Stłumione głosy wypełniły jego uszy. Jego plecy i głowa
bolały. Owiała go chłodna bryza, wyciągając go z ciemności, która tak
gwałtownie go pochłonęła zaledwie, jak się wydawało, chwilę temu. Leżał na
prawym boku na chłodnej i twardej powierzchni. W powierzchni unosiła się
stęchlizna, której Harry nigdy wcześniej nie czuł. W powietrzu unosił się też
zapach, który przypominał Harry’emu strych w Dworze Blacków. To z pewnością nie
pachniało, jak Hogwart.
Harry powoli otworzył oczy i zamrugał ze zdezorientowaniem.
Wszystko wydawało się niewiarygodnie mgliste z jakiegoś powodu. Przez
przekrzywione okulary zobaczył wysokie półki pełne zakurzonych kul. Kule lśniły
w świetle świec ustawionych w różnych odstępach od siebie na półkach. Co
dziwne, płomienie paliły się na niebiesko, ale w tym momencie to było ostatnie
ze zmartwień Harry’ego. Spróbował odepchnąć od siebie pozostałe oszołomienie,
prostując okulary i próbując usiąść.
To był błąd.
W głowie mu dudniło, a plecy bolały przy każdym ruchu. Harry
ostrożnie przewrócił się na plecy, ignorując iskry bólu pochodzące z nacisku na
zranione plecy. Głosy stały się głośniejsze, sygnalizując, że nadchodzą jacyś
ludzie. Musiał szybko coś wymyślić. W tej chwili nie był w stanie się
pojedynkować. Nie miał pojęcia, gdzie jest, co powodowało dużą niedogodność. Z
pewnością nie był w Hogwarcie, co pozostawiało tylko kilka możliwości.
Nie mając innego wyboru, Harry wiedział, że na razie
będzie musiał grać. Miał nadzieję, że będzie w stanie coś szybko wymyślić, choć
miał naprawdę złe przeczucie, że nie spodobają mu się odpowiedzi na pytania
wypełniające jego umysł. Jak najszybciej, przewrócił się z powrotem na bok i
zamknął oczy. Instynktownie chwycił się za prawy nadgarstek i poczuł, że
różdżka wciąż jest w kaburze. To była ulga. Przynajmniej nie był całkowicie
bezbronny.
- Ruszaj się! – szczeknął głęboki, zirytowany głos, gdy
jego właściciel wszedł do pomieszczenia. – To już i tak zajęło za dużo czasu. Czarny
Pan chce przepowiedni dzisiaj, a wiecie, co się stanie, jeśli poniesiemy porażkę.
Śmierciożercy.
Świetnie.
Surowe dłonie chwyciły Harry’ego za szaty i pociągnęły go
w stronę półek. Harry powstrzymał chęć skrzywienia się z bólu, który przeszył
jego kręgosłup. Musiał sprawić, by uwierzyli, że jeszcze nie był przytomny.
Sądząc po krokach, Harry stwierdził, że w pomieszczeniu było czterech
śmierciożerców, ale wiedział, że więcej mogło być na zewnątrz. Musiał coś
szybko wymyślić. Panika mu teraz nie pomoże. Musiał się pogodzić z tym, że
śmierciożercy zdołali zabrać go z Hogwartu i przyprowadzić do Departamentu
Tajemnic tak, że nikt ich nie widział. Teraz musiał znaleźć drogę ucieczki.
- Rząd dziewięćdziesiąty siódmy, Avery – powiedział
głęboki głos, wciąż brzmiąc na zirytowanego. – Im szybciej Potter dotknie
przepowiedni, tym prędzej będziemy mogli pozbyć się ciała.
- A-Ale P-Pan powiedział, że ch-chce P-Pottera wraz z
przepowiednią – powiedział nerwowo znajomy głos. Pettigrew. A to niespodzianka.
- Zamknij się, Pettigrew! – nakazał mężczyzna, który
ciągnął Harry’ego. – Oszczędzimy Czarnemu Panu kłopotów związanych z Potterem,
chyba że chcesz zmierzyć się znów ze swoimi byłymi
przyjaciółmi. – Pettigrew wydał z siebie pisk. – Jestem pewny, że z chęcią się
z tobą spotkają, skoro jesteś odpowiedzialny za uprowadzenie ich cennego
podopiecznego z Hogwartu. Słyszałem, że wściekły wilkołak jest jednym z
najstraszniejszych stworzeń, z którymi można się mierzyć.
- Cokolwiek z nim zrobimy, potrzebuję tylko kilka chwil
sam na sam z nim – powiedział ze śmiechem kobiecy głos zza Harry’ego. Brzmiała
na niemal podekscytowaną.
- Cicho! – krzyknął śmierciożerca o głębokim głosie. – A
może wszyscy ostrzeżecie Ministerstwo, że tu jesteśmy?
Wszyscy zamilkli, pozwalając Harry’emu myśleć jasno. Znał
trzech z czterech śmierciożerców, którzy byli w pomieszczeniu. Z Pettigrew
byłoby łatwo, gdyby Harry zadziałał szybko. Kobietą musiała być Bellatrix
Lestrange, a z nią nie będzie tak łatwo, jak również z Averym, tym który go
niósł. Czwarty śmierciożerca i przywódca grupy byłby pewnie najtrudniejszy.
Mężczyzna już był zniecierpliwiony i wyraźnie chciał, żeby Harry był już
martwy.
Musiał zaatakować szybko i mocno, zanim ucieknie. To była
jedyna nadzieja. Harry nie miał zamiaru dotykać przepowiedni. Zniszczy ją, nim
ją dotknie. Jeśli profesor Dumbledore tak wytrwale jej pilnował, Harry zrobi
wszystko, co w jego mocy, żeby Voldemort nigdy nie usłyszał jej treści. Muszę tylko wymyślić, jak się wydostać nie
umierając przy okazji.
Gdy Avery zwolnił, Harry wiedział, że kończy mu się czas.
Oczyścił umysł z myśli i mocno nasłuchiwał. Po kilku chwilach, był w stanie
znaleźć miejsce, gdzie względem niego znajdował się czwarty śmierciożerca.
Avery’ego najłatwiej będzie ogłuszyć bez zwracania uwagi innych. Tak
dyskretnie, jak to możliwe, Harry machnął nadgarstkiem i chwycił mocno różdżkę.
Jego głowa była pochylona, co pozwalało mu otworzyć oczy bez ujawniania, że się
ocknął. Widział stopy Avery’ego. Musiałby zrobić to w odpowiednim czasie.
Wskazując różdżką, Harry zobaczył swoją okazję.
- Drętwota –
wyszeptał. To było bezpośrednie uderzenie. Avery upadł na ziemię, pociągając za
sobą Harry’ego. Ignorując ból pleców i głowy, Harry przekręcił się na plecy i
wstał na nogi z gotową różdżką. Natychmiast oszołomił Pettigrew i odwrócił się
do Lestrange i drugiego śmierciożercy, który wyglądał zaskakująco znajomo, ale
Harry nie mógł się teraz o to martwić.
- Bardzo przebiegle, Potter – syknął przywódca, kierując
różdżkę w Harry’ego, – ale czy naprawdę myślisz, że tylko ty? Zabiliśmy małego
strażnika Dumbledore’a i nie zawahamy się zabić ciebie. Nie możesz pokonać nas
wszystkich. Crucio!
Harry uniknął zaklęcia, biegnąc w poszukiwaniu
schronienia za jedną z półek. Zamknął oczy, Harry sięgnął pod koszulkę i
chwycił wisiorki, które Syriusz i Remus dali mu na Boże Narodzenie. Musiał to
przyznać. Sam nie był w stanie stawić im czoła, zwłaszcza jeśli inni czekali na
zewnątrz. Potrzebował pomocy. Syriuszu,
Remusie, potrzebuję was. Proszę, usłyszcie mnie. Wisiorek rozgrzał się
lekko w jego dłoni. Teraz mógł się tylko modlić, że ktoś go znajdzie. Do tego
czasu był sam.
Zaklęcie wystrzeliło w powietrze i uderzyło w
przepowiednię obok jego głowy, sprawiając, że pojawiła się biała postać.
Znaleziono go. Harry zignorował mglistą figurę i wystrzelił w napastników
zaklęcie redukujące, po czym pobiegł do rzędu dziewięćdziesiątego siódmego. Nie
miał wiele czasu, nim więcej śmierciożerców pojawi się w pomieszczeniu. Wskazał
różdżką przez ramię i rzucił zaklęcie Confundus, a potem oszałamiające.
Spojrzał na półki, obok których przebiegał. Siedemdziesiąt pięć… siedemdziesiąt
sześć… siedemdziesiąt siedem… Nie przestawał biec.
- Uważaj, Harry!
Harry nie miał czasu zadawać pytań głosowi i zanurkował
między półki osiemdziesiąt i osiemdziesiąt jeden. Spoglądając przez ramię,
Harry zobaczył, jak przelatuje obok czerwone zaklęcie. Uderzyłoby go, gdyby nie
zmienił kierunku. Wyrywając się z własnych myśli, Harry skoczył na nogi i
przebiegł do końca długiej półki, po czym kontynuował bieg w stronę rzędu
dziewięćdziesiąt siedem. Dotarł do dziewięćdziesiątego, ale musiał się zatrzymać
i uniknąć klątwy Cruciatus, gdy pojawił się przed nim Avery.
- Nott! – krzyknął Avery. – Znalazłem go!
Harry szybko uderzył Avery’ego zaklęciem rozbrajającym, a
następnie redukującym, które posłało Avery’ego do tyłu, aż na ścianę. Słyszał
głośne głosy poza pomieszczeniem, ale skupił się na bardziej naglącym
zagrożeniu. Gdzieś tu było trzech śmierciożerców, którzy próbowali go zabić.
Spoglądając przez ramię, Harry zobaczył, jak zza jednej z półek wychodzą
Lestrange i Nott z różdżkami skierowanymi w jego stronę. Spojrzał ponownie
przed siebie i zobaczył, że Pettigrew pojawił się przed nim z przygotowaną
różdżką.
- Nie ruszaj się, Potter – warknął Nott. – Jeden krok, a
jesteś martwy.
Dźwięk otwieranych drzwi i wchodzących osób zaskoczył
wszystkich, sprawiając, że głośne głosy stały się wyraźniejsze. To brzmiało jak
bitwa. Harry szybko cofnął się pod półki, gdy podbiegł w ich stronę Barty
Crouch Jr.
- Przybył Dumbledore z przynajmniej dziesięcioma ludźmi z
Zakonu! – wykrzyknął Crouch, po czym dostrzegł Harry’ego otoczonego przez
trójkę śmierciożerców i jednego nieprzytomnego na podłodze w pobliżu. – Nie
mamy na to czasu! Gdzie jest przepowiednia!?
- Jeszcze jej nie mamy - powiedział Nott, piorunując
Harry’ego wzrokiem. – Zatrzymaj ich. To nie zajmie dużo czasu.
Crouch wskazał różdżką w Harry’ego.
- Myślę, że miałeś dość czasu, Nott – warknął. – Drętwota.
- Protego –
odparował Harry, po czym przebiegł między półkami dziewięćdziesiąt jeden i
dziewięćdziesiąt dwa. Popędzał swoje nogi, by biec szybciej, niż kiedykolwiek
wcześniej. Był łatwym celem, nie miał się gdzie ukryć, póki nie dotrze do końca
półki.
Czwórka śmierciożerców podążyła za nim, gdy odgłos kilku
ludzi, wchodzących do środka, zmusił ich do odwrócenia się. Harry wykorzystał
sytuację, by pobiec w stronę drzwi. Proszę,
niech to będzie ktoś z Zakonu! W tym momencie zniszczenie przepowiedni było
gdzieś daleko w jego umyśle. Był bardziej przejęty przeżyciem, a obecność
kolejnych śmierciożerców z pewnością je utrudni.
- HARRY!
Harry przyspieszył na dźwięk głosu Syriusza. Odwrócił się
i przebiegł między półkami sześćdziesiąt a pięćdziesiąt dziewięć w kierunku
głosu swojego ojca chrzestnego. Widział klątwy latające w jedną i drugą stronę
w powietrzu. Docierając do końca szafki, Harry zobaczył, że Syriusz pojedynkuje
się z Lestrangem, a Remus z odzianym w płaszcz śmierciożercą. Zobaczył również
Kingsleya Shacklebolta, Tonks, Billa Weasleya, Moody’ego, Hestię Jones,
Dedalusa Diggle’a, Emmelinę Vance i Elfiasa Doge’a walczących wraz z profesorem
Dumbledorem. Harry nie mógł powstrzymać uczucia ulgi. Rzeczywiście nadeszła
pomoc.
Niestety Harry’emu nie udało się podbiec do boku
Syriusza, gdyż para rąk chwyciła go od tyłu. Został gwałtownie odwrócony, co
pozwoliło mu zobaczyć, że to Crouch go złapał. Dłoń spoczęła na jego gardle,
sprawiając, że odruchowo upuścił różdżkę i spróbował się uwolnić. Crouch tylko
zacisnął uścisk, powodując, że Harry zakrztusił się, walcząc o oddech i tracąc
równowagę, całkowicie polegając na trzymającym do prosto Crouchu.
- Dumbledore! – krzyknął Crouch, wyciągając różdżkę wolną
dłonią i kierując ją w głowę Harry’ego. – Każ swoim ludziom się odsunąć albo
Potter umrze!
To przyciągnęło uwagę wszystkich. Cisza wypełniła
pomieszczenie, a śmierciożercy powoli przesunęli się w stronę Croucha, podczas
gdy ich różdżki były skierowane w stronę członków Zakonu. Harry walczył o
oddech, starając się drapać dłonie Croucha. Słyszał, jak jego serce dudni mu w
uszach. Jego pierś zaczęła palić. Jego ramiona stały się ciężkie, gdy podkradła
się do niego ciemność. Zamykając oczy, Harry pozwolił, by jego ciało całkowicie
zwiotczało. Poczuł, jak Crouch zwalnia nieco uścisk, pozwalając Harry’emu wziąć
nieduży i krótki oddech.
- Puść Harry’ego, Barty – powiedział stanowczo profesor
Dumbledore. – To tylko chłopiec.
Crouch roześmiał się.
- Nie sądzę, Dumbledore – powiedział chłodno. – Sądzę, że
wszyscy wiemy, że Potter nie jest tylko chłopcem. Sam go uczyłem przez
miesiące, pamiętasz? Byłem tam, gdy Potter sprawił, że Czarny Pan zapadł w
śpiączkę. Dziś wieczorem zabierzemy Pottera i przepowiednię, a jeśli będziecie
mieć szczęście, nie doświadczycie wiele bólu przed śmiercią.
Oczy Harry’ego otworzyły się, gdy nagła fala mocy
wypełniła jego ciało, odpychając każde uczucie bólu. Wszelka panika, którą
powinien czuć, została zignorowana dzięki chęci pokonania wroga. Harry
wiedział, że nie ma wyboru. Musi wykorzystać wybuch magii jak najdłużej będzie
w stanie. Jeśli chcą walczyć, niech im
będzie. Nigdzie się nie wybieram, tak samo jak przepowiednia.
Powoli uniósł głowę, skupiając na sobie uwagę Croucha.
Gdy ich oczy się spotkały, Crouch sapnął ze zdumieniem. To było jedyne
ostrzeżenie, nim Harry uderzył czołem w głowę Croucha. Mężczyzna stracił
równowagę, a Harry zręcznie rozbroił go jedną ręką, drugą przywołując własną różdżkę.
W mgnieniu oka Harry oszołomił Croucha i odwrócił się, by spojrzeć na
pozostałych śmierciożerców.
- Nikt mnie nigdzie nie zabiera – powiedział Harry
lodowato, po czym rzucił się na najbliższego śmierciożercę, używając obu
różdżek, by rzucać zaklęcia z szybkością i dokładnością, która wydawała się
niemożliwa. Jego oczy świeciły jasno w słabym świetle, ostrzegając wszystkich,
że Harry jest w środku potężnego wybuchu i nie miał zamiaru szybko go
powstrzymywać. To spowodowało niepokój u śmierciożerców. Ostatnim razem, gdy
oczy Harry’ego Pottera świeciły, prowadził pojedynek przeciwko Mrocznemu
Lordowi Voldemortowi.
Zakon natychmiast wkroczył do bitwy, podczas gdy Harry
skoczył w tył, by uniknąć klątwy wystrzelonej przez Bellatrix. Śmierciożercy
wydawali się podzielić na dwie grupy: jedna zajmowała się Zakonem, a druga
skoncentrowała się na Harrym. Pięciu śmierciożerców otoczyło Harry’ego, który
prędko stworzył tarczę ochronną wokół siebie, po czym skoczył do przodu i
uderzył stopami w pierś śmierciożercy, którego nie rozpoznawał. Mężczyzna upadł
na ziemię, a Harry wylądował w skulonej pozycji na klatce piersiowej
śmierciożercy, nim wyskoczył w górę i odwrócił się w powietrzu, by uderzyć
stopą w twarz kolejnego śmierciożercy. Gdy ten zatoczył się do tyłu, Harry
szybko rzucił zaklęcie wiążące na dwóch przeciwników, których rozpoznał:
Crabbe’a i Goyle’a.
Zaklęcie uderzyło w jego tarczę ochronną, ale nie złamało
jej. Harry uchylił się przed ciosem Malfoya, po czym opadł na kolano i uderzył
w stopę Malfoya, powalając go. Śmierciożerca, którego kopnął w twarz odzyskał
orientację i naparł na Harry’ego. Jedną różdżką Harry rzucił zaklęcie
potknięcia, a drugą zaklęcie oszałamiające. Śmierciożerca upadł na podłogę z
hukiem. Harry skupił całkowicie uwagę na Malfoyu. Nie dał ojcu swojego rywala
czasu na myślenie. Nim Malfoy się zorientował, co go uderzyło, był oszołomiony
i całkowicie związany.
Skoro wszyscy inni byli rozproszeni, Harry pobiegł w
stronę rzędu dziewięćdziesiątego siódmego. Wybuch w końcu minął, więc był zdany
sam na siebie. Harry zorientował się, że zniszczenie przedmiotu, o który
wszyscy tak walczyli, było jedynym sposobem na zakończenie bitwy. Voldemort
nigdy nie zaprzestanie prób zdobycia jej. Docierając do rzędu
dziewięćdziesiątego siódmego, Harry szybko spojrzał na imiona napisane na
żółtawych etykietach pod zakurzonymi kulami. Było ich tak wiele, a nawet nie
wiedział, czego szukał. Syriusz i Remus nigdy mu nie powiedzieli, co jest
napisane na etykiecie. W końcu dostrzegł jedną tuż ponad jego linią wzroku,
która datowana była na prawie szesnaście lat wcześniej. Poniżej pisało:
S. P. T do A. P. W. B. D.
Czarny Pan
i (?) Harry Potter
To musiało być to. Kierując różdżkę w kryształową kulę,
Harry rozejrzał się w lewo i prawo, po czym posłał w nią zaklęcie redukujące.
Kula roztrzaskała się na kawałki, a w powietrze wzbiła się perłowo-biała postać
z nienaturalnie dużymi oczami. Harry zrobił nerwowy krok w tył, widząc, jak
usta postaci poruszają się, a zniekształcony głos wypełnił jego uszy. Nie mógł
zrozumieć, co zostało powiedziane, z czego był zadowolony. Nie chciał wiedzieć.
W końcu postać przestała mówić i rozpłynęła się w powietrzu.
- LUNIEK!
Harry zbladł na dźwięk paniki w głosie Syriusza. Bez
zastanowienia jak najszybciej pobiegł w stronę zabieszania i zobaczył, jak ręka
Pettigrew zaciska się wokół szyi Remusa, podczas gdy Syriusz walczył, żeby
dostać się do boku najlepszego przyjaciela. Remus upadł na kolana, zaczynając
drgać. Harry patrzył z przerażeniem, jak purpurowe linie zaczynają pojawiać się
na skórze Remusa, jakby rysowała je niewidzialna ręka. Wyrywając się z szoku,
Harry skierował obie różdżki w Pettigrew i rzucił zaklęcie żądlące z jak
największą mocą przez obie różdżki.
Pettigrew zaczął krzyczeć, gdy jego skóra pękła w
bolesnych obrzękach. Puścił Remus, sprawiając, ze wciąż drgający wilkołak upadł
na ziemię. Syriusz natychmiast dopadł do boku Remusa, starając się zrobić
cokolwiek, co powstrzymałoby atak. Nim Harry mógł zrobić krok w ich stronę,
promień światła przykuł jego uwagę, zmuszając go do uchylenia się. Rzucił
zaklęcie oszałamiające w stronę, z której nadeszło zaklęcie, mając nadzieję, że
rzeczywiście kogoś trafił.
Harry miał już podbiec do Syriusza i Remusa, gdy jego
blizna zapłonęła bólem, powodując, że zachwiał się lekko. Voldemort tu był.
Harry wiedział o tym i również zdawał sobie sprawę z tego, że Voldemort nie
będzie zadowolony, że przepowiednia została zniszczona. Nakaże wszystkich zabić. Syriusz i Remus będą zabici. Harry nie
miał zamiaru na to pozwolić. Nie mógł
na to pozwolić. Nie mógł pozwolić, by cokolwiek stało się Syriuszowi i
Remusowi. Remus już był ranny. Harry wiedział, że musi to zakończyć szybko,
żeby Remus mógł otrzymać jak najszybciej odpowiednią opiekę.
Została mu tylko jedna opcja.
Wydając z siebie westchnienie porażki, Harry odsunął ból
na bok i ścisnął mocno w dłoniach obie różdżki. Ukrył swoje obawy i skupił się
na swoim połączeniu z Voldemortem. Czuł, że Voldemort się zbliża, ale nie było
go jeszcze w Departamencie Tajemnic. Wciąż miał czas. Wciąż istniała szansa,
niewielka, ale była lepsza niż nic.
Wszyscy wciąż byli zajęci swoimi bitwami. Syriusz
pociągnął Remusa w kąt i wciąż trzymał go w miejscu, gdy sporadyczne konwulsje
przedzierały się przez jego ciało. Rzucając ostatnie spojrzenie na swoich
opiekunów… swoją rodzinę, Harry wybiegł z pomieszczenia, polegając całkowicie
na swoim instynkcie, gdzie iść. Wszedł do bardzo oświetlonego pomieszczenia,
gdzie wszędzie znajdowały się zegary i przebiegł wąskim przejściem między
rzędami biurek, a potem w słabo oświetlone prostokątne pomieszczenie, które
wyglądało jak wielka kamienna dziura z łukiem na środku, na którym zwisała
czarna postrzępiona zasłona, trzepocząca na nieistniejącym wietrze. Harry nie
zwrócił na nią uwagi, pospiesznie wybiegając przez drzwi do mrocznego,
okrągłego pomieszczenia.
Wszystko w pokoju było czarne, wraz z sufitem i marmurową
podłogą. Czarne drzwi bez klamek ciągnęły się wzdłuż okrągłej ściany,
oświetlane niebieskimi świecami ustawionymi między nimi. Szczerze mówiąc, Harry
nie wiedział, które drzwi wybrać, a naprawdę nie chciał stawić czoła
Voldemortowi w tym pomieszczeniu. Zamykając oczy, Harry ponownie skoncentrował
się na swoim połączeniu z Voldemortem, instynktownie podszedł do drzwi przed
sobą i otworzył je.
Wychodząc z okrągłego pomieszczenia, Harry otworzył oczy
i zobaczył windy, których używał, gdy był w Ministerstwie podczas przerwy
świątecznej. Co teraz miał zrobić. Jeśli wybierze złe piętro, Voldemort dotrze
do Departamentu Tajemnic. Do tej pory pomagał mu instynkt, ale nie wiedział,
czy może mu zaufać przy wyborze piętra.
- Zaufaj sobie,
Harry.
Harry szybko odwrócił się z obiema różdżkami i zobaczył,
że jest sam. W porządku, Harry. To tylko
umysł wywija ci sztuczki. Tak naprawdę nie słyszałeś głosu swojego zmarłego
taty.
- Próbuję ci pomóc,
Harry. Pamiętasz, kiedy miałeś ten okropny ból głowy? Pomogłem ci przez to
przejść. Chcę ci pomóc, synu. Musisz mi tylko pozwolić.
Harry odwrócił się z powrotem do wind i wcisnął przycisk,
by jedną wezwać. Dźwięczenie i dudnienie wypełniło powietrze, gdy winda
zjechała w dół. Kraty otworzyły się i Harry wbiegł do środka. Potem poradzi
sobie z dziwnym głosem w głowie i być może się temu poświęci, ale teraz miał
inne sprawy na głowie. Spoglądając na guziki, Harry podążył za instynktem i
nacisnął przycisk opisany jako „Atrium”. Drzwi zamknęły się i został uniesiony
w górę.
Wznosząc się z piętra na piętro, Harry czuł, jak ból
blizny narasta. Zbliżał się do Voldemorta. Kiedy drzwi w końcu się otworzyły,
Harry ostrożnie wyszedł z obiema różdżkami przygotowanymi do wypalenia. Będzie
teraz potrzebował każdej uncji treningu Syriusza i Remusa. Musiał być cicho.
Musiał zaskoczyć Voldemorta. Zauważył wielką fontannę, którą widział w grudniu.
Ból blizny nasilił się, sprawiając, że Harry się skrzywił. Voldemort był
blisko… bardzo blisko, ale gdzie?
Jakby na zawołanie znajomy wysoki głos wypełnił
powietrze.
- Harry Potter. Znów się spotykamy. – Harry natychmiast
odwrócił się i zobaczył wysoką chudą, odzianą w czerń postać z okropną wężową
twarzą, bladą i kościstą. Głęboko czerwone oczy w kształcie szczelin wpatrywały
się w niego, niemal w sposób oceniający, jakby było to możliwe. Lord Voldemort
wyciągnął różdżkę i zakręcił ją między palcami. – Wyglądasz niemal tak, jakbyś
mnie szukał, Harry – powiedział z ciekawością Voldemort. – W końcu zrozumiałeś,
że tylko ja jestem w stanie pomóc ci dostrzec twój prawdziwy potencjał? A może
masz tylko nadzieję opóźnić moment zabicia twoich cennych opiekunów.
Harry starał się kontrolować emocje. Nie mógł pozwolić,
by zawładnęła nim złość. Trzymając obie różdżki skierowane w Voldemorta, Harry
był w gotowości, podczas gdy Voldemort zaczął obchodzić go dookoła. Harry
podążał za nim krok w krok. Wciąż miał na sobie zaklęcie ochronne, ale istniała
szansa, że nie przetrwa ono długo przeciwko klątwom Voldemorta. To była tylko
kwestia czasu, nim ktoś się zorientuje, że nie ma go w Departamencie Tajemnic.
To tylko kwestia czasu, nim Dumbledore się zorientuje, co Harry zrobił.
- Więc, gdzie jest przepowiednia? – zapytał Voldemort,
kierując różdżkę w Harry’ego.
- Tam, gdzie powinna – odpowiedział stanowczo Harry. – I
tam zostanie.
Przez dłuższą chwilę Voldemort patrzył na niego z
ciekawością.
- Nie interesuje cię, co w niej jest? – zapytał. Harry
pozostał cicho. – Ciekawe. Może to dlatego, że już wiesz. Wiem, że masz moc,
Harry. Nawet teraz mogę wyczuć jak od ciebie promieniuje. Mógłbyś być
wspaniały, jednak pozwalasz się zwodzić jak marionetka tego starego głupca.
Oczy Harry’ego zwęziły się.
- Nawet nie zamierzam na to odpowiadać – powiedział przez
zęby. – Nic o mnie nie wiesz. Gdybyś wiedział, wiedziałbyś, że próba
zaoferowania mi mocy jest bezcelowa. Nigdy do ciebie nie dołączę, zaakceptuj
to. Stałem się twoim wrogiem w dniu, gdy zabiłeś moich rodziców. Nie odwrócę
się przeciwko nim, a na pewno nie zwrócę się przeciwko rodzinie, którą mam
teraz.
Usta bez warg Voldemorta ułożyły się w uśmiechu.
- Powinieneś wiedzieć lepiej niż większość, co ludzie
zrobią dla miłości – powiedział z
nutą kpiny w głosie. – Co, jeśli ci obiecam, że zdrajca krwi i wilkołak
pozostaną nietknięci? Co z twoimi cennymi przyjaciółmi? Czyż nie zrobisz
wszystkiego, by uchronić ich prze bólem, który uch spotka?
- Twoje obietnice są puste, Tom – powiedział stanowczo
Harry. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Czy Voldemort naprawdę wierzył, że
ktoś nabierze się na te kłamstwa? – Raz już mi powiedziałeś, że możesz
sprowadzić moich rodziców z powrotem. Nie wierzę ci, że zwyczajnie
oszczędziłbyś wszystkim, na których mi zależy, swojego terroru.
Voldemort wydał z siebie wściekły syk.
- Nigdy mnie
tak nie nazywaj! – wypluł. – Jestem Lord Voldemort, a ty jesteś tylko
dzieciakiem, który nic nie rozumie! Jeśli odmawiasz dołączenia do mnie to zginiesz dziś w nocy, Potter, a gdy
skończę z tobą, poświęcę swój czas twoim cennym opiekunom, nim ich zabiję.
Zaciskając dłonie na różdżkach swojej i Croucha, Harry
starał się zachować cierpliwość. Nie mógł zrobić pierwszego ruchu. Voldemort
spodziewa się, że będzie niecierpliwym i emocjonalnym nastolatkiem. Harry musiał
być całkowitym przeciwieństwem.
- Jeszcze nie udało ci się mnie zabić, Tom – powiedział
spokojnie Harry, wiedząc, że stąpa po cienkim lodzie, biorąc pod uwagę
temperament Voldemorta. – Bez względu, co mi się stanie, wiem, że odniosłeś
porażkę. Przepowiednia została zniszczona. Twoi słudzy przegrali. Ponownie
poniosłeś porażkę.
- CO?! – krzyknął Voldemort. – TY MAŁY BACHORZE! ZABIJĘ
CIĘ ZA TO! AVADA KEDAVRA!
Witam. Uwielbiam to! Jest wspaniałe! Błagam nie przestawaj i kontynuuj to cudo. Życzę nieograniczonej weny i cierpliwości do tego. Serdecznie pozdrawiam i trzymam kciuki! 😁
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńczyli, czyli to Pettigrew uprowadził Harrego z Hogwartu, ale tak pięknie sobie poradził ze smierciozercami, ale czemu nic nievsłyszał z tej przepowiedni chyba powinien...ojć Voldemort się wkurzył...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyli to Pettiegrew uprowadził Harrego z Hogwartu, pięknie sobie poradził ze śmierciożercami, ale czemu nic nie słyszał z tej przepowiedni chyba powinien... ojć Voldemort się wkurzył...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia