Przez
następny miesiąc Harry czuł, że dochodzi do granic możliwości. Profesor
Umbridge w jakiś sposób odnajdywała powody do przypisywania Harry’emu
szlabanów, co dawało jej masę godzin na wciskaniu mu do głowy, jakim jest
wielkim kłopotem, podczas gdy okaleczał swoją dłoń pisaniem linijek. W dodatku
GD, spotkania Rady i wielka ilość zadań domowych dla pięciorocznych uczniów,
sprawiły, że niemożliwe było przespać godziwą ilość godzin, więc Harry zrobił
jedyną sensowną rzecz.
Ograniczył
sen.
Podczas
szlabanów coraz trudniej było Harry’emu zachować ciszę, podczas gdy profesor
Umbridge ośmieszała jego, Syriusza, Remusa, profesora Dumbledore’a i profesor
McGonagall, ale jakoś zdołał to zrobić. To nie znaczyło, że te wieczory nie
miały na niego wpływu. Spędzając kolejne godziny w łóżku na uspokajaniu się,
Harry wpadał w koszmary, w których wszyscy, o których dbał, mówili mu, że jest
jedynie kłopotem i powinien zostać odesłany z powrotem do Dursleyów. Gdy tylko
zaczęły się koszmary, Harry jeszcze ostrożniej rzucał zaklęcia wyciszające
wokół swojego łóżka. Czterokolumnowe łóżko szybko stały się fortecą z zaklęć,
które powodowały u chłopaka ból głowy, ale przynajmniej nikt nie słyszał jego
krzyków.
Ron
i Hermiona również czuli się obciążeni swoimi obowiązkami Prefektów, które
stopniowo wzrastały, im bliżej było przerwy. Nierzadko Ron i Hermiona znikali
na kilka godzin i wracali, a Ron narzekał na sprawiających kłopoty pierwszaków,
podczas gdy Hermiona była tylko sekundę od momentu, w którym straci do niego
cierpliwość. Ciężko było się zorientować, kto był bardziej zestresowany swoimi
obowiązkami: Ron czy Hermiona. Hermiona wyraźnie uwielbiała być Prefektem, ale
wciąż brała swoją odpowiedzialność na poważnie, co irytowało Rona, który dobrze
się bawił swoją pozycją, gdy tylko nie musiał innych dyscyplinować albo gdy nie
miał wiele pracy szkolnej. Ich napięty harmonogram był pewnie jedynym powodem,
dlaczego nie zaczęli zadawać pytań na temat powoli zwiększających się cieni pod
oczami Harry’ego.
Zbliżające
się Święta zdawały się sprawić, że wszyscy stawali się stawać coraz bardziej
rządni przerwy od ścian Hogwartu. Z Harrym nie było inaczej. Jego cotygodniowa
korespondencja z Syriuszem i Remusem tylko wzmacniały jego chęć zobaczenia
opiekunów twarzą w twarz, choć również czuł zdenerwowanie. Syriusz i Remus byli
bardzo spostrzegawczy i mieli tendencję wiedzieć, że Harry coś ukrywa.
Problemem było też to, że w domu Harry nie będzie w stanie obwinić pracy
szkolnej za swoje wyczerpanie.
Ron
i Hermiona również jechali do domów, co oznaczało, że będą to pierwsze święta,
które spędzą całkowicie osobno. Hermiona jechała na narty ze swoimi rodzicami,
a Ron ruszał do domu, do Nory. Minęło trochę czasu, nim Harry i Hermiona
wyjaśnili koncepcję jazdy na nartach Ronowi, który wciąż uznawał za śmieszne
przyczepianie do nóg kawałków drewna i zjeżdżanie na nich z góry, ale zdołali
mu wyjaśnić.
Skoro
wszyscy wyjeżdżali na wolne (zwłaszcza wszyscy z Rady), spotkania GD zostały
odłożone na moment, gdy wszyscy wrócą. Kiedy nadeszło ostatnie spotkanie GD
przed świętami, Harry przybył do Pokoju Życzeń wcześniej i zobaczył, że ktoś
już jest całkowicie zajęty. W całym pomieszczeniu wisiały świąteczne dekoracje.
Wyglądało to tak, jakby Zgredek robił wszystko, by rozpowszechnić nieco
gwiazdkowej radości. Rada przybyła nieco po nim, również podziwiając pracę
Zgredka.
-
Och, jemioła – zauważyła sennie Luna, wskazując nad Harry’ego, który szybko
przesunął się, a reszta Rady roześmiała.
Nim
mogli powiedzieć cokolwiek, zaczęli przychodzić członkowie GD. Dziś wieczorem
miało być tylko przypomnienie, co oznaczało, że wszyscy z Rady mieli prowadzić
część lekcji. Neville opowiadał o klątwie Impedimenta, Cho o zaklęciu
oszałamiającym, Justin o zaklęciu rozbrajającym, Hannah opowiadała o
podstawowym zaklęciu Protego, Ginny i Luna o kilku podstawowych klątwach, a
Harry przypominał o kilku bardziej zaawansowanych zaklęciach, których nauczyli
się na GD. Od czasu do czasu Harry rzeczywiście uczył, gdy nikt z Rady nie czuł
się komfortowo z nauczanym materiałem. Były to rzadkie okazje, ponieważ raczej
wszyscy z Rady byli w stanie pojąć materiał na ich wtorkowych spotkaniach, ale
zdarzało się.
Obserwując
nauczanie reprezentantów, Harry nie mógł powstrzymać zdumienia na widok
postępu, jaki wszyscy osiągnęli. Neville i Justin znaleźli swoją pewność
siebie, Cho znalazła coś, czym mogła się zająć, żeby nie rozpamiętywać
przeszłości, Hannah zyskała cierpliwość, Ginny wyszła z długiego cienia swoich
wielu braci, a Luna… zawsze miała pozostać Luną. Z pewnością miała unikalny
punkt widzenia, ale teraz nie wahała się go wypowiedzieć. Rada akceptowała
każdego członka za to, kim byli, co dokonało cudów w stosunku do ich samooceny.
Po
dwóch godzinach powtarzania wszystkiego, Harry zakończył spotkanie.
-
Wszyscy póki co zrobili wspaniały postęp – ogłosił, podchodząc do Rady. – Po
przerwie zaczniemy z bardziej zaawansowanym materiałem, może nawet Patronusami,
jeśli czas pozwoli. Wszystko zależy od was i jak wiele włożycie w to pracy.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania czy pomysły, wiecie, z kim porozmawiać.
Wesołych Świąt wszystkim.
Wszyscy
powoli wychodzili, po drodze życząc Harry’emu i Radzie „Wesołych Świąt”.
Wkrótce została tylko Rada, która posprzątała, nim udali się do swoich wieży.
Harry poszedł z Nevillem i Ginny, którzy cicho rozmawiali o możliwym materiale
na spotkania po Świętach. Harry tylko słuchał podekscytowanego trajkotu. Jego
rola nadzorcy powoli zmieniała się w rolę nadzorującego nauczyciela, ale
odkrył, że cieszy się z tej zmiany. Lubił nauczanie. Póki wszyscy traktują mnie normalnie, wszystko jest w porządku.
Podczas
ostatniego tygodnia zajęć przed przerwą, Harry robił wszystko, by nie dać
profesor Umbridge żadnej amunicji, by dała mu szlaban. Mając coraz większą
stertę pracy szkolnej, Harry nie mógł sobie na to pozwolić. Siedział do późna
każdej nocy i wcześnie wstawał, a jednak ledwie dawał radę. Wyglądało tak,
jakby wszyscy nauczyciele próbowali wyczerpać pięciorocznych, nim wyjadą.
Na
nieszczęście dla Harry’ego, profesor Umbridge nie była w świątecznym nastroju.
Już pod koniec poniedziałkowych zajęć, oświadczyła, że Harry ma szlaban we
wtorek za nie przykładanie uwagi do zajęć. To całkowicie rozjuszyło wszystkich
w klasie. Czytali przez cały czas! Jak można być ukaranym za nie skupianie
uwagi, kiedy trzeba zacząć od tego, że istotą zajęć było nie skupianie się na
nauczycielu? Co jeszcze bardziej zszokowało klasę, Harry zwyczajnie
zaakceptował niesprawiedliwą karę i wyszedł, a Ron i Hermiona pobiegli za nim.
-
Nie mogę w to uwierzyć! – grzmiała Hermiona, gdy szli do Wielkiej Sali, nie
dbając o to, kto może usłyszeć. – Co za… wiedźma! Jak może uznawać to za
odpowiednią wymówkę na danie komukolwiek szlabanu? Cały czas czytaliśmy!
-
Naprawdę powinieneś powiedzieć coś Dumbledore’owi, Harry – dodał Ron. –
Umbridge jest poza kontrolą. Jak wiele szlabanów dała ci w ciągu ostatniego
miesiąca?
-
Więcej niż mogę spamiętać – wymamrotał szczerze Harry. Jego szlabany były
przynajmniej dwa razy na tydzień, przez co strasznie trudno było mu uleczyć całkowicie
dłoń między szlabanami. Przyzwyczaił się już do ciągłego zakrywania dłoni
rękawem, by ukryć bandaże. Powoli zaczął się przyzwyczajać do używania więcej
lewej ręki, żeby nie skupiać uwagi na prawej i dotychczas to zdawało egzamin.
-
Co ona w ogóle każe ci robić na szlabanach, Harry? – zapytała z ciekawością
Hermiona.
-
Eee… tylko piszę linijki – powiedział spokojnie Harry. To nie koniecznie było
kłamstwo, tylko nie do końca prawda. Ostatnio Harry stał się strasznie
utalentowany w półprawdach. Było to dokonanie, z którego nie był dumny, ale
przekonywał się, że to konieczne.
-
Och – powiedziała zdumiona Hermiona. Jasne było, że nie to spodziewała się
usłyszeć. – Cóż, chyba mogło być gorzej.
-
Prawda – powiedział cicho Harry. – Mogło być gorzej. – Jednak nie wiedział, jak
to może być możliwe.
Wkrótce
przyszedł czas na wtorkowy szlaban i Harry musiał znosić krytykowanie profesor
Umbridge, twierdzącej, że jest tylko powodującym kłopoty ciężarem i to tylko
kwestia czasu, nim czarodziejski świat obudzi się i uświadomi sobie prawdę,
podczas gdy Harry pisał linijki własną krwią. Po prawdzie, Harry próbował też
robić cokolwiek, byle jej nie słuchać, gdy Umbridge nie przerywała przez
przynajmniej godzinę, po czym usiadła za swoim biurkiem, by ocenić zadania. Już
przyzwyczaił się do karcącego głosu Umbridge i starał się jak najlepiej ją
ignorować.
Został
puszczony około jedenastej i szybko zrobił tak, jak zwykle, biegnąc do
łazienki, by oczyścić i zabandażować ranę, nim ruszył szybko do wieży
Gryffindoru. Do teraz wyrobił sobie rutynę. Przeszedł przez pusty pokój wspólny
bez potrzeby rozglądania się, wbiegł po schodach i wszedł do dormitorium, gdzie
jedynym głośnym dźwiękiem było chrapanie Neville’a. Przeszedł między rzeczami
swoich kolegów leżącymi na podłodze, by dotrzeć do łóżka, gdzie przebrał się,
rzucił kilka zaklęć wyciszających i skulił, mając nadzieję, że ta noc obędzie
się bez koszmarów.
Ale
jak każdej nocy, ta nie była inna. Szybko wpadł w koszmar, w którym Syriusz i
Remus krzyczeli na niego, mówiąc mu, że jest nic nie wartym dziwakiem, który
powinien być oddany Dursleyom, gdy tylko Vernon wyjdzie z więzienia, żeby mógł
wbić nieco rozsądku w Harry’ego, ponieważ tego właśnie chłopiec beznadziejnie
potrzebował. Harry próbował błagać swoich opiekunów, ale nie słuchali. Dla
nich, Harry nie był wart słuchania.
Potem
koszmar się zmienił. Jego ciało się zmieniło. Było teraz jedwabiste i giętkie.
Ślizgał się, jak na lodzi, ale był to zimny, ciemny kamień. Ślizgał się na
brzuchu, płasko na ziemi. To było dziwne, ale z jakiegoś powodu dziwnie się nie
czuł. Przedmioty wokoło pulsowały dziwnymi kolorami. Spoglądając dalej
korytarzem, dostrzegł kogoś – mężczyznę, siedzącego na ziemi z pochyloną głową,
jego zarys był wyraźny pomimo ciemności. Wyraźnie spał.
Wysuwając
język, Harry mógł poczuć zapach mężczyzny w powietrzu. Był dziwnie znajomy, ale
nie był w stanie nigdzie go przypisać. Był tak znajomy. Znał tego mężczyznę.
Dlaczego nie potrafił wymyślić, kto to jest? Mężczyzna zaczął się poruszać,
sprawiając, że jego srebrny płaszcz spadł, gdy skoczył na nogi, dostrzegając,
że już nie jest sam. W porównaniu do niego, mężczyzna był wysoki, ale to nie
miało znaczenia. Obserwował, jak mężczyzna wyciąga różdżkę, nie zostawiając mu
wyboru, żadnego wyboru…
Ale dlaczego? Dlaczego nie
miał wyboru?
Obezwładniająca
fala bólu przepłynęła przez niego, a zwłaszcza przez bliznę, tłumiąc każdy
protest, gdy Harry krzyknął. Czuł się tak, jakby jego głowa się roztrzaskała
przez jakąś niewyobrażalnie potężną siłę. Nie miał absolutnie żadnego wyboru,
musiał uderzyć w mężczyznę. To było wymagane. Konieczne. Ale dlaczego?
Uniósł
się wysoko nad podłogę i uderzył w bok mężczyzny… NIE! Dominująca siła pchnęła Harry’ego w tył, dzięki czemu zobaczył
znajomo wyglądającego węża, atakującego jeszcze kolejne dwa razy. Harry
natychmiast rozpoznał mężczyznę krzyczącego w bólu, nim opadł na ścianę i
osunął na podłogę, która przesiąkła krwią wokół niego. Był to pan Weasley.
Nim
Harry mógł zadziałać, scena szybko zniknęła w ciemności, a on usiadł prosto na
łóżku. Był oblany potem, oddychał ciężko, jego głowa całkowicie pulsowała bólem
i czuł się tak, jakby miał stracić żołądek. Jak najszybciej wyplątał się z
pościeli i podbiegł do drzwi dormitorium, przy okazji potykając się o buty
Seamusa. Wbiegł do najbliższej łazienki, najbliższej kabiny i opróżnił żołądek
do toalety. Teraz czując się kompletnie wyczerpany, Harry spłukał toaletę, po
czym usiadł, opierając się plecami o ścianę. W tym nie ufał sobie na tyle, by
usiąść bez jakiegokolwiek podparcia.
-
Harry! – krzyknął Ron, wchodząc do łazienki i podchodząc do kabiny. W chwili,
gdy zobaczył Harry’ego, jego oczy rozszerzyły się. – Harry, t-ty krwawisz! Masz
krew na całej twarzy! Co się stało?
-
McGonagall… proszę – powiedział Harry słabo, co wystarczyło na zachętę, by Ron
wybiegł z łazienki jak najszybciej potrafił.
Zamykając
oczy i opierając głowę o kabinę, Harry desperacko starał się trzymać swoje
myśli w ryzach i nie poddawać się pulsującemu bólu głowy. Niestety, jego
żołądek nie zgadzał się z uspokojeniem, zmuszając Harry’ego do zwymiotowania
tego, co zostało w jego żołądku. Spłukując po raz kolejny, Harry zwalczył chęć
położenia się i oparł się z powrotem o ścianę, gdy nagle kilka ludzi wpadło do
łazienki w niezwykle szybkim tempie.
-
Panie Potter! – krzyknęła profesor McGonagall na widok Harry’ego i uklękła u
jego boku. – Panie Longbottom, panie Thomas, sprowadźcie panią Pomfrey. Panie
Weasley, niech pan poinformuje profesora Dumbledore’a, hasło to Musy-Świstusy.
Panie Finnegan, proszę nawilżyć szmatkę chłodną wodą. Ruszcie się, chłopcy!
Nie
trzeba im było dwa razy powtarzać, pobiegli zrobić to, co im kazano. Harry
poczuł, jak ktoś odgarnia na bok jego grzywkę i spojrzał na profesor
McGonagall, która miała spanikowany wyraz twarzy. Wiedział, że musi jej
powiedzieć, co widział, nim wróci Ron.
-
Strażnik Zakonu… w korytarzu… bardzo zraniony – powiedział ze zmęczeniem, a
jego oczy zamknęły się.
-
Jesteś pewny, Harry? – zapytała McGonagall ponaglającym szeptem.
Harry
zaczął kiwać głową, ale przestał, gdy ruch zwiększył jego ból głowy. Jęknął,
ale to wystarczyło profesor McGonagall, która szybko wyszła, po poinstruowaniu
Seamusa, by przyłożył szmatkę do czoła Harry’ego. Chwilę później, Harry poczuł
coś zimnego, przyłożonego do jego czoła, posyłając chłodny dreszcz w dół jego
kręgosłupa. Nagle poczuł tak straszne zimno, ale nic nie mógł na to poradzić.
Jego głowa zawisła, gdy powoli tracił przytomność. Ostatnią rzeczą, jaką
zapamiętał było uczucie, że jest bezproblemowo wynoszony z kabiny.
^^^
Otaczał
go intensywny chłód, mimo że być przykryty kocami. Trząsł się, szczękał zębami,
gdy przewrócił się na lewy bok i spróbował naciągnąć przykrycie bliżej siebie w
nadziei na nieco ciepła. Bolała go głowa, a żołądek był niespokojny. Minęła
chwila, nim przypomniał sobie, dlaczego czuł się tak chory. Jego wizja. Świetnie, po prostu świetnie. Teraz nie
musiał martwić się tylko o zwykłe koszmary, ale również o koszmary powodowane
blizną.
-
Nie potrafię tego wyjaśnić. Nie wiem,
dlaczego nie reaguje na żadne eliksiry oraz nie wiem, jak to możliwe, że blizna
zaczęła krwawić. Może są połączeni.
- To możliwe, Poppy. Nie
dowiem się, póki Harry się nie obudzi. Do tego czasu, muszę poprosić, by nikt
się z nim nie widywał, włącznie z jego przyjaciółmi. Harry nie potrzebuje teraz
rozpraszaczy.
Chłodna
dłoń delikatnie pogładziła jego policzek, na co Harry zadrżał. Czuł się tak,
jakby był dotykany przez ducha. Dłoń szybko odsunęła się, po czym spoczęła na
jego plecach, gdzie przykrycie oddzielało go od jakiegokolwiek chłodu, który
mogła by powodować. Zaczęła poruszać się powoli, jakby namawiała Harry’ego do
obudzenia się. Harry jęknął w proteście, starając się ukryć twarz w poduszce.
Dłoń na jego plecach uświadomiła go, że ubrania były wilgotne i przylegały do
jego skóry.
-
No dalej, Harry – powiedział cicho profesor Dumbledore. – Czas na pobudkę.
Harry
ponownie jęknął w proteście, ale powoli otworzył oczy i spojrzał przez ramię na
sporą ilość bieli, która mogła być tylko profesorem Dumbledorem. Niechętnie
obrócił się na plecy i zamrugał ze zmęczeniem.
-
Profesorze? – zapytał półprzytomnie. – Czy panu Weasleyowi nic nie jest?
Profesor
Dumbledore ostrożnie wsunął okulary na nos Harry’ego, pozwalając mu zobaczyć wszystko
wyraźnie.
-
Artur jest obecnie w Św. Mungo – powiedział cicho. – Muszę ci podziękować,
Harry. Dzięki tobie byliśmy w stanie go znaleźć, nim było za późno. Czy czujesz
się na siłach mi powiedzieć, co widziałeś?
Harry
przełknął boleśnie, odkrywając, że jego gardło jest strasznie suche. Profesor
Dumbledore wydawał się to dostrzec i pomógł Harry’emu wypić kilka łyków wody,
nim ułożył go na łóżku. Powoli odpowiedział profesorowi Dumbledore’owi o swoim
„koszmarze spowodowanym blizną”, robiąc sobie przerwy, by napić się wody, gdy
jego obolałe gardło robiło się zbyt bolesne. To było dziwne. Czuł się tak,
jakby krzyczał przez długi okres czasu.
Kiedy
skończył, nikt nic nie powiedział przez długi czas. Odwracając głowę, Harry
zobaczył, że profesor Dumbledore ma zamyślony wyraz twarzy.
-
Jeśli dobrze zrozumiałem, zobaczyłeś wszystko z punktu widzenia węża – wywnioskował
Dumbledore. – Chciałbym móc dać ci odpowiedzi na pytania, które wiem, że
przebiegają przez twoją głowę, Harry, ale teraz muszę poprosić cię o
cierpliwość, dasz rady?
Harry
pokiwał głową, ale musiał przestać, gdy ruch spowodował zwiększony ból. Profesor
Dumbledore miał już zawołać panią Pomfrey, gdy zaskoczył ich dźwięk otwieranych
drzwi. Dumbledore natychmiast wstał i odwrócił się, na moment ciałem blokując
widok Harry’ego, po czym osunął się na bok i pozwolił znajomemu, czarnowłosemu
Huncwotowi podbiec do łóżka chłopca i pociągnąć go do gwałtownego uścisku.
Syriusz
sapnął, przyglądając się bliżej Harry’emu i dotykając czoła nastolatka.
-
Jesteś rozpalony! – wykrzyknął, po czym spojrzał na Dumbledore’a. – Dlaczego
nam nie powiedziałeś, że Harry jest chory, gdy posyłałeś nas odnaleźć Artura!
Dlaczego nic na to nie dostał?
-
Nie wiedziałem, Syriuszu – powiedział szczerze Dumbledore. – Poppy próbowała
wszystkiego, ale póki co Harry nie reaguje na żaden eliksir. To może być wiele
rzeczy. W tym momencie Harry po prostu potrzebuje nieco nieprzerwanego
odpoczynku.
-
Więc pozwól nam zabrać go do domu – powiedział spokojnie Remus. – Nie będzie
musiał mierzyć się z wszelkimi tutejszymi zakłóceniami spokoju, ty nie będziesz
się musiał martwić, że ktoś się podkradnie, by go zobaczyć, a my wiemy
wystarczająco z okresu wakacji, jak pomóc mu wrócić do zdrowia.
-
Nie musisz mnie przekonywać, Remusie – powiedział uprzejmie profesor
Dumbledore. – Harry jest pod waszą opieką. Jeśli chcecie zabrać go do domu,
póki nie wydobrzeje, to jest wasza decyzja. To Poppy musicie przekonać. Wiem,
jak się troszczy o swoich pacjentów, a zwłaszcza o Harry’ego.
Syriusz
łagodnie ułożył Harry’ego na łóżku i przykrył go, nim przeczesał wilgotne włosy
Harry’ego, a ten znajomy gest sprawił, że Harry natychmiast odprężył się i
zamknął oczy.
-
Odpoczywaj, Rogasiątko – powiedział z uśmiechem. – Będziemy w domu, nim się
zorientujesz.
Remus
wyciągnął rękę i ścisnął uspokajająco ramię Harry’ego.
-
Jeśli czegokolwiek potrzebujesz, daj nam znać – powiedział łagodnie. – Jesteśmy
zaraz obok.
Harry
pozwolił ciemności go pochłonąć, wiedząc, że pierwszy raz od dłuższego czasu,
czuje się bezpiecznie z wiedzą, że Syriusz i Remus są zaraz obok.
^^^
Harry
czuł się tak, jakby był uwięziony między snem a przytomnością. W jednej chwili
był w miękkim łóżku, a w następnej był wnoszony po schodach, a jego głowa
spoczywała na piersi niosącego. Był owinięty kocem, ale to nie wystarczyło, by
powstrzymać go od drżenia. Przytłumiony głos mówił tak cicho, że Harry nawet
nie próbował zrozumieć, co mówi. Kolejny coś odpowiedział, ale był on tak
odległy, tak słaby, że Harry nie był pewny, czy rzeczywiście słyszał, jak ktoś
coś mówi. Jego umysł był w tej chwili niczym morze mgieł, dlatego naprawdę nie
potrafił zrozumieć czegokolwiek, nie mówiąc o ludzkich słowach.
Niosąca
Harry’ego osoba w końcu pokonała schody i teraz szła po gładkiej powierzchni,
pozwalając Harry’emu zacząć ponownie staczać się w sen. Nie trwało to długo.
Nim Harry się zorientował, został ułożony na łóżko i natychmiast skulił się na
nim, ściskając za koc tak, jakby zależało od tego jego życie. Na szczęście
spory kawałek materiału wkrótce miał go ogrzać.
Dłonie
ostrożnie wyciągnęły koc z uścisku Harry’ego i wyciągnęło go z kokonu. Harry
jęknął w proteście, czując ponownie otaczające go dotkliwe zimno. Został
pociągnięty do pozycji siedzącej i potrzymany prosto, gdy dłonie zaczęły unosić
jego koszulkę. Cała mgiełka w jego głowie natychmiast zniknęła, gdy zdał sobie
sprawę, co się działo. Zdjęcie koszulki oznaczało, że ten ktoś zobaczy bandaż,
który obecnie ukryty był w rękawie. Harry starał się odepchnąć dłonie, swoimi
błazeństwami zyskując czyjś chichot.
-
Daj spokój, Harry – powiedział łagodnie Remus. – Twoje ciuchy są całe wilgotne.
Zmiana ich na suche nieco cię ogrzeje.
Harry
znów jęknął w proteście, wyrywając się z uścisku Remusa i wycofał się.
Natychmiast skulił się, przyciskając dłoń do piersi. Nie mógł pozwolić im jej
zobaczyć. Nie mógł pozwolić im się dowiedzieć, co musiał znosić przez poprzedni
semestr. Nie chciał być ciężarem. Nie chciał sprawiać kłopotów, ponieważ to
właśnie się stanie, jeśli zobaczą jego dłoń. Tak było lepiej.
-
Luniek, po prostu rzuć zaklęcie suszące – powiedział Syriusz w imieniu
Harry’ego. – Potrzebuje teraz odpoczynku…
-
Nie, Syriuszu – przerwał mu Remus. – Poppy powiedziała, żeby nie używać magii.
Poza tym, spójrz na niego. Coś jest nie tak. – Przybliżył się do nastolatka. –
Harry, co jest nie tak z twoją ręką? Pozwól mi ją zobaczyć. – Nie otrzymawszy
odpowiedzi, Remus podjął kolejną próbę. Owinął ramię wokół Harry’ego i usadził
go prosto. – Syriusz, spójrz na jego rękę.
Syriusz
łatwo wyciągnął ukrytą dłoń Harry’ego z uścisku i powoli podciągnął jego rękaw,
ujawniając białą gazę, która była wilgotna od mieszaniny potu i krwi.
-
Co, w imię Merlina? – zapytał w szoku Syriusz. – Harry, co się stało?
Harry
próbował wyrwać dłoń, ale Syriusz mu nie pozwolił. Jak mógł mu powiedzieć? Co
sobie pomyślą? Będą tak źli… nie, wściekli. Tak wiele mu dano. Remus zacisnął
mocniej uścisk na Harrym, pociągając nastolatka głębiej w swoją pierś. Harry
nie mógł się ruszyć. Był uwięziony. Mógł tylko siedzieć w miejscu, gdy Syriusz
odwiązywał gazę i przyglądał się bliżej ranie.
Syriusz
wciągnął gwałtownie powietrze.
-
Harry – warknął ze złością. – Kto ci to zrobił?
Harry
wyraźnie się trząsł, ale teraz z powodu mieszaniny gorączki i strachu. Jego
oddech przyspieszył, gdy panika przeszła przez jego ciało. Nie mógł się
poruszyć. Nie mógł pomyśleć o niczym poza złością Syriusza. W jego umyśle „Kto
ci to zrobił” zmieniło się w „co zrobiłeś”. Mimo wszystko to była jego wina,
prawda? Musiało tak być. Jedynie jego Umbridge wybierała. Nikt inny nie był tak
karany.
Jego
głowa została odchylona do tyłu, po czym chłodny płyn wypełnił jego usta,
sprawiając, że się zakrztusił. Nieco płynu wymknęło się z jego ust, ale
większość znalazła drogę w dół jego przełyku. Jego reakcja była natychmiastowa.
Ciało Harry’ego odprężyło się. Wciąż trząsł się z gorączki, ale nie tak bardzo
jak chwilę wcześniej. Zamiast panikować, Harry odkrył, że nie umie myśleć o
niczym konkretnym. Czuł się jak we własnej osobistej bańce. Nic nie mogło go w
niej zranić.
Spokojny
głos, brzmiący podobnie do Remusa, wtargnął do bańki.
-
Harry, co ci się stało w rękę? – zapytał.
-
Szlaban – odpowiedział Harry półprzytomnie, nim mógł się powstrzymać. –
Linijki… Umbridge…
Cokolwiek
stało się później, Harry był zbyt daleko, by o tym wiedzieć.
^^^
- NIE OBCHODZI MNIE, CO
MÓWISZ, DUMBLEDORE! CHCĘ, ŻEBY UMBRIDGE ZOSTAŁA ARESZTOWANA I OSKARŻONA O
ZNĘCANIE NAD DZIECKIEM I NADUŻYWANIE SWOJEJ POZYCJI! KRWAWE PIÓRA SĄ
NIELEGALNE! KNOT POSUNĄŁ SIĘ O WIELE ZA DALEKO! NIE BĘDĘ STAŁ I PATRZYŁ, JAK
SIĘ Z TEGO WYMIGUJĄ!
Oczy
Harry’ego otwarły się na dźwięk wściekłego głosu Syriusza. Nie było mu już tak
zimno, ale teraz czuł rewolucje w żołądku, choć nie tak okropne jak po wizji
ataku na pana Weasleya. Rozglądając się, Harry zobaczył, że pomieszczenie jest
słabo oświetlone, a źródłem światła był promień dobiegający z korytarza przez
częściowo otwarte drzwi. Sądząc po dźwiękach, Syriusz był tuż za drzwiami.
Naciągając nakrycie na głowę, Harry powoli starał się zrozumieć, o czym
krzyczał Syriusz. Ostatnią rzeczą, jaką sobie przypominał, była rozmowa z
Syriuszem i Remusem w skrzydle szpitalnym. Wyraźnie już tam nie byli. Znał swoje
własne łóżko zbyt dobrze, by się pomylić.
-
Syriuszu, proszę, uspokój się – błagał Remus, brzmiąc na zmęczonego. – Obudzisz
Harry’ego, a widziałeś, co się stało ostatnim razem, gdy byłeś zdenerwowany.
Harry się ciebie bał. Też jestem zły, ale krzyki nie rozwiążą niczego. Póki co
jest to tylko słowo Umbridge przeciwko słowu Harry’ego. Masz pomysł, co zrobi
mu proces, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego stan?
Więc wiedzą, pomyślał ponuro Harry.
Wiedział, że na zbyt wiele liczył, mając nadzieję, że jego szlaban zostanie
tajemnicą, zwłaszcza, że był chory. Sądząc po głosach, tylko tyle wiedzieli, co
było dla niego błogosławieństwem. Jeśli Syriusz odkryje, co Umbridge mówiła…
prawdopodobnie będzie ją tropił i przeklnie na wiele godzin… chyba że się z nią
zgodzi…
Nie! Nie myśl tak! To nie
prawda! Nie może być prawdą!
-
Harry sobie z tym poradzi, Lunatyku – powiedział pewnie Syriusz. – Jest silny.
Zrobi dobrze.
Robiłem dobrze, Syriuszu.
Chroniłem was.
-
Jeśli tak jest, to dlaczego próbował to przed nami ukryć? – odparował Remus. –
Harry jest przestraszony, Syriuszu. Boi się nas. To nie ten sam Harry, z którym
rozmawialiśmy każdego tygodnia. Coś się mu stało, coś traumatycznego. Musimy
się dowiedzieć, co to było, a nigdzie nie dojdziemy, jeśli nie będziesz
kontrolować swojego temperamentu. Jeśli jest to dla ciebie zbyt trudne,
Syriuszu, będziesz musiał przez jakiś czas trzymać się z dala od Harry’ego.
-
Ważne jest odkryć, co się Harry’emu stało – powiedział spokojnie profesor
Dumbledore. – Rozmawiałem z jego przyjaciółmi, ale niewiele wiedzieli. Harry
wspomniał tylko, że miał pisać linijki. Ukrył to przed wszystkimi, Syriuszu.
Pytanie, dlaczego. Dlaczego Harry miałby ukryć coś takiego?
-
Umbridge wyraźnie mu groziła – powiedział natychmiast Syriusz. – W innym
wypadku Harry by nam powiedział. – Nastała długa cisza. – Dlaczego nam nie
powiedział, Lunatyku? – zapytał z bólem Syriusz. – Sądziłem, że nam ufa.
Dlaczego miałby nam nie ufać z tym? Czy Harry zawsze musi ze wszystkim mierzyć
się sam? Jest tylko dzieckiem.
Harry
odrzucił przykrycie i powoli usiadł. Ból w głosie Syriusza był zbyt trudny do
zniesienia. Ignorując falę zawrotów głowy, Harry wstał z łóżka, walcząc z
nudnościami, które groziły jego żołądkowi. Zakrył usta dłonią, chwytając się
stolika nocnego drugą, by się nie chwiać, przy okazji zrzucając w połowie pełną
szklankę wody.
W
mgnieniu oka, Harry został podtrzymany pod ramionami i niemal zaniesiony do
łazienki. Nagły ruch był zbyt przytłaczający dla nudności Harry’ego,
sprawiając, że przegrał walkę z żołądkiem. Na szczęście właściwie nic nie było
w jego żołądku, więc nic się nie pojawiło. Po niemal pięciu minutach
wymiotowania niczym, Harry przysiadł na stopach i został łagodnie położony na
kolanach Remusa, podczas gdy Syriusz przykrył go kocem.
-
Czujesz się lepiej, Harry? – zapytał cicho Remus.
Harry
mógł tylko jęknąć i zamknąć oczy. Było wiele rzeczy, które chciał powiedzieć,
ale zwyczajnie nie umiał znaleźć energii. Chciał, żeby Syriusz i Remus
zrozumieli, że nigdy nie chciał ich zranić. Jeśli w tym roku nauczył się
czegokolwiek, to że jego sława czyniła go celem na więcej niż jeden sposób.
Wszyscy chcieli zrobić z niego przykład; Voldemort, śmierciożercy, Draco Malfoy
i profesor Umbridge byli jednymi z wielu.
-
Wracaj do łóżka – powiedział Syriusz, wsuwając dłonie pod plecy i kolana
nastolatka. – Poppy wpadnie nieco później, a wtedy sobie porozmawiamy,
dzieciaku. – Ułożył chłopca wygodniej i ostrożnie podniósł z podłogi. – Ktoś
stracił na wadze… znowu – wymamrotał, wynosząc Harry’ego z łazienki. – Miałeś
przybrać na wadze w Hogwarcie, Harry, nie chudnąć.
Jasne
było, że Syriusz mówił, by wypełnić ciszę, ponieważ Harry już w połowie spał.
Remus mógł stwierdzić, że Syriusz w końcu zorientował się, że o wiele więcej
dzieje się z chłopcem. Podejrzewali, że coś się dzieje, ale piętnastolatek
zawsze twierdził, że jest zestresowany zadaniami domowymi. Wierzyli mu i
ignorowali jakiekolwiek podejrzenia.
Syriusz
Black i Remus Lupin z pewnością teraz pluli sobie z tego powodu w brodę.
No wreszcie skapowali się że coś jest nie tak trochę to trwało tylko żeby panu Weasley'owi nic nie było pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wreszcie się cieszę że zauważyli tą rane, musząna spokojnie porozmawiać i pokazać że są z nim, że zawsze beda obok i nigdy nie odrzucą... mam nadzieję że dumbledore coś zrobi z Umbridge...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia