4
października 2004r.
-
Muszę ci coś powiedzieć, kumplu. I nie chcę, żebyś się zezłościł – powiedział
James, gdy razem z Syriuszem stali na balkonie mieszkania Potterów.
Syriusz
westchnął, przygotowując się, po czym powiedział:
-
W porządku. Mów.
-
Razem z Lilką myślimy o przeprowadzce z Manchesteru.
-
Przeprowadzce z… Mówisz serio? (serious=Sirius żart przy. tł.)
James
uniósł brew i uśmiechnął się przebiegle. Syriusz spojrzał na niego groźnie. Nie
był teraz w nastroju na cholerne żarty z jego imienia.
-Tak,
mówię serio. Znaczy, oboje o tym myślimy. Uważamy, że miasto nie jest
najlepszym miejscem dla Harry’ego.
-
Nam wystarczało!
James
wzruszył ramionami, po czym potrząsnął głową.
Lily
dużo mówi o swoim rodzinnym mieście, Richmond. Myślimy nad przeprowadzką tam.
-
Do North Yorkshire? Tam nic nie ma poza Torysami i owcami – powiedział Syriusz,
machając lekceważąco ręką.
-
Lily mówi, że jest tam miło. Pojedziemy tam na wycieczkę po Nowym Roku. Możecie
jechać z nami z Remusem.
Syriusz
prychnął i skrzyżował ręce z frustracją. Jak mogli mu to robić? Na pewno nie
zabiorą Harry’ego aż tak daleko.
-
No nie wiem. Porozmawiam z Remusem i zobaczę, co on uważa.
James
i Syriusz stali w milczeniu, obserwując ludzi i ruch uliczny poniżej. Syriusz
poczuł niepokój. Chciał błagać Jamesa, by nie wyjeżdżali. Jak poradzi sobie z
tym, ze jego najlepszy przyjaciel nie jest u jego boku?
Nagle
James znów przemówił.
-
Naprawdę sądzę, że tak będzie najlepiej. Może ja z Lily dobrze tam nie będziemy
pasować, ale to będzie mniej stresujące środowisko dla Harry’ego i to ma
znaczenie, wiesz?
Syriusz
westchnął. James miał pewnie prawdopodobnie rację, do cholery. Syriusz skinął
głową, ale nic nie odpowiedział. Nie istniała rzecz, którą mógłby powiedzieć.
^^^
Remus
obudził się nagle, czując, jak Syriusz potrząsa jego ramieniem. Słońce zdawało
się dopiero wstawać, a zeszłego wieczora poszli spać dopiero po trzeciej nad
ranem. Była niedziela, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, żaden z nich nie
musiał iść do pracy, a Remus nie sądził, że mogło dziać się coś tak ważnego.
-
Remus, muszę z tobą porozmawiać, Obudź się! – powiedział Syriusz ponaglająco.
-
Dobra! W porządku! Nie śpię, Syriuszu. Co się, do diabła, dzieje? – zapytał
Remus, odwracając się twarzą do Syriusza.
-
Powinniśmy się przeprowadzić do Richmond!
-
Richmond? Rodzinne miasto Lily? Trudno mi sobie wyobrazić, by para gejów miała
tam pasować.
-
Dotychczas nie miałem okazji ci powiedzieć. Chyba… chyba próbowałem temu
zaprzeczyć. Ale James i Lily myśleli o przeprowadzce do tego miasta, zanim… -
zaczął Syriusz, ale nie potrafił dokończyć.
Remus
skinął głową i ze współczuciem dotknął ramienia Syriusza.
-
Sądzę, że może tego by chcieli.
-
Możesz mieć rację, Syriuszu. Ale jak sobie poradzimy? Będziesz musiał znaleźć
pracę, wiesz? I ja będę musiał szybko znaleźć jakąś w Richmond. Nie mam wiele
zaoszczędzone, ale może wystarczy, żeby się tam przenieść.
-
Nie sugeruję, żeby przenieść się tam w tej sekundzie, wiesz? Ale… sądzę, że
powinniśmy to rozważyć. Może po nowym roku. Moglibyśmy zacząć od nowa. Jeśli
nie dla nas, to dla dobra Harry’ego. To może połączyć go z przeszłością,
połączyć go z Lily.
Remus
przyjrzał się uważnie twarzy kochanka. To byłby dla nich duży krok. Wiedział,
że Syriuszowi nie mogło być łatwo podjąć taką decyzję, biorąc pod uwagę jego
lęki. Wiedział jednak, że był szczery, pomimo raptowności tej decyzji.
-
W porządku. Pieprzyć to. Tak zrobimy – powiedział Remus. – Ale dopiero jak
trochę się prześpimy.
Remus
pochylił się i z uśmiechem pocałował Syriusza delikatnie w nos, po czym
przewrócił się na plecy i zamknął oczy, podczas gdy szczęśliwe myśli wypełniały
jego umysł.
^^^
2
lipca 2003r.
Remus
stał przed chatką i wpatrywał się w księżyc, gdzie znalazł go Syriusz. Chatka
znajdowała się na wybrzeżu w pobliżu Tintagel w Kornwalii. Niektórzy wierzyli,
że to tam w zamku urodził się król Artur.
James
odziedziczył chatkę po rodzicach, którzy zmarli dwa lata temu. James zaprosił
Remusa, Syriusza i Petera, by pojechali z nim i Lily, zanim urodzi się dziecko,
co miało być ostatnim wspomnieniem młodości, nim dorosłość ostatecznie przejmie
ich życia.
Syriusz
podszedł cicho za Remusa i objął go ramionami w talii, opierając głowę na jego
ramieniu.
-
Zawsze odnajdywałem dziwne pocieszenie w pełniach księżyca – powiedział Remus.
-
Potrzebujesz pocieszenie, Remus? – zapytał Syriusz i ścisnął go nieco mocniej.
-
Nie do końca. Po prostu… myślałem o pewnych rzeczach – mruknął Remus, po czym
westchnął cicho.
-
Co jest, kochanie? – zapytał Syriusz, po czym pocałował go w szyję.
-
Nie jestem pewny, czy jestem szczery. To coś… niemożliwego do zmiany i poza
zasięgiem mojego umysłu. To poczucie zmiany na horyzoncie.
-
To dziecko, nie koniec świata – powiedział Syriusz, docisnął twarz do włosów
Remusa i wciągnął powietrze.
Tego
dnia byli na plaży i włosy Remusa pachniały oceanem. Jutro mieli przyjrzeć się
zamkowi.
-
To nie chodzi o dziecko. Tylko o to, co dziecko sobą reprezentuje. Wszystko się
zmieni. Lily i James będą rodzicami, a to oznacza dla nich większą
odpowiedzialność. Są tacy młodzi… my jesteśmy młodzi.
Syriusz
spojrzał przez ramię na chatkę. James, Lily i Peter siedzieli przy stole. Lily
miała głowę na ramieniu Jamesa. Syriusz nie mógł uwierzyć, że Lily wciąż
zostały jakieś cztery tygodnie. Wyglądała, jakby miała wybuchnąć, choć zdawał
sobie sprawę, że powiedzenie tego na głos mogło być nieuprzejme.
-
Tak, to prawda. Jesteśmy. Ale wiele ludzi sobie z tym radzi. Właściwie, w
rzeczywistości wiele osób radzi sobie w młodszym wieku. Poradzą sobie. Cóż,
Lily sobie poradzi. Nie jestem pewny, co do Jamesa, jeśli mam być szczery.
-
Ja nie mam wątpliwości, że będą świetnymi rodzicami. Lily będzie fantastyczną
mamą i myślę, że James może cię zaskoczyć. Zawsze sobie radzi, kiedy to ma
znaczenie. Nie, nie o to się martwię.
-
Więc o co?
-
O to, co stracimy. Ledwie przestaliśmy być dziećmi, a teraz… wydaje się, że to
oddala się coraz bardziej.
Syriusz
nie był przyzwyczajony do tego, że Remus okazuje niepokój. Normalnie to Syriusz
był tą niespokojną osobą.
-
Jest coś jeszcze, prawda? Nie chodzi tylko o wkraczanie w dorosłość –
powiedział Syriusz, po czym zsunął dłoń na bok Remusa, odnalazł jego dłoń,
którą złapał w swoją.
Przez
moment Remus był cicho. Zbyt głęboka rozmowa o jego uczuciach nie zawsze była
łatwa, ale Syriusz wiedział, jak Remus się będzie czuł, jeśli nie wyrzuci tego
z siebie.
-
Chodzi o Lily. Czuję się, jakbym miał ją stracić. Tak długo była moją najlepszą
przyjaciółką. Wiem, że to głupie – powiedział Remus, zwieszając głowę.
-
Też tracę mojego najlepszego kumpla, wiesz? – powiedział Syriusz i puścił
Remusa, żeby stanąć przed nim.
Remus
uniknął wzroku Syriusza, unosząc oczy na księżyc.
-
Wiem o tym. I wiem, że tak naprawdę ich nie tracimy. Życie idzie do przodu. I
wiem, że mamy siebie nawzajem i technicznie, Lily i James nigdzie się nie
wybierają. Na litość boską, przecież nie umierają. I zostaje jeszcze Peter –
powiedział Remus, spoglądając na chatkę, gdzie Peter dotykał brzucha Lily i się
śmiał.
-
Kiedy jest w pobliżu – dokończył za Remusa Syriusz.
-
Tak. Już częściej go nie ma, prawda? Wychodzi z Yaxleyówną albo zajmuje się
mamą.
Peter
wydawał się dostrzec, że patrzą na niego, ponieważ uśmiechnął się w ich
kierunku, po czym szybko zostawił Jamesa i Lily, wyszedł z chatki, by zobaczyć,
co robią.
-
Hej, Pete. Właśnie o tobie rozmawialiśmy – powiedział Syriusz.
-
Och, mam nadzieję, że nie mówiliście nic złego, chłopaki – rzucił Peter, po
czym przygładził nerwowo swoje blond włosy.
-
Oczywiście, że nie, Pete. Właśnie zrobiło nam się nieco smutno, że już się
często nie widujemy.
Peter
podszedł do nich i spojrzał na wybrzeże. Syriusz zobaczył, że krok Petera jest
nieco chwiejny, wyraźnie był lekko podpity.
-Tak,
przepraszam za to. Mamie się ostatnio pogorszyło. Nie ma nikogo oprócz mnie,
kto by jej pomógł, wiecie?
-
Chciałbyś pomocy? Razem z Syriuszem z przyjemnością możemy pomóc, jeśli twoja
mama będzie czegoś potrzebować.
Peter
wyglądał na zaniepokojonego i potrząsnął głową.
-
O, nie, mamie by się to chyba nie spodobało. Bardzo ceni sobie prywatność. Nie
otwiera się przed nieznajomymi, jeśli mnie rozumiecie.
-
Tak, oczywiście. Twoja mama ma prawo do prywatności, a my nie chcielibyśmy się
wtrącać – powiedział Remus, choć Syriusz pomyślał, że na jego twarzy była
podejrzliwość.
-
Jednak doceniam ofertę. Jesteście cholernie wspaniałymi przyjaciółmi –
powiedział Peter i położył dłonie na ramionach Remusa i Syriusza, po czym
pociągnął ich i przytulił. Syriusz zauważył, że Peter się trzęsie. Czy on też
podzielał strach Remusa?
-
A co z nami, kumplu? – zapytał nagle James, zaskakując Syriusza.
-
Och, ty i Lilka jesteście bardziej niż cholernie wspaniali. Jesteście cholernie
niezwykli! – powiedział Peter i podszedł do nich, po czym ich również
przytulił.
Syriusz
był poruszony tym widokiem i poczuł, że w jego oczach zbierają się łzy. Remus
musiał to zauważyć, ponieważ chwycił Syriusza i pocałował go. Teraz to nie
miało sensu. Rozpłakał się.
Cała
piątka zbliżyła się do siebie i spojrzała na wybrzeże, oświetlane jedynie
światłem księżyca w pełni. Przez moment stali i obserwowali wodę w ciszy. Potem
Syriusz poczuł, jak Remus chwyta jego lewą dłoń. Syriusz spojrzał na niego i
zdał sobie sprawę, że wszyscy trzymają się za ręce: Peter trzymał Jamesa, James
trzymał Lily, Lily trzymała Remusa, a Remus chwycił Syriusza.
-
W przyszłym roku będziemy musieli zabrać tu Harry’ego – powiedział Syriusz.
-
Absolutnie, kumplu. Właściwie, Lilka, zastanawiałem się, że może powinniśmy
zostać tutaj, póki się nie urodzi – powiedział James z szerokim uśmiechem na
twarzy.
-
Że co? Żeby urodził się w miejscu, gdzie król Artur? – zapytała Lily, patrząc
na Jamesa sceptycznie.
-
Nie, oczywiście, że nie. Właściwie, błędnym przekonaniem jest, że on urodził
się tutaj. Został tu tylko poczęty przy niewielkiej pomocy Merlina – powiedział
James.
-
Merlin nie odgrywał roli w poczęciu Harry’ego, tego jestem pewna. Znaczy, nie
mam nic przeciwko eksperymentom, ale mityczni czarodzieje są pod kreską. Co
innego Wolkanie – mruknęła Lily, po czym ze śmiechem trąciła Jamesa łokciem.
-
Cała ta rozmowa o poczęciu dała mi do myślenia. Chłopaki, idźcie do środka,
dajcie mi i Lily nieco prywatności – rzucił James, próbując brzmieć poważnie.
-
Pieprz się, kumplu – powiedział Syriusz. – Kiedy indziej znajdziecie czas na
bzykanie.
-
Prawda – potwierdził James i mrugnął do Syriusza. Syriusz wiedział dobrze, że
James mógł poczekać, aż wszyscy zasną i przekonać Lily, by wymknąć się na
zewnątrz i nieco pobaraszkować.
-
Myślicie, że to prawda? – zapytał Peter.
-
Co takiego, Pete? – dopytał James.
-
Och, no wiecie. Merlin. Król Artur.
James
potarł podbródek w zamyśleniu.
-
Nie wiem. Ale miło jest tak myśleć – przyznał James.
-
Ja sądzę, że to bzdura – rzucił Syriusz.
-
No pewnie – mruknął James.
-
Co to ma niby znaczyć? – zapytał Syriusz, spoglądając na Jamesa ostro.
-
Nigdy nie chcesz wierzyć, że na świecie jest coś więcej, Syriuszu. Żadnych
duchów, magii czy nawet Boga. Jeśli o mnie chodzi, taki sposób patrzenia wydaje
się nudny.
Syriusz
prychnął, ale poza tym milczał. Właśnie trwał taki miły moment. Nie było sensu
go niszczyć kłótnią.
-
Cóż, ja uważam, że to prawda – powiedział Peter.
-
No i dobrze, Pete – stwierdził James, uśmiechając się do niego.
-
Muszę przyznać, że jeśli o to chodzi to podzielam zdanie Syriusza – uznała
Lily.
James
odwrócił się i spojrzał przerażony na swoją żonę.
-
Toż to zdrada! – krzyknął.
-
A co z tobą, Remusie? – zapytał Peter.
Syriusz
zbadał twarz swojego chłopaka. Remus spojrzał przez chwilę na ziemię, po czym
uniósł wzrok z uśmiechem.
-
Nie sądzę, byśmy naprawdę mogli się tego dowiedzieć. Może jakaś historyczna
podstawa w mitach. Jeśli mnie spytacie, czy wierzę w czarodziei i magię oraz że
ta cała legenda jest prawdą, to nie. Ale czy mógł być kiedyś król Artur? Może.
Peter
uśmiechnął się do Remusa i skinął głową.
-
Tak. Może – powiedział Peter i spojrzał z powrotem na wybrzeże z zadowolonym
uśmiechem na twarzy.
^^^
Remus
i Syriusz zaczęli pakować się na potencjalną wyprowadzkę dwa dni po świętach.
Remus uważał, że zawsze należy się przygotować i nienawidził pośpiechu na
ostatnią minutę, chociaż ściśle mówiąc, mieli jedynie połowę planu.
-
Kiedy ostatni raz rozmawiałeś z Peterem? – zapytał od niechcenia Syriusz,
wyrywając Remusa z jego organizacyjnego transu.
Remus
umieścił trzymany przedmiot w pudełku, myśląc chwilę. Od pogrzebu kilka razy
dzwonił do Petera Pettigrew, ale nie przypominał sobie, by kiedykolwiek
odebrał.
-
Nie wiem. Nie od pogrzebu – powiedział Remus.
-
Tamtego wieczora byłem na niego zły… ale teraz się martwię.
-
Myślisz, że może coś mu się stało?
-
Nie wiem. Po prostu… chcę z nim porozmawiać. Chcę zrozumieć, dlaczego nie
powiedział mi o moim bracie – powiedział Syriusz, robiąc głupią minę w kierunku
Harry’ego, który bawił się klockami na sypialnej podłodze.
-
Myślisz, że powinniśmy do niego zajrzeć?
Harry
podbiegł do Remusa i zaoferował mu klocek, któremu Remus przyjrzał się z
rozbawieniem.
-
Maś Jemuś! – krzyknął Harry z klockiem wyciągniętym do Remusa.
-
Nie teraz, Harry – powiedział Remus i machnął ręką, sprawiając, że Harry
podbiegł do Syriusza.
-
Chyba moglibyśmy. Wiem, że jego matka nie lubi obcych… ale chyba nie mógłbym
opuścić Manchesteru bez pożegnania się z nim albo dowiedzenia, co u niego.
Najpierw powinniśmy przynajmniej jeszcze raz do niego zadzwonić.
-
Masz rację – powiedział Remus, po czym podszedł do szafki nocnej, by z komórki
zadzwonić do Petera.
Kilka
razy rozległ się dźwięk, nim w końcu ktoś odebrał. Na początku nikt się nie
odezwał i Remus niemal się rozłączył, by spróbować ponownie, jednak rozległ się
cichy, niespokojny głos:
-
Halo?
-
Halo? Peter?
-
Tak, to ja. Cześć, Remus.
-
Zastanawialiśmy się z Syriuszem, czy wszystko od ciebie w porządku. Nie
mieliśmy od ciebie żadnych wieści od pogrzebu.
Nie
było odpowiedzi.
-
Peter?
-
Tak?
-
Peter, wszystko w porządku?
Nastąpiła
cisza, po czym:
-
Pewnie.
Remus
skrzywił się, po czym potrząsnął głową.
-
Przyjdziemy do ciebie z Syriuszem.
-
Nie! Nie róbcie tego! Mama… - wyjąkał Peter, ale Remus rozłączył się.
Remus
spojrzał na Syriusza i zmarszczył brwi.
-
Peter nie brzmiał, jakby sobie radził. Do diabła z wygodą jego matki. Jest
naszym przyjacielem.
^^^
Remus
zapukał do drzwi mieszkania, które Peter dzielił ze swoją matką, Almirą
Pettigrew. Syriusz spodziewał się, że będą czekać długo, biorąc pod uwagę
postawę Petera, którą okazał przez telefon, ale minęło tylko kilka sekund, nim
rozległ się dźwięk otwieranych kilku zamków, po czym drzwi powoli uchyliły się.
Almira
Pettigrew pachniała alkoholem i wyglądała na wychudzoną, jeszcze szczuplejszą,
niż Syriusz ja pamiętał. Początkowo nic nie powiedziała, zamiast tego
przesuwając ciemnymi oczami między nimi, okazjonalnie skupiając je na Harrym,
który był w ramionach Syriusza.
-
Dzień dobry, pani Pettigrew. Przyszliśmy zobaczyć się z Peterem – powiedział
Remus.
-
Petera tu nie ma.
-
A kiedy wróci? – spytał Syriusz.
-
Nigdy. Wyprowadził się kilka miesięcy temu.
Syriusz
poczuł, że jego usta się otwierają w próbie zadania pytania, ale nie
wypowiedział go.
-
Gdzie się wyprowadził? – zapytał Remus, podejmując niewypowiedziane pytanie
Syriusza.
Almira
skrzywiła się i potrząsnęła głową.
-
Nie mam pojęcia. Chłopak nie pojawił się nawet na święta! Uciekł z tą swoją
dziewczyną.
-
Chodzi pani o Madeleine Yaxley? – zapytał Remus.
-Tak.
Yaxley. Maddy Yaxley.
Syriusz
pamiętał Madeleine Yaxley ze szkoły. Nie obchodziła go. Z pewnością była
piękna. Ale nie była zbyt miła i nie wydawała się też w typie Petera. A teraz
zaciągnęła go do kultu, tego samego, do którego dołączył jego młodszy brat.
-
Madeleine Yaxley? Jest pani pewna? – zapytał Syriusz.
-
Tak, dokładnie ona. Mała ladacznica zepsuła mojego słodkiego chłopca.
-
Przykro mi, że Peter panią zostawił, pani Pettigrew. Jak się pani czuje? –
zapytał Syriusz.
Harry
nagle zaczął płakać i Syriusz dostrzegł, że to mocno zaniepokoiło Almirę. Więc
nie mogli dłużej zwlekać. W międzyczasie Remus wziął Harry’ego od Syriusza i
dał mu butelkę.
-
Ja? Mi nic nie jest. Po prostu martwię się o mojego chłopca – powiedziała
Almira z szeroko otwartymi oczami.
Syriusz
przyglądał jej się przez moment. To była prawda. Nie wyglądała na chorą. Tylko…
zmęczoną. Wyglądała na starszą, niż była, ale to zawsze była prawda. Cuchnęła
alkoholem, ale to też nie było nic nowego. Almira Pettigrew nie była chora,
była tylko alkoholiczką. Syriusz zdał sobie sprawę, że Peter okłamywał ich
przez cały ten czas.
^^^
Remus
i Syriusz usiedli przy stole w ciemności w cichej kontemplacji. Harry spał.
Remus nie mógł uwierzyć, że Peter okłamywał ich przez cały ten czas na temat
swojej matki. Do diabła, co on zamierzał?
-
Wygląda na to, że cały ten czas Peter miał swoje sekretne życie. Czy nigdy go
nie poznaliśmy? – zapytał Syriusz.
-
W pewien sposób chyba tak.
-
Przynajmniej wiedzieliśmy o Yaxley. Ale ten kult… kłamstwa na temat zdrowia
jego matki.
-
Powinien dać nam szansę. Jeśli sobie z czymś nie radził… mogliśmy mu pomóc –
powiedział Remus, ale Syriusz potrząsnął głową.
-
Może byłem niesprawiedliwy. Może jest… coś jeszcze. Coś, o czym nie wiemy. Coś,
co naprawdę bał się nam powiedzieć.
-
Pewnie masz rację. Tylko nie jestem pewny, co to takiego.
Właśnie
wtedy rozległo się ciche pukanie do drzwi.
Remus
wstał od stołu, a Syriusz podążył za nim. Remus otworzył szybko drzwi i
zobaczył Petera, który wyglądał na rozczochranego, mokrego od deszczu i
pachniał alkoholem w sposób podobny do jego matki.
-
Peter? – zapytał Peter, a jego głos był mieszaniną zmartwienia i zdumienia.
Peter
skinął głową, a jego twarz pociemniała.
-
Mogę wejść? – zapytał Peter cichym i zmęczonym głosem.
-
Oczywiście, że tak. Syriuszu, przynieś mu ręcznik.
Remus
wpuścił Petera, a Syriusz posłusznie poszedł po ręcznik. Peter usiadł przy
stole w momencie, gdy Syriusz wrócił. Peter wysuszył się, podczas gdy Remus
zrobił mu filiżankę herbaty.
Gdy
Peter był już suchy i dostał swoją herbatę, Remus uznał, że da mu się nieco
odprężyć, nim go przesłucha. Próbował rzucić Syriuszowi jak najwięcej spojrzeń,
mając nadzieję, że dotrze do niego wiadomość. Musiało tak być, ponieważ Syriusz
również milczał.
W
końcu Peter dokończył herbatę, więc Syriusz przemówił:
-
Dlaczego okłamywałeś nas w sprawie swojej mamy? Dlaczego wiedziałeś, że mój
brat żyje i nigdy mi nie powiedziałeś?
Peter
westchnął.
-
Zrobiłem coś gorszego – powiedział słabo Peter i łzy popłynęły mu po twarzy.
Patrzył
w bok, unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
-
Co masz na myśli?
-
Regulus powiedział, że Maddy Yaxley zaczęła zabierać cię na spotkania –
powiedział Remus.
-
Zaczęliśmy się spotykać jakoś dwa lata temu. Byłem nią zainteresowany w szkole,
ale wiedziałem, że wyście by mi powiedzieli, żebym trzymał się od niej jak
najdalej. Ale zaczęła zabierać mnie na spotkania – powiedział Peter, patrząc na
nich z żalem i desperacko ocierając twarz. – Tom był starszym facetem.
Większość ludzi uważa go za nieco strasznego lub onieśmielającego. Ja chyba
też. Ale miał do powiedzenia wiele interesujących rzeczy, choć nie wszystkie
mnie obchodziły. W kółko mówił o świecie i o tym, jak czarnoskóre osoby
powstrzymywały białe. Takie gówna. Sprawiały, że czułem się nieswojo, ale jak
mówiłem, miał sposoby, by chciało się go słuchać.
Remus
wzdrygnął się wewnętrznie. Tom brzmiał na wielkiego dupka.
-
Mieliśmy spotkanie tamtej nocy i… i… Och, nie rozumiecie? To ja! Ja ich
zabiłem! Zabiłem Jamesa i Lily – powiedział Peter, zaczynając płakać.
-
Nie bądź śmieszny, Pete. Tom Riddle ich zabił. Ciebie tam nawet nie było –
stwierdził Remus.
Peter
desperacko otarł oczy i próbował się pozbierać. Potrząsnął głową.
-
Nie, tu się mylicie. Cóż, nie było mnie tam. To jest prawdą. Ale Tom… Tom nie
byłby pijany, gdybym mu nie pozwolił! To było po spotkaniu. Przekonał mnie,
żebym został i napił się z nim. Wiedziałem, że jest zbyt pijany, żeby
prowadzić… ale nie powstrzymałem go. Ja… bałem się, co może powiedzieć albo
zrobić, jeśli spróbuję go powstrzymać. Nie rozumiecie! To moja wina!
Remus
poczuł zimno na całym ciele. Jednak tchórzostwo Petera przyczyniło się do
śmierci Jamesa i Lily. Nie można było temu zaprzeczyć. Ale Peter musiał
wiedzieć, że ich śmierć to tak naprawdę nie jego wina. Tom Riddle podjął własne
decyzje.
Syriusz
uderzył Petera przez stół.
-
Ach! – jęknął Peter, uderzając o podłogę.
-
Syriusz! – krzyknął Remus.
-
Peter pomógł zabić Jamesa i Lily, Remusie! – powiedział Syriusz, ocierając
oczy.
-
Przemoc nic nie pomoże. Cholera, Syriuszu, Peter nie mógł wiedzieć. Tak,
nieodpowiedzialne było pozwolić Riddle’owi prowadzić po pijaku. Mógł
przynajmniej kazać mu pojechać autobusem i później zająć się autem. Ale Riddle
był dorosły. Peter nie może odpowiadać za jego działania – powiedział Remus,
pociągając Petera na nogi.
Twarz
Petera wyglądała w porządku. Najwyraźniej Syriusz nie zranił go w jakiś
znaczący sposób, poza emocjonalnym.
-
Jego nieodpowiedzialność zabiła naszych przyjaciół! Nawet on to wie, dlaczego
ty tego nie rozumiesz? – zapytał Syriusz.
-
Działania mają konsekwencje, to prawda. Ale zabiły ich bardziej działania Toma
niż Petera. Spójrz na niego, Syriuszu – powiedział Remus i wskazał na Petera.
Syriusz
spiorunował wzrokiem chłopaka, który odwrócił wzrok.
-
Czy nie ukarał się już wystarczająco?
Syriusz
westchnął.
-
Posłuchaj, Pete. Może po prostu… powinieneś wrócić do swojej dziewczyny czy
coś?
-
Ja… nie mogę. Chyba zerwaliśmy.
-
Och – mruknął Syriusz.
-
Możesz zostać z nami. Nie mamy z Syriuszem nic przeciwko, prawda? – powiedział
Remus i posłał Syriuszowi spojrzenie, które miało mu przekazać, że zdecydowanie
nie mają nic przeciwko.
Syriusz
niechętnie skinął głową.
-
Pewnie, czemu nie? – powiedział, nim wstał od stołu, pewnie po to, żeby wziąć
koc dla Petera.
Remus
i Peter na chwilę usiedli w ciszy. Remus nie mógł sobie wyobrazić, jak Peter
się czuje. Remus czuł się odrętwiały. To był emocjonalnie wykańczający dzień.
Potrzebował snu. Jutro będzie potrzebował wiele pomyśleć na różne tematy.
W
tym momencie pewna myśl nawiedziła Remusa, ale odsunął ją na bok do czasu, aż
Syriusz wrócił z kocem dla Petera. Wraz z Remusem pożegnali się i zgodzili, że
bardziej rozsądnie będzie porozmawiać o tym jutro.
^^^
Syriusz
obudził się i znalazł Remusa, stojącego przy oknie, patrzącego w niebo. Księżyc
był ledwie widoczny przez chmury, ale Remus zdawał się go znaleźć.
-
Coś cię kłopocze? – zapytał Syriusz.
-
Nie. Choć raz nic mnie nie kłopocze. To bardziej… Mam pewną myśl, ale obawiam
się ją wypowiedzieć.
-
Cóż, teraz musisz powiedzieć, skoro zacząłeś – powiedział Syriusz z lekkim
uśmiechem.
-
Wiem. Po prostu mi obiecaj, że nie będziesz przesadnie reagował.
-
Nie mogę ci tego obiecać. Po prostu to powiedz, do cholery.
Remus
skinął głową, a jego ramiona opadły.
-
Chcę, żeby Peter wyjechał z nami do Richmond.
-
Co? – zapytał Syriusz, czując się bardziej zaskoczony niż zły.
-
Sądzę, że lepiej będzie dla niego, jeśli stąd wyjedzie. A jeśli znajdzie pracę,
to poszerzy nasze możliwości wynajęcia czegoś. Poza tym, nie może być jedyną
osobą z nas, która utknie w Manchesterze.
-
Pewnie masz rację. I… znając Jamesa i Lily, tego by właśnie chcieli – wyznał
Syriusz wbrew sobie.
-
Bardzo dobrze. Powiemy Peterowi rano i zobaczymy, co o tym sądzi.
-
Jestem pewny, że Harry będzie szczęśliwy, mając w pobliżu wujka Petera.
-
Sądzę, że ja też. Wiesz, że jest naszym przyjacielem – powiedział Remus, po
czym na szczęście wrócił do łóżka i Syriusz znalazł się spokojnie w jego
ramionach.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, tak wiele tajemnic wokół Petera, obaj są w szoku...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika