-
Dlaczego miałbym cię obchodzić?
Pytanie
Harry’ego zawisło w powietrzu, wypełnionym cierpieniem, goryczą i okropną
samotnością.
Jego
włosy wisiały mu bezwładnie na oczach, a te oczy przyszpiliły Severusa na wskroś.
Spojrzał
w nie i zobaczył, po raz pierwszy, nie swojego rywala, Jamesa, nie swoją
ukochaną, Lily, ale jego samego… wściekłego, zranionego i przerażonego…
szesnastolatka, zagubionego i desperacko szukającego kogoś, kto by mu pomógł,
ale nie wiedzącego, jak o tą pomoc poprosić. Spojrzał w oczy młodego
czarodzieja i zobaczył zranioną duszę, odbijającą się mrocznie przez szkliste
oczy.
Snape wziął głęboki oddech. Nie tego się spodziewał,
gdy poszedł szukać chłopca. Spodziewał się znaleźć dość przygnębionego
młodzika, co miało być rezultatem eliksiru, nie chłopca, który zatopiony był w
rozpaczy i potrzebie, który przypominał mu tak gwałtownie o nim samym,
unoszącym się na skraju samodestrukcji. Niemniej jednak to właśnie znalazł i
musiał się z tym zmierzyć.
Severus zobaczył wielką ranę w duszy chłopca, jak
również złość i potrzebę. Podjął natychmiastową decyzję, instynktowną i modlił
się, by była prawidłowa. Najpierw musiała być ucięta złość, nim będzie można
wygładzić cierpienie, jak czyraka.
Więc powiedział:
- Nie jest tak łatwo odpowiedzieć na to pytanie.
Może najpierw mi powiesz, dlaczego uważasz, że mnie nie obchodzisz?
Harry popatrzył na niego, niedowierzanie i złość
wykrzywiły jego rysy, gwałtownie je łagodząc.
- Ponieważ nie obchodzę! Próbowałem… próbowałem ci
wcześniej powiedzieć, że nie jestem jak mój ojciec, ale wciąż nalegasz, że
jestem taki, jak on. Nigdy nawet go nie znałem!
A z tego, co się o nim dowiedziałem, był dupkiem w moim wieku, a ja taki nie
jestem! Nigdy bym nie rzucał klątw w innych dla zabawy, nigdy nie zachowywałem
się tak, jakbym był lepszy od innych, ponieważ wiem, że nie jestem. Zawsze to
wiedziałem.
Oddech chłopca urywał się ostro, jakby starał się
powstrzymać szloch.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Ponieważ, to mi mówiono całe moje cholerne życie,
Snape! Mój kuzyn Dudley, moja ciotka Petunia i mój wuj. Jesteś dziwadłem,
Potter, odejdź od Dudleya, nim go skazisz, mówili mi. Marnujesz tylko
powietrze, Potter! Powinieneś był umrzeć ze swoimi rodzicami. Jesteś nic nie
niewartym magicznym błędem! To słyszałem, cały czas, od kiedy mogłem spamiętać.
Byłem tylko ciężarem, potrzebnym do wykonywania obowiązków i zbierania
kopniaków w żebra od Dudleya. Nigdy nie byłem rozpieszczonym bachorem, za
którego mnie uważałeś, nigdy nie dostawałem wszystkiego, czegokolwiek
zechciałem, jak mój ojciec! Chcesz wiedzieć, gdzie żyłem przez pierwsze
dziesięć lat mojego życia, Snape?
- Gdzie?
- W komórce… w komórce pod schodami.
Snape był oszołomiony. Ale wiedział, że chłopak
mówił prawdę. Włożyli syna Lily do komórki.
Zacisnął razem pięści. Co za żałośni, wstrętni mugole! Jak śmieli?
- Umieścili cię w komórce?
- Tak jest. Wypuszczali mnie tylko, żebym wykonywał
obowiązki domowe. A potem wracaj do mioteł i mopów, Potter! A jeśli zachowujesz
się impertynencko, brak kolacji przez dwa dni! I żadnych nowych ciuchów, stare
ubrania Dudleya wystarczą takiemu dziwakowi jak ty! Czyż nie miałem wspaniałego
życia, Severusie? Było najlepsze, prawda? – Głos Harry’ego był ostry od
sarkazmu. – Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle ci to mówię. Jakby cię to
obchodziło! Jesteś taki jak cała reszta! Widzisz to, co chcesz widzieć, nie prawdę!
– Wściekle spiorunował profesora wzrokiem. – Nie wiem, dlaczego moja matka w
ogóle chciała się z tobą przyjaźnić!
Severus poczuł, jak na ten komentarz jego
temperament się rozpala, ale szybko się uspokaja, gdy ponownie spogląda na
chłopca.
- Zasługuję na to. Nie byłem dla ciebie dobrym
przyjacielem, od kiedy… przemieniłeś się z powrotem, prawda?
- Nie. Byłeś wielkim dupkiem.
Odwrócił się nagle, zaciskając pięści i walcząc ze
sobą, by utrzymać swoje emocje w środku.
Severus jednak znał ten defensywny mechanizm.
Poruszył się, zmniejszając przerwę między nimi.
- Masz rację. Pozwoliłem mojemu temperamentowi sobą
pokierować. Zobaczyłem twojego ojca, nie ciebie. Przez zbyt wiele lat widziałem
jego ducha zamiast dziecka, którym byłeś. Chciałbym to naprawić. Myliłem się.
Harry trząsł się z silnych emocji.
- Masz cholerną rację. Czy wiesz… jak bardzo nie
umiałem się doczekać twoich zajęć jako pierwszak, profesorze? Myślałem, że to
zajęcia, na których będę sobie dobrze radził, ponieważ w szkole podstawowej
dobrze mi szło na chemii i gotowaniu. Wszystko inne było dla mnie jak Greka,
ale eliksiry… były jedyną rzeczą, z którą mogłem sobie poradzić. A potem
wszedłeś i… nawet nie dałeś mi szansy. Chciałem ci zaimponować, ale zrobiłeś
wszystko, żeby to było niemożliwe. Chciałem cię szanować, do cholery, ale
zamiast tego sprawiłeś, że cię zacząłem nienawidzić!
- Wiem. Byłem dla ciebie paskudny. Częściowo z mojej
własnej ślepoty, ale częściowo z powodu powierzchowności, próby utrzymania w
ukryciu mojej przykrywki jako szpiega. Nawet jeśli to nie jest wymówka dla
moich zachowań. Powinienem był ci to wyjaśnić, ale nigdy nie byłem na tyle miłą
osobą, by cokolwiek komukolwiek wyjaśniać.
- Bez żartów. – Oddech Harry’ego wydobywał się z
jego płuc w gwałtownych wydechach, jego wizja zaczęła robić niewyraźna.
Snape złapał go, nim uderzył w ziemię.
- A niech cię, Potter! Hiperwentylujesz się. –
Łagodnie ustawił chłopca w pozycji siedzącej. Potem pochylił chłopca do przodu.
– Głowa między kolana, Potter. Właśnie tak. Odpręż się i oddychaj. No dalej,
oddychaj. – Profesor ukląkł obok młodzieńca, jego jedna ręka spoczywała na
plecach Harry’ego, klepiąc je z niezręcznością. – Oddychaj. Wdech i wydech.
Harry zdołał zrobić wdech i nieco duszącej ciemności
w jego wnętrzu zniknęło. Skupił się na głosie Snape’a, tym znajomym jedwabistym
głosie.
Stopniowo zaczynał oddychać normalnie.
- Dobrze. Jeszcze raz.
Harry posłuchał, robiąc wdech i wydech. Mroczki
przed jego oczami zmniejszyły się. Wziął kolejny oddech… po czym dostał
czkawki. Mocnej. Czkawka rozszarpywała jego przeponę i powodowała ból.
Snape potarł jego plecy uspokajająco.
- Już dobrze, nie napinaj się. Tylko to pogorszysz.
Hic!
- Nie mogę… przestać…
Hic!
- Potter… Harry…
posłuchaj mnie. Weź wdech i wstrzymaj powietrze na piętnaście sekund. Gotowy?
Harry czknął, po czym spróbował zrobić to, co
Severus zalecił. Wziął wdech i wstrzymał go, cicho licząc w głowie, podczas gdy
Severus liczył na głos.
- … czternaście… piętnaście. Oddychaj.
Wypuścił oddech. Potem wziął kolejny… i czknął ponownie.
- Cholera!
- Przestań. Weź kolejny wdech i wstrzymaj go.
Ponownie Harry posłuchał.
Tym razem, kiedy wypuścił oddech, czkawka zniknęła.
Westchnął ciężko z ulgą. Usiadł ostrożnie.
Spojrzał na Severusa z rezerwą. Co teraz?
Mistrz Eliksirów wyciągnął w jego stronę fiolkę.
- Musisz to wypić. Pomoże ci z odczuwanym
przygnębieniem.
Harry wzdrygnął się. Jego żołądek był zaciśnięty w
supeł.
- Nie. Tylko zwymiotuję.
- Spróbuj.
- Nie.
- I tak spróbuj – nakazał surowo Severus. –
Potrzebujesz tego. – Odciągnął głowę chłopca do tyłu, aż spoczęła na jego
ramieniu. – Głowa do tyłu, otwórz usta i przełykaj. – Przyłożył fiolkę do ust
Harry’ego i zdołał przekonać nastolatka do przełknięcia antidotum.
Harry zadławił się.
- Ugh! Chyba zwymiotuję.
- Nie, nie zwymiotujesz. Wdech i wydech.
Harry posłuchał, odkrywając, że eliksir go uspokaja.
- Jeszcze jeden. – Severus przekonał go do kolejnego
łyku, a potem następnego, póki fiolka nie zrobiła się pusta.
Harry wykrzywił się, ale musiał przyznać, że
czymkolwiek był eliksir, sprawił, że poczuł się lepiej. Teraz już nie czuł się
tak, jakby tonął w rozpaczy i cierpieniu, choć jego głowa pulsowała i czuł w
sobie surowy ból. Ale owy ból zmalał nieco, gdy zorientował się, że ręka
Severusa wciąż pozostaje na jego ramieniu. Nie, jego głowa była na ramieniu Severusa, poprawił się.
Czerwieniąc się, zaczął siadać, jednak Severus
pchnął jego głowę z powrotem w dół.
- Nie ruszaj się. Jeśli usiądziesz za szybko,
będziesz miał zawroty głowy, pisklaku – powiedział cicho nauczyciel eliksirów.
Nie zamierzał powiedzieć tego przezwiska na głos, ale jakoś wymknęło się mu z
ust.
Pisklaku.
Nazwał mnie pisklakiem, pomyślał Harry i odkrył, że stare przezwisko
sprawiło, że nieco mroku odeszło. Niepewnie spojrzał w oczy drugiego
czarodzieja i zapytał:
- Mówiłeś poważnie? To wcześniej? Że przykro ci z
powodu tego, jak traktowałeś mnie na zajęciach?
- Tak. Pozwoliłem starym urazom kierować moimi
zachowaniami i za to przepraszam. Nie powinienem obarczać cię
odpowiedzialnością za rzeczy, które stały się przed twoim urodzeniem. Mam
nadzieję, że któregoś dnia mi wybaczysz. Rozumiem teraz, dlaczego się
odmieniłeś… i za to dziękuję.
Harry posłał mu niewielki uśmiech.
- Cóż, nie mogłem zwyczajnie pozwolić tej ropusze
cię zabrać, prawda? Znaczy, ty też mnie uratowałeś.
- Po raz n-ty – powiedział Snape ze śladem
warknięcia w tonie.
- Co mogę powiedzieć? Przyciągam kłopoty –
powiedział Harry, rozkładając ręce.
- Z pewnością – zgodził się, po czym jego oczy
dostrzegły błyszczący srebrny mankiet na szczupłym nadgarstku chłopaka. –
Potter… Harry… co to jest?
- Co? Och, to? To jest… Mankiet Wiążący.
Severus gapił się na srebrny mankiet z wyrazem
wstrętu i wściekłości.
- Wiem, co to jest. Kto założył ci to paskudztwo,
Harry? Kto ośmielił się związać rodowitego animaga czarnomagicznym przedmiotem?
- Umbridge. Ona… zrobiła to pierwszego wieczora, gdy
miałem z nią szlaban. Powiedziała, że nie można mi ufać, że musi mi to założyć
i ma mi to tylko związać możliwość zmieniania formy. Powiedziała, że nie chce
mieć niezarejestrowanego animaga, biegającego wolno po szkole.
- Ach tak? – Głos Snape’a był srogi i ostry. –
Skłamała, niegodziwa suka! Mankiet Wiążący tłumi umiejętność zmieniania formy,
to prawda, ale również osłabia naturalną magię. Mankiet jest obiektem
czarnomagicznym, więzi magię i przez to tworzy aurę rozpaczy. Używali ich w
Azkabanie wiele lat temu, żeby wiązać siły przestępców z animagicznymi
zdolnościami. Nie byłem świadom, że wciąż istnieją. Sądziłem, że wszystkie
zostały przetopione. Są nielegalne, zwłaszcza… zwłaszcza jeśli chodzi o użycie na dziecku. – Złapał nadgarstek
Harry’ego i odwrócił go, unosząc mankiet wyżej na jego ręce i badając surową,
pokrytą pęcherzami skórę pod nim. – O cholera, jak długo to jest takie? I
dlaczego, psiakrew, dlaczego nikomu nie powiedziałeś? Tak bardzo lubisz zgrywać
męczennika?
- Nie! Ale… sądziłem, że może to zrobić. Myślałem,
że McGonagall to zaaprobowała, ponieważ Umbridge rozmawiała z nią o moich
lekcjach animagii. I powiedziałem Umbridge, że to piecze, ale uznała, że to ma
być niekomfortowe i zwyczajnie mam to, uch, znieść.
Severus przeklął wściekle.
- Co za cholerna suka z piekła rodem! Urwę jej za to
głowę! Wniosę przeciwko niej oskarżenie w każdym obszarze prawa i albo zobaczę
ją w Azkabanie albo sześć stóp pod ziemią, cokolwiek nadejdzie pierwsze!
Jego oczy płonęły czarnym ogniem i Harry poczuł
rozchodzący się po nim ciepły promień. Przynajmniej kogoś obchodził. Póki to
mroczne spojrzenie było skierowane na niego, i wzdrygnął się.
- A co do ciebie,
mój panie, powinienem wbić w ciebie nieco rozsądku za to, że pozwoliłeś, by to
trwało tak długo bez proszenia kogokolwiek
o pomoc! To nie musiałem być ja, ale mogłeś przynajmniej iść do swojej
Opiekunki Domu, kiedy to się zaczęło. – Dźgnął palcem w wysypkę. – Minerwa zna
prawo tak dobrze, jak ja i nie pozwoliłaby, żeby coś takiego działo się jej
lwiątkom, tak jak ja względem moich Ślizgonów! Albo kogokolwiek innego, jeśli o
to chodzi.
- Ale, profesorze, powiedziałem panu… nie
wiedziałem, że to nielegalne…
- Powinieneś wiedzieć, żeby nie brać wszystkiego, co
mówi ta wiedźma, za wartość nominalną. Następnym razem użyj głowy, dobrze? –
skarcił go szorstko Snape, choć w jego ciemnych oczach było więcej troski niż
złości.
- Przepraszam, proszę pana.
- Humhph! I jestem Severus.
- Co?
- Moje imię. Możesz go używać… jeśli chcesz. Na
osobności – skorygował. – A teraz spróbuję jak mogę, żeby zdjąć z ciebie to…
obrzydlistwo. W międzyczasie, zobaczmy, jak naprawić twój nadgarstek.
Severus przywołał swoją apteczkę pierwszej pomocy,
tą, którą trzymał w szufladzie biurka w klasie na wypadek jakiś nieoczekiwanych
wypadków spowodowanych przez uczniów i gdyby potrzebowali natychmiastowej
pierwszej pomocy. Wyjął kilka fiolek i miękką szmatkę.
Wziął nadgarstek Harry’ego i położył sobie na
kolanie, mówiąc cicho:
- Nieco będzie boleć, więc zaciśnij zęby. Zrobię to
jak najszybciej potrafię. – Wskazał różdżką w nadgarstek chłopaka i
wypowiedział krótkie zaklęcie.
Harry sapnął, gdy kilka pęcherzy na jego skórze
pękło i wyciekł z nich żółty płyn.
- Zakażenie – wymamrotał Severus. – Ciała i twojej
magii. – Potrząsnął głową, po czym uniósł fiolkę z fioletowym eliksirem i
otworzył ją, wylewając nieco na szmatkę. – Nie ruszaj ręką. Będzie piekło jak
ogień, ale muszę to zrobić.
Harry zacisnął szczękę, gdy Snape przemył jego
nadgarstek eliksirem antyseptycznym. Piekło okrutnie, ale chłopak nie wydał z
siebie żadnego odgłosu. Jednak jego oczy rozbłysły łzami.
- Niemal skończone. – Mistrz Eliksirów był dokładny,
upewniając się, że całe zakażone miejsce zostało oczyszczone, nim nałożył maść,
która sparaliżowała i zaleczyła otwarte rany.
Harry odetchnął cicho z ulgą.
Potem Severus zgrabnie owinął nadgarstek miękkim
bandażem i wypowiedział zaklęcie klejące.
- No! I jak? Lepiej?
Harry skinął głową.
- Dzięki… Severusie. – Ostrożnie zdjął ramię z kolan
Snape’a, krzywiąc się, gdy mankiet ześlizgnął się z powrotem na zabandażowany
nadgarstek. Ale przynajmniej już dłużej nie piekł, ponieważ bandaż zapobiegał
dotknięcia skóry. – Chyba to dlatego… czułem się ostatnio tak okropnie.
- Co masz na myśli?
- Nie byłem w stanie wiele spać. I wszystko, co
jadłem smakowało jak trociny. Nie byłem głodny od czasu, kiedy… byłem
Freedomem. Jestem wyczerpany, ale nie mogę spać, a wiem, że muszę. Moja magia,
czuję się jakby się wyczerpywała…
- To wszystko efekty czarnej magii – powiedział
ponuro Severus. – Im dłużej masz to na sobie, tym będzie gorzej.
- Czy jestem… uszkodzony na zawsze?
- Nie. Można cię wyleczyć, gdy tylko to zdejmiemy –
zapewnił go starszy mężczyzna. – Dziś wieczorem złapię tą sucz w jej gabinecie
i skonfrontuję się z nią. Nie wywinie się z tego, obiecuję.
- Z tobą nad jej głową, jestem tego pewny –
skomentował radośnie Harry. Potem westchnął gwałtownie. – Ja… przepraszam, że
wcześniej ci nie powiedziałem. Chodzi mi o mój powrót wspomnień. Ale widzisz…
Nie chciałem… eee… odebrać ci chowańca. Wiem, jak bardzo lubiłeś Freedoma.
Chyba to schrzaniłem, huh?
- Nie. Jestem… zaszczycony, że tak bardzo o mnie
dbałeś… biorąc pod uwagę to, jak się względem ciebie zachowywałem. To było
więcej, niż zasługiwałem. Tak bardzo przypominasz mi swoją matkę. Ona, tak
samo, wybaczyła mi wielki błąd.
- Zaniosłeś przepowiednię Czarnemu Panu – powiedział
Harry, jego ton był lekko oskarżycielski. – Jak mogłeś to zrobić?
- Byłem młody i zdesperowany, by wykazać się
Albusowi. Sądziłem, że on wie najlepiej, że przepowiednia to najlepszy sposób,
by pozbyć się problemu w postaci Jego Mroczności. Byłem ułaskawiony przez
Ministerstwo, ale wciąż mnie obserwowali i wiedziałem, że czekali na moje
potknięcie, a to oznaczało dla mnie Azkaban bez możliwości zwolnienia
warunkowego. Albus przysiągł, że jako szpieg, będę nieoceniony i chciałem tego,
potrzebowałem tego. Potrzebowałem zadośćuczynić za bycie idiotą i podążanie za
naukami szaleńca. Dostarczenie przepowiedni było moim pierwszym oficjalnym
zadaniem. Ale gdybym wiedział, gdzie to ostatecznie doprowadzi… odmówiłbym.
Nigdy bym nie zaryzykował Lily, ciebie, czy nawet Jamesa…
Harry spojrzał w oczy Severusa i zobaczył, że mówi
on prawdę. Maska zniknęła i zobaczył tylko wielki żal i smutek z powodu tego,
co wcześniej stracił. Wziął głęboki oddech. Potem powiedział:
- Rozumiem. I… wybaczam ci. To nie była twoja wina.
Tylko cholernego Dumbledore’a. I Czarnego Pana. Ale nie twoja.
- Naprawdę mówisz poważnie?
- Tak.
- Jak… to możliwe?
- Ponieważ… to robią przyjaciele. Wybaczają sobie.
Severus uśmiechnął się. Nie półuśmiechem, ale
prawdziwym uśmiechem. Dzięki tym słowom, otwarta rana w jego duszy zaczęła się
leczyć.
- Dziękuję, Harry. Jesteś mądrzejszy niż ci się
zdaje. Czasami. W innych momentach potrafisz być głupim piętnastolatkiem. Co
cię opętało, żeby wziąć wywar stymulujący? Nie wiesz, jakie to niebezpieczne
polegać na tego typu rzeczach?
- Uch… cóż, Hermiona ostrzegła mnie, ale musiałem coś zrobić, Sev! Mam tak wiele roboty i
nie wiem, jak, do diabła, mam zrobić to wszystko przed sumami?
Severus wyciągnął rękę i trzepnął go, bardzo
delikatnie, w ucho.
- Poprzez poproszenie o pomoc, ty niereformowalny
bachorze.
- Hej! – Chłopak posłał mu wściekłe spojrzenie.
Potem powiedział: – Więc? Pomoże mi pan, profesorze Snape?
- Tak. Zerknę na twoją pracę i dam ci wskazówki, jak
przyspieszyć czytanie i szkice, żebyś nie musiał czytać całego zadania oraz
pokażę ci, jak pisać zwięźle. Nie musisz odkrywać na nowo koła, Potter.
- Czy to dozwolone?
- Jak cholera. Jesteś uczniem, ja twoim
nauczycielem, więc jeśli poprosisz mnie o pomoc, jestem zobowiązany ci jej
udzielić. – Snape uśmiechnął się złośliwie. – Widzisz, jest wiele sposobów na
pokonanie smoka.
Harry również uśmiechnął się ironicznie.
- Założę się, że nigdy o tym nie pomyślała, cholerna
ropucha.
- Pewnie nie – powiedział sucho Severus. – Chyba
chciała złamać cię swoim mankietem oraz niemożliwą ilością pracy.
Harry parsknął, a jego oczy rozbłysły.
- Nie można mnie tak łatwo złamać. – Uniósł wzrok na
nauczyciela z nadzieją. – Nie umiem się doczekać, aż zdejmę to z siebie. Naprawdę
znów chcę polatać.
Melancholijna tęsknota w tonie chłopaka sprawiła, że
Mistrz Eliksirów westchnął.
- Wiem. Znajdziemy sposób, żeby tak się stało. Żaden
animag nie powinien być związany.
Harry skinął głową.
- Jastrzębie powinny latać wolno. Wiesz, to jaki
byłem jako Freedom… to wciąż byłem ja. To nie była gra.
- Teraz to wiem. – Położył rękę na szczupłych
ramionach. – Zawsze będziesz Harrym Potterem. I zawsze będziesz moim Freedomem.
Chłopak uniósł na niego wzrok z niedowierzaniem i
nadzieją w oczach.
- Mówisz poważnie?
- Tak.
Nagle profesor odkrył, że jego ramiona są pełne
zielonookiego animaga, który przytulił go gwałtownie, trzęsąc się od
bezgłośnych szlochów. Z niezręcznością poklepał chłopca po plecach.
- Cicho. Wszystko w porządku.
Słowa, wypowiedziane
tym cichym, jedwabistym tonem, roztrzaskały ścianę wewnątrz chłopca i
zrobił coś, czego nie robił, od kiedy był małym dzieckiem. Położył głowę na
ramieniu Severusa i zapłakał. Łzy nie nadeszły łatwo, napłynęły z gorzkiej
części jego wnętrza, ale gdy wypłakiwał cały swój strach, samotność i ból,
czuł, że cierpienie z jego środka, który narodziło się, gdy pierwszy raz
zrozumiał, że nigdy nie zostanie zaakceptowany przez swoją rodzinę, zaczęło
topnieć, ponieważ w końcu ktoś dbał tylko o niego.
Severus trzymał blisko siebie szlochającego chłopca,
jedną ręką klepiąc go po plecach, drugą gładząc jego nieskończenie rozmierzwione
włosy. Nie był pewny, czy robi to w sposób pocieszający, ponieważ nigdy
wcześniej nie pocieszał nikogo, ale zakładał, że tak musiało być, ponieważ
Harry wciąż kurczowo się go trzymał. Wiedział, analizując to, że chłopak
potrzebował tego wyzwolenia, potrzebował tego od dłuższego czasu, ale nie
spodziewał się, że Harry odwróci się po pocieszenie w jego stronę, ponieważ to
on był przyczyną tak wielu z cierpień chłopca. Jednak znaleźli się w tym
miejscu, wybuchowy, złośliwy profesor i humorzasty, zraniony młodzieniec, oboje
próbujący odnaleźć pocieszenie w najbardziej niespodziewanym miejscu.
Po raz pierwszy, Severus Snape zaczął myśleć, że
możliwe jest naprawienie jego złamanego serca i jego duszy, tak długo
uwięzionej przez ciemność i rozpacz, wyhodowanie w końcu skrzydeł i odlecenie
wolno, wszystko dzięki jednemu upartemu chłopcu, który nie pozwolił przyjaźni
zginąć.
Och wspaniały rozdział wreszcie wszystko zaczęło się układać nie mogę się doczekać konfrontacji Seva z ropuchom będzie ciekawie i ostro ach życzę ci weny i czasu i zdrowia w tą pogodę pozdrawiam wierny czytelnik Gosia
OdpowiedzUsuńDołączam się do komentarza Gosi rozdział super nie mogę się do przeczytania kolejnego pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, przełamujący wszelkie bariery między nimi, Severus dowiedział się jak wyglądało życie Harrego u Dursleyów, o tak Harry bardzo cieszył się na lekcje eliksirów, ale ten po prostu już na samym początku zaprzepaścił wszystko... Severus przyznał się że źle postępował nie powinien tego robić... i o tak zauważył tą bransoletkę blokującą moc animagiczną, jak się okazuje jest przedmiotem czarno magicznym i nie tylko blokuje animagie ale i samą magię... opatrzył rane i postanowił że rozprawi się z Umbridge za to, wspaniale... o Harry nawet może juz mówić Severus już wyobrażam sobie te ich godziny rozmów w przyszłości... zaadaptować, pomóc więc teraz wszystko będzie dobrze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia