Umbridge pierwsza doszła do siebie, jej oczy stwardniały,
gdy spojrzała na zaginionego ucznia.
- No, no, panie Potter. Niezarejestrowany animag. A także
uczeń, który omijał zajęcia ponad półtora miesiąca. Masz pojęcie, jak wiele
kłopotów spowodowałeś? Powinnam wydalić cię za twoje żałosne zachowanie, młody
człowieku!
Harry przełknął ślinę, zastanawiając się, czy przełamie
jego różdżkę tu i teraz. Ale wtedy zniknęło to mdlące uczucie, uniósł głowę i
spojrzał wiedźmie prosto w oczy. Jako jastrząb, nie pozwoliłby tej ropusze się
zastraszyć. A wciąż był Freedomem, nawet jeśli teraz był chłopcem. Jednak zanim
mógł cokolwiek powiedzieć, zrobił to Snape.
- Dolores, czy mogę ci przypomnieć, że Potter nie
powinien ponosić odpowiedzialności za nieobecność spowodowaną magicznym
wypadkiem?
Umbridge spojrzała gniewnie na wysokiego profesora.
- Jak to?
- Jest to w Wytycznych Regulaminu Hogwartu – wtrącił
gładko Severus. – Rozdział 12, sekcja 10: „Jeśli uczeń opuścił zajęcia z powodu
nieprzewidzianego wypadku o magicznej naturze, w tym losowej zmianie kształtu,
nie może być odjęty żaden punkt Domu ani też rozważone wydalenie, ponieważ
wspomniany uczeń nie był w stanie kontrolować swoich magicznych wybuchów”.
Umbridge wyglądała, jakby chciała zmienić Snape’a w
kałużę szlamu. Przywołała z szafki grubą oprawioną w skórę książkę machnięciem
różdżki i warknęła:
- Sprawdź odwołanie – rozdział 12, sekcja 10. – Książka
otworzyła się i magicznie odwróciła się do strony, o którą prosiła.
Pochyliła się i przeczytała z zarumienioną twarzą.
- No dobrze. Może pan nie zostać wydalony, panie Potter,
ale wciąż dam panu szlaban na resztę semestru. I musi pan uzupełnić całą pracę,
której pan nie zrobił, a także podjąć się swoich sumów.
Harry zapatrzył się na nią.
- Ale pani profesor, jak mam to zrobić i jednocześnie
nadążyć za zajęciami?
Umbridge uśmiechnęła się zimno.
- To, panie Potter, jest pana problem. Następnym razem, proszę nie eksperymentować z magią,
której nie powinien się pan uczyć. Proszę zgłosić się do mnie o siódmej
wieczorem na szlaban. Ufam, że będzie pan punktualny?
- Tak, proszę pani.
W duchu wzdrygnął się, bo chociaż nie mogła dłużej używać
na nim krwawego pióra, nie miał wątpliwości, że wymyśli coś równie okropnego. Z
pewnością piekielnie trudno będzie mu nadrobić wszystkie zajęcia i nie miał
pojęcia, jak zdoła to zrobić bez złamania się pod presją. Jak wyjaśnię to wszystko Ronowi i Hermionie? I jak wyjaśnię to
Severusowi? Odważył się rzucić szybkie spojrzenie kątem oka na swojego
nauczyciela eliksirów i dostrzegł, że Snape był blady, jego twarz pozbawiona
wyrazu, wszystkie emocje zostały odsunięte.
W jednej strony, Harry czuł ulgę z tego powodu, ale z
drugiej strony to sprawiło, że zaczął się bać, bo wiedział, że Snape tylko
czekał, by zostać samemu, a potem prawdopodobnie poda Harry’emu jego głowę na
tacy. Nie dał się zwieść na natychmiastową maskę obojętności Snape’a.
Umbridge wstała, obeszła biurko i chwyciła podbródek
Harry’ego w dłoń. Chłopak zesztywniał, a Snape zrobił ruch, by ją zatrzymać, po
czym powstrzymał się, gdy przemówiła Umbridge.
- Chcę, żeby pan coś zrozumiał, panie Potter. Kiedy
Dumbledore rządził tą instytucją, pozwalano panu być puszczonym samopas. Ale
już dłużej nie jest tu odpowiedzialny, ja
jestem, a pan będzie przestrzegał
moich zasad albo cierpiał konsekwencje. Złam jeszcze jedną zasadę, a nie
zawaham się złamać ci różdżki, chłopcze!
Harry wyszarpał brodę z jej uścisku, krzywiąc się, gdy
jej paznokcie rozcięły jego policzek.
- Zrozumiałem, pani profesor. Czy mogę teraz iść?
- Tak. Idź. Och, i jeszcze jedno, panie Potter. Jeśli nie
będzie pan w stanie dokończyć zadań w odpowiednim czasie będzie to uznawane za
łamanie zasad. Jest pan wolny.
Harry otworzył usta, by zaprotestować, bo to było tak
niesprawiedliwe, że aż śmieszne, ale potem zamknął je na widok srogiego
spojrzenia Snape’a.
- Panie Potter, po tym, jak zobaczy pan swoją Opiekunkę
Domu i poinformuje ją o swoim powrocie, chcę pana widzieć w moim gabinecie –
powiedział Severus pozbawionym emocji głosem.
Z jakiegoś powodu to przeraziło Harry’ego mocniej, niż
gdyby mężczyzna na niego nawrzeszczał. Jak wściekły musiał być Snape, żeby tak
kontrolować nad swoimi emocjami?
- Tak jest, profesorze – powiedział Harry z takim
szacunkiem, jak tylko mógł. On mi nie
wybaczy. Teraz mnie nienawidzi za to, co zrobiłem. Merlinie, Severusie,
przepraszam! Powinienem mu powiedzieć wcześniej. A jakoś nie mogłem. Nim
wyszedł szybko z biura, rzucił swojemu byłemu mistrzowi spojrzenie pełne
poczucia winy i żalu.
Severus skrzywił się i potarł skronie, czując zaczynający
się oślepiający ból głowy.
- Jeśli nie ma pani dalszych oskarżeń, proszę pani, mam
do uwarzenia eliksiry.
Umbridge posłała mu mdlący, słodki jak syrop uśmiech.
- Oczywiście, Severusie. Zobaczymy się na kolacji.
Snape wyszedł z gabinetu zaciskając dłoń na różdżce. Ten
poranek był jednym z najgorszych w jego życiu i wciąż próbował przetworzyć
fakt, że jego chowaniec, jastrząb, którego pokochał i opowiedział mu o
najskrytszych sekretach, tak naprawdę okazał się nie kim innym jak Harrym
cholernym Potterem.
Zszedł po schodach do lochów i zabarykadował się w swoim
laboratorium, orientując się, że miał około godziny, zanim Potter zapuka do
drzwi jego biura. Całą godzinę, by spróbować zawalczyć z okropnym uczuciem
zdrady i złości, które w nim wzrastały.
Ufał swojemu chowańcowi, jak żadnej innej duszy, ani
Hagridowi, ani nawet Lily nie wiedzieli o tym, o czym rozmawiał z Freedomem. I
podczas gdy Potter twierdził, że miał amnezję, Severus musiał się zastanowić,
jak wiele Potter pamiętał z czasów, gdy był jastrzębiem. Z tego, co wiedział o
animagach, zachowują swój umysł w innym kształcie i pamiętali wszystko, co
robili w swojej drugiej formie, gdy zmieniali się z powrotem. Jeśli tak było w
przypadku Pottera… wiedział o wszystkim.
Severus miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę.
To było gorsze niż czasy, gdy James i Syriusz powiesili
go do góry nogami przed wszystkimi nad jeziorem, gorsze niż Czarny Pan badający
jego umysł za pomocą swojej niezdarnej Legilimencji, ponieważ zawsze był w
stanie używać oklumencji na swoim umyśle, a Czarny Pan nigdy nie wiedział o
tym, czego Snape nie chciał, żeby wiedział.
Poczuł się, jakby Potter dorwał się do jego prywatnej
myślodsiewni i zaczął ją przeglądać. Tylko że on powiedział Potterowi,
przebranemu w niewinnego jastrzębia, o tych wszystkich prywatnych wspomnieniach
sam z siebie! Ufałem mu, a on mnie
zdradził! Jakim ja byłem głupcem! Od samego początku część mnie coś
podejrzewała… i powinienem wiedzieć! W jaki inny sposób piętnastolatek mógł
pozostać w ukryciu tak długo bez pomocy? Animag, jak jego cholerny ojciec!
Miał ochotę rzucić swoimi starannie podpisanymi fiolkami
eliksirów o ścianę, ale był zbyt stary, by pozwolić sobie na tak szczeniackie
zachowanie. Zniszczenie rzeczy nie zmieni faktu, że Potter wiedział teraz o
jego starannie strzeżonych sekretach. Pomyślał o tych wszystkich nocach, jak
również dniach, gdy rozmawiał ze swoim jastrzębiem, głaszcząc i lecząc ptaka, i
jak dobrze się czuł, mając kogoś do rozmowy, kto słuchałby go i nie oceniał,
kto byłby lojalny i nigdy go nie zdradził. Zacisnął zęby. Teraz to było
zniszczone, bo jak Potter mógł nie
oceniać go za rozmowę o jego rodzicach? Nawet przyznał, że kochał Lily i to jej
synowi!
Severus jęknął i ukrył twarz w dłoniach. To było
ostateczne upokorzenie.
Zaczął siekać korzenie akacji z pomstą, a ciągłe,
powtarzalne ruchy pomagały mu skoncentrować się na czymś innym niż bachor
Pottera i to, jak okłamał go i prawdopodobnie śmiał się w duchu, jakim to
psychicznym wrakiem jest jego nauczyciel eliksirów. Dwie złamane istoty, które znalazły siebie nawzajem. Jego dłonie
zatrzymały się, gdy przypomniał sobie noc sprzed wielu dni, gdy wrócił ze
spotkania z Czarnym Panem. Nie miał pojęcia, że wymówił te słowa do syna
swojego najgorszego rywala.
Ale potem przypomniał sobie też, co Potter-jastrząb mu
powiedział. Nie jesteś sam. Troszczę się
o ciebie.
Być może jastrząb się o niego troszczył, ale jak wiele
było z tego jastrzębia, a jak wiele chłopca, który przeżył? Kiedy powróciły
wspomnienia Pottera? I dlaczego, do jasnej cholery, nie przemienił się z
powrotem, gdy wróciły, a zamiast tego wciąż grał jastrzębia? Czy zrobił to dla
hecy, tak jak zrobiłby to James? Czy bawiło go to, jak pogrywał Snapem i całą
resztą?
Po prostu mógł to zobaczyć – jak Potter przechwala się
swoim przyjaciołom, jak zrobił głupca z samego mistrza szpiegów, szczerząc zęby
jak kot z Alicji w Krainie Czarów. Chwila, nie, to był akurat James, który
zawsze szczerzył się, gdy tylko wyciął komuś żart – zwykle Severusowi. Tak
naprawdę nigdy nie widział, by Potter uśmiechał się w taki sposób, prawda?
Myśląc o tym, tak naprawdę Potter niewiele się uśmiechał w ogóle. Nawet wtedy,
gdy pokonał Ślizgonów w Quidditchu. Potter był… zwykle poważny. Chyba że był
bezczelny.
Severus postanowił, że odpowie na te pytania, nim Potter
opuści jego biuro. Miałby przynajmniej tyle. Musiał jednak przyznać, że Potter
zrobił coś odważnego i niespodziewanego, broniąc go w taki sposób przed
Umbridge. Ale to nie umniejszyło ostrego ukucia zdrady.
Harry ledwie słuchał wykładu o niebezpieczeństwie
transformacji w animaga bez nadzoru. Wiedział, że powinien skupić uwagę na
Opiekunkę Domu, bo była najbardziej doświadczoną nauczycielką transmutacji w
kadrze i zasługiwała na szacunek, ale jego żołądek groził rewelacjami, bo tak
martwił się tym, jak Snape zareaguje, gdy w końcu zostanie z Harrym sam na sam.
Czuł po kościach, że nie będzie dobrze. Ale czy naprawdę spodziewał się czegoś
dobrego? W istocie oszukiwał człowieka przez dwa tygodnie po odzyskaniu wspomnień,
słuchał prywatnych rozmów, a znał poglądy Snape’a na temat prywatności,
zwłaszcza, gdy chodziło o jego własne życie. Snape był jak małż, zamykał się
mocno i potrzeba było łomu, by go otworzyć.
- Panie Potter! Czy usłyszał pan choć słowo z tego, co powiedziałam?
– zapytała McGonagall.
Harry podskoczył.
- Co? Och… tak… Ja… umm… - Potem zarumienił się na
szkarłat. – Nie… naprawdę to nie. Przepraszam… co pani właśnie powiedziała?
McGonagall westchnęła, bo z pewnością umysł chłopca był
jakieś tysiące myśl od niej.
- Powiedziałam, panie Potter, że nie powinien pan
zmieniać formy, póki nie będzie pan właściwie zarejestrowany przez Ministerstwo
i sama muszę zobaczyć, że potrafi pan przemieniać się bez problemu. Na razie
proszę uznać, że ma pan szlaban na przemienianie się. Chcę pana zobaczyć na
dodatkowych kursach po zajęciach podczas pana wolnego czasu.
Harry jęknął.
- W porządku, pani profesor, ale nie wiem, kiedy będę
miał czas to wszystko zrobić, skoro muszę nadrobić prace domowe i mam szlabany
u Umbridge… - urwał, zdając sobie sprawę, że marudzi. Nie zamierzał powiedzieć
tego głośno!
Ale zamiast go skarcić, nauczycielka transmutacji posłała
mu zatroskane spojrzenie.
- Umbridge wyznaczyła panu szlaban? Na jak długo?
- Do końca tego semestru.
McGonagall zmrużyła oczy.
- To absurdalne… Muszę z nią o tym porozmawiać… nie może
pan dobrze radzić sobie na zajęciach, jeśli będzie miał pan tak długo szlaban i
powinna zdawać sobie sprawę, że ominął pan tyle szkoły niezamierzenie i
odpowiednio został pan zdyscyplinowany…
Harry tylko skinął głową, choć nie sądził, żeby wiele to
dało. Umbridge nie była jedną z tych osób, które przyjmowały krytykę od
kogokolwiek i prowadziła szkołę żelazną ręką.
- Dziękuję, pani profesor.
- Idź, Harry. Wracaj do dormitorium, jestem pewna, że
twoi przyjaciele ucieszą się z twojego powrotu tam, gdzie należysz. Jak ja.
Miałeś wielkie szczęście, wiesz? Wielkie. Nie wszyscy potrafią zachować rozum
po poważnym zranieniu w animagicznej formie. Wydaje mi się, że masz ku temu
instynktowną wprawę, dokładnie jak ja. Albo twój ojciec. – Uśmiechnęła się do
niego. No dobrze, idź już!
Harry wyszedł, ale nie powiedział jej, że zmierza do
gabinetu Snape’a. Dziwnie było chodzić po ziemi, jego nogi wydawały się
nieskoordynowane i niezręczne, po tych wszystkich tygodniach latania wszędzie. Nigdy
nie zdawał sobie sprawy, jak para skrzydeł umożliwiała mu szybkie dotarcie do
celu. Ale może nie powinien tak bardzo się spieszyć na swoją własną egzekucję,
mówiąc w przenośni.
Potem usztywnił ramiona i pomyślał, że przynajmniej raz
skonfrontuje się ze Snapem i będzie to koniec. Jednak czuł się z tym źle, bo
czarodzieja kosztowało to chowańca, a co więcej, przyjaciela. Ale może… może
mógłby przekonać Snape’a, że wciąż chciał być jego przyjacielem? Prychnął. Jasne.
A Umbridge dozna olśnienia i stanie się kędzierzawym różowym króliczkiem. Snape
nigdy by nie chciał być przyjacielem z uczniem, a tym bardziej z synem swojego
znienawidzonego rywala.
Dotarł już do biura. Powoli położył dłoń na drzwiach.
Potem wziął głęboki oddech i przekręcił klamkę. Zatrzymał się. Może lepiej
najpierw zapukać. To były dobre maniery, a Snape je lubił. Zapukał mocno w
drzwi.
Przez dłuższą chwilę, nie rozległ się żaden dźwięk i
Harry zastanowił się, czy Snape jest chociaż w środku.
Potem doszedł do niego znajomy, jedwabisty rozkaz:
- Wejść.
Harry otworzył drzwi i wszedł do środka.
Jego biuro było takie jak zwykle, biurko Snape’a było
pełne stosów pergaminu, piór i fiolek z eliksirami. Za nim była półka z różnymi
rzeczami w słoikach - marynowanymi oczami i innymi dziwnymi, ale cennymi
składnikami. Snape siedział za biurkiem, wyglądając tak nieprzystępnie jak
zwykle. Harry poczuł, że jakakolwiek nadzieja
na pojednanie skurczyła się i umarła.
Severus zamknął drzwi machnięciem różdżki, po czym rzucił
niewerbalne Muffliato. Nie chciał, by ktokolwiek usłyszał, co ma zamiar
powiedzieć.
Harry podszedł stanąć przed biurkiem z dłońmi w
kieszeniach. Spojrzał na Snape’a swoimi zafrasowanymi szmaragdowymi oczami i
czekał, aż mężczyzna przemówi.
Snape nie powiedział nic przez dłuższy czas, choć Harry
widział kocioł emocji w jego mrocznych oczach. Jego palce zacisnęły się na jego piórze w kolorze Guigneta i Harry
wyczuł, że stara się zapanować nad temperamentem… albo jego magią, bo także
krążyła po pokoju, czuł, jak szczypie go w skórę.
W końcu Severus przemówił.
- Więc. Jastrząb, którego uratowałem i stworzyłem swoim
chowańcem, cały czas był tobą, panie Potter.
Harry skinął głową.
- Tak, proszę pana. Ale naprawdę nie pamiętałem, kim
byłem. Uderzyłem się w głowę. Dwa razy. Raz, gdy spadłem z nieba i ponownie,
gdy Malfoy zrzucił mnie z żerdzi w pana laboratorium. Nie kłamię, przysięgam.
- Nie na ten temat. Ale powiedz mi, Potter, co po tym? Co było po tych tygodniach
leczenia i… dowiadywania się moich sekretów? Wiem, że twoja pamięć nie wróciła
spontanicznie zaledwie dzisiaj rano. Mój chowaniec zachowywał się dziwnie przez
ostatnie dwa tygodnie i nie mogłem zrozumieć, skąd ta zmiana, aż do teraz.
Wtedy wróciły twoje wspomnienia, prawda?
- Tak, ale nie chciałem… nie byłem gotów przemienić się…
- zaczął Harry.
- Dlaczego nie? Ponieważ chciałeś dowiedzieć się więcej
sekretów tłustego dupka? Och, nie bądź tak zaskoczony, Potter, słyszałem, jak
mnie wszyscy nazywacie za moimi plecami – oznajmił ostro Severus z gorzkim
uśmiechem wykrzywiającym twarz. – Dobrze się bawiłeś, słuchając, jak rozmawiam
z Hagridem o moim dzieciństwie z twoją matką, o mojej szkole z twoim
tyranizującym mnie ojcem? Śmiałeś się, gdy mówiłem o tym, co on i jego kumpel
Black zrobili mi tego dnia nad jeziorem?
- Nie! To nie było ani trochę zabawne. Sev, proszę,
wysłuchaj mnie…
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj! – warknął Severus, a
jego oczy zapłonęły jak wulkan mający wybuchnąć. Pióro w jego dłoni złamało się
z ostrym trzaskiem. – Nie masz prawa! Tylko mój przyjaciel nazywał mnie tym
imieniem, a ty… nie… jesteś… moim… przyjacielem! Oszukałeś mnie!
Harry zbladł, ale stał twardo. Mimo że Snape był zły, nie
sądził, by mężczyzna go przeklął. Miał zbyt wiele kontroli, by zranić ucznia.
Ale słowa Snape’a cięły go ostro, biczując jego kruche poczucie własnej
wartości jak bicz.
- Kiedyś byłem. Byłem twoim chowańcem.
- Moim chowańcem – powtórzył Severus, a pod gniewem
brzmiała ostra nuta gorzkiej rozpaczy. – Tak, moim chowańcem, któremu ufałem i
spójrz, jak się to skończyło. Moim chowańcem, który okazał się być kłamliwym
animagiem! Dlaczego kontynuowałeś tą szaradę, Potter? Podobało ci się
oszukiwanie mnie i innych? Każdego ranka szukałem cię, marnowałem czas i magię
szukając nędznego chłopaka, który cały czasu ukrywał się na moim ramieniu!
- Niech pan posłucha, profesorze, przepraszam, powinienem
odmienić się wcześniej, ale ja… - I nagle poczuł, jak jego gardło się zamyka i
nie może mówić, nie potrafiłby znieść, gdyby miał powiedzieć Severusowi prawdziwy
powód i zostać odrzuconym. – To nie była sztuczka… Potrzebowałem czasu…
- Potrzebowałeś czasu? Czasu na co? Żeby podsłuchać
więcej? Powiedz mi, Potter, co zrobisz z informacjami, które się ode mnie
dowiedziałeś? Powiesz swoim małym przyjaciołom? – wyszydził Snape. – Może
opublikujesz je w prasie? Ogłosisz to w gazecie? Snape Ujawnia Wszystko
Nieznanemu Uczniowi Ukrytego w Postaci jego Chowańca! Rita Skeeter miałaby
cholernie świetną zabawę przy takim
artykule! A pomyśleć, że ci ufałem! Że raz w życiu znalazłem coś wartościowego,
co nie mogło mi zostać odebrane. Sądziłem, jeszcze bardziej głupio, że nigdy
mnie nie zdradzisz.
- Nie zdradziłbym! – krzyknął udręczony Harry. Jego dłonie
zacisnęły się w pięści. – Nie rozumiesz…
Snape pochylił się nad biurkiem, oddychając ciężko.
- Proszę na mnie nie
krzyczeć, panie Potter. Zapomniałeś, ze jestem pana profesorem, a nie twoim
czarodziejem. To jest dokładnie wyczyn, który wywinąłby twój ojciec, gdyby był
w stanie. Co za okazja, móc dowiedzieć się o wszystkich brudnych sekrecikach
Snape’a. Byłby nieskończenie rozbawiony.
- Nie jestem moim ojcem! Kiedy pan to zobaczy? Kiedy
wszyscy to zobaczą? – krzyknął Harry. – Tylko dlatego, że wyglądam jak on, nie
oznacza, że myślę i zachowuję się jak on!
- Nie? Prawie mnie oszukałeś. Wciąż nie odpowiedziałeś na
moje pytanie. Dlaczego pozostałeś w animagicznej formie po tym, jak wróciły ci
wspomnienia, skoro nie po to, żeby mnie szpiegować czy żeby psocić? Żeby ominąć
szkołę? To również jest podobne do twojego ojca, który uczestniczył w
zajęciach, kiedy mu się podobało. Ta skłonność do łamania zasad musiała ci
wejść w krew. I żeby robić ze mnie pośmiewisko przed wszystkimi. – Severus
uderzył dłonią o biurko. – Biedny Snape, myślał, ze znalazł idealnego
towarzysza, ale okazało się, że to tylko fikcja! – Głos profesora był ostry od
sarkazmu i bólu, uderzał w chłopca jak cios.
- Ja… nie zrobiłem tego, żeby cię upokorzyć, Severusie. I
jeśli sądzisz, że tak jest… to naprawdę nie znasz mnie ani odrobinę! – krzyknął
sfrustrowany nastolatek. – Przepraszam, okej? Przepraszam, że się zraniłem i
skończyło się tak, że o mnie dbałeś, przepraszam, że cię zdradziłem… - Wszystko
było źle, Severus go nie słuchał i nie mógł znieść sposobu, w jaki mężczyzna
ciął go na strzępy wzrokiem i językiem. – Nigdy nie powinienem był się
przemieniać z powrotem! Powinienem zostać tym cholernym jastrzębiem! – Nagłe
łzy napłynęły mu do oczu i zamrugał, by je odsunąć.
Czuł, jak zaczyna się rozpadać, jak coś gorącego i
ciężkiego rośnie mu w piersi. Nie zniósłby, gdyby Snape zobaczył, jak płacze. Więc
przeszedł do defensywy.
- Świetnie, profesorze! Miał pan rację, wszystko było
wielkim żartem, zrobiłem to dla zemsty, to chciał pan usłyszeć? Dobrze! A teraz
może pan wrócić do tego cholernego nienawidzenia mnie, jak zawsze tego pan
chciał.
- Potter, nigdy cię nie nienawidziłem…
- Prawie mnie oszukałeś – krzyknął chłopak, rzucając w
niego jego własnymi słowami. Potem odwrócił się i wybiegł z biura, ignorując
krzyk Snape’a, żeby wrócił. Niech profesor go przeklnie. Albo da mu szlaban.
Jakie to miało znaczenie? To było skończone. Przyjaźń, którą cenił, była
skończona. Rozbił ją na kawałki i nigdy nie zostanie naprawiona.
Z powrotem w biurze, Snape opadł zmęczony na krzesło,
zmęczony i zraniony, a żałość mieszała się z gorzką rozpaczą. Miał coś
rzadkiego i cennego ze swoim chowańcem, ale teraz to zniknęło. Jego największa
zmora, przerażający temperament, po raz kolejny wszystko zniszczył. I teraz
znów był sam, samotny nietoperz z lochów, nawiedzany przez parę zielonych oczu,
w taki sam sposób, jak lata temu.
Podniósł dłoń, by potrzeć oczy, które płonęły dziwnym,
pulsującym bólem. Ból łez, stłumionych i nieuronionych, z powodu tego, co było
i co nigdy nie wróci.
Zaklął cicho, po czym sięgnął ręką i chwycił słoik
martwych karaluchów z szafki za nim i cisnął nim o drzwi.
Rozbił się na milion drobnych kawałków.
Snape wykrzywił usta. Jakie to symboliczne, pomyślał
kpiąco, i patrzył ponuro na odłamki na podłodze, które opadły na nią w
kształcie pary skrzydeł.
CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ Z UTĘSKNIENIEM MA NADZIEJ ŻE MIMO TYLU NEGATYWNYCH EMOCJI JEDNAK SIĘ DOGADAJĄ DZIEKANUJE ZA TŁUMACZENIE CZYTAM REGULARNIE NIE KOMENTUJE TYLKO Z LENISTWA MUSZE JE ZWALCZYĆ DZIĘKUJ ŻYCZĘ WENY I CZASU NA TŁUMACZENIE ZDRÓWKA POZDRAWIAM GOSIA
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, aż mi smutno, Severus nie pozwolił nic w zasadzie powiedzieć Harremu, tak wiele ostrych słów tutaj padło, a obaj potrzebują siebie nawzajem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia