Wojna. W.O.J.N.A. Pięć prostych liter, które ułożone w odpowiedniej kolejności mogą spowodować tak wiele szkód. Wojna mogła wydobyć z ludzi to, co najlepsze, jak również to, co najgorsze, i uświadomić ludziom, jak cenne (i krótkie) jest śmiertelne życie, zwłaszcza jeśli jest się jednym z decydujących czynników, które mogą wojnę zakończyć. Wojna zmusza dzieci do wcześniejszego dorośnięcia, stawiania czoła okropnościom i bólowi, przed którymi wzdrygają się najbardziej doświadczeni dorośli. Wojna również zmusza do dostrzeżenia, że nawet najmniejsze zwycięstwa mają swoją cenę.
Tak właśnie czuł się Harry James Potter. W wieku piętnastu lat widział więcej okropieństw, niż chciałby pamiętać. Jego rodzice zostali zamordowani przez mrocznego czarodzieja, Voldemorta. Ob. przeżył, żeby spędzić dwanaście lat u Dursleyów, jego jedynej żyjącej rodziny, gdzie można było go jedynie określić jako sługę. Jego lata w Hogwarcie były mieszaniną radości i bólu. W końcu zdobył przyjaciół, ale niemal każdego roku walczył o życie. Wiele razy zmierzył się z Voldemortem, ocalił siostrę swojego przyjaciela od śmierci, walczył z bazyliszkiem, powstrzymał dementorów, żeby ocalić swojego ojca chrzestnego, był świadkiem śmierci kolegi z klasy i zmierzył się skorumpowanemu szefowi Ministerstwa, gdy nauczycielka przez nich wyznaczona próbowała go uciszyć.
Jednakże to nie te wydarzenia zepchnęły Harry’ego Pottera na krawędź, sprawiając, że opuścił świat, który pokochał pomimo prób, z którymi zmagał się przez te lata. Mógł sobie poradzić z tym wszystkim i z o wiele więcej, skoro jego rodzina z nim była, ale tak nie mogło się wydarzyć. Harry wciąż nie lubił myśleć o tej nocy. Wciąż miał koszmary o nocy, gdy został zabrany z Hogwartu do Departamentu Tajemnic, gdzie zmierzył się ze śmierciożercami. Członkowie Zakonu Feniksa (włącznie z jego opiekunami, Syriuszem Blackiem i Remusem Lupinem) nadeszli z pomocą, prowadzeni przez Albusa Dumbledore’a, ale to był jeden z wielu błędów. Harry ponownie zmierzył się z Voldemortem, ale tym razem został pokonany i niemal zabity, nim profesor Dumbledore nadszedł z pomocą. Czarny Pan został powstrzymany przed dotarciem do Departamentu Tajemnic, ale ostatecznie to nie wystarczyło. Ostatecznie stracił jednego z ludzi, którzy sprawiali, że jego życie było czegoś warte.
Stracił Remusa.
Obudziwszy się w skrzydle szpitalnym i zobaczywszy swojego martwego opiekuna, Harry zdał sobie sprawę, że jest niebezpieczny dla tych, na których mu zależy. Remus był pierwszy w długiej kolejce ludzi, którzy umarliby, żeby chronić jednego nastolatka, który znajdował kłopoty jak magnes. Udało mu się uciec tej nocy przy pomocy Hogwartu i Fawkesa, nim ktokolwiek się zorientował, że się obudził. Żeby uratować tych, których kochał, Harry odszedł, wiedząc, że czyni samego siebie celem Voldemorta. Był magicznie chroniony przez Fawkesa, ale to nie powstrzyma ludzi, którzy wiedzieli, jak wygląda chłopiec, który przeżył, by zorientować się, kim Harry był.
Gdy prawie miesiąc temu opuścił czarodziejski świat, Harry przyjął nową tożsamość: Jonathan Orion Evans. Uznał, że wszyscy będą szukać „Harry’ego Jamesa Pottera” albo nawet „Jamesa Evansa”, więc Harry wykorzystał drugie imiona swoich opiekunów oraz panieńskie nazwisko jego matki. Ponadto Harry zdołał kupić kolorowe soczewki, które zmieniły jego intensywnie zielone oczy w ciemnoniebieskie. Nienawidził zakrywać swoich oczu, ponieważ były one jedyną cechą, którą odziedziczył po matce, jednak były zbyt charakterystyczne. Wszyscy wiedzieli, że Harry Potter ma niebieskie oczy. Harry również starał się przez cały czas ukrywać swoje rozmierzwione włosy i bliznę w kształcie błyskawicy. Kiedy był poza domem, nosił kapelusz. Kiedy był w pracy, Harry nosił czepek chirurgiczny.
O tak. Harry obecnie pracował w miejscowym szpitalu, jako sanitariusz. Zdobycie tej pracy było właściwie całkowitym przypadkiem. Przybył właśnie do mugolskiego Londynu, a będąc osobą przyciągającą kłopoty, był świadkiem wypadku samochodowego pięciu osób. Harry się nie wahał. Pospieszył z pomocą wraz z kilkoma innymi osobami, a jedną z nich był doktor z pobliskiego szpitala. Harry i lekarz pracowali ramię w ramię, aż nie nadjechała pomoc. Wysoki doktor w średnim wieku był pod wrażeniem i po wypadku rozpoczął rozmowę z Harrym, który przedstawił się jako Jonathan.
Harry przyznał, że jest sierotą po zamordowanych rodzicach, ale twierdził, że ma siedemnaście lat, zamiast niemal szesnastu. Przyznał też, że ostatnio wpadł w kłopoty i stracił kogoś bliskiego. Doktor Henry Rolands współczuł mu tej historii i zdecydował się mu pomóc. Jak się okazało, dwieście pięćdziesiąt funtów nie starczyło na bardzo długo. Harry nie był w stanie znaleźć mieszkania, na które mógł sobie pozwolić i musiał spać w szpitalu. Kiedy dr Ronalds to odkrył, zaoferował swój pokój gościnny. Harry początkowo odmówił, ale po dwóch tygodniach nagabywania przez nadopiekuńczego lekarza, Harry poddał się tylko po to, żeby uciszyć mężczyznę. Wciąż często spał w szpitalu, ponieważ zwykle był wzywany, gdy nie miał zaplanowanej pracy, ale kilka godzin z dala od tego chaosu zawsze było miłą odmianą.
Praca w szpitalu przyniosła Harry’emu wiele niespodzianek. Po tygodniu pracy, Harry odkrył, że może niejasno wyczuwać emocje innych ludzi, jeśli wystarczająco mocno się skoncentruje. Nie było to nic konkretnego, jedynie słaby przebłysk tego, co ludzie czuli w danej chwili. Ogromnie mu to pomagało i powoli stawało się bardziej niezawodną umiejętnością. Wciąż była słaba, ale Harry to lubił. Nie czułby się dobrze, gdyby był bombardowany emocjami innych, gdy próbował wykonywać swoją pracę.
Inną magiczną niespodzianką Harry tak się nie ucieszył. Zaczynał pojmować swoje empatyczne zdolności, gdy rozmawiał z chorą dziewczynką na oddziale dziecięcym i nagle jego dłonie zaczęły słabo świecić. Trwało to tylko chwilę, ale Harry poczuł się całkowicie słaby, podczas gdy z dziewczynką było o lepiej niż od dłuższego czasu. Wciąż była chora, ale jej droga do wyzdrowienia znacznie się skróciła. Ta drobna zdolność uzdrawiania była ciężka do ćwiczenia, ponieważ nie potrafił sprawić, żeby działała ona wtedy, gdy tego chciał. Bardziej działała kiedy sama chciała, jakby Harry był tylko dla towarzystwa.
Zdolność uzdrawiania przydawała się, kiedy działała i kiedy nie wyczerpywała Harry’ego całkowicie, ale wciąż była ryzykowna. Musiał być wyjątkowo dyskretny, ponieważ nie mógł nikomu powiedzieć, że potrafi uzdrawiać ludzi. W ciągu następnych dwóch tygodni Harry nauczył się wyczuwać, kiedy nadchodzi ta zdolność, co dawało mu lekkie ostrzeżenie, ale wciąż była przed nim długa droga do całkowitej kontroli. Nie wiedział, czy były to tymczasowe czy trwałe, ale ponieważ nie miał żadnego rodzaju wybuchu od nocy w Ministerstwie, Harry zgadywał, że jego magia w końcu całkowicie dojrzała do swoich mocy. Wiedział, że powinien kogoś zapytać, ale nie miał do kogo się zwrócić. Wszyscy w czarodziejskim świecie wierzyli, że ich porzucił.
Co zaskakujące, jego jedynym łącznikiem z magicznym światem był Fawkes, feniks profesora Dumbledore’a. Ptak zwykle pojawiał się raz w tygodniu, żeby sprawić, co u Harry’ego, zostawiając najnowszy numer „Proroka Codziennego”, żeby Harry był na bierząco. To właśnie dzięki tej rutynie, Harry dowiedział się o formalnej deklaracji Ministerstwa na temat powrotu Voldemorta oraz o mianowaniu Rufusa Scrimgeoura na nowego Ministra Magii. Harry również dowiedział się, że tej nocy zostało aresztowanych dziesięciu śmierciożerców, w tym Peter Pettigrew, Barty Crouch Jr., Lucjusz Malfoy i jeden z braci Lestrange (Harry nie mógł sobie przypomnieć, który). Wszyscy zostali skazani na Azkaban, ale kto wiedział, jak długo tam zostaną, zanim Voldemort znów ich wyciągnie.
Harry również zauważył reklamy Magicznych Dowcipów Weasleyów pod numerem dziewięćdziesiątym trzecim na ulicy Pokątnej. Wydawało się, że bliźniacy Weasley rzeczywiście otworzyli sklep z żartami, nad którym tak ciężko pracowali, wymyślając produkty. Było wiele raportów dotyczących bezpieczeństwa podczas tych mrocznych czasów, kilka ataków śmierciożerców, które spowodowały parę śmierci, w tym członkini Zakonu Feniksa, Emmeline Vance. Co zaskakujące, nie było żadnych artykułów o jego zniknięciu, co Harry uznał zrobiono, żeby Voldemort się tego nie dowiedział. Szkoda, bo to był powód, dlaczego Harry odszedł.
Za każdym razem, gdy Harry widział Fawkesa, zadawał dwa pytania: „jak ma się Syriusz” oraz „jak mają się wszyscy inni”. Zawsze otrzymywał taką samą odpowiedź. Fawkes spoglądał na Harry’ego ze współczuciem, po czym wydawał z siebie smutny trel, jakby mówił „żyją, ale za tobą tęsknią”. Potrzebował każdej uncji samozaparcia, żeby nie poddać się i nie wrócić do Dworu Black, ale nie mógł. Nie mógł ryzykować, że Syriusza spotka taki sam los jak Remusa.
Więc Harry wykonywał swoje zadania związane z pracą w szpitalu, próbując opanować nowe umiejętności, jednocześnie trenując w każdy możliwy sposób to, co nie było magiczne, ponieważ nie wiedział, jak silne są osłony Fawkesa. Nie miał wątpliwości, że ludzie czekali, aż użyje magii, żeby wszystkich powiadomić, gdzie się znajdują. Biorąc pod uwagę to, co się stało przed jego odejściem, Harry doszedł do wniosku, że wiele ludzi chciało z nim porozmawiać.
Życie mugolskie wymagało nieco adaptacji ze strony Harry’ego. Przeszedł świata magii do świata technologii z bardzo niewielkim przeszkoleniem. Jego współpracownicy uznali za zabawne to, że Harry nigdy nie używał komputera lub pagera. Na szczęście szybko się uczył i każdy w szpitalu dowiedział się, jak dobrze radzi sobie z ludźmi. Nierzadko Harry był na oddziale dziecięcym w jednej minucie, a w następnej na oddziale ratunkowym, próbując kogoś uspokoić, choć ciężko było go wyciągnąć z oddziału dziecięcego między godziną dziewiętnastą a dwudziestą pierwszą.
Dzieci szybko pokochały opowieści Harry’ego na dobranoc o świecie pełnym magii ze złym czarodziejem Riddlem, mierzącym się z Rycerzami Feniksa. Pielęgniarki i lekarze z oddziału często stali w oddali i obserwowali, jak Harry urzeka każde dziecko w pokoju, bez względu na to, ile lat ono miało. Większość dorosłych uważała, że Harry miał nadpobudliwą wyobraźnię z powodu precyzji, z jaką opisywał goblinów, trolli, centaury i smoki, ale nie wyrażali swoich opinii, ponieważ dzieci były szczęśliwe.
Zwykle tak sprawy miały się z Harrym. Doktor dyskretnie wspomniał swoim kolegom po fachu o trudnym życiu Harry’ego, więc wszyscy mieli oko na młodego „Oriona Evansa” (John było dość popularnym imieniem, więc wszyscy nazywali Harry’ego „Orion” albo w skrócie „Ori”). Byli przy nim, gdy tego potrzebował, ale Harry zwykle próbował zmuszać się do jakiegoś zajęcia. Praca w szpitalu sprawiała, że Harry nie myślał o wszystkim, co się działo poza murami szpitala. Praca utrzymywała jego umysł od faktu, że właśnie stracił ojca.
Jak każdego dnia, dźwięk pagera Harry’ego wyrwał go z przypadkowej drzemki w kantorku. Otwierając oczy, Harry zamrugał, by usunąć mgłę spowodowaną spaniem w kontaktach, po czym spojrzał an zegarek. Była prawie szósta wieczorem. Chwytając pager, Harry stłumił jęk, gdy zobaczył, że jest potrzebny na oddziale ratunkowym. Co zdumiewające, spal przez dwie godziny bez koszmarów, ale miał nadzieję na kolejną godzinę snu przed długą wieczorną zmianą.
Powstrzymując ziewnięcie, Harry podniósł się na nogi, przypiął pager do paska spodni wydawanych w szpitalu, po czym wyszedł z kantorka do oddziału ratunkowego. To była chyba jedna z najlepszych zalet jego pracy. Zapewniano mu strój. Wszystkie pieniądze, które zarobił, trafiały bezpośrednio na konto, które pomógł mu otworzyć doktor Ronalds w pobliskim banku, żeby mógł go używać w razie potrzeby. Było to trudne, ponieważ Harry nie miał żadnego dokumentu tożsamości, ale na szczęście doktor Ronalds znał kogoś w banku i pociągnął kilka sznurków.
Gdy Harry dotarł na oddział ratunkowy, został niemal przewrócony przytłaczającym uczuciem frustracji i strachu. Szybko odzyskał równowagę i rozejrzał się, dostrzegając, że cała poczekalnia jest pełna ludzi, a doktorzy i pielęgniarki biegali jak szaleni. Harry szybko otrząsnął się z szoku, po czym zbliżył się do stanowiska pielęgniarek i natychmiast złapała go pielęgniarka o długich, blond włosach o imieniu Anna, która była tylko kilka lat starsza od niego.
- Autobus zderzył się z ciężarówką, Ori – powiedziała szybko. – Doktor Ronalds chce, żebyś mu pomógł. Jest w pokoju zabiegowym numer osiem.
Harry skinął głową i pobiegł do małego pokoju, spojrzał przez niewielkie okno i zauważył, że wysoki doktor z szaro-brązowymi włosami rozmawia z nastolatką o krótkich blond włosach, która leżała na stole do badań. W pokoju byli jeszcze dwaj dorośli, siedzący obok stoły, którzy musieli być jej rodzicami. Matka wyglądała dokładnie jak córka, jednak około dwadzieścia lat starsza, podczas gdy ojciec miał jasnobrązowe włosy i wyglądał, jakby przez dłuższy czas wykonywał trudną pracę fizyczną. Rodzice nie mieli ran, podczas gdy dziewczynka miała kilka guzów i zadrapań oraz jej prawa kostka była mocno spuchnięta. Zamykając oczy, Harry skoncentrował się na osobach w pokoju i poczuł nerwowość i strach wraz z troską. Szybko odepchnął uczucia i zapukał do drzwi.
Drzwi otworzyły się i ukazał mu się uśmiechnięty doktor Ronalds.
- Ori – powiedział radośnie, przesuwając się na bok, żeby Harry mógł wejść. – Dzięki, że przyszedłeś tak szybko. – Doktor zamknął drzwi, gdy Harry znalazł się w środku, po czym odwrócił się do swojej pacjentki. – Juliet Swanson, panie i pani Swanson, to jest Orion Evans. Będzie mi dzisiaj pomagał. Przysięgma, że wspólnie nie straciliśmy jeszcze pacjenta.
Harry spojrzał na doktora Ronaldsa z uniesioną brwią. Czasami Harry po prostu nie potrafił zrozumieć dziwnego poczucia humoru lekarza.
- Jesteś dość dziwny – powiedział poważnie Harry. – Wiesz o tym, doktorze?
Doktor Ronalds spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się.
- Nie jestem dziwny, Ori – powiedział, brzmiąc, jakby łagodnie przypominał Harry’emu o czymś, o czym rozmawiali wcześniej. – Jestem wyjątkowy. A teraz może przygotujesz Juliet, a ja poszukam tych wyników rentgena.
Harry skinął głową i ruszył w stronę stołu do badań, podczas gdy doktor Ronalds wyszedł z pokoju. Przygotował stół, żeby dziewczynie było nieco wygodniej, świadom tego, że rodzina Swanson obserwuje każdy jego ruch. Mógł poczuć ciekawość wobec niego, która przytłaczała pozostałe emocje. Spoglądając na nich, Harry zmusił się do cierpliwego uśmiechu, po czym powiedział:
- Możecie państwo zadać pytania. Nie mam nic przeciwko.
- Skąd wiedziałeś? – zapytała pani Swanson z zaskoczeniem.
Harry wzruszył ramionami.
- Bo wszyscy je mają – powiedział prosto. – Dostaję ich więcej, gdy jestem wzywany do pracy tu na dół, niż na górę, ponieważ tam wszyscy myślą, że jestem wolontariuszem. Nie jestem doktorem, tylko sanitariuszem. Doktor Ronalds zwykle prosi mnie o pomoc, ponieważ jestem jedyną osobą, która znosi jego dziwne poczucie humoru bez obrażania się na niego.
- Bez urazy, ale wciąż wyglądasz raczej młodo nawet jak na sanitariusza – powiedział pan Swanson sceptycznie. – Nie wyglądasz na więcej niż szesnaście lat.
Harry stłumił uśmiech. Przynajmniej w końcu wyglądał na zbliżony do swojego wiek. Przez lata wszyscy myśleli, że wyglądał dwa lata młodziej, niż rzeczywiście miał lat, aż do długo wyczekiwanego podrośnięcia w zeszłym roku. W końcu osiągnął średni wzrost w odniesieniu do swojego wieku, a dzięki mięśniom, które nabrał podczas treningów, nie był dłużej chudym dzieciakiem, który żył z ciotką i wujem w komórce pod schodami.
- Właściwie to mam siedemnaście lat – skłamał gładko Harry, podciągając krzesło i siadając. – Mówią mi, że kiedy będę mieć trzydziestkę, będę wdzięczny, że wyglądam młodziej niż w rzeczywistości mam lat.
Pani Swanson uśmiechnęła się współczująco.
- Ale teraz pewnie to jest niezwykle irytujące – powiedziała. – Więc… Orion, to raczej wyjątkowe imię. Twoi rodzice musieli mieć słabość do astronomii.
Harry niezobowiązująco wzruszył ramionami.
- Na drugie imię mam Orion. Pierwsze to właściwie John. Tylko było to nieco dezorientujące, ponieważ tak wielu Johnów tu pracuje, że wszyscy zaczęli nazywać mnie Orion. – Kątem oka Harry widział, jak Juliet desperacko próbuje się nie gapić. Mrugnął do niej i zobaczył, że rumieni się, po czym szybko odwraca wzrok.
Pani Swanson dostrzegła wymianę spojrzeń i roześmiała się.
- Musisz wybaczyć naszej córce, Orionie. Juliet jest nieco nieśmiała.
Drzwi otworzyły się i doktor Rolands wszedł z wynikami prześwietlenia. Juliet na szczęście miała tylko poważne skręcenie. Harry pomógł doktorowi Rolandsowi obandażować zranioną kostkę, po czym przywiózł wózek inwalidzki, podczas gdy doktor udzielił rodzinie ostatnich wskazówek i oznajmił, że są wolni. Kiedy Harry wrócił, ostrożnie posadził Juliet na wózku inwalidzkim, powodując śmiech u jej rodziców na widok jej czerwonej twarzy, gdy wywozili ją na zewnątrz.
Harry kontynuował pomaganie doktorowi Ronaldsowi z innymi rannymi ludźmi, aż nie nastała dziewiętnasta i był zmuszony wyjść na swoją wieczorną wizytę w oddziale dziecięcym. Biegł po trzy stopnie, po czym korytarzem, aż nie dotarł do celu. Wsunąwszy się do pokoju, Harry został przywitany okrzykami podekscytowanych dzieci. Zajął swoje zwykłe miejsce na środku pokoju i czekał cierpliwie, aż wszyscy uspokoją się, co zajęło zaskakująco mało czasu.
Rozglądając się, Harry zauważył, że z boku siedziało kilku rodziców, uśmiechając się. Nierzadko siadało kilka osób, ponieważ ich dzieci często rozmawiały o opowieściach Oriego. Odchrząknąwszy, Harry skupił uwagę na dzieciach.
- To gdzie skończyliśmy? – zapytał z ciekawością.
- Miałeś nam opowiedzieć o zaczarowanym jeziorze, Ori – odpowiedział z podekscytowaniem sześcioletni chłopiec.
- Ach tak – powiedział Harry, kiwając głową. – Dziękuję, David. Zaczarowane jezioro przed zamkiem skrywa wiele sekretów, znanych tylko tym, którzy są na tyle odważni, żeby zanurkować w jego mroczną otchłań. Wszyscy wiedzą o wielkiej kałamarnicy, która lubi wylegiwać się w słońcu, a nawet bawić się w łapanie kamieni, które rzucają jej ludzie z brzegu. Wszyscy wiedzą o druzgotkach i są również bardzo świadomi, żeby trzymać się od nich z daleka.
- Czym są druzgotki, Ori? – zapytał dziewięcioletni chłopiec z krótkimi czarnymi włosami.
Harry odwrócił się do niego i uśmiechnął.
- Druzgotki to małe wodne stworzenia, Jack – powiedział cicho, sprawiając, że wszystkie dzieci pochyliły się podekscytowane, jakby miały poznać wielki sekret. – Są bardzo małe w porównaniu do ludzi, ale niech ich rozmiar was nie zmyli. – Harry podszedł powoli do Jacka i łagodnie owinął palce wokół jego nadgarstków. – Są bardzo agresywne i zaatakują swoimi długimi, potężnymi palcami każdego, któro nawiedzi ich terytorium. – Jack sapnął, gdy Harry puścił jego nadgarstki i odwrócił się do całej grupy. – Jeśli kiedykolwiek jakiegoś zobaczycie, upewnijcie się, że macie ze sobą rybę. Z pewnością wolą je od ludzi.
Pełne ulgi westchnięcia wypełniły powietrze wraz z kilkoma chichotami od strony rodziców.
- Ale jak powiedziałem, wszyscy o nich wiedzą – kontynuował, powracając na środek pomieszczenia i kiwając na wszystkich, by byli cicho. – To, czego nie wiedzą i nie mają odwagi odkryć jest fakt, że w najgłębszej głębi jeziora jest sekretna wioska. Stworzenia w niej żyjące mają własny język, który jest zrozumiały tylko pod wodą. Jeśli mówią do ludzi na powierzchni, brzmi to jak skrzek i powoduje dość nieznośny ból głowy. – Harry pomyślał chwilę, po czym uniósł dłoń i przesunął ją w dół, jakby drapał niewidzialną ścianę. – Pomyślcie o dźwięku paznokci przejeżdżających po tablicy. – Kilka osób zadrżało na ten opis. – Jednak pod wodą, ich głosy mają tak melodyczny ton, jakiego żaden człowiek nigdy nie posiadał. Mają szarą skórę z długimi, dzikimi, ciemnozielonymi włosami. Ich oczy są żółte i zawsze obserwują. Są podwodnymi wojownikami, szlachetnymi stworzeniami i wspaniałymi pływakami z potężnymi, srebrnymi ogonami…
- Syreny! – krzyknęła pięcioletnia dziewczynka z rudymi włosami.
Harry odwrócił się do niej i uśmiechnął się.
- Trytoni, Emmo – poprawił łagodnie. – Chcecie o nich usłyszeć?
Widząc, jak wszyscy kiwają głową, Harry kontynuował wyjaśniać, kim są trytoni oraz jakie tajemnice skrywa jezioro przed Hogwartem. Oczywiście nigdy nie podał nazwy „zamku” ani nie ujawnił prawdziwego powodu, dlaczego istniał, ponieważ spowodowałoby to problemy, gdyby Ministerstwo to odkryło, ale te dzieci nie wiedziały, że „fantastyczny świat” Harry’ego istniał naprawdę. Czuł też, że każdego wieczora przez te dwie godziny dzieci nie czuły bólu związanego z ich dolegliwościami i był zwyczajnie zadowolony, że w niewielkim stopniu pomagał im przebrnąć przez ten trudny dla nich czas.
Kiedy historia się zakończyła, Harry pomógł otulić dzieci, po czym wyszedł z oddziału. Widział uśmiechy na ich twarzach, gdy odpływały w sen. Widząc ich w łóżkach, Harry przypomniał sobie wiele momentów, które on spędzał w skrzydle szpitalnym w Hogwarcie. Pamiętał, jak się budził i widział, że Syriusz i Remus na niego czekają. Zawsze na niego czekali. Tak wiele dla mnie zrobili, a ja nigdy nie miałem szansy im za to podziękować.
Schodząc z powrotem na oddział ratunkowy, Harry walczył ze łzami, które zagroziły mu nadejściem, gdy to wszystko szybko w niego uderzyło. Wiedział, że póki tu zostanie nie poradzi sobie ze śmiercią Remusa, ale jego praca była tylko tymczasowa. Każde miejsce było tylko tymczasowe, ponieważ pozostawanie w jednym miejscu zbyt długo mogło uczynić ludzi wokół niego celami. Był zdeterminowany, by nie ryzykować życia innych, ponieważ Voldemort miał obsesję na jego punkcie. W ogólnym rozrachunku, jego życie nie miało wielkiego znaczenia.
Mimo wszystko, było ono zaplanowane zanim jeszcze się w ogóle urodził.
Nareście jakoś Ci się udało rozdział fajny czekam na następny miłych wakacji życzę weny Agnieszka 😁😁😁
OdpowiedzUsuńYay i Nocny Strażnik ruszył! Kurczę, ale jestem szczęśliwa
OdpowiedzUsuńUwielbiam tłumaczenie tej serii :D bardzo się cieszę że ruszyło dalej. Już nie mogę się doczekać dalszej historii. Bardzo ci dziękuje za twoją ciężką pracę :*
OdpowiedzUsuńPowodzenia, weny oraz chęci życzę
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, zastanawiam się czy poszukują Harrego, czy ministerstwo wie o zniknięciu... bardzo dobrze sobie radzi, a dzieciaki oczekują na jego historie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika