Gdy w trójkę weszli do lochów, Harry spojrzał na Rona,
który kulał lekko, nadal trzymając się za tyłek.
- Przykro mi z powodu twojej różdżki – szepnął.
Ron westchnął głęboko.
- Nie wiem, co zrobią mama z tatą, kiedy się dowiedzą.
Znaczy, naprawdę nie mamy dodatkowych pieniędzy na nową.
- A skąd wziąłeś starą?
- Należała do mojego pra-pra wujka Hieronima, a Charlie
używał jej, gdy był w Hogwarcie – wyjaśnił Ron. – W wielu starych rodzinach
różdżki są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Więc gdy nadchodzi czas, by
dziecko dostało różdżkę, zawsze najpierw zagląda się do rodzinnego zbioru. Ta
jedna choć trochę zasyczała, gdy ją chwyciłem – westchnął.
- Ale myślałem, że pan Ollivander powiedział, że to różdżka
wybiera czarodzieja – rzekł Harry.
- No, tak, próbował ci sprzedać nową różdżkę, prawda?
Znaczy, możesz używać prawie każdej różdżki, tak długo, o ile nie jest
przeklęta albo chroniona czy coś, ale jeśli nie masz z nią dobrego połączenia,
nie będziesz miał dobrych rezultatów. – Ron westchnął. – Myślę, że będę się
musiał po prostu bardzo starać z różdżką prababci Millie. Chyba była trochę
cieplejsza, gdy ją dotknąłem.
- Naprawdę mi przykro – powtórzył Harry z poczuciem winy.
- Ej, kumplu, to nie była twoja wina. Tylko tego głupiego
trolla, prawda?
Harry obejrzał się na profesora Snape’a.
- Po części to
jest moja wina – przyznał. – Nie mówienie o tym nikomu było naprawdę głupim
pomysłem i przepraszam, że poprosiłem cię, byś kłamał.
Ron wzruszył ramionami.
- Nie pierwszy raz mam kłopoty i nadal wolę oberwać od
twojego profesora niż Percy’ego czy McGonagall. – Nachylił się bliżej i
wyszeptał – Myślisz, że będzie chciał dać mi klapsa, nawet jeśli już i tak boli
mnie tyłek?
Harry przygryzł wargę.
- Nie sądzę.
Znaczy, zawsze mówi, że nie bije po ty, by naprawdę zranić, ale jeśli uderzy
cię w zranienie, to będzie bardzo boleć, prawda?
- Tak! – powiedział Ron emocjonalnie. – Bardzo. Nie żeby Percy’ego to
obchodziło… No, może i by obchodziło, ale sądzę, że i tak by mnie uderzył.
Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Tak, nie możesz więcej powiedzieć, że nie obchodzisz
Percy’ego. Nie po Bitwie.
Ron odpowiedział równie szerokim uśmiechem.
- Tak, choć bliźniacy twierdzą, że może zrobił to
przedstawienie tylko po to, by zaimponować Jones.
Harry uniósł brwi.
- Tak powiedzieli?
- Tak, ale nie głośno. Dość mocno boją się Jones.
- Wszyscy się jej boją – zauważył Harry.
- Nawet Percy! – Chłopcy parsknęli śmiechem.
- Cieszę się, widząc, że przyjmujecie swoją hańbę tak
lekko – zimny ton profesora Snape’a powstrzymał ich rozbawienie. – Jesteśmy –
ciągnął, otwierając portret zasłaniający jego kwatery. – Macie się umyć i
przebrać w piżamy. Panie Weasley, jako gość, może pan pierwszy wziąć prysznic.
- Tak jest – Ron zwiał prosto do łazienki.
Snape spojrzał wściekle na Harry’ego, który zawiesił
głowę i bawił się rąbkiem rękawa.
- Jadłeś obiad?
- Eee… Ron miał mi przynieść kanapkę. Z sałatą! – dodał
szybko.
- Hmf. – Prychnął Snape. – Idź do kuchni. Zamówię coś.
- Tak jest – Harry pospiesznie zrobił, co mu powiedziano,
a jego serce pełne było szczęścia. Nawet gdy Snape był nim kompletnie
rozczarowany, nadal dbał o niego na tyle, by martwić się, czy Harry jadł. Harry
wiedział, że będzie solidnie ukarany – w sekundzie, gdy zobaczył spanikowaną
twarz Snape’a na korytarzu, wiedział, że dostanie za swoje, - ale naprawdę się
tym nie przejmował. Dostrzegł, że bura raniła mocniej niż klapsy i podejrzewał,
że tym razem profesor Snape nie będzie usatysfakcjonowany przepisywaniem
linijek jako kary, ale to dobrze, bo teraz wiedział, że profesor nadal się o
niego troszczył.
Harry skończył myć ręce w zlewie i odwrócił się,
dostrzegając profesora tonącego w fotelu, a talerz już leżał na stole z angielską
zapiekanką* i brokułami, wraz z wielką szklanką soku dyniowego.
- Siadaj i jedz – warknął Snape.
Ten okropny bachor będzie przyczyną jego końca. Snape był
zupełnie pewny, że rozerwał kilka naczyń krwionośnych podczas swojego
wypełnionego przerażeniem biegu przez zamek. Jak, do licha, miał przeżyć
dorastanie Pottera? Bachor już próbował zabić się na miotle i stawić czoła
dorosłemu trollowi. W takim tempie wyzwie Voldemorta jeszcze przed świętami!
Zastanawiał się, czy mógłby podać małej poczwarze eliksir uspokajający bez
informowania go o tym. Nigdy nie pozwól im zobaczyć twojego strachu – czy to
nie była jedna z zasad rodzicielstwa? A może odnosiła się do wściekłych psów,
nie dzieci? Czy to jakaś różnica?
Drogi Miesięczniku
Czarodziejskiego Rodzica, jestem opiekunem pokrzywdzonego i zaniedbanego
dziecka, któremu, tak się składa, przepowiedziano również, że będzie walczył z
najpotężniejszym czarnoksiężnikiem naszych czasów. Kiedy zauważę, że wspomniane
dziecko angażuje się w działania potencjalnie zagrażające jego życiu, czy
powinienem a) dać mu klapsa w tyłek i powiedzieć, by nie robił tego ponownie,
b) dać mu klapsa w tyłek i powiedzieć mu, żeby nie robił tego ponownie, póki
stoi przed wyżej wymienionym czarnoksiężnikiem, czy c) powiedzieć mu, by żył na
całego, bo i tak jest stracony?
Snape westchnął. Nie odmawiaj żywności. Nie stosuj bolesnych
kar cielesnych. Nie rób obowiązku sprzątania. Nie więź go pokoju. Co, do licha,
miał robić, by ukarać bachora za tak szalony akt głupoty? A Weasleya? W imię
Merlina, dlaczego to on miał ukarać najmłodszego chłopaka Weasleyów? Nigdy się
na to nie zgodził, nie ważne, co mogą myśleć Minerva i Molly. Ponuro
zdecydował, że miał szczęście, że Granger zraniła się w nadgarstek i musiała
być zabrana do ambulatorium albo mógłby znajdować się tu też z nią, a nie
zamierzał zaczynać bić uczennic. O nie – w tym leżała wściekłość, albo
przynajmniej złość ojców i ministralnych śledztw.
Zdał sobie sprawę z czyjejś obecności na swoim łokciu.
Stał tam bachor Pottera, patrząc na niego uroczyście.
- Co? – zapytał gderliwie.
- Naprawdę mi przykro, że pana przestraszyłem – szepnął
Harry. – Poróbowałem po prostu zabrać nas z powrotem do Wieży.
- Nie chodzi mi o pana cel, ale sposób jego wykonania,
który spowodował problem, panie Potter – powiedział Snape surowo. – W
niebezpiecznych sytuacjach trzeba koniecznie unikać działań poddanych paniką.
Dziś wieczorem miałeś mnóstwo czasu na planowanie, a jednak go nie
wykorzystałeś. To było bardzo głupie, a ja nie zamierzam akceptować głupich
zachowań od tak bystrego dziecka. To pokazuje intelektualne lenistwo, którego
nie będę tolerować – dokończył ostro.
Harry zamrugał. „Bystrego dziecka”? Jego?
- Twoje mądre wykorzystanie Wingardium Leviosa pokazuje,
że potrafisz myśleć do przodu i używać swojej magii w ofensywny sposób, ale czy
przemyślenie tego, zamiast improwizowanie na bieżąco, mógłbyś być w stanie
wysłać samego trolla na schody, po czym w międzyczasie odnieść sukces w
ucieczce. I co dokładnie zamierzałeś użyć, by zatrzymać trolla, gdy próbowałeś
odesłać swoich przyjaciół? Swoją błyskotliwą osobowość? – zapytał Snape.
Harry zdołał stłumić chichot. „Błyskotliwą osobowość”?
Jego profesor był okropnie śmieszny. Harry już teraz mógł to zobaczyć – jak
próbować zaangażować trolla w rozmowę. „Jaka jest twoja ulubiona drużyna
Quidditcha?” „Urrr!” „Och, rozumiem. A myślisz, że mają jakieś szanse w tym
sezonie?” „Urr, urr, urr!”
Harry, podniesiony na duchu przez mentalny obraz,
westchnął uszczęśliwiony. Profesor zawsze potrafił sprawić, że poczuł się
lepiej, nawet jeśli na to nie zasługiwał. I Harry był tego całkowicie pewny,
mimo że to brzmiało jak bura. I
wylewitowanie piki było mądre? Harry nie wierzył jak, nawet jeśli profesor
zaznaczył, że kilka rzeczy zrobił źle, nadal nie nazwał fo „głupim” albo
„dziwakiem”. A biorąc pod uwagę to, jak Harry bardzo go przestraszył, nie
byłoby nierozsądne, gdyby był naprawdę przykry.
- Naprawdę przepraszam, profesorze. Nie zrobię tak znowu.
Naprawdę. – Położył dłoń na ręce mężczyzny, próbując mu przekazać, jak wiele
znaczy dla niego dobroć nauczyciela.
Snape prychnął cicho. Próbujesz się podlizać przed karą?
Naprawdę powinieneś być przydzielonym do Slytherinu.
- Jesteś niemożliwym, nieznośnym bachorem, najwyraźniej
umieszczony na tej ziemi, by mnie dręczyć – odparł lodowato. – Jedz teraz swoje
jedzenie, zanim stanie się zimne.
Harry skinął posłusznie, po czym – ignorując zupełnie
dobre krzesła otaczające stół, - miał czelność wspiąć się na kolana mężczyzny,
by zjeść obiad.
Snape sapnął ze zdumienia i wściekłości. Jak mały potwór
śmiał oczekiwać, że może siedzieć w taki sposób na jego kolanach? Jakby nic złego
się nie stało! Jakby Snape nie zamierzał go ukarać tylko parę minut temu! Jakby
wszystko było dobrze!
Warknął i już miał przenieść diabła na inne krzesło, gdy
Harry spojrzał na niego przez ramię i uśmiechnął do niego nieśmiało. Jak
zwykle, spojrzenie tych zielonych oczu przyszpiliło jego duszę i Snape
dostrzegł, że delikatnie gładzi plecy chłopaka zamiast brutalnie przetrzepać mu
tyłek.
Harry westchnął z zadowoleniem – czy to była ulga? – uspokoił
się, wracając do jedzenia. Niemal skończył zanim wyszorowany Ron pojawił się w
progu, ubrany w zestaw piżam Harry’ego. Na szczęście, zaklęcie dopasowujące
działało, tak że pasowały bez problemu na większego chłopca.
Ron wyszczerzył się do profesora. Miał Harry’ego na
kolanach i z roztargnieniem klepał chłopaka po ramieniu, podczas gdy Harry
kończył resztę zapiekanki.
- Prysznic jest twój, Harry – powiedział Ron.
Harry chciał zeskoczyć, ale ręka na ramieniu powstrzymała
go.
- Skończ brokuły, młody człowieku – powiedział surowo
Snape.
Harry przewrócił oczami, ale wypchał swoje usta kilkoma
różyczkami, po czym, wyglądając jak chomik z wypchanymi policzkami, pobiegł do
łazienki.
Snape wstał i spojrzał wściekle na rudowłosą zmorę.
- Idź do salonu i poczekaj na mnie, panie Weasley.
Ron przełknął, ale posłuchał. Chwilę później Snape
ponownie się pojawił.
- Zdejmij spodnie od piżamy i przechyl się przez kanapę.
Oczy Rona rozszerzyły się do rozmiarów talerzy do zupy.
- Ale profesorze – jęknął z przerażeniem, - myślałem, że
nie uderzy mnie pan na gołą skórę!
Snape zatrzymał się i skrzywił.
- Nie zamierzałem „uderzyć” cię, śmieszny dzieciaku.
Nałożę trochę maści na rozcięcie tak, żeby mogło się zaleczyć.
Usta Rona utworzyły idealne „O” z zaskoczenia.
- N-naprawdę?
Wściekłe spojrzenie Snape’a zintensywniało.
- Przypuszczam, że nie powinienem po to, byś mógł sobie
przypominać, jak głupim pomysłem było noszenie różdżki w tylnej kieszeni
spodni, ale twoja żona może kiedyś zaczepić mnie i chcieć wiedzieć, dlaczego
pozwoliłem twojej młodzieńczej głupocie zostawić trwałe blizny ma twoim tyłku,
a ponieważ nie mam ochoty kłócić się z przyszłą panią Weasley, tak, zamierzam
uleczyć twój pośladek. A teraz zegnij się!
Ron przechylił się przez ramię kanapy, zanim rozbrzmiała
ostatnia sylaba głosu Snape’a. Czuł, że chłodne palce profesora smarują
ostrożnie rozcięcie maścią, po czym usłyszał, jak Snape cicho intonuje zaklęcie
uzdrawiające. Chwilę później ból minął.
Snape odwrócił się, odkładając słoik z maścią do schowka
z zaopatrzeniem i dając Ronowi prywatność do podciągnięcia piżamy na tyłek. Ron
potarł pośladek, zadowolony, że wrócił do normy.
- A teraz, panie Weasley – powiedział Snape surowo, wracając
do pokoju. – Rozumiem, że dzisiejsza głupota doprowadziła do całkowitego
zniszczenia swojej różdżki. Prawda?
Ron skinął głową, zawstydzony.
- I ta sytuacja będzie obciążała finansowo twoją rodzinę
albo wymagała od ciebie używania różdżki krewnego, z którą masz małe
powinowactwo?
Ron przytaknął ponownie.
- Oczywiście nic z tego nie jest zadowalającym
rozwiązaniem, panie Weasley. Żadna siła nie weźmie odpowiedzialności za twoje
czyny.
Ron zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem.
- Oczekiwanie, że to rodzice wszystko naprawią jest dobre
dla małych dzieci, panie Weasley, ale szybko zbliżasz się do wieku, w którym
przynajmniej powinieneś próbować naprawić swoje błędy. – Ron zamrugał nie
rozumiejąc. – Napraw to, co zniszczyłeś.
- Ale proszę pana, różdżka jest zbyt zniszczona, by ją
naprawić.
Snape westchnął ponownie. Dlaczego musiałem utknąć z Gryfonami?
- Mówię w przenośni, panie Weasley. Musisz wymyślić
rozwiązanie na nabycie nowej różdżki.
- Eee… No, mam kilka galeonów na moim koncie w banku –
zaproponował Ron niepewnie.
Snape przytaknął.
- To jakiś początek. Jestem przekonany, że rodzice dają
ci zaliczkę na święta albo jako urodzinowy prezent, ponieważ zakładam, że
wolisz mieć odpowiednią różdżkę niż cokolwiek innego?
Ron spojrzał na niego tęsknie.
- Miałem nadzieję na nową miotłę – przyznał, ale gdy
Snape skrzywił się, dodał pospiesznie, - ale i tak pewnie bym nie dostał. Są
okropnie drogie, a moja stara dobrze lata. Poza tym, bez różdżki, nie mogę
zrobić nic.
- Dokładnie. I podejrzewam, że byłeś w Hogwarcie na tyle
długo, by wiedzieć, jak ważne jest dla nauki używanie swojej magii w efektywny
sposób – zwłaszcza, jeśli masz zamiar nadal być blisko pana Pottera. – Snape
westchnął. – Wydaje się przyciągać kłopoty.
Ron uśmiechnął się szeroko.
- To naprawdę nie jego wina.
Snape posłał mu staroświeckie spojrzenie.
- To nigdy nie jest jego wina, prawda? Ale jak
powiedziałem, panie Weasley, jest konieczne, byś jak najszybciej zdobył
odpowiednią różdżkę. W tym celu, jutro wezmę cię do Ollivandera i nabędziemy
należytą różdżkę. – Zignorował świecące radością spojrzenie Rona. – Oczywiście
oddasz mi całość, panie Weasley, i oczekuję, że spędzisz jeden wieczór w
tygodniu w moim laboratorium, przygotowując składniki eliksirów, aż spłacisz
dług. Ponadto, przez pierwsze dwa miesiące, twoi partnerzy w zbrodni odpracują
swoje w laboratorium, pomagając ci spłacić swój dług.
- Naprawdę, profesorze? – spytał Ron trzęsącym się
głosem. – Mogę mieć nową różdżkę? Od Ollivandera? Naprawdę?
- Nie, panie Weasley, mam zwyczaj rzucania przesadnych obietnic
losowym studentom, po czym zapominania o nich. Próbuje mnie pan obrazić?
Po raz kolejny uczeń przytulił go. Snape był całkiem
zadowolony z siebie, że nie wyjął tym razem różdżki. Zamiast tego kilka razy
poklepał szlochającego chłopaka po plecach.
- Tak, tak. Już dobrze,
Weasley. Naprawdę, robić takie zamieszanie wokół małej różdżki. Już wystarczy.
Powiedziałem, wystarczy.
Ron pociągnął na
nosie i otarł rękawem oczy. Snape chwycił jego rękę zanim zdążył zrobić to samo
z nosem.
- W górnej szufladzie Pottera są chusteczki, źle
wychowany dzieciaku. Użyj jednej z nich i proponuję trzymać ją pod ręką, jako
że nie doszliśmy do twojej kary za działania dzisiejszego wieczoru.
Ron przełknął i przytaknął, biegnąc do sypialni
Harry’ego.
Hmf, irytujące
dzieci – zawsze wycierają coś obrzydliwego swoimi szatami, skrzywił się
Snape. I nadal nie wiem, jak ukarać te
małe łajdaki!
Ron pobiegł do pokoju Harry’ego i znalazł chusteczki.
Wydmuchał głośno nos i upchnął ją w poduszkę, po czym schował na potem drugą w
łóżku Harry’ego. Nie był pewny, jak mocno Snape bije, ale zrozumiał, że ostry
język mężczyzny sam w sobie wystarczy, by zaczęli krzyczeć. Wystarczająco wiele
razy widział Mistrza Eliksirów w akcji w klasie, by wiedzieć, że gdy chce,
profesor Snape potrafił sprawić, że wolałeś dostać tłuczkiem w głowę niż musieć
znosić kolejną minutę kazania. I oczywiście, legendy, które jego starsi bracia
przynosili do domu z ich zajęć
eliksirów (nie wspominając o szlabanach) wystarczały, by sprawić, że poczuł się
słabo z lęku przed następnymi kilkoma minutami.
Harry wyszedł spod prysznica i posłał mu ostre
spojrzenie.
- O co chodzi? Płakałeś?
Ron zarumienił się.
- Tak jakby.
Harry wyglądał na zaniepokojonego.
- Co zrobił?
- No, najpierw uleczył mój tyłek, co było dość żenujące –
przyznał Ron, - ale potem powiedział, że da mi nową różdżkę. Taką tylko moją –
od Ollivandera! Oddam mu pieniądze,
ale on da mi ją jutro, nawet jeśli nie będę w stanie oddać mu całych pieniędzy
przez parę miesięcy! Och – Ron nagle wyglądał na winnego. – I, eee, no, muszę
pomóc mu raz w tygodniu w przygotowywaniu składników, by spłacić dług i, um, ty
i Hermiona musicie pomagać przez pierwsze dwa miesiące na moje konto, bo
byliście zaangażowani w uszkodzeniu mojej różdżki. – Spojrzał przepraszająco. –
To naprawdę nie był mój pomysł.
Harry uśmiechnął się szeroko i pchnął go w ramię.
- Oczywiście ja i Hermiona ci pomożemy. Myślę, że to
wspaniale, że pomoże ci dostać nową różdżkę.
Ron podskoczył na wolnym łóżku.
- Ja też! Tylko poczekaj, aż zobaczysz, co będę mógł
robić różdżką, która mnie wybierze.
- Co to? – Harry podniósł chusteczkę ze swojej poduszki.
- Och, eee, twój tata – uh, profesor, - powiedział, że
lepiej jeśli będziemy je mieli, gdy przyjdzie nas ukarać.
- Och – powiedział Harry cicho.
- Eee, nie chce użyć szczotki do włosów, czy czegoś
takiego, prawda? – zapytał Ron nerwowo. – Nie żebym nie zasługiwał na to i
nadal uważam, że jest genialny, bo zabiera mnie jutro po różdżkę i w ogóle,
ale, eee, tak się tylko zastanawiam.
Harry pokręcił uspokajająco głową.
- Użyje tylko ręki. I możesz zatrzymać swoje ubrania. No,
w każdym razie na teraz – wyszczerzył się.
- Ha, ha – odparł Ron.
Wtedy usłyszeli kroki profesora w drzwiach i nagle nic
nie wydawało się zabawne. Oboje skulili się na łóżkach i czekali na burzę,
która rozpęta się nad nimi.
- A więc. – Snape wszedł do pokoju i zlustrował dwóch
drżących niegodziwców. Och tak, teraz
macie te oczka szczeniaczka i przepraszacie – małe zepsute bachory. – Nie
tylko zdecydowaliście się łamać zasady, ale też w najlepszy sposób zmówiliście
się, by uniknąć wykrycia i ukarania, skutkiem czego stanęliście przed wielkim
niebezpieczeństwem.
- Ale nie wiedzieliśmy,
że pojawi się troll – zauważył Harry bez przekonania.
- Ale mógł się pojawić inny nagły przypadek, młody
człowieku! I to dlatego wasze miejsce pobytu musi być przez cały czas znane.
Zasady są nie bez powodu – by chronić waszą nędzną skórę! – odparł Snape ze
złością. – Naraziłeś siebie i pannę Granger na niebezpieczeństwo bez powodu,
głupi, głupi dzieciaku.
Harry pokręcił się na miejscu.
- I pan, panie Weasley. Miałeś czelność kłamać mi w
twarz! Co powiedzieliby na to twoi
rodzice?
Ron zbladł.
- Przykro mi, proszę pana!
- Och, jestem pewny, że obu wam jest bardzo przykro,
teraz, gdy zostaliście złapani! – powiedział Snape pogardliwie. – Wasze
zachowanie było skandaliczne! Wymykanie się, kłamanie, łamanie wszelkich reguł
– takie cechy osobowości chcecie rozwijać? Niewiarygodność? Podstępność?
Wiecie, jak trudno jest odzyskać zaufanie kogoś, gdy się je straci? – W tym
momencie z oczu obu chłopców pociekły łzy. – Ufałem wam, a wy celowo okłamaliście mnie.
- Przepraszam – zapłakał Harry. – Nie starałem się
stracić pana zaufania.
- Ja też przepraszam – wykrztusił Ron.
- Nie potrafię wyrazić tego, jak głęboko mnie
rozczarowaliście – kontynuował Snape surowo. – Pokazaliście swojej Opiekunce
Dumu i dyrektorowi, a także mi, że nie można wam zaufać jeśli chodzi o
przestrzeganie reguł. Dowiedliście, że nie jesteście godni szacunku, który
utrzymywaliśmy. – Teraz oboje już otwarcie szlochali.
- Czeka was długa i trudna droga z powrotem do punktu
wyjścia – pouczał. – Jestem pewny, że nigdy nie zapomnicie, jak kruche i wątłe
może być zaufanie. – Przerwał i spojrzał na dwie oblane łzami kupki
nieszczęścia. – Bardzo mnie kusi, by poprosić prefektów by przez najbliższe dwa
tygodnie odprowadzali was na i z wszystkich zajęć oraz posiłki, ponieważ
pokazaliście, że nie można wam zaufać w kwestii chodzenia gdziekolwiek na
własną rękę.
Ron jęknął ze strachu. Och, Percy byłby nie do
zniesienia! A bliźniacy nigdy by nie dali mu o tym zapomnieć.
Harry skulił w nieszczęściu ramiona. To wszystko jego
wina. Razem z Ronem zostaną poniżeni na oczach całej szkoły i to on wplątał najlepszego kumpla w ten
bałagan.
- A co do twoich, przerażających, gryfońskich tendencji
do narażania karku, masz pomysł, jakie mieliście dzisiaj szczęście? Trzej
pierwszoroczni przeciwko dorosłemu górskiemu trollowi? – Snape usłyszał, że
jego głos stał się piskliwy z przerażenia i zmusił się, by go opanować.-
Najwyraźniej miałeś dzisiaj szczęście samego Merlina, ale jest niezwykle mało
prawdopodobne, że kiedykolwiek znowu będziesz miał takie szczęście i zamierzam
pokazać ci, jak głupie było takie branie swojego życia we własne ręce! –
Skrzywił się, patrząc na Harry’ego. – Co ja ci mówiłem na temat myślenia przed
działaniem, panie Potter?
- Ż-że to bardzo ważne – Harry pociągnął nieszczęśliwie
na nosie, po czym zatrąbił w chusteczkę.
- A zrobiłeś to dzisiaj?
- Nie, proszę pana – przyznał, zwieszając głowę jeszcze
niżej.
- Czy ty myślisz, że mówię te rzeczy, by się podbudować
albo dla zabawy, lekkomyślny, bezmyślny dzieciaku? Nauczę cię słuchać!
- Tak, proszę pana.
- A co do pana, panie Weasley, tylko dlatego, że pochodzi
pan z dużej rodziny nie oznacza, że ty i twoje rodzeństwo jesteście jednakowi w
oczach rodziców. Gdyby coś się z panem stało, byliby zniszczeni! – Snape
wyłapał wyraz nagiej tęsknoty na twarzy Harry’ego. – I tak samo by rozpaczali,
gdyby coś stało się panu, panie Potter – dodał, chcąc usunąć ten ból z twarzy
dzieciaka. Co ciekawe, Potter nie wydawał się całkowicie zdopingowany przez ten
komplement i nadal patrzył na Snape’a na wpół przestraszony, na wpół
oczekujący.
Och, nie. Nie, nie,
nie. Jak mogłeś wpaść w taką sytuację? Snape zacisnął zęby i powiedział to,
co musiał powiedzieć.
- I oczywiście ja byłbym również bardzo… niezadowolony –
udało mu się w końcu wykrztusić.
Harry rozpromienił się.
- A teraz, za głupią impulsywność, nie wspominając już o
rażącym nieposłuszeństwie, kłamaniu i nieprzestrzeganiu instrukcji, zostaniecie
ukarani – oznajmił nieludzko. Harry stracił uśmiech, a piegi Rona stały się
bardziej dostrzegalne na jego poszarzałej twarzy. – Ponieważ oczywistym jest,
że nie można wam ufać w kwestii działań bez nadzoru, przez jeden tydzień
będziecie ograniczani. To znaczy, że gdy nie będziecie na zajęciach, posiłkach
lub gdzie indziej, gdzie każą wam członkowie kadry, pozostaniecie w dormitorium
albo Pokoju Wspólnym. Jeśli znajdziecie się poza tymi obszarami, nie tylko
wyznaczę wam prefektów do eskorty, ale również przekażę was dyrektorowi, by was
ukarał – zagroził Snape strasznym tonem. Chłopcy wyglądali, jakby mięli
zemdleć, a Snape miał nadzieję, że nigdy nie dowiedzą się, że kara w stylu
Dumbledore’a to przyjemna pogawędka i mnóstwo cytrynowych dropsów.
- Ponadto, wykorzystacie czas na napisanie eseju na trzy
stopy na temat, co powinniście zrobić, gdy dowiecie się, że jesteście zamknięci
w bibliotece, gdy troll chodzi luzem po zamku. Mam nadzieję, że zwrócicie
szczególną uwagę na błędy, które popełniliście, a także zaznaczycie lepsze
wybory przy każdej decyzji. Rozumiecie?
- Tak, proszę pana – odpowiedzieli chórem chłopcy.
- By się upewnić, że znajdziecie czas na zwężenie
przenikliwych nieprzyjemności, pan, panie Potter, będzie miał zakaz latania
przez ten czas, podczas gdy pan, panie Weasley, powstrzyma się od jedzenia
wszystkich słodkich smakołyków i deserów. – Oboje chłopcy patrzyli na niego z
oczami szeroko otwartymi z udręczenia.
- Przez tydzień?
– pisnął Ron tonem, który jasno pokazywał, jak jest to przerażający sposób
traktowania. – Ale moja mama nigdy nie zabraniała mi budyniu na dłużej niż noc!
Snape uśmiechnął się do niego złośliwie.
- Więc może następnym razem postarasz się, by to matka
cię ukarała.
- W ogóle żadnego latania? – przełknął Harry.
- Żadnego. Jutro rano oddasz mi swoją miotłę. – Snape
zmusił swój głos, by pozostał surowy, nawet gdy przygnębiony wyraz twarzy
chłopca wywołał dziwny ból w klatce piersiowej. – Jeśli nie mogę ci zaufać na
temat tego, gdzie pójdziesz, stojąc obiema nogami na ziemi, jak możesz
oczekiwać, że powierzę ci miotłę?
Harry pociągnął trochę mocniej nosem.
- Przepraszam – powiedział głosem gęstym od wyrzutów
sumienia.
- Hmf – prychnął Snape. – Jestem pewny, że macie świadomość
tego, że zarobiliście lanie. Połóżcie się i odwróćcie na brzuchy.
Harry i Ron wymienili nieszczęśliwe spojrzenia i
posłuchał. Snape podszedł najpierw do rudzielca, który ze wszystkich sił
ściskał poduszkę. Położył rękę na pośladku chłopca, czując, że mały nikczemnik
zadrżał z niepokoju.
- Nie będziesz nieposłuszny i nie będziesz kłamał
profesorom – zaintonował surowo, po czym opuścił drugą rękę w ostrym klapsie po
całej szerokości wypiętego tyłka.
Ron pisnął i mocniej złapał poduszkę.
- Nie będziesz narażał się na niebezpieczeństwo. –
Wylądował drugi klaps, a Ron przełknął drżąco.
- Taksir.
- Właź pod okrycie i idź spać – nakazał Snape szorstko.
Ron szybko spełnił rozkaz,, a Snape szorstko otulił go kołdrą. – Dobranoc –
warknął.
- Dobranoc, proszę pana – Ron odważył się odpowiedzieć
nieśmiało, a ręka Snape’a – zdradziecka kończyna! – poklepała go raczej
niezgrabnie po głowie. Snape zignorował pełne ulgi westchnięcie chłopca i
odwrócił się groźnie do Harry’ego.
Jasne, zielone oczy obserwowały każdy jego ruch z
chłopakiem Weasleyów niczym oczy jastrzębia, ale gdy Snape podszedł do łóżka,
Harry spuścił wzrok.
- Przepraszam – powiedział tak cicho, że Mistrz Eliksirów
niemal to przegapił. – Nie chciałem pan zmartwić albo zawieść albo stracić pana
zachowania. Ja tylko… - pociągnął nosem, - wszystko schrzaniłem.
Snape prychnął z irytacją i usiadł na łóżku obok
zrozpaczonego chłopca.
- Zrobiłeś błąd – szepnął, ale jego ton był mocny, a nie
potępiający. – Zrobisz ich dużo więcej w dzieciństwie, choć mam nadzieję, że
żaden nie będzie zawierał trolla. Jednakże twoim obowiązkiem nie jest unikanie
błędów, ale raczej uczenie się na tych popełnionych. W szczególności mam
nadzieję, że teraz zapamiętasz, by najpierw
myśleć, a potem działać.
Harry skinął głową, ale jego zielone oczy nadal były
ciemne od bólu.
- Będzie pan w stanie kiedykolwiek znowu mi zaufać? –
wyszeptał. – Nie chcę, by mnie pan nienawidził.
Melodramatyczny bachor!
- Idiota. Nie nienawidzę cię. Jesteś niemożliwym,
nieposłusznym, bezmyślnym dzieciakiem, ale biorąc pod uwagę to, jak zachowują
się inne dzieci, uważam, że jesteś mniej przykry niż inni. – Harry zamrugał,
przetwarzając to, co zostało powiedziane, po czym cała jego twarz pojaśniała,
gdy to zrozumiał.
- Naprawdę? Lubi mnie pan? Nadal?
- Czyż tego nie powiedziałem? – zapytał Snape gniewnie. –
Głupie dziecko. Nauczysz się mnie słuchać. A teraz przestań mówić.
Harry schował twarz w poduszkę, by ukryć uśmiech. Poczuł,
że profesor unosi i kładzie mocno jedną rękę na jego tyłku, po czym – pac! – pierwszy klaps zaszczypał go w
tyłek. Harry podniósł głowę i spojrzał na profesora z zaskoczeniem. To bolało!
Och, to było nic w porównaniu z tym, co rozdzielali mu
krewni, ale to był poważny klaps – znacznie mocniejszy niż to powierzchowne
pacnięcie, które otrzymał u Weasleyów, - i spowodował zdecydowane ukłucie i
pieczenie w pośladkach.
- Nie będziesz ponownie nadstawiał karku! – szepnął
zaciekle Snape i dał mu kolejnego klapsa, nawet mocniejszego niż pierwszy.
Harry skrzywił się i poruszył niespokojnie.
- Aua! – poskarżył się, a tym razem w jego głosie nie
było sztuczności. Wydął wargi w kierunku Snape’a, wykręcając rękę do tyłu i
pocierając piekące miejsce.
- Jeśli nie chcesz mieć kary, to nie łam zasad – odparł
Snape bez współczucia. – Idź spać. – Pomógł Harry’emu okryć się kołdrą, po czym
poklepał go na dobranoc po tyłku.
Harry zamrugał, układając się pod kołdrą. Dlaczego
profesor Snape miałby klepać go tam? Jego pośladek nadal piekł od klapsów, a
kłujący ogień miał służyć wzmocnieniu kary – co było, jak zgadł, ścisłą
intencją profesora. Westchnął. Wiedział, że zasłużył na karę – w tym bicie, - i
bardzo mu ulżyło, gdy dowiedział się, że profesor Snape go nie nienawidził.
Pragnął tylko, gdy profesor nie wybrał tej nocy, by przezwyciężyć swoją awersję
do dawania czegoś więcej niż pozornych klapsów. Nie chciał, by Ron zdecydował,
że jego opiekun mimo wszystko nie był miły.
Snape uśmiechnął się złośliwie na widok ponurych twarzy
chłopców.
- Pamiętajcie, co powiedziałem – napomniał i zgasił
światło zaklęciem, wychodząc.
Nastąpiła minuta czy dwie ciszy, po czym:
- Wszystko okej, Harry? – wyszeptał Ron.
- Tak. Choć tyłek nadal mnie piecze.
- Mnie też. Kurcze, on bierze to całe bezpieczeństwo na
poważnie, co nie?
Harry westchnął.
- Tak. Nie bije tak mocno za inne rzeczy.
Ron potarł niepewnie tyłek, po czym skrzywił się.
- Nie było tak źle. Znaczy, drewnianą łyżką boli
bardziej.
Harry westchnął.
- Albo szczotką do włosów.
Ron zakrztusił się.
- Myślałem, że powiedziałeś, że nie użył na tobie
szczotki!
- On tego nie zrobił – powiedział Harry prędko, nie
chcąc, by Ron miał złe pojęcie o jego profesorze. – Ale moi krewni tak. Wiele
razy. I paskiem też.
Nastąpił moment ciszy.
- To dlatego jesteś teraz ze Snapem? Ponieważ twoi krewni
cię krzywdzili?
Harry westchnął.
- Tak. Nie chcę, by ktoś wiedział… no, poza tobą i
Hermioną… ale byli naprawdę straszni. Nie sądzę, że było tak źle, ale kiedy tu
przyszedłem i profesor Snape się o tym dowiedział, stał się jakby szalony.
Powiedział, że byli okropni i nie powinienem być tak traktowany.
- Czy to dlatego kazał ci pisać te linijki o tym, jak
głupi byli i jak nie powinieneś ich słuchać?
Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy pomyślał o
tych 500 linijkach. Nawet usta profesora Snape’a uniosły się w górę, kiedy
Harry podał mu pergamin i przejrzał zawartość.
- Tak. Czasem nadal robię ten błąd, a potem on jest
gderliwy i opiekuńczy. – Przerwał. – Jest naprawdę bardzo genialny – przyznał,
pocierając nadal piekący tyłek.
- Myślę, że to dlatego staje się na ciebie tak zły, gdy
robisz coś głupiego lub narażasz się na niebezpieczeństwo. Gdy to robisz,
myśli, że nadal słuchasz się swoich krewnych.
Harry skinął głową z namysłem. Nigdy wcześniej nie
rozważał tego w ten sposób.
- Nic dziwnego, że robi się wtedy taki wściekły. Mówił
mi, żebym nie słuchał tego, co mówili moi krewni już jakieś milion razy.
Nastąpiła kolejna chwila ciszy, przerwana przez:
- Nadal cię boli? – zapytał Ron.
- W sumie nie – przyznał Harry. – A ciebie?
- Nie. Choć jestem po prostu taki zadowolony, że nie
musimy siedzieć teraz na zajęciach.
- Ja też.
- A wiesz… to był naprawdę duży troll, prawda?
Harry wyszczerzył się.
- Tak! I ten pomysł z piką? To było świet…
- Idźcie. Spać.
Srogi głos od strony wyjścia wstrzymał dalsze rozmowy, gdy z
identycznymi jękami, chłopcy schowali się pod swoje kołdry.
CDN…
*czyli shepherd's pie – jest to potrawa z mięsa mielonego
i ziemniaków
Droga Ingrid, dziękuję za wytknięcie błędów (tak, czytam komentarze i bardzo mnie cieszą, szczególnie te z konstruktywną krytyką). Mam jednak nadzieję, że stwierdzenie, że tłumaczenie jest w niektórych miejscach rodem z translatora, odnosi się do jednych z pierwszych rozdziałów i że teraz jest nieco lepiej. Niekiedy sama już nie wiem (szczególnie po godzinie siedzenia nad tekstem), co jest po polsku, a co nie. Jednak staram się, żeby brzmiało to jak najlepiej (nadal nie mam bety do tego opowiadania :( Niektórzy nie lubią Seva).
Drodzy czytający NDH, czy tekst jest lepszy niż w np. rozdziale 10? Czy nie poprawiłam się ani trochę? Napiszcie, co uważacie :) ^^
Dziękuję za uwagę! Adieu!