Smród na wpół rozkładających się ciał sprawił, że Harry niemal zwymiotował, a mimo to zobaczył najbliższego inferiusa i krzyknął:
-
Sectumsempra!
Na
torsie i nogach inferiusa pojawiły się duże, otwarte rany, a nieumarta istota
zachwiała się, ale szybko odzyskała równowagę i ruszyła dalej z twarzą
wykrzywioną w okropnej parodii uśmiechu, z oczami płonącymi piekielnie z
wściekłości. Harry szybko wyczarował zaklęcie tarczy w momencie, gdy inferius
zamachnął się na niego sługą, szponiastą ręką.
Kilka
stóp dalej Severus rzucił zaklęcie, które zmieniło podłogę w kałużę mazi,
przyklejając do niej kilka z zaawansowanych zombie, a następnie przywołał
błyskawicę i rozwalił je na kawałki. Harry żałował, że nie zna więcej ofensywnych
zaklęć. Severus spojrzał na swojego podopiecznego i zobaczył, że inferius
atakujący Harry’ego ociekał lepkim, zielonym szlamem z miejsc, w które uderzyła
Sectumsempra.
-
Harry! Wyceluj w nogi i ręce! – krzyknął. – Jeśli je odetniesz, przez jakiś czas
nie będą w stanie się ruszać! To ich spowolni!
Wyglądało
na to, że w sierocińcu jest ponad setka nieumartych istot, choć Severus
wiedział, że to prawdopodobnie tylko połowa. Jednak nawet ta liczba wystarczy,
by ich wykończyć, jeśli nie będą walczyć bezlitośnie. Inferiusy były
najlepszymi strażnikami mrocznych czarodziejów dla ich skarbów, ponieważ nie
musiały spać, jeść, pić i korzystać z łazienki. I będą walczyć z wszystkim, co
się do nich zbliży, aż do śmierci.
-
Jasne! – odkrzyknął Harry, po czym cofnął się, aż jego plecy dotknęły ściany,
zdjął tarczę, tym razem celując w nogi i ręce inferiusa. Ledwie rzucił
zaklęcie, inferius zawył i przewrócił się, mając wszystkie kończyny odcięte.
Harry wyszczerzył się. – A masz, ty cholerny krewniaku mumii! Dobra, kto
następny?
Kilka
stworzeń przepychało się między sobą szponami, usiłując dosięgnąć wyzywającego
ich czarodzieja, który szybko wstał, uderzając raz za razem Sectumsemprą, aż
nie zakręciło mu się w głowie. Kaszląc, Harry ponownie wezwał zaklęcie tarczy i
wstrzymał oddech, gdy inferiusy zaroiły się nad ich poległymi towarzyszami, nie
dbając o to. Bezmyślne, przepełnione wściekłością i nienawiścią, jaką obdarzył
ich stwórca, wiedziały tylko, że to, co kazano im strzec, zostało skradzione i
muszą walczyć z intruzami, dopóki nie zostaną zabici oni albo czarodzieje.
Harry,
chwilowo bezpieczny za swoją tarczą, spostrzegł, że więcej inferiusów atakuje
Severusa niż jego. Mistrz Eliksirów odpierał ponad połowę stworzeń, jego twarz
była maską intensywnej koncentracji, sprawiając, że każdy wystrzał z jego
różdżki trafiał. Ale nawet taki weteran jak Severus nie był w stanie trzymać
ich wszystkich na dystans i Harry zastanowił się, dlaczego inferiusy nie
otaczają również jego, zwłaszcza, że był słabszym z przeciwników.
Potem
dostrzegł błysk rubinowego światła i złota, i nagle otrzymał odpowiedź.
Sztylet
Niezgody. Severus trzymał go, więc atakowali jego. Dziesiątki inferiusów
zbliżały się do jego mentora i nagle do głowy Harry’ego przyszła desperacka
zagrywka.
-
SEVERUS! – krzyknął, próbując być słyszanym przez nieziemski wrzask i
zawodzenie nieymarłych. – Rzuć mi sztylet!
-
Dlaczego? – Bardziej zobaczył usta Severusa, niż go usłyszał.
-
To odciągnie na chwilę te cholerne zombiaki! – krzyknął Harry, czując, jak jego
dłonie zaczynają pocić się w rękawicach. – Zrób to! Złapię go i się przemienię,
a wtedy ty będziesz mógł je rozwalić!
Severus
miał tylko sekundy na działanie, wiedząc, że wkrótce zostanie pokonany przez
cuchnące stworzenia, jeśli nie użyje Burzy Ognia lub innej potężnej magii
bojowej. Wstrzymywał się od tego, ponieważ nie chciał ryzykować, że Harry
zostanie przy okazji trafiony, ale wkrótce zauważył, że sugestia ucznia była
sensowna. Snape szybko podniósł sztylet, po czym odwrócił się i rzucił go w
chłopaka, modląc się, by wyostrzone Quidditchem refleksy Harry’ego pozwoliły mu
złapać to cholerstwo.
Sztylet
wbił się w górę jak błyszcząca, złota kometa, a sekundę opadł w dłoń Harry’ego
w rękawicy.
Szukający
Gryfonów szybko zacisnął dłoń na przeklętym artefakcie, złapał go lewą ręką,
ale gdy chwycił go, rękawice sprawiły, że jego uścisk był śliski i bok sztyletu
na chwilę dotknął jego policzka.
To
był ułamek sekundy, ale przeklęty przedmiot nie wymagał nic więcej. Hary poczuł
ukłucie bólu, jakby użądliła go pszczoła, ale ledwie to zauważył, czując ulgę,
że złapał sztylet, po czym wsunął przeklęty nóż w swoje szaty i przemienił się
we Freedoma.
Myszołów
wystrzelił pod sufit, skrzecząc wyzywająco na inferiusy, które natychmiast
zaroiły się w miejscu, w którym stał.
-
Kree-aaarrr! Severusie! Uderz je mocno!
Severus
obnażył zęby w tryumfalnym uśmiechu, słysząc bojowy okrzyk Freedoma. Teraz zobaczymy na co was stać.
Zbierając całą pozostałą energię, Severus rzucił Burzę Ognia.
-
Incendia tempest!
Słup
ognia ryknął z nieba jak grom boskiej sprawiedliwości. Uderzył w inferiusy ze
straszną siłą i podpalił wszystkie. Ich nienaturalne ciała dymiły i wysychały,
paliły się i sczerniały, istoty wiły się i czuły, jak w końcu pochłonie ich
śmierć.
Severus
pozostał jednak nietknięty przez szalejący wokół niego wir, ponieważ stworzył
Burzę Ognia i nie mogła mu wyrządzić krzywdy, czyniąc go niewrażliwym na
ciepło, dym i ogień podczas cały czas trwania zaklęcia. Płomienie lizały jego
stopy, ale żadna zbłąkana iskra nie zajęła jego szat.
Ogień
palił inferiusy jak iskra w suchej trawie, bezlitośnie omiatając ich szeregi.
Wkrótce pierwszy i drugi szereg upadł, spaliły się na popiół, a smród był
okropny. W górę uniosły się kłęby dymu, prawie zasłaniając Mistrza Eliksirów.
Freedom
musiał zmrużyć bursztynowe oczy, by zobaczyć swojego mentora przez kłębiący się
czarny dym i był wdzięczny, że jastrząb nie ma węchu. Ale wtedy jego wzrok padł
na coś innego, poobijaną i spaloną skrzynkę z eliksirami, w której znajdowała
się ostatnia fiolka eliksiru rozpuszczającego klątwy. Pudełko spłonęło prawie
na pył, fiolka pękła, a cenny eliksir wyciekł na podłogę, bezpowrotnie
stracony.
-
Nie! Och, nie! Cholera jasna! –
skrzeknął Freedom z przerażeniem. – Jak
bez eliksiru zniszczymy sztylet?
Severus
uniósł wzrok, zobaczył unoszącego się Freedoma, po czym przemienił się w
Warriora i podleciał dołączyć do mniejszego jastrzębia.
-
Uciekaj stąd, pisklaku! To całe miejsce
zaraz pójdzie z dymem!
W
przeciwieństwie do czasu w domu Gauntów, Freedom nie kłopotał się kłótnią, był
posłuszny bez zadawania pytań. Odwrócił się i by chronić własną skórę wyleciał
z piekła, które kiedyś było sierocińcem Woola. Czerwono-brązowa smuga wynurzyła
się z klatki schodowej i wyleciała prosto przez jedno z okien parteru, ledwie
uciekając przed zranieniem skrzydła o wyszczerbioną szybę.
Warrior
był tuż za nim, zamknął skrzydła i przecisnął się przez dziurę w oknie,
otwierając je w samą porę, by uniknąć zderzenia z ziemią i odleciał na jakieś
trzy uderzenia skrzydeł, nim przemienił się w Severusa.
Gdy
tylko buty profesora dotknęły ziemi, Snape wycelował różdżkę w sierociniec i
szybko zaintonował przeciwzaklęcie, wiedząc, że wszystkie inferiusy zostały już
upieczone jak chrząszcze w piekarniku. Gdy płomienie zgasły, usłyszał w oddali
wycie syren i wiedział, że przybędą mugolskie organy ścigania, by zbadać
sprawę.
-
Freedom, odmień się i daj mi sztylet! – zawołał Severus, nie chcąc, by
starożytny przedmiot był w posiadaniu Harry’ego dłużej, niż to konieczne.
Freedom
krążył, niechętny posłuszeństwa starszemu czarodziejowi, ale potem jego zdrowy
rozsądek odzyskał siły, wylądował i przemienił się z powrotem. Wycierając
łzawiące oczy rękawem, Harry sapnął:
-
Sev! Wszystko w porządku?
-
Tak, dzięki twojemu szybkiemu myśleniu. A teraz daj mi sztylet. Gdzie jest
eliksir?
Harry
niechętnie oddał sztylet, czując się dziwnie zaborczy wobec tego przedmiotu,
choć nie mógł pojąć, dlaczego.
-
Uch, Severusie, mam złe wieści. Jedną fiolkę rozlałem, gdy zaatakował mnie
inferius i upadłem na ziemię. Potem nie mogłem odstać się do szkatułki z drugą
i inferiusy mnie otoczyły. Kiedy podpaliłeś to miejsce, spaliłeś drugą fiolkę.
Severus
zaklął obficie, po czym potrząsnął głową.
-
Cholerny pech.
Harry
zwiesił głowę, czując, że w pewien sposób to jego wina.
-
Przepraszam.
-
Przeprosiny nic nie pomogą – warknął Severus, czując, jak zmęczenie ogarnia go
jak lodowaty płaszcz. – Co się stało to się nie odstanie. Musimy spróbować
dotrzeć do Hogwartu, żebym mógł zrobić więcej eliksiru, tam są wszystkie moje
składniki. – Szybko owinął sztylet w kawałek materiału wyrwany z jego płaszcza
i wsunął go głęboko do plecaka, opierając się szepczącemu głosowi, który
nakłaniał go do użycia go. Odepchnął uwodzicielski pomruk i zablokował umysł.
Już
miał powiedzieć Harry’emu, by zamknął umysł, kiedy usłyszeli w pobliżu upiorne
wycie polującego wilka.
Harry
zamarł, dobrze wiedząc, co oznacza to wycie.
-
Znowu nas znaleźli, Sev!
-
Wiem. Patrz tam! – Severus wskazał palcem i Harry zobaczył kilka cienistych
kształtów, grasujących za żelazną bramą.
Ich
oczy miały demoniczną czerwień, a ich zdeformowane ciała sprawiły, że młodego
animaga przeszedł dreszcz. Jeden z nich rzucił się na bramę, pyskiem zahaczając
o żelazne pręty, wyjąc i warcząc.
-
Przemień się, Harry! – nakazał Severus. – Musimy lecieć szybko i mocno.
Harry
posłuchał i w ciągu chwili dwa jastrzębie odlatywały od sierocińca, a
prowadzący wilkołak wydał z siebie głośny ryk niepokoju i odwrócił się, by
ścigać ptaki przez Cheapside.
Hedwiga,
która drzemała na pobliskiej latarni, obudziła się na straszliwy okrzyk
wilkołaków i dołączyła do przelatujących obok jastrzębi.
-
Więc znowu trafili na nasz trop, cholerne
utrapieńce! – zahuczała. – Czy wasza
misja zakończyła się sukcesem?
Warrior
wydał z siebie skrzek potwierdzenia, po czym skoncentrował się na locie, gdyż
jastrzębie nie miały zdolności noktowizji, a gdy przeszukiwali sierociniec i
walczyli z nieumartymi zapadł zmierzch.
Instynkt
skłaniał go do szukania bardziej oświetlonego obszaru miasta, ale Warrior odmówił
narażania niewinnych poprzez prowadzenie do nich wilkołaków w szale, więc
odwrócił się od jasnych, witających świateł i poleciał w kierunku obrzeży
miasta.
Freedom
dopasował uderzenia skrzydeł do swojego mentora, drżąc lekko za każdym razem,
gdy słyszał powodujące ciarki wycie polującego wilkołaka. Uważał, by trzymać
się blisko Warriora i Hedwigi, która pojawiali się na tle ciemniejącego nieba
jak biały duch.
Żaden
z ptaków się nie odzywał, każdy zajęty próbą lecenia tak szybko, jak to
możliwe, z daleka od wilkołaków, które rzucały się na pióra ich ogonów.
Odlecieli z samego Londynu na północny zachód, szukając miejsca z mnóstwem
drzew i osłon, by mogli odpocząć.
Niestety
komercjalizm dzisiejszych czasów pozostawił po sobie mało drzew, więc musieli
lecieć ponad godzinę, nim dotarli do skąpej wymówki lasu niedaleko malutkiego
strumienia. Oba jastrzębie były wyczerpane, a ich skrzydła wydawały się być
ciężkie jak ołów, ale Hedwiga stwierdziła, że to najlepsza osłona, jaką mogą
znaleźć w pobliżu miasta. Nie słyszeli już wilkołaków i przypuszczali, że na
razie zgubili parszywe bestie.
Gdy
się odmienili, Harry poczuł, jak nogi się pod nim uginają i wylądowałby mocno
na tyłku, gdyby Severus go nie złapał.
-
Spokojnie, pisklaku. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebujesz do tych wszystkich
cięć i wyczerpania to posiniaczony tyłek. – Severus opuścił Harry’ego do
pozycji siedzącej.
-
Huh? Co powiedziałeś? – wymamrotał chłopak, w połowie śpiący i oszołomiony.
-
Nieważne. Odpoczywaj – uspokoił go Severus, klękając i wyjmując zestaw
eliksirów z plecaka. Wyjął czystą szmatkę i zaczął myć poczerniałą od sadzy
twarz i szyję swojego ucznia, na której było kilka małych nacięć od drzazg. Po
nasmarowaniu ran maścią, podał Harry’emu eliksir uspokajający zmieszany z zimną
wodą w filiżance.
-
Jak się czujesz?
-
Zmęczony. I… dziwnie – odparł Harry. – Gdzie jest sztylet? – Z jakiegoś powodu
znowu chciał go chwycić. Weź mnie. Użyj
mnie. Uczynię cię panem wszystkiego, czego pragniesz. Zamrugał i potrząsnął
głową, czując się ogłuszony i zmęczony.
-
Tutaj. – Severus poklepał swój plecak. – Nie martw się, popilnuję go, póki nie
dotrzemy do szkoły.
-
Mogę go nosić przez jakiś czas – zaprotestował Harry, a do jego głosu wkradło
się lekkie jęknięcie.
Severus
zignorował to.
-
Nie. Lepiej nie, młodziku. Sztylet jest bardzo potężny, żyje, by psuć tak młode
dusze, jak twoja. Ze mną będzie miał ciężej – zachichotał ponuro Severus.
-
Ale, Sev…
-
Nie, panie Potter, to moje ostatnie słowo. Dopij wodę i prześpij się – zaczął
Severus, po czym zastanowił się, wyjął lekko rozgniecioną kanapkę z szynką i
serem i podał ją Harry’emu. – Zjedz to, musisz uzupełnić energię, którą
spaliłeś, rzucając te zaklęcia. Potem idź spać.
Harry
wziął kanapkę, patrząc na nią jak na krowie łajno.
-
Nie jestem głodny.
-
I tak zjedz – nakazał nieubłaganie jego mentor. Wziął kolejną kanapkę z
kurczakiem, piklami i sałatą i również zmusił się do jedzenia.
Harry
ugryzł i gdy tylko spróbował kanapki, odkrył, że jest wygłodniały. Zjadł
kanapkę, a Mistrz Eliksirów bez słowa wręczył mu kolejną.
Kiedy
najedli się do syta, Severus ponowie kazał Harry’emu iść spać.
-
A co z tobą? Nie idziesz spać?
-
Nie martw się, co będę robił, Harry – zaczął nagle Severus, po czym powstrzymał
się na przygnębione spojrzenie chłopaka. Tylko
martwi się o twoje dobro, Severusie, zganiło go jego sumienie. – Zasnę, gdy
rzucę na sztylet kilka zaklęć ochronnych i maskujących.
-
Jak możesz cokolwiek robić po tej magii bojowej? – jęknął Harry.
-
Nie wykorzystałem wszystkich swoich rezerw, tak jak ty – odpowiedział profesor.
– Ale jestem starszy, mój magiczny zbiornik jest większy i głębszy niż twój.
-
Nie rozumiem.
-
Jesteś zbyt zmęczony, bym teraz udzielał ci lekcji, jak czarodziej przechowuje
swoją moc, pisklaku. Wyjaśnię ci to jutro, gdy twój mózg zacznie funkcjonować.
A teraz zamknij swój umysł, Harry Jamesie Potterze, i idź spać.
Harry
zamknął oczy i zaczął wykonywać odprężające oddechy, by znaleźć swoje centrum.
Był dziwnie rozkojarzony, myśli o sztylecie wciąż wdzierały się w jego myśli,
niosąc ze sobą ostrym pragnieniem. Odepchnął tą myśl i zaczął koncentrować się
na oddychaniu.
Severus
obserwował go przez chwilę, po czym wyciągnął Sztylet Niezgody z plecaka i zaczął
rzucać wokół niego kilka zaklęć maskujących, ponieważ sztylet miał historię
przyciągania do siebie nieprzyjemnych postaci, a Severus nie chciał tego
wieczora więcej bitew. Skończył i włożył sztylet z powrotem do plecaka.
Zostało
mu tylko tyle energii, by rzucić zaklęcie ochronne na małą polankę, po czym
wyciągnął swoje posłanie i opadł na nie.
-
Hedwigo, proszę, czuwaj – zawołał do sowy śnieżnej, która siedziała nad jego
głową.
Zahukała
twierdząco.
Severus
zwinął się na kocu, znużenie uderzyło w niego z siłą młota kowalskiego.
Spojrzał na Harry’ego, który skończył zamykać umysł i spał teraz na swoim
posłaniu. Dobrze. Przynajmniej jest
chroniony przed wpływem sztyletu, pomyślał Mistrz Eliksirów tuż przed
zaśnięciem.
Nie
wiedział jednak, że chociaż Oklumencja chroniła Harry’ego przed wszelkimi
zewnętrznymi wpływami na jego umysł, nie mogła chronić animaga przed czymś, co
już w nim było.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, i cudnie zdobyli sztylet, zniszczyli inferusy, a te wilkołaki są wielkim utrapieniem... czy Severus nie zauważył zbyt wielkie zainteresowanie sztyletem i tym że pragnie go mieć w swoich rękach, może to o tym mówiła przepowiednia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Ooo... Cofam poprzedni komentarz, jednak akcja jest :D
OdpowiedzUsuńCiekawe co wyniknie z tego kontaktu z sztyletem. Czy Harry będzie bronił sztylet przed Sevem? Może to będzie miało dalsze skutki? Np. Harry będzie połączony ze sztyletem i zwykłe zniszczenie horkruksa jakoś na niego wpłynie?
Dziękuję za kolejny wspaniały rozdział
Ciuma