Przybycie czerwca spowodowało, że uczniowie piątego i
siódmego roku zaczęli się szaleńczo uczyć. SUM-y i OWTM-y były tuż za rogiem. Z
jakiegoś powodu zakończenie roku wydawało się teraz o wiele bliższe. Pokoje
wspólne były pełne uczących się. Nawet Fred i George dali spokój testowaniu ich
produktów, żeby skoncentrować się na ich nadchodzących testach. To jednak nie
zatrzymało członków GD przed ciągłym używaniem Pokoju Życzeń. Wiele osób
przyzwyczaiło się do posiadania „wszystkiego, czego potrzebowali” w zasięgu
ręki.
Zgodnie z oczekiwaniami nie poczyniono żadnego postępu w
poszukiwaniu, kto strącił Harry’ego i Cho z ich mioteł podczas meczu
Quidditcha, ale to nie powstrzymało Syriusza i Remusa przed pełnymi badaniami,
żeby odkryć, co się dokładnie stało. Cóż, właściwie to Remus spędzał większość
czasu na badaniach, by potem pokazać to, co znalazł Syriuszowi, ponieważ
nauczyciel obrony przejmował się zajęciami, a w dodatku każdego wieczora
prowadził sesje treningowe z Harrym. Syriusz pomagał Harry’emu z historią
magii, transmutacją i zaklęciami, podczas gdy Remus pomagał mu z zielarstwem,
astronomią, eliksirami i opieką nad magicznymi stworzeniami. Wróżbiarstwo było
na straconej pozycji, więc nawet nie kłopotali się tym przedmiotem.
Zajęcia były teraz kompletnie skupione na powtarzaniu
materiału, który miał być na egzaminach. Harry zapisywał wszystko, co było
wspominane na zajęciach, po czym zabierał to do Syriusza i Remusa, którzy
pomagali mu posortować pomieszane notatki. To nie było oszukiwanie. Harry nie chciał
oszukiwać. Chciał samodzielnie dobrze wypaść na egzaminach. Porządkowanie
notatek pomogło Harry’emu łatwiej zapamiętać materiał, ponieważ były teraz
pogrupowane według ważności materiału. Gdy Harry miał pytanie na jakiś temat,
pytał, ale nigdy nie zadawał pytań o faktyczne testy. Zbyt mocno szanował
swoich opiekunów, by choćby to rozważyć.
Oklumencja została na jakiś czas wstrzymana, choć
profesor Snape poinstruował Harry’ego, by kontynuował ćwiczenia każdego
wieczora.
- Bez wątpienia intensywność SUM-ów sprawi, że ktoś taki
jak ty, Potter, będzie wyczerpany psychicznie – powiedział Snape. – To jest
właśnie okazja, którą może wykorzystać Czarny Pan. Merlinie broń, by nasza
gwiazda ominęła swoje egzaminy tylko dlatego, że była zbyt głupia, by się bronić.
Podczas ostatnich zajęć z transmutacji przed egzaminami,
uczniowie otrzymali swoje harmonogramy z szczegółami procedur obowiązujących
podczas SUM-ów. Testy zostały rozłożone na dwa tygodnie. Teoria miała odbywać
się rano, podczas gdy praktyka popołudniami, za wyjątkiem praktycznych
egzaminów z astronomii, które miały być w nocy. Podjęto środki ostrożności,
mające zapobiec oszukiwaniu. Egzaminy były zabezpieczone zaklęciami
anty-ściągowymi, przeciwko piórom samopiszącym, przypominajkom, odpinanym
mankietom ściągowym i samo poprawiającemu atramentowi, które nie były dozwolone
na sali egzaminacyjnej. Wyniki miały być wysłane przez sowę w lipcu, przez co
wszyscy mieli tygodniami żyć w napięciu.
Teoria z zaklęć była zaplanowana na poniedziałek rano. W
weekend przed pierwszymi testami, wszyscy gorączkowo powtarzali informacje z
ostatnich pięciu lat. Gryfoni nauczyli się za wszelką cenę unikać Hermiony,
ponieważ z determinacją odpowiadała na wszystko słowo w słowo tak, jak było w
książce. Harry szybko odkrył, że Oklumencja rzeczywiście ma pewne zalety.
Łatwiej mu było zachowywać informacje niż w przeszłości, a także były lepiej
poukładane. To niemal sprawiło, że te wyczerpujące godziny z profesorem Snapem
były czegoś warte. Niemal.
Dla większości piątego roku poniedziałkowy poranek
nadszedł zbyt szybko. Po boleśnie wolnym śniadaniu, musieli czekać przed Wielką
Salą aż do wpół do dziewiątej. Cztery długie stoły zostały usunięte i
zastąpione wieloma biurkami skierowanymi do stołu prezydialnego na końcu Sali,
gdzie czekała profesor McGonagall. Wszyscy zajęli miejsca i powoli zamilkli.
- Możecie zacząć – ogłosiła nauczycielka, odwracając dużą
klepsydrę stojącą na biurku obok niej, gdzie również miała zapas piór, butelek
z atramentem i rolek pergaminu.
Harry odwrócił swoją kartkę, robiąc głęboki oddech i
zmuszając się do zachowania spokoju. Denerwowanie się sprawi tylko, że popełni
głupie błędy. Przeczytał pierwsze pytanie: a)
Podaj inkantację i b) opisz ruch różdżki wymagany, by przedmiot zaczął się
unosić. Wyszczerzył się i zaczął pisać.
Dwie godziny później, na lunch, Wielka Sala została z
powrotem przerobiona na miejsce do jedzenia. Hermiona przeglądała papier
egzaminacyjny, w kółko sprawdzając, jakie błędy popełniła. Po słuchaniu jej
przez jakieś dwadzieścia minut, Harry wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie
wyciszające. Hermiona spiorunowała go wzrokiem, podczas gdy wszyscy inni wokoło
roześmieli się. Wyglądało na to, że nie był jedną osobą, którą irytowała.
Gdy lunch skończył się, piąto roczni ponownie musieli
czekać przed Wielką Salą na egzaminy praktyczne. Uczniowie byli wywoływani
według alfabetu, na co Ron jęknął z irytacją. Czekający uczniowie mamrotali
inkantacje i ćwiczyli ruchy różdżką. Czując potrzebę zablokowania wszystkich
hałasów, Harry ukląkł i usiadł na piętach, by skupić się całkowicie na
oddychaniu i technikach uspokajających, równocześnie zamknął oczy, by zapobiec
innym rozpraszaczom. Zrobił wszystko, co mógł, by się przygotować. Teraz
jedynie mógł się modlić, że to wystarczy.
Nim Harry się zorientował, dłoń spoczęła na jego
ramieniu, wyrywając go ze spokoju. Otwierając oczy, Harry uniósł wzrok i
zobaczył, że Ron patrzy na niego z troską.
- Flitwick wołał twoje nazwisko, Harry – powiedział
cicho. – W porządku?
Harry skinął głową, wstając i podążając za bliźniaczkami
Patil do Wielkiej Sali. Machnięciem nadgarstka jego różdżka znalazła się w jego
dłoni. Walczył ze sobą, by jego oddech pozostał równy, gdy dotarł do profesora
Flitwicka.
- Profesor Tofty jest wolny – zaskrzeczał Flitwick,
wskazując na najstarszego i najbardziej łysego egzaminatora, siedzącego za
małym stolikiem w najdalszym kącie.
Harry stłumił jęk na widok Draco Malfoya, który w tym
momencie przechodził w pobliżu test pod okiem małej, przygarbionej wiedźmy z
twarzą tak pomarszczoną, jakby była pokryta pajęczyną. Podszedł do stolika,
natychmiast zakrywając swoje zdenerwowanie, które zaciskało jego żołądek z
każdym jego krokiem. Jedno to wierzyć, że przygotowało się tak, jak tylko
mogło, ale co innego to udowodnić. Uspokój
się! Pamiętasz to, czego się uczyłeś! Tylko z uniesioną głową możesz uniknąć
głupich blędów.
Starszy profesor uniósł wzrok na harry’ego, poprawił
swoje binokle, niemal jakby ponownie sprawdzał swoje informacje.
- Potter, prawda? – zapytał profesor Tofty. – Sławny
Potter?
Harry stłumił zirytowany jęk.
- Jestem tu jedynym Potterem, proszę pana – powiedział
uprzejmie.
Profesor Tafty wybuchnął śmiechem.
- No pewnie – powiedział. – A teraz, czy mógłbyś wziąć
ten kieliszek do jajek i sprawić, żeby wywinął kilka koziołków?
Po tym, Harry musiał przyznać, że zrobił wszystko, co
mógł. Udało mu się nawet zaimponować egzaminatorowi, gdy poprosił o wyjaśnienie
dotyczące rodzajów zaklęć ochronnych i
tarcz ochronnych. To skłoniło do dyskusji między Harrym a egzaminatorem na
temat wiedzy Harry’ego o materiale, który uważano za poziom OWTM-ów. Harry był
całkowicie szczery, przyznając, że czuł, że musi być w stanie się bronić w
obecnym stanie rzeczy. Profesor Tofty podczas rozmowy nie przestawał robić
notatek, zachęcając Harry’ego do podawania coraz większej ilości informacji.
Nim Harry został puszczony, zauważył, że ostatni uczniowie podejmują swoje
egzaminy. Ups. Harry nie mógł
uwierzyć, że stracił tak bardzo poczucie czasu podczas testu.
Wszyscy spędzili wieczór podobnie do tego przed egzaminem
z zaklęć, przyswajając tak wiele informacji, jak tylko ludzki mózg był w stanie
przyjąć. Następnego rani był egzamin z transmutacji. Pisemny był trudny, ale
szczerze powiedziawszy mógł być gorszy. Harry był całkiem pewny, że pamiętał
wszystko, ale tak naprawdę nigdy się nie wie. Praktyczny egzamin był
wyczerpujący, ale tak jak w przypadku pisemnego, Harry uważał, że nie zrobił
żadnego poważnego błędu.
Środa przyniosła ze sobą egzamin z zielarstwa, który
można uznać za łatwy w porównaniu z transmutacją. W czwartek odbył się egzamin,
który prawie u wszystkich wywoływał podekscytowanie: obrona przed czarną magią.
Harry nie miał problemu z pisemnym i był zaskoczony, gdy ponownie został
sparowany z profesorem Toftym podczas praktyki. Wyglądało na to, że reputacja
Harry’ego została przekazana egzaminatorom, ponieważ jak podczas zaklęć, został
przepytany z szerokiego zakresu tematów, które Harry wiedział, że nie są na
SUM-ach.
- Cóż, to powinno być wszystko, Potter – powiedział
profesor Tofty z uśmiechem, po czym nieco się pochylił. – Chyba że… Słyszałem,
że ma pan raczej wyjątkowego Patronusa. Co pan powie na dodatkowe punkty?
Harry wzruszył ramionami, unosząc różdżkę i natychmiast
wyobraził sobie lato z Syriuszem, Remusem i Tonks w Dworze Blacków.
- Expecto Patronum!
– krzyknął. Wszyscy natychmiast przestali robić to, co w owej chwili robili, by
zobaczyć, jak z różdżki Harry’ego wyskakuje srebrny jeleń, a za nim wilk i
wielki pies. Profesor Tofty patrzył z niedowierzaniem na trzy postacie, podczas
gdy Midnight i Lunatyk usiedli po bokach Harry’ego, podczas gdy Rogacz pozostał
przed Harrym. – Eee… musi im pan wybaczyć. Są dość opiekuńczy.
- Ż-Żaden problem – wyjąkał profesor Tofty, nie będąc w
stanie oderwać wzroku od Patronusów.
Harry powstrzymał śmiech na widok twarzy egzaminatora. Cóż, sam poprosił, żeby ich zobaczyć.
- Rogaczu, Lunatyku, Midnight, może pójdziecie się
pobawić? – zaproponował, po czym obserwował, jak wybiegają z Wielkiej Sali –
Rogacz prowadził, - powodując, że kilka osób krzyknęło z zaskoczenia. – Coś
jeszcze, proszę pana?
Profesor Tofty uśmiechnął się, wciąż lekko zszokowany, spisując
jakieś notatki.
- Nie, Potter – powiedział. – Możesz iść.
Wraz z piątkiem nastał bardzo potrzebny dzień wolny dla
Harry’ego i Rona, podczas gdy Hermiona pisała swój egzamin ze starożytnych run.
Rano relaksowali się, zagrali nawet wtedy w szachy czarodziejów, a następnie,
za namową Harry’ego, powoli zaczęli powtarzać materiał na egzamin z eliksirów,
który miał być w poniedziałek. Właśnie zaczęli materiał z trzeciego roku, gdy
Hermiona weszła do wieży Gryffindoru, wyglądając na całkowicie oburzoną.
- Jak poszły runy? – zapytał niepewnie Ron.
- Nie mogę uwierzyć, jaka byłam głupia! – krzyknęła z
frustracją Hermiona. – Błędnie przetłumaczyłam ehwaz. To oznacza partnerstwo, a
nie obronę, pomieszało mi się z eihwaz.
- To tylko jeden błąd – stwierdził Ron.
- Och, zamknij się! – powiedziała gniewnie Hermiona. –
Jeden błąd może osądzić między zdaniem a niezdaniem!
- To prawda – stwierdził spokojnie Harry, – ale powtarzanie
tego nic teraz nie zmieni. Uzyskasz taki wynik, jaki otrzymasz. Jestem pewien,
że dobrze ci poszło, Hermiono. Skup się na tym, co zrobiłaś dobrze, a nie na
tym, co zrobiłaś źle. Koncentrowanie się na negatywach tylko zwiększy twoją
frustrację, a mamy jeszcze jeden tydzień egzaminów. Jeśli chcesz do nas
dołączyć, właśnie przerabiamy eliksiry. Jeśli potrzebujesz nieco czasu, żeby
ochłonąć, to też jest w porządku. – Potem Harry wrócił do swoich notatek,
szturchając Rona, by robił to samo.
Hermiona prychnęła, opadając na krzesło obok Harry’ego.
Niewiele wniosła w ich sesję naukową, chociaż jasne było, że słuchała ich
cichego przepytywania na temat różnych mikstur. Kiedy Ron robił się
sfrustrowany, zwyczajnie czytali notatki i podręczniki. Intensywna nauka trwała
przez cały weekend dla wszystkich piątorocznych. Wszyscy denerwowali się
egzaminem z eliksirów pewnie bardziej niż innymi, ponieważ profesor Snape nie
do końca wyjaśnił wszystko, nie mówiąc o szczegółach, jak będzie wyglądał
egzamin.
Kiedy w końcu nadszedł egzamin, wielu uczniów było tak
zdenerwowanych, że nawet nie mogli myśleć jasno. Główny problem polegał na tym,
że tak wiele zawodów wymagało OTWM-a z eliksirów (zwłaszcza te trzy, które
profesor McGonagall zaproponowała Harry’emy). Pisemna część była trudna, choć
Harry musiał ukryć uśmiech, gdy zobaczył pytanie dotyczące efektów eliksiru
wielosokowego. Był całkiem pewny, że odpowiedział na to pytanie prawidłowo.
Egzamin praktyczny wcale nie był taki zły. Bez obecności profesora Snape’a,
cała atmosfera zdawała się dramatycznie zmienić. Wszyscy byli o wiele bardziej
zrelaksowani, zwłaszcza Neville.
Kiedy wszyscy zakończyli egzamin, każdy napełnił fiolkę z
już wypisanym nazwiskiem i zakorkował ją. Harry mógł mieć teraz tylko nadzieję,
że to wystarczy, a jeśli nie, wtedy coś wymyśli. Skup się na tym, co możesz kontrolować. Harry był zaskoczony, jak
wiele z jego treningu mentalnego pomogło mu przejść przez egzaminy, ale był za
to wdzięczny.
- Zostały tylko cztery egzaminy – powiedziała ze
zmęczeniem Parvati, gdy wracali do wieży Gryffindoru.
- Tylko! – warknęła Hermiona. – Nadal mam numerologię, a
to jest najtrudniejszy przedmiot świata!
Harry szybko zainterweniował.
- Parvati nie miała przez to nic złego na myśli,
Hermiono, ale to wciąż nie daje ci powodu, by na nią warczeć – powiedział tak
spokojnie, jak tylko mógł. – Wszyscy jesteśmy zestresowani, ale czy widzisz, by
ktokolwiek wyżywał się na innych wokoło? – Hermiona spojrzała na niego
gniewnie, otwierając usta, by coś powiedzieć. – Nie, Hermiono – powiedział
szybko Harry, nim mogła cokolwiek odpowiedzieć. – Ta presja, którą na siebie
wywierasz, jest szalona. Nikt nie zdobędzie doskonałych ocen we wszystkim.
Jesteś człowiekiem. Będziesz
popełniać błędy.
- Harry ma rację, Hermiono – dodał cicho Ron.
Hermiona niemal trzęsła się ze złości. Może w tym
momencie nie była to najmądrzejsza rzecz, którą można było powiedzieć.
- Świetnie! – krzyknęła i oddaliła się.
W chwili, gdy zniknęła z pola widzenia, wszyscy odwrócili
się do Harry’ego i uśmiechnęli się ze współczuciem.
- To trzeba było powiedzieć – powiedział szczerze Dean. –
Doprowadzała nas tym wszystkim do szału. Merlinie broń, by dostała coś gorszego
od „W”.
Harry tylko skinął głową.
- Mogę zrozumieć jej chęć wykazania się – powiedział, gdy
kontynuowali drogę do wieży Gryffindoru. – Ale sposób, w jaki się teraz
zachowuje jest granicznie obsesyjny.
Ron popatrzył na Harry’ego, jakby wyrosła mu druga głowa.
- Hermiona zawsze taka była, kumplu – powiedział, a
reszta grupy skinęła głowami na potwierdzenie. – Gdzieś ty był przez ostatnie
pięć lat? – Wszyscy wybuchli śmiechem.
Hermiona nie rozmawiała z nikim przez resztę dnia, ale
jasne było, że w pewien sposób wzięła sobie do serca to, co powiedział Harry.
Już dłużej nie wyładowywała frustracji na ludziach dookoła, ale wciąż pracowała
jak najciężej, by zapamiętać wszystko, co pojawiło się w książce. Wszyscy jej
na to pozwolili. Nie od razu Rzym zbudowano, więc zmiana przekonań Hermiony
Granger również będzie tak samo trudna.
Na wtorek została zaplanowana opieka nad magicznymi
stworzeniami. Powiedzenie, że egzamin praktyczny był dziwny, był
niedopowiedzeniem. Harry prawidłowo zidentyfikował szpiczaka wśród tuzina jeży,
ale dziwne było to, że szpiczaki (normalnie wysoce podejrzliwe zwierzaki, generalnie
wściekające się na to, co uważały, że jest próbą otrucia) właściwie podchodziły
do Harry’ego i zachowywały się tak, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi.
Dziwactwa się nie kończyły. Po raz kolejny, Harry nie miał problemu z
opanowaniem nieśmiałka, który wydawał się chętny pozostać z Harrym przez resztę
egzaminu, siedząc mu na ramieniu. Harry również zdołał bez problemu nakarmić i
wyczyścić ognistego kraba.
Powiedzenie, że egzaminator (tym razem pulchna wiedźma)
był zaskoczony, było niedopowiedzeniem. Szaleńczo robiła notatki długo po tym,
jak Harry pożegnał się z nieśmiałkiem, zostawiając go tam, gdzie go otrzymał.
Harry został w końcu zwolniony przez drugiego egzaminatora, po tym, jak czekali
pięć minut w ciszy. Gdy odchodził, wciąż słyszał, jak pióro egzaminatora uderza
o pergamin.
Astronomia odbyła się w środę i była jednym z
najłatwiejszych egzaminów. Remus przekazał mu kilka skrótów do zapamiętywania
informacji o księżycach i cyklach, co ogromnie mu pomogło. Mając egzamin
praktyczny zaplanowany na wieczór, Harry musiał zmierzyć się po południu
zmierzyć się z egzaminem z wróżbiarstwa. Prawie spowodował u egzaminatora,
którym była profesor egzaminująca Malfoya z zaklęć (profesor Marchbanks), atak
serca, gdy wspomniał, że zobaczył w kryształowej kuli czaszkę z wychodzącym z
jej ust wężem. Czytanie z herbaty nie było tak traumatyczne. Według rozmokłej
papki, profesor Marchbanks miała w przyszłości podjąć decyzję dotyczącą szansy.
Odczyt dłoni tylko potwierdził to, co przekazała herbata, co wydawało się
uspokoić niską panią egzaminator.
Powiedzenie, że Harry czuł ulgę po zakończeniu egzaminu,
było niedopowiedzeniem. Nie miał pojęcia, czy zdał, ale naprawdę nie mogło go
to mniej obchodzić. Wróżbiarstwo było prawdopodobnie jedynymi zajęciami, które
zamierzał porzucić. Nie było potrzebne do wykonywania żadnego z zawodów, które
Harry mógłby chcieć.
- Cóż, to musieliśmy zawalić – powiedział Ron ze
wzruszeniem ramion, gdy dogonił Harry’ego.
Harry wyszczerzył się na ten komentarz.
- Czy to źle, że mnie to w ogóle nie obchodzi? – zapytał.
Ron potrząsnął głową.
- Po ponad dwóch latach słyszenia, że nadchodzi
nieuchronna śmierć, cieszę się, że będę to miał za sobą – powiedział całkiem
poważnie.
Harry właśnie miał wyrazić zgodę, gdy podbiegła do nich
Hermiona.
- Numerologia skończona! – wykrzyknęła. – Miałeś rację,
Harry. Za bardzo na siebie naciskałam, żeby być idealną. Gdy przestałam się
martwić o odpowiadanie na wszystko poprawnie, było to o wiele łatwiejsze.
Oczy Rona rozszerzyły się w szoku.
- Czy słyszałem poprawnie? – zapytał. – Harry miał rację,
a ty się myliłaś? – Harry stłumił śmiech, gdy Hermiona spiorunowała Rona
wzrokiem. – Merlinie, chyba śnię. – Ron odwrócił się do Harry’ego i chwycił go
za szaty. – Proszę, powiedz mi, że nie śnię! Chyba nie zniósłbym kolejnego egzaminu
z wróżbiarstwa!
Harry uderzył Rona w tył głowy.
- Nie – powiedział pewnie, gdy Ron pisnął z bólu. – Nie
śpisz. Chodź, musimy przejrzeć gwiezdne mapy przed kolacją.
Egzamin praktyczny z astronomii odbył się o jedenastej w
nocy. Docierając do szczytu wieży astronomicznej, Harry zobaczył bezwietrzne i
bezchmurne niebo. Nikt nie będzie mógł obwiniać pogody o swoje wyniki.
Półksiężyc zapewnił wystarczającą ilość światła, ale na tyle, że gwiazdy widać
było idealnie. Wszyscy ustawili swoje teleskopy i czekali, aż profesor
Marchbanks da im znak, by zaczęli wypełniać puste gwiezdne mapy, które im
podano.
Profesorowie Marchbanks i Tofty przechadzali się wśród
nich, obserwując, jak zapisują dokładne pozycje gwiazd i planet, które
obserwowali. Nikt nie mówił ani słowa. Dało się słyszeć jedynie szelest
pergaminu, skrobanie piór i okresowe skrzypnięcia teleskopu stojącego na swoim
stojaku. Czas płynął powoli. Gdy Harry skończył, miał jeszcze dwadzieścia minut
egzaminu, co dało mu czas na podwójne sprawdzenie większości pracy, nim
profesor Tofty nakazał wszystkim odłożyć pióra. Po oddaniu swojej mapy nieba,
Harry podążył za Ronem i Hermioną do wieży Gryffindoru na bardzo potrzebny sen.
To był wyjątkowo długi dzień.
Ostatnim egzaminem dla Harry’ego była historia magii, zaplanowana
na popołudnie. To pozwoliło Harry’emu rano na ostatnie przejrzenie notatek tak,
jak zrobiła reszta piątego roku. Czternasta nadeszła zbyt szybko i po raz
ostatni, piątoklasiści weszli do Wielkiej Sali i usiedli przed swoimi arkuszami
egzaminacyjnymi. Sądząc po wyrazach twarzy ludzi wokoło, Harry mógł powiedzieć,
że wielu zwyczajnie chciało tylko, żeby ten egzamin się już skończył.
- Odwróćcie swoje papiery – powiedziała profesor
Marchbanks z przodu sali, odwracając gigantyczną klepsydrę. – Możecie zacząć.
Test był długi i nudny. W połowie nadgarstki Harry’ego
zaczęły boleć od pisania, ale nie przestawał. To był jedyny test, nad którym
nie mógł się zbytnio rozwodzić, czy myśleć o czymś innym niż egzamin. To
zadziwiające, jak wiele pytań nie było omawianych na zajęciach. Harry był
pewny, że musiałby pominąć wiele z nich, gdyby nie korepetycje Syriusza i
Remusa. Będę musiał im podziękować
później.
Na szczęście, Harry zdołał dokończyć ostatnie pytanie,
gdy profesor Marchbanks nakazała wszystkim odłożyć pióra. Po oddaniu egzaminu,
Harry mógł tylko westchnąć z ulgą, gdy poczuł, jak wielki ciężar spada z jego
ramion. Przetrwał SUM-y i sądząc po uśmiechach na twarzach wszystkich dookoła,
czuli się dokładnie tak samo, poza Hermioną. Wciąż wyglądała na nieco
zdenerwowaną, ale była szansa, że tylko powtarzała wszystko w myślach, by
upewnić się, że nie popełniła zbyt wielu błędów.
Gdy piątoklasiści wrócili do pokoju wspólnego, nie
świętowali. Wszyscy byli zbyt wyczerpani, by robić coś poza leniuchowaniem. Dwa
tygodnie stresu i wyczerpujących testów w końcu dobiegły końca dla Gryfonów i
ostatecznie to poczuli, ponieważ nie mieli się na czym skupić. Ron i Dean
zaczęli grać w szachy czarodziejów, ale poza tym nie mieli nic do roboty, nim
wszyscy zawlekli się na kolację.
Zerkając na stół nauczycielski, Harry zobaczył, jak
Syriusz i Remus rozmawiają cicho ze sobą. Sądząc po wyrazach na ich twarzach,
Harry doszedł do wniosku, że temat nie był poważny i że Syriusz przegrywał w
dyskusji, co bardzo mu się nie podobało. Syriusz był wykrzywiony, podczas gdy
Remus miał na twarzy uśmieszek. To zwykle oznaczało, że później wieczorem
odbędzie się wojna na żarty. Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu,
skierowując swoją uwagę z powrotem na przyjaciół. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią.
Po kolacji Harry zdecydował się zaryzykować i odwiedzić
Syriusza i Remusa. Ostrożnie wszedł do kwater Huncwotów i bez zaskoczenia
zobaczył, jak mija go blisko wiąska światła. Instynkt natychmiast przejął nad
nim kontrolę i Harry schował się za sofą. Zerkając znad niej, Harry przewrócił
oczami na widok stanu jego opiekunów. Syriusz wyglądał, jakby był pokryty
plamami od farby, a jego włosy były jasnozielone. Remus miał na sobie czarną
szatę, która wyglądała niemal identycznie jak ta, należąca do profesora Snape’a
i zamiast normalnie jasnobrązowych włosów miał długie czarne związane w
warkoczyki. To dopiero jest niepokojące.
Harry uzbroił się i szybko posłał zaklęcie rozbrajające w
stronę Syriusza, a potem następne w Remusa. Różdżki obu wyleciały im z rąk, więc
odwrócili się zaskoczeni, dostrzegając, że Harry wszedł.
- Wyjaśniłby ktoś? – zapytał Harry, wstając. Syriusz i
Remus spiorunowali się wzrokiem, ostrzegając Harry’ego, że „dyskusja” jeszcze
nie była zakończona. Kilka zaklęć Finite
Incantatem później, Syriusz i Remus na szczęście wrócili do normalnego
wyglądu. – Wiecie co? Tak naprawdę nie chcę wiedzieć. Chciałem tylko wpaść i
podziękować wam za pomoc. – Harry schował różdżkę i ruszył w kierunku drzwi. –
Do zobaczenia później.
- Harry, poczekaj – powiedział natychmiast Syriusz Harry
obejrzał się przez ramię na swojego chrzestnego. – To tylko drobna kłótnia,
która wymknęła się spod kontroli, to wszystko. Po prostu nas zaskoczyłeś, nic
więcej.
Harry odwrócił się, przesuwając spojrzenie między mężczyznami.
- Jesteście pewni? – zapytał ostrożnie.
- Oczywiście – powiedział Remus z uśmiechem. – Znasz nas.
Oboje jesteśmy okropnie uparci. – Remus podszedł do Harry’ego i wskazał na
niego, by usiadł na sofie. – Więc jakie to uczucie zakończyć SUM-y? Muszę powiedzieć,
że jestem zaskoczony, ze nikt z was jeszcze nie świętował.
Harry usiadł, a Syriusz i Remus szybko do niego
dołączyli.
- Wszyscy są zbyt zmęczeni, by świętować – powiedział,
wzruszając ramionami. – Sądzę, że to wszystko wina dzisiejszej historii. To był
najbardziej żmudny egzamin, jaki kiedykolwiek widziałem. – Syriusz i Remus
wymienili szerokie uśmiechy na ten komentarz. – Byłbym całkowicie stracony,
gdybym miał polegać tylko na tym, co profesor Binns nauczył nas na zajęciach.
Syriusz prychnął, owijając ramię wokół Harry’ego.
- Przynajmniej coś dobrego wyszło z tego, że matka
zmuszała mnie do czytania tych wszystkich okropnych książek historycznych, gdy
byłem młodszy – powiedział. – Według mnie Binns ma zbyt wielką obsesję na
punkcie wojen goblinów. Jestem zaskoczony, że Ministerstwo wciąż pozwala mu
uczyć.
- Co mogą z tym zrobić, Łapo? – odparował Remus. – Jest duchem.
Przecież nie mogą go fizycznie usunąć z zamku.
- Chcieć to móc – powiedział uparcie Syriusz, mierzwiąc
włosy Harry’ego. – Więc jak się czujesz, dzieciaku? Miałeś ostatnio jakieś bóle
głowy?
Harry potrząsnął głową.
- Właściwie było cicho po obu stronach – powiedział
szczerze, odnosząc się do obu typów bólów głowy, których był ofiarą. – Nie
czułem nawet żadnej z emocji Voldemorta. – Harry był cicho przez chwilę, myśląc
o tym, co właśnie powiedział. Fakt, że ostatnio nie czuł nic od strony
Voldemorta, co powodowało w nim mieszane odczucia. Był wdzięczny, że właściwie
nie czuł klątw i wizji, ale z drugiej strony nic nie wiedział. Harry szczerze
wątpił, by Voldemorta siedział na tyłku i kręcił kciukami. – Słyszeliście o
czymś?
- Tak się składa, że nie – powiedział Remus. – Od Tonks
słyszeliśmy, że śmierciożercy wypisani w twoim artykule niespodziewanie
znaleźli się poza zasięgiem pytań. Nie było więcej prób włamania się do
departamentu tajemnic przez ostatnie cztery miesiące. Można by pomyśleć, że
Voldemort się poddał i nie chce już zdobyć przepowiedni, ale Dumbledore w to
nie wierzy.
- Dlaczego zwyczajnie jej nie zniszczymy? – zapytał Harry.
– Gdyby ta pokusa została usunięta, nie mielibyśmy się czym martwić.
- Jest tylko jeden sposób, by to zrobić, Harry, czyli
otrzymać specjalne pozwolenie departamentu tajemnic i cię tam zabrać –
powiedział kwaśno Syriusz. – Obecnie nie możemy tego zaryzykować. Voldemort ma
wszędzie szpiegów. Z tego, co słyszeliśmy, wciąż nie pozbył się swojej obsesji
na twoim punkcie. – Syriusz pociągnął Harry’ego bliżej. – W tym momencie może
jedynie usłyszeć przepowiednię, jeśli fizycznie pojawi się w Ministerstwie.
Harry westchnął, odprężając się w ramionach Syriusza. Nie
podobało mu się to, ale ufał, że Syriusz i Remus podejmują dobrą decyzję. Czy
Harry chciał wiedzieć, o co było tyle zamieszania? Do pewnego stopnia. Naprawdę
nie wiedział, czy rzeczywiście wierzy w tą przepowiednię. Fakt, że Syriusz i
Remus w nią wierzyli, sprawiał, że Harry czuł zdenerwowanie. Żaden z jego
opiekunów nie był typem człowieka, który wierzy we wróżbiarstwo, jednak
wierzyli, że ta przepowiednia była prawdziwa. Wierzyli, że ma przeznaczenie.
- Wszystko w porządku, szczeniaku? – zapytał łagodnie
Remus.
Harry skinął głową, zamykając oczy. Nie zamierzał
kłopotać Syriusza i Remusa swoimi zmartwieniami. Już i tak mieli wiele na
głowach.
- Tylko myślę – powiedział cicho.
- Może powinieneś się już położyć – zaproponował Syriusz.
– Masz za sobą dwa długie tygodnie.
Harry skinął ponownie głową, wstając. Zrobił kilka
kroków, po czym odwrócił się i stanął przed opiekunami. – Jeszcze raz dzięki za
waszą pomoc – powiedział szczerze. – Nie wiem, co bym bez niej zrobił.
Syriusz i Remus uśmiechnęli się.
- Sam wykonałeś większość roboty, Harry – powiedział
zgodnie z prawdą Remus, po czym wstał. – My tylko pchnęliśmy cię we właściwym
kierunku. – Chcesz, żeby któryś z nas odprowadził cię do wieży Gryffindoru?
Harry potrząsnął głową.
- Nie, dzięki – powiedział. – To nie tak daleko. – Zaczął
się odwracać, ale zawahał się i spojrzał na dwójkę mężczyzn. – Będziecie się
zachowywać, prawda? Nie wejdę tu rano i znowu zobaczę, że Remus wygląda jak
damska wersja Snape’a, prawda?
Syriusz wyszczerzył się psotnie.
- Tylko jeśli nasz stary Lunatyk będzie się zachowywał,
Rogasiątko – powiedział, sprawiając, że Remus przewrócił oczami i powoli
potrząsnął głową.
Harry pożegnał się ze swoimi opiekunami i wyszedł. Miał
przeczucie, że zaraz miała się zacząć kolejna walka na żarty i prawdę mówiąc,
nie chciał być nigdzie w pobliżu kwater Huncwotów. Remus nie znosił, gdy
nazywało się go starym, zwłaszcza gdy robił to Syriusz. Oczywiście, Syriusz
nienawidził, jak nazywało się go chłopakiem Rity Skeeter, więc tak się to
kręciło. Harry odruchowo zadrżał na myśl o tym, by Syriusz mógł być w związku z
Ritą Skeeter. Niektóre rzeczy są
zwyczajnie złe.
Korytarze były całkowicie puste. Spoglądając na zegarek,
Harry zorientował się, dlaczego. Była niemal cisza nocna. Przyspieszył kroku.
Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował było złapanie przez profesora Snape’a i
utracenie punktów albo gorzej, otrzymanie szlabanu. Gryffindor obecnie
prowadził w Pucharze Domów, ale Ravenclaw i Hufflepuff nie byli bardzo z tyłu.
Wątpił, by profesor Snape odjął pięćdziesiąt pięć punktów od Gryffindoru za
bycie poza pokojem wspólnym po ciszy nocnej, ale ze Snapem nigdy nic nie
wiadomo.
Harry dotarł niemal do klatki schodowej, gdy nagle poczuł
dreszcz. Obejrzał się przez ramię i zobaczył jedynie ciemność. Nie widząc
żadnego ruchu, Harry ruszył dalej, ale jego ciało było w stanie gotowości.
Zdołał zrobić tylko kilka kroków, gdy uderzyła w niego potężna fala wiatru, jak
podczas meczu Quidditcha, posyłając go plecami na ścianę. Plecy i głowa
Harry’ego uderzyły mocno w mur, posyłając ból wzdłuż jego kręgosłupa i przez
resztę jego pleców. Jego głowa pulsowała, gdy opadł twarzą w dół na podłogę.
Odgłos kroków wypełnił jego uszy. Harry próbował
odepchnąć zdezorientowanie, które wypełniło jego umysł, więc powoli odwrócił
głowę i zobaczył, że stoi prze nim ktoś w ciemnym płaszczu. Próbował unieść
głowę, żeby zobaczyć twarz agresora, gdy coś ostrego przebiło jego szyję. Nagle
senność przytłoczyła jego zmysły. Harry był bezradny, powoli tracąc przytomność
i nic nie wiedząc.
Ehh... Nie znoszę takich polsatów! Teraz będę myśleć kto zaatakował Harrego. Za dużo emocji i możliwych rozwiązań. Przepraszam za chaotyczny komentarz ale zbyt wiele mam w głowie. No nic, pozostaje czekać na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam z utęsknieniem bo wykonujesz świetną robotę
Gabi
Hej,
OdpowiedzUsuńkto zaatakował Harrego? może Malfoy? ale z drugiej strony to może ktoś inny, egzaminy, egzaminy i po egzaminach, bardzo dobrze mu poszło, a jego patronusy wielki zachwyt wywołały...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, kto zaatakował Harrego, może Malfloy, ale z drugiej strony to raczej nie mógłby być on... egzaminy i w końcu po nich o tak patronusy wywołały wielki zachwyt u egzaminatorów...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia