W miarę, jak mijały tygodnie i zbliżał się egzamin z teleportacji, Harry był pewny tylko jednego: Syriusz się niepodważalnie dusił. Skoro Syriusz wrócił do Hogwartu, chciał wiedzieć wszystko. Na początku było to zrozumiałe, ale teraz stało się irytujące. Harry myślał, że Syriusz nie może być bardziej nadopiekuńczy, ale się mylił. Syriusz doprowadził swoje obowiązki chrzestnego do skrajności i nikt nie mógł go przekonać, że nie było to uzasadnione.
Opieka
nad magicznymi stworzeniami była dla Harry’ego kolejnym powodem do bólu głowy.
Przez to, że zdrowie Aragoga było coraz gorsze, Hagrid stał się emocjonalnym
wrakiem. Emocjonalny ból Hagrida i fizyczny Aragoga stały się tak
przytłaczające, że Harry nie był w stanie przebywać z nimi dłużej niż pięć
minut. Na szczęście Hagrid był zbyt zrozpaczony, by zauważyć, że Harry wymyka
się i znika z pola widzenia podekscytowanej rodziny Aragoga.
Kiedy
nadszedł dzień testów teleportacji, większość szóstoklasistów czytała ulotkę
Ministerstwa Magii zatytułowaną: „Powszechne Błędy Podczas Teleportacji i Jak
Ich Uniknąć”. Ron czytał tą ulotkę tyle razy, że zapamiętał każde słowo, ale
nadal ją czytał, jakby za chwilę miały pojawić się na niej dodatkowe
informacje. Harry i Hermiona zdecydowali się powstrzymać od komentowania,
ponieważ Ron już nalegał, by powiedzieli mu wszystko, co wiedzą, co mogłoby
pomóc w teście. Tak naprawdę Harry i Hermiona nie mieli mu co powiedzieć.
Teleportacja w dużym znaczeniu zależała od mentalności. Strach i wahanie doprowadziły
do porażki. To było dość proste.
Po
lunchu Harry i Hermiona postanowili przespacerować się po błoniach, by
zaczerpnąć świeżego powietrza, podczas gdy Ron podążał za nimi z twarzą ukrytą
za ulotką. Niedługo mieli wyjechać do Hogsmeade, a ochrona miała być jeszcze
silniejsza niż podczas sesji treningowej. Syriusz, Remus i Tonks służyli jako
ochrona Harry’ego, podczas gdy prawie tuzin aurorów miał monitorować wszystkich
innych. Harry nie był pewny, kto zażądał ściślejszego zabezpieczenia, ale miał
przeczucie, że Syriusz się do tego przyczynił.
-
Harry Potter? – Harry szybko odwrócił się i zobaczył ciemnowłosą dziewczynę,
która próbowała go dogonić. Nie mogła być starsza niż z trzeciego roku i miała
na szatach herb Hufflepuffu. – Kazano mi, żeby ci to przekazać – dodała,
wręczając mu mały zwój pergaminu.
-
Dzięki – powiedział Harry, kiwając głową. Dziewczynka zarumieniła się przed
ucieczką. Harry przewrócił oczami na jej zachowanie, rozwijając pergamin.
Natychmiast rozpoznał niechlujne pismo. Na pergaminie były duże plamy, które
powodowały, że część atramentu spływała.
Drodzy Harry, Ronie i
Hermiono,
Aragog zmarł zeszłej nocy.
Wiem, że próbowałeś mnie do tego przygotować, Harry, ale wciąż trudno mi
uwierzyć, że odszedł. Dziś o zmierzchu go pochowam, była to jego ulubiona pora
dnia. Już zapytałem Syriusza, czy mógłbyś przyjść dziś wieczorem, ale
powiedział, że to zbyt niebezpieczne, więc pomyślałem, że dam ci znać.
Dzięki za twoją pomoc, Harry.
Hagrid
-
To od Hagrida – powiedział Harry, podając pergamin Hermionie. Przeczytała go,
westchnęła i wręczyła Ronowi, który szybko go przejrzał. Reakcja Rona była
niemal komiczna. Zadrżał, a na jego twarzy pojawił się wyraz obrzydzenia, gdy
szybko oddał pergamin Harry’emu, jakby dotknięcie go mogło spowodować pojawienie
się pająków.
-
Cóż, cieszę się, że Syriusz powiedział, że nie możesz iść – powiedziała
rzeczowo Hermiona. – Bylibyśmy w tarapatach, gdyby nas złapali.
-
Nie mogę uwierzyć, że w ogóle pomyślał, że przyjdziemy – stwierdził z
niedowierzaniem Ron. – To coś kazało swoim dzieciom nas zabić, nawet po tym,
jak powiedzieliśmy, że jesteśmy przyjaciółmi Hagrida.
Harry
wypuścił długi oddech i zwalczył chęć powiedzenia czegoś, czego by
prawdopodobnie żałował. Tak, wybór Hagrida, co do jego zwierzątek domowych był
z pewnością niekonwencjonalny, ale sam Hagrid był niekonwencjonalny. Hagrid
znał Aragoga od ponad pięćdziesięciu lat. Zrozumiałe było, że ciężko zniósł
jego śmierć i chciał, żeby ludzie byli przy nim dziś wieczorem. Harry po prostu
chciał mu jakoś pomóc. Nikt nie powinien sam stawiać czoła śmierci, nawet jeśli
miała by to być śmierć gigantycznego pająka jedzącego mięso.
Rozmowę
przerwał dźwięk dzwoni z zamku. Wymieniając spojrzenia, ruszyli szybko w stronę
zamku, gdzie w holu wejściowym czekali na nich Syriusz, Remus i Tonks. Podbiegli
na koniec kolejki i czekali, aż Filch sprawdzi każdego ucznia za pomocą swoich
czujników tajności. Po czasie, który wydawał się wiecznością, Harry opuścił
zamek i wyszedł do ostatniego powozu z Syriuszem, Remusem, Tonks, Ronem i Hermioną.
Przez
całą jazdę nikt nie powiedział ani słowa. Ron nerwowo podskakiwał z nogi na
nogę, szybko przeglądając ulotkę. Hermiona pocierała dłonie, cicho powtarzając
w kółko „Ce-Wu-En”. Tonks skupiła swoją uwagę na zewnętrzu, obracając różdżką,
podczas gdy Syriusz patrzył w przeciwnym kierunku. Harry’ego poważnie kusiło
krzyknięcie czegoś jak „buuu” albo „niespodzianka”, a sądząc po rozbawionym
wyrazie twarzy Remus, nie był jedyny. Bycie ostrożnym i przygotowanym to jedno.
Większość pasażerów w powozie minęła już te cechy i przeszła w obsesję.
Atmosfera
w Hogsmeade była znacząco inna niż ostatnio. Wśród uczniów nie było głośnych
rozmów. Wszyscy byli zbyt zdenerwowani, by myśleć o czymś poza zbliżającym się
egzaminem. Napięcie było tak duże, że Harry miał trudność z zablokowaniem tego
wszystkiego. Odruchowo cofnął się o kilka kroków w nadziei, że lekki dystans
pomoże. Ruch nie pozostał niezauważony przez Syriusza i Remusa, którzy poszli w
jego ślady. Wymiana spojrzeń wystarczyła, by wiedzieli, żeby nic nie mówić.
Wilkie
Twycross znów stał przy Trzech Miotłach ze swoimi trzema współpracownikami,
wszyscy mieli podkładki do pisania i pióra.
-
Witamy na teście z teleportacji – powiedział głośno Twycross. – Zostaniecie
wezwani alfabetycznie i będziecie musieli aportować się na skraj Hogsmeade. Gdy
się teleportujecie, będziecie ocenieni, by ustalić, czy wam się udało, czy nie.
Nieudana teleportacja, rozszczepienie albo pojawienie się poza dopuszczalnym
obszarem będzie stanowić porażkę. Wszyscy uczniowie, którzy nie zdadzą
egzaminu, będą musieli umówić się na następny egzamin za pośrednictwem
Ministerstwa. Czy są jakieś pytania?
Cisza
wypełniła powietrze, gdy wszyscy ogarniali to, co właśnie powiedział Twycross.
Kilka osób wyglądało jeszcze bladziej na wzmiankę o rozszczepieniu, chociaż od
dłuższego czasu nikt się nie rozszczepił. Ron właściwie wyglądał, jakby miał
zwymiotować. Harry nie rozumiał, co było tak wielkim szokiem. Wszystko, co
powiedział Twycross zostało napisane słowo w słowo w ulotce.
-
Dobrze – powiedział Twycross, kiwając głową. Pozostali trzej czarodzieje
odwrócili się w miejscu i aportowali na różne pozycje. Pan Jones pojawił się na
skraju Hogsmeade, pan Langcaster naprzeciwko Twycrossa, a pan McKinnon pojawił
się w połowie między panem Jonesem a Lancasterem. – To będzie długi proces,
więc proszę, by wszyscy poczekali w Trzech Miotłach, aż ich imię zostanie
wywołane.
Wszyscy
powoli weszli do małej gospody. Czekała na nich pani Rosmerta, krągła kobieta o
ładnej buzi. Tonks pozostała za drzwiami, podczas gdy Syriusz i Remus znaleźli
miejsce w pobliżu baru. Ron nie zauważył nawet, jak uśmiecha się do nich pani
Rosmerta, co dowodziło, jak bardzo był zdenerwowany. W przeszłości podjął kilka
prób, by zwrócić jej uwagę, chociaż Harry miał wrażenie, że pani Rosmerta
skupiała większą uwagę na Syriusza niż na Rona. Kiedy wszyscy usiedli, Twycross
spojrzał na swoją podkładkę, po czym krzyknął:
-
Hannah Abbott!
Hannah
powoli wyszła z Trzech Mioteł. Cisza pozostała, gdy drzwi się za nią zamknęły.
Słychać było stłumiony głos Twycrossa, ale nikt nie mógł zrozumieć, co mówi. To
było prawdopodobnie trudniejsze niż sam test; czekanie, nie mając pojęcia, co
się dzieje tuż za drzwiami. W takich chwilach Harry nienawidził mieć nazwisko w
połowie alfabetu i współczuł Ronowi, który musiał czekać dłużej niż on.
-
To z pewnością przywraca wspomnienia – powiedział Remus, przerywając ciszę. –
Wydaje mi się, że pamiętam kogoś, kto pomyślał, że będzie zabawnie spróbować
wylądować bezpośrednio na jednym z egzaminatorów.
Syriusz
nonszalancko wzruszył ramionami.
-
Co mogę powiedzieć? – zapytał. – James rzucił huncwockie wyzwanie. Nie mogłem
się wycofać.
-
Huncwockie wyzwanie? – zapytał z niedowierzaniem Remus. – Zabawne.
Próbowaliście zaimponować grupce dziewczyn.
Syriusz
ponownie wzruszył ramionami, odchylając się na krześle.
-
To to samo – powiedział, patrząc na Harry’ego i mrugając. – Poza tym ci
egzaminatorzy musieli się trochę rozluźnić. Pewnie sami rozszczepili się raz
czy dwa razy i zostawili gdzieś za sobą poczucie humoru.
-
Zdał pan? – zapytał nerwowo Seamus z pobliskiego stolika.
Syriusz
wyszczerzył się.
-
Oczywiście – rzucił. – Otrzymałem ostrzeżenie od egzaminatora, na którym
wylądowałem, ale powiedzieli aportuj się tam, gdzie one jest, co zrobiłem. Teleportowałem
się dokładnie tam, gdzie stał. To ich
wina, że nie byli bardziej szczegółowi.
-
Czy ktoś nie zdał? – zapytała Padma Patil z drugiego końca pomieszczenia.
Tym
razem odpowiedział Remus.
-
Myślę, że było kilka osób – powiedział z namysłem. – Ale ostatecznie zdali
kilka miesięcy później. Ważną rzeczą do zapamiętania jest skupienie się i nie
martwienie o wynik. Jeśli jest się zdenerwowanym to tylko utrudni teleportację.
Drzwi
otworzyły się, zaskakując prawie wszystkich. Wilkie Twycross wszedł do gospody
z oczami utkwionymi w notatniku.
-
Susan Bones! – ogłosił i czekał, aż wstanie z miejsca i wyjdzie z nim z
gospody.
-
Gdzie jest Hannah? – zapytał z ciekawością Justin.
-
Podejrzewam, że czeka u pani Puddifoot – powiedział rozbawionym tonem Remus. –
W ten sposób nie będzie rozpraszać tych, którzy wciąż mają to przed sobą.
Za
Susan wyszedł Terry Boot, a potem Mandy Brocklehurst. Za nim wyszła Lavender,
która wyglądała, jakby zaraz miała się przewrócić. Proces był powolny. W końcu,
po prawie godzinie czekania, została wezwana Hermiona. Cały stolik życzył jej
szczęścia i patrzył, jak wychodzi, starając się uspokoić nerwy przy każdym
kroku. Kiedy drzwi się zamknęły, powróciła cisza i niespokojne oczekiwanie
trwało nadal. Grupa już się znacznie przerzedziła, przez co ci, którzy jeszcze
czekali, byli jeszcze bardziej nerwowi.
Minęła
prawie kolejna godzina, nim wywołano imię Harry’ego, jednak nie był jedyną
osobą, która wyszła. Syriusz podążył za nim, podczas gdy Remus został z tyłu,
by być wsparciem dla Rona, nie żeby ten być świadom tego, co się wokół niego
dzieje. Harry zauważył, że Ron przestał zwracać uwagę, kiedy wyszła Hermiona.
Żałował, że nie może czegoś powiedzieć lub zrobić, ale jego umysł był
całkowicie pusty. W tej chwili za bardzo martwił się o swój własny test.
Wychodząc
z Trzech Mioteł na słońce, Harry wypuścił długi oddech, idąc ze Twycrossem na
środek ulicy. Rzucił jedno ostatnie spojrzenie Syriuszowi i zauważył, że Tonks
zbliża się do pana Jonesa. Syriusz uspokajająco skinął mu głową i Harry zmusił
się, by skupić uwagę na Twycrossie.
-
Panie Potter – powiedział Twycross z lekkim uśmiechem. – Kiedy dam znak, proszę
odwrócić się w miejscu i teleportować w miejsce, gdzie stoi pan Jones i
pozostać nieruchomo, póki nie ocenimy teleportacji. To może trochę potrwać,
ponieważ musimy być absolutnie pewni, że nie doszło do rozszczepienia.
Harry
skinął głową i przeniósł wzrok na skraj Hogsmeade, ogarniając wszystko. Musiał
się skoncentrować. Musiał zdać ten test. Zamykając oczy, Harry wyobraził sobie
ulicę, gdzie stał pan Jones. Tam chciał być, tam musiał być. Otworzył oczy i
czekał, aż Twycross zapisze kilka notatek, po czym zwróci uwagę na Harry’ego.
-
Kiedy będzie pan gotowy, panie Potter – powiedział Twycross.
Zamykając
ponownie oczy, Harry skoncentrował się całkowicie na swoim celu, pragnąc być
tak bardziej niż cokolwiek innego. Odwrócił się w miejscu i od razu poczuł
znajome uczucie bycia przepychanym przez ciasną, gumową rurkę, ściskającą go do
niemal niewyobrażalnego stanu. W jego uszach rozległ trzask i ułamek sekundy
później Harry odetchnął głęboko, otwierając oczy, by zobaczyć, że stoi obok
pana Jonesa.
Pan
Jones poruszył się tak, że stali twarzą w twarz i powoli machał różdżką nad
Harrym, zaczynając od jego głowy i przesuwając się w dół. Harry zmusił się do
milczenia i bezruchu, co było niezwykle trudne, ponieważ chciał tylko
świętować. Czekał, aż egzaminatorzy sprawdzą swoje części, po czym aportowali
się na środek Hogsmeade i cicho porozmawiali. Harry skorzystał z okazji, by
spojrzeć na Tonks, która uśmiechała się do niego dumnie.
Syriusz
skorzystał z okazji, by aportować się obok Harry’ego i owinął rękę wokół jego
ramion.
-
Gratulacje, dzieciaku – powiedział cicho. – Wiedziałem, że dasz radę.
W
końcu Wilkie Twycross wyłonił się z grupy starszych czarodziejów i podszedł do
nich.
-
Gratulacje, panie Potter – powiedział z uśmiechem. – Zdał pan. Jednak nie
otrzyma pan zezwolenia przed siedemnastymi urodzinami. Proszę powstrzymać się
od teleportacji, do czasu otrzymania licencji.
-
Tak jest – powiedział Harry, kiwając głową i pozwolił Syriuszowi zaprowadzić go
do Herbaciarni pani Puddifoot. Widział, jak Hermiona i Seamus patrzą na niego z
nadzieją przez okno i wyszczerzył się do nich. Hermiona i Seamus uśmiechnęli
się i krzyknęli radośnie, nim rzucili się do drzwi. Syriusz ścisnął
uspokajająco ramię Harry’ego, po czym pchnął Harry’ego do przodu w chwili, gdy
drzwi się otworzyły i ręce wciągnęły go do środka.
-
Wiedzieliśmy, że zdasz! – wykrzyknął głośno Seamus, poklepując Harry’ego po
plecach.
-
Nigdy nie miałem wątpliwości! – powiedział Justin Finch-Fletchley, ściskając
dłoń Harry’ego.
Harry
został pchnięty na krzesło, podczas gdy ludzie klepali go po plecach i
wykrzykiwali do niego słowa gratulacji. Powoli wszyscy się uspokoili i z
powrotem usiedli. Hermiona zajęła miejsce obok niego i dyskretnie opowiedziała,
jak sobie wszyscy poradzili. Seamus ledwie co zdał, ponieważ był już prawie
poza dozwolonym miejscem teleportacji. Pansy Parkinson rozszczepiła się i przez
to nie zdała. Harry nie mógł nie zauważyć, na jaką zdenerwowaną Pansy wyglądała,
gdy rozglądała się wokół siebie. Z drugiej strony, prawdopodobnie też byłby
urażony, gdyby był jedyną osobą, która odniosła porażkę.
Minęła
prawie kolejna godzina czekania i gratulowania tym, którzy weszli z uśmiechem
na twarzach, nim przyszła kolej Rona. Harry i Hermiona z niecierpliwością
czekali przy oknie, szukając jakiegokolwiek śladu Rona. U pani Puddifoot
niecierpliwość była główną emocją. Ci z początku alfabetu siedzieli już ponad
dwie godziny, podczas gdy ci pod koniec byli wyczerpani z powodu nadaktywności
nerwów przez ostatnie dwie godziny. Każdy chciał po prostu wrócić do Hogwartu i
albo świętować, albo zapomnieć, że to popołudnie kiedykolwiek się wydarzyło.
Wydawało
się, że pojawienie się Rona na końcu Hogsmeade trwało wieczność, a nawet
dłużej, ponieważ urzędnik sprawdzał Rona i rozmawiał ze swoimi kolegami. Remus
pojawił się obok Rona, gdy urzędnicy rozmawiali i próbował go uspokoić, ale Ron
był zbyt skupiony na wyniku testu, by to zauważyć. W końcu Twycross oderwał się
od grupy i powoli zbliżył do Rona i Remusa. Dłoń Hermiony zacisnęła się na
ramieniu Harry’ego tak mocno, że odcięła mu krążenie, ale Harry był zbyt
skupiony na scenie przed nimi, by cokolwiek powiedzieć. Czekali z
niecierpliwością, jak Twycross mówi do Rona, mając nadzieję na jakieś oznaki
wyniku. Czas wydawał się stanąć w miejscu. Nie było możliwości, by tak długo
zajęło im sprawdzanie, czy zdali, czy nie.
W
końcu Twycross odwrócił się i odszedł, zostawiając Rona i Remusa samych. Ron
powoli odwrócił się do Remusa, blokując Harry’emu i Hermionie widok na jego
twarz. Wyglądało to prawie tak, jakby istniał jakiś spisek, który miał
uniemożliwić im dowiedzenie się, czy Ron zdał, czy nie. To było naprawdę
denerwujące i Harry wyraźnie nie był jedyną osobą, która tak czuła.
-
Och, to śmieszne! – powiedziała z frustracją Hermiona, puszczając ramię
Harry’ego i pospiesznie zmierzając do drzwi.
Działanie
zaskoczyło Harry’ego tak bardzo, że chwilę zajęło mu uświadomienie, co Hermiona
zamierza zrobić i pospieszył za nią. Właśnie otwierała drzwi, kiedy Harry do
niej dotarł i wyjrzał, by zobaczyć, jak Ron biegnie w ich stronę z wielkim
uśmiechem na twarzy. To było wszystko, czego potrzebowali Harry i Hermiona,
pospiesznie wyszli ze sklepu i spotkali się z Ronem w połowie drogi.
-
Nie mogę uwierzyć, że zdałem! – wykrzyknął radośnie Ron. – Poważnie myślałem,
że się rozszczepiłem!
-
I to był twój główny problem, Ron – powiedział łagodnie Remus, prowadząc
wszystkich do pani Puddifoot. Syriusz czekał na nich przy drzwiach z surowym
wyrazem twarzy. – Teleportacja niekoniecznie jest trudna, o ile jesteś
zdeterminowany, by dotrzeć do celu. Potrzebowałeś tylko pewności siebie.
Ron
natychmiast zwrócił się do Harry’ego.
-
Ani słowa – ostrzegł.
Harry
uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że to nie był czas na rundkę „o tym mówiłem
ci od dwóch lat”.
-
Nie zamierzałem nic mówić – powiedział prosto, – ale ponieważ o tym
wspomniałeś…
Ron
skrzywił się i wszedł do herbaciarni pani Puddifoot.
^^^
Ron
pozostał w świetnym humorze przez resztę dnia i nocy. Według Remusa, wyjście
Harry’ego pchnęło Rona na skraj wytrzymałości, jeśli chodziło o nerwy. Prawie
pół godziny zajęło Remusowi uspokajanie Rona i przekonanie go, że zdanie testu
nie jest niemożliwe. Wilkie Twycross również zwrócił uwagę, że nadmiar nerwów
utrudnia teleportację, zajęło mu to znacznie więcej czasu, aby dojść do sedna i
Remus musiał służyć jako tłumacz po tym, jak Twycross odszedł.
Następny
dzień przyniósł kolejną miłą niespodziankę. Katie Bell wróciła ze świętego
Munga wyglądając tak zdrowo i szczęśliwie jak zawsze. W chwili, kiedy Katie
zobaczyła Harry’ego, rzuciła mu ręce na szyję i mocno go przytuliła, dziękując
mu za wszystko, co zrobił, by w październiku jej pomóc. Harry próbował
powiedzieć, że tak naprawdę nic nie zrobił, ale Katie nie słuchała, twierdząc,
że jej przyjaciele już jej wszystko powiedzieli.
Najpopularniejszym
pytaniem dla Katie było, kto dał jej przeklęty naszyjnik, ale nie pamiętała
niczego po wejściu do łazienki w Trzech Miotłach. Nie widziała, kto nałożył na
nią klątwę Imperius, więc śledztwo znalazło się w ślepym zaułku. Jedyną
wskazówką, jaką mieli było to, że skoro Katie była w łazience,
najprawdopodobniej to kobieta rzuciła na nią klątwę, ale kto to zrobił i
dlaczego?
Powrót
Katie oznaczał również, że Dean został przeniesiony z powrotem na pozycję
„rezerwowego ścigającego”, co było błogosławieństwem i przekleństwem dla
drużyny. Katie była o wiele lepszą zawodniczką, a między Deanem i Ginny było
pewne napięcie. Jednak Dean znał ogromną liczbę zagrań, które zostały wymyślone
po odejściu Katie, co oznaczała, że Katie musiała się wiele nauczyć w krótkim
czasie albo drużyna Gryffindoru musiała zmienić swoją strategię.
Przez
następne dwa tygodnie drużyna Gryffindoru spędziła każdą możliwą chwilę na
boisku Quidditcha, próbując pomóc Katie zaadoptować się do ich nowego stylu.
Dean okazał się bardzo pomocny, pozwalając Katie zobaczyć swoją rolę w
zagraniach, co utrzymywało treningi w szybkim tempie. Przez większość czasu
wszyscy byli bardzo wyczerpani, ale cała ciężka praca opłaciła się. Zespół
latał lepiej niż kiedykolwiek.
Nadejście
maja przyniosło ciepłe i słoneczne dni, co oznaczało jedno: powrócił trening
fizyczny. Przy napiętym harmonogramie Quidditcha, lekcjach uzdrawiania z panią
Pomfrey, GD, zajęciach i ogromną ilością pracy domowej, Harry niemal nie mógł
zrealizować wyznaczony harmonogram treningów. Jeśli boisko było wolne, Harry i
Syriusz walczyli, póki ktoś nie zrezygnował. To zwykle sprawiało, że Harry był
niemal tak wyczerpany fizycznie, jak już był psychicznie.
Gdy
zbliżał się finałowy mecz sezonu Quidditcha, cała szkoła pogrążyła się w
„gorączce Quidditcha”. Wygrana zależała od tego, kto wygra ten mecz. Spowodowało
to wiele pożądanej i niechcianej uwagi wobec członków zespołu. Niektórzy
pochłaniali całą tę uwagę, na jaką mogli sobie pozwolić, podczas gdy inni
wyglądali, jakby zaraz mieli się rozchorować. Ginny była tą, która pławiła się
w skupieniu, podczas gdy Ron ciągle biegał do najbliższej łazienki, by uciec od
tego wszystkiego.
Po
raz kolejny większość uwagi skupiła się na Harrym i Cho. Wielu nazywało ten
mecz „Grą między byłymi”, co było dość irytujące. Harry i Cho nigdy nie byli
czymś więcej niż przyjaciółmi, chociaż Cho próbowała. Cho wciąż spędzała czas z
Harrym, Hermioną, Ronem i Cho, chociaż teraz temat Quidditcha nie był
poruszany. Jedna znacząca różnica polegała na tym, że Cho, Hermiona i Ginny
spędzały ze sobą więcej czasu na cichej rozmowie niż kilka tygodni wcześniej.
Nim
Harry się zorientował, nadszedł tydzień meczu Quidditcha. Wyglądało na to, że w
ciągu dnia nie było wystarczająco czasu na przygotowanie się, niezależnie od
tego, że drużyna Gryfonów radziła sobie lepiej niż kiedykolwiek. Harry wiedział,
że prawdopodobnie przesadza, ale nic nie mógł na to poradzić. Cała wieża
Gryffindoru oczekiwała od niego kolejnego doskonałego sezonu. To był z
pewnością jeden z momentów, kiedy Harry nienawidził presji bycia kapitanem
drużyny poza byciem szukającym. Taką presję ledwie mógł znieść.
Był
środowy wieczór, kiedy Harry’emu przypomniało się coś, o czym ostatnio nie miał
czasu myśleć… o Hogwarcie. Dopiero co opuścił wieże Gryffindoru i udał się na
samotny obiad do Wielkiej Sali. Ron znów wyszedł do najbliższej łazienki,
Hermiona rozmawiała z profesor Vector, a Ginny wyszła nie tak dawno temu, by
porozmawiać z kilkoma przyjaciółmi. Potężne fale niepokoju i zdenerwowania
sprawiły, że Harry nagle się zatrzymał. Ostatnim razem, gdy poczuł coś tak
silnego, uczeń potrzebował jego pomocy.
Obawiając
się najgorszego, Harry pozwolił Hogwartowi skierować go na schody. Powoli
zszedł po schodach, otrzymując kolejne delikatne pchnięcie po tym, jak zszedł
tylko jedno piętro i ruszył dalej korytarzem. Fale emocji nasilały się z każdym
krokiem i zanim Harry się zorientował, stał przed łazienką. Zbierając odwagę,
Harry powoli pchnął drzwi i został powitany przez widok Jęczącej Marty,
próbującej pocieszyć zrozpaczonego Draco Malfoya. Malfoy był odwrócony plecami
do drzwi, jego dłonie zaciskały się na bokach zlewu, głowę miał pochyloną, ale
Harry nie musiał widzieć jego twarzy. Niepokój, przerażenie i strach spływały z
niego falami.
-
Nie rób tego – powiedziała ze współczuciem Marta, płynąc w kierunku Malfoya. –
Nie… mów mi, co jest złe… mogę ci pomóc…
-
Nikt nie może mi pomóc – powiedział żałośnie Malfoy, a jego ciało zaczęło się
trząść. – Nie mogę tego zrobić… nie mogę… To nie zadziała… a jeśli nie zrobię
tego szybko… mówi, że mnie zabije…
Harry
był kompletnie zagubiony. Co musiał z tym zrobi? Jak Hogwart mógł się
spodziewać, że jest w stanie pomóc jednej osobie w Hogwarcie, która
nienawidziła go bardziej niż cokolwiek na świecie? Przynajmniej
nie jest to profesor Snape. To byłoby jeszcze bardziej niezręczne po żartach,
które mu wycieli. Harry chciał tylko znaleźć nauczyciela, ale szczerze
wątpił, by jakikolwiek był w pobliżu. Dlaczego
to muszę być ja?
Malfoy
uniósł lekko głowę, pozwalając Harry’emu zobaczyć, że łzy spływają po twarzy
Malfoya w lustrze przymocowanym do ściany. To było coś do zapisania dla
potomnych. Harry nigdy wcześniej nie widział, żeby Malfoy okazywał jakiekolwiek
emocje poza nienawiścią i zazdrością. To sprawiło, że poczuł się jeszcze
bardziej nieswojo. Nigdy się nie chce, żeby wróg zobaczył cię na dnie. Harry
wiedział to ze swojego doświadczenia.
W
tym momencie Malfoy spojrzał w lustro i zobaczył Harry’ego w drzwiach. Malfoy
szybko odwrócił się i wyciągnął różdżkę. Ich oczy spotkały się. Nienawistne
spojrzenie Malfoya napotkało współczujące Harry’ego, gdy Harry oparł się
pokusie wyciągnięcia własnej różdżki. Uzbrojenie się zakończyłoby wszelką
nadzieję na komunikację. Powoli Harry uniósł ręce w geście poddania, co
wydawało się jeszcze bardziej rozzłościć Malfoya.
-
Wyciągnij różdżkę! – warknął Malfoy przez zaciśnięte zęby, jego różdżka drżała
mocno.
-
Nie – powiedział spokojnie Harry. – Nie jestem tu, żeby z tobą walczyć, Malfoy.
Chcesz, żebym po kogoś poszedł? Profesora Snape’a? – Odpowiedzią Malfoya było
zaklęcie, które minęło Harry’ego o cal, powodując pęknięcie lampy na ścianie
obok niego. Harry szybko odsunął się od zepsutego urządzenia, nie odrywając
wzroku od Malfoya. – Hej! Przychodzę w pokoju! Chcę tylko pomóc!
-
Nie! – krzyknęła ze łzami w oczach Jęcząca Marta, a jej głos odbijał się echem
po wyłożonym kafelkami pomieszczeniu. – Nie! Przestań, proszę! PRZESTAŃ!
-
Nie potrzebuję twojej pomocy, Potter! – wypluł z nienawiścią Malfoy. – To
wszystko twoja wina!
Ile my mamy lat? Harry nie mógł uwierzyć, że
Malfoy wciąż tarza się w tym, że Lucjusz Malfoy został uwięziony i porzucony
przez Voldemorta. Czy Malfoy nie widział, że Harry zrobił to, co słuszne, by
ratować życia? Najwyraźniej nie. Jak
ktokolwiek mógł sądzić, że całkowicie dopuszczalne jest zabicie dziewczyny,
żeby zemścić się na jej ojcu, który tylko wykonywał swoją pracę?
-
Posłuchaj, jeśli jest to kogokolwiek wina, tą osobą jest Voldemort – powiedział
Harry tak spokojnie, jak tylko mógł. – Taki właśnie jest! Wykorzystuje ludzi
tak długo, jak są przydatni, a gdy przestają, zostawia ich, by zgnili!
-
ZAMKNIJ SIĘ! – ryknął Malfoy. – NIC NIE WIESZ!
Zanim
Harry zdążył pomyśleć o odpowiedzi, poczuł, że coś uderza go w klatkę piersiową
i posyła go tyłek do ściany. Ból przeszył tył jego głowy i kręgosłup. W tym
momencie, potrzebował każdej uncji samokontroli, by nie zaatakować Malfoya.
-
Wiem więcej, niż myślisz – powiedział Harry, robiąc kilka kroków w kierunku
Malfoya, starając się ignorować ból przeszywający jego plecy i żebra. – Może
nie wiem, jaka jest sytuacja twojej rodziny, ale znam Voldemorta. Nie obchodzi
go nikt poza nim samym.
-
PO PROSTU SIĘ ZAMKNIJ! – krzyknął Malfoy, robiąc krok w kierunku Harry’ego. – Crucio!
Instynkt
przejął każdą myśl o próbie uspokojenia Malfoya. Harry szybko uniósł ręce,
jakby chciał zablokować klątwę Niewybaczalną i był zszokowany, widząc
półprzezroczystą formę tarczy. Klątwa uderza w tarczę i walczyła z nią, podczas
gdy Jęcząca Marta krzyknęła głośno. Harry próbował wpychać coraz więcej swojej
magii w tarczę, ale już widział, jak klątwa się przez nią przebija. Całe jego
ciało wrzasnęło z bólu, który nasilał się, aż stał się zbyt silny.
Głośny
TRZASK wypełnił powietrze, gdy klątwa i tarcza zdawała się eksplodować. Malfoy
poleciał do tyłu na rury, podczas gdy Harry poleciał w przeciwnym kierunku
przez ścianę łazienki i na ścianę korytarza. Ból całkowicie otoczył Harry’ego,
gdy upadł na podłogę, lądując częściowo na boku i wpatrując się prosto przed
siebie w miejsce, w którym przed chwilą był. Nie mógł się ruszać… nie mógł
myśleć… ledwie mógł oddychać.
Woda
wypełniła łazienkę z połamanych umywalek i rur. Draco Malfoy poruszył się
pierwszy, ostrożnie wychodząc z gruzów. To właśnie wtedy zobaczył, co się stało
z Harrym oraz kałużę krwi, która szybko narastała wokół niego. Powietrze
wypełniła cisza, za wyjątkiem płynącej wody i od czasu do czasu odgłos
złamanych przedmiotów, które spadały na podłogę. Malfoy wydawał się być w
szoku, póki Marta nie wyłoniła się z gruzów.
-
MORDERSTWO! – krzyknęła Marta, gdy zobaczyła Harry’ego. – MORDERSTWO W
ŁAZIENCE! MORDERSTWO!
Cały
zamek zadrżał, gdy ogłuszającą ciszę zagłuszył odgłos pospiesznych kroków. Zanim
ktokolwiek zdążył pomyśleć o ucieczce, przybyła wysoka postać ubrana na czarno,
ogarniając scenę przed nimi. Harry wciąż się nie poruszał, a Malfoy ciągle stał
na środku zniszczonej łazienki z różdżką w dłoni. Echo kroków ponownie
wypełniło powietrze, ostrzegając ich, że nadchodzi więcej ludzi.
Profesor
Snape w mgnieniu oka stanął przed Malfoyem, chwytając jego różdżkę i chowając
ją do kieszeni.
-
Tym razem posunąłeś się za daleko, Draco – powiedział chłodno. – Został tam,
gdzie jesteś. – Nie czekając na odpowiedź, Snape odwrócił się i podszedł do
Harry’ego. Już miał uklęknąć, kiedy krzyknął na niego donośny głos.
-
Snape! – wrzasnął Syriusz. – Trzymaj się od niego z daleka!
Snape
uśmiechnął się szyderczo do Syriusza, cofając się, gdy Remus podbiegł do
Harry’ego i zbadał go.
-
Jest w jakimś szoku – powiedział szybko Remus, odwracając się i dostrzegając
Malfoya. – Jakich klątw użyłeś, Draco? Musimy wiedzieć, by przeciwdziałać
efektom. – Wszyscy odwrócili się do Malfoya, który zrobił kilka przerażonych
kroków w tył, prawie potykając się przez jakieś szczątki. Kiedy Malfoy nie
wykazywał żadnych oznak odpowiedzi, Remus wyciągnął różdżkę i wezwał broń
Malfoya, zaskoczony wiedząc, jak wylatuje ona z szat Snape’a.
-
Syriuszu, znajdź Poppy, Minervę i Tonks. Mam przeczucie, że będziemy ich
potrzebować.
Syriusz
wpatrywał się w Remusa z niedowierzaniem.
-
Lunatyku…
-
Idź, Syriuszu! – powiedział gorączkowo Remus. – Harry potrzebuje leczenia
raczej wcześniej niż później! – To było wszystko, czego potrzebował Syriusz, by
zacząć biec. Remus skupił uwagę na różdżce Malfoya. – Prior Incantato – powiedział szybko i wydał z siebie warkot, na
widok tego, co się pojawiło. – Klątwa Cruciatus, Draco? Użyłeś Niewybaczalnego
na innym uczniu?
-
Nic nie mów, Draco – powiedział szybko Snape.
-
Nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia, Severusie – odparł gorąco Remus,
ostrożnie manewrując chłopcem, by sprawdzić, skąd pochodzi krew. – Chcesz
wyjaśnić, dlaczego schowałeś różdżkę Draco w swoich szatach? Użył zaklęcia
Niewybaczalnego na innej osobie. Nie możesz już go chronić. Jego los jest w
rękach Ministerstwa.
-
A-Ale ono nawet go nie uderzyło! – zaprotestował drżącym głosem Malfoy. –
Potter stworzyła jakąś szatę – bez różdżki – i nastąpiła eksplozja!
Remus
i Snape wpatrywali się w Malfoya z niedowierzaniem.
-
Chcesz powiedzieć, że zaatakowałeś nieuzbrojonego ucznia? – warknął Remus.
-
Ale…
-
CISZA, Draco – syknął profesor Snape.
– Choć raz w życiu użyj mózgu i bądź cicho!
Dźwięk
pospiesznych kroków przerwał rozmowę. Pani Pomfrey przybyła jako pierwsza i
natychmiast zażądała, by Remus usunął się z drogi. Po rzuceniu kilku zaklęć i
czarów krwawienie ustało i Harry’ego udało się przenieść do skrzydła
szpitalnego. Do tego czasu Syriusz wrócił z profesor McGonagall, Tonks i innym
aurorem, który razem z nią sprawdzał teren. Harry jednak nie wiedział, co się
stało. W chwili, gdy został umieszczony na noszach, zapadł w ciemność, a ból
zniknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz