- Czy naprawdę musisz łazić w kółko jak cholerna pantera zamknięta w klatce? – zapytał z irytacją Severus, gdy Harry przeszedł obok biurka na strychu po raz pięćdziesiąty tego ranka, a jego kroki ponownie zakłóciły koncentrację Mistrza Eliksirów.
-
Nic na to nie poradzę, Sev – jęknął Harry. – Nudzę się, nie ma tu dla mnie nic
do roboty.
-
Och, naprawdę? – wycedził profesor.
Harry
miał ochotę się kopnąć. O cholera!
Dlaczego to powiedziałem?
-
Chciałby pan, żebym przydzielił panu jakąś pracę, panie Potter? Na przykład
napisanie trzystu linijek „Nie będę przeszkadzał mojemu opiekunowi, gdy próbuje
rozszyfrować starożytny kod runiczny, który może doprowadzić do zniszczenia
zakazanych obiektów”?
-
To nie linijka tylko cholerny akapit!
-
Chcesz go pisać? – zapytał Snape, a jego cierpliwość szybko się wyczerpała.
-
Nie, proszę pana. – Nigdy w życiu. To
tortura. – Chciałbym tylko, żeby przestało padać. Nie podoba mi się bycie
tu zamkniętym. – Wbił buta w podłogę, nienawidząc tego, w jaki sposób narzekał,
bo prawdopodobnie brzmiał na zepsuty bachor pokroju Malfoya. Ale szczerze, był
zanudzony na śmierć!
Deszcz
padał od zeszłej nocy, niebo otworzyło się i zalało deszczem cały obszar, wiatr
wył, a sporadyczne błyskawice oświetlały niebo. Harry nienawidził przebywania w
małej przestrzeni, a dom Gauntów był wielkości pudełka po butach i nie miał w
sobie nic interesującego, chyba że fascynowały cię drobinki kurzu i mysie
odchody. Książki w regale na strychu były starymi podręcznikami z pierwszego i
drugiego roku, a Harry znał już ich zawartość na pamięć.
-
Muszę polatać, Sev.
Severus
odłożył pióro, którego używał do zapisania możliwych wzorów kodu na pergaminie,
który znalazł wewnątrz biurka i posłał swojemu uczniowi spojrzenie, które
powinno rozpalić jego tyłek.
-
Panie Potter – syknął, wymawiając
wyraźnie każdą sylabę nazwiska Harry’ego, co było jasnym znakiem, że za chwilę
się zdenerwuje. – Nie polecisz nigdzie w środku cholernej burzy, jak
powiedziałem ci już z dziesięć razy!
A teraz przestań marudzić, zachowywać się jak niecierpliwy trzylatek i znajdź
coś do zabawy, bo w innym razie postawię cię do konta i będziesz liczyć
ziarenka na ścianie oraz pisać esej o samokontroli, póki nie skończę tego
rozszyfrowywać, czy to jasne?
-
Jasne – wymamrotał, skarcony przez animaga. Westchnął ciężko. – Mógłbym ci może
pomóc z tym kodem?
-
Potrafisz czytać starożytne runy?
-
Cóż, nie, ale…
-
Więc jak mógłbyś mi pomóc? – zapytał ostro Snape. – Wiem, że nie jest dla
ciebie zabawne bycie uwięzionym w tym domu, ale musisz nauczyć się to znosić.
Medytuj albo śpij, Potter, ale na miłość Merlina, nie przerywaj mi ponownie! Te
runy są wystarczająco trudne do przetłumaczenia bez ciągłych zakłóceń.
-
W porządku. Przepraszam. Pozwól mi tylko walić głową o ścianę – burknął Harry.
Severus
skrzywił się i rzucił wokół siebie zaklęcie wyciszające, mając nadzieję
zminimalizować rozproszenie powodowane przez chodzenie, prychanie i wzdychanie
Harry’ego. Nastolatki! W dzisiejszych czasach żaden nie miał cierpliwości,
wszystko musiało być im oddane natychmiastowo. Jego podopieczny wydawał się
ugryziony przez nerwowego robaka „Jestem Znudzony” w najmniej odpowiednim
momencie.
Jak
Severus powiedział Harry’emu zeszłej nocy, w byciu tajnym agentem nie było nic
wspaniałego czy heroicznego. Praca była niebezpieczne, frustrująca, a korzyści
były do niczego. Jednak Severus był czołowym szpiegiem przez lata, został
wyszkolony w łamaniu szyfrów i kodów przez jednych z najlepszych w dziale
aurorów. Wiedział, że kod w notesie może być złamany, nie był niemożliwy do
rozszyfrowania, ale zajmowało to trochę czasu… godzin, ponieważ Severus musiał
polegać na swojej fotograficznej pamięci zamiast tekstach starożytnych run.
Teksty, których potrzebował były zamknięte w departamencie aurorów, chronione w
skarbcu odpornym na zaklęcia przywołujące, a Severus wiedział, że nigdy by nie
pozwolono mu zabrać ich z Ministerstwa.
Mimo
to był przekonany, że uda mu się złamać kod, mając dużo czasu i ciszy oraz
współpracę swojego niespokojnego, dorastającego podopiecznego. Uniósł wzrok,
żeby zobaczyć, co robi chłopak i dostrzegł, że ten siedzi na swoim śpiworze,
patrząc z niejakim zainteresowaniem na swoje dłonie, ale przynajmniej nie
chodził w kółko i nie prychał. Była to ogromna poprawa w porównaniu do tego, co
robił przez ostatnie dwie i pół godziny. Wrócił do tłumaczenia run, czując
ulgę, że każda miała tylko jedno lub dwa znaczenia.
To
sposób, w jaki je połączono tak go denerwował.
Harry
siedział, wpatrując się w swoje dłonie i starając się zrobić to, co nakazał mu
mentor i medytować, ale póki co spokój wymykał się jego wewnętrznej refleksji.
Czuł się wypełniony niesamowitą ilością niespokojnej energii, która
doprowadzała go do szaleństwa, żądając ujścia, ale odmówiono mu tego. Wstał,
uważając, żeby nie zbliżyć się do Snape’a, który pochylał głowę nad
notatnikiem, i zszedł na dół.
Przynajmniej
główne pomieszczenie chaty było większe niż strych, więc Harry zmienił się we
Freedoma, lecąc w krótkich seriach w tę i z powrotem po pokoju. Latał w
spiralach i pętlach, unosił się i nurkował, próbując pozbyć się maniakalnej
energii. Tego ranka był zmęczony, ale nieco po śniadaniu, jego magia odnowiła
się i teraz marzył, żeby coś zrobić –
walczyć z czarnoksiężnikiem, łamać klątwę, cokolwiek, byle nie patrzeć w ścianę
przez trzy godziny.
Żałował,
że nie odważył się zawołać Hedwigi z lasu, ale nie chciał jej zranić, zmuszając
do lotu. Severus miał rację, burza była zbyt niebezpieczna, by jakikolwiek ptak
mógł w niej latać. Harry wyjrzał przez pęknięte okno, obserwując deszcz
spływający srebrnymi strugami, mocząc jeżyny i trawnik. W dachu pojawiło się
kilka nieszczelności i przez chwilę Harry zajęty był zabezpieczaniem ich
zaklęciem odpychającym wodę, którego nauczyli go bliźniacy.
A
kiedy dach był już zabezpieczony, wytarł wodę starymi szmatami, które znalazł w
małej szafce, ponownie nie miał nic do roboty.
Rozumiał
irytację Severusa i nie zamierzał denerwować swojego opiekuna, zwłaszcza gdy
ten próbował złamać ważny kod, ale szalał, a przygnębiająca atmosfera domu mu w
tym nie pomagała. Wciąż przypominał sobie, jak Severus opowiadał mu o rodzinie
Gauntów, którą usłyszał od Albusa przed ich odejściem z Hogwartu.
Marvolo
Gaunt był bezpośrednim potomkiem Salazara Slytherina, ale coś poszło nie tak z
naturą Gauntów, być może zbyt częste wychodzenie za siebie czystokrwistych
kuzynów, ale czymkolwiek były te genetyczne wypadki, sprawiły one, że Gauntowie
byli narażeni między innymi na ataki szaleństwa i megalomanii. Kiedyś byli
szanowaną rodziną czystej krwi, ale nim Meropa była młodą dziewczyną, ich
reputacja popadła w zapomnienie i ruinę. Marvolo desperacko chciał wydać swoje
najmłodsze dziecko za czarodzieja czystej krwi z dobrej rodziny, a także z
głębokimi kieszeniami, ponieważ skarbiec Gauntów był prawie pusty, gdyż Marvolo
nie zamierzał poniżać się pracą.
Ale
Meropa nie była ładnym dzieckiem i dorastając, stała się bardziej
introwertyczna, a jej wygląd nie poprawiał się z czasem. Zawstydzona ich biedą
i zastraszona ciągłą okrutną krytyką ojca, Meropa pewnego dnia przypadkiem
zobaczyła przystojnego mugola, Toma Riddle’a, przejeżdżającego obok ich rudery
i natychmiast została porażona. Widziała Toma i myślała, że jest to książę z
bajki, gotów ją zdobyć, jak również był zakazanym owocem – mugolem. Zmęczona nieskończonymi
żądaniami ojca, a jego brat, Morfin, nie był wiele lepszy, zawsze będąc pijany
w tawernie, Meropa zbuntowała się i spróbowała przyciągnąć uwagę przystojnego
syna gospodarza.
Tylko
że Tom nigdy nie spojrzałby dwa razy na dziwną, nieatrakcyjną, młodą kobietę z
jej połatanymi ciuchami, dziwnymi oczami i nieumytymi włosami. Meropa
wielokrotnie próbowała sprawić, by ją zauważył, robiąc się coraz bardziej
zdesperowana, aż w końcu uciekła się do użycia zakazanego eliksiru miłości, aby
młody Thomas pożądał jej ponad wszystko.
Zdołała
zmusić go do wypicia eliksiru, nie wiadomo, jak, a gdy tylko to zrobił, był
jej. Riddle porwał ją i zabrał daleko, żeby mogła zamieszkać z nim w Londynie i
przez pewien czas byli szczęśliwi, chociaż nie trwało to długo. Dumbledore nie
był pewny, czy eliksir przestał działać, nim Meropa mogła zrobić więcej, czy
może Meropa poczuła, że uczucia Riddle’a do jej osoby były fałszywe, tęskniła
za czymś prawdziwym i uwolniła go od swojego zaklęcia, ale ostatecznie Riddle
został wypuszczony i natychmiast porzucił swoją ciężarną żonę i wrócił do domu.
Meropa zmarła niedługo po urodzeniu syna, pozostawiając młodego Toma na
wychodzenie w sierocińcu.
Kiedy
Tom miał piętnaście, niemal szesnaście lat, przybył do wioski, z której
pochodzili jego oboje rodzice i zabił swojego ojca i dziadków. Następnie
próbował wykorzystać Franka Bryce’a i Marvolo Riddle’a (nie wiem, czy nie
powinno być Gaunta – przyp. tłum.) jako
kozłów ofiarnych, by zatrzeć swój ślad. Potem wrócił po ukończeniu szkoły i
zabił pozostałego dziadka, wrabiając w to swojego nie do końca rozumnego wuja,
Morfina. Wydawało się, że w przypadku Voldemorta standardowym działaniem było
pozwalanie innym branie winy za jego występki, przynajmniej nim stanie się na
tyle silny, by zagrozić całemu czarodziejskiemu światu.
Jednak
rozmyślanie nad mieszkańcami tego domu oraz ich pokręconą, smutną historią nie
było uspokajające i Harry nie mógł usiedzieć na miejscu. Spojrzał na swój
zegarek. Minęła tylko godzina, od kiedy zszedł na dół. Deszcz wciąż padał i
Harry zaczął ogryzać paznokcie oraz boksowanie z cieniem, byle tylko złagodzić
niekończącą się monotonię, jaką było wpatrywanie się w cztery nagie ściany.
Wtedy
właśnie usłyszał delikatny szelest skrzydeł i gwałtownie podskoczył, dostrzegając,
jak dość przemoczona sowa śnieżna wylatuje z komina.
-
Hedwiga! – krzyknął i wyciągnął rękę, by mogła na niej wylądować. – Dlaczego
leciałaś w taką pogodę? Mogłaś zostać ranna.
-
Wiatr nie jest tak straszny, jak się
wydaje – odpowiedziała sowa, zaczynając stroszyć i czesać pióra. – Chciałam być z tobą, a nie spać samotnie na
drzewie w deszczu. Poza tym, nie wiadomo, w jakie kłopoty wpadniecie beze mnie.
Harry
zachichotał i wyjął zapasowy płaszcz z plecaka, chcąc pomóc swojej sowie
wyschnąć. Ale Hedwiga powiedziała mu, że bardziej przeszkadza niż pomaga i że
mogłaby wyschnąć szybciej strosząc piórka. Usiadła na jego ramieniu i zaczęła
energicznie czyścić piórka, a Harry mówił jej o tym, co się stało i jak Severus
próbuje złamać kod w notatniku.
-
Chciałbym tylko, żeby mógł szybciej pracować – westchnął Harry. – Ja tu
oszaleję, Hedwigo. To prawie tak straszne, jak bycie zamkniętym w moim pokoju
albo w komórce.
-
Zbyt wiele oczekujesz od swojego
opiekuna, Harry. Mimo wszystko jest tylko człowiekiem – zganiła go Hedwiga,
skubiąc pióra między szponami. – Jestem
pewna, że on bardzo się stara. Może zjesz lunch, a potem się zdrzemniesz. Sen
może złagodzić swój niepokój.
Harry
chciał zaprotestować, że nie potrzebuje drzemki jak dziecko, ale nagle sugestia
Hedwigi zaczęła dobrze brzmieć. Przeszukał swój plecak w poszukiwaniu kanapki,
piwa kremowego i kociołkowe pieguski, zjadł je, po czym zaniósł też trochę
Severusowi.
Położył
jedzenie na biurku w pobliżu Mistrza Eliksirów, który nawet nie uniósł wzroku,
tylko kontynuował szybkie bazgranie na pergaminie.
-
Masz, Severusie. Czas na lunch.
Kiedy
drugi czarodziej nie odpowiedział, Harry wzruszył ramionami, zostawił jedzenie
i rzucił się na swój śpiwór. Zamknął oczy, rzucał się i obracał niespokojnie,
aż w końcu uznał, że sen to przegrana sprawa.
Rzucił
okiem na Severusa, który wciąż był zgarbiony nad biurkiem, ale talerz jedzenia był
pusty. Harry bardzo chciał zapytać, czy Mistrz Eliksirów coś wymyślił, ale nie
był w stanie zaryzykować złości mężczyzny, więc szybko opuścił strych i udał
się na parter.
Było
około drugiej po południu, niebo było ponure, a deszcz nadal padał, chociaż był
o wiele mniej silny niż wcześniej. Hedwiga siedziała z tyłu pieca w pobliżu
komina z głową schowaną pod skrzydłem i spała.
Harry
posłał jej zirytowane spojrzenie. Wspaniale. Teraz nie miał z kim porozmawiać.
Z
tęsknotą wyjrzał przez pęknięte okno. Kiedy ten przeklęty deszcz przestanie
padać?
Czuł,
jak minuty dłużą się w nieskończoność i nagle nie mógł dłużej tego znieść.
Deszcz
czy nie deszcz, musiał polatać i to nie tylko dookoła małego pokoju.
Potrzebował nieba.
Zmienił
się we Freedoma, przypominając sobie to, co Hedwiga powiedziała, że wiatr nie
jest taki mocny, jak się wydaje, a deszcz wydawał się zmniejszyć intensywność.
Potem wzniósł się przez komin i wyleciał w smagane deszczem niebo.
Severus
siedział przy małym biurku na strychu przez ponad siedem godzin, nim zdecydował
się na przerwę, rozciągnięcie się i spacer. Wstał, wykonując podstawowe
ćwiczenia rozciągające i kręcenie głową, a potem spacerował przez dziesięć
minut, po czym usiadł z powrotem i wznowił pracę.
Jak
dotąd udało mu się przetłumaczyć wszystkie runy i odkryć dwadzieścia pięć ich
kombinacji, które użył owy ktoś do zapisania tych pozornie bezsensownych słów i
zdań. Wiedział, że jest bliski odkrycia wzoru, którego użył pisarz, ponieważ
chociaż był biegły w runach, piszący nie był tak uzdolniony w tworzeniu
zakodowanych zdań.
Severus
potarł czoło i spojrzał na notatnik. Ten
wzór… gdzie ja go wcześniej widziałem? Wiem, że go widziałem.
Zamknął
oczy, jego głowa pulsowała, po czym przypomniał sobie o tym, jak uczył się, jak
tworzyć i zapamiętywać różne wzory.
Kilka
minut później otworzył oczy i skinął głową. Wzór, który wymykał mu się od kilku
godzin, a teraz był jasno w jego umyśle.
Pochylił
się i przetestował to na pierwszym zdaniu w zeszycie.
Ku
jego zaskoczeniu, zadziałało.
Fragmentaryczne
zdanie, kiedy poprawnie je rozszyfrował, brzmiało: W tym notatniku zapiszę swój najgłębszy sekret – że odkryłem sekret nieśmiertelności.
To
zdecydowanie był notatnik byłego Toma Riddle’a Juniora.
Severus
poczuł, jak jego oddech przyspiesza. Jakie sekrety zawierał notatnik? Nie mógł
się doczekać, aż zacznie tłumaczyć teraz już odszyfrowany kod. Oczywiście nie
uda mu się to w jeden dzień. Ale dokonał bardzo ważnego przełomu.
Rozejrzał
się po pokoju, a ponieważ nie zauważył Harry’ego na strychu, założył, że musi
być na dole. Zszedł po schodach i zobaczył, że chata jest pusta.
Snape
otworzył usta, by zawołać chłopca, zastanawiając się, gdzie on się, do licha,
podział.
Freedom
szybko zdał sobie sprawę, że Hedwiga próbowała bagatelizować wpływ siły wiatru,
żeby go zbytnio nie zamartwiać. Był o wiele silniejszy, niż sądził i jego
pierwsza próba przelotu nad dachem prawie zakończyła się przelotem nad wioską.
Nagle
uznał, że próba latania przy takiej pogodzie była wielkim błędem i z trudem
przedostał się przez dach do komina.
Wiatr
uderzał go i smagał, więc ciężko mu było utrzymać pionową pozycję, przylegając
do dachu z całej siły. Powoli cofnął się w stronę komina, deszcz przesiąknął
przez jego pióra mimo naturalnego oleju. Zaczął lekko drżeć, bo deszcz był nie
tylko bezwzględny, ale i zimny.
To był jeden z twoich
najgłupszych pomysłów,
lamentował, czołgając się w stronę komina. Mam
nadzieję, że Severus nigdy się nie dowie o tej odrobinie idiotyzmu.
Gdy
już w końcu udało mu się dostać do komina, skulił się tam przez kilka chwil,
łapiąc oddech i odzyskując siły. Potem wskoczył na krawędź komina i zleciał w
dół. Jego pióra zbierały sadzę, która przylgnęła do niego z powodu mokrego
stanu, ale bycie brudnym było jego najmniejszym zmartwieniem, co wkrótce
odkrył, wlatując do głównego pomieszczenia domu Gauntów.
Severus
Snape stał pośrodku pokoju z rękami założonymi na piersi, krzywiąc się na
pokrytego sadzą jastrzębia, który wyłonił się z kominka.
O-o. Chyba jestem martwy.
Szybko
przekształcił się w swoje ludzkie ja, lądując z hukiem na podłodze, mokry i
drżący z oczami utkwionymi we wściekłym opiekunie.
-
Harry Jamesie Potterze, lepiej, żebyś miał odpowiednie wytłumaczenie, dlaczego
latałeś podczas burzy, kiedy wyraźnie to zabroniłem – zaczął Snape, a jego ton
był delikatny, ostrzegając, że jeśli Harry go nie ma, będzie chciał być z
powrotem w Hogwarcie, gdzie szorowałby kociołki, byle uniknąć tego, co teraz
zrobi mu Snape.
Harry
przełknął ślinę i nagle uznał podłogę za bardzo interesującą.
-
No, młody człowieku? Czekam.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no to ma przerąbane, choć to zrozumiałe że się nudził i potrzebuje ruchu....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Ja jestem po stronie pisklaka z ADHD. Wszystko wina Hedwigi, to ona go namówiła (nieświadomie), że pogoda się poprawia...
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Ciuma