Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 14 sierpnia 2021

PDJ - Rozdział 19 – Sierociniec na wzgórzu

Następnego ranka Harry słuchał z zachwytem, jak Hedwiga opowiadała, co się z nią stało po tym, jak wróciła z maldecorvae do Włoch.

- Leciałam przez wiele długości skrzydeł, długą drogę, nim te cholerne wrony przestały mnie gonić. Na początku musiałam zawracać i walczyć szponami i dziobem przez co najmniej dwie lub trzy długości skrzydeł. Było ciężko, nie walczyłam od treningów z moim starym nauczycielem, mistrzem Porywisty Wiatr, który był instruktorem walki dla sów w Hogwarcie.

Harry zakaszlał w swoją herbatę na to stwierdzenie.

- Macie w Sowiarni takie rzeczy, jak instruktorów walki?

- Tak, mamy. Sowy pocztowe narażone są na wiele niebezpieczeństw, gdy dostarczamy pocztę, Harry. Musimy nauczy się latać w każdych warunkach pogodowych, włącznie z gradem i piorunami, ponieważ poczta musi być dostarczona, takie jest motto sowy pocztowej. I często możemy natknąć się na inne zwierzęta, które uważają nas za smaczną przekąskę, jak gryfy, ruki, czy koty. Tak więc ucząc nas, młodych adeptów, jak się bronić, gdy zostaniemy zaatakowani przez dowolną liczbę stworzeń, w tym inne latające drapieżniki. Ale najczęściej naszą największą zaletą jest prędkość lotu. Potrafimy latać trzy razy szybciej niż zwykła sowa, a niektóre z nas, jak ja, nawet szybciej, gdy na siebie naciskamy. Niewiele ptaków lub innych latających, magicznych stworzeń może złapać sowę pocztową lecącą z maksymalną prędkością – powiedziała Hedwiga z samozadowoleniem. Siedziała na nisko wiszącej gałęzi buku, która górowała nad obozowiskiem, opowiadając Harry’emu i Severusowi swoją historię.

Mistrz Eliksirów mieszał w kociołku cynamonową owsiankę, słuchając przy tym sowy i uznał jej relację za fascynującą. Tak jak Harry, mógł teraz zrozumieć język drapieżnych ptaków i innych, jeśli słuchał uważnie, a to dzięki długiej ekspozycji na jego animagiczną postać. Był za to bardzo wdzięczny, ponieważ nie musiał zmieniać się w Warriora, by zrozumieć Hedwigę, kiedy był w ludzkiej postaci.

- Kontynuuj, proszę, Hedwigo – powiedział, mieszając energicznie, gdy owsianka zgęstniała. Było wcześnie rano, około ósmej, ani on, ani Harry nie spali do późna i obudzili się wcześnie, bez pomocy budzika.

- W każdym razie, maldecorvae same w sobie są magiczne, nie musiały odpoczywać tak często, jak zwykłe ptaki i przez większość czasu dotrzymywały mi kroku. Od czasu do czasu pięć lub więcej próbowało się na mnie rzucić, strącić z nieba, bijąc i dziobiąc moje skrzydła i twarz. Ale ciągle nurkowałam i odwracałam się, używałam manewru, który wy, jastrzębie, tak bardzo lubicie, pochylni, by trzymać ich na dystans. Myślę, że zabiłam kilku z nich, zanim przestali mnie ścigać. A wilkołaki podążały za nami, wyjąc i skrzecząc jak harpie z otchłani, ale leciałam zbyt wysoko, by któryś próbował mnie złapać. Zanim ta sprośna bestia, Greyback, zorientował się, że został wyprowadzony w maliny, oddaliliśmy się na wiele kilometrów, przez Austrię i do Rosji. Och, jak wtedy ryczał, krzyczał, zgrzytał zębami i wyrywał swoje futro! Wspaniale było zobaczyć, jak zachowuje się jak rozgniewane, małe dziecko! Dodam, że takie, które potrzebuje dobrego lania!

Obaj czarodzieje zachichotali i skinęli głowami na znak zgody.

- Co się potem stało, Hedwigo? – zapytał jej czarodziej.

- Potem próbował się wycofać, ale było za daleko i użył jakiegoś rodzaju magii, chyba był to świstoklik, żeby odejść. Ale gdzie poszedł, nie wiedziałam i obawiałam się, że może próbować was napaść, więc poleciałam tak szybko, jak mogłam w stronę Kanału. Muszę powiedzieć, że poczułam ulgę i szczęście, widząc was żywych i zdrowych.

- My też, na twój widok – powiedział Severus sowie, mieszając owsiankę ostatni raz, dodał garść lub dwie rodzynek, a następnie podał ją Harry’emu i sobie. – Cieszę się, że byłaś tak sprytna i zadziorna, i nie dałaś się złapać. Ale zastanawiam się, gdzie jest Greyback?

Harry wziął miskę, którą podał mu Severus i zaczął jeść, dmuchając ostrożnie w gorącą owsiankę.

- Może poszedł złożyć raport Lucjuszowi i wpadł w kłopoty?

- Tak, to możliwe – zgodził się Snape, siadając obok swojego ucznia i jedząc własne śniadanie. – Lucjusz nie będzie zbyt zadowolony, gdy się dowie, że Greyback zawiódł. Dlatego po śniadaniu nauczę cię trzech zaklęć bojowych, których możesz używać tylko wtedy, gdy będziesz w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zrozumiano?

- Tak jest – zgodził się Harry i zaczął jeść na najwyższych obrotach.

Severus przyprawił swojego podopiecznego surowym spojrzeniem.

- Mówię poważnie, Potter. Te zaklęcia są śmiertelne, jeśli się je źle użyje, każde może zabić, chociaż nie są Niewybaczalnymi. Dwa to moje własne wynalazki, ostatnie to standardowe zaklęcie do ataku używane przez aurorów. Będziemy ćwiczyć na manekinach. I uważaj, używanie swojej magii do krzywdzenia osusza magię szybciej niż cokolwiek innego, więc wybieraj mądrze swoje zaklęcia i bitwy. Miałem nadzieję, że uniknę konfrontacji z wilkołakami, podróżując szybko do sierocińca, ale jeśli już tu są to będziemy musieli walczyć przed albo po przybyciu tam, więc chcę, żebyś był przygotowany.

- Będę, Sev.

Severus skinął mu głową z aprobatą.

Właśnie wtedy dziwna sowa zrobiła kółko nad ich głowami, był to ciemnobrązowy puchacz wirginijski, po czym zleciała w dół, by wylądować na ramieniu Severusa z hukiem skrzydeł.

- Serafina! – zahukała na powitanie Hedwiga.

- Dzień dobry, Hedwigo! – odpowiedziała Serafina do drugiej sowy, po czym odwróciła się do Snape’a i syknęła: – Witam, panie Severusie i panie Harry. Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi. Mam wiadomość od dyrektora Dumbledore’a. – Wyciągnęła nogę, by Severus mógł zdjąć cylinder z wiadomością z jej nogi.

Profesor delikatnie ją zdjął i przeprosił za brak smakołyków dla sów.

Serafina potrząsnęła piórkami i cicho zahukała z rozbawieniem..

- Nie martw się tak, Warrior. Nie oczekujemy smakołyków od naszych pierzastych przyjaciół, tylko od ludzi, którzy często nie doceniają naszej służby. Cieszę się tylko, że dotarłam do ciebie właśnie teraz, bo wyruszyłam z Hogwartu chyba o siódmej rano, ale dyrektor powiedział, że niesiona przeze mnie wiadomość jest bardzo pilna.

- Dziękuję, Serafino – powiedział jej Severus. – Razem z Freedomem doceniamy szybki przylot.

- Nie ma za co! A teraz muszę znów wyruszać, mam do wytresowania gromadkę nowych pisklaków pocztowych. Żegnajcie, moi bracia i siostro, niech wiatry sprzyjają waszym skrzydłom, a Pan Wiatru was strzeże. – Potem zeskoczyła z ramienia profesora i wzleciała w powietrze w kilku uderzeniach skrzydeł. Po minucie już jej nie było.

- Co jest w liście? – zapytał niecierpliwie Harry.

- Poczekaj chwilę, a ci powiem – skarcił go sucho Severus, po czym złamał pieczęć i wyciągnął zwiniętą wiadomość. Otworzył ją i przeczytał na głos następujące linijki. – Będą ścigać ich ze wszystkich stron, aż nadejdzie koniec, prześladuje ich niewidzialna ciemność, ale niezłomne i szczere serce przezwycięży wszystko. Tak przewidziałam i tak się stanie!

- Co to oznacza? Od kogo to?

- Myślę, że to kolejna przepowiednia Sybilli Trelawney, a notatka nie jest podpisana, ale mogę się domyślić, kto ją do nas wysłał.

- Dumbledore – odpowiedział Harry na własne pytanie. – Myślę, że to oznacza, że wilkołaki znów będą nas ścigać, co?

Severus zmarszczył brwi.

- Tak, możliwe że razem ze śmierciożercami. Ale jest nadzieja, bo niezłomne i szczere serce przezwycięży wszystko. Musimy o tym pamiętać, Harry. Pozostań skupiony i wierny naszemu celowi i nam, a odniesiemy sukces.

Zachęcający ton Severusa sprawił, że Harry poczuł się znacznie lepiej, pomimo ponurego ostrzeżenia przepowiedni. Jeśli Severus nie był zastraszony proroctwem to on też nie będzie.

- Oczywiście, że tak. Razem osiągniemy wszystko – powiedział, brzmiąc pewniej niż czuł się w rzeczywistości. Złe przeczycie, jakie miał pierwszej nocy w Little Hangleton powróciło z pełną mocą, ale odsunął je stanowczo na bok. Martwienie się o to, co mogło być w niczym nie pomoże.

- Skończyłeś śniadanie, Harry? – zapytał Snape. Na jego skinienie, profesor wyrzucił resztę owsianki i jednym ruchem różdżki spakował namiot, kociołek i naczynia.

Kolejny ruch i mała, wypchana lalka z czerwonym X na piersi wyleciała z plecaka Severusa.

- Engargio! – Snape wycelował różdżkę i lalka urosła do naturalnej wielkości manekina, a Snape użył zaklęcia klejącego, by przymocować ją do dużego dębu jakieś dziesięć stóp dalej.

Odwrócił się do swojego ucznia.

- Proszę do mnie podejść, panie Potter. Wyjmij różdżkę i skup się. – Kiedy Harry posłuchał, stanął obok niego, Severus kontynuował. – Pierwsze zaklęcie, które ci pokażę to takie, którego często używają aurorzy, gdy próbują obalić dużą liczbę mrocznych czarodziejów na raz. To klątwa Confringo i kiedy odpowiednio się ją rzuci, można stworzyć dziurę w budynku albo nawet go obalić, jeśli czarodziej rzuci je w miejscu, gdzie jest to najbardziej niebezpieczne. Jeśli osoba zostanie trafiona klątwą Confringo, efekt jest podobno taki, jak trafienie granatem ręcznym. – Wycelował swoją hebanową różdżkę w manekina. – Kiedy rzucasz takie zaklęcie, zawsze należy pamiętać, by najpierw wycelować przed rzuceniem, właściwy cel może tworzyć różnicę między życiem a śmiercią. Więc… Wyceluj, a potem wypowiedz inkantację – Confringo!

 Maleńka kula światła wystrzeliła z różdżki Severusa i uderzyła w czerwony X na manekinie, który eksplodował na kawałki. Rozległ się głośny wybuch. Po nim na polanę spadł deszcz drewnianych wiórów i tkaniny.

Snape opuścił różdżkę i wykonał gest, a manekin scalił się i wrócił na to samo miejsce na dębie.

- I to jest właśnie odpowiednio wycelowana klątwa Confringo.

Harry zagwizdał, a potem zadrżał na myśl o tym, co może zrobić człowiekowi. Nagle nie był już tak podekscytowany nauką magii bitewnej. Ale wyprostował ramiona i powiedział dzielnie:

- Czy mogę spróbować?

- Oczywiście. Pamiętaj, najpierw wyceluj, potem wypowiedz zaklęcie.

Harry spojrzał na swoją różdżkę, jakby trzymał karabin, po czym skupił się na czerwonym iksie, skoncentrował się mocno i krzyknął:

- Confringo!

Przez chwilę nic się nie stało. Potem mała, świecąca kula światła wystrzeliła z jego różdżki i uderzyła w manekina.

Znowu eksplodował, ale jego zaklęcie nie rozszarpało go na drobinki tak, jak Snape’a. Kawałki były znacznie większe, ale nadal zadziałało.

- Nieźle, jak na pierwszą próbę – powiedział Severus. Naprawił manekina. – Spróbuj ponownie.

Harry wykonał zadanie.

Tym razem manekin rozpadł się na mniejsze kawałki.

Snape kazał rzucić Harry’emu zaklęcie Confringo jeszcze kilka razy, na ziemię obok drzewa, na krzak i znowu na manekina. Za każdym razem Harry robił się coraz bardziej pewny siebie.

- Dobrze. Następne zaklęcie. To jedno z moich osobistych, wymyślałem je na szóstym roku, ponieważ bałem się, że zabije mnie Voldemort i chciałem się bronić. Nazywa się Sectumsempra i ma na celu głębokie, wielokrotne przecięcie wroga, tak szybkie, że jeśli nie zostanie natychmiast skontrowane, jego ofiara może umrzeć z powodu utraty krwi. Łacińskie znaczenie zaklęcia to „zawsze ciąć”. Możesz rzucić je niewerbalnie, więc zaskoczysz wroga, ale ponieważ nie omówiliśmy jeszcze tego aspektu magii, nauczę cię, jak używać go w normalny sposób.

- Ale dlaczego nie mogę się go nauczyć rzucać po cichu?

- Ponieważ w ten sposób zajęłoby nam to więcej czasu, niż obecnie go mamy. Kiedy będziemy mieć więcej czasu, po zakończeniu zadania, poświęcę tyle czasu, ile będziesz chciał, żeby nauczyć cię więcej obrony, magii bezróżdżkowej i niewerbalnej. Szkoda, że Dumbledore nigdy nie pomyślał o wcześniejszym przeszkoleniu cię.

- Chyba zapomniał. – Harry wzruszył ramionami, nie próbując zagłębiać się w umysł starego czarodzieja. – Dobra, jestem gotowy.

- Dobrze. Wyceluj, skup się i wypowiedz: Sectumsempra! – powiedział Severus, rzucając zaklęcie na głos.

Na manekinie natychmiast pojawiły się ogromne, ziejące dziury na całej klatce piersiowej i wypchanym brzuchu. Wypełniacz wypadł na ziemię.

- Teraz możesz zobaczyć, jak to mniej więcej wygląda, jeśli się zostanie tym uderzony.

- Wygląda cholernie boleśnie – skrzywił się Harry.

- Jest. Jakby cię pocięło tuzin mieczy – powiedział rzeczowo Snape. – Wyceluj zaklęcie w jakąś odstającą część ciała, jak ucho czy dłoń, a możesz je odciąć. Dlatego nie uczę tego zaklęcia żadnego z uczniów, chyba że jest to absolutnie konieczne.

Harry poczuł, jak jego żołądek robi fikołka na myśl, że komuś coś może odpaść. Nie wiedział, czy mógłby to rzucić. Wycelował różdżkę w manekina, celując w serce wypchanej lalki i wypowiedział zaklęcie:

- Sectumsempra!

Na manekinie pojawiło się pojedyncze cięcie.

- Jeszcze raz, panie Potter. I włóż więcej siły w rzucanie zaklęcia. Skoncentruj się!

Harry ponownie rzucił zaklęcie z nieznacznie lepszym skutkiem.

- Twój wolna jest chwiejna, dlatego zaklęcie pryska na końcu – zganił Severus. – Zamknij oczy. Teraz wyobraź sobie, jak maldecorvae atakuje Hedwigę i rozszarpują ją na strzępy. Wyobraź sobie wilkołaki najeżdżające Sylvanor i Hogwart, raniące Meadowsweet i twoich przyjaciół. Słyszysz w głowie, jak cię wołają, błagając o ratunek i masz sekundy, by to zrobić.

Głos Snape’a był tak  przekonujący, że Harry prawie uwierzył, że fantomowe wyobrażenia są prawdziwe.

- A teraz otwórz oczy i zaatakuj wroga, Potter!

Oczy Harry’ego otworzyły się gwałtownie na rozkaz Snape’a i rzucił Sectumsemprę bez myślenia o tym i tym razem manekin opadł i zsunął się po drzewie, pocięty na wstążki.

Zagapił się na zrujnowane kawałki materiału.

- Ja… to zrobiłem.

- Przy odpowiedniej motywacji można rzucić wszystko. Wcześniej nie wkładałeś wystarczająco dużo woli w zaklęcie, myślałeś za dużo. Musisz się nauczyć reagować, a nie myśleć w walce. Zrób to jeszcze raz.

Manekin został naprawiony i Harry rzucał zaklęcie Sectumsempra raz za razem, póki pot nie spływał po jego czole i wydawało mu się, jakby dostał pięścią dziesięć rund w walce bokserskiej. Jednak kiedy doznał zawrotów głowy, Severus kazał mu siedzieć z głową między kolanami przez pięć minut.

- Dlaczego jestem tak zmęczony?

- Ponieważ magia bitewna jest bardzo wyczerpująca, przywołanie całej swojej złości i woli jest ciężkie, zwłaszcza na początku – wyjaśnił Severus. – Gdybym miał więcej czasu, naciskałbym, żebyś to przepracował, ale na razie będę dla ciebie łagodny. Musisz umieć używać magii, gdy dotrzemy do sierocińca, a nie będziesz w stanie, jeśli cię wykończę. Odpocznij przez jeszcze dwie minuty, a potem pokażę ci ostatnie zaklęcie.

Harry pokiwał tępo głową, myśląc, że nie chce wiedzieć, jak wyglądałaby prawdziwa sesja treningowa, skoro ta sprawiała, że czuł się, jakby był wielokrotnie przejechany przez Hogwart Express. Teraz rozumiał, dlaczego większość czarodziejów nie używała tak często magii bitewnej.

- Wstawaj, Potter. – Severus skinął na niego, żeby wstał. – To ostatnie zaklęcie jest również moje, może być używane w ostateczności, ponieważ może zaszkodzić zarówno przyjaciołom, jak i wrogom, jeśli rzucisz je w zamkniętej przestrzeni, na przykład w pokoju. Nazywa się Burza Ognia.

Severus pokazał, jak wykonać skomplikowany ruch polegający na obrocie i szarpnięciu dłonią, przed wypowiedzeniem zaklęcia na głos.

- Incendia tempest!

Manekin natychmiast stanął w płomieniach, wir ognia spadł z nieba i uderzył go, zmieniając go w popiół w mgnieniu oka.

- Święty Merlinie!

- Teraz rozumiesz, dlaczego takie zaklęcia nie mogą być rzucane dowolnie?

Płomienie paliły gorąco przez kolejne pół sekundy, nim Severus wypowiedział przeciwzaklęcie i zniknęły.

Jak poprzednio, naprawił manekina i ustawił go, by Harry mógł go użyć.

To zaklęcie było najtrudniejsze z tych trzech, wymagało precyzyjnych ruchów różdżki i ogromnej woli. Harry potrzebował dziesięciu prób, nim w końcu wszystko poprawił i rzucił zaklęcie.

Jego tunel ognia nie był tak duży, jak jego mentora, ale był przyzwoity, biorąc pod uwagę, że Harry nie osiągnął nawet szóstego roku. Severus powiedział mu, że dobrze sobie poradził. Harry rzucił zaklęcie jeszcze raz, nim Severus zarządził przerwę.

- Odpocznij jeszcze dziesięć minut i nauczysz się przeciwzaklęć.

Harry modlił się, by mógł utrzymać się na nogach i nie zhańbić się omdleniem. Krótkie odpoczynki utrzymywały wyczerpanie na odległość, ale ledwie. Kiedy Severus skinął głową, Harry podniósł się na nogi z jękiem.

Severus zignorował to i powiedział:

- Najlepszym sposobem na nauczenie się przecie zaklęć jest obserwowanie, jak ktoś inny je wykonuje, a potem kopiowanie ich. Więc… chcę, żebyś rzucił na mnie klątwę Confringo. – Podszedł do drzewa, na którym wisiał manekin i stanął twarzą do Harry’ego.

- Co? Sev, nie mogę tego zrobić! Co jeśli… co jeśli chybię?

- Musisz to zrobić. Zablokuję zaklęcie, Potter. Nie bój się tego. A teraz zrób to!

Harry niechętnie uniósł różdżkę, wycelował ją w Severusa, zamknął oczy i rzucił klątwę Confringo.

- Otwórz oczy, do cholery! – krzyknął Snape. – Nie możesz tego obserwować z zamkniętymi oczami, Potter.

- Och. – Harry poczuł się jak idiota. Otworzył oczy.

- Dlaczego to zrobiłeś?

- Ponieważ nie mogę rzucić takiego zaklęcia na ciebie, Severus – przyznał cicho, zawstydzony.

Snape westchnął. Potem sam machnął na siebie różdżką i nagle na jego miejscu pojawił się dementor. – Lepiej?

- Tak – powiedział Harry.

- Dzięki Merlinowi! – powiedział szyderczo Snape. – Rzucaj, Potter!

Harry wziął głęboki oddech i rzucił zaklęcie.

Ku jego ogromnej uldze, zaklęcie zostało odbite. Snape wysłał je przez drzewa, by uderzyło nieszkodliwie w ziemię.

Jeden po drugim rzucał zaklęcia bojowe na Severusa, a Snape odbijał je jedno po drugim leniwym machnięciem różdżki.

- Obserwuj uważnie, Potter – rozkazał, kiedy wydawało się, że uwaga Harry’ego odpływa. – Parz, jak poruszam różdżką o ćwierć obrotu… o tak! – zademonstrował ponownie, spowalniając ruch, by Harry mógł go przestudiować. – I obracam nadgarstek do wewnątrz, o tak.

Harry skoncentrował się, próbując wchłonąć lekcję do swojej głowy, pomimo zmęczenia, które groziło, że go pochłonie. MUSISZ się tego nauczyć, to ważne. Jeśli nie nauczysz się przeciwzaklęć, będziesz martwy, gdy zmierzysz się z prawdziwym śmierciożercą. Czerpał ze starych rezerw uporu i wytrzymałości, które w sobie miał, których nie wykorzystywał od poprzedniego lata, kiedy mieszkał z Dursleyami. Często wykonywał pracę, gdy słaniał się z głodu i wyczerpania lub chorował aż do omdlenia. Odrobina zmęczenia to nic, skarcił się i zmusił do większej koncentracji.

- Pokaż mi, czego się nauczyłeś, Potter! – warknął Severus.

Harry uniósł różdżkę i powtórzył przeciwzaklęcia wszystkich zaklęć, jedno po drugim.

Severus obserwował i poprawiał go, gdy zaszła konieczność, po czym kazał mu wykonywać przeciwzaklęcie, póki nie było idealne albo bliskie perfekcji. Po kolejnej godzinie, Snape zarządził przerwę i pozwolił podopiecznemu wypić nieco wody i zjeść baton energetyczny, który wybrał. Harry był wdzięczny za wytchnienie.

- Jak mi poszło? – zapytał, przeżuwając batonik, który był zrobiony z owsa, miodu i żurawiny.

- Nieźle jak na pierwszą sesję. Powinieneś być w stanie powstrzymać czarodzieja rzucającego klątwę na tyle długo, żebym do ciebie dotarł i go wykończył – powiedział mu szczerze Severus.

- Sev, czy… niepokoiło cię to, gdy pierwszy raz uch… rzuciłeś takie zaklęcie na serio? – zapytał z wahaniem Harry. Nie chciał, żeby starszy czarodziej myślał, że jest mięczakiem.

- Chodzi co o to, kiedy kogoś zabiłem?

- Tak.

- Owszem. Czym innym jest praktykowanie magii bojowej na manekinach, a czym innym rzucenie zaklęć na człowieka i sprawdzenie, co naprawdę mogą zrobić z ciałem i krwią przeciwnika – odpowiedział Severus, siadając na ziemi obok swojego ucznia. – Gdy po raz pierwszy rzuciłem Sectumsemprę na śmierciożercę, miałem osiemnaście lat i mieliśmy być na misji stłumienia buntu w wiosce podobnej do Hogsmeade w Kornwalii. Mój towarzysz, który nie zasługuje na imię, świetnie się bawił, podpalając domy i przerażając na śmierć kobiety, dzieci i starszych czarodziejów. Miałem dołączyć, ale nie mogłem się do tego zmusić, więc obserwowałem, póki nie mogłem już dłużej tego znieść, więc poczekałem, aż jego uwaga będzie gdzie indziej i rzuciłem na niego Sectumsemprę. Wykrwawił się na śmierć w ciągu pięciu sekund. Spaliłem jego ciało i rozrzuciłem prochy, a potem odszedłem. Inni czarodzieje i czarownice musieli pomyśleć, że oszalałem.

- Co się potem stało?

- Podszedłem i poinformowałem Lucjusza, że nasza misja zakończyła się sukcesem, a potem śmierciożerca został zabity przez innego czarodzieja. Potem wróciłem do domu i spędziłem następne trzy godziny na wymiotowaniu. Wciąż mogę sobie przypomnieć, jak wyglądał po rzuceniu zaklęcia z powodu mojej pamięci i za każdym razem, gdy o tym myślałem, wspomnienie wracało i ponownie czułem się chory.

- Często się to zdarzało?

- Często. Nie jestem człowiekiem, który lubi zadawać ból i śmierć, Harry. Zabijanie nie daje mi satysfakcji. Zabijam, kiedy muszę, ponieważ jeśli tego nie zrobić, może to kosztować moje życie albo życie niewinnej osoby. Podobnie jak jastrząb, zabijam w samoobronie, ale nigdy dla przyjemności. Zaklęcia bojowe nie są łatwe do rzucenia. Zawsze powinieneś rozważyć, co zrobić, zanim podniesiesz różdżkę z zamiarem zabicia. Ale jeśli jest to jednoznaczna sprawa, nie wahaj się. Ci, z którymi się zmierzysz, nie będą mieli dla ciebie żadnej litości. To masowi, zimnokrwiści mordercy i nie mrugną nawet rzęsami, nim ci zabiją. A po sprawie będę ci trzymał głowę w razie potrzeby. Nie ma wstydu, że jest się chorym po pierwszej bitwie, Harry. Większość ludzi jest. Zabijanie powinno ranić, bo odebranie życia nie jest błahostką. Ale z tego samego powodu nie powinieneś się nad tym rozwodzić, jeśli było to konieczne, by zachować życie własne lub innej osoby.

Harry skończył swój baton energetyczny i wodę, po czym wstał.

- Czuję się już lepiej. Dzięki, że mi to powiedziałeś, Sev. Sądziłem… że pomyślisz, że jestem tchórzem, ponieważ rzucenie Sectumsempry i Burzy Ognia sprawiało, że robiło mi się niedobrze.

- Tchórzem? Nie masz w sobie ani grama tchórza, chłopcze. To, co czułeś jest normalne dla piętnastolatka, który nigdy nie używał magii bojowej. Martwiłbym się, gdybyś tego nie czuł. – Poklepał swojego ucznia po ramieniu. – Chodź, pisklaku. Lekcje na dzisiaj skończone. Teraz musimy lecieć.

I z tymi słowami Snape zmienił się w Warriora i wystrzelił w niebo, wolny od ziemskich ograniczeń i w jedności z wiatrem.

Harry dołączył do niego po chwili i polecieli w kierunku Londynu.

Niemal cały dzień zajęło im dotarcie do celu – Sierocińca Wool’s, położonego na obrzeżach Londynu, niedaleko Cheapside. Kiedy Tom Riddle był dzieckiem, sierociniec znajdował się w dość szanowanej części miasta, ale w późniejszych latach okolica popadła w ruinę i nieporządek, aż była niewiele lepsza niż opuszczona dzielnica pełna kamienic zabitych deskami i budynków do rozbiórki. Było to miejsce nękane przez bezdomnych i zdesperowanych, złodziei, handlarzy narkotyków i tych, którzy chcieli szybko zarobić na cudzym nieszczęściu.

Severus dobrze znał okolicę, wpadał tam wcześniej w poszukiwaniu podejrzanych czarodziei, ale mimo to nalegał, by Harry nie zwracał na siebie uwagi, ubierając się w zwykłe ubrania.

- Ci, którzy tu mieszkają z radością poderżną ci gardło za buty – powiedział Severus, wskazując na adidasy Harry’ego. – A więc… musimy się wtopić. – Wycelował różdżkę i transmutował dżinsy, buty i koszulkę Harry’ego w zniszczone, postrzępione ciuchy.

Harry spojrzał an sobie z zainteresowaniem.

- Super! Wyglądam jak Oliver Twist, czy coś.

Severus uniósł brew.

- I tak powinieneś wyglądać. Przejdziemy niezauważeni. – Wycelował różdżkę w siebie, a jego elegancki, czarny strój stał się brudny i zużyty. Przesunął różdżką po swoich włosach, które znów przybrały swój niegdyś tłusty wygląd. – Proszę rozmierzwić swoje włosy, panie Potter. Tym razem będzie to atutem.

Harry nie był pewny, czy uznać to za zniewagę, czy za komplement, więc po prostu zrobił to, co mu kazano. Severus wtarł garść brudu w twarz Harry’ego i przód jego koszulki, po czym skinął głową z satysfakcją.

- Dobrze. Brudny bachor z ulicy. – Skinął na Harry’ego, by poszedł za nim do Cheapside.

Harry zawahał się na chwilę, patrząc w górę w poszukiwaniu swojej towarzyszki i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył małą plamkę przelatującą nad jego głową, ale nie na tyle blisko, by ktokolwiek zauważył, że jest to sowa.

Przeszli obok spalonych budynków i rogów ulic, przy których przewrócono albo skradziono latarnie. Szyldy uliczne były pogięte albo nie istniały, chodnik był popękany i zniszczony, pokryty w niektórych miejscach śmieciami. Powietrze wypełniły zapachy tytoniu, ścieków i gnijącego jedzenia, a Harry musiał walczyć, by nie zwymiotować.

- Dziesięć razy zrób wdech i wydech – wysyczał Severus kątem ust. – Przyzwyczaisz się.

Harry wykonał polecenie, modląc się, by właśnie wtedy nie zwymiotować. Ale w końcu jego nos znieczulił się na smród i mógł chodzić, nie czując, że zaraz straci śniadanie. Kiedy szedł, zgarbił się lekko i próbował naśladować swobodny chód Snape’a.

Severus szedł bez widocznego pośpiechu z opuszczoną głową i paskudnym grymasem na twarzy. Włosy opadały mu częściowo na oczy i wyglądał jak włóczęga, który właśnie wracał z baru.

Minęli kilka osób, ale nikt nie spojrzał na nich dwa razy. Harry nie wiedział, skąd Severus wiedział, gdzie iść, ale podążał za nim uparcie, ufając instynktowi swojego mentora. Przeszli kilka przecznic, a budynki stawały się jeszcze bardziej odrapane i zaniedbane.

Sierociniec Wool’s znajdował się za zardzewiałą bramą z kutego żelaza, jedna z części zwisała na zawiasach i skrzypiała żałośnie na lekkim wietrze. Ścieżka do sierocińca była zarośnięta chwastami, sam budynek był zniszczony, a szara cegła popękana i kruszyła się. Wszystkie okna były wybite, niektóre całkowicie rozwalone. Sierociniec był wyraźnie opuszczony i Harry wzdrygnął się, patrząc na niego. Wyglądał jak nawiedzony dom, pusty i ponury, złowrogi i ciemny.

Harry’emu nie podobał się ten widok od pierwszego spojrzenia i prawie zrobiło mu się żal Riddle’a, który musiał dorastać w tak surowej, zimnej atmosferze. Jednak potem przypomniał sobie, że być może w sierocińcu nie zawsze tak było. W końcu minęło pięćdziesiąt lat.

- Sev? Czy czujesz… coś złego w tym miejscu?

Ku jego uldze, Snape nie zaszydził z jego na to pytanie.

- Tak. W tym miejscu panuje aura zła i śmierci. – Sięgnął do swojej kieszeni i wyjął rękawice do łamania klątw. Wkładając je, skinął na Harry’ego, by zrobił to samo.

Harry posłuchał, po czym wyciągnął różdżkę, chociaż rękawice sprawiały, że jego uścisk był nieco niepewny i śliski. Mimo to znał powód, dlaczego Severus chciał, żeby je nosił – Sztylet Niezgody mógł okazać się śmiertelny, jeśli się go dotknie gołą skórą.

- Wznieś swoje tarcze ochronne wokół umysłu, Harry.

- Dlaczego?

- To pomoże ci uporać się ze złą aurą i zablokować wszelkie próby Sztyletu, by na ciebie wpłynąć.

Harry zamknął oczy i przywołał swoje tarcze. Kiedy poczuł, że ustawiły się na miejscu, otworzył oczy i powiedział:

- Dobrze, Sev. Jestem gotowy.

Podążył za Snapem przez bramę i ścieżką do sierocińca na wzgórzu.

Severus wymamrotał zaklęcie i drzwi sierocińca cicho się otworzyły.

Wewnątrz holl był gęsto pokryty kurzem, a przewody elektryczne zwisały z sufitu, z którego usunięto oprawy oświetleniowe. W ścianach były dziury, z których łuszczyła się tapeta i coś zagnieździło się w jednej z desek podłogowych, które złowrogo skrzypiały pod ich stopami. Przeszli obskurnym korytarzem i zatrzymali się obok zniszczonych schodów.

- Tam będą dormitoria – powiedział Severus, oświetlając miejsce różdżką. – Po lewej stronie wygląda mi to na jadalnię, a po prawej prawdopodobnie są biura i być może pokoje opiekunem, jeśli zostawali tu na noc.

- To miejsce przyprawia mnie o ciarki. Od czego zaczniemy?

- Zaczniemy od rzucenia zaklęcia znajdującego, Harry. Założę się, że Riddle ukrył sztylet, ale znajdziemy go szybciej, jeśli użyjemy magii, zamiast potykać się jak dwa pijane prostaki. – Severus cicho zaintonował zaklęcie.

Niemal natychmiast poczuł gwałtowne szarpnięcie różdżki. Prowadziło na górę.

- Tędy. – Zaczął ostrożnie wchodzić po schodach.

Harry szybko ruszył za nim, tłumiąc chichot rozbawienia. Niech mnie diabli! Może naprawdę ukrył ten cholerny przedmiot pod swoim łóżkiem, jak za dzieciaka. Jak cholernie głupio. Chyba nigdy nie sądził, że ktokolwiek znajdzie jego dziennik i będzie w stanie złamać kod. Arogancki, pieprzony kutas!

Potknął się o stopień i ledwie utrzymał równowagę. Rumieniąc się z powodu swojej niezdarności, szedł dalej, zazdroszcząc swojemu mentorowi niedbałej gracji na wytartych stopniach. Jego ręce pociły się w rękawicach, ale nie odważył się ich zdjąć. Kiedy podróżowali w górę, zauważył, że uczucie strachu zdawało się narastać, jakby coś nie chciało ich w tym miejscu, zakłócając inne uczucia.

To była niemal namacalna obecność, gorsza nawet od duchów w Dworze Riddle’ów. Odejdźcie! Nie jesteście tu chciani! – Syczała do niego. – Odejdźcie i nie kłopoczcie więcej tego miejsca!

Harry zmusił się, by zignorować to uczucie i szepczący głos. To prawdopodobnie tylko nerwy. W końcu znalazł się na szczycie schodów i Severus zaczął wchodzić do pokoju dwa drzwi po prawej. Jego różdżka rzucała niesamowite cienie na jego twarz, sprawiając, że wyglądał jeszcze bardziej złowieszczo i przerażająco.

- Tutaj.

Lodowaty wiatr wydawał się targać poszarpanymi zasłonami w popękanych oknach, gdy Snape otworzył drzwi do dormitorium. Osiem łóżek stało pod lewą ścianą, a naprzeciwko nich stały wysokie komody, wszystkie w różnym stanie, niektórzy z nich rozwalone. Wszystkie łóżka miały połamane nogi i zwisające, podarte materace. W powietrzu unosił się odór pleśni, zgnilizny i moczu, jakby zwierzę używało tego miejsca jako toalety.

Harry zmarszczył nos z niesmakiem. Zobaczył, że nos Snape’a też się marszczy, ale Mistrz Eliksirów był zbyt zajęty podążaniem za swoim zaklęciem, by zniechęcił go nieprzyjemny zapach. Przeszedł wzdłuż rzędu łóżek, aż dotarł do ostatniego, po czym odciągnął je od ściany, prawie na sam środek pokoju.

- Jest tutaj? – zapytał Harry, ledwie odważając się oddychać.

- Być może. – Severus zatrzymał się, po czym zrzucił plecak. – Harry, wyjmij skrzynkę z eliksirem rozpuszczającym klątwy i kociołek. Jeśli moje zaklęcie jest słuszne, sztylet jest tutaj, więc musimy być przygotowani na szybkie zniszczenie go, nim spróbuje któregoś z nas osłabić.

Snape podszedł do miejsca, gdzie stało łóżko, gdzie na zakurzonej podłodze był ciemny prostokąt. Severus postukał stopą w podłogę i usłyszał głuche echo.

- Coś tam jest. Pod podłogą.

Użył tego samego zaklęcia, co w Domu Gauntów, by zmniejszyć deski podłogowe.

Harry podbiegł do plecaka Severusa i wyciągnął pudełko z eliksirami. Otworzył j, by sprawdzić, jak się mają fiolki i ucieszył się, że eliksiry nadal są nienaruszone.

Spojrzał na klęczącego Severusa i wkładającego rękę w miejsce pozostawione przez skurczoną podłogę. Wyciągnął drewniane pudełko, podobne do pudełeczka po cygarach. Potem zaczął rzucać zaklęcia wykrywające.

Pudełko wydawało się być niebronione. Severus natychmiast stał się podejrzliwy. Ostrożnie otworzył pudełko. W nim znajdowało się jojo, gwizdek, scyzoryk i worek kulek.

Severus wpatrywał się w śmieci i niemal wyrzucił pudełko z obrzydzeniem. Potem spojrzał jeszcze raz na dziecięce pudełeczko z zabawkami i zaczął chichotać z niechętnym podziwem.

- Geniusz! Ukryj coś cennego wśród zwykłych rzeczy o małej wartości, a zamaskujesz rzecz tak, jakby nie miała żadnych wartości.

- Co to ma znaczyć? – zapytał Harry, podchodząc, by zobaczyć, co znalazł Severus. – Huh? To wygląda jak trochę dziecięcych zabawek. Gdzie jest sztylet?

Severus wyciągnął dłoń w rękawiczce i podniósł scyzoryk.

- Tutaj.

Harry wyglądał na zdezorientowanego.

- Uch, Sev, to scyzoryk. Możesz go kupić w każdym sklepie za dwa pensy.

- Tak jak ty. To jest coś, na co nikt nie spojrzałby drugi raz. Tak jak sobie zażyczył jego mistrz. – Severus dotknął czubkiem różdżki scyzoryka i powiedział ostro: – Revelaro! Finie incantatem!

Ze scyzoryka wytrysnęła niebieska mgiełka, która zaczęła chwiać się i wirować na odzianej w rękawicę dłoni Severusa.

Harry patrzył, zniesmaczony i zafascynowany, jak krawędzie scyzoryka zamazują się, a potem staje się on wysadzanym klejnotami, złotym Sztyletem Niezgody. Leżał na dłoni Snape’a, rubin w głowicy mrugnął wrogo do Harry’ego, a przynajmniej tak wydawało się młodemu czarodziejowi.

- Udało ci się, Sev!

Severus wyglądał na dość zadowolonego.

- Harry, zacznij wlewać fiolkę do kociołka.

Harry podszedł do otwartego pudełka, wyjął z niego fiolkę i poluzował korek. Ale zanim mógł zrobić więcej, pokój wypełnił okropny syk i jęk, a podłoga eksplodowała deszczem wiórów i kurzu.

- Na ziemię! – krzyknął Severus.

Harry rzucił się na podłogę, całkowicie zapominając o otwartej fiolce w swojej dłoni. Poczuł, że roztwór zaczyna wylewać się z buteleczki na podłogę, nim zdążył temu zapobiec.

- Ach! Cholera jasna! – zaklął, ale nim zdążył się poruszyć, z podłogi zaczęły wychodzić rzeczy, które składały się z gnijącego mięsa i niczego więcej, ich twarze były zniekształcone, pełne gnijących zębów.

Zbliżyły się szybko do Harry’ego i Severusa, zgrzytając zębami i wyjąc o krew, ich dłonie kończyły się długimi szponami. Harry przeczołgał się do tyłu, rzucił pustą fiolkę w zbliżające się stwory i wstał.

- Sev! Co to za stwory?

- Inferiusy. Zwłoki ożywione przez czarną magię – warknął Severus. – Przygotuj się do obrony, Harry. Nie miej litości. – Wyraz jego twarzy był szorstki i ponury.

- Sev, eliksir się rozlał… - zaczął Harry, zbliżając się do swojego mentora, ale jego słowa zostały zagłuszone, gdy prawie dwanaście inferiusów rzuciło się do przodu z wyciągniętymi szponiastymi rękami, szeroko otwartymi ustami, wyjąc ze złością.

Harry wycelował różdżkę i wypowiedział klątwę Confringo w chwili, gdy inferius rzucił się do jego gardła.

Nieumarły został odepchnięty wybuchem do tyłu i pozostał po nim tylko pył. Ale na jego miejsce pojawiło się ich więcej, aż zostali otoczeni przez te wstrętne stworzenia.

A Sztylet Niezgody zaczął świecić, sycząc dziwny refren w głowie Harry’ego.

- Zobacz mnie. Weź mnie. Użyj mnie. Uwolnij mnie od tego miejsca. Podnieś mnie, a uczynię cię panem świata.

Harry potrząsnął głową, po czym ponownie wycelował różdżkę, przygotowując się do rzucenia Sectumsempry. Inferiusy zbliżyły się z wyszczerzonymi zębami, sycząc i wyjąc dziko.

 

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och Hedwiga nieźle wykiwala wilkolaki jak i Meadwes, dobrze że Severus uczy Harrego zaklęć, znaleźli sztylet ale wygląda no to, że Riddle odpowiednio zabezpieczył miejsce jego ukrycia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem trochę zawiedziona. Kanoniczna wersja horkruksa z jaskini o wiele bardziej zapadła mi w pamięć. W tej opowieści horkruksy są bardziej zabawkami, które bardzo łatwo zdobyć (oczywiście doskonałe przygotowanie Seva się bardzo przyczyniło). Chociaż podejrzewam, że moje niezadowolenie wynika bardziej z mojej prywatnej potrzeby angstu... Ciekawi mnie czy wątek z Harrym jako horkruksem też zostanie ominięty na rzecz uroczości...
    Dziękuję za cudne tłumaczenie ;)
    Ciuma

    OdpowiedzUsuń