W chwili, gdy mordercze zaklęcie opuściło usta
Voldemorta, Harry ukrył się za fontanną. Intensywne zielone światło wypełniło
na chwilę atrium, po czym zniknęło. Wiedząc, że musi działać szybko, Harry
skoczył na nogi i wystrzelił w Voldemorta zaklęcie rozbrajające, a następnie
Confundus i zaklęcie oszałamiające, które z łatwością zostały odbite. Wiedział,
że nie może równać się z Voldemortem, kiedy chodzi o znajomość zaklęć, ale miał
rozległą wiedzę na temat mugolskiej walki, której prawdopodobnie Voldemort by
nie pochwalił. Będę musiał wykorzystać
każdą możliwą przewagę.
Voldemort natychmiast zaczął atakować fontannę wieloma
zaklęciami o różnych kolorach, by usunąć kryjówkę Harry’ego. Kiedy fontanna
zaczęła się rozwalać, Harry musiał zanurkować, by uniknąć uderzenia przez
wielki kawałek złotej postaci. Przetaczając się po ziemi, Harry odwrócił swoje
ciało w kierunku Voldemorta i szybko krzyknął:
- IMPEDIMENTA,
INCENDIO, LOCOMOTOR MORTIS!
Zaklęcia nie uderzyły w cel. Voldemort zniknął, zmuszając
Harry’ego do szybkiego ruchu. Podnosząc się na nogi, Harry odwrócił się w
odpowiedniej chwili, by zobaczyć, jak Voldemort się pojawia. Przejęły nad nim
kontrolę instynkty. Harry podskoczył i kopnął Voldemorta w klatkę piersiową,
zaskakując tym Czarnego Pana. Nie przestając atakować, Harry zrobił krok w
przód i zrobił salto w tył w ułożonej pozycji, zahaczając stopą o podbródek
Voldemorta. Harry wylądował twardo na stopach i natychmiast posłał w Voldemorta
zaklęcie galaretowatych nóg.
Voldemort z łatwością je zablokował i ponownie zniknął.
Harry pozostał czujny, wykonując ćwierć obrotu, gotów, by zmierzyć się z
Voldemortem, gdziekolwiek ten się pojawi. Jednak Voldemort pojawił się po
drugiej stronie pomieszczenia, z dala od niego, by zapobiec fizycznemu atakowi.
Czarny Pan wyglądał na całkowicie wściekłego, bez słowa przywołując kawałek
zniszczonej fontanny.
- Jeśli chcesz brudnej mugolskiej walki to będziesz ją
miał – wypluł Voldemort, gdy kawałek fontanny zmienił kształt w elegancki
srebrny miecz. – Przygotuj się na śmierć.
Harry natychmiast mruknął zaklęcie, które przemieniło
różdżkę Croucha w miecz podobny do miecza Voldemorta. Następnie zmienił ręce,
żeby trzymać miecz w prawej, a różdżkę w lewej. Ćwiczył walkę na miecze z
Syriuszem i przyjął, że dominuje u niego prawa ręka. Harry ufał również swojej
różdżce i wiedział, że ponieważ już się z nią związał, ostrokrzew z piórem
feniksa będzie najprawdopodobniej lepszy niż obca różdżka Croucha.
Voldemort i Harry zrobili ostrożnie kilka kroków na
przód, nie chcąc działać głupio i napierać na drugiego. Harry był świadom, że
Voldemort ma przewagę, ponieważ mógł się cicho aportować i wciąż był na to
przygotowany. Wszystkie jego zmysły były w pogotowiu. Czuł na twarzy pył z
fontanny. Słyszał gniewny oddech Voldemorta. Niemal wyczuwał złość i… zapał
Voldemort? Nie było chęci zniszczenia, ale chęć nauki. Harry szybko wyrzucił z
głowy tą myśl. To było śmieszne.
Po długiej ciszy, Voldemort zrobił pierwszy ruch.
- Crucio! –
krzyknął.
Harry z łatwością uniknął klątwę i wypalił urok
postarzający w miecz Voldemorta. Po raz kolejny Voldemort zniknął i pojawił się
chwilę później po lewej stronie Harry’ego, już w połowie zamachu. Harry szybko
uniósł miecz i napotkał nim uderzenie Voldemorta, a jego siła spowodowała, ż
Harry odruchowo opuścił prawe ramię. Bez namysłu Harry wskazał różdżką w
Voldemorta i krzyknął:
- Expelliarmus!
Różdżka Voldemorta wyleciała w powietrze, podczas gdy
Harry okręcił się, odsuwając od bliskiego kontaktu, z oboma broniami gotowymi.
Cisowa różdżka z rdzeniem z pióra feniksa wylądowała na ziemi, więc Voldemort
chwycił miecz oboma dłońmi, po czym zaatakował. Voldemort zamierzał uderzyć w
pierś Harry’ego, ale Harry już się poruszał. Zablokował cios, odwracając ciało,
by uniknąć ostrego przedmiotu. Popychając miecz Voldemorta w stronę podłogi,
szybko uderzył łokciem w brodę Voldemorta. To był cios poniżej pasa, ale jak
Syriusz mawiał: istniała różnica między brudną walką a walką, by wygrać.
Harry w końcu zrozumiał, o czym Syriusz mówił. Nie
istniało nic takiego jak brudna walka, gdy chodziło o życie.
Wściekły Czarny Pan uwolnił swój miecz i cofnął się o
krok, w milczeniu przywołując różdżkę. Harry szybko posłał kolejne zaklęcie
rozbrajające, ale to zostało z łatwością zablokowane. Tym razem Voldemort
wykonał szybki cios w głowę Harry’ego, zmuszając go do kucnięcia i posłania
klątwy redukującej w przeciwnika. Ta również została zablokowana i Voldemort
uderzył mieczem w dół, gotów przeciąć Harry’ego na pół.
Zaskoczony Harry nie miał czasu na myślenie. Wiedział
tylko, że w jednej chwili zbliżał się ku niemu miecz Voldemorta, a w następnej
był po drugiej stronie pomieszczenia. Harry szybko wstał i zauważył, że
Voldemort patrzy na niego ze zdumieniem. Nie był aż tak zaskoczony, jak Harry w
tej chwili. Właśnie się aportował! Teraz
walcz, będziesz myślał później. Wykorzystując odwróconą uwagę wroga, posłał
szybko zaklęcie oszałamiające, żądlące i wiążące w Voldemorta, który szybko
wyrwał się z osłupienia i zniknął, pojawiając się sekundę później przed Harrym.
- Imponujące, Harry – powiedział Voldemort, uderzając w
prawy bok Harry’ego, co chłopak zablokował. – Najwyraźniej dopiero zacząłeś
wykorzystywać swój potencjał. – Z mieczem wciąż dociśniętym do miecza
Voldemorta, Harry użył całej swojej siły do pchnięcia Voldemorta do tyłu.
Zadziałało. Voldemort zatoczył się o kilka kroków, pozwalając Harry’emu szybko
się poruszyć i ustalić między nimi wygodną odległość. – Znowu cię nie
doceniłem. – Voldemort wysłał klątwę Cruciatus w Harry’ego, zmuszając nastolatka
do uskoczenia jej z drogi. – Teraz rozumiem, dlaczego Dumbledore się ciebie
boi.
- Impedimenta!
– krzyknął Harry i zobaczył, jak Voldemort z łatwością blokuje zaklęcie, po
czym bez słowa posyła inne koloru fioletu w Harry’ego, który dobił je swoim mieczem.
– Dumbledore się mnie nie boi! Nie ma czego! Próbujesz tylko mieszać mi w
głowie! Nie dam się na to nabrać!
Voldemort opuścił lekko miecz, ale wciąż celował różdżką
w Harry’ego.
- Więc dlaczego wciąż tłumi twoją magię? – zapytał tylko,
robiąc krok w stronę chłopaka, który cofnął się. – Wiem, że nosisz kolejny
naszyjnik, Harry. – Promień światła wystrzelił z różdżki Voldemorta, przed
którym Harry uchylił się. – Wiem też, że masz na sobie urok śledzący. Stary
głupiec ci nie ufa. Jak myślisz, dlaczego tak jest?
Harry wysłał w jego stronę zaklęcie upiorogacka, ale
zostało zablokowane z łatwością.
- Może dlatego, że jakiś szalony seryjny morderca próbuje
mnie zabić – powiedział sarkastycznie i uskoczył w prawo, by uniknąć szybko
zbliżającego się czerwonego zaklęcia. Nie wiedział o zaklęciu śledzącym, ale
miało sens, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak szybko przybył dziś Zakon.
- Jesteś tak naiwny, że to niesamowite – powiedział sucho
Voldemort, wystrzeliwując białe zaklęcie w Harry’ego, który przemienił swój
miecz w lustro i odesłał zaklęcie w drugą stronę. Voldemort usunął je
machnięciem różdżki, a Harry zmienił lustro z powrotem w miecz. – Kiedyś też
byłem taki jak ty… tak pewny, że starsi wiedzą, co jest najlepsze. – Wypalił
kolejne czerwone zaklęcie, które Harry zablokował. – A potem się obudziłem.
Zdałem sobie sprawę, że to wszystko tylko iluzja. – Harry rzucił zaklęcie
rozbrajające, ale Voldemort szybko go uniknął. – Chcieli mnie kontrolować tak,
jak kontrolują ciebie. Próbowali mnie powstrzymać przed zdobyciem mocy, która
została mi przekazana przez krew. Crucio!
Harry po raz kolejny zanurkował za fontannę. Nie mógł
uwierzyć, że Voldemort racjonalizuje swoje działania. Nie było uzasadnienia dla
zabijania niewinnych ludzi. Podnosząc się szybko na nogi, Harry ostrożnie
obszedł w połowie zniszczoną fontannę tak, że była między nim a Voldemortem. To
dobrze, ponieważ była jedyną rzeczą, która ich dzieliła. Voldemort wcześniej
wykorzystał odwrócenie uwagi, żeby zmniejszyć dystans między nimi.
- Jesteśmy tacy sami, Harry – kontynuował Voldemort,
zaczynając obchodzić fontannę, podczas gdy Harry powtarzał jego kroki w
przeciwnym kierunku. – Oboje jesteśmy potężniejsi od nich. Zawsze będą się nas
obawiać. Odwrócą się przeciwko tobie tak, jak odwrócili się przeciwko mnie.
Mogę cię przed tym uchronić.
To się robi
śmieszne. Dlaczego Voldemort był tak pewny, że kilka słów zmieni zdanie
Harry’ego? Nie jestem podobny do
Voldemorta i nigdy nie będę.
- Jesteś głuchy tak samo, jak szalony? – zapytał Harry. –
Nie dołączę do ciebie, Tom!
Voldemort przestał obchodzić fontannę, a Harry poszedł w
jego ślady. Sądząc po zmrużonym spojrzeniu i ciężkim oddechu, Harry stwierdził,
że to prawdopodobnie nie była najmądrzejsza rzecz, którą mógł powiedzieć.
- Nikt mi nie odmawia! – krzyknął ze złością Voldemort,
unosząc różdżkę.
Czy Czarny Pan
właśnie miał napad złości? To z pewnością nie było coś, co widziało się
każdego dnia.
- Wierzę, że właśnie to zrobiłem… wielokrotnie –
powiedział sucho Harry.
- Szkoda – splunął Voldemort, po czym wycelował różdżkę
bezpośrednio w czoło Harry’ego. – AVADA
KEDAVRA!
Zielone światło ponownie wypełniło atrium, a Harry
zanurkował, by uniknąć morderczego zaklęcia. Wylądował ciężko na podłodze i ślizgnął
się na podłodze pod ścianę, z którą pierwszy kontakt miało jego lewe ramię. Ból
przeszył jego ramię i plecy, gdy zmuszał się do wstania i odwrócenia, by szybko
chwycić miecz i zablokować wściekłe uderzenie Voldemorta. Harry szybko poruszył
się w prawo, by uniknąć uderzenia z lewej strony, po czym zablokował szybkie
uderzenie w brzuch. Ataki Voldemorta były dla Harry’ego zbyt szybkie, by robić
coś poza reagowaniem. Nie miał czasu na myślenie nad zaklęciami, które mógł
rzucić różdżką, ale nie zamierzał jej puszczać, by trzymać miecz dwoma rękami.
Voldemort kontynuował swój gwałtowny atak. Uderzył nisko,
zmuszając Harry’ego do odskoczenia w tył, po czym uderzył wysoko, co Harry
zablokował. Ciosy przyspieszyły, więc Harry desperacko walczył by wyprowadzić
własne. Voldemort pchał go w tył i zaczęło się ujawniać wyczerpanie Harry’ego
po tej bitwie i walce w Departamencie Tajemnic. Pot spływał mu z czoła i
szczypał w oczy, ale Harry nie zamierzał się poddawać. Wciąż blokował każde
uderzenie Voldemorta.
Zderzenia mieczy odbijały się echem po atrium. Wściekłość
Voldemorta zderzyła się z desperacją Harry’ego. Harry ciągle unikał uderzeń,
których nie mógł zablokować, próbując powstrzymać przeciwnika od pchnięcia go
na ścianę. Voldemort wkrótce stracił wszelką cierpliwość i wystrzelił purpurowe
zaklęcie, które uderzyło Harry’ego w ramię, przecinając jego osobistą tarczę,
ubranie i skórę.
Harry krzyknął z bólu, upuszczając różdżkę i zataczając
się w tył. Spoglądając na ramię, Harry zobaczył, że krew już przesiąka przez
jego szaty. Szybko skupił uwagę na Voldemorcie w samą porę, by uskoczyć i
uniknąć uderzenia pomarańczowym zaklęciem. Upuszczając różdżkę, Harry milcząco
przywołał różdżkę i poczuł ulgę, gdy jego palce zacisnęły się wokół niej. Jego
lewa ręka była bezużyteczna. Każdy ruch był wyjątkowo bolesny i sądząc po czynach
Voldemorta, zdecydował on ponownie polegać na magii. Wskazując różdżką w
Voldemorta, Harry zebrał jak najwięcej siły i rzucił zaklęcie redukujące.
Zaklęcie przeszyło powietrze z zaskakującą prędkością,
uderzając Voldemorta w pierś, nim Czarny Pan mógł zareagować. Voldemort potknął
się lekko i chwycił za klatkę piersiową, dając Harry’emu czas na wstanie. Mając
przygotowaną różdżkę, Harry wiedział, że nie może rzucić dużo więcej takich
zaklęć. Był wyczerpany, całe ciało go bolało. Oddychając głęboko, Harry
skoncentrował się na swojej sile, magii i woli, która pozostała i krzyknął:
- Protego Maximum!
– chwilę przed tym, jak Voldemort rzucił w niego białe zaklęcie.
Zaklęcie Voldemorta uderzyło w tarczę i wydawało się na
chwilę zatrzymać, po czym zaczęło naciskać na tarczę. Harry zmusił się do
utrzymania jej w miejscu, a jego prawe ramię zaczęło trząść się na całej
długości z wysiłku. Harry powoli poczuł, jak jego ciało jest popychane w tył,
gdy jego stopy ślizgały się na podłodze. Czuł, że tarcza pęka dokładnie sekundę
przed tym, jak to się stało. Potężna fala zaklęcia Voldemorta uderzyła w niego
i posłała w tył na ścianę. Jego plecy wrzasnęły z bólu, upadł na podłogę,
upuszczając jednocześnie różdżkę.
Leżąc na prawym boku, Harry nie mógł się zmusić do myślenia,
nie mówiąc o jakimkolwiek ruchu. Ból był zbyt potworny. Mógł tylko obserwować,
jak Voldemort podchodzi z okrutnym uśmiechem na twarzy, wiedząc, że to koniec.
Poległ. Mógł mieć tylko nadzieję, że Syriusz i Remus są bezpieczni i że
któregoś dnia mu wybaczą.
- A więc tak umrzesz – powiedział Voldemort, wskazując
różdżką w Harry’ego. – Sam i bezbronny. Z pewnością przekaże wiadomość twoim
cennym opiekunom, jak również twojemu mentorowi.
- On nie jest sam, Tom – rozległa się znajomy głos,
sprawiając, że Voldemort szybko się odwrócił. – Harry nigdy nie będzie sam.
Istnieje wiele osób, którzy się o niego troszczą.
- Dumbledore! – krzyknął z wściekłością Voldemort, bez
namysłu usuwając miecz i kierując różdżkę w starszego czarodzieja, nim odzyskał
nad sobą panowanie. – Więc w końcu
przyszedłeś uratować swojego protegowanego? Muszę przyznać, że byłem
zaskoczony, że nikt do teraz nie zauważył, że zniknął. Dobrze walczył,
Dumbledore, ale ostatecznie to nie wystarczyło. – Bez zbędnych słów, Voldemort
uniósł różdżkę i rzucił promień zielonego światła w Dumbledore’a, który
odwrócił się i zniknął, by pojawić się za Voldemortem.
Dumbledore machnął różdżką, posyłając potężne białe
zaklęcie w Voldemorta. Czarny Pan szybko wyczarował błyszczącą srebrną tarczę i
odbił je. Po pomieszczeniu odbił się głęboki dźwięk podobny do gongu.
- Aurorzy już są w drodze, Tom – powiedział spokojnie
Dumbledore. – Nie powinieneś był tu dzisiaj przychodzić.
- Zanim dotrą na miejsce, będziesz martwy, a ja odejdę z
Potterem – splunął Voldemort, posyłając kolejne mordercze zaklęcie w stronę
Dumbledore’a, ale nie trafił.
- Harry nigdy się od nas nie odwróci, Tom – powiedział
stanowczo Dumbledore, posyłając zielonkawo-białe zaklęcie w Voldemorta, który
zablokował je tarczą. – Twoja obsesja na jego punkcie nic ci nie da. –
Dumbledore cofnął różdżkę i machnął nią tak, jakby był to bicz. Długi i cienki
płomień wystrzelił z jej czubka, po czym owinął się wokół Voldemorta i jego
tarczy.
Ale ognisty bicz nie został w miejscu. Chwilę później
bicz zmienił się w węża, uwolnił Voldemorta i odwrócił się ku Dumbledore’owi,
sycząc wściekle. Voldemort zniknął, podczas gdy wąż uniósł się z podłogi,
gotów, by zaatakować. Dumbledore szybko go usunął machnięciem różdżki, po czym
odwrócił się w chwili, gdy Voldemort pojawił się tuż przed pozostałościami
fontanny.
Kolejny promień zielonego światła wyleciał z różdżki
Voldemorta, ale Dumbledore już poruszał swoją. Kawałki na wpół zniszczonej
fontanny podniosły się szybko w powietrze i wydawały się stopić w tarczę przed
Dumbledorem w chwili, gdy mordercze zaklęcie prawie w nią uderzyło, po czym
rozwaliło na kawałki. Opady one na ziemie odbijając się echem. Przez dłuższy
czas był to jedyny słyszalny dźwięk.
Dwójka czarodziei patrzyła na siebie dłuższą chwilę, po
czym Voldemort zrobił krok w prawo i wycelował różdżką w Harry’ego.
- Oczywistym jest, że jesteśmy w sytuacji patowej,
Dumbledore – powiedział stanowczo. – Jednak mam przewagę. Troszczysz się o tego
chłopca, nie da się temu zaprzeczyć, a on troszczy się o ciebie.
Najprawdopodobniej umarłby za ciebie, gdybyś go o to poprosił. Zrobiłeś z niego
całkiem przydatne narzędzie. – Voldemort zrobił kolejny krok w stronę
Harry’ego. – Nie jesteś już nietykalny. Zabijając chłopca, zniszczę ciebie.
Dumbledore spojrzał na Harry’ego, który miał trudność
utrzymać otwarte oczy, po czym skupił uwagę na Voldemorcie. Dźwięk pospiesznych
kroków wypełnił atrium, ostrzegając trójkę czarodziei, że ktoś nadchodzi.
- Przyszli po ciebie, Tom – powiedział spokojnie
Dumbledore.
- Przybędą zbyt późno – syknął Voldemort i wystrzelił
zielone światło w Harry’ego.
Wszystko zdawało się poruszać w zwolnionym tempie. Przez
sekundę Harry zobaczył zielone światło, a w następnej poczuł, jak coś chwyta go
za szaty ponad zranionym ramieniem, po czym dostrzegł błysk czerwieni i ciepło.
Mrugając ze zmęczeniem, żeby pozbyć się koloru sprzed oczu, Harry zauważył, że
był teraz na podłodze za profesorem Dumbledorem, a ściana, gdzie przed chwilą
był ma teraz dodatkowe uszkodzenia. Lekki ciężar spoczął na jego ramieniu, ale
Harry był zbyt wyczerpany, by stwierdzić, czy ten ciężar powodował u niego
dodatkowy ból, czy nie.
Voldemort wydał z ciebie sfrustrowany krzyk, po czym
ponownie zniknął… i nie pojawił się. Czarny Pan uciekł.
Po długiej ciszy, profesor Dumbledore odwrócił się i
ukląkł, żeby przyjrzeć się bliżej Harry’emu. Zauważył zranione ramię, jak
również przesiąknięte potem ubrania. Pospieszne kroki stały się głośniejsze,
więc Dumbledore przeniósł spojrzenie nad Harry’ego.
- Dziękuję, przyjacielu – powiedział Dumbledore z
uśmiechem. – Twoje wyczucie czasu jest jak zwykle bez zarzutu.
Znajomy tryl wypełnił uszy Harry’ego. To Fawkes go
uratował i był ciężarem, który czuł na ramieniu. Harry chciał mu podziękować,
ale mógł tylko mrugnąć ze zmęczeniem, gdy atrium wypełnili ludzie z
przygotowanymi różdżkami.
- Dumbledore! – wykrzyknęła pani Bones. – Shacklebolt
wysłał wiadomość, że Sam Wiesz Kto tu jest. Czy to pan Potter? Co on tu robi?
Dumbledore położył dłoń na głowie Harry’ego.
- Voldemort tu
był, Amelio – powiedział poważnie, – i tak, to jest Harry. Muszę przyznać, że
dziś wieczorem Harry został uprowadzony z Hogwartu przez któregoś z wyznawców
Voldemorta. Z tego, co zrozumiałem, w Departamencie Tajemnic jest wielu
śmierciożerców, związanych zaklęciami antydeportacyjnymi i obecnie zostali
aresztowani przez kilku z moich ludzi, którzy przybyli Harry’emu na ratunek.
- Słyszeliście go – powiedziała stanowczo pani Bones. –
Wyślijcie dwie jednostki do Departamentu Tajemnic, a reszta niech przeszuka
inne piętra. Jeśli znajdziecie kogokolwiek, kto nie powinien tu być,
aresztujcie. Rozwiążemy to potem. – Odgłos pospiesznych kroków odbił się echem
po atrium. – Nie mogę w to uwierzyć. Sami Wiecie Kto akurat w tym miejscu. Co,
do licha, opętało Sam Wiesz Kogo, żeby tu przyszedł?
- Amelio, sądzę, że wiesz, co jest w Departamencie
Tajemnic – powiedział Dumbledore takim samym poważnym tonem. – Voldemort szukał
przepowiedni, która dotyczy Harry’ego i jego samego. Obiecuję, że wszystko ci
wyjaśnię, ale najpierw muszę zabrać Harry’ego do Hogwartu, gdyż potrzebuje on
pomocy medycznej.
- Oczywiście, Dumbledore – powiedziała szybko pani Bones.
– Rozumiem. Potrzebujesz jakiejś pomocy? Może świstoklika?
Dumbledore skinął głową, ostrożnie zmieniając pozycję
Harry’ego i pociągając go w ramiona.
- To byłoby mile widziane – powiedział z wdzięcznością.
Harry jęknął, gdy Dumbledore dotknął jego zranionego ramienia, posyłając falę
bólu przez jego ramię i kręgosłup. – Trzymaj się, Harry. Wszystko będzie w
porządku.
Głowa Harry’ego spoczęła na piersi Dumbledore’a. Z
jakiegoś powodu poważnie wątpił, by wszystko miało być w porządku.
- P-Profesorze – powiedział słabo, powoli unosząc wzrok,
by dostrzec zaniepokojone spojrzenie Dumbledore’a. – P-Przepraszam… Próbowałem…
Nie mogłem…
- Wiem, Harry – powiedział uspokajająco Dumbledore. –
Wiem. Rozumiem, dlaczego czułeś, że musisz się z nim zmierzyć. – Ostrożnie
położył ramię pod kolana Harry’ego, wymamrotał coś, czego Harry nie potrafił
zrozumieć i powoli wstał trzymając chłopca mocno w ramionach. – Porozmawiamy o
tym później. Teraz potrzebujesz odpocząć. Nie mam wątpliwości, że ponownie
przekroczyłeś swój limit.
Harry spuścił wzrok i westchnął. To prawdopodobnie było
wielkie niedopowiedzenie. Harry czuł, że powoli odpływa, gdy nagle zdał sobie
sprawę, że jego różdżka wciąż jest gdzieś w atrium.
- Różdżka – wymamrotał, zamykając oczy, a sekundę później
poczuł, jak coś delikatnie ląduje na jego piersi, ale potem znika.
- Fawkes ma twoją różdżkę, Harry – powiedział łagodnie
Dumbledore. – Odpoczywaj.
Harry niejasno słyszał, jak pani Bones podnosi kawałek
zniszczonej fontanny i mówi: „Portus”,
po czym podała go profesorowi Dumbledore’owi.
- Ufam, że się ze mną skontaktujesz, gdy będziesz miał
chwilę? – zapytała.
- Oczywiście, Amelio – powiedział Dumbledore, ustawiając
się tak, żeby on i Harry dotykali świstokliku. – Do zobaczenia.
Po znajomym uczuciu szarpnięcia za pępek, Harry zamknął
oczy, aż nie zniknęli z atrium, by pojawić się chwilę później w skrzydle
szpitalnym Hogwartu. To była ostatnia rzecz, jaką Harry wiedział, nim
pochłonęła go ciemność.
Zastanawia mnie co to za moc Harry'ego. Wydaje mi się że tu chodzi o coś więcej niż tylko niezwykła potęga. Jednak nie potrafię wymyślić czym to "coś więcej" jest. Może Voldi miał rację i ich naprawdę łączy wspólna historia? Tj, może Tom miał takie same wybuchy i zdolności jak Harry ale przez to, że nie miał wsparcia w rodzinie i wszyscy się go obawiali, wyrósł na Voldka? I teraz chciałby mieć przy sobie Harry'ego by ten go rozumiał. Wydaje mi się to sensowne :P
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, czasu i czekam na kolejny rozdział
Gabi
Hej,
OdpowiedzUsuńHarry naprawdę sobie bardzo dobrze poradził w walce z Voldemortem można powiedzieć, że przytrzymał go na tyle długo aż nie zjawili się inni... i w zasadzie nie dotarł do departamentu tajemnic...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Harry naprawdę bardzo dobrze sobie poradził w walce z Voldemortem można powiedzieć że przytrzymał go na tyle długo, że ktoś się zjawił i w zasadzie nie dopuścił aby dotarł do departamentu tajemnic... a ta moc...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia