Zdaniem Harry’ego, Remus przyjął całkiem dobrze odkrycie kim jest Książę Półkrwi. Siedział w milczeniu przez prawie pięć minut, po czym zaczął krążyć po pokoju i przeklinać się za to, że nie zauważył tego wcześniej. Harry podejrzewał, że miało to związek z tym, że Remus nie rozpoznał pisma profesora Snape’a albo czegoś podobnego, ale nie był on jedyny. Kiedy mężczyzna skończył, Harry opowiedział, co się stało w gabinecie Slughorna, co wprawiło Remusa w nieco lepszy nastrój.
Tego
ranka lekcje teleportacji również poszły lepiej, niż Harry się spodziewał. W
końcu udało mu się aportować podczas obrotu. Hermionie również udało się
aportować i niemal przewróciła Harry’ego w swoim podekscytowaniu. Zarobiła tym
naganę od profesor McGonagall i fale zazdrości od Rona (który stał w pobliżu),
chociaż Harry’emu ciężko było ustalić, czy to dlatego, że Hermiona się
aportowała, czy dlatego, że go przytuliła.
Chwiejna
przyjaźń Rona stawała się niezwykle irytująca. Zadziwiające było o, że skoro
Ron był tak zazdrosny o pogłoski o związku Harry’ego i Hermiony to dlaczego
wciąż był z Lavender? To po prostu nie miało sensu. Jak Ron mógł uwierzyć w
plotki Lavender zamiast swoim najlepszym przyjaciołom? Z drugiej strony, niewiele z zachowania Rona w tym roku miało sens.
W
tym roku niewiele miało sens. Ron zachowywał się dziwnie, Cho zachowywała się
dziwnie, Malfoy sprzeciwiał się Snape’owi, Syriusz robił Merlin wiedział co, z
jakiegoś dziwnego powodu Dumbledore był czasami nieobecny przez kilka dni, a
cała żeńska populacja Hogwartu uważała Harry’ego za atrakcyjnego. Sześć
miesięcy temu Harry pomyślałby, że większość tych zmian była niemożliwa. Sześć
miesięcy temu Harry nigdy by nie uwierzył, że Ron porzuci swoich najlepszych
przyjaciół dla dziewczyny, która mu się wyraźnie nie podobała.
Oczywiście
Harry był gotów sześć miesięcy temu przekląć Rona, ale to nie o to chodziło. Sęk
w tym, że Harry nie był pewny, czy dalej wie, kim jest Ron. Ron, którego znał
cenił przyjaźń i rodzinę ponad plotkami i rozgłosem. Zajmowali się tą sprawą
lata temu. Ron wiedział, że lepiej nie być zazdrosnym o uwagę, jaką otrzymywał
Harry… prawda?
Niestety
Harry nie był już taki pewny.
Spotkanie
GD tego wieczoru było co najmniej niekomfortowe. Ron za wszelką cenę unikał
Harry’ego i Hermiony, a nawet był otwarcie czuły w kierunku Lavender podczas
spotkania. To zirytowało kilku członków, którzy nie mieli problemu z wyrażeniem
na głos niechęci do niewłaściwego zachowania. Po tym, jak piąta osoba
powiedziała Ronowi i Lavender, żeby przestali i znaleźli sobie pokój, Ron i
Lavender opuścili spotkanie. To był ostateczny gwóźdź do trumny dla Harry’ego.
Ron, który był jego najlepszym przyjacielem przez ponad pięć lat, zniknął. Jego
najlepszy przyjaciel zmienił się w kogoś, kogo nie był pewny, czy chce znać.
Reszta
spotkania przebiegła bez żadnych przerw. Jednak po spotkaniu wszystko było
jasne. Kiedy wszyscy wychodzili, Harry został osaczony przez całą Radę z
sugestiami, by zawiesić Rona i Lavender w przyszłych spotkaniach. Oczywiście Ginny
była tą, która zaproponowała ten pomysł, ale co zaskoczyło Harry’ego, Cho
poparła wniosek.
-
Jeśli Ron i Lavender myślą, że to, czego się uczymy, jest stratą czasu, mogą
nauczyć się, jak przetrwać tę wojnę w swoim własnym czasie – powiedziała Cho. –
Kiedy zdecydują się dorosnąć to może pozwolimy im na próbę wrócić.
Harry
westchnął, siadając na krześle, które pojawiło się znikąd. Był w pułapce.
Jakąkolwiek odpowiedź udzieli, musiał kogoś rozzłościć.
-
Czy wszyscy się na to zgadzacie? – zapytał, spoglądając na nich. Członkowie
Rady spojrzeli po sobie i pokiwali głowami. – A co powiecie na to, żeby
najpierw dać im ostrzeżenie? – zaproponował Harry. – Jeśli to się powtórzy, nie
będą mogli już wrócić.
-
Zgadzam się – powiedziała Hannah, wzruszając ramionami. – Nigdy tak naprawdę
nie powiedzieliśmy, że zakłócanie spotkań spowoduje wydalenie z grupy, ponieważ
nie sądziliśmy, że to będzie problemem.
-
Ale Ron powinien wiedzieć, czego lepiej nie robić – sprzeciwiła się Ginny. – Te
spotkania pomagają nam wszystkim. Wszyscy wiedzą, że sprawy osobiste należy
zostawiać za drzwiami.
Harry
nie przegapił spojrzenia, jakim Ginny obdarzyła Cho, ani tego, jak Cho nagle
zaczęła nieswojo wyglądać.
-
Obejmuje to także twoje problemy z bratem, Ginny – powiedział od niechcenia. –
Wszyscy mamy problemy i czasami raczej trudno o nich zapomnieć. Nie
usprawiedliwiam zachowania Rona. Po prostu myślę, że zrobienie czegoś tak
drastycznego bez żadnego ostrzeżenia spowoduje problemy. Porozmawiam z Ronem i
Lavender. Jeśli nie mogą oderwać od siebie rąk, nie powinni w ogóle tu
przychodzić.
Większość
Rady zgodziła się. Wydawało się, że Ginny była jedyną osobą, która chciała
protestować, ale Harry uznał, że to w większości dlatego, że jest zła na Rona.
Nie mając nic innego do omówienia, Rada opuściła Pokój Życzeń. Harry starał się
zachować pewien dystans między sobą a Ginny, póki nie będzie miała okazji się
uspokoić. W końcu wszyscy wiedzieli, że temperament Weasleyów był siłą, z którą
należało się liczyć.
Gdy
wszyscy ruszyli własnymi drogami do swoich domów, Harry poczuł dłoń na swoim
lewym ramieniu i odwrócił się do Cho, próbującą uśmiechnąć się uspokajająco.
Stwierdzenie, że gest był niespodzianką byłoby niedopowiedzeniem. Harry
próbował odwzajemnić uśmiech, ale miał wrażenie, że mu się nie udało przez
przygnębiony wyraz twarzy Cho. To dało Harry’emu nadzieję. Być może ich
przyjaźń była jednak do uratowania.
Wchodząc
do pokoju wspólnego Gryfonów, nadzieja Harry’ego zgasła na widok Rona i
Lavender, przytulających się przy kominku. Po raz kolejny wyglądali tak, jakby
próbowali się zjeść. Czy oni nigdy nie
dają temu spokoju? Wzdychając głęboko, Harry zebrał całą swoją odwagę i
podszedł do nich. Fale irytacji, desperacji i zazdrości ogarnęły Harry’ego,
nasilając się z każdym krokiem. To zaskoczyło Harry’ego. Ron i Lavender czuli
wszystko, czego nie powinni podczas pocałunku.
Harry
odchrząknął głośno, sprawiając, że Ron i Lavender przestali się całować i
odwrócili się do niego ze znudzonymi wyrazami twarzy.
-
Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że kilka osób narzekało na wasze dzisiejsze
zachowanie, więc jest to wasze jedyne ostrzeżenie – powiedział surowo Harry. –
GD jest dla tych, którzy chcą ćwiczyć swoje umiejętności w nadziei na
przetrwanie wojny. Jeśli oboje uważacie, że jest to strata czasu, nie
wracajcie. Jeśli ponownie spowodujecie zamieszanie, będziecie poproszeni, żeby
opuścić spotkanie i zabronimy wam przychodzić na kolejne.
Ron
i Lavender wpatrywali się w Harry’ego kompletnie oszołomieni, ich usta
otwierały się i zamykały bez słów. Harry nigdy nie rozmawiał z jakimkolwiek
Gryfonem w taki sposób. W jego głosie nie było złości, tylko rozczarowanie
zmieszane z surowością, które zwykle pojawiały się, gdy nauczyciel rozmawiał z
uczniem.
Harry
nie czekał, aż wymyślą odpowiedź, tylko odwrócił się i wszedł po schodach. Nie
było takiej potrzeby. Ron i Lavender musieli zrozumieć, że ich działania mają
konsekwencje. Musieli wybrać, co jest ważniejsze. Harry nie mógł pozwolić sobie
na wybieranie ulubieńców. Chronił Rona przed utratą pozycji w drużynie Quidditcha
i prawie stracił przez to resztę drużyny. Nie zamierzał pozwolić GD się
rozpaść, ponieważ dwójka ludzi nie potrafiła myśleć o nikim innym poza sobą.
Wchodząc
do swojego dormitorium, Harry próbował wyrzucić z głowy natłok myśli i
skoncentrować się na czymś… czymkolwiek innym. Naprawdę nie podobało mu się,
dokąd to wszystko prowadziło. Nie podobało mu się to, że większość komplikacji
w tym roku była związana z Ronem. Dlaczego Ron nie widział, że inni cierpieli?
TRZASK!
Harry
szybko odwrócił się i zobaczył piorunującego go wzrokiem, zirytowanego Rona,
który właśnie zatrzasnął drzwi. Może Ron przyjął ostrzeżenie gorzej, niż Harry
myślał.
-
Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś to mi… nam – wysyczał gniewnie Ron, zbliżając
się, aż stanęli nos w nos (cóż, a przynajmniej tak blisko, jak mogli). –
Jesteśmy twoimi przyjaciółmi! Czy Ginny cię do tego namówiła? – Jego oczy
zwęziły się podejrzliwie. – Zrobiła to, prawda?
Harry
nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Właśnie otrzymał dowód, że Ron nie myślał o
nikim innym poza sobą.
-
Właściwie to Rada chciała wyrzucić
waszą dwójkę z GD – powiedział stanowczo Harry. – Ciężko pracują, żeby się
nauczyć, co mogą, by wszyscy skorzystali z GD. Pamiętasz GD, Ron? Grupę, którą
ty i Hermiona stworzyliście w zeszłym roku i zmusiliście mnie, żebym był jej
częścią? – Odsuwając się o krok, Harry przyjrzał się Ronowi, nim potrząsnął
głową. – Już nawet nie wiem, kim jesteś – powiedział ze zdumieniem. – Ron,
którego znałem, stał u boku swoich przyjaciół i rodziny. Nigdy nie porzuciłby
nas dla takiej plotkary jak Lavender.
Ron
wciągnął gwałtownie powietrze.
-
Ona przynajmniej mnie nie okłamuje – odparował. – Kiedy ty i Hermiona
zamierzaliście mi powiedzieć, że całujecie się za moimi plecami?
Harry
roześmiał się z niedowierzaniem, machnął nadgarstkiem i chwycił różdżkę. Bez
słowa machnął nią i cicho rzucił cicho kilka zaklęć prywatności, by nikt nie
mógł podsłuchać ich rozmowy.
-
Nic takiego nie robimy! – powiedział, chowając różdżkę do kabury. – Jesteśmy z
Hermioną tylko przyjaciółmi. Była przy mnie, kiedy potrzebowałam pomocy,
ponieważ mój najlepszy przyjaciel postanowił wierzyć plotkom, zamiast pytać o
prawdę.
Ron
spojrzał na Harry’ego podejrzliwie i splótł ręce na piersi.
-
Jesteście tylko przyjaciółmi? – zapytał.
Harry
uniósł ręce z frustracją, po czym podszedł do okna i zapatrzył się w ciemność.
-
Jeśli mi nie wierzysz to nie mam ci nic więcej do powiedzenia – powiedział z
irytacją. – Mam dość czekania, aż się obudzisz i zdasz sobie sprawę, że
niszczysz coś, czego zbudowanie zajęło nam pięć lat! Kiedyś ufałem ci życiem!
Teraz nie mogę powiedzieć tego samego. – Ich oczy spotkały się na ułamek
sekundy, nim Ron odwrócił wzrok. – Nie było cię przy mnie, gdy Hermiona, Remus
i ja pracowaliśmy nad zdobyciem wspomnienia od Slughorna. Nie było cię, gdy mi
się powiodło. Nie było cię, gdy Cho rzuciła się na mnie, a potem nie mogła
zrozumieć, dlaczego odmówiłem czegoś więcej niż przyjaźni.
-
Harry, ja…
-
Nie chcę tego słuchać! – przerwał mu Harry, szybko odwracając się i stając
twarzą w twarz z Ronem. – Nic, co powiesz, nie usprawiedliwi sposobu, w jaki
potraktowałeś mnie i Hermionę! W zeszłym tygodniu nie mogłeś się wystarczająco
szybko pozbyć Lavender, a w tej chwili, gdy pojawiło się kilka plotek, znowu ją
całujesz i nas ignorujesz! Jeśli chcesz z nią być to nie oczekuj, że będziemy
na ciebie czekać. Hermiona ma własne
życie, a ja mam wojnę do przeżycia.
Oczy
Rona rozszerzyły się w szoku, podszedł do najbliższego łóżka i usiadł.
-
Oczekujesz, że wybiorę – zakończył.
Harry
prychnął. Jak Ron mógł być tak głupi?
-
Nigdy bym nawet nie śnił, że to zrobisz – powiedział sarkastycznie. – Po prostu
mówię, że nie będziemy na ciebie czekać. Hermiona potrzebuje kogoś, kto będzie
ją lepiej traktowa, a ja kogoś, kto stanie po mojej stronie, gdy będę tego
potrzebował. Najwyraźniej ty nie jesteś tą osobą…
Ron
natychmiast wstał, patrząc na Harry’ego z przerażeniem.
-
Nie mogę uwierzyć, że zamierzasz odsunąć naszą przyjaźń, jakby nic nie
znaczyła…
-
Ty już to zrobiłeś, Ron – powiedział spokojnie Ron. – Odrzuciłeś nas w chwili,
gdy zszedłeś się z Lavender, a potem znowu, gdy zaczęły się plotki.
-
BO SIĘ BAŁEM, JASNE! – ryknął Ron.
Harry
wpatrywał się w Rona z niedowierzaniem. To była prawdopodobnie ostatnia rzecz,
jaką spodziewał się usłyszeć.
-
Czego się boisz? – zapytał Harry.
Ron
przesunął dłonią po twarzy, siadając z powrotem.
-
Bałem się, że wy dwoje już mnie nie potrzebujecie – powiedział cicho,
spuszczając wzrok na podłogę. – Bałem się, że mnie zostawicie…
-
Tak jak ty to zrobiłeś? – przerwał mu sucho Harry, podchodząc do swojego łóżka
i siadając. Jego frustracja z powodu całej tej sytuacji zaczęła przyprawiać go
o ból głowy. – Wszystkiego można było uniknąć, gdybyś z nami rozmawiał. Zamiast
tego zaufałeś Lavender (która nigdy nie ukrywała swojej niechęci do Hermiony)
zamiast swoim najlepszym przyjaciołom. To jest coś, czego nie mogę zapomnieć.
Myślisz, że dlaczego Lavender zaczęła te plotki w pierwszej kolejności? Była
zazdrosna, że spędzasz więcej czasu z nami! Bała się, że straci cię na rzecz
Hermiony!
Ron
wpatrywał się w Harry’ego kompletnie oszołomiony.
-
Ale… Hermiona i ja… jesteśmy tylko przyjaciółmi – zaprotestował słabo.
Harry
westchnął z irytacją, pocierając czoło. Gdyby
to szło wolniej chyba byśmy się cofali.
-
Ludzie widzą to, co chcą widzieć, Ron – powiedział ze zmęczeniem. – Ludzie
myślą, że jestem Wybrańcem, który uratuje ich wszystkich przed Voldemortem.
Widzą chłopca, który przeżył, ich wybawcę. Nie widzą mnie. – Harry rzucił
jeszcze jedno spojrzenie na Rona, po czym położył się do łóżka i zamknął oczy.
– Przed tym rokiem myślałem, że jesteś jednym z niewielu, który wiedzą, że
lepiej nie wierzyć w to, co mówią ludzie. Chyba się myliłem.
-
Harry…
Harry
odwrócił się na bok, plecami do Rona. Nie było nic więcej do powiedzenia. Ron
mógł albo zmienić swoje postępowanie albo zdać sobie sprawę, że ich przyjaźń
jest bliska zniszczenia. Nawet jeśli brzmiało to okropnie, Harry nie mógł się
zmusić, by czuć się źle z powodu możliwości utraty najlepszego przyjaciela.
Chciał tylko, żeby ten cały bałagan się skończył.
^^^
Następny
ranek wyryje się na stałe w pamięci większości członków domu Gryffindora. To
tego ranka Ron zakończył swój związek z Lavender i z tego powodu został
przeklęty, aż nie dało się go rozpoznać. Oczywiście to było po tym, jak uszy
wszystkich dzwoniły z powodu wściekłych krzyków Lavender. Meble zostały
zniszczone, a kilka osób zostało zabranych do skrzydła szpitalnego z powodu
oberwania rykoszetem, ale w końcu wszyscy uwierzyli, że Lavender Brown
całkowicie straciła rozum.
Gdy
wszystko zostało naprawione i wyleczone, Ron zdołał osaczyć Harry’ego i
Hermionę w bibliotece. Harry pozostał cicho, gdy Ron próbował przeprosić za
swoje zachowanie, twierdząc, że nigdy nie chciał zranić swoich najlepszych
przyjaciół. Przeprosiny trwały niemal trzydzieści minut, nim Hermiona kazała mu
przestać. Ron najwyraźniej wziął sobie do serca wszystko, co Harry powiedział
poprzedniego wieczora i uznał, że musi powtórzyć, jakim był dupkiem w każdy
możliwy sposób. Desperacja i wyrzuty sumienia wylewały się z niego silnymi falami,
ale Harry i Hermiona nie byli w stanie wybaczyć i zapomnieć… a przynajmniej
jeszcze nie.
Ron
z pewnością miał przed sobą wiele pracy.
Reszta
lutego minęła i niewiele można było narzekać. Cho podeszła do Harry’ego i
przeprosiła za swoje zachowanie, pytając, czy to możliwe, by pozostali
przyjaciółmi. Harry zgodził się spróbować naprawić ich przyjaźń, chociaż
wiedział, że zawsze będzie między nimi napięcie, nie ważne jak małe. Nadal
wzdrygał się na wspomnienie pocałunku i tego, co z nim zrobił.
Lekcje
teleportacji stawały się coraz bardziej znośne, ponieważ więcej osób z
powodzeniem teleportowało się i jeszcze więcej osób się rozszczepiło. Ron nadal
nie zdołał się teleportować, co go frustrowało, ale przez większość czasu
trzymał to dla siebie. Wraz z większością szóstoklasistów miał tendencję do
wyzywania Wilkie Twycrossa w odpowiedzi na irytujące Ce-Wu-En. Zdumiewające
było, jak wiele obelg ludzie wymyślili, zaczynało się na te litery.
Nadejście
marca przyniosło siedemnaste urodziny Rona. Między Harrym i Ronem wciąż było
napięcie, ale zadowolili się tymczasową akceptacją. Harry akceptował, że Ron
szczerze próbował naprawić ich przyjaźń, a Ron akceptował, że ich przyjaźń nie
mogła być już taka, jak w przeszłości. Treningi Quidditcha nie były już
przerażającymi dwoma godzinami, choć między Ronem a Ginny wciąż było jakieś
napięcie. Najwyraźniej nowa postawa Rona była skierowana tylko w stronę
Harry’ego i Hermiony.
Harry
wstał wcześnie rano i wyszedł z dormitorium, tak jak w każdą sobotę rano.
Zaplanował to idealnie, by móc otrzymywać cotygodniowe informacje o Syriuszu od
Remusa i wrócić z powrotem do wieży, nim Ron się obudzi, by życzyć mu
wszystkiego najlepszego. Wiadomość była taka sama jak ostatnim razem. Syriusz
czuł się dobrze, a misja posuwała się do przodu. Po tylu tygodniach takich
samych informacji Harry nie mógł powstrzymać lekkiego rozczarowania. Tęsknił za
Syriuszem i miał nadzieję, że usłyszy, że jego ojciec chrzestny wraca do domu.
Kiedy
Harry wrócił do wieży Gryffindoru wciąż było wyjątkowo cicho. Uczniowie powoli
wypływali ze swoich dormitoriów, wciąż w połowie zaspani. Minął Deana i Seamusa
w drodze do dormitorium, a za nimi Neville’a, który wyglądał, jakby miał
wyjątkowo długą noc. Wchodząc do pokoju, Harry podszedł prosto do łóżka Rona i
rozsunął jego kotary. Ron miał twarz ukrytą w poduszce, a nogi podciągnięte, co
pozwalało stworzyć mały stos prezentów w nogach jego łóżka.
-
Wstawaj, Ron – powiedział wesoło Harry, podchodząc do kufra, by wyciągnąć
prezent i rzucił go na łóżko Rona. – Czas wstawać! To twoje urodziny!
Ron
jęknął i schował twarz głębiej w poduszkę.
-
Za wcześnie – powiedział zmęczonym głosem.
Harry
wzruszył ramionami, odwracając się do wyjścia.
-
Będę na dole, póki nie zejdzie Hermiona – powiedział nonszalancko. – Spotkamy
się w Wielkiej Sali.
Ron
jęknął ponownie, odsunął się od poduszki i usiadł.
-
No dobra, dobra – powiedział, ocierając pozostałe zmęczenie z oczu. – Wstałem.
Widzisz? – Zakrył usta, by ukryć szerokie ziewnięcie, po czym zaczął grzebać w
prezentach. Pierwszym był prezent Harry’ego, czyli nowa para rękawic obrońcy,
których Ron desperacko potrzebował. Następny był prezent Hermiony – zestaw
naprawczy do miotły, a następnie ciężki, złoty zegarek z dziwnymi symbolami na
krawędzi i maleńkimi ruchomymi gwiazdkami zamiast wskazówek od państwa Weasley.
Od Billa i Fleur otrzymał kaburę na różdżkę, od Charliego parę butów ze smoczej
skóry, a od Percy’ego książkę o możliwych pracach w Ministerstwie (która
została natychmiast odrzucona na bok).
Ostatnim
prezentem było owinięte prostokątne pudełko, które Harry przypuszczał, było od
bliźniaków. Gdy Ron czytał małą karteczkę, Harry wrócił do swojego kufra i
wyciągnął pracę domową z transmutacji, którą planowali rozwiązać przed lekcjami
teleportacji. Ponieważ wizyty w Hogsmeade zostały wstrzymane do odwołania, tak
naprawdę nie było nic do roboty poza pracą domową i Quidditchem. Hermiona
protestowała przed Quidditchem, więc utknęli z zadaniami.
-
Chcesz? – zapytał Ron przytłumionym głosem.
Harry
spojrzał w górę i zobaczył Rona, oferującego mu Czekoladowy Kociołek, radośnie
jedząc własny.
-
Eee… nie, dzięki – powiedział szybko. Nie dotknął Czekoladowych Kociołków od
kiedy Romilda Vinde próbowała dać mu pudełko wypełnione eliksirem miłości. –
Fred i George dali ci czekoladę? To do nich nie podobne… cóż, chyba że
zawierają jakiś żart.
Ron
potrząsnął głową i połknął dużą ilość czekolady z ust, nim chwycił kolejną.
-
To nie od nich – powiedział, ześlizgując się z łóżka i zaczynając przebierać. –
To od jakiejś Gryfonki, która chciała mi życzyć wszystkiego najlepszego.
Powiedziała nawet, że powinienem podzielić się nimi z przyjaciółmi.
Harry
wpatrywał się w Rona z uniesioną brwią.
-
Jesz czekoladki, od „jakiejś dziewczyny”? – zapytał powoli. – Na kartce było
imię?
Ron
skinął głową, wrzucając do ust trzeci Czekoladowy Kociołek.
-
Tej dziewczyny, która się w tobie durzy – powiedział bezceremonialnie. – Tej z
długimi, czarnymi włosami…
Harry’emu
w ogóle się to nie podobało.
-
Romilda Vane? – zapytał nerwowo. – Jesz czekoladki od Romildy Vane? – Ron nie
odpowiedział. Harry szybko sięgnął i był zaniepokojony, gdy nie wyczuł
absolutnie nic poza pojedynczą falą czegoś, czego nie potrafił opisać. Było to
jak mieszanka szczęścia, przyjemności i zadowolenia zmieszana w jedną potężną
falę. To nie było naturalne. – Ron? – zapytał ponownie Harry. – Ron, powiedz
coś.
Ron
powoli odwrócił się do Harry’ego z niewyraźnym wyrazem twarzy, ale wciąż nic
nie powiedział. Wyglądało to prawie tak, jakby Rona nie było, jakby coś nim
zawładnęło. Niemal jak klątwa Imperius.
Robiąc ostrożny krok, Harry sięgnął po pudełko Kociołków Czekoladowych, jednak
Ron szybko je wyrwał i przytrzymał ochronnie przy piersi.
-
Nie możesz ich wziąć! – wykrzyknął gorączkowo Ron. – Romilda dała je mi!
Harry
jęknął, chwytając z frustracją grzbiet nosa. Świetnie. Po prostu świetnie.
-
Nie zamierzam ich zjeść, Ron – powiedział w napięciu. – Chcę tylko na nie
spojrzeć, dobra? – Ron wpatrywał się w Harry’ego podejrzliwie przez dłuższą
chwilę, po czym podał mu pudełko. Machnięciem nadgarstka Harry sprawił, że
różdżka znalazła się w jego dłoni i machnął nią nad pudełkiem, jednocześnie
niewerbalnie rzucając ujawniające zaklęcie Scarpina. Nie zdziwił się, widząc,
że zupełnie zostały naszpikowane zaklęciem miłosnym, dokładnie jak te, które
Romilda Vane próbowała mu dać kilka miesięcy temu. A może to te same.
-
Zwróć je! – warknął Ron, wyrywając pudełko Harry’emu. – Masz je wystarczająco
długo!
Harry
uniósł ręce w geście poddania, gorączkowo myśląc o sposobie naprawienia tego,
zanim Ron zrobi z siebie głupca.
-
Ron, myślę, że powinniśmy się iść zobaczyć z panią Pomfrey – powiedział
ostrożnie. – Żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku. Chcesz być
całkowicie zdrowy, kiedy zobaczysz Romildę, prawda?
Niestety
tylko jedno słowo zarejestrowało się w umyśle Rona.
-
Romilda – powiedział sennie Ron, po czym wyglądał na mocno przygnębionego,
siadając na łóżku, przyciskając do piersi pudełko czekoladek. – Nie wiem, co
robić. Chyba… chyba ją kocham, ale ona nie wie nawet, że istnieję.
Harry
stłumił chęć zwrócenia uwagi na oczywistość. Miał przeczucie, że Romilda Vane
po prostu wykorzystywała Rona, żeby dostać się do niego. Harry nigdy nie
podejrzewał, że jest ona aż tak zdesperowana, ale najwyraźniej się mylił. Skoncentruj się na aktualnej sprawie. Teraz
pomóż Ronowi, potem przeklniesz Romildę.
-
Ron, jak możesz ją kochać? – zapytał. – Co o niej wiesz?
Ron
zerwał się na równe nogi.
-
Jak śmiesz kwestionować moją miłość do niej?! – krzyknął ze złością. – Byłeś
taki sam z Lavender!
Dobra, to tyle, jeśli chodzi
o wniesienie logiki do tej sytuacji.
-
Nie kwestionuję twojej… eee… miłości, Ron – upierał się Harry, a jego umysł
szybko pracował, by wymyślić nową taktykę. Tylko
twoje zdrowie psychiczne. Kiedy nic nie przyszło mu do głowy, Harry wiedział,
że będzie musiał grać, że Ron faktycznie kochał kogoś, kogo nawet nie znał. –
Byłem po prostu ciekawy. Nie znam Romildy, a ty jesteś moim najlepszym
przyjacielem, więc naturalnie chcę się dowiedzieć więcej o nowej dziewczynie w
twoim życiu.
Ron
przez dłuższą chwilę patrzył na Harry’ego podejrzliwie.
-
Nie wierzę ci – powiedział w końcu. – Chcesz ją dla siebie, prawda? Cóż, nie
możesz jej mieć!
Harry
zmusił się, by nie wzdrygnąć się na ten komentarz. Nie chciał mieć absolutnie
nic wspólnego z Romildą Vane, ale nie miał zamiaru mówić tego Ronowi w obawie,
że Ron będzie bronił honoru Romildy… obawiał się, że będzie musiał się bronić.
-
Nie chcę Romildy, Ron – powiedział Harry tak cierpliwie, jak tylko mógł. – Jest
cała twoja. A teraz chodźmy zobaczyć się z panią Pomfrey, a potem znajdziemy
twoją dziewczynę, dobra?
Jak
na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi, nim otworzyły się i Hermiona
wsunęła głowę do środka.
-
Wszystkiego najlepszego, Ron! – powiedziała radośnie, popychając drzwi i
wchodząc do pokoju. – No dalej, co tak długo trwa? Myślałem, że wieki temu
będziecie na dole.
Ron
prychnął.
-
Harry sądzi, że jest za dobry dla miłości mojego życia – powiedział ze złością.
-
Nigdy tego nie powiedziałem! – odpalił Harry. – Powiedziałem, że się nią nie
interesuję. Byłeś zły, kiedy sądziłeś, że ci ją zabiorę, a teraz jesteś zły, że
nie chcę ci jej odebrać. Mógłbyś się do cholery zdecydować?
Ron
podszedł do Harry’ego i spiorunował go z góry.
-
Jesteś po prostu zazdrosny, że ona chce mnie, a nie „Wybrańca” – warknął.
-
RON! – skarciła go Hermiona. – Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś! I o kim
wy mówicie?
-
O Romildzie Vane – odpowiedział Harry przez zęby, próbując ukryć chęć uderzenia
Rona w twarz. – Najwyraźniej Ron zdał sobie sprawę, że jest w niej zakochany po
zjedzeniu kilku Czekoladowych Kociołków, które dała mu na urodziny.
-
Och – powiedziała w zamyśleniu Hermiona, nim jej oczy się rozszerzyły. – OCH!
Harry, odsuń się. – Harry posłuchał, spoglądając przez ramię, jak dziewczyna
wyciąga różdżkę. – Ron, naprawdę bardzo mi przykro, ale to dla twojego dobra. –
Wycelowała różdżkę w Rona i po błysku czerwonego światła, Ron upadł
nieprzytomny na ziemię. – Przysięgam, że przeklnę za to Romildę.
-
Ustaw się w kolejce – powiedział Harry, klękając i sprawdzając puls Rona, który
był spokojny i stabilny. – Naprawdę powinniśmy zabrać go do pani Pomfrey po
antidotum. Przysięgam, że porozmawiam o tym z Fredem i Georgem. Te eliksiry
miłosne są dokładnie jak klątwa Imperius!
Hermiona
uklękła obok Harry’ego i położyła dłoń na jego ramieniu.
-
Harry, proszę, uspokój się – powiedziała. – Zajmiemy się Romildą i bliźniakami
potem, dobra?
Harry
skinął głową, po czym zamknął oczy i w myślach zawołał Fawkesa. Musieli zabrać
Rona do skrzydła szpitalnego szybko i dyskretnie. Kiedy nie było odpowiedzi,
Harry sięgnął do słabej obecności Hogwartu i natychmiast został otoczony
kojącymi falami magii, uspokajającymi go lepiej niż jakiekolwiek słowa. Jego
ciało od razu się rozluźniło, a jego umysł oczyścił ze zmartwień. Czując, że
jego połączenie z zamkiem nasila się, Harry spróbował mentalnie przekazać to,
czego potrzebował.
Sapnięcie
Hermiony wyrwało Harry’ego z myśli, otworzył oczy i zobaczył, że w miejscu
solidnej ściany pojawił się drzwi. Dziękuję,
przyjacielu. Fale akceptacji otarły się o niego, po czym potężna obecność
wycofała się. Brak uspokajającego wsparcia Hogwartu sprawił, że Harry poczuł
się raczej pusty, jakby brakowało mu kawałka jego samego. Odpychając to uczucie
z umysłu, Harry szybko odwrócił się do Hermiony, która wciąż wpatrywała się w
nowo stworzone drzwi z niepokojem.
-
Hermiono, znajdź profesor McGonagall i spotkajcie się z nami w skrzydle
szpitalnym – powiedział, podnosząc pudełko Kociołków Czekoladowych i wstał.
Kiedy
Hermiona wstała, Harry machnął różdżką nad ciałem Rona. Mobilicorpus. Ciało Rona powoli uniosło się w powietrze, pozwalając
Harry’emu skierować je w stronę drzwi. Gdy się zbliżyli, drzwi same się
otworzyły, pozwalając Harry’emu zobaczyć znajome białe ściany skrzydła
szpitalnego. Harry rzucił ostatnie spojrzenie na Hermionę, po czym przeniósł
Rona przez drzwi, które zamknęły się za nim i zniknęły, pozostawiając solidną
ścianę.
Gdy
znalazł się w skrzydle szpitalnym, szkolenie Harry’ego na uzdrowiciela przejęło
kontrolę. Szybko wylewitował ciało Rona na najbliższe łóżko i zawołał panią
Pomfrey, zaczynając przechodzić przez etapy przygotowywania pacjenta do
badania. Nagle ucieszył się, że od września ma lekcje z panią Pomfrey. Nie
sądził, by był w stanie znieść dłuższe stanie i czekanie. Robienie czegoś oderwało
jego umysł od martwienia się.
-
Panie Potter! – wykrzyknęła pani Pomfrey, podbiegając w jego stronę. – Co się
stało?
Harry
odwrócił się do pani Pomfrey, zmuszając się do zachowania spokoju.
-
Ron połknął eliksir miłosny – powiedział. – Był całkowicie irracjonalny, więc
Hermiona go oszołomiła. Nie wiedzieliśmy, co innego zrobić. – Harry podał jej
pudełko Kociołków Czekoladowych i czekał, aż pani Pomfrey je otworzy i
wyciągnie jedną czekoladkę. Zapadła między nimi ogłuszająca cisza, gdy pani
Pomfrey wpatrywała się w kawałek czekolady.
Wreszcie
pani Pomfrey spojrzała na Harry’ego i skinęła głową.
-
Bardzo dobrze – powiedziała profesjonalnym tonem. – Ruszajmy do pracy, panie
Potter.
Przez
następne dziesięć minut, Harry postępował zgodnie z instrukcjami, wydobywając
eliksir z czekolady i identyfikując, jakim konkretnie eliksirem miłosnym jest.
Byli w stanie potwierdzić, że eliksir był rzeczywiście przynajmniej dwa
miesiące po dacie dostępności do spożycia. Remus, profesor McGonagall i
Dumbledore przybyli z Hermioną niedługo po tym, jak Harry i pani Pomfrey
zaczęli tworzyć odpowiednie antidotum. Na szczęście poczekali, aż antidotum
zostanie skończone i Harry poda je Ronowi, nim zaczęli zadawać pytania.
Hermiona podała im już ogólny zarys, więc Harry musiał tylko podać kilka
szczegółów, podczas gdy pani Pomfrey cuciła Rona.
Ron
obudził się z jękiem. Wszyscy czekali, gdy oczy Rona powoli skupiły się i
spojrzał na wszystkich. Zgodnie z oczekiwaniami, Ron rozejrzał się dookoła, po
czym wyciągnął poduszkę spod głowy i zakrył nią twarz. Oczywiście pani Pomfrey
nie mogła na to pozwolić i szybko odsunęła poduszkę, odsłaniając czerwoną twarz
Rona.
-
Rozumiem, że wróciłeś do normalności – powiedział Harry z szerokim uśmiechem,
siadając w nogach łóżka. – Żadnych więcej pragnień podboju świata w imię
Romildy Vane?
Ron
jęknął zawstydzony, ukrywając twarz w dłoniach.
-
Czy możemy po prostu udawać, że to się nigdy nie wydarzyło? – zapytał z
nadzieją.
-
Obawiam się, że nie, panie Weasley – powiedziała surowo profesor McGonagall. –
Uczennica podała panu zakazaną substancję. Ufam, że nadal ma pan kartkę
dołączoną do prezentu?
Ron
skinął ponuro głową, siadając.
-
Jest na moim łóżku – powiedział, po czym spojrzał wprost na Harry’ego. –
Przepraszam za to, co powiedziałem. Nic z tego nie miałem na myśli.
-
Dobrze – stwierdził Harry, kiwając głową, – bo gdyby było inaczej, mielibyśmy
wiele problemów.
^^^
Zanim
zaczęła się lekcja teleportacji, cała szkoła wiedziała, że Ron dostał eliksir
miłości od Romildy Vane. Ron nagle znalazł się otoczony uczniami, którzy
chcieli wiedzieć wszystko o eliksirach miłosnych. Chcieli wiedzieć, jak to
jest, co robił pod jego wpływem i jak wyrwał się z jego uścisku. Ron był
zaskakująco prawdomówny na ten temat. Sporo osób skrzywiło się, słysząc, że Ron
był gotów zaatakować swojego najlepszego przyjaciela za kogoś, kogo nawet nie
znał.
Romilda
Vane otrzymała dwa tygodnie szlabanu z Filchem i musiała napisać dla Rona
formalne przeprosiny. Nim Fred i George przybyli tego popołudnia, by wręczyć
Ronowi prezent urodzinowy, nikt nie był z nich zadowolony. Na szczęście nie
trzeba było długo przekonywać Freda i George’a do usunięcia eliksirów miłosnych
z listy ich produktów. Właściwie wystarczyła mała groźba Harry’ego, a bliźniacy
zgodzili się na wszystko, co powiedział. Ponieważ Harry był tak teraz
popularny, jego poparcie było na równi ze złotem, a powiedzenie słowa przeciwko
pewnej firmie mogło pchnąć ją do bankructwa.
Kolejną
istotną zmianą było to, że napięcie między Ronem i Ginny wydawało się zniknąć,
dzięki czemu treningi Quidditcha przebiegały znacznie płynniej. Zespół
gorączkowo przygotowywał się do meczu z Puchonami. Właściwie dla Harry’ego ulgą
było skoncentrowanie się tylko na Quidditchu. Przez tydzień nie martwił się o
Voldemorta, wojnę, Ministerstwo, naprawianie przyjaźni, unikanie wielbicieli i
wykonywanie trudnych działań. Cała drużyna – choć raz od dłuższego czasu –
pracowała jako drużyna. Opracowali sztuczki, które obejmowały nie tylko
ścigających, ale także pałkarzy i bramkarza. Dla osoby z zewnątrz zagrywki
wyglądały jak absolutny chaos i zanim się orientowali, jeden ze ścigających
strzelał gola.
Kiedy
nadszedł dzień meczu, emocje były tak wielkie, że można było ich posmakować.
Drużyna Gryfonów jak najszybciej wyszła na boisko, by uniknąć całego zamieszania
w Wielkiej Sali. W końcu Ron był wystarczająco nerwowy za cały zespół. Jednak
tym razem wszyscy pomogli odwrócić jego uwagę, póki nie nadszedł czas wyjścia
na boisko. Umiejętności strategiczne Rona w dużym stopniu przyczyniły się do
powstania większości zagrań, czyniąc go istotną częścią zespołu.
Hałas
tłumu był ogłuszający nawet w szatni. Na stadionie uniemożliwiało to myślenie.
To dobrze, że opracowali ręczne sygnały dla niektórych zagrań, ponieważ Harry
wątpił, by byli w stanie się usłyszeć. Wiał słaby wiaterek, a niejednolite
chmury w niewielkim stopniu blokowały jasne światło słoneczne.
-
Podstępne warunki – powiedział cicho McLaggen do Harry’ego. – Może to powodować
problemy z niektórymi zagrywkami.
Harry
skinął głową. McLaggen miał rację.
-
Zgadzam się – powiedział, po czym odwrócił się do Coota i Peakesa. – Lećcie od
słońca, gdy tylko się da. Nie będą w stanie zobaczyć, jak nadlatujecie.
-
Tak jest, kapitanie! – powiedzieli Coot i Peakes, salutując i szczerząc się.
Harry
powstrzymał się od przewrócenia oczami, podczas gdy drużyna zajęła swoje
pozycje, McLaggen i Sloper stanęli z boku jako rezerwowi gracze Gryfonów. Po
uściśnięciu dłoni kapitana Puchonów, Harry czekał ułamek sekundy, aż pani Hooch
dmuchnie w gwizdek, sygnalizując rozpoczęcie gry. Dryżyna Gryffindoru
natychmiast wystartowała i poleciała na swoje pozycje, Harry wzniósł się wyżej
niż reszta swoich kolegów. Tłuczki i znicz zostały wypuszczone w powietrze, a
za nimi kafel. Ścigający Gryfonów natychmiast rzucili się w jego kierunku i rozpoczęła
się Misja: Zorganizowany Chaos.
Harry’emu
niezwykle trudno było skupić się na zniczu, podczas gdy reszta boiska była tak
pełna akcji. Pałkarze Puchonów najwyraźniej postanowili uderzać tłuczki w
ludzi, w których mieli gwarancję wycelować, a mianowicie Harry’ego i Rona.
Ścigający i pałkarze Gryfonów nieustannie się poruszali, co utrudniało
trafienie któregokolwiek z nich bez narażania graczy Hufflepuffu. Ta taktyka
pozwoliła Gryfonom szybko strzelić pięć bramek, nim Puchoni mieli choćby szansę
strzelić jednego gola.
Oprócz
zamieszania na boisku nie zabrakło zabawnego komentarz Luny Lovegood. Wydawała
się bardziej zainteresowana rozmową o czymkolwiek poza Quidditchem. Opowiadała
o swoich opiniach na temat poszczególnych graczy, zwłaszcza Harry’ego i Ginny
wraz z omawianiem niemożliwych kształtów chmur. Niezwykle trudno było zachować
poważną minę na niektóre komentarze, ale nadlatujący tłuczek szybko wyrzucił z
głowy Harry’ego wszelkie myśli o śmiechu, więc po raz kolejny skręcił, by
uniknąć uderzenia.
Strumienie
światła słonecznego okazały się większym wyzwaniem dla obu drużyn. Gracze byli
okresowo oślepiani przez światło, przez co prawie wpadali na siebie. Nie było
absolutnie żadnego śladu znicza, co było dość irytujące. Gryffindor prowadził
już siedemdziesięcioma punktami. Jeśli wkrótce nie złapie znicza, ta gra stanie
się brudna. W każdym członku drużyny Puchonów szybko narastał gniew i
frustracja. Już niedługo…
-
RON!
Harry
szybko odwrócił się i zobaczył Rona spadającego na ziemię. Bez namysłu Harry
wystartował, modląc się, by był wystarczająco szybki… mając nadzieję, że się
nie spóźni. Czas wydawał się zwolnić, gdy Harry naciskał na Błyskawicę, by
leciała coraz szybciej. Cały hałas wydawał się zniknąć, ale Harry’ego to nie
obchodziło. Gdy się zbliżał, mógłby przysiąc, że lot Rona zwolnił nieco, ale
był zbyt skupiony na dotarciu do niego, by się tym interesować. Był tuż nad
Ronem, kiedy gwałtownie zanurkował, owinął ramię wokół przyjaciela i pociągnął
go w górę, nim uderzyli w ziemię.
Nastała
cisza, gdy Harry ostrożnie wylądował i położył Rona na ziemię. Jego trening
natychmiast przejął kontrolę, gdy sprawdzał rany Rona, nie zauważając nawet
otaczającego go tłumy. Zamykając oczy, Harry położył ręce na piersi Rona i
sięgnął zmysłami i magią, by znaleźć źródło ran Rona. Wokół głowy chłopaka był
wielki ból i obrzęk, a także kilka drobnych obrażeń na jego przedramionach.
-
Harry? – dotarł do niego zatroskany głos Remusa, przerywający jego
koncentrację.
Otwierając
oczy, Harry w końcu rozejrzał się i zobaczył, że otaczają go drużyny Puchonów i
Gryfonów oraz większość nauczycieli.
-
Ma uraz z tyłu głowy – powiedział cicho. – Potrzebuje natychmiastowej pomocy
medycznej.
Remus
skinął głową, kładąc dłoń na ramieniu Harry’ego.
-
Zajmę się tym – powiedział, wyciągając różdżkę i wyczarowując nosze, na które
wylewitował Rona. – Nic mu nie będzie, Harry. Obiecuję.
Harry
skinął głową, wstając i obserwując, jak Remus szybko odchodzi z unoszącym się
przed nim Ronem. Wypuściwszy uspokajający oddech, odwrócił się do pani Hooch.
-
Możemy prosić o przerwę? – zapytał spokojnie. Skinęła głową i dwie drużyny
rozdzieliły się. Zerkając na każdego ze swojej drużyny, Harry wiedział, że musi
wymyślić coś, co odwróci ich umysły od tego, co się właśnie wydarzyło. Przyszło
mu do głowy tylko jedno. – Wygrajmy to dla Rona. – Odwrócił się do McLaggena,
który wyglądał na niezwykle podekscytowanego. – Graj na swojej pozycji,
McLaggen, a reszta z nas będzie grała na swoich.
McLaggen
skrzywił się lekko, po czym skinął głową. Wylewały się z niego fale frustracji,
gdy odwrócił się i ruszył do słupków. Harry jęknął z irytacją, po czym odwrócił
się do reszty drużyny i skinął głową, by zajęli swoje pozycje. Po
zasygnalizowaniu pani Hooch, że są gotowi, Harry wsiadł na miotłę i
wystartował, lecąc w kierunku McLaggena. Naprawdę nie chciał w tej chwili
zajmować się jego ego, ale nie mógł zaryzykować, że McLaggen zrobi coś
niesamowicie głupiego.
-
Cormac – powiedział stanowczo Harry, przyciągając wściekłe spojrzenie
siedmiorocznego Gryfona. – Słuchaj, po prostu bądź ostrożny. Unikaj pałkarzy i
tłuczków za wszelką cenę. Nie możemy sobie pozwolić na utratę kogokolwiek
innego.
McLaggen
patrzył na Harry’ego przez dłuższy moment, po czym skinął głową. Pani Hooch
dmuchnęła w gwizdek i gra została wznowiona. Cała atmosfera się zmieniła.
Wydawało się, że wszyscy grają z większą ostrożnością, zwłaszcza pałkarze. To
pozwoliło Harry’emu bardziej skoncentrować się na znalezieniu znicza niż na
tym, gdzie były tłuczki. Powoli okrążał boisko, mając oczy i uszy otwarte na
jakiekolwiek ślady złota lub wysokiego dźwięku szybko trzepoczących skrzydełek.
No dalej, gdzie jesteś?
Ginny
strzeliła kolejnego gola dal Gryfonów, po czym McLaggen obronił jedną ręką. To
wszystko, co zobaczył Harry nim dostrzegł błysk złota przy trybunach
nauczycieli i wystartował bez namysłu. Nie słyszał nic poza wyjącym wiatrem.
Pochylając się do przodu, Harry ponaglił swoją miotłę, by leciała szybciej.
Widział teraz szybko trzepoczące skrzydła małej, złotej kulki. Był już prawie
przy niej, zaledwie sekundę od celu.
I
to wystarczyło zniczowi, by szarpnąć w lewo, po czym wystartować w kierunku
słupków bramkowych Puchonów. Harry podążył za nim, naciskając na miotłę, by
leciała jeszcze szybciej. Dolatywał do niej. Był już niemal na wyciągnięcie
ręki, kiedy znicz wystrzelił w górę, zmuszając Harry’ego do szybkiego skrętu.
Gra trwała dalej, a znicz nieustannie wyrywał się z uścisku Harry’ego w chwili,
gdy miał po niego sięgnąć. To było jak gra w kotka i myszkę ze zniczem, który
był ułamek sekundy przed nim. Opuszczając ciało tak, że niemal leżał na miotle,
Harry ponaglił ją, by leciała szybciej. Potrzebował dodatkowej prędkości.
I
otrzymał ją. Harry wystrzelił jak rakieta, niemal przelatując obok znicza, nim
sięgnął po niego i go złapał. Prostując się, Harry podniósł znicz i natychmiast
zdał sobie sprawę z ogłuszających wiwatów tłumu. Spojrzał w stronę trybun
nauczycieli i zobaczył, że wynik to 300 do 20 dla Gryffindoru. Mieli ogromną
przewagę na pierwszym miejscu w Pucharze Quidditcha. Otoczony przez swoją
drużynę, Harry nie mógł nie podzielać ich podekscytowania. Zrobili to, co mieli
postanowione.
Czasami
najprostsze osiągnięcia mogą przynieść największą satysfakcję.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no w końcu Ron się o pamiętał... ta przemowa Harrego dotarla do niego... q ta sytuacja z czekoladkami...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika