauczyciela.
-
W co ty, do diabła, grasz, Snape? Anie odrobinę cię nie obchodzę. Jestem tylko
twoim uczniem. Dlaczego miałbyś się o mnie troszczyć?
Ich
oczy spotkały się ze sobą i nagle napięcie na polanie wzmogło się, gdy wściekły
młody czarodziej stanął przed swoim byłym ratownikiem, a w odpowiedzi na to,
jego magia wzburzyła się.