Po
długim czasie, Harry przestał płakać, ale do tego czasu, jego nos był zapchany,
a jego oczy napuchnięte od płaczu tak bardzo, że zdał sobie sprawę, że właśnie
spędził ostatnie piętnaście minut rycząc jak trzylatek w ramię Mistrza
Eliksirów. Karmazynowa fala spłynęła w dół jego szyi i żałował, że nie może
wyczarować dziury i w nią wpaść. O mój
boże, właśnie płakałem w ramię Severusa Snape’a. Dokładnie jak… marudny bachor.
Dlaczego zawsze jestem w stanie zrobić coś, co cholernie mnie zażenuje bez
nawet starania się? Nie mogę uwierzyć, że to
zrobiłem. Nigdy nie płaczę. Nigdy! Nie od czasu, gdy miałem pięć czy sześć lat.
Nauczyłem się dawno temu, że łzy nie pomagają. Więc dlaczego, w imię Merlina,
skończyłem wypłakując się w ramię Snape’a?
Odsunął
się od starszego mężczyzny, nie spoglądając mu w oczy, zamiast tego zerkając na
cholerny mankiet na swoim nadgarstku. Czekał, aż Snape z niego zaszydzi,
skomentuje, że Harry ubabrał całe jego szaty smarkami i łzami albo jak to
chłopcy nie powinni płakać w ramię nauczyciela, jak małe dziewczynki. Odważył
się zerknąć na starszego czarodzieja kątem oka, bo z pewnością Snape musiał
czuć się niekomfortowo z otwartym pokazem emocji Harry’ego.
Ku
swojemu szokowi, Severus nie potraktował go z obrzydzeniem czy pogardą. Zamiast
tego, Mistrz Eliksirów sięgnął do kieszeni.
Chwilę
później, podał Harry’emu chusteczkę z wyhaftowanym zielonym wężem w prawym
górnym rogu.
Harry
przyjął ją, otarł twarz i wytarł nos. Cholera,
z nosa mi cieknie jak cholernemu maluchowi. Pociągnął nosem, starając się
stłumić to tkaniną.
-
Wydmuchaj nos - powiedział tylko
Severus, a jego głosie nie było ani odrobiny kpiny.
Rumieniąc
się, Harry posłuchał go. Mogę teraz
umrzeć? Proszę? Odważył się ponownie zerknąć na profesora.
Snape
uniósł brew w zdziwionym geście.
-
Dlaczego wciąż tak na mnie patrzysz? Sądzisz, że się roztopię, bo zmoczyłeś mi
szaty? Sól nie jest zbyt dobra dla ubrań, ale dawno temu dowiedziałem się, jak
rzucić zaklęcie czyszczące na ubrania.
-
Nie… po prostu… ja nie… normalnie nie… robię tego.
-
Zorientowałem się co do tego. Zostałeś nauczony, tak jak ja, żeby trzymać ból w
sobie, żeby ukrywać to, co czujesz. Założyłbym się, że byłeś karany za płacz
jako małe dziecko, prawda?
Harry
skinął głową.
-
Mój ojciec zwykł lać mnie za każdym razem, gdy choćby pociągnąłem na nosie –
powiedział cicho Severus. Normalnie nigdy by nie dyskutował o detalach swojego
dzieciństwa, ale tym razem przełamał milczenie, ponieważ czuł, że to pomoże
Harry’emu z jego własną traumą. – Bardzo szybko nauczyłem się, żeby nigdy nie
płakać w jego obecności i ostatecznie, by w ogóle nigdy nie płakać.
-
Ja też. Kiedykolwiek płaczesz?
-
Od wielkiego dzwonu.
-
Jak gdy… moja matka umarła? – zgadywał Harry.
-
Tak. – Profesor wstał, strzepując trawę osiadłą na jego szatach kilkoma ostrymi
machnięciami różdżki. Kolejne machnięcie i ramię jego szat było również suche.
Potem zakaszlał i powiedział z zakłopotaniem: – Nie masz czego się wstydzić,
Potter. Nie jesteś pierwszym uczniem, który zlał moje szaty słonymi łzami. – Choć jesteś pierwszym uczniem, którego
trzymałem w ten sposób.
-
Nie… jestem?
-
Nie. Byłem Opiekunem Slytherinu szesnaście lat i w tym czasie miałem jednego
czy dwóch tęskniących za domem pierwszaków, płaczących przede mną albo
sporadycznie ogarnięte obsesją na temat ocen dziewczyny.
Harry
zagapił się na niego.
-
Znaczy… dziewczyny płakały na twoim ramieniu z powodu ocen?
-
Merlinie dopomóż, Astoria Mullin. Przyszła do mnie i błagała, żebym pomówił z
profesor Burbage, bo nie mogła dostać nic poniżej P z mugoloznawstwa albo
inaczej zaraz by paliła się ze złości. Co za melodramat! Ale miała ku temu
ważny powód, jak odkryłem, gdy bliżej ją przepytałem. Jeśli nie miała
akceptowalnych ocen, jej ojciec rzucał na nią klątwy.
-
To okropne! Był mrocznym czarodziejem? Co wtedy zrobiłeś?
-
Nie, nie był śmierciożercą, tylko okrutnym człowiekiem i tak mrocznym, jak mógł
być w tym wypadku. Podjąłem kroki, by poinformować Czarodziejski Urząd
Nieletnich, jak powinien zrobić nauczyciel, który udokumentował przypadek
znęcania się nad nieletnim przez rodzica lub opiekuna i wzięli ją z domu.
-
Możesz to zrobić?
-
Oczywiście. To mój obowiązek. Mogę spróbować zrobić to samo w twoim przypadku,
Harry, choć będzie pewnie trzeba pociągnąć za kilka sznurków, ponieważ twoi
krewni to mugole. Pomówię z dyrektorem, gdy wróci. Zgadzasz się na to, Harry?
Harry
skinął głową.
-
Tak, do diabła. Znaczy, tak, proszę pana.
Severus
zmarszczył brwi.
-
Nie rozumiem, dlaczego pozwolono ci wrócić do tego środowiska rok za rokiem.
Czy kiedykolwiek wspomniałeś jakiemuś dorosłemu, jacy są twoi krewni?
-
Raz… wspomniałem Dumbledore’owi, że nie chcę wracać do domu na koniec roku, że
wolałbym zostać tutaj, ale powiedział, że muszę, więc wróciłem. Naprawdę nie
wchodziłem w szczegóły, Sev – dodał, widząc, jak twarz profesora robi się
ponura. – Po prostu powiedziałem, że mam mnóstwo zadań, nie mam dość odpoczynku
albo tego typu rzeczy.
-
I Albus nie zadawał kolejnych pytań? Nie pytał cię o nic więcej?
-
Nie. Więc przestałem o tym mówić – przyznał cicho Harry.
-
Ślepy stary dureń! W co on grał? Gdybyś porozmawiał o tym ze mną, profesor
McGonagall albo jakimkolwiek innym nauczycielem, zbadalibyśmy sytuację. A potem
poruszylibyśmy niebo i ziemię, by cię stamtąd wydostać.
-
Szczerze? Raz powiedziałem nauczycielowi w podstawówce. Wezwała moją ciotkę i
wuja, żeby z nimi porozmawiać, a oni powiedzieli, że jestem chronicznym kłamcą,
że zawsze zmyślam bajki. Uwierzyła im i zostałem zamknięty w komórce na trzy
dni bez jedzenia.
-
Tu by się to nie stało. Zostałoby to przebadane przez Czarodziejską Radę ds.
Nieletnich. Wiem, że nie jesteś przyzwyczajony do polegania na pomocy
dorosłych, dokładnie jak ja, ale musisz zacząć nam ufać, Harry. Jesteś dla nas
ważny… dla mnie. Wiem, że nie byłem dla ciebie sprawiedliwy i że reszta kadry
mogła wydawać się… obojętna twojej sytuacji, ale gdybyśmy znali prawdę…
Wszystko się teraz zmieni, Harry. Od teraz, jeśli masz problem, poważny czy
nie, rozważ pójście do Minervy albo do mnie, żeby go rozwiązać, jeśli nie
potrafisz zaradzić temu sam. Nie musisz znosić wszystkiego w ciszy.
Harry
nieco skulił ramiona na karcący ton.
-
Ty tak robisz.
Severus
westchnął.
-
Nie zawsze. A nawet jeśli, nie powinieneś mnie w tym naśladować, Harry. Jestem,
jaki jestem przez okoliczności i konieczność – szpieg musi być na sobie polegać.
Ale to nie oznacza, że nie potrzebuję z kimś porozmawiać od czasu do czasu. Jak
Hagrid często mówi – jeśli podzielisz się problemem, wkrótce to już w ogóle nie
jest problem. Pomyśl o tym, dobra?
-
Tak. – Nerwowo przestąpił z nogi na nogę. – Severusie? Naprawdę chcesz dziś
wieczorem skonfrontować się z ropuchą? Nie powinieneś nieco poczekać?
-
W jakim celu? Im dłużej masz na sobie to obrzydlistwo, Harry, tym gorzej z tobą
będzie.
-
Wiem, ale… ona jest niebezpieczna. Niemal cię wylała. Co jeśli spróbuje
ponownie? Nie chcę, żebyś stracił przeze mnie pracę.
Mistrz
Eliksirów spojrzał na niego gniewnie.
-
Harry, to ważniejsze niż zwyczajna posada nauczyciela. Ona używa mrocznej magii na uczniach, a to już
przestępstwo. Zasługuje przynajmniej na więzienie, a jedynym powodem, dlaczego
aurorzy jeszcze jej stąd nie wyciągnęli, jest fakt, że posiada przyjaciół na
wysokich stanowiskach. – Warknięcie wykrzywiło rysy Snape’a przez krótką
chwilę. – Użycie krwawego pióra na uczniu komukolwiek innemu zagwarantowałoby błyskawiczny
proces, ale ponieważ Knot za nią poświadczył, dostała tylko pozew sądowy i
lekkie ostrzeżenie. Ale to… nie pozwolę by to zamieciono pod dywan. To drugi
raz, gdy popełniła tą samą zbrodnię – użycie mrocznego przedmiotu, żeby wymusić
posłuszeństwo na dziecku.
-
Nie mówię, że nie zasługuje na wyrzucenie tam, gdzie słońce nie dochodzi,
Severusie, ale…
Mistrz
Eliksirów położył szczupłą dłoń na chudym ramieniu.
-
Nie martw się o mnie, pisklaku. Radziłem sobie
z gorszymi od niej i przeżyłem, by o tym opowiedzieć. O wiele gorszymi.
Może być drobną, biurokratyczną, szaloną na punkcie mocy suką z piekła, ale w
dniu, gdy nie będę umiał poradzić sobie z jej podobnymi będzie dniem, gdy oddam
różdżkę i zapiszę się na pobyt w św. Mungo. – W jego oczach pojawił się ostry
błysk, przez co Harry zadrżał.
-
Co jej zrobisz? Przeklniesz ją?
-
Tylko jeśli będzie zagrożeniem. Mam zaplanowane coś o wiele gorszego. –
Uśmiechnął się diabolicznie. – Sądzi, że jest sprytna, chroniona pod szatami
Knota. Ale nawet Knot musi podążać za prawami Ministerstwa. A złamała je już
dwukrotnie. Jeden raz można to przeoczyć, ale drugi…
-
Więc zamierzasz złożyć na nią donos?
-
Tak. Rada Nadzorcza już ją obserwuje i nie będą zbyt zadowoleni, gdy odkryją,
że wróciła do starych nawyków. Zamierzam bardzo dokładnie udokumentować twój
przypadek, Harry, w tym świadków i może nawet zagrożę wysłaniem sprawy do
gazety… ale tylko w ostateczności. Prawdziwą siłą mojej sprawy będzie prawo,
które użyję, by wesprzeć moje twierdzenia. A znam je dobrze, lepiej niż ona.
-
Skąd się ich nauczyłeś?
-
Studiowałem Magiczne Prawo po tym, jak zdobyłem Mistrzostwo, żeby upewnić się,
że żaden inny czarodziej nie ukradnie mi wynalezionego eliksiru. Znam prawo
kontraktowe bardzo dobrze, jak również te prawa, odnoszące się do czarnej
magii. Nie będzie miała się gdzie ukryć, bo mam niezbity dowód jej złego
postępowania. – Severus skinął głową na nadgarstek Harry’ego.
Harry
pozwolił sobie na niewielki złośliwy uśmieszek. To będzie interesujące. Bardzo
interesujące.
-
Skop jej tyłek w moim imieniu, Severusie. Mocno.
-
Taki mam zamiar, Harry. A teraz chodź. Im wcześniej napiszę raport i zrobię
zdjęcia, tym wcześniej będę mógł wykopać ją z pracy.
Harry
chętnie za nim podążył.
-
Uch, Sev? Mówiłeś coś o świadkach. O kogo chodzi?
-
Minervę. Będzie sina z wściekłości, gdy pokażę jej mankiet, zarówno jako twoja
Opiekunka Domu i jako animag. Będzie mnie wspierała aż do śmierci. – Właściwie to możliwe, że będę musiał nałożyć
na nią zaklęcie wiążące, żeby nie zabiła tej ropuszej suki, pomyślał
Severus z satysfakcją. Pani Dyktator
Dolores, twój czas niemal się skończył i wkrótce Hogwart będzie na dobre wolny
od twojego cienia. Ponieważ nikt nie krzywdzi mojego chowańca! Ani też
przyjaciela!
Harry
uśmiechnął się. Teraz Umbridge dowie się prawdy, którą znają wszyscy uczniowie
– zadzieranie ze Snapem jest jak drażnienie Rogogona Węgierskiego – w każdym
wypadku kończy się śmiercią.
Najpierw
poszli do kwater Snape’a, gdzie Severus wziął aparat i zrobił kilka zdjęć
samego mankietu, noszącego go Harry’ego, a potem wyjął kilka wyglądających
oficjalnie dokumentów z szafki biurka i usiadł. Podał Harry’emu pergamin ze
słowami Zeznanie Ofiary w łacińskim.
-
Weź to i usiądź na kanapie. – Machnął różdżką, a stół powiększył się, żeby
Harry mógł komfortowo siąść i pisać. – Chcę, żebyś spisał wszystko, co sobie
przypominasz z wieczora szlabanu. Spróbuj przypomnieć sobie dokładnie, co
powiedziała ci przed i po założeniu mankietu, Harry. To kluczowe zeznanie, więc
bądź tak precyzyjny, jak to możliwe.
-
Dobrze – powiedział Harry, po czym usiadł i również zaczął pisać. Mógł nie mieć
tak dobrej pamięci jak Hermiona, ale szlaban u wiedźmy utkwił w jego głowie i
pewnie już nigdy nie zapomni chwili, gdy założyła mu mankiet, tak jak
zapomniał, że był czarodziejem.
Do
czasu, gdy spisał całe wydarzeniem, jak również sposób, w jaki mankiet
oddziaływał na niego fizycznie, psychicznie i magicznie, czuł się wypompowany,
zmęczony i tłumił ziewnięcia.
Snape
uniósł wzrok znad wypełnianych potrzebnych formularzy dotyczących
Wykorzystywania Czarnej Magii przez Zarządcę Szkoły i zobaczył, że powieki
nastolatka zaczynają opadać.
-
Może położysz się na chwilę, Harry? Wciąż mam nieco papierkowej roboty nim
pójdziemy odwiedzić profesor McGonagall. Potrzebujesz snu. Skończyłeś swoje
zeznanie?
-
Tak, profesorze – wymamrotał Harry, wskazując na pergamin. Był wyczerpany i
czuł, że w połowie jest już w królestwie snu.
Severus
przywołał go i położył z formularzami, które dopiero skończył wypełniać. Potem
wstał i otulił drzemiącego nastolatka znajomym zielonym kocem, układając
chłopca na kanapie z poduszką pod głową, żeby przez spanie w wykrzywionej
pozycji nie zesztywniał mu kark.
Patrzył
przez chwilę na chłopca. Ach, dzieciaku.
Jesteś drugim największym błędem mojego życia, ale spróbuję ci to wynagrodzić
najlepiej jak mogę, poczynając od teraz.
Snape
wrócił do biurka, wciąż mając kilka dokumentów do wypełnienia, a dodatkowo
artykuł do napisania dla Proroka, jeśli będzie konieczne publikowanie go, choć
nie wyjawił imienia ucznia, którego Umbridge torturowała Mankietem Wiążącym.
Ostatnią rzeczą, jakiej Potter potrzebował było więcej presji – dobrej, złej
czy jakiejkolwiek innej. Wyciągnął spory tom, zatytułowany Magiczne Prawo i Ministerstwo i skopiował ograniczenie odnoszące
się do używania mrocznej magii na nieletnich oraz przywołał kolejną książkę,
która opisywała dokładnie, co robi Mankiet Wiążący i jak ograniczani byli
przestępcy potrafiący animagię w przeszłości, póki Ministerstwo nie uznało ich
za czarną magię i nie zniszczyło ich – najwyraźniej poza tym jednym.
Zastanawiał
się, jak Ropucha położyła na nim swoje łapska, podejrzewając, że zawsze mógłby
jej spytać, gdy dojdzie do konfrontacji. Musiał przyznać, że bardzo nie umiał
się doczekać dania tej wiedźmie zasłużonego i długo opóźnianego kopa w tyłek.
Severus
pozwolił Harry’emu spać przez półtorej godziny, nim obudził go i Mistrz
Eliksirów skontaktował się z McGonagall przez sieć Fiuu.
-
Mam do przedyskutowania z tobą pilną sprawę, Minervo – zaczął Severus bez
zbędnych wstępów. – Dotyczy jednego z twoich Gryfonów.
Minerwa
uniosła wzrok znad corocznego raportu kompetencji nauczycieli – jako Zastępca
jej pracą było oceniać co roku kadrę, żeby zobaczyć, kto kwalifikuje się do
awansu i tak dalej. Raport opierał się na wiedzy merytorycznej i stosowaniu do
polityki szkolnej – właśnie skończyła pisać ten dotyczący Firenzo, dając mu
ocenę Powyżej Oczekiwań, ponieważ centaur wykonywał godziwą pracę, będąc
wybranym tak w połowie semestru.
-
Co tym razem, Severusie? – westchnęła z irytacją, oczy ją bolały, więc zdjęła
okulary do czytania i potarła je. – Jak wiele punktów mu lub jej odjąłeś i jak
wiele szlabanów dałeś?
-
Żadnego. To nie jest kwestia szlabanu. Chodzi o pewną Wielką Inkwizytor i pana
Pottera. Możemy przejść?
-
Tak.
Severus
i Harry weszli do gabinetu opiekunki Gryffindoru – Harry kaszląc lekko,
ponieważ nigdy naprawdę nie dopracował sztuki pełnego wdzięku przechodzenia
przez Fiuu. Sadza zawsze jakoś dostawała się do jego nosa i na jego całe
ciuchy.
Spojrzał
na Opiekunkę, zerkającą na niego z odrobiną dezaprobaty i zastanowił się
dlaczego, póki nie powiedziała:
-
Potter, proszę, powiedz mi, że nie zrobiłeś jej żartu, czy czegoś równie głupiego.
Nie znoszę tej kobiety, ale muszę starać się żyć z nią w zgodzie jak najlepiej
potrafię, ponieważ jest moją przełożoną i jakieś małe wypadki nie pomogą się
jej pozbyć. – Czarownica zmarszczyła nos.
-
Właściwie, Minervo, może być sposób, by pozbyć się tej zarazy – wtrącił
Severus. – Na zawsze.
-
Jak? Wiesz, że nie aprobuję trucizny.
-
A co powiesz na długi pobyt w Azkabanie za ponowne użycie mrocznego przedmiotu
na nieletnim?
-
Co masz na myśli, Severusie? Z pewnością nie odważyłaby się… nie po pozwie…?
-
Z pewnością odważyłaby się, Minervo. Panie Potter, proszę jej pokazać.
Severus
skinął ręką i Harry podszedł do McGonagall i podwinął rękaw, ujawniając srebrny
mankiet i bandaż będący pod nim.
McGonagall
zesztywniała, gdy go zobaczyła, a jej oczy stały się jak kamień.
-
Wielki Merlinie! Ależ one zostały wszystkie zniszczone! Gdzie ona go znalazła?
I jak śmiała… jak śmiała nałożył Mankiet Wiążący na nowego
animaga? – Na twarzy miała wyraz całkowitego wstrętu, a policzki zarumienione w
gniewie.
Harry
nigdy nie widział u niej takiego spojrzenia.
-
To jest… niewybaczalne! Takie wiązanie początkującego animaga, a ponadto
takiego, który nawet nie jest pełnoletni! Panie Potter, dlaczego od razu nie
przyszedł pan do mnie mi to pokazać? Jak długo ma pan to… coś na sobie?
-
Osiem dni, jak sądzę.
-
Osiem dni! Wić musiał oddziaływać na
twoją magię i… dlaczego ma pan zabandażowany nadgarstek?
-
Mankiet… palił mnie i wywołał wysypkę z pęcherzami. Ale profesor Snape mnie
uleczył. Przepraszam, że nie przyszedłem do pani wcześniej, ale sądziłem… że
miała pozwolenie na zrobienie tego. Nie wiedziałem, ze to coś mrocznego, pani
profesor, ani że to zakazane.
-
Nie, oczywiście, nie wiedziałeś. Nigdy tego z tobą nie przedyskutowałam, a
Mankiety Wiążące powinny być wszystkie zniszczone w okolicach zeszłego
stulecia, kiedy Ministerstwo uznało, że są skażone czarną magią i
nieodpowiednie do użycia. – Usta nauczycielki transmutacji wciąż zaciskały się
w ponurą linię. – Ale podejrzewam, że Jej Królewska Świetność i Potężność
Umbridge uważa, że wie najlepiej, jak radzić sobie z takimi przedmiotami i może
ignorować wybrane zasady.
-
Już nie – oświadczył chłodno Severus. – Mam tu wszystkie potrzebne dokumenty,
Minervo, żeby wezwać Radę Nadzorczą i Ministralne Biuro ds. Nadużyć Znanych Mrocznych
Obiektów. Potrzebuję tylko twojego oświadczenia, tu i tu… - wskazał dwa osobne
kawałki pergaminu z miejscami do podpisu świadka i spisania oświadczenia. - …że
widziałaś na własne oczy mroczny obiekt użyty na nieletnim i będziesz zeznawać
przed Wizengamotem, że tak było.
Minerva
chwyciła pióro z biurka i zaczęła gwałtownie pisać.
-
No i jest! Chciałbyś, żebym coś jeszcze zrobiła, Severusie? Chcesz, żebym ją
przytrzymała, gdy będziesz ją wyklinał z powrotem do piekła, skąd przylazła?
-
Niestety nie. Jeśli mam popełnić morderstwo, wolałbym, żeby to było w jasnej
samoobronie. Ale chcę, żebyś poczekała na zewnątrz i oszołomiła ją, jeśli
będzie próbowała mnie zobliviatować. Skonfrontuję się z nią dziś wieczorem, po
tym, jak wyślę wszystkie dokumenty do Ministerstwa i Rady. Zrobiłem dla niej
kopie i kolejną dla siebie. Spróbuję zmusić ją do zdjęcia mankietu, nim
zaprezentuję jej dokumenty. Albo po tym, ale w każdym wypadku zostanie zdjęty – oświadczył mrocznie
Snape. Nawet jeśli będę musiał użyć
Legilimencji, żeby wyrwać odpowiednią komendę z jej umysłu. Nie było to
coś, co chciałby robić, ponieważ zbyt mu to przypominało o Czarnym Panu, ale
jeśli wiedźma odmówi współpracy…
-
Ach, cóż, moja oferta wciąż aktualna. – Spojrzała na Harry’ego, który patrzył
na nią podejrzliwie. – Proszę się nie martwić, panie Potter. Do wieczora
zdejmiemy z pana to paskudztwo albo dowiem się, dlaczego. – Harry skinął głową,
po czym pochylił głowę w ruchu przypominającym jastrzębia, którym kiedyś był i
powiedział bez zastanowienia: – Profesorze, jeśli nie pozwoli pan pani profesor
McGonagall skopać tyłek tej suki, to niech przynajmniej mi pan na to pozwoli.
Jestem jej to winny.
-
Język, młody człowieku! – warknęli automatycznie obaj nauczyciele.
Harry
zarumienił się po końcówki uszu i wymamrotał przeprosiny.
Severus
naskoczył na niego.
-
Masz się trzymać od tego z daleka, Potter, czy mówię jasno? Zanotowałem twoją
ofertę, ale poradzę sobie z nią najlepiej bez angażowania ciebie. Będę miał
mniejszą szansę rozproszenia, jeśli spróbuje mnie przekląć.
-
Wiem, profesorze, ale…
-
Bez sprzeciwów, Potter. Chcę twoją różdżkę – nie będziesz się wtrącał.
Szczęka
Harry’ego zacisnęła się. Przez chwilę był zły na Snape’a. Mężczyzna był teraz
tak nadopiekuńczy, a on przecież nie był dzieckiem, na litość Merlina! Ale
potem zdał sobie sprawę, że Snape wydał taki rozkaz, ponieważ był zaniepokojony
bezpieczeństwem Harry’ego, o które nigdy tak naprawdę żaden dorosły nie dbał, a
to wywołało u niego szczęście.
-
Obiecuję. Na honor czarodzieja, proszę pana.
Snape
odprężył się odrobinę.
-
Dobrze. Minervo, spotkamy się po kolacji, tak samo z panem Potterem. Umbridge
zwykle wraca wtedy do swoich kwater, prawda? Chcę zafiukać do środka i tam
czekać. Zaskoczenie jest konieczne.
Minerva
posłała mu zaciekły uśmieszek.
-
Oczywiście. Niech zacznie się gra.
Ponieważ
wciąż zostało kilka godzin do kolacji, Harry zdecydował pójść torbę z zadaniami
do nadrobienia i pozwolić Snape’owi ją przejrzeć. Wrócił do wieży Gryffindoru i
odkrył, że większość jego współdomowników jest nieobecnych, chodzą po błoniach
i cieszą się niespodziewanie słonecznym dniem. Wszyscy poza Ronem i Lavender,
którzy obściskiwali się na kanapie, gdy Harry przeszedł przez dziurę w
portrecie.
Dwójka
zarumieniła się z poczuciem winy i rozdzieliła się, po czym Lavender
wymamrotała coś o poprawieniu fryzury i wbiegła do dziewczyńskiego dormitorium
po szczotkę, zostawiając Rona i Harry’ego samych.
-
Och, to ty, Harry. Przez sekundę myślałem, że to McGonagall – powiedział Ron,
wzdychając z ulgą. – Gdzie byłeś? Uczyłeś się w bibliotece?
-
Nie. Byłem… uch, po poradę w sprawie przyszłej kariery – skłamał gładko Harry. I jak wnieść oskarżenie przeciw szalonej
wiedźmie. – Teraz muszę nadrobić nieco pracy domowej. Profesor Snape
powiedział, że mi pomoże.
Szczęka
Rona opadła.
-
Huh? Od kiedy… od kiedy pytasz o pomoc Snape’a?
Harry
udał, że nie słyszy i wezwał torbę lekkim machnięciem różdżki. Naprawdę nie
chciał sprzeczać się z Ronem, więc powiedział tylko:
-
Powiedział, że pokarze mi, jak lepiej uszeregować czas pod względem ważności i
szybciej się uczyć.
Ron
zakaszlał i prychnął.
Harry
odwrócił się i wyszedł przez dziurę w portrecie.
Ron
podążył za nim.
-
I wierzysz mu? Naprawdę sądzisz, że ten tłusty nietoperz z lochów ci pomoże?
Przeklął cię czy coś takiego?
Harry
zatrzymał się i odwrócił.
-
Nie, Ron, nie przeklął mnie. Właściwie to ja
jego poprosiłem.
-
Dobrze się czujesz, Harry? Ponieważ musiałeś oszaleć, żeby zaufać Snape’owi z
pomocą.
-
Dlaczego? – zapytał cicho Harry, zaciskając szczękę. Naprawdę nie chciał teraz
radzić sobie z upartością Rona. – Jest nauczycielem, pomoc mi jest jego pracą.
-
Jakby kiedykolwiek go to obchodziło. Nienawidzi Gryfonów i ciebie.
-
Nie, to nie prawda. Uratował moje życie, gdy byłem jastrzębiem. Dwukrotnie.
-
Tylko dlatego, że nie wiedział, kim byłeś. W innym wypadku zostawiłby cię na
śmierć.
-
Nie. Mylisz się. Są rzeczy, o których nie masz pojęcia, Ron. On nie jest
wrogiem. Umbridge nim jest,
-
Prawda. Ta dwójka jest pewnie ze sobą w zmowie.
-
W zmowie?! – krzyknął wściekły Harry. – Cholerny dupku, on walczy przeciwko niej! Nienawidzi jej tak mocno jak my! To on
powstrzymał ją przed używaniem krwawego pióra, on zgłosił to Radzie Nadzorczej.
Gdyby był z nią w zmowie, jak ty sądzisz, dlaczego, do diabła, miałaby go
próbować aresztować za porwanie mnie? Huh? Czy to ma jakikolwiek sens?
Postawiła w gotowości aurorów, żeby zabrali go do Azkabanu. Wiem, bo tam byłem!
Ron
wzruszył ramionami.
-
Może to ustawione. Wiesz, że Ślizgoni są chytrzy i cwani, a on jest najgorszego sortu.
-
Nie bądź durniem, Ron! To nie było ustawione. Umbridge chciała się go pozbyć,
tak jak chciała pozbyć się Trelawney i każdego, kto nie pasował do jej tak
zwanych standardów. Spójrz, co zrobiła Dumbledore’owi, na litość Merlina!
Wykopała go z jego własnego cholernego zamku! Jednak Snape nie pozwolił jej się
zastraszyć, więc zdecydowała go wyrzucić.
- Może będzie lepiej bez niego. Znaczy,
Firenzo jest o wiele lepszym nauczycielem niż kopnięta Trelawney.
Harry
zacisnął pięści.
-
Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale zachowujesz się jak cholerny dureń,
Weasley! Czyli uważasz, że ropucha może sobie po prostu biegać po szkole i
wyrzucać ludzi, jak jej się podoba.
-
Od kiedy stałeś się obrońcą Snape’a, Harry? Zmieniłeś się w Ślizgona, gdy
zrobił cię swoim chowańcem, huh? Chcesz teraz zamieszkać w lochach i stać się
wężem? Gryffindor nie jest już dla ciebie wystarczający?
-
O czym ty bredzisz? Nigdy tego nie powiedziałem. Wyciągasz pochopne wnioski.
Tylko dlatego, że jestem przyjacielem Snape’a, nie znaczy, że chcę stać się Ślizgonem.
Można być przyjacielem z kimś z innego Domu – wykłócał się Harry.
-
Z pewnością, jeśli chcesz być zdrajcą – warknął Ron, a jego oczy nagle
stwardniały.
- Nie jestem zdrajcą, Weasley!
-
Jesteś, jeśli nazywasz tego tłustego dupka przyjacielem! W ogóle kto słyszał,
by uczeń przyjaźnił się z profesorem? Jest zbyt stary, niczego nie pojmuje i
żyje tylko dawaniem szlabanów i zadań domowych.
-
Mylisz się. Profesor Snape jest bardzo dobrym przyjacielem. Nie tylko dlatego,
że uratował mi życie, ale ponieważ rozumie pewne rzeczy jak nikt inny. Nie jest
tłustym dupkiem, którym go nazywasz, Weasley! Nie wiesz połowy z tego, co
zrobił dla wszystkich z zamku i ja też nie mogę ci powiedzieć, ale gdybyś się
dowiedział, plułbyś sobie w brodę, że kiedykolwiek stwierdziłeś, że jest
powiązany z Królową Ropuch!
-
Nie, nie żałowałbym tego. Ponieważ on jest Ślizgonem, a wszyscy w tym Domu są
mroczni.
-
To po prostu głupie uprzedzenia! – krzyknął Harry. – Nie wszyscy Ślizgoni są
źli, tak jak nie wszyscy Gryfoni są bohaterscy.
-
Zdrajca! – wypluł Ron.
-
Wiesz, kogo mi teraz przypominasz, Ron? Malfoya, który uważa, że twoja rodzina
jest żałosna, bo jesteście biedni i nigdy was na nic nie stać. Osądza książkę
po okładce, a ty robisz to samo z Severusem.
Ron
wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
-
Severusem? Więc teraz jesteście na ty? Jakie to poufałe! Jak śmiesz porównywać
mnie do tego… tego aroganckiego chuja, Potter? Cofnij to albo przysięgam, że
cię przeklnę! – Jego dłoń znalazła się na różdżce i piorunował Harry’ego wzrokiem,
jakby chciał go nim zabić.
Harry
odpowiedział wściekłym spojrzeniem, ale nie wyciągnął różdżki.
-
Powiedziałem tylko prawdę. Wybacz, że ci się nie podoba. Odłóż swoją cholerną
różdżkę, bo nie zamierzam z tobą walczyć. Mam wystarczająco wrogów bez dodawania
cię na listę.
-
Więc boisz się ze mną walczyć? Boisz się, że skopię ci twój kochający Ślizgonów
zad?
-
Nie. Boję się, że cię skrzywdzę, dupku! Może się przejdź, co? – warknął Harry.
– Albo lepiej ja się przejdę. Żeby mnie nie kusiło roztrzaskać ci głowy o
ścianę. – Odwrócił się od wzburzonego rudzielca i zaczął iść korytarzem.
-
Idź dalej, Potter! Wracaj do swoich podłych Ślizgońskich kumpli! – krzyknął za
nim Ron.
Harry
wzdrygnął się na jad w głosie chłopaka i miał nadzieję, że Ron pozbędzie się zazdrości,
czy co go tam uwiera, ponieważ póki co nie mógł znieść przebywania w jego
pobliżu. Zbiegł po schodach i przez salę wejściową do lochów, zdenerwowany tym,
że Ron odmówił dostrzeżenia czegoś poza jego własnym zawężonym punktem
widzenia. Dokładnie jak Syriusz,
pomyślał wściekle Harry. Nie mam teraz
czasu na to gówno. Muszę się uczyć i zrobić resztę zadań.
Przybył
do apartamentu Severusa lekko zdyszany i wciąż zirytowany Ronem. Zmusił się do
wzięcia głębokiego wdechu, a potem kolejnego, aż się nie uspokoi. Dopiero wtedy
wszedł do kwater Snape’a, wymawiając hasło.
Severus
uniósł wzrok, gdy Harry wszedł do środka, od razu zauważając złość w oczach
chłopca i napięcie jego ramion.
-
Coś się stało, Harry?
-
Nie. Naprawdę nic, z czym nie umiałbym sobie poradzić. – Przelewitował torbę do
Severusa i zajął miejsce na kanapie, podczas gdy Snape przebadał książki i
zadania.
Severus
uniósł brew, czując, że coś kłopocze młodego czarodzieja, ale wolał pozwolić
Harry’emu na nieco przestrzeni, by rozwiązać własne problemy – podejrzewał, że
byli nim jacyś jego współdomownicy, ponieważ chłopak jeżył się ze wzburzenia
niczym jeż. Cóż, sprzeczki między dorastającymi ludźmi, nawet w tym samym Domu,
były niczym nowym i nie będzie interweniował, póki nie pójdą w ruch różdżki lub
uderzenia. To była część dorastania, a on był nauczycielem, nie nianią.
Jednak,
gdyby Harry był załamany przez wspomnianą sprzeczką, nalegałby, żeby chłopak
powiedział mu, co było nie tak, ponieważ to mogło być szkodliwe dla zdrowia
Harry’ego. Ale nie był to taki przypadek. Harry był bardziej zirytowany niż
smutny i bardzo wyraźnie nie chciał wchodzić w szczegóły. Więc Snape mu na to
pozwolił i skoncentrował się na pomaganiu mu z nagromadzonymi zadaniami.
Godzinę
później Severus zorganizował wszystko w stosy – Bardzo Ważne, Ważne i Ledwie
Konieczne do Zaliczenia. W kupce Bardzo Ważne była transmutacja, eliksiry,
zaklęcia i obrona przed czarną magią. W stercie Ważne było zielarstwo,
astronomia i opieka nad magicznymi stworzeniami. Ledwie Konieczne zawierały
historię magii i wróżbiarstwo.
-
Harry, chodź tu – zawołał Severus. Chłopak wstał i podszedł do biurka Snape’a.
– Spójrz, zorganizowałem twoje zajęcia według ważności, co oznacza, że te
powinny bardziej cię angażować w nauce, żebyś zdał SUM-y i w następnym roku
dostał się na zajęcia na poziomie OWTM-ów. Rozmawiałeś już z Minervą na temat
sugerowanej kariery?
-
Uch… tak jakby. Zapytała, co uważam, że chciałbym robić i powiedziałem jej, że
chciałem być aurorem.
Severus
westchnął.
-
Podczas gdy jest to… niezbyt zaskakujące wyznanie, mogę spytać, dlaczego
wybrałeś akurat tą drogę?
-
Umm… Nie wiem… to wydaje się… świetny zawód i… mój tata nim był… więc… - urwał
z niezręcznością, ponieważ prawda była taka, że nie myślał wiele o tej sprawie,
gdyż wciąż miał dwa lata do skończenia szkoły, a musiał coś robić, gdy ją
ukończy.
-
Większość chłopaków w twoim wieku uznaje zawód aurora za ekscytujący i
prestiżowy. Ale taki nie jest. To niebezpieczna praca, a nie ma w niej chwały
czy przygody. Znałem kilku aurorów i wszyscy mieli szalone godziny pracy,
przychodzili do domu wyczerpani, ranni i bardzo niewielu miało rodziny. Myślę,
że powinieneś pomyśleć uważnie, jeśli to jest to, co chcesz robić, Harry.
-
Och. Nie wiedziałem… że tak jest naprawdę. Tylko myślałem… że jedyne co się
robi to łapanie mrocznych czarodziei.
-
Tak myśli większość czarodziei w twoim wieku – powiedział Severus. – Mogę
zasugerować inną karierę? Z tego, co zaobserwowałem, wydajesz się mieć
cierpliwość i raczej spokojne usposobienie, jeśli nawet nieco impulsywne,
determinację i chęć współpracy z innymi. Masz też wrodzony talent do obrony. Czy
kiedykolwiek rozważyłeś nauczanie obrony, Harry? Sądzę, że byłbyś przyzwoitym
profesorem, a jest to mniej niebezpieczne, lecz równie satysfakcjonujące, co
bycie aurorem. Przyznaję, płaca nie jest tak dobra, ale jedynym codziennym
niebezpieczeństwem tej pracy są hormonalnie niestabilne nastolatki, które
będziesz chciał udusić, zamiast niebezpiecznych dla otoczenia szaleńców. Wiem,
niewielka różnica, ale sądzę, że mógłbyś o tym pomyśleć.
Harry
rozważył to. Nigdy wcześniej o czymś takim nie myślał. To, co powiedział Snape
było prawdą, lubił obronę, uważał ją za jeden z najlepszych przedmiotów i nie
miał nic przeciwko pokazywaniu innym Domownikom, jak rzucać pewne zaklęcia i
zawsze był niezadowolony z wszystkich nauczycieli obrony poza Lupinem, choć
fałszywy Moody był całkiem dobry, aż do momentu nauczania Niewybaczalnych. Ja… profesorem? Chyba… to jakaś możliwość.
-
Naprawdę sądzisz, że byłbym dobrym nauczycielem?
-
Tak. Prawdopodobnie lepszym niż ja. Mam bardzo mało cierpliwości dla tych,
którzy nie łapią tak szybko pojęć i w kółko robią głupie błędy. To dlatego
rozważam wzięcie praktykanta, żeby on lub ona mogli nauczać pierwsze, drugie i
trzecie klasy, a mi zostawili starszych i poważniejszych uczniów, którzy
naprawdę chcą się uczyć eliksirów.
-
Więc nie lubisz nauczania?
-
Przeciwnie, lubię nauczać tych, którzy okazują zainteresowanie i zdolności, a
nie marnują mojego czasu wydurniając się albo nie wykazując zdolności czy
skłonności do nauki. Eliksiry to moja pasja, są one wymagające, subtelne i
pełne precyzji i są ludzie, który je rozumieją, ci, którzy się w nich
wyróżniają oraz ci, którzy są beznadziejnymi przypadkami, jak Longbottom, i oni
nie powinni zostać dopuszczeni w pobliże kociołka. Wiem, że większość z was
uważa moje metody za ostre i takie są, ponieważ próbuję wyłowić tych, którzy
się do tego nie nadają. Wiele razy kłóciłem się z dyrektorem, że eliksiry
powinny być obowiązkowe dopiero od trzeciego roku, a po nim ci, którzy nie są
zainteresowani albo nie potrafią warzyć, choćby ich życie od tego zależało, nie
powinni się ich podejmować, ponieważ mikstury i eliksiry robią się coraz
bardziej złożone i nigdy nie będą w stanie sobie z nimi poradzić oraz przy tym
są niebezpieczeństwem dla otoczenia oraz powodem mojego bólu głowy, a bez
przerwy muszę nad nimi czuwać. Uwielbiam mój przedmiot i nie znoszę patrzeć,
jak jest masakrowany przez niekompetentnych, nieuważnych i marnych uczniów. To
mnie doprowadza do szaleństwa. – Profesor potrząsnął głową żałośnie. – Jestem
perfekcjonistą, temperamentnym perfekcjonistą, zawsze nim byłem i zawsze będę.
Niektórzy mogą powiedzieć, że nie powinienem uczyć i może mają rację. Ale ja
bym powiedział, że powinienem uczyć tych, którzy naprawdę chcą się uczyć, a
wtedy będę zadowolony i nie tak złośliwy.
-
To mogłoby zadziałać – uznał Harry. – Więc, mam najpierw zrobić pracę domową z
kupki Bardzo Ważne?
-
Tak. Skończ to, a potem zajmij się następną, ale pamiętaj, zrób zarys esejów
nim zaczniesz je robić, żebyś skupił się na głównych punktach, jak również mógł
przejrzeć rozdziały dla najważniejszych części i zrobić notatki, ale nie martw
się nimi za bardzo, bo nie potrzebujesz tych przedmiotów do stania się
profesorem albo aurorem, jeśli to wybierzesz.
Podał
Harry’emu wszystkie stosy zadań, każde owinięte wstążką, by się nie rozleciały.
-
Im bardziej jesteś zorganizowany, tym łatwiej będzie ci się uczyć. Jednak dała
ci najbardziej herkulesowe zadanie, co prawdopodobnie zamierzała od samego
początku.
-
Chce złamać moją różdżkę, to jest pewne. Dziękuję, profesorze.
-
Nie ma za co. – Nauczyciel zerknął na zegar nad kominkiem. – Niemal czas na
kolację. Po niej spotkamy się tutaj i pójdziemy do gabinetu McGonagall, po czym
skonfrontujemy się z ropuchą w jej norze.
-
Dobrze. Do zobaczenia później. – Harry wyszedł, kierując się z powrotem do
swojego dormitorium, by odłożyć książki, a potem ruszył na kolację z Hermioną.
Przez cały posiłek Ron nie odzywał się w ogóle do Harry’ego, a Potter również
potraktował go milczeniem.
Hermiona
popatrzyła od jednego do drugiego i jęknęła.
-
Nie mówcie. Pokłóciliście się.
Ron
prychnął i wymamrotał coś, co brzmiało jak:
-
Wspaniała dedukcja, Hermiono. Skąd przyszedł ci ten pomysł?
Spiorunowała
go wzrokiem.
-
Nie odpowiem na to, ponieważ odpowiedź jest oczywista. – Odwróciła się do
jedzenia swojej potrawki z mięsa mielonego i ziemniaków. Chłopcy! Czasami
zwyczajnie chciała trzepać ich w głowy, póki nie dostrzegą sensu.
Harry
zjadł tyle, ile mógł, czyli niewiele, po czym ruszył do kwater Severusa.
Dolores
Umbridge właśnie nalała sobie filiżankę herbaty jaśminowej do swojego nowego różowego
kubka w kotki i usiadła z mrożonym ciastek i swoim najnowszym czarodziejskim
romansem Wściekła Pół-krwi Kochanka
Dyrektora, gdy jej kominek rozpalił się zielenią i profesor Snape z jej
najmniej lubianym uczniem, Harrym Potterem, wyszli z paleniska.
Szybko
ukryła nowelę pod stertą raportów i odchrząknęła.
-
Ekhm! Ekhm! Co pana tu sprowadza, profesorze Snape? I pana Pottera? Muszę
powiedzieć, że pana maniery pozostawiają wiele do życzenia. Normalnie używa się
drzwi i prosi o pozwolenie, nim się wchodzi do pomieszczenia. – Posłała każdemu
mrożące w żyłach spojrzenie.
Severus
spojrzał na nią jak gdyby nigdy nic. Harry poczuł, jak jego serce przyspiesza,
gdy magia Snape’a zalała falą pomieszczenie w potoku ledwie powstrzymywanej
furii. Zastanawiał się, jak to możliwe, że Umbridge tego nie czuła.
W
końcu przemówił Mistrz Eliksirów.
-
Normalnie, Dolores, miałabyś rację. Jednak, rozszerzam zwyczajową uprzejmość
tylko na tych, którzy na to zasługują.
Prychnęła
rozzłoszczona.
-
I uważasz, że ja na to nie zasługuję?
-
Nie, ponieważ zrobiłaś coś niewybaczalnego, córo piekielnych demonów, i użyłaś
czarnej magii, by związać magię nieletniego. – Sięgnął ręką do tyłu i zacisnął
ją na nadgarstku Harry’ego, pociągając chłopca do przodu.
-
Ja? Ja użyłam czarnej magii? Kłamiesz, Severusie Snape!
-
Naprawdę? Więc czym nazwiesz to? –
Severus podciągnął rękaw Harry’ego, ujawniając Mankiet Wiążący. Umbridge
utraciła swoją próżność i zrobiła się ziemisto blada. Nie wyglądała ładnie.
-
Jak… jak to się u ciebie znalazło? – zapytała słabo.
-
Wiesz, ja to się u mnie znalazło – warknął Harry. – Nałożyłaś mi to podczas
pierwszego szlabanu, żebym nie mógł się zmieniać.
-
Jesteś niezarejestrowanym animagiem – oświadczyła Umbridge. – Moim obowiązkiem
jest powstrzymanie cię!
-
Powstrzymanie go? – przerwał jej Severus, a jego czarne oczy zapłonęły. – Tak,
jak zrobiłabyś z przestępcą, madame? Do tego używane były mankiety wiek temu.
Ale pan Potter nie jest przestępcą – jest uczniem i początkującym animagiem, a
użycie tak obrzydliwego przedmiotu jest surowo zakazane!
-
Jestem urzędniczką Ministerstwa, profesorze Snape, więc taki przedmiot może być
użyty przeze mnie według mojego uznania – chełpiła się Umbridge.
Oczy
Severusa zwęziły się.
-
Gdzie to jest zapisane, kobieto? Znam prawo Ministerstwa, a ono nie dopuszcza
do dowolności użycia zakazanych czarnomagicznych przedmiotów. Ten mankiet taki
jest i nawet nie próbuj udawać, że nie wiedziałaś. Nie tylko powstrzymuje
animaga od przemiany, osłabia też magię i ostatecznie doprowadza do jej wykończenia.
A jednak uznałaś za dobre użyć tego obrzydlistwa na dziecku! Jesteś podła,
Umbridge!
-
Jak śmiesz zwracać się do mnie w ten sposób, Snape? Oskarżę cię o zniesławienie
i wyrzucę z tej szkoły.
Severus
prychnął.
-
Postaw mnie przed sądem, Umbridge, we wszystkich tych słów znaczeniu. I kiedy
stanę przed Wizengamotem, ujawnię, jak rozmyślnie torturowałaś i raniłaś kilku
uczniów tej szkoły podczas swoich tak zwanych szlabanów przy użyciu krwawego
pióra, a teraz Mankietu Wiążącego. Czy będą chętni przymknąć na to oko? Sądzę,
że nie, sadystyczna harpio!
-
Nie możesz tego udowodnić, Snape! To twoje słowo przeciwko mojemu, a ty jesteś
byłym śmierciożercą, podczas gdy ja jestem wysoko we względach Ministra oraz
jego Podsekretarz. Oskarż mnie, a zobaczymy, jak idziesz w odstawkę! – Jej
maleńkie oczy zabłysły tryumfem.
Harry
miał ochotę przekląć jej usta, ale pozostał cicho za Mistrzem Eliksirów.
Przysiągł, a poza tym, Severus nieźle sobie radził z doprowadzaniem wiedźmy do
rozmiaru wróżki.
-
Nigdy nie oskarżałbym bez dowodu, a to jest większy dowód niż potrzebuję. –
Wskazał na nadgarstek Harry’ego. – Chcę, żebyś jeszcze dziś zdjęła to ohydztwo,
Umbridge! W innym wypadku ujawnię całą twoją wspaniałą politykę administracyjną
opinii publicznej i zobaczymy, co pomyślą i nich rodzice tych dzieci. Wątpię,
by zgodzili się z twoimi metodami dyscyplinowania, Umbridge! A w razie gdybyś
myślała mnie przechytrzyć, już wypełniłem wstępne oskarżenie dla Rady
Nadzorczej i kolejne w ministralnym Departamencie Nadużycia Mrocznych
Przedmiotów.
Pstryknął
palcami i dokumenty pojawiły się w jego dłoni. Pochylił się nad biurkiem i
rzucił jej je w twarz, a jego mroczne oczy zabłysnęły.
-
Ten dokument podpisany jest przez świadka Minervę McGonagall, która również
widziała mankiet, którym związałaś pana Pottera. Gdy rozmawiamy, pracownicy
Ministerstwa przeglądają mój list i towarzyszące mu zdjęcia. Poczekamy na ich
odpowiedź, czy zrobisz coś sensownego i zdejmiesz mankiet?
Umbridge
była teraz biała jak kreda, ale jej oczy sypały skry.
-
Naprawdę myślisz, że możesz przyjść tu i grozić mi, Severusie Snape? Muszę tylko powiedzieć, że rzuciłeś Imperio na
McGonagall, zobliviatować pana Pottera i powiedzieć, że znalazł pan fałszywych
świadków przeciwko mnie, a zarzuty zostaną wycofane. Widzi pan, profesorze,
moja władza jest tu absolutna. – Posłała mu toksyczny, słodki uśmiech.
-
Żadna władza nie jest absolutna, wiedźmo. Zwłaszcza nie twoja. – Severus
obnażył zęby w dzikim uśmiechu, jak wilk, który zamierzał rozszarpać gardło
intruzowi. – Jeśli spróbujesz użyć Obliviate albo tego typu zaklęcia, artykuł,
który napisałem, dokumentujący twoje pełne terroru panowanie, zostanie
opublikowany, zarówno w Proroku, Żonglerze, jak i każdej innej gazecie w
Brytanii. Nie przeżyjesz gwałtownej reakcji, a twoja szansa na solidną karierę
polityka zostanie zniszczona. Wciąż chcesz grać w Eksplodującego Durnia,
Dolores?
Umbridge
zatrzęsła się z furii.
-
Nie możesz mi tego zrobić! Jestem Wielką Inkwizytor! Moje słowo jest prawem! On
jest brudnym animagiem – duszą bestii uwięzioną w ludzkim ciele. – Wskazała na
Harry’ego długim palcem. – Musi być kontrolowany, bo w innym wypadku którejś
nocy oszaleje i wszystkich zamorduje.
-
Masz urojenia, kobieto. Animag nie jest bestią uwięzioną w ludzkim ciele, ale
człowiekiem, który może czasowo przyjąć zwierzęcą formę i przy tym zachowuje
swój własny umysł. Twoja chora potrzeba panowania nad dziećmi cię do tego
doprowadziła, Umbridge, A teraz, ostatni cholerny raz mówię, zdejmij mankiet…
albo zobaczysz, na co stać byłego śmierciożercę!
Snape
jednak nie wyciągnął różdżki. Nie potrzebował. Zwyczajnie wskazał palcem i
pozwolił swojej magicznej aurze ruszyć do przodu, pozwalając ubranej w róż
wiedźmie poczuć jego wrogość i tajemniczą moc, która jej towarzyszyła. Nigdy
nie wydawała się bardziej śmiertelna, jak żmija gotowa do ataku. Albo jastrząb
mający sfrunąć na smaczny kawałek królika.
Umbridge
cofnęła się, potykając się o swoje brokatowe krzesło.
-
Nie ośmieliłbyś się! – Wyciągnęła różdżkę
Snape
leniwie machnął palcem.
Różdżka
Umbridge została wyrwana z jej dłoni.
Wow! Nie wiedziałem, że
potrafisz rzucić Expelliarmus bezróżdżkowo! – pomyślał Harry z podziwem.
Snape
wzniósł się nad wiedźmą, całą swoją straszną mrocznością i rozmiarem, jak duch
pomsty.
-
Jestem byłym śmierciożercą, suko – oświadczył lodowatym tonem. – Ośmielam się
robić wszystko. Masz dziesięć sekund, nim rzucę na ciebie klątwę Tysiąca
Skrzydeł, Umbridge.
-
Co to jest? – Próbowała obejść biurko, by odzyskać różdżkę.
Severus
zablokował ją.
Snape
uśmiechnął się żarłocznie.
-
To klątwa, która sprawia, że tysiące uskrzydlonych stworzeń atakuje cel na głos
rzucającego… i rozrywa go na strzępy. – Oczy Umbridge rozszerzyły się w
przerażeniu. – Zobaczymy, jak szybko potrafi pani biegać, Wielka Inkwizytor? A
może zdejmiesz mankiet?
-
Wkrótce zobaczę cię w Azkabanie, Snape!
-
Raz…
Umbridge
dalej stała prowokująco, ale jej dłoń zadrżała.
-
Dwa…
Severus
posłał jej wściekłe spojrzenie, które upodabniało go do wściekłej mantykory.
-
Trzy…
Machnął
dramatycznie ręką, a wtedy nadszedł podmuch powietrza oraz dźwięk uderzających
skrzydeł.
-
Pospiesz się, Dolores. Cztery…
Trzaski
skrzydeł zrobiły się głośniejsze.
Umbridge
zachwiała się, drżąc.
-
Nie… nie… Severusie, proszę…
-
Pięć…
-
Nie… Nie mogę ich znieść… okropne latające potwory…
-
Sześć… - liczył nieustępliwie Snape.
Dolores
rzuciła się po swoją różdżkę.
-
Siedem…
Potknęła
się o krzesło i wylądowała u stóp Snape’a, rozciągając się na kolanach.
-
W porządku! Zrobię to! Tylko skończ liczyć, do cholery!
-
Osiem…
-
Przestań! Przestań! Obiecuję, że to zrobię!
-
Dziewięć… Przysięgnij, ropusza suko, na swoją magię i honor czarodzieja, jeśli
jaki masz.
-
Przysięgam! Na moją magię i honor czarownicy! – zaszlochała Umbridge, gdy cień
skrzydeł zaczął być widoczny i kilka skrzydlatych cienistych kształtów zaczęło
się pojawiać we wnętrzu biura.
-
Uwolnij Pottera od mankietu.
Umbridge
wskazała na chłopca różdżką, wypowiedziała słowo, mankiet otworzył się, a Harry
potrząsnął mocno nadgarstkiem i mankiet spadł na podłogę. Potoczył się i
zatrzymał przy butach Snape’a, który szybko go podniósł.
-
Zatrzymam go. Będzie dowodem w procesie przeciwko tobie, Dolores Jane Umbridge,
za umyślne użycie czarnej magii na dziecku będącym pod twoją opieką, a
dokładnie Harrym Jamesie Potterze.
-
CO? – zaskrzeczała Umbridge. – Ale… zdjęłam mankiet, Snape.
-
Tak, ale nigdy nie powiedziałem, że oskarżę cię o celowe narażenie na szwank
nieletniego, czyż nie? W tym momencie potrzebne dokumenty są w drodze do
odpowiednich władz i w każdej chwili powinnaś zostać odwiedzona przez aurorów
Tonks i Moody’ego.
Zbyt
późno Umbridge dostrzegła, jak została zmanipulowana, by ujawnić swój prawdziwą
twarz temu mężczyźnie i Harry’emu, który stał, będąc wszystkiego świadkiem.
-
Drań! Będziesz żałować tego dnia, Severusie Snape! – Uniosła na niego różdżkę.
– Cru…
Nie
była w stanie dokończyć zaklęcia.
-
Jęzlep! – warknął Snape, a język Umbridge przykleił się do jej podniebienia. –
Minervo, chodź tu, proszę.
Drzwi
biura otworzyły się i do środka weszła wściekła Minerva.
-
Słyszałam wszystko, okropna zła kreaturo! Zasługujesz na wycieczkę do piekła i
miejsce na kolanach samego diabła! – Wskazała różdżką w Umbridge. – Incarcerous!
Silne liny pojawiły się z jej różdżki i owinęły się
wokół ropuchy, szybko ją więżąc.
- Harry, mój drogi, proszę, idź do kominka i
zafiukaj do departamentu aurorów. Myślę, że Moody i Tonks wciąż są na służbie.
Harry nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy,
posłuchawszy nakazu. Pokonali nikczemną czarownicę i w końcu został uwolniony
od tego okropnego mankietu.
Wrzucił
szczyptę proszku fiuu do kominka i płomienie stały się zielone.
-
Departament aurorów, Ministerstwo Magii – powiedział, po czym włożył głowę do
środka. – Dzień dobry. Szukam aurorów Moody’ego albo Tonks, obojga jeśli są
dostępni. Nazywam się Harry… Potter. – Trójka aurorów na służbie patrzyli na
niego dłuższą sekundę. Potem sapnęli i wpadli na siebie, by być tą osobą, która
pomoże chłopcu, który przeżył.
Harry
niemal wyszczerzył się. To niesamowite, jak ludzie reagowali na najmłodszego
bohatera czarodziejskiego świata. Wkrótce pokuśtykał w jego stronę Alastor
Moody, a jego magiczne oko zawirowało.
-
Chłopaku, co się dzieje? Wpadłeś w jakieś kłopoty?
-
Nie, proszę pana, ale mamy w szkole sytuację awaryjną. Złapaliśmy mroczną
czarownicę.
Moody
wyglądał na zadowolonego.
-
Przesuń się, chłopaku. Przechodzę.
Sekundę
później Moody przeszedł przez kominek i zerknął na Umbridge wszystkowiedząco.
-
Ach, tak sądziłem, że coś jest w tobie nikczemnego, od kiedy dołączyłaś do
rządu i widzę, że miałem rację. Masz coś do powiedzenia? – Machnął różdżką i
powiedział: – Finite!
Zaklęcie
Jęzlep, które było jednym z wynalazków Snape’a, zostało zdjęte. Umbridge wzięła
głęboki oddech.
-
Tylko tyle, Moody! Jeśli mam pójść do dementorów, jedno z was pójdzie ze mną! –
Po czym odrzuciła głowę do tyłu i wydała z siebie wzmocniony magicznie skrzek
niczym banshee.
Wszyscy
zakryli oczy, uszy i sapnęli. Umbridge zdołała cofnąć zaklęcie wiążące ją i
zerwała się na nogi. Odwróciła się i wybiegła z biura, odkrywając tylko, że ktoś
podłożył cuchnące, zielone jeziorko na korytarzu, wyglądające jak bagno.
-
Arghhh! Co tu się, do diabła, dzieje?
Szybko
przebiegła przez bagno i przeszła przez frontowe drzwi.
Zdołała
szarpnąć drzwi, by się otworzyły i wystrzeliła na zewnątrz.
-
Zatrzymaj się! – ryknął Moody. – W imieniu prawa zatrzymaj się. Nie stawiaj
oporu aresztowaniu!
Umbridge
przebiegła przez trawnik.
Severus,
Minerva i Harry podążyli za nią.
Podczas
gdy brak cholernego mankietu na ręce był świetnym uczuciem, Harry pomyślał, że
czułby się jeszcze lepiej, gdyby przyłożył rękę do kary Umbridge. W pośredni
sposób. Zmienił się w jastrzębia, po czym wleciał do Sowiarni i zaskrzeczał: Obudźcie się wszystkie! Złodziejka gniazd,
krzywdząca pisklęta, ucieka moim braciom. Damy jej nauczkę?
Krzyki
nadeszły od każdej sowy w Sowiarni. Dajmy
tej nikczemnej suce nauczkę!
Potem
wszystkie sowy, skrzydło w skrzydło, wyleciały z okna i podążyły za ubraną w
różowe, koronkowe ciuchy wiedźmą, która zerknęła raz za siebie i praktycznie
upadła.
-
AHHHH! One mnie ścigają! Snape, obiecałeś! Nie to! AHHH!
Próbowała
biec szybciej, ale nic nie poruszało się tak szybko jak polująca sowa, chyba że
wędrowny sokół.
Wyszli
ze szkoły i zobaczyli, jak Umbridge zatacza się po trawniku, ścigana przez
dziesiątki oburzonych sów. Sowy nurkowały na nią, dziobały, obsypywały
odchodami i drapały, póki jej ładne, różowe szaty nie były w strzępach, a ona
sama pokryta zadrapaniami i krwią.
-
Odwołaj je! Odwołaj je!
Minerva
spojrzała na Snape’a.
-
Ubolewam nad tym, Severusie, ale nie wiem, jak.
-
Ja też nie. – skomentował jedwabiście Snape. – Na nieszczęście dla niej. –
Odwrócił się do Moody’ego. – A ty, Alastorze?
-
Nie. Szkoda. Zawsze mówiłem, że powinno się być miłym dla zwierząt.
Sowy
ścigały wiedźmę do skraju Zakazanego Lasu, skrzecząc i pohukując.
Wynikający
z tego hałas obudził jednego z bardziej lotnych mieszkańców lasu, takiego,
który nie pałał miłością do ludzi, a właściwie uwielbiał ucztować na nich od
czasu do czasu.
Sowy
rozproszyły się, gdy wielki kształt wielkości autobusu wyłonił się z lasu,
lecąc ponad drzewami.
Karmazynowe
zachodzące słońce odbiło się w żelaznych piórach i brązowych pazurach jednego z
ostatnich stymfalijskich ptaków, gdy drapieżnik obudził się ze snu i
natychmiast zaczął szukać ofiary mogącej zaspokoić jego zachłanny apetyt.
Freedom
zawisł w powietrzu, drżąc, gdy ogromny cień przeszył niebo.
Umbridge
uniosła wzrok, jej usta otworzyły się w krzyku kompletnego przerażenia.
Ptak
stymfalijski wydał z siebie głośny, ostry krzyk, widząc smacznie wyglądający
różowy kawałek, więc zamknął swoje lotki i zanurkował.
Brązowe
szpony zanurzyły się w sercu czarownicy, a potem ptak stymfalijski uniósł
martwą Wielką Inkwizytor i odleciał z powrotem do swojej chłodnej nory w lesie.
Trójka
czarodziejów i myszołów rdzawosterny patrzyli na to w pełnej szoku ciszy, po
czym Moody odchrząknął.
-
Jaka szkoda. Teraz muszę wypełnić cholerne raporty, że podejrzana została
zabita podczas aresztowania. Naprawdę nienawidzę dokumentacji.
Severus
wyciągnął nadgarstek i gwizdnął.
-
Freedom!
Jastrząb
zanurkował i wylądował na ramieniu Snape’a z grzmotem skrzydeł. Potem przeszedł
w górę jego ręki i usiadł na ramieniu Mistrza Eliksirów. Widzisz, mówiłem ci, że nikt nie zadziera z moim czarodziejem.
Moody
łypnął na Freedoma.
-
Więc to jest chłopak w animagicznej formie? Pasuje do niego. – Otrzymał
kiwnięcie głowy jastrzębia. – Cóż, mam do wypełnienia formularze i
zaksięgowania zaświadczenia o śmierci. Dobrego wieczora, Minervo, Severusie i…
jak się nazywasz w formie jastrzębia, Potter?
-
Freedom – odpowiedział Severus.
-
Dobre imię. Cóż, zostawię was z tym, choć śmiem powiedzieć, że możecie
spodziewać się wizyty Ministra za dzień czy dwa, żeby was przepytać. Ale
przynajmniej jesteście wolni od jej cienia. Do następnego spotkania Zakonu –
powiedział Moody, po czym skinął głową i pokuśtykał w stronę wrót szkoły, za
którymi mógł się aportować.
Severus
odwrócił się do Freedoma i powiedział:
-
Freedom, odmień się. W tej chwili.
Freedom
posłuchał, stając się znów Harrym. Posłał Severusowi na wpół pełne poczucia
winy, na wpół zawstydzone spojrzenie.
-
Tak naprawdę nie złamałem obietnicy, Severusie.
-
Byłeś tego cholernie bliski. Jak nazwiesz ten niedorzeczny wyczyn, mój panie?
-
Wyrównaniem rachunków – powiedział impertynencko chłopak.
Severus
przewrócił oczami.
-
Będziesz moją zgubą, niereformowalny pisklaku. Powinienem odjąć ci pięćdziesiąt
punktów i zmusić do skrobania kociołków przez resztę semestru.
-
Tak jest.
-
Och, mogę wymyślić lepszą karę od tego, Severusie – powiedziała Minerva. W
oczach miała psotny błysk. – Uczyń pana Pottera swoim nieoficjalnym
praktykantem w warzeniu eliksirów, aż do końca roku. On skorzysta z praktyki, a
ty z odrobiny pomocy.
Oboje
zagapili się na nią.
-
Minervo, ja… - zaczął Mistrz Eliksirów.
-
Nie ma potrzeby mi dziękować. Sądzę, że to jest coś, czego obaj potrzebujecie.
-
Ale… pani profesor – krzyknął Harry.
-
Podjęłam decyzję, panie Potter, zarówno jako pana Opiekunka Domu i Zastępca
Dyrektora. Jest pan teraz praktykantem profesora Snape’a. Możemy uczynić to
czymś oficjalnym, gdy zda pan swoje sumy.
-
Jeśli będę mógł – wymamrotał Harry.
-
Och, oczywiście, że będziesz – powiedział Severus surowo. – Ja się co do tego upewnię.
Harry
jęknął, choć w tajemnicy był zadowolony. Jako praktykant Snape’a, będzie miał
wymówkę, by spędzać więcej czasu z jego profesorem i może Snape zdoła pomóc mu
zablokować koszmary, jak również poprawić jego umiejętności warzenia.
Nagle
wyszczerzył się, po czym przemienił we Freedoma i wleciał w pełnych zadowolenia
spiralach nad dwójkę profesorów, wydając z siebie okrzyk zwycięstwa.
W końcu jestem wolny, a ta
potworna wiedźma nie żyje! Kreee-aar!
hej cudowny wspaniały rozdział to drugie opowiadanie w którym ropucha inkwizytor została zeżarta zamiast osądzeniem (kurcze nie pamiętam tamtego opowiada ale chyba kot ją zeżarł)pierwsza sceny opowiadaniom łapią za serce uwielbiam właśnie takiego Severusa i Harryego a dalej budowa akcji suuper nie wiem jak to inaczej opisać i kocica też fajna ale najlepszy jest auror Moody z jego stwierdzeniem "Jaka szkoda. Teraz muszę wypełnić cholerne raporty, że podejrzana została zabita podczas aresztowania. Naprawdę nienawidzę dokumentacji" przepraszam ale to było zajebiste (ja też nie nawidzę wypełniać różnych durnych dokumentów w pracy. Cały rozdział wspaniały życzę ci zdrowi a sił do tłumaczenia dalszych rozdziałów i w ogóle do pracy kocham cie pozdrawiam Gosia
OdpowiedzUsuńPs. czekam na zakończenie ciężaru przeznaczenia żeby przeczytać całość ale moja kumpela czyta i jest zachwycona i również przyłącza się do życzeń i wyrazów miłości :)
Masz rację Gosia czytam i jestem zachwycona. Wena jest z tobą Agnieszka😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, miło widzieć takiego przyjaznego Severusa tak takiego który nie kpi a się troszczy i martwi... pięknie załatwiona sprawa z ropuchą choć szkoda, że ministerstwo jej nie dopadło ale chyba ministerstwo jak i radą szkoły zajmą się jednak ta sprawa... a może Severus jakoś pomoże i Harry już do Dursleyow nie będzie musiał wracać... zemsta sów o tak... a Ron mnie to po prostu wkurzył z tym swoim postępowaniem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia