Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 31 października 2018

ZS - Rozdział 14 - Przepowiednia kłamstw



Freedom obudził się w środku nocy, drżąc od kolejnego krzyku Cedrica z koszmaru. Przez moment leżał nieruchomo na kocu, starając się uspokoić. Nie znosił mieć w kółko tych samych koszmarów, chciał, by zniknęły - minęły miesiące od śmierci Cedrica, czy już nie powinny się skończyć? Ale nie, sny wciąż powracały i wciąż budził się oblany potem – cóż, byłoby tak, gdyby był człowiekiem – i drżący.
Oczy jastrzębia wyłapały znajomy kształt kominka i obok niego jego żerdź, przytłumione światło z lampki nocnej Severusa, trzymanej w małej wnęce między jego sypialnią a niewielką łazienką. Freedom podejrzewał, że Snape zorganizował tą kulkę światła, bo wiedział, że jastrząb ma tendencję do przylatywania do jego pokoju w nocy i nie chciał, żeby rozbił się o ścianę. A może chciał tylko mieć światło, żeby widzieć w nocy drogę do toalety. Jakikolwiek miał powód tej nocy, Freedom był wdzięczny za pewne oświetlenie, które złagodziło panikę, podążającą za snem.
Był stworzeniem dnia, nie lubił nocy, jak jego sowi kuzyni, a jako człowiek też bardzo realnie bał się ciemności, co było spuścizną po byciu zamykanym przez wiele godzin w małej, ciemnej komórce. Nikt nigdy o tym się nie dowiedział – dołożył wszelkich starań, by to ukryć, gdy spał w wieży Gryffindoru, zawsze zaciągał ciasno zasłony dla prywatności, jak również ukrywał mała, wiszącą nad głową jego łóżka kulkę Lumos, żeby w razie przebudzenia w nocy, nie musiał budzić się w całkowitej ciemności. Gdy na trzecim roku mierzyli się z boginem, właściwie sekretnie był zadowolony, że Lupin powstrzymał go przed nim. Nauczyciel założył, że jego największym strachem był Voldemort, ale Harry wiedział lepiej. Byłaby to dusząca, wszechogarniająca ciemność. Był zawstydzony tą słabością – wciąż bał się ciemności w wieku piętnastu lat! Jak wszyscy by się śmiali, gdyby wiedzieli! A gdyby Czarny Pan to wywąchał… pewnie znalazłby metodę, by go złamać. Żaden Cruciatus nie byłby potrzebny, tylko ciemny pokój, pomyślał kpiąco. Więc upewnił się, że nikt się nigdy nie dowie.
Wzdrygnął się – sen wciąż wywoływał w nim lekkie drżenie. Pośmiertne życzenie Cedrica wciąż odbijało się w jego głowie, więc zerknął w kierunku sypialni. „Nie. Nie pobiegniesz do Snape’a, jak tchórzliwa beksa”, powiedział sobie surowo. „Na litość boską, Potter, nie masz pięciu lat!” Ale druga część niego syknęła: „Nie ma nic złego w tym, że chcesz być w pokoju z drugą osobą po koszmarze. Przecież nie wespniesz mu się na kolana, by go przytulić.” Jego umysł zachichotał na wyobrażenie wyrazu twarzy Snape’a, gdyby zrobił to jako człowiek. „Odesłałby mnie do psychiatryka w ciągu dwóch mrugnięć oczu jastrzębia. To jest, zaraz po tym, jak pozbierałby się z ziemi!” Potrząsnął głową, odpychając okropne, nawet jeśli zabawne, myśli. „Chcę tylko być blisko niego… eee… kogoś żywego…”
Rozłożył skrzydła i podleciał przez korytarz. „Jestem jego chowańcem i najwyższy czas, bym znowu zaczął się tak zachowywać,” bronił się. „I wcześniej, gdybym miał ten koszmar, poszedłbym właśnie do niego.”
Zatrzepotał skrzydłami, sprawiając, że śpiący profesor skulił się pod okryciem. Freedom zauważył z ulgą, że mężczyzna ten raz wydaje się spać spokojnie – Snape wydawał się mieć koszmary tak często, jak on. Ale nie dzisiaj w nocy, za co ptak był głęboko wdzięczny. Oddech Severusa był głęboki i równy. Freedom słuchał jego cichego tchnienia i poczuł, że część strachu znika.
Przeniósł się na łóżko i usadowił na poduszce, wpychając głowę pod skrzydło. Jego rytm serca wyrównał się, gdy się zrelaksował, oddech Snape’a wypełnił pokój i obmył go stałym strumieniem, za każdym oddechem odpychając stary strach z powrotem do kąta jego umysłu. Freedom poczuł, jak odpływa w sen, a jego ostatnią myślą, zanim się poddał, było: „Dzięki Merlinowi, że nie chrapiesz, Severusie!”
Następnego ranka Severus był zadowolony, gdy odkrył jastrzębia na poduszce obok. Kiedy po jedenastej w nocy wrócił z laboratorium, znalazł Freedoma śpiącego  mocno na kocu i nie chciał mu przeszkadzać, więc go zostawił. Najwyraźniej ptak pozbył się poprzedniego humoru, skoro zasnął tego ranka tutaj.
Severus wyciągnął swoją dłoń o długich palcach i ostrożnie zaczął drapać jastrzębia za głową. Śpiący ptak pochylił się ku jego ręce, wydając z siebie jakiś dziwny odgłos z tyłu gardła, podobny do mruczenia kota. Miłe. Mmm. Więcej.
Snape uśmiechnął się i wznosił pieszczotę.
Ptak obudził się, otwierając bursztynowe oczy i mrugając sowio.
- Dzień dobry, Freedom.
Jastrząb otrząsnął się i wstał, strosząc piórka, choć nie odsunął się od dłoni Severusa tak, jak wcześniej. Dobry, Sev. Która godzina?
Snape uniósł brew.
- Nieco po ósmej. Jest środa i nie mam zajęć aż do popołudnia, więc pozwoliłem sobie poleżeć nieco dłużej. Dlaczego pytasz? Nigdy wcześniej tego nie robiłeś.
Jastrząb otworzył dziób, ziewając, albo przynajmniej tak się wydawało. Nie wiem. Tylko się zastanawiam, powiedział prędko, przeklinając się, że nie pamiętał tego faktu. Naprawdę, jak mógł być głupi, pytając o czas, kiedy zwierzęta nigdy nie dbały o zegary, bo miały swoje w głowie.
- Nie ważne. Chciałbyś wziąć kąpiel przed śniadaniem?
Freedom niemal zerwał się z poduszki na tą sugestię, zanim przypomniał sobie, że Severus tylko naleje wody do wanny albo zostawi odkręcony prysznic, a nie pójdzie z nim pod prysznic. „Weź się w garść, Potter!” Zawahał się przed odpowiedzeniem nauczycielowi. Tak, kąpiel będzie w porządku.
- Dobrze. Zostawię włączony, gdy sam wezmę prysznic – powiedział mu Mistrz Eliksirów, po czym zniknął w łazience.
Freedom zajął się skrupulatnym stroszeniem i czyszczeniem piórek, czekając, aż Snape będzie gotowy.
Dziesięć minut później, profesor wrócił z łazienki, włosy miał zaczesane do tyłu, ubrany był w konserwatywną parę szarych swobodnych spodni i białą koszulkę z długimi rękawami.
- Łazienka cała twoja, ptaku.
Freedom rozłożył skrzydła i opuścił pokój, dziękując przez ramię.
Kąpiel była w sam raz, nie za zimna, ani nie za ciepła, więc rozpluskiwał i bawił się pod prysznicem, póki nie był zmęczony i czysty. Potem ostrożnie wyłączył kurek szponem i wyciągnął korek, zanim otrząsnął się z wody i wyleciał na blat, by przyjrzeć się sobie w lustrze.
Wow! Wyglądam całkiem jak jastrząb. O wiele lepiej, niż wyglądałem, jako dzieciak. Nie jestem chudy, moje pióra leżą równo i oczywiście mój wzrok jest szalenie ostry. Zbadał się ze wszystkich stron. Na plecach i skrzydłach był czerwonawo-brązowy, jego ogon nie był całkiem głęboko czerwony jak dorosłego myszołowa, będąc jaśniejszy z brązem i nakrapiany czernią. Kolor pogłębi się, gdy osiągnie dorosłość. Jego przód i brzuch były jasno kremowe z brązowymi plamkami, tak samo spód jego skrzydeł, ale one również miały czarne obwódki. Jego szpony miały kolor głębokiego złota, podobnie jak monety, a jego twarz zdominowana była przez głęboko bursztynowe oczy.
Jeszcze raz spojrzał na siebie, zanim zaczął się puszyć do sucha. Kiedy skończył, rozłożył skrzydła i wleciał do salonu, spodziewając się zobaczyć Twixie ze śniadaniową tacą.
Zamiast tego zobaczył, jak Severus klęczy przed kominkiem, rozmawiając z Dumbledorem przez sieć Fiuu.
- Wybacz, że ci przeszkadzam, Severusie, ale muszę porozmawiać z tobą w pewnej sprawie, a to jedyny moment, gdy mogę to zrobić. – Dumbledore mówił szybko.
- Wyszła z gabinetu?
- Tak. Idzie sprawdzić coś z szklarnią Pomony i zwierzętami Hagrida – powiedział mu Dumbledore. – Więc mam czas dzióbnąć śniadanie i pewne rzeczy, zanim wróci.
- Dobrze. Będę tam za minutę lub dwie, Albusie.
- Dobrze. – Oczy dyrektora zabłyszczały z ulgi. Potem odsunął się i zielone płomienie zniknęły.
Co ten stary głupiec chce tym razem? – zapytał zuchwale Freedom, lądując łagodnie na ramieniu Severusa. Nie ma szans, by przegapił możliwość posłuchania i dowiedzenia się więcej o sekretnych obradach dyrektora, czy cokolwiek to będzie.
- Gdybym wiedział, nie musiałbym iść i z nim porozmawiać, prawda? – zapytał Snape. – Nie muszę ci przypominać, żebyś się zachowywał, czyż nie?
Nie… Sev, powiedział Freedom, łapiąc się na tym, że zamierzał powiedzieć do Snape’a „sir”, co robili tylko uczniowie. „Merlinie, ta gra, czy coś, jest cholernie trudna. Tak wiele razy niemal to spieprzyłem. Jak, do licha, Snape był w stanie ciągnąć coś w tym stylu za każdym razem, gdy stawał przed Wężową Twarzą? Nigdy bym nie wytrzymał.” Ogarnął go niechętny podziw dla szpiega – nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak ciężko jest udawać, że jest się czymś, czym się nie jest i robić to na tyle przekonująco, by uratować swoje życie.
Severus wrzucił pełną dłoń proszku Fiuu do kominka i krzyknął:
- Gabinet dyrektora!
Płomienie rozbłysły zielenią, a wtedy Snape przeszedł przez nie z Freedomem na ramieniu.
Gabinet był bardzo podobny do tego, co Freedom sobie przypominał – był to duży, okrągły pokój z kilkoma oknami, które skierowane były na błonia i boisko Quidditcha, dzięki czemu poranne słońce mogło wlecieć do środka. Na wszystkich ścianach wisiały portrety poprzednich dyrektorów i dyrektorek – niektórzy byli obudzeni, a inni drzemali. Jak zwykle żerdź Fawkesa stała za drzwiami, obok czarnej szafki, zawierającej dziwną, kamienną misę.
Kominek stał dokładnie naprzeciw biurka dyrektora, gdzie były całe stosy papierów i srebrna buteleczka z atramentem, w której spoczywało promieniujące szkarłatem pióro feniksa. Za biurkiem była długa niska półka z kilkoma książkami i na wierzchu Tiarą Przydziału, a dodatkowo szklaną szkatułką zawierającą miecz Godryka Gryffindora. Naprzeciw kominka był niski, mały stolik z dwoma krzesłami i tacką z herbatą, gorącą czekoladą i śniadaniem. Ułożone dwa talerze były jakby obietnicą, że dyrektor przygotował śniadanie i dla siebie, i dla Severusa.
- Witaj, Severusie – powitał ich radośnie Dumbledore, gdy Mistrz Eliksirów i jego chowaniec przeszli przez kominek. Potem wstał i wymamrotał kilka zaklęć, machając różdżką w stronę okiem i drzwi biura. Fawkes zaskrzeczał na swojej żerdzi, gdy magia przeszła dreszczem przez jego pióra. – Wybacz, mój drogi, ale musimy się upewnić, że nie zostaniemy podsłuchani.
- Zaklęcia wyciszające, Albusie?
- Jak powiedziałem, charakter naszej dyskusji musi pozostać… ukryty – powiedział cicho Dumbledore, siadając. – Ale najpierw, zjedz coś, Severusie. Dobrze się czujesz? Brzmisz, jakbyś miał chore gardło.
- To nic. Efekt uboczny mojego eliksiru Jastrzębiej Mowy – odpowiedział Severus, odkaszlując cicho. Spojrzał na Freedoma, który badał biuro z zainteresowaniem. – Czy Fawkes miałby coś przeciwko, by podzielić się żerdzią z moim jastrzębiem?
- Ani trochę. Fawkes ucieszy się ze spotkania Freedoma.
Severus podszedł do feniksa, który zaćwierkał radośnie na widok Mistrza Eliksirów. *Witaj, Severusie! Miło cię znowu widzieć. I witam też ciebie, mój opierzony bracie!*
Freedom był zaskoczony, bo nigdy wcześniej nie był w stanie zrozumieć feniksa. Uch… cześć, Fawkes. Severusie, mogę go zrozumieć! I mówi, że miło cię znowu widzieć.
- I ciebie też – powiedział uprzejmie Severus, wyglądając na zaskoczonego. Nie sądził, że feniks skupia jakąkolwiek uwagę na tych, którzy byli w gabinecie dyrektora. – I dlaczego nie miałbyś go zrozumieć? Mimo wszystko, oboje jesteście ptakami. Idź, usiądź obok Fawkesa, a ja porozmawiam z dyrektorem i zjem.
Freedom zszedł z ramienia profesora i wszedł na żerdź, która była dość duża, a Fawkes przesunął się, by zrobić mu nieco miejsca. A co z MOIM śniadaniem, Sev? Też jestem głodny.
- W porządku. Masz. Wątroby kurczaka, twoje ulubione. – Severus machnął różdżką, pojawiła się miska i zawisła przed jastrzębiem.
Dzięki! – Freedom zatrzymał się i spojrzał na feniksa. A ty, Fawkes? Nie chcesz jakiegoś śniadania?
*Owszem. Albus nieco się dzisiaj spóźnia* - zanucił feniks. Spojrzał na swojego czarodzieja. *Albus, gdzie moje owoce?*
Starszy czarodziej uniósł wzrok i zarumienił się, mówiąc miękko:
- Wybacz mi, niemal zapomniałem, że nie jadłeś. – Wskazał różdżką, a przed feniksem pojawiła się miska jabłek, gruszek, kawałków ananasa i wiśni.
Fawkes potrząsnął swoim błyszczowym ogonem, a potem delikatnie wyciągnął wiśnię z miski i zjadł ją.
*Idealne. Dziękuję.*
Gdy chowańce jadły swoje poszczególne śniadania, dwójka czarodziei swobodnie jadła swoje i dyskutowali przyciszonym tonem pewne sprawy, o których wiedzieli tylko dyrektor i jego główny szpieg.
Dumbledore nalał Severusowi filiżankę Black Bohea, dodając do niej dwie pełne łyżki miodu i plasterek cytryny.
- Proszę bardzo. Odkryłem, że miód i cytryna najlepiej łagodzą moje gardło po całym dniu mówienia w Ministerstwie.
Severus wziął ją, upił łyk i powiedział:
- Dziękuję. Też wiem, że czasami najstarsze receptury działają najlepiej. – Ostrożnie odciął mały kawałek szybki i zjadł ją razem z pomarańczą i tostem z gotowanym jajkiem.
W przeciwieństwie do niego, dyrektor zjadł wszystko, co zostało zaserwowane – jajka, tosty, szybkę, bekon i naleśniki skropione syropem. Również wypił sporą filiżankę gorącej czekolady.
Przez kilka chwil byli cicho, gdy jedli.
Potem Dumbledore odłożył widelec, otarł usta, a jego błękitne oczy zwęziły się z niepokoju pod jego okularami połówkami.
- Czy wzywał cię ponownie ostatnio?
Severus potrząsnął głową.
- Nie. Chyba jest zbyt zajęty zbieraniem siły. Wie, że potrzebuję czasu, by wypełnić jego żądania. – Usta Mistrza Eliksirów zacisnęły się. – Chce, żeby Potter został znaleziony. Uznaje to za osobistą obrazę, że chłopak zaginął i nie wiem, gdzie jest.
Na żerdzi Fawkesa, Freedom wzdrygnął się. Merlinie, Severusie! Tak przepraszam!
Dumbledore też wyglądał na niespokojnego.
- Severusie, gdyby był jakikolwiek sposób, by znaleźć Harry’ego, już bym to zrobił. Wtedy może mógłbyś go udobruchać…
- Udobruchać szaleńca? To jak uspokajanie smoka, Albusie. Czasami to działa, a czasami nie i wtedy kończysz poparzony i zakrwawiony.
- Severusie… Przepraszam…
- Przestań. – Głos Mistrza Eliksirów był ochrypły, ale ostry. – Znam konieczną cenę. Znałem ją dawno temu. I jestem chętny tą cenę zapłacić. Nie będę się wypierać. – Jego oczy rozbłysły okropnie zaciętą determinacją.
Albus odwrócił wzrok, potrząsając głową.
- Może się myliłem, że cię o to poprosiłem.
Tak, byłeś! – syknął Freedom, gdy poczucie winy mieszało się ze złością.
*Cicho, mały braciszku,*  upomniał cicho Fawkes, trącając zdenerwowanego drapieżnika. *Obaj nasi czarodzieje podróżują mroczną drogą. Nic nie przychodzi bez poświęcenia, swojego własnego czy też innych.*
To nie oznacza, że musi mi się to podobać! – zaćwierkał jastrząb. Nie pozwolę temu draniowi go torturować, żeby mógł zdobyć informacje o… Harrym Potterze. To nie sprawiedliwe! Nikt nie powinien przechodzić przez coś takiego.
*Spokój, młodziku. On jest najlepszym szpiegiem, jakiego kiedykolwiek mieliśmy, a Albus i ja bardzo go cenimy. Jego ofiara nie zostanie niezauważona. I pewnego dnia będzie tego warta, gdy odrodzony demon zostanie zniszczony na dobre.*
Freedom ustąpił, myśląc: „Tak, to moje zadanie, a nigdy nie czułem się mniej zdolny, by je wypełnić. Jak oni mogą oczekiwać, że zniszczę kogoś tak potężnego, jak Voldemort? Ledwie znam połowę zaklęć, co on.”
Severus uniósł cynicznie brew.
- Teraz to mówisz, Albusie? Po takim czasie? Zbyt późno na żale. Co się stało, to się stało. Będę grał tak długo, jak będę w stanie. – Urwał i upił resztę herbaty.
Dyrektor bez słowa uzupełnił ją.
- Ale nie zawołałeś mnie tu tylko po to, by o to pytać, prawda? – kontynuował Severus. – Rozkazy Umbridge stają się coraz bardziej niedorzeczne, Albusie. Biega po szkole z żelazną ręką, w bardzo podobny sposób jak mógłby to robić Czarny Pan. Dlaczego jej na to pozwalasz? Jaki masz w tym cel?
Albus zamarł, zanim odpowiedział, a Freedom niecierpliwie nachylił się. Może teraz dostanie odpowiedź na swoje pytanie.
- Ach, Severusie. Obawiam się, że popełniłem kolejny śmiertelny błąd w osądzie. Nie jestem równie dobry, jak ty w uspokajaniu smoka.
- Co masz na myśli? Co zrobiłeś, Albusie?
- Wiesz, co się stało na początku wakacji, gdy dementorzy zawitali w Little Whinging, gdzie mieszka Harry i zaatakowali jego oraz jego kuzyna?
- Tak, a Potter rzucił zaklęcie Patronusa, żeby ich odpędzić, łamiąc Dekret o Niepełnoletnich Czarodziejach, a ponieważ zrobił to po raz drugi, Ministerstwo zdecydowało go wydalić – wyrecytował Severus. – Co to ma do rzeczy? Zdołałeś wpłynąć na sędziów podczas procesu.
Albus potrząsnął głową, wyglądając dziwnie jak małe dziecko złapane na jakiejś psocie.
- Ale tego nie zrobiłem. Nie do końca. Korneliusz był wściekły, bo chciał nie tylko złamać różdżkę Harry’ego, chciał go również pozbawić magii. Tak jak robili kryminalistom w dawnych czasach.
Severus spojrzał na dyrektora.
- Ale to… to nie było robione od wieków. Uznano to za barbarzyńskie i niepotrzebne okrucieństwo, ponieważ czarodziej pod klątwą cierpiał paskudną agonię i zwykle z tego powodu umierał. I Knot zrobiłby to ledwie piętnastoletniemu dzieciakowi? Czy on oszalał?
- Nie. Jest… niezadowolony ze swojej kadencji Ministra, najwyraźniej czując, że nie ma uznania, które mu się należy i nienawidzi Harry’ego, bo chłopiec dostaje więcej rozgłosu albo czegoś innego – i gdy złapał chłopca na zrobieniu czegoś zakazanego, doskoczył do szansy, by upomnieć chłopaka, jak najostrzej był w stanie. I możliwie jak najbardziej publicznie. Zniszczenie reputacji Harry’ego poprawiłoby jego reputację. Starałem się jak najlepiej przekonać go, żeby był miłosierny… przeraża go powrót Voldemorta i nie chce przyznać, że powrócił…
- Ślepy ignorant!
- Tak. Ale jego ślepota wyrządza więcej zła niż dobra. Czuje się lekceważony, zwłaszcza w sprawach polityki oświatowej, więc… zawarłem z nim układ. Zgodziłem się pozwolić jemu i jego urzędnikom nadzorować politykę szkolną i poprawić ją w tym roku, jeśli tylko zniesie nakaz wydalenia Harry’ego.
Severus jęknął.
- Ach, Albusie, jakie warunki postawiłeś? Jakiekolwiek? A może tylko się zgodziłeś i podpisałeś w wyznaczonym miejscu?
- Ja… czułem taką ulgę, że zgodził się nie krzywdzić Harry’ego, że… cóż… obawiam się, że zapomniałem przeczytać drobny druczek. Nie miałem pomysłu, że na to pójdzie, ani że postawi na tym miejscu kogoś tak… surowego i nieugiętego, jeśli chodzi o rządzenie szkołą…
- Niech cię piekło pochłonie, Albusie! – warknął Snape. – Dlaczego nie pozwoliłeś nawet komuś zobaczyć ten cholerny kontrakt? Mi albo Minervie – wiesz, że studiowaliśmy prawo ministralne, gdy skończyliśmy szkołę.
- Nie miałem czasu. Knot naciskał na natychmiastowy proces i tylko tak mogłem go powstrzymać. Był jak pies gończy, śliniący się na szansę zniszczenia reputacji chłopca, który przeżył. W tym czasie zrobiłem to, co myślałem, że będzie najlepszym układem. Nie sądziłem, że zrobi za to odpowiedzialną taką osobę, jak Dolores, ani też, że da jej całkowitą władzę nad kadrą i mną. Sądziłem, że będzie nadzorować pewne rzeczy, sugerowała i robiła tego typu rzeczy…
Severus miał ochotę odejść i uderzyć głową w ścianę. Czasami jak na tak czcigodnego czarodzieja, Albus potrafił być tak naiwny, jak pięcioletnie dziecko. Miał zwyczaj zakładać, że wszyscy mają altruistyczne motywy, podczas gdy prawda była taka, że większość chciała chwytać jak najwięcej dla samego siebie i do diabła z wszystkimi innymi. Zwłaszcza politycy, tacy jak Knot.
Freedom zgarbił się na żerdzi, zszokowany i nieszczęśliwy. Moja wina! To wszystko moja wina!
Fawkes trącił go, ocierając się głową o jastrzębia i tuląc do niego, ćwierkając cicho. *Nie do końca, młodziku. Nie obwiniaj się za wybory innych. Mój pan nie jest tak mądry, jakby chciał, by inni sądzili i jak wszyscy, on również popełnia błędy. A to nawet nie był najgorszy…*
Freedom ukrył głowę w miękkich, szkarłatnych piórach feniksa i wymamrotał: Co masz na myśli, mówiąc, że to nie był najgorszy? Co mogłoby być gorsze od pozwolenia psychopatycznej suce rządzić Hogwartem?
Fawkes nie odpowiedział, zaczął tylko stroszyć piórka młodego jastrzębia, nucąc.
Freedom pokręcił się, właśnie zdając sobie sprawę, że się wydał. Merlinie! Ty wiesz… wiesz, kim jestem, prawda?
Feniks napotkał jego spojrzenie i wydał z siebie cichy odgłos potwierdzenia. *Ależ oczywiście. Jestem feniksem i mogę widzieć serca i dusze. Znam cię, mały Harry, mój opierzony bracie.*
Zamierzasz… powiedzieć im?
*Po co? Jestem pewien, że masz swoje powody, by pozostać jastrzębiem. Nie będę ich podważać. Pilnuję wielu tajemnic. Czym jest jedna więcej? Poza tym, jesteś dobry dla Severusa. Potrzebuje cię. A ty potrzebujesz jego.*
Freedom nie odpowiedział – czuł zbyt wielką ulgę, że feniks go nie zdradzi i był zbyt zawstydzony szczerymi słowami Fawkesa, żeby się nie zgodzić. W głębi duszy wiedział, że magiczny ptak ma rację. Potrzebowali się z Severusem nawzajem.
Pierś Severusa zafalowała od westchnięcia.
- Cóż, więc ją podrzyj. Co zamierzamy teraz zrobić? Musimy znaleźć sposób, by bronić siebie i uczniów, zanim ta chciwa wiedźma połknie nas w całości.
- Obawiam się, że niewiele możemy zrobić. Chyba… ograniczyłem nam swobodę. Ale wciąż istnieje światełko. Nie zostało więcej niż pięć miesięcy do końca semestru i jeśli zdołamy znieść ją do tego czasu, odejdzie i nigdy nie wróci.
- Całkiem spoko, ale to nie powstrzymuje mnie przed chęcią przeklęcia jej na drobne kawałki za każdym razem, gdy stawia stopę w moich lochach, Albusie – warknął Severus. – Wiesz, że miała czelność  mówić mi, jak warzyć eliksir uspokajający, gdy ostatni raz do mnie przyszła! Mi, który warzy je, od kiedy miałem dziewięć lat i który jestem Mistrzem Eliksirów, od kiedy skończyłem dwadzieścia! Mogłem tylko powstrzymać się przed wepchnięciem jej twarzy w kociołek i przytrzymaniem!
Oczy Albusa rozbłysły rozbawieniem.
- Ach, Severusie. Wybacz za to, że napuściłem ją na ciebie. Ale możesz to potraktować jako lekcję samokontroli, mój chłopcze.
- Humph! Dostałem dość takich lekcji, mierząc się z cholernym Czarnym Panem.
- Jeśli zdecydowałeś powstrzymać niektóre z jej, uch, dekretów, Severusie, mogę zasugerować, byś był ostrożny? Już w tym momencie jest przeciwko tobie po kolacji kadry, gdy twój jastrząb wywołał jej… ach… wypadek z deserem truskawkowym… - Dumbledore zachichotał. – Więc strzeż się, bo jeśli uzna cię zaatakować, nie mogę ci pomóc, bo jestem związany kontraktem.
- Nie bój się, doskonale wiem, jak ukrywać się w cieniu. I kiedy ugryźć się w język. – Snape westchnął. – Cholerny Potter! Przysięgam, Albusie, gdy ten bachor się znajdzie, lepiej wbij mu do głowy, że zrobił głupotę znikając na cały miesiąc i sprawiając, że wszyscy oszaleli ze zmartwienia albo ja sam to zrobię!
Dumbledore uniósł swoją białą brew.
- Naprawdę, Severusie? Więc nie nienawidzisz chłopca, jak to się wydaje?
- Nienawidzę? Nie, nie nienawidzę bachora. Irytuje mnie bez końca swoim lekceważeniem zasad i swojego własnego bezpieczeństwa – wiesz, że przysięgłem go chronić, Albusie. Ale chłopak czyni to cholernie niemożliwym tym swoim rzucaniem się w niebezpieczeństwo w każdej minucie, a ty też nie pomagasz, starcze, bo go zachęcasz! Ma porywczą naturę tak wielką, jak Czarne Jezioro, dokładnie jak jego zidiociały ojciec i zamiast nauczyć go ją powstrzymywać, klepiesz go tylko po głowie, bo został wplątany w turnieje i mordowanie bazyliszka!
- Nie miałem wyboru, Severusie. Musi wypełnić proroctwo albo zginie – powiedział cicho Dumbledore.
Freedom wyprostował się na żerdzi. Huh? Proroctwo? Jakie proroctwo? Nie rozumiem, Fawkes.
*Cicho. Zrozumiesz. Słuchaj,* rozkazał ze smutkiem feniks.
Severus spojrzał gniewnie na swojego byłego mentora.
- Albusie, wiesz, co sądzę o tej cholernej rzeczy! Jak możesz uperać się, by chłopak wypełnił fałszywą przepowiednię, którą wymyśliłeś sobie, by pokrzyżować szyki Czarnego Pana czternaście i pół roku temu i która odwróciła się przeciw tobie w najgorszy możliwy sposób?
- Co innego mogę zrobić? Obje wiemy, że za późno na jej zaprzeczanie, nie po tym, co Tom zrobił Jamesowi i Lily… - wyznał dyrektor ostrym szeptem, a wszystkie ślady wesołości zniknęły z jego twarzy. – Od lat żałuję tej decyzji, Severusie, wiesz, że tak jest… Ale szukałem tylko sposobu na kupienie nieco większej ilości czasu – zbyt szybko posuwał się na przód i nie potrafiliśmy chronić mugoli, mugolaków i zdrajców krwi, których obrał sobie na cel. Pamiętasz zapewne, jak w tym czasie zgłaszałeś mi o atakach niemal każdego wieczora… a czasami wielokrotnie w ciągu tego samego dnia, czy tygodnia. Zakon nie potrafił poradzić sobie z wszystkimi atakami, ani też nie potrafiliśmy chronić wszystkich i ludzie umierali za każdym razem, gdy się rozejrzałem… Ty niemal umarłeś, gdy on odkrył, że byłeś powiązany z Lily do swojego piątego roku, Severusie…
- Nie przypominaj mi – warknął Severus, drżąc. Tej nocy zbliżył się do śmierci tak bardzo, jak kiedykolwiek chciał. – Ale nadal twierdzę, że powinien istnieć inny sposób.
- Jaki? On zawsze miał obsesję na punkcje proroctw, nawet jako uczeń. To była jego słabość. Chciał wierzyć, że zostało mu przepowiedziane rządzenie Brytanią, a w końcu całym światem. Sądziłem, że jeśli wykorzystam jego słabość, będzie bardziej odsłoniony… Chciałem, żeby stracił równowagę, zaczął się bać i to dlatego w pierwszej kolejności razem z Sybillą wymyśliliśmy przepowiednię. – Starszy czarodziej zaczął cicho recytować: – Nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana; zrodzony z tych, którzy trzy razy mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca; a choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna; i jeden musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.
Freedom siedział oszołomiony obok feniksa, a jego serce stało się nieruchome i chłodne.
- Celowo uczyniliśmy ją niejednoznaczną, by miał problem z jej interpretacją – kontynuował Dumbledore, jakby desperacko chciał się usprawiedliwić.
Severus nie odpowiedział – słyszał to wyznanie wiele razy i nie było dla nim niczym nowym.
- To był przypadek, że zarówno dzieci Potterów, jak i Longbottomów urodziły się pod koniec lipca – nie pamiętam, jak doszliśmy do tej daty – razem z Sybillą szukaliśmy do tego odniesienia w astrologii i ta data tylko zbiegała się z tym, co ona opisała, jako „wielką koniugację planet, zwiastującą nadejście bohatera”. Nigdy nie sądziłem, że on naprawdę uzna to za prawdę… Myślałem, że uzna to za stratę czasu… Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić, zwłaszcza Lily i Jamesa, ani ich dziecka…
- Ale to zrobiłeś, a mnie uczyniłeś cholernym posłańcem! – powiedział nieubłagalnie Severus. – Sprawiłeś, że stałem się cholernym wspólnikiem w śmierci mojej przyjaciółki.
- Wiem, ale wiesz, że byłeś doskonałą osobą, by dostarczyć tą wiadomość. Ufał ci… Severusie, nigdy nie chciałem, by zginęli, zaklęcie Fideliusa powinno działać, powinni być bezpieczni…!
- Zamiast tego zostali zdradzeni przez Pettigrew i Czarny Pan znalazł ich i zabił – dokończył ponuro Severus. – A wszystko w imię fałszywej przepowiedni! Przepowiedni kłamstw, które nigdy nie powinny mieć miejsca. A teraz chcesz, żeby Potter nadal ją wypełniał, bez względu na wszystko!
Wtedy przerażenie przeszło przez jastrzębia i poczuł, jak budzi się w nim krzyk, okropny wrzask zaprzeczenia, który instynktownie stłumił. Zawsze wiedziałem, że Dumbledore coś przede mną ukrywa… coś… ale to… jak mógł to ukrywać? Kłamstwa, to wszystko kłamstwa! Umarli na daremno! NA DAREMNO! Zdradziłeś mnie, starcze! Powinienem cię za to zabić!
Pragnął zlecieć z żerdzi i zaatakować starego czarodzieja, rozedrzeć go za okropność, którą zrobił, okropny błąd, który kosztował Harry’ego rodzinę i zmienił go ze zwykłego dzieciaka w zbawiciela, którym nigdy nie powinien być.
Ale drżał tak gwałtownie, że niemal spadł z żerdzi, a jego umysł zalało zaprzeczenie, wściekłość i gorycz. Ledwie czuł, jak Fawkes otacza go skrzydłami i nuci kołysankę.
*Już cicho, pisklaku, cicho. Tak, mój czarodziej zrobił wielki błąd, ale zapłacił za to i wciąż płaci. Severus nigdy nie wybaczył mu śmierci Lily, a ty, dziecko, byłeś jego odkupieniem.*
- Wiesz, dlaczego, Severusie. Teraz jest za późno, Tom już puścił maszynę w ruch, Harry nie ma wyboru i musi ją wypełnić. Został naznaczony i przeżył klątwę, której żaden czarodziej nie powinien przeżyć i Voldemort wierzy, że on będzie jego porażką, a wiesz, że samouzupełniająca się przepowiednia może najprościej na świcie się wypełnić. Trzeba mu powiedzieć o horkruksach i jak je zniszczyć.
- Tak, wiem, starcze! – wypluł zirytowany Snape. – Powiedziałeś mi to przy więcej niż jednej okazji. Ale wiesz też, że gdyby nie twoje mieszanie, oni wciąż by żyli. Moja Lily wciąż by żyła, a nie spoczywała na wieki pod ziemią! A ja nie musiałbym żyć z poczuciem winy, że dostarczyłem wiadomość, która ją zniszczyła.
- Wiem, mój chłopcze – powiedział ciężko Dumbledore z łzami błyszczącymi w jego oczach. – To był najgorszy błąd mojego życia i nigdy nie zostanie mi odkupiony. Harry jest teraz naszą jedyną nadzieją. Musisz go znaleźć, Severusie. Znajdź go i ochroń.
- Kolejne niemożliwe żądanie, dyrektorze?
- Nie, nie jest niemożliwe. Gdybyś tylko porozmawiał z chłopcem, Severusie, zrozumiał go… nie jest jego ojcem, będzie z tobą współpracował, jeśli tylko dasz mu szansę…
- Ale czy on też da szansę mi? – zapytał mrocznie Severus.
- Da, gdy tylko wyjaśnisz mu, dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Ma wielką zdolność do przebaczania, Severusie, bardzo podobnie jak jego matka…
Może tak, ale nigdy ci tego nie wybaczę, Dumbledore! Nigdy! – wrzasnął Freedom, choć jego krzyk został stłumiony przez pióra Fawkesa.
- Lepiej się módl, Albusie, że wkrótce się znajdzie i nigdy nie odkryje prawdy o tamtej nocy.
- Jak miałby się dowiedzieć? Tylko ty, Sybilla i ja wiemy, że przepowiednia była fałszywa. A Sybilla nigdy tego nie powie, bo wtedy jej reputacja  prawdziwej Jasnowidz byłaby zniszczona, a ty też nie powiesz, bo dałeś mi swoje słowo.
- Tak. A moje słowo zawsze było dobrym zapewnieniem. Brzydziłby się mną, gdyby znał prawdę. Chociaż nie tak bardzo, jak ja brzydzę się siebie.
Dyrektor wzdrygnął się na ostry ton w jego głosie. Nagle zaczął wyglądać starzej i słabiej, na każde ze swoich stu pięćdziesięciu kilku lat.
- Znajdź go, Severusie. Proszę.
- Zrobię co w mojej mocy. – Mistrz Eliksirów wstał. – Powinienem iść. Muszę spisać plany zajęć i ocenić sprawdziany. – Wyciągnął nadgarstek. – Freedom, chodź.
Freedom posłuchał, podlatując prosto do Severusa i koncentrując się na kontrolowaniu złości. Czuł się okropnie zdradzony i nie mógł w ogóle spojrzeć na dyrektora, bo inaczej straciłby swoją pozorną kontrolę i go zaatakował. Więc zamiast tego patrzył na Severusa, którego oczy błyszczały mroczną furią.
Gdy profesor skierował się w kierunku kominka, Dumbledore położył mu dłoń na ramieniu.
- Severusie, dziękuję. Za wszystko, co zrobiłeś…
Severus prychnął wściekle.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie. Zrobiłem to dla niej.
- Wiem. I mam nadzieję, że któregoś dnia mi wybaczysz.
Severus obrócił się na pięcie i chwycił pełną garść proszku Fiuu.
- Któregoś dnia. Może.
Potem wrzucił proszek do kominka i powiedział:
- Kwatery Snape’a. Semper occultus – wyrecytował sekretne hasło do swoich kwater przed przejściem, jako że jego kominek był osłonięty przeciwko nieupoważnionym wejściom.
Wszedł w zielone płomienie, zabierając za sobą zrozpaczonego i rozczarowanego jastrzębia i zostawiając za sobą pełnego żalu starca, by poradził sobie z błędem, który uczynił czternaście lat temu i który na zawsze zmienił życie pewnego młodego chłopca.


4 komentarze:

  1. Uwielbiam tą serię i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejną część. Jednak ten rozdział to zdecydowanie jeden z moich ulubionych a tym bardziej stwierdzenie: "Całkiem spoko" XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej czytam z utęsknieniem każdy rozdział choć nie zawsze komentuje wspaniale tłumaczysz to opowiadanie czekam na kolejne rozdział życzę ci sił i weny do pracy pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  3. I to jest pomysł! Dumbledore wymyślił przepowiednię,która się stała....Hahahaha doskonały przykład na omylność dziada-zabił rodziców chłopaka ,a jego samego wrzucił jak niechciany problem do mugoli i zapomniał o nim.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, cieszę się że jednak zachowuje się tak jak dawniej, teraz dowiedział się wiele okazuje się że przepowiednia była fałszywa, ale właśnie teraz Harry więcej dowiedział się o przeszłości i o samym Severusie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń