Następnego
ranka siedząc w pustej Wielkiej Sali, Harry pił kawę, jakby to był sok dyniowy.
Zasnął jakoś wpół do czwartej, jednak obudził się dwie godziny później przez
bliznę i prawą rękę pulsującą bólem. Z rozdrażnionym jękiem, Harry wyczołgał
się z łóżka i odepchnął od siebie wszelkie przepływające przez niego dziwne
uczucia niecierpliwości. Te dziwaczne uczucia naprawdę zaczynały go irytować, a
stały ból utrudniał mu jasne myślenie.
Harry
skończył kolejną filiżankę kawy i w końcu zaczął czuć się przytomny. Dziś miał
być kolejny długi dzień, skoro miał mieć
późnym wieczorem szlaban. Nie czując się w tym momencie szczególnie społecznym
człowiekiem, Harry spędził resztę czasu przed zajęciami w bibliotece, po czym
przeszedł do swojej rutyny chodzenia z zajęć na zajęcia, starając się
maksymalnie skupić uwagę na materiale.
Praktykowali
na zaklęcia wyciszające na żabach ryczących, co Harry zdołał osiągnąć po
pierwszych pięciu minutach ćwiczeń, ale niektórzy nie mieli tyle szczęścia.
Przez całe zajęcia słyszał, jak Hermiona karci Rona, że nie radził sobie z
czarem, mimo że deszcz uderzał o szyby. Nie pomogło też to, że Ron dostał
dodatkowe zadanie domowe, jako że był jednym z nielicznych, którzy nie wykonali
swoich zadań.
Gdy
skończyły się zajęcia na ten dzień, Harry powtórzył wczorajsze działania: zjadł
szybką kolację nim udał się szybko na szlaban. Dokładnie jak wieczór wcześniej,
Harry został zmuszony pisać linijki własną krwią, co wyryło je na wierzchu jego
dłoni, która przestała powracać do normy, będąc zaczerwienioną nawet po
zniknięciu słów. Harry wiedział, że nie minie wiele czasu, nim nacięcia na jego
ręce staną się trwałe. Myśl o ciągłym przypominaniu mu o tej nieludzkiej karze
sprawiała, że się wzdrygał. Co zrobił, by sobie na to zasłużyć?
Właśnie
zapadła ciemność, gdy nagły ból z blizny
na jego czole spowodował, że Harry upuścił pióro i złapał się za głowę. Ból z
rana był niczym w porównaniu z tym, co czuł teraz. W rzeczywistości, nie czuł
takiego bólu, od kiedy Voldemort obudził się ze śpiączki, co nie oznaczało nic
dobrego. Nie wiedział, jak, ale Harry mógł powiedzieć, że Voldemort był o coś
wściekły, naprawdę wściekły.
Potrząsając
głową w nadziei, że odsunie wszelkie myśli o Voldemorcie, Harry chwycił
ponownie pióro i kontynuował pisanie. Nie chciał wiedzieć, co Voldemort czuje.
Miał dość rzeczy do zamartwiania się, bez myślenia, co może robić niebezpieczny
Czarny Pan. Ból powoli przygasł do drobnego zwyczajnego bólu, pozostawiając
Harry’ego z bólem dochodzącym z wierzchu jego dłoni, ale gdy porównał go do
poprzedniego bólu głowy, nie było to coś, na co mógł narzekać.
Gdy
nadeszła północ, profesor Umbridge ponownie sprawdziła prawą dłoń Harry’ego i
potrząsnęła ze smutkiem głową, nim oświadczyła, że będzie musiał wrócić jutro
wieczorem, by mogła się upewnić, że wiadomość całkowicie wsiąknęła. To
rozwścieczyło Harry’ego. Jakie prawo miała profesor Umbridge by to robić? Nawet
profesor Snape nie był tak okrutny. Wychodząc z gabinetu, Harry zanotował
sobie, żeby się dowiedzieć, jakie dokładnie kary są dozwolone na szlabanach. Sądził,
że mógł sobie poradzić z tym, czymkolwiek Umbridge mu dokopie, ale trzy
szlabany za coś, na co nie miała żadnych dowodów były śmieszne.
I co z tym zrobić? Co mógłby zrobić, gdyby
odkrył, że profesor Umbridge nie ma racji? Nie mógł powiedzieć innym bez
wywoływania problemów między Zakonem a Ministerstwem, na co Zakon nie mógł
sobie pozwolić w obecnej chwili. Nie ważne, że bardzo mu się to nie podobało,
Harry wiedział, że musi sobie z tym teraz poradzić. Zakon był w tej sytuacji z
jego powodu. Nie miał zamiaru jej pogorszyć.
Następnego
ranka Harry znalazł się w takiej samej sytuacji, co zeszłego poranka, poza tym,
że jego blizna nie pulsowała tak mocno, jak jego prawa dłoń, co utrudniało mu
wykonanie pozostałych prac domowych podczas śniadania. Wierzch jego dłoni wciąż
był zaczerwieniony i zapalony, zmuszając Harry’ego do naciągnięcia rękawa na to
miejsce, wciskając kciuk do otworu będącego poniżej mankietu rękawa. Tkanina
koszuli podrażniała mu dłoń, ale zaczerwienienie nie było zbyt widoczne, więc
zostawił to w taki sposób.
Zakopany
w pracy domowej, Harry nawet nie zauważył, kiedy jego koledzy z Gryffindoru
przybyli i usiedli wokół niego. Dopiero, gdy Fred Weasley wyciągnął pióro z
jego dłoni, uniósł wzrok i zobaczył kolegów z drużyny, patrzących na niego z
niepokojem w oczach. Ron i Hermiona też nie siedzieli zbyt daleko.
-
Gdzie byłeś zeszłej nocy, Harry? – zapytał z zaciekawieniem Fred. – Nikt nie
mógł cię znaleźć.
Harry
chwycił pióro i wrócił do zadania.
-
Znowu miałem szlaban z Umbridge – powiedział spokojnie, nie unosząc wzroku.
Naprawdę nie chciał widzieć tych wszystkich współczujących spojrzeń, które
pewnie wszyscy mu posyłali. Nie chciał myśleć o ostatnich dwóch wieczorach i o
tym, co przyniesie dzisiejszy. Zapomnienie było teraz jego jedynym wyborem.
-
Czekaj chwilkę – powiedział zdezorientowany George. – Mówisz, że miałeś szlaban
przez dwie noce, ponieważ Umbridge sądzi, że kłamałeś na temat tego, gdzie
byłeś w niedzielę wieczorem? – Kiedy Harry nic nie odpowiedział, George
skrzywił się i walnął pięścią w stół. – Co za… co za wiedźma! Idę do McGonagall!
-
Nie! – powiedział szybko Harry ściszonym głosem, sprawiając, że bliźniacy
Weasley spojrzeli na niego tak, jakby oszalał. – Zaangażowanie któregokolwiek z
innych nauczycieli tylko wywołałoby problemy. Poradzę sobie z tym. Mam
wystarczająco zmartwień bez wojny między Hogwartem a Ministerstwem z powodu
kilku niesprawiedliwych szlabanów. Umbridge może się mylić co do jej kar, ale
powodowanie zamieszania spowoduje tylko, że będę wyglądał jak rozpuszczony
dzieciak.
Fred
i George nie wyglądali na przekonanych, ale i tak pokiwali głowami. Kątem oka,
Harry widział, jak Ron i Hermiona spoglądają w dół w swoje talerze z poczuciem
winy na twarzach. Nie wiedział, co się stało zeszłej nocy, ale najwyraźniej
przegapił coś, ponieważ nikt nie starał się rozmawiać z Ronem i Hermioną, nawet
rodzeństwo Rona. To działo się tylko wtedy, gdy bliźniacy byli zdenerwowani na
Rona za zrobienie czegoś głupiego.
Reszta
dnia minęła podobnie jak poprzedni… powoli, ale nie dość wolno, ponieważ zanim
Harry się obejrzał, ponownie wchodził do gabinetu profesor Umbridge na szlaban.
Trzeci wieczór tortur był nawet gorszy niż poprzednie dwa. Wierzch jego dłoni
już się nie leczył, przez co słowa „Nie będę opowiadać kłamstw” pozostawały
wyryte na jego ciele, podczas gdy krew spływała z jego dłoni, plamiąc pergamin.
Trzeci
wieczór z rzędu, profesor Umbridge zmusiła go do pisania linijek
przesiąkniętych jego krwią aż do północy, nim spojrzała na jego dłoń.
Uśmiechnęła się do Harry’ego i łagodnie puściła jego rękę.
-
No, to będzie dla pana przypomnienie, nie sądzi pan, panie Potter? – zapytała
słodko Umbridge. – Myślę, że będę dla pana łaskawa, skoro to pana pierwsze
przewinienie. Lepiej dla pana, by w przyszłości był pan prawdomówny. Kłamstwa
prowadzą tylko do kłopotów. – Powróciła do swojego biurka i usiadła za nim. –
Proszę wykorzystać swój wolny czas mądrze, panie Potter.
Harry
powstrzymał chęć przewrócenia oczami z irytacją i pożegnał się. W chwili, gdy
opuścił gabinet, Harry pobiegł go najbliższej toalety, by zająć się swoją wciąż
krwawiącą ręką. Na szczęście łazienka była pusta, więc Harry mógł szybko się
wyczyścić, nim opatrzył się wyczarowanymi bandażami. Mógł mieć tylko nadzieję, że
rana zaleczy się za kilka dni, żeby nikt się nie dowiedział, co naprawdę działo
się na szlabanach. Ze sposobu, w jaki bliźniacy Weasley zachowywali się dziś
rano, Harry zorientował się, że byliby oburzeni, gdyby dostrzegli jego
poranione ciało na dłoni, dokładnie jak Remus i Syriusz.
Czasami
Harry musiał się zastanowić, co zrobił, żeby zasłużyć sobie na to, że tak wielu
ludzi go atakowało. Przez całe swoje życie chciał być traktowany jak wszyscy
inni, ale poważnie wątpił, że inni mieli całą sekretną organizację, która
chroniła ich sekrety. Prawdopodobnie najbardziej przeszkadzał Harry’emu fakt,
że profesor Dumbledore, Syriusz i Remus byli gotowi zaryzykować tak wiele żyć,
by jego wybuchy zostały tajemnicą. Czy jedno życie naprawdę było warte tych
wszystkich kłopotów?
^^^
Reszta
tygodnia minęła bez incydentów i to dość szybko, skoro Harry nie musiał martwić
się kolejnymi wieczorami w biurze Umbridge. Na szczęście nikt nie zauważył, jak
Harry naciąga prawy rękaw koszulki na dłoń, by ukryć bandaże. Trwało to do
sobotniego poranka, nim dłoń Harry’ego zagoiła się, jednak słowa „Nie będę
opowiadać kłamstw” wciąż można było na niej zobaczyć, gdyby się przyjrzało, nie
żeby ktoś to robił. Dlaczego mieliby to robić? Nikt nawet nie pytał, z czym
wiązał się szlaban z Umbridge.
Przez
poprzednie kilka dni Ron i Hermiona próbowali zbliżyć się do Harry’ego, ale
wydawało się, że nie są w stanie wymyślić nic do powiedzenia, co skończyło się
tak, że chodzili sfrustrowani. Harry zorientował się, że to połączenie
konfrontacji w Pokoju Życzeń i szlabanów, które otrzymał z tego powodu. Prawdę
mówiąc, Harry nie obwiniał za szlabany Rona i Hermiony. To wszystko sprawka
profesor Umbridge i jakoś Harry czuł, że to był dopiero początek. Od tej chwili
będzie musiał być o wiele ostrożniejszy. Nie może dać Umbridge kolejnej okazji
do przydzielenia mu następnego szlabanu.
Pracując
nad zadaniem domowym w bibliotece późnym sobotnim popołudniem, Harry nie był
zaskoczony, gdy Ron niepewnie usiadł naprzeciw niego i czekał, aż Harry
zorientuje się o obecności swojego najlepszego przyjaciela. Trzy czynniki
wpadły Harry’emu do głowy, gdy uniósł wzrok. Po pierwsze, Ron był sam. Po
drugie, byli w bibliotece, co oznaczało, że nie mogli na siebie wrzeszczeć. A
po trzecie wszyscy wokół nich ich obserwowali.
Ron
wydawał się dostrzec ostatni czynnik, jako że nerwowo odchrząknął.
-
Posłuchaj, wiem, że nie mam prawa prosić się o cokolwiek, ale będziemy mieli
dziś wieczorem kolejne spotkanie – powiedział cicho. – Jeśli nie chcesz
przyjść, rozumiemy to z Hermioną. Chodzi o to, że wszyscy wiedzą, że coś jest
między nami nie tak i o ciebie pytali. Chcą się uczyć od ciebie, nie od
Hermiony. Chcą być w to zaangażowani tylko wtedy, gdy ty będziesz.
-
W takim razie nie powinniście składać obietnic, których nie możecie dotrzymać –
powiedział spokojnie Harry, powracając do swojego zadania. – Powiedziałem wam,
że pomogę wam, ale nie będę prowadził całego przedsięwzięcia. Hermiona grała na
dwa fronty, żeby uzyskać pożądany rezultat. To ona musi przeprosić mnie i
wszystkich innych. Syriusz i Remus trenowali mnie w tajemnicy, żeby dać mi
przewagę, ponieważ jej potrzebuję. Ta przewaga zniknie, jeśli jedna osoba
postanowi opowiedzieć o tym, co widzieli. Nie wydaje mi się, że zdajecie sobie
sprawę, że dla mnie jest to sprawa życia i śmierci. To nie do jakiegoś
trywialnego egzaminu czy żeby komuś zaimponować. Nauczyłem się tego, żeby
przeżyć.
Ron
pokręcił się nerwowo, pochylając głowę ze wstydem.
-
Hermiona zdaj sobie sprawę z tego, że spaprała, Harry – powiedział. – Oboje
wiemy, że zajmie wiele czasu nim wrócimy do tego momentu, gdzie byliśmy, ale
chcemy spróbować. Hermiona planowała przeprosić wszystkich dziś wieczorem i
powtórzyć, że ty tylko nam pomagasz, a nie przewodzisz… jeśli wciąż chcesz,
oczywiście. – Ron westchnął, po czym powoli uniósł wzrok na Harry’ego, mając
nadzieję, że da rady się zorientować, co Harry myśli. – Harry, ten ostatni
tydzień bez ciebie był okropny. Hermiona wybuchała łzami każdej nocy, ponieważ
uważa, że straciła jednego z najlepszych przyjaciół.
-
Więc wysłała cię, żebyś porozmawiał ze mną w jej imieniu? – odpowiedział Harry
przyciszonym głosem, napotykając błagalne spojrzenie Rona. Jeśli Hermionie było
tak przykro z powodu tego, co zrobiła, dlaczego mu tego nie powiedziała? – Nie
zamierzam współczuć i mówić, że rozumiem, jak trudny był dla was ostatni
tydzień, ponieważ nie wiem. Moi przyjaciele wykorzystali mnie, żeby przekonać
innych, że ich punkt widzenia jest właściwy. Nie ugnę się tylko dlatego, że
ktoś płacze z powodu swoich błędów. Oboje musicie zdać sobie sprawę, że to nie
jest zabawa. Voldemort powrócił, a ja jestem na szczycie jego listy „do
zabicia”.
-
Co mam ci powiedzieć? – zapytał Ron bezradnie. – Spapraliśmy. Nie myśleliśmy.
Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Uwierz mi, Fred, George i Ginny
nigdy na to nie pozwolą. Przez ostatni tydzień uznali za misję wskazanie nam
naszych win.
Harry
wzruszył ramionami, odkładając zadanie.
-
Nie mogę zagwarantować, że dzisiaj przyjdę – powiedział cicho. – Naprawdę
powinienem umyć od tego ręce, ale w przeciwieństwie do Hermiony, ja dotrzymuję
obietnic. – Ron skrzywił się na ten komentarz. – Hermiona jest urodzona do tej
roboty. Moja zaufanie nie jest dawane szczodrze. Kiedy zbierze odwagę, by
samodzielnie przeprosić, oboje będziecie wiedzieć, gdzie mnie znaleźć.
Chcąc
zakończyć tą rozmowę, Harry wyszedł z biblioteki, nim Ron mógł cokolwiek
powiedzieć. Naprawdę nie wiedział już, co robić. Jego umysł wciąż wędrował do
podróży pociągiem do Hogwartu. Tego dnia, gdy walczył o swoje życie samotnie. Problemem było to, że nie
zawsze będzie jedynym celem. Uczniowie Hogwartu potrzebowali się nauczyć, jak
się bronić… może nie w takim stopniu, jak Harry, ale musieli nauczyć się
podstaw. Tak, podstawy były nudne, ale potrzebne, żeby chociaż spróbować
nauczyć się czegoś trudniejszego. To dlatego szkoła potrzebowała prawdziwego
nauczyciela obrony, a nie oszusta takiego, jak Umbridge.
Problem
w tym, że Ministerstwo zwyczajnie nie potrafiło zaakceptować prawdy.
Tego
wieczoru Harry obserwował z dalekiego końca pomieszczenia, jak jego koledzy z
klasy opuszczają wieżę Gryffindoru na spotkanie w Pokoju Życzeń. Dzisiejszy
wieczór będzie interesujący. Jeśli Ron mówił prawdę, to Harry wiedział, że
kilka osób będzie wściekłych na Hermionę. Wiedział również, że mógłby temu
zapobiec, ale miał głębokie przeczucie, że to musi się wydarzyć. Hermiona musi
się nauczyć, jak radzić sobie z ludźmi. Musi zaakceptować konsekwencje swoich
działań.
Po
godzinie Harry w końcu poddał się frustracji i wyszedł do Pokoju Życzeń. Po
wejściu, Harry dostrzegł, że ściany są wyłożone drewnianymi półkami na książki.
Jedwabne poduszki pokrywały podłogę zamiast krzeseł. Na końcu pokoju były
półki, zawierające różne magiczne wyposażenie szpiegowskie. W centrum pokoju
była grupa uczniów, których spotkał tydzień temu. Rozmawiali między sobą, nie
zwracając uwagi na osobę, która weszła. Harry wziął to za znak i usiadł na
jedej z poduszek, przyglądając się kolegom w milczeniu. Zapowiedź jego
obecności tylko by wszystkich rozproszyła.
-
Słuchajcie – powiedziała Hermiona ponad rozmowami, – wiem, że chcieliście się
uczyć od Harry’ego, ale proszę zrozumcie jego punkt widzenia. Dostał trzydniowy
szlaban od Umbridge tylko dlatego, że chronił to, co robimy.
-
Właściwie to dostałem szlaban, ponieważ to była pierwsza okazja, gdy Umbridge
mogła to zrobić – poprawił ją Harry, sprawiając, że wszyscy podskoczyli
zaskoczeni. – Jej powód był nieistotny. Jej głównym motywem było to, żebym
przyznał, że kłamałem na temat powrotu Voldemorta.
Kilka
osób wzdrygnęło się na wspomnienie imienia Czarnego Pana, co sprawiło, że Harry
przewrócił oczami z irytacją. Ci ludzie chcieli się nauczyć, jak walczyć
przeciwko Voldemortowi i jego sługom, a nie potrafili nawet wytrzymać zwykłego
imienia? To z pewnością nie polepszyło jego wiary w tych wszystkich ludzi.
Wystarczy, że ich przeciwnicy wymienią imię Voldemorta, nim ich zabiją.
-
A-Ale to nie fair! – zaprotestowała Cho.
-
Witamy w świecie profesor Umbridge – powiedział sarkastycznie Ron, po czym
odwrócił się do Harry’ego z nerwowym wyrazem twarzy. – Cieszę się, że mogłeś
przyjść, kumplu. Zdecydowaliśmy się na nazwę: Grupa Defensywna albo w skrócie
GD. Właśnie dyskutowaliśmy o tym, kto powinien być liderem, ponieważ… no, cóż…
ponieważ ty nie chcesz nim być.
-
Masz rację, nie chcę – powiedział spokojnie Harry. Nie sądzę, by ktokolwiek
powinien być liderem. – Kilka osób popatrzyło na niego zdezorientowanych. Harry
spojrzał bezpośrednio na Hermionę. – Mogę? – zapytał, a Hermiona szybko
pokiwała głową. – Proszę wszystkich, rozdzielcie się na grupy według waszych
domów. – Wstał i czekał, aż wszyscy wykonają polecenie. – A teraz, jako grupy,
wybierzcie po jednej lub dwie osoby, które będą częścią komitetu. Komitet
będzie odpowiedzialny za organizowanie spotkań. Dzięki temu zapobiegniemy temu,
by jedna osoba nie była obciążona prowadzeniem całego przedsięwzięcia. Ci,
którzy są Prefektami, członkami waszych drużyn Quidditcha albo oba i uważają,
że nie będą w stanie unieść kolejnego obowiązku, przekażcie to reszcie waszej
grupy.
Wśród
trzech grup rozległy się ciche rozmowy. Harry obserwował grupę Gryfonów i
dostrzegł, że Ron, Fred, George, Angelina, Alicja i Katie szybko ogłosili, że
nie chcą być brani pod uwagę. Zauważył też, że Hermiona była niezwykle cicha.
To było dziwne. Spodziewał się, że Hermiona skorzysta z okazji, żeby być
przedstawicielem. Pierwsza ucichał grupa Puchonów i do Harry’ego podeszła
dwójka uczniów: Justin Finch-Fletchley i Hannah Abbot. To nie było wielkim
zaskoczeniem. Kolejna ucichła grupa Gryfonów. Z niej podeszli do niego Ginny
Weasley i Neville Longbottom. To było
zaskoczenie. W końcu zamilkli Krukoni i zbliżyła się Cho Chang z blondwłosą
koleżanką Ginny. Wyglądało na to, że komitet został uformowany.
-
Gratuluję – powiedział Harry do szóstki członków. – Sugeruję, żebyście zaczęli
dzisiaj z czymś łatwym. Może zaklęcie rozbrajające.
-
Jeszcze jedno, Harry – powiedziała Ginny i spojrzała na Neville’a, nim zerknęła
z powrotem na Harry’ego. – Akceptujemy członkostwo w tym komitecie, ale sądzę,
że wszyscy się zgadzają, że potrzebujemy też przywództwa. Sądzę, że powinieneś
być naszym kierownikiem. Nikt nie może zaprzeczyć twojej wiedzy w tej
dziedzinie. Byłaby szkoda jej nie wykorzystać, nie sądzisz?
Pozostała
piątka członków pokiwała głowami na znak zgody, zostawiając Harry’ego w
pułapce. Przynajmniej nie nauczał.
-
Dobrze – powiedział cicho. – Gdy tylko spotkanie się skończy, porozmawiamy o
czasie i miejscu spotkań. Sądzę, że wszyscy chcecie, żebym poprowadził
dzisiejszą lekcję?
Ginny
uśmiechnęła się pogodniej.
-
Tak na początek – powiedziała radośnie. – Jak tylko załapiemy, o co chodzi,
pomożemy ci z tym, prawda?
Wszyscy
pokiwali głową na zgodę.
-
Daj temu szansę, Harry – dodała Cho. – Większość z nas nauczyła się tego
zaklęcia lata temu, więc nie powinno być zbyt trudno. Sądzę, że wszyscy
potrzebujemy tylko nieco praktyki, póki nie załapią.
Harry
skinął głową i potarł oczy pod okularami. To
tyle, jeśli chodzi o nie angażowanie się.
-
Wszyscy dobierzcie się w pary – ogłosił Harry, poprawił okulary i spojrzał na
komitet oraz pozostałych uczniów. – Dzisiaj wieczorem powtórzymy zaklęcie
rozbrajające i zanim zaczniecie narzekać, pamiętajcie: nie ma sensu uczyć się
bardziej zaawansowanych zaklęć, czarów i klątw, jeśli nie poznacie najpierw
podstaw.
Przez
następne trzy kwadranse wszyscy ćwiczyli na innych zaklęcie rozbrajające,
podczas gdy Harry i Cho obserwowali, gdyż reszta komitetu twierdziła, że
potrzebują ćwiczeń. Neville był w parze z jedną z przyjaciółek Cho i po kilku
uspokajających słowach Harry’ego, nie miał problemu z rozbrojeniem jej. Cały
komitet obserwował, nawet jeśli tylko kątem oka, jak Harry przechodzi się wśród
grup, oferując swoją radę, jeśli była potrzebna i gratulując innym, którym się
powiodło. Dla Harry’ego, robił zwyczajnie to, co Syriusz i Remus, gdy nauczali
jego, więc nie myślał o tym za wiele.
Kiedy
Harry w końcu zarządził przerwanie ognia, większość grupy była zadowolona ze
swoich osiągnięć.
-
W porządku, śmiało możecie ćwiczyć przez tydzień, ale nie publicznie –
powiedział mimochodem. – Jeśli ktokolwiek z was ma pytania, porozmawiajcie z
członkami komitetu. Oni będą was uczyć w przyszłym tygodniu. Wszyscy poza
komitetem są wolni. Jeśli zmieni się godzina spotkania, zostaniecie o tym
powiadomieni.
Szóstak
uczniów szybko podeszła do Harry’ego, niecierpliwie czekając na umówienie ich
spotkań.
-
To było naprawdę świetne, Harry – powiedział natychmiast Neville. – Jesteś
urodzonym nauczycielem. Gdy tylko mi powiedziałeś, jak się skupić, to stało się
takie łatwe. Nikt nigdy wcześniej nie wyjaśnił mi tego tak, jak ty.
-
Muszę przyznać Longbottomowi rację – powiedział Justin, wzruszając ramionami. –
Chyba tylko profesor Lupin naprawdę wyjaśniał różne rzeczy. W przyszłości
powinniśmy pójść w tym kierunku. To z pewnością wszystkim pomoże, gdy dotrzemy
do trudniejszego materiału.
-
To prawda – powiedział Harry bardziej do siebie, niż do grupy, ale wszyscy i
tak go usłyszeli. Ten komentarz tylko wzmocnił to, w co Harry już wierzył.
Remus był wspaniałym nauczycielem, ale ponieważ był wilkołakiem, Ministerstwo
nie pozwoli mu ponownie nauczać. – Czy ktoś ma jakieś zastrzeżenia, co do
spotkania jutro rano w bibliotece o dziewiątej?
Wszyscy
potrząsnęli głowami i obiecali, że tam będą, po czym opuścili Pokój Życzeń idąc
do swoich odpowiednich Wież. Było blisko godziny policyjnej, a ostatnią rzeczą,
jakiej wszyscy potrzebowali to wpadnięcie w kłopoty u Filcha, profesor Umbridge
albo Snape’a. Gotowy za nimi podążyć, Harry rzucił ostatnie spojrzenie wokół
pokoju i zobaczył, że nie był sam. Hermiona siedziała w kącie, cicho płacząc.
Nie mógł powstrzymać pełnego frustracji westchnięcia. Naprawdę nie był dzisiaj
gotów na konfrontację z nią.
Hermiona
chyba zauważyła, że jest sama z Harrym, wstała i podeszła szybko do niego,
obejmując go ramionami.
-
Harry, tak bardzo przepraszam! – krzyknęła. – Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić
ani narazić na niebezpieczeństwo. Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam, co robiłeś
i pomyślałam… nie wiem, co myślałam. Proszę, proszę, wybacz mi! Obiecuję, że
nigdy więcej nie zrobię czegoś, co narazi cię na niebezpieczeństwo!
Harry
niezgrabnie poklepał Hermionę po plecach, niepewny, co więcej zrobić. Tak, był
na nią zdenerwowany, ale wiedział, że dziewczyna pomyśli dwa razy, nim po raz
kolejny spróbuje czegoś takiego. Możliwe, że Hermiona była zbyt podekscytowana
tą całą grupą, by myśleć o konsekwencjach. Jak mógł ją za to obwiniać?
-
Wybaczam ci, Hermiono – powiedział szczerze Harry, – ale nie mogę o tym
zapomnieć. Minie trochę czasu, nim ponownie ci zaufam, ale jestem gotów podjąć
ten wysiłek.
Hermiona
odsunęła się i uśmiechnęła do Harry’ego, ocierając łzy.
-
Dziękuję, Harry – powiedziała z wdzięcznością. – Cieszę się, że przyszedłeś
dzisiaj i podoba mi się twój pomysł, by reprezentanci domów dzielili się tym
brzemię.
Harry
wzruszył ramionami, podchodząc do drzwi z Hermioną.
-
Pomyślałem, że to najlepszy pomysł, ponieważ może nadejść moment, gdy mnie tu
nie będzie…
-
C-Co? – zapytała zszokowana Hermiona. – Co masz na myśli „gdy mnie tu nie
będzie”? Dlaczego miałoby cię nie być? Czy coś się stało?
-
Chodziło mi o to, że profesor Umbridge może próbować dać mi w przyszłości
kolejny szlaban – sprecyzował cicho Harry, gdy wychodził z pokoju. Hermiona
szła blisko niego. – Teraz uważa mnie za zagrożenie, ponieważ tak wiele osób
chce podążyć moimi śladami, a ja wyraźnie nie zgadzam się z teraźniejszymi
poglądami Ministerstwa. Jestem atakowany z dwóch stron: Ministerstwa i od
strony Voldemorta. To dlatego muszę trzymać się z dla od centrum uwagi.
Hermiona
westchnęła, gdy dotarli do klatek schodowych.
-
Naprawdę, naprawdę mi przykro, Harry – powiedziała cicho, gdy weszli na
poruszające się schody. – Po prostu przyjmowałeś wszystko tak spokojnie, że
zapomnieliśmy, przez co musisz przechodzić. Nawet gdy byłeś na mnie zły, tak
naprawdę nie podniosłeś głosu. Przeszliśmy przez wiele, ale w tym ostatnim
tygodniu, chyba coś zrozumieliśmy. Tak naprawdę już w ogóle się nie wściekasz.
Nie wiem, kiedy to się zaczęło, ale wiem, że jest tak od jakiegoś czasu. Zdaję
sobie sprawę, że nie mam prawa nic mówić, ale n-niepokoję się, Harry. To
niezdrowo trzymać wszystko w sobie.
-
Nie robię tak – powiedział Harry, gdy dotarli do portretu Grubej Damy. – Po
prostu nie uważam, by konieczne było wygłaszać tyrady, kiedy nie jestem w
stanie robić nic, by zmienić ich tok myślenia. Jeśli będę miał problem z
zadaniem domowym albo w czymś innym, co będzie związane z życiem w Hogwarcie,
wtedy ci o tym powiem. – Rzucił Grubej Damie hasło i wszedł do środka,
zostawiając za sobą zaskoczoną Hermionę. Wiedział, że minie trochę czasu, nim
ponownie zaufa Hermionie, ale przynajmniej rozmawiali. Problem z emocjami
będzie nieco trudniejszy. Powiedzenie przyjaciołom, że nie może wpadać w złość
nie było opcją. Miał tylko nadzieję, że będzie w stanie wymyślić coś
wiarygodnego, gdy sprawa ponownie wyjdzie na światło dzienne.
^^^
Następnego
ranka Harry był w bibliotece godzinę przed umówionym spotkaniem z komitetem,
starając się dokończyć esej z eliksirów. Ponownie miał sen o pozbawionym okien
korytarzu, który zaczął doprowadzać go do szaleństwa. Nie znosił tego snu, ale
chyba nie był w stanie pozbyć się go z głowy. Dlaczego? Co było tak ważnego w
tym pustym korytarzu? Nigdy wcześniej nie był w tym miejscu, a przynajmniej nie
mógł sobie tego przypomnieć.
Cho
i blond włosa Krukonka, która przedstawiła się jako Luna Lobegood, przybyły
pierwsze niemal dwadzieścia minut przed dziewiątą. Luna natychmiast wetknęła
swoją różdżkę za ucho, nim wyjęła wydanie magazynu nazywanego „Żongler”,
obracając go do góry nogami, żeby go przeczytać. Harry spojrzał na Cho z
uniesioną brwią, ale otrzymał w odpowiedzi tylko wzruszenie ramionami.
Harry
słyszał o „Żonglerze” od Syriusza i Remusa. Najwyraźniej był on podobny do
brukowców, drukując w większości fikcję i rzadko fakty. Nie wiedział wiele
więcej poza tym, ponieważ Syriusz i Remus czuli wielką niechęć wobec
reporterów, zwłaszcza Rity Skeeter, która ostatnio była zaskakująco cicho.
Tylko ona mogła ośmieszać Dumbledore’a i Ministerstwo przez tak długi czas.
Ginny
i Neville również przybyli na miejsce. Neville usiadł obok Harry’ego, podczas
gdy Ginny zajęła miejsce obok Luny. Justin i Hannah przybyli niedługo później i
po rzuceniu kilku zaklęć wyciszających, byli gotowi do rozmowy. Po przedstawieniu,
Cho, Justin i Hannah natychmiast rzucili się na materiał, który powinni omówić
na następnym spotkaniu. Ustalili, które proste zaklęcia, czary i klątwy
przerobią oraz kto się nimi zajmie. Zdecydowali się na sobotni wieczór na datę
kolejnego spotkania, dając przedstawicielom mnóstwo czasu na przygotowanie.
Harry
szybko odkrył, że Luna Lovegood była raczej dziwną osobą. Miała tendencję do
wygłaszania komentarzy, które były bardzo mało logiczne i wydawała się nie
zwracać uwagi na dziwne spojrzenia, które posyłali mu inni. Harry zanotował w
pamięci, żeby potem zapytać Ginny o Lunę. Nie wiedział, czy Luna po prostu
próbowała być zabawna, czy zwyczajnie nie było jej do końca z nimi.
Gdy
o wszystkim zdecydowali, spotkanie skończyło się, zostawiając Harry’ego
ponownie samego, by mógł uporać się ze swoim zadaniem z eliksirów. Przynajmniej
pewne rzeczy się nigdy nie zmieniały. Bez względu na to, co się działo, zawsze
było jeszcze zadanie z eliksirów.
Harry wydoroślał ,musiał. I dobrze,że przyjaciele zauważyli,że oni też muszą się zmienić. Dobry rozdział. Pozdrawiam. Dużo czasu i weny życzę.
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, cóż pomysł z kitketem dobrynky, jednak mimo wszystko nie powinien się angażować... Umbridge się go przyczepiła i może mieć kłopoty... ale dobrze, że do Hermiony i rona w końcu coś dotarło...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia