Dopiero nieco po północy jastrzębiom i sowie udało się pozbyć wilkołaków. Dwa razy Freedom i Warrior zaatakowali wilkołaka, który prowadził polowanie, pozostawiając paskudne ślady szponów na jego ramionach i głowie, ale nie było to nic, czego bestia by nie wyleczyła. Skóra wilkołaka była magicznie twarda i bardzo trudna do przebicia, nawet szponami jastrzębia. Ale nie mogli spróbować zaatakować wilkołaka kilkukrotnie, ponieważ mieli oni przewagę liczebną, a jastrzębie były zmęczone lotem, a najważniejszą w tej chwili rzeczą było uniknięcie pościgu i dotarcie do Hogwartu. Zadowolili się więc krótkimi próbami i nękaniem, oszczędzając większość energii na lot.
Severus
był prawie pewny, że to wpływ sztyletu był powodem, dlaczego wilkołaki wciąż
ich odnajdywały. Musiał jednak znaleźć bezpieczne miejsce na odpoczynek, zanim
rzuci na ostrze jakąkolwiek silną osłonę kamuflażową. Takie rzeczy były
delikatne i zajmowały dużo czasu, zwłaszcza próbując zasłonić przedmiot, który
był tak stary i czarno magicznie silny. To będzie wymagało od niego wszystkich
umiejętności jako mistrza szpiegów.
W
końcu dotarli do samotnego wrzosowiska bardzo blisko granicy między północną
Anglią a Szkocją, było tam bardzo niewiele osad, w większości utrzymywano je w
stanie dzikim w ramach aktu ochrony przez brytyjski parlament. Jastrzębie
odkryły starożytny kopiec kamieni i postanowiły rozbić obóz w jego pobliżu,
choć nie za blisko, chociaż Snape był pewny, że miejsce nie było nawiedzone.
Hedwiga
zgłosiła się na ochotnika, by bawić się w kotka i sowę z wilkołakami,
utrzymując ich zajętych na tyle długo, by Severus mocniej osłonił sztylet.
Mistrz Eliksirów podziękował śnieżnemu ptakowi, po czym rozbił obóz.
-
Zjedz coś i odpocznij, Harry – powiedział swojemu podopiecznemu, który cały
dzień był ponury i niekomunikatywny. – I nie zapomnij zamknąć umysłu. Ta osłona
i maskowanie może zająć mi całą noc.
Harry
przygotował im nieco zupy i kanapki, błogosławiąc przewidywalność Twixie, która
dała im jedzenie i napoje, które można było łatwo przygotować, prawie bez
myślenia, a jednak były pożywne, sycące i dobrze smakowały. Chociaż Harry nie
miał ostatnio zbytniego apetytu, zrzucił to na stres związany z lotem i brakiem
snu, zawsze tak było, gdy był zestresowany.
Po
zjedzeniu, Harry poszedł ustawić osłony wokół obozu, narzekając trochę,
ponieważ nie miał w tym doświadczenia i był zmęczony. Spojrzał na swojego
mentora, który siedział ze skrzyżowanymi nogami na ziemi w pobliżu małego
ogniska oraz Sztylet Niezgody, który spoczywał na jego kolanach, owinięty materiałem.
Severus mamrotał zaklęcia i wykonywał ruchy różdżką, a jego magia dryfowała po
ostrzu małymi spiralami i iskrami, jak diamentowy pył, lśniący w ciemności.
Harry
poczuł, jak jego wnętrzności zaciskają się z tęsknoty, gdy zobaczył sztylet. Chciałbym, żeby był mój. Chce mnie.
Potrzebuje mnie.
Wtedy
naszła go straszna potrzeba i przez jedną okropną chwilę miał ochotę przebiec
przez polanę, chwycić sztylet i odlecieć z nim. Wpatrywał się w Severusa z
mieszaniną podziwu i nienawiści na twarzy. Chwilę później zamrugał i przetarł
oczy, niepewny, co się właśnie stało.
Musiałem odpłynąć na moment.
No cóż, zdarza się, a jestem prawie tak zmęczony, że nie mogę iść prosto. Machnął różdżką ostatni raz
i poczuł, jak ostatnia osłona zostaje postawiona na miejscu. Gotowe. Teraz mogę odpocząć. Wtedy jego
posłanie na twardej ziemi wyglądało jak Nirvana.
Zamknął
oczy i próbował znaleźć swoje centrum, ale z jakiegoś powodu dziś wieczorem
unikał mu spokój medytacji i po kilku chwilach zrezygnował, przez krótki czas
obserwował swojego mentora zaćmionymi oczami, a potem pochylił głowę i zasnął.
Po raz kolejny Harry był w
pięknym ogrodzie, słuchając plusku fontanny i szeptania słodkiej pieśni, gdy
siedział na kamiennej ławce. Powietrze pachniało tropikalnymi kwiatami, mocne
perfumy wywołały u niego kaszel, a kiedy wdychał powietrze, czuł lekkie zawroty
głowy i dezorientację. Ale kwiaty były tak słodkie, że naprawdę nie miał nic
przeciwko. Oparł się o ławkę, a kamienne oparcie było tak wygodne, jak miękka,
skórzana kanapa w wieży Gryffindoru. Tym razem słyszał odległe odgłosy
świergotu ptaków, choć czuł się zbyt leniwy, by spróbować zrozumieć, co mówią.
Drzemał krótko na słońcu, zadowolony i szczęśliwy.
- Harry! Harry!
Obudził się gwałtownie i
zobaczył, jak mała księżniczka biegnie w jego stronę, jej mała, rubinowa tiara
była przekrzywiona, jej złota sukienka nieco zabłocona na rąbku, ale jej oczy
były tak jasne, a uśmiech tak słodki jak zawsze. Bez wahania wpadła w jego
ramiona.
- Tęskniłeś za mną?
- Bardzo – odpowiedział i odkrył,
że tak właśnie było. Trzymanie jej sprawiło, że czuł się… kompletny, jakby
swędziało go i się podrapał. – Jak się dzisiaj masz.
Zrobiła krzywą minę.
- Niedobrze. Czuję się
stłamszona. Nienawidzę tej sukienki – wskazała na swoją suknię. – I te buty. Są
za ciasne. – Kopnęła o ławkę jedną stopą, na której był mały, złoty bucik. –
Pomóż mi je zdjąć.
Harry zawahał się, bo coś mu
mówiło, że nie byłby to zbyt błyskotliwy pomysł.
- Uch… może lepiej je
zachowaj. Twoi rodzicom nie będzie się podobać, jeśli będziesz chodzić bez
butów.
- Kogo to obchodzi? To tylko
mój ogród. Harry, proszę? Proszę?
Jej oczy wpatrywały się
błagalnie w jego własne i poczuł, że się topi, nie mogąc oprzeć się pięknemu
dziecku.
- W porządku.
Pochylił się i ściągnął
pierwszy but, a potem drugi.
- Dziękuję!
Dziwnie zimny wiar zaczął
przechodzić przez ogród. Harry zmarszczył brwi.
- Wygląda na to, że nadchodzi
burza.
Księżniczka wzruszyła
ramionami.
- Na to wygląda. – Przywarła
do Harry’ego, patrząc w dół ścieżki, a jej uśmiech był tryumfalny i złośliwy.
Harry
poruszył się we śnie i wstał, jego oczy były otwarte, ale nie był obudzony.
Jego świadomość została osłabiona przez pradawne zło i był prawie całkowicie
pod wpływem Sztyletu Niezgody. Sztylet był owinięty w zaklęte płótno, Severus
właśnie skończył zaczarowywać je, aby schowało starożytne ostrze i zaraz potem
zasnął. Leżał na dnie plecaka Mistrza Eliksirów.
Był
wściekły, że został związany i próbował uwolnić się z przytłaczających osłon,
które rzucił profesor, używając najłatwiej dostępnego nażęcia, jakie miał w
rękach, czyli ucznia, którego uwiódł w snach poprzedniej nocy. Znów wypuścił
swoje macki, wkraczając w podświadomość chłopca, subtelnie zachęcając chłopca
do buntu i oszukania jego mentora.
Harry
przeszedł przez obóz cicho jak cień i ukląkł obok śpiącego Severusa. Prawie
nieświadomie otworzył plecak i zaczął w nim grzebać, gorączkowo szukając
sztyletu. Kiedy go znalazł, przycisnął go do siebie, mocno go przytulając. W końcu. Jesteś mój! Zaczął go odwijać,
uwalniając go z magicznie wiążącego materiału, który go trzymał.
Zabezpieczenia
związane ze sztyletem nie reagowały na niego, ponieważ nie praktykował mroku,
na co ustawił je Severus. Choć był zaczarowany, jego aura wciąż nie była splamiona
krwią i śmiercią, więc osłony pozwoliły mu wziąć sztylet i rozwinąć tkaninę.
- Co zrobiłeś, idioto? –
zagrzmiał mężczyzna w czerni, jego szaty zawirowały groźnie wokół jego kostek.
Księżniczka wtuliła się w
pierś Harry’ego, trzęsąc się.
- Nie pozwól mu mnie zabrać,
Harry! Chcę zostać z tobą. Należę do ciebie. Tylko do ciebie.
- Ciii, zapewnię ci
bezpieczeństwo.
- Zapewnisz jej
bezpieczeństwo? – zaszydził mroczny czarodziej. – Nie masz pojęcia, z czym masz
do czynienia. Ona właśnie tego chce. Przyciskasz do piersi żmiję, chłopcze.
- Zamknij się! Nie pozwolę ci
jej skrzywdzić! A teraz wynoś się!
Mroczny czarodziej roześmiał
się niewesoło.
- Nie, póki nie dostanę tego,
po co mnie wysłano. Ta… dziewczynka umrze albo ty umrzesz. Wybieraj. – Jego
różdżka była skierowana bezpośrednio w serce Harry’ego.
W drugim mężczyźnie było coś,
co dręczyło Harry’ego. Gdzie wcześniej widział tą twarz, słyszał ten głos? To
było strasznie znajome.
Księżniczka zaczęła płakać.
- Nie chcę umrzeć! Pomóż mi,
Harry! Nie pozwól mu mnie zabić tak, jak zabił twoją matkę.
- Moją matkę? – powtórzył
zmieszany Harry.
- Tak, zabił ją! – zawołała
księżniczka. – Obiecał ją chronić, a potem zdradził ją swojemu panu. Zginęła,
bo próbowała cię ratować, ale gdyby nie on, nie byłoby to konieczne.
- Kłamiesz!
- Tak? – zapytała niewinnie
księżniczka. – Harry, komu wierzysz, mrocznemu, pokręconemu czarodziejowi, czy
mi?
Harry znów się zawahał. Jakaś
jego część bardzo pragnęła zaufać małemu, niewinnemu dziecku, które przysiągł
chronić, a jeszcze inna część nakłaniała go, by zaufał mrocznemu czarodziejowi.
Ale oskarżycielskie słowa
dziecka odbijały się echem w jego głowie.
Zabił twoją matkę!
Matkę, którą ledwo pamiętał,
za którą zawsze tęsknił.
Poczuł, że jego oczy zalewają
się łzami.
Mała rączka uniosła się i
poklepała go po twarzy.
- Biedny Harry! – zagruchała
księżniczka. – Nie smuć się. Zawsze będziesz mnie mieć. Nigdy nie pozwól mi
odejść.
- Przestań! Nie widzisz, co
ona ci robi? – wykrzyknął czarnoksiężnik.
- Powiedziała mi prawdę!
Jesteś zdrajcą. Zabiłeś moją matkę.
- Posłuchaj mnie…
Ale potem księżniczka zaczęła
płakać, a jej głośne lamenty zagłuszały resztę słów czarodzieja.
- Chce mnie zabić, Harry.
Musisz go powstrzymać.
- Jak?
- Pierwszy go zabij –
odpowiedziała księżniczka, wciąż ocierając łzy z oczu.
- Zabić? Chciałem go tylko…
eee… wypędzić.
- Nie, to nie zadziała.
Przykro mi, ale musisz go zabić. Tylko wtedy będę wolna. – Spojrzała na niego i
ponownie wpadł w sidła. – Uwolnij mnie, Harry. Zabij go, niegodziwego, starego
nietoperza, i uwolnij mnie.
Harry przełknął ślinę, ale
stwierdził, że nie może się powstrzymać od posłuszeństwa. Postawił księżniczkę
na ziemi obok siebie i wyciągnął różdżkę.
W
prawdziwym świecie owinięcie spadło ze Sztyletu Niezgody i Harry chwycił go w
dłoń. Gdy tylko jego palce zacisnęły się na rękojeści, magia w rubinie
rozbłysła, pokryła jego dłonie i ostrze głębokim, czerwonym blaskiem, podobnym
do starej krwi.
W końcu! Nadszedłeś! Dziecko
przepowiedni, należysz do mnie! – zaśpiewał sztylet, jego głos był wysokim, dzikim tonem
szaleństwa i potępienia. Weź mnie. Użyj
mnie. Jestem głodny. Potrzebuję krwi, żeby zaspokoić apetyt.
Harry
powoli wstał i trzymając w jednej ręce sztylet, zwrócił się w kierunku śpiącego
Mistrza Eliksirów. Wciąż nie widząc nic, podszedł w milczeniu do Severusa,
który spał na plecach, zrelaksowany i nieświadomy śmiertelnego
niebezpieczeństwa, które nad nim wisiało.
Daj mi krwi! Słodkiej,
gorącej i wypełnionej magią! Ach, tak! Jestem spragniony i wykończony. Atakuj,
chłopcze! Jest wrogiem, życzy ci krzywdy i chce mnie zatrzymać dla siebie, mruczał sztylet.
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie! Należysz do mnie.
Dokładnie – w głosie sztyletu była
ogromna satysfakcja. A teraz… zabij go i
poznaj znaczenie prawdziwej mocy, Harry Jamesie Potterze. Zrób to! ZABIJ GO!
Rozkaz
sprawił, że Harry rzucił się do przodu, ściskając w dłoni sztylet tak mocno, że
mógłby on być przyspawany, ponieważ wola starożytnego, złego artefaktu
opanowała go całkowicie.
Uniósł
rękę, wycelował sztylet prosto w unoszącą się i opadającą pierś swojego
mentora.
Severus
poruszył się, jakiś instynkt kazał mu się obudzić. Otworzył oczy.
Zobaczył
stojącego nad nim Harry’ego, otworzył usta, by zapytać go, co się stało, a
potem błysnęło złoto, gdy Harry, mając na twarzy maskę nienawiści i
wściekłości, wbił sztylet w jego klatkę piersiową.
Jak zobaczyłam tytuł rozdziału to aż zamarłam. Harry dzielnie walczył ze sztyletem, a Sev i Hedwiga nieświadomie pomagali mu w tym wykańczając nastolatka, ale jak widać nie było to wystarczające. To zakończenie....
OdpowiedzUsuńStraszny rozdział, mam nadzieję, że z Sevem będzie dobrze, bo inaczej nie wiem jak to się dalej potoczy.
Dziękuję za wspaniały rozdział
Ciuma
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o nie nie harry nie powinien dac sie omotać... a co z Severusem oby nic się mu nie stało...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika