Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 29 marca 2019

ZS - Rozdział 20 - Wrzawa



19:00, tego samego wieczora:
Harry skierował się do gabinetu Umbridge na swój szlaban, jego buty szurały o podłogę. Czekał na to z tak wielkim entuzjazmem, jak czekałby na kanałowe leczenie zęba, ale nie zwolnił. Nauczył się, będąc chowańcem Snape’a, powoli leczącym złamane skrzydła, by znosić niepowodzenia i pielęgnować cierpliwość. Umbridge i jej szlabany były przeszkodami, które musiał znieść. Nie mógł nawet zgadywać, co dla niego zaplanowała, poza tym, że nie będzie to krwawe pióro, jak za pierwszym razem, gdy miał z nią szlaban. Przestała go używać od pozwu sądowego. Ale był pewny, że znalazła inne metody, które sprawią, że uczniowie będą mieli ochotę umrzeć.
Po katastrofalnej konfrontacji ze Snapem, Harry uciekł do swojej przystani, jaką była wieża Gryffindoru, chory i obolały, i znalazł ją opustoszałą, jako że wszyscy inni byli w klasie. Był wdzięczny za tą odrobinę litości, ponieważ nie musiał znosić niekończących się pytań i wyjaśnień, kiedy był wewnętrznie rozdarty. Podszedł do swojego łóżka, które zostało starannie ułożone podczas jego nieobecności, i skulił się między poduszkami a kołdrą, podciągając kolana do piersi i kładąc na nich głowę.
Czuł okropne poczucie pustki w piersi, jego głowa bolała oraz czuł łzy piekące go w oczy, ale nie pozwolił im spaść. Co dobrego się stanie, jeśli teraz będzie nad tym płakać? Wiedział, że Snape będzie zły, wiedział, że mężczyzna źle znosi kłamstwo, ale wciąż… to bolało, gdy Severus spojrzał mu w oczy i powiedział, że tylko jego przyjaciele mogli nazywać go Sevem, a Harry nim nie był. Kiedyś byłem. Byłem twoim najlepszym przyjacielem, Severusie Snape! A… ty byłeś moim.
Dziwne było to, jak związał się ze starszym mężczyzną, stając się jednocześnie troskliwym chowańcem i zuchwałym młodszym bratem… albo odważył się nawet pomyśleć… przybranym synem. Czuł to wszystko wobec profesora, nim dowiedział się, że naprawdę był Harrym Potterem. I nawet po odzyskaniu wspomnień wciąż tak się czuł. Znał Severusa, sposób, w jaki myślał i czuł, jego przeszłość, jak nikt inny.
Ale Severus nie znał jego. I może dlatego czuł się zdradzony. Bo choć Freedom odwzajemniał jego uczucia będąc jastrzębiem, nie były takie same, jak u człowieka, a Harry nie miał szans, by podzielić się nimi z Severusem. Gdyby Snape był otwarty na przeprosiny Harry’ego i chętny trochę mu wybaczyć, Harry podzieliłby się z nim powodem, dlaczego zachował swoją obecność w sekrecie. Ale Snape nie był na to otwarty i teraz Harry bał się powiedzieć cokolwiek o swojej przeszłości, czy koszmarach, ponieważ Severus już się nim nie przejmował, a nie chciał słyszeć jego drwin.
Myślałem, że ci zależy, Sev! Naprawdę tak sądziłem. Ale nie, widzisz we mnie tylko mojego cholernego ojca! To ja, na litość Merlina, nie on. Chciałbym tylko, żebyś to zauważył… Chciałbym tylko, żeby mogło wrócić do tego, co było wcześniej…  kiedy mówiłeś ze mną i lubiłeś mnie. To było genialne, będąc w stanie porozmawiać z kimś, kto naprawdę rozumie, jak to jest być przestraszonym albo samotnym. Moi przyjaciele nigdy tego naprawdę nie rozumieli, jak to jest żyć z Dursleyami albo jak to jest widzieć, jak przyjaciel umiera, jak to rozrywa od środka. A ty wiedziałeś, nawet jeśli nie znałeś szczegółów, wiedziałem, że rozumiesz, jak to jest. A to znaczyło… wszystko.
Samotna łza uciekła i spłynęła po jego twarzy.
Pociągnął nosem, a potem zwyczajnie leżał na łóżku, zagubiony i zdezorientowany, marząc desperacko o czymś, co był pewny, że nigdy więcej nie będzie miał. Gdyby tylko Severus mu wybaczył. Ale Harry nie był pewny, czy to się kiedykolwiek stanie. Ponieważ dokonał niewybaczalnego, przedostał się przez starannie utworzone mury wokół serca i umysłu Snape’a, sprawił, że mężczyźnie ponownie zaczęło zależeć, a potem zdradził go, trzymając w tajemnicy swoją tożsamość. Powinienem był mu od razu powiedzieć. Ale nie chciałem go krzywdzić i zamiast tego, skończyło się tak, że zraniłem nas obu. Tak bardzo spieprzyłem!
Ukrył twarz w poduszce, po czym zasnął, budząc się dopiero, gdy jego koledzy z dormitorium wrócili do klasy.
Słyszał, jak Ron, Neville i Dean krzątają się po pokoju, otwierając kufry, wykładając książki na biurka i mamrocząc o tym, ile zadań muszą zrobić na transmutację i historię magii.
Ha, nie aż tyle, ile ja! – pomyślał żałośnie Harry. Rozważył zostanie za zasłonami, ale potem zorientował się, że kiedyś i tak będzie musiał zmierzyć się z współlokatorami, a lepiej teraz niż potem. Żałował tylko, że czuje się tak surowo i… bezbronnie. Wybuch Severusa poważnie roztrzaskał jego pewność siebie. Byłeś w gorszych sytuacjach. O wiele gorszych. Więc po prostu zamknij się i radź sobie z tym, powiedział sobie stanowczo. Kusiło go, żeby wyskoczyć zza kotar i krzyknąć „Buuu!” w straszliwej imitacji Irytka, ale zdecydował, że przestraszenie na śmierć współlokatorów nic nie pomoże, więc wysunął zza kotar głowę i powiedział:
- Cześć.
Wszyscy trzej chłopcy sapnęli i cofnęli się, patrząc na niego z opuszczonymi szczękami.
Harry wysunął się zza zasłonek i stanął.
W końcu Ron odnalazł głos.
- H-Harry? To naprawdę ty?
- Tak, to ja. Hej, Ron.
- Ale jak się tu dostałeś? – zapytał Neville, a jego oczy były okrągłe jak u rybki z wyłupiastymi oczkami.
- W zwykły sposób. Wszedłem – odpowiedział Harry.
- Gdzieś ty był cały czas? – chciał wiedzieć Dean. – Czy… byłeś złapany przez śmierciożerców?
Harry potrząsnął głową.
- Nie.
- Umbridge trzymała cię jako więźnia w swojej szafie albo coś takiego, kumplu? – zapytał Ron, unosząc brew. – Bo wcale bym się nie zdziwił.
Inni zadrżeli i zrobili zdegustowane miny.
- Merlinie, nie! – Harry skrzywił się i też zadrżał. – To byłby los gorszy od śmierci. – Westchnął cicho. – To długa historia. Powiedzmy tylko na razie, że zniknąłem przez… magiczny wypadek.
- Magiczny wypadek? – pisnął Neville. – Czy… uch… wywołałeś wybuch jakiegoś eliksiru czy coś?
- Nie, nic takiego – powiedział Harry, nagle czując niechęć do przyznania się do swojego głupiego odruchu. Nie był pewny, czy chciał, żeby jego współlokatorzy wiedzieli, jak stał się animagiem. – To skomplikowane.
- Cóż, wspaniale mieć cię z powrotem, kumplu – powiedział Ron, uderzając go przyjacielsko w plecy.
- Ale, Merlinie, będziesz miał sporo pracy domowej! – zauważył Dean.
- Wierz mi, Dean, wiem – westchnął Harry gwałtownie. – Mam pracę domową i szlabany z tą potworną wiedźmą.
Pozostali zachichotali na to określenie i posłali mu współczujące spojrzenia.
- Bycie tobą ssie – jęknął Ron. – Może poprosisz Hermionę o pomoc z zadaniami. Jest w tym dobra.
- Tak, to dobry pomysł – zgodził się czarnowłosy chłopak. Potem skinął na Rona i powiedział cicho: ­– Więcej powiem ci później.
- Dobra. – Ron spojrzał na klepsydrę na stole. – Musimy uciekać, Harry, albo spóźnimy się na zajęcia. Czy McGonagall wie, że wróciłeś?
- Tak, i powiedziała, że zdobędzie zadania, które mam od innych nauczycieli.
- Ojej! – skrzywił się Neville. – Pewnie dostaniesz z dziesięć stóp pergaminu od samego Snape’a.
Co do tego, Harry nie miał najmniejszych wątpliwości. Będąc tak wściekłym, Mistrz Eliksirów pewnie da mu dodatkowe zadania. Miał tylko nadzieję, że Hermiona będzie mogła pokazać mu sposób, jak uszeregować sobie czas, żeby nie umrzeć z nadmiaru zadań. Miał żałował, że dziewczyna nie ma już zmieniacza czasu ze swojego trzeciego roku, który nieskończenie by mu pomógł.
Pozostali chłopcy chwycili swoje książki na następne zajęcia, którymi były eliksiry, wepchnęli je do swoich toreb i wyszli.
Harry usiadł na łóżku i popatrzył na ścianę, gdzie Ron powiesił plakaty i chorągwie Armat z Chudley, a Dean plakaty swojej ulubionej drużyny piłki nożnej. Wiedział, że pewnie powinien zacząć szukać książek i próbować nadrobić zaległości, ale szczerze mówiąc, niezbyt dbał o szkołę, jednak wciąż był wstrząśnięty odrzuceniem Severusa. Wpatrywał się ponuro w ścianę, zastanawiając się, co powie Hermiona i jak pójdzie jego wieczorny szlaban z ropuchą. Przywołał z półki „Quidditch przez Wieki” z szafki i przekartkował ją, zastanawiając się, co się stanie teraz. Wszystko było inne i nie był pewny, jak się do tego dostosować. Wiedział jedno – pozostanie wierny swojej obietnicy i nie powie nikomu o tym, co dowiedział się od Severusa. Wiedział, że drugi czarodziej był przerażony, że ujawni wszystkim jego przeszłość, a ten strach doprowadził go do wybuchu oskarżeń, że Harry go zdradził. Ale Harry nie chciał tego urzeczywistnić. Cokolwiek Severus mu powiedział, zostanie z nim.
A teraz chciał jedynie spać. Spać i śnić o czasie, gdy był szczęśliwy, gdy miał skrzydła i był chowańcem czarodzieja, który o niego dbał.
Gdy obudził się tuż przed obiadem, Hermiona jednocześnie wyściskała go i zaczęła wypytywać.
- Ale gdzie byłeś? Gdzie cały czas byłeś? Jak żyłeś? Co to był za wypadek?
- Hermiono, na ducha Merlina, pozwól mu mówić! – rozkazał z rozdrażnieniem Ron.
- Och, wybacz. – Byli w pokoju wspólnym, przy stoliku w kącie, starając się przeprowadzić choć w połowie prywatną rozmowę. – Ale po prostu umieram z ciekawości, by poznać szczegóły, Harry! Znaczy, nie możesz oczekiwać, że znikniesz na półtora miesiąca i nic mi nie opowiesz!
Harry był cicho, jednak zdecydował, że bezpieczniej będzie powiedzieć jej kilka rzeczy.
- Dobra. Skrócę twoją mękę. Utknąłem w innej formie i straciłem pamięć. Tak doszło do zaginięcia.
Oczy Hermiony rozszerzyły się.
- W innej formie? Znaczy… jesteś animagiem?
- Tak. Zrobiłem to przez przypadek. Potem zostałem ranny i rozwinęła się amnezja. Niedawno odzyskałem wspomnienia i dzisiaj zdołałem wrócić do mojej prawdziwej postaci. Rozmawiałem z McGonagall i mówi, że podszkoli mnie, jak zostać zarejestrowanym animagiem. Ale naprawdę mógłbym skorzystać z twojej pomocy, Hermiono, jeśli chodzi o pracę domową. Muszę nadrobić półtora miesiąca, dodatkowo mam normalne zajęcia, a Umbridge mówi, że jeśli nie skończę tego przed końcem semestru to mnie wydali.
- Och, Harry! Nie będzie mogła tego zrobić, prawda? Znaczy, to nie twoja wina, że utknąłeś w animagicznej formie.
- Wiem. Ale to Umbridge, która sądzi, że jest Królową Hogwartu, a my jej cholernymi poddanymi. Więc… muszę dokończyć to, co dają mi nauczyciele i odrobić z nią szlaban w każdy wieczór. Możesz mi pomóc? Jesteś najlepsza w organizacji i prioretyzowaniu czasu ze wszystkich ludzi.
Hermiona zarumieniła się z zadowolenia.
- Dzięki, Harry. Oczywiście, że ci pomogę. Wymyślę jakiś harmonogram i w ogóle. Przebrniesz przez to, zobaczysz.
Niemal widział, jak trybiki w jej mózgu zaczynają się obracać, gdy już starała się znaleźć rozwiązanie.
- Dzięki, Hermiono.
A potem zadała pytanie, którego się obawiał.
- Harry, jaka jest twoja animagiczna forma?
- Uch… ptak – odparł ogólnie. Potem wstał, starając się uniknąć kolejnych pytań. – Chodźcie, umieram z głodu. Chodźmy coś zjeść.
Unikał reszty pytań Hermiony przez cały obiad, udając zajętego jedzeniem. Rzucił spojrzenie na stół prezydialny i zobaczył, że jest przy nim Snape, choć nie zauważył on, że Harry na niego patrzy, cała jego uwaga skupiona była na Minervie, która coś z nim dyskutowała. Harry zastanawiał się, czy to ma coś wspólnego z nim, skoro Snape marszczył brwi. Poczuł gorzki ból w piersi i nagle zechciał zmienić się i usiąść na ramieniu profesora. Tęsknił za łatwym poczuciem koleżeństwa, które między sobą dzielili. Niech to wszystko szlag trafi, Sev! Nie chcę być twoim wrogiem!
Zmusił się do odwrócenia wzroku i kontynuacji jedzenia.
Tego wieczora, McGonagall zawołała go do swojego biura i powiedziała, że zdołała zebrać niezrobione prace Harry’ego i również rozmawiała z Umbridge, która zgodziła się dać Harry’emu tylko dwa dni szlabanu w tygodniu, zaczynając od dzisiejszego wieczora.
- Nie wykłócaj się z nią, Potter. Wiem, że wiesz, że będzie szukała wymówki, by uznać cię winnym. Staraj się jej tej wymówki nie dawać, zrozumiano?
- Tak, proszę pani – powiedział z szacunkiem Harry. Zerknął na torbę, którą mu podała, wypełnioną notatkami i książkami, i jęknął.
- Mam zrobić to wszystko?
- Tak i proszę pamiętać, żeby skończyć to starannie. Praca uchroni pana od kłopotów, panie Potter. Poza tym, proszę się ze mną spotkać w niedzielę rano, a podszkolę pana ze zmian w animaga. Właściwy nauczyciel jest niezbędny.
- Dobrze, pani profesor.
- Niech pan wraca do pokoju wspólnego i pamięta, że ma pan szlaban z profesor Umbridge na 19:00, według dziennika szlabanów – przypominała mu Minerva.
Harry pokiwał głową, odwrócił się i wyszedł z biura Opiekunki.  Miał wrażenie, że tornister na jego ramieniu waży ze sto funtów.
Gdy dotarł do Wieży Gryffindoru, podał Hermionie torbę i dziewczyna zaczęła wszystko organizować i badać zadania przypisane przez nauczycieli, starając się zrobić dla niego wykonalny harmonogram. Zostawił ją z tym, zbiegając z powrotem po schodach na szlaban z Umbridge.
Tym razem znalazł ropuchę w biurze nauczyciela obrony, siedzącą przy biurku w szokująco różowej sukience, która sprawiła, że oczy Harry’ego bolały od samego patrzenia. Spojrzał więc w bok, żeby nie oślepnąć. Spojrzała na niego z góry z fałszywym uśmiechem przyklejonym do jej szerokiej twarzy.
- Pan Potter. Ależ jest pan punktualny. Szkoda, że nie było tak w przypadku większości pana innych zajęć. Siadaj. – Wskazała krzesło i biurko przed nią.
Harry usiadł i czekał.
Umbridge pochyliła się nad biurkiem i powiedziała:
- Twój mały eksperyment z formami animagicznymi nie jest usprawiedliwieniem dla kary. W dawnych czasach, jeśli studenta przyłapano na eksperymentowaniu z zakazaną magią, był on karany… jak najsurowiej. – Jej uśmiech poszerzył się, a Harry poczuł jak dreszcz przechodzi przez jego kręgosłup. – Jednak tego typu rzeczy… już się w tych czasach nie robi, więc będę musiała wyciągnąć konsekwencje pana złych uczynków w inny sposób.
Otworzyła małe, czarne pudełko i wyjęła z niego srebrny mankiet.
- Proszę tu podejść, panie Potter.
- Pani profesor? – Harry wstał, spoglądając na mankiet niespokojnie.
- Rób, co kazałam!
Posłuchał.
- To Mankiet Wiążący. Zwiąże pana zdolność do zmiany formy. Będzie pan go nosił, póki nie uznam, że dostał pan nauczkę. Nie pozwolę, by niezarejestrowany animag biegał sobie wolno po mojej szkole. Wyciągnij rękę.
Harry wzdrygnął się. Nie wiedział, czy będzie w stanie znieść brak latania.
- Nie. Mogę dać pani słowo, że nie zmienię się bez pozwolenia. Proszę po prostu… nie zmuszać mnie do noszenia tego.
- Proszę wyciągnąć rękę, panie Potter!
- Ale…
- Już! Albo pana nieposłuszeństwo pociągnie za sobą poważne konsekwencje!
Nie prowokuj jej, odbiły się w jego głowie słowa McGonagall. Harry przygryzł wargę. Potem bardzo niechętnie wyciągnął rękę.
Umbridge chwyciła ją i nałożyła na nią mankiet.
Skurczył się on, by się dopasować i Harry poczuł jak przeszywa go ostry wstrząs. Sapnął, po czym potarł nadgarstek w miejscu mankietu. Piekł, jakby przyłożył do nadgarstka gałązkę pokrzywy.
- Proszę pani, to piecze.
- Och? Powiedziano mi, że to może być nieco… niekomfortowe na początku. Przyzwyczai się pan – powiedziała obojętnie.
Harry walczył z chęcią podrapania nadgarstka.
- Ale w niedzielę rano mam lekcję animagii z profesor McGonagall.
- Co? Nie wyrażałam zgody na żadne lekcje – warknęła Umbridge. – Nie potrzebuje pan niczego poza teorią na tym etapie, nie pozwolę, żeby pan się przemieniał ponownie, póki nie nauczy się pan mnie właściwie mnie szanować, zrozumiano?
Harry spuścił oczy na swoje buty i mruknął:
- Dobrze, pani profesor. – Do diabła, żałuję, że nie mogę przekląć się i rozwalić na milion małych kawałeczków.
- Świetnie. A teraz, co do pana szlabanu, chcę, żeby pan poszedł i wyszorował wszystkie toalety na tym piętrze. Bez magii, tylko przy użyciu szczotki i tego ługowatego mydła. – Machnęła różdżką w kierunku ziemi i wiadro wypełniło się gryzącym, cuchnącym roztworem i pojawiła się mała szczotka do szorowania. – Może pan zacząć, panie Potter. Ma pan trzy godziny. – Potem wyciągnęła rękę po jego różdżkę.
Oddał ją, zaciskając zęby. Potem wziął wiadro, szczotkę i ruszył do pierwszej łazienki na piętrze.
Nim upłynęły trzy godziny, Harry wyczyścił całe dwadzieścia toalet. Od ciągłego pochylania i szorowania bolały go ramiona i plecy, a skóra na rękach i przedramionach była zaczerwieniona i bolesna od mocnego ługowego mydła. Umbridge nie dała mu rękawic. Ale przynajmniej skończył.
Zgłosił się do niej, znajdując ją w nogami na puchatym, różowym jak pączki róż podnóżku, czytającą powieść pt „Ucieczka Córki Czystokrwistych i jej Mugolskiego Kochanka” – najwyraźniej tandetny romans, jak mu się wydawało – to był pierwszy raz, gdy widział czarodziejską wersję, choć Petunia lubiła je czytać, gdy Vernona nie było. To zrozumiałe. Pewnie tylko tak może zbliżyć się do faceta.
- Profesor Umbridge? Skończyłem.
Szybko wepchnęła powieść pod stos raportów.
- Dobrze. Proszę pozwolić, że sprawdzę pana pracę, panie Potter.
Skierowała się do pierwszej łazienki.
Nim dotarła do trzeciej, jej twarz była zaciśnięta z wyrazem irytacji, jakby połknęła cytrynę. Harry był pewny, że zamierzała znaleźć błędy w jego pracy, ale zamiast tego pociągnęła nosem.
- Odpowiednio. Ledwie się panu udało. Może pan iść, panie Potter. Następny szlaban będzie w piątek o tej samej godzinie.
Skinął głową i wyszedł, krzywiąc się na widok pęcherzy, które uformowały się na jego rękach.
Żałował, że nie ma w tym momencie trochę maści ze szczuroszczeta od Severusa.
Kiedy wrócił do pokoju wspólnego, odkrył, że Hermiona wciąż siedzi przy stole, otoczona pogniecionymi kawałkami pergaminu. Ron drzemał na kanapie.
- Och, Harry! Cieszę się, że tu jesteś – powiedziała Hermiona, gdy wszedł. – Przepraszam, że zajmuje mi to tak wiele czasu, ale… to niemal niemożliwe nadać wszystkiemu priorytet, kiedy masz tak wiele zajęć i pracy do nadrobienia. Nie ma wystarczająco godzin w ciągu dnia… - urwała, gdy zauważyła jego zaczerwienione ręce. – Na kapelusz Merlina! Co ci się stało w dłonie, Harry?
- Nic. Miałem po prostu szlaban.
Ron obudził się słysząc przerażenie w tonie Hermiony.
- Huh? Och, to ty, kumplu. Jak poszedł szlaban z tą odrażającą pełzającą ropuchą? O cholera! Co on zrobiła, włożyła ci ręce do wrzątku?
- Nie. Kazała mi szorować toalety ługowym mydłem bez użycia magii – wyjaśnił Harry. Szarpnął rękawy szaty, by zakryć mankiet.
- Bez rękawic? – krzyknęła z przerażeniem Hermiona. – Co za okrutna wiedźma! – Wstała. – Masz. Dam ci trochę maści ze szczuroszczeta. – Przywołała ją machnięciem różdżki, a do tego miskę i miękką szmatkę. Ostrożnie wymieszała szczuroszczeta z wodą, po czym powiedziała mu, żeby namoczył swoje zranione ręce.
- Dzięki. – Harry włożył ręce do miski i westchnął z ulgą. Szczuroszczet natychmiast zaczął łagodzić dolegliwości.
Ron wymamrotał kilka nieprzyzwoitych słów na temat Umbridge i jej związku z rogatą ropuchą. Wywołało tu u Harry’ego uśmiech, pomimo tego, że poprzednie słowa Hermiony go przeraziły.
- Więc, wychodzi na to, że mam po królewsku przerąbane? Nie ma szans, żebym to nadrobił?
Dziewczyna wyglądała na bardzo zasmuconą.
- Cóż… wciąż mogę próbować. Ale będzie ci ciężko uczyć się do sumów, nadrobić pracę lekcyjną, szlabany i normalne zajęcia. Pewnie ledwie starczy ci czasu na  jedzenie, spanie czy wzięcie prysznica. – Potrząsnęła głową. – Tą kobietą trzeba zdrowo potrząsnąć. Czy ona chce, żeby ci się nie udało?
- Pewnie tak – powiedział Harry.
- Wstrętna suka! – prychnęła Hermiona, a dwójka chłopców zaczęła się na nią gapić.
- Hermiono! Właśnie użyłaś przekleństwa na profesora! – krzyknął Ron.
- Wow, Ron! Dla twojej informacji, też je znam, tylko nie używam ich zbyt wiele. Ale ona… ona na to zasługuje.
- Z tym się nie ma co kłócić – powiedział Harry z uczuciem. Wyjął ręce ze szczuroszczeta. – Posłuchaj, Hermiono. Robiłaś co mogłaś. Jakoś sobie dam radę.
- Dobrze, Harry. To pierwsza część harmonogramu. – Podała mu małą tabelkę. – Możesz zacząć dziś od tego.
Harry wziął plan, podziękował ponownie Hermionie, po czym skierował się na piętro. Przeczyta ten tekst na zaklęcia przed snem. Był zdeterminowany nie dać Umbridge wygrać. Jeśli myślała, że może go złamać to się myliła.

Czwartek, dzień 1:
Pomimo dobrych sześciu godziny snu poprzedniej nocy, Harry wciąż czuł się zmęczony po wstaniu. Spojrzał na srebrny mankiet na nadgarstku z niesmakiem, chcąc wiedzieć, jak ją magicznie zdjąć. Ale nie wiedział, a nie chciał, żeby jego przyjaciele zobaczyli ją i zadawali kolejne niewygodne pytania. Może Umbridge ją zdejmie, jeśli się będzie zachowywał. Potarł skórę pod mankietem, która swędziała i dziko bolała. Zachował sobie szmatkę, której poprzedniej nocy użył, gdy moczył dłonie w roztworze ze szczuroszczeta i ostrożnie otarł otartą skórę nasączoną szczuroszczetem szmatką. Zmniejszyło się nieco zaczerwienienie i świąd.
Potem włożył ubrania, upewniając się, że mankiet jest przykryty rękawem jego szaty i skierował się na śniadanie.
Nie miał zajęć do późnych godzin porannych, kiedy to miał eliksiry ze Ślizgonami, co nigdy nie było jego ulubionymi zajęciami, ale był pewny, że teraz to będzie horror, biorąc pod uwagę sprawy między nim a Severusem. Był przygotowany na to , że Mistrz Eliksirów rozedrze go na kawałki swoim ostrym jak brzytwa językiem i modlił się tylko, żeby był w stanie to przyjąć bez odwarknięcia lub, co gorsze, pokazania mężczyźnie, jak bardzo jego słowa go ranią.
Skubnął nieco śniadania, bo z jakiegoś powodu nic nie smakowało dobrze odkąd przemienił się z powrotem. Zdecydował, że spędzi resztę wolnego czasu przed eliksirami na uczeniu się materiału z lekcji, które przegapił, bo przynajmniej nie będzie się czuł jak ryba wyjęta z wody, gdy popołudniu przyjdzie na zajęcia.
Szczęka Rona opadła, gdy usłyszał, co Harry zamierzał robić.
- Hej, kumplu, czy jesteś pewny, że nie jesteś wciąż wytrącony z równowagi? Ponieważ nigdy nie słyszałem, byś dobrowolnie zamierzał robić zadania albo się uczyć.
- Nie mam wyboru – powiedział cicho Harry. – Umbridge mówi, że jeśli nie dokończę nadrabiania zaległości przed końcem semestru, złamie moją różdżkę, rozumiesz?
Ron zarumienił się.
- Och, racja. Naprawdę chciałbym móc się jakoś jej pozbyć.
Harry pokiwał głową.
- Będzie trudno ją wygnać. Jest trochę jak karaluch.
Obaj jego przyjaciele zachichotali na to stwierdzenie, a Hermiona zaoferowała mu pomoc w części jego zadań na eliksiry przy użyciu diagramów i pamięciówki. Harry zgodził się, więc skierowali się do biblioteki. Ron podążył za nimi, mówiąc, że sprawdzi książki do Quidditcha i przeczyta je, podczas gdy dwa mózgi będą się uczyć.
Hermiona przewróciła oczami.
- Naprawdę, Ron, nie zginąłbyś, gdybyś się też trochę pouczył. Mógłbyś się naprawdę czegoś nauczyć.
- Nie, dzięki. Lubię ledwie przechodzić. Tak jest więcej zabawy.
- Jesteś niemożliwy, Ron! – skarciła go Hermiona. – Będzie cudem, jeśli zdasz swoje sumy.
- Yhym. Na to właśnie liczę – odpowiedział Ron, uśmiechając się złośliwie. Uwielbiał denerwować Hermionę. Złożył ręce w modlitewnym geście. – Merlinie, ześlij mi cud!
Hermiona prychnęła.
- Nie potrzebujesz cudu, leniwy idioto, tylko dobrego kopa w tyłek.
Ron zachichotał.
- A co działa na ciebie, Hermiono? Dostanie P z egzaminu?
- Twoja postawa na mnie działa, Weasley – sapnęła dziewczyna, ale nim mogła cokolwiek powiedzieć, Harry jej przerwał.
- Uch, Hermiono? To nie pomaga mi w nauce.
- Och. Racja. Dobra, zobaczmy, co przypisał ci profesor Snape. – Wzięła teczkę z eliksirami z jego torby i zaczęła ją przeglądać.
- Znaczy, że jeszcze nie zapamiętałaś jeszcze zadania domowego? – dokuczał jej Ron. – Opuszczasz się, Granger.
- Wypchaj się, Ron! – mruknęła Hermiona, po czym zaczęła wyjmować notatki z teczki. – Dobrze, że profesor Snape jest tak zorganizowany. Dzięki temu będzie łatwiej wszystko zrozumieć.
Tak samo przypuszczał Harry i próbował skoncentrować się na nauczeniu materiału zamiast martwieniu się o zajęcia.
Snape wpadł do klasy dokładnie o pierwszej, obrzucając wszystkich surowym spojrzeniem. Obok jego stanowiska, Neville już widocznie drżał. Harry spodziewał się, że spojrzenie Severusa odnajdzie i wyfiletuje jego, ale zamiast tego, Snape rzucił mu pobieżne spojrzenie i ruszył dalej. Cóż, to było nieoczekiwane. Ciekawe, co to znaczy?
Severus okrążył klasę, upewniając się, że uczniowie mają swoje materiały i nie rysują w swoich zeszytach albo nie plotkują z zaczarowanym papierem listownym. Nie znajdując niczego nie w porządku, wrócił na przód klasy i ogłosił, że będą dzisiaj warzyć miksturę przyjaźni.
Harry czekał przerażony na jakiś ostry komentarz, ale żaden nie nadszedł. Snape spojrzał prosto na niego, a potem odwrócił wzrok, nie mówiąc nic więcej.
Harry był zdezorientowany. Normalnie Snape nigdy nie przegapiłby możliwości wyszydzenia go w klasie.
Severus zacisnął razem usta, żeby nie wyrzucić Pottera z klasy. Odwrócił się, by chwycić chusteczkę i uścisnął grzbiet swojego nosa. Samo widzenie Pottera w klasie powodowało u niego zarówno rozdrażnienie, jak i poczucie komfortu. Trzymaj się, Snape! Po prostu nauczaj i zapomnij teraz o Potterze. Ignoruj go. Nigdy wcześniej tego nie próbował, a może powinien. Jego serce po prostu nie było w stanie używać zwykłego sarkazmu. Czuł się raczej tak, jak wtedy, gdy Lily odmówiła wysłuchania jego przeprosin, gdy czekał na nią tamtej nocy poza wieżą Gryffindoru – zraniony i zdradzony.
Nie wspominając już o tym, że był całkiem wynudzony przez nauczanie według polityki Umbridge. Eliksiry były tak elementarne, że mógł ich nauczać na ślepo we śnie, ale był zdeterminowany trzymać Umbridge z dala od siebie za wszelką cenę. Zerknął na Pottera i zastanowił się leniwie, jak poszedł jego pierwszy szlaban z tą okrutną kobietą. Potter nie wyglądał na rannego, co było dobrą rzeczą.
Harry skoncentrował się na swoim eliksirze, który był całkiem łatwy i staraniu się zrozumieć, kiedy Snape zacznie znów go komentować. Ale co bardzo dziwne, profesor ignorował go, zamiast tego koncentrując się na poprawieniu innych par i nie zrobił nic poza zerknięciem na Harry’ego.
W pewien sposób, chłopak poczuł ulgę z tego powodu, ale z drugiej strony, zdenerwowało go to, ponieważ ignorowanie go było ulubioną taktyką jego ciotki i wuja. „Udawaj, że nie istniejesz, Potter!” było ulubionym powiedzeniem Vernona, zwłaszcza, gdy oczekiwał gości.
Bolało to, że Snape udawał, że nie istnieje, jakby to, co dzielili, gdy był chowańcem Snape’a w ogóle się nie liczyło. Ale trzymał głowę nisko i zdołał dokończyć swój eliksir przed końcem wyznaczonego czasu. Zabutelkował roztwór, podpisał go i położył na biurku Snape’a. Rzucił okiem na starszego czarodzieja, ale Severus nawet nie posłał mu szyderczego uśmiechu. Zamiast tego spojrzał na niego tak, jakby go nie widział.
Harry wzdrygnął się, po czym zarzucił torbę na ramię i wybiegł. Kiedyś pewnie świętowałby fakt, że Snape nie był dla niego dupkiem na zajęciach, ale teraz niemal tęsknił za starym, dobrze mu znanym Snapem. Przynajmniej wtedy wiedział, jak się zachować.
Severus patrzył za nim dyskretnie, udając, że czyta nalepkę na fiolce, podczas gdy faktycznie używał jej, by spojrzeć na Pottera. Sposób, w jaki chłopak na niego patrzył… jakby go uderzył albo coś w tym rodzaju… to było zarówno denerwujące i zagadkowe oraz powodowało u niego jednocześnie poczucie winy. Kontynuował badanie eliksirów, myśląc o tym, że teraz nie musi spieszyć się z powrotem do kwater, ponieważ znów są puste i całe dla niego. Dokładnie tak, jak lubił, syknął cichy głosik. Za wyjątkiem tego, że… to już nie była prawda. Teraz wciąż przypominał sobie pewnego myszołowa, który zwykł siedzieć na oparciu jego kanapy, na jego ramieniu lub nawet na jego brzuchu. Ze złością odepchnął od siebie wspomnienia. To był koniec. Jego temperament już się o to postarał, dokładnie jak innego popołudnia, bardzo dawno temu.
Powstrzymując westchnięcie, kontynuował sprawdzanie i ocenianie eliksirów, przypominając sobie z ostrym ukuciem żalu to, jak w takie ciepłe, słoneczne dni jak ten, Freedom zwykł latać po niebie i nurkować za przynętą.

Piątek, dzień 2:
Tego ranka, McGonagall zawołała go do swojego gabinetu, żeby porozmawiać z nim o lekcji animagii.
- Przykro mi, panie Potter, ale nie będziemy mieli lekcji tak, jak początkowo planowałam. Wielka Inkwizytor powiedziała, że na razie mogę pana uczyć tylko teorii oraz ma pan zakaz przemieniania. – Mistrzyni Transmutacji zmarszczyła brwi, bo wyraźnie nie podobało jej się to ultimatum. – To nie jest zwykły sposób, w jaki uczyłabym początkującego animaga, jednak to profesor Umbridge jest u władzy. Więc będziemy przez godzinę studiowali ten tekst, Potter. – Podała mu dość zużytą kopię książki pt. „Poradnik dla Początkującego, jak Stać się Jednością z Twoją Zwierzęcą Duszą”.
- Dziękuję – powiedział cicho Harry, nie zawracając sobie głowy informowaniem jej, że już przeczytał większość tej książki – to ją pożyczył z biblioteki. Mimo że był zirytowany Umbridge, uznał, że McGonagall wiedziała o ograniczeniu, które na niego nałożyła, więc też nie wyciągał na wierzch faktu, że był związany Mankietem Wiążącym. A przynajmniej nie musiał czytać kolejnej nowej książki i mógł tylko przebiec ja wzrokiem.
- Przeczytaj rozdział pierwszy i przedyskutujemy go w niedzielę – powiedziała cicho McGonagall. Mogła przypisać mu więcej rozdziałów, ale wiedziała, że już jest bardzo zawalony pracą.
Harry wziął książkę i włożył ją do torby. Potem poszedł do biblioteki spróbować pouczyć się nieco na zielarstwo. Pierwszy raz był wdzięczny Hermionie za jej schludność i przyzwyczajenie do nauki, ponieważ teraz ta wiedza okazała się nieoceniona, gdyż musiał ścisnąć wiedzę z półtora miesiąca w miesiąc, jak również ukończyć przypisaną bieżącą pracę domową.
Cóż, przynajmniej zbliżają się święta i wtedy będę mógł zrobić większość roboty, pomyślał. Oczywiście, wciąż miał wieczorem szlaban z Umbridge.
Szybko pochylił się nad pergaminem i zaczął szkicować obrazek Jadowitej Tentakuli.
Tego wieczoru szlaban z Wielką Inkwizytor polegał na polerowaniu kilku skrzynek zawierających matowe sztućce przy użyciu jakiegoś płynu, od którego okropnie piekły go oczy i nos. Próbował powstrzymać się od kaszlu i napłynięcia łez do oczu, ale to było niemożliwe.
- Co to ma znaczyć, Potter? – warknęła Umbridge, piorunując go wzrokiem ponad swoją wieczorną przekąską w postaci herbaty i różowej tarty z lodami.
Harry zakaszlał niekontrolowanie, przynajmniej starając się powiedzieć:
- Przepraszam… pani profesor… ale to coś… pali mnie w oczy i nos… - Przetarł oczy rękawem – szczypały, jakby dostał się do nich kurz.
Umbridge posłała mu paskudne spojrzenie.
- Och, na litość Merlina, Potter! Przestań wymigiwać się od pracy. Nie będę tolerować obijania się. A teraz wracaj do pracy i przestań kaszleć jak hiena, to irytujące! W innym wypadku odejmę ci punkty i otrzymasz kolejny szlaban.
Harry tylko pokiwał głową, bojąc się otworzyć usta. Jego gardło bolało i pulsowało, i zastanowił się, czy nie używał czasem czegoś toksycznego.
Zdołał stłumić kaszel w rękaw i dokończyć polerowanie srebra tuż przed końcem godziny. Umbridge wyglądała na mniej zadowoloną, ale powiedziała tylko:
- Zejdź mi z oczu, Potter.
Harry wykonał polecenie, żałując, że nie może zmienić się w jastrzębia i ponownie jej nastraszyć.
Gdy znalazł się za drzwiami, zgiął się w pół, kaszląc straszliwie.
Minęło kilka minut, nim odzyskał oddech, a kiedy się wyprostował, napotkał znajomą parę obsydianowych oczu.
- P-Profesor Snape?
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego spode łba.
- Dlaczego przed chwilą wypluwałeś płuca, Potter? Jeśli jesteś tak chory, powinieneś być w szpitalu, a nie czaić się na korytarzach.
Harry potrząsnął głową, jego oczy wciąż płonęły.
- N-Nie jestem chory… to od polerowania…
- Jakiego polerowania?
- Polerowania srebra, proszę pana… to wywoływało kaszel i paliło mnie w oczy…
Wbrew sobie, Snape odkrył, że sięga dłonią do czoła chłopca.
Harry odskoczył.
- Nie ruszaj się, Potter! Próbuję ustalić, czy masz gorączkę.
- Nie mam… profesorze! Powiedziałem… nie jestem chory!
Snape zignorował go, kładąc krótko dłoń na czole Harry’ego. Było chłodne.
- Humph! Idź do pani Pomfrey, chłopcze, da ci coś na przemycie oczu i na wyciszenie kaszlu.
Nim Harry mógł powiedzieć cokolwiek więcej, Snape prześlizgnął się obok niego powiewając swoimi czarnymi szatami.
Harry popatrzył za nim, wyglądając na zamyślonego. Może Snape nie był tak obojętny, jak się wydawał.
Zdecydował się podążyć za radą Snape’a i skierował się do skrzydła szpitalnego.
Ale eliksir, który dała mu Pomfrey na kaszel sprawił, że stał się śpiący i zasnął podczas nauki transmutacji, przesypiając kilka godzin czasu przeznaczonego do nauki, przez co był jeszcze dalej w tyle.
Sobota, dzień 3:
Harry spędził cały poranek w pokoju wspólnym, starając się skupić na historii magii i wróżbiarstwie. Na szczęście, wróżbiarstwo było żartem, zwłaszcza, gdy uczyła go Trelawney, więc Harry mógł zmyślić odpowiedzi i zadania.
Ron próbował nakłonić go do przerwy i zaprzestania nauki, ale Harry odmówił. Nie mógł sobie pozwolić na zmarnowanie tego cennego czasu, choć spojrzenie na zewnątrz na wspaniale błękitne niebo spowodowało straszliwe poczucie straty. Dnia takiego jak ten, wznosiłby się nad chmurami z prądem powietrza, jako Freedom.
Tęsknił za lataniem z niemal fizycznym bólem. Niemal tak samo tęsknił za pewnym jedwabistym głosem i głaszczącą go ręką.
Odepchnął od siebie wspomnienia. To nie czas i miejsce na to. Pochylił się nad książkami, bazgrząc gorączkowo.
Tę sobotę Severus miał spędzić na warzeniu dodatkowych eliksirów dla skrzydła szpitalnego. Ale po trzech godzinach warzenia, Mistrz Eliksirów odkrył, że nie może patrzeć na cztery szare, kamienne ściany, więc wyszedł na zewnątrz, by przejść się po błoniach.
Szedł kilka minut i nie mógł się powstrzymać przed uniesieniem wzroku w poszukiwaniu kształtu swojego chowańca, choć racjonalnie wiedział, że nigdy więcej nie zobaczy latającego Freedoma.
Zaczął iść jeszcze szybciej, jakby starał się prześcignąć wspomnienia.

Niedziela, dzień 4:
Po lekcji z McGonagall, Harry rozważył napisanie listu do swojego chrzestnego. Wiedział, że Syriusz się o niego martwi, i nawet jeśli to przez niego Snape niemal został aresztowany przez Umbridge, Harry czul, że zasługuje na to, żeby wiedzieć, że wrócił. Szybko napisał list i wezwał Hedwigę, żeby go dostarczyła – był zaadresowany do Wąchacza.
Sowa śnieżna przybyła natychmiast , trącając go dziobem i delikatnie dziobiąc w napomnieniu, kiedy zapomniał nakarmić go przekąską. To wtedy Harry naprawdę zatęsknił za byciem jastrzębiem, bo wtedy mógł rozmawiać i rozumieć swoją sowę. Ciekawe, czy jest jakiś eliksir, który pozwoliłby mi rozmawiać z sowami tak, jak Snape mógł rozmawiać z jastrzębiami?
Po napisaniu Syriuszowi, że nic mu nie jest, zapytał też mężczyznę o czasy, gdy razem z Jamesem zawiesili Snape’a w powietrzu, chcąc wiedzieć, dlaczego to zrobił i pisząc, że był to dość okrutny żart. Podpisał się jako Twój chrześniak.
Po tym wrócił do swojej nauki, pisząc mapy autonomiczne, póki oczy się nie zamknęły i nie zasnął wśród papierów, zapominając ponownie również o zjedzeniu lunchu i śniadania.
Hermiona obudziła go kilka godzin później na kolację.
- Harry, nie możesz tak omijać posiłków. To nie jest dla ciebie dobre.
- W porządku. Zjem kolację. Po prostu… nie mam dość czasu, by zrobić wszystko, co muszę.
- Wiem, ale nie chcesz się rozchorować, prawda?
Potrząsnął głową, dopiero wtedy zdając sobie, że umiera z głodu.
Tego samego popołudnia, Severusa odpoczywał w swoich kwaterach, ale z jakiegoś powodu jego umysł nie skupiał się na czasopiśmie o eliksirach, ale wciąż chciał spojrzeć na pustą żerdź i torbę sprzętu sokolniczego. Nie wiem, dlaczego jeszcze nie zwróciłem tych sprzętów Hagridowi. Nie mam już z nich pożytku.
A jednak stwierdził, że nie jest w stanie się ich pozbyć. Wiedział, że kilku uczniów z jego Domu będzie się martwiło, co się stało z jego jastrzębiem, jednak nie był w stanie przyznać prawdy, więc zwyczajnie milczał. Nie chciał, by powstały jakieś plotki o tym, że Potter był jego chowańcem, więc pozwoli im myśleć, że jastrząb ponownie jest chory albo odleciał.
Natychmiast myśli o Freedomie przywołały myśli o chudym, rozczochranym nastolatku, jednak stanowczo je stłumił. Potter nie był już dłużej jego obowiązkiem. Był obowiązkiem Minervy. A jednak te zielone oczy prześladowały go, szmaragdowe kałuże pełne rozpaczy i tęsknoty.
To koniec, Snape. Twoja przyjaźń z bachorem się skończyła, nie żebyś kiedykolwiek się przyjaźnił z nim, tylko z jastrzębiem, którego uważałeś za swojego chowańca.
Ale musiał przyznać, że tęskni za komentarzami i towarzystwem tego pyskatego ptaka. Tęsknił za nimi tak, jak ktoś tęskniłby za brakującym zębem.
Milcząco przeklął Umbridge aż do głębi piekieł i ponownie otworzył swoje czasopismo, czytając tą samą stronę po raz czwarty, starając się ignorować cichy głosik, który szeptał mu, że może nie było zbyt późno, by nawiązać więź z chłopcem. Ha! Nigdy nie wybaczy ci tego, co powiedziałeś w złości. Ma w sobie zbyt wiele z ojca i za mało z matki.
Mimo to, mały kawałeczek jego serca wciąż miał nadzieję, że tak nie było…

Poniedziałek, dzień 5:
Do poniedziałku, Harry rozpoczął z rozszalałym bólem głowy, zasnął podczas pierwszej lekcji historii magii i zdołał skończyć esej na zaklęcia podczas przerwy. Potem nadeszły podwójne eliksiry, podczas których Snape ponownie go ignorował, a Malfoy spróbował sabotować jego pracę, jednak odkrył tylko, że Harry ochronił swoją pracę prostym zaklęciem odpychającym, którego nauczył się od Severusa, będąc w jastrzębiej formie.
Snape i tak odjął Gryffindorowi punkty, ponieważ Neville niemal spowodował wybuch kolejnego kociołka, a Harry odkrył, że chciałby, żeby Mistrz Eliksirów znów zaczął z niego szydzić, zamiast rozglądać się tak, jakby nie było go w pomieszczeniu. Dlaczego tak się tym przejmujesz?- zapytała część jego umysłu. Masz za przyjaciół Rona i Hermionę, więc kto potrzebuje Snape’a?
Z jednej strony była to prawda, ale z drugiej, wiedział, że mógłby skorzystać z rady i pomocy profesora z zadaniami, a jego suchy dowcip był orzeźwiający i jakoś czuł się mniej samotny, gdy Severus był blisko, co było śmieszne, biorąc pod uwagę to, że mężczyzna nie zamienił z nim więcej niż dwa słowa od piątku. Zaczynam szaleć, naprawdę. Cała ta nauka zmienia mi mózg w papkę, jakby powiedział Ron.
Był jedną z pierwszych osób, które wyszły z klasy, gdy zostali zwolnieni i odszedł bez unoszenia wzroku, jedną ręką masując skronie. Widzisz, nie potrzebuję cię, pomyślał wyzywająco. Nie potrzebuję nikogo. Sam sobie dobrze radzę.
Był tak skupiony na wydostaniu się z lochów i dostaniu do klasy obrony, że nie dostrzegł pary oczu, które podążały za nim, ani też iskry niepokoju w ich hebanowej głębi.
Harry niezbyt miał ochotę na zajęcia z sukowatą ropuchą, przywołując w umyśle Umbridge. Po prostu wiedział, że miała w rękawie coś albo nudnego albo nieprzyjemnego, a zapewne oba. Niemniej jednak był zdeterminowany to przetrwać, a potem zjeść kolację i spróbować dokończyć esej na transmutację.
- Przygotuj się do spania, kumplu – trącił go Ron i mrugnął.
Harry zdołał posłać mu mały uśmiech i skinąć głową. Naprawdę mógłby się zdrzemnąć, bo ostatnio jego odpoczynek był zakłócany koszmarami, więc zaczął odbywać krótkie drzemki między zajęciami i w przerwach na naukę. Może to dlatego czuł się wyładowany i przygnębiony. Żałował, że nie jest w stanie ośmielić się zasnąć w klasie tej wiedźmy. Ale wiedział, że ona tylko na to czeka, żeby tylko dać mu więcej szlabanów.
Jakieś dziesięć minut później żałował, że nie zasnął. Ponieważ Umbridge zdecydowała, że poświęci tę lekcję na wykład na temat używania zakazanej magii. Harry zszokowany słuchał, jak zaczęła używać jego przykładu, mówiąc mdląco przesłodzonym tonem:
- Nie próbujcie naśladować tego tu pana Pottera, który jako animag, złamał kilka zasad oraz straszliwie się zranił podczas próby latania. Jako jastrząb, Potter złamał w upadku oba skrzydła… - drażniła go.
W tym momencie Harry miał ochotę umrzeć. Widział, jak Malfoy wymienia spojrzenia z Goylem i Crabbem i wiedział, że nie minie wiele czasu, nim dodadzą dwa do dwóch, a jeśli oni sobie z tym poradzą, to Hermiona również, jeśli już nie wiedziała. A teraz wszyscy poznają jego sekret i będą o tym mówić, pomyślał z wściekłością. Jak śmiesz? Jak śmiesz wszystkim mówić? To było coś prywatnego, coś między Snapem, McGonagall i mną!
Poczuł mdłe uczucie w żołądku, gdy Umbridge kontynuowała.
- Na szczęście, pan Potter został uratowany… - urwała i oblizała usta.
Harry zamknął oczy. Nie, nie. Nie mów tego. Proszę.
- Przez profesora Snape’a, który opiekował się nim, aż nie był zdrowy, sądząc, że to zwierzę.
Rozległy się sapnięcia, a kilku Ślizgonów zaczęło mamrotać:
- Jego chowaniec… jastrząb… to był on… cały czas… to był Potter!
Harry zaryzykował spojrzenie na Rona, który siedział z otwartymi ustami, szokiem, przerażeniem i współczuciem na twarzy. Och, weź się w garść, Ron! Cholera jasna! On mnie zabije. Nigdy znów mi nie zaufa. Gorąco spiorunował Umbridge wzrokiem. Ty podła wiedźmo, dlaczego musiałaś wszystkim powiedzieć? Dlaczego? Teraz jestem całkiem martwy. Nienawidzę cię. Naprawdę, naprawdę cię NIENAWIDZĘ.
- Więc, jak widzicie, używanie magii ukradkiem może być kosztowne, więc tego nie róbcie. A teraz, przejdźcie do rozdziału dziesiątego w książce i przeczytajcie go.
Harry czuł odrętwienie. Otworzył książkę i zagapił się w nią. Za nim, jego koledzy kontynuowali szeptanie. Chciał znaleźć jakąś dziurę i wczołgać się w nią. Severus będzie wściekły i to słusznie. Wyciągnął kawałek pergaminu i otworzył butelkę z atramentem. Może mógłby napisać do Severusa, wyjaśnić, co się naprawdę stało i mieć nadzieję, że ten zrozumie.
Drogi profesorze Snape,
Piszę ten list, by coś wyjaśnić i proszę, żeby najpierw pan go przeczytał, nim wrzuci pan go do kominka…
Tylko do tego dotarł, nim Umbridge nakazała mu przestać pisać i przeczytać zadany rozdział.
Przygryzł wargę do krwi, żeby powstrzymać nieprzyjemne komentarze za zębami, wepchnął niedokończony list do torby i pochylił się nad rozdziałem, nie skupiając się na nim. Książka nie zawierała nic użytecznego, jeśli chodzi o obronę, była w niej tylko teoria i to tak sucha, że cudem było to, że jeszcze nie rozpadła się w proch.
Kiedy w końcu obrona się skończyła, zdołał dojść do wieży Gryffindoru, nim zaatakowali go Hermiona i Ron.
- Harry, dlaczego nam nie powiedziałeś, że byłeś chowańcem profesora Snape’a? – zapytała Hermiona, a jej oczy zapłonęły milionem pytań.
Harry nie odpowiedział, nie zatrzymując się. Próbował skomponować resztę listu w głowie, starając się logicznie wyjaśnić, co się stało, żeby Severus nie wyrzucił go od ręki. Harry wiedział, że założy, że ponownie złamie jego zaufanie i pobiegnie wypaplać wszystko przyjaciołom, ale chciał, żeby Snape wiedział, że to Umbridge się wygadała.
- Właśnie, kumplu, mogłeś nam powiedzieć, jak bardzo do niczego było utknięcie ze Snapem na półtora miesiąca – powiedział Ron. – Znaczy… nie mogę sobie wyobrazić… życia z nim. Trzymał cię w zamknięciu całe dnie?
Harry okręcił się w jego stronę z błyskiem w oku.
- Ron, po prostu się zamknij. Uratował mi życie, wiesz? Dwa razy. I traktował mnie przyzwoicie, nie ranił mnie, nie wyżywał się na mnie, jeśli o to właśnie ci chodzi. Gdy tylko moje skrzydła zostały wyleczone, mogłem polecieć gdziekolwiek chciałem. Nie pamiętasz, jak latałem po całym zamku?
- No, tak, chyba tak, nie zwracałem na to wiele uwagi, bo miałem zajęcia i tego typu rzeczy.
- Więc wiedz, że nie byłem trzymany cały dzień w zamknięciu.
- Dlaczego się nie odmieniłeś?
- Po pierwsze, nie pamiętałem, że mogę się odmienić, po drugie, nie wiedziałem, jak, a po trzecie, podobało mi się bycie jastrzębiem.
Hermiona spojrzała na niego w zamyśleniu.
- Dlaczego w końcu się odmieniłeś, Harry?
- Z powodu Umbridge. Groziła, że mnie wydali – odpowiedział, mówiąc w połowie prawdę.
- Założę się, że to musiało zszokować Starą Ropuchę i Tłustego Dupka – zaśmiał się Ron.
Harry miał ochotę mocno go rąbnąć.
- Daj Snape’owi spokój, Ron. To nie było śmieszne.
Rudzielec posłał mu dziwne spojrzenie.
- Jak to? Musiał wyglądać jak ktoś uderzony w głowę tłuczkiem.
- Nie chcę o tym rozmawiać, dobra? – krzyknął Harry. – Straciłeś kiedyś zwierzaka, do cholery, więc powinieneś wiedzieć, jakie to uczucie. Po prostu zostawcie mnie w spokoju. Mam mnóstwo pracy.
Przeszedł koło nich, zostawiając Rona wyglądającego, jak ryba wyjęta z wody.
- Harry, nie zjesz chociaż obiadu? – zawołała Hermiona. – Nie jest dobrze opuszczać posiłków.
- Nie jestem głodny – odpowiedział, wracając w stronę biblioteki. – Zamówię coś później u Zgredka. – Wiedział, że skrzat będzie szczęśliwy mogąc zapewnić mu przekąskę, bez zadawania pytań.
W tym momencie potrzebował być sam, żeby mieć czas napisać list i wysłać go Hedwigą, nim rozpęta się piekło. Jeśli Snape dowie się o plotkach przed przeczytaniem listu… jakakolwiek szansa, że kiedykolwiek przekona upartego profesora, że cenił sobie jego przyjaźń, będzie zniszczona. Bo cenił ją, uświadomił sobie nagle. Bardziej niż sądził, że to możliwe.
Znam go lepiej niż ktokolwiek. Potrzebuje mnie, a nikt nigdy wcześniej mnie nie potrzebował… nie mnie, nie w ten sposób. Oni wszyscy potrzebowali chłopca, który przeżył. Ale Severus… on chce tylko przyjaciela. A ja mogę nim być, chcę nim być. Cholerna Umbridge! Chciałbym, żeby zwyczajnie zdechła.
Udał się do biblioteki. Korytarze były puste, nie było w nich uczniów, którzy wszyscy w sali jedli obiad. Usiadł i zaczął pisać przy pustym stole z tyłu. Skończył dziesięć minut później i ponownie przeczytał list w poszukiwaniu błędów ortograficznych i interpunkcyjnych. Uznając go za zadowalający, zaadresował kopertę do profesora S. Snape’a i zagwizdał na Hedwigę.
- Proszę, daj to Severusowi – powiedział z powagą sowie śnieżnej. – Wiem, że je śniadanie, ale musi to dostać.
Hedwiga zahukała i skubnęła go za włosy, po czym wzięła list w dziób i odleciała z nim.
Harry westchnął ciężko z ulgą, po czym odwrócił się do stolika, by dokończyć aktualny esej z transmutacji.
Severus uniósł wzrok z nad talerza pieczonego kurczaka i tłuczonych ziemniaków, dostrzegając śnieżną sowę siadającą na jego ramieniu z listem w dziobie.
- Dla mnie? Dziękuję. – Nakarmił ją kawałkiem kurczaka w formie nagrody, po czym wziął list i schował go do kieszeni szat. Przeczyta go później.
Wznowił jedzenie, przypominając sobie, jak kiedyś myszołów rdzawosterny siadał na oparciu jego krzesła i jadł smakołyki z jego ręki. Tylko że to nie był prawdziwy jastrząb, tylko nieposłuszny uczeń w animagicznej formie, pomyślał gorzko. Jego chowaniec, jak większa część jego życia, był kłamstwem.
Niemal nieświadomie rzucił okiem na stół Gryffindoru, który był dobrze widoczny z jego miejsca siedzącego. Zobaczył Weasleya, Granger, Longbottoma i resztę, ale nie Pottera. Gdzie był ten chłopak? Spał? Uczył się? Dlaczego nie był ze swoimi przyjaciółmi? Po półtora miesiąca powinien przylgnąć do nich jak za sprawą zaklęcia przylepca. Ale tak nie było.
Przeszył go przebłysk niepokoju. Przypomniał sobie, jak Hagrid wspominał o dziwnym zachowaniu Pottera tuż przed jego zniknięciem, jak zaczął spędzać dużo czasu w samotności i unikał przyjaciół. Czy ten wzór mógł się powtórzyć?
Nawet jeśli, nie jesteś za niego odpowiedzialny, Severusie. Minerva jest jego Opiekunką, to ona powinna go obserwować. Już nie jest twoim chowańcem, pamiętasz? Snape ugryzł kolejny kawałek kurczaka. Ale zobowiązałeś się go chronić. Mimo że jest podstępnym bachorem, zobowiązałeś się upewnić, że dożyje do wieku dorosłego.
Poinformuje Minervę o swoich… obawach i pozwoli jej sobie z tym poradzić. Dokończył obiad, a potem miał do ocenienia eseje i prace domowe. Całkiem zapomniał o nieotwartym liście w kieszeni, a gdy dotarł do swoich kwater, plotki zdążyły rozejść się po całej szkole i nie mógł ich nie podsłuchać.
Nim dotarł do swojego prywatnego apartamentu, skwierczał z wściekłości i był gotowy… klątwą usunąć bachorowi język z ust. Co takiego było w tym chłopcu, że musiał się przed wszystkimi chełpić i rozgłaszać dookoła, co się mu stało? Dlaczego choć raz nie mógłby się zamknąć? Naprawdę aż tak bardzo pragnął sławy czy uznania?
Podszedł do biurka i wyciągnął zadania na dzisiejszy dzień i usadowił się, by ocenić je i nieco zemścić.
Nigdy nie ufaj Potterowi. Wiedziałeś, że lepiej tego nie robić. Ciekawe, ile minie czasu nim porozmawia z reporterami z Proroka i pojawi się artykuł o jego czasie z profesorem Snapem oraz ekskluzywna historia o nietoperzu z lochów?
Wycelował różdżką w żerdź, która rozłamała się na pół.
Chwilę później naprawił ją machnięciem różdżki.
Żerdź należała do Hagrida, więc nie miał żadnego prawa niszczyć czyjejś własności.
Uszczypnął grzbiet nosa, wstał i podszedł do małej szafki w rogu salonu, ukląkł i wydobył bardzo małą butelkę Ognistej Whiskey Ogdena. Wlał ją do szklanki i przez moment się jej przyglądał. Czy naprawdę chciał iść tą drogą?
Sekundę później machnął nadgarstkiem i wypił szota. Prawie nigdy nie pił, ale tysiące razy widział, jak jego ojciec wypijał szoty, więc po prostu skopiował to wspomnienie.
Whiskey wypaliła sobie drogę do jego żołądka, ogrzewając go, choć jego serce pozostało zamrożone.
Opuścił szklankę z trzaskiem i przeklął. Niech cię cholera, Potter! Teraz doprowadziłeś mnie do picia.
Podszedł do biurka i spojrzał na zostawione eseje. Obrzydzały go. Brzydził się samego siebie za to przygnębienie z powodu utraconej przyjaźni niczym cholerny nastolatek. Przecież to nie był pierwszy raz, gdy stracił przyjaciela.
Jesteś głupcem, Sev. Wiedziałeś, że lepiej nie dopuszczać innych blisko siebie. Lepiej, jak o nikogo nie dbasz. Wtedy nie zostałbyś tak  ranny, gdy odchodzą. A zawsze odchodzą. Zawsze.
Podniósł torbę ze sprzętem sokolniczym i zdecydował, że to najlepszy czas oddać go Hagridowi. Który był jedynym przyjacielem, który pozostał mu lojalny, westchnął.
Skurczył żerdź i wepchnął ją do torby, po czym wyszedł drzwiami i przez sekretny korytarz.
Filiżanka herbaty i bułeczka uspokoją jego nerwy, a niewątpliwie Hagrid już słyszał plotki i będzie czekał na Severusa, żeby z nim porozmawiać.


środa, 20 marca 2019

Rodzina



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Family
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Syriusz i Regulus
Ilość części: miniaturka
Opis: Regulus pragnie rodziny.

Dwuletni Regulus wstał chwiejnie, jego nóżki trzęsły się z wysiłku. Uniósł ramiona w płaszczyźnie poziomej, używając ich, by zachować równowagę.
Jego jasno szare oczy błyszczały zadowoleniem i dumą, spojrzał na swojego brata, który był zajęty zabawą.
- Syri! – krzyknął Regulus z radością.
Syriusz nie uniósł wzroku znad tego, cokolwiek robił.
- Idź sobie, Reg – odparł obojętnie.
Pierwszym krokiem Regulus przybliżył się do Syriusza, ignorując ostre słowa wypowiedziane w jego kierunku. Ostrożnie przedostał się do Syriusza, krzycząc jego imię w kółko, żeby jego brat uniósł wzrok i zobaczył jego pierwsze kroki.
Syriusz, zirytowany nagabywaniem Regulusa, uniósł wzrok. Jednak nie uśmiechnął się, nie powiedział „dobra robota”, ani nic w tym stylu. Zamiast tego wstał, odwrócił się plecami do narzucającego się mu Regulusa i wyszedł z pokoju.
Warga Regulusa zadrżała, a tłuste łzy spłynęły po jego pulchnych policzkach.
- Syri? – jęknął, opadając na tyłek z cichym „Ooomph”.
Nie było odpowiedzi, ponieważ jak zwykle, Syriusz zostawił go samego.
^^^
Regulus smętnie obserwował, jak Syriusz wsiada do pokoju, który miał go zabrać. Starszy syn Blacków nawet nie spojrzał w kierunku swojej rodziny, nawet nie spojrzał na Regulusa, małego dzieciaka, który absolutnie go uwielbiał.
Zamiast tego, Syriusz wydawał się zbyt śpieszyć, by uciec od rodziny, co nie było okropnie nowe.
- Matko, czy mogę świstoklikiem do Hogwartu odwiedzić Syriusza?
- Oczywiście, że nie, Regulusie. Wiesz, że lepiej nie mówić takich bzdur – zbeształa go Walburga Black.
Regulus milcząco pokiwał głową, żałując, że Syriusza z nim nie ma.
Bez względu na to, jak bardzo Syriusz zdawał się nienawidzić fakt, że ma brata, Regulus nigdy nie przestał go kochać. Było to coś, z czym Syriusz musiał się uporać.
^^^
- Nie ma nad tobą kontroli!
Regulus obserwował, jak ich matka krzyczy na Syriusza.
Syriusz nie pochylił głowy w wyrazie uległości, jak on by to zrobił. Zamiast tego, zmrużył oczy i wyrzucił z siebie:
- Będę się przyjaźnić z kimkolwiek chcę i nie możesz zrobić nic, by mnie powstrzymać.
- Nie kuś mnie – zagroziła, unosząc różdżkę i przygotowując się do klątwy.
Regulus nerwowo przełknął ślinę. Chciał wkroczyć i zainterweniować, ale wtedy zaryzykuje, że gniew jego matki zwróci się ku niemu. Mimo to, Syriusz był jego bratem, rodziną, która powinna trzymać się razem, bez względu na wszystko.
- M-Matko. Syriusz był przydzielony do Gryffindoru. To sensowne, że ma przyjaciół Gryfonów, a James Potter jest przynajmniej czystej krwi. Mogło być gorzej w tym uwielbiającym mugoli Domu.
- Nie pomagaj mi, Regulusie! – warknął Syriusz.
Regulus wzdrygnął się, gdy nie pojawił się stary pseudonim „Reg”, którym zwykle nazywał go Syriusz.
- Ale…
- Ostatnią rzeczą, jakiej kiedykolwiek będę chciał, jest twoja pomoc – warknął Syriusz i odszedł. Syriusz zawsze odsuwał się od niego, unikając poszukujących palców Regulusa, palców, które aż bolały, by chwycić dłoń jego brata.
Teraz Regulus został sam, patrząc samotnie w surową z furii twarz matki. Zawsze samotnie.
^^^
Regulus usiadł na stołku, a Tiara Przydziału została nałożona na jego głowę. Krzyknęła szybko:
- Slytherin!
Tiara Przydziału została zdjęta i wstał z dumnym skinięciem głową. Zaryzykował spojrzenie w stronę Syriusza, kiedy podchodził do stołu Ślizgonów i niemal skulił się na widok absolutnej nienawiści na jego wyrazistej twarzy.
Wiedział, że Syriuszowi nie spodoba się to, że Regulus dostał się do Slytherinu, ale nic nie mógł na to poradzić. Nawet gdyby Regulus mógł kontrolować to, gdzie się dostanie, spodziewano się po nim, że będzie Ślizgonem tak, jak wszyscy inni Blackowie przed Syriuszem. Nie mógł ignorować rodzinnej tradycji.
Usiadł przy stole i uśmiechnął się do serdecznych twarzy, mimo tego, że czuł przenikliwe spojrzenie brata. Kiedy kolacja się skończyła, Syriusz podszedł ze swoimi przyjaciółmi, zatrzymując wędrówkę Regulusa, jak również kilku innych Ślizgonów z pierwszego roku, z którymi rozmawiał, i warknął:
- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj, Ślizgońska Szumowino.
I to były ostatnie słowa, które wypowiedział do niego Syriusz. Po tym nie otrzymał nawet słów pełnych gniewu, a Regulus byłby wdzięczny, słysząc cokolwiek z ust Syriusza, nawet słowa pełne niesmaku. Obojętność bolała bardziej, niż cokolwiek innego, co Syriusz mógł mu powiedzieć.
Nawet gdy był w domu podczas wakacji, Syriusz udawał, że jest jedynakiem, ignorując wszystko, co było związane z Regulusem. W rzeczywistości, robił również wszystko, by ignorować ich rodziców.
Piekielnie bolała świadomość, że stracił brata.
^^^
Rok po ucieczce Syriusza z domu był najgorszym. Wszyscy wiedzieli, że Syriusz był zdrajcą rodziny i przez to inaczej patrzyli na Regulusa. Regulus nienawidził ciągłej kontroli i poczucia samotności.
- Wiesz, jeśli podążysz za Czarnym Panem, nigdy nie będziesz sam – powiedział Barty, podchodząc do niego w pokoju wspólnym. – Za dwa tygodnie jest spotkanie – wyjaśnił.
Regulus uniósł wzrok znad podręcznika eliksirów.
- Nie jestem pewny, czy naprawdę chcę być do czegoś zobowiązany. – Może miał czystokrwiste przekonania, ale nie był pewny, czy chce pozornie zrównywać się z Mrokiem.
- Śmierciożercy będą twoją rodziną – powiedział Barty, wiedząc dokładnie, jak dostać się do Regulusa. Mimo że Regulus rozpoznał manipulację – nie była zbyt subtelna – nie był w stanie oprzeć się pokusie. Regulus chciał rodziny, a jego rodzice tak naprawdę nie wiedzieli, jak ją mu zapewnić.
- Pomyślę o tym – powiedział, wiedząc, że najprawdopodobniej będzie na spotkaniu.
Barty uśmiechnął się, wiedząc, że wygrał.


czwartek, 14 marca 2019

CP - Rozdział 12 - Grupa Defensywna



Następnego ranka siedząc w pustej Wielkiej Sali, Harry pił kawę, jakby to był sok dyniowy. Zasnął jakoś wpół do czwartej, jednak obudził się dwie godziny później przez bliznę i prawą rękę pulsującą bólem. Z rozdrażnionym jękiem, Harry wyczołgał się z łóżka i odepchnął od siebie wszelkie przepływające przez niego dziwne uczucia niecierpliwości. Te dziwaczne uczucia naprawdę zaczynały go irytować, a stały ból utrudniał mu jasne myślenie.
Harry skończył kolejną filiżankę kawy i w końcu zaczął czuć się przytomny. Dziś miał być kolejny długi dzień,  skoro miał mieć późnym wieczorem szlaban. Nie czując się w tym momencie szczególnie społecznym człowiekiem, Harry spędził resztę czasu przed zajęciami w bibliotece, po czym przeszedł do swojej rutyny chodzenia z zajęć na zajęcia, starając się maksymalnie skupić uwagę na materiale.
Praktykowali na zaklęcia wyciszające na żabach ryczących, co Harry zdołał osiągnąć po pierwszych pięciu minutach ćwiczeń, ale niektórzy nie mieli tyle szczęścia. Przez całe zajęcia słyszał, jak Hermiona karci Rona, że nie radził sobie z czarem, mimo że deszcz uderzał o szyby. Nie pomogło też to, że Ron dostał dodatkowe zadanie domowe, jako że był jednym z nielicznych, którzy nie wykonali swoich zadań.
Gdy skończyły się zajęcia na ten dzień, Harry powtórzył wczorajsze działania: zjadł szybką kolację nim udał się szybko na szlaban. Dokładnie jak wieczór wcześniej, Harry został zmuszony pisać linijki własną krwią, co wyryło je na wierzchu jego dłoni, która przestała powracać do normy, będąc zaczerwienioną nawet po zniknięciu słów. Harry wiedział, że nie minie wiele czasu, nim nacięcia na jego ręce staną się trwałe. Myśl o ciągłym przypominaniu mu o tej nieludzkiej karze sprawiała, że się wzdrygał. Co zrobił, by sobie na to zasłużyć?
Właśnie zapadła  ciemność, gdy nagły ból z blizny na jego czole spowodował, że Harry upuścił pióro i złapał się za głowę. Ból z rana był niczym w porównaniu z tym, co czuł teraz. W rzeczywistości, nie czuł takiego bólu, od kiedy Voldemort obudził się ze śpiączki, co nie oznaczało nic dobrego. Nie wiedział, jak, ale Harry mógł powiedzieć, że Voldemort był o coś wściekły, naprawdę wściekły.
Potrząsając głową w nadziei, że odsunie wszelkie myśli o Voldemorcie, Harry chwycił ponownie pióro i kontynuował pisanie. Nie chciał wiedzieć, co Voldemort czuje. Miał dość rzeczy do zamartwiania się, bez myślenia, co może robić niebezpieczny Czarny Pan. Ból powoli przygasł do drobnego zwyczajnego bólu, pozostawiając Harry’ego z bólem dochodzącym z wierzchu jego dłoni, ale gdy porównał go do poprzedniego bólu głowy, nie było to coś, na co mógł narzekać.
Gdy nadeszła północ, profesor Umbridge ponownie sprawdziła prawą dłoń Harry’ego i potrząsnęła ze smutkiem głową, nim oświadczyła, że będzie musiał wrócić jutro wieczorem, by mogła się upewnić, że wiadomość całkowicie wsiąknęła. To rozwścieczyło Harry’ego. Jakie prawo miała profesor Umbridge by to robić? Nawet profesor Snape nie był tak okrutny. Wychodząc z gabinetu, Harry zanotował sobie, żeby się dowiedzieć, jakie dokładnie kary są dozwolone na szlabanach. Sądził, że mógł sobie poradzić z tym, czymkolwiek Umbridge mu dokopie, ale trzy szlabany za coś, na co nie miała żadnych dowodów były śmieszne.
I co z tym zrobić? Co mógłby zrobić, gdyby odkrył, że profesor Umbridge nie ma racji? Nie mógł powiedzieć innym bez wywoływania problemów między Zakonem a Ministerstwem, na co Zakon nie mógł sobie pozwolić w obecnej chwili. Nie ważne, że bardzo mu się to nie podobało, Harry wiedział, że musi sobie z tym teraz poradzić. Zakon był w tej sytuacji z jego powodu. Nie miał zamiaru jej pogorszyć.
Następnego ranka Harry znalazł się w takiej samej sytuacji, co zeszłego poranka, poza tym, że jego blizna nie pulsowała tak mocno, jak jego prawa dłoń, co utrudniało mu wykonanie pozostałych prac domowych podczas śniadania. Wierzch jego dłoni wciąż był zaczerwieniony i zapalony, zmuszając Harry’ego do naciągnięcia rękawa na to miejsce, wciskając kciuk do otworu będącego poniżej mankietu rękawa. Tkanina koszuli podrażniała mu dłoń, ale zaczerwienienie nie było zbyt widoczne, więc zostawił to w taki sposób.
Zakopany w pracy domowej, Harry nawet nie zauważył, kiedy jego koledzy z Gryffindoru przybyli i usiedli wokół niego. Dopiero, gdy Fred Weasley wyciągnął pióro z jego dłoni, uniósł wzrok i zobaczył kolegów z drużyny, patrzących na niego z niepokojem w oczach. Ron i Hermiona też nie siedzieli zbyt daleko.
- Gdzie byłeś zeszłej nocy, Harry? – zapytał z zaciekawieniem Fred. – Nikt nie mógł cię znaleźć.
Harry chwycił pióro i wrócił do zadania.
- Znowu miałem szlaban z Umbridge – powiedział spokojnie, nie unosząc wzroku. Naprawdę nie chciał widzieć tych wszystkich współczujących spojrzeń, które pewnie wszyscy mu posyłali. Nie chciał myśleć o ostatnich dwóch wieczorach i o tym, co przyniesie dzisiejszy. Zapomnienie było teraz jego jedynym wyborem.
- Czekaj chwilkę – powiedział zdezorientowany George. – Mówisz, że miałeś szlaban przez dwie noce, ponieważ Umbridge sądzi, że kłamałeś na temat tego, gdzie byłeś w niedzielę wieczorem? – Kiedy Harry nic nie odpowiedział, George skrzywił się i walnął pięścią w stół. – Co za… co za wiedźma! Idę do McGonagall!
- Nie! – powiedział szybko Harry ściszonym głosem, sprawiając, że bliźniacy Weasley spojrzeli na niego tak, jakby oszalał. – Zaangażowanie któregokolwiek z innych nauczycieli tylko wywołałoby problemy. Poradzę sobie z tym. Mam wystarczająco zmartwień bez wojny między Hogwartem a Ministerstwem z powodu kilku niesprawiedliwych szlabanów. Umbridge może się mylić co do jej kar, ale powodowanie zamieszania spowoduje tylko, że będę wyglądał jak rozpuszczony dzieciak.
Fred i George nie wyglądali na przekonanych, ale i tak pokiwali głowami. Kątem oka, Harry widział, jak Ron i Hermiona spoglądają w dół w swoje talerze z poczuciem winy na twarzach. Nie wiedział, co się stało zeszłej nocy, ale najwyraźniej przegapił coś, ponieważ nikt nie starał się rozmawiać z Ronem i Hermioną, nawet rodzeństwo Rona. To działo się tylko wtedy, gdy bliźniacy byli zdenerwowani na Rona za zrobienie czegoś głupiego.
Reszta dnia minęła podobnie jak poprzedni… powoli, ale nie dość wolno, ponieważ zanim Harry się obejrzał, ponownie wchodził do gabinetu profesor Umbridge na szlaban. Trzeci wieczór tortur był nawet gorszy niż poprzednie dwa. Wierzch jego dłoni już się nie leczył, przez co słowa „Nie będę opowiadać kłamstw” pozostawały wyryte na jego ciele, podczas gdy krew spływała z jego dłoni, plamiąc pergamin.
Trzeci wieczór z rzędu, profesor Umbridge zmusiła go do pisania linijek przesiąkniętych jego krwią aż do północy, nim spojrzała na jego dłoń. Uśmiechnęła się do Harry’ego i łagodnie puściła jego rękę.
- No, to będzie dla pana przypomnienie, nie sądzi pan, panie Potter? – zapytała słodko Umbridge. – Myślę, że będę dla pana łaskawa, skoro to pana pierwsze przewinienie. Lepiej dla pana, by w przyszłości był pan prawdomówny. Kłamstwa prowadzą tylko do kłopotów. – Powróciła do swojego biurka i usiadła za nim. – Proszę wykorzystać swój wolny czas mądrze, panie Potter.
Harry powstrzymał chęć przewrócenia oczami z irytacją i pożegnał się. W chwili, gdy opuścił gabinet, Harry pobiegł go najbliższej toalety, by zająć się swoją wciąż krwawiącą ręką. Na szczęście łazienka była pusta, więc Harry mógł szybko się wyczyścić, nim opatrzył się wyczarowanymi bandażami. Mógł mieć tylko nadzieję, że rana zaleczy się za kilka dni, żeby nikt się nie dowiedział, co naprawdę działo się na szlabanach. Ze sposobu, w jaki bliźniacy Weasley zachowywali się dziś rano, Harry zorientował się, że byliby oburzeni, gdyby dostrzegli jego poranione ciało na dłoni, dokładnie jak Remus i Syriusz.
Czasami Harry musiał się zastanowić, co zrobił, żeby zasłużyć sobie na to, że tak wielu ludzi go atakowało. Przez całe swoje życie chciał być traktowany jak wszyscy inni, ale poważnie wątpił, że inni mieli całą sekretną organizację, która chroniła ich sekrety. Prawdopodobnie najbardziej przeszkadzał Harry’emu fakt, że profesor Dumbledore, Syriusz i Remus byli gotowi zaryzykować tak wiele żyć, by jego wybuchy zostały tajemnicą. Czy jedno życie naprawdę było warte tych wszystkich kłopotów?
^^^
Reszta tygodnia minęła bez incydentów i to dość szybko, skoro Harry nie musiał martwić się kolejnymi wieczorami w biurze Umbridge. Na szczęście nikt nie zauważył, jak Harry naciąga prawy rękaw koszulki na dłoń, by ukryć bandaże. Trwało to do sobotniego poranka, nim dłoń Harry’ego zagoiła się, jednak słowa „Nie będę opowiadać kłamstw” wciąż można było na niej zobaczyć, gdyby się przyjrzało, nie żeby ktoś to robił. Dlaczego mieliby to robić? Nikt nawet nie pytał, z czym wiązał się szlaban z Umbridge.
Przez poprzednie kilka dni Ron i Hermiona próbowali zbliżyć się do Harry’ego, ale wydawało się, że nie są w stanie wymyślić nic do powiedzenia, co skończyło się tak, że chodzili sfrustrowani. Harry zorientował się, że to połączenie konfrontacji w Pokoju Życzeń i szlabanów, które otrzymał z tego powodu. Prawdę mówiąc, Harry nie obwiniał za szlabany Rona i Hermiony. To wszystko sprawka profesor Umbridge i jakoś Harry czuł, że to był dopiero początek. Od tej chwili będzie musiał być o wiele ostrożniejszy. Nie może dać Umbridge kolejnej okazji do przydzielenia mu następnego szlabanu.
Pracując nad zadaniem domowym w bibliotece późnym sobotnim popołudniem, Harry nie był zaskoczony, gdy Ron niepewnie usiadł naprzeciw niego i czekał, aż Harry zorientuje się o obecności swojego najlepszego przyjaciela. Trzy czynniki wpadły Harry’emu do głowy, gdy uniósł wzrok. Po pierwsze, Ron był sam. Po drugie, byli w bibliotece, co oznaczało, że nie mogli na siebie wrzeszczeć. A po trzecie wszyscy wokół nich ich obserwowali.
Ron wydawał się dostrzec ostatni czynnik, jako że nerwowo odchrząknął.
- Posłuchaj, wiem, że nie mam prawa prosić się o cokolwiek, ale będziemy mieli dziś wieczorem kolejne spotkanie – powiedział cicho. – Jeśli nie chcesz przyjść, rozumiemy to z Hermioną. Chodzi o to, że wszyscy wiedzą, że coś jest między nami nie tak i o ciebie pytali. Chcą się uczyć od ciebie, nie od Hermiony. Chcą być w to zaangażowani tylko wtedy, gdy ty będziesz.
- W takim razie nie powinniście składać obietnic, których nie możecie dotrzymać – powiedział spokojnie Harry, powracając do swojego zadania. – Powiedziałem wam, że pomogę wam, ale nie będę prowadził całego przedsięwzięcia. Hermiona grała na dwa fronty, żeby uzyskać pożądany rezultat. To ona musi przeprosić mnie i wszystkich innych. Syriusz i Remus trenowali mnie w tajemnicy, żeby dać mi przewagę, ponieważ jej potrzebuję. Ta przewaga zniknie, jeśli jedna osoba postanowi opowiedzieć o tym, co widzieli. Nie wydaje mi się, że zdajecie sobie sprawę, że dla mnie jest to sprawa życia i śmierci. To nie do jakiegoś trywialnego egzaminu czy żeby komuś zaimponować. Nauczyłem się tego, żeby przeżyć.
Ron pokręcił się nerwowo, pochylając głowę ze wstydem.
- Hermiona zdaj sobie sprawę z tego, że spaprała, Harry – powiedział. – Oboje wiemy, że zajmie wiele czasu nim wrócimy do tego momentu, gdzie byliśmy, ale chcemy spróbować. Hermiona planowała przeprosić wszystkich dziś wieczorem i powtórzyć, że ty tylko nam pomagasz, a nie przewodzisz… jeśli wciąż chcesz, oczywiście. – Ron westchnął, po czym powoli uniósł wzrok na Harry’ego, mając nadzieję, że da rady się zorientować, co Harry myśli. – Harry, ten ostatni tydzień bez ciebie był okropny. Hermiona wybuchała łzami każdej nocy, ponieważ uważa, że straciła jednego z najlepszych przyjaciół.
- Więc wysłała cię, żebyś porozmawiał ze mną w jej imieniu? – odpowiedział Harry przyciszonym głosem, napotykając błagalne spojrzenie Rona. Jeśli Hermionie było tak przykro z powodu tego, co zrobiła, dlaczego mu tego nie powiedziała? – Nie zamierzam współczuć i mówić, że rozumiem, jak trudny był dla was ostatni tydzień, ponieważ nie wiem. Moi przyjaciele wykorzystali mnie, żeby przekonać innych, że ich punkt widzenia jest właściwy. Nie ugnę się tylko dlatego, że ktoś płacze z powodu swoich błędów. Oboje musicie zdać sobie sprawę, że to nie jest zabawa. Voldemort powrócił, a ja jestem na szczycie jego listy „do zabicia”.
- Co mam ci powiedzieć? – zapytał Ron bezradnie. – Spapraliśmy. Nie myśleliśmy. Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Uwierz mi, Fred, George i Ginny nigdy na to nie pozwolą. Przez ostatni tydzień uznali za misję wskazanie nam naszych win.
Harry wzruszył ramionami, odkładając zadanie.
- Nie mogę zagwarantować, że dzisiaj przyjdę – powiedział cicho. – Naprawdę powinienem umyć od tego ręce, ale w przeciwieństwie do Hermiony, ja dotrzymuję obietnic. – Ron skrzywił się na ten komentarz. – Hermiona jest urodzona do tej roboty. Moja zaufanie nie jest dawane szczodrze. Kiedy zbierze odwagę, by samodzielnie przeprosić, oboje będziecie wiedzieć, gdzie mnie znaleźć.
Chcąc zakończyć tą rozmowę, Harry wyszedł z biblioteki, nim Ron mógł cokolwiek powiedzieć. Naprawdę nie wiedział już, co robić. Jego umysł wciąż wędrował do podróży pociągiem do Hogwartu. Tego dnia, gdy walczył o swoje życie samotnie. Problemem było to, że nie zawsze będzie jedynym celem. Uczniowie Hogwartu potrzebowali się nauczyć, jak się bronić… może nie w takim stopniu, jak Harry, ale musieli nauczyć się podstaw. Tak, podstawy były nudne, ale potrzebne, żeby chociaż spróbować nauczyć się czegoś trudniejszego. To dlatego szkoła potrzebowała prawdziwego nauczyciela obrony, a nie oszusta takiego, jak Umbridge.
Problem w tym, że Ministerstwo zwyczajnie nie potrafiło zaakceptować prawdy.
Tego wieczoru Harry obserwował z dalekiego końca pomieszczenia, jak jego koledzy z klasy opuszczają wieżę Gryffindoru na spotkanie w Pokoju Życzeń. Dzisiejszy wieczór będzie interesujący. Jeśli Ron mówił prawdę, to Harry wiedział, że kilka osób będzie wściekłych na Hermionę. Wiedział również, że mógłby temu zapobiec, ale miał głębokie przeczucie, że to musi się wydarzyć. Hermiona musi się nauczyć, jak radzić sobie z ludźmi. Musi zaakceptować konsekwencje swoich działań.
Po godzinie Harry w końcu poddał się frustracji i wyszedł do Pokoju Życzeń. Po wejściu, Harry dostrzegł, że ściany są wyłożone drewnianymi półkami na książki. Jedwabne poduszki pokrywały podłogę zamiast krzeseł. Na końcu pokoju były półki, zawierające różne magiczne wyposażenie szpiegowskie. W centrum pokoju była grupa uczniów, których spotkał tydzień temu. Rozmawiali między sobą, nie zwracając uwagi na osobę, która weszła. Harry wziął to za znak i usiadł na jedej z poduszek, przyglądając się kolegom w milczeniu. Zapowiedź jego obecności tylko by wszystkich rozproszyła.
- Słuchajcie – powiedziała Hermiona ponad rozmowami, – wiem, że chcieliście się uczyć od Harry’ego, ale proszę zrozumcie jego punkt widzenia. Dostał trzydniowy szlaban od Umbridge tylko dlatego, że chronił to, co robimy.
- Właściwie to dostałem szlaban, ponieważ to była pierwsza okazja, gdy Umbridge mogła to zrobić – poprawił ją Harry, sprawiając, że wszyscy podskoczyli zaskoczeni. – Jej powód był nieistotny. Jej głównym motywem było to, żebym przyznał, że kłamałem na temat powrotu Voldemorta.
Kilka osób wzdrygnęło się na wspomnienie imienia Czarnego Pana, co sprawiło, że Harry przewrócił oczami z irytacją. Ci ludzie chcieli się nauczyć, jak walczyć przeciwko Voldemortowi i jego sługom, a nie potrafili nawet wytrzymać zwykłego imienia? To z pewnością nie polepszyło jego wiary w tych wszystkich ludzi. Wystarczy, że ich przeciwnicy wymienią imię Voldemorta, nim ich zabiją.
- A-Ale to nie fair! – zaprotestowała Cho.
- Witamy w świecie profesor Umbridge – powiedział sarkastycznie Ron, po czym odwrócił się do Harry’ego z nerwowym wyrazem twarzy. – Cieszę się, że mogłeś przyjść, kumplu. Zdecydowaliśmy się na nazwę: Grupa Defensywna albo w skrócie GD. Właśnie dyskutowaliśmy o tym, kto powinien być liderem, ponieważ… no, cóż… ponieważ ty nie chcesz nim być.
- Masz rację, nie chcę – powiedział spokojnie Harry. Nie sądzę, by ktokolwiek powinien być liderem. – Kilka osób popatrzyło na niego zdezorientowanych. Harry spojrzał bezpośrednio na Hermionę. – Mogę? – zapytał, a Hermiona szybko pokiwała głową. – Proszę wszystkich, rozdzielcie się na grupy według waszych domów. – Wstał i czekał, aż wszyscy wykonają polecenie. – A teraz, jako grupy, wybierzcie po jednej lub dwie osoby, które będą częścią komitetu. Komitet będzie odpowiedzialny za organizowanie spotkań. Dzięki temu zapobiegniemy temu, by jedna osoba nie była obciążona prowadzeniem całego przedsięwzięcia. Ci, którzy są Prefektami, członkami waszych drużyn Quidditcha albo oba i uważają, że nie będą w stanie unieść kolejnego obowiązku, przekażcie to reszcie waszej grupy.
Wśród trzech grup rozległy się ciche rozmowy. Harry obserwował grupę Gryfonów i dostrzegł, że Ron, Fred, George, Angelina, Alicja i Katie szybko ogłosili, że nie chcą być brani pod uwagę. Zauważył też, że Hermiona była niezwykle cicha. To było dziwne. Spodziewał się, że Hermiona skorzysta z okazji, żeby być przedstawicielem. Pierwsza ucichał grupa Puchonów i do Harry’ego podeszła dwójka uczniów: Justin Finch-Fletchley i Hannah Abbot. To nie było wielkim zaskoczeniem. Kolejna ucichła grupa Gryfonów. Z niej podeszli do niego Ginny Weasley i Neville Longbottom. To było zaskoczenie. W końcu zamilkli Krukoni i zbliżyła się Cho Chang z blondwłosą koleżanką Ginny. Wyglądało na to, że komitet został uformowany.
- Gratuluję – powiedział Harry do szóstki członków. – Sugeruję, żebyście zaczęli dzisiaj z czymś łatwym. Może zaklęcie rozbrajające.
- Jeszcze jedno, Harry – powiedziała Ginny i spojrzała na Neville’a, nim zerknęła z powrotem na Harry’ego. – Akceptujemy członkostwo w tym komitecie, ale sądzę, że wszyscy się zgadzają, że potrzebujemy też przywództwa. Sądzę, że powinieneś być naszym kierownikiem. Nikt nie może zaprzeczyć twojej wiedzy w tej dziedzinie. Byłaby szkoda jej nie wykorzystać, nie sądzisz?
Pozostała piątka członków pokiwała głowami na znak zgody, zostawiając Harry’ego w pułapce. Przynajmniej nie nauczał.
- Dobrze – powiedział cicho. – Gdy tylko spotkanie się skończy, porozmawiamy o czasie i miejscu spotkań. Sądzę, że wszyscy chcecie, żebym poprowadził dzisiejszą lekcję?
Ginny uśmiechnęła się pogodniej.
- Tak na początek – powiedziała radośnie. – Jak tylko załapiemy, o co chodzi, pomożemy ci z tym, prawda?
Wszyscy pokiwali głową na zgodę.
- Daj temu szansę, Harry – dodała Cho. – Większość z nas nauczyła się tego zaklęcia lata temu, więc nie powinno być zbyt trudno. Sądzę, że wszyscy potrzebujemy tylko nieco praktyki, póki nie załapią.
Harry skinął głową i potarł oczy pod okularami. To tyle, jeśli chodzi o nie angażowanie się.
- Wszyscy dobierzcie się w pary – ogłosił Harry, poprawił okulary i spojrzał na komitet oraz pozostałych uczniów. – Dzisiaj wieczorem powtórzymy zaklęcie rozbrajające i zanim zaczniecie narzekać, pamiętajcie: nie ma sensu uczyć się bardziej zaawansowanych zaklęć, czarów i klątw, jeśli nie poznacie najpierw podstaw.
Przez następne trzy kwadranse wszyscy ćwiczyli na innych zaklęcie rozbrajające, podczas gdy Harry i Cho obserwowali, gdyż reszta komitetu twierdziła, że potrzebują ćwiczeń. Neville był w parze z jedną z przyjaciółek Cho i po kilku uspokajających słowach Harry’ego, nie miał problemu z rozbrojeniem jej. Cały komitet obserwował, nawet jeśli tylko kątem oka, jak Harry przechodzi się wśród grup, oferując swoją radę, jeśli była potrzebna i gratulując innym, którym się powiodło. Dla Harry’ego, robił zwyczajnie to, co Syriusz i Remus, gdy nauczali jego, więc nie myślał o tym za wiele.
Kiedy Harry w końcu zarządził przerwanie ognia, większość grupy była zadowolona ze swoich osiągnięć.
- W porządku, śmiało możecie ćwiczyć przez tydzień, ale nie publicznie – powiedział mimochodem. – Jeśli ktokolwiek z was ma pytania, porozmawiajcie z członkami komitetu. Oni będą was uczyć w przyszłym tygodniu. Wszyscy poza komitetem są wolni. Jeśli zmieni się godzina spotkania, zostaniecie o tym powiadomieni.
Szóstak uczniów szybko podeszła do Harry’ego, niecierpliwie czekając na umówienie ich spotkań.
- To było naprawdę świetne, Harry – powiedział natychmiast Neville. – Jesteś urodzonym nauczycielem. Gdy tylko mi powiedziałeś, jak się skupić, to stało się takie łatwe. Nikt nigdy wcześniej nie wyjaśnił mi tego tak, jak ty.
- Muszę przyznać Longbottomowi rację – powiedział Justin, wzruszając ramionami. – Chyba tylko profesor Lupin naprawdę wyjaśniał różne rzeczy. W przyszłości powinniśmy pójść w tym kierunku. To z pewnością wszystkim pomoże, gdy dotrzemy do trudniejszego materiału.
- To prawda – powiedział Harry bardziej do siebie, niż do grupy, ale wszyscy i tak go usłyszeli. Ten komentarz tylko wzmocnił to, w co Harry już wierzył. Remus był wspaniałym nauczycielem, ale ponieważ był wilkołakiem, Ministerstwo nie pozwoli mu ponownie nauczać. – Czy ktoś ma jakieś zastrzeżenia, co do spotkania jutro rano w bibliotece o dziewiątej?
Wszyscy potrząsnęli głowami i obiecali, że tam będą, po czym opuścili Pokój Życzeń idąc do swoich odpowiednich Wież. Było blisko godziny policyjnej, a ostatnią rzeczą, jakiej wszyscy potrzebowali to wpadnięcie w kłopoty u Filcha, profesor Umbridge albo Snape’a. Gotowy za nimi podążyć, Harry rzucił ostatnie spojrzenie wokół pokoju i zobaczył, że nie był sam. Hermiona siedziała w kącie, cicho płacząc. Nie mógł powstrzymać pełnego frustracji westchnięcia. Naprawdę nie był dzisiaj gotów na konfrontację z nią.
Hermiona chyba zauważyła, że jest sama z Harrym, wstała i podeszła szybko do niego, obejmując go ramionami.
- Harry, tak bardzo przepraszam! – krzyknęła. – Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić ani narazić na niebezpieczeństwo. Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam, co robiłeś i pomyślałam… nie wiem, co myślałam. Proszę, proszę, wybacz mi! Obiecuję, że nigdy więcej nie zrobię czegoś, co narazi cię na niebezpieczeństwo!
Harry niezgrabnie poklepał Hermionę po plecach, niepewny, co więcej zrobić. Tak, był na nią zdenerwowany, ale wiedział, że dziewczyna pomyśli dwa razy, nim po raz kolejny spróbuje czegoś takiego. Możliwe, że Hermiona była zbyt podekscytowana tą całą grupą, by myśleć o konsekwencjach. Jak mógł ją za to obwiniać?
- Wybaczam ci, Hermiono – powiedział szczerze Harry, – ale nie mogę o tym zapomnieć. Minie trochę czasu, nim ponownie ci zaufam, ale jestem gotów podjąć ten wysiłek.
Hermiona odsunęła się i uśmiechnęła do Harry’ego, ocierając łzy.
- Dziękuję, Harry – powiedziała z wdzięcznością. – Cieszę się, że przyszedłeś dzisiaj i podoba mi się twój pomysł, by reprezentanci domów dzielili się tym brzemię.
Harry wzruszył ramionami, podchodząc do drzwi z Hermioną.
- Pomyślałem, że to najlepszy pomysł, ponieważ może nadejść moment, gdy mnie tu nie będzie…
- C-Co? – zapytała zszokowana Hermiona. – Co masz na myśli „gdy mnie tu nie będzie”? Dlaczego miałoby cię nie być? Czy coś się stało?
- Chodziło mi o to, że profesor Umbridge może próbować dać mi w przyszłości kolejny szlaban – sprecyzował cicho Harry, gdy wychodził z pokoju. Hermiona szła blisko niego. – Teraz uważa mnie za zagrożenie, ponieważ tak wiele osób chce podążyć moimi śladami, a ja wyraźnie nie zgadzam się z teraźniejszymi poglądami Ministerstwa. Jestem atakowany z dwóch stron: Ministerstwa i od strony Voldemorta. To dlatego muszę trzymać się z dla od centrum uwagi.
Hermiona westchnęła, gdy dotarli do klatek schodowych.
- Naprawdę, naprawdę mi przykro, Harry – powiedziała cicho, gdy weszli na poruszające się schody. – Po prostu przyjmowałeś wszystko tak spokojnie, że zapomnieliśmy, przez co musisz przechodzić. Nawet gdy byłeś na mnie zły, tak naprawdę nie podniosłeś głosu. Przeszliśmy przez wiele, ale w tym ostatnim tygodniu, chyba coś zrozumieliśmy. Tak naprawdę już w ogóle się nie wściekasz. Nie wiem, kiedy to się zaczęło, ale wiem, że jest tak od jakiegoś czasu. Zdaję sobie sprawę, że nie mam prawa nic mówić, ale n-niepokoję się, Harry. To niezdrowo trzymać wszystko w sobie.
- Nie robię tak – powiedział Harry, gdy dotarli do portretu Grubej Damy. – Po prostu nie uważam, by konieczne było wygłaszać tyrady, kiedy nie jestem w stanie robić nic, by zmienić ich tok myślenia. Jeśli będę miał problem z zadaniem domowym albo w czymś innym, co będzie związane z życiem w Hogwarcie, wtedy ci o tym powiem. – Rzucił Grubej Damie hasło i wszedł do środka, zostawiając za sobą zaskoczoną Hermionę. Wiedział, że minie trochę czasu, nim ponownie zaufa Hermionie, ale przynajmniej rozmawiali. Problem z emocjami będzie nieco trudniejszy. Powiedzenie przyjaciołom, że nie może wpadać w złość nie było opcją. Miał tylko nadzieję, że będzie w stanie wymyślić coś wiarygodnego, gdy sprawa ponownie wyjdzie na światło dzienne.
^^^
Następnego ranka Harry był w bibliotece godzinę przed umówionym spotkaniem z komitetem, starając się dokończyć esej z eliksirów. Ponownie miał sen o pozbawionym okien korytarzu, który zaczął doprowadzać go do szaleństwa. Nie znosił tego snu, ale chyba nie był w stanie pozbyć się go z głowy. Dlaczego? Co było tak ważnego w tym pustym korytarzu? Nigdy wcześniej nie był w tym miejscu, a przynajmniej nie mógł sobie tego przypomnieć.
Cho i blond włosa Krukonka, która przedstawiła się jako Luna Lobegood, przybyły pierwsze niemal dwadzieścia minut przed dziewiątą. Luna natychmiast wetknęła swoją różdżkę za ucho, nim wyjęła wydanie magazynu nazywanego „Żongler”, obracając go do góry nogami, żeby go przeczytać. Harry spojrzał na Cho z uniesioną brwią, ale otrzymał w odpowiedzi tylko wzruszenie ramionami.
Harry słyszał o „Żonglerze” od Syriusza i Remusa. Najwyraźniej był on podobny do brukowców, drukując w większości fikcję i rzadko fakty. Nie wiedział wiele więcej poza tym, ponieważ Syriusz i Remus czuli wielką niechęć wobec reporterów, zwłaszcza Rity Skeeter, która ostatnio była zaskakująco cicho. Tylko ona mogła ośmieszać Dumbledore’a i Ministerstwo przez tak długi czas.
Ginny i Neville również przybyli na miejsce. Neville usiadł obok Harry’ego, podczas gdy Ginny zajęła miejsce obok Luny. Justin i Hannah przybyli niedługo później i po rzuceniu kilku zaklęć wyciszających, byli gotowi do rozmowy. Po przedstawieniu, Cho, Justin i Hannah natychmiast rzucili się na materiał, który powinni omówić na następnym spotkaniu. Ustalili, które proste zaklęcia, czary i klątwy przerobią oraz kto się nimi zajmie. Zdecydowali się na sobotni wieczór na datę kolejnego spotkania, dając przedstawicielom mnóstwo czasu na przygotowanie.
Harry szybko odkrył, że Luna Lovegood była raczej dziwną osobą. Miała tendencję do wygłaszania komentarzy, które były bardzo mało logiczne i wydawała się nie zwracać uwagi na dziwne spojrzenia, które posyłali mu inni. Harry zanotował w pamięci, żeby potem zapytać Ginny o Lunę. Nie wiedział, czy Luna po prostu próbowała być zabawna, czy zwyczajnie nie było jej do końca z nimi.
Gdy o wszystkim zdecydowali, spotkanie skończyło się, zostawiając Harry’ego ponownie samego, by mógł uporać się ze swoim zadaniem z eliksirów. Przynajmniej pewne rzeczy się nigdy nie zmieniały. Bez względu na to, co się działo, zawsze było jeszcze zadanie z eliksirów.