Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 6 marca 2019

ZS - Rozdział 19 - Zmora Severusa



Umbridge pierwsza doszła do siebie, jej oczy stwardniały, gdy spojrzała na zaginionego ucznia.
- No, no, panie Potter. Niezarejestrowany animag. A także uczeń, który omijał zajęcia ponad półtora miesiąca. Masz pojęcie, jak wiele kłopotów spowodowałeś? Powinnam wydalić cię za twoje żałosne zachowanie, młody człowieku!
Harry przełknął ślinę, zastanawiając się, czy przełamie jego różdżkę tu i teraz. Ale wtedy zniknęło to mdlące uczucie, uniósł głowę i spojrzał wiedźmie prosto w oczy. Jako jastrząb, nie pozwoliłby tej ropusze się zastraszyć. A wciąż był Freedomem, nawet jeśli teraz był chłopcem. Jednak zanim mógł cokolwiek powiedzieć, zrobił to Snape.
- Dolores, czy mogę ci przypomnieć, że Potter nie powinien ponosić odpowiedzialności za nieobecność spowodowaną magicznym wypadkiem?
Umbridge spojrzała gniewnie na wysokiego profesora.
- Jak to?
- Jest to w Wytycznych Regulaminu Hogwartu – wtrącił gładko Severus. – Rozdział 12, sekcja 10: „Jeśli uczeń opuścił zajęcia z powodu nieprzewidzianego wypadku o magicznej naturze, w tym losowej zmianie kształtu, nie może być odjęty żaden punkt Domu ani też rozważone wydalenie, ponieważ wspomniany uczeń nie był w stanie kontrolować swoich magicznych wybuchów”.
Umbridge wyglądała, jakby chciała zmienić Snape’a w kałużę szlamu. Przywołała z szafki grubą oprawioną w skórę książkę machnięciem różdżki i warknęła:
- Sprawdź odwołanie – rozdział 12, sekcja 10. – Książka otworzyła się i magicznie odwróciła się do strony, o którą prosiła.
Pochyliła się i przeczytała z zarumienioną twarzą.
- No dobrze. Może pan nie zostać wydalony, panie Potter, ale wciąż dam panu szlaban na resztę semestru. I musi pan uzupełnić całą pracę, której pan nie zrobił, a także podjąć się swoich sumów.
Harry zapatrzył się na nią.
- Ale pani profesor, jak mam to zrobić i jednocześnie nadążyć za zajęciami?
Umbridge uśmiechnęła się zimno.
- To, panie Potter, jest pana problem. Następnym razem, proszę nie eksperymentować z magią, której nie powinien się pan uczyć. Proszę zgłosić się do mnie o siódmej wieczorem na szlaban. Ufam, że będzie pan punktualny?
- Tak, proszę pani.
W duchu wzdrygnął się, bo chociaż nie mogła dłużej używać na nim krwawego pióra, nie miał wątpliwości, że wymyśli coś równie okropnego. Z pewnością piekielnie trudno będzie mu nadrobić wszystkie zajęcia i nie miał pojęcia, jak zdoła to zrobić bez złamania się pod presją. Jak wyjaśnię to wszystko Ronowi i Hermionie? I jak wyjaśnię to Severusowi? Odważył się rzucić szybkie spojrzenie kątem oka na swojego nauczyciela eliksirów i dostrzegł, że Snape był blady, jego twarz pozbawiona wyrazu, wszystkie emocje zostały odsunięte.
W jednej strony, Harry czuł ulgę z tego powodu, ale z drugiej strony to sprawiło, że zaczął się bać, bo wiedział, że Snape tylko czekał, by zostać samemu, a potem prawdopodobnie poda Harry’emu jego głowę na tacy. Nie dał się zwieść na natychmiastową maskę obojętności Snape’a.
Umbridge wstała, obeszła biurko i chwyciła podbródek Harry’ego w dłoń. Chłopak zesztywniał, a Snape zrobił ruch, by ją zatrzymać, po czym powstrzymał się, gdy przemówiła Umbridge.
- Chcę, żeby pan coś zrozumiał, panie Potter. Kiedy Dumbledore rządził tą instytucją, pozwalano panu być puszczonym samopas. Ale już dłużej nie jest tu odpowiedzialny, ja jestem, a pan będzie przestrzegał moich zasad albo cierpiał konsekwencje. Złam jeszcze jedną zasadę, a nie zawaham się złamać ci różdżki, chłopcze!
Harry wyszarpał brodę z jej uścisku, krzywiąc się, gdy jej paznokcie rozcięły jego policzek.
- Zrozumiałem, pani profesor. Czy mogę teraz iść?
- Tak. Idź. Och, i jeszcze jedno, panie Potter. Jeśli nie będzie pan w stanie dokończyć zadań w odpowiednim czasie będzie to uznawane za łamanie zasad. Jest pan wolny.
Harry otworzył usta, by zaprotestować, bo to było tak niesprawiedliwe, że aż śmieszne, ale potem zamknął je na widok srogiego spojrzenia Snape’a.
- Panie Potter, po tym, jak zobaczy pan swoją Opiekunkę Domu i poinformuje ją o swoim powrocie, chcę pana widzieć w moim gabinecie – powiedział Severus pozbawionym emocji głosem.
Z jakiegoś powodu to przeraziło Harry’ego mocniej, niż gdyby mężczyzna na niego nawrzeszczał. Jak wściekły musiał być Snape, żeby tak kontrolować nad swoimi emocjami?
- Tak jest, profesorze – powiedział Harry z takim szacunkiem, jak tylko mógł. On mi nie wybaczy. Teraz mnie nienawidzi za to, co zrobiłem. Merlinie, Severusie, przepraszam! Powinienem mu powiedzieć wcześniej. A jakoś nie mogłem. Nim wyszedł szybko z biura, rzucił swojemu byłemu mistrzowi spojrzenie pełne poczucia winy i żalu.
Severus skrzywił się i potarł skronie, czując zaczynający się oślepiający ból głowy.
- Jeśli nie ma pani dalszych oskarżeń, proszę pani, mam do uwarzenia eliksiry.
Umbridge posłała mu mdlący, słodki jak syrop uśmiech.
- Oczywiście, Severusie. Zobaczymy się na kolacji.
Snape wyszedł z gabinetu zaciskając dłoń na różdżce. Ten poranek był jednym z najgorszych w jego życiu i wciąż próbował przetworzyć fakt, że jego chowaniec, jastrząb, którego pokochał i opowiedział mu o najskrytszych sekretach, tak naprawdę okazał się nie kim innym jak Harrym cholernym Potterem.
Zszedł po schodach do lochów i zabarykadował się w swoim laboratorium, orientując się, że miał około godziny, zanim Potter zapuka do drzwi jego biura. Całą godzinę, by spróbować zawalczyć z okropnym uczuciem zdrady i złości, które w nim wzrastały.
Ufał swojemu chowańcowi, jak żadnej innej duszy, ani Hagridowi, ani nawet Lily nie wiedzieli o tym, o czym rozmawiał z Freedomem. I podczas gdy Potter twierdził, że miał amnezję, Severus musiał się zastanowić, jak wiele Potter pamiętał z czasów, gdy był jastrzębiem. Z tego, co wiedział o animagach, zachowują swój umysł w innym kształcie i pamiętali wszystko, co robili w swojej drugiej formie, gdy zmieniali się z powrotem. Jeśli tak było w przypadku Pottera… wiedział o wszystkim.
Severus miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę.
To było gorsze niż czasy, gdy James i Syriusz powiesili go do góry nogami przed wszystkimi nad jeziorem, gorsze niż Czarny Pan badający jego umysł za pomocą swojej niezdarnej Legilimencji, ponieważ zawsze był w stanie używać oklumencji na swoim umyśle, a Czarny Pan nigdy nie wiedział o tym, czego Snape nie chciał, żeby wiedział.
Poczuł się, jakby Potter dorwał się do jego prywatnej myślodsiewni i zaczął ją przeglądać. Tylko że on powiedział Potterowi, przebranemu w niewinnego jastrzębia, o tych wszystkich prywatnych wspomnieniach sam z siebie! Ufałem mu, a on mnie zdradził! Jakim ja byłem głupcem! Od samego początku część mnie coś podejrzewała… i powinienem wiedzieć! W jaki inny sposób piętnastolatek mógł pozostać w ukryciu tak długo bez pomocy? Animag, jak jego cholerny ojciec!
Miał ochotę rzucić swoimi starannie podpisanymi fiolkami eliksirów o ścianę, ale był zbyt stary, by pozwolić sobie na tak szczeniackie zachowanie. Zniszczenie rzeczy nie zmieni faktu, że Potter wiedział teraz o jego starannie strzeżonych sekretach. Pomyślał o tych wszystkich nocach, jak również dniach, gdy rozmawiał ze swoim jastrzębiem, głaszcząc i lecząc ptaka, i jak dobrze się czuł, mając kogoś do rozmowy, kto słuchałby go i nie oceniał, kto byłby lojalny i nigdy go nie zdradził. Zacisnął zęby. Teraz to było zniszczone, bo jak Potter mógł nie oceniać go za rozmowę o jego rodzicach? Nawet przyznał, że kochał Lily i to jej synowi!
Severus jęknął i ukrył twarz w dłoniach. To było ostateczne upokorzenie.
Zaczął siekać korzenie akacji z pomstą, a ciągłe, powtarzalne ruchy pomagały mu skoncentrować się na czymś innym niż bachor Pottera i to, jak okłamał go i prawdopodobnie śmiał się w duchu, jakim to psychicznym wrakiem jest jego nauczyciel eliksirów. Dwie złamane istoty, które znalazły siebie nawzajem. Jego dłonie zatrzymały się, gdy przypomniał sobie noc sprzed wielu dni, gdy wrócił ze spotkania z Czarnym Panem. Nie miał pojęcia, że wymówił te słowa do syna swojego najgorszego rywala.
Ale potem przypomniał sobie też, co Potter-jastrząb mu powiedział. Nie jesteś sam. Troszczę się o ciebie.
Być może jastrząb się o niego troszczył, ale jak wiele było z tego jastrzębia, a jak wiele chłopca, który przeżył? Kiedy powróciły wspomnienia Pottera? I dlaczego, do jasnej cholery, nie przemienił się z powrotem, gdy wróciły, a zamiast tego wciąż grał jastrzębia? Czy zrobił to dla hecy, tak jak zrobiłby to James? Czy bawiło go to, jak pogrywał Snapem i całą resztą?
Po prostu mógł to zobaczyć – jak Potter przechwala się swoim przyjaciołom, jak zrobił głupca z samego mistrza szpiegów, szczerząc zęby jak kot z Alicji w Krainie Czarów. Chwila, nie, to był akurat James, który zawsze szczerzył się, gdy tylko wyciął komuś żart – zwykle Severusowi. Tak naprawdę nigdy nie widział, by Potter uśmiechał się w taki sposób, prawda? Myśląc o tym, tak naprawdę Potter niewiele się uśmiechał w ogóle. Nawet wtedy, gdy pokonał Ślizgonów w Quidditchu. Potter był… zwykle poważny. Chyba że był bezczelny.
Severus postanowił, że odpowie na te pytania, nim Potter opuści jego biuro. Miałby przynajmniej tyle. Musiał jednak przyznać, że Potter zrobił coś odważnego i niespodziewanego, broniąc go w taki sposób przed Umbridge. Ale to nie umniejszyło ostrego ukucia zdrady.
Harry ledwie słuchał wykładu o niebezpieczeństwie transformacji w animaga bez nadzoru. Wiedział, że powinien skupić uwagę na Opiekunkę Domu, bo była najbardziej doświadczoną nauczycielką transmutacji w kadrze i zasługiwała na szacunek, ale jego żołądek groził rewelacjami, bo tak martwił się tym, jak Snape zareaguje, gdy w końcu zostanie z Harrym sam na sam. Czuł po kościach, że nie będzie dobrze. Ale czy naprawdę spodziewał się czegoś dobrego? W istocie oszukiwał człowieka przez dwa tygodnie po odzyskaniu wspomnień, słuchał prywatnych rozmów, a znał poglądy Snape’a na temat prywatności, zwłaszcza, gdy chodziło o jego własne życie. Snape był jak małż, zamykał się mocno i potrzeba było łomu, by go otworzyć.
- Panie Potter! Czy usłyszał pan choć słowo z tego, co powiedziałam? – zapytała McGonagall.
Harry podskoczył.
- Co? Och… tak… Ja… umm… - Potem zarumienił się na szkarłat. – Nie… naprawdę to nie. Przepraszam… co pani właśnie powiedziała?
McGonagall westchnęła, bo z pewnością umysł chłopca był jakieś tysiące myśl od niej.
- Powiedziałam, panie Potter, że nie powinien pan zmieniać formy, póki nie będzie pan właściwie zarejestrowany przez Ministerstwo i sama muszę zobaczyć, że potrafi pan przemieniać się bez problemu. Na razie proszę uznać, że ma pan szlaban na przemienianie się. Chcę pana zobaczyć na dodatkowych kursach po zajęciach podczas pana wolnego czasu.
Harry jęknął.
- W porządku, pani profesor, ale nie wiem, kiedy będę miał czas to wszystko zrobić, skoro muszę nadrobić prace domowe i mam szlabany u Umbridge… - urwał, zdając sobie sprawę, że marudzi. Nie zamierzał powiedzieć tego głośno!
Ale zamiast go skarcić, nauczycielka transmutacji posłała mu zatroskane spojrzenie.
- Umbridge wyznaczyła panu szlaban? Na jak długo?
- Do końca tego semestru.
McGonagall zmrużyła oczy.
- To absurdalne… Muszę z nią o tym porozmawiać… nie może pan dobrze radzić sobie na zajęciach, jeśli będzie miał pan tak długo szlaban i powinna zdawać sobie sprawę, że ominął pan tyle szkoły niezamierzenie i odpowiednio został pan zdyscyplinowany…
Harry tylko skinął głową, choć nie sądził, żeby wiele to dało. Umbridge nie była jedną z tych osób, które przyjmowały krytykę od kogokolwiek i prowadziła szkołę żelazną ręką.
- Dziękuję, pani profesor.
- Idź, Harry. Wracaj do dormitorium, jestem pewna, że twoi przyjaciele ucieszą się z twojego powrotu tam, gdzie należysz. Jak ja. Miałeś wielkie szczęście, wiesz? Wielkie. Nie wszyscy potrafią zachować rozum po poważnym zranieniu w animagicznej formie. Wydaje mi się, że masz ku temu instynktowną wprawę, dokładnie jak ja. Albo twój ojciec. – Uśmiechnęła się do niego. No dobrze, idź już!
Harry wyszedł, ale nie powiedział jej, że zmierza do gabinetu Snape’a. Dziwnie było chodzić po ziemi, jego nogi wydawały się nieskoordynowane i niezręczne, po tych wszystkich tygodniach latania wszędzie. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, jak para skrzydeł umożliwiała mu szybkie dotarcie do celu. Ale może nie powinien tak bardzo się spieszyć na swoją własną egzekucję, mówiąc w przenośni.
Potem usztywnił ramiona i pomyślał, że przynajmniej raz skonfrontuje się ze Snapem i będzie to koniec. Jednak czuł się z tym źle, bo czarodzieja kosztowało to chowańca, a co więcej, przyjaciela. Ale może… może mógłby przekonać Snape’a, że wciąż chciał być jego przyjacielem? Prychnął. Jasne. A Umbridge dozna olśnienia i stanie się kędzierzawym różowym króliczkiem. Snape nigdy by nie chciał być przyjacielem z uczniem, a tym bardziej z synem swojego znienawidzonego rywala.
Dotarł już do biura. Powoli położył dłoń na drzwiach. Potem wziął głęboki oddech i przekręcił klamkę. Zatrzymał się. Może lepiej najpierw zapukać. To były dobre maniery, a Snape je lubił. Zapukał mocno w drzwi.
Przez dłuższą chwilę, nie rozległ się żaden dźwięk i Harry zastanowił się, czy Snape jest chociaż w środku.
Potem doszedł do niego znajomy, jedwabisty rozkaz:
- Wejść.
Harry otworzył drzwi i wszedł do środka.
Jego biuro było takie jak zwykle, biurko Snape’a było pełne stosów pergaminu, piór i fiolek z eliksirami. Za nim była półka z różnymi rzeczami w słoikach - marynowanymi oczami i innymi dziwnymi, ale cennymi składnikami. Snape siedział za biurkiem, wyglądając tak nieprzystępnie jak zwykle. Harry poczuł, że jakakolwiek nadzieja  na pojednanie skurczyła się i umarła.
Severus zamknął drzwi machnięciem różdżki, po czym rzucił niewerbalne Muffliato. Nie chciał, by ktokolwiek usłyszał, co ma zamiar powiedzieć.
Harry podszedł stanąć przed biurkiem z dłońmi w kieszeniach. Spojrzał na Snape’a swoimi zafrasowanymi szmaragdowymi oczami i czekał, aż mężczyzna przemówi.
Snape nie powiedział nic przez dłuższy czas, choć Harry widział kocioł emocji w jego mrocznych oczach. Jego palce zacisnęły się  na jego piórze w kolorze Guigneta i Harry wyczuł, że stara się zapanować nad temperamentem… albo jego magią, bo także krążyła po pokoju, czuł, jak szczypie go w skórę.
W końcu Severus przemówił.
- Więc. Jastrząb, którego uratowałem i stworzyłem swoim chowańcem, cały czas był tobą, panie Potter.
Harry skinął głową.
- Tak, proszę pana. Ale naprawdę nie pamiętałem, kim byłem. Uderzyłem się w głowę. Dwa razy. Raz, gdy spadłem z nieba i ponownie, gdy Malfoy zrzucił mnie z żerdzi w pana laboratorium. Nie kłamię, przysięgam.
- Nie na ten temat. Ale powiedz mi, Potter, co po tym? Co było po tych tygodniach leczenia i… dowiadywania się moich sekretów? Wiem, że twoja pamięć nie wróciła spontanicznie zaledwie dzisiaj rano. Mój chowaniec zachowywał się dziwnie przez ostatnie dwa tygodnie i nie mogłem zrozumieć, skąd ta zmiana, aż do teraz. Wtedy wróciły twoje wspomnienia, prawda?
- Tak, ale nie chciałem… nie byłem gotów przemienić się… - zaczął Harry.
- Dlaczego nie? Ponieważ chciałeś dowiedzieć się więcej sekretów tłustego dupka? Och, nie bądź tak zaskoczony, Potter, słyszałem, jak mnie wszyscy nazywacie za moimi plecami – oznajmił ostro Severus z gorzkim uśmiechem wykrzywiającym twarz. – Dobrze się bawiłeś, słuchając, jak rozmawiam z Hagridem o moim dzieciństwie z twoją matką, o mojej szkole z twoim tyranizującym mnie ojcem? Śmiałeś się, gdy mówiłem o tym, co on i jego kumpel Black zrobili mi tego dnia nad jeziorem?
- Nie! To nie było ani trochę zabawne. Sev, proszę, wysłuchaj mnie…
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj! – warknął Severus, a jego oczy zapłonęły jak wulkan mający wybuchnąć. Pióro w jego dłoni złamało się z ostrym trzaskiem. – Nie masz prawa! Tylko mój przyjaciel nazywał mnie tym imieniem, a ty… nie… jesteś… moim… przyjacielem! Oszukałeś mnie!
Harry zbladł, ale stał twardo. Mimo że Snape był zły, nie sądził, by mężczyzna go przeklął. Miał zbyt wiele kontroli, by zranić ucznia. Ale słowa Snape’a cięły go ostro, biczując jego kruche poczucie własnej wartości jak bicz.
- Kiedyś byłem. Byłem twoim chowańcem.
- Moim chowańcem – powtórzył Severus, a pod gniewem brzmiała ostra nuta gorzkiej rozpaczy. – Tak, moim chowańcem, któremu ufałem i spójrz, jak się to skończyło. Moim chowańcem, który okazał się być kłamliwym animagiem! Dlaczego kontynuowałeś tą szaradę, Potter? Podobało ci się oszukiwanie mnie i innych? Każdego ranka szukałem cię, marnowałem czas i magię szukając nędznego chłopaka, który cały czasu ukrywał się na moim ramieniu!
- Niech pan posłucha, profesorze, przepraszam, powinienem odmienić się wcześniej, ale ja… - I nagle poczuł, jak jego gardło się zamyka i nie może mówić, nie potrafiłby znieść, gdyby miał powiedzieć Severusowi prawdziwy powód i zostać odrzuconym. – To nie była sztuczka… Potrzebowałem czasu…
- Potrzebowałeś czasu? Czasu na co? Żeby podsłuchać więcej? Powiedz mi, Potter, co zrobisz z informacjami, które się ode mnie dowiedziałeś? Powiesz swoim małym przyjaciołom? – wyszydził Snape. – Może opublikujesz je w prasie? Ogłosisz to w gazecie? Snape Ujawnia Wszystko Nieznanemu Uczniowi Ukrytego w Postaci jego Chowańca! Rita Skeeter miałaby cholernie świetną zabawę przy takim artykule! A pomyśleć, że ci ufałem! Że raz w życiu znalazłem coś wartościowego, co nie mogło mi zostać odebrane. Sądziłem, jeszcze bardziej głupio, że nigdy mnie nie zdradzisz.
- Nie zdradziłbym! – krzyknął udręczony Harry. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. – Nie rozumiesz…
Snape pochylił się nad biurkiem, oddychając ciężko.
- Proszę na mnie nie krzyczeć, panie Potter. Zapomniałeś, ze jestem pana profesorem, a nie twoim czarodziejem. To jest dokładnie wyczyn, który wywinąłby twój ojciec, gdyby był w stanie. Co za okazja, móc dowiedzieć się o wszystkich brudnych sekrecikach Snape’a. Byłby nieskończenie rozbawiony.
- Nie jestem moim ojcem! Kiedy pan to zobaczy? Kiedy wszyscy to zobaczą? – krzyknął Harry. – Tylko dlatego, że wyglądam jak on, nie oznacza, że myślę i zachowuję się jak on!
- Nie? Prawie mnie oszukałeś. Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego pozostałeś w animagicznej formie po tym, jak wróciły ci wspomnienia, skoro nie po to, żeby mnie szpiegować czy żeby psocić? Żeby ominąć szkołę? To również jest podobne do twojego ojca, który uczestniczył w zajęciach, kiedy mu się podobało. Ta skłonność do łamania zasad musiała ci wejść w krew. I żeby robić ze mnie pośmiewisko przed wszystkimi. – Severus uderzył dłonią o biurko. – Biedny Snape, myślał, ze znalazł idealnego towarzysza, ale okazało się, że to tylko fikcja! – Głos profesora był ostry od sarkazmu i bólu, uderzał w chłopca jak cios.
- Ja… nie zrobiłem tego, żeby cię upokorzyć, Severusie. I jeśli sądzisz, że tak jest… to naprawdę nie znasz mnie ani odrobinę! – krzyknął sfrustrowany nastolatek. – Przepraszam, okej? Przepraszam, że się zraniłem i skończyło się tak, że o mnie dbałeś, przepraszam, że cię zdradziłem… - Wszystko było źle, Severus go nie słuchał i nie mógł znieść sposobu, w jaki mężczyzna ciął go na strzępy wzrokiem i językiem. – Nigdy nie powinienem był się przemieniać z powrotem! Powinienem zostać tym cholernym jastrzębiem! – Nagłe łzy napłynęły mu do oczu i zamrugał, by je odsunąć.
Czuł, jak zaczyna się rozpadać, jak coś gorącego i ciężkiego rośnie mu w piersi. Nie zniósłby, gdyby Snape zobaczył, jak płacze. Więc przeszedł do defensywy.
- Świetnie, profesorze! Miał pan rację, wszystko było wielkim żartem, zrobiłem to dla zemsty, to chciał pan usłyszeć? Dobrze! A teraz może pan wrócić do tego cholernego nienawidzenia mnie, jak zawsze tego pan chciał.
- Potter, nigdy cię nie nienawidziłem…
- Prawie mnie oszukałeś – krzyknął chłopak, rzucając w niego jego własnymi słowami. Potem odwrócił się i wybiegł z biura, ignorując krzyk Snape’a, żeby wrócił. Niech profesor go przeklnie. Albo da mu szlaban. Jakie to miało znaczenie? To było skończone. Przyjaźń, którą cenił, była skończona. Rozbił ją na kawałki i nigdy nie zostanie naprawiona.
Z powrotem w biurze, Snape opadł zmęczony na krzesło, zmęczony i zraniony, a żałość mieszała się z gorzką rozpaczą. Miał coś rzadkiego i cennego ze swoim chowańcem, ale teraz to zniknęło. Jego największa zmora, przerażający temperament, po raz kolejny wszystko zniszczył. I teraz znów był sam, samotny nietoperz z lochów, nawiedzany przez parę zielonych oczu, w taki sam sposób, jak lata temu.
Podniósł dłoń, by potrzeć oczy, które płonęły dziwnym, pulsującym bólem. Ból łez, stłumionych i nieuronionych, z powodu tego, co było i co nigdy nie wróci.
Zaklął cicho, po czym sięgnął ręką i chwycił słoik martwych karaluchów z szafki za nim i cisnął nim o drzwi.
Rozbił się na milion drobnych kawałków.
Snape wykrzywił usta. Jakie to symboliczne, pomyślał kpiąco, i patrzył ponuro na odłamki na podłodze, które opadły na nią w kształcie pary skrzydeł.

2 komentarze:

  1. CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ Z UTĘSKNIENIEM MA NADZIEJ ŻE MIMO TYLU NEGATYWNYCH EMOCJI JEDNAK SIĘ DOGADAJĄ DZIEKANUJE ZA TŁUMACZENIE CZYTAM REGULARNIE NIE KOMENTUJE TYLKO Z LENISTWA MUSZE JE ZWALCZYĆ DZIĘKUJ ŻYCZĘ WENY I CZASU NA TŁUMACZENIE ZDRÓWKA POZDRAWIAM GOSIA

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, aż mi smutno, Severus nie pozwolił nic w zasadzie powiedzieć Harremu, tak wiele ostrych słów tutaj padło, a obaj potrzebują siebie nawzajem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń