Gdy Quirrell podniósł alarm, Ron niemal spanikował.
Troll, biegający swobodnie w zamku? Ale jak? Sprawdził godzinę i dostrzegł, że
coraz bliżej do czasu, gdy Harry i Hermiona obiecali, że wrócą do Wieży tak, by
tam być, gdy ludzie zaczną przychodzić z Uczty. Jeśli zaczną wracać i natkną
się na trolla… Praktycznie, oboje byli mugolskiego pochodzenia i nie wiedzieli
nic o takich stworzeniach. Musi ich ostrzec!
Ron pognał przez korytarze i wpadł z poślizgiem do
biblioteki, zaskakując Harry’ego i Hermionę, którzy zbliżyli się do drzwi.
- TROLL! – krzyknął. Pierwszy raz, byłby zachwycony,
gdyby pani Pince wynurzyła się z kurzu i zaczęła go besztać, ale nikt nawet nie
zacmokał.
- O czym ty mówisz? – zapytała zaskoczona Hermiona. –
Jesteśmy tu sami, ale to nie znaczy, że powinieneś po prostu…
- Troll łazi wolno w zamku! – wyjaśnił Ron, wciągając
powietrze. – Quirrell go zobaczył i przyszedł na ucztę, by wszystkich ostrzec!
- Co to troll? – zapytał Harry.
- Masz na myśli coś, co żyje pod mostem i kłóci się z
owcami? – spytała Hermiona bezbarwnie.
- Nie! – Ron przewrócił oczami. Mugolaki! Podszedł do
atlasu Magicznych Stworzeń, który leżał na biurku bibliotekarki i przerzucił na
właściwą stronę. – Spójrzcie – nakazał, pozwalając im zobaczyć wpis. Moment
później:
- Och. – Harry przełknął ślinę.
- O mój. – Hermiona zbladła.
- Musimy wrócić do dormitorium – powiedział Ron. –
Dyrektor powiedział, że tam mają wszyscy iść, bo to najbezpieczniejsza,
najbardziej strzeżona część zamku.
- I jeśli tam wkrótce nie dotrzemy, zorientują się, że
nie byliśmy na uczcie! – dodał Harry, zagryzając nerwowo wargę.
- O, nie! – jęknęła Hermiona. – Możemy dostać szlaban! To
może pójść do naszej trwałej dokumentacji!
- Szybko! – Chwytając ich szkolne torby, trio pobiegło do
schodów. Byli w ponad połowie drogi do Wieży, gdy Hermiona pociągnęła nosem.
- Czujecie coś okropnego?
Chwilę później, Irytek wyleciał zza rogu przed nimi.
- UCIEKAJCIE! – wrzasnął. – NADCHODZI TROLL!
Krzyknęli i zawrócili z powrotem, natychmiast zatrzymani
przez jego chełpliwy śmiech.
- Hahahahahaha! Głupie małe pierwszaczki! Sprawiłem, że
macie mokre majtki!
Zwolnili i zatrzymali się, wściekli.
- Irytek, ty pieprzony stary dupku! – krzyknął Ron,
potrząsają pięścią w furii.
- No, no! – Irytek zatańczył nad ich głowami.
- Naskarżę na ciebie profesor McGonagall! – zagroziła
Hermiona.
- Irytek, wiesz, gdzie jest teraz troll? – Harry
spróbował bardziej pojednawczego podejścia.
Irytek przestał się śmiać.
- Z-za tobą!
Ron przewrócił oczami.
- Taa, jasne. Ha ha, Irytku. Jesteś takim dupkiem.
Właśnie wtedy, Prawie Bezgłowy Nick wypłynął z podłogi.
- Tu jesteście, młodzi głupcy! Co robicie, wędrując po
zamku, gdy pojawił się troll i powinniście być w Wieży? W moich czasach,
bylibyście mocno i odpowiednio sprani za taką takie oszustwa!
- Nick, wiesz, gdzie jest troll? – zapytał Harry, mając
nadzieję uspokoić wściekłe widmo. – Naprawdę próbujemy dostać się do Wieży.
- Tak, prosimy, Nick – błagała Hermiona. – Biegliśmy tak
szybko, jak mogliśmy, ale wtedy Irytek oszukał nas i teraz… - urwała. – Czy
nikt nie czuje tego zapachu?
W tym momencie Irytek opadł na poziom dzieci i spróbował
szarpnąć ramię Rona.
- Troll! Troll! Za tobą! Troll!
- Tak, ha ha, Irytku – Ron zignorował chwytające go palce
i podbiegł do drugiego ducha. – Nick, możesz powiedzieć Irytkowi, by przestał
krzyczeć, że troll jest za nami i…
Gdy Ron podszedł, drugi duch przestał besztać Harry’ego i
Hermionę i podniósł oczy na rudzielca. Jeśli duch może zblednąć, Nick to
zrobił.
- Dzieci! Uciekajcie! Szybko!
- Nick, to nie jest zabawne – powiedział Harry niepewnie,
ale Hermiona już odwróciła głowę.
- AAAAAAAAAAA! – krzyknęła, kiedy dostrzegła trolla na
końcu korytarza. Odgłos pchnął wszystkie trzy dzieciaki i pobiegli tak szybko,
jak tylko potrafili, podczas gdy Nick i Irytek polecieli na trolla, rycząc i (w
przypadku Irytka) plując ektoplazmą.
Troll był nieporuszony duchami, które próbowały go
przestraszyć, ale za to bardzo zaintrygowany smacznym zapachem mięsa
uciekających przed nim stworzeń.
- Żarcie! – wykrzyknął i pobiegł za dziećmi.
Gryfoni rzucili się za róg i dalej biegli, ale sądząc po
ciężkich krokach za nimi było jasne, że troll ich dogania.
- Czekajcie sekundę! – jęknął Harry, gdy wpadli za
kolejny zakręt. – Pomóżcie mi z tym!
Pociągnął za drewno piki doczepionej do pobliskiej zbroi.
- Szybko!
Z pomocą reszty, szybko uwolnił długą, ciężką pikę.
- Harry, o czym ty myślisz? Ledwo możemy to unieść, a co
dopiero tym walczyć – sapnął Ron.
- Nie, połóżmy to, właśnie tu. – Harry położył broń na
środku korytarza.
- Wingardium
Leviosa! – Pika nawet nie drgnęła. – Wingardium
Leviosa!
- Co robisz? – sapnęła Hermiona.
- Jeśli ją wylewituję, mogę podciąć mu nogi – wyjaśnił
Harry. – Wingardium Leviosa! – Tym razem poruszyła się, po czym przesunęła o
cal.
- Wingardium Leviosa! – Hermiona dodała swoje zaklęcie do
Harry’ego, a w następnym momencie Ron zrobił to samo. – Nie, nie, Ron –
poprawiła Hermiona. – Łacina nie jest akcentowana na pierwszą sylabę; jest win-gar-dee-um…
- Nie teraz, Hermiono! – krzyknął sfrustrowany Harry.
Razem krzyknęli zaklęcie, a pika powili uniosła się w
powietrze i zawisła na wysokości łydek trolla.
- Świetnie – jęknął Harry. – Teraz BIEGNIJCIE!
Rzucili się w dół korytarza i byli już jakieś trzydzieści
stóp dalej, gdy troll wytoczył się ociężale zza rogu. Zderzył się z latającą
piką i upadł z nieszczęsnym rykiem. Niestety, Harry nie przewidział w swoim
planie sporego pędu trolla w połączeniu z gładkimi, śliskimi kafelkami. Troll
upadł płasko, ale nadal poruszał się do przodu, teraz w poziomej płaszczyźnie.
Zaorał swoim ciałem trójkę dzieci, przewracając ich tak, że upadli na jego
plecy.
Harry zdołał przewrócić się i siąść pionowo, po czym
pociągnął Rona i Hermionę do pozycji siedzącej na plecach trolla. Troll poczuł
ich obecność i krzyknął z frustracji, ale nie umiał ich sięgnąć. Dzieci nadal
jechały na trollu, jakby byli na zaśnieżonym torze.
- Ufff, on śmierdzi! – Ron jedną ręką trzymał
postrzępioną grzywę trolla, a drugą zatykał swój nos.
- Co teraz robimy? – zapytała Hermiona, podczas gdy
ściany korytarza migały za koło nich.
Harry, siedzący z przodu, patrzył z przerażeniem na drogę
przed nimi.
- Trzymajcie się – krzyknął przez ramię. – Jesteśmy na
schodach! – I wtedy z nich spadli.
Ich saneczkowy troll mknął w dół schodów z dziećmi,
krzyczącymi równie głośno jak troll. Na dole, troll wbił się w przeciwległą
ścianę, a impet sprawił, że ludziki wylecieli w powietrze.
- Och, auć, ugh – jęknął Harry, stając na nogi. Ciężko
wylądował na kamiennej podłodze, ale wydawało się, że nie ma nic złamanego,
tylko siniaki.
- Auuuuu – narzekał Ron, trzymając się za tyłek. – To boli! – Sięgnął pod szatę i pogrzebał w
tylnej kieszeni spodni, po czym wydał z siebie wycie rozpaczy w jeszcze wyższym
tonie. – MOJA RÓŻDŻKA! – Uniósł swoją zmaltretowaną różdżkę, teraz złamaną na
pół. – Była w mojej tylnej kieszeni – zaszlochał, - i złamała się, gdy upadłem
na tyłek.
- O nie. – Oczy Hermiony wypełniły się współczującymi
łzami, choć sposób, w jaki ściskała nadgarstek sugerował, że ma dodatkowy powód
do płaczu. – Może da się ją naprawić?
- Nie, jest zniszczona – Ron wyglądał na niepocieszonego.
– A nie możemy pozwolić sobie na nową.
Harry rzucił nerwowe spojrzenie na trolla, który zaczął
jęczeć i poruszać się.
- Um, Ron, naprawdę mi przykro z powodu twojej różdżki,
ale myślę, że znowu musimy uciekać.
- Ale Harry, to moja, o cholera! – Gdy troll wyrósł za
Harrym, Ron puścił resztki swojej różdżki, chwycił jedną ręką Hermionę, drugą
Harry’ego i pobiegł korytarzem, ciągnąc za sobą niższą dwójkę. Portrety po obu
stronach korytarza krzyczały porady i zachęty, podczas gdy dzieci uciekały.
- Dosięga! Dosięga! Biegnijcie szybciej!
Na następnym zakręcie, Harry wyrwał się.
- Idźcie! Spróbuję go spowolnić.
- Zwariowałeś?
– krzyknęła Hermiona. – Nie zatrzymuj się!
- Ty jesteś ranna, a Ron nie ma różdżki! Biegnijcie po
pomoc! Ja miałem przynajmniej jakiś dodatkowy trening w Obronie!
Troll skręcił za róg i czas na kłótnie minął.
Hermiona chwyciła za różdżkę.
- Biegnij, Ronald! Idź po pomoc!
- Nie zostawię was! – oświadczył Ron z oburzeniem. Rzucił
się na najbliższą zbroję i chwycił za tarczę. – Mogę pomóc!
Oczy trolla pojaśniały.
- Urrrrr! Żarcie! – Ruszył do przodu, unosząc swoją
maczugę.
- WIELKI MERLINIE! – Za uczniami pojawiły się McGonagall
i Sprout, z uniesionymi różdżkami i powiewającymi szatami. Portrety wrzasnęły z
uznaniem, gdy Zastępczyni Dyrektora krzyknęła zaklęcie i jasnoniebieskie
światło uderzyło i spowiło trolla. Moment później, w miejscu, gdzie był troll, stała
wielka fioletowo-biała panda.
- Urrr? – Panda wyglądała na zdezorientowaną i powoli
opadła na tyłek, przyglądając się zaintrygowana swoim nowym wzorem.
Sprout, by nie być gorszą od Opiekunki Gryfonów, rzuciła
własne zaklęcie i gruby bambusowy pierścień wystrzelił z podłogi, otaczając
pandę. Oczy niedźwiedzia pojaśniały i wyciągnął leniwie łapę do jednego z pędów
bambusa. Włożył sobie końcówkę do ust i położył na plecy, żując ją błogo.
- Co za świetne połączenie zaklęć!
- Nieźle, wiedźmo!
- Jedzenie rośliny z kamienia – tego się nie widzi
codziennie, wiesz.
- Ona była jedną z moich
uczennic, wiecie. – Portrety głośno wielbiły dwie wiedźmy, które najpierw
spojrzały na trolla o potem na siebie, zanim obie westchnęły z ulgą i odwróciły
się do dzieci.
- Co wyście sobie myśleli? – zaczęła Minerva wściekle, a
w następnej chwili miała dwójkę płaczących dzieci przyczepionych do jej szaty.
Zakłopotana przestała bełkotać, gdy Hermiona łkała, że boli ją nadgarstek, a
Ron zawodził o swojej złamanej różdżce. Harry stał z boku, czując, że jest mu
niedobrze i trzęsąc się, póki Sprout nie objęła go ramieniem. Wtedy poddał się
szokowi i również wybuchnął płaczem.
- Już, już – uspokajała Sprout. – Już jest wszystko
dobrze. Ten duży wredny troll jest teraz tylko głupim starym misiem pandą.
W tym momencie wpadli Hagrid i Snape, a zaraz za nimi
Dumbledore i Flitwick. Jak McGonagall i Sprout, zostali wezwani przez
połączenie histeryzujących portretów i szalonych duchów.
- Harry! – Serce Snape’a niemal zamarło, gdy dostrzegł
szlochającego chłopca. Skaleczony! Ranny!
Może umiera!
W chwili, gdy usłyszał głos swojego profesora, Harry
oderwał się od Sprout i rzucił się na wysokiego mężczyznę. Snape chwycił go i
trzymał blisko siebie, nawet gdy próbował wyciągnąć różdżkę, by zobaczyć, gdzie
chłopiec jest ranny.
- Pani profesor, moja różdżka pękła! – zawodził Ron,
zwracając się do Sprout, podczas gdy McGonagall cudowała nad ramieniem
Hermiony.
- Ojej, ojej – łagodna Puchonka poklepała go delikatnie
po ramieniu, przywołując szczątki. – Obawiam się, że jest za bardzo zniszczona,
by można było ją naprawić – wyznała ze smutkiem, po czym przytuliła chłopa,
który zaczął głośno płakać. – Już, już, kochanie.
- Oooch, ale fajna jesteś bestyjka – powiedział Hagrid z
podziwem, zerkając przez zarośla na fioletową pandę, która odpowiedziała
obojętnym spojrzeniem, nadal żując bambus.
Tymczasem Dumbledore poruszał się cicho wśród dzieci,
rzucając zaklęcia diagnostyczne.
- Już wszystko się skończyło – powiedział uspokajająco.
- Albus! Co tak stoisz? – zapytał Snape z furią, gdy
pociągający nosem Harry czknął w jego szyję. – Natychmiast wezwij Poppy! Tu są
ranne dzici!
- Mój chłopcze, szczęśliwie wydaje się, że żadne z dzieci
nie jest poważnie ranne; są tylko bardzo przestraszeni. Panna Granger ma
zwichnięty nadgarstek, a pan Weasley długie cięcie na jego… eee… pośladku,
gdzie złamała się różdżka, ale to wszystko, oprócz kilku guzów i siniaków.
- Ale Harry…
- Nie ma obrażeń, mój chłopcze.
- CO? – krzyknął Snape, odsuwając chłopca na długość
ramion. – Nie jesteś ranny?
Harry pociągnął na nosie i przytaknął.
- To było po prostu bardzo straszne.
- Na miłość Merlina – Snape zacisnął zęby. – Prawie
przestraszyłeś mnie na śmierć, ty mały nędzny łajdaku. Myślałem, że troll
porozrywał cię na kawałki!
Harry uśmiechnął się przez łzy. Profesor Snape zawsze
mówił najmilsze rzeczy. Dursleyowie nigdy by się nie martwili o to, że troll
mógł go zranić.
- Zrobiłby to – zapewnił profesora, - gdyby profesor
McGonagall i Sprout nie przyszły w tym momencie i nie zmieniły go w pandę.
- W pandę? –
Snape uniósł brew w stronę Minervy.
- Potrzebowałam szybkiej transmutacji, Severusie. Zmienić
zwierzę w zwierzę jest łatwiej, zwłaszcza z cywilami na linii ognia, a
największą i najspokojniejszą istotą, którą mogłam wymyślić w jednym momencie
był miś panda! – odparła z szorstkością.
- A ten kolor? – naciskał.
Wyglądała na trochę zażenowaną.
- Może spędziłam zbyt wiele czasu z dyrektorem.
Dumbledore zabłyszczał oczami w jej stronę.
- A teraz, dzieci – powiedział Albus dobrodusznie, - czy
moglibyście wyjaśnić, jak znaleźliście się w takim niebezpieczeństwie?
- Innymi słowy – powiedział Snape, mierząc Harry’ego
świdrującym wzrokiem, - tak dokładnie dlaczego
nie byliście tam, gdzie powinniście
być?
- Eee… - Harry wyglądał na pełnego poczucia winy. Och,
profesor Snape będzie wściekły na niego.
- Czekam – powiedział mu Snape poważnie.
- Co tam, dyrektorze? Znaleźliście naszą sankową imprezę!
– Nick wypłynął zza rogu i w stronę dyrektora. – Ta trójka zjeżdżała na tym
trollu ze schodów, jakby był sankami na zboczu góry! Czysty geniusz, moje
dzieci! Prawdziwi Gryfoni, wszyscy!
Harry dostrzegł, że pochwały ducha nie uczyniły profesora
Snape’a ani trochę szczęśliwszego, nawet
jeśli to rozproszyło uwagę dyrektora i ich Opiekunki Domu.
- Co masz na myśli? – zapytał Albus w osłupieniu.
Więc musieli wyjaśnić i pokazać dorosłym, gdzie to
wszystko się stało, odłożyć na miejsce tarczę i pikę i wyjaśnić, jak Ron
przybiegł ich ostrzec właśnie wtedy, gdy Harry i Hermiona mieli wyjść z
biblioteki.
- I próbowaliśmy dostać się do Wieży, profesorze – wypalił
Harry. – Biegliśmy jak najszybciej mogliśmy, póki nie natknęliśmy się na Irytka
i on oszukał nas…
- Ale potem próbował pomóc Nickowi rozproszyć trolla,
dzięki czemu mogliśmy uciec – przypomniała mu Hermiona z nadgarstkiem
unieruchomionym teraz w wyczarowanej szynie.
- Cóż, wydaje się, że jak zwykle, zamkowe portrety i
duchy okazały się bardzo przywiązane do szkoły i jej uczniów – uśmiechnął się
Albus.
- A Gryfoni udowodnili swoją bezmyślną niezdolność do
podążania za najprostszymi poleceniami – powiedział Snape złośliwie. – Dlaczego
byliście w bibliotece, gdy powinniście być na uczcie?
Hermiona spojrzała na Harry’ego, który patrzył w podłogę.
- Eee, no bo, profesorze, naprawdę nie chciałam iść na
ucztę. Tam jest tyle słodkich smakołyków, a moi rodzice są dentystami… - Miała
nadzieję, że „słowo na D” sprawi, że Snape da spokój, ale był niewzruszony.
- Rzeczywiście. A czy spytaliście o pozwolenie na
nieobecność na uczcie?
- N-nie, proszę pana.
- I dlaczego, tak dokładnie, pan Weasley poinformował
mnie, że pan Potter jest w toalecie, gdy zapytałem o jego miejsce pobytu?
Ron przełknął i nieświadomie zakrył swój uprzednio bolący
tyłek.
- Eee…
- Poprosiłem go, by udawał, że jesteśmy niedaleko –
przyznał Harry z nieszczęśliwą miną.
- Dlaczego to zrobiłeś, jeśli tylko cicho uczyłeś się –
jednakże nielegalnie – w bibliotece? – zapytał Snape podejrzliwie.
- Uczyliśmy się, profesorze! – zaprotestowała Hermiona,
dobrze interpretując niezwykle sceptyczny wyraz twarzy Snape’a. – Przysięgam.
Po prostu pracowaliśmy nad zadaniem domowym i innymi takimi.
Snape odsunął się od dzieci na moment i zapytał cicho
Minervę:
- Jakieś ślady, że ktoś był na trzecim piętrze?
- Nie – potrząsnęła głową. – Puszek szybko zasnął, a
drzwi pułapka nie zostały naruszone.
Jeśli ktoś uznał, że troll jako niezłą rozrywką to mu nie wyszło.
Posłał jej spojrzenie pełne ukrytej obawy.
- I ta bestia cię nie skrzywdziła?
McGonagall skryła ironiczny uśmieszek. Severus był taką
kwoką!
- Rzuciłam tylko okiem, Severusie. Jaka niezgrabna
niezdara zraniłaby się robiąc coś tak prostego? Poza tym, dlaczego… Merlinie!
Myślisz, że te dzieci próbowały…?
- Uczę się nie bagatelizować idiotyzmu Gryfonów – odparł
złośliwie. – Zwłaszcza pierwszoroczniaków. – Zignorował jej wściekłe spojrzenie
i odwrócił się z powrotem do dzieciaków.
- Jeśli się dowiem, że był pan gdziekolwiek poza
biblioteką, panie Potter – powiedział Snape bardzo cicho i jedwabiście, -
będzie pan żałował. Zrozumiano?
- Nie byłem! – zaprotestował Harry. – Przysięgam. My
tylko nie mieliśmy ochoty iść na ucztę, a ja nie chciałem nikomu przeszkadzać,
ale nie robiliśmy niczego złego.
Naprawdę!
- Jeśli kłamiesz, twoja kara będzie podwójna – ostrzegł
Snape przerażająco.
- Może pan ją potroić – zaoferował Harry. – Albo użyć
pasa. Przysięgam, że nie kłamię.
Snape skrzywił się na niego.
- Nie ma powodu, by przywoływać idiotyczne kary, których
jesteś absolutnie pewien, że nie mam zamiaru użyć. Zaoferowanie mi pozwolenia
na użycie pasa jest tak absurdalne jak pozwolenie mi na zmienienie cię w
gumochłona albo użycie jako składnik do eliksirów. Doskonale zdajesz sobie
sprawę, że nigdy bym nie zrobił takich rzeczy, a więc stwierdzanie czegoś
takiego jest bez znaczenia – skarcił, - i nie wnosi nic, tylko marnuje
wszystkim czas.
Harry nie potrafił skryć uśmiechu. Profesor był tak
beznadziejny w dawaniu surowych kar. Właśnie obiecał, że nie zrobi Harry’emu
nic naprawdę okropnego, nie ważne, co.
Snape spojrzał groźnie na szczerzącego się bezczelnie
bachora. W porządku. Czas użyć jednej z Wielkich Kar.
- Panie Potter, marsz do naszych krater, gdzie
kontynuujemy tą rozmowę. Jestem bardzo tobą rozczarowany.
Harry stracił uśmiech i niemal obiad. Słowa Snape’a
uderzyły w niego niczym policzek
- Bardzo rozczarowany? – Nie! Tego właśnie chciał uniknąć. Twarz Harry’ego wykrzywiła się
i przygotował się do zejścia do lochów. – Nie wiem, czemu jest pan tak na mnie zły – mruknął nieszczęśliwie,
czyszczony przez profesora.
Snape złapał go za ramię.
- Nie mrucz do siebie w tak lekceważący sposób – zganił
go. – Jeśli masz coś do powiedzenia, to to powiedz.
- Nie wiem, dlaczego jest pan na mnie taki zły –
powtórzył Harry głośniej, a jego oczy zalśniły od łez. – To nie moja wina, że
troll wszedł do zamku. Powinien być pan zły na dyrektora.
Twarze dorosłych wyrażały szok.
- Na mnie, Harry? – powtórzył z niedowierzaniem
Dumbledore.
- Tak – upierał się przy swoim Harry, choć zbliżył się o
cal do Snape’a. Nie zapomniał, kto przede wszystkim wysłał go do Dursleyów. – Czy to nie pana praca, by
się upewnić, ze szkoła jest bezpiecznym miejscem? Jak troll dostał się do
Hogwartu?
- Skąd trolle pochodzą? – zapytała nagle Hermiona. –
Znaczy, czy gdzieś niedaleko jest kolonia trolli czy tylko ten jeden zawędrował
tu w poszukiwaniu jedzenia?
- Ona ma rację – wtrącił się Ron. – Myślałem, że trolle
naprawdę rzadko podchodzą do dużych budynków lub skupisk ludzi. Czy książka nie
mówiła, że przede wszystkim starają się złapać pojedynczych turystów, którzy
przypadkiem natkną się na ich terytorium?
- A poza tym – kontynuował Harry, - jeśli profesor
Quirrell zobaczył trolla i ostrzegł was wszystkich, to dlaczego on nie walczył?
Czy nie powinien być niezły w walkach z trollami, wilkołakami i innymi takimi?
Profesorowie wymienili ostrożne spojrzenia.
- To nie twoja sprawa, młody człowieku – skarcił go
wreszcie Snape. – Nie jesteśmy tutaj, by omawiać niedociągnięcia dyrektora czy
profesora Quirrella, czy nawet to, dlaczego troll był w stanie dostać się do
zamku – choć możesz być pewny, że ostatecznie mam zamiar rozwiązać wszystkie te
tematy – dodał z ostrym spojrzeniem na Dumbledore’a. – Jednakże, tu i teraz
problemem jest twoje złe zachowanie,
między innymi to, dlaczego nie byłeś tam, gdzie powinieneś, dlaczego uznałeś za
stosowne kłamać o swoim miejscu pobytu i dlaczego, kiedy zostałeś poinformowany
o łażącym po korytarzach trollu, nie zostałeś w bibliotece i nie czekałeś na
pomoc! – Oczywiście, jeśli troll nie był
przeznaczony jako utrudnienie, pozwalające komuś na dostanie się do Kamienia,
to może został wysłany po Harry’ego? Jeśli tak było i troll śledził chłopca to
ukrycie się w bibliotece nie byłoby dużo lepsze… Snape był bardziej niż
kiedykolwiek zdecydowany, by w najbliższym czasie skonfrontować się z
Quirrellem, bez względu na to, co Albus może powiedzieć.
- Po prostu myśleliśmy, że powinniśmy dostać się do Wieży
tak, jak dyrektor wszystkim kazał – zaprotestował Harry. – Dlaczego jest pan
zły, że zrobiliśmy, co nam powiedziano?
Snape skrzyżował ramiona.
- Bardzo dobrze, panie Potter, jeśli mi powiesz, że
miałeś z przyjaciółmi prawdziwy plan
i nie pędziliście przez opanowane przez trolla korytarze jak banda bezmyślnych
ciamajd, kierując się do wieży Gryffindoru, to wtedy uchylę twoją karę.
Nastąpił moment ciszy, po czym Harry westchnął i z
opadniętymi ramionami, udał się do lochów.
- Tak myślałem – powiedział Snape z satysfakcją i ruszył
za podopiecznym, nagle zatrzymany przez pięść zaciskającą się na rękawie jego
szaty.
- Ja też – sprzeciwił się Ron, patrząc to na swoją
Opiekunkę Domu to na profesora Snape’a i z powrotem. – Powinienem być ukarany
przez profesora Snape’a.
Snape otworzył usta, by poprawić małego diabła, ale
profesor McGonagall go ubiegła.
- Och, tak, panie Weasley, dostałam list od twojej matki.
W takim razie, bardzo dobrze, idź ze swoim wujem
– uśmiechnęła się słodko do Severusa, - i jutro zobaczę pana z powrotem w
wieży.
Ron wyszczerzył się i podbiegł do Harry’ego. Flitwick
próbował ukryć chichot za dużą husteczką, podczas gdy Sprout grzecznie udała,
że ogłuchła, ale Dumbledore nie miał takich skrupułów. Jego oczy zabłyszczały
szaleńczo.
- Nie powiedziałeś mi, że zostałeś honorowym wujem, mój
chłopcze.
Snape był w pełni gotowy na powiedzenie Minervie czegoś
bardzo niegrzecznego, ale dostrzegł błysk w jej oku i przypomniał sobie
zaklęcie mydlące usta, które użyła na nim na jego drugim roku. Zamiast tego:
- Jestem zatrwożony, że uważasz iż to, że ci trzej
uczniowie byli niemal starci na proch, za tak zabawne – powiedział cierpko. –
Być może obowiązki wicedyrektorki są zbyt uciążliwe w połączeniu z obowiązkami
Opiekunki Domu?
Minerva pobladła z wściekłości, a on uśmiechnął się do
niej.
- Mówię to jako zatroskany rodzic, oczywiście. – Ha! Mimo
wszystko bycie odpowiedzialnym za Gryfonów może być raczej zabawne. Odwrócił
się, powiewając szatami i odszedł, zanim McGonagall mogła wymyślić jakąś
skuteczną ripostę.
- Eee, chciałabyś, bym zabrał pannę Granger do Ambulatorium?
– zapytał łagodnie Dumbledore, podczas gdy Minerva patrzyła wściekle za
odchodzącym Snape’m.
- Sugerujesz, że nie potrafię wypełniać swoich obowiązków
Opiekuna Gryffindoru? – odwróciła się do niego jak jedna z mitologicznych
furii.
- Nie, nie, nie! – powiedział pospiesznie, unosząc ręce w
geście poddania. – Po prostu zastanawiam się, czy będziesz potrzebowała pomocy
w przeniesieniu pandy. Jeśli tak, byłbym szczęśliwy mogąc zabrać pannę Granger
do Poppy. – Dziewczynka obserwowała to z szeroko otwartymi oczami, ale okazała
się na tyle inteligentna, by milczeć.
- Zostawiam to tobie i reszcie personelu – odparła
Minerva ostro. – Ja muszę się zaopiekować rannym dzieckiem! – Odwróciła się z
szelestem szat i prowadząc Hermionę przed sobą, odmaszerowała, a jej plecy
promieniowały sztywną dezaprobatą.
Albus westchnął. Nie osiągnął swojego zaawansowanego
wieku bez umiejętności rozpoznawania sygnałów ostrzegawczych i zastanawiał się,
ile wysiłku będzie trzeba podjąć, by odciągnąć dwójkę Opiekunów znad krawędzi
otwartej wojny. Jutrzejszy mecz Gryffindor-Slytherin mógł tylko dolać więcej
paliwa do ognia.
CDN…
Cudny rozdział ^_^
OdpowiedzUsuńDziękujemy
Dziękuję za świetny rozdział ,jak zwykle rozbrajający mały Harry i równie rozbrajajacy - chcący uchodzić za groźnego Severus Snape.Jeszcze raz - wielkie dzięki.Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńPonieważ nie znam zbyt dobrze języka angielskiego, nie mogłam przeczytać tego opowiadania dalej niż zostało przetłumaczone przez poprzednią tłumaczkę. Cieszę się, że ktoś podjął się kontynuacji tego tłumaczenia. Niestety mam zastrzeżenia co do jego poprawności. Chodzi mi o to, że Twoje tłumaczenie miejscami brzmi jak rodem z translatora. Oczywiście nie wątpię, że sama wszystko tłumaczysz, ale dobrze by było, gdybyś zwróciła uwagę na poprawność szyku zdania w języku polskim, oraz fakt, że niektóre słowa dosłownie tłumaczone nie brzmią dobrze po polsku. Na przykład, co to są szkolne lub wojenne "rekordy"? Chyba lepiej pasowałyby tutaj "osiągnięcia". Jeśli tłumaczy się tekst, to nie zawsze da się robić to dosłownie słowo w słowo, czasem trzeba zmienić kolejność, lub nawet całe wyrazy w zdaniach - oczywiście z zachowaniem ich sensu.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o samą treść, to Harry jest tutaj zupełnie inny niż w kanonie, już nie wspomnę o Snape'ie. Trochę mnie irytowało to przekręcanie nazw przez Harry'ego w ostatnich rozdziałach. Natomiast bardzo podobają mi się Ślizgoni (a dom Ślizgonów to Slytherin - wkradło się kilka razy Slitherin). Marcus Flint ma nawet jakąś osobowość, a coś czuję, że Draco jeszcze kilka razy pokarze co potrafi, oczywiście w pozytywnym sensie :) Na pewno będę dalej czytać kolejne rozdziały. Dziękuję za uwagę i pozdrawiam. Ingrid
O jaa... hihihi!! Końcówka była zabawna... W sumie, początek raczej też. Spotkanie nie z tropem... No cóż xP Powiedzmy, że były i momenty straszne, i zabawne. Taak, zwłaszcza ten "troli tor saneczkowy", haha!! To było wprost genialne!!
OdpowiedzUsuńRon, Ron, to był niezłe!! Moje uznanie *kłania się* Nie wiem, czy to był zaplanowane, ale udało Ci się zmienić temat, przynajmniej u pozostałych na korytarzu nauczycieli. Choć szczerze wątpię, żeby Sev to docenił;p Raczej jeszcze bardziej Cię za to zróga, ale i tak: uszanowanie *kłania się ponownie*
Pozdrawiam, życzę WENY, CZASU i CHĘCI!!
~Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Severus był bardzo przerażony, że coś się mogło stać, są inteligentni, te pytania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zabawny rozdział nawet dyrektor oberwał...hehehe pozdrawiam i trzymaj się weny Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuń