Autor: HP Slash Luv
Oryginał: A Hero is Born
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: James/Lily, Syriusz i Lily
Ilość części: miniaturka
Opis: Lily zaczyna rodzić.
- Nie powinien ci w tym pomagać twój mąż? – zapytał
Syriusz. Poskładał dziecięcy kocyk, nim wrzucił go do kołyski. Odwrócił się do
ciężarnej rudej dziewczyny, która stacjonowała na podłodze. – Znaczy, w końcu
to on włożył to w ciebie. Tak tylko mówię.
- Pracuje – powiedziała Lily. Pochyliła się, grzebiąc w
sporym pudełku. Uśmiech drgnął na jej wargach, gdy wyciągnęła coś ze środka. –
Popatrz na to. To wygląda jak kaftan bezpieczeństwa.
Rzuciła ciuch w Syriusza, który z łatwością go złapał.
Uniósł go, krzywiąc się na widok potwornego odcienia niebieskiego. Rozumiała, o
czym mówiła jego przyjaciółka. Rzecz wyglądała jak worek z jedną dziurą u góry
i Syriusz miał nadzieję, że tam było miejsce na głowę. Szybko ją pozwijał i
wrzucił do szuflady komody.
- Kto ci to dał?
- Moja siostra. Jednak jej prezent jest ociupinkę
bardziej użyteczny niż twój.
Syriusz uniósł dłoń, by ją powstrzymać.
- Przerwę ci tu. Po pierwsze, twoja siostra dała ci dla
Harry’ego worek na ziemniaki. Po drugie, musiałem się bardzo namyślić przy
moim.
- Minie jakiś rok nim w ogóle będzie się mógł tym bawić.
- Więc będzie miał na przyszłość, kiedykolwiek ten czas
nadejdzie. – Ton Syriusza sprawił, że Lily wywróciła oczami. – Nie chcę, żeby
mój dzieciak dorastał bez zabawy w życiu.
- On nie jest twoim dzieciakiem.
- Nie zgadzam się, Evans. – Syriusz skrzyżował ramiona na
piersi i uśmiechnął się ironicznie do kobiety. – To dziecko jest całe nasze.
Musicie się nim dzielić.
Lily zamlaskała i wróciła do sortowania rzeczy przed
sobą. Mimo to uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Och, wybacz. Nie wiedziałam, że muszę dzielić się swoim
synem.
Syriusz zachichotał, klękając by pomóc jej poskładać
ubrania.
- Myślałem, że to już ustalone. Nosisz w sobie kolejnego
wielkiego Huncwota. Musi być odpowiednio wychowany.
- Odpowiednio?
- Tak. Zostanie nauczony sposobów na psocenie i robienie
kłopotów. A kiedy nadejdzie czas na Hogwart, uczyni nas wszystkich dumnymi.
Lily położyła troskliwie dłoń na swoim wielkim brzuchu.
Jej uśmiech był spory, a oczy błyszczały rozbawieniem.
- Nie pozwolę ci zdemoralizować mi syna. Wasza czwórka
jest wystarczająco zła, nie potrzebuję borykać się z kolejnym intrygantem.
- Teraz tak mówisz, ale daj temu czas. Ostatecznie
docenisz naszą markę kłopotów. – Syriusz przerwał na wyraz twarzy Lily. – Co
jest? Wszystko gra?
- Wody mi odeszły – wyszeptała Lily.
- Jest jakieś zaklęcie, żeby to naprawić?
- Nie, idioto. Zaczynam rodzić.
Syriusz zerwał się na nogi, wplatając dłonie we włosy.
- O do diabła. Co ja zrobię? Nie wiem, co robić. Nigdy
wcześniej nie byłem przy porodzie! Jestem trochę przerażony, Lily.
- Nic ci nie będzie – prychnęła Lily. – Tylko pomóż mi
wstać.
- Racja! Pomóc ci wstać. Dobra! – Pokiwał głową i szybko
do niej podszedł. Chwycił ją za łokieć, pomagając jej wstać z całą
delikatnością, jaką mógł zebrać. Mimo że starał się być ostrożny, Lily wciąż
skrzywiła się, gdy uderzył w nią skurcz. – Co teraz? – zapytał Syriusz z
desperacją pragnąć wskazówek.
Lily przewróciła oczami.
- To ja powinnam panikować. Nie ty. – Przerwała, gdy
dostała skurczu, zamykając oczy i oddychając głęboko.
Ramię Syriusza wciąż owijało się wokół niej i
podtrzymywało, gdy chwiała się z bólu.
Kiedy minął, otworzyła oczy.
- Dobra. Muszę się dostać do szpitala. Możemy przejść
przez Fiuu, ale będziesz musiał mnie nieść. Poradzisz sobie z tym?
- Tak, tak, tak. Co z Jamesem?
- Możesz się z nim skontaktować, gdy tam dotrzemy. Tylko
zabierz mnie do szpitala. Już! – rozkazała.
- Dobra! – Ignorując gwałtowne protesty Lily, Syriusz
zgiął nieco kolana i jedną rękę wkładając pod kolana Lily, a drugą pod jej
szyję, zgarnął ją w górę z względną łatwością. Kiedy dotarł do kominka, zdał
sobie sprawę, że musi ją ponownie odstawić, żeby chwycić proszek Fiuu.
- Ugh! – jęknęła Lily. – Jak tak dalej pójdzie to nigdy
nie dostaniemy się do szpitala. Nie jeśli ty będziesz dowodzić.
Odłożył ją.
- Zamknij się, Evans. Jestem w tym nowy.
- Och, a ja oczywiście rodzę dzieci cały czas –
odpowiedziała sarkastycznie.
Syriusz wziął pełną dłoń proszku i wrzucił ją do kominka,
krzycząc:
- Szpital św. Mungo, oddział położniczy. – Szybko uniósł
Lily i wkroczył do kominka.
Kiedy zobaczył odpowiednią lokalizację, szybko wyszedł z
kominka, wołając po pomoc.
- Moja przyjaciółka rodzi!
Podbiegła do niego pielęgniarka, po czym zaklęciem
uniosła Lily z jego ramion i przelewitowała do czekającego łóżka szpitalnego.
- Jak ma na imię?
- Lily Potter – odpowiedział energicznie Syriusz. – Muszę
wezwać jej męża.
- Pospiesz się – nakazała Lily.
Syriusz zrobił, co mu kazała, nawet nie odpowiadając
swoją normalną kpiącą ripostą. Zafiukał do biura aurorów, ale nieszczęśliwie
James był poza nim, szukając jakiś dowodów
w ostatniej zbrodni. Lily wcześnie rozpoczęła poród, więc James nie
sądził, że będzie musiał być w łatwym kontakcie.
- Moody, musisz coś zrobić – powiedział desperacko
Syriusz, czując lęk na myśl o powiedzeniu Lily, że nie miał sposoby dostać się
do Jamesa. – Lily może mnie zabić – błagał, mając nadzieję, że Moody poczuje
się źle z powodu jego niedoli.
- Zrobię co mogę, żeby go znaleźć. Po prostu zrób tak,
żeby Lily była jak najspokojniejsza.
- Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – wymamrotał Syriusz.
Głośniej powiedział: – Jasne. Tylko się pospiesz.
Opuścił kominek i zapytał, gdzie jest Lily.
- Przepraszam pana. Może wejść tylko mąż – wyjaśniła
pielęgniarka, która wcześniej pomogła mu z Lily.
Syriusz westchnął.
- Jestem tego świadom, ale póki co nie można znaleźć
Jamesa, więc muszę tam z nią być, żeby nie była sama. Obiecuję. Gdy tylko
dotrze James, opuszczę pokój.
Pielęgniarka zawahała się, ale ostatecznie powiedziała
mu, który pokój.
Syriusz pobiegł w tamtą stronę, zwłaszcza gdy usłyszał
szarpiący wnętrzności krzyk. Gdy tylko wszedł do pokoju, podszedł do łóżka i
chwycił ją za rękę, przesyłając jej swoją siłę.
Gdy tylko ból ustąpił, Lily odwróciła do niego głowę.
- Gdzie on jest?
- Uch, będzie tu – powiedział wymijająco Syriusz.
- Kiedy? – ponagliła go.
Westchnął, mając nadzieję, że kobieta nie zabije
posłańca.
- Jak tylko Moody go znajdzie. Był w terenie.
Jęknęła.
- Lepiej żeby nie przegapił narodzin syna. Jeśli to
zrobi, będzie spał na kanapie przez niemożliwy do przewidzenia czas.
- Jestem pewny, że robi wszystko, żeby się tu dostać na
czas – obiecał Syriusz.
Robił wszystko, co mógł, by pomóc Lily się odprężyć.
Chwycił ją za rękę i odgarnął jej włosy ze spoconego czoła. Szeptał słowa
pocieszenia i nie uciekł, gdy zagroziła jego ważnym częściom ciała. Lily
odetchnęła głęboko po kolejnym skurczu.
- Świetnie sobie radzisz – powiedział uspokajająco.
- Zamknij się, Black! – krzyknęła.
Syriusz skrzywił się w chwili, gdy drzwi otworzyły się z
trzaskiem.
- Jestem! Jestem! Jestem! – powiedział James, podbiegając
do łóżka Lily.
Syriusz z wdzięcznością odsunął się od łóżka.
- Cieszę się, że cię widzę. Skontaktuję się z Remusem i
Peterem. Powodzenia, Rogacz.
James pokiwał z wdzięcznością głową, gdy Lily po raz
kolejny krzyknęła z bólem. Skurcze były coraz częstsze, czyli dziecko
zdecydowanie było blisko.
Syriusz, Remus i Peter byli w poczekalni, gdy dziecko w końcu
przyszło na świat. Po kilku minutach zostali wprowadzeni do środka i zobaczyli
Jamesa trzymającego dziecko, podczas gdy Lily patrzyła na niego, a jej powieki
opadały z wycieńczenia.
James uśmiechnął się szeroko na widok oniemiałych wyrazów
twarzy Huncwotów.
- Syriuszu, chcesz go potrzymać?
Syriusz pokiwał głową. Pierwszy raz nie padła cięta
riposta, gdy James ostrożnie kładł dziecko w jego ramionach.
- Jest piękny – wyszeptał.
Lily uśmiechnęła się.
- Dzięki za twoją pomoc przed przybyciem Jamesa. Naprawdę
sobie poradziłeś.
Syriusz uniósł głowę i zaszczycił ją uśmiechem.
- Bez problemu. Tylko się cieszę, że Rogaś dotarł na
czas. Trochę mnie straszyłaś.
Roześmiała się.
- Co? Wystraszyłeś się bezradnej dziewczyny?
- Można o tobie wiele powiedzieć, Evans. Ale na pewno nie
to, że jesteś bezradna.
- I nigdy o tym nie zapominaj, Black.
- Więc, jak ma na imię? – Remus przerwał normalną
sprzeczkę.
Lily westchnęła radośnie, a jej wzrok skupił się na
dziecku i Syriuszu.
- Harry James Potter.
Syriusz delikatnie potarł kciukiem policzek śpiącego
dziecka.
- Idealne imię dla idealnego malca.
- Syriuszu – niepewny głos Jamesa sprawił, że uniósł
wzrok z zapytaniem. – Syriuszu, razem z Lily rozmawialiśmy o tym. I zwłaszcza
po tym, jak bardzo dzisiaj pomogłeś… cóż, chcieliśmy, żebyś został ojcem
chrzestnym.
- Będę zaszczycony – odpowiedział szczerze Syriusz. Jego
wzrok przeniósł się od Jamesa do Lily. – James, Lily. – Fakt, że użył ich
prawdziwych imion upewnił ich, co do ważności tego, co Syriusz zamierzał
powiedzieć. – Obiecuję, że będę chronił Harry’ego za cenę swojego życia, bez
względu na to, co się stanie.
- Wiemy – odpowiedziała Lily.
Syriusz wrócił do patrzenia na Harry’ego, jego
chrześniaka, chicho potwierdzając przysięgę samemu sobie. Nic nie będzie miało
szansy skrzywdzić Harry’ego, nie póki Syriusz żyje.
bardzo fajna miniaturka :)
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Syriusz się spisał ale ta panika o tak była boska...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia