Z
wielką niechęcią, Harry otworzył oczy i znalazł się w nieco rozmytym i słabo
oświetlonym pomieszczeniu. Bolała go głowa, ale nie miło to porównania do bólu,
który Harry odczuwał, jak się zdawało, zaledwie chwilę temu. Jego plecy były
lekko obolałe, ale ponownie nie było tak źle jak wcześniej. Harry odruchowo
sięgnął po okulary leżące na stoliku nocnym i wsunął je na nos, by zobaczyć, że
był w pokoju, którego nie rozpoznawał. Wyglądał bardzo podobnie do skrzydła
szpitalnego, ale był znacznie mniejszy i bez okien.
Umysł
Harry’ego zaczął powoli się rozjaśniać i przypomniał sobie, że profesor
Dumbledore zabrał go z powrotem do Hogwartu po ucieczce Voldemorta. Zmusił się,
by usiąść i zaczął panikować, gdy nie zobaczył Syriusza i Remusa w pokoju. W
rzeczywistości w pokoju nie było nikogo poza czarnym ekranem, zasłaniającym
odległy kąt pomieszczenia. Gdzie oni byli? Czy coś im się stało po tym, jak
opuścił Departament Tajemnic? Remus miał drgawki, ale nie były takie złe jak
wtedy, gdy Pettigrew go dotykał.
Proszę, niech nic im nie
będzie.
Chwytając
zegarek z szafki nocnej i założył go, dostrzegając, że jest po północy. Musiał
spać cały dzień i pół nocy. Odsuwając przykrycie, Harry powoli wyślizgnął się z
łóżka. Jego bose stopy dotknęły chłodnej podłogi, posyłając dreszcze wzdłuż
jego kręgosłupa. Spojrzał w dół i zauważył, że jest ubrany w piżamę ze skrzydła
szpitalnego, a krótki rękaw pozwolił mu dostrzec, że jego ranne ramię jego
całkowicie zaleczone. Pani Pomfrey zawsze leczyła go, bez względu na dziwność
jego ran. Z pewnością uleczyła też Remusa.
Ale może wciąż potrzebuje
czasu, żeby całkowicie dojść do siebie.
Przygryzając
wargę, Harry powoli podszedł do zasłony. Niekończące się możliwości pojawiły
się w jego umyśle, ale żadna nie uzasadniała, dlaczego była potrzebna, chyba że
to nie był Remus. Może to ktoś inny z Zakonu, którego Dumbledore chciał ukryć w
szkole. Tak musiało być. Syriusz i Remus byli cali. Spali w Kwaterach
Huncwotów, dochodząc do zdrowia po zadanych im obrażeniach. To było tak proste.
Dotarłszy
do zasłony, Harry z ciekawością zerknął za nią i sapnął na widok przed nim. W
łóżku rzeczywiście leżał Remus. Ubrany był w piżamę podobną do piżamy
Harry’ego, co ujawniało dziwne purpurowe linie na jego skórze, które Harry widział
w Departamencie Tajemnic. Harry ostrożnie podszedł do łóżka z łzami w oczach.
Remus wyglądał na tak spokojnego, a jednak na tak chorego. Jego ręce złożone
były na piersi i pozostawały dziwnie nieruchome. Jego usta były fioletowe w
kolorze podobnym do linii na jego skórze.
Harry
czekał na jakiś ślad ruchu, ale po kilku dłuższych chwilach zaszlochał, gdy nie
dostrzegł żadnego. Łzy spłynęły po jego twarzy i sięgnął, by dotknąć dłoni
Remusa. No dalej, Remus. Proszę, porusz
się. Proszę, zrób cokolwiek. Dotykając skóry Remusa, Harry zaszlochał
boleśnie, gdy odkrył, że jest ona chłodna. Spojrzał na twarz Remusa, kładąc na
niej dłoń.
-
Remus? – zapytał cicho Harry. – Lunatyku? Proszę… proszę nie zostawiaj mnie…
nie zostawiaj nas. Przepraszam… przepraszam…
Kiedy
Remus się nie poruszył, Harry zaczął szlochać, opierając głowę na nieruchomej
klatce piersiowej Remusa i owijając ramiona wokół opiekuna najmocniej jak
potrafił. Remus nie mógł być martwy. Nie mógł! Obiecał! Obiecał, że zawsze przy
nim będzie! To się nie działo! Nie mogło! Remus zawsze był tak ostrożny! To
Remus zawsze karcił Harry’ego i Syriusza za lekkomyślność! Nie mógł umrzeć!
Unosząc
głowę, Harry po raz kolejny spojrzał na twarz Remusa i zobaczył, że ten wciąż
się nie porusza. Powstrzymał szloch, stając prosto i przenosząc się nad Remusa.
Łagodnie pocałował go w czoło, po czym oparł swoje o czoło swojego opiekuna.
-
Tak bardzo, bardzo mi przykro, Lunatyku – powiedział drżącym głosem. – Proszę,
wybacz mi. Ja… Myślałem, że was chronię. – Harry zamknął usta, gdy zagroził mu
silny szloch. Remus był jego mentorem… jego przyjacielem… przez długi czas jego
ojcem. Remus trzymał go przy zdrowych zmysłach. Remus trzymał Syriusza przy
zdrowych zmysłach. Co mieli teraz bez niego zrobić?
Kiedy
szloch minął, Harry ponownie otworzył usta.
-
Kocham cię, Lunatyku – powiedział drżąco. – Przepraszam, że go nie
powstrzymałem. Proszę, wybacz mi. Jesteś… wspaniałym tatą. Powinienem był mówić
ci to częściej… ja… tylko że zawsze myślałem… że będziemy mieć więcej czasu.
-
Robiłeś, co mogłeś, Harry. Luniek o tym
wie.
Harry
natychmiast stanął prosto i rozejrzał się, ale odkrył, że nikt nie wszedł. To
się nie działo. Wcale ponownie nie słyszał głosu swojego martwego ojca. To był
jakiś podstęp. Ludzie nie słyszą głosów tych, którzy zmarli ponad czternaście
lat temu.
-
Wynoś się z mojej głowy, Voldemort – wypluł Harry. – Czy nie zrobiłeś już
wystarczająco?
-
Synu, rozumiem, że jesteś
zdezorientowany, ale jestem tu, by ci pomóc. Wiem, że cierpisz, ale pamiętaj,
że Lunatyk kochał cię tak mocno, jak ty kochałeś jego.
-
I przeze mnie nie żyje – mruknął gorzko Harry. Nie mógł przestać myśleć, że
gdyby Remus nie poszedł za nim… gdyby Remus został w Hogwarcie, wciąż by żył. Gdybym nie naciskał, że wrócę sam do wieży
Gryffindoru, nie zostałbym porwany.
-
Nie przez ciebie, tylko dla ciebie. Remus
umarł dla ciebie, tak jak twoja matka i ja. Dokładnie jak ty zrobiłbyś dla nas,
gdybyś mógł.
Harry
nie powstrzymał łez, które nadeszły, gdy głos potwierdził śmierć Remusa.
-
Nie wiem, co bez niego zrobić – przyznał, siadając na najbliższym krześle.
Przez ostatnie lata Syriusz i Remus byli całym jego światem. Dali mu wszystko,
czego kiedykolwiek pragnął. Dali mu rodzinę i dom, gdzie nie był nienawidzony.
-
Musisz iść do przodu, Harry. Tylko to
możesz zrobić. Wiem, że cierpisz, ale musisz być silny. Będziesz potrzebował
swojej siły, by zrobić prawdopodobnie najtrudniejszą rzecz w swoim życiu.
Harry
pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. Nie sądził, by był w stanie kiedykolwiek
ruszyć do przodu. Nie chciał. To oznaczałoby akceptację, że nigdy więcej nie
porozmawia z Remusem. Wciąż miał ciężko pojąć fakt, że Remus rzeczywiście
odszedł. Jego pierś bolała w miejscu serca tak, że oddech powodował ból. Ból,
który czuł w Ministerstwie był niczym w porównaniu do tego. W Ministerstwie
obaj jego opiekunowie byli żywi.
-
A co to takiego? – zapytał w końcu Harry. – Co może być gorsze od tego?
-
Musisz chronić Łapę, mój synu, a możesz
to zrobić tylko na jeden sposób. Musisz odejść.
Harry
szybko wstał; jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.
-
Nie! – szepnął z przerażeniem. – Nie mogę go zostawić! Syriusz właśnie stracił
najlepszego przyjaciela! Jeśli go zostawię, to go zabije!
-
Jeśli nie odejdziesz, umrze. Voldemort
zna teraz twoją słabość, Harry. Będzie ścigał Syriusza, by dostać się do
ciebie. Czy właśnie tego chcesz? Chcesz też stracić Syriusza?
Harry
wycofał się po ścianę i powoli ześlizgnął się po niej, siadając na podłodze.
Nie mógł oddychać. Stracić Syriusza? Stracić Midnighta? Jego ostatniego tatę?
Nie. Zrobi wszystko, żeby temu zapobiec. Wolałby zginąć, niż stracić swojego
ostatniego opiekuna. „Głos” miał rację. Voldemort wiedział, że jego opiekunowie
byli jego słabością. Voldemort wiedział, że Harry zrobi wszystko, żeby ich
chronić, nawet jeśli będzie to kosztować go życie.
Zamykając
oczy, Harry chwycił się za pierś, próbując zwalczyć ból, który promieniował z
jego serca. Czy potrafił to zrobić? Czy potrafił porzucić tych, których kochał,
żeby ich bronić? Jaki mam wybór? Nie
mógł pozwolić, by Syriusza spotkał taki sam los jak Remusa. Nie mógł pozwolić,
by któryś z jego przyjaciół czuł ten sam ból, który teraz pożerał jego serce,
jego całą duszę.
-
Co muszę zrobić? – zapytał w końcu Harry.
-
Wiesz, co zrobić, mój synu. Pamiętaj,
jesteśmy z ciebie dumni.
Harry
zaczął cicho szlochać, podciągając kolana do piersi i ukrywając twarz. To nie
powinno się dziać. Powinien martwić się tym, co będzie robił podczas letnich
wakacji, a nie opłakiwaniem śmierci jednego z jego ojców i planowania ucieczki
z miejsca, w którym spędził ponad pięć lat. Co miał zrobić? Jeśli zdoła
wydostać się z Hogwartu, co potem?
Ciepła
i łagodna bryza wypełniła pokój, sprawiając, że Harry podskoczył zaskoczony.
Unosząc wzrok, Harry zauważył, że drzwi wciąż są zamknięte i wciąż jest sam. Wstał
ostrożnie i rozejrzał się, ale odkrył, że nic się nie zmieniło. Opierając dłoń
o ścianę, Harry sapnął na łaskoczące uczucie, które rozpoczęło się w jego
palcach i ruszyło w dół jego ramienia. Szybko odsunął rękę i odczucie nagle się
przerwało.
Harry
ponownie ostrożnie dotknął ściany i zamknął oczy, gdy łaskoczące uczucie
przepłynęło przez całe jego ciało. Uczucie zatroskania, współczucia, żalu i
chęci ochrony napłynęło w niego. Harry nie wiedział, skąd ta świadomość, ale w
jakiś sposób rozumiał, że to sam Hogwart posyła mu swoje współczucie. Rozumiał,
że szkoła żałowała, że nie ochroniła go przed tymi, którzy go porwali i że
chciałaby mu teraz pomóc z jego smutkiem.
Otwierając
oczy, Harry spojrzał na stolik nocny i zobaczył, że jego różdżka jego w jego
kaburze. Sięgnął po nią i milcząco przywołał. Podleciała w jego rękę wciąż
doczepiona do kabury. Harry założył kaburę na prawy nadgarstek i zamknął
ponownie oczy.
-
Muszę dostać się do dormitorium tak, żeby mnie nikt nie widział – powiedział
cicho. – Muszę odejść.
Chwilę
później rozległ się błysk ognia, na który Harry szybko odwrócił się i zobaczył,
że Fawkes stoi w nogach łóżka Remusa. Feniks wydał z siebie pełen smutku tryl.
Harry pochylił głowę, walcząc ze łzami, które ponownie chciały zacząć płynąć.
Nie mógł nawet myśleć o Remusie bez żalu i bólu serca.
-
Fawkes – powiedział Harry, zmuszając się do myślenia o czymś innym, niż Remus.
– Już tak wiele dla mnie zrobiłeś, ale muszę poprosić cię o jeszcze jedno.
Potrzebuję twojej pomocy.
Fawkes
zaćwierkał, jakby mówiąc: „Wiem”.
Harry
podszedł do łóżka i łagodnie zaczął głaskać feniksa.
-
Muszę dostać się do dormitorium tak, żeby nikt mnie nie zobaczył, a potem
odejść z tego miejsca, nim ktokolwiek zauważy, że mnie nie ma – powiedział
cicho. – Proszę, czy możesz mi pomóc?
Fawkes
zanucił cicho, a jego oczy napotkały oczy Harry’ego. Jasne było, że Fawkes nie
popiera decyzji Harry’ego, ale rozumie, że było to coś, co Harry musiał zrobić.
Rozpościerając skrzydła, Fawkes wzbił się w powietrze i wylądował na ramieniu
Harry’ego, łagodnie pocierając łebek o głowę Harry’ego w zapewniający sposób.
Harry zamknął oczy i powstrzymał kolejną falę łez, ponownie podchodząc do
Remusa. Położył obie dłonie na chłodnych rękach Remusa i odetchnął głęboko.
-
Lunatyku… Tato… Kocham cię i nigdy cię nie zapomnę – powiedział Harry drżącym
głosem. – Będzie bezpieczny. Obiecuję.
Wycofując
się, Harry spojrzał ostatni raz na swojego opiekuna, po czym jego pole widzenia
zostało oślepione przez płomienie, zmuszając go do zamknięcia oczu. Przez
krótką chwilę otoczyło go ciepło, a potem zniknęło, pozostawiając tylko ciężar
na jego ramieniu. Otwierając oczy, Harry zobaczył, że jest w dormitorium.
Słyszał, jak Ron i Neville chrapią i wiedział, że musi być bardzo cicho, żeby
nikogo nie obudzić. Fawkes wylądował na jego łóżku i wydawał się cierpliwie
czekać, aż zrobi to, co musi.
Podchodząc
do kufra, Harry wyciągną kilka zestawów mugolskich ciuchów wraz z sakiewką na
pieniądze, kluczem do Gringotta, atramentem, pergaminem i piórem. Wziął swoją
szkolną torbę, opróżnił ją i transmutował w mugolski plecak. Przebrał się w
mugolskie ubrania wraz z czapką, która przykrywała jego włosy i bliznę, po czym
spakował resztę. Włożył do kieszeni klucz do Gringotta i wrzucił sakiewkę do
przedniej kieszeni plecaka. Chwytając kawałek pergaminu, Harry usiadł na łóżku,
odkorkował atrament i zanurzył w nim pióro. Nie zamierzał odejść bez
pozostawiania czegoś Syriuszowi. Musiał powiadomić Syriusza, że tak musi być,
bo w innym wypadku Syriusz ruszy za nim.
Zbierając
myśli, Harry przeczesał palcami włosy, próbując ułożyć to, co musi powiedzieć,
w słowa. Musiał się pożegnać. Musiał ich powiadomić, że to nie było tylko
zagrożenie. Musiał ich przekonać, by ruszyli do przodu bez niego. W końcu Harry
zaczął pisać, mając nadzieję, że będzie to miało jakiś sens.
Syriuszu,
W chwili, gdy to czytasz,
najprawdopodobniej jestem daleko stąd. Przepraszam za to, co się stało.
Byliście z Remusem dla mnie wszystkim, a ja w jaki sposób wam się odpłaciłem.
Nigdy nie chciałem, żeby któremuś z was coś się stało. Oboje daliście mi coś,
czego zawsze chciałem: rodzinę. Zawsze będziecie moją rodziną, ale to
konieczne. To jedyne wyjście.
Proszę, nie szukaj mnie.
Musisz dać mi odejść. Musisz ruszyć dalej beze mnie. Proszę, wierz mi, że nie
uciekam przed moim obowiązkiem. Wiem, że nie ma ucieczki przed Voldemortem.
Wiem, że wcześniej czy później mnie znajdzie, a kiedy ten czas nadejdzie, mogę
mieć tylko nadzieję, że jestem wystarczająco silny, by uczynić ciebie i Remusa
dumnymi. Mogę zrobić przynajmniej to.
Proszę, powiedz wszystkim, że
mi przykro. Wiem, że ich rozczarowałem. Próbowałem ich powstrzymać. Próbowałem
powstrzymać Voldemorta, ale nie byłem wystarczająco szybki. Mam nadzieję, że
gdy nadejdzie czas, będę gotowy na to, co ma być zrobione, a jeśli nie, to będę
przynajmniej wiedział, że jesteś bezpieczny.
Przepraszam, że musiałeś
przez to przejść, Syriuszu. Przepraszam za wszystko.
Kocham cię, tato.
Harry.
Gdy
atrament wyschnął, Harry zgiął pergamin i napisał na nim imię Syriusza. Otarł
łzy, które ponownie zaczęły spływać po jego twarzy, chwycił pozostały pergamin,
atrament i pióro. Wstawszy, Harry pozostawił liścik na poduszce i odwrócił się
do Fawkesa. Feniks spojrzał na niego, po czym podleciał bliżej. Harry
obserwował ze zdezorientowaniem, jak Fawkes cicho śpiewa, krążąc w kółko nad
jego głową. Jego dezorientacja wzrosła, gdy poczuł mrowiące uczucie. Co się
działo?
Dziwny
głos, który Harry wiedział, że wcześniej słyszał, odpowiedział na niezadane
pytanie.
-
Używa własnej magii, by cię chronić, moje
dziecko. Tworzy tarczę, przez którą nie będzie można cię znaleźć.
Sapiąc
z zaskoczenia, Harry uniósł wzrok na Fawkesa, który przestał latać i powoli
wylądował na jego ramieniu. Zrozumiał, że Fawkes chciał go chronić, ale to w
pewnym sensie eliminowało główny powód, dlaczego odchodził. Dzięki temu nikt mnie nie znajdzie… nawet Syriusz. Ochrona Fawkesa
dawała mu szansę na przygotowanie się.
-
Dziękuję, Fawkes – powiedział cicho Harry, sięgając pod koszulkę. Wciąż miał
naszyjnik tłumiący i wiedział, że nie może zaryzykować, nawet z ochroną
feniksa.
Harry
ostrożnie odpiął zapinkę i położył naszyjnik na biurku. Będzie musiał zmierzyć
się z wybuchami, które nadejdą bez pomocy, jaką dawał mu naszyjnik tłumiący.
Zamykając oczy, Harry mentalnie podziękował Hogwartowi za jego pomoc. Poczuł
lekką zapewniającą falę, po czym otworzył oczy i chwycił plecak. Spoglądając na
Fawkesa, Harry skinął głową, że jest gotów iść. Po raz kolejny został oślepiony
płomieniami i otoczony ciepłem, więc zamknął oczy, aż podróż się nie skończyła.
Zaledwie
moment później, Harry otworzył oczy i znalazł się na schodach przed Magicznym
Bankiem Gringotta na ulicy Pokątnej. Spoglądając na zegarem, Harry zauważył, że
jest niemal druga nad ranem. Spojrzał na Fawkesa z uniesioną brwią. Co oni
robili tu tak wcześnie? To raczej nie była godzina uważana za odpowiednią na
interesy bankowe. Miał czekać tu sześć godzin, aż nie otworzą banku?
Nim
Harry mógł wyrazić swoje pytanie, drzwi banku otworzyły się i wyszedł z niego
znajomo wyglądający goblin. Był to Gryfek, goblin, który zabrał go do skarbca,
gdy miał jedenaście lat.
-
Pan Potter – powiedział goblin ze skinięciem. – Proszę za mną.
Harry
spojrzał na Fawkesa ze zdezorientowaniem, po czym podążył za Gryfkiem do
Gringotta. Marmurowa sala była słabo oświetlona. Wszystkie stanowiska za długą
ladą były puste. To zwyczajnie było dziwne.
-
Eee… proszę wybaczyć – powiedział ostrożnie Harry. – Co się dzieje? Skąd
wiedziałeś, że jestem na zewnątrz?
Gryfek
odwrócił się i spojrzał na Harry’ego.
-
Panie Potter, w Gringocie zawsze jest choć jeden goblin na wszelki wypadek –
powiedział. – Gobliny są magicznymi stworzeniami. Potrafimy wyczuć, gdy nas
potrzeba, zwłaszcza gdy potrzebuje nas inne magiczne stworzenie. Nie naszą
sprawą jest pytać jak i dlaczego. Ufam, że ma pan swój klucz.
Harry
wyciągnął klucz z kieszeni i podał go Gryfkowi. Goblin spojrzał na klucz, po
czym kontynuował drogę. Fawkes pozostał na ramieniu Harry’ego i oparł głowę o
jego włosy. Gryfek otworzył drzwi na końcu sali i poczekał, aż Harry przez nie
przejdzie, po czym ruszył za nim. Weszli do wąskiego, kamiennego przejścia,
które oświetlane było płonącymi pochodniami. Harry przeszedł na bok, gdy Gryfek
gwizdnął i podjechał mały wózek na torach. Harry wspiął się na niego wraz z
Gryfkiem, a Fawkes zeskoczył z ramienia Harry’ego i usiadł na ziemi,
sygnalizując, że poczeka na ich powrót. Harry spojrzał na Fawkesa ostatni raz,
po czym wózek ruszył.
Szybko
dojechali do skarbca Harry’ego. Gryfek otworzył drzwi, po czym przesunął się na
bok, by Harry mógł wejść. Minęły lata, od kiedy Harry ostatni raz był w
krypcie. Nawet gdy Syriusz… nie. Nie mógł teraz o tym myśleć. Harry otworzył
przednią kieszeń plecaka i wyciągnął sakiewkę na pieniądze. Wypełnił ją złotymi
monetami, po czym wyszedł z sakwą w dłoni. Odwracając się do Gryfka, Harry
ponownie zawalczył, by utrzymać emocje na wodzy. Nie mógł teraz pozwolić sobie
na załamanie.
-
Muszę wymienić je na mugolskie pieniądze – powiedział cicho Harry.
Gryfek
skinął głową, po czym zamknął drzwi i zakluczył je, po czym oddał klucz
Harry’ego, który schował go do kieszeni. Wspięli się z powrotem do wózka i
szybko wrócili do miejsca, gdzie czekał Fawkes. Wychodząc z pojazdu, Harry
podał sakiewkę Gryfkowi, a Fawkes podleciał i wylądował na ramieniu Harry’ego.
Gryfek poprowadził go do marmurowej sali, po czym za ladę i wspiął się na
najbliższe stanowisko, a Harry przeszedł dookoła, by stanąć po stronie gościa.
-
Kurs wymiany wynosi pięć funtów za każdego galeona – powiedział Gryfek, kładąc
sakiewkę Harry’ego na ladzie. – Sądząc po wadze, wyjął pan w przybliżeniu
siedemdziesiąt pięć galeonów. Ile chciałby pan wymienić na funty brytyjskie?
Harry
potarł ze zmęczeniem oczy pod okularami. Czuł, że wszystko do niego dociera.
Wkrótce będzie potrzebował miejsca do odpoczynku, a Dziurawy Kocioł z pewnością
nie był żadną opcją. Pewnie go tam rozpoznają.
-
Sądzę, że pięćdziesiąt galeonów wystarczy – powiedział. Dwieście pięćdziesiąt
funtów powinno starczyć na tyle długo, żeby znalazł jakieś zatrudnienie.
Gryfek
odliczył galeony z sakiewki Harry’ego, po czym podał je chłopakowi. Potem
wyliczył funty brytyjskie, włożył je do koperty i podał Harry’emu. Harry
schował oba opakowania z pieniędzmi do plecaka. Niedługo będzie musiał kupić
portfel. To było jasne. Po zakończonym interesie, Harry podziękował goblinowi
za pomoc, po czym wyszedł z banku. Zatrzymał się w ciemności i nim zdążył
cokolwiek zobaczyć, zniknął w płomieniach…
…
I pojawił się moment później w dość wygodnie wyglądającym pokoju hotelowym. Na
środku stało wyjątkowo duże łóżko z szafką nocną i lampą. Spoglądając na
plakietkę na stoliku nocnym, Harry zauważył na niej słowa „Hotel Hilton
Trafalgar”. Harry natychmiast uniósł wzrok na Fawkesa, który wybrał sobie ten
moment, żeby podlecieć do łóżka i skulić się na nim.
-
Fawkes – ostrzegł Harry. To oszustwo. To nielegalne.
Fawkes
spojrzał na Harry’ego i rzucił mu gniewne spojrzenie, po czym wydał z siebie
zirytowany skrzek, jakby mówiąc: „I co z tego”. Harry tylko potrząsnął głową,
odkładając plecak na podłogę i zdejmując buty. Podszedł do okna i wyjrzał,
widząc Trafalgar Square, oświetlony lampami ulicznymi. Świetnie. Mógł zostać tu
na resztę nocy, ale jutro znajdzie legalne miejsce do spania, na które będzie
mógł sobie pozwolić. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było aresztowanie.
Spoglądając
przez okno, Harry sięgnął pod koszulkę i wyciągnął jedyny naszyjnik, który
wciąż nosił, naszyjnik, który trzymał wisiorki jego trzech ojców. Dwóch było
martwych, a kolejnego nigdy więcej nie zobaczy. Harry nie potrafił zmusić się
do zastanowienia, przez co będzie przechodził Syriusz, gdy zobaczy puste łóżko
w Hogwarcie. Nie chciał myśleć, jak skrzywdzi swoich przyjaciół w chwili, gdy
zrozumieją, że ich porzucił. Teraz byli bezpieczni i tylko to się liczyło.
^^^
Gdzieś
daleko, w słabo oświetlonym pokoju, chuda postać w płaszczu siedziała w swoim
fotelu i spoglądała na wielkiego węża, spoczywającego u jego stóp. Ostatnie
kilka godzin było dezorientujących. Jego złość z powodu porażki jego i jego
zwolenników znikła, gdy dziwny, silny ból przeszył jego ciało. Chwilę zajęło mu
zrozumienie, że ból pochodził od kogoś innego. Pottera. Po krótkim poszperaniu, zdołał odkryć źródło bólu młodego
Harry’ego Pottera.
Wilkołak.
Początkowo
chłopak był podejrzliwy, ale ostatecznie emocje Pottera były dokładnie tam, gdzie
ich potrzebował, aby postawić go przeciwko kochającego mugoli głupca. Mimo
wszystko, nastolatek pogrążony w żałobie na jakimś pustkowiu bez jakiejkolwiek
ochrony był zbyt dobrą okazją, by z niej zrezygnować. W tej chwili Potter
prawdopodobnie sam by się poświęcił, gdyby to oznaczało, że jego cenny ojciec
chrzestny pozostanie nietknięty.
Czy
wilkołak rzeczywiście był martwy? Zakapturzona postać tego nie wiedziała i
naprawdę jej to nie obchodziło. Ważne było to, w co Potter wierzył. Uznał za
dziwne to, że stałe połączenie zostało nagle odcięte, ale był pewny, że
wyrządził dość szkód delikatnemu umysłowi Pottera. Potem się dowie, co zerwało
połączenie. Teraz potrzebował planu. Potter był uparty, nim uderzyła w niego
gorycz śmiertelności. Jeśli upór chłopca dalej będzie trwał, będzie musiał
tylko wykorzystać chłopaka do wyrządzenia wystarczającej ilości szkód
kochasiowi mugoli, nim oboje zginą.
Zakapturzona
postać wiedziała, że będzie teraz musiał zastosować całkowicie nową strategię.
Potter wciąż był nieposłuszny, ale też zdesperowany. Te dwie cechy nigdy nie
były dobrym połączeniem. Chłopak był zbyt zależny emocjonalnie od innych,
zwłaszcza zdrajcy krwi i wilkołaka. To nie była niespodzianka. Cenni
opiekunowie Pottera zapewnili wszystko, co trzeba biednemu sierocie. W umyśle
Pottera, zdrajca krwi i wilkołak mieli wszystkie odpowiedzi. Taki rodzaj
oddania był rzadki i niemożliwy do złamania.
Usunięcie
było jedyną opcją. Zakapturzona postać zdawała sobie z tego sprawę. Całkowicie
źle radził sobie z Harrym Potterem. Chłopak nie chciał władzy. Potter chciał
tylko żyć w spokoju z rodziną i przeciwstawi się każdemu, kto im zagrozi. Może
nie byli z Potterem tacy do siebie podobni. Mieli podobne wychowanie, ale ich
ścieżki rozeszły się, gdy zdrajca krwi i wilkołak zostali opiekunami chłopca.
Jakie to ironiczne, że ktoś tak potężny nie chciał mieć nic wspólnego z
posiadaną mocą.
Stanie się doskonałym sługą,
gdy już go złamię.
Cichy
syk wyrwał zakapturzoną postać z myśli. Spoglądając w dół na obudzonego węża,
zakapturzona postać uśmiechnęła się złowrogo.
-
Nie martw się, Nagini – syknął do węża. – Niedługo będziesz miała kolejnego
towarzysza. – Wąż opuścił głowę i wrócił do spania. Zakapturzona postać
popatrzyła w ciemność już myśląc nad możliwościami. Wspomnienia można zmienić.
Percepcja może być zniekształcona.
Niech zacznie się zabawa.
Hej! Dziękuję, że wytrwaliście ze mną do końca!
Czy wy też potrzebowaliście chusteczek przy czytaniu tego rozdziału? Ja zdecydowanie.
Nie pytajcie nawet, czy Remus żyje - nie powiem, bo dowiecie się wszystkiego w kontynuacji pt. Moc Hogwartu. Nie wiem, kiedy zacznę ją publikować, jednak najprawdopodobniej będzie to w okolicach wakacji, nie wcześniej.
Do tego czasu w planach jest opowiadanie Wolfstar (+18) pt. To, Co Nam Zostało oraz zamierzam zacząć tłumaczenie kontynuacji Złamanych Skrzydeł. Pierwsze dwa rozdziały TCNZ już są gotowe, jednak zacznę publikować dopiero końcem przyszłego tygodnia.
Jeśli macie jakieś pytania, na które odpowiedź nie będzie spojlerem, pytajcie, ja z chęcią odpowiem ;)
Do zobaczenia, do przeczytania :D