Uczucie, że coś kłuje go w prawą rękę szybko wyrwało Harry’ego ze snu. Natychmiast otworzył oczy i zobaczył pochyloną nad nim rozmytą kobietę z długimi blond włosami. Zamęt szybko zapanował w jego zamglonym umyśle. Próbował się poruszyć, ale odkrył, że jego nadgarstki i kostki zostały unieruchomione. Panika szybko przysłoniła każdą inną myśl, gdy Harry gorączkowo próbował się uwolnić. Co się działo? Dlaczego był tak związany?
Dłoń
chwyciła jego prawą rękę, przytrzymując ją w miejscu, tylko zwiększając panikę
Harry’ego. Kontynuował walkę z ograniczeniami i szybko odkrył, że jest
całkowicie związany. Nie mógł zrobić nic poza patrzeniem, jak uwaga kobiety
powraca do jego prawej ręki. Kątem oka Harry zauważył, że do jego ramienia
przyczepione jest coś, co powoli zmienia kolor… na czerwony. Tygodnie w
szpitalu natychmiast do niego wróciły. Rozpoznał, co się z nim dzieje. Z
jakiegoś powodu ta kobieta pobierała mu krew.
Zamykając
oczy, Harry próbował się uspokoić, ale było to dość trudne. Nie mógł niczym
poruszyć. Był całkowicie bezradny, czego nienawidził. Pokonała go frustracja,
gdy otworzył oczy i zobaczył, że kobieta wyjmuje igłę z jego ramienia,
przechodzi na drugą stronę celi i kładzie strzykawkę na czymś, co Harry uznał
za mały stolik, ponieważ nie do końca mógł go zobaczyć. Kobieta wróciła do
Harry’ego, wyciągnęła różdżkę i jednym machnięciem zaleczyła lekko krwawiący
ślad na ramieniu.
-
I już – powiedziała krótko. – Naprawdę było tak źle? – Harry wątpił, by
spodziewała się odpowiedzi, ponieważ nie usunęła wiązań z jego ciała. Owinęła
palce wokół jego nadgarstka i przez chwilę sprawdzała jego puls, po czym
westchnęła z irytacją. – Widzę, że nie zamierzasz sobie tego ułatwić, Potter.
Nieważne. Mogę skończyć swoją pracę, gdy jesteś związany. Czarny Pan nie jest
cierpliwą osobą, a chce jak najszybszych wyników.
Wyników? Jakich wyników?
Harry
mógł tylko obserwować, jak kobieta macha nad nim różdżką, powodując uformowanie
się subtelnej, zielonkawo-srebrnej mgiełki. Kobieta podeszła do stołu i
chwyciła kilka rzeczy, po czym wróciła do boku Harry’ego. Harry ledwie mógł
dostrzec, że kobieta trzyma pióro w jednej ręce, a w drugiej podkładkę z
kawałkiem pergaminu. Patrzyła na mgiełkę przez dłuższą chwilę, po czym zaczęła
robić notatki. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było skrobanie pióra o pergamin.
-
To dziwne – powiedziała cicho kobieta. – Poziomy magiczne są w normalnym
zakresie. – Włożyła pióro do ust, po czym chwyciła różdżkę, machnęła nią
ponownie i obserwowała, jak mgła powoli rozszerza się, aż całkowicie otoczyła
Harry’ego. Po kilku chwilach schowała różdżkę do kieszeni, wyjęła pióro z ust,
aby kontynuować robienie notatek. – To interesujące. Wygląda na to, że Czarny
Pan miał rację, co do ciebie, Potter. Naprawdę jest tu coś dziwnego.
Dziwnego? To nie było dobrze. Harry
chciał ukryć swoją empatię tak długo, jak to po ludzku możliwe, zwłaszcza przed
Voldemortem. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał było użycie jego nowych
umiejętności przeciwko niemu, przeciwko Zakonowi Feniksa. Przeciwko Syriuszowi. Nie. Harry wolałby raczej umrzeć, niż
zdradzić swoją rodzinę. Bez względu na to, co Voldemort planował, Harry nie
ustąpi, niezależnie od tego, ile go to będzie kosztowało.
Dźwięk
kroków odbijających się echem kroków szybko wyrwał Harry’ego z myśli.
Otwierając oczy, Harry mógł tylko słuchać, jak kroki stają się coraz
głośniejsze. Jego blizna nie bolała bardziej, co oznaczało, że Voldemort nie
nadchodził. Zmuszając swoje oczy do zamknięcia się, Hary starał się uspokoić,
próbując sięgnąć zmysłami i poczuł słabe oznaki ciekawości, niecierpliwości i
irytacji. Powoli zaczęła wkradać się w nie złość i frustracja. Ktokolwiek
przyjdzie, z pewnością nie będzie on w dobrym nastroju.
Kroki
zwolniły, gdy osoba dotarła do pokoju i weszła do środka. Harry zmusił się, by
na razie nie otwierać oczu. Uznał, że w tym momencie jest to najbezpieczniejsza
opcja.
-
Mistrz domaga się najnowszych informacji – powiedział głęboki głos. – Chce
ruszyć ze swoimi planami.
-
Możesz poinformować Czarnego Pana, że wciąż przeprowadzam testy – odparła
kobieta. – Powiedziałam mu, że zajmie to co najmniej dwie godziny. Jeśli chce
wiedzieć, co jest specjalnego w tym bachorze to musi być cierpliwy. Znalazłam
coś dziwnego i obiecuję, że się temu przyjrzę. Możesz mu to powiedzieć.
-
To twój pogrzeb, McDaniels – prychnął mężczyzna, po czym wyszedł, a jego kroki
znów odbijały się głośnym echem.
Dźwięk
czegoś uderzającego o stolik zaskoczył Harry’ego, sprawiając, że szybko
otworzył oczy.
-
Niech to diabli! – krzyknęła McDaniels z frustracją. – Jak mam pracować, jeśli
nie daje mi czasu na przeprowadzenie testów? – Odwróciła się i wskazała różdżką
w Harry’ego. – Finite Incantatem. – Harry
poczuł, że jego ciało się rozluźnia i odwrócił głowę, by spojrzeć na nieco
rozmytą śmierciożerczynię. – Lepiej – powiedziała, kiwając głową. – Skoro nie
jesteś już w środku ataku paniki, może odpowiesz na kilka pytań.
Tak, jasne. Dyskusja o przyczynach
swoich magicznych anomalii ze śmierciożerczynią z pewnością nie była na liście
jego rzeczy do zrobienia. Były chwile, gdy Harry musiał się zastanowić, czy
którykolwiek z tych ludzi miał w ogóle mózg. Ci ludzie trzymali go jako więźnia
osoby, która stała za większością trudności, z którymi Harry musiał się zmagać
w życiu. Jak mogli myśleć, że chętnie im cokolwiek powie?
McDonalds
podeszła do Harry’ego, celując różdżką stanowczo w jego głowę.
-
Są sposoby, żebyś się poddał, Potter – powiedziała swobodnie. – Czarny Pan nie
chce, żeby ktoś cię choćby dotykał, żeby utrzymać twój stan umysłu w nienaruszonym
stanie, ale istnieją metody, które mogą spowodować silny ból bez popychania
człowieka do szaleństwa. Zapewniam cię, że to niezwykle bolesne. – Na jej
twarzy pojawił się okrutny uśmiech, przesuwając różdżkę w dół jego piersi. –
Powiedz mi, Potter, jak byłeś w stanie tak dobrze kontrolować swoją magię?
Harry
popatrzył na kobietę przez dłuższą chwilę, po czym odwrócił głowę i poparzył w
niewyraźne kraty celi. Nie było mowy, żeby cokolwiek powiedział. Prawdę mówiąc
naprawdę nie wierzył, że w ogóle mógł kontrolować swoją magię, jeśli jego
wybuchy były jakąś wskazówką. To jego magia go kontrolowała, nie odwrotnie.
Nawet teraz Harry wciąż nie miał żadnej rzeczywistej kontroli nad tym, kiedy
jego zdolność uzdrawiania zdecydowała się zadziałać. Przez ostatnie kilka lat
niekontrolowana magia była dla niego normą.
Intensywny
ból nagle ogarnął jego ciało, sprawiając, że zadrżał pomimo ograniczeń, które
trzymały go w miejscu. Harry był zbyt zszokowany, żeby krzyknąć, czy zrobić
cokolwiek poza ulegnięciem bólowi. Wydawało się, jakby całe jego ciało zostało
całkowicie rozerwane. Ból był tak intensywny, że Harry nawet nie zdawał sobie
sprawy, że wisior, który nosił na piersi, zrobił się niezwykle ciepły. To, co
wydawało się być wiecznością, tak naprawdę trwało tylko kilka minut, po czym
intensywny ból nagle zniknął, pozostawiając nastolatka wyczerpanego i ciężko
oddychającego. Całe jego ciało bolało zbyt mocno, żeby choćby rozważyć
możliwość poruszenia się.
McDaniels
schowała różdżkę do kieszeni.
-
Pomyśl o tym, Potter – powiedziała chłodno. – Szczerze bym nie chciała, żeby twój tutejszy pobyt był bardziej
nieprzyjemny, niż miał być. – Nie mówiąc nic więcej, odwróciła się i wróciła do
stolika, gdzie kontynuowała przeprowadzanie testów na krwi Harry’ego.
Zamykając
oczy, Harry mógł tylko słuchać brzęczących dźwięków dochodzących z celi. To
była ostatnia rzecz, jaką wiedział, nim pochłonęła go ciemność.
^^^
Silny
ból blizny szybko wyrwał Harry’ego z bezsennego snu. Chwilę zajęło mu
uświadomienie sobie, że wciąż jest przywiązany do pryczy w celi w kryjówce
Voldemorta. Całe jego ciało bolało, a umysł był wyjątkowo ospały. Chwilę zajęło
mu zrozumienie, że szybkie łomotanie było w rzeczywistości zbliżającymi się
krokami dwóch osób. Przez narastający ból blizny, Harry mógł tylko
przypuszczać, kim była jedna z osób.
Zamykając
oczy, Harry próbował myśleć o czymś innym niż ból. Próbował oczyścić umysł i
skoncentrować się na lekcjach oklumencji, ale nawet to nie działało. Intensywna
złość i niecierpliwość napłynęły tak szybko, że Harry poczuł, jakby się dusił.
Nie czuł czegoś takiego od Voldemorta odkąd zaczął oklumencję. Dlaczego teraz
się to działo? Jak to możliwe? Nie
panikuj! Skup się na oddychaniu i tylko na oddychaniu.
Mimo
że było to trudne, Harry zmusił się do skoncentrowania się tylko na oddychaniu,
ale ciągle odbijające się echem kroki i narastający ból sprawiły, że było to
niemożliwe. Musiał być mentalnie gdzieś indziej. To była jedyna opcja.
Przypomniał sobie czasu w Kwaterach Huncwotów, gdzie spędzał czas z Syriuszem i
Remusem tylko wpatrując się w ogień w kominku. Czuł się tam całkowicie
bezpieczny, wiedząc, że obok niego siedzą Syriusz i Remus. Właśnie tam Harry
pragnął być.
Odległy
piskliwy i zirytowany głos odciągnął Harry’ego od płomieni.
-
Dałem ci wystarczająco czasu, Audrey.
Powiedz mi, co odkryłaś.
Przerażony
kobiecy głos odpowiedział tak spokojnie,
jak to tylko możliwe.
-
Mój panie, przepraszam za opóźnienie, ale
jest to konieczne. Natknęłam się na pewne nieprawidłowości, które chciałam
ponownie zbadać. Większości z tego nadal nie rozumiem. Ufam, że jesteś świadom
magicznych rezerw, które są obecne w każdej magicznej istocie – człowieku i nie
tylko?
Wysoki
głos był teraz jeszcze bardziej zirytowany.
-
Po prostu kontynuuj!
Nastąpiła
chwila ciszy, nim kobiecy głos przemówił ponownie.
-
Mój panie, spróbuję wyjaśnić. Na pozór
Potter jest całkowicie normalny. Dopiero gdy wykonałam bardziej dogłębnego
skanu jego magii, znalazłam coś dziwnego. Wygląda na to, że Potter jest w
stanie podłączyć się do swoich rezerw wedle swojej woli, aby wzmocnić swoje
zaklęcia. To by wyjaśniało, dlaczego tak często cierpi na magiczne wyczerpanie,
jeśli to, co powiedział ci Snape to prawda. Ponadto kilka skanów ujawniło, że
Potter wydaje się mieć więcej „aktywnej magii”, niż normalny czarodziej lub
czarownica. Nie potrafię tego wyjaśnić. Jego „aktywna magia” jest stale do
czegoś wykorzystywana, ale nie mogę określić, do czego. Nigdy wcześniej nie
widziałam czegoś takiego.
Harry
nie wiedział, czy ma być zdenerwowany tą wiadomością, czy czuć ulgę. Odkryli,
że jest w nim coś nienormalnego, ale nie wiedzieli dokładnie, co. To, że jeszcze tego nie rozgryźli nie
oznacza, że nigdy im się nie uda. Napłynął do niego strach i zanim Harry
się zorientował, Kwatery Huncwotów rozpłynęły się w nicość. Powrócił ból
blizny, ale nie był tak intensywny jak chwilę temu.
Głosy
stały się teraz wyraźniejsze.
-
Rozumiem – powiedział z namysłem Voldemort. – I to usprawiedliwia
nieposłuszeństwo moim rozkazom?
-
Panie…
-
CISZA! – ryknął Voldemort. Ciało Harry’ego natychmiast napięło się, choć ten
ruch pozostał niezauważony. – Z powodu swojej niecierpliwości możesz zagrozić
moim wszystkim planom! Nie kręcą się one wokół twoich odkryć! – Voldemort
zniżył ton do lodowatego szeptu. – Przeceniłaś swoje znaczenie w tym wszystkim.
Zostaniesz ukarana za swoją bezczelność. Zostaw nas. Wkrótce się tobą zajmę.
Harry
otworzył lekko oczy, gdy drzwi celi otworzyły się ze skrzypnięciem i McDaniels
wyszła szybko z pomieszczenia. Widział, że wchodzą do niej dwie nieco zamazane
postacie i wiedział, że było źle… bardzo źle. Zamykając ponownie oczy, Harry
skoncentrował się całkowicie na więzach. Nie pozwoli im nic zrobić bez walki.
Nie zamierzał pozwolić Voldemortowi odnieść sukcesu, bez względu na to, ile go
to będzie kosztowało. Alohomora,
Alohomora, ALOHOMORA!
Otarło
się o niego ciepło i Harry poczuł, że nacisk na jego kostkach i nadgarstkach
znika. Bez okularów wiedział, że będzie musiał polegać na swoich innych
zmysłach. Szybko wparł z umysłu wszystkie myśli, po prostu działając. Usłyszał,
że ktoś się zbliża i gdy byli wystarczająco blisko, Harry uderzył śmierciożercę
w twarz z taką siłą, na jaką było stać jego prawą rękę, podczas gdy lewą
natychmiast sięgnął do prawej dłoni mężczyzny i wyciągnął z niej jego różdżkę.
Śmierciożerca cofnął się o kilka kroków, co dało Harry’emu doskonałą okazję do
ogłuszenia go.
Śmierciożerca
upadł na ziemię z hukiem, podczas gdy Harry wycelował różdżką w plamą, którą
był Voldemort. Harry powoli zsunął się z pryczy i wstał, jego bose stopy
zetknęły się z zimną podłogą. Całe jego ciało było w pogotowiu, gotowe uderzyć
w każdej chwili. Zapał i oczekiwanie wypełniło powietrze. Z pewnością nie tego
Harry się spodziewał. Wyglądało to tak, jakby Voldemort tylko czekał, aż to się
wydarzy.
-
Wygląda na to, że mam sporą przewagę, Harry – powiedział swobodnie Voldemort. –
Nawet mnie nie widzisz. Jak zamierzasz ze mną walczyć?
-
Poradzę sobie – powiedział Harry, robiąc mały krok w stronę drzwi celi.
-
Ach tak? – zapytał tylko Voldemort, wyciągając własną różdżkę, ale nie
wycelował jej w Harry’ego. – To właśnie mówi ci teraz twój ojciec? Wydajesz się być skłonny zrobić dla niego wszystko…
nawet porzucić swoją obecną rodzinę, oczywiście dla ich ochrony, ale wciąż ich porzucić. Gdyby ci kazał do mnie dołączyć,
posłuchałbyś?
Harry
popatrzył na Voldemorta z przerażeniem. Jest jedyny sposób, by Voldemort o tym
wiedział.
-
To byłeś ty? – zapytał cicho. Harry nie mógł w to uwierzyć. Oklumencja mimo
wszystko nie zadziałała. Voldemort nigdy nie został zablokowany z dala od jego umysłu.
Całe to wsparcie było częścią spisku
mającego zdobyć zaufanie zestresowanego nastolatka, aby odsunąć go od
jakiejkolwiek ochrony. A ja ślepo to
zaakceptowałem. Muszę być najgłupszą osobą pod słońcem.
Voldemort
powoli obrócił różdżkę między palcami.
-
Glizdogon był niezwykle pomocy, jeśli chodzi o dostarczenie mi informacji o
twoim zmarłym ojcu i drogich opiekunach – powiedział; duma sączyła się z jego
głosu. – Muszę powiedzieć, że prawdopodobnie znam ich lepiej niż ty, zwłaszcza
twojego ojca.
Harry
zacisnął dłoń na różdżce, walcząc o kontrolę swoich emocji. Nie mógł w tym
momencie pozwolić sobie na jakikolwiek błąd.
-
Szczerze w to wątpię – powiedział przez zaciśnięte zęby. Nie miał zamiaru
wdawać się w dyskusję o swoim ojcu z Voldemortem. Myślenie o możliwej ucieczce
było wyższym priorytetem, jak również wymyślenie sposobu, jak skonfrontować
Syriusza z tym wszystkim, co się wydarzyło.
Bez
żadnego ostrzeżenia, Harry uniósł się z ziemi i został uderzony o kraty po jego
lewej stronie, a jego ramię przyjęło pierwszy kontakt. Ból przeszył jego ramię
i plecy, oszałamiając go, gdy poleciał w tył na kraty, a większość ciosu
przyjęła jego głowa i plecy. Jego umysł był zamglony, gdy upadł na pryczę,
odbił się lekko i przetoczył na podłogę, przy okazji upuszczając różdżkę. Wisiorki
na jego piersi lekko się rozgrzały. Harry poczuł spływającą po jego policzku
łzę. Syriusz będzie wiedział, że coś się stało i będzie całkowicie bezsilny.
Voldemort
machnął różdżką w stronę śmierciożercy, który zaczął się poruszać.
-
Naprawdę sądziłeś, że masz przeciwko mnie szanse, Harry? – zapytał od
niechcenia. – Nie doceniałem cię w przeszłości, ale już z tym koniec. –
Śmierciożerca rozejrzał się zdezorientowany, po czym szybko wstał. – Twoje
nieposłuszeństwo jest godne podziwu. Zastanawiam się, czym ten kochający mugoli
głupie zasłużył sobie na taką lojalność. – Voldemort spojrzał bezpośrednio na
śmierciożercę. – Podaj mu eliksir.
Śmierciożerca
sięgnął do swoich szat i wyciągnął mały przedmiot, po czym ukląkł przed Harrym,
który wciąż był zbyt oszołomiony, żeby zrobić coś poza obserwowaniem. Ręka
gwałtownie odwróciła twarz Harry’ego, a sekundę później Harry poczuł ukłucie w
szyję. Próbował walczyć, ale szybko został przytłoczony nudnościami i zawrotami
głowy. Jego ciało zaczęło się trząść, gdy walczył o oddech. Czuł, jakby się
dusił. Czuł się tak, jakby coś, na czym polegał w samej kwestii przetrwania
zostało od niego brutalnie wyrwane.
Ból
zalał jego ciało, gdy drgawki ustąpiły. Wyczerpanie szybko sprawiło, że
Harry’emu niezwykle trudno było zachować przytomność. W miejscu, gdzie powinny
znajdować się lekkie fale emocji, widniała pustka. Pierwszy raz od miesiąca nie
czuł absolutnie nic. Harry złapał oddech, zdając sobie sprawę, że jego empatia
i najprawdopodobniej magia zniknęły. Był teraz całkowicie bezbronny.
-
No i ? – zapytał niecierpliwie Voldemort.
-
Magia Pottera jest stłumiona, panie – odpowiedział cichy głos profesora
Snape’a. – Będzie trzeba go obserwować przez następne czterdzieści osiem godzin
pod kątem reakcji alergicznej. Jego początkowa reakcja była poważniejsza, niż
się spodziewałem… chyba że chcesz, panie, żeby umarł z powodu uduszenia.
Harry
czuł, że unosi się z podłogi i lewituje do tylnej ściany. Łańcuchy pojawiły się
znikąd, przyczepiły się do ściany i do nadgarstków Harry’ego. Wszystko inne
zostało usunięte z celi, podczas gdy Harry upadł na podłogę z hukiem. Jęknął
boleśnie, gdy ból przeszył całe jego ciało. Z ogromnym wysiłkiem zdołał
wyrównać oddech, ale ta prosta czynność popchnęła go do krawędzi. Głosy stały
się zbyt odległe, by mógł je zrozumieć.
Zemdlał.
^^^
Stał
przed nim niewielki tłum postaci w płaszczach, a z każdego z nich promieniował
strach. Szkoda, że to wszystko, co zostało z jego elity. To właśnie im był
zmuszony powierzyć swoje najważniejsze plany, ponieważ pewien nastolatek ciągle
był solą w jego oku. Już nie,
przypomniał sobie. Ten kawałeczek
soli był teraz zamknięty i unieszkodliwiony; czego wkrótce doświadczy cały
czarodziejski świat.
Pomieszczenie
było ledwo oświetlone, jak reszta opuszczonego dworu. Niezależnie od podjętych
środków ostrożności, nie ryzykowałby zrujnowania swoich planów tylko dlatego,
że ktoś dostrzegł zapalone światło. Zakon starego głupca i Ministerstwo musieli
szukać swojego zbawcy we wszystkich możliwych miejscach. Porwanie Harry’ego
Pottera wywołało histerię w całym czarodziejskim świecie. Wielu już uznało go
za martwego, ponieważ wielu świadków przekazało informacje o stanie, w jakim
był Potter przed zniknięciem.
-
Naszedł czas, żebyście wszyscy udowodnili, że jesteście członkami Wewnętrznego
Kręgu – powiedział chłodno. – Harry Potter nie jest już zagrożeniem. Pozostało
tylko zniszczyć jego połączenie z uwielbiającym mugoli głupcem i jego samo
zdrowie psychiczne. Moi szpiedzy mówią mi, że zdrajca krwi – Syriusz Black –
prowadzi poszukiwania swojego ukochanego chrześniaka. Opuścił ochronę swojego
domu. Chcę, żebyście przyprowadzili mi żywego i komunikatywnego Blacka. Chcę,
żeby Potter patrzył, jak umiera jego kochany ojciec chrzestny.
Tłum
śmierciożerców stał teraz dumnie, chętny do wypełnienia swojego zadania.
Syriusz Black był wrogiem wielu z nich, zwłaszcza Bellatrix Lestrange, ponieważ
Syriusz w rzeczywistości był jej kuzynem. Jednak nikt nie powiedział ani słowa.
Od nieposłuszeństwa Audrey McDaniels, wszyscy stąpali ostrożnie po wejściu do
dworu. Przyjmowano jedynie całkowite posłuszeństwo, co oznaczało, że wstęp do
Harry’ego Pottera był całkowicie zakazany.
Postać
przed nimi wyciągnęła różdżkę i wszyscy skupili się na niej.
-
Chcę mieć tutaj zdrajcę krwi przed jutrzejszym wieczorem – kontynuował. – Nie
zawiedźcie mnie. Ostatnio mieliście zbyt wiele niepowodzeń. Harry’ego Pottera
sprowadziliście tu tylko dzięki waszemu szczęściu i głupocie z jego strony. Z
Blackiem nie pójdzie tak łatwo. Idźcie.
Śmierciożercy
wybiegli z pomieszczenia jak przestraszone zwierzęta, którymi byli. Został
teraz sam w dużym pokoju, podszedł do kominka i usiadł na najbliższym krześle. Przez
chwilę wpatrywał się w dogasający ogień, po czym na jego twarzy pojawił się
ironiczny uśmiech.
-
Witaj, Harry – powiedział cicho. – Wiem, że wszystko widziałeś. Nie martw się.
Wkrótce dołączy do nas twój chrzestny. Jestem pewny, że umiera, by cię zobaczyć.
Harry
obudził się z sapnięciem, po czym skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że jego
blizna płonie z bólu. Zamykając mocno oczy, próbował skupić się na czymkolwiek
poza bólem, póki nie zmniejszył się on bardziej do irytacji niż bólu. To wtedy
Harry zorientował się, że jego plecy okropnie bolą, a jego lewe ramię pulsuje.
Siedzenie i opieranie się o ścianę było wyzwaniem. Każdy ruch tylko zwiększał
jego ból.
Pasy
przymocowane do jego nadgarstków dawały wystarczającą swobodę, żeby mógł usiąść
albo się położyć, ale nic poza tym. Odchylając głowę do tyłu o ścianę, Harry
nie mógł uwierzyć, jak pusty i samotny się teraz czuł. Delikatne i uspokajające
fale emocji, od których stał się tak bardzo zależny, które od miesiąca dawały
mu otuchę. Nagle wszystko stało się o wiele bardziej przerażające. Nie będzie
już wiedział, czy osoba wchodząca do środka jest z nim szczera, czy nie. Nie
mógł już niczemu ufać poza własnym instynktom, co nie było do końca
pocieszające. Jego instynkty doprowadziły go do tego bałaganu.
Harry
powoli otworzył oczy, ale nie mógł dostrzec nic poza ciemnością. Nie mógł
odepchnąć przytłaczającego strachu na myśl, że Syriusz jest w
niebezpieczeństwie. Zamykając ponownie oczy, Harry nie zawracał sobie głowy
kłuciem, które zawsze poprzedzało łzy. Nie powstrzymywał się, gdy łzy zaczęły
spływać. To była jego wina. Nie mógł obwinić nikogo, poza sobą. Gdyby tylko
porozmawiał z kimś o tym głosie przed ucieczką… gdyby tylko wszystko
przemyślał… gdyby tylko nie uciekł… gdyby… gdyby…
Voldemort
miał rację. Syriusz będzie mocno zaangażowany w poszukiwania, ponieważ Harry
zrobiłby to samo, gdyby Syriusz został schwytany. Jeśli to będzie konieczne,
Syriusz narazi się na niebezpieczeństwo i poświęci własne życie. Bez Remusa,
Syriusz na pewno zrobi coś pochopnego. Dokładnie
jak ja. Tak jak ja zawsze robię. Harry pochylił głowę, podczas gdy łzy
płynęły swobodnie, nie dbając o to, że ktoś może być w pobliżu i może to
zobaczyć. Myśl o tym, że Syriusz mógłby podzielić los Remusa była zbyt trudna
do zniesienia. Tato, mamo, Remusie… proszę,
chrońcie Midnighta. Nie mogę stracić również jego. Tylko on mi pozostał.
Nagle
uderzyła w niego myśl. Może to była sztuczka? To było coś, co mógłby zrobić
Voldemort. Na własnej skórze nauczył się, żeby nigdy nie wierzyć temu, co
pokazywał mu Voldemort. To było coś, co mógłby zrobić Voldemort. Zostawiłby
Harry’ego w niepewności, póki nie będzie zbyt późno, żeby coś z tym zrobić. Chyba że spróbuję znaleźć jakiś sposób, żeby
ostrzec Zakon. Harry chciałby tylko wiedzieć, jak. Koncentrując się,
próbował wezwać Fawkesa, ale feniks nie przybył. Harry doszedł do wniosku, że
ma to związek z jego stłumioną magią i spróbował skupić się na innych sposobach
ucieczki. Chociaż bardzo chciał rozmyślać nad obecną sytuacją, wiedział, ze to
niczego nie rozwiąże. Remus i Syriusz zawsze mu mówili, że ważne jest, by
zachować zdrowy rozsądek podczas kryzysu. Wcześniej czy później ktoś popełni
błąd.
Osobiście
Harry miał nadzieję, że będzie to raczej prędzej niż później, ale nie mógł po
prostu czekać, aż nadarzy się okazja. Voldemort z pewnością by nie czekał.
Cierpliwość nie była dokładnie cechą Czarnego Pana. Niezależnie od tego, co się
działo, Voldemort chciał, żeby Harry był martwy. Złamanie go było tylko
korzyścią, czymś, czym mógłby pochwalić się światu, który pokłada wiarę w
przetrwanie nastolatka. Oczywiście nikt nie powiedział, że w czarodziejskim
świecie są osoby obdarzone logicznym rozsądkiem.
Wypuszczając
drżący oddech, Harry próbował odzyskać skupienie. Był obecnie przykuty
łańcuchem do celi, nie mając dostępu do swojej magii. To oznaczało dwie rzeczy.
Po pierwsze: uwolnienie się będzie o wiele trudniejsze. Po drugie: były szanse,
że zwolennicy Voldemorta nie będą uważali go już za zagrożenie. Będzie
bagatelizowany. Musi tak być, jeśli ma mieć jakąś szansę ze śmierciożercami.
„Skup
się na tym, co możesz kontrolować”. Syriusz i Remus tak ciężko pracowali, żeby
Harry skoncentrował się na bieżącym problemie i mógł jasno myśleć. Mimo że
Harry tego nienawidził, nie mógł zrobić nic z obecnymi planami Voldemorta na
schwytanie Syriusza, póki nie znajdzie sposobu na ucieczkę. Nie mógł
zaryzykować przekazania ostrzeżenia profesorowi Snape’owi, ponieważ nie miał
pojęcia, czy ktoś nie podsłuchuje. Nie. Nie mógł w taki sposób ryzykować
pozycji Snape’a. Chyba że udam, że jestem
kimś kompletnie szalonym i w taki sposób przekażę wiadomość.
Dźwięk
odbijających się echem kroków szybko wyrwał Harry’ego z myśli. Natychmiast
zaczął uspokajać oddech i odprężył ciało, jakby spał. Kroki stały się
głośniejsze, a ich echo słabło. Nadchodziła tylko jedna osoba, co oznaczało, że
pewnie była to kontrola, by się upewnić, że ich więzień jeszcze nie umarł. Najprawdopodobniej nie chcą przegapić szansy
„pomszczenia swojego mistrza” i co ważniejsze, samych siebie.
Kroki
nagle ucichły tuż przed wejściem osoby do pomieszczenia, w którym był Harry. Przez
ułamek sekundy słychać było przytłumione głosy, po czym drzwi się otworzyły.
Harry pozostał nieruchomy, nasłuchując, jak śmierciożerca otwiera drzwi,
wchodzi do pomieszczenia, otwiera kluczem drzwi celi i wchodzi do środka.
Utrzymanie równego oddechu było dla Harry’ego walką. Naprawdę nienawidził nie
wiedzieć, co się dzieje. Nienawidził tego, że jego zdolności zostały mu
odebrane, gdy najbardziej ich potrzebował.
-
Wciąż nieprzytomny – mruknął śmierciożerca o głębokim głosie, gdy się zbliżył.
– Tak łatwo byłoby cię teraz zabić, Potter, ale Czarny Pan żąda, żebyś pozostał
przy życiu. – Śmierciożerca przykucnął przed Harrym, chwycił go za brodę i
uniósł ją, by zobaczyć twarz chłopaka. – To absolutnie zdumiewające, jak wielu
może bać się tak młodego człowieka, nawet jeśli jest on całkowicie bezbronny. –
Śmierciożerca puścił podbródek Harry’ego i patrzył, jak głowa chłopca opada, po
czym wstał. – Nie martw się, Potter. Dzisiejszego wieczoru powinieneś już mieć
towarzystwo. Wtedy zacznie się prawdziwa zabawa. – Harry poczuł, jak coś, co
dziwnie przypomina okulary, zostanie wsunięte na jego nos. – Czarny Pan chce,
żebyś widział śmierć zdrajcy krwi własnymi oczami. Z tego, co słyszałem,
powinno to być niezłe przedstawienie.
Harry
potrzebował każdej odrobiny samokontroli, by powstrzymać się przed
zareagowaniem na tą wiadomość. Spodziewali się mieć Syriusza dziś wieczorem? To
oznaczało kilka rzeczy. Po pierwsze, nie było jeszcze nocy, co dawało mu
przynajmniej jakąś ramę czasową. Po drugie, musi znaleźć jak najszybciej sposób
ucieczki. Czas już nie był po jego stronie. W rzeczywistości czas był jego
wrogiem. Im dłużej to trwało, tym bardziej Syriusz zaryzykuje. Chyba że to kolejna sztuczka, żebym zrobił
coś niesamowicie głupiego.
Niestety
Harry nie mógł sobie pozwolić na podjęcie ryzyka. Chociaż bardzo chciał, aby
jego opiekunowie byli dumni, Harry wiedział, że najpierw będzie musiał najpierw
działać, a potem myśleć. Nie chodziło już o to, jak uciec, żeby nikt nie
zauważył. Pytanie było, co jest w stanie zrobić, żeby uratować kogoś, kogo
kocha? Jak daleko mógłby się posunąć? Harry już znał odpowiedź. Zrobiłby
wszystko, co może, żeby chronić Syriusza. Nie mógłby znaleźć utraty kolejnego
opiekuna.
Harry
westchnął, upadając na podłogę i zaczynając drgać. Za każdym razem, gdy
poruszał nadgarstkami, piorunował z nich ból. Dźwięk poruszających się kajdan
był jedynym odgłosem przez czas, który wydawał się wiecznością, nim Harry
poczuł, że nagle został całkowicie związany, na co w ogóle nie był
przygotowany. Harry potrzebował całej samokontroli, żeby utrzymać zamknięte
oczy i słuchać. Śmierciożerca ponownie przyklęknął i położył dłoń na piersi
Harry’ego. Chwilę później Harry poczuł, że więzy zdjęto z jego nadgarstków i
usłyszał, jak upadają na podłogę z brzdękiem. Zaklęcie wiążące ciało zostało
zdjęte, pozwalając śmierciożercom przyjrzeć się bliżej nadgarstkom Harry’ego.
Nie
będzie miał kolejnej szansy.
Tak
szybko, jak to możliwe, Harry kopnął śmierciożercę w głowę, jednocześnie ręką
go rozbrajając. Okulary, które miał na sobie, szybko dostosowały się do jego
wady, dzięki czemu Harry rzeczywiście widział cel. Adrenalina płynęła przez
jego żyły, gdy uwolnił ręce, uderzył śmierciożercę w splot słoneczny i ponownie
kopnął go w głowę tak mocno, jak potrafił. Śmierciożerca upadł na ziemię
oszołomiony, starając się złapać oddech. Harry cicho podziękował Syriuszowi i
Remusowi za nauczenie go punktów uciskowych w ludzkim ciele. To z pewnością
wiele ułatwiło.
Po
kilku dobrze wymierzonych ciosach, śmierciożerca padł nieprzytomny, a Harry
poruszał się tak szybko, jak mógł. Zamienił się ciuchami z mężczyzną, schował
różdżkę i nałożył płaszcz śmierciożercy. Mężczyzna był nieco wyższy od niego i
miał brązowe włosy zamiast czarnych, ale śmierciożerca mógł dać mu szansę na
ucieczkę. Harry szybko ułożył swojego porywacza tak, żeby cechy tego, co
zrobił, zostały ukryte. Oderwał kawałek koszuli śmierciożercy, zakneblował
mężczyznę, a następnie przymocował pasy do bezwładnych nadgarstków. Musiał
działać szybko, ale dyskretnie. Będę
musiał też znaleźć wyjście i jednocześnie wyglądać, jakbym nie próbował wyjść.
Wstając,
Harry naciągnął mocniej kaptur peleryny, by ukryć twarz w ciemności. Odetchnął
głęboko, zbierając swoją odwagę i wyszedł z celi. Adrenalina wciąż krążyła po
jego ciele, uciszając ślady bólu. W tym momencie była to prawdopodobnie jedyna
rzecz, która pozwalała mu na ruch. Jak
tylko to się skończy, będę mógł się martwić o moje rany.
Wychodząc
z pokoju, Harry zauważył strażującego śmierciożercę, który czytał „Proroka
Codziennego”, najwyraźniej wszystkim znudzony.
-
Nie zrobiłeś nic zauważalnego, prawda? – zapytał strażnik, chociaż brzmiał,
jakby go to w najmniejszym stopniu nie obchodziło.
-
Bachor zaczął panikować jak przerażone zwierzę – warknął Harry, starając się,
aby jego głos brzmiał, jak jego porywacza. – Nie martw się. Jest tylko
oszołomiony.
Strażnik
skinął głową i wrócił do czytania.
Harry
powstrzymał westchnienie ulgi, odwracając się w lewo i ruszył korytarzem
swobodnym, ale szybkim tempem. Całe jego ciało było w pogotowiu, gotowe do
ataku w każdej chwili. Jego głowa pozostała nieruchoma, ale oczy nieustannie
poruszały się, aby zlokalizować jakiekolwiek wyjście. Zobaczył kolejny korytarz
po lewej stronie i natychmiast skręcił, by zniknąć z pola widzenia
śmierciożercy. Harry odetchnął cicho z ulgą i zaczął sprawdzać każde drzwi,
jednak znalazł tylko małe, puste pokoje.
Harry
już miał się odwrócić, kiedy otworzył ostatnie drzwi po prawej, ale zatrzymał
się na widok czegoś, co mógłby jedynie nazwać szafą na broń. Wchodząc do
środka, Harry nie wahał się złapać tego, co tylko mógł. Szybko zdjął płaszcz i
na wszelki wypadek przypiął pasek, który mógł utrzymać miecz i uprząż na klatkę
piersiową, która mogła pomieścić kilka noży. Kiedy ułożył już wszystkie bronie
na swoim miejscu, Harry szybko założył czarny płaszcz i wyszedł szybko, by
znaleźć wyjście.
Korytarz
skręcał w prawo. Harry ledwie mógł powstrzymać podekscytowanie, kiedy zobaczył
okno na końcu korytarza. Nie było to najbardziej preferowane wyjście, ale nadal
było wyjściem. Miał tylko nadzieję, że nie był w budynku o wielu piętrach.
Naprawdę nie miał ochoty wyskakiwać przez okno, tylko po to, żeby złamać nogę.
To z pewnością szybko zatrzymałoby jego ucieczkę i każdą nadzieję na
ostrzeżenie Syriusza lub Zakonu.
Harry
kontynuował sprawdzanie drzwi, ale znalazł tylko puste pokoje. Był już niemal w
połowie drogi do okna, kiedy odgłos kroków sprawił, że zatrzymał się. Jak
najszybciej i najciszej, Harry ukrył się w najbliższym pokoju i pozostał
całkowicie nieruchomy. Zamknął oczy i zakrył usta, gdy kroki stały się
głośniejsze, konkurując z głośnym biciem serca w jego uszach. Uspokój się! Panika niczego nie rozwiąże!
Odetchnąwszy głęboko, Harry próbował się uspokoić, słuchając kroków
przechodzących obok jego kryjówki. Czuł, jak jego ręki się trzęsą, czekając, aż
kroki zniknął. Teraz albo nigdy.
Jak
najciszej, Harry otworzył drzwi i zerknął na korytarz, jednak nie zobaczył
nikogo. Nie mógł już ryzykować ostrożności, więc pobiegł do okna. Musiał uciec
teraz albo nigdy mu się nie uda. Po chwili poszukiwań, Harry znalazł zatrzask,
otworzył go i uchylił okno, dostrzegając, że jest na drugim piętrze. Z
pewnością nie było tak źle, jak być mogło. Ostrożnie wczołgał się na parapet,
ignorując iskry bólu z nadgarstków. Robiąc ostatni oddech, Harry zeskoczył z
okna i wylądował na ziemi w skulonej pozycji. Jego kostki zapulsowały od
uderzenia, sprawiając, że Harry się skrzywił. Wypuścił drżący oddech, po czym
wstał i pobiegł tak szybko, jak mógł. Sięgając w swoje szaty, Harry wyciągnął
skradzioną różdżkę i wyrzucił ją w pobliski żywopłot. Nie miał z niej pożytku,
a nie mógł zaryzykować, że ktoś ją wyśledzi. Nie wiedział, gdzie idzie, ale w
tym momencie, każde inne miejsce było lepsze niż to, gdzie chwilę temu był.
Uff,udało się chyba. Jestem ciekawa,czy zdąży przed porwaniem Syriusza. To wszystko wina Dumbledora!
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, tak jak myślałam, że to Voldemort się podszywa pod ojca Harrego, uciekł i dobrze, ale nie potrzebnie się ujawniał, wpadł przez własną glupote... to był Severus, ale wlaśnie czy naprawdę podał eliksir tłumiacy magię czy coś co stłumi, ale na zasadzie że nadal jest... oby udało się uciec...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika