- Chcecie zagrać w Eksplodującego Durnia?
Brak odpowiedzi.
- Chcecie pooglądać film? Możemy się też przejść, jeśli
macie na to ochotę.
- Glizdogon, mógłbyś na chwilę się przymknąć? Nie mam
ochoty na robienie niczego – odpowiedział James, zdejmując okulary i pocierając
oczy. Był zmęczony, ale mimo to ni wiedział, co robić.
Łapa przemierzał salon od dwóch godzin, a James zaczął
czuć zawroty głowy od samego patrzenia na niego.
Była druga w nocy. Z mieszkania nie dochodziły żadne
odgłosy. Lunatyk przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki dwie godziny temu.
Trójka Huncwotów próbowała dostać jakieś odpowiedzi od trzech kobiet będących w
sypialni, które próbowały pomóc wilkołakowi urodzić pierwsze dziecko, ale nikt
nie odpowiedział na ich usilne prośby. Poza Lily, która raz otworzyła drzwi i
spojrzała na chłopaków z nieśmiałym uśmiechem i łzami w oczach.
Łapa był pewny, że straci swojego chłopaka i spiorunował
wzrokiem wazon z kwiatkami, które eksplodował na drobne kawałeczki. Po tym
zaczął chodzić, a Glizdogon mógł przysiąc, że zauważył jakieś ślady na
podłodze.
Szczurzy animag był bardzo zakłopotany tym, co się działo
w mieszkaniu i próbował zająć swój umysł jakąś rzeczą, starając się złagodzić
napięcie wyczuwalne w pokoju.
James starał się ponownie usadzić Syriusza. Psi animag
potrząsnął głową i wrócił do chodzenia.
XxX
Była już czwarta nad ranem i Syriusz zdecydował się
usiąść koło Jamesa. James poklepał go po plecach, a Syriusz zrobił coś całkiem
niespodziewanego: zaczął głośno i histerycznie szlochać. Glizdogon był szczerze
zaskoczony i oświadczył, że musi do toalety.
Emocjonalne momenty nie były jego bajką. Odchrząknął i
zdecydował się usiąść na toalecie, aż usłyszy, że z pokoju nie dobiegają już
odgłosy łez.
James też poczuł się niekomfortowo, ale starał się jak
najbardziej wesprzeć brata, który był nim we wszystkich aspektach, oprócz krwi.
- Przysięgam, James, jeśli Luni umrze, ja też umrę. Nie
mogę żyć bez niego – pociągnął głośno nosem.
- Czy ty próbujesz wytrzeć nos w moje ramię?
- Może.
- Wiesz, Łapciu, że Lunatyk jest silniejszy niż to.
Jestem pewny, że będzie z nim okej. Po prosty pomyśl o tych wszystkich głupich
kawałach, które wykręciliśmy z nim i jemu. Przez nas wypił srebro na drugim
roku! Prawda, był trochę chory i wymiotował krwią i bolał go brzuch przez kilka
dni, ale dość szybko nam wybaczył i był niemal jak nowy w ciągu jednego
tygodnia. Mówię ci, Lunatyk będzie zdrowy.
- Mam nadzieję, że masz rację, James. Zrobiłbym dla niego
wszystko. Przysięgam na tyłek Merlina, że nigdy więcej nie przelecę Lunatyka,
jeśli przeżyje tę noc.
- Naprawdę mógłbyś to zrobić, Black? – zapytała Lily ze
złośliwym uśmiechem na twarzy. Jej ręce były poplamione krwią, włosy miała
związane w niechlujny kok, makijaż spływał jej po policzkach, a jednak była
szczęśliwa. Dosłownie promieniowała.
Byli tak zaaferowani rozmową, że nie usłyszeli
skrzypnięcia drzwi.
McGonagall również wyszła z pokoju z wielkim uśmiechem na
twarzy.
- O czym to ja miałam powiedzieć, chłopcy? – Profesorka
wydawała się szukać czegoś.
James uniósł brew, a Syriusz próbował zrozumieć, co się
działo, dyskretnie ocierając oczy, by ukryć fakt, że chwilę temu płakał.
- Ach tak, to było: koniec psot, chłopcy. Cóż, nie
powinnam już cię tak nazywać, Syriuszu, ponieważ teraz jesteś ojcem słodkiej
małej…
- NA SKARPETY MERLINA! – krzyknął psi animag, popychając
Jamesa na podłogę i biegnąc sprintem do sypialni.
Spotkał się ze sceną, którą będzie pamiętał jeszcze przez
wiele lat. Lunatyk, jego Lunatyk leżał na łóżku z małym zawiniątkiem w
ramionach. Pani Pomfrey uśmiechała się i pocałowała Lunatyka w głowę, zanim
szybko opuściła pokój.
Lunatyk wyglądał na zmęczonego. Miał zaschniętą krew w
kącikach ust, jego grzywka była przyklejona do czoła, a twarz była lekko
czerwonawa i wydawało się, że ma piegi, które zwykle pojawiały się, gdy
wilkołak opalał się na słońcu przez kilka godzin. Mimo to wilkołak był teraz
najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek w życiu widział. W tym momencie
wiedział, że nic nie znaczy dla niego więcej niż jego Lunatyk i do cholery
będzie musiał poprosić wilkołaka o rękę, ponieważ zwyczajnie go potrzebował
przez resztę życia i chciał, do licha, wiedzieć, że jest jego. Tylko jego.
Słońce zaczęło wschodzić, kiedy spojrzał na dziecko. Była
to śliczna dziewczynka z meszkiem grubych, czarnych włosów na malutkiej głowie.
Z włosami takimi jak jego. Miała małe, różowe usteczka i duże, bursztynowe
oczy. Tak, jak Lunatyk.
Była ich i była perfekcyjna.
- Kocham cię, Luni.
- Ja ciebie też, Łapo.
I pocałowali się, podczas gdy reszta patrzyła na scenę z
radością.
Kilka godzin później, gdy Glizdogon wyszedł z łazienki,
zobaczył od razu, że coś się zmieniło. Lily i James spali, skuleni na kanapie,
profesor McGonagall uśmiechnęła się do niego – czego nigdy wcześniej nie
zrobiła, - a drzwi do pokoju szczeniaków były otwarte.
Zajrzał do pomieszczenia i zaczął uśmiechać się jak
głupi. Stworzyli śliczną rodzinkę, pomyślał. Mam nadzieję, że mogę być ojcem
chrzestnym razem z Jamesem. Mimo wszystko, dziecko było Lunatyka i Łapy – to na
pewno wystarczyło, by wymagać dwóch, jeśli nie trzech ojców chrzestnych.
XxX – 5 miesięcy później – Wigilia – XxX
Lily właśnie kończyła lukier na Yule Log* z pomocą
Jamesa, kiedy Lunatyk przybył na dwór Potterów. Był nieco spóźniony. Na dworze
padał śnieg i wilkołak wytrzepał go z włosów, po czym przywitał się ze
szczęśliwą parą. Lily była w trzecim miesiącu ciąży i dosłownie promieniała.
Glizdogon był w salonie z Łapą. Oboje bawili się z
Emmeline. Dziewczynka miała pięć miesięcy i była dumą i radością dwóch
tatusiów. Glizdogon został wyznaczony na oficjalnego opiekuna dziecka i razem z
Jamesem był wybrany na ojca chrzestnego maleńkiej.
Lunatyk poklepał Petera po plecach, pocałował córeczkę w
głowę – dziecko zachichotało i wydało z siebie słodkie, bulgoczące dźwięki, - i
złapał swojego chłopaka za rękę.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Coś nie tak, moje księżycowe kochanie? Wydajesz się
zmartwiony.
Czarnowłosy animag spojrzał na wilkołaka z pełnymi
zdumienia oczami.
- Pamiętasz ostatnią pełnię?
- Od niej łóżko już nigdy nie będzie takie samo.
Dlaczego? – zaśmiał się.
- Cóż, poszedłem zobaczyć się z Pomfrey i… mogę być znowu
w ciąży…
Syriusz pocałował chłopaka w usta i mrugnął w kierunku
Glizdogona.
- Remusie Lupin, kiedy zacząłem się z tobą umawiać, nigdy
nie myślałem, że zostanę ojcem dwójki dzieci, jako dwudziestolatek.
- Eeemm… spraw, byś był ojcem trójki.
Koniec
*ciasto bożonarodzeniowe, przypominające kłodę drewna…
Sweet! Wymiotuję teczą.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńsłodko, zakończone opowiadanie, urodziła im się dziewczynka, a Lunio może znów być w ciąży ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia