Freedom
obudził się w środku nocy, drżąc od kolejnego krzyku Cedrica z koszmaru. Przez
moment leżał nieruchomo na kocu, starając się uspokoić. Nie znosił mieć w kółko
tych samych koszmarów, chciał, by zniknęły - minęły miesiące od śmierci
Cedrica, czy już nie powinny się skończyć? Ale nie, sny wciąż powracały i wciąż
budził się oblany potem – cóż, byłoby tak, gdyby był człowiekiem – i drżący.
Oczy
jastrzębia wyłapały znajomy kształt kominka i obok niego jego żerdź, przytłumione
światło z lampki nocnej Severusa, trzymanej w małej wnęce między jego sypialnią
a niewielką łazienką. Freedom podejrzewał, że Snape zorganizował tą kulkę
światła, bo wiedział, że jastrząb ma tendencję do przylatywania do jego pokoju
w nocy i nie chciał, żeby rozbił się o ścianę. A może chciał tylko mieć
światło, żeby widzieć w nocy drogę do toalety. Jakikolwiek miał powód tej nocy,
Freedom był wdzięczny za pewne oświetlenie, które złagodziło panikę, podążającą
za snem.
Był
stworzeniem dnia, nie lubił nocy, jak jego sowi kuzyni, a jako człowiek też
bardzo realnie bał się ciemności, co było spuścizną po byciu zamykanym przez
wiele godzin w małej, ciemnej komórce. Nikt nigdy o tym się nie dowiedział –
dołożył wszelkich starań, by to ukryć, gdy spał w wieży Gryffindoru, zawsze
zaciągał ciasno zasłony dla prywatności, jak również ukrywał mała, wiszącą nad
głową jego łóżka kulkę Lumos, żeby w razie przebudzenia w nocy, nie musiał
budzić się w całkowitej ciemności. Gdy na trzecim roku mierzyli się z boginem,
właściwie sekretnie był zadowolony, że Lupin powstrzymał go przed nim.
Nauczyciel założył, że jego największym strachem był Voldemort, ale Harry
wiedział lepiej. Byłaby to dusząca, wszechogarniająca ciemność. Był zawstydzony
tą słabością – wciąż bał się ciemności w wieku piętnastu lat! Jak wszyscy by
się śmiali, gdyby wiedzieli! A gdyby Czarny Pan to wywąchał… pewnie znalazłby
metodę, by go złamać. Żaden Cruciatus nie byłby potrzebny, tylko ciemny pokój,
pomyślał kpiąco. Więc upewnił się, że nikt się nigdy nie dowie.
Wzdrygnął
się – sen wciąż wywoływał w nim lekkie drżenie. Pośmiertne życzenie Cedrica
wciąż odbijało się w jego głowie, więc zerknął w kierunku sypialni. „Nie. Nie pobiegniesz do Snape’a, jak
tchórzliwa beksa”, powiedział sobie surowo. „Na litość boską, Potter, nie masz pięciu lat!” Ale druga część
niego syknęła: „Nie ma nic złego w tym,
że chcesz być w pokoju z drugą osobą po koszmarze. Przecież nie wespniesz mu
się na kolana, by go przytulić.” Jego umysł zachichotał na wyobrażenie
wyrazu twarzy Snape’a, gdyby zrobił to jako człowiek. „Odesłałby mnie do psychiatryka w ciągu dwóch mrugnięć oczu jastrzębia.
To jest, zaraz po tym, jak pozbierałby się z ziemi!” Potrząsnął głową,
odpychając okropne, nawet jeśli zabawne, myśli. „Chcę tylko być blisko niego… eee… kogoś żywego…”
Rozłożył
skrzydła i podleciał przez korytarz. „Jestem
jego chowańcem i najwyższy czas, bym znowu zaczął się tak zachowywać,”
bronił się. „I wcześniej, gdybym miał ten
koszmar, poszedłbym właśnie do niego.”
Zatrzepotał
skrzydłami, sprawiając, że śpiący profesor skulił się pod okryciem. Freedom
zauważył z ulgą, że mężczyzna ten raz wydaje się spać spokojnie – Snape wydawał
się mieć koszmary tak często, jak on. Ale nie dzisiaj w nocy, za co ptak był
głęboko wdzięczny. Oddech Severusa był głęboki i równy. Freedom słuchał jego
cichego tchnienia i poczuł, że część strachu znika.
Przeniósł
się na łóżko i usadowił na poduszce, wpychając głowę pod skrzydło. Jego rytm
serca wyrównał się, gdy się zrelaksował, oddech Snape’a wypełnił pokój i obmył
go stałym strumieniem, za każdym oddechem odpychając stary strach z powrotem do
kąta jego umysłu. Freedom poczuł, jak odpływa w sen, a jego ostatnią myślą,
zanim się poddał, było: „Dzięki
Merlinowi, że nie chrapiesz, Severusie!”
Następnego
ranka Severus był zadowolony, gdy odkrył jastrzębia na poduszce obok. Kiedy po
jedenastej w nocy wrócił z laboratorium, znalazł Freedoma śpiącego mocno na kocu i nie chciał mu przeszkadzać,
więc go zostawił. Najwyraźniej ptak pozbył się poprzedniego humoru, skoro zasnął
tego ranka tutaj.
Severus
wyciągnął swoją dłoń o długich palcach i ostrożnie zaczął drapać jastrzębia za
głową. Śpiący ptak pochylił się ku jego ręce, wydając z siebie jakiś dziwny
odgłos z tyłu gardła, podobny do mruczenia kota. Miłe. Mmm. Więcej.
Snape
uśmiechnął się i wznosił pieszczotę.
Ptak
obudził się, otwierając bursztynowe oczy i mrugając sowio.
-
Dzień dobry, Freedom.
Jastrząb
otrząsnął się i wstał, strosząc piórka, choć nie odsunął się od dłoni Severusa
tak, jak wcześniej. Dobry, Sev. Która godzina?
Snape
uniósł brew.
-
Nieco po ósmej. Jest środa i nie mam zajęć aż do popołudnia, więc pozwoliłem
sobie poleżeć nieco dłużej. Dlaczego pytasz? Nigdy wcześniej tego nie robiłeś.
Jastrząb
otworzył dziób, ziewając, albo przynajmniej tak się wydawało. Nie wiem. Tylko się zastanawiam,
powiedział prędko, przeklinając się, że nie pamiętał tego faktu. Naprawdę, jak
mógł być głupi, pytając o czas, kiedy zwierzęta nigdy nie dbały o zegary, bo
miały swoje w głowie.
-
Nie ważne. Chciałbyś wziąć kąpiel przed śniadaniem?
Freedom
niemal zerwał się z poduszki na tą sugestię, zanim przypomniał sobie, że
Severus tylko naleje wody do wanny albo zostawi odkręcony prysznic, a nie pójdzie z nim pod prysznic. „Weź się w garść, Potter!” Zawahał się
przed odpowiedzeniem nauczycielowi. Tak,
kąpiel będzie w porządku.
-
Dobrze. Zostawię włączony, gdy sam wezmę prysznic – powiedział mu Mistrz
Eliksirów, po czym zniknął w łazience.
Freedom
zajął się skrupulatnym stroszeniem i czyszczeniem piórek, czekając, aż Snape
będzie gotowy.
Dziesięć
minut później, profesor wrócił z łazienki, włosy miał zaczesane do tyłu, ubrany
był w konserwatywną parę szarych swobodnych spodni i białą koszulkę z długimi
rękawami.
-
Łazienka cała twoja, ptaku.
Freedom
rozłożył skrzydła i opuścił pokój, dziękując przez ramię.
Kąpiel
była w sam raz, nie za zimna, ani nie za ciepła, więc rozpluskiwał i bawił się
pod prysznicem, póki nie był zmęczony i czysty. Potem ostrożnie wyłączył kurek
szponem i wyciągnął korek, zanim otrząsnął się z wody i wyleciał na blat, by
przyjrzeć się sobie w lustrze.
Wow! Wyglądam całkiem jak
jastrząb. O wiele lepiej, niż wyglądałem, jako dzieciak. Nie jestem chudy, moje
pióra leżą równo i oczywiście mój wzrok jest szalenie ostry. Zbadał się ze wszystkich
stron. Na plecach i skrzydłach był czerwonawo-brązowy, jego ogon nie był
całkiem głęboko czerwony jak dorosłego myszołowa, będąc jaśniejszy z brązem i
nakrapiany czernią. Kolor pogłębi się, gdy osiągnie dorosłość. Jego przód i
brzuch były jasno kremowe z brązowymi plamkami, tak samo spód jego skrzydeł,
ale one również miały czarne obwódki. Jego szpony miały kolor głębokiego złota,
podobnie jak monety, a jego twarz zdominowana była przez głęboko bursztynowe
oczy.
Jeszcze
raz spojrzał na siebie, zanim zaczął się puszyć do sucha. Kiedy skończył,
rozłożył skrzydła i wleciał do salonu, spodziewając się zobaczyć Twixie ze
śniadaniową tacą.
Zamiast
tego zobaczył, jak Severus klęczy przed kominkiem, rozmawiając z Dumbledorem
przez sieć Fiuu.
-
Wybacz, że ci przeszkadzam, Severusie, ale muszę porozmawiać z tobą w pewnej
sprawie, a to jedyny moment, gdy mogę to zrobić. – Dumbledore mówił szybko.
-
Wyszła z gabinetu?
-
Tak. Idzie sprawdzić coś z szklarnią Pomony i zwierzętami Hagrida – powiedział
mu Dumbledore. – Więc mam czas dzióbnąć śniadanie i pewne rzeczy, zanim wróci.
-
Dobrze. Będę tam za minutę lub dwie, Albusie.
-
Dobrze. – Oczy dyrektora zabłyszczały z ulgi. Potem odsunął się i zielone
płomienie zniknęły.
Co ten stary głupiec chce tym
razem? –
zapytał zuchwale Freedom, lądując łagodnie na ramieniu Severusa. Nie ma szans,
by przegapił możliwość posłuchania i dowiedzenia się więcej o sekretnych
obradach dyrektora, czy cokolwiek to będzie.
-
Gdybym wiedział, nie musiałbym iść i z nim porozmawiać, prawda? – zapytał
Snape. – Nie muszę ci przypominać, żebyś się zachowywał, czyż nie?
Nie… Sev, powiedział Freedom, łapiąc
się na tym, że zamierzał powiedzieć do Snape’a „sir”, co robili tylko
uczniowie. „Merlinie, ta gra, czy coś,
jest cholernie trudna. Tak wiele razy niemal to spieprzyłem. Jak, do licha,
Snape był w stanie ciągnąć coś w tym stylu za każdym razem, gdy stawał przed
Wężową Twarzą? Nigdy bym nie wytrzymał.” Ogarnął go niechętny podziw dla
szpiega – nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak ciężko jest udawać, że
jest się czymś, czym się nie jest i robić to na tyle przekonująco, by uratować
swoje życie.
Severus
wrzucił pełną dłoń proszku Fiuu do kominka i krzyknął:
-
Gabinet dyrektora!
Płomienie
rozbłysły zielenią, a wtedy Snape przeszedł przez nie z Freedomem na ramieniu.
Gabinet
był bardzo podobny do tego, co Freedom sobie przypominał – był to duży, okrągły
pokój z kilkoma oknami, które skierowane były na błonia i boisko Quidditcha,
dzięki czemu poranne słońce mogło wlecieć do środka. Na wszystkich ścianach
wisiały portrety poprzednich dyrektorów i dyrektorek – niektórzy byli obudzeni,
a inni drzemali. Jak zwykle żerdź Fawkesa stała za drzwiami, obok czarnej
szafki, zawierającej dziwną, kamienną misę.
Kominek
stał dokładnie naprzeciw biurka dyrektora, gdzie były całe stosy papierów i srebrna
buteleczka z atramentem, w której spoczywało promieniujące szkarłatem pióro
feniksa. Za biurkiem była długa niska półka z kilkoma książkami i na wierzchu
Tiarą Przydziału, a dodatkowo szklaną szkatułką zawierającą miecz Godryka
Gryffindora. Naprzeciw kominka był niski, mały stolik z dwoma krzesłami i tacką
z herbatą, gorącą czekoladą i śniadaniem. Ułożone dwa talerze były jakby
obietnicą, że dyrektor przygotował śniadanie i dla siebie, i dla Severusa.
-
Witaj, Severusie – powitał ich radośnie Dumbledore, gdy Mistrz Eliksirów i jego
chowaniec przeszli przez kominek. Potem wstał i wymamrotał kilka zaklęć,
machając różdżką w stronę okiem i drzwi biura. Fawkes zaskrzeczał na swojej
żerdzi, gdy magia przeszła dreszczem przez jego pióra. – Wybacz, mój drogi, ale
musimy się upewnić, że nie zostaniemy podsłuchani.
-
Zaklęcia wyciszające, Albusie?
-
Jak powiedziałem, charakter naszej dyskusji musi pozostać… ukryty – powiedział
cicho Dumbledore, siadając. – Ale najpierw, zjedz coś, Severusie. Dobrze się
czujesz? Brzmisz, jakbyś miał chore gardło.
-
To nic. Efekt uboczny mojego eliksiru Jastrzębiej Mowy – odpowiedział Severus, odkaszlując
cicho. Spojrzał na Freedoma, który badał biuro z zainteresowaniem. – Czy Fawkes
miałby coś przeciwko, by podzielić się żerdzią z moim jastrzębiem?
-
Ani trochę. Fawkes ucieszy się ze spotkania Freedoma.
Severus
podszedł do feniksa, który zaćwierkał radośnie na widok Mistrza Eliksirów. *Witaj, Severusie! Miło cię znowu widzieć. I
witam też ciebie, mój opierzony bracie!*
Freedom
był zaskoczony, bo nigdy wcześniej nie był w stanie zrozumieć feniksa. Uch… cześć, Fawkes. Severusie, mogę go
zrozumieć! I mówi, że miło cię znowu widzieć.
-
I ciebie też – powiedział uprzejmie Severus, wyglądając na zaskoczonego. Nie
sądził, że feniks skupia jakąkolwiek uwagę na tych, którzy byli w gabinecie
dyrektora. – I dlaczego nie miałbyś go zrozumieć? Mimo wszystko, oboje
jesteście ptakami. Idź, usiądź obok Fawkesa, a ja porozmawiam z dyrektorem i
zjem.
Freedom
zszedł z ramienia profesora i wszedł na żerdź, która była dość duża, a Fawkes
przesunął się, by zrobić mu nieco miejsca. A
co z MOIM śniadaniem, Sev? Też jestem głodny.
-
W porządku. Masz. Wątroby kurczaka, twoje ulubione. – Severus machnął różdżką,
pojawiła się miska i zawisła przed jastrzębiem.
Dzięki! – Freedom zatrzymał się i
spojrzał na feniksa. A ty, Fawkes? Nie
chcesz jakiegoś śniadania?
*Owszem. Albus nieco się
dzisiaj spóźnia*
- zanucił feniks. Spojrzał na swojego czarodzieja. *Albus, gdzie moje owoce?*
Starszy
czarodziej uniósł wzrok i zarumienił się, mówiąc miękko:
-
Wybacz mi, niemal zapomniałem, że nie jadłeś. – Wskazał różdżką, a przed
feniksem pojawiła się miska jabłek, gruszek, kawałków ananasa i wiśni.
Fawkes
potrząsnął swoim błyszczowym ogonem, a potem delikatnie wyciągnął wiśnię z
miski i zjadł ją.
*Idealne. Dziękuję.*
Gdy
chowańce jadły swoje poszczególne śniadania, dwójka czarodziei swobodnie jadła
swoje i dyskutowali przyciszonym tonem pewne sprawy, o których wiedzieli tylko
dyrektor i jego główny szpieg.
Dumbledore
nalał Severusowi filiżankę Black Bohea, dodając do niej dwie pełne łyżki miodu
i plasterek cytryny.
-
Proszę bardzo. Odkryłem, że miód i cytryna najlepiej łagodzą moje gardło po
całym dniu mówienia w Ministerstwie.
Severus
wziął ją, upił łyk i powiedział:
-
Dziękuję. Też wiem, że czasami najstarsze receptury działają najlepiej. –
Ostrożnie odciął mały kawałek szybki i zjadł ją razem z pomarańczą i tostem z
gotowanym jajkiem.
W
przeciwieństwie do niego, dyrektor zjadł wszystko, co zostało zaserwowane –
jajka, tosty, szybkę, bekon i naleśniki skropione syropem. Również wypił sporą
filiżankę gorącej czekolady.
Przez
kilka chwil byli cicho, gdy jedli.
Potem
Dumbledore odłożył widelec, otarł usta, a jego błękitne oczy zwęziły się z
niepokoju pod jego okularami połówkami.
-
Czy wzywał cię ponownie ostatnio?
Severus
potrząsnął głową.
-
Nie. Chyba jest zbyt zajęty zbieraniem siły. Wie, że potrzebuję czasu, by
wypełnić jego żądania. – Usta Mistrza Eliksirów zacisnęły się. – Chce, żeby
Potter został znaleziony. Uznaje to za osobistą obrazę, że chłopak zaginął i
nie wiem, gdzie jest.
Na
żerdzi Fawkesa, Freedom wzdrygnął się. Merlinie,
Severusie! Tak przepraszam!
Dumbledore
też wyglądał na niespokojnego.
-
Severusie, gdyby był jakikolwiek sposób, by znaleźć Harry’ego, już bym to
zrobił. Wtedy może mógłbyś go udobruchać…
-
Udobruchać szaleńca? To jak uspokajanie smoka, Albusie. Czasami to działa, a
czasami nie i wtedy kończysz poparzony i zakrwawiony.
-
Severusie… Przepraszam…
-
Przestań. – Głos Mistrza Eliksirów był ochrypły, ale ostry. – Znam konieczną
cenę. Znałem ją dawno temu. I jestem chętny tą cenę zapłacić. Nie będę się
wypierać. – Jego oczy rozbłysły okropnie zaciętą determinacją.
Albus
odwrócił wzrok, potrząsając głową.
-
Może się myliłem, że cię o to poprosiłem.
Tak, byłeś! – syknął Freedom, gdy
poczucie winy mieszało się ze złością.
*Cicho, mały braciszku,* upomniał cicho Fawkes, trącając
zdenerwowanego drapieżnika. *Obaj nasi
czarodzieje podróżują mroczną drogą. Nic nie przychodzi bez poświęcenia,
swojego własnego czy też innych.*
To nie oznacza, że musi mi
się to podobać!
– zaćwierkał jastrząb. Nie pozwolę temu
draniowi go torturować, żeby mógł zdobyć informacje o… Harrym Potterze. To nie
sprawiedliwe! Nikt nie powinien przechodzić przez coś takiego.
*Spokój, młodziku. On jest
najlepszym szpiegiem, jakiego kiedykolwiek mieliśmy, a Albus i ja bardzo go
cenimy. Jego ofiara nie zostanie niezauważona. I pewnego dnia będzie tego
warta, gdy odrodzony demon zostanie zniszczony na dobre.*
Freedom
ustąpił, myśląc: „Tak, to moje zadanie, a
nigdy nie czułem się mniej zdolny, by je wypełnić. Jak oni mogą oczekiwać, że
zniszczę kogoś tak potężnego, jak Voldemort? Ledwie znam połowę zaklęć, co on.”
Severus
uniósł cynicznie brew.
-
Teraz to mówisz, Albusie? Po takim czasie? Zbyt późno na żale. Co się stało, to
się stało. Będę grał tak długo, jak będę w stanie. – Urwał i upił resztę
herbaty.
Dyrektor
bez słowa uzupełnił ją.
-
Ale nie zawołałeś mnie tu tylko po to, by o to pytać, prawda? – kontynuował
Severus. – Rozkazy Umbridge stają się coraz bardziej niedorzeczne, Albusie.
Biega po szkole z żelazną ręką, w bardzo podobny sposób jak mógłby to robić
Czarny Pan. Dlaczego jej na to pozwalasz? Jaki masz w tym cel?
Albus
zamarł, zanim odpowiedział, a Freedom niecierpliwie nachylił się. Może teraz
dostanie odpowiedź na swoje pytanie.
-
Ach, Severusie. Obawiam się, że popełniłem kolejny śmiertelny błąd w osądzie.
Nie jestem równie dobry, jak ty w uspokajaniu smoka.
-
Co masz na myśli? Co zrobiłeś, Albusie?
-
Wiesz, co się stało na początku wakacji, gdy dementorzy zawitali w Little
Whinging, gdzie mieszka Harry i zaatakowali jego oraz jego kuzyna?
-
Tak, a Potter rzucił zaklęcie Patronusa, żeby ich odpędzić, łamiąc Dekret o
Niepełnoletnich Czarodziejach, a ponieważ zrobił to po raz drugi, Ministerstwo
zdecydowało go wydalić – wyrecytował Severus. – Co to ma do rzeczy? Zdołałeś
wpłynąć na sędziów podczas procesu.
Albus
potrząsnął głową, wyglądając dziwnie jak małe dziecko złapane na jakiejś
psocie.
-
Ale tego nie zrobiłem. Nie do końca. Korneliusz był wściekły, bo chciał nie
tylko złamać różdżkę Harry’ego, chciał go również pozbawić magii. Tak jak
robili kryminalistom w dawnych czasach.
Severus
spojrzał na dyrektora.
-
Ale to… to nie było robione od wieków. Uznano to za barbarzyńskie i niepotrzebne
okrucieństwo, ponieważ czarodziej pod klątwą cierpiał paskudną agonię i zwykle
z tego powodu umierał. I Knot zrobiłby to ledwie piętnastoletniemu dzieciakowi?
Czy on oszalał?
-
Nie. Jest… niezadowolony ze swojej kadencji Ministra, najwyraźniej czując, że
nie ma uznania, które mu się należy i nienawidzi Harry’ego, bo chłopiec dostaje
więcej rozgłosu albo czegoś innego – i gdy złapał chłopca na zrobieniu czegoś
zakazanego, doskoczył do szansy, by upomnieć chłopaka, jak najostrzej był w
stanie. I możliwie jak najbardziej publicznie. Zniszczenie reputacji Harry’ego
poprawiłoby jego reputację. Starałem się jak najlepiej przekonać go, żeby był
miłosierny… przeraża go powrót Voldemorta i nie chce przyznać, że powrócił…
-
Ślepy ignorant!
-
Tak. Ale jego ślepota wyrządza więcej zła niż dobra. Czuje się lekceważony,
zwłaszcza w sprawach polityki oświatowej, więc… zawarłem z nim układ. Zgodziłem
się pozwolić jemu i jego urzędnikom nadzorować politykę szkolną i poprawić ją w
tym roku, jeśli tylko zniesie nakaz wydalenia Harry’ego.
Severus
jęknął.
-
Ach, Albusie, jakie warunki postawiłeś? Jakiekolwiek? A może tylko się
zgodziłeś i podpisałeś w wyznaczonym miejscu?
-
Ja… czułem taką ulgę, że zgodził się nie krzywdzić Harry’ego, że… cóż… obawiam
się, że zapomniałem przeczytać drobny druczek. Nie miałem pomysłu, że na to
pójdzie, ani że postawi na tym miejscu kogoś tak… surowego i nieugiętego, jeśli
chodzi o rządzenie szkołą…
-
Niech cię piekło pochłonie, Albusie! – warknął Snape. – Dlaczego nie pozwoliłeś
nawet komuś zobaczyć ten cholerny kontrakt? Mi albo Minervie – wiesz, że
studiowaliśmy prawo ministralne, gdy skończyliśmy szkołę.
-
Nie miałem czasu. Knot naciskał na natychmiastowy proces i tylko tak mogłem go
powstrzymać. Był jak pies gończy, śliniący się na szansę zniszczenia reputacji
chłopca, który przeżył. W tym czasie zrobiłem to, co myślałem, że będzie
najlepszym układem. Nie sądziłem, że zrobi za to odpowiedzialną taką osobę, jak
Dolores, ani też, że da jej całkowitą władzę nad kadrą i mną. Sądziłem, że
będzie nadzorować pewne rzeczy, sugerowała i robiła tego typu rzeczy…
Severus
miał ochotę odejść i uderzyć głową w ścianę. Czasami jak na tak czcigodnego
czarodzieja, Albus potrafił być tak naiwny, jak pięcioletnie dziecko. Miał
zwyczaj zakładać, że wszyscy mają altruistyczne motywy, podczas gdy prawda była
taka, że większość chciała chwytać jak najwięcej dla samego siebie i do diabła
z wszystkimi innymi. Zwłaszcza politycy, tacy jak Knot.
Freedom
zgarbił się na żerdzi, zszokowany i nieszczęśliwy. Moja wina! To wszystko moja wina!
Fawkes
trącił go, ocierając się głową o jastrzębia i tuląc do niego, ćwierkając cicho.
*Nie do końca, młodziku. Nie obwiniaj się
za wybory innych. Mój pan nie jest tak mądry, jakby chciał, by inni sądzili i
jak wszyscy, on również popełnia błędy. A to nawet nie był najgorszy…*
Freedom
ukrył głowę w miękkich, szkarłatnych piórach feniksa i wymamrotał: Co masz na myśli, mówiąc, że to nie był
najgorszy? Co mogłoby być gorsze od pozwolenia psychopatycznej suce rządzić
Hogwartem?
Fawkes
nie odpowiedział, zaczął tylko stroszyć piórka młodego jastrzębia, nucąc.
Freedom
pokręcił się, właśnie zdając sobie sprawę, że się wydał. Merlinie! Ty wiesz… wiesz, kim jestem, prawda?
Feniks
napotkał jego spojrzenie i wydał z siebie cichy odgłos potwierdzenia. *Ależ oczywiście. Jestem feniksem i mogę
widzieć serca i dusze. Znam cię, mały Harry, mój opierzony bracie.*
Zamierzasz… powiedzieć im?
*Po co? Jestem pewien, że
masz swoje powody, by pozostać jastrzębiem. Nie będę ich podważać. Pilnuję
wielu tajemnic. Czym jest jedna więcej? Poza tym, jesteś dobry dla Severusa.
Potrzebuje cię. A ty potrzebujesz jego.*
Freedom
nie odpowiedział – czuł zbyt wielką ulgę, że feniks go nie zdradzi i był zbyt
zawstydzony szczerymi słowami Fawkesa, żeby się nie zgodzić. W głębi duszy
wiedział, że magiczny ptak ma rację. Potrzebowali się z Severusem nawzajem.
Pierś
Severusa zafalowała od westchnięcia.
-
Cóż, więc ją podrzyj. Co zamierzamy teraz zrobić? Musimy znaleźć sposób, by
bronić siebie i uczniów, zanim ta chciwa wiedźma połknie nas w całości.
-
Obawiam się, że niewiele możemy zrobić. Chyba… ograniczyłem nam swobodę. Ale
wciąż istnieje światełko. Nie zostało więcej niż pięć miesięcy do końca
semestru i jeśli zdołamy znieść ją do tego czasu, odejdzie i nigdy nie wróci.
-
Całkiem spoko, ale to nie powstrzymuje mnie przed chęcią przeklęcia jej na
drobne kawałki za każdym razem, gdy stawia stopę w moich lochach, Albusie –
warknął Severus. – Wiesz, że miała czelność
mówić mi, jak warzyć eliksir uspokajający, gdy ostatni raz do mnie
przyszła! Mi, który warzy je, od
kiedy miałem dziewięć lat i który jestem Mistrzem Eliksirów, od kiedy
skończyłem dwadzieścia! Mogłem tylko powstrzymać się przed wepchnięciem jej
twarzy w kociołek i przytrzymaniem!
Oczy
Albusa rozbłysły rozbawieniem.
-
Ach, Severusie. Wybacz za to, że napuściłem ją na ciebie. Ale możesz to
potraktować jako lekcję samokontroli, mój chłopcze.
-
Humph! Dostałem dość takich lekcji, mierząc się z cholernym Czarnym Panem.
-
Jeśli zdecydowałeś powstrzymać niektóre z jej, uch, dekretów, Severusie, mogę
zasugerować, byś był ostrożny? Już w tym momencie jest przeciwko tobie po
kolacji kadry, gdy twój jastrząb wywołał jej… ach… wypadek z deserem
truskawkowym… - Dumbledore zachichotał. – Więc strzeż się, bo jeśli uzna cię
zaatakować, nie mogę ci pomóc, bo jestem związany kontraktem.
-
Nie bój się, doskonale wiem, jak ukrywać się w cieniu. I kiedy ugryźć się w
język. – Snape westchnął. – Cholerny Potter! Przysięgam, Albusie, gdy ten
bachor się znajdzie, lepiej wbij mu do głowy, że zrobił głupotę znikając na
cały miesiąc i sprawiając, że wszyscy oszaleli ze zmartwienia albo ja sam to
zrobię!
Dumbledore
uniósł swoją białą brew.
-
Naprawdę, Severusie? Więc nie nienawidzisz chłopca, jak to się wydaje?
-
Nienawidzę? Nie, nie nienawidzę bachora. Irytuje mnie bez końca swoim
lekceważeniem zasad i swojego własnego bezpieczeństwa – wiesz, że przysięgłem
go chronić, Albusie. Ale chłopak czyni to cholernie niemożliwym tym swoim
rzucaniem się w niebezpieczeństwo w każdej minucie, a ty też nie pomagasz,
starcze, bo go zachęcasz! Ma porywczą naturę tak wielką, jak Czarne Jezioro,
dokładnie jak jego zidiociały ojciec i zamiast nauczyć go ją powstrzymywać,
klepiesz go tylko po głowie, bo został wplątany w turnieje i mordowanie
bazyliszka!
-
Nie miałem wyboru, Severusie. Musi wypełnić proroctwo albo zginie – powiedział
cicho Dumbledore.
Freedom
wyprostował się na żerdzi. Huh?
Proroctwo? Jakie proroctwo? Nie rozumiem, Fawkes.
*Cicho. Zrozumiesz. Słuchaj,* rozkazał ze smutkiem feniks.
Severus
spojrzał gniewnie na swojego byłego mentora.
-
Albusie, wiesz, co sądzę o tej cholernej rzeczy! Jak możesz uperać się, by
chłopak wypełnił fałszywą przepowiednię, którą wymyśliłeś sobie, by pokrzyżować
szyki Czarnego Pana czternaście i pół roku temu i która odwróciła się przeciw
tobie w najgorszy możliwy sposób?
-
Co innego mogę zrobić? Obje wiemy, że za późno na jej zaprzeczanie, nie po tym,
co Tom zrobił Jamesowi i Lily… - wyznał dyrektor ostrym szeptem, a wszystkie
ślady wesołości zniknęły z jego twarzy. – Od lat żałuję tej decyzji, Severusie,
wiesz, że tak jest… Ale szukałem tylko sposobu na kupienie nieco większej
ilości czasu – zbyt szybko posuwał się na przód i nie potrafiliśmy chronić
mugoli, mugolaków i zdrajców krwi, których obrał sobie na cel. Pamiętasz zapewne,
jak w tym czasie zgłaszałeś mi o atakach niemal każdego wieczora… a czasami
wielokrotnie w ciągu tego samego dnia, czy tygodnia. Zakon nie potrafił
poradzić sobie z wszystkimi atakami, ani też nie potrafiliśmy chronić
wszystkich i ludzie umierali za każdym razem, gdy się rozejrzałem… Ty niemal umarłeś, gdy on odkrył, że
byłeś powiązany z Lily do swojego piątego roku, Severusie…
-
Nie przypominaj mi – warknął Severus, drżąc. Tej nocy zbliżył się do śmierci
tak bardzo, jak kiedykolwiek chciał. – Ale nadal twierdzę, że powinien istnieć
inny sposób.
-
Jaki? On zawsze miał obsesję na punkcje proroctw, nawet jako uczeń. To była
jego słabość. Chciał wierzyć, że zostało mu przepowiedziane rządzenie Brytanią,
a w końcu całym światem. Sądziłem, że jeśli wykorzystam jego słabość, będzie
bardziej odsłoniony… Chciałem, żeby stracił równowagę, zaczął się bać i to
dlatego w pierwszej kolejności razem z Sybillą wymyśliliśmy przepowiednię. –
Starszy czarodziej zaczął cicho recytować: – Nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana; zrodzony z tych,
którzy trzy razy mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie
końca; a choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc,
jakiej Czarny Pan nie zna; i jeden musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie
może żyć, gdy drugi przeżyje.
Freedom
siedział oszołomiony obok feniksa, a jego serce stało się nieruchome i chłodne.
-
Celowo uczyniliśmy ją niejednoznaczną, by miał problem z jej interpretacją –
kontynuował Dumbledore, jakby desperacko chciał się usprawiedliwić.
Severus
nie odpowiedział – słyszał to wyznanie wiele razy i nie było dla nim niczym
nowym.
-
To był przypadek, że zarówno dzieci Potterów, jak i Longbottomów urodziły się
pod koniec lipca – nie pamiętam, jak doszliśmy do tej daty – razem z Sybillą
szukaliśmy do tego odniesienia w astrologii i ta data tylko zbiegała się z tym,
co ona opisała, jako „wielką koniugację planet, zwiastującą nadejście
bohatera”. Nigdy nie sądziłem, że on naprawdę uzna to za prawdę… Myślałem, że
uzna to za stratę czasu… Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić, zwłaszcza Lily i
Jamesa, ani ich dziecka…
-
Ale to zrobiłeś, a mnie uczyniłeś cholernym posłańcem! – powiedział
nieubłagalnie Severus. – Sprawiłeś, że stałem się cholernym wspólnikiem w śmierci mojej przyjaciółki.
-
Wiem, ale wiesz, że byłeś doskonałą osobą, by dostarczyć tą wiadomość. Ufał ci…
Severusie, nigdy nie chciałem, by zginęli, zaklęcie Fideliusa powinno działać,
powinni być bezpieczni…!
-
Zamiast tego zostali zdradzeni przez Pettigrew i Czarny Pan znalazł ich i zabił
– dokończył ponuro Severus. – A wszystko w imię fałszywej przepowiedni!
Przepowiedni kłamstw, które nigdy nie powinny mieć miejsca. A teraz chcesz,
żeby Potter nadal ją wypełniał, bez względu na wszystko!
Wtedy
przerażenie przeszło przez jastrzębia i poczuł, jak budzi się w nim krzyk,
okropny wrzask zaprzeczenia, który instynktownie stłumił. Zawsze wiedziałem, że Dumbledore coś przede mną ukrywa… coś… ale to… jak mógł to ukrywać? Kłamstwa, to
wszystko kłamstwa! Umarli na daremno! NA DAREMNO! Zdradziłeś mnie, starcze!
Powinienem cię za to zabić!
Pragnął
zlecieć z żerdzi i zaatakować starego czarodzieja, rozedrzeć go za okropność,
którą zrobił, okropny błąd, który kosztował Harry’ego rodzinę i zmienił go ze
zwykłego dzieciaka w zbawiciela, którym nigdy nie powinien być.
Ale
drżał tak gwałtownie, że niemal spadł z żerdzi, a jego umysł zalało
zaprzeczenie, wściekłość i gorycz. Ledwie czuł, jak Fawkes otacza go skrzydłami
i nuci kołysankę.
*Już cicho, pisklaku, cicho.
Tak, mój czarodziej zrobił wielki błąd, ale zapłacił za to i wciąż płaci.
Severus nigdy nie wybaczył mu śmierci Lily, a ty, dziecko, byłeś jego
odkupieniem.*
-
Wiesz, dlaczego, Severusie. Teraz jest za późno, Tom już puścił maszynę w ruch,
Harry nie ma wyboru i musi ją wypełnić. Został naznaczony i przeżył klątwę,
której żaden czarodziej nie powinien przeżyć i Voldemort wierzy, że on będzie
jego porażką, a wiesz, że samouzupełniająca się przepowiednia może najprościej
na świcie się wypełnić. Trzeba mu powiedzieć o horkruksach i jak je zniszczyć.
-
Tak, wiem, starcze! – wypluł zirytowany Snape. – Powiedziałeś mi to przy więcej
niż jednej okazji. Ale wiesz też, że gdyby nie twoje mieszanie, oni wciąż by
żyli. Moja Lily wciąż by żyła, a nie
spoczywała na wieki pod ziemią! A ja nie musiałbym żyć z poczuciem winy, że
dostarczyłem wiadomość, która ją zniszczyła.
-
Wiem, mój chłopcze – powiedział ciężko Dumbledore z łzami błyszczącymi w jego
oczach. – To był najgorszy błąd mojego życia i nigdy nie zostanie mi odkupiony.
Harry jest teraz naszą jedyną nadzieją. Musisz go znaleźć, Severusie. Znajdź go
i ochroń.
-
Kolejne niemożliwe żądanie, dyrektorze?
-
Nie, nie jest niemożliwe. Gdybyś tylko porozmawiał z chłopcem, Severusie,
zrozumiał go… nie jest jego ojcem, będzie z tobą współpracował, jeśli tylko
dasz mu szansę…
-
Ale czy on też da szansę mi? –
zapytał mrocznie Severus.
-
Da, gdy tylko wyjaśnisz mu, dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Ma wielką
zdolność do przebaczania, Severusie, bardzo podobnie jak jego matka…
Może tak, ale nigdy ci tego
nie wybaczę, Dumbledore! Nigdy! – wrzasnął Freedom, choć jego
krzyk został stłumiony przez pióra Fawkesa.
-
Lepiej się módl, Albusie, że wkrótce się znajdzie i nigdy nie odkryje prawdy o
tamtej nocy.
-
Jak miałby się dowiedzieć? Tylko ty, Sybilla i ja wiemy, że przepowiednia była
fałszywa. A Sybilla nigdy tego nie powie, bo wtedy jej reputacja prawdziwej Jasnowidz byłaby zniszczona, a ty
też nie powiesz, bo dałeś mi swoje słowo.
-
Tak. A moje słowo zawsze było dobrym zapewnieniem. Brzydziłby się mną, gdyby
znał prawdę. Chociaż nie tak bardzo, jak ja brzydzę się siebie.
Dyrektor
wzdrygnął się na ostry ton w jego głosie. Nagle zaczął wyglądać starzej i
słabiej, na każde ze swoich stu pięćdziesięciu kilku lat.
-
Znajdź go, Severusie. Proszę.
-
Zrobię co w mojej mocy. – Mistrz Eliksirów wstał. – Powinienem iść. Muszę
spisać plany zajęć i ocenić sprawdziany. – Wyciągnął nadgarstek. – Freedom,
chodź.
Freedom
posłuchał, podlatując prosto do Severusa i koncentrując się na kontrolowaniu
złości. Czuł się okropnie zdradzony i nie mógł w ogóle spojrzeć na dyrektora,
bo inaczej straciłby swoją pozorną kontrolę i go zaatakował. Więc zamiast tego
patrzył na Severusa, którego oczy błyszczały mroczną furią.
Gdy
profesor skierował się w kierunku kominka, Dumbledore położył mu dłoń na
ramieniu.
-
Severusie, dziękuję. Za wszystko, co zrobiłeś…
Severus
prychnął wściekle.
-
Nie zrobiłem tego dla ciebie. Zrobiłem to dla niej.
-
Wiem. I mam nadzieję, że któregoś dnia mi wybaczysz.
Severus
obrócił się na pięcie i chwycił pełną garść proszku Fiuu.
-
Któregoś dnia. Może.
Potem
wrzucił proszek do kominka i powiedział:
-
Kwatery Snape’a. Semper occultus –
wyrecytował sekretne hasło do swoich kwater przed przejściem, jako że jego
kominek był osłonięty przeciwko nieupoważnionym wejściom.
Wszedł
w zielone płomienie, zabierając za sobą zrozpaczonego i rozczarowanego
jastrzębia i zostawiając za sobą pełnego żalu starca, by poradził sobie z
błędem, który uczynił czternaście lat temu i który na zawsze zmienił życie
pewnego młodego chłopca.