Wiadomość o najnowszym spisku Voldemorta wyciekła do „Proroka Codziennego” następnego dnia wraz z kilkoma opiniami na temat tego, co należy zrobić z problemem wilkołaków”. Niektórzy uważali, że wilkołaki powinny zostać wywiezione, żeby nie stanowiły zagrożenia dla magicznej społeczności, podczas gdy inni sądzili, że są tylko zwierzętami, które należy eksterminować. Było kilku, którzy wierzyli, że wilkołaki też mają prawa, ale nikt nie wydawał się dbać o mniejszość.
Remus z dnia na dzień stał się popularnym źródłem informacji. Ponieważ większość uczniów ufała Remusowi bez względu na jego status wilkołaka, wierzyli, że Remus powie im prawdę, nie przekręcając jej tak, jak zwykł to robić „Prorok Codzienny”. Oczywiście byli też uczniowie, którzy rzeczywiście wierzyli w propagandę „Proroka Codziennego” i nie mieli problemu z wyrażeniem swoich opinii, kiedy mijali Remusa na korytarzach.
Przynajmniej dopóki Syriusz nie podsłuchał pewnych komentarzy i natychmiast zaczął dawać szlabany tym, którzy powiedzieli coś poniżającego na temat Remusa.
Harry również był niezwykle popularny, ponieważ wielu chciało wiedzieć, jak naprawdę wygląda życie z wilkołakiem. Harry’ego irytowało to, że przez jeden artykuł w „Proroku Codziennym” Remus stał się nagle kimś gorszym od człowieka. Remus był wilkiem tylko podczas pełni księżyca. Poza tym był tak samo ludzki jak wszyscy inni. Dlaczego inni nie mogli tego zrozumieć?
Nie tylko uczniowie Hogwartu zadawali pytania. Gdy tylko został opublikowany artykuł, z Remusem skontaktowało się kilku reporterów z różnych publikacji i pracownicy Ministerstwa, by umówić się na spotkanie. Jasne było, że dziennikarze chcieli wywiadu na wyłączność, ale pracownicy Ministerstwa powodowali u wszystkich nerwowość. Albo chcieli wypowiedzi Remusa, albo próbowali zdobyć znanego wilkołaka.
Koniec tygodnia przyniósł ze sobą pierwszą na siódmym roku lekcję obrony przed czarną magią z profesorem Shackleboltem. Wchodząc do klasy, wszyscy byli zaskoczeni, widząc, że wszystkie biurka i krzesła były ustawione pod ścianami, a po pomieszczeniu zostało ustawionych kilka owalnych platform do pojedynku. Fale nerwowości zmieszały się z podnieceniem. Nikt nie spodziewał się czegoś takiego po pierwszych zajęciach.
- Połóżcie wszystkie swoje rzeczy poza różdżką przy ścianie – powiedział profesor Shacklebolt, wchodząc do pokoju i zamykając drzwi. – Dzisiaj będzie dla was wielu ciężkie przebudzenie.
Nikt nie odezwał się słowem, gdy robili, co im nakazano. Harry teraz zrozumiał, co robi profesor Shacklebolt. Chciał pokazać wszystkim surowe realia świata. Członkowie GD dostali już tą lekcję, gdy wielu z nich odniosło obrażenia podczas walki ze śmierciożercami. Fale nerwowości narosły i zmieszały się teraz ze strachem. Profesor Shacklebolt z pewnością wywarł silne wrażenie.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z waszych wcześniejszych doświadczeń z nauczycielami obrony przed czarną magią – powiedział profesor Shacklebolt, powoli obchodząc grupę uczniów. – Mieliście tylko jednego nauczyciela, który skupił się na fizycznym aspekcie obrony przed czarną magią i niestety miał na to tylko pół roku szkolnego. Będziemy działać w ten sam sposób za wyjątkiem kilku drobnych zmian. Na tych zajęciach nie będzie prawdziwej pracy domowej. Zostaniecie całkowicie ocenieni na podstawie wyników na zajęciach. Jeśli chcecie poprawić swoje umiejętności, oczekuje się od was, że będziecie ćwiczyć i prowadzić badania we własnym zakresie. Nie będę tolerować pasożytowania. Każdy, kto nie da z siebie stu procent będzie usunięty z klasy. Czy wyrażam się jasno?
Większość klasy patrzyła na profesora Shacklebolta w szoku, podczas gdy Harry, Ron i Hermiona uśmiechnęli się do siebie szeroko. Było kilka uczennic, które wyglądały, jakby im powiedziano, że będą przez tydzień spać w lesie bez toalety. Parvati Patil i Lavender Brown wydawały się być najbardziej zszokowane z całej grupy, co nie było zaskoczeniem. Parvati i Lavender zawsze bardziej dbały o swój wygląd niż o naukę.
Profesor Shacklebolt rozejrzał się podejrzliwie, po czym znów się odezwał.
- Zapytałem, czy wyrażam się jasno? – zapytał, podnosząc wzrok.
- Tak, proszę pana – odpowiedzieli wszyscy, ale z pewnością w powietrzu wciąż było trochę nerwowości.
- Dobrze – powiedział Shacklebolt, kiwając głową. – Teraz zostaniecie podzieleni na czteroosobowe grupy. Ktokolwiek jest w waszej grupie, będzie się z wami dzisiaj pojedynkował. Wasze grupy będą się zmieniać przy każdym naszym spotkaniu. Nie obchodzi mnie, czy się lubicie z członkami swojej grupy, czy się nienawidzicie. W tym pokoju macie się dogadywać. Wasze pojedynki mają składać się z nieszkodliwych zaklęć, które mogą ogłuszyć lub rozbroić przeciwnika. Użycie jakichkolwiek zaklęć, które mogą wyrządzić krzywdę, spowoduje usunięcie z tej klasy i wymierzenie surowej kary ze strony dyrektorki i być może Ministerstwa.
Pokój wypełniła pełna napięcia cisza. Nikt nie wątpił w powagę Shacklebolta i nikt nie odważył się zapytać, jaka to będzie kara. Harry zignorował dyskretne spojrzenie od Rona i Hermiony, ponieważ wiedział, o czym myślał. Ostrzeżenie padło z jednego powodu: jego obrony. W klasie było kilku uczniów połączonych ze zwolennikami Voldemorta, którzy mogliby wykorzystać swoją pozycję. Shacklebolt podszedł do swojego biurka z przodu klasy i podniósł rolkę pergaminu.
- Kiedy przeczytam wasze nazwiska, idźcie na wyznaczoną platformę i czekajcie na dalsze instrukcje – oznajmił. – Podest pierwszy: Terry Bott, Padma Patil, Harry Potter i Blaise Zabini. – Poczekał, aż czwórka uczniów podejdzie do podestu z przodu sali, po czym kontynuował. – Podest drugi: Hannah Abbot, Hermiona Granger, Neville Longbottom i Millicent Blustrode.
Każdemu powoli przydzielono platformę. Wydawało się, że tematem dnia było scalanie domów. Większość grup miała członka z co najmniej trzech domów i żadna grupa nie miała więcej niż jednego Ślizgona. Ron miał nieszczęście zostać przydzielonym do grupy z Tracy Davis, Erniem Macmillanem i Lavender Brown. To był jeden pojedynek, którym Harry się denerwował. Lavender nie powiedziała jeszcze ani słowa do Rona od ich zerwania w zeszłym roku. Wydawało się, że woli udawać, że chłopak nie istnieje i skupić się na swoim obecnym chłopaku, kimkolwiek on jest.
- A teraz – powiedział głośno Shacklebolt, przyciągając uwagę wszystkich. – Zdecydujcie o kolejności swoich pojedynków i zaczynajcie.
Rozległy się rozmowy, a Padma, Terry i Zabini odwrócili się do Harry’ego i popatrzyli wyczekująco. Harry westchnął i zmusił się do spokoju. Dlaczego wszyscy zakładali, że to on podejmie za nich decyzję?
- Kto chce pierwszy? – zapytał.
Zabini parsknął, splatając ręce na piersi, a jego długie, skośne oczy piorunowały Harry’ego. Wylewały się z niego fale zazdrości i urazy, nie pozostawiając wątpliwości, co naprawdę czuł.
- Co to za różnica? – zapytał złośliwie. – Wszyscy wiemy, że wszystkich pokonasz i będziesz się popisywał przed resztą.
-
Zamknij się, Zabini - warknęła Padma, po czym chwyciła Harry’ego za rękę. -
Najpierw ja się będę z tobą pojedynkować, Harry - stwierdziła i wskoczyła na
podest, a Harry wszedł za nią. - Naprawdę niektórzy ludzie powiedzą wszystko,
żeby poczuć się lepiej.
-
Wiesz, że to prawdopodobnie nie była najmądrzejsza rzecz? - zapytał Terry
Zabiniego na tyle głośno, żeby Harry i Padma słyszeli. - Harry wie o wiele
więcej o pojedynkach niż reszta z nas, co oznacza, że możemy się od niego wiele
nauczyć. - Zabini przewrócił oczami i przeniósł wzrok na Padmę i Harry’ego, gdy
ci zajmowali swoje miejsca na przeciwnych końcach platformy.
-
Pamiętajcie - oznajmił profesor Shacklebolt, - nic, co może zaszkodzić. Chcę
zobaczyć kreatywność. Zaklęcie rozbrajające nie jest jedynym sposobem na
rozbrojenie przeciwnika. Chcę też, abyście używali zaklęć niewerbalnych.
Przeciwnik będzie miał zbyt łatwo, jeśli będzie wiedział, co leci w jego
stronę. Zaczynajcie!
Harry
skupił uwagę z powrotem na Padmie i musiał uniknąć zaklęcia wymierzonego w jego
głowę. Przekręcając górną część ciała w lewo, Harry machnął ręką za plecami,
celując różdżką w Padmę i rzucając w nią zaklęcie. Zablokowała je w ostatniej
chwili, uśmiechając się niewinnie.
-
Broń się - powiedziała pogodnie Padma.
-
Dzięki za ostrzeżenie - rzucił sucho Harry, po czym rzucił się do ofensywy.
Natychmiast posłał zaklęcie oszałamiające, a za nim zaklęcie potknięcia i
zaklęcie wiążące. Padma zdołała uniknąć i zablokować dwa pierwsze zaklęcia, ale
trzecie uderzyło ją w nogi. Jej ręce przylgnęły do jej boków, nogi zwarły
razem, a całe jej ciało zesztywniało, po czym upadła płasko na twarz.
Terry
wybuchnął śmiechem, gdy Harry zdejmował zaklęcie i pomagał Padmie się podnieść.
-
Widzisz? - zapytał Zabiniego. - Tu nauczyliśmy się, że nie jest mądrze znaleźć
się po przeciwnej stronie niż Harry.
-
Pouczające - powiedział sarkastycznie Zabini. - Czy możemy ruszyć dalej?
Chciałbym wyjść przed obiadem.
-
Przepraszam za to, Harry - powiedziała Padma, zeskakując z platformy. - Nie
spodziewałam się, że uderzysz tak mocno, tak szybko.
-
Wiem - powiedział Harry, podążając jej śladem. - Większość by wierzyła, że
komentarze Zabiniego sprawią, że będę bardziej powściągliwy, co daje mi
przewagę. Nigdy niczego nie zakładaj.
-
Nasza kolej! - ogłosił Terry, wskakując na podest. - Chodź, Zabini. Pokaż mi,
co potrafisz.
Zabini
niechętnie podążył za Terrym, wskakując na platformę i podchodząc na jej drugi
koniec. Ich pojedynek był bardziej tradycyjny. Pokłonili się i pozwolili sobie
zająć odpowiednie pozycje, nim rozpoczęli. Rzucali zaklęcia wolniej i bardziej
strategicznie. To z pewnością nie był pojedynek, który by stoczyli ze
śmierciożercą albo Voldemortem, ale Harry nie zamierzał niczego mówić, biorąc
pod uwagę obecną opinię Zabiniego o nim.
Terry
zdołał pokonać Zabiniego po niemal dwudziestu minutach, ku wielkiej uldze
Harry’ego i Padmy. Oboje myśleli, że zasną, jeśli pojedynek potrwa jeszcze
dłużej. Zabini pochmurnie zeskoczył z podestu, a jego humor był jeszcze gorszy
niż wcześniej. Harry spojrzał na Padmę, która tylko wzruszyła ramionami.
Wyglądało na to, że żadne z nich nie myślało, że Zabini nie umie przegrywać.
-
No dobra - powiedział radośnie Terry. - Skoro się rozgrzałem, pokaż mi, co
potrafisz, Harry.
Harry
przewrócił oczami, wskakując na podest. Nie było nic złego w bawieniu się
przydzielonym zadaniem. Jednak Terry zdawał się nieco przesadzać. Wypuszczając
uspokajający oddech, Harry ostrożnie sięgnął i wychwycił podekscytowanie
wymieszane z lekkimi falami zapału, nerwowości i irytacji innych z
pomieszczenia.
-
Chyba nie wiesz, w co się pakujesz, Terry - powiedział w końcu Harry.
Terry
wyszczerzył się, przyjmując pozycję do pojedynku.
-
Och, zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej mnie upokorzysz, ale przynajmniej
mogę się trochę zabawić – powiedział poruszając brwiami. – Uderz mnie
wszystkim, co masz.
-
Proszę, zrób to, Harry – dodała Padma. – Może wtedy się zamknie.
Pojedynek
rozpoczął się niemal natychmiast. Harry rzucał zaklęcia strategicznie, podczas
gdy Terry próbował uderzyć Harry’ego wszystkim, co mógł wymyślić. Wkrótce Terry
zaczął zwalniać, a jego ruchy stały się powolne. Użył zbyt szybko zbyt wielkiej
mocy, co pozwoliło Harry’emu zyskać przewagę i rozbroić Terry’ego, zanim Terry
zdał sobie sprawę, że jest w niebezpieczeństwie. Uchylając się przed
zbliżającym się zaklęciem, Harry ruszył do przodu i odwrócił się, chwycił
Terry’ego za nadgarstek i wykręcił go, aż Terry został zmuszony do upuszczenia
różdżki.
Padma
zaczęła wiwatować, powodując, że kilka pobliskich grup odwróciło się w ich
stronę. Terry zdołał uwolnić rękę i spróbował strząsnąć ból, piorunując
Harry’ego wzrokiem. Najwyraźniej Terry nie sądził, że fizyczne rozbrojenie
kogoś jest dozwolone, ale profesor Shacklebolt powiedział, że mają być kreatywni.
-
O tym właśnie mówię! – oznajmił profesor Shacklebolt, podchodzą do podestu
Harry’ego. – W klasie pojedynek kończy się w momencie rozbrojenia. W prawdziwym
świecie nie można jednak tak po prostu odejść. Musicie fizycznie walczyć o
życie, bo inaczej zginiecie. Musicie nauczyć się, że tylko właściwa technika
pojedynkowania się zaprowadzi was daleko. Potrzeba umiejętności, trzeźwego
myślenia w obliczu niebezpieczeństwa i improwizacji, by przetrwać przeciwko
tym, którzy mogą was skrzywdzić.
-
Przez pana brzmi to jakby wszyscy chcieli nas zabić, profesorze – powiedział
Zabini znudzonym głosem.
Shacklebolt
przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Zabiniego.
-
Nie wszyscy – wyjaśnił. – Wystarczająco wiele osób, byście potrzebowali się
dowiedzieć, jak się bronić. Niektórzy z was mogą wierzyć, że jesteście
bezpieczni dzięki działaniom swoich rodzin. To nie prawda. Spójrzcie, co się
stało z rodziną Malfoyów. Malfoy senior i jego syn są obecnie w Azkabanie, a
pani Malfoy opuściła kraj. Nie byli bezpiecznie, więc dlaczego wy mielibyście
być?
Kilku
Ślizgonów spojrzało gniewnie na profesora Shacklebolta, zwłaszcza Pansy
Parkinson, która wyglądała, jakby chciała fizycznie zaatakować Shacklebolta. Malfoy
wciąż był bolesnym tematem dla całego domu Slytherin. Przez lata Malfoy był
nieoficjalnym przywódcą swojego domu, pokazując, jak powinni się zachowywać i
kogo powinni nienawidzić. Wydawało się, że Malfoy nie może zrobić nic złego,
mając po swojej stronie profesora Snape’a. Teraz obaj zniknęli, pozostawiając
Ślizgonów bez przywódcy i obrońcy.
Kiedy
lekcja skończyła się, Harry został otoczony przez kilku członków GD, którzy
praktycznie błagali go, by ponownie rozważył kierowanie GD. Było jasne, że
profesor Shacklebolt zamierzał naciskać na rodzaj pojedynków, który od lat stosował
Harry. Zaletą Harry’ego zawsze była nieprzewidywalność w łączeniu obrony
magicznej i mugolskiej. Niestety nikt nie zdawał sobie sprawy, że minęło wiele
czasu, nim znalazł sposób, by oba style działały w komfortowy sposób.
Harry
został uratowany przed błagalnymi spojrzeniami przez niezwykle podekscytowanego
Remusa, który dosłownie odciągnął go, a Ron i Hermiona podążyli za nimi. Nie
padło ani jedno słowo, póki nie weszli do Kwater Huncwotów i nie ujrzeli na
stole góry książek. Każda była otwarta i ułożona w stos. Każdą wolną przestrzeń
pokrywał zużyty pergamin. Większość z nich miała albo notatki przekreślone,
albo zakreślone.
-
Syriusz jest w tej chwili na spotkaniu z Minervą – powiedział szybko Remus,
podnosząc ze stołu zapisany kawałek pergaminu. – Zwęziliśmy możliwości
artefaktów Ravenclaw, których Voldemort mógł użyć, by stworzyć horkruksa. –
Chwycił starą książkę i podał ją Harry’emu. Otworzyła się na stronie ze
zdjęciem misternie wyglądające broszki z krukiem. – Broszka Ravenclaw została
skradziona z muzeum czarodziejów niemal dwieście lat temu. Nigdy jej nie
znaleziono i nikt nie wie, kto ją zabrał.
-
Ale to prawie uniemożliwiłoby znalezienie jej – zaprotestowała Hermiona. – To
byłoby prawdziwe szczęście!
-
Zgadza się, ale jest to niewyjaśnione, więc istnieje taka możliwość –
powiedział stanowczo Remus, podnosząc kolejną książkę i podając ją Harry’emu. –
Okulary Ravenclaw były przekazywane z potomka na potomka, aż siedemdziesiąt
pięć lat temu zostały uszkodzone przez dziecko. Zabrano je do specjalistycznego
sklepu, by je odrestaurować, gdy sklep całkowicie spłonął. Okulary nigdy nie
zostały znalezione w pozostałościach budynku.
Harry
z zamyślonym wyrazem twarzy wpatrywał się w zdjęcie przedstawiające okulary.
Było mało prawdopodobne, by okulary nadal istniały, a jeszcze bardziej
nieprawdopodobne było to, żeby Voldemort je znalazł. Była to jednak możliwość,
której nie dało się zignorować. Dowiedzenie się, gdzie były czarka Hufflepuff i
medalion Slytherina było w zasadzie szczęściem. Kto może powiedzieć, że
„horkruks Ravenclaw” nie został znaleziony w podobny sposób?
-
No i wreszcie – powiedział Remus, podnosząc kolejną książkę i wręczając ją
Harry’emu, – jest kryształowa kula Ravenclaw. Tak naprawdę była pozostawiona w
Hogwacie przez kilkaset lat, po czym jakiś potomek zabrał ją na przechowanie.
Trzy dni później potomek został znaleziony martwy w swoim domu, kryształowa
kula zniknęła z jego kolekcji.
Harry
wpatrywał się w kryształową kulę, która spoczywała na drewnianym stojaku z
wyrzeźbionymi krukami. Ta śmierć była zaskakująco podobna do śmierci Chefsiby
Smith.
-
Kiedy to się stało? – zapytał.
-
Trzydzieści lat temu – odpowiedział Remus. – Wierzono, że zwaśnieni członkowie
rodziny przyczynili się do tej śmierci, ale nigdy niczego nie udowodniono.
I mamy zwycięzcę.
-
Więc jaki jest nasz następny krok? – zapytał Harry.
Remus
przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Harry’ego z uniesioną brwią.
-
Rozpoczniemy pracę nad możliwymi lokalizacjami dwóch horkruksów, a potem możemy
zacząć planować wysłanie zespołów rozpoznawczych, by dowiedzieć się, czy
rzeczywiście jest tam jakiś horkruks – powiedział spokojnie Remus.
Wyraz
twarzy Remusa nie dawał Harry’emu wątpliwości, że „zespół rozpoznawczy” go nie
obejmie. Harry stłumił frustrację, cicho przysięgając, że poruszy ten temat
później. Nie miał zamiaru wysłać kogoś innego na poszukiwanie horkruksa, biorąc
pod uwagę to, co się stało z profesorem Dumbledorem. Horkruks, który znaleźli
na Grimmauld Place był szczęśliwym trafem. Harry wiedział, że to głupie myślenie,
że odzyskanie dwóch pozostałych horkruksów będzie równie wolne od obrażeń.
-
Kto może jechać oprócz nas? – zapytała Hermiona. – Jeśli naprawdę chcemy
zachować w tajemnicy fakt, że szukamy horkruksów, najlepiej byłoby, żeby to
zostało między nami.
-
Zgadzam się – powiedział Remus, kiwając głową. – Dlatego najprawdopodobniej
pójdziemy ja z Syriuszem.
-
Ale to głupie – powiedział bez ogródek Ron, zaskakując wszystkich. Koniuszki
jego uszu zaróżowiły się ze wstydu, ale kontynuował: – Zobaczcie, co się stało
z Dumbledorem. Harry był w stanie pomóc tylko dzięki swojemu treningowi
uzdrawiania. Byłoby głupio nie zabierać Harry’ego, a jeśli zabierzecie jego,
zabieracie też nas.
Remus
wypuścił długi oddech, przeczesując palcami siwiejące włosy.
-
Posłuchaj, Ron…
-
Ron ma rację, Remus – przerwał mu cicho Harry. – Muszę iść. Nie było cię tam,
gdy profesor Dumbledore powoli się zatruwał. To tylko kwestia czasu, nim
Voldemort dowie się, co robimy. Kiedy to się stanie, będziemy potrzebować
wszelkiej pomocy, w tym Tonks i Kingsleya, jeśli będą mogli iść.
-
Syriuszowi się to nie spodoba, wiesz o tym, prawda? – zapytał ostrożnie Remus.
Harry
wpatrywał się uporczywie w Remusa, splatając ramiona na piersi.
-
Syriusz chyba nie lubi niczego, co robię, gdy dotyczy to wojny – odpowiedział
tak spokojnie, jak mógł. – Gdyby Syriusz postawił na swoim, byłbym chroniony
przed wszystkim w nieskończoność. Nie stać mnie na to, zwłaszcza gdy umierają
ludzie.
Remus
uniósł ręce, sygnalizując poddanie.
-
Nie musisz mnie przekonywać, Harry – powiedział łagodnie. – Wiem, że Syriusz
potrafi być całkowicie irracjonalny, kiedy jest nadopiekuńczy. Wiem też jednak,
że Syriusz zachowuje się w ten sposób tylko dlatego, że mu zależy. Chce mieć
pewność, że dożyjesz następnych urodzin bez większej ilości blizn, niż już
masz.
-
Rozumiem, że chce mnie chronić, ale nie może mnie ochronić przed wszystkim –
zaprotestował sfrustrowany Harry. – Nie ma znaczenia to, jak młody jestem.
Byłem tego częścią odkąd miałem roczek. Voldemort zabił moich rodziców, to przez
niego nie żyje Dumbledore i uczynił moje życie tak nienormalnym, jak to
możliwe. Jak mogę nie być w to zamieszany?
Odgłos
chrząknięcia sprawił, że wszyscy szybko odwrócili się i zobaczyli stojącego w
drzwiach Syriusza. Harry i Remus wymienili niepewne spojrzenia. To z pewnością
nie był idealny sposób, w jaki Syriusz mógł się dowiedzieć. Ron i Hermiona
cofnęli się ostrożnie, przygotowując się do ucieczki z pokoju, gdyby to było
konieczne. Nie padło ani jedno słowo, gdy Syriusz podszedł do Harry’ego ze współczującym
wyrazem twarzy i położył dłoń na jego ramieniu.
Fale
zrozumienia zmieszane z nutą strachu wylewały się z Syriusza, gdy wpatrywał się
w Harry’ego.
-
Być może widziałeś więcej niż ktokolwiek powinien w twoim wieku, Harry, ale nie
widziałeś wszystkiego, co mogłeś – powiedział Syriusz. – Widziałem więcej
podczas poprzedniej wojny niż możesz sobie wyobrazić. Czy możesz mnie winić, że
chciałem ci tego oszczędzić?
-
Ale to nie jest twoja decyzja – odparował cicho Harry. – Prędzej czy później
będę musiał stawić czoła Voldemortowi. Trzymanie mnie w naiwności tylko
zwiększy szok, gdy będę musiał się z tym zmierzyć.
Syriusz
westchnął, pochylając głowę. Wokół niego wirowały fale udręki i niechęci. Wtedy
Harry zdał sobie sprawę, przez co przechodził Syriusz. Przy wszystkich zmianach
w ich życiach, Syriusz chciał zatrzymać tą jedną, najcenniejszą rzecz w swoim
życiu: swoją relację z Harrym. Puszczenie Harry’ego wolno oznaczałoby, że jego
obowiązek jako ojca chrzestnego zakończyłby się. Stracili tyle lat z powodu
uwięzienia Syriusza w Azkabanie. Zrozumiałe było, że Syriusz chce trzymać się
tego tak długo, jak mógł.
-
Zawsze będę cię potrzebował, Syriuszu – dodał szczerze Harry. – Wiesz o tym,
prawda?
Syriusz
uśmiechnął się lekko, wciągając Harry’ego do uścisku.
-
Wiem, dzieciaku – wyszeptał, – i wiem, że czasem potrafię być kontrolującym
palantem. Po prostu nie chcę cię stracić.
-
Ja ciebie też – powiedział Harry, oddając uścisk. Wiedział, że dyskusja jeszcze
się nie skończyła. Minie trochę czasu, zanim wymyślą jakiś kompromis, ale to
był jakiś początek. Harry wiedział, że musi zaakceptować to, że chociaż wojna w
dużej mierze od niego zależała, nie było powodu, by wskakiwać od razu w próbę
zakończenia jej. Syriusz wiedział, że akceptowanie faktu, że Harry dorasta nie
oznaczało, że nie będzie mu już dłużej potrzebny. Harry zawsze będzie
potrzebował przewodnictwa Syriusza, ale nie w taki sam sposób, jak wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz