- Wow! Ja… - zaczął Remus, przytłoczony radością.
Nigdy by nie przypuszczał, że wszyscy ludzie, których
kocha i o których dba, raz, w całym jego życiu, zorganizują mu baby shower. To
było niezręczne, ale jednocześnie całkiem normalne. Rzadko się zdarzało, by nie
potrafił znaleźć słów, ale nie wiedział, co powiedzieć tym wszystkim ludziom,
którzy troszczyli się o niego, mimo że był nękany przez wilkołactwo. Jego ciało
zareagowało za niego i jego oczy zwilgotniały, a łzy radości popłynęły po jego
policzkach.
Naprawdę czuł się jak żebrak.
- Na bluzkę Merlina! To lepsze, niż przypuszczałam! Nigdy
nie myślałam, że będziesz płakał. – Lily wydawała się rozważać sytuację przez
moment. – To kapitalne!
Wkrótce Alicja, McGonagall, Maggie, Roma i Sprout
otoczyły Lunatyka, z podnieceniem rozmawiając o dziecku i o tym, jak idzie
ciąża. Dumbledore i Flitwick szybko dołączyli do rozmowy, podczas gdy Hagrid,
wycierając oczy w swoją okropną żółtą chusteczkę w kropki, odciągnął Syriusza
od scenki i przytulił przyszłego ojca.
- Cholerne kobiety – zawołał Syriusz, czując się jakoś
niestosownie bez spodni.
- O tak! – zgodził się Peter. Potargał swoje brudne,
blond włosy lewą ręką, a prawą podrapał się po tłustym brzuchu.
- Lily w końcu przestanie się o to martwić. Próbowała
mnie zabić, bo podejrzewała, że to ja dzisiaj pękłem dwa balony. Posiadanie
dzieci jest z pewnością stresujące – dołączył się Rogacz, wyciągając z lodówki
Ognistą Whiskey.
- Tak! – potwierdził Peter.
- Alicja była naprawdę szczęśliwa mogąc kupić dla dziecka
kilka ubranek. Mam nadzieję, że będą pasować – dodał Frank, wyglądając na nieco
zaniepokojonego.
- Czy nie powinieneś siedzieć cicho, póki prezenty nie
zostaną otwarte, Franky? – James poklepał brązowowłosego Aurora po plecach i
podał mu butelkę Ognistej. Frank zarumienił się.
- Miałem na myśli opakowania, które kupiliśmy.
- Pójdę już, Black, Longbottom.
Szalonooki, którego magiczne, niebieskie oko ruszało się
z wielką prędkością w dziurze, nie był w swoim naturalnym otoczeniu. Dzieci i
tego rodzaju sprawy nie były dla niego. Był samotnym aurorem i pozostanie taki
aż do dnia śmierci – który wydawał się być codziennie. Wprawny auror był przez
jakiś czas odpowiedzialny za szkolenie Syriusza, Alicji i Franka. Byli jego
dzieciakami.
- Nie ma problemu, Szalonooki. Zobaczymy się w
poniedziałek.
- Dokładnie, proszę pana, Alicja i ja będziemy w
poniedziałek. Powiedziała, że przyniesie panu trochę haggis*. - W końcu udało
mu się otworzyć butelkę Ognistej, wypił łyk i skrzywił się. Oczywiście, Frank
Longbottom rzadko pijał alkohol.
Szalonooki pomachał do nich i dołączył do grona, które
uformowało się wokół Lily i Lunatyka. Potrząsnął rękę wilkołaka i odszedł.
W międzyczasie, Maggie, mama Petera, mówiła w
podnieceniu.
- … A potem, wiesz, jak to wyszło, wszystko wybuchło
płomieniami i… - To z pewnością była jedna z gorszących historii o młodym
Peterze.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, Łapo, ubrałbyś na siebie
jakieś spodnie. McGonagall i Lily patrzą na ciebie między historyjkami.
- Pewnie pożerają wzrokiem pewne moje części, Rogaś.
Oczywiste jest, że są pod wrażeniem mojej męskości. – Podrapał się po tyłku. –
Tak czy owak robi się zimno.
Po tym, jak wrócił z powrotem do salonu – ubrany w czarne
jeansy i koszulkę, - Hagrid dał Lunatykowi okropne ciasto. Było ogromne, niemal
okrągłe i pokryte niebieskim i różowym lukrem.
Coś również było narysowane lukrem. Nie był pewny, czy to dziecko, które
półolbrzym próbował zaprezentować, czy smok. Raczej to drugie.
- Jest czekoladowy. Sam żem go zrobił – wykrzyknął dumnie
Hagrid. – Starczy dla wszystkich. – Uśmiechnął się jak szaleniec.
Ciasta Hagrida były najgorszą rzeczą, którą można było zjeść – może oprócz naleśników Jamesa, -
w całym czarodziejskim świecie.
James i Peter spojrzeli na siebie, McGonagall i Lily
jednocześnie wykrzyknęły, że nie są głodne, a Flitwick w tym właśnie momencie
wyszedł do łazienki – i nie wrócił do końca imprezy.
Hagrid dał trochę ciasta Alicji, Maggie, Romie,
Dumbledore’owi i Lunatykowi.
Kiedy Alicja dostrzegła, że jej łyżka nawet nie mogła
przebić ciasta, zdecydowała, że też nie jest głodna. Maggie upuściła ciasto na
podłogę – podczas ekstremalnej próby przecięcia go nożem, Dumbledore zjadł
tylko lukier, a Lunatyk, który był zbyt dobry dla innych, wziął kęs tego
cholerstwa. Z pewnością jego wilkołacza zdolność do gryzienia była w tym
zadaniu wielką zaletą. Uśmiechnął się i powiedział Hagridowi, że to na pewno
najlepsze ciasto, jakie jadł w życiu.
Hagrid rumienił się przez resztę imprezy – nawet gdy
krzesło, na którym usiadł, załamało się pod jego ciężarem. Kupił też strasznego
pluszowego smoka dla dziecka – to cholerstwo miało szpiczaste zęby! Lunatyk
ponownie mu podziękował. Syriusz uniósł w jego kierunku kciuk, zastanawiając
się jednocześnie, gdzie jak najdalej położyć tą niebezpieczną rzecz.
Dumbledore dał Lunatykowi niesamowity ręcznie dziergany
fioletowy koc. Był wielki; miał prawdopodobnie trzydzieści stóp długości! Potem
grupka z podnieceniem rozmawiała o robieniu na drutach. Maggie miała wiele do
powiedzenia. Wyglądało to tak, jakby kobieta nie wychodziła z domu przez długi
czas.
To wtedy Glizdogon zdecydował, że Rogacz, Łapa, Frank i
on sam powinni spędzić czas w barze. Cała trójka zgodziła się na propozycję i
wszyscy udali się do małego baru, prowadzonego przez czarodzieja.
XxX
- Wow! Jestem szczęściarzem! To może być chłopiec albo
dziewczynka, a ja mam ciuchów aż dla czwórki dzieci!
- Wolisz chłopca czy dziewczynkę? – zapytała Maggie, a
McGonagall wywróciła oczami. Była zmęczona tą kobietą.
- Przepraszam, że przerywam, ale musze wrócić do Hogwartu
– wykrzyknęła nauczycielka transmutacji. Wstała z krzesła.
- Też to miałem powiedzieć, Minervo. Hagridzie, idziesz z
nami? – dodał Dumbledore, patrząc na wszystkich uprzejmie.
Hagrid, który teraz siedział na ziemi, pomachał wszystkim
i cała trójka opuściła pomieszczenie, z obietnicą, że zostaną powiadomieni, gdy
dziecko się urodzi.
Alicja, Maggie i Roma też poczuły, że najwyższy czas iść.
Roma poszła do domu z Maggie, bo obie kobiety bardzo się polubiły. Nie
zostałaby w mieszkaniu swojego syna, w obawie przed złośliwymi planami jego
chłopaka na pozbycie się jej.
Lily jako jedyna została. Cieszyła się, że wszystko tak
dobrze się skończyło. Pomogła przyjacielowi posprzątać i oboje kupili trochę
węgierskiego jedzenia na wynos, po czym oglądali Dumę i Uprzedzenie w
telewizji. O pierwszej w nocy, Lily wróciła do domu. Chłopcy nadal nie wrócili
z baru.
XxX
- Powinniśmy robić to częściej! – Peter cieszył się z
obecności przyjaciół. Brakowało mu ich podczas pracy z matką nad jej projektem
restauracji.
Była niemal północ i chłopcy zmierzali do domu.
- Zwykle braliśmy z nami Lunatyka. Kocham Lunatyka. Jest
moim małżonkiem. Chcę go poślubić. Chciałbym go w tym momencie przytulić.
Chciałbym…
- To było zabawne, Syriuszu – powiedział niewyraźnie
Frank.
- Nie mogę nawet zawiązać butów. A tak w ogóle dlaczego
buty mają sznurówki? – kontynuował James.
Oczywiście chłopcy byli kompletnie pijani. Frank, który
zwykle nie pił, wyglądał koszmarnie.
- Znaczy, jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi.
James przewrócił się, wciąż próbując zawiązać buty.
- Chyba złamałem okulary. Cholerne buty i ich sznurówki!
Nie możecie być nieformalne, bez sznurówek?
- Jesteście tacy zabawni!
- Tak bardzo go kocham; nawet już nie mogę tego znieść.
LUNI, GDZIE JESTEŚ, MOJA MIŁOŚCI?
Ktoś rzucił coś w głowę Syriusza, prawdopodobnie po to,
by się zamknął i przestał krzyczeć.
Ulica była niemal pusta.
Poza parkującą tam parą. Koścista kobieta siedziała na
masce luksusowego auta i patrzyła na nich z niepokojem. Jej gruby mąż
przeklinał; wydawało się, że właśnie coś się zepsuło. Był taki gruby, że
czerwienił się, nawet gdy siadał. Oboje byli ładnie ubrani – prawdopodobnie
wracali z jakiejś drogiej restauracji albo coś w tym stylu. Gruby mężczyzna
miał imponującego wąsa – niczym mors.
Chłopcy zdecydowali iść w ich kierunku, by zobaczyć, czy
wszystko w porządku. W tym właśnie momencie, James ich rozpoznał.
*haggis – szkocka potrawa z owczych podrobów (wątroby,
serca i płuc). (Mniam??? O.o)
Hej,
OdpowiedzUsuńsłodko i uroczo, przyjęcie się udało...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia