Następnego
ranka Harry słuchał z zachwytem, jak Hedwiga opowiadała, co się z nią stało po
tym, jak wróciła z maldecorvae do Włoch.
-
Leciałam przez wiele długości skrzydeł,
długą drogę, nim te cholerne wrony przestały mnie gonić. Na początku musiałam
zawracać i walczyć szponami i dziobem przez co najmniej dwie lub trzy długości
skrzydeł. Było ciężko, nie walczyłam od treningów z moim starym nauczycielem,
mistrzem Porywisty Wiatr, który był instruktorem walki dla sów w Hogwarcie.
Harry
zakaszlał w swoją herbatę na to stwierdzenie.
-
Macie w Sowiarni takie rzeczy, jak instruktorów walki?
-
Tak, mamy. Sowy pocztowe narażone są na
wiele niebezpieczeństw, gdy dostarczamy pocztę, Harry. Musimy nauczy się latać
w każdych warunkach pogodowych, włącznie z gradem i piorunami, ponieważ poczta
musi być dostarczona, takie jest motto sowy pocztowej. I często możemy natknąć
się na inne zwierzęta, które uważają nas za smaczną przekąskę, jak gryfy, ruki,
czy koty. Tak więc ucząc nas, młodych adeptów, jak się bronić, gdy zostaniemy
zaatakowani przez dowolną liczbę stworzeń, w tym inne latające drapieżniki. Ale
najczęściej naszą największą zaletą jest prędkość lotu. Potrafimy latać trzy razy
szybciej niż zwykła sowa, a niektóre z nas, jak ja, nawet szybciej, gdy na
siebie naciskamy. Niewiele ptaków lub innych latających, magicznych stworzeń
może złapać sowę pocztową lecącą z maksymalną prędkością – powiedziała
Hedwiga z samozadowoleniem. Siedziała na nisko wiszącej gałęzi buku, która
górowała nad obozowiskiem, opowiadając Harry’emu i Severusowi swoją historię.
Mistrz
Eliksirów mieszał w kociołku cynamonową owsiankę, słuchając przy tym sowy i
uznał jej relację za fascynującą. Tak jak Harry, mógł teraz zrozumieć język
drapieżnych ptaków i innych, jeśli słuchał uważnie, a to dzięki długiej
ekspozycji na jego animagiczną postać. Był za to bardzo wdzięczny, ponieważ nie
musiał zmieniać się w Warriora, by zrozumieć Hedwigę, kiedy był w ludzkiej
postaci.
-
Kontynuuj, proszę, Hedwigo – powiedział, mieszając energicznie, gdy owsianka
zgęstniała. Było wcześnie rano, około ósmej, ani on, ani Harry nie spali do
późna i obudzili się wcześnie, bez pomocy budzika.
-
W każdym razie, maldecorvae same w sobie
są magiczne, nie musiały odpoczywać tak często, jak zwykłe ptaki i przez
większość czasu dotrzymywały mi kroku. Od czasu do czasu pięć lub więcej
próbowało się na mnie rzucić, strącić z nieba, bijąc i dziobiąc moje skrzydła i
twarz. Ale ciągle nurkowałam i odwracałam się, używałam manewru, który wy,
jastrzębie, tak bardzo lubicie, pochylni, by trzymać ich na dystans. Myślę, że
zabiłam kilku z nich, zanim przestali mnie ścigać. A wilkołaki podążały za
nami, wyjąc i skrzecząc jak harpie z otchłani, ale leciałam zbyt wysoko, by
któryś próbował mnie złapać. Zanim ta sprośna bestia, Greyback, zorientował
się, że został wyprowadzony w maliny, oddaliliśmy się na wiele kilometrów,
przez Austrię i do Rosji. Och, jak wtedy ryczał, krzyczał, zgrzytał zębami i
wyrywał swoje futro! Wspaniale było zobaczyć, jak zachowuje się jak
rozgniewane, małe dziecko! Dodam, że takie, które potrzebuje dobrego lania!
Obaj
czarodzieje zachichotali i skinęli głowami na znak zgody.
-
Co się potem stało, Hedwigo? – zapytał jej czarodziej.
-
Potem próbował się wycofać, ale było za
daleko i użył jakiegoś rodzaju magii, chyba był to świstoklik, żeby odejść. Ale
gdzie poszedł, nie wiedziałam i obawiałam się, że może próbować was napaść,
więc poleciałam tak szybko, jak mogłam w stronę Kanału. Muszę powiedzieć, że
poczułam ulgę i szczęście, widząc was żywych i zdrowych.
-
My też, na twój widok – powiedział Severus sowie, mieszając owsiankę ostatni
raz, dodał garść lub dwie rodzynek, a następnie podał ją Harry’emu i sobie. –
Cieszę się, że byłaś tak sprytna i zadziorna, i nie dałaś się złapać. Ale
zastanawiam się, gdzie jest Greyback?
Harry
wziął miskę, którą podał mu Severus i zaczął jeść, dmuchając ostrożnie w gorącą
owsiankę.
-
Może poszedł złożyć raport Lucjuszowi i wpadł w kłopoty?
-
Tak, to możliwe – zgodził się Snape, siadając obok swojego ucznia i jedząc
własne śniadanie. – Lucjusz nie będzie zbyt zadowolony, gdy się dowie, że
Greyback zawiódł. Dlatego po śniadaniu nauczę cię trzech zaklęć bojowych,
których możesz używać tylko wtedy, gdy będziesz w śmiertelnym
niebezpieczeństwie. Zrozumiano?
-
Tak jest – zgodził się Harry i zaczął jeść na najwyższych obrotach.
Severus
przyprawił swojego podopiecznego surowym spojrzeniem.
-
Mówię poważnie, Potter. Te zaklęcia są śmiertelne, jeśli się je źle użyje,
każde może zabić, chociaż nie są Niewybaczalnymi. Dwa to moje własne wynalazki,
ostatnie to standardowe zaklęcie do ataku używane przez aurorów. Będziemy
ćwiczyć na manekinach. I uważaj, używanie swojej magii do krzywdzenia osusza
magię szybciej niż cokolwiek innego, więc wybieraj mądrze swoje zaklęcia i
bitwy. Miałem nadzieję, że uniknę konfrontacji z wilkołakami, podróżując szybko
do sierocińca, ale jeśli już tu są to będziemy musieli walczyć przed albo po
przybyciu tam, więc chcę, żebyś był przygotowany.
-
Będę, Sev.
Severus
skinął mu głową z aprobatą.
Właśnie
wtedy dziwna sowa zrobiła kółko nad ich głowami, był to ciemnobrązowy puchacz
wirginijski, po czym zleciała w dół, by wylądować na ramieniu Severusa z hukiem
skrzydeł.
-
Serafina! – zahukała na powitanie
Hedwiga.
-
Dzień dobry, Hedwigo! – odpowiedziała
Serafina do drugiej sowy, po czym odwróciła się do Snape’a i syknęła: – Witam, panie Severusie i panie Harry. Cieszę
się, że jesteście cali i zdrowi. Mam wiadomość od dyrektora Dumbledore’a. –
Wyciągnęła nogę, by Severus mógł zdjąć cylinder z wiadomością z jej nogi.
Profesor
delikatnie ją zdjął i przeprosił za brak smakołyków dla sów.
Serafina
potrząsnęła piórkami i cicho zahukała z rozbawieniem..
-
Nie martw się tak, Warrior. Nie
oczekujemy smakołyków od naszych pierzastych przyjaciół, tylko od ludzi, którzy
często nie doceniają naszej służby. Cieszę się tylko, że dotarłam do ciebie
właśnie teraz, bo wyruszyłam z Hogwartu chyba o siódmej rano, ale dyrektor
powiedział, że niesiona przeze mnie wiadomość jest bardzo pilna.
-
Dziękuję, Serafino – powiedział jej Severus. – Razem z Freedomem doceniamy
szybki przylot.
-
Nie ma za co! A teraz muszę znów
wyruszać, mam do wytresowania gromadkę nowych pisklaków pocztowych. Żegnajcie,
moi bracia i siostro, niech wiatry sprzyjają waszym skrzydłom, a Pan Wiatru was
strzeże. – Potem zeskoczyła z ramienia profesora i wzleciała w powietrze w
kilku uderzeniach skrzydeł. Po minucie już jej nie było.
-
Co jest w liście? – zapytał niecierpliwie Harry.
-
Poczekaj chwilę, a ci powiem – skarcił go sucho Severus, po czym złamał pieczęć
i wyciągnął zwiniętą wiadomość. Otworzył ją i przeczytał na głos następujące
linijki. – Będą ścigać ich ze wszystkich
stron, aż nadejdzie koniec, prześladuje ich niewidzialna ciemność, ale
niezłomne i szczere serce przezwycięży wszystko. Tak przewidziałam i tak się
stanie!
-
Co to oznacza? Od kogo to?
-
Myślę, że to kolejna przepowiednia Sybilli Trelawney, a notatka nie jest
podpisana, ale mogę się domyślić, kto ją do nas wysłał.
-
Dumbledore – odpowiedział Harry na własne pytanie. – Myślę, że to oznacza, że
wilkołaki znów będą nas ścigać, co?
Severus
zmarszczył brwi.
-
Tak, możliwe że razem ze śmierciożercami. Ale jest nadzieja, bo niezłomne i szczere serce przezwycięży
wszystko. Musimy o tym pamiętać, Harry. Pozostań skupiony i wierny naszemu
celowi i nam, a odniesiemy sukces.
Zachęcający
ton Severusa sprawił, że Harry poczuł się znacznie lepiej, pomimo ponurego
ostrzeżenia przepowiedni. Jeśli Severus nie był zastraszony proroctwem to on
też nie będzie.
-
Oczywiście, że tak. Razem osiągniemy wszystko – powiedział, brzmiąc pewniej niż
czuł się w rzeczywistości. Złe przeczycie, jakie miał pierwszej nocy w Little
Hangleton powróciło z pełną mocą, ale odsunął je stanowczo na bok. Martwienie
się o to, co mogło być w niczym nie pomoże.
-
Skończyłeś śniadanie, Harry? – zapytał Snape. Na jego skinienie, profesor
wyrzucił resztę owsianki i jednym ruchem różdżki spakował namiot, kociołek i
naczynia.
Kolejny
ruch i mała, wypchana lalka z czerwonym X na piersi wyleciała z plecaka
Severusa.
-
Engargio! – Snape wycelował różdżkę i
lalka urosła do naturalnej wielkości manekina, a Snape użył zaklęcia klejącego,
by przymocować ją do dużego dębu jakieś dziesięć stóp dalej.
Odwrócił
się do swojego ucznia.
-
Proszę do mnie podejść, panie Potter. Wyjmij różdżkę i skup się. – Kiedy Harry
posłuchał, stanął obok niego, Severus kontynuował. – Pierwsze zaklęcie, które
ci pokażę to takie, którego często używają aurorzy, gdy próbują obalić dużą
liczbę mrocznych czarodziejów na raz. To klątwa Confringo i kiedy odpowiednio
się ją rzuci, można stworzyć dziurę w budynku albo nawet go obalić, jeśli
czarodziej rzuci je w miejscu, gdzie jest to najbardziej niebezpieczne. Jeśli
osoba zostanie trafiona klątwą Confringo, efekt jest podobno taki, jak
trafienie granatem ręcznym. – Wycelował swoją hebanową różdżkę w manekina. –
Kiedy rzucasz takie zaklęcie, zawsze należy pamiętać, by najpierw wycelować
przed rzuceniem, właściwy cel może tworzyć różnicę między życiem a śmiercią.
Więc… Wyceluj, a potem wypowiedz inkantację – Confringo!
Maleńka kula światła wystrzeliła z różdżki
Severusa i uderzyła w czerwony X na manekinie, który eksplodował na kawałki.
Rozległ się głośny wybuch. Po nim na polanę spadł deszcz drewnianych wiórów i
tkaniny.
Snape
opuścił różdżkę i wykonał gest, a manekin scalił się i wrócił na to samo
miejsce na dębie.
-
I to jest właśnie odpowiednio wycelowana klątwa Confringo.
Harry
zagwizdał, a potem zadrżał na myśl o tym, co może zrobić człowiekowi. Nagle nie
był już tak podekscytowany nauką magii bitewnej. Ale wyprostował ramiona i
powiedział dzielnie:
-
Czy mogę spróbować?
-
Oczywiście. Pamiętaj, najpierw wyceluj, potem wypowiedz zaklęcie.
Harry
spojrzał na swoją różdżkę, jakby trzymał karabin, po czym skupił się na
czerwonym iksie, skoncentrował się mocno i krzyknął:
-
Confringo!
Przez
chwilę nic się nie stało. Potem mała, świecąca kula światła wystrzeliła z jego
różdżki i uderzyła w manekina.
Znowu
eksplodował, ale jego zaklęcie nie rozszarpało go na drobinki tak, jak Snape’a.
Kawałki były znacznie większe, ale nadal zadziałało.
-
Nieźle, jak na pierwszą próbę – powiedział Severus. Naprawił manekina. –
Spróbuj ponownie.
Harry
wykonał zadanie.
Tym
razem manekin rozpadł się na mniejsze kawałki.
Snape
kazał rzucić Harry’emu zaklęcie Confringo jeszcze kilka razy, na ziemię obok
drzewa, na krzak i znowu na manekina. Za każdym razem Harry robił się coraz
bardziej pewny siebie.
-
Dobrze. Następne zaklęcie. To jedno z moich osobistych, wymyślałem je na
szóstym roku, ponieważ bałem się, że zabije mnie Voldemort i chciałem się
bronić. Nazywa się Sectumsempra i ma na celu głębokie, wielokrotne przecięcie
wroga, tak szybkie, że jeśli nie zostanie natychmiast skontrowane, jego ofiara
może umrzeć z powodu utraty krwi. Łacińskie znaczenie zaklęcia to „zawsze
ciąć”. Możesz rzucić je niewerbalnie, więc zaskoczysz wroga, ale ponieważ nie
omówiliśmy jeszcze tego aspektu magii, nauczę cię, jak używać go w normalny
sposób.
-
Ale dlaczego nie mogę się go nauczyć rzucać po cichu?
-
Ponieważ w ten sposób zajęłoby nam to więcej czasu, niż obecnie go mamy. Kiedy
będziemy mieć więcej czasu, po zakończeniu zadania, poświęcę tyle czasu, ile
będziesz chciał, żeby nauczyć cię więcej obrony, magii bezróżdżkowej i
niewerbalnej. Szkoda, że Dumbledore nigdy nie pomyślał o wcześniejszym
przeszkoleniu cię.
-
Chyba zapomniał. – Harry wzruszył ramionami, nie próbując zagłębiać się w umysł
starego czarodzieja. – Dobra, jestem gotowy.
-
Dobrze. Wyceluj, skup się i wypowiedz: Sectumsempra!
– powiedział Severus, rzucając zaklęcie na głos.
Na
manekinie natychmiast pojawiły się ogromne, ziejące dziury na całej klatce
piersiowej i wypchanym brzuchu. Wypełniacz wypadł na ziemię.
-
Teraz możesz zobaczyć, jak to mniej więcej wygląda, jeśli się zostanie tym
uderzony.
-
Wygląda cholernie boleśnie – skrzywił się Harry.
-
Jest. Jakby cię pocięło tuzin mieczy – powiedział rzeczowo Snape. – Wyceluj
zaklęcie w jakąś odstającą część ciała, jak ucho czy dłoń, a możesz je odciąć.
Dlatego nie uczę tego zaklęcia żadnego z uczniów, chyba że jest to absolutnie
konieczne.
Harry
poczuł, jak jego żołądek robi fikołka na myśl, że komuś coś może odpaść. Nie
wiedział, czy mógłby to rzucić. Wycelował różdżkę w manekina, celując w serce
wypchanej lalki i wypowiedział zaklęcie:
-
Sectumsempra!
Na
manekinie pojawiło się pojedyncze cięcie.
-
Jeszcze raz, panie Potter. I włóż więcej siły w rzucanie zaklęcia. Skoncentruj
się!
Harry
ponownie rzucił zaklęcie z nieznacznie lepszym skutkiem.
-
Twój wolna jest chwiejna, dlatego zaklęcie pryska na końcu – zganił Severus. –
Zamknij oczy. Teraz wyobraź sobie, jak maldecorvae atakuje Hedwigę i
rozszarpują ją na strzępy. Wyobraź sobie wilkołaki najeżdżające Sylvanor i
Hogwart, raniące Meadowsweet i twoich przyjaciół. Słyszysz w głowie, jak cię
wołają, błagając o ratunek i masz sekundy, by to zrobić.
Głos
Snape’a był tak przekonujący, że Harry
prawie uwierzył, że fantomowe wyobrażenia są prawdziwe.
-
A teraz otwórz oczy i zaatakuj wroga, Potter!
Oczy
Harry’ego otworzyły się gwałtownie na rozkaz Snape’a i rzucił Sectumsemprę bez
myślenia o tym i tym razem manekin opadł i zsunął się po drzewie, pocięty na
wstążki.
Zagapił
się na zrujnowane kawałki materiału.
-
Ja… to zrobiłem.
-
Przy odpowiedniej motywacji można rzucić wszystko. Wcześniej nie wkładałeś
wystarczająco dużo woli w zaklęcie, myślałeś za dużo. Musisz się nauczyć
reagować, a nie myśleć w walce. Zrób to jeszcze raz.
Manekin
został naprawiony i Harry rzucał zaklęcie Sectumsempra raz za razem, póki pot
nie spływał po jego czole i wydawało mu się, jakby dostał pięścią dziesięć rund
w walce bokserskiej. Jednak kiedy doznał zawrotów głowy, Severus kazał mu
siedzieć z głową między kolanami przez pięć minut.
-
Dlaczego jestem tak zmęczony?
-
Ponieważ magia bitewna jest bardzo wyczerpująca, przywołanie całej swojej
złości i woli jest ciężkie, zwłaszcza na początku – wyjaśnił Severus. – Gdybym
miał więcej czasu, naciskałbym, żebyś to przepracował, ale na razie będę dla
ciebie łagodny. Musisz umieć używać magii, gdy dotrzemy do sierocińca, a nie
będziesz w stanie, jeśli cię wykończę. Odpocznij przez jeszcze dwie minuty, a
potem pokażę ci ostatnie zaklęcie.
Harry
pokiwał tępo głową, myśląc, że nie chce wiedzieć, jak wyglądałaby prawdziwa
sesja treningowa, skoro ta sprawiała, że czuł się, jakby był wielokrotnie
przejechany przez Hogwart Express. Teraz rozumiał, dlaczego większość
czarodziejów nie używała tak często magii bitewnej.
-
Wstawaj, Potter. – Severus skinął na niego, żeby wstał. – To ostatnie zaklęcie
jest również moje, może być używane w ostateczności, ponieważ może zaszkodzić
zarówno przyjaciołom, jak i wrogom, jeśli rzucisz je w zamkniętej przestrzeni,
na przykład w pokoju. Nazywa się Burza Ognia.
Severus
pokazał, jak wykonać skomplikowany ruch polegający na obrocie i szarpnięciu
dłonią, przed wypowiedzeniem zaklęcia na głos.
-
Incendia tempest!
Manekin
natychmiast stanął w płomieniach, wir ognia spadł z nieba i uderzył go,
zmieniając go w popiół w mgnieniu oka.
-
Święty Merlinie!
-
Teraz rozumiesz, dlaczego takie zaklęcia nie mogą być rzucane dowolnie?
Płomienie
paliły gorąco przez kolejne pół sekundy, nim Severus wypowiedział
przeciwzaklęcie i zniknęły.
Jak
poprzednio, naprawił manekina i ustawił go, by Harry mógł go użyć.
To
zaklęcie było najtrudniejsze z tych trzech, wymagało precyzyjnych ruchów
różdżki i ogromnej woli. Harry potrzebował dziesięciu prób, nim w końcu
wszystko poprawił i rzucił zaklęcie.
Jego
tunel ognia nie był tak duży, jak jego mentora, ale był przyzwoity, biorąc pod
uwagę, że Harry nie osiągnął nawet szóstego roku. Severus powiedział mu, że
dobrze sobie poradził. Harry rzucił zaklęcie jeszcze raz, nim Severus zarządził
przerwę.
-
Odpocznij jeszcze dziesięć minut i nauczysz się przeciwzaklęć.
Harry
modlił się, by mógł utrzymać się na nogach i nie zhańbić się omdleniem. Krótkie
odpoczynki utrzymywały wyczerpanie na odległość, ale ledwie. Kiedy Severus
skinął głową, Harry podniósł się na nogi z jękiem.
Severus
zignorował to i powiedział:
-
Najlepszym sposobem na nauczenie się przecie zaklęć jest obserwowanie, jak ktoś
inny je wykonuje, a potem kopiowanie ich. Więc… chcę, żebyś rzucił na mnie
klątwę Confringo. – Podszedł do drzewa, na którym wisiał manekin i stanął
twarzą do Harry’ego.
-
Co? Sev, nie mogę tego zrobić! Co jeśli… co jeśli chybię?
-
Musisz to zrobić. Zablokuję zaklęcie, Potter. Nie bój się tego. A teraz zrób
to!
Harry
niechętnie uniósł różdżkę, wycelował ją w Severusa, zamknął oczy i rzucił
klątwę Confringo.
-
Otwórz oczy, do cholery! – krzyknął Snape. – Nie możesz tego obserwować z
zamkniętymi oczami, Potter.
-
Och. – Harry poczuł się jak idiota. Otworzył oczy.
-
Dlaczego to zrobiłeś?
-
Ponieważ nie mogę rzucić takiego zaklęcia na ciebie, Severus – przyznał cicho,
zawstydzony.
Snape
westchnął. Potem sam machnął na siebie różdżką i nagle na jego miejscu pojawił
się dementor. – Lepiej?
-
Tak – powiedział Harry.
-
Dzięki Merlinowi! – powiedział szyderczo Snape. – Rzucaj, Potter!
Harry
wziął głęboki oddech i rzucił zaklęcie.
Ku
jego ogromnej uldze, zaklęcie zostało odbite. Snape wysłał je przez drzewa, by
uderzyło nieszkodliwie w ziemię.
Jeden
po drugim rzucał zaklęcia bojowe na Severusa, a Snape odbijał je jedno po
drugim leniwym machnięciem różdżki.
-
Obserwuj uważnie, Potter – rozkazał, kiedy wydawało się, że uwaga Harry’ego
odpływa. – Parz, jak poruszam różdżką o ćwierć obrotu… o tak! – zademonstrował
ponownie, spowalniając ruch, by Harry mógł go przestudiować. – I obracam
nadgarstek do wewnątrz, o tak.
Harry
skoncentrował się, próbując wchłonąć lekcję do swojej głowy, pomimo zmęczenia,
które groziło, że go pochłonie. MUSISZ
się tego nauczyć, to ważne. Jeśli nie nauczysz się przeciwzaklęć, będziesz
martwy, gdy zmierzysz się z prawdziwym śmierciożercą. Czerpał ze starych
rezerw uporu i wytrzymałości, które w sobie miał, których nie wykorzystywał od
poprzedniego lata, kiedy mieszkał z Dursleyami. Często wykonywał pracę, gdy
słaniał się z głodu i wyczerpania lub chorował aż do omdlenia. Odrobina
zmęczenia to nic, skarcił się i zmusił do większej koncentracji.
-
Pokaż mi, czego się nauczyłeś, Potter! – warknął Severus.
Harry
uniósł różdżkę i powtórzył przeciwzaklęcia wszystkich zaklęć, jedno po drugim.
Severus
obserwował i poprawiał go, gdy zaszła konieczność, po czym kazał mu wykonywać
przeciwzaklęcie, póki nie było idealne albo bliskie perfekcji. Po kolejnej
godzinie, Snape zarządził przerwę i pozwolił podopiecznemu wypić nieco wody i
zjeść baton energetyczny, który wybrał. Harry był wdzięczny za wytchnienie.
-
Jak mi poszło? – zapytał, przeżuwając batonik, który był zrobiony z owsa, miodu
i żurawiny.
-
Nieźle jak na pierwszą sesję. Powinieneś być w stanie powstrzymać czarodzieja
rzucającego klątwę na tyle długo, żebym do ciebie dotarł i go wykończył –
powiedział mu szczerze Severus.
-
Sev, czy… niepokoiło cię to, gdy pierwszy raz uch… rzuciłeś takie zaklęcie na
serio? – zapytał z wahaniem Harry. Nie chciał, żeby starszy czarodziej myślał,
że jest mięczakiem.
-
Chodzi co o to, kiedy kogoś zabiłem?
-
Tak.
-
Owszem. Czym innym jest praktykowanie magii bojowej na manekinach, a czym innym
rzucenie zaklęć na człowieka i sprawdzenie, co naprawdę mogą zrobić z ciałem i
krwią przeciwnika – odpowiedział Severus, siadając na ziemi obok swojego
ucznia. – Gdy po raz pierwszy rzuciłem Sectumsemprę na śmierciożercę, miałem
osiemnaście lat i mieliśmy być na misji stłumienia buntu w wiosce podobnej do
Hogsmeade w Kornwalii. Mój towarzysz, który nie zasługuje na imię, świetnie się
bawił, podpalając domy i przerażając na śmierć kobiety, dzieci i starszych
czarodziejów. Miałem dołączyć, ale nie mogłem się do tego zmusić, więc
obserwowałem, póki nie mogłem już dłużej tego znieść, więc poczekałem, aż jego
uwaga będzie gdzie indziej i rzuciłem na niego Sectumsemprę. Wykrwawił się na
śmierć w ciągu pięciu sekund. Spaliłem jego ciało i rozrzuciłem prochy, a potem
odszedłem. Inni czarodzieje i czarownice musieli pomyśleć, że oszalałem.
-
Co się potem stało?
-
Podszedłem i poinformowałem Lucjusza, że nasza misja zakończyła się sukcesem, a
potem śmierciożerca został zabity przez innego czarodzieja. Potem wróciłem do
domu i spędziłem następne trzy godziny na wymiotowaniu. Wciąż mogę sobie
przypomnieć, jak wyglądał po rzuceniu zaklęcia z powodu mojej pamięci i za
każdym razem, gdy o tym myślałem, wspomnienie wracało i ponownie czułem się
chory.
-
Często się to zdarzało?
-
Często. Nie jestem człowiekiem, który lubi zadawać ból i śmierć, Harry.
Zabijanie nie daje mi satysfakcji. Zabijam, kiedy muszę, ponieważ jeśli tego
nie zrobić, może to kosztować moje życie albo życie niewinnej osoby. Podobnie
jak jastrząb, zabijam w samoobronie, ale nigdy dla przyjemności. Zaklęcia
bojowe nie są łatwe do rzucenia. Zawsze powinieneś rozważyć, co zrobić, zanim
podniesiesz różdżkę z zamiarem zabicia. Ale jeśli jest to jednoznaczna sprawa,
nie wahaj się. Ci, z którymi się zmierzysz, nie będą mieli dla ciebie żadnej
litości. To masowi, zimnokrwiści mordercy i nie mrugną nawet rzęsami, nim ci
zabiją. A po sprawie będę ci trzymał głowę w razie potrzeby. Nie ma wstydu, że
jest się chorym po pierwszej bitwie, Harry. Większość ludzi jest. Zabijanie
powinno ranić, bo odebranie życia nie jest błahostką. Ale z tego samego powodu
nie powinieneś się nad tym rozwodzić, jeśli było to konieczne, by zachować
życie własne lub innej osoby.
Harry
skończył swój baton energetyczny i wodę, po czym wstał.
-
Czuję się już lepiej. Dzięki, że mi to powiedziałeś, Sev. Sądziłem… że
pomyślisz, że jestem tchórzem, ponieważ rzucenie Sectumsempry i Burzy Ognia
sprawiało, że robiło mi się niedobrze.
-
Tchórzem? Nie masz w sobie ani grama tchórza, chłopcze. To, co czułeś jest
normalne dla piętnastolatka, który nigdy nie używał magii bojowej. Martwiłbym
się, gdybyś tego nie czuł. – Poklepał swojego ucznia po ramieniu. – Chodź,
pisklaku. Lekcje na dzisiaj skończone. Teraz musimy lecieć.
I
z tymi słowami Snape zmienił się w Warriora i wystrzelił w niebo, wolny od
ziemskich ograniczeń i w jedności z wiatrem.
Harry
dołączył do niego po chwili i polecieli w kierunku Londynu.
Niemal
cały dzień zajęło im dotarcie do celu – Sierocińca Wool’s, położonego na
obrzeżach Londynu, niedaleko Cheapside. Kiedy Tom Riddle był dzieckiem,
sierociniec znajdował się w dość szanowanej części miasta, ale w późniejszych
latach okolica popadła w ruinę i nieporządek, aż była niewiele lepsza niż
opuszczona dzielnica pełna kamienic zabitych deskami i budynków do rozbiórki.
Było to miejsce nękane przez bezdomnych i zdesperowanych, złodziei, handlarzy
narkotyków i tych, którzy chcieli szybko zarobić na cudzym nieszczęściu.
Severus
dobrze znał okolicę, wpadał tam wcześniej w poszukiwaniu podejrzanych
czarodziei, ale mimo to nalegał, by Harry nie zwracał na siebie uwagi,
ubierając się w zwykłe ubrania.
-
Ci, którzy tu mieszkają z radością poderżną ci gardło za buty – powiedział
Severus, wskazując na adidasy Harry’ego. – A więc… musimy się wtopić. –
Wycelował różdżkę i transmutował dżinsy, buty i koszulkę Harry’ego w
zniszczone, postrzępione ciuchy.
Harry
spojrzał an sobie z zainteresowaniem.
-
Super! Wyglądam jak Oliver Twist, czy coś.
Severus
uniósł brew.
-
I tak powinieneś wyglądać. Przejdziemy niezauważeni. – Wycelował różdżkę w
siebie, a jego elegancki, czarny strój stał się brudny i zużyty. Przesunął
różdżką po swoich włosach, które znów przybrały swój niegdyś tłusty wygląd. –
Proszę rozmierzwić swoje włosy, panie Potter. Tym razem będzie to atutem.
Harry
nie był pewny, czy uznać to za zniewagę, czy za komplement, więc po prostu
zrobił to, co mu kazano. Severus wtarł garść brudu w twarz Harry’ego i przód
jego koszulki, po czym skinął głową z satysfakcją.
-
Dobrze. Brudny bachor z ulicy. – Skinął na Harry’ego, by poszedł za nim do
Cheapside.
Harry
zawahał się na chwilę, patrząc w górę w poszukiwaniu swojej towarzyszki i
odetchnął z ulgą, gdy zobaczył małą plamkę przelatującą nad jego głową, ale nie
na tyle blisko, by ktokolwiek zauważył, że jest to sowa.
Przeszli
obok spalonych budynków i rogów ulic, przy których przewrócono albo skradziono
latarnie. Szyldy uliczne były pogięte albo nie istniały, chodnik był popękany i
zniszczony, pokryty w niektórych miejscach śmieciami. Powietrze wypełniły
zapachy tytoniu, ścieków i gnijącego jedzenia, a Harry musiał walczyć, by nie
zwymiotować.
-
Dziesięć razy zrób wdech i wydech – wysyczał Severus kątem ust. – Przyzwyczaisz
się.
Harry
wykonał polecenie, modląc się, by właśnie wtedy nie zwymiotować. Ale w końcu
jego nos znieczulił się na smród i mógł chodzić, nie czując, że zaraz straci
śniadanie. Kiedy szedł, zgarbił się lekko i próbował naśladować swobodny chód
Snape’a.
Severus
szedł bez widocznego pośpiechu z opuszczoną głową i paskudnym grymasem na
twarzy. Włosy opadały mu częściowo na oczy i wyglądał jak włóczęga, który
właśnie wracał z baru.
Minęli
kilka osób, ale nikt nie spojrzał na nich dwa razy. Harry nie wiedział, skąd
Severus wiedział, gdzie iść, ale podążał za nim uparcie, ufając instynktowi
swojego mentora. Przeszli kilka przecznic, a budynki stawały się jeszcze
bardziej odrapane i zaniedbane.
Sierociniec
Wool’s znajdował się za zardzewiałą bramą z kutego żelaza, jedna z części
zwisała na zawiasach i skrzypiała żałośnie na lekkim wietrze. Ścieżka do
sierocińca była zarośnięta chwastami, sam budynek był zniszczony, a szara cegła
popękana i kruszyła się. Wszystkie okna były wybite, niektóre całkowicie
rozwalone. Sierociniec był wyraźnie opuszczony i Harry wzdrygnął się, patrząc
na niego. Wyglądał jak nawiedzony dom, pusty i ponury, złowrogi i ciemny.
Harry’emu
nie podobał się ten widok od pierwszego spojrzenia i prawie zrobiło mu się żal
Riddle’a, który musiał dorastać w tak surowej, zimnej atmosferze. Jednak potem
przypomniał sobie, że być może w sierocińcu nie zawsze tak było. W końcu minęło
pięćdziesiąt lat.
-
Sev? Czy czujesz… coś złego w tym miejscu?
Ku
jego uldze, Snape nie zaszydził z jego na to pytanie.
-
Tak. W tym miejscu panuje aura zła i śmierci. – Sięgnął do swojej kieszeni i
wyjął rękawice do łamania klątw. Wkładając je, skinął na Harry’ego, by zrobił
to samo.
Harry
posłuchał, po czym wyciągnął różdżkę, chociaż rękawice sprawiały, że jego
uścisk był nieco niepewny i śliski. Mimo to znał powód, dlaczego Severus
chciał, żeby je nosił – Sztylet Niezgody mógł okazać się śmiertelny, jeśli się
go dotknie gołą skórą.
-
Wznieś swoje tarcze ochronne wokół umysłu, Harry.
-
Dlaczego?
-
To pomoże ci uporać się ze złą aurą i zablokować wszelkie próby Sztyletu, by na
ciebie wpłynąć.
Harry
zamknął oczy i przywołał swoje tarcze. Kiedy poczuł, że ustawiły się na
miejscu, otworzył oczy i powiedział:
-
Dobrze, Sev. Jestem gotowy.
Podążył
za Snapem przez bramę i ścieżką do sierocińca na wzgórzu.
Severus
wymamrotał zaklęcie i drzwi sierocińca cicho się otworzyły.
Wewnątrz
holl był gęsto pokryty kurzem, a przewody elektryczne zwisały z sufitu, z
którego usunięto oprawy oświetleniowe. W ścianach były dziury, z których
łuszczyła się tapeta i coś zagnieździło się w jednej z desek podłogowych, które
złowrogo skrzypiały pod ich stopami. Przeszli obskurnym korytarzem i zatrzymali
się obok zniszczonych schodów.
-
Tam będą dormitoria – powiedział Severus, oświetlając miejsce różdżką. – Po
lewej stronie wygląda mi to na jadalnię, a po prawej prawdopodobnie są biura i
być może pokoje opiekunem, jeśli zostawali tu na noc.
-
To miejsce przyprawia mnie o ciarki. Od czego zaczniemy?
-
Zaczniemy od rzucenia zaklęcia znajdującego, Harry. Założę się, że Riddle ukrył
sztylet, ale znajdziemy go szybciej, jeśli użyjemy magii, zamiast potykać się
jak dwa pijane prostaki. – Severus cicho zaintonował zaklęcie.
Niemal
natychmiast poczuł gwałtowne szarpnięcie różdżki. Prowadziło na górę.
-
Tędy. – Zaczął ostrożnie wchodzić po schodach.
Harry
szybko ruszył za nim, tłumiąc chichot rozbawienia. Niech mnie diabli! Może naprawdę ukrył ten cholerny przedmiot pod swoim
łóżkiem, jak za dzieciaka. Jak cholernie głupio. Chyba nigdy nie sądził, że
ktokolwiek znajdzie jego dziennik i będzie w stanie złamać kod. Arogancki,
pieprzony kutas!
Potknął
się o stopień i ledwie utrzymał równowagę. Rumieniąc się z powodu swojej
niezdarności, szedł dalej, zazdroszcząc swojemu mentorowi niedbałej gracji na
wytartych stopniach. Jego ręce pociły się w rękawicach, ale nie odważył się ich
zdjąć. Kiedy podróżowali w górę, zauważył, że uczucie strachu zdawało się
narastać, jakby coś nie chciało ich w tym miejscu, zakłócając inne uczucia.
To
była niemal namacalna obecność, gorsza nawet od duchów w Dworze Riddle’ów. Odejdźcie! Nie jesteście tu chciani! –
Syczała do niego. – Odejdźcie i nie
kłopoczcie więcej tego miejsca!
Harry
zmusił się, by zignorować to uczucie i szepczący głos. To prawdopodobnie tylko
nerwy. W końcu znalazł się na szczycie schodów i Severus zaczął wchodzić do
pokoju dwa drzwi po prawej. Jego różdżka rzucała niesamowite cienie na jego
twarz, sprawiając, że wyglądał jeszcze bardziej złowieszczo i przerażająco.
-
Tutaj.
Lodowaty
wiatr wydawał się targać poszarpanymi zasłonami w popękanych oknach, gdy Snape
otworzył drzwi do dormitorium. Osiem łóżek stało pod lewą ścianą, a naprzeciwko
nich stały wysokie komody, wszystkie w różnym stanie, niektórzy z nich rozwalone.
Wszystkie łóżka miały połamane nogi i zwisające, podarte materace. W powietrzu
unosił się odór pleśni, zgnilizny i moczu, jakby zwierzę używało tego miejsca
jako toalety.
Harry
zmarszczył nos z niesmakiem. Zobaczył, że nos Snape’a też się marszczy, ale
Mistrz Eliksirów był zbyt zajęty podążaniem za swoim zaklęciem, by zniechęcił
go nieprzyjemny zapach. Przeszedł wzdłuż rzędu łóżek, aż dotarł do ostatniego,
po czym odciągnął je od ściany, prawie na sam środek pokoju.
-
Jest tutaj? – zapytał Harry, ledwie odważając się oddychać.
-
Być może. – Severus zatrzymał się, po czym zrzucił plecak. – Harry, wyjmij
skrzynkę z eliksirem rozpuszczającym klątwy i kociołek. Jeśli moje zaklęcie
jest słuszne, sztylet jest tutaj, więc musimy być przygotowani na szybkie
zniszczenie go, nim spróbuje któregoś z nas osłabić.
Snape
podszedł do miejsca, gdzie stało łóżko, gdzie na zakurzonej podłodze był ciemny
prostokąt. Severus postukał stopą w podłogę i usłyszał głuche echo.
-
Coś tam jest. Pod podłogą.
Użył
tego samego zaklęcia, co w Domu Gauntów, by zmniejszyć deski podłogowe.
Harry
podbiegł do plecaka Severusa i wyciągnął pudełko z eliksirami. Otworzył j, by
sprawdzić, jak się mają fiolki i ucieszył się, że eliksiry nadal są
nienaruszone.
Spojrzał
na klęczącego Severusa i wkładającego rękę w miejsce pozostawione przez
skurczoną podłogę. Wyciągnął drewniane pudełko, podobne do pudełeczka po
cygarach. Potem zaczął rzucać zaklęcia wykrywające.
Pudełko
wydawało się być niebronione. Severus natychmiast stał się podejrzliwy.
Ostrożnie otworzył pudełko. W nim znajdowało się jojo, gwizdek, scyzoryk i
worek kulek.
Severus
wpatrywał się w śmieci i niemal wyrzucił pudełko z obrzydzeniem. Potem spojrzał
jeszcze raz na dziecięce pudełeczko z zabawkami i zaczął chichotać z niechętnym
podziwem.
-
Geniusz! Ukryj coś cennego wśród zwykłych rzeczy o małej wartości, a
zamaskujesz rzecz tak, jakby nie miała żadnych wartości.
-
Co to ma znaczyć? – zapytał Harry, podchodząc, by zobaczyć, co znalazł Severus.
– Huh? To wygląda jak trochę dziecięcych zabawek. Gdzie jest sztylet?
Severus
wyciągnął dłoń w rękawiczce i podniósł scyzoryk.
-
Tutaj.
Harry
wyglądał na zdezorientowanego.
-
Uch, Sev, to scyzoryk. Możesz go kupić w każdym sklepie za dwa pensy.
-
Tak jak ty. To jest coś, na co nikt nie spojrzałby drugi raz. Tak jak sobie
zażyczył jego mistrz. – Severus dotknął czubkiem różdżki scyzoryka i powiedział
ostro: – Revelaro! Finie incantatem!
Ze
scyzoryka wytrysnęła niebieska mgiełka, która zaczęła chwiać się i wirować na
odzianej w rękawicę dłoni Severusa.
Harry
patrzył, zniesmaczony i zafascynowany, jak krawędzie scyzoryka zamazują się, a
potem staje się on wysadzanym klejnotami, złotym Sztyletem Niezgody. Leżał na
dłoni Snape’a, rubin w głowicy mrugnął wrogo do Harry’ego, a przynajmniej tak
wydawało się młodemu czarodziejowi.
-
Udało ci się, Sev!
Severus
wyglądał na dość zadowolonego.
-
Harry, zacznij wlewać fiolkę do kociołka.
Harry
podszedł do otwartego pudełka, wyjął z niego fiolkę i poluzował korek. Ale
zanim mógł zrobić więcej, pokój wypełnił okropny syk i jęk, a podłoga
eksplodowała deszczem wiórów i kurzu.
-
Na ziemię! – krzyknął Severus.
Harry
rzucił się na podłogę, całkowicie zapominając o otwartej fiolce w swojej dłoni.
Poczuł, że roztwór zaczyna wylewać się z buteleczki na podłogę, nim zdążył temu
zapobiec.
-
Ach! Cholera jasna! – zaklął, ale nim zdążył się poruszyć, z podłogi zaczęły
wychodzić rzeczy, które składały się z gnijącego mięsa i niczego więcej, ich
twarze były zniekształcone, pełne gnijących zębów.
Zbliżyły
się szybko do Harry’ego i Severusa, zgrzytając zębami i wyjąc o krew, ich
dłonie kończyły się długimi szponami. Harry przeczołgał się do tyłu, rzucił
pustą fiolkę w zbliżające się stwory i wstał.
-
Sev! Co to za stwory?
-
Inferiusy. Zwłoki ożywione przez czarną magię – warknął Severus. – Przygotuj
się do obrony, Harry. Nie miej litości. – Wyraz jego twarzy był szorstki i
ponury.
-
Sev, eliksir się rozlał… - zaczął Harry, zbliżając się do swojego mentora, ale
jego słowa zostały zagłuszone, gdy prawie dwanaście inferiusów rzuciło się do
przodu z wyciągniętymi szponiastymi rękami, szeroko otwartymi ustami, wyjąc ze
złością.
Harry
wycelował różdżkę i wypowiedział klątwę Confringo w chwili, gdy inferius rzucił
się do jego gardła.
Nieumarły
został odepchnięty wybuchem do tyłu i pozostał po nim tylko pył. Ale na jego
miejsce pojawiło się ich więcej, aż zostali otoczeni przez te wstrętne
stworzenia.
A
Sztylet Niezgody zaczął świecić, sycząc dziwny refren w głowie Harry’ego.
-
Zobacz mnie. Weź mnie. Użyj mnie. Uwolnij
mnie od tego miejsca. Podnieś mnie, a uczynię cię panem świata.
Harry
potrząsnął głową, po czym ponownie wycelował różdżkę, przygotowując się do
rzucenia Sectumsempry. Inferiusy zbliżyły się z wyszczerzonymi zębami, sycząc i
wyjąc dziko.