Londyn, Grimmauld Place 12:
Syriusz
rzucił szybkie spojrzenie na śpiącego na kanapie Remusa, po czym spróbował
przemknąć się koło niego i użyć Fiuu. Poczuł lekkie wyrzuty sumienia z powodu
swoich czynów, ale nie wystarczająco duże, żeby powstrzymały go przed
działaniem pod wpływem impulsu. Doprawdy, ograniczenia, które uzdrowiciel
nałożył na niego, że niby ma być nadzorowany i w ogóle było jednym wielkim
nonsensem! Pewnie, był trochę stuknięty po usunięciu klątwy i uzdrowiciel Sandrilas
powiedział, że minie nieco czasu, nim upora się z jej efektami. Bellatrix była
ciężkim przypadkiem, kuzynka czy nie. Ale
teraz czuję się dobrze! Mogę na chwilę wyjść sam. Nie jestem jakimś cholernym
dzieckiem, które musi być trzymane za rączkę, kłócił się sam ze sobą
Syriusz. Jestem teraz bezpieczny, nie
miałem flashbacków od tygodni. No dobra… tygodnia, ale kto by liczył?
Animag
odgarnął z oczu kosmyk włosów – ściął je, od kiedy wrócił do mieszkania na
Grimmauld Place z Remusem. Miał na sobie luźne, szare spodnie i czerwoną
koszulkę z rozpinanym kołnierzykiem. Wciąż był chudy, skutki klątwy pozbawiły
go apetytu, choć Remus robił, co mógł, by zachęcić go do jedzenia, zwłaszcza
obrzydliwie zdrowych rzeczy, takich jak warzywa i owoce. Syriusz zmarszczył
nos. Kogo obchodzi zdrowe jedzenie?
Kiedy byłem w Azkabanie,
żywiłem się wodnistym kleikiem i suszoną wołowiną dwa razy w tygodniu oraz
chlebem z tłuszczem. Nie przejmowali się podawaniem warzyw więźniom, którzy
mogli umrzeć, nie żeby mnie to obchodziło, bo jakoś nigdy nie lubiłem warzyw. I
przeżyłem bez tego całego żywieniowego nonsensu. Syriusz prychnął szyderczo i
kontynuował skradanie się w kierunku słoika z proszkiem Fiuu.
Jego
dłoń właśnie się na nim zamknęła, gdy Remus obudził się i powiedział ostro:
-
Ekhem! A dokąd się pan wybiera, panie Black?
-
Kto, ja? – zapytał Syriusz, wsuwając słoik z proszkiem za swoje plecy i
starając się wyglądać zupełnie niewinnie. – Właśnie… sprawdzałem kominek, Luni.
Upewniałem się, że… uch… odpowiednio płonie.
-
Niezłe kłamstewko, Syriuszu. Opowiedz mi kolejne. Co trzymasz za plecami?
-
Nie wiem, o czym mówisz, Lunatyku.
-
Jasne. Pokaż mi swoje ręce, Syriuszu.
-
Po co? – Przełożył słoik z jednej ręki do drugie i wyciągnął lewą dłoń.
Remus
zmarszczył brwi.
-
A co z drugą?
Syriusz
wyciągnął prawą rękę.
-
Widzisz? Nic w nich nie mam.
-
A teraz pokaż obie ręce na raz.
-
Co to ma być, przesłuchanie? – burknął Syriusz.
-
Pokaż – nakazał Remus, wstając i podchodząc, by stanąć przed nim i wyglądając,
jak zirytowany rodzic z psotnym dzieckiem.
Syriusz
powoli wyciągnął obie dłonie zza pleców. Były puste.
Remus
skrzywił się. Był niemal pewny, ze jego przyjaciel zwinął proszek z płaszcza,
ponieważ obecnie go brakowało. Potem przypomniał sobie żart, kiedy to Syriusz i
James ukryli przemycone produkty Zonka w…
-
Odwróć się, mądralo!
Syriusz
cofnął się.
-
Ach, czekaj chwilę, Luniek! Mówiłem ci, nie mam nic do ukrycia, więc dlaczego
mi nie wierzysz?
-
Ponieważ cię znam, Syriuszu Orionie
Black. Za każdym razem, gdy zgrywasz niewiniątko oznacza to, że coś knujesz. –
Zrobił okrężny ruch dłonią.
-
Auuu… cholera jasna! – jęknął Syriusz i odwrócił się.
-
Aha! – krzyknął Remus i wyrwał słoiczek z proszkiem z paska Syriusza. – Jak to
nazwiesz, mój panie? Planujesz wizytę w św. Mungo?
-
Nie wiem, jak to się tam znalazło!
-
O tak, po prostu wyskoczyło z płaszcza i znalazło się w twoich spodniach, tak?
– Remus potrząsnął głową z rozczarowaniem. – Naprawdę myślałeś, że możesz
przemknąć się obok mnie, Łapo? Jestem wilkołakiem, na miłość boską!
-
No i? Muszę się stąd wydostać, Lunatyku. Nie znoszę tego, że jestem tu
zamknięty.
-
Syriuszu… - jęknął Remus. – Wiesz, że nie powinieneś wychodzić sam.
-
Chciałem się tylko przejść, Luniek. Dziesięciominutowy spacer ulicą, co w tym
złego?
-
Syriuszu, wiesz, dlaczego nie mogę zostawić cię bez nadzoru. Ostatnim razem,
jak wyszedłeś sam jako pies, by zaczerpnąć powietrza, niemal ugryzłeś dziecko,
pamiętasz? – zapytał Remus, kładąc ręce na biodrach. – Łapo, nie jest z tobą
dobrze…
-
Jest! To było w zeszłym tygodniu! Teraz mi lepiej, uzdrowiciel Sandrilas tak
powiedział.
-
Jak możesz tak mówić, Syri, kiedy masz flashbacki i gdy je dostajesz, jesteś
tak nieprzewidywalny jak ranny smok? Przykro mi, ale jeśli chcesz wyjść, musisz
znosić mnie. To dla twojego własnego dobra.
-
Brzmisz jak moja matka – mruknął jego najlepszy przyjaciel. – Zawsze
powtarzała, że to, gdy próbowała mnie zmusić do brania tych okropnych
eliksirów. Nie jestem małym dzieckiem, do cholery!
- Z pewnością jak dziecko się zachowujesz –
zauważył wilkołak. – Posłuchaj, wiem, że to trudne, ale próbowani się w taki
sposób wymknąć ci nie pomoże, tylko pogorszy sprawę. Czułbyś się strasznie
winny, gdybyś skrzywdził dziecko albo jakąś niewinną osobę, wiem to. Bez
względu na to, jak dobrze się czujesz, nie możesz bezpiecznie wychodzić samemu.
-
Nie wiesz tego, Remus! Przynajmniej pozwól mu spróbować.
-
Przepraszam, Syri. Ale nie mogę zaryzykować.
Syriusz
skrzywił się ze złością.
-
Nie ufasz mi, prawda? Sądzisz, że jestem szalony, czyż nie? Cóż, nie jestem!
Sn-Severus zdjął klątwę. Nic mi nie
jest!
-
To kłamstwo, przyjacielu, i oboje dobrze o tym wiemy – powiedział cicho Remus.
– Możesz nie być pod wpływem klątwy Menady, ale jej skutki wciąż trwają. Zdarza
się, kumplu. Nikt cię nie wini. Ale musisz nam zaufać. Uzdrowiciel Sandrilas
powiedział, że nie możesz jeszcze bezpiecznie wychodzić sam.
-
Co on tam wie? Nie jest mną.
-
Prawda, uparty ośle. Jest o wiele mądrzejszy – podrażnił go Remus.
-
Ha ha. Naprawdę zabawne. Po prostu mi nie ufasz.
-
A ty ufasz sobie?
-
Ja… - Syriusz zawahał się. – Co to w ogóle za pytanie?
-
Ważne. Chcesz na nie odpowiedzieć?
Syriusz
odwrócił wzrok. Chociaż nie chciał tego przyznać, Remus miał rację, zachowując
ostrożność. Ten dzień w zeszłym tygodniu… był rozbrykany i zachwycony bieganiem
na zewnątrz bez „pilnowania”, a wtedy podszedł ten dzieciak i w jednej chwili
cieszył się niezłym drapaniem za uszami, a w następnej… był gdzieś indziej,
Bellatrix szydziła z niego, więc zawarczał i kłapnął na nią… tyle że jej tam
nie było… i niemal ugryzł małą dziewczynkę… gdyby Remus właśnie wtedy nie
przybył…
-
Masz rację. Niemal skrzywdziłem dziecko. Nie ufam samemu sobie. I nie powinno
tak być. Nie chcę być… niebezpiecznym zwierzęciem, które powinno zostać
uśpione, Remus. Pieprzona Bella! Dlaczego Snape jej nie zabił, skoro miał
okazję?
-
Ponieważ nie można po prostu chodzić i zabijać ludzi, bez względu na to, jak
bardzo na to zasługują – westchnął Remus. – Słyszałem jednak, że skopał jej
tyłek, nim wyciągnął od niej przeciwzaklęcie.
-
Dobrze, ale ja wciąż mam do
uregulowania rachunki z moją ukochaną kuzynką – zadrwił Syriusz.
Remus
poklepał go w ramię.
-
Któregoś dnia będziesz miał szansę, Syriuszu. Ale w międzyczasie powinieneś
skoncentrować się na wykonywaniu poleceń uzdrowiciela Sandrilasa i dochodzeniu
do siebie. Jeśli chcesz iść na spacer, chętnie cię zabiorę. Ale nie powinieneś
był próbować przemknąć się za moimi plecami. To było bardzo nieodpowiedzialne i
mogło mieć konsekwencje. – Remus karcąco pokiwał palcem.
Syriusz
skrzywił się. Wykłady Remusa zawsze wywoływały u niego wstyd, jak kiedyś robił
jego ojciec, Orion.
-
Dobra, byłem głupi. Zmusisz mnie do stania w kącie, czy pójdę do łóżka bez
kolacji?
Remus
przekrzywił głowę.
-
Może powinienem. Szkoda, że jesteś zbyt stary, żeby zlać ci tyłek, mój panie.
-
Wypchaj się, Lunatyku! – warknął Syriusz. – Jestem chory i w bólu, powinieneś
mnie jakoś rozbawić.
-
Sam jesteś bólem. Bólem niczym wrzód na tyłku. Zjedzmy jakiś obiad, a potem
możemy pójść na spacer do parku. Co ty na to?
Rozpoznając
kompromis, Syriusz zgodził się.
-
Dobrze. Ale mam iść jako pies czy człowiek?
-
Twój wybór. Chodźmy zjeść. Umieram z głodu.
Po
obiedzie Remus i Syriusz wyszli na spacer, jak obiecał Remus. Syriusz
zdecydował się wyjść jako Łapa, mówiąc, że dzięki temu może biegać dookoła i
nie wyglądać jak idiota, a dodatkowo to dobry sposób, by Remus mógł oglądnąć
się za laskami.
-
Dziewczyny lubią facetów z psami, kumplu. To może być dla ciebie doskonała
okazja, Lunatyku.
Remus
przewrócił oczami.
-
Syriuszu, niech Merlin ci dopomoże! Jestem wilkołakiem, jaka dziewczyna
poszłaby ze mną na randkę, gdy się dowie? I jak mam jej wytłumaczyć, że mój
pies jest moim najlepszym przyjacielem?
-
Cóż, Lupin, wiesz, co mówią. Pies jest najlepszym przyjacielem człowieka.
-
Pewnie, że tak. Zrób mi przysługę, Syriuszu, i zachowuj się.
-
A co to ma niby znaczyć?
-
To znaczy, żebyś trzymał nos z dala od damskich koszulek.
-
Luniek! Nigdy nie wąchałem kobiecych koszulek!
-
Nie? A co z Mandy Armstrong podczas szóstego roku?
-
Cóż, to coś innego! Byłem wtedy dzieciakiem.
-
Aha. Część ciebie wciąż jest.
-
Psujesz innym radość. Zastanawiam się, jak Harry dogaduje się ze starym
Severusem? On jest kolejną osobą, która musi się nauczyć, co to zabawa.
-
Och, myślę, że nic mu nie jest. Nawet jeśli Severus jest dość… poważny, Harry
wydaje się całkiem szczęśliwy, że wybiera się do jego domu na wakacje.
-
Po tym, jak traktowali go ci mugole, kto mógłby go winić? – warknął Syriusz. –
Mam tylko nadzieję, że Snape nie trzyma go przykutego do laboratorium przez
całą dobę.
-
Jestem pewny, że Severus przyzwoicie traktuje Harry’ego.
-
Tak, ale chciałbym z nim porozmawiać i się upewnić.
-
Może później napiszesz do niego list. Jestem pewny, że chciałby go przeczytać.
-
Tak myślisz? Sądziłem, że nie będę go teraz obchodzić, skoro ma Snape’a za
opiekuna – powiedział Syriusz nieco zazdrośnie.
Lupin
zerknął na swojego przyjaciela.
-
Co jest, Syriuszu, chyba naprawdę jesteś… zazdrosny. Zazdrosny, że może Harry
lubi Severusa i szanuje go bardziej, niż ciebie.
-
To nie prawda. Nie chciałbym, żeby Harry patrzył na mnie jak na jakiś…
autorytet. To największa nuda. Nie chcę być skostniałym człowiekiem trzymającym
się zasad, jak Snape. Chcę pomagać Harry’emu, chcę, żeby mógł ze mną
porozmawiać tak, jak nie może ze Snapem. Ale z powodu tych cholernych
wspomnień, nie mogę tego zrobić.
Słysząc
tęsknotę w głosie Syriusza, serce Remusa zabolało. On także chciał, by
Bellatrix Lestrange znalazła się sześć stóp po ziemią albo została spalona na
stosie.
-
Też bym tego dla ciebie chciał, Syriuszu. I któregoś dnia z całkowitą pewnością
to się wydarzy. Ale do tego czasu musisz przestrzegać nakazów uzdrowiciela.
Napisz do Harry’ego i zapytaj go, jak mijają wakacje, jeśli dzięki temu
poczujesz się lepiej.
-
Tak zrobię. I dzięki, Remusie.
-
Nie ma za co. – Remus wstał. – Chodź. Przejdźmy się na spacer. Obu nam przyda
się nieco ruchu.
Jakieś
dziesięć minut później czarny pies biegł za frisbee, które rzucił mu w
powietrze wysoki mężczyzna o siwiejących włosach. Pies wyskoczył i bez wysiłku
złapał je w pysk, a potem jak diabeł uciekł między drzewa w parku. Remus
uśmiechnął się szeroko, szczęśliwy, że Syriusz wciąż potrafił zatracić się w
zabawie, zwłaszcza po niektórych z przerażających koszmarów, które zgotowała mu
klątwa Bellatrix.
Łapa
wrócił i upuścił frisbee u stóp Remusa, dysząc radośnie i merdając ogonem. No dalej, Luniek! Rzuć mocniej, dam radę
złapać wszystko, co wyrzucisz! – szczeknął i opuścił swój przód na ziemię,
a jego brązowe oczy zabłyszczały.
-
Gotowy, chłopaku? – zapytał Remus, uśmiechając się szeroko. Rzucił frisbee
najmocniej, jak potrafił.
Łapa
odleciał z prędkością błyskawicy, po czym katapultował się w powietrze za
żółtym dyskiem.
Jego
szczęki zamknęły się na nim i pomyślał triumfalnie: Mam cię! Ha!
Potem
odwrócił się i podbiegł truchtem do Remusa z wysoko uniesionym ogonem.
Zapomniał, jak bardzo lubił biegać i skakać, nie musząc się martwić, że ludzie
będą mu posyłać dziwne spojrzenia. Czasami fajnie było po prostu być psem,
cieszyć się letnim słońcem i dotykiem trawy pod łapami.
Miał
nadzieję, że te cholerne retrospekcje będą ustępować, jeśli spróbuje postępować
zgodnie z instrukcjami uzdrowiciela Sandrilasa, ponieważ chciał móc spojrzeć
chrześniakowi w oczy i nie martwić się, że zobaczy potwory. Potrząsnął głową i
wrócił do Remusa z frisbee.
Lepiej, żebyś go przyzwoicie
traktował, Snape. W innym wypadku postaram się dostać ostrej psiej nosówki i
cię pogryzę!
Uniósł
uszy, zbliżając się do przyjaciela, który stał i rozmawiał z ładną kobietą. Hymm. A to co? Widzisz, przyjacielu, kogo to
można spotkać w parku?
Podbiegł
do Remusa, machając ogonem w przyjazny sposób. Hej, Luniek, przedstaw mnie tej pani, co ty na to? Potem zatrzymał
się blisko, gdy zorientował się, że ładna dziewczyna pachnie jego kuzynką,
Tonks. Och, to tylko Dora. Szkoda,
Lunatyku.
Potem
zatrzymał się, bo ku jego zaskoczeniu, Remus uśmiechał się i śmiał z Tonks, która
tym razem nie zmieniła koloru włosów na różową gumę balonową, ale zamiast tego
miała na głowie bardziej spokojny złoty blond. Wyglądał na niej zdumiewająco
dobrze i był zszokowany, gdy zobaczył, bo wydawało się, że równie dobrze się
bawi.
No, no. Więc coś tu się
święci, co? Remus i moja mała kuzynka. Jakie to… niesamowite! Usiadł i słuchał, jak dwójka
rozmawia o starej sprawie, w której pomagał Remus, a wtedy Tonks wspomniała o
Greybacku, wilkołaku, który przemienił Remusa, gdy ten był małym chłopcem.
Remus natychmiast stracił radosną minę i obnażył zęby.
-
Jeśli potrzebujesz z nim pomocy, Dora, możesz na mnie liczyć. To wilk, który
musi zostać uśpiony – powiedział ponuro.
Łapa
warknął gniewnie. Cholerna prawda. Ja też
pomogę. Wytropię go, niczym bestię, którą jest.
-
Powiem kapitanowi Shackleboltowi, że zaoferowałeś pomoc w wytropieniu go,
Remusie. Jest nieuchwytny. Jak się ma Syriusz?
-
Coraz lepiej. Czemu sama go nie zapytasz? – Wskazał na Łapę.
Tonks
wyszczerzyła się.
-
Hejka, Łapo? Jak tam sztuczki?
Łapa
szczeknął i zamachał ogonem. Cześć, Dora!
Dobrze wyglądasz, dzieciaku. – Trącił nosem dysk. Chcesz się pobawić?
Tonks
roześmiała się i rzuciła frisbee.
-
Wydaje się teraz szczęśliwszy. Czy to oznacza, że zaklęcie przestaje działać?
-
Tak, następstwa stopniowo zanikają. Według uzdrowiciela Sandrilasa, Syriusz
powinien dojść do siebie za mniej niż miesiąc.
-
Dobrze. Cieszę się. Nikt nie zasługuje na to, co zrobiła mu moja ciotka –
powiedziała cicho Tonks, a jej oczy błysnęły. – Mam nadzieję, że pewnego dnia
ją złapiemy, bo powinna zostać zamknięta niczym bestia, którą jest.
-
W tej sprawie nie będę się z tobą spierał – powiedział Remus. Potem odchrząknął
i zapytał nieśmiało: – Czy któregoś dnia chciałabyś… uch… zjeść ze mną kolację,
Doro?
-
Jasne, Remus, z wielką chęcią. Gdzie? U ciebie, czy u mnie?
-
Potrafisz gotować?
-
Tak.
- Więc lepiej u ciebie. Nie chcę, żebyś umarła od zatrucia –
powiedział Remus, a Tonks roześmiała się.
Łapa podbiegł do nich, a w jego brązowych oczach tańczyło
rozbawienie. Brawo, Luniek! W samą porę!
Potrzebujesz dobrej kobiety, kumplu.
- Muszę uciekać, moja przerwa prawie się kończy – powiedziała
nagle z żalem Tonks. – Do zobaczenia, Lunatyku. – Stanęła na palcach i lekko
pocałowała wilkołaka, po czym zniknęła, aportując się z powrotem do
Ministerstwa, pozostawiając dość przyjemnie zdezorientowanego wilkołaka ze
zdziwionym i czułym uśmiechem na ustach.
Łapa podszedł i trącił nosem dłoń Lunatyka. Remus podrapał
go za uszami i powiedział:
- Chyba miałeś rację, staruszku.
Oczywiście, że
tak. Jestem psem, wiem, jak rozpoznać dobry związek z odległości mili. Potem podskoczył i polizał
twarz wilkołaka, sprawiając, że Remus skrzywił się i skarcił go za obślinienie
go. Widząc szczęśliwego przyjaciela poczuł nadzieję, że wkrótce będzie
wyleczony i będzie mógł wrócić do swojej starej pracy jako auror tak, jak powinno
się zdarzyć.
Chciał też, by Harry był z niego dumny, bo Remus w pewnym
sensie miał rację. Widział, jak Harry patrzył na Snape’a, z podziwem i
szacunkiem. Chciał, żeby chłopiec patrzył tak na niego, udowodnić mu, że nie
był tylko niedojrzałym tyranem, że być może był szanowanym członkiem
społeczności. Opinia Harry’ego miała dla niego znaczenie, ponieważ jego
chrześniak pogodził się ze swoim rywalem, Snapem, i sprawił, że postanowił on
zmienić swoje życie. Mógłby być przyzwoitym ojcem chrzestnym dla chłopca, jak
życzył sobie tego jego przyjaciel.
Droga może być
długa, ale któregoś dnia dotrę do jej końca. A wtedy będę w stanie spojrzeć ci
w oczy, Harry.
Chwilę później podrzucił dysk w powietrze nosem i złapał go na nos, sprawiając,
że obserwujące go dzieciaki uśmiechnęły się i zaklaskały.
- Ale fajny pies!
- Tak, powinien być w cyrku!
Łapa uniósł głowę i zaszczekał. To ja, jedyny i niesamowity Syriusz Black!
Obok niego Remus tylko potrząsnął głową. Pewne rzeczy się
nie zmieniają.
Witam :)O nowy rozdział szkoda że bez Harryego i Severusa przyznam że zapomniał już o Remusie i Syriuszu fajny przerywnik miedzi główną linią historii super że autorka łączy Remusa z Tonks a nie z Syriuszem ale pewnie jemu tez kogoś znajdzie fajnie że Łapa prawie wyzdrowiał ale jak widać niewiele się zmienił z charakteru dalej duży dzieciak z n cały gryfon wychodzi z niego dobrze że ma Remusa który go ogarnia i stopuje a raczej mu ojcuje. życzę weny zdrowia czasu na tłumaczenie dziękuje za twoja prace czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział pozdrawiam Gosia
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Syriusz tak go można porównać z dużym dzieckiem... ale dobrze, że argumenty Remusa dotarły do niego... musi być pod opieką, aby nic zlego nie stało się ludzią wokół jak i jemu samemu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Bardzo przyjemny rozdział. Co prawda znowu przez większą część była psychoanaliza postaci... No ale w końcu kogoś innego niż Harry'ego. Trzymam kciuki za Łapę, żeby mu się udało wyzdrowieć i za gołąbeczki... Mam nadzieję, że tu też Harry zostanie ojcem chrzestnym dziecka Remusa
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Ciuma