Wczesne poranne promienie rozmazanego słońca powoli wyrwały Harry’ego z bezsennego snu, uświadamiając mu głośne chrapanie od strony Rona. Poprzednia noc nie trwała długo, ale była wyczerpująca. Każda dostępna dziewczyna próbowała zwrócić na siebie uwagę chłopca, który przeżył, co większość braci Weasley uznało za absolutnie komiczne. Problem polegał na tym, że Harry nie miał serca ich odsyłać, ponieważ mógł wyczuć ich radość i podekscytowanie spotkaniem kogoś, kogo postrzegały jako bohatera. To jedno wydarzenie znaczyło dla nich więcej niż cokolwiek innego.
Czasami
Harry naprawdę nienawidził być empatą.
Na
szczęście, gdy zapadła ciemność, wkroczył Kingsley i oświadczył, że czas iść.
Harry nigdy nie odczuwał takiej ulgi, gdy ponownie zobaczył Kwatery Huncwotów.
Wszystkie te emocje i uwaga naprawdę go wyczerpały i pozostawiły dość irytujący
ból głowy. Harry wycofał się do swojego pokoju i chwilę później zasnął,
przesypiając wejście oszołomionego Rona kilka godzin później.
Powstrzymując
jęk, Harry chwycił okulary i nałożył je. Nawet nie czekał, aż wszystko stanie
się wyraźne, gdy odsuwał kołdrę i wyślizgiwał się z łóżka. Nie pamiętał też,
jak przebrał się z piżamy i miał wrażenie, że Zgredek znów staje się
opiekuńczy. Podekscytowany skrzat domowy wiele lat temu mianował się „osobistym
skrzatem Harry’ego Pottera” i nikt nie mógł go przekonać, że jest inaczej.
Harry próbował kilka razy.
Harry
wymknął się z pokoju najciszej jak to możliwe po to, żeby wkroczyć w ciemność.
W kominku pozostał tylko popiół, a wszystkie świece już dawno zgasły. Jedynym
dźwiękiem był powolny oddech Kingsleya z kanapy przed kominkiem. To będzie
wyzwanie. Harry wiedział, że Kingsley ma najlżejszy sen. Najmniejszy dźwięk
mógł sprawić, że mężczyzna zerwie się na równe nogi z różdżką w pogotowiu.
Harry
już miał zawrócić, kiedy poczuł, że coś zachęca go do pójścia dalej. Miał to
uczucie już wcześniej i wiedział, że pochodzi ono od kogoś lub czegoś, czemu
mógł zaufać. Hogwart próbował komunikować się z nim w jedyny znany mu sposób…
subtelną kontrolą. Gdy opuszczał Kwatery Huncwotów wokół Harry’ego wirowały
fale otuchy i opiekuńczości. Jego kroki odbijały się echem po korytarzach, gdy
powoli szedł w stanie podobnym do transu. Nie wiedział, dokąd idzie, ale ścieżka,
którą podążał, wydawała się właściwa.
Zaczęła
powoli wracać do niego świadomość, gdy wszedł po ruchomych schodach, które
pozostawały dziwnie nieruchome. O jego uszy ocierały się stłumione szepty
portretów, ale Harry nie poruszał wzrokiem. Skręcił na drugim piętrze i ruszył
w kierunku znanej mu łazienki dziewczyn. Żołądek Harry’ego wypełniła nerwowość,
gdy pchnął drzwi. Był tylko jeden powód, dlaczego Hogwartu go tu sprowadził.
W
tej łazience było ukryte wejście do Komnaty Tajemnic.
-
Co próbujesz mi powiedzieć? – zapytał cicho Harry, wchodząc do łazienki,
skupiając wzrok całkowicie na zlewie, który Jęcząca Marta wskazała lata temu.
Nagły podmuch wiatru ogarnął Harry’ego, a wszystko wokół niego się zmieniło. W
łazience pociemniało, zapaliły się latarnie, kolory przygasły, a powietrze
wypełnił słaby zapach starego pergaminu, co było dziwnym zapachem jak na
łazienkę.
Na
dźwięk otwieranych drzwi Harry odwrócił się szybko i zobaczył znajomego chłopca
o kruczoczarnych włosach, który wchodził ze stosem książek w dłoniach. Był
tylko trochę wyższy od Harry’ego i miał srebrną oznakę prefekta, przypiętą do
czarnych szat. To był Tom Riddle… szesnastoletni Tom Riddle z wyrachowanym
wyrazem twarzy, który nie podobał się Harry’emu w najmniejszym stopniu. Riddle
coś kombinował, a to nigdy nie wychodziło na dobre.
Harry
odsunął się i patrzył, jak Riddle podchodzi do zlewu, od którego się właśnie
odsunął. Wszystko w Riddle’u krzyczało o pewności siebie i determinacji;
sposób, w jaki chodził, jego postawa, błysk w oczach i zadowolony wyraz twarzy.
Ten nastolatek nie miał żadnych wątpliwości co do tego, kim był i czego chciał
w życiu. Dominacja nad światem. O to
prosi każdy dzieciak.
Na
twarzy Riddle’a pojawił się uśmieszek, szybko zerknął na drzwi, po czym skupił
się na zlewie.
-
Dziedzic Slytherina rozkazuje ci się otworzyć – syknął w wężomowie.
Harry
przewrócił oczami z obrzydzeniem.
-
Wystarczy tylko powiedzieć „otwórz się”, palancie – mruknął, gdy kran zabłysnął
jasnym, białym światłem i zaczął się obracać. Zlew zaczął się poruszać, powoli
opadając, aż zniknął z pola widzenia, ukazując dużą rurę, która była
wystarczająco szeroka, by mogła się do niej wsunąć dorosła osoba.
Riddle
z niesmakiem spojrzał w dół w rurę, po czym wyciągnął różdżkę i posłał kilka
zaklęć czyszczących w dół. Ta prosta czynność sprawiła, że Harry zaczął się
zastanawiać, jak często Riddle zapuszczał się do sanktuarium Slytherina. Czy
Komnata Tajemnic była czymś więcej niż miejscem, gdzie Bazyliszek spał dla
Riddle’a? Co jeśli Riddle lata temu ukrył tam coś, co miałoby teraz kluczowe
znaczenie w ich poszukiwaniach?
Zerkając
ostrożnie w stronę zamkniętych drzwi, Riddle w milczeniu skurczył swoje
książki, schował je do kieszeni i wskoczył do rury. Harry podszedł do niej,
chcąc zobaczyć więcej wspomnień, ale owinęło się wokół niego ramię i odciągnęło
go do tyłu. Wszystko natychmiast zaczęło wracać do normy. Pokój pojaśniał,
latarnie zgasły, a powietrze wypełniło uczucie wilgoci. O dziwo wejście do
Komnaty Tajemnic pozostało otwarte.
-
Harry! – krzyknął Kingsley Shacklebolt, zmuszając Harry’ego do odwrócenia się i
spojrzenia mu w oczy. – Otrząśnij się z tego! Cokolwiek widzisz, nie jest to
prawdziwe!
Harry
wpatrywał się w Kingsleya zdezorientowany. Wysoki, czarnoskóry auror miał na
sobie płaszcz, ale rozpięty z przodu, odsłaniając nocne ubranie pod spodem.
-
Co ty tu robisz? – zapytał bez ogródek.
-
Oczywiście powstrzymuję cię przed zniknięciem w systemie kanalizacyjnym
Hogwartu – powiedział sucho Kingsley, robiąc ostrożny krok w tył. – Czy już
wszystko w porządku?
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się nieznacznie. On
nie widział Riddle’a. Nie ma pojęcia, co się właściwie działo.
-
Eee… kiedy tu dotarłeś? – zapytał ostrożnie Harry.
Kingsley
spojrzał na Harry’ego podejrzliwie.
-
Widziałem, jak opuszczasz kwatery bez nadzoru i poszedłem za tobą – powiedział
surowo. – Fakt, że nawet mnie nie zauważyłeś był znakiem, że coś było nie tak.
Zechcesz wyjaśnić, z kim rozmawiałeś i dlaczego syczenie do zlewu przyniosło
taką reakcję?
Harry
potarł kark z dyskomfortem. „Oddział ochronny Harry’ego Pottera” otrzymał
częściowe wyjaśnienie dziwactw związanych z Harrym. Wiedzieli, że jest
naturalnym uzdrowicielem, wężoustym, empatą i potrafi połączyć się z Hogwartem
dzięki swoim empatycznym zdolnościom. Po prostu nie wiedzieli, jak silne może
być to połączenie.
-
Hogwart chciał mi coś pokazać – powiedział Harry, wzruszając ramionami. –
Myślę, że wysłał mi sny, żeby mnie tu zaprowadzić.
-
Do łazienki dla dziewczyn? – zapytał sceptycznie Kingsley.
-
Niezupełnie – sprzeciwił się Harry. – Chciał, żebym poszedł do Komnaty
Tajemnic, która ma ukryte wejście w łazience dla dziewczyn.
Kingsley
wpatrywał się w Harry’ego przez dłuższą chwilę, jego twarz była surowa i
częściowo niedowierzająca.
-
Bardzo wątpię, by zamek chciał, żebyś wskoczył do rury bez mówienia o tym
nikomu, mając na sobie nocne ubranie i nie mając broni – powiedział z
powątpiewaniem, lekko popychając Harry’ego w stronę drzwi. – Myślę, że najpierw
powinniśmy to omówić z twoim ojcem chrzestnym. Jeśli on się zgodzi, wtedy
pogadamy.
Stwierdzenie,
że Syriusz był niezadowolony z raportu Kingsleya było niedopowiedzeniem, ale to
nie powstrzymało go przed ruszeniem do działania i stworzenia zespołu
badawczego wraz ze wszystkim, czego potrzebowaliby, by zapuścić się do Komnaty
Tajemnic. Godzinę później wszyscy, którzy mieli wziąć udział w ekspedycji, byli
już ubrani i gotowi. Tonks, Hermiona i Ron zostali, by kontynuować bieżące
badania i udzielić pomocy na wypadek, gdyby coś wydarzyło się w Komnacie
Tajemnic.
Ron
nie był zadowolony z takiego ustawienia, ale „dorośli” już postawili na swoim.
Ubrani w ochronne ciuchy, Harry, Syriusz, Remus i Kingsley zeskoczyli z
różdżkami w pogotowiu rurą, która przypominała oślizgłą, ciemną ślizgawkę.
Można było zobaczyć inne, mniejsze rury, rozgałęziające się we wszystkich
kierunkach. Obracali się w kółko, nim opadli stromo w dół, co spowodowało u
Harry’ego mdłości i zamknął oczy w chwili, gdy rura się wypoziomowała.
Wystrzelił z końca i natychmiast podwinął nogi, by wylądować w pozycji
przykucniętej.
Otwierając
oczy, Harry rozejrzał się i rozpoznał wilgotną podłogę ciemnego, kamiennego
tunelu pokrytego kośćmi szczurów oraz czarne i oślizgłe ściany. Odsunął się na
bok, gdy Syriusz wyleciał z rury, a za nim Remus i w końcu Kingsley. Ich
lądowanie nie było tak wdzięczne, ponieważ nie spodziewali się tego.
-
To było interesujące – mruknął Syriusz, otrzepując rękawy. – Jesteśmy teraz na
dole, ale jak wrócimy na górę?
Harry
zerknął na Syriusza z uniesioną brwią, usuwając kości machnięciem różdżki.
-
Jestem pewny, że coś wymyślimy – powiedział, odwracając się w stronę tunelu. –
Uważaj, gdzie stąpasz i jakich zaklęć używasz. Ostatnim razem, gdy tu byłem,
doszło do zawalenia tunelu. – Harry zaczął iść, wiedząc, że wszyscy wkrótce
pójdą za nim. W tej chwili naprawdę nie mógł sobie pozwolić na rozproszenie
uwagi. Słaba obecność mroku już powodowała u niego ból głowy.
Szybkie
Lumos dostarczyło wystarczająco
światła, by Harry mógł zobaczyć, co znajduje się bezpośrednio przed nim. Nie
minęło dużo czasu, nim zauważył duże kawałki gruzu, pozostałe po zaklęciu
pamięci Lockharta, które lata temu wypaliło przeciwko niemu. Dziura w gruzach
wydawała się teraz o wiele mniejsza. Musiał przykucnąć i przejść bokiem, żeby
się zmieścić. To z pewnością dowodzi, że
przez ostatnie cztery lata trochę urosłem.
Nie
wszystkim było tak łatwo prześlizgnąć się przez otwór. Syriusz i Kingsley
właściwie musieli ostrożnie usunąć kawałki po każdej stronie, nie powodując
kolejnego zawału. Gdy wszyscy przeszli, szli dalej tunelem, zakręt za zakrętem.
Ciemność otaczająca Harry’ego narastała z każdym krokiem, powodując, że drżał
bez względu na to, jak starał się to ukryć. Jedynym powodem, dlaczego nikt tego
nie zauważył było to, że byli zbyt pochłonięci otoczeniem. Jedno to wiedzieć o
istnieniu Komnaty Tajemnic, ale zupełnie inną rzeczą było ją zobaczyć.
Wkrótce
minęli ostatni zakręt i zobaczyli solidną ścianę z wyrzeźbionymi w niej dwoma,
splecionymi wężami. Szmaragdy reprezentujące ich oczy błyszczały w świetle
różdżki Harry’ego. Wypuszczając drżący oddech, Harry skupił się całkowicie na
dwóch wężach, po czym powiedział „otwórz się” niskim, cichym głosem.
Węże
rozstąpiły się, ściana pękła i ogarnął ich cuchnący smród. Harry natychmiast
zakrył usta i nos, obawiając się, że wkrótce straci wszystko, co miał w
żołądku. Z pewnością nie był na to przygotowany, choć powinien był się tego
spodziewać. Przez ostatnie cztery lata w środku rozkładał się martwy
bazyliszek.
Tak
szybko, jak przytłoczył ich smród, zniknął on, pozostawiając tylko wilgotny,
spleśniały zapach, do którego Harry mógł się przyzwyczaić. Otarły się o niego
delikatne fale otuchy, dając mu znać, co się właśnie wydarzyło. Hogwart po raz
kolejny wyciągnął pomocną dłoń. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy
spojrzał w miejsce, w którym przesuwana ściana wsunęła się głęboko z pola
widzenia, odsłaniając bardzo długą i słabo oświetloną komnatę. Czasami naprawdę
pomagało mieć po swojej stronie magiczny zamek.
-
Co się stało? – zapytał Remus, ostrożnie wciągając powietrze.
-
Hogwart usunął rozkładającego się bazyliszka – odpowiedział Harry, pocierając
kark przez wejściem do komnaty. Z Syriusza, Remusa i Kingsleya wylewały się
fale zdenerwowania i ostrożności, gdy podbiegli, by nadrobić odległość. Harry
patrzył przed siebie, ignorując wysokie, kamienne filary, oplecione rzeźbionymi
wężami, wznoszące się w ciemność, która zakrywała sufit. Ich kroki odbijały się
głośnym echem od ścian, sprawiając, że wszystko wydawało się bardziej
przerażające niż było.
Szli
w całkowitej ciszy, póki nie dotarli do ostatniej pary filarów i stanęli przed
dużym posągiem tak wysokim, jak sama Komnata w kształcie Salazara Slytherina.
-
Myślicie, że Slytherin próbował sobie coś zrekompensować? – zapytał z
ciekawością Syriusz.
Kingsley
prychnął, podczas gdy Remus tylko potrząsnął głową z rozdrażnieniem.
-
Czy chcę wiedzieć, o czym mówisz? –
zapytała ostrożnie Tonks przez słuchawkę.
-
Chyba nie – powiedzieli jednocześnie Syriusz i Remus.
-
Wygląda na to, że musisz uważać na słowa, Syriuszu – powiedział sucho Kingsley.
Syriusz
spojrzał na Kingsleya z uniesioną brwią.
-
Najwyraźniej nie znasz dobrze Tonks, prawda? – zapytał.
Harry
westchnął z frustracją, przesuwając dłonią po twarzy. Wiedział, że wszyscy są
niespokojni, ale naprawdę nie chciał w tej chwili radzić sobie z czwórką
kłócących się dorosłych. Cóż, Syriusz,
Remus i Tonks będą się sprzeczać, podczas gdy Kingsley będzie próbował
kontrolować sytuację.
-
Rozdzielmy się i rozejrzyjmy – przerwał im Harry. – Nie dotykajcie niczego bez
wcześniejszego sprawdzenia. – Odszedł w lewo, nie czekając na odpowiedź i
zaczął szukać. Chciał to mieć za sobą. Czy prosił o zbyt wiele?
-
Harry? – zapytał Remus łagodnie, doganiając go. – Harry, co się stało?
-
Weźmy się po prostu do pracy, dobrze? – zapytał Harry, szczypiąc nasadę nosa. –
Im szybciej znajdziemy to, co jest tu na dole, tym szybciej będziemy mogli
wrócić do poszukiwania horkruksów.
-
Tonks, Ron i Hermiona nad tym pracują, Harry – powiedział ostrożnie Remus,
poruszając się, by napotkać jego spojrzenie.- Tonks jest z nami w stałym
kontakcie, więc będziemy wiedzieć, gdy tylko coś znajdą. Co cię tak naprawdę
niepokoi?
-
Po prostu myślę, że marnujemy czas – nalegał Harry i wrócił do swoich
poszukiwań. Ciemność wokół niego rosła, ale nie odważył się o tym wspomnieć.
Jak powiedzieć ludziom, że można wyczuć czarną magię bez pomocy zaklęć? O tym
się praktycznie nie słyszy. Tak samo jak
o empatach i naturalnych uzdrowicielach, ale to dobrze znany fakt, że nie
jestem normalny.
Poszukiwania
były długie i frustrujące, bez wyników. Rozdzierający ból głowy pogarszał
sytuację Harry’ego. Ciągła obecność ciemności naprawdę zaczynała na niego
wpływać, zmuszając go do coraz większego dystansu między sobą a resztą grupy.
Wystarczająco złe było słyszenie wszystkiego, co mówili, prosto w uchu. Nie
sądził, by mógł sobie poradzić z ciągłymi pytaniami, czy coś jest nie tak.
Niewielka pomoc byłaby bardzo
mile widziana.
Niemal
natychmiast Harry poczuł lekkie przyciąganie w stronę ściany za posągiem
Slytherina. Podszedł ostrożnie i skrzywił się, gdy jego ból głowy nieco się
nasilił. Jasne myślenie stawało się trudne. Każdy krok wydawał się trwać
wieczność, ale przyspieszenie tempa wymagało zbyt wielkiego wysiłku. Kiedy jego
palce w końcu oparły się o wilgotną ścianę, Harry mógł jedynie odetchnąć z ulgą.
Przynajmniej miał się teraz o co oprzeć.
Opierając
czoło o chłodną ścianę, Harry westchnął, gdy ból nieznacznie zmalał. Nie
potrafił wyjaśnić, dlaczego tak się teraz stało. Był po prostu wdzięczny, że
mógł rozważyć swój kolejny krok bez bólu głowy. Było jasne, że za ścianą jest
ukryta jakaś komnata. Teraz pytanie brzmiało, kto ją tam umieścił? Slytherin
czy Voldemort?
Korzystając
z szansy, Harry zamknął oczy i skupił się na mówieniu w języku węży.
-
Otwórz się w imię Slytherina, największego z czwórki Hogwartu – syknął w wężomowie.
Efekt
był natychmiastowy. Cała komnata zaczęła się trząść, gdy ściana powoli
przesunęła się, tworząc w jej środku dziurę. Harry odruchowo cofnął się,
podczas gdy Syriusz, Remus i Kingsley podbiegli do niego. Nikt nie powiedział
ani słowa, gdy pojawił się mały pokój wypełniony książkami, skrzyniami i
artefaktami. Syriusz wydał z siebie okrzyk radości i wbiegłby do środka, gdyby
Kingsley go nie powstrzymał.
-
Przydałoby ci się trochę powściągliwości, Syriuszu – poradził Kingsley.
-
Zgadzam się – dodał Remus. – Zakładajcie rękawice ochronne i zaklęcia.
Wszyscy
mieli już założone rękawice, więc rzucenie odpowiednich zaklęć nie trwało
długo, co pozwoliło im ostrożnie wejść do ukrytego pomieszczenia. Wyczuwał
słabą obecność czarnej magii, ale w niczym nie przypominało to tego, co czuł
wcześniej. Zamykając oczy, Harry ostrożnie sięgnął zmysłami i pozwolił, by
pociągnęły go w prawo. Szedł jak w transie, póki jego stopa nie uderzyła w coś
twardego. Harry szybko otworzył oczy i zobaczył przed sobą półki ze starymi,
zakurzonymi książkami. Niektóre z nich wyglądały, jakby były na skraju rozpadu,
podczas gdy inne wyglądały, jakby nigdy ich nie czytano.
Nie
wyczuwając przytłaczającej obecności czarnej magii, Harry sięgnął i zaczął
strzepywać kurz. Wydawało się, że było tam wszystkiego po trochu. Transmutacja,
zaklęcia, obrona, eliksiry, zielarstwo, astronomia, magiczne stworzenia,
historia, czarna magia, czarodziejskie zwyczaje, prawo czarodziejskie, magiczne
mity, magiczne zdolności, pełna historia założycieli Hogwartu…
Harry
sapnął, chwytając książkę i otwierając ją. Książka została napisana w staro
angielskim stylu, który był trudny do odczytania. Harry powoli opadł na kolana,
próbując zignorować hałas, który robili inni. Badali wszystkie artefakty w
nadziei, że jeden z nich może być horkruksem. Harry wiedział, że nie będzie to
dla nich tak łatwe oraz to zbyt trudne dla Voldemorta. Jaki był sens chowania
swojej duszy w czymś, co było ukryte w miejscu, do którego nikt nie miał
dostępu?
Przytrzymując
książkę obronnie do piersi, Harry skupił się na pozostałych tomach. Być może
było tu coś o horkruksach, co mogło im pomóc. Voldemort najwyraźniej spędził tu
dużo czasu, więc może tylko dlatego Hogwart był tak zdecydowany, żeby się tu
zapuścili. To była ich okazja, by dowiedzieć się, co Voldemort badał, zanim
faktycznie został Lordem Voldemortem.
-
Znalazłeś coś, Harry? – zapytał z zaciekawieniem Remus, kładąc dłoń na ramieniu
Harry’ego.
Harry
podał mu książkę i patrzył, jak oczy Remusa poszerzają się do nienaturalnych
rozmiarów w chwili, gdy zorientował się, czym była książka.
-
Myślisz, że to pomoże? – zapytał.
Remus
skinął głową, powoli przewracając strony.
-
Uważano, że ta książka została zniszczona wiele lat temu – powiedział z
podziwem. – Uważa się, że to najdokładniejsze przedstawienie Założycieli i
stworzenia Hogwartu. Jest uważana za bezcenną!
-
W takim razie przyjmuję to za tak – powiedział spokojnie Harry, po czym skupił
się na pozostałych książkach, w myślach zbeształ się za to, że pozwolił, by
frustracja z powodu bólu głowy pokonała go. To
dlatego trzymałem się od wszystkich z daleka.
Remus
spojrzał na Harry’ego z ostrożnym wyrazem twarzy.
-
Co się dzieje, Harry? – zapytał cicho. – Jesteś bardzo spięty.
Dłonie
Harry zacisnęły się w pięści. Nie chciał zaczynać kolejnej rundy rozmowy o jego
uczuciach i z pewnością nie chciał, by wszyscy przesadnie reagowali na zwykły
ból głowy. Chciał tylko, by wszyscy dali mu trochę miejsca do oddychania. Czy
naprawdę prosił o za dużo?
-
Też byłbyś spięty, gdybyś musiał ponownie odwiedzić miejsce, w którym niemal
umarłeś w wieku dwunastu lat – powiedział chłodno Harry. – Czy możemy po prostu
skończyć i się stąd wydostać?
Remus
wpatrywał się przez chwilę w Harry’ego, po czym skinął głową.
-
Jasne, Harry – powiedział spokojnie. – Po prostu daj mi znać, jeśli
potrzebujesz przerwy, dobrze?
Harry
skinął głową i zapadła nieco napięta cisza, gdy przeglądał książkę za książką,
by zobaczyć, czy będą pomocne. Skończyło się na tym, że wyciągnęli kilka
książek i magicznych broni, które mogły przydać się w trudnej sytuacji.
Wszystko zostało umieszczone w osobnym futerale ochronnym, a następnie
skurczone i umieszczone w torbie, którą wyczarował Kingsley. Wszyscy zgodzili
się, że lepiej dmuchać na zimne, zwłaszcza po spakowaniu niektórych przedmiotów.
Ich
transport do łazienki Jęczącej Marty pojawił się w płomieniach wkrótce po tym,
jak opuścili główną część Komnaty Tajemnic. Nie padło żadne słowo, gdy Fawkes
podleciał do Harry’ego, wylądował na jego ramieniu i zaczął śpiewać kojącą
melodię, która sprawiła, że wszyscy się odprężyli. Harry natychmiast poczuł,
jak jego ból głowy powoli się zmniejsza i upadłby z ulgi, gdyby Syriusz go nie
złapał. Fale współczucia, zrozumienia i troski owinęły się wokół niego,
odpychając mrok, który wydawał się go otaczać. Harry był tak wyczerpany, że
nawet nie zauważył, jak Fawkes przeniósł ich ogniem do Kwater Huncwotów.
Dopiero
gdy Fawkes zniknął i Syriusz zaczął prowadzić go do pokoju, Harry zaczął
wyrywać sięz mgły.
-
Co robisz? – zapytał, odsuwając się od Syriusza.
-
Kładę cię do łóżka, ponieważ najwyraźniej nie czujesz się dobrze – powiedział
Syriusz, biorąc Harry’ego pod ramię i prowadząc do najdalszego łóżka. – Fawkes
wyraźnie się ze mną zgadza, ponieważ zabrał nas tutaj, a nie do łazienki Marty.
Naprawdę myślałeś, że nie zauważyliśmy, że coś jest nie tak? Czekaliśmy tylko,
aż się odezwiesz.
Harry
ponownie uwolnił rękę i zatoczył się w kierunku łóżka.
-
To nieważne – powiedział cicho. – Jak długo mam tu zostać za to, że nie
powiedziałem wam o zwykłym bólu głowy?
Syriusz
założył ramiona na piersi, a jego wzrok się nie zawahał.
-
To nie jest kara, Harry – powiedział surowo. – Nie czujesz się dobrze i
potrzebujesz odpoczynku. Wiem, że chcesz, żeby to wszystko się skończyło, ale
nie ma powodu, by naciskać na siebie tak, jak to zrobiłeś w Komnacie. Musisz
nauczyć się akceptować, że są tu ludzie, z którymi możesz podzielić się
ciężarem.
-
Dzielę się ciężarem! – odparował Harry. Wszyscy pomagali w badaniach,
Ministerstwo zajmowało się atakami śmierciożerców, Syriusz i Remus zarządzali
komunikacją i informacją poza murami Hogwartu, a kadra nauczycielska pomagała
mu w nauce. Tak naprawdę niewiele teraz robił bez pomocy, a jednak to wciąż im
nie wystarczało.
-
Harry…
-
Po prostu zostaw mnie w spokoju, Syriuszu – przerwał mu Harry z frustracją i
odwrócił się, ściągając rękawice ochronne. Idź
i wykonaj moją robotę, traktując mnie jak bezradne dziecko. Syriusz
wyglądał przez chwilę, jakby chciał zaprotestować, ale poddał się i wyszedł ze
zgarbionymi ramionami. Harry patrzył, jak odchodzi, wiedząc, co go czeka.
Musiał sprawić, by Syriusz i Remus dostrzegli, że może podejmować własne
decyzje. Ron i Hermiona nie byli zmuszani przez rodziców do kwestionowania
każdego swojego wyboru. Dlaczego on musiał być inny?
^^^
Drzwi
otworzyły się powoli, dzięki czemu światło powoli stworzyło drogę do dwóch
łóżek w małym pokoju. Pierwsze było schludnie zasłane, podczas gdy drugie
zajmowało długie, smukłe ciało, w większości ukryte pod cienkim kocem. Jedyną
widoczną cechą były czarne, rozczochrane włosy, które mogły należeć tylko do
Pottera. Jego plecy były zwrócone w stronę drzwi, ale jego powolny, równy
oddech był znakiem, że rzeczywiście spał.
Dwie
postacie, jedna szczupła, a druga przeciętnej budowy, stały w drzwiach,
obserwując śpiącego Harry’ego, a ich twarze ukryte były w ciemności. Z
niechęcią weszli do pokoju i ruszyli w stronę łóżka. Ich kroki były powolne i
ciche, nie powodowały żadnego dźwięku. Łatwo było uwierzyć, że dwie postacie
stanowiły dla Harry’ego zagrożenie po sposobie, w jaki się poruszały. Ich
ramiona lekko opadały na znak niechęci i zmęczenia.
-
Nie mogę uwierzyć, że Minerva każe nam go budzić – mruknął cicho przeciętnie
zbudowany mężczyzna. – Sądząc po tym, jaki był zirytowany, naprawdę potrzebował
snu.
Szczupły
mężczyzna westchnął.
-
Harry był zirytowany, Syriuszu, ponieważ ponownie nalegałeś, by traktować go
jak dziecko i nie waż się przewracać na mnie oczami. Tak, Harry powinien był
nam powiedzieć, go cierpi, ale jak możemy oczekiwać, że będzie z nami szczery,
kiedy jesteś tu, by sprawić, że czuje się niekompetentny?
-
Fawkes się ze mną zgodził – zaprotestował Syriusz.
-
Fawkes prawdopodobnie wiedział, że Harry nie ma dość cierpliwości, by zostać
zbombardowanym pytaniami – skontrował Remus. – Zwykły środek przeciwbólowy
rozwiązałby problem i mógłby pomóc nam w badaniach. To jest jego sposób na
radzenie sobie ze wszystkim, co się wydarzyło, Syriuszu. Harry musi czuć, że
robi coś, by pokonać Voldemorta, a ty go od tego odciągasz.
-
Nieprawda! – syknął Syriusz przez zęby. – Po prostu o niego dbam. W wieku
siedemnastu lat nie znaliśmy wszystkich odpowiedzi, Remus. Nie możemy
oczekiwać, że Harry będzie inny.
-
Nie wychowywaliśmy się tak, jak Harry – nalegał Remus. – Wiem, że chcesz go
chronić, ale jeśli nie zaczniesz mu ufać, Harry znajdzie własny sposób na
udział w tej wojnie. Czy tego chcesz?
Syriusz
spiorunował Remusa wzrokiem, po czym wzruszył ramionami i łagodnie potrząsnął
ramieniem Harry’ego.
-
Czas na pobudkę, dzieciaku – powiedział cicho. W Harry’ego powoli wlała się
świadomość, gdy odwrócił się na plecy i zamrugał w kierunku dwóch zamazanych
postaci. – Wybacz, Harry, ale Scrimgeour będzie tu, by otrzymać najświeższe
wieści i chce, żebyś ty też tam był.
Harry
jęknął ze zmęczeniem, przecierając oczy i wstał z łóżka. Nie pamiętał, kiedy
odpłynął, wiedział tylko, że było to po tym, jak piąty raz wyobrażał sobie, co
powiedzieć opiekunom, żeby zostawili go w spokoju i pozwolili mu pracować nad
znalezieniem horkruksów bez podważania tego, co robił. Nie wiedzieli, jak to
jest mieć nad sobą coś, co nakłaniał go do zrobienia różnych rzeczy i nie
wiedzieli, jak to jest czuć to, co czuł czasem Harry.
Nie rozumieją i nie ma
sposobu, by zrozumieli.
Remus
wyciągnął Syriusza z pokoju, by Harry mógł się przebrać i spróbować zepchnąć
całą urazę i złość na opiekunów w tył swojego umysłu. Wiedział, że prędzej czy
później dojdzie do konfrontacji, ale Minister Magii nie musiał być jej
świadkiem. Koncentracja się na wojnie była teraz priorytetem, a nie na
problemach rodzinnych i związanym z nimi bagażu emocjonalnym.
Harry
został powitany przez pełną napięcia ciszę, kiedy tylko wyszedł ze swojego
pokoju. Syriusz i Remus siedzieli po przeciwnych stronach Pokoju Wspólnego, nie
patrząc na siebie. Gniew i frustracja zderzały się ze sobą z taką
intensywnością, jakiej Harry nigdy nie czuł u Syriusza i Remusa… przynajmniej w
stosunku do siebie nawzajem. Harry mógł tylko uszczypnąć grzbiet nosa, gdy jego
własna frustracja potęgowała nabrzmiałe emocje. To była naprawdę ostatnia
rzecz, jakiej teraz potrzebowali.
-
Czy chcę w ogóle wiedzieć, co się dzieje? – zapytał cicho.
-
Nie! – powiedzieli szybko obaj mężczyźni.
Harry
przez chwilę wpatrywał się w nim z uniesioną brwią, po czym wzruszył ramionami
i ruszył w stronę drzwi. Syriusz i Remus wyraźnie kłócili się o jedną z dwóch
rzeczy: Harry’ego lub rolę „dzieci” w poszukiwaniach horkruksów. Było
oczywiste, że Syriusz wciąż postrzegał Harry’ego jako bezradne dziecko, które
potrzebowało ratunku przed Dursleyami, a nie młodego mężczyznę, którym się
stał. Harry miał przeczucie, że zawsze tak będzie i musiał się zastanowić, czy
wszyscy opiekunowie tacy byli. Petunia Dursley traktowała Dudleya w ten sposób,
ale wierzyła też, że jej syn był idealnym aniołkiem, podczas gdy w
rzeczywistości był całkowicie inny.
Porównuję Syriusza do ciotki
Petunii. Naprawdę nie może być tak źle, prawda?
Otwarcie
drzwi wydawało się wyrwać Syriusza i Remusa z uporu, bo szybko wstali ze swoich
miejsc, by iść za Harrym. W milczeniu szli do gabinetu profesor McGonagall,
ignorując narastające napięcie między Syriuszem a Remusem. Harry stłumił
sfrustrowane westchnięcie. To zdumiewające, jak dwóch mężczyzn potrafiło w
ciągu chwili zmienić się z nadopiekuńczych rodziców w uparte dzieci. Mam wspaniałe wzory do naśladowania.
-
Gdzie są Ron i Hermiona? – zapytał z ciekawością Harry.
To
wyrwało Syriusza i Remusa z ich pełnego uporu milczenia.
-
W bibliotece z Tonks badają kilka artefaktów, które znaleźliśmy w Komnacie –
powiedział Remus, rzucając Syriuszowi piorunujące spojrzenie. – Możemy do nich
dołączyć po spotkaniu z Ministrem. Wiem, że im ulży, jak cię zobaczą.
Świetnie. Nie chodziło o to, że nie
chciał zobaczyć swoich przyjaciół. Po prostu nie był w nastroju na pytania i
obawy, które z pewnością miały nadejść. Nigdy nie wierzyli w odpowiedź „wszystko
w porządku”. Prawdopodobnie dlatego, że
używałem jej zbyt często, kiedy sprawy były gorsze niż „w porządku”.
-
O czym w ogóle Scrimgeour chce rozmawiać? – zapytał Harry, szczypiąc nasadę
nosa.
-
Nie powiedział – odparł szorstko Syriusz. – To oczywiste, że zaczyna się
niecierpliwić. Wojna z pewnością robi się brzydka i chce, żebyś mu powiedział,
że jej koniec jest w zasięgu wzroku.
Remus
i Harry wpatrywali się w Syriusza z uniesionymi brwiami. Z pewnością nie
przegapili goryczy w jego głosie ani prawdy w słowach. To było zwyczajnie
zaskakujące, że pochodziły od Syriusza. Ten rodzaj wnikliwego komentarza zwykle
nadchodził od Remusa, gdy był w „trybie profesorskim”.
Nie
minęło dużo czas, nim weszli ruchomymi schodami do biura, którego Harry unikał
od śmierci profesora Dumbledore’a. Wiedział, że to dziecinne, ale naprawdę nie
chciał sobie przypominać o tym, co wydarzyło się w biurze zaledwie kilka godzin
przez śmiercią Dumbledore’a. W mgnieniu oka dotarli na szczyt schodów i z
lekkim wahaniem weszli do okrągłego biura.
Przez
krótką chwilę Harry sądził, że ponownie widzi Dumbledore’a siedzącego za
biurkiem, ale po mrugnięciu zdał sobie sprawę, że to tak naprawdę profesor
McGonagall. Biuro wyglądało dokładnie tak, jak Harry zapamiętał, srebrne
instrumenty wszędzie wirowały i prychały na stołach o wrzecionowatych nogach.
Miecz Gryffindora wciąż był w szklanej gablocie, Tiara przydziału leżała na
półce za biurkiem, a żerdź Fawkesa była tam, gdzie Harry zapamiętał, jednak
stała pusta. Jedyna znacząca różnica polegała na tym, że do ogromnej grupy
zmarłych dyrektorów i dyrektorek dołączył nowy portret. Harry prawie sapnął na
widok profesora Dumbledore’a, drzemiącego w złotej ramie, nieświadomego
otaczającej go atmosfery.
Dłoń
spoczęła na ramieniu Harry’ego, wyrywając go z myśli.
-
Nie wiemy, kiedy się obudzi, Harry – powiedział ze współczuciem Remus. – Ale
kiedy się obudzi, będzie miał osobowość Dumbledore’a, choć z pewnymi różnicami.
Harry
z roztargnieniem pokiwał głową. W ten sposób Remus mówił, że nawet jeśli
wyglądał jak profesor Dumbledore, tak naprawdę nim nie był. Prawdziwy
Dumbledore został zamknięty w grobowcu na zewnątrz na błoniach. Odszedł i już nie wróci.
-
Witaj, Harry – powiedziała profesor McGonagall ze współczującym uśmiechem,
wstając. – Przepraszam, że dałam wam tak mało czasu, ale Minister niezwykle
nalegał. Tym razem nie zadowoli się wiadomościami.
-
To nie jest zaskakujące, Minervo – powiedział z namysłem Remus, prowadząc
Harry’ego do jednego z krzeseł przed biurkiem profesor McGonagall. – Harry
stawił czoła Voldemortowi więcej razy niż ktokolwiek inny. Jeśli Scrimgeour
chce uzyskać informacje, zapyta eksperta.
-
Nie jestem ekspertem – wtrącił Harry. – Voldemort ma zwyczaj mnie nie doceniać.
Naprawdę nie ma się czym chwalić.
Syriusz,
Remus i profesor McGonagall wymienili spojrzenia, ale milczeli, co
prawdopodobnie było dobrą rzeczą, ponieważ chwilę później płomienie w dużym
kominku zmieniły kolor na zielony, ożyły i odsłoniły wirującego w nich
czarodzieja, wyrzucając go chwilę później na dywan. Profesor McGonagall
wydawała się przybrać zupełnie inną postawę. Jej plecy wyprostowały się lekko,
nadając jej bardziej władczą prezencję, a na jej twarzy pojawiło się surowe
spojrzenie. To była profesor McGonagall, którą zwykle spotykali uczniowie,
którzy zrobili coś złego.
Rufus
Scrimgeour wyglądał dokładnie tak, jak Harry zapamiętał… jak stary lew. W jego
grzywie brązowych włosów i krzaczastych brwi dało się zobaczyć nieco więcej
siwizny, ale jego bystre, żółtawe oczy za okularami w drucianych oprawkach były
tak samo czujne, jak zawsze. Usunął popiół ze swoich długich, czarnych szat i
odwrócił się do Harry’ego z wyrazem zadowolenia na twarzy.
-
Ach, pan Potter – powiedział Scrimgeour, kiwając głową. – Dziękuję za spotkanie
ze mną.
Harry
patrzył na Scrimgeoura przez dłuższą chwilę.
-
Miałem wrażenie, że żąda pan rozmowy ze mną – powiedział spokojnie, siadając. –
Czy zostałem wprowadzony w błąd przez moich opiekunów i dyrektorkę Hogwartu?
Scrimgeour
odchrząknął, pochodząc do krzesła, które zostało wolne, i odwrócił je, by
usiąść twarzą do Harry’ego.
-
To była prośba, panie Potter – wyjaśnił. – Chciałem z tobą porozmawiać o ataku
śmierciożerców na Ministerstwo. Jestem pewny, że jesteś świadom, że próbowali
włamać się do Departamentu Tajemnic. Jestem w rozterce, ponieważ nie wiem,
dlaczego Ten, którego imienia nie wolno wymawiać podjął takie ryzyko, zwłaszcza
w biały dzień.
-
Czego szukali? – zapytał Harry w zamyśleniu.
Scrimgeour
zawahał się przez chwilę, po czym powiedział:
-
Zmieniaczy czasu. Po włamaniu sprawdziliśmy cały spis, ale niczego nie
brakowało.
-
W pokoju ze zmieniaczami czasu czy w całym Ministerstwie? – zapytał Syriusz.
Scrimgeour
zwrócił na niego wzrok.
-
Przepraszam? – zapytał ostrożnie.
Syriusz
założył ręce na piersi.
-
Atak mógł tylko odwracać uwagę – zaproponował. – Odwołałeś aurorów, którzy
stacjonowali na ślubie Weasleyów. To oznacza, że w Ministerstwie nie było ich
wystarczająco, by zająć się problemem. – Scrimgeour najeżył się lekko. – Każdy
auror, który odpowiedział na wezwanie, opuścił swój posterunek, pozostawiając
go otwartym na atak.
-
Zgadzam się – dodał Harry. – Voldemort jest mistrzem manipulacji.
Prawdopodobnie poświęciłby większość swoich śmierciożerców, gdyby to oznaczało
zdobycie większych szans w tej wojnie. Atak na Ministerstwo w środku dnia nie
jest w stylu Voldemorta. Mam wrażenie, że gdyby dostał Zmieniacz Czasu byłby z
tego zadowolony, ale nie przekląłby śmierciożerców do nieprzytomności, gdyby
misja się nie powiodła. Musi pan przyjrzeć się tym, którzy opuścili swój
posterunek, by pomóc Ministerstwu i tam zacząć.
Scrimgeour
potarł podbródek i wypuścił długi oddech.
-
Tego się obawiałem – mruknął, po czym wstał. – W takim razie muszę iść. Jeśli
coś odkryjemy, na pewno damy ci znać, Harry. W końcu toczymy tę walkę razem.
Harry
mógł tylko obserwować, jak Scrimgeour wraca do kominka, łapie trochę proszku
Fiuu i wraca do Ministerstwa. To wszystko, o czym Minister chciał porozmawiać?
Pewnie, może dla Scrimgroura była to wielka sprawa, ale Syriusz i Remus z
łatwością by sobie z tym poradzili. W rzeczywistości Harry wątpił, by rozważał
ukryty motyw, gdyby Syriusz tego nie zasugerował. To był cały dowód, który
Harry potrzebował, by wiedzieć, że choć wszyscy postrzegali go jako przywódcę,
wcale nim nie był. Nie miał wiedzy, która pochodziła tylko z doświadczenia, tak
jak otaczający go dorośli. Był tylko dzieckiem, które pragnęło pomścić tych,
których mu odebrano.
Ten świat jest tak powalony,
że to nie jest śmieszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz