Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 31 maja 2019

Witaj, zazdrości



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Hey, Jealousy
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing/Bohaterowie: Remus/Syriusz, Marlene McKinnon/Syriusz (jednostronne)
Ilość części: miniaturka
Opis: Remus zmaga się ze swoją zazdrością.


Remus wzdycha. Obserwuje Marlenę McKinnon, z jej ślicznymi okularami, podkreślającymi jej piękne oczy, flirtującą z Syriuszem. Próbuje nie być zazdrosny. Syriusz w przeszłości mógł być podrywaczem, ale nie jest osobą niewierną, zwłaszcza gdy jego chłopak jest również jego najlepszym przyjacielem.
Remus szuka jakiś oznak, że Marlena jest świadoma związku Syriusza i akceptuje go, ale to nie powstrzymuje jej od flirtu i nawet bez znaczenia jest to, że Remus jest w pobliżu, widząc wszystko.
Remus patrzy na swoje dłonie, zastanawiając się, czy powinien się odezwać. Zawsze był niepewny siebie i nawet posiadanie lojalnych przyjaciół nie pohamowało tej części jego osobowości.
Zdecydowanie powinien dostrzec, że jest czegoś wart. Kiedy jego przyjaciele odkryli, że jest wilkołakiem i ukrywa się we Wrzeszczącej Chacie, bronionej przez Bijącą Wierzbę, nie opuścili go. Zamiast tego stali się animagami, by mogli mu towarzyszyć. James stał się dzielnym jeleniem, Peter został podstępnym szczurem, a Syriusz lojalnym psem.
Remus powinien dostrzec, że to on zainspirował ich do lojalności i przyjaźni. Nie powinien być tak zazdrosny o Marlenę McKinnon.
Po kilku kolejnych minutach obserwowania Marleny bezwstydnie przystawiającej się do Syriusza, Remus wstaje i idzie do dormitorium. Nie może już dłużej oglądać tego pokazu.
Remus kładzie się na łóżko, starając się wyrzucić to, co się działo, ze swojego umysłu. Jednak nie mógł nic na to poradzić. Zastanawia się, czy Syriusz jest zainteresowany Marleną. Czy Remus jest jedynym powodem, dlaczego Syriusz nie próbuje zdobyć kogoś, kogo naprawdę pragnie?
Remus zamyka oczy i odpływa w sen.
Nie jest to bardzo mocny sen i momentalnie budzi się po kilku minutach, kiedy jego łóżko porusza się pod nim. Otwiera półprzytomnie oczy, rozglądając się. Jego spojrzenie łączy się z wzrokiem Syriusza. Jego chłopak siedzi na jego łóżku, spoglądając na Remusa tak, jakby chciał pożreć wilkołaka na kolację.
Remus siada i przeciera oczy.
- Hej, Syri. Co jest?
- Zniknąłeś. – Syriusz naburmusza się, jakby Remus popełnił największą zbrodnię przeciwko niemu.
Remus uśmiecha się do swojego chłopaka. W końcu Syriusz dostrzegł, że Remus wyszedł. To zdecydowanie coś dobrego.
- Wybacz, ale poczułem się niedobrze. – Technicznie, jest to prawda. Remus po prostu nie wchodzi w szczegóły, że to uczucie nie pochodzi z fizycznych dolegliwości.
Wyraz twarzy Syriusza natychmiast zmienia się z figlarnego na zmartwiony, jego oczy tracą swój tańczący błysk, a jego szelmowski uśmiech całkowicie znika.
- Wszystko w porządku? Znaczy, do pełni jest niemal dwa i pół tygodnia. Nigdy nie czułeś jej działania tak wcześnie. Czy to coś innego?
Remus pochla się i zostawia słodki całus na ustach Syriusza.
- Nie martw się – szepcze blisko warg Syriusza, którego oddech owiewa jego twarz. – Nic z tych rzeczy.
- Więc co jest nie tak? – pyta Syriusz cicho, chwytając dłoń Remusa.
Remus odchyla się, zastanawiając się, czy Syriusz naprawdę nie wiedział, czy zwyczajnie zgrywał głupiego. Twarz Syriusza jest obrazem autentycznego zdezorientowania i to ostrzega Remusa, że może Syriusz jednak nie zachęcał Marleny. Może naprawdę nie zdawał sobie sprawy, co chodziło po głowie dziewczyny albo co oznaczały jej działania.
- To nic – mówi Remus. Nie chce być takim chłopakiem, który stale potrzebuje zapewnień Syriusza, by być pewnym ich związku.
Syriusz jednak nie daje mu spokoju.
- Porozmawiaj ze mną – nakazuje.
Remus patrzy w oczy Syriusza i widzi wszystkie jego uczucia, wirujące w ich otchłani. To daje mu zapewnienie, by być szczerym.
- Marlena flirtowała z tobą, a ty nie odwodziłeś jej od tych zalotów. Część mnie sądzi, że może byłoby ci lepiej z nią. Znaczy, zdecydowanie byłoby ci łatwiej, jako osobie czystej krwi, być z prawdziwą czystą krwi kobietą, zamiast z półkrwi wilkołakiem. I wiem, że może powinienem pozwolić ci odejść, ale…
Syriusz przerywa jego bezsensowną przemowę ustami.
Remus jęczy w pocałunek i pozwala, by jego dłonie zacisnęły się na falowanych, czarnych włosach Syriusza. Odchylają się i kładą na łóżku Remusa.
Język Syriusza bada usta Remusa, specjalistycznie znajdując szczegóły. Dłonie pieszczą klatkę piersiową przez szaty, a Remus wygina się w stronę Syriusza, boleśnie pragnąć jakiegoś tarcia. Z delikatnym przygryzieniem dolnej wargi Remusa, Syriusz odsuwa się.
- To był najlepszy sposób, jaki mogłem wymyślić, byś przestał gadać.
Remus wie, że powinien czuć się urażony, ale oddycha ciężko i nie jest w stanie sformułować spójnej myśli.
- A teraz mnie słuchaj. Sądzę, że Marlena flirtowała ze mną i zauważyłem to, i może nawet ją zachęcałem. Ale to przez to, że dla mnie, flirt jest jak oddychanie. Robię to, nawet o tym nie myśląc. Jednak sądzę, że to może być dla ciebie niesprawiedliwe. I przepraszam, że zraniłem cię lub sprawiłem, że zwątpiłeś w moje całkowite oddanie tobie.
- Syriuszu… - zaczyna Remus, ale przerywa mu.
- Nie, Remusie. Pozwól mi mówić. Nic nie czuję do Marleny. Tak, jest atrakcyjna i gdybym nie był całkowicie w tobie zakochany, może byłbym nią zainteresowany, ale jestem w tobie zakochany i nie chcę nikogo poza tobą. Obiecuję, że spróbuję zaprzestać bezsensownego flirtowania, ale mogę nie zdawać sobie sprawy, że to robię. Możesz musieć mnie trzepnąć w głowę i dać mi znać, że znów to robię.
Remus pozostaje cicho.
- Teraz możesz mówić – stwierdza Syriusz.
- Kochasz mnie?
Syriusz chichocze na pełne zdumienia pytanie Remusa.
- Oczywiście. Gdzieś się podziewał cały ten czas?
- Też cię kocham – przyznaje cicho Remus.
- Wiem – mówi Syriusz. – I nieco się martwię tym, że zdawałeś sobie sprawy z moich uczuć.
Spoglądają sobie w oczy. Syriusz wciąż trzyma dłoń Remusa w mocnym uścisku i nagle Remus jest pewny, że wszystko będzie dobrze. Syriusz go kocha. I obiecał spróbować przestać flirtować. I jeśli Syriusz się zapomni, Remus zwyczajnie trzepnie go w głowę. Mimo wszystko, Syriusz dał Remusowi przyzwolenie.
Wszystko będzie po prostu dobrze.


środa, 29 maja 2019

ZS - Rozdział 23 - Ropucha osądzona



Po długim czasie, Harry przestał płakać, ale do tego czasu, jego nos był zapchany, a jego oczy napuchnięte od płaczu tak bardzo, że zdał sobie sprawę, że właśnie spędził ostatnie piętnaście minut rycząc jak trzylatek w ramię Mistrza Eliksirów. Karmazynowa fala spłynęła w dół jego szyi i żałował, że nie może wyczarować dziury i w nią wpaść. O mój boże, właśnie płakałem w ramię Severusa Snape’a. Dokładnie jak… marudny bachor. Dlaczego zawsze jestem w stanie zrobić coś, co cholernie mnie zażenuje bez nawet starania się? Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem. Nigdy nie płaczę. Nigdy! Nie od czasu, gdy miałem pięć czy sześć lat. Nauczyłem się dawno temu, że łzy nie pomagają. Więc dlaczego, w imię Merlina, skończyłem wypłakując się w ramię Snape’a?
Odsunął się od starszego mężczyzny, nie spoglądając mu w oczy, zamiast tego zerkając na cholerny mankiet na swoim nadgarstku. Czekał, aż Snape z niego zaszydzi, skomentuje, że Harry ubabrał całe jego szaty smarkami i łzami albo jak to chłopcy nie powinni płakać w ramię nauczyciela, jak małe dziewczynki. Odważył się zerknąć na starszego czarodzieja kątem oka, bo z pewnością Snape musiał czuć się niekomfortowo z otwartym pokazem emocji Harry’ego.
Ku swojemu szokowi, Severus nie potraktował go z obrzydzeniem czy pogardą. Zamiast tego, Mistrz Eliksirów sięgnął do kieszeni.
Chwilę później, podał Harry’emu chusteczkę z wyhaftowanym zielonym wężem w prawym górnym rogu.
Harry przyjął ją, otarł twarz i wytarł nos. Cholera, z nosa mi cieknie jak cholernemu maluchowi. Pociągnął nosem, starając się stłumić to tkaniną.
- Wydmuchaj nos  - powiedział tylko Severus, a jego głosie nie było ani odrobiny kpiny.
Rumieniąc się, Harry posłuchał go. Mogę teraz umrzeć? Proszę? Odważył się ponownie zerknąć na profesora.
Snape uniósł brew w zdziwionym geście.
- Dlaczego wciąż tak na mnie patrzysz? Sądzisz, że się roztopię, bo zmoczyłeś mi szaty? Sól nie jest zbyt dobra dla ubrań, ale dawno temu dowiedziałem się, jak rzucić zaklęcie czyszczące na ubrania.
- Nie… po prostu… ja nie… normalnie nie… robię tego.
- Zorientowałem się co do tego. Zostałeś nauczony, tak jak ja, żeby trzymać ból w sobie, żeby ukrywać to, co czujesz. Założyłbym się, że byłeś karany za płacz jako małe dziecko, prawda?
Harry skinął głową.
- Mój ojciec zwykł lać mnie za każdym razem, gdy choćby pociągnąłem na nosie – powiedział cicho Severus. Normalnie nigdy by nie dyskutował o detalach swojego dzieciństwa, ale tym razem przełamał milczenie, ponieważ czuł, że to pomoże Harry’emu z jego własną traumą. – Bardzo szybko nauczyłem się, żeby nigdy nie płakać w jego obecności i ostatecznie, by w ogóle nigdy nie płakać.
- Ja też. Kiedykolwiek płaczesz?
- Od wielkiego dzwonu.
- Jak gdy… moja matka umarła? – zgadywał Harry.
- Tak. – Profesor wstał, strzepując trawę osiadłą na jego szatach kilkoma ostrymi machnięciami różdżki. Kolejne machnięcie i ramię jego szat było również suche. Potem zakaszlał i powiedział z zakłopotaniem: – Nie masz czego się wstydzić, Potter. Nie jesteś pierwszym uczniem, który zlał moje szaty słonymi łzami. – Choć jesteś pierwszym uczniem, którego trzymałem w ten sposób.
- Nie… jestem?
- Nie. Byłem Opiekunem Slytherinu szesnaście lat i w tym czasie miałem jednego czy dwóch tęskniących za domem pierwszaków, płaczących przede mną albo sporadycznie ogarnięte obsesją na temat ocen dziewczyny.
Harry zagapił się na niego.
- Znaczy… dziewczyny płakały na twoim ramieniu z powodu ocen?
- Merlinie dopomóż, Astoria Mullin. Przyszła do mnie i błagała, żebym pomówił z profesor Burbage, bo nie mogła dostać nic poniżej P z mugoloznawstwa albo inaczej zaraz by paliła się ze złości. Co za melodramat! Ale miała ku temu ważny powód, jak odkryłem, gdy bliżej ją przepytałem. Jeśli nie miała akceptowalnych ocen, jej ojciec rzucał na nią klątwy.
- To okropne! Był mrocznym czarodziejem? Co wtedy zrobiłeś?
- Nie, nie był śmierciożercą, tylko okrutnym człowiekiem i tak mrocznym, jak mógł być w tym wypadku. Podjąłem kroki, by poinformować Czarodziejski Urząd Nieletnich, jak powinien zrobić nauczyciel, który udokumentował przypadek znęcania się nad nieletnim przez rodzica lub opiekuna i wzięli ją z domu.
- Możesz to zrobić?
- Oczywiście. To mój obowiązek. Mogę spróbować zrobić to samo w twoim przypadku, Harry, choć będzie pewnie trzeba pociągnąć za kilka sznurków, ponieważ twoi krewni to mugole. Pomówię z dyrektorem, gdy wróci. Zgadzasz się na to, Harry?
Harry skinął głową.
- Tak, do diabła. Znaczy, tak, proszę pana.
Severus zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem, dlaczego pozwolono ci wrócić do tego środowiska rok za rokiem. Czy kiedykolwiek wspomniałeś jakiemuś dorosłemu, jacy są twoi krewni?
- Raz… wspomniałem Dumbledore’owi, że nie chcę wracać do domu na koniec roku, że wolałbym zostać tutaj, ale powiedział, że muszę, więc wróciłem. Naprawdę nie wchodziłem w szczegóły, Sev – dodał, widząc, jak twarz profesora robi się ponura. – Po prostu powiedziałem, że mam mnóstwo zadań, nie mam dość odpoczynku albo tego typu rzeczy.
- I Albus nie zadawał kolejnych pytań? Nie pytał cię o nic więcej?
- Nie. Więc przestałem o tym mówić – przyznał cicho Harry.
- Ślepy stary dureń! W co on grał? Gdybyś porozmawiał o tym ze mną, profesor McGonagall albo jakimkolwiek innym nauczycielem, zbadalibyśmy sytuację. A potem poruszylibyśmy niebo i ziemię, by cię stamtąd wydostać.
- Szczerze? Raz powiedziałem nauczycielowi w podstawówce. Wezwała moją ciotkę i wuja, żeby z nimi porozmawiać, a oni powiedzieli, że jestem chronicznym kłamcą, że zawsze zmyślam bajki. Uwierzyła im i zostałem zamknięty w komórce na trzy dni bez jedzenia.
- Tu by się to nie stało. Zostałoby to przebadane przez Czarodziejską Radę ds. Nieletnich. Wiem, że nie jesteś przyzwyczajony do polegania na pomocy dorosłych, dokładnie jak ja, ale musisz zacząć nam ufać, Harry. Jesteś dla nas ważny… dla mnie. Wiem, że nie byłem dla ciebie sprawiedliwy i że reszta kadry mogła wydawać się… obojętna twojej sytuacji, ale gdybyśmy znali prawdę… Wszystko się teraz zmieni, Harry. Od teraz, jeśli masz problem, poważny czy nie, rozważ pójście do Minervy albo do mnie, żeby go rozwiązać, jeśli nie potrafisz zaradzić temu sam. Nie musisz znosić wszystkiego w ciszy.
Harry nieco skulił ramiona na karcący ton.
- Ty tak robisz.
Severus westchnął.
- Nie zawsze. A nawet jeśli, nie powinieneś mnie w tym naśladować, Harry. Jestem, jaki jestem przez okoliczności i konieczność – szpieg musi być na sobie polegać. Ale to nie oznacza, że nie potrzebuję z kimś porozmawiać od czasu do czasu. Jak Hagrid często mówi – jeśli podzielisz się problemem, wkrótce to już w ogóle nie jest problem. Pomyśl o tym, dobra?
- Tak. – Nerwowo przestąpił z nogi na nogę. – Severusie? Naprawdę chcesz dziś wieczorem skonfrontować się z ropuchą? Nie powinieneś nieco poczekać?
- W jakim celu? Im dłużej masz na sobie to obrzydlistwo, Harry, tym gorzej z tobą będzie.
- Wiem, ale… ona jest niebezpieczna. Niemal cię wylała. Co jeśli spróbuje ponownie? Nie chcę, żebyś stracił przeze mnie pracę.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego gniewnie.
- Harry, to ważniejsze niż zwyczajna posada nauczyciela. Ona używa mrocznej magii na uczniach, a to już przestępstwo. Zasługuje przynajmniej na więzienie, a jedynym powodem, dlaczego aurorzy jeszcze jej stąd nie wyciągnęli, jest fakt, że posiada przyjaciół na wysokich stanowiskach. – Warknięcie wykrzywiło rysy Snape’a przez krótką chwilę. – Użycie krwawego pióra na uczniu komukolwiek innemu zagwarantowałoby błyskawiczny proces, ale ponieważ Knot za nią poświadczył, dostała tylko pozew sądowy i lekkie ostrzeżenie. Ale to… nie pozwolę by to zamieciono pod dywan. To drugi raz, gdy popełniła tą samą zbrodnię – użycie mrocznego przedmiotu, żeby wymusić posłuszeństwo na dziecku.
- Nie mówię, że nie zasługuje na wyrzucenie tam, gdzie słońce nie dochodzi, Severusie, ale…
Mistrz Eliksirów położył szczupłą dłoń na chudym ramieniu.
- Nie martw się o mnie, pisklaku. Radziłem sobie  z gorszymi od niej i przeżyłem, by o tym opowiedzieć. O wiele gorszymi. Może być drobną, biurokratyczną, szaloną na punkcie mocy suką z piekła, ale w dniu, gdy nie będę umiał poradzić sobie z jej podobnymi będzie dniem, gdy oddam różdżkę i zapiszę się na pobyt w św. Mungo. – W jego oczach pojawił się ostry błysk, przez co Harry zadrżał.
- Co jej zrobisz? Przeklniesz ją?
- Tylko jeśli będzie zagrożeniem. Mam zaplanowane coś o wiele gorszego. – Uśmiechnął się diabolicznie. – Sądzi, że jest sprytna, chroniona pod szatami Knota. Ale nawet Knot musi podążać za prawami Ministerstwa. A złamała je już dwukrotnie. Jeden raz można to przeoczyć, ale drugi…
- Więc zamierzasz złożyć na nią donos?
- Tak. Rada Nadzorcza już ją obserwuje i nie będą zbyt zadowoleni, gdy odkryją, że wróciła do starych nawyków. Zamierzam bardzo dokładnie udokumentować twój przypadek, Harry, w tym świadków i może nawet zagrożę wysłaniem sprawy do gazety… ale tylko w ostateczności. Prawdziwą siłą mojej sprawy będzie prawo, które użyję, by wesprzeć moje twierdzenia. A znam je dobrze, lepiej niż ona.
- Skąd się ich nauczyłeś?
- Studiowałem Magiczne Prawo po tym, jak zdobyłem Mistrzostwo, żeby upewnić się, że żaden inny czarodziej nie ukradnie mi wynalezionego eliksiru. Znam prawo kontraktowe bardzo dobrze, jak również te prawa, odnoszące się do czarnej magii. Nie będzie miała się gdzie ukryć, bo mam niezbity dowód jej złego postępowania. – Severus skinął głową na nadgarstek Harry’ego.
Harry pozwolił sobie na niewielki złośliwy uśmieszek. To będzie interesujące. Bardzo interesujące.
- Skop jej tyłek w moim imieniu, Severusie. Mocno.
- Taki mam zamiar, Harry. A teraz chodź. Im wcześniej napiszę raport i zrobię zdjęcia, tym wcześniej będę mógł wykopać ją z pracy.
Harry chętnie za nim podążył.
- Uch, Sev? Mówiłeś coś o świadkach. O kogo chodzi?
- Minervę. Będzie sina z wściekłości, gdy pokażę jej mankiet, zarówno jako twoja Opiekunka Domu i jako animag. Będzie mnie wspierała aż do śmierci. – Właściwie to możliwe, że będę musiał nałożyć na nią zaklęcie wiążące, żeby nie zabiła tej ropuszej suki, pomyślał Severus z satysfakcją. Pani Dyktator Dolores, twój czas niemal się skończył i wkrótce Hogwart będzie na dobre wolny od twojego cienia. Ponieważ nikt nie krzywdzi mojego chowańca! Ani też przyjaciela!
Harry uśmiechnął się. Teraz Umbridge dowie się prawdy, którą znają wszyscy uczniowie – zadzieranie ze Snapem jest jak drażnienie Rogogona Węgierskiego – w każdym wypadku kończy się śmiercią.
Najpierw poszli do kwater Snape’a, gdzie Severus wziął aparat i zrobił kilka zdjęć samego mankietu, noszącego go Harry’ego, a potem wyjął kilka wyglądających oficjalnie dokumentów z szafki biurka i usiadł. Podał Harry’emu pergamin ze słowami Zeznanie Ofiary w łacińskim.
- Weź to i usiądź na kanapie. – Machnął różdżką, a stół powiększył się, żeby Harry mógł komfortowo siąść i pisać. – Chcę, żebyś spisał wszystko, co sobie przypominasz z wieczora szlabanu. Spróbuj przypomnieć sobie dokładnie, co powiedziała ci przed i po założeniu mankietu, Harry. To kluczowe zeznanie, więc bądź tak precyzyjny, jak to możliwe.
- Dobrze – powiedział Harry, po czym usiadł i również zaczął pisać. Mógł nie mieć tak dobrej pamięci jak Hermiona, ale szlaban u wiedźmy utkwił w jego głowie i pewnie już nigdy nie zapomni chwili, gdy założyła mu mankiet, tak jak zapomniał, że był czarodziejem.
Do czasu, gdy spisał całe wydarzeniem, jak również sposób, w jaki mankiet oddziaływał na niego fizycznie, psychicznie i magicznie, czuł się wypompowany, zmęczony i tłumił ziewnięcia.
Snape uniósł wzrok znad wypełnianych potrzebnych formularzy dotyczących Wykorzystywania Czarnej Magii przez Zarządcę Szkoły i zobaczył, że powieki nastolatka zaczynają opadać.
- Może położysz się na chwilę, Harry? Wciąż mam nieco papierkowej roboty nim pójdziemy odwiedzić profesor McGonagall. Potrzebujesz snu. Skończyłeś swoje zeznanie?
- Tak, profesorze – wymamrotał Harry, wskazując na pergamin. Był wyczerpany i czuł, że w połowie jest już w królestwie snu.
Severus przywołał go i położył z formularzami, które dopiero skończył wypełniać. Potem wstał i otulił drzemiącego nastolatka znajomym zielonym kocem, układając chłopca na kanapie z poduszką pod głową, żeby przez spanie w wykrzywionej pozycji nie zesztywniał mu kark.
Patrzył przez chwilę na chłopca. Ach, dzieciaku. Jesteś drugim największym błędem mojego życia, ale spróbuję ci to wynagrodzić najlepiej jak mogę, poczynając od teraz.
Snape wrócił do biurka, wciąż mając kilka dokumentów do wypełnienia, a dodatkowo artykuł do napisania dla Proroka, jeśli będzie konieczne publikowanie go, choć nie wyjawił imienia ucznia, którego Umbridge torturowała Mankietem Wiążącym. Ostatnią rzeczą, jakiej Potter potrzebował było więcej presji – dobrej, złej czy jakiejkolwiek innej. Wyciągnął spory tom, zatytułowany Magiczne Prawo i Ministerstwo i skopiował ograniczenie odnoszące się do używania mrocznej magii na nieletnich oraz przywołał kolejną książkę, która opisywała dokładnie, co robi Mankiet Wiążący i jak ograniczani byli przestępcy potrafiący animagię w przeszłości, póki Ministerstwo nie uznało ich za czarną magię i nie zniszczyło ich – najwyraźniej poza tym jednym.
Zastanawiał się, jak Ropucha położyła na nim swoje łapska, podejrzewając, że zawsze mógłby jej spytać, gdy dojdzie do konfrontacji. Musiał przyznać, że bardzo nie umiał się doczekać dania tej wiedźmie zasłużonego i długo opóźnianego kopa w tyłek.
Severus pozwolił Harry’emu spać przez półtorej godziny, nim obudził go i Mistrz Eliksirów skontaktował się z McGonagall przez sieć Fiuu.
- Mam do przedyskutowania z tobą pilną sprawę, Minervo – zaczął Severus bez zbędnych wstępów. – Dotyczy jednego z twoich Gryfonów.
Minerwa uniosła wzrok znad corocznego raportu kompetencji nauczycieli – jako Zastępca jej pracą było oceniać co roku kadrę, żeby zobaczyć, kto kwalifikuje się do awansu i tak dalej. Raport opierał się na wiedzy merytorycznej i stosowaniu do polityki szkolnej – właśnie skończyła pisać ten dotyczący Firenzo, dając mu ocenę Powyżej Oczekiwań, ponieważ centaur wykonywał godziwą pracę, będąc wybranym tak w połowie semestru.
- Co tym razem, Severusie? – westchnęła z irytacją, oczy ją bolały, więc zdjęła okulary do czytania i potarła je. – Jak wiele punktów mu lub jej odjąłeś i jak wiele szlabanów dałeś?
- Żadnego. To nie jest kwestia szlabanu. Chodzi o pewną Wielką Inkwizytor i pana Pottera. Możemy przejść?
- Tak.
Severus i Harry weszli do gabinetu opiekunki Gryffindoru – Harry kaszląc lekko, ponieważ nigdy naprawdę nie dopracował sztuki pełnego wdzięku przechodzenia przez Fiuu. Sadza zawsze jakoś dostawała się do jego nosa i na jego całe ciuchy.
Spojrzał na Opiekunkę, zerkającą na niego z odrobiną dezaprobaty i zastanowił się dlaczego, póki nie powiedziała:
- Potter, proszę, powiedz mi, że nie zrobiłeś jej żartu, czy czegoś równie głupiego. Nie znoszę tej kobiety, ale muszę starać się żyć z nią w zgodzie jak najlepiej potrafię, ponieważ jest moją przełożoną i jakieś małe wypadki nie pomogą się jej pozbyć. – Czarownica zmarszczyła nos.
- Właściwie, Minervo, może być sposób, by pozbyć się tej zarazy – wtrącił Severus. – Na zawsze.
- Jak? Wiesz, że nie aprobuję trucizny.
- A co powiesz na długi pobyt w Azkabanie za ponowne użycie mrocznego przedmiotu na nieletnim?
- Co masz na myśli, Severusie? Z pewnością nie odważyłaby się… nie po pozwie…?
- Z pewnością odważyłaby się, Minervo. Panie Potter, proszę jej pokazać.
Severus skinął ręką i Harry podszedł do McGonagall i podwinął rękaw, ujawniając srebrny mankiet i bandaż będący pod nim.
McGonagall zesztywniała, gdy go zobaczyła, a jej oczy stały się jak kamień.
- Wielki Merlinie! Ależ one zostały wszystkie zniszczone! Gdzie ona go znalazła? I jak śmiała… jak śmiała nałożył Mankiet Wiążący na nowego animaga? – Na twarzy miała wyraz całkowitego wstrętu, a policzki zarumienione w gniewie.
Harry nigdy nie widział u niej takiego spojrzenia.
- To jest… niewybaczalne! Takie wiązanie początkującego animaga, a ponadto takiego, który nawet nie jest pełnoletni! Panie Potter, dlaczego od razu nie przyszedł pan do mnie mi to pokazać? Jak długo ma pan to… coś na sobie?
- Osiem dni, jak sądzę.
- Osiem dni! Wić musiał oddziaływać na twoją magię i… dlaczego ma pan zabandażowany nadgarstek?
- Mankiet… palił mnie i wywołał wysypkę z pęcherzami. Ale profesor Snape mnie uleczył. Przepraszam, że nie przyszedłem do pani wcześniej, ale sądziłem… że miała pozwolenie na zrobienie tego. Nie wiedziałem, ze to coś mrocznego, pani profesor, ani że to zakazane.
- Nie, oczywiście, nie wiedziałeś. Nigdy tego z tobą nie przedyskutowałam, a Mankiety Wiążące powinny być wszystkie zniszczone w okolicach zeszłego stulecia, kiedy Ministerstwo uznało, że są skażone czarną magią i nieodpowiednie do użycia. – Usta nauczycielki transmutacji wciąż zaciskały się w ponurą linię. – Ale podejrzewam, że Jej Królewska Świetność i Potężność Umbridge uważa, że wie najlepiej, jak radzić sobie z takimi przedmiotami i może ignorować wybrane zasady.
- Już nie – oświadczył chłodno Severus. – Mam tu wszystkie potrzebne dokumenty, Minervo, żeby wezwać Radę Nadzorczą i Ministralne Biuro ds. Nadużyć Znanych Mrocznych Obiektów. Potrzebuję tylko twojego oświadczenia, tu i tu… - wskazał dwa osobne kawałki pergaminu z miejscami do podpisu świadka i spisania oświadczenia. - …że widziałaś na własne oczy mroczny obiekt użyty na nieletnim i będziesz zeznawać przed Wizengamotem, że tak było.
Minerva chwyciła pióro z biurka i zaczęła gwałtownie pisać.
- No i jest! Chciałbyś, żebym coś jeszcze zrobiła, Severusie? Chcesz, żebym ją przytrzymała, gdy będziesz ją wyklinał z powrotem do piekła, skąd przylazła?
- Niestety nie. Jeśli mam popełnić morderstwo, wolałbym, żeby to było w jasnej samoobronie. Ale chcę, żebyś poczekała na zewnątrz i oszołomiła ją, jeśli będzie próbowała mnie zobliviatować. Skonfrontuję się z nią dziś wieczorem, po tym, jak wyślę wszystkie dokumenty do Ministerstwa i Rady. Zrobiłem dla niej kopie i kolejną dla siebie. Spróbuję zmusić ją do zdjęcia mankietu, nim zaprezentuję jej dokumenty. Albo po tym, ale w każdym wypadku zostanie zdjęty – oświadczył mrocznie Snape. Nawet jeśli będę musiał użyć Legilimencji, żeby wyrwać odpowiednią komendę z jej umysłu. Nie było to coś, co chciałby robić, ponieważ zbyt mu to przypominało o Czarnym Panu, ale jeśli wiedźma odmówi współpracy…
- Ach, cóż, moja oferta wciąż aktualna. – Spojrzała na Harry’ego, który patrzył na nią podejrzliwie. – Proszę się nie martwić, panie Potter. Do wieczora zdejmiemy z pana to paskudztwo albo dowiem się, dlaczego. – Harry skinął głową, po czym pochylił głowę w ruchu przypominającym jastrzębia, którym kiedyś był i powiedział bez zastanowienia: – Profesorze, jeśli nie pozwoli pan pani profesor McGonagall skopać tyłek tej suki, to niech przynajmniej mi pan na to pozwoli. Jestem jej to winny.
- Język, młody człowieku! – warknęli automatycznie obaj nauczyciele.
Harry zarumienił się po końcówki uszu i wymamrotał przeprosiny.
Severus naskoczył na niego.
- Masz się trzymać od tego z daleka, Potter, czy mówię jasno? Zanotowałem twoją ofertę, ale poradzę sobie z nią najlepiej bez angażowania ciebie. Będę miał mniejszą szansę rozproszenia, jeśli spróbuje mnie przekląć.
- Wiem, profesorze, ale…
- Bez sprzeciwów, Potter. Chcę twoją różdżkę – nie będziesz się wtrącał.
Szczęka Harry’ego zacisnęła się. Przez chwilę był zły na Snape’a. Mężczyzna był teraz tak nadopiekuńczy, a on przecież nie był dzieckiem, na litość Merlina! Ale potem zdał sobie sprawę, że Snape wydał taki rozkaz, ponieważ był zaniepokojony bezpieczeństwem Harry’ego, o które nigdy tak naprawdę żaden dorosły nie dbał, a to wywołało u niego szczęście.
- Obiecuję. Na honor czarodzieja, proszę pana.
Snape odprężył się odrobinę.
- Dobrze. Minervo, spotkamy się po kolacji, tak samo z panem Potterem. Umbridge zwykle wraca wtedy do swoich kwater, prawda? Chcę zafiukać do środka i tam czekać. Zaskoczenie jest konieczne.
Minerva posłała mu zaciekły uśmieszek.
- Oczywiście. Niech zacznie się gra.
Ponieważ wciąż zostało kilka godzin do kolacji, Harry zdecydował pójść torbę z zadaniami do nadrobienia i pozwolić Snape’owi ją przejrzeć. Wrócił do wieży Gryffindoru i odkrył, że większość jego współdomowników jest nieobecnych, chodzą po błoniach i cieszą się niespodziewanie słonecznym dniem. Wszyscy poza Ronem i Lavender, którzy obściskiwali się na kanapie, gdy Harry przeszedł przez dziurę w portrecie.
Dwójka zarumieniła się z poczuciem winy i rozdzieliła się, po czym Lavender wymamrotała coś o poprawieniu fryzury i wbiegła do dziewczyńskiego dormitorium po szczotkę, zostawiając Rona i Harry’ego samych.
- Och, to ty, Harry. Przez sekundę myślałem, że to McGonagall – powiedział Ron, wzdychając z ulgą. – Gdzie byłeś? Uczyłeś się w bibliotece?
- Nie. Byłem… uch, po poradę w sprawie przyszłej kariery – skłamał gładko Harry. I jak wnieść oskarżenie przeciw szalonej wiedźmie. – Teraz muszę nadrobić nieco pracy domowej. Profesor Snape powiedział, że mi pomoże.
Szczęka Rona opadła.
- Huh? Od kiedy… od kiedy pytasz o pomoc Snape’a?
Harry udał, że nie słyszy i wezwał torbę lekkim machnięciem różdżki. Naprawdę nie chciał sprzeczać się z Ronem, więc powiedział tylko:
- Powiedział, że pokarze mi, jak lepiej uszeregować czas pod względem ważności i szybciej się uczyć.
Ron zakaszlał i prychnął.
Harry odwrócił się i wyszedł przez dziurę w portrecie.
Ron podążył za nim.
- I wierzysz mu? Naprawdę sądzisz, że ten tłusty nietoperz z lochów ci pomoże? Przeklął cię czy coś takiego?
Harry zatrzymał się i odwrócił.
- Nie, Ron, nie przeklął mnie. Właściwie to ja jego poprosiłem.
- Dobrze się czujesz, Harry? Ponieważ musiałeś oszaleć, żeby zaufać Snape’owi z pomocą.
- Dlaczego? – zapytał cicho Harry, zaciskając szczękę. Naprawdę nie chciał teraz radzić sobie z upartością Rona. – Jest nauczycielem, pomoc mi jest jego pracą.
- Jakby kiedykolwiek go to obchodziło. Nienawidzi Gryfonów i ciebie.
- Nie, to nie prawda. Uratował moje życie, gdy byłem jastrzębiem. Dwukrotnie.
- Tylko dlatego, że nie wiedział, kim byłeś. W innym wypadku zostawiłby cię na śmierć.
- Nie. Mylisz się. Są rzeczy, o których nie masz pojęcia, Ron. On nie jest wrogiem. Umbridge nim jest,
- Prawda. Ta dwójka jest pewnie ze sobą w zmowie.
- W zmowie?! – krzyknął wściekły Harry. – Cholerny dupku, on walczy przeciwko niej! Nienawidzi jej tak mocno jak my! To on powstrzymał ją przed używaniem krwawego pióra, on zgłosił to Radzie Nadzorczej. Gdyby był z nią w zmowie, jak ty sądzisz, dlaczego, do diabła, miałaby go próbować aresztować za porwanie mnie? Huh? Czy to ma jakikolwiek sens? Postawiła w gotowości aurorów, żeby zabrali go do Azkabanu. Wiem, bo tam byłem!
Ron wzruszył ramionami.
- Może to ustawione. Wiesz, że Ślizgoni są chytrzy i cwani, a on jest najgorszego sortu.
- Nie bądź durniem, Ron! To nie było ustawione. Umbridge chciała się go pozbyć, tak jak chciała pozbyć się Trelawney i każdego, kto nie pasował do jej tak zwanych standardów. Spójrz, co zrobiła Dumbledore’owi, na litość Merlina! Wykopała go z jego własnego cholernego zamku! Jednak Snape nie pozwolił jej się zastraszyć, więc zdecydowała go wyrzucić.
 - Może będzie lepiej bez niego. Znaczy, Firenzo jest o wiele lepszym nauczycielem niż kopnięta Trelawney.
Harry zacisnął pięści.
- Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale zachowujesz się jak cholerny dureń, Weasley! Czyli uważasz, że ropucha może sobie po prostu biegać po szkole i wyrzucać ludzi, jak jej się podoba.
- Od kiedy stałeś się obrońcą Snape’a, Harry? Zmieniłeś się w Ślizgona, gdy zrobił cię swoim chowańcem, huh? Chcesz teraz zamieszkać w lochach i stać się wężem? Gryffindor nie jest już dla ciebie wystarczający?
- O czym ty bredzisz? Nigdy tego nie powiedziałem. Wyciągasz pochopne wnioski. Tylko dlatego, że jestem przyjacielem Snape’a, nie znaczy, że chcę stać się Ślizgonem. Można być przyjacielem z kimś z innego Domu – wykłócał się Harry.
- Z pewnością, jeśli chcesz być zdrajcą – warknął Ron, a jego oczy nagle stwardniały.
 - Nie jestem zdrajcą, Weasley!
- Jesteś, jeśli nazywasz tego tłustego dupka przyjacielem! W ogóle kto słyszał, by uczeń przyjaźnił się z profesorem? Jest zbyt stary, niczego nie pojmuje i żyje tylko dawaniem szlabanów i zadań domowych.
- Mylisz się. Profesor Snape jest bardzo dobrym przyjacielem. Nie tylko dlatego, że uratował mi życie, ale ponieważ rozumie pewne rzeczy jak nikt inny. Nie jest tłustym dupkiem, którym go nazywasz, Weasley! Nie wiesz połowy z tego, co zrobił dla wszystkich z zamku i ja też nie mogę ci powiedzieć, ale gdybyś się dowiedział, plułbyś sobie w brodę, że kiedykolwiek stwierdziłeś, że jest powiązany z Królową Ropuch!
- Nie, nie żałowałbym tego. Ponieważ on jest Ślizgonem, a wszyscy w tym Domu są mroczni.
- To po prostu głupie uprzedzenia! – krzyknął Harry. – Nie wszyscy Ślizgoni są źli, tak jak nie wszyscy Gryfoni są bohaterscy.
- Zdrajca! – wypluł Ron.
- Wiesz, kogo mi teraz przypominasz, Ron? Malfoya, który uważa, że twoja rodzina jest żałosna, bo jesteście biedni i nigdy was na nic nie stać. Osądza książkę po okładce, a ty robisz to samo z Severusem.
Ron wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Severusem? Więc teraz jesteście na ty? Jakie to poufałe! Jak śmiesz porównywać mnie do tego… tego aroganckiego chuja, Potter? Cofnij to albo przysięgam, że cię przeklnę! – Jego dłoń znalazła się na różdżce i piorunował Harry’ego wzrokiem, jakby chciał go nim zabić.
Harry odpowiedział wściekłym spojrzeniem, ale nie wyciągnął różdżki.
- Powiedziałem tylko prawdę. Wybacz, że ci się nie podoba. Odłóż swoją cholerną różdżkę, bo nie zamierzam z tobą walczyć. Mam wystarczająco wrogów bez dodawania cię na listę.
- Więc boisz się ze mną walczyć? Boisz się, że skopię ci twój kochający Ślizgonów zad?
- Nie. Boję się, że cię skrzywdzę, dupku! Może się przejdź, co? – warknął Harry. – Albo lepiej ja się przejdę. Żeby mnie nie kusiło roztrzaskać ci głowy o ścianę. – Odwrócił się od wzburzonego rudzielca i zaczął iść korytarzem.
- Idź dalej, Potter! Wracaj do swoich podłych Ślizgońskich kumpli! – krzyknął za nim Ron.
Harry wzdrygnął się na jad w głosie chłopaka i miał nadzieję, że Ron pozbędzie się zazdrości, czy co go tam uwiera, ponieważ póki co nie mógł znieść przebywania w jego pobliżu. Zbiegł po schodach i przez salę wejściową do lochów, zdenerwowany tym, że Ron odmówił dostrzeżenia czegoś poza jego własnym zawężonym punktem widzenia. Dokładnie jak Syriusz, pomyślał wściekle Harry. Nie mam teraz czasu na to gówno. Muszę się uczyć i zrobić resztę zadań.
Przybył do apartamentu Severusa lekko zdyszany i wciąż zirytowany Ronem. Zmusił się do wzięcia głębokiego wdechu, a potem kolejnego, aż się nie uspokoi. Dopiero wtedy wszedł do kwater Snape’a, wymawiając hasło.
Severus uniósł wzrok, gdy Harry wszedł do środka, od razu zauważając złość w oczach chłopca i napięcie jego ramion.
- Coś się stało, Harry?
- Nie. Naprawdę nic, z czym nie umiałbym sobie poradzić. – Przelewitował torbę do Severusa i zajął miejsce na kanapie, podczas gdy Snape przebadał książki i zadania.
Severus uniósł brew, czując, że coś kłopocze młodego czarodzieja, ale wolał pozwolić Harry’emu na nieco przestrzeni, by rozwiązać własne problemy – podejrzewał, że byli nim jacyś jego współdomownicy, ponieważ chłopak jeżył się ze wzburzenia niczym jeż. Cóż, sprzeczki między dorastającymi ludźmi, nawet w tym samym Domu, były niczym nowym i nie będzie interweniował, póki nie pójdą w ruch różdżki lub uderzenia. To była część dorastania, a on był nauczycielem, nie nianią.
Jednak, gdyby Harry był załamany przez wspomnianą sprzeczką, nalegałby, żeby chłopak powiedział mu, co było nie tak, ponieważ to mogło być szkodliwe dla zdrowia Harry’ego. Ale nie był to taki przypadek. Harry był bardziej zirytowany niż smutny i bardzo wyraźnie nie chciał wchodzić w szczegóły. Więc Snape mu na to pozwolił i skoncentrował się na pomaganiu mu z nagromadzonymi zadaniami.
Godzinę później Severus zorganizował wszystko w stosy – Bardzo Ważne, Ważne i Ledwie Konieczne do Zaliczenia. W kupce Bardzo Ważne była transmutacja, eliksiry, zaklęcia i obrona przed czarną magią. W stercie Ważne było zielarstwo, astronomia i opieka nad magicznymi stworzeniami. Ledwie Konieczne zawierały historię magii i wróżbiarstwo.
- Harry, chodź tu – zawołał Severus. Chłopak wstał i podszedł do biurka Snape’a. – Spójrz, zorganizowałem twoje zajęcia według ważności, co oznacza, że te powinny bardziej cię angażować w nauce, żebyś zdał SUM-y i w następnym roku dostał się na zajęcia na poziomie OWTM-ów. Rozmawiałeś już z Minervą na temat sugerowanej kariery?
- Uch… tak jakby. Zapytała, co uważam, że chciałbym robić i powiedziałem jej, że chciałem być aurorem.
Severus westchnął.
- Podczas gdy jest to… niezbyt zaskakujące wyznanie, mogę spytać, dlaczego wybrałeś akurat tą drogę?
- Umm… Nie wiem… to wydaje się… świetny zawód i… mój tata nim był… więc… - urwał z niezręcznością, ponieważ prawda była taka, że nie myślał wiele o tej sprawie, gdyż wciąż miał dwa lata do skończenia szkoły, a musiał coś robić, gdy ją ukończy.
- Większość chłopaków w twoim wieku uznaje zawód aurora za ekscytujący i prestiżowy. Ale taki nie jest. To niebezpieczna praca, a nie ma w niej chwały czy przygody. Znałem kilku aurorów i wszyscy mieli szalone godziny pracy, przychodzili do domu wyczerpani, ranni i bardzo niewielu miało rodziny. Myślę, że powinieneś pomyśleć uważnie, jeśli to jest to, co chcesz robić, Harry.
- Och. Nie wiedziałem… że tak jest naprawdę. Tylko myślałem… że jedyne co się robi to łapanie mrocznych czarodziei.
- Tak myśli większość czarodziei w twoim wieku – powiedział Severus. – Mogę zasugerować inną karierę? Z tego, co zaobserwowałem, wydajesz się mieć cierpliwość i raczej spokojne usposobienie, jeśli nawet nieco impulsywne, determinację i chęć współpracy z innymi. Masz też wrodzony talent do obrony. Czy kiedykolwiek rozważyłeś nauczanie obrony, Harry? Sądzę, że byłbyś przyzwoitym profesorem, a jest to mniej niebezpieczne, lecz równie satysfakcjonujące, co bycie aurorem. Przyznaję, płaca nie jest tak dobra, ale jedynym codziennym niebezpieczeństwem tej pracy są hormonalnie niestabilne nastolatki, które będziesz chciał udusić, zamiast niebezpiecznych dla otoczenia szaleńców. Wiem, niewielka różnica, ale sądzę, że mógłbyś o tym pomyśleć.
Harry rozważył to. Nigdy wcześniej o czymś takim nie myślał. To, co powiedział Snape było prawdą, lubił obronę, uważał ją za jeden z najlepszych przedmiotów i nie miał nic przeciwko pokazywaniu innym Domownikom, jak rzucać pewne zaklęcia i zawsze był niezadowolony z wszystkich nauczycieli obrony poza Lupinem, choć fałszywy Moody był całkiem dobry, aż do momentu nauczania Niewybaczalnych. Ja… profesorem? Chyba… to jakaś możliwość.
- Naprawdę sądzisz, że byłbym dobrym nauczycielem?
- Tak. Prawdopodobnie lepszym niż ja. Mam bardzo mało cierpliwości dla tych, którzy nie łapią tak szybko pojęć i w kółko robią głupie błędy. To dlatego rozważam wzięcie praktykanta, żeby on lub ona mogli nauczać pierwsze, drugie i trzecie klasy, a mi zostawili starszych i poważniejszych uczniów, którzy naprawdę chcą się uczyć eliksirów.
- Więc nie lubisz nauczania?
- Przeciwnie, lubię nauczać tych, którzy okazują zainteresowanie i zdolności, a nie marnują mojego czasu wydurniając się albo nie wykazując zdolności czy skłonności do nauki. Eliksiry to moja pasja, są one wymagające, subtelne i pełne precyzji i są ludzie, który je rozumieją, ci, którzy się w nich wyróżniają oraz ci, którzy są beznadziejnymi przypadkami, jak Longbottom, i oni nie powinni zostać dopuszczeni w pobliże kociołka. Wiem, że większość z was uważa moje metody za ostre i takie są, ponieważ próbuję wyłowić tych, którzy się do tego nie nadają. Wiele razy kłóciłem się z dyrektorem, że eliksiry powinny być obowiązkowe dopiero od trzeciego roku, a po nim ci, którzy nie są zainteresowani albo nie potrafią warzyć, choćby ich życie od tego zależało, nie powinni się ich podejmować, ponieważ mikstury i eliksiry robią się coraz bardziej złożone i nigdy nie będą w stanie sobie z nimi poradzić oraz przy tym są niebezpieczeństwem dla otoczenia oraz powodem mojego bólu głowy, a bez przerwy muszę nad nimi czuwać. Uwielbiam mój przedmiot i nie znoszę patrzeć, jak jest masakrowany przez niekompetentnych, nieuważnych i marnych uczniów. To mnie doprowadza do szaleństwa. – Profesor potrząsnął głową żałośnie. – Jestem perfekcjonistą, temperamentnym perfekcjonistą, zawsze nim byłem i zawsze będę. Niektórzy mogą powiedzieć, że nie powinienem uczyć i może mają rację. Ale ja bym powiedział, że powinienem uczyć tych, którzy naprawdę chcą się uczyć, a wtedy będę zadowolony i nie tak złośliwy.
- To mogłoby zadziałać – uznał Harry. – Więc, mam najpierw zrobić pracę domową z kupki Bardzo Ważne?
- Tak. Skończ to, a potem zajmij się następną, ale pamiętaj, zrób zarys esejów nim zaczniesz je robić, żebyś skupił się na głównych punktach, jak również mógł przejrzeć rozdziały dla najważniejszych części i zrobić notatki, ale nie martw się nimi za bardzo, bo nie potrzebujesz tych przedmiotów do stania się profesorem albo aurorem, jeśli to wybierzesz.
Podał Harry’emu wszystkie stosy zadań, każde owinięte wstążką, by się nie rozleciały.
- Im bardziej jesteś zorganizowany, tym łatwiej będzie ci się uczyć. Jednak dała ci najbardziej herkulesowe zadanie, co prawdopodobnie zamierzała od samego początku.
- Chce złamać moją różdżkę, to jest pewne. Dziękuję, profesorze.
- Nie ma za co. – Nauczyciel zerknął na zegar nad kominkiem. – Niemal czas na kolację. Po niej spotkamy się tutaj i pójdziemy do gabinetu McGonagall, po czym skonfrontujemy się z ropuchą w jej norze.
- Dobrze. Do zobaczenia później. – Harry wyszedł, kierując się z powrotem do swojego dormitorium, by odłożyć książki, a potem ruszył na kolację z Hermioną. Przez cały posiłek Ron nie odzywał się w ogóle do Harry’ego, a Potter również potraktował go milczeniem.
Hermiona popatrzyła od jednego do drugiego i jęknęła.
- Nie mówcie. Pokłóciliście się.
Ron prychnął i wymamrotał coś, co brzmiało jak:
- Wspaniała dedukcja, Hermiono. Skąd przyszedł ci ten pomysł?
Spiorunowała go wzrokiem.
- Nie odpowiem na to, ponieważ odpowiedź jest oczywista. – Odwróciła się do jedzenia swojej potrawki z mięsa mielonego i ziemniaków. Chłopcy! Czasami zwyczajnie chciała trzepać ich w głowy, póki nie dostrzegą sensu.
Harry zjadł tyle, ile mógł, czyli niewiele, po czym ruszył do kwater Severusa.
Dolores Umbridge właśnie nalała sobie filiżankę herbaty jaśminowej do swojego nowego różowego kubka w kotki i usiadła z mrożonym ciastek i swoim najnowszym czarodziejskim romansem Wściekła Pół-krwi Kochanka Dyrektora, gdy jej kominek rozpalił się zielenią i profesor Snape z jej najmniej lubianym uczniem, Harrym Potterem, wyszli z paleniska.
Szybko ukryła nowelę pod stertą raportów i odchrząknęła.
- Ekhm! Ekhm! Co pana tu sprowadza, profesorze Snape? I pana Pottera? Muszę powiedzieć, że pana maniery pozostawiają wiele do życzenia. Normalnie używa się drzwi i prosi o pozwolenie, nim się wchodzi do pomieszczenia. – Posłała każdemu mrożące w żyłach spojrzenie.
Severus spojrzał na nią jak gdyby nigdy nic. Harry poczuł, jak jego serce przyspiesza, gdy magia Snape’a zalała falą pomieszczenie w potoku ledwie powstrzymywanej furii. Zastanawiał się, jak to możliwe, że Umbridge tego nie czuła.
W końcu przemówił Mistrz Eliksirów.
- Normalnie, Dolores, miałabyś rację. Jednak, rozszerzam zwyczajową uprzejmość tylko na tych, którzy na to zasługują.
Prychnęła rozzłoszczona.
- I uważasz, że ja na to nie zasługuję?
- Nie, ponieważ zrobiłaś coś niewybaczalnego, córo piekielnych demonów, i użyłaś czarnej magii, by związać magię nieletniego. – Sięgnął ręką do tyłu i zacisnął ją na nadgarstku Harry’ego, pociągając chłopca do przodu.
- Ja? Ja użyłam czarnej magii? Kłamiesz, Severusie Snape!
- Naprawdę? Więc czym nazwiesz to? – Severus podciągnął rękaw Harry’ego, ujawniając Mankiet Wiążący. Umbridge utraciła swoją próżność i zrobiła się ziemisto blada. Nie wyglądała ładnie.
- Jak… jak to się u ciebie znalazło? – zapytała słabo.
- Wiesz, ja to się u mnie znalazło – warknął Harry. – Nałożyłaś mi to podczas pierwszego szlabanu, żebym nie mógł się zmieniać.
- Jesteś niezarejestrowanym animagiem – oświadczyła Umbridge. – Moim obowiązkiem jest powstrzymanie cię!
- Powstrzymanie go? – przerwał jej Severus, a jego czarne oczy zapłonęły. – Tak, jak zrobiłabyś z przestępcą, madame? Do tego używane były mankiety wiek temu. Ale pan Potter nie jest przestępcą – jest uczniem i początkującym animagiem, a użycie tak obrzydliwego przedmiotu jest surowo zakazane!
- Jestem urzędniczką Ministerstwa, profesorze Snape, więc taki przedmiot może być użyty przeze mnie według mojego uznania – chełpiła się Umbridge.
Oczy Severusa zwęziły się.
- Gdzie to jest zapisane, kobieto? Znam prawo Ministerstwa, a ono nie dopuszcza do dowolności użycia zakazanych czarnomagicznych przedmiotów. Ten mankiet taki jest i nawet nie próbuj udawać, że nie wiedziałaś. Nie tylko powstrzymuje animaga od przemiany, osłabia też magię i ostatecznie doprowadza do jej wykończenia. A jednak uznałaś za dobre użyć tego obrzydlistwa na dziecku! Jesteś podła, Umbridge!
- Jak śmiesz zwracać się do mnie w ten sposób, Snape? Oskarżę cię o zniesławienie i wyrzucę z tej szkoły.
Severus prychnął.
- Postaw mnie przed sądem, Umbridge, we wszystkich tych słów znaczeniu. I kiedy stanę przed Wizengamotem, ujawnię, jak rozmyślnie torturowałaś i raniłaś kilku uczniów tej szkoły podczas swoich tak zwanych szlabanów przy użyciu krwawego pióra, a teraz Mankietu Wiążącego. Czy będą chętni przymknąć na to oko? Sądzę, że nie, sadystyczna harpio!
- Nie możesz tego udowodnić, Snape! To twoje słowo przeciwko mojemu, a ty jesteś byłym śmierciożercą, podczas gdy ja jestem wysoko we względach Ministra oraz jego Podsekretarz. Oskarż mnie, a zobaczymy, jak idziesz w odstawkę! – Jej maleńkie oczy zabłysły tryumfem.
Harry miał ochotę przekląć jej usta, ale pozostał cicho za Mistrzem Eliksirów. Przysiągł, a poza tym, Severus nieźle sobie radził z doprowadzaniem wiedźmy do rozmiaru wróżki.
- Nigdy nie oskarżałbym bez dowodu, a to jest większy dowód niż potrzebuję. – Wskazał na nadgarstek Harry’ego. – Chcę, żebyś jeszcze dziś zdjęła to ohydztwo, Umbridge! W innym wypadku ujawnię całą twoją wspaniałą politykę administracyjną opinii publicznej i zobaczymy, co pomyślą i nich rodzice tych dzieci. Wątpię, by zgodzili się z twoimi metodami dyscyplinowania, Umbridge! A w razie gdybyś myślała mnie przechytrzyć, już wypełniłem wstępne oskarżenie dla Rady Nadzorczej i kolejne w ministralnym Departamencie Nadużycia Mrocznych Przedmiotów.
Pstryknął palcami i dokumenty pojawiły się w jego dłoni. Pochylił się nad biurkiem i rzucił jej je w twarz, a jego mroczne oczy zabłysnęły.
- Ten dokument podpisany jest przez świadka Minervę McGonagall, która również widziała mankiet, którym związałaś pana Pottera. Gdy rozmawiamy, pracownicy Ministerstwa przeglądają mój list i towarzyszące mu zdjęcia. Poczekamy na ich odpowiedź, czy zrobisz coś sensownego i zdejmiesz mankiet?
Umbridge była teraz biała jak kreda, ale jej oczy sypały skry.
- Naprawdę myślisz, że możesz przyjść tu i grozić mi, Severusie Snape? Muszę tylko powiedzieć, że rzuciłeś Imperio na McGonagall, zobliviatować pana Pottera i powiedzieć, że znalazł pan fałszywych świadków przeciwko mnie, a zarzuty zostaną wycofane. Widzi pan, profesorze, moja władza jest tu absolutna. – Posłała mu toksyczny, słodki uśmiech.
- Żadna władza nie jest absolutna, wiedźmo. Zwłaszcza nie twoja. – Severus obnażył zęby w dzikim uśmiechu, jak wilk, który zamierzał rozszarpać gardło intruzowi. – Jeśli spróbujesz użyć Obliviate albo tego typu zaklęcia, artykuł, który napisałem, dokumentujący twoje pełne terroru panowanie, zostanie opublikowany, zarówno w Proroku, Żonglerze, jak i każdej innej gazecie w Brytanii. Nie przeżyjesz gwałtownej reakcji, a twoja szansa na solidną karierę polityka zostanie zniszczona. Wciąż chcesz grać w Eksplodującego Durnia, Dolores?
Umbridge zatrzęsła się z furii.
- Nie możesz mi tego zrobić! Jestem Wielką Inkwizytor! Moje słowo jest prawem! On jest brudnym animagiem – duszą bestii uwięzioną w ludzkim ciele. – Wskazała na Harry’ego długim palcem. – Musi być kontrolowany, bo w innym wypadku którejś nocy oszaleje i wszystkich zamorduje.
- Masz urojenia, kobieto. Animag nie jest bestią uwięzioną w ludzkim ciele, ale człowiekiem, który może czasowo przyjąć zwierzęcą formę i przy tym zachowuje swój własny umysł. Twoja chora potrzeba panowania nad dziećmi cię do tego doprowadziła, Umbridge, A teraz, ostatni cholerny raz mówię, zdejmij mankiet… albo zobaczysz, na co stać byłego śmierciożercę!
Snape jednak nie wyciągnął różdżki. Nie potrzebował. Zwyczajnie wskazał palcem i pozwolił swojej magicznej aurze ruszyć do przodu, pozwalając ubranej w róż wiedźmie poczuć jego wrogość i tajemniczą moc, która jej towarzyszyła. Nigdy nie wydawała się bardziej śmiertelna, jak żmija gotowa do ataku. Albo jastrząb mający sfrunąć na smaczny kawałek królika.
Umbridge cofnęła się, potykając się o swoje brokatowe krzesło.
- Nie ośmieliłbyś się! – Wyciągnęła różdżkę
Snape leniwie machnął palcem.
Różdżka Umbridge została wyrwana z jej dłoni.
Wow! Nie wiedziałem, że potrafisz rzucić Expelliarmus bezróżdżkowo! – pomyślał Harry z podziwem.
Snape wzniósł się nad wiedźmą, całą swoją straszną mrocznością i rozmiarem, jak duch pomsty.
- Jestem byłym śmierciożercą, suko – oświadczył lodowatym tonem. – Ośmielam się robić wszystko. Masz dziesięć sekund, nim rzucę na ciebie klątwę Tysiąca Skrzydeł, Umbridge.
- Co to jest? – Próbowała obejść biurko, by odzyskać różdżkę.
Severus zablokował ją.
Snape uśmiechnął się żarłocznie.
- To klątwa, która sprawia, że tysiące uskrzydlonych stworzeń atakuje cel na głos rzucającego… i rozrywa go na strzępy. – Oczy Umbridge rozszerzyły się w przerażeniu. – Zobaczymy, jak szybko potrafi pani biegać, Wielka Inkwizytor? A może zdejmiesz mankiet?
- Wkrótce zobaczę cię w Azkabanie, Snape!
- Raz…
Umbridge dalej stała prowokująco, ale jej dłoń zadrżała.
- Dwa…
Severus posłał jej wściekłe spojrzenie, które upodabniało go do wściekłej mantykory.
- Trzy…
Machnął dramatycznie ręką, a wtedy nadszedł podmuch powietrza oraz dźwięk uderzających skrzydeł.
- Pospiesz się, Dolores. Cztery…
Trzaski skrzydeł zrobiły się głośniejsze.
Umbridge zachwiała się, drżąc.
- Nie… nie… Severusie, proszę…
- Pięć…
- Nie… Nie mogę ich znieść… okropne latające potwory…
- Sześć… - liczył nieustępliwie Snape.
Dolores rzuciła się po swoją różdżkę.
- Siedem…
Potknęła się o krzesło i wylądowała u stóp Snape’a, rozciągając się na kolanach.
- W porządku! Zrobię to! Tylko skończ liczyć, do cholery!
- Osiem…
- Przestań! Przestań! Obiecuję, że to zrobię!
- Dziewięć… Przysięgnij, ropusza suko, na swoją magię i honor czarodzieja, jeśli jaki masz.
- Przysięgam! Na moją magię i honor czarownicy! – zaszlochała Umbridge, gdy cień skrzydeł zaczął być widoczny i kilka skrzydlatych cienistych kształtów zaczęło się pojawiać we wnętrzu biura.
- Uwolnij Pottera od mankietu.
Umbridge wskazała na chłopca różdżką, wypowiedziała słowo, mankiet otworzył się, a Harry potrząsnął mocno nadgarstkiem i mankiet spadł na podłogę. Potoczył się i zatrzymał przy butach Snape’a, który szybko go podniósł.
- Zatrzymam go. Będzie dowodem w procesie przeciwko tobie, Dolores Jane Umbridge, za umyślne użycie czarnej magii na dziecku będącym pod twoją opieką, a dokładnie Harrym Jamesie Potterze.
- CO? – zaskrzeczała Umbridge. – Ale… zdjęłam mankiet, Snape.
- Tak, ale nigdy nie powiedziałem, że oskarżę cię o celowe narażenie na szwank nieletniego, czyż nie? W tym momencie potrzebne dokumenty są w drodze do odpowiednich władz i w każdej chwili powinnaś zostać odwiedzona przez aurorów Tonks i Moody’ego.
Zbyt późno Umbridge dostrzegła, jak została zmanipulowana, by ujawnić swój prawdziwą twarz temu mężczyźnie i Harry’emu, który stał, będąc wszystkiego świadkiem.
- Drań! Będziesz żałować tego dnia, Severusie Snape! – Uniosła na niego różdżkę. – Cru…
Nie była w stanie dokończyć zaklęcia.
- Jęzlep! – warknął Snape, a język Umbridge przykleił się do jej podniebienia. – Minervo, chodź tu, proszę.
Drzwi biura otworzyły się i do środka weszła wściekła Minerva.
- Słyszałam wszystko, okropna zła kreaturo! Zasługujesz na wycieczkę do piekła i miejsce na kolanach samego diabła! – Wskazała różdżką w Umbridge. – Incarcerous!
Silne liny pojawiły się z jej różdżki i owinęły się wokół ropuchy, szybko ją więżąc.
- Harry, mój drogi, proszę, idź do kominka i zafiukaj do departamentu aurorów. Myślę, że Moody i Tonks wciąż są na służbie.
Harry nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy, posłuchawszy nakazu. Pokonali nikczemną czarownicę i w końcu został uwolniony od tego okropnego mankietu.
Wrzucił szczyptę proszku fiuu do kominka i płomienie stały się zielone.
- Departament aurorów, Ministerstwo Magii – powiedział, po czym włożył głowę do środka. – Dzień dobry. Szukam aurorów Moody’ego albo Tonks, obojga jeśli są dostępni. Nazywam się Harry… Potter. – Trójka aurorów na służbie patrzyli na niego dłuższą sekundę. Potem sapnęli i wpadli na siebie, by być tą osobą, która pomoże chłopcu, który przeżył.
Harry niemal wyszczerzył się. To niesamowite, jak ludzie reagowali na najmłodszego bohatera czarodziejskiego świata. Wkrótce pokuśtykał w jego stronę Alastor Moody, a jego magiczne oko zawirowało.
- Chłopaku, co się dzieje? Wpadłeś w jakieś kłopoty?
- Nie, proszę pana, ale mamy w szkole sytuację awaryjną. Złapaliśmy mroczną czarownicę.
Moody wyglądał na zadowolonego.
- Przesuń się, chłopaku. Przechodzę.
Sekundę później Moody przeszedł przez kominek i zerknął na Umbridge wszystkowiedząco.
- Ach, tak sądziłem, że coś jest w tobie nikczemnego, od kiedy dołączyłaś do rządu i widzę, że miałem rację. Masz coś do powiedzenia? – Machnął różdżką i powiedział: – Finite!
Zaklęcie Jęzlep, które było jednym z wynalazków Snape’a, zostało zdjęte. Umbridge wzięła głęboki oddech.
- Tylko tyle, Moody! Jeśli mam pójść do dementorów, jedno z was pójdzie ze mną! – Po czym odrzuciła głowę do tyłu i wydała z siebie wzmocniony magicznie skrzek niczym banshee.
Wszyscy zakryli oczy, uszy i sapnęli. Umbridge zdołała cofnąć zaklęcie wiążące ją i zerwała się na nogi. Odwróciła się i wybiegła z biura, odkrywając tylko, że ktoś podłożył cuchnące, zielone jeziorko na korytarzu, wyglądające jak bagno.
- Arghhh! Co tu się, do diabła, dzieje?
Szybko przebiegła przez bagno i przeszła przez frontowe drzwi.
Zdołała szarpnąć drzwi, by się otworzyły i wystrzeliła na zewnątrz.
- Zatrzymaj się! – ryknął Moody. – W imieniu prawa zatrzymaj się. Nie stawiaj oporu aresztowaniu!
Umbridge przebiegła przez trawnik.
Severus, Minerva i Harry podążyli za nią.
Podczas gdy brak cholernego mankietu na ręce był świetnym uczuciem, Harry pomyślał, że czułby się jeszcze lepiej, gdyby przyłożył rękę do kary Umbridge. W pośredni sposób. Zmienił się w jastrzębia, po czym wleciał do Sowiarni i zaskrzeczał: Obudźcie się wszystkie! Złodziejka gniazd, krzywdząca pisklęta, ucieka moim braciom. Damy jej nauczkę?
Krzyki nadeszły od każdej sowy w Sowiarni. Dajmy tej nikczemnej suce nauczkę!
Potem wszystkie sowy, skrzydło w skrzydło, wyleciały z okna i podążyły za ubraną w różowe, koronkowe ciuchy wiedźmą, która zerknęła raz za siebie i praktycznie upadła.
- AHHHH! One mnie ścigają! Snape, obiecałeś! Nie to! AHHH!
Próbowała biec szybciej, ale nic nie poruszało się tak szybko jak polująca sowa, chyba że wędrowny sokół.
Wyszli ze szkoły i zobaczyli, jak Umbridge zatacza się po trawniku, ścigana przez dziesiątki oburzonych sów. Sowy nurkowały na nią, dziobały, obsypywały odchodami i drapały, póki jej ładne, różowe szaty nie były w strzępach, a ona sama pokryta zadrapaniami i krwią.
- Odwołaj je! Odwołaj je!
Minerva spojrzała na Snape’a.
- Ubolewam nad tym, Severusie, ale nie wiem, jak.
- Ja też nie. – skomentował jedwabiście Snape. – Na nieszczęście dla niej. – Odwrócił się do Moody’ego. – A ty, Alastorze?
- Nie. Szkoda. Zawsze mówiłem, że powinno się być miłym dla zwierząt.
Sowy ścigały wiedźmę do skraju Zakazanego Lasu, skrzecząc i pohukując.
Wynikający z tego hałas obudził jednego z bardziej lotnych mieszkańców lasu, takiego, który nie pałał miłością do ludzi, a właściwie uwielbiał ucztować na nich od czasu do czasu.
Sowy rozproszyły się, gdy wielki kształt wielkości autobusu wyłonił się z lasu, lecąc ponad drzewami.
Karmazynowe zachodzące słońce odbiło się w żelaznych piórach i brązowych pazurach jednego z ostatnich stymfalijskich ptaków, gdy drapieżnik obudził się ze snu i natychmiast zaczął szukać ofiary mogącej zaspokoić jego zachłanny apetyt.
Freedom zawisł w powietrzu, drżąc, gdy ogromny cień przeszył niebo.
Umbridge uniosła wzrok, jej usta otworzyły się w krzyku kompletnego przerażenia.
Ptak stymfalijski wydał z siebie głośny, ostry krzyk, widząc smacznie wyglądający różowy kawałek, więc zamknął swoje lotki i zanurkował.
Brązowe szpony zanurzyły się w sercu czarownicy, a potem ptak stymfalijski uniósł martwą Wielką Inkwizytor i odleciał z powrotem do swojej chłodnej nory w lesie.
Trójka czarodziejów i myszołów rdzawosterny patrzyli na to w pełnej szoku ciszy, po czym Moody odchrząknął.
- Jaka szkoda. Teraz muszę wypełnić cholerne raporty, że podejrzana została zabita podczas aresztowania. Naprawdę nienawidzę dokumentacji.
Severus wyciągnął nadgarstek i gwizdnął.
- Freedom!
Jastrząb zanurkował i wylądował na ramieniu Snape’a z grzmotem skrzydeł. Potem przeszedł w górę jego ręki i usiadł na ramieniu Mistrza Eliksirów. Widzisz, mówiłem ci, że nikt nie zadziera z moim czarodziejem.
Moody łypnął na Freedoma.
- Więc to jest chłopak w animagicznej formie? Pasuje do niego. – Otrzymał kiwnięcie głowy jastrzębia. – Cóż, mam do wypełnienia formularze i zaksięgowania zaświadczenia o śmierci. Dobrego wieczora, Minervo, Severusie i… jak się nazywasz w formie jastrzębia, Potter?
- Freedom – odpowiedział Severus.
- Dobre imię. Cóż, zostawię was z tym, choć śmiem powiedzieć, że możecie spodziewać się wizyty Ministra za dzień czy dwa, żeby was przepytać. Ale przynajmniej jesteście wolni od jej cienia. Do następnego spotkania Zakonu – powiedział Moody, po czym skinął głową i pokuśtykał w stronę wrót szkoły, za którymi mógł się aportować.
Severus odwrócił się do Freedoma i powiedział:
- Freedom, odmień się. W tej chwili.
Freedom posłuchał, stając się znów Harrym. Posłał Severusowi na wpół pełne poczucia winy, na wpół zawstydzone spojrzenie.
- Tak naprawdę nie złamałem obietnicy, Severusie.
- Byłeś tego cholernie bliski. Jak nazwiesz ten niedorzeczny wyczyn, mój panie?
- Wyrównaniem rachunków – powiedział impertynencko chłopak.
Severus przewrócił oczami.
- Będziesz moją zgubą, niereformowalny pisklaku. Powinienem odjąć ci pięćdziesiąt punktów i zmusić do skrobania kociołków przez resztę semestru.
- Tak jest.
- Och, mogę wymyślić lepszą karę od tego, Severusie – powiedziała Minerva. W oczach miała psotny błysk. – Uczyń pana Pottera swoim nieoficjalnym praktykantem w warzeniu eliksirów, aż do końca roku. On skorzysta z praktyki, a ty z odrobiny pomocy.
Oboje zagapili się na nią.
- Minervo, ja… - zaczął Mistrz Eliksirów.
- Nie ma potrzeby mi dziękować. Sądzę, że to jest coś, czego obaj potrzebujecie.
- Ale… pani profesor – krzyknął Harry.
- Podjęłam decyzję, panie Potter, zarówno jako pana Opiekunka Domu i Zastępca Dyrektora. Jest pan teraz praktykantem profesora Snape’a. Możemy uczynić to czymś oficjalnym, gdy zda pan swoje sumy.
- Jeśli będę mógł – wymamrotał Harry.
- Och, oczywiście, że będziesz – powiedział Severus surowo. – Ja się co do tego upewnię.
Harry jęknął, choć w tajemnicy był zadowolony. Jako praktykant Snape’a, będzie miał wymówkę, by spędzać więcej czasu z jego profesorem i może Snape zdoła pomóc mu zablokować koszmary, jak również poprawić jego umiejętności warzenia.
Nagle wyszczerzył się, po czym przemienił we Freedoma i wleciał w pełnych zadowolenia spiralach nad dwójkę profesorów, wydając z siebie okrzyk zwycięstwa.
W końcu jestem wolny, a ta potworna wiedźma nie żyje! Kreee-aar!