19:00, tego samego wieczora:
Harry
skierował się do gabinetu Umbridge na swój szlaban, jego buty szurały o
podłogę. Czekał na to z tak wielkim entuzjazmem, jak czekałby na kanałowe
leczenie zęba, ale nie zwolnił. Nauczył się, będąc chowańcem Snape’a, powoli
leczącym złamane skrzydła, by znosić niepowodzenia i pielęgnować cierpliwość.
Umbridge i jej szlabany były przeszkodami, które musiał znieść. Nie mógł nawet
zgadywać, co dla niego zaplanowała, poza tym, że nie będzie to krwawe pióro,
jak za pierwszym razem, gdy miał z nią szlaban. Przestała go używać od pozwu
sądowego. Ale był pewny, że znalazła inne metody, które sprawią, że uczniowie
będą mieli ochotę umrzeć.
Po
katastrofalnej konfrontacji ze Snapem, Harry uciekł do swojej przystani, jaką
była wieża Gryffindoru, chory i obolały, i znalazł ją opustoszałą, jako że
wszyscy inni byli w klasie. Był wdzięczny za tą odrobinę litości, ponieważ nie
musiał znosić niekończących się pytań i wyjaśnień, kiedy był wewnętrznie
rozdarty. Podszedł do swojego łóżka, które zostało starannie ułożone podczas
jego nieobecności, i skulił się między poduszkami a kołdrą, podciągając kolana
do piersi i kładąc na nich głowę.
Czuł
okropne poczucie pustki w piersi, jego głowa bolała oraz czuł łzy piekące go w
oczy, ale nie pozwolił im spaść. Co dobrego się stanie, jeśli teraz będzie nad
tym płakać? Wiedział, że Snape będzie zły, wiedział, że mężczyzna źle znosi
kłamstwo, ale wciąż… to bolało, gdy Severus spojrzał mu w oczy i powiedział, że
tylko jego przyjaciele mogli nazywać go Sevem, a Harry nim nie był. Kiedyś byłem. Byłem twoim najlepszym
przyjacielem, Severusie Snape! A… ty byłeś moim.
Dziwne
było to, jak związał się ze starszym mężczyzną, stając się jednocześnie
troskliwym chowańcem i zuchwałym młodszym bratem… albo odważył się nawet
pomyśleć… przybranym synem. Czuł to wszystko wobec profesora, nim dowiedział
się, że naprawdę był Harrym Potterem. I nawet po odzyskaniu wspomnień wciąż tak
się czuł. Znał Severusa, sposób, w jaki myślał i czuł, jego przeszłość, jak
nikt inny.
Ale
Severus nie znał jego. I może dlatego czuł się zdradzony. Bo choć Freedom
odwzajemniał jego uczucia będąc jastrzębiem, nie były takie same, jak u
człowieka, a Harry nie miał szans, by podzielić się nimi z Severusem. Gdyby
Snape był otwarty na przeprosiny Harry’ego i chętny trochę mu wybaczyć, Harry
podzieliłby się z nim powodem, dlaczego zachował swoją obecność w sekrecie. Ale
Snape nie był na to otwarty i teraz Harry bał się powiedzieć cokolwiek o swojej
przeszłości, czy koszmarach, ponieważ Severus już się nim nie przejmował, a nie
chciał słyszeć jego drwin.
Myślałem, że ci zależy, Sev!
Naprawdę tak sądziłem. Ale nie, widzisz we mnie tylko mojego cholernego ojca!
To ja, na litość Merlina, nie on. Chciałbym tylko, żebyś to zauważył… Chciałbym
tylko, żeby mogło wrócić do tego, co było wcześniej… kiedy mówiłeś ze mną i lubiłeś mnie. To było
genialne, będąc w stanie porozmawiać z kimś, kto naprawdę rozumie, jak to jest
być przestraszonym albo samotnym. Moi przyjaciele nigdy tego naprawdę nie
rozumieli, jak to jest żyć z Dursleyami albo jak to jest widzieć, jak
przyjaciel umiera, jak to rozrywa od środka. A ty wiedziałeś, nawet jeśli nie
znałeś szczegółów, wiedziałem, że rozumiesz, jak to jest. A to znaczyło…
wszystko.
Samotna
łza uciekła i spłynęła po jego twarzy.
Pociągnął
nosem, a potem zwyczajnie leżał na łóżku, zagubiony i zdezorientowany, marząc
desperacko o czymś, co był pewny, że nigdy więcej nie będzie miał. Gdyby tylko
Severus mu wybaczył. Ale Harry nie był pewny, czy to się kiedykolwiek stanie.
Ponieważ dokonał niewybaczalnego, przedostał się przez starannie utworzone mury
wokół serca i umysłu Snape’a, sprawił, że mężczyźnie ponownie zaczęło zależeć,
a potem zdradził go, trzymając w tajemnicy swoją tożsamość. Powinienem był mu od razu powiedzieć. Ale
nie chciałem go krzywdzić i zamiast tego, skończyło się tak, że zraniłem nas
obu. Tak bardzo spieprzyłem!
Ukrył
twarz w poduszce, po czym zasnął, budząc się dopiero, gdy jego koledzy z
dormitorium wrócili do klasy.
Słyszał,
jak Ron, Neville i Dean krzątają się po pokoju, otwierając kufry, wykładając
książki na biurka i mamrocząc o tym, ile zadań muszą zrobić na transmutację i
historię magii.
Ha, nie aż tyle, ile ja! – pomyślał żałośnie Harry.
Rozważył zostanie za zasłonami, ale potem zorientował się, że kiedyś i tak
będzie musiał zmierzyć się z współlokatorami, a lepiej teraz niż potem. Żałował
tylko, że czuje się tak surowo i… bezbronnie. Wybuch Severusa poważnie
roztrzaskał jego pewność siebie. Byłeś w
gorszych sytuacjach. O wiele gorszych. Więc po prostu zamknij się i radź sobie
z tym, powiedział sobie stanowczo. Kusiło go, żeby wyskoczyć zza kotar i
krzyknąć „Buuu!” w straszliwej imitacji Irytka, ale zdecydował, że
przestraszenie na śmierć współlokatorów nic nie pomoże, więc wysunął zza kotar
głowę i powiedział:
-
Cześć.
Wszyscy
trzej chłopcy sapnęli i cofnęli się, patrząc na niego z opuszczonymi szczękami.
Harry
wysunął się zza zasłonek i stanął.
W
końcu Ron odnalazł głos.
-
H-Harry? To naprawdę ty?
-
Tak, to ja. Hej, Ron.
-
Ale jak się tu dostałeś? – zapytał Neville, a jego oczy były okrągłe jak u
rybki z wyłupiastymi oczkami.
-
W zwykły sposób. Wszedłem – odpowiedział Harry.
-
Gdzieś ty był cały czas? – chciał wiedzieć Dean. – Czy… byłeś złapany przez
śmierciożerców?
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie.
-
Umbridge trzymała cię jako więźnia w swojej szafie albo coś takiego, kumplu? –
zapytał Ron, unosząc brew. – Bo wcale bym się nie zdziwił.
Inni
zadrżeli i zrobili zdegustowane miny.
-
Merlinie, nie! – Harry skrzywił się i też zadrżał. – To byłby los gorszy od
śmierci. – Westchnął cicho. – To długa historia. Powiedzmy tylko na razie, że
zniknąłem przez… magiczny wypadek.
-
Magiczny wypadek? – pisnął Neville. – Czy… uch… wywołałeś wybuch jakiegoś
eliksiru czy coś?
-
Nie, nic takiego – powiedział Harry, nagle czując niechęć do przyznania się do
swojego głupiego odruchu. Nie był pewny, czy chciał, żeby jego współlokatorzy
wiedzieli, jak stał się animagiem. – To skomplikowane.
-
Cóż, wspaniale mieć cię z powrotem, kumplu – powiedział Ron, uderzając go
przyjacielsko w plecy.
-
Ale, Merlinie, będziesz miał sporo pracy domowej! – zauważył Dean.
-
Wierz mi, Dean, wiem – westchnął
Harry gwałtownie. – Mam pracę domową i szlabany z tą potworną wiedźmą.
Pozostali
zachichotali na to określenie i posłali mu współczujące spojrzenia.
-
Bycie tobą ssie – jęknął Ron. – Może poprosisz Hermionę o pomoc z zadaniami.
Jest w tym dobra.
-
Tak, to dobry pomysł – zgodził się czarnowłosy chłopak. Potem skinął na Rona i
powiedział cicho: – Więcej powiem ci później.
-
Dobra. – Ron spojrzał na klepsydrę na stole. – Musimy uciekać, Harry, albo
spóźnimy się na zajęcia. Czy McGonagall wie, że wróciłeś?
-
Tak, i powiedziała, że zdobędzie zadania, które mam od innych nauczycieli.
-
Ojej! – skrzywił się Neville. – Pewnie dostaniesz z dziesięć stóp pergaminu od
samego Snape’a.
Co
do tego, Harry nie miał najmniejszych wątpliwości. Będąc tak wściekłym, Mistrz
Eliksirów pewnie da mu dodatkowe zadania. Miał tylko nadzieję, że Hermiona
będzie mogła pokazać mu sposób, jak uszeregować sobie czas, żeby nie umrzeć z
nadmiaru zadań. Miał żałował, że dziewczyna nie ma już zmieniacza czasu ze
swojego trzeciego roku, który nieskończenie by mu pomógł.
Pozostali
chłopcy chwycili swoje książki na następne zajęcia, którymi były eliksiry,
wepchnęli je do swoich toreb i wyszli.
Harry
usiadł na łóżku i popatrzył na ścianę, gdzie Ron powiesił plakaty i chorągwie
Armat z Chudley, a Dean plakaty swojej ulubionej drużyny piłki nożnej. Wiedział,
że pewnie powinien zacząć szukać książek i próbować nadrobić zaległości, ale
szczerze mówiąc, niezbyt dbał o szkołę, jednak wciąż był wstrząśnięty
odrzuceniem Severusa. Wpatrywał się ponuro w ścianę, zastanawiając się, co
powie Hermiona i jak pójdzie jego wieczorny szlaban z ropuchą. Przywołał z
półki „Quidditch przez Wieki” z szafki i przekartkował ją, zastanawiając się,
co się stanie teraz. Wszystko było inne i nie był pewny, jak się do tego
dostosować. Wiedział jedno – pozostanie wierny swojej obietnicy i nie powie
nikomu o tym, co dowiedział się od Severusa. Wiedział, że drugi czarodziej był
przerażony, że ujawni wszystkim jego przeszłość, a ten strach doprowadził go do
wybuchu oskarżeń, że Harry go zdradził. Ale Harry nie chciał tego
urzeczywistnić. Cokolwiek Severus mu powiedział, zostanie z nim.
A
teraz chciał jedynie spać. Spać i śnić o czasie, gdy był szczęśliwy, gdy miał
skrzydła i był chowańcem czarodzieja, który o niego dbał.
Gdy
obudził się tuż przed obiadem, Hermiona jednocześnie wyściskała go i zaczęła
wypytywać.
-
Ale gdzie byłeś? Gdzie cały czas byłeś? Jak żyłeś? Co to był za wypadek?
-
Hermiono, na ducha Merlina, pozwól mu mówić!
– rozkazał z rozdrażnieniem Ron.
-
Och, wybacz. – Byli w pokoju wspólnym, przy stoliku w kącie, starając się
przeprowadzić choć w połowie prywatną rozmowę. – Ale po prostu umieram z ciekawości, by poznać
szczegóły, Harry! Znaczy, nie możesz oczekiwać, że znikniesz na półtora
miesiąca i nic mi nie opowiesz!
Harry
był cicho, jednak zdecydował, że bezpieczniej będzie powiedzieć jej kilka
rzeczy.
-
Dobra. Skrócę twoją mękę. Utknąłem w innej formie i straciłem pamięć. Tak
doszło do zaginięcia.
Oczy
Hermiony rozszerzyły się.
-
W innej formie? Znaczy… jesteś animagiem?
-
Tak. Zrobiłem to przez przypadek. Potem zostałem ranny i rozwinęła się amnezja.
Niedawno odzyskałem wspomnienia i dzisiaj zdołałem wrócić do mojej prawdziwej
postaci. Rozmawiałem z McGonagall i mówi, że podszkoli mnie, jak zostać
zarejestrowanym animagiem. Ale naprawdę mógłbym skorzystać z twojej pomocy,
Hermiono, jeśli chodzi o pracę domową. Muszę nadrobić półtora miesiąca,
dodatkowo mam normalne zajęcia, a Umbridge mówi, że jeśli nie skończę tego
przed końcem semestru to mnie wydali.
-
Och, Harry! Nie będzie mogła tego zrobić, prawda? Znaczy, to nie twoja wina, że
utknąłeś w animagicznej formie.
-
Wiem. Ale to Umbridge, która sądzi, że jest Królową Hogwartu, a my jej
cholernymi poddanymi. Więc… muszę dokończyć to, co dają mi nauczyciele i
odrobić z nią szlaban w każdy wieczór. Możesz mi pomóc? Jesteś najlepsza w
organizacji i prioretyzowaniu czasu ze wszystkich ludzi.
Hermiona
zarumieniła się z zadowolenia.
-
Dzięki, Harry. Oczywiście, że ci pomogę. Wymyślę jakiś harmonogram i w ogóle.
Przebrniesz przez to, zobaczysz.
Niemal
widział, jak trybiki w jej mózgu zaczynają się obracać, gdy już starała się
znaleźć rozwiązanie.
-
Dzięki, Hermiono.
A
potem zadała pytanie, którego się obawiał.
-
Harry, jaka jest twoja animagiczna forma?
-
Uch… ptak – odparł ogólnie. Potem wstał, starając się uniknąć kolejnych pytań.
– Chodźcie, umieram z głodu. Chodźmy coś zjeść.
Unikał
reszty pytań Hermiony przez cały obiad, udając zajętego jedzeniem. Rzucił
spojrzenie na stół prezydialny i zobaczył, że jest przy nim Snape, choć nie
zauważył on, że Harry na niego patrzy, cała jego uwaga skupiona była na
Minervie, która coś z nim dyskutowała. Harry zastanawiał się, czy to ma coś
wspólnego z nim, skoro Snape marszczył brwi. Poczuł gorzki ból w piersi i nagle
zechciał zmienić się i usiąść na ramieniu profesora. Tęsknił za łatwym
poczuciem koleżeństwa, które między sobą dzielili. Niech to wszystko szlag trafi, Sev! Nie chcę być twoim wrogiem!
Zmusił
się do odwrócenia wzroku i kontynuacji jedzenia.
Tego
wieczora, McGonagall zawołała go do swojego biura i powiedziała, że zdołała
zebrać niezrobione prace Harry’ego i również rozmawiała z Umbridge, która
zgodziła się dać Harry’emu tylko dwa dni szlabanu w tygodniu, zaczynając od dzisiejszego
wieczora.
-
Nie wykłócaj się z nią, Potter. Wiem, że wiesz, że będzie szukała wymówki, by
uznać cię winnym. Staraj się jej tej wymówki nie dawać, zrozumiano?
-
Tak, proszę pani – powiedział z szacunkiem Harry. Zerknął na torbę, którą mu
podała, wypełnioną notatkami i książkami, i jęknął.
-
Mam zrobić to wszystko?
-
Tak i proszę pamiętać, żeby skończyć to starannie. Praca uchroni pana od
kłopotów, panie Potter. Poza tym, proszę się ze mną spotkać w niedzielę rano, a
podszkolę pana ze zmian w animaga. Właściwy nauczyciel jest niezbędny.
-
Dobrze, pani profesor.
-
Niech pan wraca do pokoju wspólnego i pamięta, że ma pan szlaban z profesor
Umbridge na 19:00, według dziennika szlabanów – przypominała mu Minerva.
Harry
pokiwał głową, odwrócił się i wyszedł z biura Opiekunki. Miał wrażenie, że tornister na jego ramieniu
waży ze sto funtów.
Gdy
dotarł do Wieży Gryffindoru, podał Hermionie torbę i dziewczyna zaczęła
wszystko organizować i badać zadania przypisane przez nauczycieli, starając się
zrobić dla niego wykonalny harmonogram. Zostawił ją z tym, zbiegając z powrotem
po schodach na szlaban z Umbridge.
Tym
razem znalazł ropuchę w biurze nauczyciela obrony, siedzącą przy biurku w
szokująco różowej sukience, która sprawiła, że oczy Harry’ego bolały od samego
patrzenia. Spojrzał więc w bok, żeby nie oślepnąć. Spojrzała na niego z góry z
fałszywym uśmiechem przyklejonym do jej szerokiej twarzy.
-
Pan Potter. Ależ jest pan punktualny. Szkoda, że nie było tak w przypadku
większości pana innych zajęć. Siadaj. – Wskazała krzesło i biurko przed nią.
Harry
usiadł i czekał.
Umbridge
pochyliła się nad biurkiem i powiedziała:
-
Twój mały eksperyment z formami animagicznymi nie jest usprawiedliwieniem dla
kary. W dawnych czasach, jeśli studenta przyłapano na eksperymentowaniu z
zakazaną magią, był on karany… jak najsurowiej. – Jej uśmiech poszerzył się, a
Harry poczuł jak dreszcz przechodzi przez jego kręgosłup. – Jednak tego typu
rzeczy… już się w tych czasach nie robi, więc będę musiała wyciągnąć
konsekwencje pana złych uczynków w inny sposób.
Otworzyła
małe, czarne pudełko i wyjęła z niego srebrny mankiet.
-
Proszę tu podejść, panie Potter.
-
Pani profesor? – Harry wstał, spoglądając na mankiet niespokojnie.
-
Rób, co kazałam!
Posłuchał.
-
To Mankiet Wiążący. Zwiąże pana zdolność do zmiany formy. Będzie pan go nosił,
póki nie uznam, że dostał pan nauczkę. Nie pozwolę, by niezarejestrowany animag
biegał sobie wolno po mojej szkole. Wyciągnij rękę.
Harry
wzdrygnął się. Nie wiedział, czy będzie w stanie znieść brak latania.
-
Nie. Mogę dać pani słowo, że nie zmienię się bez pozwolenia. Proszę po prostu…
nie zmuszać mnie do noszenia tego.
-
Proszę wyciągnąć rękę, panie Potter!
-
Ale…
-
Już! Albo pana nieposłuszeństwo pociągnie za sobą poważne konsekwencje!
Nie prowokuj jej, odbiły się w jego głowie
słowa McGonagall. Harry przygryzł wargę. Potem bardzo niechętnie wyciągnął
rękę.
Umbridge
chwyciła ją i nałożyła na nią mankiet.
Skurczył
się on, by się dopasować i Harry poczuł jak przeszywa go ostry wstrząs. Sapnął,
po czym potarł nadgarstek w miejscu mankietu. Piekł, jakby przyłożył do
nadgarstka gałązkę pokrzywy.
-
Proszę pani, to piecze.
-
Och? Powiedziano mi, że to może być nieco… niekomfortowe na początku.
Przyzwyczai się pan – powiedziała obojętnie.
Harry
walczył z chęcią podrapania nadgarstka.
-
Ale w niedzielę rano mam lekcję animagii z profesor McGonagall.
-
Co? Nie wyrażałam zgody na żadne lekcje – warknęła Umbridge. – Nie potrzebuje
pan niczego poza teorią na tym etapie, nie pozwolę, żeby pan się przemieniał
ponownie, póki nie nauczy się pan mnie właściwie mnie szanować, zrozumiano?
Harry
spuścił oczy na swoje buty i mruknął:
-
Dobrze, pani profesor. – Do diabła,
żałuję, że nie mogę przekląć się i rozwalić na milion małych kawałeczków.
-
Świetnie. A teraz, co do pana szlabanu, chcę, żeby pan poszedł i wyszorował
wszystkie toalety na tym piętrze. Bez magii, tylko przy użyciu szczotki i tego
ługowatego mydła. – Machnęła różdżką w kierunku ziemi i wiadro wypełniło się
gryzącym, cuchnącym roztworem i pojawiła się mała szczotka do szorowania. –
Może pan zacząć, panie Potter. Ma pan trzy godziny. – Potem wyciągnęła rękę po
jego różdżkę.
Oddał
ją, zaciskając zęby. Potem wziął wiadro, szczotkę i ruszył do pierwszej
łazienki na piętrze.
Nim
upłynęły trzy godziny, Harry wyczyścił całe dwadzieścia toalet. Od ciągłego
pochylania i szorowania bolały go ramiona i plecy, a skóra na rękach i
przedramionach była zaczerwieniona i bolesna od mocnego ługowego mydła.
Umbridge nie dała mu rękawic. Ale przynajmniej skończył.
Zgłosił
się do niej, znajdując ją w nogami na puchatym, różowym jak pączki róż
podnóżku, czytającą powieść pt „Ucieczka Córki Czystokrwistych i jej
Mugolskiego Kochanka” – najwyraźniej tandetny romans, jak mu się wydawało – to
był pierwszy raz, gdy widział czarodziejską wersję, choć Petunia lubiła je
czytać, gdy Vernona nie było. To
zrozumiałe. Pewnie tylko tak może zbliżyć się do faceta.
-
Profesor Umbridge? Skończyłem.
Szybko
wepchnęła powieść pod stos raportów.
-
Dobrze. Proszę pozwolić, że sprawdzę pana pracę, panie Potter.
Skierowała
się do pierwszej łazienki.
Nim
dotarła do trzeciej, jej twarz była zaciśnięta z wyrazem irytacji, jakby
połknęła cytrynę. Harry był pewny, że zamierzała znaleźć błędy w jego pracy,
ale zamiast tego pociągnęła nosem.
-
Odpowiednio. Ledwie się panu udało. Może pan iść, panie Potter. Następny
szlaban będzie w piątek o tej samej godzinie.
Skinął
głową i wyszedł, krzywiąc się na widok pęcherzy, które uformowały się na jego
rękach.
Żałował,
że nie ma w tym momencie trochę maści ze szczuroszczeta od Severusa.
Kiedy
wrócił do pokoju wspólnego, odkrył, że Hermiona wciąż siedzi przy stole,
otoczona pogniecionymi kawałkami pergaminu. Ron drzemał na kanapie.
-
Och, Harry! Cieszę się, że tu jesteś – powiedziała Hermiona, gdy wszedł. –
Przepraszam, że zajmuje mi to tak wiele czasu, ale… to niemal niemożliwe nadać
wszystkiemu priorytet, kiedy masz tak wiele zajęć i pracy do nadrobienia. Nie
ma wystarczająco godzin w ciągu dnia… - urwała, gdy zauważyła jego
zaczerwienione ręce. – Na kapelusz Merlina! Co ci się stało w dłonie, Harry?
-
Nic. Miałem po prostu szlaban.
Ron
obudził się słysząc przerażenie w tonie Hermiony.
-
Huh? Och, to ty, kumplu. Jak poszedł szlaban z tą odrażającą pełzającą ropuchą?
O cholera! Co on zrobiła, włożyła ci ręce do wrzątku?
-
Nie. Kazała mi szorować toalety ługowym mydłem bez użycia magii – wyjaśnił
Harry. Szarpnął rękawy szaty, by zakryć mankiet.
-
Bez rękawic? – krzyknęła z przerażeniem Hermiona. – Co za okrutna wiedźma! –
Wstała. – Masz. Dam ci trochę maści ze szczuroszczeta. – Przywołała ją
machnięciem różdżki, a do tego miskę i miękką szmatkę. Ostrożnie wymieszała
szczuroszczeta z wodą, po czym powiedziała mu, żeby namoczył swoje zranione
ręce.
-
Dzięki. – Harry włożył ręce do miski i westchnął z ulgą. Szczuroszczet
natychmiast zaczął łagodzić dolegliwości.
Ron
wymamrotał kilka nieprzyzwoitych słów na temat Umbridge i jej związku z rogatą
ropuchą. Wywołało tu u Harry’ego uśmiech, pomimo tego, że poprzednie słowa
Hermiony go przeraziły.
-
Więc, wychodzi na to, że mam po królewsku przerąbane? Nie ma szans, żebym to
nadrobił?
Dziewczyna
wyglądała na bardzo zasmuconą.
-
Cóż… wciąż mogę próbować. Ale będzie ci ciężko uczyć się do sumów, nadrobić
pracę lekcyjną, szlabany i normalne zajęcia. Pewnie ledwie starczy ci czasu
na jedzenie, spanie czy wzięcie
prysznica. – Potrząsnęła głową. – Tą kobietą trzeba zdrowo potrząsnąć. Czy ona
chce, żeby ci się nie udało?
-
Pewnie tak – powiedział Harry.
-
Wstrętna suka! – prychnęła Hermiona, a dwójka chłopców zaczęła się na nią
gapić.
-
Hermiono! Właśnie użyłaś przekleństwa na profesora! – krzyknął Ron.
-
Wow, Ron! Dla twojej informacji, też je znam, tylko nie używam ich zbyt wiele.
Ale ona… ona na to zasługuje.
-
Z tym się nie ma co kłócić – powiedział Harry z uczuciem. Wyjął ręce ze
szczuroszczeta. – Posłuchaj, Hermiono. Robiłaś co mogłaś. Jakoś sobie dam radę.
-
Dobrze, Harry. To pierwsza część harmonogramu. – Podała mu małą tabelkę. –
Możesz zacząć dziś od tego.
Harry
wziął plan, podziękował ponownie Hermionie, po czym skierował się na piętro. Przeczyta
ten tekst na zaklęcia przed snem. Był zdeterminowany nie dać Umbridge wygrać.
Jeśli myślała, że może go złamać to się myliła.
Czwartek, dzień 1:
Pomimo
dobrych sześciu godziny snu poprzedniej nocy, Harry wciąż czuł się zmęczony po
wstaniu. Spojrzał na srebrny mankiet na nadgarstku z niesmakiem, chcąc
wiedzieć, jak ją magicznie zdjąć. Ale nie wiedział, a nie chciał, żeby jego
przyjaciele zobaczyli ją i zadawali kolejne niewygodne pytania. Może Umbridge
ją zdejmie, jeśli się będzie zachowywał. Potarł skórę pod mankietem, która
swędziała i dziko bolała. Zachował sobie szmatkę, której poprzedniej nocy użył,
gdy moczył dłonie w roztworze ze szczuroszczeta i ostrożnie otarł otartą skórę
nasączoną szczuroszczetem szmatką. Zmniejszyło się nieco zaczerwienienie i
świąd.
Potem
włożył ubrania, upewniając się, że mankiet jest przykryty rękawem jego szaty i
skierował się na śniadanie.
Nie
miał zajęć do późnych godzin porannych, kiedy to miał eliksiry ze Ślizgonami,
co nigdy nie było jego ulubionymi zajęciami, ale był pewny, że teraz to będzie
horror, biorąc pod uwagę sprawy między nim a Severusem. Był przygotowany na to
, że Mistrz Eliksirów rozedrze go na kawałki swoim ostrym jak brzytwa językiem
i modlił się tylko, żeby był w stanie to przyjąć bez odwarknięcia lub, co
gorsze, pokazania mężczyźnie, jak bardzo jego słowa go ranią.
Skubnął
nieco śniadania, bo z jakiegoś powodu nic nie smakowało dobrze odkąd przemienił
się z powrotem. Zdecydował, że spędzi resztę wolnego czasu przed eliksirami na
uczeniu się materiału z lekcji, które przegapił, bo przynajmniej nie będzie się
czuł jak ryba wyjęta z wody, gdy popołudniu przyjdzie na zajęcia.
Szczęka
Rona opadła, gdy usłyszał, co Harry zamierzał robić.
-
Hej, kumplu, czy jesteś pewny, że nie jesteś wciąż wytrącony z równowagi?
Ponieważ nigdy nie słyszałem, byś dobrowolnie zamierzał robić zadania albo się
uczyć.
-
Nie mam wyboru – powiedział cicho Harry. – Umbridge mówi, że jeśli nie dokończę
nadrabiania zaległości przed końcem semestru, złamie moją różdżkę, rozumiesz?
Ron
zarumienił się.
-
Och, racja. Naprawdę chciałbym móc się jakoś jej pozbyć.
Harry
pokiwał głową.
-
Będzie trudno ją wygnać. Jest trochę jak karaluch.
Obaj
jego przyjaciele zachichotali na to stwierdzenie, a Hermiona zaoferowała mu
pomoc w części jego zadań na eliksiry przy użyciu diagramów i pamięciówki.
Harry zgodził się, więc skierowali się do biblioteki. Ron podążył za nimi,
mówiąc, że sprawdzi książki do Quidditcha i przeczyta je, podczas gdy dwa mózgi
będą się uczyć.
Hermiona
przewróciła oczami.
-
Naprawdę, Ron, nie zginąłbyś, gdybyś się też trochę pouczył. Mógłbyś się
naprawdę czegoś nauczyć.
-
Nie, dzięki. Lubię ledwie przechodzić. Tak jest więcej zabawy.
-
Jesteś niemożliwy, Ron! – skarciła go Hermiona. – Będzie cudem, jeśli zdasz
swoje sumy.
-
Yhym. Na to właśnie liczę – odpowiedział Ron, uśmiechając się złośliwie.
Uwielbiał denerwować Hermionę. Złożył ręce w modlitewnym geście. – Merlinie,
ześlij mi cud!
Hermiona
prychnęła.
-
Nie potrzebujesz cudu, leniwy idioto, tylko dobrego kopa w tyłek.
Ron
zachichotał.
-
A co działa na ciebie, Hermiono?
Dostanie P z egzaminu?
-
Twoja postawa na mnie działa, Weasley – sapnęła dziewczyna, ale nim mogła
cokolwiek powiedzieć, Harry jej przerwał.
-
Uch, Hermiono? To nie pomaga mi w nauce.
-
Och. Racja. Dobra, zobaczmy, co przypisał ci profesor Snape. – Wzięła teczkę z
eliksirami z jego torby i zaczęła ją przeglądać.
-
Znaczy, że jeszcze nie zapamiętałaś jeszcze zadania domowego? – dokuczał jej
Ron. – Opuszczasz się, Granger.
-
Wypchaj się, Ron! – mruknęła Hermiona, po czym zaczęła wyjmować notatki z
teczki. – Dobrze, że profesor Snape jest tak zorganizowany. Dzięki temu będzie
łatwiej wszystko zrozumieć.
Tak
samo przypuszczał Harry i próbował skoncentrować się na nauczeniu materiału
zamiast martwieniu się o zajęcia.
Snape
wpadł do klasy dokładnie o pierwszej, obrzucając wszystkich surowym
spojrzeniem. Obok jego stanowiska, Neville już widocznie drżał. Harry spodziewał
się, że spojrzenie Severusa odnajdzie i wyfiletuje jego, ale zamiast tego,
Snape rzucił mu pobieżne spojrzenie i ruszył dalej. Cóż, to było nieoczekiwane. Ciekawe, co to znaczy?
Severus
okrążył klasę, upewniając się, że uczniowie mają swoje materiały i nie rysują w
swoich zeszytach albo nie plotkują z zaczarowanym papierem listownym. Nie
znajdując niczego nie w porządku, wrócił na przód klasy i ogłosił, że będą
dzisiaj warzyć miksturę przyjaźni.
Harry
czekał przerażony na jakiś ostry komentarz, ale żaden nie nadszedł. Snape
spojrzał prosto na niego, a potem odwrócił wzrok, nie mówiąc nic więcej.
Harry
był zdezorientowany. Normalnie Snape nigdy nie przegapiłby możliwości
wyszydzenia go w klasie.
Severus
zacisnął razem usta, żeby nie wyrzucić Pottera z klasy. Odwrócił się, by
chwycić chusteczkę i uścisnął grzbiet swojego nosa. Samo widzenie Pottera w
klasie powodowało u niego zarówno rozdrażnienie, jak i poczucie komfortu. Trzymaj się, Snape! Po prostu nauczaj i
zapomnij teraz o Potterze. Ignoruj go. Nigdy wcześniej tego nie próbował, a
może powinien. Jego serce po prostu nie było w stanie używać zwykłego sarkazmu.
Czuł się raczej tak, jak wtedy, gdy Lily odmówiła wysłuchania jego przeprosin,
gdy czekał na nią tamtej nocy poza wieżą Gryffindoru – zraniony i zdradzony.
Nie
wspominając już o tym, że był całkiem wynudzony przez nauczanie według polityki
Umbridge. Eliksiry były tak elementarne, że mógł ich nauczać na ślepo we śnie,
ale był zdeterminowany trzymać Umbridge z dala od siebie za wszelką cenę.
Zerknął na Pottera i zastanowił się leniwie, jak poszedł jego pierwszy szlaban
z tą okrutną kobietą. Potter nie wyglądał na rannego, co było dobrą rzeczą.
Harry
skoncentrował się na swoim eliksirze, który był całkiem łatwy i staraniu się
zrozumieć, kiedy Snape zacznie znów go komentować. Ale co bardzo dziwne,
profesor ignorował go, zamiast tego koncentrując się na poprawieniu innych par
i nie zrobił nic poza zerknięciem na Harry’ego.
W
pewien sposób, chłopak poczuł ulgę z tego powodu, ale z drugiej strony, zdenerwowało
go to, ponieważ ignorowanie go było ulubioną taktyką jego ciotki i wuja.
„Udawaj, że nie istniejesz, Potter!” było ulubionym powiedzeniem Vernona,
zwłaszcza, gdy oczekiwał gości.
Bolało
to, że Snape udawał, że nie istnieje, jakby to, co dzielili, gdy był chowańcem
Snape’a w ogóle się nie liczyło. Ale trzymał głowę nisko i zdołał dokończyć
swój eliksir przed końcem wyznaczonego czasu. Zabutelkował roztwór, podpisał go
i położył na biurku Snape’a. Rzucił okiem na starszego czarodzieja, ale Severus
nawet nie posłał mu szyderczego uśmiechu. Zamiast tego spojrzał na niego tak,
jakby go nie widział.
Harry
wzdrygnął się, po czym zarzucił torbę na ramię i wybiegł. Kiedyś pewnie
świętowałby fakt, że Snape nie był dla niego dupkiem na zajęciach, ale teraz
niemal tęsknił za starym, dobrze mu znanym Snapem. Przynajmniej wtedy wiedział,
jak się zachować.
Severus
patrzył za nim dyskretnie, udając, że czyta nalepkę na fiolce, podczas gdy
faktycznie używał jej, by spojrzeć na Pottera. Sposób, w jaki chłopak na niego
patrzył… jakby go uderzył albo coś w tym rodzaju… to było zarówno denerwujące i
zagadkowe oraz powodowało u niego jednocześnie poczucie winy. Kontynuował
badanie eliksirów, myśląc o tym, że teraz nie musi spieszyć się z powrotem do
kwater, ponieważ znów są puste i całe dla niego. Dokładnie tak, jak lubił,
syknął cichy głosik. Za wyjątkiem tego, że… to już nie była prawda. Teraz wciąż
przypominał sobie pewnego myszołowa, który zwykł siedzieć na oparciu jego
kanapy, na jego ramieniu lub nawet na jego brzuchu. Ze złością odepchnął od
siebie wspomnienia. To był koniec. Jego temperament już się o to postarał,
dokładnie jak innego popołudnia, bardzo dawno temu.
Powstrzymując
westchnięcie, kontynuował sprawdzanie i ocenianie eliksirów, przypominając
sobie z ostrym ukuciem żalu to, jak w takie ciepłe, słoneczne dni jak ten,
Freedom zwykł latać po niebie i nurkować za przynętą.
Piątek, dzień 2:
Tego
ranka, McGonagall zawołała go do swojego gabinetu, żeby porozmawiać z nim o
lekcji animagii.
-
Przykro mi, panie Potter, ale nie będziemy mieli lekcji tak, jak początkowo
planowałam. Wielka Inkwizytor powiedziała, że na razie mogę pana uczyć tylko
teorii oraz ma pan zakaz przemieniania. – Mistrzyni Transmutacji zmarszczyła
brwi, bo wyraźnie nie podobało jej się to ultimatum. – To nie jest zwykły
sposób, w jaki uczyłabym początkującego animaga, jednak to profesor Umbridge
jest u władzy. Więc będziemy przez godzinę studiowali ten tekst, Potter. –
Podała mu dość zużytą kopię książki pt. „Poradnik dla Początkującego, jak Stać się
Jednością z Twoją Zwierzęcą Duszą”.
-
Dziękuję – powiedział cicho Harry, nie zawracając sobie głowy informowaniem
jej, że już przeczytał większość tej książki – to ją pożyczył z biblioteki.
Mimo że był zirytowany Umbridge, uznał, że McGonagall wiedziała o ograniczeniu,
które na niego nałożyła, więc też nie wyciągał na wierzch faktu, że był
związany Mankietem Wiążącym. A przynajmniej nie musiał czytać kolejnej nowej
książki i mógł tylko przebiec ja wzrokiem.
-
Przeczytaj rozdział pierwszy i przedyskutujemy go w niedzielę – powiedziała
cicho McGonagall. Mogła przypisać mu więcej rozdziałów, ale wiedziała, że już
jest bardzo zawalony pracą.
Harry
wziął książkę i włożył ją do torby. Potem poszedł do biblioteki spróbować
pouczyć się nieco na zielarstwo. Pierwszy raz był wdzięczny Hermionie za jej
schludność i przyzwyczajenie do nauki, ponieważ teraz ta wiedza okazała się
nieoceniona, gdyż musiał ścisnąć wiedzę z półtora miesiąca w miesiąc, jak
również ukończyć przypisaną bieżącą pracę domową.
Cóż, przynajmniej zbliżają
się święta i wtedy będę mógł zrobić większość roboty, pomyślał. Oczywiście, wciąż
miał wieczorem szlaban z Umbridge.
Szybko
pochylił się nad pergaminem i zaczął szkicować obrazek Jadowitej Tentakuli.
Tego
wieczoru szlaban z Wielką Inkwizytor polegał na polerowaniu kilku skrzynek
zawierających matowe sztućce przy użyciu jakiegoś płynu, od którego okropnie
piekły go oczy i nos. Próbował powstrzymać się od kaszlu i napłynięcia łez do
oczu, ale to było niemożliwe.
-
Co to ma znaczyć, Potter? – warknęła Umbridge, piorunując go wzrokiem ponad
swoją wieczorną przekąską w postaci herbaty i różowej tarty z lodami.
Harry
zakaszlał niekontrolowanie, przynajmniej starając się powiedzieć:
-
Przepraszam… pani profesor… ale to coś… pali mnie w oczy i nos… - Przetarł oczy
rękawem – szczypały, jakby dostał się do nich kurz.
Umbridge
posłała mu paskudne spojrzenie.
-
Och, na litość Merlina, Potter! Przestań wymigiwać się od pracy. Nie będę
tolerować obijania się. A teraz wracaj do pracy i przestań kaszleć jak hiena,
to irytujące! W innym wypadku odejmę ci punkty i otrzymasz kolejny szlaban.
Harry
tylko pokiwał głową, bojąc się otworzyć usta. Jego gardło bolało i pulsowało, i
zastanowił się, czy nie używał czasem czegoś toksycznego.
Zdołał
stłumić kaszel w rękaw i dokończyć polerowanie srebra tuż przed końcem godziny.
Umbridge wyglądała na mniej zadowoloną, ale powiedziała tylko:
-
Zejdź mi z oczu, Potter.
Harry
wykonał polecenie, żałując, że nie może zmienić się w jastrzębia i ponownie jej
nastraszyć.
Gdy
znalazł się za drzwiami, zgiął się w pół, kaszląc straszliwie.
Minęło
kilka minut, nim odzyskał oddech, a kiedy się wyprostował, napotkał znajomą
parę obsydianowych oczu.
-
P-Profesor Snape?
Mistrz
Eliksirów spojrzał na niego spode łba.
-
Dlaczego przed chwilą wypluwałeś płuca, Potter? Jeśli jesteś tak chory,
powinieneś być w szpitalu, a nie czaić się na korytarzach.
Harry
potrząsnął głową, jego oczy wciąż płonęły.
-
N-Nie jestem chory… to od polerowania…
-
Jakiego polerowania?
-
Polerowania srebra, proszę pana… to wywoływało kaszel i paliło mnie w oczy…
Wbrew
sobie, Snape odkrył, że sięga dłonią do czoła chłopca.
Harry
odskoczył.
-
Nie ruszaj się, Potter! Próbuję ustalić, czy masz gorączkę.
-
Nie mam… profesorze! Powiedziałem… nie jestem chory!
Snape
zignorował go, kładąc krótko dłoń na czole Harry’ego. Było chłodne.
-
Humph! Idź do pani Pomfrey, chłopcze, da ci coś na przemycie oczu i na
wyciszenie kaszlu.
Nim
Harry mógł powiedzieć cokolwiek więcej, Snape prześlizgnął się obok niego
powiewając swoimi czarnymi szatami.
Harry
popatrzył za nim, wyglądając na zamyślonego. Może Snape nie był tak obojętny,
jak się wydawał.
Zdecydował
się podążyć za radą Snape’a i skierował się do skrzydła szpitalnego.
Ale
eliksir, który dała mu Pomfrey na kaszel sprawił, że stał się śpiący i zasnął
podczas nauki transmutacji, przesypiając kilka godzin czasu przeznaczonego do
nauki, przez co był jeszcze dalej w tyle.
Sobota, dzień 3:
Harry
spędził cały poranek w pokoju wspólnym, starając się skupić na historii magii i
wróżbiarstwie. Na szczęście, wróżbiarstwo było żartem, zwłaszcza, gdy uczyła go
Trelawney, więc Harry mógł zmyślić odpowiedzi i zadania.
Ron
próbował nakłonić go do przerwy i zaprzestania nauki, ale Harry odmówił. Nie
mógł sobie pozwolić na zmarnowanie tego cennego czasu, choć spojrzenie na
zewnątrz na wspaniale błękitne niebo spowodowało straszliwe poczucie straty.
Dnia takiego jak ten, wznosiłby się nad chmurami z prądem powietrza, jako
Freedom.
Tęsknił
za lataniem z niemal fizycznym bólem. Niemal tak samo tęsknił za pewnym
jedwabistym głosem i głaszczącą go ręką.
Odepchnął
od siebie wspomnienia. To nie czas i miejsce na to. Pochylił się nad książkami,
bazgrząc gorączkowo.
Tę
sobotę Severus miał spędzić na warzeniu dodatkowych eliksirów dla skrzydła
szpitalnego. Ale po trzech godzinach warzenia, Mistrz Eliksirów odkrył, że nie
może patrzeć na cztery szare, kamienne ściany, więc wyszedł na zewnątrz, by
przejść się po błoniach.
Szedł
kilka minut i nie mógł się powstrzymać przed uniesieniem wzroku w poszukiwaniu kształtu
swojego chowańca, choć racjonalnie wiedział, że nigdy więcej nie zobaczy
latającego Freedoma.
Zaczął
iść jeszcze szybciej, jakby starał się prześcignąć wspomnienia.
Niedziela, dzień 4:
Po
lekcji z McGonagall, Harry rozważył napisanie listu do swojego chrzestnego. Wiedział,
że Syriusz się o niego martwi, i nawet jeśli to przez niego Snape niemal został
aresztowany przez Umbridge, Harry czul, że zasługuje na to, żeby wiedzieć, że
wrócił. Szybko napisał list i wezwał Hedwigę, żeby go dostarczyła – był
zaadresowany do Wąchacza.
Sowa
śnieżna przybyła natychmiast , trącając go dziobem i delikatnie dziobiąc w
napomnieniu, kiedy zapomniał nakarmić go przekąską. To wtedy Harry naprawdę
zatęsknił za byciem jastrzębiem, bo wtedy mógł rozmawiać i rozumieć swoją sowę.
Ciekawe, czy jest jakiś eliksir, który
pozwoliłby mi rozmawiać z sowami tak, jak Snape mógł rozmawiać z jastrzębiami?
Po
napisaniu Syriuszowi, że nic mu nie jest, zapytał też mężczyznę o czasy, gdy
razem z Jamesem zawiesili Snape’a w powietrzu, chcąc wiedzieć, dlaczego to
zrobił i pisząc, że był to dość okrutny żart. Podpisał się jako Twój chrześniak.
Po
tym wrócił do swojej nauki, pisząc mapy autonomiczne, póki oczy się nie
zamknęły i nie zasnął wśród papierów, zapominając ponownie również o zjedzeniu
lunchu i śniadania.
Hermiona
obudziła go kilka godzin później na kolację.
-
Harry, nie możesz tak omijać posiłków. To nie jest dla ciebie dobre.
-
W porządku. Zjem kolację. Po prostu… nie mam dość czasu, by zrobić wszystko, co
muszę.
-
Wiem, ale nie chcesz się rozchorować, prawda?
Potrząsnął
głową, dopiero wtedy zdając sobie, że umiera z głodu.
Tego
samego popołudnia, Severusa odpoczywał w swoich kwaterach, ale z jakiegoś
powodu jego umysł nie skupiał się na czasopiśmie o eliksirach, ale wciąż chciał
spojrzeć na pustą żerdź i torbę sprzętu sokolniczego. Nie wiem, dlaczego jeszcze nie zwróciłem tych sprzętów Hagridowi. Nie
mam już z nich pożytku.
A
jednak stwierdził, że nie jest w stanie się ich pozbyć. Wiedział, że kilku
uczniów z jego Domu będzie się martwiło, co się stało z jego jastrzębiem,
jednak nie był w stanie przyznać prawdy, więc zwyczajnie milczał. Nie chciał,
by powstały jakieś plotki o tym, że Potter był jego chowańcem, więc pozwoli im
myśleć, że jastrząb ponownie jest chory albo odleciał.
Natychmiast
myśli o Freedomie przywołały myśli o chudym, rozczochranym nastolatku, jednak
stanowczo je stłumił. Potter nie był już dłużej jego obowiązkiem. Był
obowiązkiem Minervy. A jednak te zielone oczy prześladowały go, szmaragdowe kałuże
pełne rozpaczy i tęsknoty.
To koniec, Snape. Twoja
przyjaźń z bachorem się skończyła, nie żebyś kiedykolwiek się przyjaźnił z nim,
tylko z jastrzębiem, którego uważałeś za swojego chowańca.
Ale
musiał przyznać, że tęskni za komentarzami i towarzystwem tego pyskatego ptaka.
Tęsknił za nimi tak, jak ktoś tęskniłby za brakującym zębem.
Milcząco
przeklął Umbridge aż do głębi piekieł i ponownie otworzył swoje czasopismo,
czytając tą samą stronę po raz czwarty, starając się ignorować cichy głosik,
który szeptał mu, że może nie było zbyt późno, by nawiązać więź z chłopcem. Ha! Nigdy nie wybaczy ci tego, co
powiedziałeś w złości. Ma w sobie zbyt wiele z ojca i za mało z matki.
Mimo
to, mały kawałeczek jego serca wciąż miał nadzieję, że tak nie było…
Poniedziałek, dzień 5:
Do
poniedziałku, Harry rozpoczął z rozszalałym bólem głowy, zasnął podczas
pierwszej lekcji historii magii i zdołał skończyć esej na zaklęcia podczas
przerwy. Potem nadeszły podwójne eliksiry, podczas których Snape ponownie go
ignorował, a Malfoy spróbował sabotować jego pracę, jednak odkrył tylko, że
Harry ochronił swoją pracę prostym zaklęciem odpychającym, którego nauczył się
od Severusa, będąc w jastrzębiej formie.
Snape
i tak odjął Gryffindorowi punkty, ponieważ Neville niemal spowodował wybuch
kolejnego kociołka, a Harry odkrył, że chciałby, żeby Mistrz Eliksirów znów
zaczął z niego szydzić, zamiast rozglądać się tak, jakby nie było go w
pomieszczeniu. Dlaczego tak się tym
przejmujesz?- zapytała część jego umysłu. Masz za przyjaciół Rona i Hermionę, więc kto potrzebuje Snape’a?
Z
jednej strony była to prawda, ale z drugiej, wiedział, że mógłby skorzystać z
rady i pomocy profesora z zadaniami, a jego suchy dowcip był orzeźwiający i
jakoś czuł się mniej samotny, gdy Severus był blisko, co było śmieszne, biorąc
pod uwagę to, że mężczyzna nie zamienił z nim więcej niż dwa słowa od piątku. Zaczynam szaleć, naprawdę. Cała ta nauka
zmienia mi mózg w papkę, jakby powiedział Ron.
Był
jedną z pierwszych osób, które wyszły z klasy, gdy zostali zwolnieni i odszedł
bez unoszenia wzroku, jedną ręką masując skronie. Widzisz, nie potrzebuję cię, pomyślał wyzywająco. Nie potrzebuję nikogo. Sam sobie dobrze
radzę.
Był
tak skupiony na wydostaniu się z lochów i dostaniu do klasy obrony, że nie
dostrzegł pary oczu, które podążały za nim, ani też iskry niepokoju w ich
hebanowej głębi.
Harry
niezbyt miał ochotę na zajęcia z sukowatą ropuchą, przywołując w umyśle
Umbridge. Po prostu wiedział, że miała w rękawie coś albo nudnego albo
nieprzyjemnego, a zapewne oba. Niemniej jednak był zdeterminowany to przetrwać,
a potem zjeść kolację i spróbować dokończyć esej na transmutację.
-
Przygotuj się do spania, kumplu – trącił go Ron i mrugnął.
Harry
zdołał posłać mu mały uśmiech i skinąć głową. Naprawdę mógłby się zdrzemnąć, bo
ostatnio jego odpoczynek był zakłócany koszmarami, więc zaczął odbywać krótkie
drzemki między zajęciami i w przerwach na naukę. Może to dlatego czuł się
wyładowany i przygnębiony. Żałował, że nie jest w stanie ośmielić się zasnąć w
klasie tej wiedźmy. Ale wiedział, że ona tylko na to czeka, żeby tylko dać mu
więcej szlabanów.
Jakieś
dziesięć minut później żałował, że nie zasnął. Ponieważ Umbridge zdecydowała,
że poświęci tę lekcję na wykład na temat używania zakazanej magii. Harry
zszokowany słuchał, jak zaczęła używać jego przykładu, mówiąc mdląco
przesłodzonym tonem:
-
Nie próbujcie naśladować tego tu pana Pottera, który jako animag, złamał kilka
zasad oraz straszliwie się zranił podczas próby latania. Jako jastrząb, Potter
złamał w upadku oba skrzydła… - drażniła go.
W
tym momencie Harry miał ochotę umrzeć. Widział, jak Malfoy wymienia spojrzenia
z Goylem i Crabbem i wiedział, że nie minie wiele czasu, nim dodadzą dwa do
dwóch, a jeśli oni sobie z tym poradzą, to Hermiona również, jeśli już nie
wiedziała. A teraz wszyscy poznają jego sekret i będą o tym mówić, pomyślał z
wściekłością. Jak śmiesz? Jak śmiesz
wszystkim mówić? To było coś prywatnego, coś między Snapem, McGonagall i mną!
Poczuł
mdłe uczucie w żołądku, gdy Umbridge kontynuowała.
-
Na szczęście, pan Potter został uratowany… - urwała i oblizała usta.
Harry
zamknął oczy. Nie, nie. Nie mów tego.
Proszę.
-
Przez profesora Snape’a, który opiekował się nim, aż nie był zdrowy, sądząc, że
to zwierzę.
Rozległy
się sapnięcia, a kilku Ślizgonów zaczęło mamrotać:
-
Jego chowaniec… jastrząb… to był on…
cały czas… to był Potter!
Harry
zaryzykował spojrzenie na Rona, który siedział z otwartymi ustami, szokiem,
przerażeniem i współczuciem na twarzy. Och,
weź się w garść, Ron! Cholera jasna! On mnie zabije. Nigdy znów mi nie zaufa. Gorąco
spiorunował Umbridge wzrokiem. Ty podła
wiedźmo, dlaczego musiałaś wszystkim powiedzieć? Dlaczego? Teraz jestem całkiem
martwy. Nienawidzę cię. Naprawdę, naprawdę cię NIENAWIDZĘ.
-
Więc, jak widzicie, używanie magii ukradkiem może być kosztowne, więc tego nie
róbcie. A teraz, przejdźcie do rozdziału dziesiątego w książce i przeczytajcie
go.
Harry
czuł odrętwienie. Otworzył książkę i zagapił się w nią. Za nim, jego koledzy
kontynuowali szeptanie. Chciał znaleźć jakąś dziurę i wczołgać się w nią.
Severus będzie wściekły i to słusznie. Wyciągnął kawałek pergaminu i otworzył
butelkę z atramentem. Może mógłby napisać do Severusa, wyjaśnić, co się
naprawdę stało i mieć nadzieję, że ten zrozumie.
Drogi profesorze Snape,
Piszę ten list, by coś
wyjaśnić i proszę, żeby najpierw pan go przeczytał, nim wrzuci pan go do
kominka…
Tylko
do tego dotarł, nim Umbridge nakazała mu przestać pisać i przeczytać zadany
rozdział.
Przygryzł
wargę do krwi, żeby powstrzymać nieprzyjemne komentarze za zębami, wepchnął
niedokończony list do torby i pochylił się nad rozdziałem, nie skupiając się na
nim. Książka nie zawierała nic użytecznego, jeśli chodzi o obronę, była w niej
tylko teoria i to tak sucha, że cudem było to, że jeszcze nie rozpadła się w
proch.
Kiedy
w końcu obrona się skończyła, zdołał dojść do wieży Gryffindoru, nim
zaatakowali go Hermiona i Ron.
-
Harry, dlaczego nam nie powiedziałeś, że byłeś chowańcem profesora Snape’a? –
zapytała Hermiona, a jej oczy zapłonęły milionem pytań.
Harry
nie odpowiedział, nie zatrzymując się. Próbował skomponować resztę listu w
głowie, starając się logicznie wyjaśnić, co się stało, żeby Severus nie
wyrzucił go od ręki. Harry wiedział, że założy, że ponownie złamie jego
zaufanie i pobiegnie wypaplać wszystko przyjaciołom, ale chciał, żeby Snape
wiedział, że to Umbridge się wygadała.
-
Właśnie, kumplu, mogłeś nam powiedzieć, jak bardzo do niczego było utknięcie ze
Snapem na półtora miesiąca – powiedział Ron. – Znaczy… nie mogę sobie
wyobrazić… życia z nim. Trzymał cię w zamknięciu całe dnie?
Harry
okręcił się w jego stronę z błyskiem w oku.
-
Ron, po prostu się zamknij. Uratował mi życie, wiesz? Dwa razy. I traktował
mnie przyzwoicie, nie ranił mnie, nie wyżywał się na mnie, jeśli o to właśnie
ci chodzi. Gdy tylko moje skrzydła zostały wyleczone, mogłem polecieć
gdziekolwiek chciałem. Nie pamiętasz, jak latałem po całym zamku?
-
No, tak, chyba tak, nie zwracałem na to wiele uwagi, bo miałem zajęcia i tego
typu rzeczy.
-
Więc wiedz, że nie byłem trzymany cały dzień w zamknięciu.
-
Dlaczego się nie odmieniłeś?
-
Po pierwsze, nie pamiętałem, że mogę się odmienić, po drugie, nie wiedziałem,
jak, a po trzecie, podobało mi się bycie jastrzębiem.
Hermiona
spojrzała na niego w zamyśleniu.
-
Dlaczego w końcu się odmieniłeś, Harry?
-
Z powodu Umbridge. Groziła, że mnie wydali – odpowiedział, mówiąc w połowie
prawdę.
-
Założę się, że to musiało zszokować Starą Ropuchę i Tłustego Dupka – zaśmiał
się Ron.
Harry
miał ochotę mocno go rąbnąć.
-
Daj Snape’owi spokój, Ron. To nie było
śmieszne.
Rudzielec
posłał mu dziwne spojrzenie.
-
Jak to? Musiał wyglądać jak ktoś uderzony w głowę tłuczkiem.
-
Nie chcę o tym rozmawiać, dobra? – krzyknął Harry. – Straciłeś kiedyś
zwierzaka, do cholery, więc powinieneś wiedzieć, jakie to uczucie. Po prostu
zostawcie mnie w spokoju. Mam mnóstwo pracy.
Przeszedł
koło nich, zostawiając Rona wyglądającego, jak ryba wyjęta z wody.
-
Harry, nie zjesz chociaż obiadu? – zawołała Hermiona. – Nie jest dobrze
opuszczać posiłków.
-
Nie jestem głodny – odpowiedział, wracając w stronę biblioteki. – Zamówię coś
później u Zgredka. – Wiedział, że skrzat będzie szczęśliwy mogąc zapewnić mu
przekąskę, bez zadawania pytań.
W
tym momencie potrzebował być sam, żeby mieć czas napisać list i wysłać go
Hedwigą, nim rozpęta się piekło. Jeśli Snape dowie się o plotkach przed
przeczytaniem listu… jakakolwiek szansa, że kiedykolwiek przekona upartego
profesora, że cenił sobie jego przyjaźń, będzie zniszczona. Bo cenił ją,
uświadomił sobie nagle. Bardziej niż sądził, że to możliwe.
Znam go lepiej niż
ktokolwiek. Potrzebuje mnie, a nikt nigdy wcześniej mnie nie potrzebował… nie
mnie, nie w ten sposób. Oni wszyscy potrzebowali chłopca, który przeżył. Ale
Severus… on chce tylko przyjaciela. A ja mogę nim być, chcę nim być. Cholerna
Umbridge! Chciałbym, żeby zwyczajnie zdechła.
Udał
się do biblioteki. Korytarze były puste, nie było w nich uczniów, którzy
wszyscy w sali jedli obiad. Usiadł i zaczął pisać przy pustym stole z tyłu.
Skończył dziesięć minut później i ponownie przeczytał list w poszukiwaniu
błędów ortograficznych i interpunkcyjnych. Uznając go za zadowalający,
zaadresował kopertę do profesora S. Snape’a i zagwizdał na Hedwigę.
-
Proszę, daj to Severusowi – powiedział z powagą sowie śnieżnej. – Wiem, że je
śniadanie, ale musi to dostać.
Hedwiga
zahukała i skubnęła go za włosy, po czym wzięła list w dziób i odleciała z nim.
Harry
westchnął ciężko z ulgą, po czym odwrócił się do stolika, by dokończyć aktualny
esej z transmutacji.
Severus
uniósł wzrok z nad talerza pieczonego kurczaka i tłuczonych ziemniaków,
dostrzegając śnieżną sowę siadającą na jego ramieniu z listem w dziobie.
-
Dla mnie? Dziękuję. – Nakarmił ją kawałkiem kurczaka w formie nagrody, po czym
wziął list i schował go do kieszeni szat. Przeczyta go później.
Wznowił
jedzenie, przypominając sobie, jak kiedyś myszołów rdzawosterny siadał na
oparciu jego krzesła i jadł smakołyki z jego ręki. Tylko że to nie był
prawdziwy jastrząb, tylko nieposłuszny uczeń w animagicznej formie, pomyślał
gorzko. Jego chowaniec, jak większa część jego życia, był kłamstwem.
Niemal
nieświadomie rzucił okiem na stół Gryffindoru, który był dobrze widoczny z jego
miejsca siedzącego. Zobaczył Weasleya, Granger, Longbottoma i resztę, ale nie
Pottera. Gdzie był ten chłopak? Spał? Uczył się? Dlaczego nie był ze swoimi
przyjaciółmi? Po półtora miesiąca powinien przylgnąć do nich jak za sprawą
zaklęcia przylepca. Ale tak nie było.
Przeszył
go przebłysk niepokoju. Przypomniał sobie, jak Hagrid wspominał o dziwnym
zachowaniu Pottera tuż przed jego zniknięciem, jak zaczął spędzać dużo czasu w
samotności i unikał przyjaciół. Czy ten wzór mógł się powtórzyć?
Nawet jeśli, nie jesteś za
niego odpowiedzialny, Severusie. Minerva jest jego Opiekunką, to ona powinna go
obserwować. Już nie jest twoim chowańcem, pamiętasz? Snape ugryzł kolejny kawałek
kurczaka. Ale zobowiązałeś się go
chronić. Mimo że jest podstępnym bachorem, zobowiązałeś się upewnić, że dożyje
do wieku dorosłego.
Poinformuje
Minervę o swoich… obawach i pozwoli jej sobie z tym poradzić. Dokończył obiad,
a potem miał do ocenienia eseje i prace domowe. Całkiem zapomniał o nieotwartym
liście w kieszeni, a gdy dotarł do swoich kwater, plotki zdążyły rozejść się po
całej szkole i nie mógł ich nie podsłuchać.
Nim
dotarł do swojego prywatnego apartamentu, skwierczał z wściekłości i był
gotowy… klątwą usunąć bachorowi język z ust. Co takiego było w tym chłopcu, że
musiał się przed wszystkimi chełpić i rozgłaszać dookoła, co się mu stało?
Dlaczego choć raz nie mógłby się zamknąć? Naprawdę aż tak bardzo pragnął sławy
czy uznania?
Podszedł
do biurka i wyciągnął zadania na dzisiejszy dzień i usadowił się, by ocenić je
i nieco zemścić.
Nigdy nie ufaj Potterowi.
Wiedziałeś, że lepiej tego nie robić. Ciekawe, ile minie czasu nim porozmawia z
reporterami z Proroka i pojawi się artykuł o jego czasie z profesorem Snapem
oraz ekskluzywna historia o nietoperzu z lochów?
Wycelował
różdżką w żerdź, która rozłamała się na pół.
Chwilę
później naprawił ją machnięciem różdżki.
Żerdź
należała do Hagrida, więc nie miał żadnego prawa niszczyć czyjejś własności.
Uszczypnął
grzbiet nosa, wstał i podszedł do małej szafki w rogu salonu, ukląkł i wydobył
bardzo małą butelkę Ognistej Whiskey Ogdena. Wlał ją do szklanki i przez moment
się jej przyglądał. Czy naprawdę chciał iść tą drogą?
Sekundę
później machnął nadgarstkiem i wypił szota. Prawie nigdy nie pił, ale tysiące
razy widział, jak jego ojciec wypijał szoty, więc po prostu skopiował to
wspomnienie.
Whiskey
wypaliła sobie drogę do jego żołądka, ogrzewając go, choć jego serce pozostało
zamrożone.
Opuścił
szklankę z trzaskiem i przeklął. Niech
cię cholera, Potter! Teraz doprowadziłeś mnie do picia.
Podszedł
do biurka i spojrzał na zostawione eseje. Obrzydzały go. Brzydził się samego
siebie za to przygnębienie z powodu utraconej przyjaźni niczym cholerny
nastolatek. Przecież to nie był pierwszy raz, gdy stracił przyjaciela.
Jesteś głupcem, Sev.
Wiedziałeś, że lepiej nie dopuszczać innych blisko siebie. Lepiej, jak o nikogo
nie dbasz. Wtedy nie zostałbyś tak
ranny, gdy odchodzą. A zawsze odchodzą. Zawsze.
Podniósł
torbę ze sprzętem sokolniczym i zdecydował, że to najlepszy czas oddać go
Hagridowi. Który był jedynym przyjacielem, który pozostał mu lojalny,
westchnął.
Skurczył
żerdź i wepchnął ją do torby, po czym wyszedł drzwiami i przez sekretny
korytarz.
Filiżanka
herbaty i bułeczka uspokoją jego nerwy, a niewątpliwie Hagrid już słyszał
plotki i będzie czekał na Severusa, żeby z nim porozmawiać.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bardzo dobry tekst, szkoda że dopiero tak późno zrozumiał, ale właśnie chociaż teraz chce zrobić coś dobrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia