Odległe
głosy powoli wyrwały Harry’ego ze snu. Czuł się ciepło w miękkim łóżku i
naprawdę nie chciał się budzić, ale wyraźne głosy nie pozwalały mu z powrotem
odpłynąć. Przewróciwszy się na lewy bok, Harry podciągnął ciaśniej okrycie
wokół siebie i ukrył twarz w poduszce. Lekki ból przebiegł przez jego prawy
bok, gdy się poruszył, ale szybko zniknął. Minął długi moment, zanim Harry
przypomniał sobie, dlaczego jest obolały w pierwszej kolejności. Przypomniał
sobie atak na Hogwart Express. Przypomniał sobie, jak oberwał klątwą Reducto i
wyraz twarzy Syriusza.
Przysięgał
nie sprawiać opiekunom więcej bólu i złamał tę obietnicę po kilku godzinach. Czy
tak teraz będzie wyglądać jego życie? To był jego pierwszy dzień „poza
kryjówką”, a już próbowano go porwać. Śmierciożercy postawili sprawę jasno, że
zrobią wszystko, co konieczne, by odkryć, co się stało z ich mistrzem. Czy to
oznaczało, że jego życie wróci do tego momentu, jak na jego trzecim roku, gdy
wszyscy wierzyli, że Syriusz Black chce jego śmierci?
Nie zaskoczyłoby mnie to.
-
Zapewniam pana, panie Black, że profesor
Umbridge robiła tylko to, co uznawała za słuszne! – wykrzyknął Korneliusz Knot
nerwowym głosem. – Nigdy świadomie nie naraziłaby życia uczniów, zwłaszcza
chłopca, który przeżył. Skąd mogła wiedzieć, że działający na własną rękę
śmierciożercy zaatakują pociąg z dementorami?
-
Działający na własną rękę
śmierciożercy? – zapytał zdenerwowanym głosem Syriusz. – Nie działali na własną
rękę. Chcieli mojego chrześniaka dla
swojego mistrza! Dla Voldemorta! Miesiące
temu zostałeś ostrzeżony i czy cokolwiek zrobiłeś? Nie! Zostawiłeś dziecku obronę pociągu pełnego dzieci!
Weź swój nadęty tyłek i zrób coś! Jak wiele szczegółów potrzebujesz, żeby się
zorientować, że to jest coś, czego nie można zamieść pod dywan?
-
Panie Black! – wykrzyknął Knot. –
Rozumiem, że jest pan zdenerwowany ranami pana Pottera, ale nie mamy dowodu, że
napastnicy wykonywali czyjeś rozkazy! W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie było
śladu po Sam Wiesz Kim. Doprawdy, nie wiem, dlaczego to mówiłeś ludziom,
Dumbledore, ale to się musi skończyć. Opinia publiczna…
-…ma
prawo wiedzieć, że morderca, którego się obawiają, powrócił – przerwał mu
spokojnie Dumbledore. – Robisz wszystko dokładnie według planu Voldemorta.
Chce, żeby czarodziejski świat nie był przygotowany na jego powrót. Jeśli wciąż
będziesz odmawiał uwierzenia, że rozpoczęły się niebezpieczne czasy, skażesz
czarodziejski świat, zanim wojna w ogóle się rozpocznie.
-
No, już, Dumbledore – powiedział z irytacją Knot. – Nie ma potrzeby
dramatyzować. Poradziliśmy sobie z napastnikami. Nie będą zagrażać więcej ani
panu Potterowi, ani nikomu innemu. Pan Potter otrzyma formalną nagrodę za
służbę Ministerstwu. Kiedy będzie zdrowy, jestem pewny, że profesor Umbridge
będzie w stanie zabrać głos na temat wydarzeń, które miały miejsce w czerwcu.
-
Obawiam się, że nie możemy na to pozwolić – powiedział natychmiast Remus. – To
byłby konflikt interesów. Profesor Umbridge
jest nauczycielką Harry’ego. Jej obowiązkiem jest nauczanie Harry’ego obrony
przed czarną magią, nic więcej, nic mniej. „Wydarzenia, które miały miejsce w
czerwcu” nie są jej sprawą.
-
Dolores Umbridge jest pracownikiem Ministerstwa! – wykrzyknął Knot.
-
Już nie – odparł spokojnie Remus. – Kiedy ją wyznaczyłeś na nauczycielkę
obrony, zrzekła się swoich obowiązków i przywilejów twojego Podsekretarza. Nie
straciła swojej pozycji, ale nie może zachować obu na raz. Mimo wszystko,
biorąc pod uwagę to, co się stało wczoraj, nacisk na nią, by uczyła swoich
uczniów, jak się bronić, musi być zwiększony.
-
Nie tylko na nią – dodał Syriusz. – To ty, Knot, ją wyznaczyłeś. Umiejętności
nauczania profesor Umbridge będą
silnie odzwierciedlały ciebie. Jestem pewny, że gdy wszyscy dowiedzą się, że
cały pociąg dzieci w wieku od jedenastu do siedemnastu lat musiał polegać na jednym piętnastolatku rodzice będą
wymagali, by ich dzieci były uczone, jak się mają bronić. Powiedziałbym, że profesor Umbridge będzie miała sporo do
roboty.
-
P-proszę poczekać, Black! – wyjąkał Knot. – Proszę mi w taki sposób nie grozić.
Mieszałeś się w śledztwo po śledztwie. Powinienem był cię aresztować i wrzucić
z powrotem do twojej celi w Azkabanie! Twierdziłeś,
że Potter nie był gotów na rozmowę w czerwcu, jednak wam wszystkim powiedział…
-
Harry nic nam nie powiedział, bo nie mógłby rozmawiać! – krzyknął ze złością
Syriusz. – Zobaczyliśmy jego
wspomnienia!
Oczy
Knota rozszerzyły się na to stwierdzenie.
-
Użyliście myślodsiewni? – zapytał nerwowo. – D-dlaczego tego nie
powiedzieliście? Mogliśmy uniknąć tak wielu… eee… nieprzyjemności, które miały
miejsce w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Eee… Ufam, że wciąż macie wspomnienia
pana Pottera w myślodsiewni?
-
Nie – odpowiedział szybko Remus za Syriusza. – Uznaliśmy, że lepiej nie
ryzykować, że ktoś zobaczy wspomnienie dla własnych celów albo gorzej, żeby
wykorzystać to, co się stało, przeciw Harry’emu. Był świadkiem morderstwa
swojego dobrego przyjaciela i musiał właściwie sobie z tym poradzić. Jeśli pan
chce, możemy obudzić Harry’ego i zapytać go, czy pozwoli nam zobaczyć, co się
stało. Przynajmniej to wygasi wszystkie wątpliwości na temat tego, co się
wydarzyło tamtej nocy.
Harry
powoli otworzył oczy i spojrzał przez ramią na cztery zamazane postacie,
stojące w przyciemnionym świetle skrzydła szpitalnego. Nawet pomimo swojego
słabego wzroku, Harry zauważył, że Knot nerwowo przenosił z nogi na nogę swój
ciężar ciała. Syriusz i Remus pchnęli go do kąta. Jeśli będzie świadkiem
wspomnienia, nie będzie mógł zaprzeczać faktowi, że Voldemort powrócił.
-
Jaki mam dowód, że wspomnienia pana Pottera nie zostały zmienione? – zapytał z
podejrzliwością Knot. – Mieliście Pottera pod opieką przez miesiące. Mogliście
rzucić na niego Obliviate, żeby uwierzył w to, co chcecie, żeby wierzył.
-
Nigdy nie zrobilibyśmy tego
Harry’emu! – wykrzyknął Syriusz, podchodząc do Knota i chwytając go za płaszcz.
– Jak śmiesz oskarżać nas o coś takiego? Gdybyś nie był tak cholernie uparty,
zaakceptowałbyś prawdę! WYNOŚ SIĘ! NIE WAŻ SIĘ ZBLIŻAĆ DO MOJEGO CHRZEŚNIAKA
ALBO OBIECUJĘ, ŻE CAŁE MINISTERSTWO DOWIE SIĘ, JAKIM JESTEŚ NADĘTYM PROSTAKIEM!
Remus
zdołał odciągnąć Syriusza od Knota, pozwalając Ministrowi wybiec ze skrzydła
szpitalnego. Wiedząc, że nie będzie w stanie już dłużej spać, Harry przekręcił
się na plecy, sycząc cicho, gdy przy okazji ból ponownie przeszył jego prawy
bok. Cichy dźwięk wystarczył, by zaalarmować pozostałych w pomieszczeniu
czarodziei, że Harry rzeczywiście się obudził.
Syriusz
i Remus podbiegli do łóżka Harry’ego, a gdy Harry próbował usiąść, natychmiast
pchnęli go z powrotem na plecy.
-
Nie tak szybko, Harry – powiedział łagodnie Remus. – Twoje ciało wciąż leczy
się po tej klątwie. Poppy zrobiła wszystko, co była w stanie, by wyleczyć twoje
rany, ale część twoich mięśni wciąż jest ciężko zraniona. Zajmie nieco czasu,
zanim całkowicie się uleczą.
Harry
westchnął, unosząc wzrok na zamazane twarze swoich opiekunów. Mógł sobie tylko
wyobrazić ich zmartwione spojrzenia, przez co przechodzili, od kiedy stracił
przytomność.
-
Która godzina? – zapytał ochrypłym głosem.
-
Niemal wpół do piątej nad ranem – odpowiedział Syriusz, brzmiąc na nieco
spokojniejszego niż moment temu. – Przepraszam, że cię obudziłem. Po prostu nie
umiałem się już dłużej kontrolować. Niedługo można znieść Knota, zanim nie
poczujesz się całkiem chory.
Harry
musiał uśmiechnąć się na ten komentarz. Oczywiście Syriusz musiał rzucić jakimś
żartem. Jego uśmiech szybko zniknął, gdy przypomniał sobie, dlaczego jego
opiekunowie musieli go bronić w pierwszej kolejności. Przez niego jego
opiekunowie tak bardzo się martwili, bo sprzymierzeńcy szaleńca chcieli
informacji, której nie mógł im zapewnić.
-
Przepraszam – powiedział cicho Harry. – Nie zamierzałem sprawić wam tyle
kłopotu. Chcieli wiedzieć, co zrobiłem Voldemortowi. Zabili kierowcę, żeby
dostać się do mnie.
Syriusz
delikatnie pociągnął Harry’ego do uścisku, siadając na brzegu łóżka.
-
A teraz mnie posłuchaj, Rogasiątko – powiedział surowo. – Nie możesz zacząć się
obwiniać za to, co się dzisiaj stało. To dzięki tobie nikt inny nie został
ranny. Nawet po tym, jak zostałeś ranny, przejąłeś dowodzenie i upewniłeś się,
żeby ktoś sprowadził pomoc. Nie spanikowałeś, nawet mimo tego, że bardzo cię
bolało. Jesteśmy dumni, że tak sobie z tym sam poradziłeś, ale to nie oznacza,
że chcemy, żebyś w taki sposób ryzykował życie. Twoje serce wciąż się leczy, a
poza tym, nie sądzę, by nasze zniosły, gdyby coś ci się stało.
Harry
zwrócił uścisk, a jego głowa oparła się o pierś jego ojca chrzestnego.
Wiedział, że Syriusz ma rację, ale to go nie powstrzymało od poczucia winy, że
ktoś stracił swoje życie.
- Nie możesz uratować wszystkich –
powiedział mu kiedyś Remus. – Próbowanie
tylko doprowadzi cię do szaleństwa. – Może któregoś dnia Harry będzie w
stanie zaakceptować fakt, że ludzie umierają z rąk Voldemorta oraz jego
sługusów i nie jest to jego wina. Dzisiaj po prostu nie był ten dzień.
^^^
Dwie
i pół godziny później, Harry znalazł się w Wielkiej Sali, próbując się skupić
na czymś innym, poza długą rozmową, którą właśnie odbył ze swoimi opiekunami.
Nie mógł uwierzyć, że profesor Umbridge odwołała aurorów na straży pociągu.
Zarówno Knot, jak i Umbridge, twierdzili, że nie mieli szans wiedzieć, że
pociąg zostanie zaatakowany i zwyczajnie sądzili, że życzenie profesora
Dumbledore’a za niekonieczne. „Niefortunny błąd” – tak to nazwano.
Syriusz
i Remus powtórzyli swoje ostrzeżenia na temat Umbridge i Ministerstwa. Przez
wydarzenia poprzedniego dnia wydawali się jeszcze bardziej podenerwowani na
temat nowej nauczycielki obrony. Harry chciał wierzyć, że przesadzają, ale
raczej rzadko się zdarzało, by Syriusz i Remus przesadzali razem. Czy profesor
Umbridge mogła być naprawdę aż taka zła?
Nie
wiedział z pewnością, aż do pierwszych zajęć z nią.
Przewracając
stronę książki, którą próbował czytać, Harry nie mógł powstrzymać się od
myślenia o tym, co stało się poprzedniego dnia, zwłaszcza o wydarzeniach po
tym, jak stracił przytomność. Dwójka śmierciożerców została zabrana do
Ministerstwa, ale w jakiś sposób zdołali popełnić samobójstwo, zanim mogli
zostać przesłuchani. Na ich przedramionach znaleziono Mroczny Znak,
udowadniając, że byli śmierciożercami, ale na razie ich tożsamość nie została
podana publice. To był poważny cios dla Zakonu. Cały dowód, że Voldemort
powrócił, był tak blisko. Teraz nic nie powstrzyma Knota przed rozkazaniem
„Prorokowi Codziennemu” publikować to, co on chciał.
Problemem
było to, że piętnastoletni uczeń ich pokonał, o czym wiedzieli wszyscy z
pociągu i przedstawiciele Ministerstwa, którzy przyszli na „ratunek”. Był to
też atak sam w sobie. Remus i Syriusz mieli rację, gdy zaznaczyli, że rodzice
będą wymagali podjęcia działań. Uczniowie będą chcieli, by ich rodzice
wiedzieli, że chłopiec, który przeżył ich uratował. To tyle, jeśli chodzi o nie przyciąganie uwagi.
Siadając
prosto, Harry skrzywił się i instynktownie chwycił za prawy bok, gdy przeszył
go ból. Eliksir, który przyjmował na stan swojego serca nie mógł być mieszany z
jakimkolwiek eliksirem przeciwbólowym, co oznaczało, że przez kilka dni będzie
musiał sam poradzić sobie z bólem. To
będzie długie kilka dni. Ponieważ Harry był teraz w Hogwarcie, pani Pomfrey
mogła łatwiej go badać. Każdego ranka przed śniadaniem, Harry musiał stawiać
się w skrzydle szpitalnym po swój codzienny eliksir i wtedy pani Pomfrey
sprawdzała stan jego wciąż leczących się mięśni. Zalecała odpoczynek, ale jako
że dzisiaj zaczynały się zajęcia, Harry wiedział, że ma na niego małe szanse.
Będąc
głęboko w myślach, Harry nawet nie zdawał sobie sprawy, że już nie jest sam,
póki ktoś nie opadł na siedzenie po jego prawej, a zaraz potem po jego lewej.
Były tylko dwie osoby, które mogły się tak identycznie zachowywać.
-
Dzień dobry, Fred, George – powiedział cicho Harry.
Nastąpiła
chwilowa cisza.
-
W porządku, Harry? – zapytał Fred. W jego głosie dało się słyszeć ton
podenerwowania, który naprawdę nie pasował do radosnego Freda, którego znał
Harry. – Próbowaliśmy cię wczoraj odwiedzić, ale Remus i Syriusz powiedzieli,
że szybko się nie obudzisz. Chyba cały Dom Gryffindora był wczoraj w szoku.
Sądzę, że wielu nie wierzyło, że gdzieś tam czai się niebezpieczeństwo.
-
Nie tylko Gryfoni – powiedział George, a jego ton brzmiał dokładnie jak ton
jego brata. – Podczas Uczty Powitalnej było całkiem cicho. Ten raz nikogo nie
obchodziło jedzenie. Chcieli tylko wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku.
Sądzę, że zobaczenie, jak upadasz na zewnątrz pociągu naprawdę uderzyło mocno w
tych ludzi. Wszyscy panikowali, gdy nie mogliśmy przejść ani przez drzwi, ani
okna, żeby ci pomóc, Harry. Naprawdę chcieliśmy ci pomóc, wiesz o tym, prawda?
-
Wiem – powiedział cicho Harry. Wciąż mógł słyszeć, jak uczniowie uderzają w
szyby z frustracją. Zmierzenie się ze śmierciożercami było dostatecznie straszne.
Obserwowanie, jak ktoś się z nimi mierzy i brak możliwości pomocy musiało być
nie do wytrzymania. Musieli czuć się tak bezradnie.
-
Ale wszystko podziałało, prawda? To już koniec, więc proszę porozmawiajmy o
czymś innym.
Fred
i George pojęli wskazówkę i poinformowali Harry’ego, że Angelina została nową
Kapitan drużyny Quidditcha. Kwalifikacje na obrońcę ustaliła na piątek o piątej
po południu i wymagała obecności obecnych członków drużyny. Harry był
zaskoczony, że sprawdziany są tak wcześnie, ale zorientował się, że Angelina
chciała mieć dużo czasu na dokładne wytrenowanie nowego obrońcy.
Nie
minęło dużo czasu, zanim uczniowie zaczęli wypełniać Wielką Salę i każdy z nich
zauważył Harry’ego, siedzącego między bliźniakami Weasley. Kilku zebrało się na
odwagę, by podejść do chłopca, który przeżył i podziękować mu, podczas gdy inni
tylko gapili się i szeptali. Gryfoni szybko zajęli najbliższe Harry’emu wolne
miejsca. Uczniowie z wyższych klas rozmawiali z Harrym, jakby byli starymi
przyjaciółmi, podczas gdy z młodszych, patrzyli na niego z podziwem, wydając
się być zbyt podenerwowanym, by powiedzieć choć słowo.
Harry
robił wszystko, by zignorować ich uwagę i odpowiadać miłym uśmiechem wszystkim,
którzy mówili do niego „cześć”, bez względu na to, jak zaczął czuć się
zirytowany. To jest cena, jaką musisz
płacić za branie spraw w swoje ręce, pomyślał kwaśno. Niechciana uwaga była
motywacją, której Harry potrzebował, by pomyśleć, zanim ponownie przejmie
dowodzenie. Nie znosił, gdy ludzie uważali go za bohatera, podczas gdy on tylko
próbował przeżyć.
Ron
i Hermiona przybyli dokładnie, gdy setki sów wleciało do Sali z poranną pocztą.
Uczniowie wspaniałomyślnie przesunęli się, by Ron i Hermiona mogli usiąść obok
swojego przyjaciela, ale wokół nich było tak wiele ludzi, że nie mogli ze sobą
porozmawiać. Artykuł o ataku na Hogwart Express pokrywał całą pierwszą i
większość drugiej strony „Proroka Codziennego”. W kółko powtarzano pytania
pełne obawy o bezpieczeństwo dzieci czarodziejskiego świata. Najwyraźniej świat
nie był tak bezpieczny, jak mówiło Ministerstwo.
Harry
nawet nie próbował czytać artykułu. Otrzymane spojrzenia od wszystkich
wystarczyły, żeby wiedział, że wspomniano jego wczorajsze działanie. Wiedząc,
że był szczerze bliski utraty cierpliwości, Harry poczekał tylko na tyle długo,
by otrzymać plan lekcji, po czym wyszedł z Sali bez słowa. Musiał zebrać swoje
rzeczy, które będzie potrzebował na poranne zajęcia i spoglądając na swój plan,
Harry tylko jęknął. Pierwsza była historia magii, potem podwójne eliksiry,
wróżbiarstwo, a następne podwójna obrona przed czarną magią. To z pewnością
bardzie długi dzień.
Historia
magii wydawała się mijać wolniej, niż można sobie to wyobrazić, choć Harry
zorientował się, że to pewnie dlatego, że nie zasnął w klasie. Jego głowa
wydawała się być zbyt wypełniona zmartwieniami, by w ogóle je rozważyć.
Profesor Binns nie zauważył braku uwagi Harry’ego, albo nawet faktu, że
większość uczniów w jego klasie śpi. Nauczyciel był duchem i nie obchodziło go
nic poza brzęczeniem o olbrzymach, które były ich dzisiejszym tematem. Robiąc
notatki, gdy rzeczywiście słuchał, Harry zignorował zmartwione spojrzenia,
które zauważył od strony Rona i Hermiony. Wiedzieli, jak bardzo Harry nie
znosił uwagi, ale naprawdę nic nie mógł z tym zrobić.
Zanim
zajęcia się skończyły, Harry dowiedział się, jaka pozycja siedząca wywoływała
ból i która powodowała zdecydowanie mniejszy. Czuł teraz stały ból, co Harry
desperacko próbował ukryć. Próbował skupić się na czymś poza tym, ale w
momencie, gdy Harry się poruszył i fala bólu sprowadziła go z powrotem do
stanu, który próbował zapomnieć. Wydawało się, że znajduje się w niekończącym
się kręgu.
Podróż
do lochów na zajęcia eliksirów była dość cicha. Brak kłótni Rona i Hermiony udowodniła,
że martwili się o Harry’ego bardziej, niż o różnice między nimi. Wczorajszy
komentarz Hermiony na temat jego zdrowia wydawał się pozostawić między nimi
nieprzyjemne napięcie. Sądząc po spojrzeniach, które wymieniali Ron i Hermiona,
Harry mógł tylko zakładać, że prawdopodobnie przegapił dość sporą kłótnię.
Wchodząc
do klasy eliksirów, Harry, Ron i Hermiona zajęli swoje zwykłe miejsca z tyłu.
Profesor Snape miał zwyczaj wyśmiewania Harry’ego za wszystko, a Harry nie był
pewny, czy będzie w stanie dzisiaj to znieść. Wymagało od niego wiele
samokontroli, żeby nie wyładować swojej frustracji i nawet jeszcze więcej, by
utrzymać swój gniew przed wyjściem na powierzchnię. Nie wiedział, dlaczego, ale
szepty naprawdę dzisiaj oddziaływały na niego mocniej, niż zwykle. Do teraz powinienem się przyzwyczaić.
Dźwięk
zatrzaskujących się drzwi wyrwał Harry’ego z myśli.
-
Wszyscy siadać – powiedział chłodno profesor Snape, przechodząc na przód klasy.
– Jak pewnie jesteście świadomi, w nadchodzącym czerwcu będziecie pisać SUM-y,
które udowodnią, jak wiele z tego przeniknęło do waszych grubych czaszek przez
te lata. Oczekuję, że każdy jeden z was zda na przynajmniej ocenę
„Zadowalający”, bez względu na to, jak niemożliwe to się wydaje. Zabiorę tylko
najlepszych do mojej owutemowej klasy, co oznacza, że niemała część was nie
będzie w przyszłym roku w tej klasie.
Snape
spojrzał na większość Gryfonów, a jego wzrok przesunął się na Neville’a i
Harry’ego nieco dłużej, niż na innych, ale Harry był zbyt zmartwiony, by się
tym przejmować. Ze zmęczeniem napotkał spojrzenie Snape’a, zanim odwrócił
wzrok. Nie miał energii, by stawać teraz przed profesorem Snapem i był całkiem
pewny, że Snape to zauważył, ponieważ jego spojrzenie nie miało w sobie
zwykłego obrzydzenia, które Snape rezerwował tylko dla Harry’ego.
-
Eliksir, który dzisiaj będziemy robić jest na poziomie Standardowych
Umiejętności Magicznych: eliksir uspokajający – powiedział Snape, po czym
wyciągnął różdżkę. – Eliksir zmniejsza niepokój i koi wzburzenie. Wszystkie
pomiary muszą być dokładne, albo ryzykuje się, że pijący zapadnie w głęboki i
prawdopodobnie trwały sen. – Snape machnął różdżką w stronę tablicy, a potem w
stronę szafki. – Składniki są na tablicy. Znajdziecie je w szafce. Macie
półtorej godziny, żeby go ukończyć, więc ruszcie się.
Gdy
wszyscy poszli do składziku, Harry szybko spisał wszystko, czego będzie
potrzebował, dwukrotnie sprawdzając, że wszystko ma w porządku. Odkrył, że
łatwiej mu mieć przed sobą listę składników i kroków, niż polegać na tablicy.
Gdy Harry upewnił się, że wszystko spisał prawidłowo, zebrał ingrediencje i
rozpoczął.
Koncentrowanie
się na trudnej miksturze wydawało się dokładnie tym, czego Harry potrzebował,
by się od wszystkiego oderwać. Podążał za każdym krokiem, nie dodając
składników, póki nie był całkowicie pewny, że prawidłowo pomierzył, mieszając
dokłada liczbę razy w jednym kierunku, zanim ją zmienił według instrukcji.
Ustawił stoper na zegarku, żeby dokładnie wiedzieć, kiedy dodać ostatni
składnik.
Gdy
zostało dziesięć minut, Snape zwrócił się do klasy.
-
Wszyscy powinniście widzieć lekką srebrną mgiełkę, unoszącą się nad eliksirem –
ogłosił.
Skupiając
się na własnej miksturze, a nie na ludziach wokół siebie, Harry przypuszczał,
że opary nad jego eliksirem były srebrne. Dla Harry’ego tak wyglądały, ale
wiedział, że krytyka koloru pozostawała w oku egzaminatora. Słyszał, jak
profesor Snape przemieszcza się od eliksiru do eliksiru. Na chwilę zatrzymał
się przy Hermionie, by powąchać miksturę, ale ruszył dalej, nie mówiąc ani
słowa. Kiedy Snape dotarł do eliksiru Harry’ego, chłopak odsunął mu się z
drogi, czekając na nieuchronną niską ocenę.
Jak
w przypadku Hermiony, profesor Snape powąchał eliksir, po czym przysunął się do
Harry’ego.
-
Chcę cię widzieć po zajęciach – syknął, po czym ruszył dalej. – Wypełnijcie
flakoniki jedną próbką waszej mikstury. Podpiszcie je swoim nazwiskiem i
zostawcie na moim biurku do oceny. Wasze zadanie domowe: napiszcie dwanaście
cali o właściwościach kamienia księżycowego i jego zastosowaniach w eliksirach,
na czwartek.
Harry
wykonał polecenie, napełniając swoją fiolkę, korkując ją, po czym zostawił ją
na biurko profesora Snape’a. Dla wszystkich wydawał się spokojny i zebrany w
sobie, ale wewnętrznie Harry panikował. Czy zrobił coś źle? Czy Snape uważał,
że oszukiwał ze swoim eliksirem? Czy Snape zamierzał krzyczeć na niego za to,
co się wczoraj stało? Pełne nienawiści uwagi Snape’a były ostatnią rzeczą,
jakiej teraz Harry potrzebował.
Powiedziawszy
Ronowi i Hermionie, że złapie ich potem, Harry poczekał, aż wszyscy wyjdą, po
czym powoli podszedł do biurka profesora Snape’a. Równie dobrze może już to
mieć za sobą.
-
Chciał mnie pan widzieć? – zapytał cicho Harry.
Profesor
Snape przez dłuższą chwilę przyglądał się oczom Harry’ego.
-
Widzę, że cię boli, Potter – stwierdził chłodno. – Najwyraźniej wczorajsza
eskapada miała swój skutek. Dlaczego nie poszedłeś do pani Pomfrey po eliksir
przeciwbólowy?
Harry
spuścił wzrok, przygryzając nerwowo dolną wargę.
-
Bo on nie reaguje dobrze z moim… eee… innym eliksirem, proszę pana –
powiedział. – Pani Pomfrey powiedziała, że będę musiał sobie z tym poradzić
przez kilka dni, póki nie będę całkowicie zdrowy. – Harry powoli uniósł wzrok
na profesora Snape’a i dostrzegł, że oczy mężczyzny zwęziły się, gdy odetchnął
głęboko, jakby próbował się uspokoić.
-
Rozumiem – wymamrotał Snape przez zęby. – Chyba nikt z twoim… stanem zdrowia
był na tyle głupi, by próbować takiego wyczynu, jak ty. – Profesor Snape potarł
brodę, myśląc przez chwilę, po czym skupił swoją uwagę na nastolatka. – Dobrze,
Potter. Możesz iść.
-
Dobrze, proszę pana – powiedział Harry tym samym cichym głosem, po czym wyszedł
z klasy. Podróż do Wielkiej Sali była długa. Musiał przyznać, że profesor Snape
zachowywał się dziwnie. Mężczyzna o haczykowatym nosie i tłustych włosach
zwykle wykorzystywał każdą okazję, by uderzyć w syna Jamesa Pottera, ale nie
dzisiaj. Dlaczego? Niechęć Snape’a do Harry’ego była bardzo dobrze znana w
Hogwarcie. Gryfoni tego nienawidzili, Krukoni i Puchoni współczuli, podczas gdy
Ślizgoni uważali to za przezabawne, ponieważ wielu z nich nie znosiło Harry’ego
niemal tak bardzo, jak profesor Snape.
Obiad
minął podobnie, jak śniadanie, ale tym razem Harry nie był w humorze, by z kimkolwiek
rozmawiać. Może to ta ponura pogoda na zewnątrz, a może to wina tego, że Harry
czuł się, jakby jego głowa miała wybuchnąć, naprawdę nie wiedział. Wiedział
tylko, że wszystko go boli i że był wyczerpany, ale wciąż musiał uczestniczyć w dwóch zajęciach. Wróżbiarstwo
mógł łatwo ominąć, ale Harry nie chciał przegapić pierwszych zajęć obrony przed
czarną magią. Nie sądził również, że wyszłoby dobrze, gdyby od razu przegapił
zajęcia, bez względu na to, jak się czuł.
W
chwili, gdy Ron skończył jeść, Harry wyszedł z przyjacielem na zajęcia
wróżbiarstwa. Przedostali się do Północnej Wieży w ciszy, przechodząc obok
wielkiego obrazu Sir Cadogana, irytującego rycerza, który chciał się
pojedynkować z każdym, kto go mijał. Z jakiegoś powodu Sir Cadogan nie potrafił
zaakceptować faktu, że nie jest prawdziwą osobą i tym samym nie jest w stanie
się z kimkolwiek pojedynkować.
Harry
i Ron dotarli do klapy na szczycie Północnej Wieży i wspięli się po srebrnej
drabinie, a Ron nalegał, by Harry szedł pierwszy. Wchodząc do pomieszczenia,
Harry’ego natychmiast uderzył przytłaczający aromat tego, cokolwiek profesor
Trelawney tam paliła. Jego oczy zaszły łzami i potknął się, zostając złapanym
przez Rona. Harry szybko sobie przypomniał, dlaczego tak bardzo nie znosił tej
klasy. Trelawney wydawała się uwielbiać przewidywać śmierć Harry’ego. Nosiła
wielkie okulary i często przypominała Harry’emu wielkiego owada. Miała też
tendencję do bycia nie do końca z nimi, ale profesor Dumbledore też tak miał,
więc to nie mówiło wiele.
Zebrawszy
się w sobie, Harry wymamrotał ciche podziękowanie do Rona, po czym usiadł przy
małym okrągłym stoliku z tyłu klasy. Zauważył na nim podniszczoną oprawioną w
skórę książkę, ale zostawił ją, tam gdzie była. I tak zajęcia miały zaraz się
zacząć. Ron usiadł obok niego, reszta klasy zaczęła się wypełniać, rozmawiając
cicho przy siadaniu, wszyscy nieświadomi, gdzie byli Harry i Ron. Siedzenie z
tyłu słabo oświetlonej klasy z pewnością było jakimś zyskiem.
-
Dzień dobry – powiedziała profesor Trelawney swoim zwykłym sennym głosem. –
Witam ponownie na wróżbiarstwie. Przyglądałam się wszystkim waszym losom,
zwłaszcza omeny, które ostatnio widywałam. Z przyjemnością mogę ogłosić, że nie
widziałam żadnego ponuraka na waszych ścieżkach, ale przed wami czas próby.
Niektórzy z was staną przed większymi wyzwaniami niż inni; nie mogę zaprzeczyć
temu, co widzę.
Harry
przewrócił z irytacją oczami na oświadczenie Trelawney. Profesor Trelawney nie
potrafiła zobaczyć tego, co znajduje się przed nią, a tym bardziej przyszłości
wszystkich z klasy.
-
To trochę nieprecyzyjne, co nie? – wymamrotał Harry, przez co Ron prychnął w
zgodzie.
-
Na waszych stolikach leżą wydania Wyroczni Snów, napisanej przez Inigo Imago –
kontynuowała Trelawney, nie usłyszawszy komentarza Harry’ego. – Interpretacja
snów jest jednym z najważniejszych aspektów wróżenia przyszłości. Proszę
przeczytać wstęp, po czym podzielić się w pary i użyć Wyroczni Snów, by
zinterpretować ostatni sen swojego partnera. Zaczynajcie.
Klasa
zaczęła pracować, czytając starą książkę, co zajęło niemal całość czasu zajęć.
Ron natychmiast odwrócił się do Harry’ego z pełnym nadziei wyrazem twarzy.
Harry naprawdę nie lubił tego wzroku.
-Nigdy
nie pamiętam swoich snów – powiedział Ron wzruszając ramionami. – Opowiedz mi o
swoim.
-
Sądzę, że oboje wiemy, o czym są moje sny, Ron – powiedział cicho Harry,
starając się nie dopuścić irytacji do swojego głosu. – Poszukaj w książce
zielone światło i krzyk, a zobaczymy, co znajdziesz.
Oczy
Rona rozszerzyły się na jego stwierdzenie, po czym chłopak odwrócił wzrok z
zawstydzeniem na twarzy.
-
Wybacz, Harry – powiedział cicho. – Nie myślałem.
Gdy
zajęcia się skończyły, profesor Trelawney zadała im na zadanie przez miesiąc
pisać dziennik snów. Wszyscy zeszli po drabinie i ruszyli na kolejne zajęcia.
Niemal każdy burczał na temat wielkiej ilości zadań domowych – zostali
ostrzeżeni, jaki stresujący był rok sumów, ale nikt nie spodziewał się tego
pierwszego dnia. To było zwyczajnie okrutne.
Wchodząc
co klasy obrony przed czarną magią, Harry zobaczył niską kobietę z krótkimi,
kręconymi, brązowymi włosami. Miała twarz podobną do ropuchy, jej oczy były
wielkie, a usta szerokie. Prawie nie miała szyi i na swoich szatach nosiła
puchowy, różowy sweterek. Harry musiał szybko odwrócić wzrok, by powstrzymać
się od gapienia na jej… eee… unikalny strój. W jakiś sposób natychmiast
zrozumiał, dlaczego Syriusz i Remus ostrzegli go przed profesor Umbridge.
Harry
usiadł między Ronem i Hermioną o wyciągnął swój podręcznik: „Teoria Magicznej
Obrony” Wilberta Slinkharda. Starał się patrzeć wszędzie, byle nie na profesor
Umbridge i skupił się na przewracaniu kartek książki. To wydawało się dziwne,
że wcale nie wyczekiwał swoich ulubionych zajęć. Nawet przed trzecim rokiem,
zajęcia obrony były przez niego wyczekiwane, oczywiście mogło być tak, z powodu
prywatnych lekcji, które pobierał podczas wakacji.
Gdy
tylko wszyscy zajęli miejsca, profesor Umbridge wstała i uśmiechnęła się do
klasy.
-
Dzień dobry! – wykrzyknęła. Jej zawahanie zasygnalizowało, że chciała lepszej
odpowiedzi niż otrzymane pojedyncze mamrotanie. – No, no, z pewnością nie tak.
Oczekuję bardziej dbałej odpowiedzi. Spróbujemy jeszcze raz. Dzień dobry,
klaso!
-
Dzień dobry, profesor Umbridge! – odpowiedziała klasa.
-
O wiele lepiej – powiedziała radośnie Umbridge. – A teraz wszyscy odłóżcie
różdżki i proszę wyciągnąć swoje pióra. – Poczekała cierpliwie, aż wszyscy jej
posłuchają, po czym sama wyjęła różdżkę i puknęła nią w tablicę. Nagle pojawiły
się na niej słowa: Obrona Przed Czarną Magią – Powrót do Podstawowych Zasad.
Umbridge odwróciła się z powrotem do klasy z uśmiechem na twarzy. – No, muszę
powiedzieć, że przez ostatnie lata wasze nauczanie było dość niezwykłe. Ale już
nie. Teraz proszę to spisać.
Umbridge
ponownie puknęła w tablicę. Słowa zniknęły i pojawiły się „Cele zajęć”, a pod
nimi trzy zdania: „Zrozumienie zasad leżących u podstaw magii defensywnej”,
„Uczenie się rozpoznawania sytuacji, w których magia obronna może zostać
legalnie użyta” oraz „Umieszczenie użycia magii obronnej w kontekście
praktycznego wykorzystania”.
Notatka
została spisana w milczeniu. Kiedy profesor Umbridge była usatysfakcjonowana,
nakazała klasie przeczytać pierwszy rozdział ich podręcznika do obrony. Harry
przeczytał już pierwszych kilka rozdziałów tej nudnej książki, ale nie chciał
przyciągać uwagi nowej nauczycielki, więc zwyczajnie przeczytał ponownie
rozdział i żeby się skupić, Harry zaczął robić notatki na temat różnych
punktów, które wymienia autor.
-
Masz pytanie na temat czegoś w rozdziale, moja droga? – zapytała z ciekawością
profesor Umbridge.
Harry
uniósł wzrok i zobaczył rękę Hermiony w powietrzu.
-
Nie na temat rozdziału, pani profesor – powiedziała Hermiona. – Mam pytanie na
temat celów zajęć. Nie ma w nich nic na temat używania zaklęć… obronnych
zaklęć.
Profesor
Umbridge przez chwilę patrzyła na Hermionę.
-
Jak masz na imię, moja droga? – zapytała.
-
Hermiona Granger – powiedziała Hermiona.
Umbridge
uśmiechnęła się.
-
Cóż, panno Granger, sądzę, że cele są całkiem jasne – powiedziała słodko. –
Sądzę, że nie będzie sytuacji w klasie, gdy będziecie musieli używać zaklęć
obronnych. Naprawdę spodziewa się pani, że zostanie zaatakowana na zajęciach?
-
Czyli w ogóle nie będziemy używać magii? – wykrzyknął Ron. – Po tym, co się
wczoraj stało? Musimy być w stanie się bronić!
Oczy
profesor Umbridge zwęziły się.
-
Na moich zajęciach, uczniowie podnoszą ręce, by coś powiedzieć, panie…?
-
Weasley – powiedział Ron, unosząc rękę.
Profesor
Umbridge uśmiechnęła się, po czym odwróciła od niego. Rozglądając się po
klasie, Harry zauważył, że dość sporo osób ma dłonie w powietrzu, a większość
to byli Gryfoni. Skupiając swoję uwagę z powrotem na przedzie, Harry zauważył
też, że Ron i Hermiona spoglądają na niego z zaskoczeniem, milcząco pytając go,
dlaczego nie kwestionował tego rodzaju nauczania, jak wszyscy inni.
-
Ma pani kolejne pytanie, panno Granger? – zapytała profesor Umbridge.
Hermiona
odetchnęła głęboko, opuszczając rękę.
-
Profesor, całym celem obrony przed czarną magią
jest ćwiczenie obronnych zaklęć, byśmy mogli się obronić – powiedziała.
– Co jest złego w tym, że się nauczymy, jak się bronić?
-
Panno Granger, nie jest pani wyszkoloną przez Ministerstwo ekspert od Systemu
Magicznej Edukacji – powiedziała Umbridge tym samym przesłodzonym głosem. – Wasz
program nauczania został zaaprobowany przez czarownice i czarodziei starszych i
mądrzejszych od ciebie. Będziecie się uczyć o
zaklęciach defensywnych w całkowicie wolny
od ryzyka sposób, jak powinno to wyglądać przez ostatnie kilka lat.
Harry
czuł, jak jego dłonie zaciskają się w pięści pod biurkiem. Tego rodzaju
nauczanie wiązało się z tym, że wszyscy zostaną zabici. Jak Ministerstwo mogło
to robić, zwłaszcza przy tym, co się stało wczorajszego dnia? Nawet jeśli nie
wierzyli, że Voldemort powrócił, atak na pociąg powinien być dostatecznym
dowodem, że Voldemort nie jest jedynym zagrożeniem. Ministerstwo naprawdę
zamierzało pozwolić siódmemu rokowi ukończyć szkołę bez najmniejszych ćwiczeń,
jak się bronić?
-
Tak, ma pan pytanie, panie…? – zapytała Umbridge swoim słodkim głosem.
-
Dean Thomas – powiedział Dean, opuszczając rękę. – Cóż, problemem jest to, że
nie zawsze będziemy w klasie. Wczoraj zostaliśmy zaatakowani przez dementorów i
tylko jeden Harry wiedział, jak z nimi walczyć. Nie powinniśmy się uczyć
umiejętności potrzebnych do tego, żeby sobie poradzić gdzie indziej?
Oczy
profesor Umbridge zwęziły się, a jej uśmiech zniknął. Wszyscy zauważyli, jak
spojrzała na Harry’ego, zanim skupiła się z powrotem na Deanie. To było
oczywiste, że traciła cierpliwość.
-
Panie Thomas, nauczenie się teorii obrony pomoże wam zrozumieć, jak wykonywać
zaklęcia. Bardzo wątpię, by którykolwiek z was
kiedykolwiek zetknął się z dementorem w tak młodym wieku. Kiedy
Ministerstwo poczuje, że jesteście gotowi znieść złożoność rzucania tak
zaawansowanych zaklęć, wtedy zostaniecie ich nauczeni.
Wszyscy
obserwowali, jak Umbridge podchodzi do biurka Harry’ego i stanęła tuż przed
nim.
-
Ministerstwo ma swoje standardy – powiedziała surowo. – Tylko dlatego, że
opiekunowie wybiorą, by nauczyć ich podopiecznego niebezpiecznych zaklęć, nie
oznacza, że robią dobrze. Szkoda, ponieważ dziecko nie powinno płacić za
indywidualne problemy opiekunów z Ministerstwem.
Harry
patrzył prosto przed siebie, desperacko starając się powstrzymać swój gniew.
Jego twarz pozostała beznamiętną maską, ale pod jego biurkiem jego dłonie się
trzęsły. Jak ona mogła w taki sposób mówić o Syriuszu? Ministerstwo zignorowało
prawo, gdy nie dała Syriuszowi procesu. Syriusz miał każde prawo, by być wściekły
na system, że skazali go na dwanaście lat tortur. Jak ona mogła wierzyć, że to
Syriusza należało obwiniać za to, na co skazało go Ministerstwo?
Wszyscy
podskoczyli, gdy waza na stoliku profesor Umbridge roztrzaskała się. Profesor
Umbridge natychmiast rozejrzała się po klasie.
-
Kto to zrobił? – zapytała szybko, po czym cofnęła się, gdy zobaczyła, że nikt
nie ma w dłoni różdżki. – Jakie to dziwne – wymamrotała, spoglądając na wazę,
po czym zwróciła się z powrotem do klasy, ale wydawało się, że jest teraz widocznie
podenerwowana. – Jak mówiłam, dzięki ciężkiej nauce teorii nie ma powodu, by
którykolwiek z was miał problemy z tegorocznymi sumami. – Rozejrzała się po
klasie i zauważyła kolejne ręce w powietrzu. – Tak, panno…?
-
Parvati Patil – powiedziała cicho Parvati. – Pani profesor, jak mamy zdać nasze
praktyczne sumy, jeśli nie będziemy ćwiczyć? Wiele przeciwzaklęć i klątw musimy
ćwiczyć godzinami, zanim je poznamy. Jedynym powodem, dlaczego Harry tyle, ile
wie, to że musiał się przygotować przed trzecim zadaniem Turnieju w zeszłym
roku.
Harry
zamknął oczy i odetchnął głęboko, starając się uspokoić. Już raz stracił
kontrolę i nie mógł sobie pozwolić na ponowną utratę. Dlaczego Parvati musiała
wyciągnąć temat Turnieju? Nie myśl o tym!
Nie myśl o tym, co się stało! Koncentrując się na treningu, Harry odepchnął
od siebie uczucia i skupił się na tym, co mógł kontrolować. Opinie profesor
Umbridge z pewnością nie były na tej liście. Pozwólmy jej po prostu uczyć
teorii. Sam może się wytrenować. Mógłby się ukryć w Pokoju Życzeń, by ćwiczyć i
nikt nie byłby tym mądrzejszym.
-
Doświadczenia pana Pottera nie jest
podstawą tych zajęć – powiedziała profesor Umbridge, wracając do biurka i
machnięciem różdżki naprawiła zniszczoną wazę. – Wiem, że część z was wierzy w
insynuacje, że pewien Mroczny Czarodziej powrócił z martwych, ale to kłamstwo.
Ministerstwo Magii nie znalazło żadnych dowodów na te pomówienia. Wczorajsze
wydarzenia najwyraźniej pogarszają wasze punkty widzenia. Dzicy czarodzieje,
którzy zaatakowali pociąg i pana Pottera, zostali poskromieni. Nie jesteście
już w niebezpieczeństwie. A teraz, proszę, kontynuujcie czytanie rozdziału
pierwszego.
Wszyscy
niechętnie powrócili do czytania swoich książek przez resztę zajęć, a profesor
Umbridge usiadła za swoim biurkiem. Po raz kolejny Harry zaczął robić notatki
na temat wybiórczych punktów widzenia autora i skupił swoje oczy na książce.
Nie chciał ryzykować zerknięcia teraz na Umbridge. Jasne było, że nie
spodziewała się takiego oporu, bez względu na to, jak bardzo próbowała to
ukryć. Nie spodziewała się też, że Harry pozostanie cicho i wydawała się nieco
rozczarowana, że Harry wydawał się nie reagować na jej komentarze.
Gdy
tylko zajęcia się skończyły, wszyscy wypędzili z pomieszczenia i skierowali się
na kolację. Uczniowie burczeli, wciąż zaprzeczając, że nie będą w tym roku
fizycznie ćwiczyć obrony. Nie zajęło długo Ronowi i Hermionie zrozumienie, że
Harry nie brał udziału w kpinach profesor Umbridge i szedł nieco wolniej, co
uciszyło wszystkie ich narzekania.
-
Harry, co jest nie tak? – zapytała cicho Hermiona. – Byłeś dzisiaj naprawdę
cichy.
Wydobywając
się z myśli, Harry spojrzał na przyjaciół i uśmiechnął się lekko.
-
Nic mi nie jest – skłamał. – Jestem tylko zmęczony. Przez to wszystko, co się
stało, chyba dzisiejszy dzień mocno na mnie wpłynął. Dość wcześnie rano
wstałem, bo rozmawiałem z Syriuszem i Remusem, a mamy dzisiaj wieczorem dużo
zadania do zrobienia.
-
Więc dlatego nie powiedziałeś nic w klasie? – zapytał Ron.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Dlaczego miałbym to zrobić? – odparował. – Co by to zmieniło? Profesor Umbridge
ma swój własny punkt widzenia na obecną sytuację. Mogę się z tym nie zgadzać,
ale wszyscy udowodniliście, że kłótnie nic nie zmienią. Nie będzie słuchała
bandy nastolatków. Będzie słuchać Knota i tylko Knota. Wyjaśniła to całkowicie
jasno.
-
Więc mamy nic nie robić? – zapytał w szoku Ron, po czym pochylił się bliżej
Harry’ego i ściszył głos. – Nikt z nas nie był trenowany przez Syriusza i
Remusa. Żaden z nas nawet nie próbowałby zrobić to, co ty zrobiłeś wczoraj.
Dzięki tobie zrozumieliśmy, że nie jesteśmy gotowi na powrót Sam Wiesz Kogo i
cokolwiek innego, co jest poza zamkiem, więc wybacz nam, że jesteśmy źli.
Wczoraj byłeś sam, Harry. Nigdy nie powinieneś być sam.
-
Ron ma rację, Harry – wyszeptała Hermiona. – Ty też. Ja nie wiem, jak poradzić
sobie z dementorem. Prawdopodobnie nie potrafiłabym sama poradzić sobie ze
śmierciożercami, ale chcę się nauczyć, jak to zrobić. Profesor Umbridge nie ma
zamiaru przygotować nas do czegokolwiek innego, poza wypraniem naszych umysłów,
byśmy wierzyli w to, co Ministerstwo chce, żebyśmy wierzyli. Sumy są zbyt
ważne, by marnować siły na szamotanie się.
Przeszli
przez resztę drogi do Wielkiej Sali w ciszy. Harry nie miał pojęcia, że
wczorajszy atak tak mocno wpłynął na tak wielu. To wydawało się tak dziwne, że
wszyscy ci ludzie, którzy kilka lat temu nazywali go Dziedzicem Slytherina
teraz unosili na niego w górę wzrok z podziwem, nawet jeśli czasem byli wyżsi.
W umyśle, Harry nie uważał, by zrobił coś niezwykłego. Zwyczajnie zrobił to, co
musiał, by przeżyć. Nic dodać, nic ująć.
Harry wydoroślał. I coraz lepiej radzi sobie z emocjami. A Snape w końcu może przejrzał na oczy....oby. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRóżowa Ropucha nie jest tak doskonała jak się jej wydaje niech wyciągnie swój mózg z własnego tyłka pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, wydoroślał, dobrze że jednak nie dał się sprowokować Umbridge, a Snape to czyżby przejrzał na oczy? jak bardzo chciałabym aby kot przekonał się boleśnie że Voldemort żyje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia