Dopiero w poniedziałek rano Ron został uwolniony z troskliwego uścisku pani Pomfrey, całkowicie wyleczony z silnego wstrząsu mózgu, którego doznał po uderzeniu tłuczkiem w głowę. Podsumowując, Ron miał ogromne szczęście. Gdyby tłuczek uderzył o ułamek cala w lewo, Ron prawdopodobnie byłby teraz w śpiączce. Mając to na uwadze, nikt nie protestował przeciwko nakazowi pani Pomfrey, by leżał, ku irytacji Rona. Niezwykle trudno było wyrazić swoje zdanie, gdy nikt nie chciał go poprzeć.
Wchodząc do Wielkiej Sali, Harry, Ron i Hermiona zajęli swoje zwykłe miejsca przy stole Gryfonów. Wciąż było wcześnie, co dało Ronowi czas na zjedzenie trzech pełnych porcji jedzenia, jakby to był jego ostatni posiłek. Harry i Hermiona stłumili śmiech, jedząc własne śniadania. Niektóre rzeczy się nie zmieniają, a etykieta Rona przy stole była jedną z nich. Było to odświeżające, chyba że faktycznie się go obserwowało.
- Cześć Harry, Hermiono, Ron – powiedziała rozmarzonym głosem Luna Lovegood. Harry i Hermiona kiwnęli jej głowami. Ron był zbyt skupiony na śniadaniu, by ją zauważyć. Luna wyciągnęła brudny zwój pergaminu i podała go Harry’emu. – Kazano mi to przekazać tobie.
Harry natychmiast zorientował się, że to zawiadomienie o następnej lekcji z profesorem Dumbledorem i szybko schował zwój pergaminu do kieszeni.
- Dzięki, Luno – powiedział szczerze. – Będziesz komentowała następny mecz?
Luna uśmiechnęła się do niego niewyraźnie.
- Och, nie sądzę – powiedziała. – Wszyscy mówią, że byłam okropna. Ale to nie ich wina. Wszyscy zostali zmyleni przez plimpki. – Luna sięgnęła do swojej torby i wyjęła coś, co wyglądało jak duża, zielona cebula. – Dlatego mówiłam wszystkim, że potrzebują tego, ale nie chcą mnie słuchać.
Harry i Hermiona spojrzeli sceptycznie na dziwną rzecz.
- Co to jest? – zapytała Hermiona.
- To tykwobulwa – powiedziała Luna, podając ją Hermionie. – Możesz ją wziąć. Mam ich kilka w kufrze.
Hermiona ostrożnie położyła tykobulwę na stole i dyskretnie popchnęła ją w stronę Rona.
- Dzięki, Luno – powiedziała jak najuprzejmiej. Luna uśmiechnęła się i ruszyła w stronę stołu Krukonów. Gdy jej plecy były skierowane do Hermiony, dziewczyna wyciągnęła szybko różdżkę i usunęła tykobulwę. – Plimpki – prychnęła. – Nie ma czegoś takiego.
Harry uśmiechnął się, biorąc łyk z kielicha. To była kolejna rzecz, która nigdy się nie zmieni. Hermiona zawsze polegała na logice, by wszystko wyjaśnić.
- Hermiono, istnieje świat, który twierdzi, że magia nie istnieje – powiedział nonszalancko Harry. – Co to o nas świadczy?
- To zupełnie co innego, Harry – powiedziała rzeczowo Hermiona.
- Tak? – odparował z zaciekawieniem Harry. – Jeśli ktoś by ci powiedział, że jesteś czarownicą albo czarodziejem, zanim otrzymałaś list z Hogwartu, uwierzyłabyś mu? – Hermiona milczała. – Nie mówię, że Plimpki istnieją, ale jeśli Luna w nie wierzy, kim jesteśmy, żeby to kwestionować?
Ron i Hermiona wpatrywali się w Harry’ego w oszołomionym milczeniu, po czym Ron wepchnął do ust kawałek bekonu.
- Wiesz, Miono, ma trochę racji – powiedział, wypluwając przy tym kawałki bekonu.
- Naprawdę, Ron! – skarciła go Hermiona z obrzydzeniem, odsuwając talerz. – Niektórzy z nas próbują jeść!
- Powodzenia – powiedziała sarkastycznie Ginny, siadając obok Harry’ego. – Mama próbuje poprawić jego maniery od lat. – Natychmiast zaczęła nakładać na talerz jedzenie z nieco większą siłą, niż to było konieczne. – Osobiście uważam, że to „męska rzecz”. Żaden z nich nie zadaje sobie trudu, by pomyśleć, zanim cokolwiek zrobią.
Każdy mężczyzna w pobliżu przerwał to, co robił i popatrzył się na Ginny. Sądząc po wylewających się z niej falach gniewu i frustracji, Harry doszedł do wniosku, że naprawdę nie zwracała uwagi na to, co się wokół niej dzieje.
- Wygląda na to, że to nie tylko „męska rzecz” – skomentował sucho Harry. – Może to ludzka cecha.
Hermiona rzuciła Harry’emu piorunujące spojrzenie, po czym łagodniej spojrzała na Ginny.
- Coś się stało z Deanem? – zapytała współczująco.
- Nic – powiedziała krótko Ginny, wbijając widelec w bekon. – Wszystko jest po prostu idealnie! Dean jest po prostu zazdrosnym palantem! – Harry i Hermiona wymienili zaniepokojone spojrzenia, nie chcąc przerywać tyrady Ginny. – Tylko dlatego, że powiedziałam, jaka jestem wdzięczna, że Harry uratował Rona, Dean sądzi, że chcę, żeby on był bardziej jak Harry. Twierdzi, że próbuję zmienić go w kogoś innego, ponieważ nie mogę mieć oryginału.
- Gdzie on jest? – warknął Ron, rozglądając się. – Głupi dupek. Kiedy z nim skończę…
- Ron, nie! – skarciła go Hermiona. – To jest sprawa między Ginny i Deanem. Wplątanie w to ciebie tylko wszystko skomplikuje. – Odwróciła się do Harry’ego i posłała mu ponaglające spojrzenie. – Nie zgodzisz się, Harry?
Harry rzucił Hermionie zdezorientowane spojrzenie.
- O czym ty mówisz? – zapytał poważnie. – W tej sprawie jestem z Ronem. O ile Ginny nie poradzi sobie z tym sama, w pełni popieram przeklęcie Deana, póki będzie nie do poznania. – Harry spojrzał bezpośrednio na Ginny, która próbowała ukryć uśmiech. – Co na to powiesz, Ginny? Chcesz, żeby twoi bracia dali Deanowi nauczkę?
Uśmiech Ginny zbladł na wzmiankę o „braciach”, ale szybko doszła do siebie.
- Doceniam to, Harry – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Naprawdę, ale poradzę sobie z Deanem. Jeśli nadal będzie zachowywał się jak palant po tym, jak z nim skończę, dam wam obu pełne pozwolenie na zrobienie mu cokolwiek chcecie. – Po tych słowach, Ginny wstała, złapała babeczkę i wyszła. Wydawała się być w nieco lepszym nastroju, ale po sposobie, w jaki się zachowywała, widać było, że nadal był zdenerwowana.
Dean przez cały dzień trzymał się z dala od Harry’ego i Rona. Przez kilka chwil udało mu się podejść na tyle blisko, by wyczuć emocje Deana; Harry był zszokowany falami żalu i rozpaczy. Spodziewał się gniewu i zazdrości. Spodziewał się urazy. To nie była kwestia zazdrosnego chłopaka. To była niechętna akceptacja realiów sytuacji. Dean nie karał Ginny, ponieważ miała bliski związek z Harrym. Pozwolił jej odejść, ponieważ wierzył, że będzie szczęśliwsza z innym.
Niestety Harry nie był w stanie porozmawiać z Deanem na temat swojej hipotezy z powodu lekcji z profesorem Dumbledorem o ósmej. Ledwie zdołał ukończyć esej z zielarstwa, po czym wybiegł z dormitorium, zabierając z kufra butelkę zawierającą wspomnienie Slughorna i pobiegł do profesora Dumbledore’a. Harry znał drogę i wszystkie skróty, podał gargulcowi hasło, pospiesznie wszedł po schodach i zapukał do drzwi, gdy zegar w biurze Dumbledore’a wybił ósmą.
- Proszę wejść – zawołał profesor Dumbledore.
Harry pchnął drzwi i stanął twarzą w twarz z podejrzliwą profesor Trelawney. Fale urazy i strachu wylewały się z niej tak mocno, że Harry musiał się cofnąć. Nie wiedział, dlaczego profesor Trelawney czuła coś takiego, ani go to nie obchodziło. Chciał tylko, żeby to się skończyło.
- Rozumiem – powiedziała dramatycznie profesor Trelawney, wskazując na Harry’ego, wpatrując się w niego przez swoje powiększające okulary. – Więc wzywasz uczniów, by wyrzucić mnie ze swojego biura, Dumbledore!
Dumbledore westchnął ze znużeniem.
- Moja droga Sybillo – powiedział, wstając. – Z pewnością nie wyrzucam cię z mojego biura, ale Harry ma ze mną spotkanie. Przekazałaś mi swoją opinię i wezmę ją pod uwagę. A teraz, czy mogłabyś pozwolić Harry’emu wejść?
Profesor Trelawney odsunęła się i obserwowała przez zwężone oczy, jak Harry przechodzi obok niej w kierunku biurka Dumbledore’a.
- Niech będzie – powiedziała w końcu. – Widzę, że moje prośby pozostaną bez odpowiedzi. Ostrzegam cię, jeśli nadal będziesz zatrudniać tą zarozumiałą chabetę, znajdę szkołę, gdzie moje talenty będą przydatne. – Zarzucając koniec szala na ramię, Trelawney opuściła biuro, zatrzaskując za sobą drzwi.
Profesor Dumbledore pokręcił powoli głową, siadając.
- Proszę, usiądź, Harry – powiedział ze zmęczeniem. – Muszę powiedzieć, że jestem wdzięczy, że przyszedłeś na czas. Obawiam się, że gdybym musiał więcej tego słychać, musiałbym zrobić coś, czego najprawdopodobniej bym żałował.
Siadając na swoim zwykłym miejscu za biurkiem Dumbledore’a, chwilę zajęło Harry’emu zrozumienie, że profesor Dumbledore żartował. To z pewnością była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał, skoro profesor Dumbledore wyglądał na tak zmęczonego.
- Boi się utraty pracy, proszę pana – powiedział powoli Harry.
Dumbledore skinął głową, a cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
- Tak, Sybilla jest trochę oburzona pewnymi zmianami w kadrze – powiedział. – Obecnie dzieli stanowisko nauczyciela wróżbiarstwa z Firenzo. Po tym, jak w zeszłym roku znalazłeś Firenzo w lesie, zdecydowano, że jest on dla niego zbyt niebezpieczny. Od tego czasu jest w zamku. Sybilla Trelawney nie lubi jego obecności i grozi odejściem, ale oboje wiemy, że jest to po prostu niemożliwe. Jest całkowicie nieświadoma niebezpieczeństwa, jakie znajduje się poza zamkiem, ponieważ nie pamięta przepowiedni, którą wypowiedziała na temat ciebie i Voldemorta.
Przepowiedni, która przyniosła mi tylko ból.
Profesor Dumbledore wypuścił długi oddech.
- Wróćmy do powodu, dlaczego tu jesteś – powiedział z uśmiechem. – Czy udało ci się wykonać zadanie, które ci zleciłem?
- Tak, proszę pana – powiedział Harry, wyciągając z kieszeni szklaną butelkę zawierającą wirujące, srebrne wspomnienie i położył ją obok dwóch innych butelek pełnych wirujących myśli obok myślodsiewni Dumbledore’a. – Przynajmniej profesor Slughorn twierdzi, że to jest wspomnienie, o które pan prosił.
Dumbledore uśmiechnął się z dumą.
- Dowiemy się, gdy nadejdzie czas – powiedział. – Sądzę, że zobaczymy to wspomnienie jako ostatnie, ponieważ ono poskłada wszystkie elementy w całość. Jestem pewny, że pamiętasz, gdzie skończyliśmy. Tom właśnie zabił swojego ojca i dziadków, wrabiając swojego wuja w zbrodnię. Teraz bardziej zagłębimy się w domysły. Te dwa wspomnienia mają miejsce, gdy Tom już opuścił Hogwart. Po ukończeniu nauki, wszyscy spodziewali się po Tomie Riddle’u wielkich rzeczy. Był Prefektem, Prefektem Naczelnym i zdobywcą Nagrody za Zasługi dla Szkoły. Wieku wierzyło, że dołączy do Ministerstwa Magii. Jednak Voldemort odmówił i potem kadra nauczycielska dowiedziała się, że ten bystry, młody chłopak pracuje u Borgina i Burkesa.
To była niespodzianka, chociaż jeśli się nad tym zastanowiło, miało to sens. Harry wiedział z pierwszej ręki, jakie rzeczy sprzedawano u Borgina i Burkesa. Jak mógł zapomnieć o swoim pierwszym doświadczeniu z Fiuu, kiedy miał dwanaście lat? W sklepie znajdowało się wiele przeklętych i mrocznych przedmiotów, których nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien posiadać. Być może właśnie to przyciągnęło Voldemorta.
- Widzę, że nie jesteś zaskoczony tym odkryciem – powiedział z uśmiechem profesor Dumbledore. – Voldemort został przyciągnięty do tego małego sklepu z konkretnego powodu, który stanie się jasny, gdy przejrzymy wspomnienia Bujdki, skrzatki domowej. Nie był to pierwszy wybór zatrudnienia Voldemorta, ale pierwsze miejsce, gdzie został przyjęty. Voldemort pierwotnie poprosił profesora Dippeta o pozostanie w Hogwarcie jako nauczyciel.
To Harry’ego zaskoczyło. Naprawdę nie widział Toma Riddle’a jako człowieka z cierpliwością, wymaganą do nauczania. Oczywiście to samo mógł powiedzieć o profesorze Snapie, ale on uczył studentów i przerażał ich każdego dnia.
- Dlaczego miałby chcieć tu zostać? – zapytał Harry.
- Wierzę, że było kilka powodów, choć większość z nich to spekulacje – powiedział od niechcenia Dumbledore. – Sądzę, że czuł się bardziej związany z tą szkołą niż z czymkolwiek lub kimkolwiek innym. Hogwart był pierwszym i jedynym miejscem, w którym czuł się, jak w domu, a bycie dziedzicem Slytherina tylko to potęgowało. Hogwart był także twierdzą starożytnej magii, o czym doskonale wiesz. Voldemort nigdy nie miał prawdziwego związku z Hogwartm, ale wciąż wierzył, że jest tu wiele sekretów i tajemnic do odkrycia. Poza tym faktem jest, że jako nauczyciel miałby dużo władzy i wpływów na tutejszych młodych uczniów. Sądzę, że Voldemort postrzegał tę pozycję jako użyteczny teren rekrutacyjny, aby zbudować sobie armię.
Harry wzdrygnął się na samą myśl. Ponieważ Tom Riddle potrafił być czarujący, nie było wątpliwości, że mógłby stworzyć tą armię w ciągu kilku lat. Jego doświadczenie z dziennikiem Toma Riddle’a było dowodem, by wiedzieć, jak niebezpieczne może być takie spotkanie.
- Jakie stanowisko chciał? – zapytał Harry, w duchu bojąc się odpowiedzi.
- Nauczyciela obrony przed czarną magią – odpowiedział prosto profesor Dumbledore. – Obecna nauczycielka, Galatea Merrythought, była w Hogwarcie od prawie pięćdziesięciu lat i przechodziła na emeryturę.. Voldemort to odkrył i postanowił wykorzystać okazję. Profesor Dippet jednak się nie zgodził. Uważał, że osiemnaście lat to za młody wiek, więc Voldemort udał się do Borgina i Burkesa. Podczas swojego zatrudnienia Voldemort otrzymywał szczególne zadania, które polegały na jego sprycie i zdolnościach przekonywania, by uzyskiwać przedmioty o niezwykłych i potężnych właściwościach.
Dumbledore wstał, obszedł biurko i podniósł jedną z butelek.
- Chyba nadszedł czas, byśmy usłyszeli od skrzatki Bujdki, która pracowała dla Chefsiby Smith, bardzo starej i bardzo bogatej wiedźmy – powiedział, odkorkowując butelkę różdżką i wlewając zawartość do myślodsiewni. – Będę zaraz za tobą, Harry.
Harry posłusznie wstał i sięgnął do wirującej, srebrnej zawartości. Natychmiast przetoczył się przez ciemność, póki nie wylądował w salonie przed niezwykle grubą starszą panią, która miała na sobie wyszukaną rudą perukę, która wydawała się kłócić z niezwykle jasnoróżowym zestawem szat, które nosiła. Dumbledore pojawił się u jego boku sekundę później, ale wzrok Harry’ego pozostał na kobiecie. Patrzyła na siebie w małym, wysadzanym klejnotami lusterku, wcierając odrobinę różu na już zaczerwienione policzki. Spoglądając w dół, Harry zauważył najmniejszego skrzata domowego, jakiego kiedykolwiek widział, który zakładał kobiecie ciasne, satynowe kapcie. To nie może być wygodne.
- Pospiesz się, Bujdko – powiedziała Chefsiby z nutą pilności w głosie. – Powiedział, że przyjdzie o czwartej, zostało tylko kilka minut, a on nigdy się jeszcze nie spóźnił!
Harry obserwował z zaciekawieniem, jak Chefsiby skończyła się przygotowywać w chwili, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Pokój był całkowicie wypełniony drobiazgami, pudełkami i książkami. Pod ścianami znajdowały się szafki, które zdawały się być przepełnione książkami ze złotymi, wytłaczanymi literami, półki z kulami i modelami ciał niebieskich. Dziwne, jak ktokolwiek mógł manewrować w takim pomieszczeniu, zwłaszcza wielkości Chefsiby.
Bujdka wyszła, by otworzyć drzwi i wróciła kilka minut później z mężczyzną, którym mógł być tylko Tom Riddle. Był ubrany w czarny garnitur, a włosy miał nieco dłuższe od tych, które zapamiętał Harry. Jego twarz była… inna. Tylko tak to można opisać. Tom wyglądał, jakby niedawno schudł; dawało to jego policzkom zapadnięty wygląd. Riddle z łatwością przeszedł przez ciasny pokój, po czym skłonił się nisko, chwycił rękę Chefsiby i ucałował ją.
Harry patrzył, jak Riddle oczarowuje Chefsibę Smith, mówiąc odpowiednie rzeczy we właściwym czasie. Wokół nich panowała przyjemna atmosfera, zwykle zarezerwowana dla bliskich przyjaciół. Trudno było ustalić, czy Riddle miał coś z tym wspólnego, czy Chefsiba tak ufała ludziom. Może tylko Riddle’owi ufa. Być może Riddle złożył jej wiele wizyt, pracując nad zdobyciem zaufania Chefsiby, ponieważ z pewnością się to opłaciło.
Chefsiba Smith zdecydowała, że ta wizyta była dobrą okazją, by pokazać Voldemortowi dwa z jej najcenniejszych skarbów. Na początku Harry nie popatrzył dwa razy na małą, złotą czarkę, którą Chefiba wyciągnęła z pudełka ochronnego. Dopiero Riddle lepiej się jej przyjrzał i zwrócił uwagę na obecność borsuka na czarce. Ciemnoczerwony błysk w jego oczach był niewątpliwy. Wyglądał, jakby Boże Narodzenie nadeszło szybciej. Harry natychmiast zrozumiał. Czarka należała do Helgi Hufflepuff. Należała do jednej z założycielek Hogwartu, tak jak pierścień, który Riddle ukradł swojemu wujowi należał do Salazara Slytherina.
- Czyż nie powiedziałam ci, że jestem jej odległą potomkinią? – zapytała z ciekawością Chefseba. – Była przekazywana w rodzinie przez wiele lat. Cudowna, prawda? I posiada wszystkie moce, które powinna, ale nie przetestowałam ich dokładnie. Po prostu trzymam ją w bezpiecznym miejscu…
Jeśli Harry był zaskoczony pierwszym skarbem, drugim był absolutnie zszokowany. Z małego, płaskiego pudełka Chefseby wyciągnęła znajomo wyglądający medalion, po który Riddle nawet nie wahał się sięgnąć, by wyciągnąć go z opakowania. Podniósł go do światła, wpatrując się w niego całkowicie sparaliżowany. Medalion miał na sobie znak Slytherina, wężowe „S”.
- Musiałam za to zapłacić jak za zboże, ale nie mogłam przepuścić takiej okazji, zwłaszcza przy takim skarbie, musiałam go mieć w swojej kolekcji. – powiedziała z podekscytowaniem Chefsiba. – Najwyraźniej Burke kupił go od jakiejś obdartej kobiety, która musiała go ukraść, ale nie miała pojęcia o jego prawdziwej wartości…
Po raz kolejny oczy Riddle’a błysnęły czerwienią, a jego uścisk na medalionie zacieśnił się tak, że pobielały mu knykcie. Chefsiba oczywiście nie zauważyła tego, ale Harry tak. Przez ułamek sekundy Harry zastanawiał się, czy Riddle właśnie wtedy zamierzał przekląć Chefsibę.
- I śmiem twierdzić, że Burke zapłacił jej grosze, ale oto jest – kontynuowała Chefseby. – Ładny, prawda? I też posiada wszystkie moce, które powinien, ale trzymałam go w bezpiecznym miejscu… - Wzięła medalion i włożyła na aksamitną poduszkę w cienkim pudełku. – Więc, kochany Tomie, mam nadzieję, że ci się podobały! – To właśnie wtedy Chefsiba zauważyła dziwny wyraz twarzy Toma. – Wszystko w porządku, kochanie?
- Och, tak – powiedział cicho Riddle. – Tak, czuję się bardzo dobrze.
- Sądziłam… ale to pewnie kwestia światła – powiedziała bezceremonialnie Chefsiba, podając małe pudełko skrzatce domowej. – Proszę, Bujdko, zabierz go i zamknij… zwykłymi zaklęciami.
- Czas iść, Harry – powiedział cicho profesor Dumbledore, chwytając Harry’ego za łokieć i razem wrócili do gabinetu. – Powiem ci, że Chefsiba Smith zmarła dwa dni po tej wizycie. – Zajął miejsce i skinął na Harry’ego, by zrobił to samo. – Odkryto, że sprawcą była skrzatka, Bujdka, która przypadkowo zatruła kakao swojej pani.
Harry popatrzył na Dumbledore’a z zaskoczeniem, siadając. To była ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć. Bujdka wydawała się tak zadowolona ze służenie Chefsibie Smith.
- To niemożliwe – powiedział w końcu. – Jak mogła to zrobić?
- Podzielam twoje wątpliwości, Harry – powiedział poważnie Dumbledore. – Jestem pewny, że dostrzegasz podobieństwo między tą śmiercią, a śmiercią Riddle’ów. W obu przypadkach winę za to wziął ktoś inny, przyznając się do zbrodni. Bujdka pamiętała, jak dodawała coś do kakao swojej pani, co mimo wszystko nie było cukrem, a mało znaną i śmiertelną trucizną. Stwierdzono, że Bujdka nie miała zamiaru tego zrobić, ale była stara i zdezorientowana…
Harry usiadł z powrotem na swoim krześle, rozumiejąc wszystko. Biorąc pod uwagę, jak czarodziejski świat traktował skrzaty domowe, nie było to zaskakujące. Bujdka była oczywistym podejrzanym, więc nie trzeba było szukać dalej.
- Więc Voldemort zmodyfikował jej pamięć, aby wziąć to, co uważał za jego własność – podsumował Harry.
Dumbledore skinął głową.
- Zgadzam się – powiedział, – ale medalion nie był jedynym zaginionym artefaktem. Rodzina Chefsiby przeszukała cały jej dom, ale odkryli, że zniknęły jej dwa najcenniejsze skarby, medalion i czarka. Ponieważ Chefsiba miała wiele skrytek, jej rodzina potrzebowała dużo czasu, by to odkryć, a do tego czasu, asystent Borgina i Burkesa zrezygnował z pracy i zniknął. Nikt nie mógł go znaleźć i przez dłuższy czas nikt o nim nie słyszał.
- Ale dlaczego? – zapytał zmieszany Harry. – Mogę zrozumieć, dlaczego Voldemort czuł potrzebę zabrania medalionu, ale dlaczego zabrał czarkę? O co chodziło?
- Czarka pochodziła od założycielki Hogwartu, Harry – powiedział Dumbledore. – Wierzę, że Voldemorta ciągnęło ku szkole i nie mógł oprzeć się temu przedmiotowi. Sądzę, że były również inne powody, ale proszę cię na razie o cierpliwość. Jak widać z tego wspomnienia, Voldemort popełnił kolejne morderstwo, ale tym razem nie z zemsty, ale dla osobistych korzyści. Ukradł te dwa przedmioty, jak kiedyś okradał inne dzieci w swoim sierocińcu, jak ukradł pierścień wuja.
Więc Voldemort był kleptomanem. To było naprawdę niepokojące. Bycie seryjnym mordercą to jedno, ale bycie mordercą, który zabierał przedmioty powiązane z morderstwami było po prostu chore.
- Przejdźmy do kolejnego wspomnienia – kontynuował Dumbledore, wstając, obchodząc biurko i podnosząc szklaną butelkę, zostawiając na biurku tą, którą zostawił Harry. – Od tego dzieli wspomnienie Bujdki dziesięć lat, podczas których możemy się tylko domyślać, co robił Lord Voldemort. Przejdziemy teraz do jednego z moich wspomnień, ponieważ to prawdopodobnie moje ostatnie wspomnienie z Voldemortem nim rozpoczął wojnę.
Harry wstał, gdy Dumbledore wlewał srebrzystą zawartość do myślodsiewni. Nie przegapił ponurego tonu w głosie Dumbledore’a ani jego wyrazu twarzy, który sprawił, że wydawał się bardzo stary. Potrząsając głową, Harry podążył za Dumbledorem do myślodsiewni, lądując z tym samym biurze, które opuścił. Fawkes spał na swojej żerdzi, a za biurkiem siedział Dumbledore, wyglądający niemal identycznie jak ten, stojący obok Harry’ego. Jedyna różnica polegała na tym, ż Dumbledore, którego obserwowali, miał dwie zdrowe ręce, a jego twarz wydawała się nieco młodsza. Biuro było dokładnie tako samo, jak w jego czasach, za wyjątkiem śniegu, który unosił się za oknem i osiadał na parapecie.
Rozległo się pukanie do drzwi i młodszy Dumbledore powiedział:
- Wejść.
Drzwi otworzyły się, ukazując zupełnie innego Voldemorta. Wydawał się być dziwną mieszanką Toma Riddle’a i obecnego Voldemorta. Jego oczy nie były wężowe ani szkarłatne, a twarz nadal wyglądała na ludzką, choć wszelkie oznaki przystojnego Toma Riddle’a zniknęły. Wyglądało to tak, jakby jego rysy zostały trwale zniekształcone i woskowe. Jego długi, czarny płaszcz sprawiał, że jego twarz wydawała się jeszcze bledsza, niż prawdopodobnie była. Voldemort wyglądał, jakby umierał. Naprawdę nie było innego sposobu na wyjaśnienie tego.
- Dobry wieczór, Tom – powiedział spokojnie młodszy Dumbledore. – Może usiądziesz?
- Dziękuję – rzekł Voldemort, zajmując miejsce przed biurkiem Dumbledore’a. – Słyszałem, że został pan dyrektorem. – Jego głos miał wyższy i chłodniejszy ton od tego, co pamiętał Harry. – Przyzwoity wybór.
- Cieszę się, że go akceptujesz – powiedział profesor Dumbledore z uprzejmym uśmiechem. – Mogę zaoferować ci coś do picia?
Między dwoma mężczyznami panowała z pewnością wymuszona uprzejmość, przynajmniej według Harry’ego. Oto dwóch mężczyzn, którzy wyraźnie mieli różne punkty widzenia i nie ufali sobie, zamiast szczerze pomówić o tym, co uważają za prawdę, prowadzili rozmowy wokół jakiś błahostek.
- To byłoby miłe –powiedział Voldemort. – Przebyłem długą drogę.
Profesor Dumbledore wstał i podszedł do szafki, w której w przyszłości miała znajdować się myślodsiewnia, ale obecnie była pełna butelek. Kiedy Dumbledore wręczył Voldemortowi kielich wina i nalał sobie drugi, wrócił na swoje miejsce z uprzejmym uśmiechem na twarzy.
- Więc, Tom… czemu zawdzięczam tą przyjemność? – zapytał.
Cisza wypełniła pomieszczenie, gdy Voldemort powoli pociągnął łyk wina.
- Już nie mówią do mnie „Tom” – powiedział w końcu. – Obecnie jestem znany jako…
- Wiem, jak o tobie mówią – przerwał mu uprzejmie Dumbledore. – Ale obawiam się, że dla mnie zawsze będziesz Tomem Riddle. To jedna z najbardziej irytujących rzeczy w starych nauczycielach. Obawiam się, że nie zapominają młodzieńczych początków swoich podopiecznych.
To z pewnością była prawda. Harry miał w swoim życiu spore doświadczenie z dorosłymi, którzy wciąż uważali go za małe dziecko, które zostało uratowane przed agresywnym wujem. Z drugiej strony Voldemort nie przyjął tak dobrze tego komentarza. Mimo że zachował bezstronną twarz, całe jego ciało było ekstremalnie napięte. Było jasne, że Voldemort nienawidzi swojego imienia, a odmowa uznania innego imienia przez Dumbledore’a dowodziła, że ma on pewną władzę nad Voldemortem.
- Dziwię się, że zostałeś tu tak długo – powiedział Voldemort, przerywając napiętą ciszę. – Zawsze się zastanawiałem, dlaczego taki czarodziej nie chce opuścić szkoły. – Między czarodziejami trwała grzeczna rozmowa. Harry mógł stwierdzić, że Voldemort desperacko próbował zmiękczyć Dumbledore’a, aż w końcu dotarł do powodu swojego przyjścia. – Być może przybyłem później, niż spodziewał się tego profesor Dippet… ale mimo to wróciłem, by ponownie poprosić o to, na co ostatnim razem powiedział, że jestem za młody. Sądzę, że wiesz, że widziałem i robiłem wiele, od kiedy opuściłem to miejsce. Mógłbym pokazać i opowiedzieć uczniom rzeczy, których nie przekaże im żaden inny czarodziej.
Profesor Dumbledore przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Voldemorta znad swojego kielicha, aż w końcu odezwał się.
- Tak – powiedział cicho, – z pewnością wiem, że widziałeś i robiłeś różne rzeczy, od kiedy odszedłeś. Pogłoski o twoich dokonaniach dotarły do twojej starej szkoły, Tom. Przykro mi, że muszę wierzyć w choćby połowę.
Voldemort machnął ręką na tą sugestię.
- Wielkość budzi zazdrość, zazdrość rodzi złośliwość, złośliwość rodzi kłamstwa – powiedział spokojnie. – Musisz to wiedzieć, Dumbledore.
Ktoś tu przyjmuje
obronną postawę.
Uprzejma paplanina trwała dalej. Obaj mężczyźni wyraźnie znaleźli się w impasie. Voldemort wierzył, że jego rodzaj magii jest najpotężniejszy, podczas gdy Dumbledore z pewnością nie chciał typu magii Voldemorta w Hogwarcie. Harry nie przegapił czerwonego błysku w oczach Voldemorta, kiedy Dumbledore wypytał go o pogłoski na temat śmierciożerców, ani nagłego napięcia na jego twarzy, gdy Dumbledore nazwał ich „sługami”. Szybko spotkanie odwróciło się na niekorzyść Voldemorta i on to wiedział.
W końcu profesor Dumbledore odłożył kielich i usiadł, łącząc czubki palców.
- Porozmawiajmy otwarcie – powiedział stanowczym tonem. – Dlaczego przybyłeś tu dziś wieczorem, otoczony przez popleczników, by prosić o pracę, której oboje wiemy, że nie chcesz?
To zaskoczyło Voldemorta.
- Nie chcę? – zapytał. – Wręcz przeciwnie, Dumbledore, bardzo jej chcę.
- Och, chcesz wrócić do Hogwartu, ale nie chcesz uczyć mocniej niż wtedy, gdy miałeś osiemnaście lat – Czego szukasz, Tom? Dlaczego choć raz nie spróbujesz poprosić otwarcie?
Oczywiście Voldemort nie miał zamiaru powiedzieć prawdy i spotkanie szybko się zakończyło. Zanim Harry zdążył zbyt wiele pomyśleć o tym, co się właśnie wydarzyło, Voldemort wyszedł z pokoju, a starszy Dumbledore wyciągnął go z myślodsiewni. Harry natychmiast usiadł na krześle, a w jego umyśle wirowało. Czy Voldemort chciał nauczać? W pewnym stopniu. Voldemort chciał uczyć dzieci swojej formy magii, ale to nie mógł być jedyny powód. Musiał istnieć jakiś inny plan… coś jeszcze, co mógł zapewnić tylko Hogwart.
Czara… medalion… pierścień…
- Voldemort chciał więcej przedmiotów od założycieli, prawda? – zapytał w końcu Harry. – Chciał je dodać do swojej kolekcji.
Profesor Dumbledore uśmiechnął się lekko, podnosząc ostatnią szklaną butelkę.
- Możliwe – powiedział wymijająco. – Sądzę, że będziemy wiedzieć na pewno, gdy zobaczymy ostatnie wspomnienie, ponieważ jest to ostatni element układanki.
- Czy stanowisko nauczyciela obrony było dla niego otwarte? – zapytał ciekawie Harry.
Dumbledore wyjął z butelki korek różdżką.
- Tak – powiedział, po czym uśmiechnął się, – i pozostaje takie do dzisiaj. Widzisz, Harry, gdy odmówiłem posady Lordowi Voldemortowi, nie byłem w stanie zatrzymać nauczyciela obrony przed czarną magią przez więcej niż rok.
Harry spojrzał na Dumbledore’a z zaskoczeniem.
- Więc posada jest naprawdę przeklęta? – zapytał.
Dumbledore zachichotał.
- Nie widzę innego wyjaśnienia dla dziwnych zdarzeń, które otaczały naszych nauczycieli obrony – powiedział. – Syriusz mógł wrócić w tym roku do nauczania, ale odrzucił ofertę. Uważał, że ważniejsze jest zdrowienie Remusa i twoje bezpieczeństwo. Zgodziłem się z tym. Remus dochodził do siebie w sposób dość wybuchowy. Jeden zły krok mógł pchnąć go w śpiączkę albo gorzej. Zastrzeżenia Syriusza co do ciebie również były uzasadnione. Zostałeś zabrany z tej szkoły przez śmierciożerców, którzy obecnie mają tu dzieci. Gdyby Syriusz nie podjął działań, by poprawić bezpieczeństwo wokół ciebie, ja bym to zrobił.
Harry potarł kark z dyskomfortem. Nie był pewny, czy chciał wiedzieć, jak daleko posunął się Syriusz, by zapewnić mu bezpieczeństwo. W dobry dzień Syriusz był wyjątkowo nadopiekuńczy. Harry nie chciał myśleć o ilości gróźb, jakie prawdopodobnie rzucił Syriusz, by umożliwić Harry’emu powrót do Hogwartu.
- A co z profesorem Snapem? – zapytał z ciekawością. – Czy jego też będzie się tyczyć klątwa?
Uśmiech profesora Dumbledore’a przygasł na ułamek sekundy, po czym westchnął i wlał zawartość butelki do myślodsiewni.
- Przyszłość jest niemożliwa do przewidzenia, Harry – powiedział szczerze. – Uważam, że teraz powinniśmy się przyjrzeć temu, zanim zrobi się zbyt późno. Ty pierwszy, mój chłopcze.
Po raz trzeci Harry wszedł do myślodsiewni, wpadając w nicość po to, by wylądować w gabinecie Horacego Slughorna sprzed lat. Młodszy Slughorn siedział w wygodnym fotelu z podłokietnikami, z nogami opartymi na aksamitnej pufie. Jego włosy były słomkowe, gęste i lśniące, podczas gdy jego podobne do morsa wąsy były rudo-blond. W jednej ręce miał kieliszek wina, a drugą schowaną w pudełku ze skrystalizowanym ananasem. Wokół niego było sześciu nastoletnich chłopców, wśród których był Tom Riddle. Pierścień Marvola lśnił w świetle na jego palcu.
- Profesorze, czy to prawda, że profesor Merrythought przechodzi na emeryturę? – zapytał Riddle, gdy profesor Dumbledore wylądował obok Harry’ego.
- Tom, Tom, nawet gdybym wiedział, nie mógłbym ci powiedzieć – powiedział Slughorn, grożąc Riddle’owi palcem, choć wyraźnie nie mówił poważnie przez dyskretne mrugnięcie. – Muszę powiedzieć, że chciałbym wiedzieć, gdzie zdobywasz swoje informacje, chłopcze, bo jesteś lepiej poinformowany niż połowa personelu.
Riddle tylko uśmiechnął się, podczas gdy chłopcy wokół niego roześmieli się. Te nastolatki były tylko pachołkami, przypominając Harry’emu o tym, jak zachowywali się Crabbe i Goyle wokół Malfoya. Riddle z pewnością nie był najstarszym z grupy, ale było jasne bez wątpienia, że jest ich przywódcą.
- Mając twoją niesamowitą zdolność do dowiadywania się rzeczy, których nie powinieneś i tym, jak potrafisz pochlebiać ludziom, którzy mają znaczenie… swoją drogą dziękuję ci za ananasa, masz całkowitą rację, to moje ulubione – trajkotał Slughorn, a kilka chłopaków zachichotało. – Z pełnym przekonaniem oczekuję, że w ciągu dwudziestu lat zostaniesz Ministrem Magii. Piętnastu, jeśli nadal będziesz wysyłać mi ananasy. Mam doskonałe kontakty w Ministerstwie.
A Riddle z
pewnością byłby doskonałym „kontaktem” dla Slughorna, gdyby nie zmienił się w
seryjnego mordercę.
Riddle uśmiechnął się.
- Nie wiem, czy polityka mi odpowiada – powiedział. – Po pierwsze nie jestem odpowiednio urodzony.
- Bzdura – powiedział szybko. – Nie może być jaśniej, że pochodzisz z przyzwoitej rodziny czarodziejskiej, sądząc po twoich umiejętnościach. Nie, zajdziesz daleko, Tom, nigdy jeszcze nie myliłem się co do ucznia.
Z pewnością był to pierwszy raz. Być może dlatego Slughorn był tak zdeterminowany, by utrzymać to wspomnienie w tajemnicy. To był pierwszy raz, kiedy się mylił. Pierwszy raz, kiedy uczeń go przechytrzył.
Slughorna zaskoczyło bicie małego zegara na biurku, sygnalizującego godzinę jedenastą.
- Dobry boże, to już ten czas? – zapytał zdumiony. – Lepiej ruszajcie, chłopcy albo wszyscy będziemy mieli kłopoty. Lestrange, chcę do jutra twój esej, bo inaczej szlaban. To samo się tyczy ciebie, Avery.
Wszyscy chłopcy opuścili pokój, z wyjątkiem Riddle’a, podczas gdy Slughorn podniósł się z fotela. Nie był świadomy obecności Riddle’a, póki ten się nie poruszył, sprawiając, że Slughorn odwrócił się.
- Uważaj, Tom, nie chcesz być złapany poza łóżkiem o takiej godzinie, a jako prefekt…
- Profesorze – powiedział ostrożnie Riddle, – chciałem o coś zapytać.
Slughorn uśmiechnął się.
- Więc pytaj, mój chłopcze, pytaj…
- Zastanawiałem się, czy wie pan coś… - Riddle urwał, a na jego twarzy pojawił się nerwowy wyraz, – o horkruksach?
W prawej skroni Harry’ego wybuchł ostry ból. Otoczyły go fale bólu, frustracji i złości. Było mu zimno i niedobrze. Chwytając się za głowę, Harry próbował odepchnąć ból i emocje, i skupić się na tym, co powinien oglądać. Co się dzieje?
- Projekt na obronę przed czarną magią, tak? – zapytał Slughorn.
- Niezupełnie – powiedział grzecznie Riddle. – Natknąłem się na ten termin podczas czytania i nie do końca go zrozumiałem.
- Nie… cóż… ciężko ci będzie znaleźć w Hogwarcie książkę ze szczegółami o horkruksach, Tom, bo to czarna rzecz, bardzo mroczna – powiedział Slughorn.
Ból nieznacznie nasilił się. Harry próbował się z niego otrząsnąć i zamrugał kilka razy, patrząc na Slughorna i Riddle’a.
- Ale wyraźnie pan wie o nich wszystko, prawda? – zapytał z nadzieją Riddle. – Znaczy, czarodziej taki jak pan… przepraszam, znaczy, jeśli nie może mi pan powiedzieć… po prostu wiedziałem, że jeśli ktoś może mi wyjaśnić to pan… więc pomyślałem, że zapytam…
- Cóż – powiedział Slughorn z zakłopotaniem, bawiąc się wstążką z pudełka skrystalizowanych ananasów, – cóż, oczywiście nie zaszkodzi, jeśli ogólnie ci to wyjaśnię. Tylko po to, żebyś zrozumiał termin. Horkruks to słowo określające przedmiot, w którym zawarta jest część duszy danej osoby.
Ból wzmógł się, a pokój wydawał się pojaśnieć, zmuszając Harry’ego do zamknięcia oczu.
- Nie za bardzo rozumiem, jak to działa – powiedział Riddle, a jego głos brzmiał jakby z oddali.
- Można rozdzieli swoją duszę, rozumiesz? – powiedział Slughorn, a jego głos również brzmiał odlegle, – i ukryć jej część w przedmiocie poza ciałem. Wtedy, nawet jeśli ciało zostanie zaatakowane albo zniszczone, nie można umrzeć, ponieważ część duszy pozostaje na ziemi i nie jest uszkodzona. Ale oczywiście istnienie w takiej formie… niewielu by tego chciało, Tom, bardzo niewielu. Śmierć byłaby lepsza.
- Jak się rozdziela duszę? – zapytał ochoczo Riddle. Bez względu na to, jak odlegle brzmiał jego głos, nie było wątpliwości, że Riddle był teraz głodny informacji.
- Cóż – powiedział niespokojnie Slughorn, – musisz zrozumieć, że dusza powinna pozostać nienaruszona i cała. Podzielenie jej jest aktem pogwałcenia, czymś wbrew naturze.
- Ale jak… to zrobić? – zapytał Riddle, jego głos przegrywał z dudniącym bólem w głowie Harry’ego.
- … akt zła… najwyższego zła… Zabijanie rozrywa duszę… tworząc horkruks… szkoda ponad korzyść… ukryć rozdartą część…
Ból stał się zbyt wielki. Harry złapał się za głowę obiema rękami i opadł na kolana. O co chodzi? Nie mógł myśleć. Nie mógł się poruszyć. Głosy wypełniły jego uszy… dziwnie zniekształcone głosy, które brzmiały znajomo, ale obco. Ledwie zauważył rękę spoczywającą na jego plecach i otaczające go słowa.
- Co masz na myśli, że zniknął? To niemożliwe! Posłuchaj mnie, chcę śmierci Horacego Slughorna! Zróbcie, co trzeba albo oboje zginiecie zamiast niego. Macie tydzień. – Na posadzce zadudniło kilka stóp. – Nie wierzę w zbiegi okoliczności. Stary głupiec musi coś podejrzewać… ale jak? To niemożliwe. Dumbledore nigdy się nie dowiedział, że Slughorn powiedział mi o horkruksach.
- …jeden horkruks by wystarczył? Czy można rozdzielić duszę raz?... silniejsze, żeby mieć duszę w kilku miejscach… siedem to najpotężniejsza magicznie liczba…
- No, no, dzień dobry, Harry. Wygląda na to, że twój ukochany mentor próbuje znów utrudnić mi życie. Na twoje nieszczęście, czuję potrzebę uwolnienia się od gniewu. Crucio! – Ból ponad bóle przeszył jego ciało, powodując, że Harry krzyknął i upadł na podłogę. Klątwa została zdjęta i pozostawiła Harry’ego z trudem łapiącego oddech. – Daj spokój, Harry, zwykle jesteś silniejszy od tego. Crucio! – Ból powrócił z gwałtownością. Wydawało się, że każdy mięsień, każdy nerw, zostaje rozerwany na kawałki. Harry nie mógł powstrzymać się od pełnego bólu krzyków, które wydostały się z jego ust. W tym momencie Harry był gotów zrobić wszystko, by ból ustał. Chciał umrzeć. Dlaczego nie mógł po prostu umrzeć?
Ból po raz kolejny zniknął, pozostawiając Harry’ego w konwulsjach na podłodze.
- Choć bardzo było to przyjemne, Harry, obawiam się, że nie mogę ufać temu, co słyszałeś. Obliviate!
- Harry! Harry, proszę, spójrz na mnie!
Harry powoli otworzył oczy i zobaczył, że nie leży na podłodze, ale był w ramionach Remusa w biurze profesora Dumbledore’a. Jego głowa pulsowała, ale nie bolała tak, jak przed chwilą. Całe jego ciało było ciężkie jak ołów. Dumbledore i pani Pomfrey pojawili się w jego polu widzenia. Usta Dumbledore’a poruszały się, ale Harry nie mógł zrozumieć, co powiedział. Jego umysł był zamglony, uniemożliwiając mu przetworzenie wszystkiego, co się wydarzyło i co się teraz działo.
Harry poczuł, jak ktoś przechyla mu głowę do tyłu, podczas gdy ręka otworzyła mu usta. Zimny płyn spłynął mu do gardła i niemal natychmiast Harry poczuł, że jego umysł się oczyszcza. Był w stanie myśleć. Był w stanie zrozumieć, że właśnie przypomniał sobie coś, co Voldemort od niego zabrał, kiedy był w niewoli. Czy to było jedyne? Czy były inne, kiedy Voldemort torturował go tylko dlatego, że przy nim był?
Ręka spoczęła na jego czole, wyrywając go z myśli.
- Harry, proszę, powiedz coś – błagał Remus.
Harry jęknął, próbując usiąść prosto, ale jego ciało wciąż było okropnie ciężkie. Remus i profesor Dumbledore natychmiast pomogli Harry’emu usiąść na najbliższym krześle, pozostając przy nim na wszelki wypadek.
- Chyba nic mi nie jest – wychrypiał Harry. Za każdym słowem bolało go gardło. Jego wzrok opadł na podłogę, gdy wypuścił długi oddech. Nie był pewny, co powiedzieć. Nigdy nikomu nie powiedział o niejasnych koszmarach, które od dawna go dręczyły. Myślał, że to zwykłe koszmary, ale były to ślady skradzionych wspomnień, że Voldemort rzeczywiście go torturował.
- Harry, mógłbyś nam powiedzieć, co się stało? – zapytał łagodnie profesor Dumbledore.
Harry zamknął oczy i próbował zablokować wspomnienie własnych krzyków.
- Voldemort… podsłuchałem go, jak rozmawia, gdy byłem jego więźniem – powiedział cicho. – Wspomniał o profesorze Slughornie i był zły, że znalazł go pan pierwszy, profesorze. On… wspomniał…
- O czym rozmawiał z Horacym te lata temu – powiedział ze współczuciem profesor Dumbledore, kładąc dłoń na ramieniu Harry’ego. – Wszystko w porządku, Harry. Voldemort nie może cię tu skrzywdzić. To było tylko wspomnienie.
Harry skinął głową, ale milczał. Gdyby to było takie proste. To było wspomnienie, które mu skradziono, prawdopodobnie jedno z wielu. Powinien był wiedzieć, że koszmary mają swoje uzasadnienie. Powinien był wiedzieć, że był powód, dlaczego słowo „horkruks” wydawało mu się tak znajome.
- Harry? – zapytał łagodnie Remus. – Harry, co jest?
Wzdychając ze zmęczeniem, Harry spojrzał na zmartwioną twarz Remusa. Przekazał resztę tego, co pamiętał, pomijając wspominanie o „horkruksie”. Kiedy skończył, Harry został zaprowadzony do gościnnej sypialni Dumbledore’a. Nim zdążył zadać pytania, jego ubrania zostały przemienione w piżamę, został ułożony w znajomym, miękkim łóżku, a do jego gardła został wlany eliksir. Ledwie zdążył rozpoznać eliksir bezsennego snu, nim pochłonęła go ciemność.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Harry odzyskał wspomnienia o tym co się działo jak był więźniem Voldemorta, oglądanie tych wspomnień aż taki efekt wywołały...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika